2304
Szczegóły |
Tytuł |
2304 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2304 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2304 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2304 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Herman Wouk
Nie przerywajcie karnawa�u
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 2000
Prze�o�y� �ukasz Nicpan
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zak�adu
Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk: z wydawnictwa
"Alfa-Wero",
Warszawa 1997
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i K. Markiewicz
`tt
Cz�� I
Cz�� pierwsza
Najwi�kszy cwaniak
w Nowym Jorku
Rozdzia� pierwszy
Lester Atlas
1
Za panowania Brytyjczyk�w
wysp� nazywano Kinj�. Obecnie
figuruje na mapach i w
przewodnikach po Karaibach jako
Amerigo, lecz jej mieszka�cy
nadal u�ywaj� starej nazwy
Kinja.
Flaga brytyjska przez blisko
dwie�cie lat powiewa�a nad tym
uroczym zielonym pag�rkiem w�r�d
b��kitnych w�d oceanu. Wcze�niej
wyspa nale�a�a do Danii, jeszcze
wcze�niej do Francji, a
pierwotnie do kanibali. Do zmian
flag dochodzi�o po wymianie
ognia i dymu mi�dzy armatami
okr�t�w �aglowych a dzia�ami
starego kamiennego fortu.
Gwizda�y w powietrzu kule,
oddzia�y napastnik�w szturmowa�y
mury, toczono potyczki, czasami
kto� gin��. Od ponad stu lat
jednak�e dzia�a fortu milcza�y.
Stany Zjednoczone wesz�y w
posiadanie wyspy w spos�b
pokojowy, w roku 1940, kiedy
panowie Roosevelt i Churchill
dokonali wymiany starych
niszczycieli na posiad�o�ci
karaibskie. Amerykanom dosta�a
si� tym sposobem nie tylko baza
okr�t�w podwodnych w Zatoce
Rekin�w (kt�ra obecnie, oddana
na powr�t we w�adanie prosu
olbrzymiemu i chwastom, obraca
si� z wolna w ruin�: pomosty
zapadaj� si� i butwiej�, a
hangary rdzewiej�c chyl� si� ku
ziemi), ale i ca�a wyspa.
Szczeg�y tej transakcji by�y i
pozosta�y dla mieszka�c�w
niejasne, zbytnio zreszt� ich
nie interesowa�y.
Keen-ja to kr�tka, �piewna
wersja lokalna oficjalnej
angielskiej nazwy: Wyspa Kr�la
Jerzego Trzeciego - niezbyt, co
oczywiste, odpowiedniej dla
posiad�o�ci ameryka�skiej, tote�
kto� w ministerstwie spraw
wewn�trznych Stan�w
Zjednoczonych postanowi� zmieni�
j� na Amerigo. Nowej nazwy u�ywa
si� g��wnie na drukach
urz�dowych oraz w szkole.
Uczniowie pos�usznie wyliczaj�
zdarzenia z historii Amerigo i
skrobi� wypracowania na jej
temat, ale na ulicach i placach
zabaw nazywaj� sw� ojczyzn�
Kinj�, siebie samych za�
Kinjanami. Na ca�ych Karaibach o
wyspiarzu-tubylcu nie m�wi si�
zreszt� inaczej jak: "Kinjunin".
Mieszkaniec Indii Zachodnich
nie jest w zasadzie wrogo
nastawiony do przemian, ale te�
nie zdradza przesadnego zaufania
do nich. Ta postawa wynika z
�yciowej m�dro�ci, kt�r� wpaja
klimat wiecznego lata. Uczy ona,
�e pomimo zgie�kliwej ludzkiej
krz�taniny dzie� dzisiejszy nie
r�ni si� od jutra, a jutro
b�dzie podobne do dnia
dzisiejszego. Uczy, �e istnienie
jest ko�em wiecznego powrotu, z
kt�rego nie ma ucieczki. Uczy
wreszcie, �e jedyn� korzy�ci�,
jak� cz�owiek mo�e osi�gn�� z
�ycia, jest nacieszenie si� jego
urokami, zanim na zawsze
odejdzie z tego �wiata, niewiele
si� w nim rozeznawszy; ca�a
sztuka polega wi�c na tym, by
si� niczym zbytnio nie
przejmowa� i przyjemnie sp�dza�
czas w ciep�ych promieniach
s�o�ca. Biali ludzie, kt�rzy
szarog�sz� si� ostatnio na
Karaibach i w po�udniowym
skwarze ubijaj� interesy,
r�wnaj� spychaczami ziemi� pod
pasy startowe lotnisk, wznosz�
hotele, zak�adaj� przystanie
jachtowe, otwieraj� banki, nocne
kluby i sklepy z pami�tkami, s�
w oczach tubylc�w jedynie
przemijaj�c� plag�, niczym
wi�cej. Pojawiali si� ju�
wcze�niej, a potem znikali.
Przed wiekami przybyli tu
licznie na bia�ych �aglowcach,
wyr�n�li Bogu ducha winnych
kanibali, wyci�li w pie� bujne
gaje mahoniowc�w, porastaj�ce
wyspy od czas�w potopu, i
posadzili na ich miejsce trzcin�
cukrow�. Na cukrze mo�na by�o
w�wczas zbi� maj�tek, a trzcina
ros�a wy��cznie w ciep�ych
krajach. Drewna zr�banych
mahoniowc�w biali u�ywali do
wyrobu melasy. Nasta�a epoka
cukrowni i wielkich kamiennych
rezydencji na plantacjach. Z
Afryki zwo�ono ot�pia�ych od
morskiej choroby niewolnik�w,
przodk�w dzisiejszych Kinjan.
R�owe, ozi�b�e po�owice
bogatych plantator�w mieszka�y w
Anglii, a gor�ce czarne
na�o�nice pod bokiem. Potem
pojawi� si� burak cukrowy, kt�ry
mo�e rosn�� r�wnie� na p�nocy,
i czarne niewolnictwo straci�o
racj� bytu. �a�cuch wysp
zaiskrzy� si� seri� bankructw i
rebelii. Sko�czy�y si� lata
t�uste. Plantatorzy zwin�li
manatki i opu�cili archipelag.
Pa�ace na plantacjach popad�y w
ruin�. Obecnie tubylcy poszywaj�
blaszanymi dachami t� lub ow�
nisz� w masywnych niegdy� murach
i w tych za�omach mieszkaj�.
Mieszka�cy Indii Zachodnich
zachodz� w g�ow�, co tym razem
zmusi szalonych bia�ych ludzi do
wyjazdu. Mo�e pot�ne trz�sienie
ziemi (ca�y ten �a�cuch
zatopionych g�r spoczywa
przecie� na dygotliwym obszarze
ziemskiej skorupy), mo�e wielka
oceaniczna fala, mo�e straszliwy
huragan, mo�e epidemia u�pionej
dotychczas choroby tropikalnej,
mo�e wreszcie przypadkowa
ostateczna eksplozja mrucz�cego
gro�nie kot�a, w jakim biali
warz� jakie� ingrediencje na
swojej p�nocy, wybuch, kt�ry
sprawi, �e resztki ich
pozosta�ych na Karaibach
pobratymc�w czmychn� do...
dok�d�e tym razem? Na Tasmani�?
Na Ziemi� Ognist�? Gdyby pewnego
dnia przesta�y przybywa� okr�ty
i samoloty, biali - w
odr�nieniu od krajowc�w - nie
zdo�aliby prze�y� na diecie z
samych langust, owoc�w mango,
iguan i orzech�w kokosowych.
Tymczasem Amerigo si�
amerykanizuje - na sw�j, co
prawda, spos�b. Tubylcom
szczerze przypad�y do gustu nowe
wolne dni - �wi�to
Dzi�kczynienia, Czwarty Lipca,
urodziny prezydenta itd. -
przydane do dawnych �wi�t
angielskich oraz licznych �wi�t
religijnych, z kt�rych �adnego
nie znie�li. Kalendarz dni
roboczych zeszczupla� tak
poka�nie, �e nie obci��a�by
nawet sparcia�ej kieszeni.
Nap�yw got�wki sprawia, �e stopa
�yciowa zaczyna si� podnosi�.
Wi�kszo�� Kinjan przyjmuje t�
erupcj� ameryka�skiej
przedsi�biorczo�ci na Karaibach
z entuzjazmem. Dla nich oznacza
ona jedynie nowy, nieszkodliwy
i, wedle wszelkich oznak, nie
ko�cz�cy si� karnawa�.
2
W listopadowy ranek 1959 roku
na zalane o�lepiaj�cym s�o�cem
nabrze�e wysz�o ulic� Ksi�cia
Walii dw�ch m�czyzn.
- Pasaty, co? - rycza�
okazalszy z nich, blady jak
ostryga, �ysy t�u�cioch w
czarnym jedwabnym garniturze,
kt�ry wygl�da� jak psu z gard�a
wyci�gni�ty. - Prosz�, jeste�my
nad wod� i gdzie masz te swoje
cholerne pasaty, h�? Jako� ich
nie czuj�, Norman! Ta parszywa
wyspa to jeden wielki, buchaj�cy
�arem piec! Piek�o, w kt�rym
rosn� palmy! Czym, u Boga Ojca,
ma bia�y cz�owiek oddycha� w tej
dziurze?!
Grubas trzyma� w jednej r�ce
puszk� z piwem, w drugiej
cygaro, a gestykulowa� obiema,
siej�c popio�em i rozchlapuj�c
piwo.
Drugi z m�czyzn, ni�szy,
szczuplejszy i opalony na br�z,
o szpakowatych, starannie
uczesanych w�osach i poci�g�ej
twarzy cz�owieka na progu wieku
�redniego (wygl�da� na jakie�
czterdzie�ci pi�� lat) szepta�
co� prosz�co do rozkrzyczanego
towarzysza, staraj�c si� go
udobrucha�. Mia� na sobie
granatowy lniany blezer, lu�ne
szare spodnie, rozpi�t� pod
szyj� turkusow� koszul� i
szaro-��t� jedwabn� apaszk�.
Jego str�j by� jak �ywcem
wyci�ty z kolorowych reklam,
zamieszczanych w magazynie
"Holiday". Dopiero po jakim�
czasie cz�owiek dowiaduje si�,
�e na Karaibach podobnie si�
nosz� jedynie tury�ci i
homoseksuali�ci. Drobny
m�czyzna nale�a� niew�tpliwie
do elegant�w pierwszej wody, ale
jego ubi�r zdradza� nowicjusza,
kt�ry pierwszy raz w �yciu bawi
w Indiach Zachodnich.
�ysy t�u�cioch rycza� dalej:
- Dobra, dobra, wiem, �e
znalaz�em si� w bajecznym
miejscu! W najbardziej
niezwyk�ej dziurze, do jakiej
kiedykolwiek mnie diabli
zanie�li. No i gdzie tu masz, do
czorta, ten cholerny klub?
- M�wiono mi, �e wida� go z
nabrze�a... Ach, Lester,
rozejrzyj si� tylko wok�
siebie! Sp�jrz, w jakim
otoczeniu si� znalaz�e�!
Zupe�nie, jakby�my si�
przenie�li w inne stulecie.
Popatrz na ten ko�ci�! Musi
mie� co najmniej dwie�cie lat.
Za�o�� si�, �e te mury mierz�
ponad dwa metry grubo�ci. Mia�y
zapewne chroni� przed
huraganami...
- Nie mia�bym nic przeciwko
temu, �eby kt�ry� dmuchn�� -
rykn�� �ysol - i troch� ten
piekarnik ostudzi�. Co za pod�e
piwsko! Siki �wi�tej Weroniki! -
Ze wstr�tem odrzuci� od siebie
puszk�, kt�ra potoczy�a si� z
brz�kiem po brukowanym placyku,
bryzgaj�c bursztynowym p�ynem. -
Czy oni tu nawet lod�wek nie
maj�? Wiesz co, za�o�� si�, �e
nie maj�! Pewnie ch�odz� piwo w
powiewach tych twoich zasranych
pasat�w!
Ni�szy z m�czyzn rozgl�da�
si� wok� siebie z min� dziecka,
kt�re dopiero przed chwil�
wesz�o na przyj�cie urodzinowe.
Przygl�da� si� przycumowanym
wzd�u� nabrze�a niezgrabnym
staro�wieckim szkunerom ze
zwini�tymi czerwonymi �aglami,
miejscowym kobietom w pstrych
sukienkach i czarnosk�rym
marynarzom w obdartych mundurach
- targuj�cymi si� zapami�tale o
cen� banan�w, orzech�w
kokosowych, jakich� dziwnych
brunatnych korzeni kolosalnych
rozmiar�w, work�w w�gla
drzewnego i sznur�w kolorowych
jak t�cza ryb - ogromnemu
czworobokowi fortu z czerwonej
ceg�y oraz jego zabytkowym,
bezczynnym obecnie dzia�om,
wie�cz�cym zwr�con� ku morzu,
pochy�� �cian� warowni,
pomnikowi Ameriga Vespucciego,
ogrodzonemu p�otkiem i niemal
ca�kowicie skrytemu w
pomara�czowych, fioletowych i
r�owych kwiatach bugenwilli,
stoj�cym rz�dem po obu stronach
Uliczki Kr�lowej domom z
podcieniami, kt�rych tynkowane
fasady o �ywych kolorach
wyblak�y na s�o�cu do blado�ci
pasteli, staremu szaremu
ko�cio�owi z kamienia, wreszcie
bielonej wapnem ceglanej ruinie
po budowli wzniesionej w
georgia�skim stylu, mieszcz�cej
gospod� "Pod Sir Francisem
Drake'iem".
- Tu jest bosko! - obwie�ci�
nagle tonem nie znosz�cym
sprzeciwu. - To najpi�kniejszy
zak�tek, jaki w �yciu widzia�em!
Je�li jeste� odmiennego zdania,
powiniene� si� wybra� do
psychiatry.
Patio gospody - stary ceglany
dziedziniec ocieniony dwoma
gigantycznymi mahoniowcami -
ci�gn�o si� wzd�u� jednego boku
placu a� do samego nabrze�a.
Jedynymi lud�mi przebywaj�cymi
tam w danej chwili byli pa�stwo
Tilsonowie. Ich wygl�d -
schludnie ubrani, czerwoni,
piegowaci, �yla�ci i wysuszeni -
znamionowa� bia�ych, kt�rzy od
dawna mieszkaj� w tropikach.
Nieruchomi i milcz�cy, z rzadka
tylko mrugaj�cy powiekami,
przypominali jaszczurki.
Siedzieli w�a�nie nad pierwszym
kieliszkiem bia�ego rumu z
tonikiem, a zwyczajowo wypijali
trzy. Us�yszawszy zachwyty
ni�szego m�czyzny, Tom Tilson
zwr�ci� powoli ku �onie
pobiela�� g�ow� o r�owej twarzy
i powiedzia�:
- Z Nowego Jorku. Obaj.
Pani Tilson przytakn�a.
- W listopadzie, pomy�le�
tylko! Ta wyspa ma, na co
zas�u�y�a!
Starsi pa�stwo nie odezwali
si� ju� ani s�owem, przygl�dali
si� tylko przybyszom z jakim�
wrogim zainteresowaniem. Do pary
m�czyzn podszed� tymczasem
wysoki kolorowy ch�opak w
znoszonych spodniach i
wystrz�pionej koszuli i zdj�� z
g�owy p�aski s�omkowy kapelusz o
szerokim rondzie, ozdobiony
czerwonymi i ��tymi wst��kami.
- Pan Pejpam?
Ni�szy z m�czyzn u�miechn��
si� z wyra�n� ulg�.
- Paperman. Norman Paperman.
- Jesztem przewo�nik sz "Rafy
Mew".
Przedstawiwszy si�, ch�opak
poprowadzi� obu przyjezdnych do
starej ��dki o wygi�tym ku g�rze
grzebieniastym dziobie i d�ugim
ob�ym a p�ytkim kad�ubie
gondoli, kt�ry urywa� si� jednak
nieoczekiwanie, po czym ��d�
przybiera�a kszta�t zwyczajnej
n�dznej krypy wios�owej o
kwadratowo �ci�tej rufie i
twardych, nie wy�cie�anych
�aweczkach.
Grubas obrzuci� �w korab
sceptycznym spojrzeniem.
- Czy ta �ajba jest aby
bezpieczna?
- Jeszpieczna.
Gondolier odebra� dwie walizki
z r�k m�odocianego czarnego
tragarza, kt�ry si� w�a�nie
przywl�k� za swymi klientami.
- Dok�d p�yniemy? - zapyta�
Norman Paperman, wchodz�c na
pok�ad �odzi. - Gdzie si� mie�ci
klub?
Przewo�nik wskaza� kciukiem
port.
- Czam.
Po drugiej stronie basenu
portowego, na wysoko�ci sko�nej
bry�y czerwonego fortu,
oddzielona od niego szerok� na
kilkaset metr�w zielonkaw�
p�ycizn�, widnia�a ma�a,
ozdobiona pi�ropuszami palm
wysepka. Pomi�dzy drzewami
Paperman dojrza� zbudowany bez
�adu i sk�adu bia�y budynek.
M�czyzna o imieniu Lester
wszed� do kar�owatej gondoli,
kt�ra zanurzy�a si� o dobrych
kilkana�cie centymetr�w g��biej
i zako�ysa�a. Grubas zakl�� i
zatrzepota� w pop�ochu r�kami.
Przewo�nik doskoczy� i
podtrzyma� go za �okie�, a wtedy
Lester klapn�� z hukiem na
�aweczk� obok swego towarzysza.
- Chryste Panie, ta �ajba jest
bardziej wywrotna od kajaka!...
Wi�c to ten bia�y budynek? -
Przewo�nik przytakn�� ruchem
g�owy i napar� na wios�o. -
Absurd! Dlaczego nie zbuduj� tu
mostu?
- Uwa�am, �e to ma sw�j urok -
powiedzia� Paperman. - Ma�a
przeja�d�ka �odzi�...
- A niech szlag trafi takie
uroki! - Lester otar� t�ust�
twarz i �ys� sto�kowat� czaszk�.
- Najlepszy spos�b na
odstraszenie klient�w.
Przewo�nik silnymi
poci�gni�ciami wios�a popycha�
��d� w stron� cementowej
przystani ma�ej wysepki.
Spomi�dzy porastaj�cych j� palm
i hibiskus�w wy�oni�a si� wysoka
i barczysta kobieta z szop�
pomara�czowych w�os�w na g�owie.
Mia�a na sobie ��t� bluzk� i
bia�e szorty. Stanowczym m�skim
krokiem przeci�a szmaragdowy
trawnik i po obsadzonej kwiatami
�cie�ce wesz�a na molo, tu si�
zatrzyma�a i pomacha�a r�k�.
- Witam pan�w! Jestem Amy
Ball! - zawo�a�a. - Witam na
hafie.
- Dzie� dobry! Czy mo�emy
wyl�dowa� bez okazywania
paszport�w? - odkrzykn��
Paperman.
�miech pani Ball, cho�
cokolwiek barytonowy, zabrzmia�
ca�kiem przyjemnie. Paperman
wyskoczy� z ��dki, wspar�szy si�
na krzepkiej piegowatej r�ce,
kt�r� poda�a mu ros�a niewiasta.
Nast�pnie oboje, przy pomocy
przewo�nika, pomogli wygramoli�
si� z gondoli t�u�ciochowi.
- To jest w�a�nie pan Lester
Atlas - przedstawi� go Norman
Paperman. - Pisa�em pani o nim.
- Ale� tak! Jak�e si� pan
miewa? - zapyta�a pani Ball i
wyci�gn�a d�o� do grubasa.
Paperman przestraszy� si�, �e
Lester skompromituje z miejsca
ich obydwu, wybuchaj�c stekiem
najobrzydliwszych przekle�stw.
Nonszalancka pewno�� siebie i
brytyjska, oszcz�dna wymowa pani
Ball - jej wargi, gdy m�wi�a,
prawie si� nie wygina�y -
nape�ni�y go najgorszymi
obawami. Jednocze�nie powzi��
nagle podejrzenie, �e klub "Rafa
Mew" jest prawdopodobnie
miejscem, w kt�rym nie posta�a
dot�d noga �yda.
Lester Atlas uj�� d�o� pani
Ball i niczym urodzony
d�entelmen strzeli� obcasami i
wypr�y� si� szarmancko.
- Czy naprawd� jeste�my tu
mile widzianymi go��mi?
- Oczywi�cie! Jak�e mog�oby
by� inaczej? - odpar�a przez
z�by Amy Ball.
- Widzi pani, po prostu nie
pojmuj�, jak kto� mo�e naprawd�
chcie� sprzeda� tak urocz�
posiad�o��.
Angielka otworzy�a ju� usta do
�miechu, po czym natychmiast
zacisn�a wargi.
- Przyznaj�, musia�am chyba
posthada� zmys�y. Ale to d�uga
histohia. Na co panowie mieliby
najpiehw ch��? Drzemka po
podob�ocznej podh�y? �niadanko?
Dhink? K�piel w morzu?
- K�piel, to brzmi cudownie! -
zachwyci� si� Paperman. -
Zacznijmy od k�pieli.
- Chcia�bym najpierw zrzuci�
te ciuchy! - powiedzia� Atlas -
a potem om�wi� nasze sprawy.
Je�eli oczywi�cie - doda�,
obdarzaj�c pani� Ball
zaskakuj�co mi�ym u�miechem -
nie ma pani nic przeciwko temu,
�eby tak z miejsca przyst�powa�
do interes�w.
- Ani thoch�. To nawet bahdzo
po amehyka�sku - odrzek�a.
Poprowadzi�a go�ci przez
trawnik do otynkowanego na bia�o
domku, stoj�cego na
przeciwleg�ym brzegu w�skiej
wysepki. By�o tu znacznie
ch�odniej; lekki wietrzyk
przynosi� zapach kwiat�w. Nad
�ukowato sklepionymi drzwiami
wisia� sp�owia�y szyld w
kszta�cie rulonu z zawini�tymi
rogami, na kt�rym widnia�o tylko
jedno s�owo: "Po��danie".
- To jest Bia�y Domek. - Pani
Ball wyj�a klucz i otworzy�a
drzwi. - M�odzie�cy, kt�rzy
phowadzili ten klub przede mn�,
Lahy Thompson i Tony Withehs,
byli, obawiam si�, thoch�
zbzikowani. Przemili m�odzi
ludzie, ale zupe�nie jak dzieci.
Codziennie zabieham si� za
zdj�cie tych idiotycznych
szyld�w i jako� nie mog� si�
zabha�.
W momencie, gdy po�egnawszy
si�, zamyka�a ju� za sob� drzwi,
nadszed� gondolier. Postawi� na
pod�odze obie walizki go�ci i
wymkn�� si� z pokoju, zanim
zd��yli mu wr�czy� napiwek.
- A wi�c tak wygl�da klub
"Rafa Mew". - Przekrwione oczy
Atlasa przesun�y si� po wn�trzu
domku. Pachnia� ple�ni� i
�rodkami owadob�jczymi. Cztery
du�e ��ka zas�ano czerwonymi,
zmechaconymi narzutami z we�ny.
Pomalowane na bia�o chropowate
�ciany ozdabia�y akwarele w
ramkach, przedstawiaj�ce palmy,
kwiaty oraz ryby. - Ca�kiem
pojemne domki, trzeba przyzna�.
W sezonie ka�dy pomie�ci bez
trudu dwie rodziny. - Tr�ci�
zsuni�te pod �cian� czerwone
harmonijkowe przepierzenie z
plastiku, po czym rzuci� na
��ko marynark�, porwa� walizk�
i wszed� do �azienki. - Musz�
natychmiast wzi�� prysznic.
Cuchn� jak �cierka do pod�ogi.
Oszo�omiony zm�czeniem i
podnieceniem, Paperman otworzy�
swoj� walizk� i poci�gn�� prosto
z butelki �yk szkockiej. Nie
lubi� w ten spos�b pi�, nie mia�
takiego zwyczaju, ale nic tak
nie �agodzi�o ko�atania serca
jak odrobina alkoholu.
By� ca�kiem wyko�czony po
ca�onocnej podr�y trz�s�cym jak
dyli�ans samolotem w
towarzystwie Atlasa, kt�ry przez
ca�� drog� na Amerigo ��opa� dla
ukojenia nerw�w bourbona z
papierowych kubk�w - najpierw na
pok�adzie wielkiej maszyny
lec�cej do San Juan, potem
ma�ego aerobusu, kursuj�cego
pomi�dzy wyspami. Paperman od
pocz�tku podr�y nie wiedzia�,
gdzie oczy podzia� ze wstydu.
Atlas zwymy�la� kasjer�w na
lotnisku Idlewild, potem
nawrzeszcza� na baga�owego,
ka��c mu pr�dzej rusza� dup� (w
chwil� p�niej u�mierzy� gniew
ura�onego pracownika banknotem
pi�ciodolarowym), a potem
uparcie czyni� spro�ne
propozycje stewardesie, ilekro�
obok niego przechodzi�a. Ponadto
wykonywa� z lubo�ci�
nieprzystojne gesty pod adresem
rozko�ysanego ty�eczka biednej
dziewczyny, puszczaj�c przy tym
oko do przera�onej siwow�osej
damy, siedz�cej w s�siednim
rz�dzie foteli, i rycz�c na ca�e
gard�o: "Con permisso! Ha, ha,
ha!" Ledwie zgas� napis
nakazuj�cy zapi�cie pas�w,
zacz�� si� szwenda� po ca�ym
samolocie, zagadywa� do
pasa�er�w, cz�stowa� ich whisky
i zanosi� si� chrapliwym
�miechem, wyrykuj�c co chwila
swoje "Con permisso! Con
permisso!". Portem docelowym
samolotu by�a Wenezuela,
podr�owa�o nim wielu Amerykan�w
latynoskiego pochodzenia, Atlas
uzna� wi�c cz�ste wykrzykiwanie
hiszpa�skiego zwrotu, z
dodatkiem charkotliwego "s" w
s�owie "permisso", za znakomity
�art.
Paperman by� cz�owiekiem
wra�liwym, szczyci� si� swoimi
dobrymi manierami i gustem co do
ubioru. Wszystko, do czego
doszed� w �yciu, zawdzi�cza�
wy��cznie samemu sobie. Maj�c
pi�tna�cie lat uciek� z
rodzinnego domu, typowego
gniazda klasy �redniej (jego
rodzice prowadzili sklep meblowy
w Hartford w stanie
Connecticut). Obecnie pracowa�
jako agent prasowy na Broadwayu,
do tego mia� paru klient�w z
przemys�u. Dok�ada� wszelkich
stara�, by nie upodobni� si� do
�adnego z typowych dla show
businessu typ�w: chama, pozera
lub plotkarza. R�wnie odra�aj�cy
wydawali mu si� nieokrzesani
przedsi�biorcy z gatunku Atlasa.
Okre�lenie "buc" nale�a�o w jego
kr�gu towarzyskim do
najci�szych obelg. Podr�owanie
w towarzystwie takiego
prostackiego, wrzaskliwego,
sko�czonego buca jak Lester
Atlas stanowi�o wi�c dla Normana
Papermana nader bolesne
do�wiadczenie.
Do grona jego przyjaci�
nale�eli pisarze, aktorzy,
dziennikarze, ludzie z
telewizji, w og�le "wielki
�wiat". Wielu z nich osi�gn�o
status prawdziwych znakomito�ci.
W takim towarzystwie sp�dza�
wi�kszo�� wieczor�w,
przesiaduj�c w r�nych
restauracjach na Broadwa�yu,
popijaj�c kaw�, pal�c papierosy
i prowadz�c b�yskotliwe rozmowy.
W kr�gu znajomych Papermana
przywi�zywano ogromn� wag� do
odpowiednich stroj�w i
w�a�ciwych lektur. Prawd�
m�wi�c, Paperman i ludzie z jego
otoczenia starali si� robi� -
opr�cz �ci�le zawodowej - drug�,
odr�bn� karier�, kt�rej
warunkiem by�o nienoszenie,
niem�wienie i nieczynienie
niczego, czego nosi�, m�wi� i
robi� nie wypada. Nie by�o to
wcale �atwe. W Nowym Jorku moda,
dyktuj�ca co wypada nosi�,
czyta�, my�le� b�d� m�wi�,
pochwala� lub gani�, nieustannie
si� zmienia. Bywa, �e
nieprzeczytanie cho�by jednego
numeru tego czy innego
opiniotw�rczego czasopisma
poci�ga za sob� op�akane skutki.
Lekarze skar�� si� na liczb�
periodyk�w, kt�re musz�
przeczyta�, chc�c nad��a� za
post�pem wiedzy medycznej,
jednak�e ich wysi�ek nale�y
uzna� za wr�cz znikomy w
por�wnaniu z mozo�em, jakiego
wymaga utrzymanie statusu
nowojorczyka na poziomie -
takiego jak Norman Paperman.
Trud z tym zwi�zany nale�a�
zreszt� do g��wnych powod�w, dla
kt�rych Paperman znalaz� si� w
Indiach Zachodnich; swe starania
o utrzymanie si� na tak wysokim
piedestale przyp�aci� bowiem
zdrowiem.
3
W jakie� p� godziny po
przyje�dzie Norman Paperman omal
nie uton��.
W�o�ywszy po raz pierwszy w
�yciu p�etwy i mask�, zachwyca�
si� podwodnym pi�knem rafy.
Podziwia� skubi�c� r�owe korale
papugoryb�, faluj�ce delikatnie
fioletowe wachlarzyki ma�ych
rybek, ka�amarnic� o
tragicznych, ludzkich oczach,
osadzonych w ma�ym galaretowatym
ciele, kt�ra, gdy si� zbli�y�,
oddali�a si� susem odrzutowca, a
nawet po�yskliw�, czyst�, r�ow�
barw� w�asnych r�k i n�g
powi�kszonych przez wodne
pryzmaty. Przej�ty zachwytem
goni� w�a�nie wzd�u�
gigantycznych, pobru�d�onych
niczym m�zg koralowych p�kul
fioletow� rybk� podobn� do
zwiewnej chmurki, kiedy w pewnej
chwili przekr�ci� nieostro�nie
g�ow�, fajka wy�lizn�a si� z
obsady i maska nape�ni�a si�
wod�. Zanim j� zerwa�, nawdycha�
si� przez nos i na�yka� ciep�ej,
piekielnie s�onej cieczy.
Kaszl�c i krztusz�c si� z�apa�
ton�c� fajk� i spr�bowa� wetkn��
j� z powrotem w mask�,
odnotowuj�c przy okazji, �e
odp�yn�� zbyt daleko od brzegu.
P�ywakiem co prawda by� dobrym,
k�opot polega� jednak na tym, �e
od czasu ataku serca �atwo
traci� oddech, poza tym nie
s�u�y�y mu gwa�towne ruchy,
nadmierny wysi�ek i miotanie si�
bez opami�tania. Naprawi� mask�,
w�o�y� j� niezgrabnie - i
ponownie wci�gn�� w p�uca haust
ciep�ej wody. D�awi�c si� i
parskaj�c zdar� mask�, nie na
�arty ju� wystraszony,
stwierdzi� bowiem, �e nie mo�e
g��biej zaczerpn�� powietrza, a
paniczne ruchy nie s� w stanie
utrzyma� jego g�owy nad
powierzchni�. Poszed� pod wod�;
po chwili wynurzy� si� znowu i
mdlej�cym g�osem wykrztusi�:
- Na pomoc!
Wpatruj�c si� w pasek pla�y,
kt�ra wyda�a mu si� odleg�a o
ca�e kilometry, kopa� wod�
nogami, rozchlapywa� r�kami i...
gmera� si� wci�� w tym samym
miejscu. "Psiakrew, co za
krety�ska �mier�", przemkn�o mu
przez g�ow�. Pomy�la� o �onie i
c�rce oraz o tym, jak sko�czonym
trzeba by� idiot�, �eby
przyjecha� na wysp�, oddalon� o
pi�� tysi�cy kilometr�w od
Nowego Jorku, uton�� i przepa��
w morskiej otch�ani jak dziurawa
puszka po piwie. Serce wali�o mu
jak oszala�e.
Raptem czyja� silna d�o�
chwyci�a go za �okie�.
- Ju� dobrze. Tylko spokojnie!
Paperman ujrza� przed sob�
nadzian� na ostrze harpuna
wielk� czerwon� i krwawi�c�
ryb�. Osobnik dzier��cy kusz�
mia� g�ste, czarne, k�dzierzawe
w�osy, ociekaj�ce teraz wod�.
Twarz zakrywa�a mu gumowa, ��ta
maska p�etwonurka, opatrzona
rur� do oddychania.
- Niech si� pan po�o�y na
plecach i unosi swobodnie -
powiedzia� spokojnym i
sympatycznym m�odzie�czym
g�osem. Cz�� sup��w w mi�niach
Papermana rozlu�ni�a si�;
pos�usznie us�ucha� rozkazu.
Wybawca pu�ci� jego �okie� i
uj�� go pod brod�.
- W porz�dku?
Paperman zdo�a� kiwn�� g�ow�,
prze�amuj�c op�r podtrzymuj�cej
mu szcz�k� mocnej d�oni.
P�etwonurek doholowa� go do
brzegu, uwolni� jednak
niedosz�ego topielca jeszcze na
g��bokiej wodzie, tak �e
Paperman m�g� si� odwr�ci� na
brzuch i przep�yn�� o w�asnych
si�ach kilkadziesi�t ostatnich
metr�w. Zerkn�wszy z obaw� w
stron� hotelowego tarasu dojrza�
Atlasa, pogr��onego w rozmowie z
pani� Ball i jakimi� dwoma
Murzynami. Najwyra�niej nikt nie
zauwa�y� jego rozpaczliwej
chlapaniny ani p�niejszego
ocalenia. P�etwonurek stan�� na
p�yci�nie i podni�s� mask� na
czo�o, ods�aniaj�c poci�g��,
opalon� twarz, wydatny garbaty
nos, figlarne piwne oczy i
m�ski, szeroki u�miech.
Machn�wszy w stron� Papermana
nabit� na ostrze czerwon� ryb� z
wyba�uszonymi oczami, zawo�a�:
- My�li pan, �e wystarczy dla
dwojga? To m�j obiad.
- Powiedzia�bym, �e nawet dla
czworga.
- Z�udzenie! Gdy si� tej
bestii obetnie �eb i ogon,
niewiele zostaje. Jest natomiast
niew�tpliwie �wie�a. S�dz�, �e
dla dwojga jednak starczy.
Jedwabisty i gor�cy piasek pod
stopami wyda� si� Papermanowi
nies�ychanie go�cinny, przytulny
i przyjazny.
- Dla pana i kogo jeszcze? -
zapyta�, nawi�zuj�c rozmow�
g��wnie po to, by pokry�
zmieszanie.
W u�miechu m�odzie�ca pojawi�
si� odcie� lubie�no�ci.
- No wie pan... jednej laluni.
Jego wymowa wskazywa�a
nieomylnie, �e pochodzi� z
Nowego Jorku b�d� Jersey.
- No c�, dzi�kuj�, �e mnie
pan wy�owi�.
P�etwonurek poklepa� si� po
�ebrach. By� szczup�y, wzrostu
Papermana. Spod postronk�w
mi�ni i miedzianej sk�ry
stercza�y guzy ko�ci.
- Zmarz�em jak licho.
Zamierzam si� poratowa�
lecznicz� dawk� whisky. Co pan
na to?
Wskaza� taras klubu.
- Bardzo ch�tnie. - Paperman
wci�� jeszcze dr�a� po spotkaniu
oko w oko ze �mierci�.
Wyci�gn�li si� na pla�y na
drewnianych le�akach. Nagrzane
s�o�cem szorstkie, czerwone
poduszki podzia�a�y na Papermana
koj�co niczym poduszki
elektryczne.
- Chyba zg�upia�em na staro��
- powiedzia�. - Dopiero co
przyjecha�em, w samolocie przez
ca�� noc nie zmru�y�em oka,
nigdy nie nurkowa�em z fajk�,
szwankuje mi ostatnio zdrowie,
mimo to hajda na morze, bawi�
si� w cz�owieka-�ab�!
Jego wybawca powiesi� mask� na
oparciu le�aka. Pier�cionki
mokrych czarnych w�os�w opad�y
mu na czo�o.
- Czyli we mnie, bo ja jestem
w�a�nie cz�owiekiem-�ab�.
Paperman obrzuci� go
podejrzliwym spojrzeniem. Jak
ka�dy nowojorczyk ba� si� wyj��
na durnia.
- Naprawd�? A gdzie� to, w
marynarce czy innej formacji?
- W DSP, czyli w dru�ynie
saper�w podwodnych. Trenujemy na
tym akwenie.
- Jest pan oficerem marynarki
wojennej?
- Tylko skromnym szeregowcem.
P�ywak zapali� papierosa,
wyj�tego z kieszeni wisz�cej na
le�aku zielonej koszuli, i
opowiedzia� swoj� niezwyk��
histori�. W roku tysi�c
dziewi��set czterdziestym �smym,
maj�c zaledwie lat siedemna�cie,
wst�pi� ochotniczo do armii
izraelskiej, ku przera�eniu
swoich ameryka�skich rodzic�w,
kt�rzy do Palestyny przyjechali
w interesach. W nast�pstwie tego
kroku straci� obywatelstwo
ameryka�skie. Potem studiowa� w
Anglii technik� lotnicz�, z
my�l� o pracy w liniach "El Al".
Obecnie odbywa� s�u�b� w
marynarce, aby w ten spos�b
odzyska� utracone obywatelstwo.
- Izrael to wspania�y kraj,
przekona�em si� jednak
poniewczasie, �e z m�odzie�czej
g�upoty paln��em g�upstwo -
wyzna�. - Z duszy serca jestem
ju� Amerykaninem. Chc� odzyska�
zielony paszport, kt�ry
niebacznie straci�em. Na
szcz�cie marynarka potrzebuje w
dzisiejszych czasach wiele
dru�yn saper�w podwodnych.
Podszed� barman, opalony na
czekoladowo blondas. Chodzi�
boso, mia� b��kitne jak l�d oczy
i pot�ne bary. U prawej d�oni
brakowa�o mu dw�ch palc�w.
P�etwonurek wzi�� od niego
p�kat� szklank� z ciemn� whisky
i kostkami lodu i wskaza� na
martw� ryb�.
- Jak s�dzisz, Thor, czy
Sheila mog�aby mi j� na
poczekaniu oczy�ci�?
- Chcesz tu d�ysz jeszcz? Ja
bym zapyta� pyrf Amy. Gubernador
wydaje d�ysz przyj�cze, boje
sze, �e mamy kompled.
- Dobra. Mimo to wrzu� j� z
�aski swojej do lodu.
Barman skin�� g�ow�, zgrabnie
zdj�� ryb� z harpuna i odszed�.
Paperman s�czy� whisky i czu�
si� z ka�d� chwil� lepiej.
G��wn� pla�� Rafy Mew stanowi�a
zakrzywiona po�a� czystego
bielutkiego piasku, wzd�u�
kt�rej ros�y palmy i s�kate
drzewa o okr�g�ych li�ciach,
zwane "morskimi winogronami".
Paperman leniwie przesypywa� w
d�oni ciep�y jedwabisty piasek,
rozkoszuj�c si� jego
�askotaniem. Jeszcze nigdy nie
widzia� oceanu r�wnie
spokojnego; �nie�nobia�e ob�oki
odbija�y si� w niemal g�adkiej
wodnej tafli jak w zwierciadle.
Na prawo od niego ci�gn�� si� z
p�nocy na po�udnie strz�piasty
zielony garb wi�kszej wyspy,
okraszony �mia�� karminow� plam�
fortu przy samym brzegu morza.
Od portu na zbocza trzech
kopiastych wzg�rz wspina�y si�
bia�e domy o czerwonych dachach.
- Banalny obrazek - o�wiadczy�
Paperman i przeci�gn�� si�
ziewaj�c.
- Amerigo? Boskie marzenie!
By�em we W�oszech, na po�udniu
Francji, w Tangerze, gdzie tylko
pan chce, ale uwa�am, �e jest to
chyba najpi�kniejsze miejsce na
ziemi.
- Jednak dziwne - zauwa�y�
Paperman.
- Dlaczego?
- Niech pan we�mie cho�by tego
barmana. Nigdy w �yciu podobnego
nie widzia�em. Wygl�da jak
czwarta czy pi�ta kinowa wersja
Tarzana.
- Thor w�a�ciwie nie jest
barmanem. Przep�yn�� samotnie na
�agl�wce ocean. To duch
nieujarzmiony, Szwed.
- Dlaczego stoi za barem?
- Odk�ada na nowy jacht.
Poprzedni rozbi� na rafie w
Zatoce Pitta.
Paperman waha� si� przez
chwil�, po czym powiedzia�:
- Zamierzam kupi� ten klub.
M�ody cz�owiek podni�s� g�ow�,
a w jego opalonej na br�z twarzy
b�ysn�y bia�e, niezbyt r�wne
z�by.
- Naprawd�? Wi�c "Rafa Mew"
jest na sprzeda�?
- Przed trzema tygodniami
ukaza�o si� og�oszenie w "New
Yorkerze".
- Ach tak? W "New Yorkerze"...
- Nie czytuje pan?
- Owszem, je�li wpadnie mi w
r�ce. Dociera tutaj z sze�cio_
albo siedmiotygodniowym
op�nieniem.
Ta ostatnia wiadomo��
nieprzyjemnie zaskoczy�a
Papermana. Mia� zwyczaj rzuca�
si� na "New Yorkera" w godzin�
po dostarczeniu tygodnika do
jego ulubionego kiosku na rogu
�smej Alei i Pi��dziesi�tej
Si�dmej Ulicy. Tak samo
�apczywie rzuca� si� ka�dego
wieczoru na nowojorskie wydanie
"Timesa", ledwo pojawi�o si� w
ulicznych punktach sprzeda�y;
kupowa� te� wszystkie bez
wyj�tku wieczorne i poranne
gazety, cho� przynosi�y te same
nowiny, r�ni�c si� jednym co
najwy�ej nag��wkiem i to tylko
po to - �wietnie o tym wiedzia�
- by tytu� lepiej si�
sprzedawa�o. Mo�na by go �mia�o
nazwa� uzale�nionym od prasy
codziennej. Nigdy dot�d nie
posta�a mu nawet w g�owie my�l,
�e "New Yorker" mo�e nie by�
natychmiast osi�galny na ca�ym
�wiecie - w najgorszym razie z
parodniowym op�nieniem, ale to
ju� na ostatnich przystankach
najd�u�szych linii lotniczych.
- Mo�na sprowadza� pras�
poczt� lotnicz� - zauwa�y�.
- Za dolara od egzemplarza,
skromnie licz�c? A po co?
Paperman wzruszy� tylko
ramionami. Pytanie zdradza�o
wyra�nie kategori� mentaln�
p�etwonurka: buc.
- Co pan s�dzi o tym klubie? -
zapyta�, by zmieni� temat. -
Chodzi mi o jego warto�� jako
inwestycji.
- Nie znam si� na
inwestycjach. Dziwi� si� tylko
troch�, �e Amy go sprzedaje.
Inna rzecz, �e to bardzo zgodne
z panuj�cym tutaj duchem. -
Usiad� zgarbiony, skrzy�owawszy
po turecku nogi. - Trudni si�
pan w Stanach hotelarstwem?
- Nie.
Paperman przedstawi� pokr�tce
cz�owiekowi-�abie sw�j �yciorys,
opowiedzia� o niedawnym ataku
serca, o ci�kiej depresji, w
jak� p�niej popad�, wreszcie o
swym rozczarowaniu Manhattanem.
Wyg�osi� filipik� przeciw
rosn�cym w zawrotnym tempie
cenom, przeciw coraz g�stszym
t�umom, przeciw brudowi,
paskudnej pogodzie, marnemu i
niewydolnemu transportowi,
nasilaj�cemu si� bandytyzmowi,
korupcji polityk�w, przeciw
powstaj�cym jak grzyby po
deszczu drapaczom chmur, owemu
prostopad�o�ciennemu
obrzydliwstwu ze stali i szk�a,
przeciw potwornemu �ciskowi w
nielicznych co lepszych
restauracjach, przeciw fatalnemu
pogorszeniu si� obs�ugi nawet w
luksusowych hotelach, przeciw
paskarskim cenom bilet�w na
przebojowe przedstawienia i
banalno�ci tych gwo�dzi sezonu,
wreszcie przeciwko
niewyobra�alnie nu��cej
monotonii �ycia w Nowym Jorku w
og�le, a �ycia takiego drobnego
paso�yta jak agent prasowy w
szczeg�lno�ci. Paperman, nie
oszcz�dzaj�c miasta, nie
oszcz�dzi� i samego siebie.
Otarcie si� o �mier� pokaza�o
mu, kr�tko m�wi�c, �e pora
podj�� ostatni� pr�b�
znalezienia lepszej drogi �ycia.
Odk�d przeczyta� to og�oszenie o
sprzeda�y klubu "Rafa Mew", nie
zazna� chwili spokoju, nie m�g�
spa� po nocach, my�le� o niczym
innym - i oto tu jest.
- I powiem panu co� jeszcze -
doda�. - Nie mia�em nawet
poj�cia, jak� odraz� nape�nia
mnie moje dotychczasowe �ycie,
dop�ki dzi� rano nie przyby�em
tutaj. Przyjazd na t� wysp� to
dla mnie co� w rodzaju
powt�rnych narodzin. Co� jak
odroczenie wykonania kary
�mierci. - U�miechn�� si� z
lekkim zak�opotaniem. - Niemal
jak odkrycie Boga...
M�ody cz�owiek przys�uchiwa�
si� tym wynurzeniom z krzywym
u�mieszkiem, przytakuj�c od
czasu do czasu.
- No c�, zgadzam si� z panem
w ca�ej pe�ni co do Nowego
Jorku, jednak przyjazd tutaj to
ogromny przeskok...
- I o to w�a�nie chodzi! -
podchwyci� z zapa�em Paperman. -
Zmiana radykalna jak ci�cie
toporem. Obawiam si�, �e my�li
pan sobie o mnie to samo, co
moja �ona, to znaczy, �e upad�em
na g�ow�.
P�etwonurek roze�mia� si� i
wsta� z le�aka.
- Nic podobnego! Mieszka� w
takim miejscu, i to jako szef,
w�a�ciciel tego wszystkiego -
zatoczy� r�k� woko�o, obejmuj�c
tym gestem pla�� oraz hotel -
przez trzysta sze��dziesi�t pi��
dni w roku? To� to istny raj,
je�li cz�owieka na co� takiego
sta�. Nasza jednostka odlatuje
na p�noc dopiero w marcu, a
trzech ch�opak�w ju� teraz
postanowi�o si� sp�ni� na
samolot.
Podni�s� mask� i kusz�.
- Dzi�ki za drinka -
powiedzia� Paperman. - Prosz� mi
da� szans� do rewan�u dzi�
wieczorem. Zapraszam r�wnie�
laluni�.
- Byczo! Bob Cohn.
- Norman Paperman.
- A wi�c jeste�my um�wieni.
Spotkajmy si� oko�o si�dmej w
barze. Pos�uchaj jeszcze dobrej
rady, Norman, i nie wyp�ywaj
samotnie na g��bok� wod�. Na
morzu regu�a bezpiecze�stwa
numer jeden.
- Ty te� p�ywa�e� sam...
Cohn w�o�y� zielon� koszul� z
szar� naszywk� skoczka
spadochronowego na kieszonce na
piersi.
- S�uchaj, co m�wi�, a nie
patrz, co robi�. Regu�a numer
jeden dowodzenia w marynarce.
U�miechn�� si� sympatycznie i
z kusz� w r�ku ruszy� biegiem
przez pla��.
4
Wchodz�c do baru po
betonowych, pomalowanych na
czerwono schodach, Paperman ju�
z daleka us�ysza� g�os Atlasa.
- Po prostu mam zwyczaj wali�
ludziom prawd� w oczy -
przechwala� si� grubas. - Nie
robi� nic innego, m�wi� im tylko
prawd� o stanie ich interes�w.
Papermanowi �cierp�a sk�ra.
Bo�e, zn�w ten stary numer
"Time'a" z Eisenhowerem na
ok�adce! Jacy� dwaj Murzyni w
granatowych garniturach, siedz�c
w niskich drewnianych
fotelikach, wlepiali oczy w
tekst artyku�u. Lester Atlas, ze
szklank� piwa w jednej pulchnej
d�oni i cygarem kszta�tu torpedy
w drugiej, siedzia� rozparty na
podobnym fotelu. Bia�e,
ow�osione nogi rozstawi�
szeroko, opas�e brzuszysko
sp�ywa�o mu na kolana, na
mi�sistym nosie tkwi�y binokle
pince-nez. Jego str�j tropikalny
sk�ada� si� z pomara�czowej
koszuli w szkar�atno-zielone
arbuzy, kremowych p��ciennych
szort�w - o wiele za kr�tkich,
tote� wygl�da�y jak wystaj�ca
spod koszuli bielizna -
br�zowych p�but�w i czarnych
bawe�nianych, opadaj�cych
skarpetek.
- Halo! - Pani Ball pomacha�a
szklank� piwa z kwadratowej sofy
dla dw�ch os�b, na kt�rej
siedzia�a z podwini�tymi nogami
w pozie zanadto kociej jak na
kobiet� tak okaza�ej postury. -
Haczymy si� w�a�nie dhugim
�niadankiem. Phosz� si� do nas
przy��czy�.
- Jestem ca�y zapiaszczony i
s�ony. Wezm� najpierw prysznic.
- Nonsens! Thoh, podaj panu
piwo. Jak tam p�ywanko? Dlaczego
nas pan nie uprzedzi�, �e pa�ski
pahtneh to taka wybitna figuha?
- Och, po prostu lubi� r�ba�
ludziom prawd� prosto z mostu -
u�ci�li� rozpromieniony Atlas.
Paperman uzna�, �e pani Ball
kpi sobie w �ywe oczy. W
artykule "Time'a" przypuszczono
ostry atak na osobnik�w
okradaj�cych sp�ki akcyjne.
Lester wypad� chyba najgorzej
spo�r�d dziewi�tki cwaniak�w,
kt�rych chytre, brutalne g�by
okala�y wianuszkiem tekst. Dla
Lestera Atlasa liczy�o si�
jednak tylko to, �e jego
podobizna ukaza�a si� w pi�mie o
og�lnokrajowym zasi�gu. W swoim
biurze trzyma� oprawny w sk�r�
egzemplarz tygodnika, drugi
podobny przechowywa� w domu,
ponadto mia� ca�y stos
zapasowych egzemplarzy, kt�re
spo�ytkowywa� na przechwa�ki
przed ignorantami.
- Przedstawiam panu Walteha
Llewellyna, panie Papehman,
phezesa naszego banku - odezwa�a
si� pani Ball niemal nie
otwieraj�c ust. - A to pan
Neville Wills, m�j ksi�gowy.
Obaj Murzyni wypr�yli si� na
baczno��. Paperman poda� obu
r�k� i do�wiadczy� omdla�ego
niepewnego u�cisku d�oni
mieszka�ca Indii Zachodnich.
Bankier by� drobnym, siwow�osym
m�czyzn� o okr�g�ej twarzy,
ksi�gowy - pulchnym m�odzie�cem,
kt�rego nie�mia�y u�miech
pob�yskiwa� kilkoma z�otymi
z�bami. Sk�r� mieli obaj ca�kiem
czarn�; bankier, mo�e z powodu
swych siwych w�os�w, sprawia�
wr�cz wra�enie hebanowego.
- Norm, opowiadam w�a�nie Amy
i panom, �e jedynym towarem,
jakim obracam, jest szczero��.
�eby da� ci o tym jakie�
wyobra�enie, Amy, przypu��my, �e
mamy korporacj� iks...
Paperman opad� z rezygnacj� na
krzes�o. Lester nie nale�a� do
ludzi, kt�rzy pozwalaj� si�
odwie�� od tematu.
Norman musia� wi�c wys�ucha�
po raz kolejny tej samej nudnej
opowiastki. Korporacja iks
robi�a pieni�dze produkuj�c
gumowe pasy i opony, ale traci�a
je nast�pnie w przedsi�biorstwie
filialnym, wyrabiaj�cym baty do
ko�skich zaprz�g�w. Lester Atlas
zosta� akcjonariuszem sp�ki.
Zbada� finanse korporacji iks,
odkry� prawd� i og�osi� j� wszem
i wobec na zebraniu rady
nadzorczej. Nale�a�oby si�
pozby� fabryki bat�w,
o�wiadczy�, zainkasowa� grubsz�
got�wk� za sam budynek i grunt,
skupi� si� na wytwarzaniu
produkt�w ciesz�cych si� wielkim
popytem, a potem podzieli�
krociowymi dywidendami.
Niestety, cz�onkowie rodzinnego
zarz�du, stetrycza�e niedo��gi,
wyst�pili przeciwko niemu,
�ywili bowiem sentyment do
produkcji owych bat�w do
ko�skich zaprz�g�w. Nazwali go
grabie�c� o wilczym apetycie i
wyprosili za drzwi. Dopiero
wtedy, nie wcze�niej, Lester
Atlas uda� si� do pozosta�ych
akcjonariuszy i objawi� im
prawd�. Akcjonariusze podj�li
legaln� walk�, usun�li cz�onk�w
dotychczasowego zarz�du i
wybrali now� rad� nadzorcz�.
Nowa rada sprzeda�a budynek
fabryki bat�w i doprowadzi�a do
tego, �e korporacja zacz�a
przynosi� bajo�skie zyski.
- No i widzisz, Amy, ci ludzie
oferuj� mi teraz co jaki� czas
stanowisko cz�onka, a nawet
przewodnicz�cego rady z czystej
wdzi�czno�ci za ukazanie im
prawdy. No c�, gdybym m�g�,
przyj��bym ich propozycj�, ale
jestem cz�owiekiem zapracowanym,
wi�c moj� jak zwykle jedyn�
nagrod� pozostanie satysfakcja,
�e po raz kolejny ocali�em chor�
sp�k�, ods�aniaj�c prawd� o
stanie jej finans�w. Niczym
innym si� w gruncie rzeczy nie
zajmuj�. To moje jedyne zadanie.
Je�eli czyni mnie to grabie�c�,
prosz� bardzo, szczyc� si� tym!
- So do mnie uwazam -
przem�wi� bankier - ze oddaje
pan nieocenion� sys�ug� dobru
publicnemu, panie Ot-los.
G�os mia� ciep�y, melodyjny i
akcentowa� ostatnie sylaby
wyraz�w w spos�b, kt�ry od dawna
bawi� Papermana, gdy s�ucha�
p�yt z nagraniami piosenek
Calypso.
Norman nie potrafi� zrozumie�,
jak Lester ma czelno�� powtarza�
do znudzenia t� sam� prostack�
bajeczk�, kiedy w tym samym
numerze "Time'a", z kt�rym si�
tak obnosi�, opisano jego
prawdziwe metody dzia�ania.
Lester sta� si� na przyk�ad
ostatnio wsp�w�a�cicielem
pewnej fabryki mebli z po�udnia
Stan�w, od lat - to prawda -
fatalnie zarz�dzanej. W za�artej
walce gie�dowej zdoby� pakiet
kontrolny, po czym sprzeda�
budynki i lasy i wycofa� si� z
kapita�em ponad miliona dolar�w
got�wk�. Rodzina w�a�ciciela
r�wnie� na tej operacji
zarobi�a, ale sama sp�ka
popad�a w ruin�. Oko�o czterystu
os�b straci�o prac�. "Time"
cytowa� komentarz Lestera:
"Dobi�em tylko co�, co i tak
by�o skazane na zag�ad�. Te
stare pryki zarz�dzaj�ce firm�
mog�y zosta� bankrutami, a
wyjecha�y z nabitymi portfelami
do Palm Beach. Wy�wiadczy�em im
chyba przys�ug�, czy nie?". Na
pytanie o czterystu zwolnionych
pracownik�w, odpowiedzia�: "Ci
ludzie byli w�a�ciwie na
garnuszku pa�stwa. Produkowali
drogo kiepskie meble na
rozlatuj�cych si� maszynach.
Kiedy usuniesz darmozjad�w z
rz�dowej listy p�ac, zostajesz
bohaterem. Kiedy zrobisz to samo
w przemy�le, okrzykn� ci�
grabie�c�".
Opisuj�c boje Lestera na
gie�dzie autor artyku�u w
"Time'ie" nakre�li� portret
spekulanta, kt�ry nie cofa si�
przed �adnymi metodami, wyj�wszy
mo�e tylko przest�pstwa
kryminalne. Pos�uguje si� bez
skrupu��w �ap�wkami,
pochlebstwem, gro�b�, potrafi
zacisn�� na szyi konkurenta
p�tl� finansow�, podsun��
panienk�, a nawet uciec si� do
r�koczyn�w - gdy kiedy� adwokat
strony przeciwnej obrazi� go
s�ownie podczas jakiego�
burzliwego spotkania, Lester go
po prostu znokautowa�. Trudno
by�o jednak dostrzec jakie�
oznaki tej bezwzgl�dnej
brutalno�ci w poczciwym
t�u�ciochu, kt�ry siedz�c teraz
w binoklach pince-nez, koszuli w
arbuzy i kremowych gatkach,
ciep�ym tonem - jaki Lester
potrafi� w razie potrzeby
przybiera� - opowiada� o swym
umiarkowanie altruistycznym
usposobieniu. Ta cukrzona
chytro�� po��czona z cielesn�
pow�ok� jurnego goryla
przydawa�a w podobnych momentach
Lesterowi Atlasowi pewnego
swoistego prostackiego wdzi�ku.
- To jest absolutnie
fascynuj�ce, co pan nam tu
opowiada - oznajmi�a pani Ball.
- A mo�e odkhy�by nam pan
h�wnie� phawd� o naszym klubie?
Paperman odchrz�kn��,
zaniepokojony.
- Czy nie przynosi dochod�w?
- Ale� przynosi! - Pani Ball
wskaza�a s��nistym palcem o
d�ugim pomara�czowym paznokciu
stos ksi�g i zestawie�
rachunkowych w niebieskich
ok�adkach, pi�trz�cy si� na
stole. - Powinien jednak
przynosi� doch�d znacznie
wi�kszy. Poj�cia nie mam, czemu
nie przynosi.
- Przyjrza�em si� tym liczbom
- o�wiadczy� Atlas - i mia�bym
do pa�stwa kilka pyta�.
- Ale� oczywi�cie! Neville i
Walteh s� tu w�a�nie po to, by
wyja�ni� wszystkie pa�skie
w�tpliwo�ci.
Co powiedziawszy, pani Ball
wskaza�a barmanowi swoj� pust�
szklank�. Thor dola� jej piwa i
wr�ci� do drzemki na barowym
sto�ku. Nosi� podarte szorty
koloru khaki i wystrz�pion�
niebiesk� koszul�, spran� niemal
do szaro�ci. W jego uchu l�ni�
z�oty kolczyk.
Paperman postanowi�, �e je�li
kupi hotel, zatrzyma tego
o�miopalczastego barmana.
Zmieni� zdanie i uzna�, �e klub
"Rafa Mew" nie potrzebuje
modernizacji. By� co prawda
nieco podniszczony, ale by� mo�e
- wzorem niekt�rych najlepszych
hoteli w Anglii czy w Pary�u -
nale�a�o go w takim w�a�nie
stanie zachowa�. Troch�
zaniedbany wygl�d dodaje czasem
szyku. �w podobny do pirata,
drzemi�cy na sto�ku barman
przydawa� lokalowi kolorytu. Bar
ozdabia�y sieci, wielkie
wachlarzowate korale -
pomalowane na bia�o, lecz z
lekka ju� poszarza�e - zielone
bojki rybackie z dmuchanego
szk�a, zakurzone konchy i
zblak�e koralowe polipy. Na
murowanej �cianie jaki�
malarz-amator wymalowa�
wizerunki r�nych ryb. Dachu z
blachy falistej nie przes�ania�o
nic pr�cz kilku uschni�tych
palmowych li�ci. Czerwony ja�min
zapuszcza� do �rodka ga��zie
usiane gwiazdkami r�owych
kwiat�w i ka�dy powiew wiatru
przynosi� bukiety aromatycznych
woni. Miejsce by�o niew�tpliwie
prymitywne, a jednak? - jak
oceni� Paperman - swojskie i
przytulne.
Atlas wypytywa� pani� Ball i
obu Murzyn�w o list� p�ac,
wysoko�� podatk�w, ceny w
sezonie i poza sezonem.
- Powiedz no mi, Amy -
zagadn�� w pewnej chwili
obcesowo, zapalaj�c kolejne
cygaro - czym wy tutaj
handlujecie?
Angielka sprawia�a wra�enie
sp�oszonej.
- No jak�e... podajemy
oczywi�cie dhinki, jedzenie...
Ph�bowali�my sprzedawa�
bi�utehi� z kohalu, ale...
Atlas pokr�ci� przecz�co
g�ow�.
- Handlujecie snem.
- Snem??
G�os pani Ball wzni�s� si� o
dwie oktawy.
- W�a�nie. Jak mo�esz zarabia�
grubsz� fors�, skoro nawet nie
wiesz, czym handlujesz? Ludziska
zje�d�aj� tu zim�, �eby si�
troch� ogrza�. W nocy musz� si�
gdzie� po�o�y�. Bar i jadalnia
to tylko dodatki. Waszym
prawdziwym towarem s� ��ka.
��ka do spania. Na tym robicie
pieni�dze. - Dwoma t�ustymi
paluchami, mi�dzy kt�rymi
trzyma� cygaro, postuka� w
ksi�gi rachunkowe. - Z tych
ksi�g wynika jasno, �e
sprzedajecie za ma�o snu. Jaki�
tuzin ��ek wi�cej i interes
powinien rozkwitn��. - Odstawi�
zamaszy�cie szklank� i d�wign��
si� z fotela. - Chod�my!
Lester potrafi� narzuca� swoj�
wol�. Pani Ball i obaj Murzyni
pos�usznie wstali, podni�s� si�
tak�e Paperman. Barman
przekrzywi� opuszczon� na rami�
g�ow� i otworzy� jedno lodowato
niebieskie oko.
- Och, ju� nie haz hozmawia�am
o wybudowaniu nowych domk�w -
zapewni�a pani Ball. - Miejsca
mamy dosy�, ale...
- Wybudowaniu? Tutaj? - Atlas
zmru�y� oczy i spojrza� na
bankiera. - Taka inwestycja
kosztowa�aby obecnie w Stanach
jakie� osiemdziesi�t dolar�w za
metr kwadratowy. A ile tutaj?
Wykonawcy obiecuj� ci si�
zmie�ci� w jakich� stu
czterdziestu tysi�cach, zgadza
si�? Summa sumarum zap�aci�aby�
za to od stu osiemdziesi�ciu do
dwustu z groszami, w zale�no�ci
od tego, jak wielkimi okazaliby
si� naci�gaczami.
Murzyni wymienili zdumione
spojrzenia, po czym ksi�gowy
zani�s� si� szczerym, ha�a�liwym
�miechem. Odrzuciwszy w ty�
g�ow�, klepa� si� po udach i
chwia� jak pijany, obna�aj�c w
u�miechu z�ote z�by i czerwone
dzi�s�a.
- Plafta, jak mi B�k mi�y!
Plafta! Tyle by to fa�nie
wynios�o.
Bankier zachowa� godniejsz�
postaw�, ale i on si� �mia�.
- Panie Ot-los, pan juz robi�
interesy na Karai-bach?
Atlas odchrz�kn�� i wsadzi�
cygaro do ust.
- Mam po prostu zwyczaj r�ba�
prawd� prosto z mostu. Zobaczmy,
czy nie uda�oby si� gdzie�
wcisn�� dodatkowych dziesi�ciu
��ek.
Kiedy przechodzili przez hol,
Norman dostrzeg� dwie
dziewczyny, kt�re w ciemnym
pokoju, zastawionym karcianymi
stolikami, odbija�y pi�eczk�
pingpongow�. Cho� pada� ze
zm�czenia, gor�co uderzy�o mu do
g�owy, poniewa� jedna z panienek
mia�a na sobie kostium bikini i
ogl�dana od ty�u by�a w�a�ciwie
go�a; ma�y zielony tr�jk�cik na
rozbujanych po�ladkach tylko jej
nago�� podkre�la�. Widok by�
zachwycaj�cy. Klub "Rafa Mew"
prezentowa� si� z ka�d� chwil�
pon�tniej! W pewnym momencie
pi�eczka potoczy�a si� do holu i
dziewczyna pobieg�a za ni�. Czar
prysn��, kiedy jej rozchybotane
nagie cia�o zbli�y�o si� do
Papermana. Mia�a wielki nos,
piegowat� czerwon� twarz w
kszta�cie gruszki i farbowane na
r�owo, karbowane w�osy.
- Idziesz z nami, Norm?
Atlas z reszt� towarzystwa
wchodzi� na schody obok
recepcji. Paperman pod��y� za
nimi. My�la� o tym, �e jeszcze
dziesi�� lat temu uroda
dziewcz�cej buzi nie mia�aby dla
niego istotnego znaczenia. Ten
graj�cy w pingponga maszkaron
m�g� by� "laluni�" Boba Cohna.
Cia�ko, musia� przyzna�, mia�a
pyszne. Paperman przypomnia�
sobie z melancholi� zdrowy
apetyt m�odo�ci, kt�ry pozwala�
si� cieszy� nawet tak� mi�osn�
straw�. Wst�puj�c wolniutko na
schody, zbyt strome i wysokie -
schody bardzo mu si� w ostatnich
czasach dawa�y we znaki -
doszed� do niepochlebnego dla
siebie wniosku, �e tylko
s�abn�ca potencja czyni go tak
wybrednym.
W korytarzu na pi�trze pani
Ball otwiera�a kluczem kolejne
drzwi, a Atlas zagl�da� do
pokoi.
- A gdzie s� wasi go�cie?
- Wi�kszo�� w tej chwili
�egluje. Listopad w og�le nale�y
do gohszych miesi�cy. Ca�a wyspa
jest jakby wymah�a.
- Trzeba przyzna�, �e na tym
pi�trze wykorzysta�a�
powierzchni� do ostatniego
centymetra.
- Mogliby panowie wybudowa�
so� na po�udniowym kra�cu Rafy
Mew - podsun�� bankier.
Atlas pokr�ci� g�ow�.
- Wykluczone, �adnych plac�w
budowy! Szukajmy dalej.
Zeszli na d�. Atlas obrzuca�
taksuj�cym spojrzeniem hol,
kiedy podtoczy�a mu si� do n�g
pi�eczka pingpongowa, po czym z
pokoju obok wypad�o rozkolebane
od szyi po kolana p�nagie
straszy