577
Szczegóły |
Tytuł |
577 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
577 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 577 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
577 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Guy N. Smith
Las
- Ta cholerna mg�a idzie od wybrze�a. - G�os Cartwrighta byt pe�en niepokoju. - Jeszcze godzina i b�dzie Jak w listopadzie. My�l�, �e Szwab nam si� wymkn��. Ten cholerny las Jest zbyt du�y i g�sty. Trzeba ca�ej armii, by go dok�adnie spenetrowa�.
- On Ju� nikomu nie przysporzy �adnych k�opot�w. - Ewart zblad� - Nikt nie wydostanie si� z Droy Wood, gdy nastanie mg�a. Mieli�my szcz�cie, kapitanie.
Prolog
Bertie Hass zamkn�� oczy. W napi�ciu czeka� na chwil�, kiedy nad jego g�ow� rozlegnie si� trzask otwieranej czaszy spadochronu.
"Nie otworzy si�, Bertie - wiesz, �e nie. Czy� ten jasnowidz w Stuttgarcie nie powiedzia� ci, �e zdarzy si� co� takiego?"
Hass spada� coraz szybciej. Przygotowa� si� do l�dowania. M�g� teraz zobaczy� ziemi� w bladym �wietle ksi�yca, rozja�nion� p�on�cymi szcz�tkami zestrzelonego bombowca i blaskiem �uny nad zbombardowanym miastem, poza horyzontem. Rozp�ta�o si� tam istne piek�o.
Misja wykonana, panie komendancie, miasto zr�wnane z ziemi�. Duma, nieodparta satysfakcja. To by�o nieuniknione, zawsze tracimy ludzi podczas nalot�w. �o�nierze s� tylko mi�sem armatnim, ale ka�dy z pilot�w mia� nadziej�, �e nie nadesz�a jeszcze jego kolej.
Spada�.
I wtedy linki szarpn�y go, obr�ci�y, poci�gn�y za ramiona, jakby chcia�y oderwa� si� od ci�aru cia�a. Omal nie straci� przytomno�ci, maj�c zn�w przed oczami zamazany obraz twarzy Ingrid. "Ciemno�ci i m�ki piekielne s� pod tob� - pomy�la�. - Czy nie widzisz p�omieni?^
Roziskrzone ogni�cie, nocne niebo by�o tak jasne, �e Niemiec widzia� je nawet poprzez zamkni�te oczy. Nalot trwa�. Hass s�ysza� nieustanny ogie� artylerii przeciwlotniczej i buczenie ci�kich bombowc�w. Ale to wszystko rozgrywa�o si� teraz daleko st�d.
Samolot Hassa zosta� zestrzelony, eskadra by�a wci�� 5
tam, wci�� bez niego. Poczucie winy. Nie, na polu walki, ka�dy jest zdany tylko na siebie. Wszyscy si� z tym godzili. Jak na wojnie... Bomby i wystrza�y by�y ledwie s�yszalne, mo�liwe, �e skoczka znios�o nawet dalej, ni� my�la�. Pomara�czowa �una zawis�a nad horyzontem. Lotnik spojrza� w d�, widzia� mn�stwo cieni, jedne ciemniejsze od drugich, srebrny blask poza nimi to niew�tpliwie morze. Na pewno straci� orientacje. "Ciemno�ci i m�ki piekielne s� tu� pod twoimi stopami".
Hass pr�bowa� strz�sn�� z siebie wszystkie niepokoje, zdusi� w sobie g�os, kt�ry niew�tpliwie nale�a� do mgrid, wr�ki. Nie poszed� do niej tylko po to, by pozna� swoje przeznaczenie, poszed� do niej, bo mia� inne, bardziej interesuj�ce powody. Tak jak jego koledzy z Luftwaffe, kt�rzy go z ni� zapoznali. Nie liczy�a sobie wi�cej ni� trzydzie�ci lat. Mia�a d�ugie blond w�osy i kszta�tn� figur�. Jej wr�by by�y po prostu pretekstem do czego� zupe�nie innego. Przezroczysta kula z cienkiego kryszta�u we frontowym oknie jej zaniedbanego domu potrafi�a pokaza� co� znacznie ciekawszego ni� tylko obrazy z przysz�o�ci. Nie, �eby Bertie mia� jaki� dow�d i prawdopodobnie musia�by by� sta�ym klientem, aby Ingrid zaprosi�a go do tego drugiego pokoju. Wr�ka ostrzega�a, by nie bra� udzia�u w tej wyprawie. Mo�liwe, �e by�o to co� w rodzaju zaproszenia, aby zosta� i odwiedzi� j� znowu. To oznacza�oby jednak, �e lotnik musia�by zachorowa�. Co prawda, by�y na to r�ne sposoby, ale Hass w �yciu nie zrobi�by czego� takiego. Mia� obowi�zek wobec fuhrera.
By� ju� znacznie ni�ej. M�g� rozpozna� szczeg�y te-6
renu. Las, du�y, s�siaduj�cy z przybrze�nymi trz�sawiskami. Pilotowi zasch�o w ustach. M�g� zosta� z�apany lub z�ama� nog�. Gorzej: m�g� uton�� w bagnie. Nie mia� �adnych w�tpliwo�ci, �e spadnie prosto do lasu. Drzewa zdawa�y si� porusza�. D�ugie, grube konary wyci�gni�te jak jakie� niesamowite macki, pr�buj�ce go schwyta�. W ko�cu wyl�dowa�. G�uchy chlupot Upadek na g�bczastej trawie moczar�w. Przez chwil� Hass pomy�la�, �e wyl�dowa� na trz�sawisku. Jako� uda�o mu si� oswobodzi� nogi z gliniastej ziemi.
Otacza�y go wysokie drzewa, makabryczne karykatury z pniami o potwornych twarzach i siwych brodach. Bulgot... To by�a b�otnista woda, przelewaj�ca si� i zn�w zbieraj�ca w innym miejscu. Plamy bladej po�wiaty ksi�yca kontrastowa�y z cieniami, pokazuj�c wszystko, co chcia� zobaczy� i wiele rzeczy, kt�rych nie chcia�.
Jakim� cudem spad� w sam �rodek czego� w rodzaju le�nej przecinki. Ten du�y las by� w sam raz, aby si� ukry�. Niemiec wzdrygn�� si�. Nag�y dreszcz strachu bez �adnego powodu. Ten zapach to nie by� zwyk�y smr�d starej, stoj�cej, st�ch�ej wody. Co� jeszcze... co� diabelskiego.
Pilot sprawnie uwolni� si� z szelek spadochronu i ruszy� z miejsca zostawiaj�c za sob� �lad. Kiedy dotar� do linii drzew, z�apa� nisko wisz�c� ga���, podci�gn�� si� i przeni�s� ci�ar cia�a na twardy grunt. Cienie zdawa�y si� rosn��, rzucaj�c na skoczka czarn� zas�on�.
Zdawa� sobie spraw�, �e dr�y ze strachu i nienawidzi� siebie za to. Czy� nie by� cz�onkiem doborowej
eskadry Luftwaffe, jednym z nieustraszonych pilot�w fuhrera. Misja zako�czy�a si� sukcesem, a on prze�y�. Teraz musia� wr�ci� do ojczyzny tak szybko, jak tylko to mo�liwe. Wojna ju� nie potrwa d�ugo, Francja pad�a, a Angli� rzucono na kolana. Godzina chwa�y by�a ju� blisko. Lotnik z�apa� si� na tym, �e wci�� uwa�nie nas�uchuje. Nie m�g� ju� teraz s�ysze� odg�os�w walki, niebo nie by�o ju� zar�owione od ognia i wybuch�w. Hass m�g� r�wnie dobrze wyl�dowa� gdzie�, gdzie wojna by�a jeszcze czym� obcym, gdzie panowa� niczym nie zm�cony spok�j. To naprawd� niesamowite.
Bagnisty szlam s�czy� si� i bulgota�. Nocny ptak odezwa� si� gdzie� cichym piskiem. Musi pozosta� tu do �witu, wtedy b�dzie m�g� zorientowa� si� w swoim po�o�eniu. A potem to ju� tylko kwestia przemieszczania si� w nocy i ukrywania w dzie�, dop�ki Niemiec nie odnajdzie lotniska. Spryt i odrobina szcz�cia, oto czego teraz potrzebowa� Hass. Samolot, jakikolwiek samolot. I gdy ju� lotnik przechytrzy stra�e, nic nie b�dzie w stanie go zatrzyma�. Pr�bowa� rozwia� swe obawy, bezskutecznie. By� zupe�nie sam na obcej ziemi.
D�wi�k, jakby odg�os czyich� krok�w na bagnistym gruncie. To wszystko kaza�o mu przypuszcza�, �e by� ukradkiem obserwowany. Zimny dreszcz przeszed� lotnika. Dr��cymi r�kami otworzy� sk�rzan� kabur�. Wyci�gn�� ci�kiego, automatycznego �ugera. "No, dalej, poka� si�, �winio, a zginiesz. Masz przed sob� go�cia z hitlerowskiej Luftwaffe" - pomy�la� Niemiec.
Cisza. �adnego d�wi�ku. Hass wiedzia� jednak, �e bez w�tpienia jest tam kto�. kto go obserwuje.
Yictor Amery by� na wzg�rzu jeszcze przed zapadni�ciem zmierzchu. Trzy razy w tygodniu pe�ni� tutaj warte. Godziny sp�dzane w ciemno�ciach d�u�y�y si� w niesko�czono��. Rozk�adany le�ak, kt�ry mia� tam ze sob�, pozwala� sp�dzi� je nieco wygodniej. Stra� ogniowa, jak to nazywano, by�a tym, co pozwala�o ci si� przekona�, �e pomagasz w obronie swojego kraju . W�a�nie to by�o celem Home Guard, psychologiczne dowarto�ciowanie zar�wno tych, kt�rzy byli za starzy do s�u�by na froncie, jak i tych, kt�rzy byli do niej niezdolni.
"Wzi�ty �ywcem" - to ulubione powiedzenie Victo-ra podczas nocnych dyskusji w pubie "Dun Cow", zanim poszed� na s�u�b�. "Ka�dy wiedzia�, �e to nadchodzi, ale oni wci�� m�wili: "pok�j naszym czasom". Dop�ki nie wybuch�a ta okropna wojna..."
Wtedy. Kto by pomy�la�? Wi�c najlepsze, co mog� teraz robi�, to uzbroi� wszystkich starych piernik�w w lekkie karabinki i powiedzie�: "Do��cie Szwabom w dup�, je�eli tylko maj� odwag� si� tu pojawi�". "I oto przyszli - pomy�la� Yictor. - Po pi��dziesi�tce �yde staje si� wprost niezno�ne. Urz�dnik za dnia i stra�nik w nocy. Kiedy, do jasnej cholery, mog� si� troch� przespa�?"
A� do dzisiejszej nocy... Jezu Chryste! Szwaby nadlecia�y, eskadra za eskadr�, chyba ca�a Luftwaffe, pewna siebie, skoncentrowana nad jednym celem. Najpierw zbombardowali sie� linii kolejowych, drogi i mosty, a potem zrzucili ca�y pierdolony �adunek na miasto. Victor widzia�, jak wylecia�a w powietrze ca�a 9
fabryka amunicji. Bez pud�a! S�aba artyleria przeciwlotnicza, to Szkopy zrobi�y dzi� przegl�d naszych si�. "Ale dostali�my jednego skurwysyna. Dobra nasza, ch�opaki!"
Yictor widzia� bomby spadaj�ce na te sam� drog�, kt�r� przyszed�. "Po co, do cholery, Szwaby to robili?" - zastanawia� si�. Wszyscy inni zawr�cili gdy pozbyli si� ca�ego �adunku. Ale ten jeden zosta� trafiony, traci� wysoko�� a� wreszcie eksplodowa�. Yictor Amery widzia�, jak bombowiec pikowa� w d� i rozbi� si� na polu ze skoszonym sianem, podpalaj�c je w paru miejscach. Ci�ki dym zawis� w powietrzu jak mg�a, kt�ra czasami przychodzi�a znad morza.
Stra� ogniowa.
I wtedy, k�tem oka, Yictor dostrzeg� spadochroniarza. Z pocz�tku s�dzi�, �e to jaki� ptak, du�y i pe�en wdzi�ku, ale ostatecznie rozr�ni� sylwetk� cz�owieka. Str�cony lotnik szybowa� w kierunku lasu Droy. Yictor odbezpieczy� strzelb�. "Szwab. Wr�g. Bandyta." - pomy�la�. Co te skurwysyny zrobi�y z miasta? Piek�o, kt�re wci�� jeszcze poch�ania�o ofiary, setki, mo�e tysi�ce ludzi gin�cych w ogniu. Podni�s� bro� do ramienia, k�ad�c jednocze�nie palec wskazuj�cy na spu�cie. Za daleko. Trzysta, mo�e czterysta jard�w. Nawet automat SG nie mia�by takiego zasi�gu. M�czyzna z �alem opu�ci� bro�. Ten sukinsyn chce ukry� si� w lesie, nie ma w�tpliwo�ci.
Anglik widzia� spadochroniarza przelatuj�cego tu� nad wysokim d�bem, po czym skoczek znikn�� z pola widzenia. Niemca poch�on�� cie� lasu Droy, o kt�rym w okolicy kr��y�y niesamowite opowie�ci Teraz, w no-10
cy, Amery wola� ich sobie nie przypomina�. Co prawda nie wierzy� w zabobony, ale podobno w ka�dej legendzie jest ziarno prawdy...
Yictor mszy� biegiem w kierunku wioski, aby zaalarmowa� mieszka�c�w. Na godzin� przed �witem las zosta� otoczony przez niedu�y oddzia� ochotnik�w z Home Guard. By�o ich kilkunastu, m�odych ch�opak�w i jeden czy dw�ch starszych, do�wiadczonych m�czyzn. Starsi stan�li na czatach. Las mia� oko�o pi�ciuset akr�w powierzchni, by� bardzo g�sty i podmok�y. Martwe, zbutwia�e drzewa stercza�y wysoko nad powierzchni� wody. Stary, ciemny las...
"Najgorzej jest wtedy, kiedy las spowija mg�a znad trz�sawiska. Pojawia si� zupe�nie niespodziewanie. Bez wzgl�du na por� roku. Bagienne opary odbieraj� kszta�ty wszystkiemu dooko�a. Niech B�g ma w opiece wszystkich, kt�rzy w takim czasie znajduj� si� w Droy Wood" - pomy�la� Amery.
�wita�o. Na wschodzie widnia�a �una p�on�cego miasta. W powietrzu unosi� si� zapach dymu.
Zaszczeka� pies. Brutus, owczarek alzacki le�nika Owena. Owen by� teraz gdzie� za granic�, przez ponad dwa miesi�ce nikt nie mia� o nim �adnych wie�ci, nikt zreszt� nie interesowa� si� Owenem. W czasie wojny wielu ludzi wyje�d�a�o nie wiadomo dok�d, a potem ich nazwiska pojawia�y si� na tablicy pami�tkowej w ko�ciele.
Owczarek by� podobny do swego pana, zawzi�ty i nieobliczalny jak le�niczy. Nie by�o lepszego tropiciela ni� Brutus. Jedynie Jack, nale��cy do Toma Morrisa 11
m�g� r�wna� si� z Brutusem. "Psy odnajd� tego szko- J pa" - my�la� Yictor. |
Amery obserwowa� innych gwardzist�w id�cych ty- i raiier�. i,
"Kapitan Cartwright i stary Emson na pewno dotarli ju� na skraj lasu. Trzeba bardzo dok�adnie przeczesa� ca�y teren. Mamy ma�o broni. Karabinki, wiatr�wki, siekiery, wid�y - co to za uzbrojenie? Spokojnie, tylko spokojnie..."
Ostry, przenikliwy d�wi�k gwizdka przywo�a� Amery-'ego do rzeczywisto�ci. Ruszy� wraz z innymi naprz�d, z palcem na cynglu. Ten szwab by� bez w�jtpienia uzbrojony. Nikt nie mo�e ci� ukara�, je�li go zastrzelisz. To przecie� wojna, nie ma czasu na sentymenty. Pomy�l o tych wszystkich ludziach, kt�rzy ucierpieli podczas nocnego nalotu. Kobiety i dzieci. Gdyby nie nier�wno�ci terenu, Amery chodzi�by ca�y czas z odbezpieczonym karabinem.
Dwadzie�cia jard�w od lasu. Psy ju� tam wbieg�y, terier ujada� niemi�osiernie. "Nawet z psami - pomy�la� Yictor- to jak szukanie ig�y w stogu siana. Trzeba by ca�ej sfory ogar�w i du�ego oddzia�u wojska, a i wtedy skoczek m�g�by nam jeszcze uciec".
Niepok�j Amery'ego wzr�s�, kiedy tyraliera wchodzi�a w las. Tak ciemno, to nieprawdopodobne, jak listowie zas�ania �wiat�o s�oneczne, tworz�c wok� co� w rodzaju ponurej, zielonkawej po�wiaty. Wszystko przesi�kni�te wilgoci� i zapachem zgnilizny. Czarna, mokra ziemia, b�oto nigdy tutaj nie wysycha�o. Tutaj mo�esz poj�� sens wieczno�ci, niesko�czono�ci. Nie 12
wiesz nawet, czy jest dzie� czy noc. Wci�� rozgl�dasz si� woko�o... nie wiesz, co czai si� w ciemno�ci, a strach ma wielkie oczy.
Victor zatrzyma� si�, poniewa� id�cy przed nim Fred Ewart stan��, aby zapali� swoj� obrzydliwie cuchn�c� fajk�. W mroku p�omyk zapa�ki niemal o�lepia�. W jego blasku wida� by�o zasuszon�, zaro�ni�t� twarz m�czyzny z mas� w�gr�w i sumiaste, siwe w�sy oraz jasnoniebieskie oczy, czujne i rozbiegane.
- No... i nie znale�li�my go - powiedzia� Ewart. -Marnujemy czas, ale w�a�ciwie przyszed�em tu pospacerowa�. Nigdy nikogo tutaj nie znajd�. Pami�tacie Vallum? By�o to w trzydziestym drugim. Ten cz�owiek zabi� swoj� �on� i jej kochanka, przybieg� tu, zostawiwszy za sob� krwawy �lad po tym, jak odr�ba� jej d�onie. Dziecko trafi�oby, id�c tym tropem, ale na ko�cu nie by�o nic. Jakby morderca zapad� si� pod ziemi�. Ten Niemiec tak samo. Jak kamie� w wod�.
Victor Amery zadr�a� ze strachu. Cholerny Ewart i jego opowiastki! To jeden z powod�w, dla kt�rego Victor prawie przesta� odwiedza� pub "Dun Cow*\ Noc w noc dzia�a�o mu to na nerwy. Historie, kt�re przychodzi�y na my�l, gdy gaszono �wiat�a. Zawsze pojawia� si� w nich Droy Wood. Mo�liwe, �e stary sam wymy�la� te bzdury. G�upi frajer. Lubowa� si� w nap�dzaniu ludziom stracha. By� skarbnic� legend. Opowiada� je na okr�g�o tak d�ugo, a� s�uchacze przestali powoli w nie wierzy� i puszczali je mimo uszu. Ten las by� taki sam jak ka�dy inny.
Wszystko to k�amstwa. Ewart k�amie jak cholera. Ale co do tego nigdy nie by�o ca�kowitej pewno�ci.
13
W ko�cu znale�li spadochron. Teraz zwierz�ta chwyci�y trop. �owy na cz�owieka rozpocz�te.
Tyraliera posuwa�a si� powoli. Ewart, jako dow�dca akcji, narzuca� tempo marszu. Kijem penetrowa� podmok�y grunt pod nogami. Brz�cz�ce roje czarnych muszek unosi�y si� w powietrzu.
Niespodziewanie poszukiwacze dotarli do starego domu. Kiedy� by� to �adny dworek po�o�ony w samym �rodku szerokiej przecinki. Okaza�e wyko�czenie dachu rozsypa�o si�. Tu i �wdzie wida� by�o dziury po dach�wkach. Szyby ju� dawno powypada�y z okien, kt�re by�y teraz podobne do pustych oczodo��w. Kto� musia� sprawdzi� wn�trze domu. Poszukiwacze patrzyli jeden na drugiego.
"Nie ja, nie, tylko nie ja!" - Amery wpad� w panik�.
Wesz�o ich pi�ciu. Ewart na czele. Jego pa�ka stukn�a delikatnie; ostry zapach fajki, niesiony przeci�giem, powia� im w twarze. Gryz�ca wo� tytoniu przywodzi�a na my�l zbombardowane miasto i sw�d p�on�cych cia�.
Ruina, nic poza tym. Przez kamienn� pod�og� z trudem przedziera�y si� kie�kuj�ce chwasty. Rozbite drzwi prowadz�ce z jednego wi�kszego pokoju do nast�pnego. Wszystko pokry�a gruba warstwa kurzu i paj�czyny wisz�ce mi�dzy belkami. Wszystkie meble dawno znikn�y. Cisz� przerywa�y jedynie g�uche odg�osy krok�w i stukot pa�ki Ewarta. Spr�chnia�e schody i zmursza�e stropy zaskrzypia�y pod ci�arem poszukiwaczy, jak gdyby protestuj�c przeciw intruzom naruszaj�cym spok�j. W sypialni pozosta�a jedynie 14
metalowa, zardzewia�a rama ��ka. Kto� kiedy� w nim spa�, mo�e nawet si� kocha�. Widzia�o narodziny, prawdopodobnie i �mier�. Teraz jego czas ju� min��. Pozostanie tam na zawsze.
Nic. Tropiciele zeszli do holu, nie czekali nawet na starego, by sprowadzi� ich na d�, gdzie powita� ich zamglony blask s�oneczny. Jest tu prawdopodobnie piwnica. Je�li tak, nie wejdziemy tam. To prawie pewne, �e nie ma tam nikogo, przynajmniej... nikogo �ywego.
Uformowali si� znowu w nier�wny szpaler. Ka�dy z tropicieli czu�, �e ich wysi�ki s� daremne. .Jego tu nie ma, sko�czmy z tym i wyno�my si� z tego bezbo�nego miejsca" - my�la� niejeden.
Psy umilk�y. Wygl�da�o na to, �e udzieli� im si� nastr�j ich pan�w. Victor zauwa�y�, �e zwierz�ta nie pod��a�y za nimi, gdy byli w rumach domku, lecz pozosta�y na zewn�trz. Teraz wszyscy bardzo si� spieszyli, nawet Fred Ewart stara� si� dotrzyma� im kroku.
Zapach by� teraz bardziej intensywny, przesi�kni�ty zgnilizn� butwiej�cych ro�lin. Zmusza� tropicieli do ci�g�ego spluwania. Niekt�rzy z nich znali go a� za dobrze. Zapach �mierci. Przynosi� go tutaj wiatr po krwawej rzezi nocnego bombardowania.
Gwardzi�ci przedzierali si� przez g�ste k�py trzcin, gdzie trudno by�o znale�� przej�cie, omijali ka�u�e, kt�re z�owrogo bulgota�y, gdy kto� przypadkowo w nie wdepn��. �adnych poszukiwa�, po prostu uczucie nieodpartej potrzeby wydostania si� z Droy Wood. Je�eli Niemiec tu rzeczywi�cie jest, to na pewno tutaj pozostanie. Niejedna osoba ju� przepad�a w tym lesie. "To 15
morderstwo z trzydziestego drugiego? Zamknij si�! Niech ci� cholera! Zatrzymaj swoje opowiadania na potem, gdy b�dziemy w "Dun Cow" - my�la� Victor.
Wreszcie wydostali si� poprzez trzciny na �wiat�o dzienne, gdzie kapitan Cartwright i jego towarzysz czekali na nich, siedz�c na rozk�adanych, my�liwskich sto�eczkach. Wszystkich ogarn�o uczucie ulgi. Terier zacz�� skomle� i biega� woko�o.
Ewart nabi� fajk� �wie�ym tytoniem.
Victor Amery spojrza� na niebo. Z pocz�tku zdawa�o mu si�, �e w powietrzu wisi burza. Czerwony kr��ek s�o�ca stawa� si� coraz ciemniejszy, a� w ko�cu znikn�� zupe�nie. Ale nie, chmur nie by�o, tylko macki mlecznej mg�y nad wod�. Otoczenie traci�o kontury.
- Ta cholerna mg�a idzie od wybrze�a. - G�os Car-twrighta by� pe�en niepokoju. - Jeszcze godzina i b�dzie jak w listopadzie. My�l�, �e Szwab nam si� wymkn��. Ten cholerny las jest zbyt du�y i g�sty. Trzeba ca�ej armii, by go dok�adnie spenetrowa�.
- On ju� nikomu nie przysporzy �adnych k�opot�w. - Ewart zblad�. - Nikt nie wydostanie si� z Droy Wood, gdy opadnie mg�a. Mieli�my szcz�cie, kapitanie.
Teraz wyra�niej ni� kiedykolwiek wszyscy czuli od�r �mierci.
Rozdzia� I
Min�o sporo czasu, od kiedy Carol Embleton by�a ostatnio na dyskotece. Nienawidzi�a tego, nie musia�a tam by�; mog�a wr�ci� do ma�ego domku rodzic�w. Mieszka�a na skraju wioski. Ale ojciec i matka zadawaliby mn�stwo pyta�, a teraz dziewczyna nie mia�a nastroju, aby na nie odpowiada�.
Carol by�a wyra�nie czym� poirytowana. Jej kasztanowe w�osy stawa�y si� to ��te, to zielone, potem niebieskie w zale�no�ci od tego, jak z sekundy na sekund� b�yska�y kolorowe �wiat�a. Jej oczy, pe�ne furii iskrzy�y si� dzikimi b�yskami. Potem kolory znik�y, �ar�wki przygas�y, a ona by�a jak rozko�ysany, ulotny cie�.
Mo�na by wybaczy� przygodnemu widzowi stwierdzenie, �e w tym p�mroku dziewczyna wydawa�a si� nieco za gruba. Wysoka na jakie� pi�� st�p i osiem cali, gruboko�cista, ale na tle zw�aj�cej si� delikatnie talii jej kszta�tne piersi by�y pi�knie zarysowane, kontrastuj�c z szerokimi biodrami. Zwinna, wiruj�ca z gracj�, rzucaj�ca wyzwanie rytmowi. Zagryz�a z pasj� usta a� do krwi.
Pieprzony Andy Dark! Wczoraj go kocha�a, dzi� - nienawidzi�a z ca�ego serca. Przed oczyma mia�a jego twarz. Nie by�a w stanie jej zapomnie�. Oto, co si� dzieje z lud�mi gdy s� zakocham. Ujmuj�cy w swym, poniek�d szorstkim, sposobie bycia, d�ugie, ciemne w�osy, rzedn�ce na tyle g�owy. (Zacz�� �ysie� przed trzydziestk�, ale do diab�a z tym!) Szczup�y, zawsze ubrany w d�insy i grub�, kraciast� koszul�. I nieod��czna lornetka.
Zawsze ten sam, zwodniczy szept:
17
- Przykro mi, ale tej nocy to nie wypali, kochanie, b�dzie tu zesp� przyrodnik�w. Przyjechali a� z Sussex aby filmowa� t� koloni� borsuk�w, o kt�rej ci ju� wspomina�em.
"Nie wspomina�e� o niczym, a nawet je�li, to i tak nie s�ucha�am bo nic mnie to, cholera, nie obchodzi -my�la�a Carol. - Wi�kszo�� dwudziestoletnich ch�opak�w ko�czy prac� o pi�tej i zabiera gdzie� swoje dziewczyny, aby razem sp�dzi� wiecz�r. Dziewczyny, nie narzeczone, bo ja, na przyk�ad, zdj�am obr�czk� i zostawi�am ja w domu. Ode�l� ci j� jutro z powrotem. To nie b�dzie przesy�ka polecona i je�li zaginie gdzie� na poczcie - twoja strata".
Carol spocona zrobi�a kilka krok�w tu i tam, szukaj�c wolnego miejsca. Ci g�wniarze, kt�rzy przyszli z pubu naprzeciwko, rozsiedli si� wygodnie na pod�odze, zajmuj�c sporo przestrzeni. Dziewczyna w �aden spos�b nie chcia�a sprawia� wra�enia, �e by�aby sk�onna zata�czy� z kt�rym� z nich. Wiele dziewczyn ta�czy�o samotnie, bo tak lubi�y. A tej nocy panna Emble-ton mia�a ochot� ta�czy� sama.
Pope�ni�a du�y b��d. Powinna by�a u�wiadomi� sobie miesi�c temu, �e tak b�dzie ju� zawsze, gdy zacznie spotyka� si� z funkcjonariuszem s�u�by ochrony przyrody. Wszyscy oni byli po�lubieni naturze. Ona by�a ich prawdziw� �on�. Przepraszam, je�li wdar�am si� pomi�dzy ciebie i twoje borsuki, kochanie. Nie miej mi za z�e zostan� w domu i poczekam na tw�j telefon. B�d� grzeczn� dziewczynk�, nawet nie spojrz� na innego 18
m�czyzn�. Jak cholera! Ale nie chcia�a da� si� poderwa� tym frajerom. S� w ko�cu pewne granice.
Przeta�czy� ca�y �wiat! Ko�ysa� si� z boku na bok, a� do zawrotu g�owy!
Mo�e Andy nie traktowa� jej powa�nie. W ka�dym razie, pewnie wkr�tce zacznie, skoro obr�czka zostanie odes�ana. Gdyby tak nada� list jutro, m�g�by doj�� tam w �rod�. �arty si� sko�czy�y! To zdarza�o si� zbyt cz�sto. Andy wcale nie musia� filmowa� w nocy borsuk�w z tymi palantami. On zawsze trzyma� z tymi niezno�nymi lud�mi, ingeruj�c w przyrod�, bo je�eli �a�enie noc� po lesie z kamerami i o�lepiaj�cymi �wiat�ami nie zak��ca spokoju... Carol skrzywi�a si�, gdy czerwone, dyskotekowe �wiat�o rozb�ys�o jej znowu prosto w oczy i wtedy zrozumia�a, co czu�y te biedne borsuki...
Hipokryta. OK, by� zdecydowany p�j��, to by�a jego decyzja. Sko�czyli�my ze sob�, Andy. Prosz�, nie nachod� mnie wi�cej. Jest mn�stwo innych dziewczyn, tak samo jak mn�stwo jest innych ch�opak�w, ale nie takie parowy jak ty.
Prezenter zmieni� p�yt� na wolniejsze nagranie, romantyczny przytulaniec. To wspania�e, gdy potrafi si� by� w romantycznym nastroju i trzyma� fason mimo wszystko.
Systematycznie kierowa�a swe taneczne kroki na zewn�trz parkietu, spogl�daj�c przez moment na zegar w dalekim ko�cu holu. Wp� do dwunastej. Dyskd�o-kej b�dzie to gra� przez najbli�sze p� godziny. Je�eli sz�aby do domu powoli, wszyscy po�o�yliby si� spa� przed jej powrotem. Chryste, nie chcia�a spotka� �adnego z domownik�w, ani s�ucha� ich kaza�:
19
- To tylko ma�a sprzeczka. Teraz id� i wy�pij si�. Rano wszystko b�dzie wygl�da�o zupe�nie inaczej. Andy to taki mi�y ch�opiec, nie zdajesz sobie sprawy, jakie mia�a� szcz�cie, Carol.
Mo�liwe, �e Andy by� mi�y, je�eli nie mia�o si� nic przeciw dzieleniu go z borsukami, lisami i innymi stworzeniami, kt�re od czasu do czasu bez reszty poch�ania�y jego uwag�.
Drzwi do garderoby si� nie domyka�y i musia�a pchn�� je z ca�ej si�y. Nie domyka�y si� zawsze, odk�d pierwszy raz Carol posz�a na dyskotek�, kiedy mia�a czterna�cie lat. Ca�a wioska by�a taka sama, ludzie nie chcieli niczego zmienia�, czy by�o to dobre czy z�e. Zupe�nie tak jak Andy. Nawet gdyby mia� sze��dziesi�t lat, chodzi�by filmowa� co� po nocach. To chyba do�� powa�ny pow�d, by zerwa� zar�czyny.
Noc by�a sucha ale tak ch�odna, �e dziewczyna trz�s�a si� z zimna pod swoj� kurtk� z owczej sk�ry. Jesie� dawa�a zna� o sobie. Li�cie kasztan�w tu i �wdzie pokry�y ju� zag��bienia terenu. Kasztanowce zawsze pierwsze zaczyna�y traci� li�cie. Andy jej o tym opowiedzia�. Niech go diabli!
Nagle zdecydowa�a. P�jdzie do domu okr�n� drog�, ulic� prowadz�c� na p�noc, a p�niej skr�caj�c� w stron� posiad�o�ci Droy. Ksi�yc by� dostatecznie jasny, aby mog�a widzie� drog� przed sob�. Teraz rodzice na pewno b�d� ju� w ��ku, kiedy wr�ci. ,J wcale rano nie b�dzie inaczej, przekonam si�, do cholery, �e nie"-my�la�a.
Sz�a przez opustosza�� wie�, u�wiadamiaj�c sobie 20
nagle, �e wioska straci�a sw�j dawny urok. Carol mieszka�a tu przez dwadzie�cia lat, sp�dzi�a zaledwie jedn� noc poza domem, nie licz�c nudnych wakacji z rodzicami. Ale od czasu, gdy sko�czy�a szesna�cie lat, ju� nigdy wi�cej z nimi nie wyje�d�a�a. Wakacje przesta�y j� w og�le obchodzi�. W�a�nie tu pope�ni�a wielki b��d. Wtedy Andy (cholera, nie mog�a pozby� si� go ze swego �ycia, zabierze jej to pewnie ca�e miesi�ce) pojawi� si� w jej �yciu. Uniwersyteckie wykszta�cenie, podro�� po Afryce i �rodkowym Wschodzie, wszystko op�acone z fundusz�w rz�dowych, aby m�g� prowadzi� obserwacje czego�, co wcale nie chcia�o by� obserwowane. I oto, co zrobi�o si� z niego!
Postrz�pione chmury przes�oni�y nieco okr�g�� tarcz� ksi�yca, oblewaj�c poblisk� okolic� migotliwym blaskiem. Po obu stronach wzniesienia pochyle nier�wno�ci przechodzi�y w urwisko, a dalej stawa�y si� ju� prawdziwymi g�rami. Ciemne zarysy lasu, ostoi lis�w i jeleni. "I borsuk�w" - pomy�la�a dziewczyna.
Andy, �a�osny skurwysyn i to wszystko tam �mierdz�ce zupe�nie jak on, jak gdyby przez niego dotkni�te. Nie zwraca�a na to uwagi, kiedy zacz�a zabiega� o jego wzgl�dy. Teraz nie by�o od tego ucieczki. A mo�e jednak?
El�bieta, szkolna przyjaci�ka Carol, uko�czywszy siedemna�cie lat, spakowa�a si� i wyjecha�a do Londynu, gdzie znalaz�a prac�. Nagle Carol przysz�a do g�owy pewna my�l. Nie by�o nic, co mog�oby powstrzyma� j� od jutrzejszego wyjazdu. "Londyn"-to brzmia�o podniecaj�co. By�a tam tylko raz na jednodniowej wycieczce, kiedy mieszka�a w Potteries z wujkiem Do-21
nem i cioci� Ellen. Londyn by� na tyle du�y, by mo�na swobodnie kierowa� swoim �yciem, nie b�d�c ograniczanym przez jakiego� pomylonego podgl�dacza ptak�w. Nie mia�a �adnych skrupu��w. Rodzice musieliby si� przyzwyczai� do jej nieobecno�ci i znale�� sobie co� nowego, czym mogliby si� zaj��. Nie mia�a pracy. Od czasu, gdy zamkn�li fabryk�, panna Embleton by�a na zasi�ku dla bezrobotnych. Wi�kszo�� m�odych ludzi w Droy dzieli�o jej los. By�o niewiele szans na znalezienie pracy. Ka�dy znosi� sw�j los, staraj�c si� czym� wype�ni� czas. W�a�nie teraz Andy nie mia� odpowiedniego zaj�cia. Obserwacja �ycia ptak�w i zwierz�t gdzie� w lesie, na wzg�rzach, nie by�a prac�. Jedyne, czym Dark tak naprawd� si� przejmowa�, to niszczenie przyrody, zastawianie side�, pu�apek, k�usownictwo. To... jasna cholera, zacz�o pada�.
Zimne strugi deszczu zacina�y prosto w twarz, tak �e Carol musia�a postawi� ko�nierz kurtki, �a�uj�c, �e zapomnia�a parasola. Teraz �a�owa�a, i� nie wybra�a kr�tszej drogi do domu. Ale by�o ju� za p�no. Gdyby teraz zawr�ci�a, sz�aby jeszcze d�u�ej. I jakby tego nie by�o jeszcze dosy�, ksi�yc skry� si� za chmurami. Dziewczyna widzia�a jedynie niewyra�ny zarys drogi przed sob�. By�o rzeczywi�cie tak ciemno, �e mog�a przej�� obok, nie zauwa�ywszy dziury w �ywop�ocie nie opodal Droy Wood, mijaj�c nawet skr�t przez pole, prowadz�cy prosto do wsi.
Przez moment dziewczyna wpad�a w panik�, ale zaraz si� opanowa�a. Nie mog�a przegapi� przej�cia, zbyt cz�sto t�dy chodzi�a. Mog�aby i�� z zamkni�tymi oczy-22
ma. To by�o miejsce ich spacer�w w pogodne wieczory. "Andy - pomy�la�a. - Chcia�abym, �eby� teraz tu by�. Nie k�am, nie chcesz go ju� nigdy widzie�. Skurwysyn!"
Jesienny deszcz, nag�y, g�sty i zimny. Znak, �e zima ju� niedaleko, cho� to dopiero wczesny pa�dziernik. Carol przyspieszy�a kroku, czuj�c, �e przemok�y jej d�insy od kolan w d�. Do przej�cia pozosta�o jej jeszcze co najmniej p�torej mili. B�dzie zupe�nie mokra, nim dotrze do domu. Mia�a nadziej�, �e matka chrzestna nie czeka�a do jej powrotu. "Gdzie� ty by�a, Carol, zupe�nie zmok�a�, a gdzie Andy?" -zapyta pewnie matka. Zamknij si� mamo, wyje�d�am z domu, b�d� mieszka�a w Londynie i cokolwiek powiesz, nie zmieni to mojej decyzji.
I wtedy, z ty�u, us�ysza�a zbli�aj�cy si� samoch�d, nadje�d�aj�cy od strony wioski. Wci�� jeszcze by� do�� daleko, jakie� p� mili. Odg�os silnika przypomina� brz�czenie jakiego� natr�tnego owada.
Panna Embleton zawaha�a si�, spojrza�a w kierunku pojazdu. Teraz mog�a ju� zobaczy� �wiat�a , dwa b�yskaj�ce snopy, jak przeciwlotnicze reflektory, przecinaj�ce mrok w poszukiwaniu nieprzyjacielskiego samolotu. Mimo woli dziewczyna zesz�a na pobocze, pami�taj�c tych g�wniarzy, kt�rzy po zamkni�ciu pubu zjawili si� w holu dyskoteki. Zbyt du�o wypili. Na pewno nie przeszliby pomy�lnie pr�by z balonikiem. Pomijaj�c to, �e w Droy �aden gliniarz nie zatrzyma�by ich, nawet gdyby ci staranowali tuzin samochod�w na 23
g��wnej ulicy. A nawet je�li, to i tak o wszystkim decydowa�by komisarz Houliston.
Tak, to mog� by� te gbury. Cho� z drugiej strony, wcale nie musz�. I, jakby pomagaj�c Carol podj�� decyzje, w tym momencie deszcz przybra� na sile, zupe�nie jak w czasie burzy, siek�ca ulewa. Dyskotekowe szlagiery zn�w zabrzmia�y jej w g�owie. "Stary, z�oty hit", ten, kt�ry dyskd�okej pu�ci� zaraz przed jej wyj�ciem.
Reflektory samochodu o�lepi�y j�. Zmru�y�a oczy. Przez chwil� nie widzia�a zupe�nie nic. Obroty silnika spad�y. W�z zwolni�, zacz�� hamowa�, omal jej nie potr�ci�. Us�ysza�a d�wi�k otwieranych drzwi. Kierowca wychyli� si�. By� sam. "A wi�c to nie te dupki z holu" - pomy�la�a.
- Wyj�tkowo brzydka noc jak na taki spacerek. -Przyjazny glos z akcentem, kt�rego Carol nie mog�a skojarzy�, lecz z pewno�ci� nie by� to akcent mieszka�c�w okolic Droy. - Czy mo�e robisz to ka�dego wieczora, dla kondycji?
- Nie. - Schyli�a si�, zajmuj�c wolne miejsce obok kierowcy. Rzuci�a szybkie spojrzenie do ty�u, jak gdyby spodziewaj�c si� znale�� tam prostak�w z dyskoteki. Ale nie by�o nikogo. Zupe�nie przytulne miejsce, jak na mokr�, jesienn� noc.
- By�am na dyskotece w wiosce. Kiedy wychodzi�am, nie pada�o. Mia�am ochot� p�j�� spacerem do domu. D�u�sz� drog�, okr�n�- za�mia�a si�. -To b�dzie dla mnie nauczka.
- Bez ch�opaka? - za�artowa� m�czyzna i wrzuciwszy bieg, ruszy� powoli z miejsca. 24
- Nie. Dzisiaj, posprzeczali�my si� troch�, ale mam nadziej�, �e jutro wszystko b�dzie w porz�dku. - "Zaraz, dlaczego do cholery si� wygada�am? Jutro wcale nie b�dzie OK, poniewa� wynosz� si� stad, nim znowu si� w tym pogr���. �egnaj Andy, twoja obr�czka jest ju� na poczcie. Twoja obr�czka, nie moja".
Carol spojrza�a na kierowc� i zobaczy�a profil cz�owieka, kt�ry z pewno�ci� nie by� starszy ni�... .Jezu, czy Andy musi wsz�dzie si� pojawia�?" Wygl�da�o na to, �e mia� na sobie garnitur, lecz bez krawata, ko�nierzyk koszuli elegancko wysuni�ty na klapy marynarki. Kr�tka, starannie przystrzy�ona broda. Nie, nie by� ani troch� �ysiej�cy, to by�o nie do przyj�cia. On nie jest zupe�nie podobny do Andy'ego i wcale nie chc� �eby by�". Chcia�a powiedzie�: "No, nie, to niezupe�nie prawda, jutro nie b�dzie OK, bo nie chc� go ju� wi�cej widzie�". Ale to zabrzmia�oby g�upio. Nie opowiada si� intymnych szczeg��w swoich spraw mi�osnych, szczeg�lnie nieznajomemu, kt�ry jedzie dok�d� w nocy samochodem.
- Jak�� mil� st�d jest dziura w tym �ywop�ocie - powiedzia�a. - Je�eli mnie tam wysadzisz, to b�d� mia�a tylko kilka minut do domu.
- W porz�dku. - Mia�a wra�enie, �e m�czyzna si� u�miechn��, ale twarz kierowcy by�a sk�pana w mroku. - Jak masz na imi�?
- Carol. Carol Embleton.
- Ja jestem Jim. Jad� na p�noc, przede mn� najprawdopodobniej ca�a noc za k�kiem. Mi�o jest zabra� kogo� i pogada� troch�, to przerywa monotoni�. -25
Wl�kt si� dwadzie�cia pi�� mil na godzin�, wida� nie chcia� jecha� szybciej. Carol wcale to nie przeszkadza�o. By�a mu wdzi�czna za mi�e towarzystwo. Nawet dwadzie�cia pi�� mil na godzin�, ale zmierza�a przecie� do domu znacznie szybciej, ni� piechota. Po prawej stronie, w �wietle reflektor�w widzia�a skraj Droy Wood. Pokr�cone, skar�owacia�e drzewa zdawa�y si� si�ga� do drogi swymi s�katymi, zdeformowanymi konarami, jak gdyby pr�bowa�y zatrzyma� samotnych podr�nik�w. Carol przej�� dreszcz. Nigdy jeszcze tutaj nie by�a, nigdy nie chcia�a tutaj by�. Nie pami�ta�a nawet, czy Andy kiedykolwiek wspomina�, �e zna to miejsce. To jedna z tych wilgotnych, przygn�biaj�cych okolic, kt�rych wszyscy unikaj�, nie tylko z powodu miejscowych przes�d�w.
- Chcia�bym zatrzyma� si� na kilka minut na papierosa. - Wskaz�wka szybko�ciomierza opad�a poni�ej dwudziestu mil na godzin�. - Je�eli ci to nie sprawi k�opotu, by�bym wdzi�czny za towarzystwo. To b�dzie dla mnie d�uga, samotna noc. Zazdroszcz� ci twojego mi�ego, ciep�ego ��ka.
W�osy na g�owie Carol Embleton zje�y�y si� ze strachu. Poczu�a w �o��dku skurcz. Wreszcie z�apa�a oddech, ale kiedy m�wi�a, g�os zadr�a� jej nieznacznie.
- Je�li nie masz nic przeciwko temu, wola�abym nie. Moja rodzina na pewno na mnie czeka. No i m�j ch�opak mo�e by� tam z nimi... pr�buj�c za�agodzi� spraw�. - "K�amczucha" - skarci�a w my�li sama siebie. - Ostatnio, kiedy wysz�am sama... jeszcze przed p�noc� zadzwoni� na policj�. By�o mn�stwo k�opot�w. 26
- To tylko pi�� minut. - M�czyzna zdecydowanym ni-chem skr�ci� kierownic� w prawo, zje�d�aj�c na co� w rodzaju polanki o mi�kkim pod�o�u, porytej koleinami po parkuj�cych tu wielkich ci�ar�wkach. Teraz by�o tu pusto.
-Nie... prosz�...
- Nie b�dziemy d�u�ej ni� minut� czy dwie.
- Mog� ju� st�d doj�� piechot�. To tylko kilkaset metr�w.
Carol w nag�ym przyp�ywie paniki poci�gn�a za klamk� i wtedy silne palce oplot�y przegub jej r�ki. Zimny dreszcz. Strach. Nie by�a w stanie nawet krzykn�� i nie mog�a znale�� rygla.
- Chc� tylko porozmawia�. - W ka�dej innej sytuacji ton nieznajomego wp�yn��by na ni� uspokajaj�co, gdyby nie u�cisk wbijaj�cy si� w jej r�k� z dziko�ci� chi�skiego ognia. - Widzisz, gdy jestem w drodze, nie mam zbyt wielu okazji do pogaw�dki. Cz�sto jad� noc�, �pi� w ci�gu dnia. Powoli staj� si� samotnikiem. Czasami musisz z kim� rozmawia�..., bo inaczej zwariujesz.
- Tak, ja... my�l�, �e masz racj�. - Naciska�a ca�ym cia�em na drzwi, marz�c o tym, by nagle si� otworzy�y i jak katapulta wyrzuci�y j� na zewn�trz. Wtedy pobieg�aby, daleko, jak najdalej.
- De masz lat? - Pochyli� si� do niej bli�ej tak, �e mog�a poczu� tchnienie jego oddechu, s�odki, mi�towy zapach, gdy� nieznajomy w�a�nie �u� gum�.
- Dwadzie�cia.
-1 za�o�� si�, �e nie jeste� dziewic�, co? - Natarczywe pytanie, kt�re w innej sytuacji spowodowa�oby ostr� ripost� dziewczyny. Ale nie teraz.
27
- Nie... nie jestem. Ale nie jestem te� dziwk�.
- A ten tw�j ch�opak, z kt�rym si� pok��ci�a�... czy pieprzy ci� regularnie?
Odwr�ci�a g�ow�, nie chcia�a spojrze� mu w oczy. To chyba figiel ksi�yca sprawi�, �e oboje wydawali si� b�yszcze�, �wieci� w przera�aj�cym, po��dliwym szale�stwie. , Jeste�my... ze sob� zwi�zani".
Co� �ciska�o j� za gard�o, przeszkadza�o m�wi�. Prze�kn�a �lin�.
- On nie jest jedynym, kt�ry ci� r�n��, a mo�e...?
-Pos�uchaj, ja...
- Odpowiedz mi! - sykn��. Podmuch mi�towego oddechu uderzy� j� w twarz. - Chc� tylko, aby� odpowiada�a na moje pytania.
- Dobrze. - Panna Embleton zadr�a�a ze strachu. -Nie, zacz�am bawi� si� w seks, kiedy... kiedy mia�am szesna�cie lat. Ch�opak spoza wioski. Tylko raz, potem ju� nigdy tego nie robi�am, dop�ki nie pozna�am Andy-*ego. A teraz, kiedy ju� ci powiedzia�am, pozw�l mi odej��!
Przez chwil� by�o cicho. M�czyzna szpera� w schowku naprzeciw niej, wreszcie znalaz� to, czego szuka�. Widzia�a, jak wyci�gn�� co�, co wygl�da�o jak zmi�ta chustka do nosa. Wcisn�� to w praw� r�k� dziewczyny. Chustka by�a ciep�a i wilgotna.
- Wiesz, co to jest? - Jego g�os by� teraz ledwie s�yszalny. - No dalej, powiedz mi. Spr�buj zgadn��, je�li nie wiesz.
- To jest... to jest m�ska chustka do nosa - odpar�a i pomy�la�a: "O Bo�e, to wariat. Gdyby tylko Andy wy-28
szed� teraz spo�r�d drzew, m�wi�c: �Musieli�my przerwa� filmowanie. By�o zbyt wilgotno. Trzeba spr�bowa� nast�pnej nocy�'\ Ale Andy Dark nie przyszed�. Nie m�g� tutaj przyj��.
- Cholerna racja! - zachichota� kierowca, po czym jego g�os znowu powr�ci� do tamtego podnieconego szeptu. - Ale to nie wszystko... Widzisz, ja... spu�ci�em si� w ni�, jakie� dziesi�� minut temu, zanim wsiad�a�. Wilgotna chusteczka wypad�a jej z d�oni.
"O Bo�e, prosz�, nie. Czytasz o takich facetach w codziennej gazecie, wmawiasz sobie, �e w rzeczywisto�ci ich nie ma, a je�eli nawet, to nigdy nie spotkasz �adnego z nich". I nagle dla Carol Embleton sta�o si� to realne.
- Nazywam si� James Foster. - Lodowata nutka dumy w jego g�osie. - Mo�na by�o o mnie przeczyta� i zobaczy� moje zdj�cie w gazecie. Nie mog�a� tego przeoczy�. Zgwa�ci�em dziewczyn�, ale s�dzia pu�ci� mnie wolno. Zrobiono wok� tego du�o szumu, bo spo�ecze�stwo nie rozumie, nawet nie chce spr�bowa� mnie zrozumie�. W zesz�ym tygodniu zgwa�ci�em nast�pn� i teraz przeszukuj� okolic�, �cigaj� mnie. Widzisz, ja j� zabi�em.
Carol omal nie straci�a przytomno�ci. By�a zupe�nie sama gdzie� w lesie, zdana na �ask� zbocze�ca i mordercy, kt�rego nazwisko widnia�o na pierwszych stronach gazet. Pami�ta�a jego zdj�cie z telewizji. Rozpozna�a go, chocia� by�o ciemno i nie mog�a mu si� dok�adnie przyjrze�. O mi�osierny Bo�e!
- To by�a jej wina, �e musia�em j� zabi� - m�wi� ze skruch�. - Nie chcia�em, naprawd� j� lubi�em. Ale 29
wrzeszcza�a i szamota�a si�. Gdybym j� pu�ci�, posz�aby na policj�. Teraz b�d� musieli si� sporo natrudzi�, aby udowodni�, �e to by�em ja. Ty im nie powiesz, prawda? To pragnienie przysz�o nagle, by�o bardzo silne-kontynuowa�. - Wi�c zjecha�em z drogi, zatrzyma�em si� i spu�ci�em. Ale nie zrobi�em nic dobrego, nie da�o mi to przyjemno�ci i wiedzia�em, �e b�d� musia� znale�� jaka� dziewczyn�. Nie wierzy�em w�asnym oczom, gdy zobaczy�em kogo� tak �adnego jak ty. Powiedz mi, onanizujesz si�, czy te� tw�j ch�opak zaspokaja ci� tak, �e nie potrzebujesz tego robi�?
- Czasami - odrzek�a i pomy�la�a: "Powiedz mu prawd�, nie masz nic do stracenia" - Od kiedy chodz� z Andy^m, nie tak cz�sto jak kiedy�, gdy mia�am kilkana�cie lat. Ka�dy to robi od czasu do czasu, to �aden pow�d do wstydu.
- Sp�jrz, jak na mnie podzia�a�a rozmowa z tob�. - Przesun�� r�k� Carol w d�. Zacisn�a d�o� i niemal wyrwa�a j� z u�cisku, gdy tylko poczu�a tward� wypuk�o�� w jego spodniach. Rozchyli� jej palce, prowadz�c je powoli w g�r� i w d�, wzd�u� napr�onego materia�u.
- Za�o�� si�, �e masz cudown�, ma�� cipk�... Carol. Serce wali�o jej jak oszala�e. W ka�dej chwili mo�e wpa�� w histeryczny sza�, a w�a�nie dlatego w zesz�ym tygodniu zgin�a tamta dziewczyna. Liczy�a na odrobin� sprytu i przebieg�o�ci, pami�taj�c o starym, wy�wiechtanym dowcipie, kt�ry jaka� aktorka filmowa by�a zmuszona � w �ycie: "Kiedy gwa�t staje si� nieunikniony, po�� si� i miej z niego przyjemno��". Carol Embleton oczywi�cie nie mia�aby z tego 30
przyjemno�ci, ale by�a zdeterminowana. "Trzyma� si� kurczowo �ycia tak d�ugo, jak by�o to tylko mo�liwe. Andy, potrzebuj� ci� kochanie".
- OK, pozwol� ci - udawa�a podniecenie wywo�ane jego erekcj� - ale tylko, je�li obiecasz mi, �e potem mnie wypu�cisz. Obiecaj mi, a spr�buj� i dam ci prawdziwa satysfakcj�. W przeciwnym razie zaczn� si� wydziera� i szarpa� i b�dziesz musia� z tym sko�czy�, zabijaj�c mnie. A wtedy nie pozostanie zbyt wiele do przer�ni�cia, prawda?
- Obiecuj�. - Zachowywa� si� jak uczniak, kt�remu nagle obiecano jak�� niespodziank�. - Pozwol� ci potem odej��. Obiecuj�.
Dr�a�a ze strachu, odpinaj�c sprz�czk� swych d�ins�w, pr�buj�c si� rozebra�.
"To b�dzie prostsze - my�la�a. - To nie jest James Fo-ster, to tylko jeden z tych g�upich gwa�cicieli, o kt�rych fantazjowa�a� kilka lat temu. To Andy, czujesz go, b�dziesz kocha� si� z pasj�. To Andy... Andy... Andy..."
To by� prawie Andy, on nawet smarowa� j� oliw�, �eby nie sprawi� b�lu, gdy w ni� wchodzi�. Ale kiedy byli ju� jednym cia�em, Andy znikn��, a po��dliwe widmo Jamesa Fostera pojawi�o si� znowu: intensywny, mi�towy zapach omal jej nie udusi�. James przygni�t� j�, przyciskaj�c jej piersi tak d�ugo, a� dziewczyna krzykn�a g�o�no, z nadziej�, �e m�czyzna zrozu-� mi� ten odg�os jako objaw orgastycznej ekstazy. | "Musisz go zadowoli�, to twoja jedyna szansa, by pozosta� przy �yciu". Porusza� si� coraz szybciej, le��c na niej i b�yskaj�c oczyma, a jego cia�o pokry�o si� potem. 31
Jego d�onie pie�ci�y szyj� Carol . Niemal krzycza�a, kiedy zacz�� masowa� i szczypa� jej piersi.
Nag�a my�l, ma�y p�omyk nadziei, bo nie by�o nic, czego mo�na by si� uchwyci�. Zacz�a udawa� j�ki rozkoszy, nienawidz�c go jednocze�nie za ka�dy g��bszy mch. W jaki� spos�b zdo�a�a u�o�y� si� w takiej pozycji, �e siedzieli teraz twarzami do siebie. Wtedy ona by�a na nim.
O Chryste, to by�o okropne, odpychaj�ce. Pr�bowa�a o tym nie my�le�. "Musz� to zrobi� .je�li chc� pozosta� przy �yciu. Ty sukinsynu, zabi�e� dziewczyn�, ale mnie ju� nie zabijesz". Zwi�kszaj�c tempo, poczu�a w sobie pulsuj�c� nabrzmia�o��, a� przeszed� j� dreszcz, zbli�a� si� orgazm.
I wtedy nadszed� moment, na kt�ry czeka�a, gwa�towne przeszywaj�ce ciep�o wytrysku, jego palce przyciskaj�ce j� nami�tnie. Wyliczy�a czas perfekcyjnie, schodz�c z niego jednym, szybkim szarpni�ciem, odepchn�a m�czyzn�, w tym samym czasie naciskaj�c klamk� drzwi, ca�ym swym ci�arem napieraj�c na nie, by si� otworzy�y.
Foster si�gn�� r�k�, pr�bowa� pochwyci� dziewczyn�, lecz nie da� rady i wtedy Carol by�a ju� wolna, biegn�c nago w mrok deszczowej, jesiennej nocy. P�dzi�a na o�lep, wykorzystuj�c przewag� tych kilku sekund po przerwanym szczytowaniu. Pi�tna�cie, mo�e trzydzie�ci sekund ulgi, czas trwania m�skiej ejakulacji, kt�ra go tam zatrzyma. Potem gwa�ciciel pewnie ruszy za ni�, aby dokona� straszliwej zemsty na dziewczynie, kt�ra poni�y�a go, opu�ciwszy w momencie najwi�kszej rozkoszy. 32
Dziki, karko�omny bieg. Wpada�a na drzewa. Grz�z�a w g��bokim b�ocie. Dopiero po kilku minutach u�wiadomi�a sobie, �e uciekaj�c w panice, znalaz�a si� w Droy Wood. Za p�no, by wraca� po w�asnych �ladach. "O Bo�e, jaka jestem g�upia - pomy�la�a - Nie, lepiej zosta� tutaj. Masz wi�ksz� szans� w g�stym lesie, z mn�stwem kryj�wek. Tam, na drodze, dopadnie ciebie ten z samochodu!".
Nas�uchiwa�a, dr��c ze strachu i zimna. Na pocz�tku cisza, potem us�ysza�a kroki m�czyzny. Przywar�a z ca�ej si�y do pnia ogromnej olchy. Domy�la�a si�, �e m�czyzna biega jak op�tany, to w jedn�, to w drug� stron�. Ale w rzeczywisto�ci Foster st�pa� pewnie i rozwa�nie, coraz bardziej zbli�aj�c si� do swej ofiary jak my�liwy do zranionej zwierzyny, kt�ra ugrz�z�a w g��bokim bagnie. S�aba, ksi�ycowa po�wiata, odbijaj�ca si� w ka�u�ach, kontrastowa�a z ciemnymi plamami cienia.
By� bli�ej, coraz bli�ej. "Och, dzi�ki Bogu, �e nie zatrzyma� si�, aby znale�� latark�, zanim wyruszy� w po�cig." - Zamkn�a oczy, daremna nadzieja, �e nie b�dzie tego widzia�. - "Och, Andy, gdzie jeste�, kochanie? Tak mi przykro, przepraszam."
Jej prze�ladowca by� ju� o kilka jard�w od miejsca, gdzie si� ukry�a, us�ysza�a wyra�nie jego ci�ki oddech. Przystan��. Carol skuli�a si� jeszcze bardziej;
z pewno�ci� odnajdzie j� lada chwila.
Ale gwa�ciciel nie zbli�y� si� bardziej. Przeszed� obok. Kl�� jak szewc, odgarniaj�c g�ste ga��zie, kt�re �ami�c 33
si�, wydawa�y odg�os podobny do strza�u z pistoletu. Min�� swoj� ofiar�, szed� coraz g��biej w las.
Carol Embleton nie mia�a jednak nadziei, wm�wi�a sobie, �e w ko�cu m�czyzna musi j� odnale��. Ale odg�osy jego poszukiwa� stawa�y si� coraz bardziej odleg�e, a� w ko�cu zupe�nie ucich�y. Ulga przesz�a w eufori�. Dziewczyna by�a �ywa, wolna;pozosta�ojej tylko wycofa� si� po w�asnych �ladach do drogi i biec, dop�ki nie dotrze do przej�cia. Chmury zn�w przys�oni�y ksi�yc. Pada� coraz g�ciejszy deszcz. Woko�o widzia�a jedynie cienie. Droga nie mog�a by� daleko. Pi��dziesi�t jard�w, w linii prostej mo�e nawet mniej. Dziewczyn� znowu ogarn�a panika. T�dy, na pewno...? Nie, nie t�dy, ale kt�r�dy? Gdyby tylko wci�� mog�a s�ysze� oprawc�, wtedy wiedzia�aby, w jakim p�j�� kierunku. Ale nie by�o s�ycha� nic. Martwa cisza.
To musia�o by� tam. Najwy�ej pi��dziesi�t jard�w.
Spr�bowa�a przesun�� si� po cichu naprz�d, ziemia by�a zimna i b�otnista, deszcz zacina� w twarz. �lizgaj�c si�, o ma�o nie upad�a, gdyby nie chwyci�a zwisaj�cej nisko ga��zi. Ga��� zatrzeszcza�a, ale nie p�k�a. Carol wci�� grz�z�a. Z ziemi wydobywa�y si� najprze-dziwniejsze bulgoty i mlaskania oraz obrzydliwy zapach st�chlizny.
Wci�� moczary. W niekt�rych miejscach g��bsze, tak �e musia�a si� wycofa� i szuka� jakiej� drogi okr�nej. Prawdopodobnie bagno by�o wi�ksze ni� sobie wyobra�a�a. Ale by� mo�e to tylko kilka jard�w...
Jednak nie. G��bokie b�oto i chlupocz�ce ka�u�e. Wci�� nas�uchiwa�a, lecz nie zdo�a�a wy�owi� �adnego 34
odg�osu krok�w gwa�ciciela. Z prawej strony grunt by� twardszy. Zach�ca� do biegu. Spojrza�a na ksi�yc, wci�� skryty za chmurami.
I wtedy zapad�a si� po kostki w kolejnej plamie mu�u. O ma�o nie krzykn�a w ataku histerii, gdy zda�a sobie spraw� z rzeczywisto�ci: zgubi�a si�! To niemo�liwe. A jednak by�o to prawd�.
Deszcz zacina� teraz niemal poziomo, pluskaj�c g�o�no w ka�u�e wok� niej. Dziewczyna pr�bowa�a i�� naprz�d, lecz musia�a da� za wygrana - by�o zbyt g��boko. Spojrza�a w lewo, lecz natkn�a si� tylko na kolejne, bagienne "oczko".
Wreszcie zab��dzi�a na trawiasty pag�rek. Wilgotny, lecz sta�y grunt ca�kowicie pokryty �ozin�, kt�ra nie zrzuci�a jeszcze swych li�ci, os�aniaj�c Carol od wiatru i deszczu. Zapadaj�c si� op�akiwa�a swoje beznadziejne po�o�enie. Przycupn�a i zwin�a swoje nagie cia�o w k��bek. Zimno, wyczerpanie, strach, wszystko to dawa�o si� Carol we znaki. Ogarn�a j� nag�a, nieodparta senno��.
"Nie mog� tu zosta� - pomy�la�a. - Ale b�d� musia�a, nie mam �adnego wyboru. Umr� na zapalenie p�uc. Ale co� znacznie gorszego mog�oby si� zdarzy�, gdybym zupe�nie zab��dzi�a w Droy Wood po ciemku. B�d� musia�a tu zosta� a� do rana".
Wci�� nas�uchiwa�a. Nic, tylko d�wi�ki, kt�re by�y zapewne odg�osami zwierz�t, wiatru, deszczu, chlupo-tem wody. Zamkn�a oczy, jakby w obawie, �e mog�aby co� dostrzec w ciemno�ciach tej okropnej nocy.
Modli�a si� o nadej�cie �witu; w ko�cu zmorzy� j� sen.
Rozdzia� II
Andy Daric i jego towarzysze, kr�tko po p�nocy zako�czyli obserwacj� borsuk�w. Tej deszczowej, wietrznej nocy zwierz�ta nie chcia�y opuszcza� swoich legowisk. Co prawda kilka sztuk wysz�o na zewn�trz, jednak zniech�cone deszczem wr�ci�y do swoich nor. Czekali jeszcze dwadzie�cia minut, lecz �aden si� wi�cej nie pojawi�.
- Tracimy czas - powiedzia� Andy. - Prawdopodobnie wyjd� jeszcze w nocy, aby co� zje��, ale z pewno�ci� nie b�dzie to nic, co warto by�oby sfilmowa�.
- Mo�e w takim razie spr�bujemy jutro? - Wysoki m�czyzna w d�ugim, przeciwdeszczowym p�aszczu najwyra�niej nie mia� ochoty rezygnowa� z okazji.
- Je�li b�dziemy pr�bowa� ka�dej nocy, pr�dzej czy p�niej trafimy na co� ciekawego.
- Bardzo prosz�, mo�ecie sobie wr�ci� jutro - odpar� szorstko stra�nik. - Mam zaj�ty ka�dy wiecz�r w tym tygodniu, ale ciesz� si�, �e b�dziesz pr�bowa�. Sam.
Andy by� bardzo niespokojny, prawie w�ciek�y. Ca-rol czu�a si� zaniedbywana przez niego, a on nie m�g� jej mie� tego za z�e. Stra�nik przyrody musia� by� gotowy do us�ug na ka�de wezwanie nie tylko obywateli, lecz praktycznie ka�dej organizacji maj�cej jaki� zwi�zek ze �rodowiskiem naturalnym. Przybysze z Sussex chcieli co� zobaczy�, wi�c trzeba by�o p�j�� i pokaza� im to. Nikogo nie obchodzi�o, �e ty te� mo�esz mie� swoje prywatne �ycie. By�e� s�ug� wszystkich przez dwadzie�cia godzin na dob�.
- Woleliby�my pozosta� tu troch� d�u�ej - powie-36
dzia� jeden z przyrodnik�w. - To wstyd, tak szybko si� zniech�ca�.
- Dobrze. - Andy zrezygnowany skin�� g�ow�. - W takim razie czekamy jeszcze godzin�.
W rzeczywisto�ci jednak byli tam jeszcze trzy godziny. Kilka razy jaki� borsuk wylaz� z nory, aby co� zje��, lecz zaraz chowa� si� z powrotem.
By�a za kwadrans czwarta nad ranem, gdy Andy Dark zaparkowa� w�z naprzeciwko swojego bungalowu. Nawet, gdy wy��czy� silnik, by� przekonany, �e s�yszy gdzie� dzwonek telefonu. Andy "emu wydawa�o si�, �e cz�owiek, kt�ry wykr�ca numer jest bardzo niecierpliwy i �e rozm�wca nie odwiesi s�uchawki, dop�ki kto� nie odbierze. O tak wczesnej porze musia�o to by� co� pilnego.
Andy stara� si� jak najszybciej przekr�ci� klucz w patentowym zamku. Niech to cholera! Mia� go nasmarowa� ju� �adnych par� tygodni temu, teraz musia� u�y� si�y, aby zamek zaskoczy�. Telefon na stoliku w holu wzywa� Przeczucie nieszcz�cia kaza�o Andy'emu zwleka� z podniesieniem s�uchawki, gdy� wiadomo�ci o takiej porze s� zawsze z�e. Tak jak tamtej nocy, gdy zadzwonili ze szpitala aby go powiadomi� o �mierci ojca. Potem przez kilka miesi�cy echa tamtej rozmowy prze�ladowa�y Andy'ego w snach. Teraz mog�o by� podobnie.
W ko�cu m�czyzna prze�ama� opory. Podni�s� s�uchawk�. Powiedzia� p�szeptem:
-Halo.
- Andy? - Zmartwiony g�os Billa Embletona, ojca Carol.
- Tak. O co chodzi. Bili?
37
- Gdzie jest moja c�rka? -, Je�li jest z tob�, to jeste� zwyk�ym sukinsynem. Cho� mam nadziej�, �e nocowa�a u ciebie, wtedy by�aby przynajmniej bezpieczna** -my�la� zapewne Embleton.
- Carol? Nie widzieli�my si� dzisiejszej nocy... -G�os Andy*ego Darka zawis� w pr�ni, a �o��dek zacz�� uciska� jak wielka pi�ka. Uczucie, kt�re przyprawi�o m�czyzn� o md�o�ci.
- Nie by�o mnie... Filmowali�my borsuki... nie widzia�em Carol...
Obaj nagle zamilkli, ow�adni�ci nag�� obaw�. Czuli, �e obaj byli �wiadkami jakiego� nieszcz�cia. Nie mogli wydusi� z siebie ani s�owa. Mieli nadziej�, �e to uczucie zaraz minie, tak samo nagle, jak si� pojawi�o.
- Zaraz tam b�d� - Andy pierwszy przerwa� to okropne milczenie, po czym od�o�y� s�uchawk� i pobieg� z powrotem do samochodu. Ruszy� ostro. "O Jezu Chryste, �eby tylko nic si� jej nie sta�o - pomy�la�. - To moja wina, ci pieprzeni idioci, zachcia�o im si� filmowa� borsuki... Powinienem im powiedzie�, �eby si� odpierdolili lub zostawi� ich w choler�".
Prowadzi� bardzo nerwowo. Wozem zarzuca�o na zakr�tach. Krople deszczu iskrzy�y si� w �wiat�ach reflektor�w. Jecha� wzd�u� Droy Wood, min�� niewielkie auto stoj�ce na le�nym parkingu, lecz nie zwr�ci� na nie uwagi, wcale go nie obchodzi�o. Teraz najwa�niejsza by�a Carol.
Puste, wiejskie dr�ki, domy, kt�re zdawa�y si� opustosza�e, bez �ywej duszy, jakby jedynym mieszka�cem Droy by�a �mier�. Straszne... W�z wpad� na w�-38
sk�, �wirow� drog� prowadz�c� do drewnianego, czar-no-bia�ego domku o jasno o�wietlonych parterowych oknach.
Bili Embleton czeka� w drzwiach, wysoki, szpakowaty. Opiera� si� na klamce, jego postawa zdradza�a niepok�j.
- Ona... nie przysz�a do domu. - G�os m�czyzny przeszed� w szept. - Dok�d, na Boga, mog�a p�j��?
- Nie panik