5690

Szczegóły
Tytuł 5690
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5690 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5690 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5690 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcin Wolski Noc Bezprawia oraz inne szalone opowie�ci WIDEO PANA BOGA I Atak nast�pi� nieoczekiwanie. Umberto Galeni pochyla� si� w�a�nie, aby sprawdzi� na monitorze stan zewn�trznych wysi�gnik�w, kiedy ze �wistem przelecia� tu� obok niego ci�ki trep przyssawkowy i zdruzgota� szafk� z odczynnikami. - Do cholery, stary, co ty wyprawiasz? - Zabij� - zarycza� nie swoim g�osem Cliff Robbins, szykuj�c si� do zadania nast�pnego ciosu. - Na mi�o�� bosk�, Cliff. - Drobna dziewczyna w kitlu pr�bowa�a stan�� mi�dzy g��wnym mechanikiem a profesorem. - Przesta� si� wyg�upia�! - Z drogi, Betty! - Atakuj�cy wydawa� si� kompletnie zamroczony, jego czo�o pokrywa�y grube krople potu, oczy mia� nieprzytomne, a z ust toczy�a si� piana. - On musi zgin��! Galeni z chy�o�ci�, o jak� nikt by go nie pos�dzi�, zwa�ywszy na jego wyra�nie rysuj�cy si� brzuszek, przesadzi� biurko. Robbins by� jednak szybszy. Chwyci� naukowca za nog� i wbi� z�by w jego �ydk�. Umberto wyswobodzi� si� kopniakiem i odskoczy�. Znalaz� si� jednak w k�cie, bez wyj�cia. Za nim by� jedynie za�rubowany w�az. Tymczasem Cliff stan�� na nogi i zataczaj�c si� jak pijany, zmierza� w stron� Galeniego. - Wola Pana, wola Pana! - powtarza� chrapliwie. Na szcz�cie doktor Stone w por� przypomnia�a sobie o spoczywaj�cym w jej szafce ma�ym pistolecie z �adunkami obezw�adniaj�cymi. "To na wypadek, gdyby zaatakowa�y was ma�e, zieloneludziki albo gdyby kto� z za�ogi zwariowa�" - przypomnia�y jej si� s�owa kapitana Rossnera, gdy po raz pierwszy pokazywa� jej laboratorium. Tymczasem profesor pr�bowa�, utrzymuj�c wysuni�t� gard�, uderzy� szale�ca wyprzedzaj�cym prostym. Cios jednak nie wywar� na b�d�cym w amoku m�czy�nie �adnego wra�enia. Chwyci� Galeniego za szyj� i przydusi� do ziemi... - Cliff, nie! - krzykn�a Betty Stone i nacisn�a spust. Igie�ka wbi�a si� w umi�niony bark Robbinsa. Zignorowa� j�, nadal przygniata� szamocz�cego si� niemrawo Umberta. Z ust profesora wydobywa�y si� coraz bardziej zduszone j�ki... I kiedy wydawa�o si�, �e nikt go ju� nie uratuje, przez cia�o g��wnego mechanika przebieg� nerwowy dygot, pu�ci� swoj� ofiar�, sflacza� i opad� na pod�og�. W tym momencie rozsun�y si� automatyczne drzwi. - Co tu si� dzieje? - zawo�a�, staj�c na progu, kapitan Steve Rossner. - Wszystkie czujniki zwariowa�y! Wy, jak widz�, te�. - B�dziesz m�g� zapyta� Cliffa, kiedy si� obudzi, Steve - odpar�a bia�a jak kreda lekarka. - Wiele wskazuje na to, �e nasz przyjaciel zn�w us�ysza� sw�j g�os wewn�trzny. I �e tym razem otrzyma� polecenie zg�adzenia Umberta. Lecieli nad Afryk�. W nie os�oni�tej chmurami przestrzeni Steve Rossner rozpoznawa� wyra�nie charakterystyczny kuper Zielonego Przyl�dka, uj�cie Senegalu, plam� Dakaru, a dalej brunatno��t� p�acht� Sahary. "�mieciarka" posuwa�a si� planowo niczym wielki odkurzacz prowadzony wprawn� r�k� gosposi, zbaczaj�c z orbity tylko w�wczas, gdy pojawia� si� nast�pny obiekt do przej�cia. Operacja "Rainbow", rozpocz�ta p� roku temu, sk�ada�a si� z miesi�cznych sesji, w trakcie kt�rych za�oga wahad�owca rozpoznawa�a i chwyta�a w elektromagnetyczne sieci z�om kosmiczny. W ci�gu trwaj�cego czterdzie�ci lat podboju przestrzeni pozaziemskiej w kosmosie nazbiera�o si� nieprawdopodobnie du�o szmelcu i wreszcie nale�a�o co� z nim zrobi�. Po udanym po�owie dokonywano analiz, po czym wymontowywano co warto�ciowsze elementy. Nast�pnie obiekt podlega� zdetonowaniu i str�ceniu z orbity, tak �e szcz�tki zawsze musia�y sp�on�� w g�rnych warstwach atmosfery. Za�oga statku sk�ada�a si� ledwie z czterech os�b: kapitan Steve Rossner zajmowa� si� nawigacj�; profesor Umberto Galeni rozpoznawaniem i oszacowywaniem pochwyconych obiekt�w; Cliff Robbins dogl�da� techniki i robot�w dokonuj�cych demonta�u w otwartej przestrzeni kosmicznej, cz�sto w trudniejszych przypadkach w��czaj�c si� do akcji osobi�cie. Dla Betty Stone, lekarki i dietetyczki, by� to lot debiutancki. Oczywi�cie poza szczup�� blon-dyneczk� trzej m�czy�ni stanowili zesp� weteran�w kosmosu - doskonale potrafili si� nawzajem uzupe�nia� i zast�powa�. Atak Cliffa w znacznym stopniu komplikowa� ich misj�. Mieli w�a�nie rozpocz�� demonta� wys�u�onego satelity telekomunikacyjnego, pochwyconego przez system elektromagnetycznych wysi�gnik�w. Steve czym pr�dzej po��czy� si� z Centrum w Houston i ogl�dnie przedstawi� stan Robbinsa. - Czy stanowi zagro�enie dla lotu? - zapyta� genera� Greenson, wicedyrektor NASA, szef pionu wojskowego, odpowiedzialny za akcj� "Rainbow". - Nie, zosta� bez trudno�ci zamkni�ty w kabinie i poddany uspokajaj�cej terapii. - A dacie sobie we tr�jk� rad� z demonta�em satelity? - Naturalnie. - Zatem kontynuujcie program, a potem zobaczymy, czy ka�� wam natychmiast wraca� do bazy, czy mo�e Robbinsowi si� poprawi na tyle, �eby przynajmniej wam nie przeszkadza�. Poleci�em ju� zbada� jego medyczne dossier. Dot�d nie mieli�my z nim �adnych k�opot�w, wygl�da� na najzdrowszego z ludzi. - Nie musi mi pan tego m�wi�, znam Cliffa wiele lat, jeste�my przyjaci�mi. Nigdy nic nie sygnalizowa�o, �eby mia� jakie� psychiczne problemy - rzek� Rossner, doznaj�c nieprzyjemnego uczucia, �e jednak k�amie... K�opoty z Cliffem zacz�y si� wkr�tce po wej�ciu "Rainbowa 3" na orbit�. - A to co, magia? - zapyta� Robbins, gdy siadaj�cy do �niadania Galeni wykona� gest przypominaj�cy z grubsza prze�egnanie. Umberto podni�s� na mechanika swoje wielkie, g��boko osadzone oczy. - Czy masz co� przeciwko temu, �e katolik �egna si� przed posi�kiem? .. Cliff nie odpowiedzia�, d�u�sz� chwil� wpatrywa� si� gdzie� w przestrze� ponad g�ow� Betty, potem mrukn�� tylko: - B�g jest blisko. I potrafi oddziela� ziarna od plew! Profesor nie powinien by� kontynuowa� tematu, ale sprowokowany nie rezygnowa�. - Sugerujesz, Cliff, �e moje prze�egnanie jest tylko gestem bez znaczenia, nawykiem wyniesionym z dzieci�stwa, nie wynikaj�cym z wiary? - Wiara? Czy w og�le jest jeszcze co� takiego na �wiecie, w kt�rym ka�da prawda wymaga naukowego udowodnienia? - wtr�ci�a si� Betty. Mechanik wsta� energicznie. - Przekonacie si�, nied�ugo, bardzo nied�ugo! - Tu utopi� sw�j wzrok w Galenim. - Zw�aszcza ty! O rozmowie bardzo szybko zapomniano. By�o tyle zaj��. Kontakt z kosmosem niekt�rych sk�ania do my�lenia o sprawach ostatecznych. Steve nie do�wiadcza� dot�d tego uczucia. Z romantycznych marze� o podboju wszech�wiata wyleczy� si� do�� dawno. Czasy programu "Apollo" min�y, a lot na Marsa zn�w przesuni�to w bli�ej nieokre�lon� przysz�o��. Doborowa grupa do�wiadczonych astronaut�w przerzedzi�a si�. Z roku na rok fundusze NASA stawa�y si� coraz skromniejsze, a program "Rainbow" egzystowa� tylko dlatego, �e sam si� finansowa�. A praca kosmicznego "�mieciarza" mia�a si� do niegdysiejszych marze� Steve'a tak, jak s�u�ba na promie, obs�uguj�cym dwa brzegi Hudson River, do przyg�d �eglarzy ze "Z�otej �ani" lub cho�by lotniskowca "Enterprise". Rossner wiedzia� ju�, �e nie postawi stopy na innej planecie i pogodzi� si� z tym. �ycie z wiekiem ka�dego uczy rezygnacji. Natomiast B�g... Jak wi�kszo�� ludzi z jego pokolenia po�egna� si� z Nim gdzie� na pierwszym roku studi�w. Tym dziwniejsza by�a dla niego przemiana Cliffa. Kt�rego� razu kapitan zajrza� do kabiny mechanika. Zaskoczy� go obrazek Naj�wi�tszej Dziewicy przybity w miejscu, gdzie inni astronauci zwykli przyczepia� zdj�cia z holograficznego dodatku do "Playboya". Steve przyjrza� si� p�ce. Biblia stanowi�a element standardowego wyposa�enia, ale pozosta�e ksi��ki musia� skompletowa� sam Robbins - dzie�a �wi�tego Augustyna, Apokryfy Starego Testamentu, Klucz do Apokalipsy jakiego� polskiego biskupa. Zadziwiaj�ce lektury jak na kogo�, kto przez pi�tna�cie lat znajomo�ci nigdy nie zdradzi� si� transcendentalnymi zainteresowaniami. Dotychczas jedyn� znan� wszystkim pasj� mechanika pok�adowego by�y komputery i samochody. Rossner na ca�e �ycie zapami�ta� lato, kiedy wsp�lnie, zdezelowanym pontiakiem, przemierzyli G�ry Skaliste, a Robbins potrafi� dokonywa� niezwyk�ych cud�w z zakresu mechaniki. R�wnie dobry by� w kontaktach z dziewczynami. Steve, z natury nie�mia�y i troch� sztywny, nie potrafi� nadziwi� si� �atwo�ci, z jak� Cliff podbija� serca tych wszystkich barmanek i recepcjonistek w hotelach, jak podrywa� samotne, spragnione pi�ciogwiazdkowych przyg�d seksualnych turystki lub zam�ne, ale bardzo znudzone s�siadki z p�l kempingowych. Przy okazji nie by� samcem egoist�, zachowywa� si� wobec Steve'a nies�ychanie kole�e�sko i zawsze dba�, �eby znalaz�o si� r�wnie� towarzystwo dla kolegi. W ko�cu to dzi�ki Robbinsowi pozna� Patrycj�... A drugi znak?... Zbli�ali si� do sowieckiego satelity typu "Kosmos". Prom wykona� seri� rutynowych manewr�w, wysuni�to chwytacze. - Nie... Nie! Wstrzyma� si�! - krzykn�� nagle Cliff. Mia� nieprzytomn�, blad� twarz przypominaj�c� oblicza bohater�w malowide� el Greca. - O co chodzi? - Galeni znad okular�w nieprzyja�nie �ypn�� na mechanika... - Nie powinni�my... Nie wolno nam! Wygl�da� przy tym dziwnie, �y�y mu nabrzmia�y. - O co chodzi, zauwa�y�e�, �e co� jest nie w porz�dku? - zapyta� Rossner. - Nie powinni�my cumowa�. Wy�lijmy roboszperacza, sami zachowuj�c bezpieczny dystans. - Uwa�asz, �e co� mo�e nam grozi� ze strony tego grata? Ale na jakiej podstawie? - dopytywa� si� Umberto. -Przecie� demontowali�my ju� wiele satelit�w tego typu. Rosjanie dostarczyli nam pe�n� dokumentacj�... Czy ten obiekt czym� si� r�ni? Robbins niczym pijak w stanie mocnego upojenia wpatrywa� si� t�po w konsolet� steruj�c�. - Pu�apka, pu�apka - powtarza�. Steve nigdy nie lekcewa�y� intuicji koleg�w. Mimo protest�w Galeniego, kt�ry pomstowa� na tracenie czasu, wys�a� robota zwiadowczego. Gdy ten znalaz� si� ju� przy "Kosmosie", ku zaskoczeniu wszystkich, Cliff nagle ockn�� si� z zamroczenia, odepchn�� kapitana od pulpitu i wykona� manewr przypominaj�cy okr�tow� "ca�� wstecz". Nawet nie zd��yli zaprotestowa�. Ledwie robot dotar� do sowieckiego sputnika, nast�pi�a detonacja. - By�oby po nas - wyszepta�a poblad�a Betty Stone. -Jak domy�li�e� si� tego prezentu z epoki Bre�niewa? - Powiedzia� mi - stwierdzi� Cliff. - Kto? - Leonid - odpar� mechanik, jakby chodzi�o o rzecz oczywist� i zabra� si� za swoje obowi�zki. Rossner by� zmartwiony. Ostatni incydent w laboratorium wskazywa�, �e szale�stwo Robbinsa wkroczy�o w now�, niebezpieczn� faz�. Cliff, nawet wyleczony, nie b�dzie m�g� ju� nigdy opu�ci� Matki Ziemi. Jak on to prze�yje? Nie mia� przecie� ani �ony, ani dzieci... Ta praca by�a dla niego sensem �ycia. Do sterowni zajrza�a Betty. - I co z nim? - zapyta�, odrywaj�c wzrok od ekran�w. - Na razie jest spokojny. Dosta� zastrzyk, b�dzie spa�. - S�dzisz, �e atak mo�e si� powt�rzy�? - Nie wiem, co� si� z nim dzieje dziwnego. Jest to dosy� nietypowe, mog� jednak podejrzewa� schizofreni�. Steve westchn��, ale nim zd��y� co� powiedzie�, odezwa� si� brz�czyk. Galeni wszed� na lini�. - Sp�jrzcie na to, koniecznie sp�jrzcie na to! - wo�a�. Umberto znajdowa� si� w cumowni. Rossner w��czy� niezw�ocznie podgl�d. Nie zauwa�y� jednak nic interesuj�cego, r�wnie� czujniki wok� �luz milcza�y. - Popatrzcie na zewn�trz! W sieci... - Przecie� widz�, jest w niej ten uszkodzony satelita francuski, kt�rego mamy skasowa�. - Ale za nim! Za nim! Steve wykona� ruch zewn�trzn� kamer�. - Niczego za nim nie widz�. - No w�a�nie, nie dostrzegasz, czujniki nie rejestruj�, a ja mam dowody, �e znajduje si� tam obiekt o po�ow� mniejszy od "Francuza", tylko �e absolutnie niewidzialny dla naszych urz�dze�... - To na jakiej podstawie twierdzisz, �e co� tam jest? - Bo przez wizjer dostrzegam go go�ym okiem. Przyjd�cie tu do mnie i zobaczcie sami! Genera� Greenson lubi� pracowa� noc�. W�wczas o�rodek w Houston pustosza�. Nikt mu nie przeszkadza�, nie zak��ca� zapoznawania si� ze sprawozdaniami i zawarto�ci� sympatycznej piersi�wki, z kt�r� jednak nie kontaktowa� si� nazbyt cz�sto. W medycznym dossier Cliffa nie znaleziono nawet wzmianki o jakichkolwiek chorobach psychicznych. Nic nie wskazywa�o na obci��enia dziedziczne; jego przodkowie, twardzi g�rnicy z Apallach�w, nie odznaczali si� niczym szczeg�lnym, co mog�o zosta� odnotowane na kartach ameryka�skiej medycyny. Owszem, Emma Robbins urodzi�a go jako panna, ale Sam, ojciec ch�opca, po powrocie z wojny korea�skiej niezw�ocznie si� z ni� o�eni�. Greenson wyci�gn�� raporty na temat produkt�w spo�ywanych na promie, por�wnywa� analizy wydzielin przekazane przez pann� Stone. - To najbardziej zdrowy wariat na �wiecie - orzek� konsultant, doktor Jablonsky. - Zdarza si�. Greenson si�ga� po piersi�wk�, kiedy odezwa� si� ��ty telefon. Zwierzchnik "Rainbowa 3" nie lubi� aparatu obs�uguj�cego tajn� lini� z Waszyngtonu. Kt� m�g� dzwoni� o tej porze? Pentagon, CIA, Bia�y Dom... - Chyba nie obudzi�em ci�, Ro�? - Charakterystyczny ostry, a jednocze�nie powolny timbre g�osu Mario Mendeza, prezydenckiego doradcy do spraw bezpiecze�stwa narodowego, pozna�by nawet w piekle. - My�la�em, �e to ty zadzwonisz. - Ja? - zdziwienie Greensona by�o tak szczere, �e Mendez troch� si� zawaha�. - No, chodzi mi o to nowe kosmiczne znalezisko. Powiniene� nas chyba poinformowa�? - Znalezisko? Nie mam poj�cia, o czym m�wisz. - O odkryciu na "�mieciarce". - Znale�li jakiego� zdezelowanego "Francuza", jutro b�d� go demontowa�. Zwyk�a rutynowa procedura. Poza tym jeden z cz�onk�w za�ogi dosta� ataku sza�u. Ale to nie pow�d, �eby absorbowa� Bia�y Dom. - Nic wi�cej si� nie zdarzy�o? - Nic! - A to przepraszam, �e zawracam ci g�ow�... Cze��! Greenson wzruszy� ramionami. Do tej pory z legendarnym Doktorkiem, jak nazywano Mendeza na szczytach w�adzy, odby� mo�e pi�� spotka�, ich kontakty ogranicza�y si� do okresowych sprawozda�. Doradca prezydenta Jima Henseya nale�a� do ludzi, kt�rzy lubi� by� poinformowani o wszystkim, co dzieje si� na niebie lub ziemi. Jednak ten zaskakuj�cy telefon w �rodku nocy nie mia� �adnego logicznego uzasadnienia... - Szefie! Zg�asza si� "Rainbow 3" - z zamy�lenia wyrwa� genera�a szczebiotliwy g�os Lucy Romero z Centrum Kontroli Lot�w. - Zdaje si�, �e maj� co� ekstra! Mario Mendez narzuci� szlafrok i wszed� do �azienki. Na dobre obudzi� si�, dopiero odk�adaj�c s�uchawk� po wymianie zda� z Greensonem. Umy� z�by i przez moment przypatrywa� si� swojej bladej twarzy i prawdziwie india�skim, ciemnym w�osom o metalicznym po�ysku. Wyg�upi�em si�! Co mnie podkusi�o, �eby dzwoni� do Houston? Zatraci�em poczucie mi�dzy snem a jaw�. A w�a�ciwie co mi si� �ni�o? - Zacisn�� powieki, usi�uj�c sobie przypomnie�. Najpierw jak najbardziej realistyczny telefon od Jima, ��daj�cego wyja�nie�, a potem... Dysk, pozaziemski dysk, kt�ry poch�ania wszelkie promienie... C� za g�upota! Nigdy nie lubi�em science fiction. Nie znaczy�o to jednak, �e Mario lekcewa�y� sny. Ju� dawno wykry� u siebie zdolno�ci antycypacyjne. Czy� nie przy�ni�a mu si� wielka defilada Jima Henseya na Pennsylvania Avenue jeszcze wtedy, gdy dzisiejszy prezydent by� prowincjonalnym adwokatem w Phoenix w stanie Arizona. W ko�cu to on i Sam Bernstein wepchn�li t� "szlachetn� miernot�" najpierw do w�adz stanowych, a potem do Waszyngtonu... Albo ta sprawa z Rosj�. Czy� nie przy�ni�a mu si� "rze� kijowska" i wszystko, co potem nast�pi�o? Ale �eby lataj�cy spodek? B�d�my realistami! W sypialni odezwa�a si� linia specjalna. Mendez, podnosz�c s�uchawk�, mia� dziwne uczucie, �e wie, kto dzwoni. I rzeczywi�cie, telefonowa� genera� Greenson, aby poinformowa� go, �e w�a�nie otrzyma� wiadomo�� z orbity. W elektromagnetyczne sieci "Rainbowa 3" z�apa� si� niezidentyfikowany obiekt kosmiczny, wisz�cy dot�d nad Morzem �r�dziemnym, regularny dysk, kt�rego istnienia nikt nie m�g� nawet sobie wyobrazi�. Chyba, �e we �nie! Skr�powany Robbins le�a� spokojnie. Doktor Stone, zagl�daj�ca co jaki� czas do kabiny sanitarnej, mog�a by� z pacjenta zadowolona. Oczywi�cie nie mia�a poj�cia, co k��bi�o si� pod czaszk� �pi�cego m�czyzny. A by�y to dziwne, gor�czkowe wizje, p�ki �wiate�, uderzenia muzyki przeplatane momentami ciszy i spokoju. P�aty czerwieni, ciek�a lawa, dno piekie� i j�ki pot�pionych, a zaraz potem Arkadia, pi�kne uduchowione twarze anio��w... I gdzie� niedaleko �omoc�cy dzwon, nios�cy si�� i pewno��, �e Pan nadchodzi. B�ogos�awieni, kt�rzy nie widzieli, a uwierzyli. - S�dz�, �e ten obiekt zmie�ci si� w naszej komorze transportowej? - wisz�cy jak mucha do g�ry nogami Rossner rozmawia� z Galenim, kt�ry ko�czy� wst�pne badania dysku. - Zmierzy�em go i musz� przyzna�, �e to wr�cz niewiarygodne, ten satelita ma wielko�� jakby specjalnie dostosowan� do rozmiar�w naszej �adowni. - Zbieg okoliczno�ci? - Oczywi�cie! - Czy uwa�acie, �e wci�gni�cie go do �rodka jest posuni�ciem bezpiecznym? - w g�o�nikach rozleg� si� g�os doktor Stone. - Cho� tak wiele wskazuje na to, �e nie jest to obiekt wyprodukowany na Ziemi... - No c� - odezwa� si� Umberto. - Satelita nie wykazuje �adnego promieniowania, czujniki informuj� nas o braku wszelkich �lad�w substancji organicznych, nie wykry�em wewn�trz mechanizm�w zegarowych ani detonacyjnych. - Nie da rady zbada� go poza �adowni�? - Nie, robi wra�enie doskonale litej struktury, co� jak orzech kokosowy... - A jakie jest na ten temat zdanie centrali? - Jak znam starego Greensona, najch�tniej, kaza�by to paskudztwo zdetonowa�, ale "g�ra" na to nie pozwoli. I s�usznie. Je�li jest to pierwszy kontakt cz�owieka z inn� cywilizacj�, to my, jego odkrywcy, jeste�my niebywa�ymi szcz�ciarzami! - A je�li to jaka� przyn�ta? Steve tylko si� u�miechn��: - Aby sprawdzi� tak� ewentualno��, nale�y t� przyn�t� po�kn��! II Steve bieg� wytrwale skrajem piaszczystej pla�y otaczaj�cej b��kitn� lagun�. Drobne fale �ama�y mu si� pod stopami, a szum pobliskich palm sprawia�, �e czu� si� prawie jak na wakacjach. Zwolni� dopiero w miejscu, gdzie piaszczysty kr�g wydm przecina�a betonowa bie�nia pasa startowego. Lotnisko, zbudowane w czasach wojny wietnamskiej jako tajne uzupe�nienie baz na Guam i Midway, w ostatnich czasach wykorzystywane by�o wy��cznie w sytuacjach awaryjnych, podobnych do obecnej. Po wielogodzinnych naradach kierownictwo NASA, w porozumieniu z Waszyngtonem, postanowi�o sprowadzi� z orbity wahad�owiec "Rainbow 3" wraz z jego tajemniczym �adunkiem w�a�nie do opuszczonej Bazy numer 24, tu na Marianach. W Bia�ym Domu zwyci�y�a zasada top secret: do czasu wyja�nienia pochodzenia i roli schwytanego satelity mass media nie mia�y prawa otrzyma� nawet najdrobniejszej informacji. Nieznana zawarto�� oraz mo�liwo�� obecno�ci w dysku pozaziemskich drobnoustroj�w by�a r�wnie niebezpieczna, jak zainteresowanie ze strony konkurencyjnych wywiad�w. Do szczup�ej ekipy "Rainbowa 3" do��czono pi�cioosobowy zesp� Pierre'a Leclerca, najlepszego na �wiecie konstruktora statk�w kosmicznych. Ekip� uzupe�nia� kilkuosobowy personel bazy dowodzony przez pu�kownika Barkera i ochrona sk�adaj�ca si� z kilkunastu ch�opak�w z jednostki specjalnej. Uda�o si� r�wnie� �ci�gn�� w okolic� bazy grup� okr�t�w Trzeciej Floty z uniwersalnym niszczycielem klasy "Arleigh Burke" o nieco prowincjonalnej nazwie "Little Rock". Za par� dni mia� do obstawy do��czy� p�yn�cy od strony Aleut�w lotniskowiec "Falcon". Sam "Rainbow 3", niezdolny do samodzielnego startu, czeka� w hangarze na lepsze czasy. Opr�cz kosmicznego znaleziska, drugim obiektem specjalnej troski na atolu by� Cliff Robbins. Odizolowany w pawilonie medycznym, przebywa� pod sta�� obserwacj� doktor Stone. Greenson chcia� pocz�tkowo wys�a� mechanika do specjalistycznego szpitala, napotka� jednak na stanowcze weto Mendeza, kt�ry zdecydowany by� ingerowa� w najdrobniejsze nawet szczeg�y operacji. - Zanim si� sprawa nie wyja�ni, wol� mie� ich wszystkich razem - stwierdzi� doradca. Rossner zwolni� bieg. Od strony laguny dobieg�y go �miechy. Oczywi�cie, to Betty i profesor Galeni figlowali na p�yci�nie. C�, ka�dy wykorzystywa� t� godzinn� przerw�, jak lubi�. Steve zacisn�� z�by i skr�ci� w stron� zagajnika palmowego, za kt�rym wida� by�o dachy niskich zabudowa� bazy. Jeszcze niedawno mia� wra�enie, �e wyleczy� si� z Betty Stone na zawsze, �e by�a odstawion� ad acta "ostatni� przygod� czterdziestoletniego m�czyzny", jak okre�li� podobn� sytuacj� przed wiekami stary francuski nudziarz, Restif de Bretonne. Do momentu poznania Betty �ycie kapitana, mo�e i nudne, mia�o jednak wszelkie pozory stabilizacji. Wprawdzie wraz z up�ywaj�cymi latami jego uczucie do Patrycji mocno os�ab�o, nadal jednak w kr�gach elity Houston uwa�ani byli za idealne ma��e�stwo. Oczywi�cie oboje prowadzili �ycie w miar� niezale�ne. Patty robi�a karier� specjalizuj�cej si� w ostrych, kontrowersyjnych reporta�ach telewizyjnej dziennikarki, on pracowa� w Centrum Kosmicznym, prowadzi� r�wnie� kursy pilota�u dla student�w. Dlaczego w�r�d plejady d�ugonogich, weso�ych adeptek medycyny zwr�ci� uwag� na Betty? Czy dlatego, �e mia�a naturalne blond w�osy, fascynuj�cy przy tak szczup�ej sylwetce biust i rozkosznie zaokr�glony ty�eczek? A mo�e tajemnica kry�a si� w ustach, oryginalnych, pe�nych i nieco kapry�nych? Ta jej ca�kowita odmienno�� od reszty kole�anek... Nie integrowa�a si� z grup�, nie pali�a trawki, nie chodzi�a do dyskoteki. Najcz�ciej widywa� j� z ksi��k�, albo gdy sta�a na tarasie, patrz�c na awionetki manewruj�ce na p�ycie lotniska, wtedy odnosi� wra�enie, �e - zamy�lona - chyba nie widzi. Opr�cz tego by�a prymusk� i kujonk�. P�niej pozna� histori� jej �ycia, ci�kiego �ycia El�uni Kamyk z ma�ej, zagubionej gdzie� we wschodniej Polsce wioski. W wieku czternastu lat uda�o si� jej uciec od wiecznie pijanego ojca i zaharowanej matki do dalekiej kuzynki za oceanem, akurat pilnie potrzebuj�cej pomocy domowej. Zrozumia�, ile si�y i charakteru znajdowa�o si� w tej ma�ej. Sze�� lat wystarczy�o, aby wystraszone, chude stworzenie, nie w�adaj�ce obcymi j�zykami, zmieni�o si� w anglosaskiego �ab�dzia niezwyk�ej urody i kultury w spos�b daleko doskonalszy ni� przewidywa� to ten biedny peda� Andersen! Cienia obcego akcentu, �adnego prowincjonalizmu... Na tle innych panienek Betty wydawa�a si� prawdziw� dam�. I mog�aby ni� by�, gdyby Steve si� nie pomyli�. Gdyby przed pierwszym lotem, siadaj�c wraz z ni� w kabinie i uk�adaj�c jej drobne r�ce na wolancie, inaczej sklasyfikowa� dreszcz, kt�ry targn�� nim ca�ym: "To nie po��danie, stary, to mi�o��!" - Steve! Chyba rozszyfrowali�my go! - Z zamy�lenia wyrwa� Rossnera okrzyk Leclerca. Chudy Francuz wybieg� z zagajnika pe�en entuzjazmu. - Zdaje si�, �e wiem, jak otworzy� t� zabawk�. Kapitan zareagowa� pow�ci�gliwie, wiedzia�, �e wszelkie dzia�ania, kt�re od trzech dni podejmowa�a ekipa Leclerca, spe�z�y na niczym. Dysk okaza� si� absolutnie odporny na wszelkie pr�by mechaniczne. Diamentowe ostrza nie potrafi�y go nawet zarysowa�, nie trawi�y go kwasy, nawet woda kr�lewska sp�ywa�a po nim jak po kaczce. Bezradny okaza� si� laser... A rozmontowanie? Jak roz�o�y� przedmiot, kt�ry stanowi absolutnie lit� struktur� i tylko na samym spodzie zmienia barw�, przechodz�c p�ynnie w co� na kszta�t soczewki. - Jest metoda, si�a od�rodkowa! Zbada�em jeszcze raz pow�ok� zewn�trzn�. Istnieje du�a szansa, �e wprawiaj�c dysk w ruch wirowy, doprowadzimy do samoczynnego otwarcia. - Rzeczywi�cie, to interesuj�cy pomys�, gratuluj� ci, Pierre. - Niestety, nie ja na to wpad�em. - A kto? - Nasz wariatu�cio Cliff dzi� rano, mimo oporu Betty, upar� si�, by do mnie zadzwoni�... Kiedy nasza �licznotka mu to umo�liwi�a, powiedzia� tylko trzy s�owa: "Spr�buj odwirowania, Pierre!" i zachichota�. - Ciekawe. - Ale najbardziej niesamowite jest to, �e podobno od chwili odosobnienia w kabinie nikt w og�le nie informowa� Robbinsa o znalezionym satelicie, o prowadzonych nad nim badaniach i o tym, �e ja znalaz�em si� na wyspie. - Naprawd� niewiele wiemy o umys�ach szale�c�w -zaduma� si� Steve. - W ka�dym razie postanowi�em spr�bowa�, za kwadrans uruchomimy wirnik. Dysk ju� zosta� umieszczony na platformie. Jest stosunkowo lekki, wa�y ledwie dwie tony. Mo�e si� uda? Betty przymkn�a oczy. Nagi Galeni obr�ci� si� na bok i zachrapa�. Zsun�a si� do wody i obmy�a rozognione cia�o. Po��danie, jakie wzbudza� w niej ten starszawy W�och, ulotni�o si� b�yskawicznie. Teraz odczuwa�a jedynie senne znu�enie. To nie ma sensu - pomy�la�a, a ju� jaki� przekorny g�os z jej wn�trza zapyta�. - A co w takim razie ma sens? Przez chwil� pomy�la�a o Stevie. Czy powinna si� zgodzi� na lot razem z nim i Umberto? Ale tak pragn�a wreszcie wyruszy� w kosmos. Przecie� sprawa mi�dzy ni� a Rossnerem sko�czy�a si� definitywnie przed sze�ciu laty. Przez te sze�� lat nawet o nim nie pomy�la�a. Fakt, �e polec� razem, te� przyj�a bez emocji. A jednak, kiedy znale�li si� obok siebie w kabinie "�mieciarki", kiedy ujrza�a jego r�ce na pulpicie sterowniczym, zupe�nie jak wtedy, gdy po raz pierwszy zapoznawa� j� z obs�ug� wolanta, nagle ca�a przesz�o�� stan�a jej przed oczami. Od czasu, kiedy po tamtym locie pili ch�odn� col� na tarasie klubu, po t� okropn� rozmow� przy samochodzie, rok p�niej, kiedy blady jak prze�cierad�o wepchn�� jej w r�k� gar�� zielonych i odjecha� po wariacku jednokierunkow� ulic� pod pr�d. Odezwa� si� pager. Asystent Leclerca zwo�ywa� wszystkich na maj�cy si� odby� eksperyment. Robbins spacerowa� po pokoju. Od trzech dni by� absolutnie spokojny, m�g� porusza� si� po swojej celi, patrzy� przez zakratowane okno, jak personel pomocniczy grywa w pi�k� z ochron�. Oczekiwa� na posi�ki i kolejne wizyty doktor Stone, kt�ra wprawdzie twierdzi�a, �e pacjent jest absolutnie zdr�w, ale nie chcia�a go wypu�ci�. - Cierpliwo�ci, Cliff - powtarza�a. - Gdybym potrafi�a ustali� pow�d twojego ataku, obmy�li�abym tryb dalszego leczenia i wszystkim by�oby �atwiej. Ale do tego ty musisz by� bardziej otwarty. - Od trzech dni proponuj� szczero�� za szczero��, a wy nie chcecie nawet mi powiedzie�, gdzie znajduje si� ten rozkoszny atol... Wiem, wiem, wype�niasz polecenia g�ry, ale w�a�nie dlatego i ja mam k�opoty ze szczero�ci�. Z tego samego �r�d�a, sk�d wiedzia�em o dysku, wiem, �e musimy by� bardzo ostro�ni. - R�wnie� wobec naszych prze�o�onych? - Wobec nich przede wszystkim!!! Kr��y� mi�dzy oknem a ��kiem, mi�dzy ��kiem a oknem, czu� narastaj�ce pulsowanie w skroniach, coraz energiczniejszy �omot w klatce piersiowej. Patrzy� na w��czon� lampk� nocn�... Na u�amek sekundy przygas�o �wiat�o. Poczu� dr�enie we wszystkich mi�niach. Dr�enie i nieomal seksualn� rado��. Pos�uchali go, w��czyli wirnik. O, nieba! Prawda zbli�y�a si�! - I co pan mo�e o tym powiedzie�? - Greenson obj�� ramieniem Leclerca. Satelita, ukryty pod dachem hangaru, przypomina� teraz otwart� ostryg�. Od paru godzin penetrowa�a go ekipa naukowc�w. Wn�trze dla oka laika nie wygl�da�o interesuj�co, nie zawiera�o �adnych zielonych ludzik�w, sprz�t�w, maszyn czy �adunk�w. - To nie jest ziemski produkt - powiedzia� z g��bokim Przekonaniem Francuz. - Tak - zgodzi� si� Galeni. - Stopu, z kt�rego sporz�dzono pow�ok�, nie da si� wyprodukowa� w warunkach ziemskich. - Nie stwierdzi�am najmniejszych �lad�w organicznych - doda�a doktor Stone. - Wiele wskazuje, �e wn�trze przed zamkni�ciem zosta�o wysterylizowane, dlatego nie spos�b ustali�, czy monta�u dokonano w kosmosie, czy te� obiekt dostarczono w stanie zmontowanym. - A orientujecie si�, do czego mog�o s�u�y� to urz�dzenie? - zapyta� genera�. - Dzia�a�o na zasadach ca�kowicie odmiennych od ziemskich - rzek� Leclerc. - Niemniej jestem przekonany, �e w jakim� stopniu wykorzystywa�o energi� s�oneczn�. Widzicie pa�stwo ten ruchomy uk�ad w �rodku, to si� jako� obraca�o. A co do przeznaczenia... My�l�, �e odpowiedzi mo�e dostarczy� ta quasi-soczewka. Moim zdaniem obiekt jest czym� w rodzaju superprecyzyjnego oka zawieszonego na geostacjonarnej orbicie. B�ysk zainteresowania pojawi� si� na twarzy Greensona. - Czyli ni mniej, ni wi�cej tylko to satelita szpiegowski innej cywilizacji galaktycznej? - Nie znamy celu obserwacji. W lataj�cym spodku nie znale�li�my te� niczego, co mog�oby by� anten�, przeka�nikiem. - A do czego mia�a s�u�y� ta ca�a reszta? - genera� wskaza� na g�bczaste wn�trze "ostrygi". - Nie potrafi� tego rozgry��. Mo�e to rodzaj substancji my�l�cej, mo�e magazyn danych... - Nie sugerujesz chyba, �e mo�emy mie� do czynienia z �ywym organizmem?! - wykrzykn�a Betty. - Nie, z ca�� pewno�ci� jest to rodzaj konstrukcji, by� mo�e wykonanej "na obraz i podobie�stwo"... Nic wi�cej nie wiem, napotka�em na barier� nie do przebycia. Nie mam poj�cia, co robi�. By� mo�e czekaj� nas ca�e lata do�wiadcze�. Odezwa� si� kom�rkowiec Betty. W��czy�a go, ustawiaj�c g�o�no�� na maksimum, tak �e wszyscy mogli us�ysze� przera�ony g�os piel�gniarki: - Panno Stone, Robbins znowu ma atak, on kompletnie zwariowa�, boj� si�! Betty i towarzysz�cy jej Steve przygotowani byli na najgorsze, tymczasem w izolatce mechanika nie zauwa�yli �adnych zniszcze�, a on, u�miechni�ty, siedzia� na ��ku i powita� ich uprzejmie: - Mi�o mi, �e nareszcie wpadli�cie. Zostaw, kochana, t� strzykaweczk�, przecie� widzisz, �e nic mi nie jest. - Uspokoi� si� natychmiast po telefonie - b�kn�a piel�gniarka - ale przedtem... - �arty sobie robisz, Cliff? - wybuchn�a lekarka. -Oderwa�e� nas od pracy! - Do wariata przybiegli�cie natychmiast, natomiast normalny cz�owiek obchodzi was tyle, co zesz�oroczny �nieg. No c�, mog�em si� tego spodziewa� - wycedzi� pacjent. - Ciesz� si�, �e Pierre post�pi� zgodnie z moj� rad� i otworzy� skarbonk�. Ale co zrobicie dalej, kochani? Beze mnie ani rusz... Ostryga nie do skonsumowania. I tym razem Steve dozna� dziwnego wra�enia kontaktu z nawiedzonym. Od kogo on m�g� to wszystko wiedzie�? Od personelu? Przecie� personelu pomocniczego nie wpuszczano do hangaru. - Powiedzmy, �e otrzymuj� potrzebne informacje w moich snach - odpar� Robbins na pytanie zadane jedynie w my�lach rozm�wcy. - S�owo honoru, kochani, ja naprawd� nie przewidzia�em si�y mojego wybuchu na pok�adzie naszej "�mieciarki". Na chwil� utraci�em nad sob� kontrol�, ale by� mo�e m�j stres pot�gowa� fakt, �e czu�em, �e On si� zbli�a. - Ten dysk? - Dysk jest ram�, poprzez kt�r� przem�wi Pan. - Czy mo�esz wyra�a� si� ja�niej? - Nie mog�, na razie jeszcze nie mog�. Je�li jednak za�atwicie, �e b�d� si� m�g� zaj�� obiektem osobi�cie... - W twoim stanie, Cliff, nikt si� na to nie zgodzi -Rossner roz�o�y� r�ce. - Wiesz, jaki zasadniczy potrafi by� Greenson. - A jaki w�a�ciwie jest m�j stan? Chyba taki, jak ustali doktor Stone. Prosz� wi�c Betty o certyfikat normalno�ci, a zaoszcz�dzimy sobie mn�stwo czasu. Pr�dzej czy p�niej wszyscy zrozumiej�, �e beze mnie nie dadz� rady. Aha, za�atwcie mi tu jaki� telewizor do pokoju, bo z nud�w rzeczywi�cie zwariuj�! - Co o tym my�lisz? - zapyta�a Betty, gdy opu�cili ju� izolatk�, �egnani szyderczym �mieszkiem mechanika. - Nie mam poj�cia, ale po prostu boj� si� przekaza� jego propozycj� Greensonowi. - O, po raz pierwszy us�ysza�am, �e wielki Steve si� czego� boi. Zmieni�e� si�, kapitanie! Chcia� odpowiedzie� co� r�wnie z�o�liwego, ale uderzy� go gwa�townie jej zapach - potu, morskiej wody, olejku do opalania. Wspomnienia gwa�townie wr�ci�y. Pami�tne lato. Jak�e d�ugo trwa�o, zanim Betty zdecydowa�a si� zosta� jego "p�kochank�". Normalnie zabiera� si� do dziewczyn, kt�re mu si� podoba�y, ju� po pierwszych dniach kursu. Ta jedna dziwnie go onie�miela�a. Wobec niej stawa� si� nagle nieporadnym ch�opcem nie kontroluj�cym swoich spojrze�, gest�w, absolutnie bezradnym. Oczywi�cie, w czasie trwania kursu spotykali si� wielokrotnie; opr�cz wsp�lnych lot�w chodzili razem do kina, lokali, odwiedza� jej pok�j w campusie. Ulega�a mu powoli, chyba bez przekonania. Czy sprawia�y to jej anachroniczne wschodnioeuropejskie kompleksy zwi�zane z dziewictwem? Mo�liwe. Studentka bardzo cz�sto chodzi�a do ko�cio�a, do spowiedzi. Podczas spotka� wymuszane przez Steve'a poca�unki pozostawa�y ch�odne, a jej s�owom brakowa�o czu�o�ci. Dlaczego nie zrezygnowa�? �udzi� si� bezpodstawn� nadziej� na pe�n�, wreszcie spe�nion� mi�o��, jakiej w zasadzie nigdy nie prze�y�? Mi�dzy dziesi�tkami mi�ostek a ma��e�sk� instytucj� z Patty by�o ogromne, nie zaorane pole pragnienia! A Betty... W pewnym sensie nie odbiera�a mu szans, chcia�a si� z nim spotyka�, dyskutowa�, szalenie lubi�a s�ucha�, gdy co� opowiada� i wielokrotnie powtarza�a, �e bardzo go potrzebuje. Oczywi�cie na sw�j spos�b. Podczas kt�rego� spotkania zdesperowany wyzna� jej mi�o��. Za�mia�a si�: - Daj spok�j, Steve, przecie� ty pragniesz tylko mojego cia�a! A w�a�ciwie tylko niekt�rych jego cz�ci. By� w�ciek�y, bo trafia�a w sedno. Wtedy jeszcze jej nie kocha�. Jeszcze! Irytowa�o go, �e ta s�owia�ska g� go tak traktuje. Jego, s�awnego pilota i kosmonaut�, Jego, nieomal bohatera narodowego. - A poza tym masz �on�! - dorzuci�a. Z tym argumentem spotyka� si� wielokrotnie, ale zwykle jednodniowe narzeczone nie traktowa�y jego ma��e�stwa jako przeszkody uniemo�liwiaj�cej jakiekolwiek porozumienie. Betty jednak nie rzuca�a s��w na wiatr. A dzia�a�a na kapitana jak narkotyk, jak codzienna porcja uczuciowej amfetaminy. Po ka�dym nie zrealizowanym spotkaniu pragn�� jej mocniej. Budzi�a w nim zgo�a nieznane doznania, uczucie przenika�o go silniej, ni� mog�aby to czyni� ambicja nie zrealizowanego samca. El�unia Kamyk zaw�adn�a jego my�lami bez reszty. Dzie� bez spotkania z ni� wydawa� si� stracony, dzie� ze spotkaniem zako�czonym sprzeczk� lub d�sami - pog��bia� smutek. Patrycja, kobieta m�dra, musia�a zauwa�a� hu�tawk� nastroj�w m�a, ale taktownie nie ingerowa�a. A on brn�� dalej i dalej, wbrew logice i rozs�dkowi wynaj�� domek na przedmie�ciu. Typowy drewniak o z�ocistych tapetach i mi�kkich materacach zamiast ��ek. Mia� nadziej�, �e wsp�lnie zmieni� go w gniazdko mi�o�ci. Ale Betty na dobr� spraw� nie zaakceptowa�a bungalowu jako prawdziwego domu, mimo �e gdy prawie si�� zawi�z� j� tam z campusu, zgodzi�a si� w nim troch� pomieszka�. Chyba faktycznie traci� rozum. Obsypywa� j� prezentami, rozpieszcza�, zamierzaj�c bez reszty uzale�ni� i w�wczas ponowi� decyduj�cy szturm. Jednak kiedy k�pi�c j� w ogromnej wannie czy pieszcz�c nag� na mi�kkim dywanie, stara� si� zbli�a� do kulminacji, Betty momentalnie styg�a, przytomnia�a. - Nie! - Czy powodem jest m�j wiek? - usi�owa� wielokrotnie Wybada� jej stanowisko. - Jeste� bardzo m�ody, Steve, szczeg�lnie duchem, m�odszy od wielu moich koleg�w z roku. Ale nie mog�. Nie ��daj zbyt wiele, mo�e kiedy�... �y� my�lami o tym kiedy�, o chwili, w kt�rej napije si� ze �r�d�a m�odo�ci... A� pewnego letniego dnia, gdy wiatr ni�s� parny oddech znad Zatoki Meksyka�skiej, studentka po prostu znikn�a. Pozostawi�a par� zu�ytych ciuch�w i kr�tki list: NAPRAWD� ZAS�UGUJESZ NA CO� WI�CEJ, NI� KIEDYKOLWIEK MOG�ABYM CI DA� oraz odcisk uszminkowanych warg na lustrze w �azience. Czeka� na ni� przez tydzie�. W ko�cu od jej kole�anki z campusu dowiedzia� si�, �e wyjecha�a z jakim� saksofonist�, Metysem, do Nowego Orleanu. Musia� przyj�� to do wiadomo�ci... Zabra� Patrycj� na wspania�e wakacje do Europy: Riwiera, Wenecja, Florencja... Mia� nadziej�, �e zapomni. - Czy ty nie przesadzasz? - zapyta� Jim Hensey, gdy jego doradca, Mario Mendez, powiadomi� go o zamiarze udania si� na Mariany. - Nie masz �adnej pewno�ci, �e obiekt jest pozaziemskiego pochodzenia, prace badawcze nad nim utkn�y w martwym punkcie, mamy w�a�nie diablo skomplikowane rokowania z Chi�czykami, w Brasilii Brentwood paln�� kolejn� gaf� na miar� wiceprezydenta, kt�rym niestety ci�gle jest, szykuje si� przewr�t w Maroku, a ty chcesz lecie� na jaki� koralowy atol? - Czuj�, �e powinienem tam lecie�, Jim, a ty wiesz co� przecie� o mojej intuicji. - Znam - roze�mia� si� prezydent. - W takim razie jed� ju� sobie na t� wycieczk�! Przed odlotem Mendez z�o�y� jeszcze kr�tk� wizyt� u genera�a Harrisa w Pentagonie. Za�atwiwszy wszystko, co by�o do za�atwienia, wsiad� do windy i ruszaj�c, machinalnie spojrza� w lustro. Os�upienie! Twarz, kt�r� zobaczy� w zwierciadle, nie by�a jego twarz�. Rudawy m�czyzna przenikliwie si� we� wpatrywa�. - Do cholery, kim jeste�? - wykrztusi� Mendez. Rudzielec zignorowa� pytanie, wycedzi� jedynie: "B�dziesz musia� umrze�, skurwielu!" i znikn��. Dopiero w samolocie doradca u�wiadomi� sobie, �e zna t� g�b� z kt�rego� faksu nades�anego przez Greensona. Tak wygl�da� ten stukni�ty Cliff Robbins, kt�ry mia� czelno�� utrzymywa�, �e potrafi rozwi�za� tajemnic� lataj�cego dysku. - Zgodzi�e� si�?! Dopu�cisz Robbinsa do dysku? -wzburzony Mendez spacerowa� razem z Greensonem po pok�adzie niszczyciela "Little Rock". - Przecie� to wariat! - A mia�em wyb�r? - genera� splun�� przez reling i obserwowa�, jak kropelka plwociny niknie w�r�d fal. - Leclerc podda� si�, jego ekipa nie robi najmniejszych post�p�w. - Trzeba by�o �ci�gn�� lepszych! - Leclerc jest najlepszy! Robbins b�dzie ca�y czas pod kontrol�, ani minuty nie zostanie sam na sam z nasz� tajemnicz� ostryg�. Zreszt� od chwili, gdy znalaz� si� w hangarze, nawet jej nie dotkn��. Prawd� powiedziawszy, bez przerwy co� wylicza. No i zamawia. Tu jest lista zakup�w, kt�re musieli�my zrealizowa� dla niego w Los Angeles. Najbardziej nieprawdopodobny zestaw sprz�tu komputerowego, jaki zdarzy�o mi si� widzie�. Robbins obiecuje sporz�dzi� z tego translatory i przetworniki. - W celu... - Dotarcia do zawarto�ci g�bczastego wn�trza ostrygi. - Powinienem z nim pogada�. - Odradza�bym ci. Geniusz Cliffa idzie w parze z jego szale�stwem. Nie ma zamiaru dzieli� si� �adnymi informacjami, zanim sam nie ogarnie ca�o�ci. ��da od reszty, aby nie informowali o post�pach prac nawet mnie. - Ale ty o wszystkim wiesz. Telepatia? - Powiedzmy, �e mam mi�dzy nimi dobrego, lojalnego informatora, z kt�rym wsp�lnie doszli�my do wniosku, �e trzeba pozwoli� im na t� �mieszn� konspiracj�. - Brawo, Ro�! - po raz pierwszy od pocz�tku spotkania u�miech pojawi� si� na twarzy Mendeza. Greenson milcza�, wpatruj�c si� w nieodleg�y atol, cienk�, zielon� kreseczk� na skraju wodnej przestrzeni... III - Zaczynamy - powiedzia� Cliff uroczystym tonem zawodowego mistrza ceremonii. - W��cz telebim, Pierre, ja wy��cz� �wiat�o, a wy, kochani, usi�d�cie pewniej w fotelach... Przygotujcie si� na mocne wra�enia. Nikt z przyby�ych tej nocy na konspiracyjne spotkanie do hungaru nie zareagowa� ani s�owem. Galeni nerwowo obliza� usta, Leclerc prze�kn�� �lin�, Rossner odruchowo poszuka� papierosa, mimo �e palenie rzuci� dwa lata temu, za� Betty Stone mocno zacisn�a pi�ci. Opr�cz nich, nikt nie mia� bra� udzia�u w pokazie. Nawet personel pomocniczy. Greenson, nie poinformowany o prze�omie w badaniach, odlecia� helikopterem na "Little Rocka", ludzie Leclerca spali, podobnie jak wi�kszo�� �o�nierzy z ochrony. Natomiast garstce obecnych Robbins zafundowa� prawdziwy test na cierpliwo��. Dobry kwadrans m�wi� o nowatorstwie swoich rozwi�za�, o barierach niekompatybilno�ci system�w, o pionierskim charakterze swojego pomys�u. Efektem jego dzia�a� by�o przekszta�cenie systemu impulsatycznego, kt�rym pos�u�yli si� nieznani konstruktorzy satelity, w laserowy zapis obrazu. Z ca�ego tego potoku s��w Betty zdo�a�a zrozumie� jedno, �e za chwil� zobacz� na ekranie to, co zainteresowa�o kosmit�w wysy�aj�cych automatycznego zwiadowc�. - Startujemy, Pierre! Obraz rzucony na szeroki ekran wygl�da� swojsko i dla ludzi, kt�rzy niejedn� dob� sp�dzili na orbicie, zdawa� si� zupe�nie normalny. Doskonale wida� by�o krzywizn� Ziemi, a na zarejestrowanym wycinku globu niebywale czytelnie prezentowa� si� basen Morza �r�dziemnego i okolic. Od Wysp Zielonego Przyl�dka po Kornwali�, od Morza Czerwonego po Kaspijskie... - C� za jako�� zapisu! - pochwali� Steve. Automatycznie na obraz nasun�a si� siatka pionowych i poziomych linii dziel�ca ca�y ekran na, jak zapewni� mechanik, trzydzie�ci sze�� modu��w. Leclerc, na polecenie Robbinsa, wybra� jeden ze skrajnych, obejmuj�cy Zatok� persk� i dolny bieg Eufratu, po czym powi�kszy� go. Nie zd��yli si� mu dok�adnie przyjrze�, gdy Cliff ju� rzuci� nast�pne polecenie: - Wykonaj kolejne przybli�enie! Teraz dopiero widzowie mogli zda� sobie spraw�, �e nie ogl�daj� wcale fotografii, lecz zarejestrowany, poruszaj�cy si� film, z ruchomymi chmurami, morzem... - Jezus Maria, co tam si� dzieje!? - zawo�a� naraz Galeni. - Burza piaskowa na pustyni? Przy nast�pnym zbli�eniu ka�dy m�g� zobaczy� dymy licznych po�ar�w i wybuchy rakiet... Wida� by�o p�on�ce skupiska szyb�w naftowych i rozlewaj�ce si� plamy ropy na po�yskliwej toni Zatoki Perskiej. Leclerc, kadruj�c obraz jeszcze bardziej, rzuci� na ca�� rozpi�to�� telebimu p�on�cy Bagdad. - Niepoj�te, jak mogli�my przegapi� wybuch wojny w Zatoce! - wymamrota� Rossner. - Ale� to nie jest kolejna wojna na Bliskim Wschodzie, Steve - zauwa�y� uprzejmie mechanik. - Wystarczy, je�li popatrzysz na diagramik czasowy widoczny w monitorze pomocniczym, �eby dowiedzie� si�, co w�a�ciwie obserwujesz w tej chwili. Widzisz? - Widz�, tylko nie wiem, co maj� znaczy� te liczby 65918011991... - Przekodowa�em ich chronologi� na nasz system czasowy. Jak �atwo przeczyta�, na przekazie jest sz�sta pi��dziesi�t dziewi��, 18 stycznia 1991 roku. Pierwszy dzie� operacji "Pustynna Burza". - A wi�c to znaczy... - zacz�a Betty i urwa�a. - Tak, to znaczy, �e bli�ej nie znani nam konstruktorzy dysku minuta po minucie i sekunda po sekundzie nakr�cili to, co dzia�o si� w przesz�o�ci na obszarze basenu Morza �r�dziemnego, a my, dzi�ki moim przetwornikom, Jeste�my w stanie to zobaczy�. Jednak to nie koniec, na drugim przyk�adzie poka�� wam niebywa�� doskona�o�� obrazu... - I co jeszcze? - zapyta� Leclerc, najwyra�niej absolutnie zdominowany przez Robbinsa. - Zafundujemy naszym przyjacio�om drobny upominek gwiazdkowy... W��cz, prosz�, czwarty wytypowany dato-przestrzennik. - Okay, Cliff. Obraz na moment pociemnia�, p�niej wype�ni�y go g�ste chmury, jakim� cudem znalaz�o si� w�r�d nich okno, przez kt�re mogli spojrze� na powierzchni� Ziemi. Obserwowana okolica nie sprawia�a przyjemnego wra�enia. Dzikie, o�nie�one g�ry, ponure lasy... Wreszcie uchwycili widok jakiej� bazy z lotu ptaka. Leclerc pot�gowa� zbli�enie coraz bardziej, a mimo to obraz, dzi�ki nadzwyczajnej rozdzielczo�ci, nie stawa� si� nawet odrobin� mniej ostry. Jeszcze chwila, a ujrzeli jaki� dziedziniec pe�en �o�nierzy, szamocz�cych si� skaza�c�w. - M�j Bo�e, to m�czyzna i kobieta - westchn�a panna Stone, zrywaj�c si� na r�wne nogi. - Chc� ich rozstrzela�! - Zatrzymaj przesuw, Pierre - poleci� Cliff - a ja poka�� wam jeszcze jeden prawdziwie czarodziejski trik naszych nie znanych zielonych braci. Obraz mo�na obr�ci� o dziewi��dziesi�t stopni. Nagle widzowie poczuli si�, jak pasa�erowie w samolocie wywijaj�cym beczk�, mury dziedzi�ca stan�y d�ba. Przez moment wpatrywali si� w ziej�ce ogniem lufy automat�w... - Odwrotnie - sykn�� Robbins. - Obracamy w prawo! Zn�w �wiat wywin�� fiko�ka. Teraz mogli popatrze� w zatrzymane w kadrze ot�pia�e twarze gin�cych. Najpierw m�czyzny, potem starej kobiety... - Elena Ceausescu! - westchn�� Galeni. Mimo �e ogl�dali tylko niemy obraz, wydawa�o si� im wr�cz, �e s�ysz� strza�y i j�ki agonii. - U�miechnijcie si�, jeste�cie w ukrytej kamerze - powiedzia� �miertelnie powa�nym tonem g��wny mechanik. W dolnym rogu monitora pojawi�y si� symbole �wiadcz�ce o kodowaniu rozmowy. Jeszcze chwila, a Mario Mendez, nie ruszaj�c si� ze swej kabiny na "Little Rocku", zobaczy� vis-a-vis siebie znajom� twarz szefa propagandy Bia�ego Domu, Samuela Bernsteina. Sam Bernstein stanowi� uciele�niony "ekstrakt" idea��w post�powej inteligencji ameryka�skiej prze�omu wiek�w. Mulat pochodzenia �ydowskiego, z wyboru "kochaj�cy inaczej", z przekona� lewicowy intelektualista, zwolennik bezwarunkowej ochrony zwierz�t, niez�omny obro�ca praw kobiet i dzieci (z wyj�tkiem tych ledwie pocz�tych), propagator dobrowolnej eutanazji staruszk�w, tw�rca teorii finansowej twierdz�cej, �e zasi�ek dla bezrobotnych powinien wynosi� 150 procent przeci�tnej p�acy, honorowy cz�onek Ligi Ameryka�skich Lesbijek oraz Wielki Mi�o�nik Rosji i jej tradycji (kt�ra to mi�o�� na szcz�cie wskutek kretynizmu brunatno-czerwonych elit Wschodu, pozostawa�a nie odwzajemniona). Tu mo�e zrodzi� si� pytanie, czy maj�c tak wielkie serce i tak r�norodne preferencje, m�g� Sam nie lubi� jakiejkolwiek istoty �yj�cej na Ziemi? I owszem. Przy ca�ej swojej tolerancyjno�ci, Bernstein nie przepada� za: ci�ko pracuj�cymi, heteroseksualnymi osobnikami rasy bia�ej, wierz�cymi w Boga i prawo przyrodzone, kt�rzy nie uznawali za oczywiste, �e cywilizacj� obowi�zku ju� wkr�tce musi zast�pi� cywilizacja indywidualnej rozkoszy. Nic dziwnego, �e "Mi�kki" Sam, jak nazywano go na salonach, by� ulubie�cem ameryka�skich elit i najbli�szym wsp�pracownikiem Jima Henseya, kt�ry, jak sam cz�sto mawia�, utrzymywa� �on� wy��cznie w celu kokietowania prawicowej mniejszo�ci elektoratu. - Zarejestrowana przesz�o��, ch�opie, to prawdziwa bomba! Musimy szybko mie� kopie tych nagra�. To b�dzie znakomity prezent urodzinowy dla Jima - zawo�a� szef propagandy po wys�uchaniu informacji prezydenckiego doradcy. Mendez nie podziela� entuzjazmu wsp�pracownika. - Trzeba zachowa� daleko posuni�t� ostro�no��. Mo�emy natrafi� na rzeczy dziwne. I niebezpieczne. Na przyk�ad m�j cz�owiek ogl�da� zamach na papie�a w osiemdziesi�tym pierwszym roku... Ujawnienie za� obecno�ci Paru os�b na placu �w. Piotra w tamtej chwili mog�oby nawet dzi� by� dla wielkich tego �wiata bardzo niewygodne! - Ale� to stara sprawa i zawsze do przekr�cenia na nasz� korzy��, Mario! W ko�cu to my b�dziemy mieli te ta�my, my b�dziemy je montowa� i interpretowa�... - Ciekawa deklaracja w ustach zwolennika niczym nie ograniczonej wolno�ci. - Niczym nie ograniczonej wolno�ci selektywnej - wyszczerzy� swoje ol�niewaj�co bia�e z�by Bernstein. - Ale oczywi�cie masz racj�, obrazy z przesz�o�ci s� skarbem, kt�ry nie mo�e w �adnym przypadku trafi� w nieodpowiednie r�ce. - Poczyni�em pewne czynno�ci zabezpieczaj�ce. Bez naszej zgody nic nie wydostanie si� poza atol. Sam tego dogl�dam na miejscu. I w zwi�zku z tym mam do ciebie jeszcze jedn� pro�b�. - No? - Ur�b Starego, �eby ze zrozumieniem przyj�� wiadomo�� o tym, �e musz� pozosta� na Pacyfiku d�u�ej. - �atwo si� m�wi, ur�b, ur�b... Te konflikty w Europie �rodkowej, na Dalekim Wschodzie... Sam rozumiesz, jak bardzo jeste� potrzebny. I nie wiem, czy zdo�am... - Wiem, �e masz swoje sposoby, Sam! - Dobra, spr�buj�. Ale zaspok�j moj� ciekawo��. Obrazki dotycz� wy��cznie regionu �r�dziemnomorza? Tak, nie da rady, na przyk�ad, zobaczy� tragedii w Dallas. - A w�a�nie, jak dawnych czas�w si�ga to kosmiczne wideo? - Nie wiem. - Co? - Na razie Robbins opanowa� sztuk� zapoznawania si� z materia�em na oko�o dwadzie�cia lat wstecz. G��biej natrafi� na jakie� blokady. Twierdzi jednak, �e je rozpracuje, cho� mo�e mu to zabra� troch� czasu. Informator Greensona domniemywa, �e w pr�bniku mog�y zosta� zgromadzone obrazy sprzed stu i wi�cej lat... - Chcia�bym to zobaczy�. - Dajmy si� na razie pobawi� tym naukowym d�ubaczom. Cykady szala�y. Noc by�a nadspodziewanie parna. Nie mog�c usn��, Rossner przewraca� si� na pos�aniu. Mo�e by� to skutek d�ugotrwa�ej bezczynno�ci. W ko�cu jedynie kibicowa� pracom Robbinsa i Leclerca. C�, coraz cz�ciej w �yciu zdarza�o mu si� by� biernym obserwatorem. Po �wirze rozleg�y si� kroki, lekki, taneczny ch�d, kt�rego nigdy nie pomyli�by z �adnym innym... Skrzypn�a furtka. Steve uni�s� g�ow� znad ksi��ki. Nikt nie zapowiada� si� z wizyt�, ani Peggy, ani Maud, panienki, kt�re os�adza�y mu czas po rozstaniu z Elisabeth Stone! Sam korzysta� z domku jedynie wtedy, gdy odczuwa� wzmo�on� potrzeb� samotno�ci lub chcia� t� samotno�� zabi� w mi�ym, bezproblemowym towarzystwie. Tego wieczora po prostu wpad� podla� kwiaty i przeczyta� zaleg�e artyku�y. - Betty?! Jej widok powiedzia� mu wiele. Zmieni�a si� w ci�gu trzech miesi�cy, kt�re up�yn��y od jej znikni�cia. Jeszcze bardziej schud�a, ufarbowa�a w�osy na jak�� ohydn� marchewk�, na twarz narzuci�a ostry, wyzywaj�cy makija�. - Mog� wej��? Wpu�ci� j� do �rodka. - Kawy, herbaty? - zaproponowa�. - Masz whisky? Skin�� g�ow� i zajrza� do barku. Usiad�a na stole i zapali�a papierosa. - Wiesz - rzuci�a nagle, nieudolnie sil�c si� na niefrasobliwo�� - pu�ci�am si�. - Wiem, ten saksofonista... - Nawet nie. Jego kumpel z Meksyku... Taka nag�a fascynacja. M�wi�, �e mnie kocha, �e si� ze mn� o�eni, da� mi te�uili, potem trawki, tak �e w�a�ciwie nie wiedzia�am, co robi�. Ale by�o �wietnie. Prawie nie bola�o. Wiesz, zupe�nie nie poznawa�am siebie, pozwoli�am mu na wszystko - tu urwa�a i przygl�da�a mu si� badawczo. Pokiwa� tylko g�ow� i gwa�townym ruchem wychyli� szklaneczk� Johnny Walkera. - To mi by�o potrzebne. Teraz wiem, co to znaczy by� kretynk�. - Rozumiem, �e rozstali�cie si�. - Oczywi�cie, chcia� zrobi� ze mnie dziwk� w Nowym Orleanie... Skurwiel! - I co teraz zamierzasz? - Na powa�nie bior� si� za studia. - Rozumiem i wpad�a� mi o tym powiedzie�... Zrobi�a par� krok�w po pokoju. - A ten bungalow jest ju� zaj�ty? - Nie - odpar�. - Ale w jakim charakterze chcia�aby� go zaj��? - D�ugo nad tym my�la�am. Czy odpowiada�abym ci troch� w