59
Szczegóły |
Tytuł |
59 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
59 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 59 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
59 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TYTU�: Bunt �odzi ratunkowej
AUTOR: Robert Sheckley
- No, powiedzcie prawd�. Czy widzieli�cie kiedy wspanialsze
silniki? - spyta� Joe, mi�dzygwiezdny handlarz starzyzn�. - I
sp�jrzcie tylko na te serwa!
- Hm... - mrukn�� ostro�nie Gregor.
- I na kad�ub - doda� mi�kko Joe. Poklepa� czule l�ni�c� burt�
�odzi. Co zaszcz�cie, zdawa� si� m�wi� ka�dym z tych klepni��,
�e ten p�ywaj�cy klejnottrafi� si� tu w�a�nie wtedy, gdy "As"
potrzebuje �odziratunkowej. - Prezentuje si� rzeczywi�cie nie�le
- przyzna� Joe z wystudiowan� min� cz�owieka, kt�ry w�a�nie si�
zakocha� i ze wszystkich si� pr�buje tego nie okaza�. - Coo tym
my�lisz, Dick?
- Richard Gregor nie odpowiedzia�. ��d� mu si� podoba�a i odni�s�
wra�enie, �e idealnie nadawa�a si� do pracoceanograficznych na
Tridencie. Ale do towaru Joego nale�a�o podchodzi� z rezerw�.
- Dzi� ju� takich po prostu nie buduj� - westchn�� Joe. -
Sp�jrzcie na blok nap�dowy. Nie przedziurawi go nawet m�otem
spadowym. Zobaczcie, jaka wydajno�� uk�adu
ch�odzenia.Przyjrzyjcie si�...
- Ona naprawd� wygl�da nie�le... - powiedzia� powoli Gregor.
Mi�dzyplanetarna S�u�ba Asenizacyjna "As" miewa�a ju� doczynienia
z Joem i nauczy�o j�to ostro�no�ci. Wcale nie dlatego, �e Joe by�
nieuczciwy, sk�d�e znowu. Rupiecie gromadzone przez niego ze
wszystkich zak�tk�w zamieszkanego wszech�wiata dzia�a�y. Ale te
staro�ytne maszyny miewa�y cz�sto w�asne pogl�dy nato, jak
powinna by� wykonana robota, a zmuszane do zmiany utartych
przyzwyczaje�, bywa�y zrz�dliwe i skore do popadania w irytacj�.
- ...ale dla mnie nie musi ona by� ani pi�kna, aniwytrzyma�a, czy
nawet wygodna - ci�gn�� prowokuj�co Gregor. -Chc� mie� za to
absolutn� pewno��, �e jest bezpieczna.Joe skin�� g�ow�.
- To oczywi�cie sprawa podstawowa - powiedzia�. - Wejd�my do
�rodka.Przez w�skie drzwi przesun�li si� do kabiny. Joe podszed�
do tablicy kontrolnej i u�miechaj�c si� tajemniczo, nacisn��
jeden z klawiszy.W tej samej chwili Gregor us�ysza� jaki� g�os,
kt�ry zdawa� si� rozlega� we wn�trzu jego g�owy:
- Jestem ��d� ratunkowa 342-A. Moim podstawowym zadaniem... -
Telepatia? - przerwa� Gregor.
- Bezpo�redni przekaz zapisu - odpar� Joe, u�miechaj�c si�
ponownie, tym razem z widoczn� dum�. - W ten spos�b nie ma
�adnych barier j�zykowych. M�wi�em wam, �e dzi� si� ju� takich
nie buduje.
- Jestem ��d� ratunkowa 342-A - podj�a sw�j przekaz maszyna. -
Moim podstawowym zadaniem jest ochrona przed
wszelakimniebezpiecze�stwem i zachowanie w pe�nym zdrowiu tych,
kt�rzy znajduj� si� na moim pok�adzie. W tej chwili jestem
uruchomiona tylko cz�ciowo.
- Czy mo�e by� co� bezpieczniejszego?! - zawo�a� Joe. - To nie
jest �adna nieczu�a bry�a metalu. Ta ��d� b�dzie si� wami
opiekowa�a. Ona o was zadba!S�owa �odzi wywar�y na Gregorze silne
wra�enie, cho� sama my�l o korzystamiu z �odzi wyposa�onej w
zdolno�� odczuwania nape�ni�a go czym� w rodzaju obrzydzenia. Ale
te� takie paternalistyczne gadgety zawsze go irytowa�y.Arnold nie
mia� �adnych podobnych odczu�.
- We�miemy j�! - wykrzykn��.
- I nie b�dziecie tego �a�owa� - pochwali� t� decyzj� Joe, a w
jego g�osie zad�wi�cza�a ta sama szczera i otwarta nuta, kt�ra
wybitnie dopomog�a mu wzbiciu wielu z jego milion�w.I Gregor mia�
nadziej�, �e nie b�d� �a�owa�.Nast�pnego dnia �R-342-A zosta�a
za�adowana na pok�ad ich statku kosmicznego, kt�ry niezw�ocznie
odpali� w kierunku Tridentu.Planeta Trident, po�o�ona w samym
�rodku Doliny Wschodniej Gwiazdy, zosta�a ostatnio zakupiona
przez spekulantanieruchomo�ci, kt�ry uzna� j� za niemalidealn�
do kolonizacji. Wielko�ci� przypomina�a Marsa, lecz panuj�cy na
niej klimat o wiele bardziej sprzyja� prowadzeniu akcji
zasiedlania. Nie posiada�a�adnej tubylczej ludno�ci, kt�r� trzeba
by�oby wypiera�, �adnych truj�cych ro�lin, �adnych bakterii
chorobotw�rczych. I wprzeciwie�stwie do wielu �wiat�w, na
Tridencie nie by�odrapie�nych zwierz�t. Prawd� m�wi�c, nie by�o
nanim w og�le �adnych zwierz�t. Poza jedn� ma�� wysp� i czap�
polarn� ca�� powierzchni� planety pokrywa� jeden wielki ocean.
Niemniej brak l�d�w by� w znacznej mierze czysto pozorny; wiele
m�rz Tridentu mo�na by�o przej�� w br�d. L�dy po prostu nie
wypi�trzy�y si� jak trzeba.Eksperci "As" uzyskali zlecenie na
skorygowanie tej drobnej usterki.Natychmiast po wyl�dowaniu na
jedynej wyspie Tridentuprzyst�piono do spuszczania �odzi na wod�.
Pozosta�� cz�� dnia zaj�o sprawdzanie i przenoszenie na jej
pok�ad specjalnej aparatury pomiarowo-badawczej. Wczesnymrankiem
nast�pnego dnia Gregor przygotowa� kanapki i nape�ni� wod�
manierk�.Wszystko by�o gotowe do rozpocz�cia prac.Odczepiwszy
liny cumownicze, Gregor zszed� do Arnolda, do kabiny �odzi.
Zprzesadnym namaszczeniem Arnold wcisn�� pierwszy guzik.
- Jestem ��d� ratunkowa 342-A - nada�a telepatycznie ��d�. -Moim
podstawowym zadaniem jest ochrona przed
wszelkimniebezpiecze�stwem i zachowanie wpe�nym zdrowiu tych,
kt�rzy znajduj� si� na moim pok�adzie. W chwili obecnej jestem
uruchomiona tylko cz�ciowo. Dla uzyskania pe�nego rozruchu
prosz�wcisn�� klawisz oznaczony numerem dwa.Gregor dotkn��
drugiego przycisku.Gdzie� we wn�trzu �odzi rozleg� si� st�umiony
chrobot. Poza tym nie nast�pi�o zupe�nie nic.
- To dziwne - powiedzia� Gregor. Ponownie wcisn�� klawisz i
ponownie odpowiedzia� mu jedynie st�umiony brz�k.
- Na moje ucho to co� jakby zwarcie - postawi� diagnoz� Arnold.
Spogl�daj�c przez bulaj, Gregor zobaczy� oddalaj�cy si� z wolna
brzeg wyspy. Poczu�, �eoblatuje go strach - na tej planecie by�o
tak wiele wody, a tak ma�o l�du.Co gorsza, �adne z urz�dze�
kontrolnych na p�ycie rozdzielczej nie przypomina�o w niczym ko�a
sterowego czy rumpla, �adne nie wygl�da�o na sprz�g�o anina
d�wigni� gazu. Jak, u licha, prowadzi si� "cz�ciowouruchomion�"
��d�?
- Musi by� sterowana telepatycznie - orzek� w ko�cu z nadziej�
w g�osie, po czym doda� ju� bardziej stanowczo: - Powoli
naprz�d.Ma�a ��d� ruszy�a przed siebie.
- Teraz troch� w prawo.��d� idealnie reagowa�a na jasne, cho�
niezbyt �eglarskie komendy Gregora.Wsp�lnicy wymienili u�miechy.
- Wyprostuj - rozkaza� Gregor - i ruszaj pe�nym gazem naprz�d.
��d� pomkn�a przez rozmigotane, puste morze.Uzbrojony w latark�
i pr�bnik do sprawdzania obwod�w, Arnold znikn�� w
lukuprowadz�cym do maszynowni �odzi. Prowadzenie bada� by�o na
tyle proste, �e Gregor m�g� sobie doskonale radzi� w pojedynk�.
Wszystkie prace wykonywa�y maszyny, same kre�l�c map� dna
morskiego, zaznaczaj�c na niej przebieg wa�niejszych uskok�w i
lokalizacj� najbardziej obiecuj�cych wulkan�w, a tak�ekierunki
pr�d�w morskich i pionowe ukszta�towanie wypi�trze�. Po
zako�czeniu prac przygotowawczych nast�pny etap rob�t mia� zosta�
zlecony od wykonawcy.To on odtruje wulkany, obsieje uskoki, po
czym, z bezpiecznej odleg�o�ci, naci�nie odpowiedni guzik.I wtedy
na pewien czas Trident stanie si� miejscem ogromnie ha�a�liwym.A
p�niej, wraz z powrotem ciszy, planeta b�dzie mia�a ju� do��
suchego l�du, by zadowoli� nawet najwybredniejszego handlarza
nieruchomo�ci.Wczesnym popo�udniem Gregor uzna�, �e jak na
pierwszy dzie�, wykonali ju� do�� prac kartograficznych. Zjedli
z Arnoldem kanapki i popili je wod� z manierki. Potem za�yli
kr�tkiej k�pieli w krystalicznie czystych zielonkawychfalach
Tridentu.
- Chyba ju� wiem, w czym problem - powiedzia� Arnold. - Kto�
usun�� doprowadzenia do g��wnych aktywator�w. I przeci�� kabel
odprowadzajacy energi�.
- A po co mia�by to robi�? - zdziwi� si� Gregor.Arnold wzruszy�
ramionami.
- Mo�e to jeden z element�w rozbrojenia �odzi - zasugerowa�. -
Naprawa nie zajmie mi du�o czasu.Wczo�ga� si� z powrotem do
maszynowni.Gregor zawr�ci� telepatycznie ��d� w kierunku
wyspy,obserwuj�c, jak jej dzi�b tnie ra�no fale, zmieniaj�c je
w dwie wst�gi zielonkawej piany. W chwilach takich jak ta, wbrew
wszystkim do�wiadczeniom przesz�o�ci, wszech�wiatwydawa� mu si�
miejscem pi�knym i przyjaznym.P� godziny p�niej Arnold wy�oni�
si� z luku, umorusany smarem, lecz z triumfem w oczach.
- Wypr�buj ten klawisz teraz - powiedzia�.
- Przecie� jeste�my ju� prawie u brzeg�w wyspy - powiedzia�. -
No to co? Nie zaszkodzi doprowadzi� t� ��d� do pe�nej
sprawno�ci.Gregor skin�� g�ow� i wcisn�� drugi klawisz.Us�yszeli
seri� delikatnych pikni�� towarzysz�cych w��czaniu si� obwod�w,
a potem pomruk kilku podejmuj�cych prac� urz�dze�. Jakie� �wiat�o
b�ysn�oostr� czerwieni� i mrugn�wszy kilka razy, niemal
natychmiast zgas�o, daj�c zna�, �e zasilanie przej�y generatory.
- No, tak ju� lepiej - powiedzia� Arnold.
- Jestem ��d� ratunkowa 342-A - oznajmi�a telepatycznie ��d�. -
W tej chwili jestem ju� w pe�ni uruchomiona i mog� chroni� tych,
kt�rzy znajduj� si� na moim pok�adzie
- Zaufajcie mi. Moje ta�my akcyjno-reakcyjne, zar�wno fizyczne,
jak i psychiczne, zosta�y przygotowane przez najt�sze umys�y
Dromy.
- Cz�owiek zaraz czuje si� znacznie pewniej, nie uwa�asz? -spyta�
Arnold.
- Tylko co to takiego ta Droma?
- Panowie - ci�gn�a ��d� - spr�bujcie my�le� o mnie nie jak o
bezdusznej maszynie, lecz jak o swoim przyjacielu i towarzyszu
broni. Wiem, co czujecie.Byli�cie �wiadkami zatoni�cia w�asnego
statku, podziurawionego jak rzeszoto przez bezlitosnych i
nieprzejednanych H'gen�w. Ostatkiem si� wczo�gali�cie si�...
- Jakiego statku? - spyta� Gregor. - O czym ona m�wi?
- ...wczo�gali�cie si� na m�j pok�ad, na wp� uduszeni zab�jczymi
oparami wody, ledwie �ywi...
- Chodzi ci o t� nasz� ma�� k�piel? - spyta� Arnold. -Wszystko
ci si� pomiesza�o. Prowadzimy tutaj praceoceanograficzne i...
- ...ledwie �ywi od doznanego szoku, z podupad�ym morale -
doko�czy�a ��d�.
- By� mo�e jeste�cie troch� przestraszeni - doda�a ju� znacznie
�agodniej.
- Je�li tak, to macie do tego absolutne prawo, pozbawieni
kontaktu z flot� Dromy, rzuceni na �ask� fal morza obcej planety,
planety o tak surowym klimacie. Tej odrobiny strachu nie nale�y
si� wstydzi�, panowie. Ale to jestwojna, a wojna to okrutna
rzecz. Nie mamy po prostu innego wyj�cia, jak odeprze�
barbarzy�skich H'gen�w i zmusi� ich do powrotu na w�asn� planet�.
- Musi by� jakie� sensowne wyja�nienie tego jej be�kotu -
powiedzia� Gregor. - Pewnie do jej banku reakcji zapl�ta� si�
jaki� stary scenariusz telewizyjny.
- Trzeba b�dzie zrobi� jej generalny przegl�d - zdecydowa�
Arnold. - Niemo�emy ca�ymi dniami wys�uchiwa� tych
bredni.Zbli�ali si� do wyspy. ��d� w dalszym ci�gu plot�a co� o
domowych ogniskach, dzia�aniach wymijaj�cych,
manewrachtaktycznych i potrzebie zachowaniaspokoju w sytuacjach
tak krytycznych jak ta. I nagle zwolni�a. - O co chodzi? - spyta�
Gregor.
- Przeprowadzam inwigilacj� wyspy - odpar�a ��d�.Gregor i Arnold
spojrzeli po sobie.
- Lepiej jej nie dra�ni� - szepn�� Arnold, po czym g�o�niej ju�
odezwa� si� do �odzi: - Ta wyspa jest w porz�dku.Sprawdzili�my
j� osobi�cie.
- Mo�e i sprawdzili�cie - zaoponowa�a ��d� - ale przyprowadzeniu
nowoczesnych, b�yskawicznych dzia�a� wojennych zmys�om Drom�w nie
nale�y dowierza�.S� zbyt niedoskona�e, zbyt sk�onne do takiej
interpretacji fakt�w, kt�ra by�aby zgodna z ich �yczeniami.
Natomiast zmys�y elektroniczne s� beznami�tne, wiecznie czujne
i, w granicach okre�lonych ich zastosowaniem, bezb��dne.
- Ale tam nic nie ma! - zawo�a� Gregor.
- Dostrzegam obcy statek kosmiczny - odpowiedzia�a ��d�. - Nie
ma na nim znak�w rozpoznawczych Drom�w.
- Nie nosi tak�e znak�w wroga - zauwa�y� Arnold z ca�kowit�
pewno�ci� siebie, poniewa� osobi�cie malowa� staro�ytny kad�ub. -
To prawda, nie nosi. Ale w czasach wojny trzeba zak�ada�, �e co
nie nale�y do nas, nale�y do wroga. Rozumiem waszepragnienie
znalezienia si� zn�w nasta�ym l�dzie. Ale ja bior� pod uwag�
czynniki, kt�re ulegaj�cy emocjom Drom m�g�by przeoczy�. Rozwa�am
t� pozorn� pustk� tak strategicznego kawa�ka l�du;obecno�� nie
oznakowanego statku kosmicznego jak�e kusz�co wystawionego na
przyn�t�; fakt, i� nasza flota nie operuje ju� w tych rejonach;
to, �e...
- W porz�dku, wystarczy. - Gregor mia� ju� absolutnie do�� tej
dyskusji zwygadan� i egoistyczn� maszyn�. - P�y� prosto do wyspy.
To rozkaz.
- Nie mog� wype�ni� tego rozkazu - odpar�a ��d�. - Umkni�cie
�mierci ledwoo w�os wytr�ci�o was powa�nie z r�wnowagi...Arnold
si�gn�� r�k� do wy��cznika i natychmiast j� cofn��, wydaj�c
okrzyk b�lu.
- B�d�cie�, panowie, rozs�dni - powiedzia�a ��d� do�� surowo. -
Tylko wy�szy rang� oficer z uprawnieniami do rozbrajania mo�e
mnie wy��czy�. Dla waszego dobra musz� was ostrzec, by�cie nie
dotykali �adnego z moich urz�dze� kontrolnych.
Jeste�cieniezr�wnowa�eni. Nieco p�niej, kiedy znajdziemy si�w
bezpieczniejszej sytuacji, poddam was odpowiedniej kuracji. Na
razie wszystkie swoje si�y musz� po�wi�ci� na wykrycie i
unikni�cie wroga.Nabra�a gwa�townie szybko�ci i oddali�a si� od
wyspy, klucz�c w niezwykle zawi�y spos�b.
- Dok�d p�yniemy? - spyta� Gregor.
- Po��czy� si� z flot� Dromy! - zawo�a�a ��d� z tak� pewno�ci�
siebie w g�osie, �e wsp�lnicy rozejrzeli si� nerwowo
pobezkresnych, absolutnie pustych wodach Tridentu.
- To znaczy, jak j� tylko odszukam - poprawi�a si� ��d�.By�a ju�
p�na noc. Gregor i Arnold siedzieli obok siebie w k�cie kajuty
i�apczywie jedli ostatni� kanapk�. ��d� w dalszym ci�gu w�ciekle
pru�a fale, wyt�aj�c maksymalnie wszystkie swoje elektroniczne
zmys�y w poszukiwaniufloty, kt�ra p�ywa�a pi�� wiek�w wcze�niej
na zupe�nie innej planecie.
- S�ysza�e� kiedy� o tych Dromach? - spyta� Gregor.Arnold
przeszukiwa� w pami�ci sw�j poka�ny zas�b wiedzy o ma�o istotnych
wydarzeniach historycznych.
- Dromowie to istoty niehumanoidalne, produkt ewolucji jaszczur�w
- stwierdzi�. - Zamieszkiwa�y sz�st� planet� pewnego niewielkiego
uk�adu w pobli�uCapelli. Ca�� rasa wymar�a ponad sto lat temu.
- A ci H'genowie?
- Te� jaszczury; ta sama historia - mrukn�� Arnold znajduj�c
jaki� okruszeki wk�adaj�c go sobie do ust. - To nie by�a �adna
znacz�ca wojna; wszyscy jej uczestnicy ju� dawno przestali
istnie�. Najwyra�niej z wyj�tkiem tej �odzi.
- No i nas - przypomnia� mu Gregor. - Zostali�my wcieleni do
armii Dromy.
- Westchn�� ze znu�eniem. - Czy my�lisz, �e uda nam si� to tej
balii wyperswadowa�?Arnold pokr�ci� z pow�tpiewaniem g�ow�.
- Nie bardzo widz� jak. Z punktu widzenia tej �odzi wojna trwa
nadal.Wszystkie fakty interpretuje wy��cznie na podstawie
tejprzes�anki.
- Pewnie pods�uchuje nas nawet w tej chwili - powiedzia� Gregor.
- Nie przypuszczam. Ona chyba nie potrafi czyta� wszystkich
my�li. Centrapercepcji musi mie� wyczulone wy��cznie na te
skierowane bezpo�rednio do niej.
- Mia�e� pan racj�, Joe - powiedzia� Gregor cierpko - dzi� ju�
si� takich nie buduje. - �a�owa�, �e nie mo�e dosta� w swoje r�ce
mi�dzygwiezdnego handlarza starzyzn�.
- Prawd� m�wi�c, to bardzo interesuj�ca sytuacja - podj�� po
chwili Arnold.
- Mo�e nawet napisz� o tym do "Cybernetyki dla Wszystkich". Oto
mamy maszyn� wyposa�on� w niemal niezawodny system percepcji
bod�c�w zewn�trznych. Odbierane przez ni� impulsy s� natychmiast
logicznie przetwarzane w odpowiednie reakcje. Jedyny problem w
tym, �e zastosowana tu logika opiera si� na nieistniej�cych ju�
za�o�eniach. Tote� mo�na by�oby w�a�ciwie powiedzie�, �e maszyna
ta pad�a ofiar� usystematyzowanego uk�adu z�udze�.Gregor ziewn��.
- Chcesz powiedzie�, �e ta �ajba jest po prostu stukni�ta -rzek�
Gregor bez ogr�dek.
- Totalnie. Mam wra�enie, �e paranoja by�aby odpowiednim
rozpoznaniem. Aleju� wkr�tce b�dzie po wszystkim.
- Sk�d masz t� pewno��?
- To zupe�nie jasne - odpar� Arnold. - Imperatywem tej �odzi jest
utrzymanie nas przy �yciu. Zatem musi nas karmi�. Po kanapkach
nie ma ju� nawet �ladu, a jedyne zapasy po�ywienia znajduj� si�
na wyspie. Wnioskuj� st�d, �e b�dzie musia�a zaryzykowa� i
pop�yn�� z powrotem.Kilka minut p�niej poczuli, �e ��d� nabiera
lekkiegoprzechy�u i zmienia kierunek.
- Ale tam nic nie ma! - zawo�a� Gregor.
- W tej chwili nie mog� zlokalizowa� floty Dromy - odebrali jej
telepatyczny przekaz. - Dlatego te� zawracam, byprzeprowadzi�
szczeg�ow� inwigilacj� wyspy. Na szcz�cie w bezpo�rednim
s�siedztwie nie ma tak�e wrog�w. Mog�wi�c ju� z ca�� moc� mojej
pe�nej uwagi po�wi�ci� si� opiece nad wami.
- Widzisz? - mrukn�� Arnold, tr�caj�c �okciem Gregora. -Dok�adnie
jak przewidywa�em. Teraz trzeba tylko utwierdzi� j� w
przekonaniu, �e dobrze robi. W sam� por� sobie o nasprzypomnia�a�
- powiedzia� do �odzi. - Jeste�myg�odni.
- W�a�nie mo�e by� nas nakarmi�a - za��da� Gregor.
- Ju� si� robi - nada�a ��d� i w tej samej chwili ze �ciany
wysun�a si�jaka� taca. Znajdowa�a si� na niej jaka� ciastowata
bry�a czego�, co wizualnie przypomina�o glin�, lecz �mierdzia�o
jak olej maszynowy.
- Co to ma by�? - spyta� Gregor.
- To jest pryka - odpar�a ��d�. - Podstawowe po�ywienie
wszystkich Drom�w.Potrafi� j� przyrz�dzi� na szesna�cie r�nych
sposob�w.Gregor ostro�nie skosztowa� ciemnej mazi. Smakowa�a
dok�adnie jak glinazmieszana p� na p� z olejem maszynowym.
- Tego nie da si� je��! - zaprotestowa�.
- Oczywi�cie, �e si� da - powiedzia�a ��d� tonem �agodnej
perswazji. - Doros�y Drom spo�ywa pi�� i trzy dziesi�te funta
pryki dziennie i wo�a o jeszcze.Taca przesun�a si� w ich
kierunku. Gregor i Arnold cofn�li si� o krok.
- Chwileczk� - powiedzia� Arnold. - Pos�uchaj. My nie jeste�my
Dromami.Masz przed sob� ludzi, przedstawicieli zupe�nie innego
gatunku. Wojna, w kt�rej wydaje ci si�, �e bierzesz udzia�,
zako�czy�a si� pi��set lat temu.My nie mo�emy je�� pryki. Nasza
�ywno�� znajduje si� na wyspie. - Panowie, spr�bujcie zrozumie�
sytuacj�. Z�udzenie, kt�remu ulegacie, jestu �o�nierzy czym�
zupe�nie powszechnym. To zwyk�y przypadek ucieczki w krain�
wyobra�ni, uchylenia si� od percepcji sytuacji, kt�rej nie mo�na
znie��.Panowie, b�agam was na wszystko - sp�jrzcie w
oczyrzeczywisto�ci!
- To ty sp�jrz w oczy rzeczywisto�ci! - zawo�a� Gregor. - Albo
ka�� ci� rozebra� na �rubki i trzpienie!
- Gro�by nie mog� mnie wytr�ci� z r�wnowagi - nada�a pogodnie
��d�. - Wiem, przez co przeszli�cie. Istnieje nawet mo�liwo��,
�e kontakt z truj�cymi wyziewami wody spowodowa� u was trwa�e
uszkodzenia m�zgu.
- Truj�cymi... - szepn�� Gregor, czuj�c, �e co� go chwyta za
gard�o.
- Wed�ug kryteri�w Drom�w - przypomnia� mu Arnold.
- Je�li oka�e si� to absolutnie nieodzowne - ci�gn�a ��d� -to
mam pe�ne wyposa�enie do przeprowadzenia chirurgicznej operacji
m�zgu. To �rodek bardzodrastyczny, ale w czasach wojny nie mo�na
si� zbytnio pie�ci�. W tym momencie odskoczy�a jaka� klapa i
oczom wsp�lnik�w ukaza� si� rz�d po�yskuj�cych ostrzy
chirurgicznych.
- Czujemy si� ju� znacznie lepiej - powiedzia� pospiesznie
Gregor. - Ta partia pryki wygl�da rzeczywi�cie wspaniale, nie
uwa�asz, Arnold?
- Bardzo smakowicie - powiedzia� Arnold, krzywi�c
si�niemi�osiernie.
- Swego czasu wygra�am og�lnoplanetarny konkurs kulinarny -
wyzna�a telepatycznie ��d� ze zrozumia�� dum�. - Nie ma takiej
rzeczy, kt�rej nie zrobi�abym dla naszych ch�opc�w w mundurach.
Bardzo prosz�, pr�bujcie.Gregor wzi�� z tacy gar�� pryki,
rozsmarowa� sobie troch� na wargach i dyskretnie upu�ci� reszt�
na pod�og�.
- Pycha - powiedzia�, maj�c nadziej�, �e wewn�trzne czujniki
�odzi s� mniej sprawne ni� jej sensory zewn�trzne.Najwyra�niej
by�y.
- To �wietnie - powiedzia�a ��d�. - Kieruj� si� w tej chwili na
wysp�. Aha, obiecuj� wam tak�e, �e ju� za chwil� warunki stan�
si� dla was znacznie bardziej zno�ne.
- Jakie warunki? - spyta� Arnold.
- Panuj�ca tu temperatura jest zab�jczo wysoka. Zdumiewa mnie,
�e do tejpory nie zapadli�cie w letarg. Ka�dy inny Drom ju� by
to zrobi�. Wytrzymajcie prosz� jeszcze chwil�. Ju� wkr�tce obni��
j� do normalnych dla Dromy - dwudziestu stopni poni�ej zera. A
teraz, dla podtrzymania waszego morale, zagramwam nasz hymn
narodowy.Powietrze wype�ni� upiorny, miarowy skrzek. Z zewn�trz
dobiega� st�umionyplusk fal, bij�cych o kad�ub rozp�dzonej �odzi.
Ju� w kilka chwil p�niej w kajucie zrobi�o si� wyra�nie
zimniej.Gregor zamkn�� ze znu�enia oczy, pr�buj�c ignorowa� ch��d
pe�zn�cy wzd�u� r�k i n�g. Zaczyna� by� �pi�cy. Takie ju� moje
szcz�cie, pomy�la�, �e dam si� zamrozi� na �mier� wewn�trz
jakiej� chorej umys�owo �odzi. Oto skutkikupowania
paternalistycznych gadget�w, przeczulonych,humanistycznych
kalkulator�w, przewra�liwionych, emocjonalnych maszyn.Zapadaj�c
w p�sen zacz�� si� zastanawia�, do czego to wszystko
doprowadzi.Przed oczyma stan�� mu ogromny szpital dla maszyn.
Dw�ch robot�w-lekarzy pcha�o d�ugim bia�ym korytarzem, le��c� na
��ku kosiark�. Naczelny robot-lekarz spyta�:
- C� to dolega temu ch�opcu?
- Zupe�nie zbzikowa� - odpar� asystent. - My�li, �e jest
�mig�owcem.
- Aha! - powiedzia� naczelny uczenie. - Deluzjapsychomotoryczna!
Szkoda.Taki sympatyczny facet.Asystent skin�� g�ow�.
- To wszystko z przepracowania - stwierdzi� stanowczo. - Serce
mu p�k�o nak�pie sitowia.Kosiarka poruszy�a si� niespokojnie.
- A teraz jestem trzepaczk� do jajek! - zachichota�a. - Trach,
trach, trach!
- Obud� si� - powt�rzy� Arnold, szcz�kaj�c z�bami i jeszcze raz
potrz�sn�� Gregorem. - Musimy co� zrobi�.
- Popro� j�, �eby w��czy�a ogrzewanie - zaproponowa� Gregor
s�abo.
- Nie da rady. Dromowie �yj� w temperaturze minus dwadzie�cia;
my jeste�my Dromami; minus dwadzie�cia jest dla nas w sam raz i
nie ma co pyskowa�.Biegn�ce w poprzek ca�ej �odzi przewody
aparatury ch�odz�cej pokry�a gruba warstwa szronu. �ciany
zaczyna�y robi� si� bia�e, a na szyby iluminatorawype�z� mr�z.
- Mam pewien pomys� - odezwa� si� ostro�nie Arnold. Rzuci� okiem
na tablic� kontroln�, po czym szepn�� co� Gregorowi do ucha.
- Mo�emy spr�bowa� - odpar� Gregor. Podni�s� z pod�ogi manierk�
z wod�, po czym obaj wsp�lnicy wstali i odeszli w najdalszy k�t
kajuty.
- Co tam robicie? - spyta�a ostro ��d�.
- Mamy zamiar troch� po�wiczy� - wyja�ni� Gregor. - �o�nierze
Dromy musz� dba� o zachowanie sprawno�ci fizycznej, sama o tym
wiesz.
- To prawda - potwierdzi�a niepewnie ��d�.Gregor rzuci� manierk�
do Arnolda.Arnold zachichota� i odrzuci� manierk� Gregorowi.
- Tylko ostro�nie z tym pojemnikiem - ostrzeg�a ��d�. - Jest
nape�niony �mierteln� trucizn�.
- B�dziemy uwa�a� - odpar� Gregor. - Zabieramy j� ze sob� do
kwatery g��wnej. - Rzuci� manierk� do Arnolda.
- Dow�dztwo naczelne mo�e kaza� j� rozpyli� nad armi� H'gen�w -
doda� Arnold.
- Naprawd�? - zaciekawi�a si� ��d�. - To interesuj�ce. Nowe
zastosowanie tej...Nagle Gregor rzuci� manierk� w przewody
ch�odz�ce. Rura p�k�a i wype�niaj�ca j� ciecz zacz�a sp�ywa� na
pod�og�.
- Fatalny rzut, staruszku - powiedzia� Arnold.
- Ale� ze mnie niezdara! - zawo�a� Gregor.
- Powinnam by�a podj�� �rodki zabezpieczaj�ce przed wypadkami na
pok�adzie - nada�a ��d� pos�pnie. - To ju� si� nie powt�rzy. Ale
sytuacja jestbardzo powa�na. Nie jestem w stanie w�asnymi si�ami
naprawi� tych przewod�w.Nie jestem w stanie odpowiednio ch�odzi�
kabiny.
- Gdyby� wysadzi�a nas na brzegu wyspy - zacz�� Arnold - tylko
na chwilk�...
- To wykluczone! - zawo�a�a ��d�. - Moim podstawowym zadaniem
jest utrzymanie was przy �yciu, a w klimacie tej
planetyzgin�liby�cie prawie natychmiast. Dlatego te� b�d� musia�a
podj�� odpowiednie �rodki dla zapewnieniawam bezpiecze�stwa.
- Co masz zamiar zrobi�? - spyta� Gregor, czuj�c, �e �o��dek
kurczy mu si�ze strachu.
- Nie mam ani chwili do stracenia. Zbadam jeszcze raz ca�� wysp�.
Je�li niewykryj� na niej �adnych �lad�w naszych wojsk, pop�yniemy
do jedynego miejscana tej planecie, gdzie panuj� warunki
odpowiednie do utrzymania przy �yciu Drom�w.
- To znaczy gdzie?!
- W okolice po�udniowej czapy polarnej - odpar�a ��d�. -Tamtejsza
temperatura jest niemal idealna. Szacuj�, �e jakie� trzydzie�ci
stopni poni�ej zera.Silniki rykn�y na podw�jnych obrotach, a
��d� doda�a tonem usprawiedliwienia:
- I oczywi�cie musz� si� zabezpieczy� przed dalszymi wypadkami
na moim pok�adzie.Kiedy ruszy�a pe�n� szybko�ci� w kierunku
wyspy, us�yszeli ciche szcz�kni�cie zamk�w, odcinaj�cych im drog�
wyj�cia z kabiny.
- My�l! - ponagli� Arnold.
- Nic innego nie robi� - warkn�� Gregor. - Tyle �e nic mi z tego
nie wychodzi.
- Musimy si� z niej wydosta�, kiedy podp�ynie do wyspy. To b�dzie
naszaostatnia szansa.
- Mo�e uda�oby si� nam jako� wyskoczy� za burt�? - zasugerowa�
Gregor.
- Mowy nie ma. Nie spuszcza nas ju� z oka. Gdyby� nie rozwali�
tej rurych�odz�cej, pewnie mieliby�my jeszcze jak�� szans�.
- Tak, wiem - mrukn�� Gregor cierpko. - Ty i te twoje pomys�y! -
Moje pomys�y! Dok�adnie przypominam sobie, �e to by�a twoja
propozycja.Powiedzia�e�...
- Mniejsza o to, czyj to by� pomys� - przerwa� mu ugodowo Gregor,
pogr��aj�c si� w rozmy�laniach. - S�uchaj, wiemy ju�, �e jej
czujniki wewn�trznenie s� najlepsze. Mo�e uda�oby si� przeci��
jako� kabelenergetyczny, kiedyznajdziemy si� ko�o wyspy.
- Nie da ci podej�� do niego bli�ej ni� na kilka st�p - odpar�
Arnold, ci�gle jeszcze maj�c �wie�o w pami�ci kopni�cie pr�dem,
jakim potraktowa�a go ��d�, kiedy pr�bowa� j� wy��czy�.
- Hmmm... - mrukn�� Gregor, �ciskaj�c z ca�ej si�y obiema r�kami
czo�o.Gdzie� w zakamarkach m�zgu zaczyna� mu kie�kowa� pewien
pomys�. By� jeszcze do�� nie sprecyzowany, ale bior�c pod uwag�
okoliczno�ci... - Dokonuj� teraz szczeg�owego badania wyspy -
oznajmi�a ��d�. Wygl�daj�c przez bulaj, Gregor i Arnold ujrzeli
brzeg wyspy oddalony odnich o mniej wi�cej sto jard�w. Na niebie
nad horyzontem k�ad�a si� pierwsza po�wiata nadchodz�cego �witu,
a od jej t�a wyra�nie odcina�o si� pokryte bliznami, ukochane
dziobisko ich statku. - Mnie ta wyspa wydaje si� zupe�nie w
porz�dku - powiedzia� Arnold.
- Mnie te� - popar� go Gregor. - Za�o�� si�, �e nasze oddzia�y
okopa�y si� pod ziemi�.
- Niestety nie - nada�a ze smutkiem ��d�. - Zbada�am ca��
powierzchni� do g��boko�ci stu st�p.
- No c� - powiedzia� Arnold - w tych okoliczno�ciachpowinni�my
chyba sprawdzi� to nieco dok�adniej. Najlepiej b�dzie, je�li sam
zejd� na brzeg i troch� si� rozejrz�.
- Wyspa jest opuszczona - oznajmi�a stanowczo ��d�. - Naprawd�
mo�ecie mi wierzy�, �e moje zmys�y s� niesko�czenie bardziej
wyczulone ni� wasze. Nie mog� dopu�ci�, by�cie nara�ali �ycie,
schodz�c na brzeg. Droma potrzebuje swoich �o�nierzy, zw�aszcza
takich jak wy, odpornych na upa� �mia�k�w.
- Nam ten klimat bardzo odpowiada - powiedzia� Arnold. -Oto s�owa
godne patrioty! - nada�a ��d� serdecznie. - Wiem, jak bardzo
musicie cierpie�. Ale ju� ruszam na biegun po�udniowy, a tam
znajdziecie wreszcie, dzielni weterani, tak bardzo zas�u�ony
odpoczynek. Gregor uzna�, �e najwy�szy czas wprowadzi� w �ycie
w�asny plan, cho�by by�nie wiadomo jak bardzo nie sprecyzowany.
- To nie b�dzie potrzebne - powiedzia�.
- Co?
- Dzia�amy zgodnie z rozkazem specjalnym - wyja�ni�. -
Otrzymali�my polecenie nie ujawnia� tego �adnej jednostce
p�ywaj�cej poni�ej rangi pancernika.Ale w tych okoliczno�ciach...
- W�a�nie - zawt�rowa� mu skwapliwie Arnold - w tych
okoliczno�ciach b�dziemy musieli ci� z nimi zapozna�.
- Jeste�my �o�nierzami jednostki samob�jczej - powiedzia� Gregor.
- Szkolonymi specjalnie do zada� w gor�cym klimacie.
- Mamy rozkaz wyl�dowania na tej wyspie i zabezpieczenia jej dla
wojsk Dromy.
- Nic o tym nie wiedzia�am - odpar�a ��d�.
- Bo nie widzieli�my potrzeby, �eby ci o tym m�wi� - wyja�ni�
Gregor. - W ko�cu jeste� tylko �odzi� ratunkow�.
- Natychmiast wysad� nas na brzeg - rozkaza� Gregor. - Nasza
misja to sprawa nie cierpi�ca zw�oki.
- Trzeba mi by�o powiedzie� o tym wcze�niej - powiedzia�a ��d�. -
Chybarozumiecie, �e sama nie mog�am si� tego domy�li�.Zacz�a
z wolna zbli�a� si� do wyspy.Gregor wstrzyma� oddech. Nie m�g�
wprost uwierzy�, by taki prosty podst�p m�g� si� uda�. Cho� z
drugiej strony, dlaczego nie? ��d� zbudowano tak, byprzyjmowa�a
ka�de s�owo tych, kt�rzy ni� kieruj�, za prawd�. Je�eli tylko owa
"prawda" by�a sp�jna logicznie z za�o�eniami funkcjonalnymi
�odzi, powinna j� ona przyj�� i wykona�.Pla�a znajdowa�a si�
teraz ju� tylko o pi��dziesi�t jard�w, ja�niej�c w zimnym �wietle
poranka wst�g� bieli.I nagle wrzuci�a ca�� wstecz i zatrzyma�a
si�.
- Nie - powiedzia�a.
- Co nie?
- Nie mog� tego zrobi�.
- Jak to nie mo�esz! - rykn�� Arnold. - To jest wojna! Nasze
rozkazy...
- Wiem - przerwa�a mu ��d� smutno. - I jest mi bardzo przykro.
Ale przecie� do wykonania takiej misji wybrano by jednostk�
p�ywaj�c� jakiego� innegotypu. Jakiegokolwiek innego typu. Lecz
nie ��d� ratunkow�. - Musisz to zrobi� - j�kn�� b�agalnie Gregor.
- Pomy�l o naszej ojczy�nie, pomy�l o barbarzy�skich H'genach...
- Wykonanie przeze mnie tego rozkazu jest czyst�niemo�liwo�ci� -
wyja�ni�a��d�. - Podstawowym nakazem mego dzia�ania jest
zabezpieczenie korzystaj�cych ze mnie os�b przed wszelkim
niebezpiecze�stwem. Ten imperatyw zapisano na ka�dej z moich
ta�m, daj�c mu bezwzgl�dne pierwsze�stwo przed wszystkimiinnymi
nakazami. Nie mog� pozwoli�, by�cie wyruszyli na pewn�
�mier�.��d� zacz�a oddala� si� od wyspy.
- Za ten brak subordynacji czeka ci� s�d wojskowy! - wrzasn��
histerycznie Arnold. - Zostaniesz ca�kowicie rozbrojona.
- Musz� dzia�a� w wyznaczonych mi granicach - odpar�a smutno
��d�.
- Je�li znajdziemy flot�, przeka�� was niszczycielowi. Lecz
tymczasem musz� umie�ci� was w jedynym miejscu, gdzie nic wam nie
grozi - na biegunie po�udniowym.Nabra�a szybko�ci, zostawiaj�c
wysp� powoli w tyle. Arnold rzuci� si� dotablicy kontrolnej i w
tej samej chwili znalaz� si�, mocno oszo�omiony, na pok�adzie.
Gregor chwyci� manierk� i zamierzy� si�, by cisn�� ni�
daremnymgestem w zaryglowan� pokryw� luku. W po�owie zamachu
zamar� w bezruchu, pora�ony pewn� szale�cz� my�l�.
- Prosz� was bardzo, nie pr�bujcie dokonywa� �adnych dalszych
zniszcze� - nada�a b�agalnie ��d�. - Wiem, co czujecie, ale...
Pomys� jest cholernie ryzykowny, uzna� Gregor, ale przecie�
biegun po�udniowy to i tak pewna �mier�.Odkr�ci� manierk�.
- Je�li nie wykonamy swojej misji - powiedzia� - to jak�e
mogliby�my spojrze� w twarz naszym towarzyszom broni? Jedyne, co
nam pozosta�o, to samob�jstwo. - Wypi� troch� wody i poda�
manierk� Arnoldowi, wci�� jeszcze le��cemuw oszo�omieniu na
pod�odze.
- Nie! Nie r�bcie tego! - krzykn�a przera�liwie ��d�. - To jest
woda!!!To �miertelna trucizna...Z tablicy wystrzeli� strumie�
energii i uderzy� w manierk�, wytr�caj�c j�Arnoldowi z r�k.Arnold
chwyci� j� w powietrzu i nim ��d� zd��y�a zareagowa� ponownie,
poci�gn�� z niej spory �yk.
- Umieram ku chwale Dromy! - zawo�a� Gregor, osuwaj�c si� na
pod�og�. Dyskretnym ruchem nakaza� Arnoldowi, by si� nie rusza�.
- Antidotum na t� trucizn� nie jest znane! - j�kn�a ��d�. -Och,
gdybymtylko skontaktowa�a si� ze statkiem szpitalnym... -
Zabrz�cza�a niezdecydowanie silnikami na ja�owym biegu. -
Odezwijcie si�! -nada�a b�agalnie. -
- Powiedzcie do mnie cho� s�owo! �yjecie jeszcze?Gregor i Arnold
le�eli w absolutnym bezruchu, wstrzymuj�c oddech.
- Odpowiedzcie! Mo�e gdyby�cie zjedli troch� pryki...Podsun�a
im pod nos dwie tace. Wsp�lnicy ani drgn�li. -Nie �yj� - orzek�a
��d�. - Nie �yj�. Odprawi� uroczysto�� pogrzebow�.Na chwil�
zaleg�a zupe�na cisza. A potem ��d� zaintonowa�a: - Wielki Duchu
Wszech�wiata, przyjmij pod swoj� opiek� dusze tych Twoichdw�ch
s�ug. Cho� zadali sobie �mier� w�asnymi r�kami, uczynili to
s�u��cnaszej ojczy�nie, walcz�c o domowe ognisko. Nie s�d� surowo
ich bezbo�nego czynu, lecz win� obarcz raczej ducha wojny, kt�ry
rozpala i niszczy wszystkich Drom�w.Pokrywa luku odskoczy�a na
ca�� szeroko��. Gregor poczu� na twarzy powiew ch�odnej bryzy.
- A teraz na mocy uprawnie� przyznanych mi przez flot� Drom�w i
z pe�nym nabo�e�stwem powierzam ich cia�a g��binom.Gregor poczu�,
�e zostaje wyniesiony przez luk i z�o�ony na pok�adzie.Chwil�
p�niej zn�w uni�s� si� w powietrze, po czym zacz�� spada� i w
nast�pnym momencie znalaz� si� w wodzie, tu� obok Arnolda.
- Uno� si� bez ruchu - szepn��.Wyspa znajdowa�a si� zupe�nie
niedaleko. Ale ��d� w dalszym ci�gu kr��y�awok� nich, porykuj�c
nerwowo silnikami.
- Jak my�lisz, co ta �ajba kombinuje? - spyta� szeptem Arnold. -
Poj�cia nie mam - odpar� Gregor, maj�c nadziej�, �e Dromowie nie
praktykowali obracania cia� swoich zmar�ych w proch.��d�
podp�yn�a bli�ej. Jej dzi�b znajdowa� si� ju� tylko o kilka
st�p.Wsp�lnicy zamarli w napi�ciu. I wtedy to us�yszeli - upiorny
skrzek hymnunarodowego Drom�w.Chwil� p�niej by�o ju� po
wszystkim.
- Spoczywajcie w pokoju - powiedzia�a ��d�, po czym zawr�ci�a i
z rykiemsilnik�w pomkn�a w dal.Kiedy wreszcie odwa�yli si�
pop�yn�� do brzegu, Gregor zobaczy�, �e ��d� ratunkowa kieruje
si� na po�udnie, ku biegunowi, by tamoczekiwa� na przybycie floty
Dromy.