5683
Szczegóły |
Tytuł |
5683 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5683 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5683 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5683 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WIKTOR �WIKIEWICZ
INSTAR OMNIUM
S�o�ce, wok� kt�rego kr��y�a planeta, znajdowa�o si� w okolicy kosmosu niezbyt
przyjemnej nawet dla obytych z pr�ni�. P�on�o za brzegiem "dziury w niebie";
kt�ra rozpe�z�a si� pustk� pi�ciuset sze�ciennych parsek�w wci�� jeszcze
wymiatan� przez s�oneczny wiatr, lecz przed skrajem py�owej chmury. z jednej
strony zas�aniaj�cej ca�kowicie gwiazdy.
Pierwszy samodzielny lot i od razu - planeta. Starzy kosmiczni w��cz�dzy ze
Zwiadu nie potrafi� ukry� wzruszenia, gdy altimetr odmierza odleg�o�� do
powierzchni nowo odkrytego �wiata, wi�c c� dopiero m�wi�, gdy trafia si� zdatna
do �ycia planeta w pierwszym samodzielnym locie? Do�wiadczony zwiadowca wie, �e
albo co� znajdzie, albo nie. Jeszcze bardziej do�wiadczony ma pewno��, �e cho�by
stawa� na g�owie lub na z�amanie karku przelatywa� wzd�u� i wszerz p�
Galaktyki, to i tak na nic godnego uwagi nie trafi. Wreszcie adept ostatniego
roku Szko�y Zwiadu wierzy niezachwianie w oczekuj�ce go na ka�dym kroku
supercywilizacje, mroczne tyranie kosmicznego �redniowiecza albo koczuj�ce z
gwiazdy na gwiazd� stada rakietopodobnych potwor�w, z kt�rymi trzeba stacza�
nieustanne boje.
Oczywi�cie, czasem i po�r�d praktykant�w trafi si� zgorzknia�y sceptyk, lecz
Bado do takich nie nale�a�. Jego rakieta zamkn�a drug� spiral� i wesz�a w
korytarz spadku wiod�cego wprost na wyznaczone przez pilota l�dowisko. Bado
wybra� p�ask� r�wnin�, kilka kilometr�w od wschodniego terminatora, gdzie
spostrzeg� zielone pasmo podobne do obserwowanego ze znacznej wysoko�ci
ziemskiego lasu. Uruchomi� jeszcze zesp� grawideceleracji, spojrza� po raz
ostatni w stron� ciemnej mg�awicy i... zobaczy� drug� rakiet�.
"Przecie� w Komisji Przydzia�owej zapewniano, �e nigdy tu jeszcze nikogo nie
by�o - pomy�la� z irytacj�. - Czy�by ci jajog�owi biurokraci doszli do wniosku,
�e taka planetka wystarczy dla dw�ch praktykant�w?"
Zastanawia� si�, jak post�pi� w tej sytuacji, lecz ostatecznie postanowi�
ignorowa� nieoczekiwanego, a zgo�a niepo��danego wsp�uczestnika przysz�ych
odkry�. Tymczasem rakieta wytraci�a orbitaln� pr�dko�� i pocz�a opada� w d�.
Ze zdziwieniem stwierdzi�, �e drugi statek dokonuje analogicznych manewr�w i
bezczelnie szykuje si� do l�dowania w pobli�u wybranego przez Bado miejsca.
Chcia� ju� w��czy� radiostacj� i porz�dnie wyzwa� natr�ta, lecz tym zamiarom
przeszkodzi� silny wstrz�s. Rakieta dla z�agodzenia spadku plun�a z dysz
ostatni� porcj� grawiton�w i pozostawiwszy za sob� wszystkie s�oje atmosfery -
wyl�dowa�a.
Nie w��czaj�c wygaszonych podczas l�dowania ekran�w zacz�� od razu wk�ada� lekki
skafander.
"Jak niespodzianka, to niespodzianka - pomy�la�. - Na ekranie wszystko wygl�da
nienaturalnie".
Analizator biologiczny poda� sk�ad atmosfery, z kt�rego jasno wynika�a
bezcelowo�� u�ywania tlenowego aparatu. Zrzuci� wi�c ci�kie butle, odkr�ci�
silikonowy he�m i nacisn�� taster zwalniaj�cy klapy �luzy. Rakietowy wyci�g
postawi� go wprost na ziemi.
Podejrzliwie wci�gn�� nosem powietrze. By�o przyjemnie ch�odnawe. Odetchn��
pe�n� piersi�, a� zakr�ci�o mu w nosie, i kichn�� pot�nie.
"Powitanie raczej prozaiczne - pomy�la�. - Chocia�... salwa honorowa by�a".
Rozejrza� si� szybko. Na po�udnie, na wsch�d, na p�noc... . Od zachodu widok
przes�ania� korpus rakiety, wi�c kucn�� staraj�c si� dojrze� co� pod przywartymi
prawie do ziemi wylotami dysz. Na zachodzie wszystko by�o takie samo, jak gdzie
indziej, to znaczy nic ciekawego.
Przed statkiem rozci�ga�a si� zwyk�a, podobna do ziemskiej ��czka. Trawa by�a
jakby lekko przystrzy�ona, wsz�dzie r�wniutka i tylko bia�e g��wki niby-
dmuchawc�w stercza�y nieco wy�ej, niczym golfowe pi�eczki, kt�re podskoczy�y
odbite od ziemi i zawis�y w powietrzu, zapominaj�c, �e trzeba opa�� z powrotem.
S�ycha� by�o brz�czenie niby-pszcz� i zawzi�te pobzykiwanie kolorowych muszek
nad sercami rozsianych na ka�dym kroku kwiat�w. Nieznaczne powiewy wiatru ledwie
porusza�y przejrzyste powietrze. "Sielanka!" - Bado skrzywi� si� z dezaprobat�.
Niepewnie przest�pi� z nogi na nog�, poprawi� rzemienie plecaka i zapobiegliwie
wzi�tego z rakiety blastera i... znowu zobaczy� tamt� rakiet�.
Sta�a spokojnie, prawie niewidoczna na tle bliskiego lasu. U jej podn�a te�
kto� sta�, patrz�c na Bada, tyle �e zwr�cony twarz� pod s�o�ce, musia� os�ania�
oczy r�k�. Skafander mia� tej samej barwy, co Bado, wi�c by� to niew�tpliwie
kt�ry� z ch�opc�w ze Szko�y Zwiadu.
Bado chcia� si� odwr�ci� i odej�� w inn� stron�, lecz poniewa� wsz�dzie wko�o
ci�gn�a si� ta sama trawiasta r�wnina, a jedynym ciekawym obiektem bada� m�g�
by� tylko las, postanowi� i�� mimo wszystko w tamtym kierunku. Niespodziewanie
ch�opak, kt�ry wyszed� mu kilka krok�w na spotkanie, wyda� si� do�� sympatyczny.
Mia� mniej wi�cej ten sam wzrost, co Bado, cho� wiekiem mu chyba ust�powa�.
Natomiast wyczu� mo�na by�o od pierwszego wejrzenia, �e dusz� ma bratni�, gdy�
bro� nosi� niedbale przewieszon� gdzie� za plecami, a wok� Bryi zakr�ci�
jaskraw� chust�, pod brod� splecion� jeszcze w fantazyjny supe�, z kt�rego
rozwi�zaniem da�by sobie rad� jeden chyba Aleksander Macedo�ski. W oczach igra�
mu weso�y chochlik, a zadarty, upstrzony piegami nos marszczy� si� zabawnie, gdy
podwini�te wargi w przyjacielskim u�miechu obna�y�y rz�d bia�ych z�b�w. Miary
wszystkiego dope�ni� pierwszy jego gest, gdy bez wielkich ceregieli podszed� do
Bada i szerokim, swobodnym ruchem poda� mu d�o�.
- Nazywam si� Stok - powiedzia�.
Bado otworzy� usta i tak pozosta� z p�otwartymi wargami, jak zamieniona kiedy�
podobno w s�up soli �ona Lota tyle �e przez zaskoczenie, a nie z nadmiernej
ciekawo�ci.
Potrzebowa� dobrej chwili na zrozumienie tak prostego faktu, �e ch�opak zwr�ci�
si� do niego od razu na telepatii.
- Jestem Bado - przedstawi� si� wreszcie w ten sam spos�b.
Powoli och�on�� z zaskoczenia. Bado by� w swej istocie leniem najwi�kszym z
mo�liwych i o niebo przek�ada� porozumiewanie si� telepatyczne nad zwyk�e
zdzieranie gard�a. Dlatego spotkanie kogo�, kto mia� w tej materii podobne
zapatrywania, wprawi�o go nieomal w zachwyt. Uzna� to za niepomiernie szcz�liwe
zrz�dzenie losu i ju� bez jakichkolwiek obiekcji pogodzi� si� z my�l�, �e b�dzie
musia� zadowoli� si� tylko po�ow� zas�ug w odkrywaniu tajemnic tej planety.
- A wi�c spotkali�my si� - powiedzia�.
- Pocz�tkowo niezbyt si� chyba z tego cieszy�e�? - Stok spojrza� spode �ba.
- A ty?
Roze�mieli si� i zgodnie ruszyli w stron� lasu.
- Na kt�rym jeste� roku? - zapyta� Bado.
- Na trzecim - odpar� Stok.
Bado z wy�szo�ci�, niemal protekcjonalnie, poklepa� go po ramieniu.
- Za dwa lata b�dziesz mia� tak� sam� rang� jak ja obecnie.
- Ee... - Stok wcisn�� r�ce w kieszenie skafandra. Ranga rang�, a g�owa g�ow�
...
- Te� racja. ale najm�drzejsze g�owy ogl�da�em w muzeum. Wspania�e popiersia...
Stok skrzywi� si� z politowaniem i chcia� zauwa�y�, �e na pierwszy lot zezwolono
mu ju� na trzecim roku Szko�y. lecz w�a�nie weszli mi�dzy pierwsze drzewa i
niezwyk�o�� ich kszta�t�w przyku�a uwag� obydwu zwiadowc�w.
Nie mo�na by�o okre�li� wieku tych drzew, gdy� wygl�da�y zupe�nie jednakowo.
Nawet odst�py mi�dzy rozd�tymi u do�u pniami sprawia�y wra�enie dobrze
utrzymanego ogr�dka. Drzewa by�y podobne do wazon�w z ceramiki. jakie Bado
pami�ta� z domu swojej babci. Wyrasta�y z ziemi nap�cznia�ymi bulwami, stopniowo
zw�aj�c si� i dopiero przy samym wierzcho�ku rozrastaj�c w g�st� koron�
pomarszczonych li�ci. Zastanawia� ca�kowity brak r�norodno�ci le�nego poszycia.
woln� przestrze� mi�dzy pniami pokrywa� puszysty dywan ��tawego mchu.
- Ciekaw jestem, czy rozwin�y si� tutaj jakie� wy�sze organizmy? - powiedzia�
Bado. - Zaczynam w to w�tpi�. Dot�d widzia�em tylko zi�ka na ��ce i te
drzewa... Je�li nie liczy� oczywi�cie muszek, ale tego paskudztwa pe�no na
wszystkich planetach.
- Pewnie, �e jedynie muszki - potwierdzi� Stok. - Wed�ug Ildentena topologia
biosfery tego rodzaju planet nie wykazuje zaawansowania ewolucji form �wiata
zwierz�cego. - Ildenten mo�e si� myli�...
Bado nie mia� zielonego poj�cia, kto to taki ten Ildenten. i mimo rozpaczliwych
wysi�k�w nie potrafi� przypomnie� sobie nawet najmniejszej o nim wzmianki w tej
garstce podr�cznik�w i dzia�ach mnemoteki, kt�re musia� przewertowa�. aby jako
tako zalicza� semestry. Na wszelki wypadek postanowi� nie zg��bia� w obecno�ci
Stoka niuans�w systematyki gatunk�w istot planetarnych i ograniczy� si� w
podobnych sytuacjach do sceptycznych uwag. Tym jednak razem musia� udzieli�
lekcji m�odszemu koledze.
- Dotychczas istnieje kilka teorii w pe�ni t�umacz�cych czaso-przestrzenn�
konfiguracj� rozk�adu zar�wno psychozoik�w, jak i biogenezy ni�szego rz�du na
planetach s�o�c pojedynczych. Teorie te t�umacz� wszystko dok�adnie. lecz
wykluczaj� si� nawzajem. Dlatego te� Ildenten mo�e twierdzi� swoje, a ja mog�
by� stronnikiem Kardem. Ortodromiczna komplikacja moment�w ewolucyjnych z
pragmatycznym okre�leniem rachunku prawdopodobie�stwa wykazuje niezbicie
heteromorficzn� natur� samoorganizacji materii nieo�ywionej. Dlatego mo�emy mie�
nadziej�...
Bado wpakowa� w ten wyk�ad jeden ze wspaniale wykutych cytat�w z
"Naturwissenschaften" Kardem, kt�rego notabene sam nie do�� rozumia�, i z ulg�
stwierdzi�, �e to poskutkowa�o. Sprawdzi�a si� stara maksyma, �e cz�owiek woli
trzyma� si� z daleka od tego, co zbyt m�drze dla niego wygl�da. Stok szybko
zmieni� temat.
- Niech diabli wezm� te wszystkie m�dro�ci - powiedzia�. - Mo�na sobie
pogratulowa�. �e dosta�o si� samodzieln� robot� i przesta�y nad tob� wisie�
w�cibskie nosy jajog�owych. Po paru latach nieustannego .,nie wiesz, nie umiesz,
musisz si� podci�gn��" nadarza si� wreszcie okazja rusry� nie tylko tym, ale i
tym.
Stok najpierw pukn�� si� rozwart� d�oni� w czo�o, a nast�pnie zgi�� r�k� w
�okciu, a� biceps napr�y� si� wype�niaj�c prawie ca�y r�kaw skafandra.
Badowi spodoba�a si� jego szczero��.
- Pewnie - przytakn��. - Po ci�g�ym wa�kowaniu formu�ek najprostszy wz�r mo�e
okaza� si� niestrawny. Trzeba zmienia� klimat...
- I menu - duma� Stok.
Zag��bili si� ju� porz�dnie w �rodek lasu, a drzewa jak sta�y w jednakowych
odst�pach, tak i nie kwapi�y si� jako� dostarczy� im urozmaicenia w monotonnej
w�dr�wce.
Szli wi�c rami� w rami� plot�c najprzer�niejsze g�upstwa i co chwil� wybuchaj�c
g�o�nym �miechem, gdy kt�remu� uda� si� jaki� �art. Niezmiernie rzadko zdarza
si�, by dw�ch m�odych ludzi tak przypad�o sobie do gustu. I to tym bardziej, �e
przypadek zetkn�� ich w niezbyt sprzyjaj�cych ku temu okoliczno�ciach. Bado
b�ogos�awi� ju� nawet los, kt�ry jak�e w por� zes�a� mu towarzysza. Musia�
przyzna�, �e w przeciwnym razie samotny zwiad znu�y�by go i zm�czy l bardzo
szybko.
Wiesz co'' Mam tego do�� - powiedzia� Stok. - Tutaj nie ma czego szuka�. Ju�
lepiej zrobi� kilka kr�tkich przelot�w, rozejrze� si� z g�ry, a gdy nic
ciekawego naprawd� nie b�dzie, dorobi� raport i adieu...
- Zobaczymy - powiedzia� Bado. - Ale masz racj�, wle�li�my ju� porz�dnie w ten
las i przyda�by si� odpoczynek.
To m�wi�c odpi�� z plec�w ma�� torb� i cisn�� pistolet pod pie� najbli�szego
drzewa.
- Panowie i panie, prosz� na �niadanie - powiedzia� powa�nie.
Roz�o�yli si� na szorstkim mchu. Bado ostentacyjnie wyci�gn�� z kieszeni pude�ko
od�ywczych pastylek. wysypa� par� na d�o� i robi�c bohatersk� min� prze�kn��
jedn�. By�a smakowicie md�a i chocia� naprawd� w�o�y� wiele wysi�ku w utrzymanie
na twarzy powagi, to jednak nie potrafi� powstrzyma� si� od skrzywienia warg.
Pocieszy� go dopiero grymas na twarzy Stoka, kt�ry z nie mniejszym po�wi�ceniem
wpakowa� do ust a� trzy pastylki za jednym zamachem.
Chwil� siedzieli nie patrz�c na siebie, ale wreszcie zmarkotnia�y troch� Stok
zebra� si� na odwag�, zrobi� wielce niewinn� min� i zapyta�:
- Wiesz co, Bado? Powinni�my chyba wykona� kilka obserwacji przewidzianych
harmonogramem zaj��. No... zmierzy� dok�adnie ci��enie, okre�li� pole
magnetyczne, nat�enie promieniowania i w og�le... Chyba wzi��e� aparatur�?
Widzia�em, �e d�wigasz spory plecak.
Bado od razu poj��, w czym rzecz.
- Oczywi�cie, ale l�dowali�my oddzielnie i ka�dy liczy� na siebie, wi�c i ty
masz torb� nie mniejsz� od mojej... Patrzyli na siebie wci�� jeszcze
niezdecydowani. Wreszcie Bado przysun�� do siebie plecak i zacz�� go powoli
otwiera�. Torba zaopatrzona by�a w takie mn�stwo zamk�w, klamer i zatrzask�w, �e
Bado zawsze m�g� jeszcze si� wycofa�. Jednak, jak si� mo�na by�o spodziewa�,
ostro�no�ci okaza�y si� zb�dne. Stok nie wytrzyma� i parskn�� �miechem.
- By�em pewien, �e pasujemy do siebie jak ula�!
- Je�eli na dodatek oka�e si�, �e mamy podobny gust w doborze menu...
- To ca�y �wiat stoi otworem przed tak� par�!
Ju� bez �adnych skrupu��w powyci�gali z plecak�w mi�sne konserwy i plastykowe
torebki pe�ne przemyconych na pok�ad rakiety specja��w. Stok nie bez dumy
postawi� na mchu pot�ny termos i rozla� w kubki co�, o czym z uporem twierdzi�,
�e jest tylko herbat�, chocia� Bado m�g� przysi�c, �e ju� sam zapach tej herbaty
dziwnym sposobem kojarzy mu si� z Jamajk�.
Opychali si� wi�c smako�ykami, przez �aden instrukta� nie przewidzianymi w
jad�ospisie praktykant�w Szko�y Zwiadu, i cho� nie przysta�o to potencjalnym
wygom kosmicznym. Nie czuli z tego powodu specjalnych wyrzut�w sumienia. Ze
skrajnych mo�liwo�ci - by� kosmicznym wilkiem, kt�remu wystarcz� pastylki, i nie
by� nim, lecz za to mie� pe�ny �o��dek - wybrali zgodnie to drugie.
Kiedy z zaimprowizowanej uczty Lucullusa pozosta�y �a�osne ostatki, zm�czeni,
czy to przebyt� drog�, czy te� nadmiernym przybytkiem kalorii, wyci�gn�li si� w
cieniu li�ciastej korony podobnego do afryka�skiego baobabu drzewa i oddali si�
przyjemnej drzemce.
Jasne s�o�ce przesuwa�o si� powoli nad lasem, bez trudu przenikaj�c skro�
ustawionych pionowo li�ci i si�gaj�c, zdawa�oby si�, do najbardziej
niedost�pnych g��bin lasu. Drzewa tylko na skraju le�nego obszaru by�y zielone,
a w miar� oddalania si� od jego kra�ca jakby dojrzewa�y nabieraj�c stopniowo
��tych i pomara�czowych ton�w, aby w miejscu, gdzie legli dwaj zwiadowcy,
mieni� si� dos�ownie p�omienistymi j�zorami na przemian ��tej i czerwonej kory.
By�o to tym bardziej kontrastowe, �e wy�sze partie drzew odzyskiwa�y zielon�
barw�, a na wierzcho�ku li�cie mia�y nawet odcie� zielonkawego b��kitu. S�o�ce
stan�o wreszcie w zenicie, prawie pionowo nad ich g�owami, i poprzez prze�wity
listowia sp�yn�o gor�cem na twarze �pi�cych. Pierwszy obudzi� si� Bado. Z
przyzwyczajenia rozejrza� si� niespokojnie, ale woko�o panowa� niczym nie
zm�cony spok�j.
Dla od�wie�enia cia�a podskoczy�, zrobi� kilka przysiad�w i szerokich zamach�w
ramionami. Nast�pnie pozbiera� rozrzucone na be�owym mchu papierki, torebki i
pr�ne tubki, wyrwa� zwarty p�at darni i zagrzeba� wsrystko w sypkim piasku.
Kiedy sko�czy� te zaj�cia, spojrza� na przyjaciela. Stok le�a� wyci�gni�ty, z
b�ogim zadowoleniem maluj�cym si� na twarzy.
Bado zacz�� kalkulowa�, ile mia� szans na spotkanie cz�owieka o tak podobnej
psychice, �e telepatyczne porozumiewanie si� z nim nie sprawia�o najmniejszego
k�opotu. Na Ziemi zna� jedynie par� os�b, z kt�rymi rozmawiaj�c nie musia� mle�
j�zykiem. Szansa na spotkanie kogo� takiego w kosmosie by�a tak
nieprawdopodobnie nik�a, �e szybko zaprzesta� pr�b cyfrowego jej okre�lenia. Ju�
chcia� szturchni�ciem w bok obudzi� Stoka, gdy przypadkowo zatrzyma� wzrok na
jego broni.
Blaster mia� w�sk�, metalicznie b�yszcz�c� kolb� i gruszkowato zako�czon� luf�,
w kt�rej nie by�o jednak �adnego otworu, a ze zgrubia�ego ko�ca stercza� cienki,
rubinowy kolec. Bado nigdy w �yciu nie widzia� czego� podobnego.
Nie namy�laj�c si� d�ugo, podni�s� z ziemi bro�. Pozornie pozbawiona by�a
spustu, jednak w pewnym miejscu zauwa�y� ma�y otw�r. Na wszelki wypadek
skierowa� blaster w stron� jednego z drzew, po czym wetkn�� w otw�r palec i
nacisn�� znajduj�cy si� w �rodku wyst�p.
Z rubinowej ig�y zerwa�a si� bezbarwna, matowa kropla i pop�yn�a w kierunku
drzewa. Zanim si� do niego zbli�y�a, drzewo po prostu znikn�o. Sta�o si� to
chyba w momencie, gdy nacisn�� spust, natomiast kiedy kropla dotar�a na miejsce,
gdzie tylko co stoi pomara�czowy pie�, nast�pi� kr�tki trzask, jakby p�k�o
szklane naczynie. Dopiero po kilku chwilach Bado spostrzeg�, �e znikn�o nie
jedno, lecz kilka s�siednich drzew.
Nie kontrolowa�em rozrzutu" - pomy�la�.
Jeszcze raz spojrza� na Stoka. Jego zdziwienie si�gn�o szczytu. gdy uwa�niej
przypatrzy� si� naszywkom, jakie Stok nosi� na skafandrze. By�y zupe�nie
niepodobne do jakichkolwiek znak�w noszonych we Flocie Galaktycznej. Bado
przyskoczy� do le��cego i potrz�sn�� nim.
- Stok! Obud� si�!
Stok otworzy� oczy i u�miechn�� si� sennie. Attai-dala-ufana - powiedzia�
podnosz�c si�.
- Cooo?! - zawo�a� Bado.
- Tuna-sa-do-rodon - odpar� Stok i zmarszczy� czo�o z wyra�n� irytacj�.
Bado chwyci� si� nagle za g�ow�. Poj��, �e przez zapomnienie ca�y czas pos�uguj�
si� zwyk�� mow�.
- Sk�d ty jeste�?
Tym razem przekaza� pytanie telepatycznie i t� sam� drog� rzeczywi�cie otrzyma�
zrozumia�� odpowied�.
Czy� ty zwariowa�, Bado? Jak to, sk�d
Bado skoczy� po sw�j blaster i trzymaj�c go w jednej r�ce, a w drugiej pistolet
Stoka, pokaza� bro� przyjacielowi.
Stok wytrzeszczy� oczy. Ich �renice rozszerzy�y si� do granic mo�liwo�ci,
pozostawiaj�c tylko w�skie otoczki piwnych t�cz�wek .
- Sk�d to masz? - zapyta�. - Jaki� nowy typ?
- Kt�ry? - spyta� Bado.
- No oczywi�cie ten - Stok wskaza� blaster nale��cy do Bada.
- Fiuu... - Bado gwizdn�� przeci�gle. - A co o tym powiesz?
To m�wi�c po�o�y� obydwa pistolety i dotkn�� palcem naszywek skafandra. Teraz
zauwa�y� ju� wi�cej r�ni�cych ich szczeg��w. Na przyk�ad buty Stoka ��czy�y
si� ze skafandrem p�ynnie, bez jakichkolwiek z��czy, podczas gdy jego w�asne
mia�y przy wysokich cholewach szew pr�niowej przyssawki.
Stok spr�bowa� si� u�miechn��.
- Tak... - powiedzia�. - Swoj� drog� za spostrzegawczo�� dw�ja... Dla obydw�ch.
Bado uda� oboj�tno�� i tylko wzruszy� ramionami. Pomy�la�. �e to wszystko chyba
przez telepati�. Ma to do siebie, �e nie jest obarczona s�ownym szyfrowaniem
poj�� i mo�e si� ni� pos�ugiwa� w rozmowie Chi�czyk z Australijczykiem. Eskimos
z Europejczykiem. a nawet... W�a�nie. Czysta informacja jest jednakowa w ka�dym
punkcie kosmosu. Bado pochyli� si�, chc�c podnie�� z ziemi nieostro�nie
pozostawione tam przed chwil� oba pistolety, lecz Stok by� r�wnie szybki. Ka�dy
pochwyci� swoj� bro�.
Stali teraz naprzeciwko siebie i pilnie �ledzili swoje ruchy. Stok marszczy�
piegowaty nos, a Bado wci�� pogwizdywa� przez z�by.
- Ju� po�udnie - odezwa� si� wreszcie Stok.
- Uhm... p�no.
- Trzeba sprawdzi� stabilizacj� rakiety.
- Tak, ��ka... grunt m�g� by� podmok�y.
- S�dzisz?
- Ciekawy las - bez zwi�zku odpar� Bado, ale �aden nie zauwa�y� tego nawet. -
Jakie kolory.
- A mech te� jaki� dziwny - podchwyci� Stok. - Czasami jakby si� porusza�.
Bado zrobi� niby przypadkowy krok wstecz. O ma�y w�os nie potkn�� si� o w�asny
plecak, lecz uda�, �e go nie dostrzega. Jednak moment nieuwagi z jego strony
wystarczy�, aby Stok znalaz� si� ju� przy jednym z drzew, gdzie udaj�c, �e si�
rozgl�da, wyra�nie oczy ci�gle wlepia� w Bada.
- Ciekawy las - mrukn�� Bado i te� zbli�y� si� do napuch�ego u do�u pnia.
-Tar-don-to... - us�ysza� jeszcze i jednym susem skoczy� za drzewo.
Chwil� sta� zaczajony, gotowy do b�yskawicznej reakcji na oznak� zbli�ania si�
nieznanej istoty, lecz w lesie panowa�a cisza. Kilkakrotnie wyda�o mu si�, �e
s�yszy szmer skradaj�cych si� krok�w. Gdzie� zaszele�ci�y poruszone ga��zie.
Kroki oddali�y si�. Zacisn�� palce na r�koje�ci Mastera, nabra� w p�uca haust
przesyconego tlenem powietrza i pobieg� przed siebie.
Stara� si� zatoczy� szerokie p�kole i wyj�� z lasu wprost na sw�j statek. Na
szcz�cie odleg�o�ci mi�dzy poszczeg�lnymi pniami by�y du�e i m�g� rozwin�� ca��
szybko��. Sadzi� wi�c wyci�gni�tym k�usem maj�c nadziej�, �e jako by�y
�redniodystansowiec zdo�a wyr�wna� szanse ich obu, zachwiane przez to, �e jego
rakieta sta�a jednak dalej od lasu. Po cz�ci mu si� to uda�o, w ka�dym b�d�
razie, gdy wypad� spomi�dzy drzew, tamtego jeszcze nie by�o. Pomkn�� prosto jak
strzeli� do wznosz�cej si� na szeroko rozstawionych amortyzatorach rakiety. Po
drodze p�oszy� z kwiat�w roje brz�cz�cych owad�w i rozbija� w lotne ob�oczki -
k��bki puchu podobne do ziemskich dmuchawc�w.
Kiedy dotar� wreszcie do rakiety i odwr�ci� na chwil� g�ow�, zobaczy�, jak
zamyka si� klapa w�azu na statku stoj�cym bli�ej lasu. Wskoczy� na pomost
rakietowego wyci�gu i po chwili by� ju� pod os�on� pancerza rakiety. Szybko
dosta� si� do kabiny nawigacyjnej i ca�ym cia�em upad� na klawisze pulpitu.
�okciem wcisn�� taster uruchamiaj�cy system obrony, uderzeniem kciuka w��czy�
ekran zewn�trznego �ledzenia i osun�� si� na fotel pilota. Nareszcie m�g�
odetchn��.
Tymczasem jego statek jakby o�y� na nowo. Silniki zacz�y pulsowa�, przygotowane
do natychmiastowej zmiany pozycji w wypadku ataku. R�wnocze�nie system obrony
rozwin�� na kilkadziesi�t metr�w ekrany anihilacyjne i poda� do kabiny sygna�
gotowo�ci przej�cia do dzia�a� zaczepnych. Bado otar� z czo�a perliste krople
potu i naprowadzi� zewn�trzne kamery na obcy statek. Tajemnicza rakieta r�wnie�
sta�a nieruchomo jak szary, stalowy obelisk. Ale by�y to tylko pozory martwoty.
Bado wiedzia�, �e "tamten" te� czeka.
Przybli�y� twarz do ekranu. Nad ��k� polatywa�y jeszcze bia�e py�ki, a w trawie
wida� by�o wyra�ne �lady, kt�re pozostawi� przybiegaj�c z lasu.
Otworzy� znajduj�c� si� tu� nad pulpitem szafk� z przedmiotami pierwszej pomocy
na wypadek nieprzewidzianych komplikacji zwiadu i wyci�gn�� z niej kilka
opas�ych tom�w. Zacz�� niecierpliwie przerzuca� stronice. Na grzbietach ksi��ek
z�oci�y si� t�ustym drukiem wybite tytu�y: "Intelligent Life in Space",
"Mietodika na�a�dienija swiazi s suszczestwami drugowo intiellekta" oraz
"Lyncos, Desing of a Language for Cosmic Intercourse". Bado mia� nadziej�, �e
zdo�a naprawi� pope�nione dot�d b��dy.
"Mo�na teraz rozpocz�� pr�b� nawi�zania kontaktu" pomy�la�.
I mia� racj�. Teraz ju� mo�na by�o. Instrukcja Pierwszego Kontaktu m�wi wyra�nie
o zachowaniu maksymalnej ostro�no�ci przy nawi�zywaniu stosunk�w z
przedstawicielami wysoko postawionych galaktycznych cywilizacji. Przede
wszystkim ostro�no��. Kto ich tam wie, jacy oni s�?