2304

Szczegóły
Tytuł 2304
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2304 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2304 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2304 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Herman Wouk Nie przerywajcie karnawa�u Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 2000 Prze�o�y� �ukasz Nicpan T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk: z wydawnictwa "Alfa-Wero", Warszawa 1997 Korekty dokona�y U. Maksimowicz i K. Markiewicz `tt Cz�� I Cz�� pierwsza Najwi�kszy cwaniak w Nowym Jorku Rozdzia� pierwszy Lester Atlas 1 Za panowania Brytyjczyk�w wysp� nazywano Kinj�. Obecnie figuruje na mapach i w przewodnikach po Karaibach jako Amerigo, lecz jej mieszka�cy nadal u�ywaj� starej nazwy Kinja. Flaga brytyjska przez blisko dwie�cie lat powiewa�a nad tym uroczym zielonym pag�rkiem w�r�d b��kitnych w�d oceanu. Wcze�niej wyspa nale�a�a do Danii, jeszcze wcze�niej do Francji, a pierwotnie do kanibali. Do zmian flag dochodzi�o po wymianie ognia i dymu mi�dzy armatami okr�t�w �aglowych a dzia�ami starego kamiennego fortu. Gwizda�y w powietrzu kule, oddzia�y napastnik�w szturmowa�y mury, toczono potyczki, czasami kto� gin��. Od ponad stu lat jednak�e dzia�a fortu milcza�y. Stany Zjednoczone wesz�y w posiadanie wyspy w spos�b pokojowy, w roku 1940, kiedy panowie Roosevelt i Churchill dokonali wymiany starych niszczycieli na posiad�o�ci karaibskie. Amerykanom dosta�a si� tym sposobem nie tylko baza okr�t�w podwodnych w Zatoce Rekin�w (kt�ra obecnie, oddana na powr�t we w�adanie prosu olbrzymiemu i chwastom, obraca si� z wolna w ruin�: pomosty zapadaj� si� i butwiej�, a hangary rdzewiej�c chyl� si� ku ziemi), ale i ca�a wyspa. Szczeg�y tej transakcji by�y i pozosta�y dla mieszka�c�w niejasne, zbytnio zreszt� ich nie interesowa�y. Keen-ja to kr�tka, �piewna wersja lokalna oficjalnej angielskiej nazwy: Wyspa Kr�la Jerzego Trzeciego - niezbyt, co oczywiste, odpowiedniej dla posiad�o�ci ameryka�skiej, tote� kto� w ministerstwie spraw wewn�trznych Stan�w Zjednoczonych postanowi� zmieni� j� na Amerigo. Nowej nazwy u�ywa si� g��wnie na drukach urz�dowych oraz w szkole. Uczniowie pos�usznie wyliczaj� zdarzenia z historii Amerigo i skrobi� wypracowania na jej temat, ale na ulicach i placach zabaw nazywaj� sw� ojczyzn� Kinj�, siebie samych za� Kinjanami. Na ca�ych Karaibach o wyspiarzu-tubylcu nie m�wi si� zreszt� inaczej jak: "Kinjunin". Mieszkaniec Indii Zachodnich nie jest w zasadzie wrogo nastawiony do przemian, ale te� nie zdradza przesadnego zaufania do nich. Ta postawa wynika z �yciowej m�dro�ci, kt�r� wpaja klimat wiecznego lata. Uczy ona, �e pomimo zgie�kliwej ludzkiej krz�taniny dzie� dzisiejszy nie r�ni si� od jutra, a jutro b�dzie podobne do dnia dzisiejszego. Uczy, �e istnienie jest ko�em wiecznego powrotu, z kt�rego nie ma ucieczki. Uczy wreszcie, �e jedyn� korzy�ci�, jak� cz�owiek mo�e osi�gn�� z �ycia, jest nacieszenie si� jego urokami, zanim na zawsze odejdzie z tego �wiata, niewiele si� w nim rozeznawszy; ca�a sztuka polega wi�c na tym, by si� niczym zbytnio nie przejmowa� i przyjemnie sp�dza� czas w ciep�ych promieniach s�o�ca. Biali ludzie, kt�rzy szarog�sz� si� ostatnio na Karaibach i w po�udniowym skwarze ubijaj� interesy, r�wnaj� spychaczami ziemi� pod pasy startowe lotnisk, wznosz� hotele, zak�adaj� przystanie jachtowe, otwieraj� banki, nocne kluby i sklepy z pami�tkami, s� w oczach tubylc�w jedynie przemijaj�c� plag�, niczym wi�cej. Pojawiali si� ju� wcze�niej, a potem znikali. Przed wiekami przybyli tu licznie na bia�ych �aglowcach, wyr�n�li Bogu ducha winnych kanibali, wyci�li w pie� bujne gaje mahoniowc�w, porastaj�ce wyspy od czas�w potopu, i posadzili na ich miejsce trzcin� cukrow�. Na cukrze mo�na by�o w�wczas zbi� maj�tek, a trzcina ros�a wy��cznie w ciep�ych krajach. Drewna zr�banych mahoniowc�w biali u�ywali do wyrobu melasy. Nasta�a epoka cukrowni i wielkich kamiennych rezydencji na plantacjach. Z Afryki zwo�ono ot�pia�ych od morskiej choroby niewolnik�w, przodk�w dzisiejszych Kinjan. R�owe, ozi�b�e po�owice bogatych plantator�w mieszka�y w Anglii, a gor�ce czarne na�o�nice pod bokiem. Potem pojawi� si� burak cukrowy, kt�ry mo�e rosn�� r�wnie� na p�nocy, i czarne niewolnictwo straci�o racj� bytu. �a�cuch wysp zaiskrzy� si� seri� bankructw i rebelii. Sko�czy�y si� lata t�uste. Plantatorzy zwin�li manatki i opu�cili archipelag. Pa�ace na plantacjach popad�y w ruin�. Obecnie tubylcy poszywaj� blaszanymi dachami t� lub ow� nisz� w masywnych niegdy� murach i w tych za�omach mieszkaj�. Mieszka�cy Indii Zachodnich zachodz� w g�ow�, co tym razem zmusi szalonych bia�ych ludzi do wyjazdu. Mo�e pot�ne trz�sienie ziemi (ca�y ten �a�cuch zatopionych g�r spoczywa przecie� na dygotliwym obszarze ziemskiej skorupy), mo�e wielka oceaniczna fala, mo�e straszliwy huragan, mo�e epidemia u�pionej dotychczas choroby tropikalnej, mo�e wreszcie przypadkowa ostateczna eksplozja mrucz�cego gro�nie kot�a, w jakim biali warz� jakie� ingrediencje na swojej p�nocy, wybuch, kt�ry sprawi, �e resztki ich pozosta�ych na Karaibach pobratymc�w czmychn� do... dok�d�e tym razem? Na Tasmani�? Na Ziemi� Ognist�? Gdyby pewnego dnia przesta�y przybywa� okr�ty i samoloty, biali - w odr�nieniu od krajowc�w - nie zdo�aliby prze�y� na diecie z samych langust, owoc�w mango, iguan i orzech�w kokosowych. Tymczasem Amerigo si� amerykanizuje - na sw�j, co prawda, spos�b. Tubylcom szczerze przypad�y do gustu nowe wolne dni - �wi�to Dzi�kczynienia, Czwarty Lipca, urodziny prezydenta itd. - przydane do dawnych �wi�t angielskich oraz licznych �wi�t religijnych, z kt�rych �adnego nie znie�li. Kalendarz dni roboczych zeszczupla� tak poka�nie, �e nie obci��a�by nawet sparcia�ej kieszeni. Nap�yw got�wki sprawia, �e stopa �yciowa zaczyna si� podnosi�. Wi�kszo�� Kinjan przyjmuje t� erupcj� ameryka�skiej przedsi�biorczo�ci na Karaibach z entuzjazmem. Dla nich oznacza ona jedynie nowy, nieszkodliwy i, wedle wszelkich oznak, nie ko�cz�cy si� karnawa�. 2 W listopadowy ranek 1959 roku na zalane o�lepiaj�cym s�o�cem nabrze�e wysz�o ulic� Ksi�cia Walii dw�ch m�czyzn. - Pasaty, co? - rycza� okazalszy z nich, blady jak ostryga, �ysy t�u�cioch w czarnym jedwabnym garniturze, kt�ry wygl�da� jak psu z gard�a wyci�gni�ty. - Prosz�, jeste�my nad wod� i gdzie masz te swoje cholerne pasaty, h�? Jako� ich nie czuj�, Norman! Ta parszywa wyspa to jeden wielki, buchaj�cy �arem piec! Piek�o, w kt�rym rosn� palmy! Czym, u Boga Ojca, ma bia�y cz�owiek oddycha� w tej dziurze?! Grubas trzyma� w jednej r�ce puszk� z piwem, w drugiej cygaro, a gestykulowa� obiema, siej�c popio�em i rozchlapuj�c piwo. Drugi z m�czyzn, ni�szy, szczuplejszy i opalony na br�z, o szpakowatych, starannie uczesanych w�osach i poci�g�ej twarzy cz�owieka na progu wieku �redniego (wygl�da� na jakie� czterdzie�ci pi�� lat) szepta� co� prosz�co do rozkrzyczanego towarzysza, staraj�c si� go udobrucha�. Mia� na sobie granatowy lniany blezer, lu�ne szare spodnie, rozpi�t� pod szyj� turkusow� koszul� i szaro-��t� jedwabn� apaszk�. Jego str�j by� jak �ywcem wyci�ty z kolorowych reklam, zamieszczanych w magazynie "Holiday". Dopiero po jakim� czasie cz�owiek dowiaduje si�, �e na Karaibach podobnie si� nosz� jedynie tury�ci i homoseksuali�ci. Drobny m�czyzna nale�a� niew�tpliwie do elegant�w pierwszej wody, ale jego ubi�r zdradza� nowicjusza, kt�ry pierwszy raz w �yciu bawi w Indiach Zachodnich. �ysy t�u�cioch rycza� dalej: - Dobra, dobra, wiem, �e znalaz�em si� w bajecznym miejscu! W najbardziej niezwyk�ej dziurze, do jakiej kiedykolwiek mnie diabli zanie�li. No i gdzie tu masz, do czorta, ten cholerny klub? - M�wiono mi, �e wida� go z nabrze�a... Ach, Lester, rozejrzyj si� tylko wok� siebie! Sp�jrz, w jakim otoczeniu si� znalaz�e�! Zupe�nie, jakby�my si� przenie�li w inne stulecie. Popatrz na ten ko�ci�! Musi mie� co najmniej dwie�cie lat. Za�o�� si�, �e te mury mierz� ponad dwa metry grubo�ci. Mia�y zapewne chroni� przed huraganami... - Nie mia�bym nic przeciwko temu, �eby kt�ry� dmuchn�� - rykn�� �ysol - i troch� ten piekarnik ostudzi�. Co za pod�e piwsko! Siki �wi�tej Weroniki! - Ze wstr�tem odrzuci� od siebie puszk�, kt�ra potoczy�a si� z brz�kiem po brukowanym placyku, bryzgaj�c bursztynowym p�ynem. - Czy oni tu nawet lod�wek nie maj�? Wiesz co, za�o�� si�, �e nie maj�! Pewnie ch�odz� piwo w powiewach tych twoich zasranych pasat�w! Ni�szy z m�czyzn rozgl�da� si� wok� siebie z min� dziecka, kt�re dopiero przed chwil� wesz�o na przyj�cie urodzinowe. Przygl�da� si� przycumowanym wzd�u� nabrze�a niezgrabnym staro�wieckim szkunerom ze zwini�tymi czerwonymi �aglami, miejscowym kobietom w pstrych sukienkach i czarnosk�rym marynarzom w obdartych mundurach - targuj�cymi si� zapami�tale o cen� banan�w, orzech�w kokosowych, jakich� dziwnych brunatnych korzeni kolosalnych rozmiar�w, work�w w�gla drzewnego i sznur�w kolorowych jak t�cza ryb - ogromnemu czworobokowi fortu z czerwonej ceg�y oraz jego zabytkowym, bezczynnym obecnie dzia�om, wie�cz�cym zwr�con� ku morzu, pochy�� �cian� warowni, pomnikowi Ameriga Vespucciego, ogrodzonemu p�otkiem i niemal ca�kowicie skrytemu w pomara�czowych, fioletowych i r�owych kwiatach bugenwilli, stoj�cym rz�dem po obu stronach Uliczki Kr�lowej domom z podcieniami, kt�rych tynkowane fasady o �ywych kolorach wyblak�y na s�o�cu do blado�ci pasteli, staremu szaremu ko�cio�owi z kamienia, wreszcie bielonej wapnem ceglanej ruinie po budowli wzniesionej w georgia�skim stylu, mieszcz�cej gospod� "Pod Sir Francisem Drake'iem". - Tu jest bosko! - obwie�ci� nagle tonem nie znosz�cym sprzeciwu. - To najpi�kniejszy zak�tek, jaki w �yciu widzia�em! Je�li jeste� odmiennego zdania, powiniene� si� wybra� do psychiatry. Patio gospody - stary ceglany dziedziniec ocieniony dwoma gigantycznymi mahoniowcami - ci�gn�o si� wzd�u� jednego boku placu a� do samego nabrze�a. Jedynymi lud�mi przebywaj�cymi tam w danej chwili byli pa�stwo Tilsonowie. Ich wygl�d - schludnie ubrani, czerwoni, piegowaci, �yla�ci i wysuszeni - znamionowa� bia�ych, kt�rzy od dawna mieszkaj� w tropikach. Nieruchomi i milcz�cy, z rzadka tylko mrugaj�cy powiekami, przypominali jaszczurki. Siedzieli w�a�nie nad pierwszym kieliszkiem bia�ego rumu z tonikiem, a zwyczajowo wypijali trzy. Us�yszawszy zachwyty ni�szego m�czyzny, Tom Tilson zwr�ci� powoli ku �onie pobiela�� g�ow� o r�owej twarzy i powiedzia�: - Z Nowego Jorku. Obaj. Pani Tilson przytakn�a. - W listopadzie, pomy�le� tylko! Ta wyspa ma, na co zas�u�y�a! Starsi pa�stwo nie odezwali si� ju� ani s�owem, przygl�dali si� tylko przybyszom z jakim� wrogim zainteresowaniem. Do pary m�czyzn podszed� tymczasem wysoki kolorowy ch�opak w znoszonych spodniach i wystrz�pionej koszuli i zdj�� z g�owy p�aski s�omkowy kapelusz o szerokim rondzie, ozdobiony czerwonymi i ��tymi wst��kami. - Pan Pejpam? Ni�szy z m�czyzn u�miechn�� si� z wyra�n� ulg�. - Paperman. Norman Paperman. - Jesztem przewo�nik sz "Rafy Mew". Przedstawiwszy si�, ch�opak poprowadzi� obu przyjezdnych do starej ��dki o wygi�tym ku g�rze grzebieniastym dziobie i d�ugim ob�ym a p�ytkim kad�ubie gondoli, kt�ry urywa� si� jednak nieoczekiwanie, po czym ��d� przybiera�a kszta�t zwyczajnej n�dznej krypy wios�owej o kwadratowo �ci�tej rufie i twardych, nie wy�cie�anych �aweczkach. Grubas obrzuci� �w korab sceptycznym spojrzeniem. - Czy ta �ajba jest aby bezpieczna? - Jeszpieczna. Gondolier odebra� dwie walizki z r�k m�odocianego czarnego tragarza, kt�ry si� w�a�nie przywl�k� za swymi klientami. - Dok�d p�yniemy? - zapyta� Norman Paperman, wchodz�c na pok�ad �odzi. - Gdzie si� mie�ci klub? Przewo�nik wskaza� kciukiem port. - Czam. Po drugiej stronie basenu portowego, na wysoko�ci sko�nej bry�y czerwonego fortu, oddzielona od niego szerok� na kilkaset metr�w zielonkaw� p�ycizn�, widnia�a ma�a, ozdobiona pi�ropuszami palm wysepka. Pomi�dzy drzewami Paperman dojrza� zbudowany bez �adu i sk�adu bia�y budynek. M�czyzna o imieniu Lester wszed� do kar�owatej gondoli, kt�ra zanurzy�a si� o dobrych kilkana�cie centymetr�w g��biej i zako�ysa�a. Grubas zakl�� i zatrzepota� w pop�ochu r�kami. Przewo�nik doskoczy� i podtrzyma� go za �okie�, a wtedy Lester klapn�� z hukiem na �aweczk� obok swego towarzysza. - Chryste Panie, ta �ajba jest bardziej wywrotna od kajaka!... Wi�c to ten bia�y budynek? - Przewo�nik przytakn�� ruchem g�owy i napar� na wios�o. - Absurd! Dlaczego nie zbuduj� tu mostu? - Uwa�am, �e to ma sw�j urok - powiedzia� Paperman. - Ma�a przeja�d�ka �odzi�... - A niech szlag trafi takie uroki! - Lester otar� t�ust� twarz i �ys� sto�kowat� czaszk�. - Najlepszy spos�b na odstraszenie klient�w. Przewo�nik silnymi poci�gni�ciami wios�a popycha� ��d� w stron� cementowej przystani ma�ej wysepki. Spomi�dzy porastaj�cych j� palm i hibiskus�w wy�oni�a si� wysoka i barczysta kobieta z szop� pomara�czowych w�os�w na g�owie. Mia�a na sobie ��t� bluzk� i bia�e szorty. Stanowczym m�skim krokiem przeci�a szmaragdowy trawnik i po obsadzonej kwiatami �cie�ce wesz�a na molo, tu si� zatrzyma�a i pomacha�a r�k�. - Witam pan�w! Jestem Amy Ball! - zawo�a�a. - Witam na hafie. - Dzie� dobry! Czy mo�emy wyl�dowa� bez okazywania paszport�w? - odkrzykn�� Paperman. �miech pani Ball, cho� cokolwiek barytonowy, zabrzmia� ca�kiem przyjemnie. Paperman wyskoczy� z ��dki, wspar�szy si� na krzepkiej piegowatej r�ce, kt�r� poda�a mu ros�a niewiasta. Nast�pnie oboje, przy pomocy przewo�nika, pomogli wygramoli� si� z gondoli t�u�ciochowi. - To jest w�a�nie pan Lester Atlas - przedstawi� go Norman Paperman. - Pisa�em pani o nim. - Ale� tak! Jak�e si� pan miewa? - zapyta�a pani Ball i wyci�gn�a d�o� do grubasa. Paperman przestraszy� si�, �e Lester skompromituje z miejsca ich obydwu, wybuchaj�c stekiem najobrzydliwszych przekle�stw. Nonszalancka pewno�� siebie i brytyjska, oszcz�dna wymowa pani Ball - jej wargi, gdy m�wi�a, prawie si� nie wygina�y - nape�ni�y go najgorszymi obawami. Jednocze�nie powzi�� nagle podejrzenie, �e klub "Rafa Mew" jest prawdopodobnie miejscem, w kt�rym nie posta�a dot�d noga �yda. Lester Atlas uj�� d�o� pani Ball i niczym urodzony d�entelmen strzeli� obcasami i wypr�y� si� szarmancko. - Czy naprawd� jeste�my tu mile widzianymi go��mi? - Oczywi�cie! Jak�e mog�oby by� inaczej? - odpar�a przez z�by Amy Ball. - Widzi pani, po prostu nie pojmuj�, jak kto� mo�e naprawd� chcie� sprzeda� tak urocz� posiad�o��. Angielka otworzy�a ju� usta do �miechu, po czym natychmiast zacisn�a wargi. - Przyznaj�, musia�am chyba posthada� zmys�y. Ale to d�uga histohia. Na co panowie mieliby najpiehw ch��? Drzemka po podob�ocznej podh�y? �niadanko? Dhink? K�piel w morzu? - K�piel, to brzmi cudownie! - zachwyci� si� Paperman. - Zacznijmy od k�pieli. - Chcia�bym najpierw zrzuci� te ciuchy! - powiedzia� Atlas - a potem om�wi� nasze sprawy. Je�eli oczywi�cie - doda�, obdarzaj�c pani� Ball zaskakuj�co mi�ym u�miechem - nie ma pani nic przeciwko temu, �eby tak z miejsca przyst�powa� do interes�w. - Ani thoch�. To nawet bahdzo po amehyka�sku - odrzek�a. Poprowadzi�a go�ci przez trawnik do otynkowanego na bia�o domku, stoj�cego na przeciwleg�ym brzegu w�skiej wysepki. By�o tu znacznie ch�odniej; lekki wietrzyk przynosi� zapach kwiat�w. Nad �ukowato sklepionymi drzwiami wisia� sp�owia�y szyld w kszta�cie rulonu z zawini�tymi rogami, na kt�rym widnia�o tylko jedno s�owo: "Po��danie". - To jest Bia�y Domek. - Pani Ball wyj�a klucz i otworzy�a drzwi. - M�odzie�cy, kt�rzy phowadzili ten klub przede mn�, Lahy Thompson i Tony Withehs, byli, obawiam si�, thoch� zbzikowani. Przemili m�odzi ludzie, ale zupe�nie jak dzieci. Codziennie zabieham si� za zdj�cie tych idiotycznych szyld�w i jako� nie mog� si� zabha�. W momencie, gdy po�egnawszy si�, zamyka�a ju� za sob� drzwi, nadszed� gondolier. Postawi� na pod�odze obie walizki go�ci i wymkn�� si� z pokoju, zanim zd��yli mu wr�czy� napiwek. - A wi�c tak wygl�da klub "Rafa Mew". - Przekrwione oczy Atlasa przesun�y si� po wn�trzu domku. Pachnia� ple�ni� i �rodkami owadob�jczymi. Cztery du�e ��ka zas�ano czerwonymi, zmechaconymi narzutami z we�ny. Pomalowane na bia�o chropowate �ciany ozdabia�y akwarele w ramkach, przedstawiaj�ce palmy, kwiaty oraz ryby. - Ca�kiem pojemne domki, trzeba przyzna�. W sezonie ka�dy pomie�ci bez trudu dwie rodziny. - Tr�ci� zsuni�te pod �cian� czerwone harmonijkowe przepierzenie z plastiku, po czym rzuci� na ��ko marynark�, porwa� walizk� i wszed� do �azienki. - Musz� natychmiast wzi�� prysznic. Cuchn� jak �cierka do pod�ogi. Oszo�omiony zm�czeniem i podnieceniem, Paperman otworzy� swoj� walizk� i poci�gn�� prosto z butelki �yk szkockiej. Nie lubi� w ten spos�b pi�, nie mia� takiego zwyczaju, ale nic tak nie �agodzi�o ko�atania serca jak odrobina alkoholu. By� ca�kiem wyko�czony po ca�onocnej podr�y trz�s�cym jak dyli�ans samolotem w towarzystwie Atlasa, kt�ry przez ca�� drog� na Amerigo ��opa� dla ukojenia nerw�w bourbona z papierowych kubk�w - najpierw na pok�adzie wielkiej maszyny lec�cej do San Juan, potem ma�ego aerobusu, kursuj�cego pomi�dzy wyspami. Paperman od pocz�tku podr�y nie wiedzia�, gdzie oczy podzia� ze wstydu. Atlas zwymy�la� kasjer�w na lotnisku Idlewild, potem nawrzeszcza� na baga�owego, ka��c mu pr�dzej rusza� dup� (w chwil� p�niej u�mierzy� gniew ura�onego pracownika banknotem pi�ciodolarowym), a potem uparcie czyni� spro�ne propozycje stewardesie, ilekro� obok niego przechodzi�a. Ponadto wykonywa� z lubo�ci� nieprzystojne gesty pod adresem rozko�ysanego ty�eczka biednej dziewczyny, puszczaj�c przy tym oko do przera�onej siwow�osej damy, siedz�cej w s�siednim rz�dzie foteli, i rycz�c na ca�e gard�o: "Con permisso! Ha, ha, ha!" Ledwie zgas� napis nakazuj�cy zapi�cie pas�w, zacz�� si� szwenda� po ca�ym samolocie, zagadywa� do pasa�er�w, cz�stowa� ich whisky i zanosi� si� chrapliwym �miechem, wyrykuj�c co chwila swoje "Con permisso! Con permisso!". Portem docelowym samolotu by�a Wenezuela, podr�owa�o nim wielu Amerykan�w latynoskiego pochodzenia, Atlas uzna� wi�c cz�ste wykrzykiwanie hiszpa�skiego zwrotu, z dodatkiem charkotliwego "s" w s�owie "permisso", za znakomity �art. Paperman by� cz�owiekiem wra�liwym, szczyci� si� swoimi dobrymi manierami i gustem co do ubioru. Wszystko, do czego doszed� w �yciu, zawdzi�cza� wy��cznie samemu sobie. Maj�c pi�tna�cie lat uciek� z rodzinnego domu, typowego gniazda klasy �redniej (jego rodzice prowadzili sklep meblowy w Hartford w stanie Connecticut). Obecnie pracowa� jako agent prasowy na Broadwayu, do tego mia� paru klient�w z przemys�u. Dok�ada� wszelkich stara�, by nie upodobni� si� do �adnego z typowych dla show businessu typ�w: chama, pozera lub plotkarza. R�wnie odra�aj�cy wydawali mu si� nieokrzesani przedsi�biorcy z gatunku Atlasa. Okre�lenie "buc" nale�a�o w jego kr�gu towarzyskim do najci�szych obelg. Podr�owanie w towarzystwie takiego prostackiego, wrzaskliwego, sko�czonego buca jak Lester Atlas stanowi�o wi�c dla Normana Papermana nader bolesne do�wiadczenie. Do grona jego przyjaci� nale�eli pisarze, aktorzy, dziennikarze, ludzie z telewizji, w og�le "wielki �wiat". Wielu z nich osi�gn�o status prawdziwych znakomito�ci. W takim towarzystwie sp�dza� wi�kszo�� wieczor�w, przesiaduj�c w r�nych restauracjach na Broadwa�yu, popijaj�c kaw�, pal�c papierosy i prowadz�c b�yskotliwe rozmowy. W kr�gu znajomych Papermana przywi�zywano ogromn� wag� do odpowiednich stroj�w i w�a�ciwych lektur. Prawd� m�wi�c, Paperman i ludzie z jego otoczenia starali si� robi� - opr�cz �ci�le zawodowej - drug�, odr�bn� karier�, kt�rej warunkiem by�o nienoszenie, niem�wienie i nieczynienie niczego, czego nosi�, m�wi� i robi� nie wypada. Nie by�o to wcale �atwe. W Nowym Jorku moda, dyktuj�ca co wypada nosi�, czyta�, my�le� b�d� m�wi�, pochwala� lub gani�, nieustannie si� zmienia. Bywa, �e nieprzeczytanie cho�by jednego numeru tego czy innego opiniotw�rczego czasopisma poci�ga za sob� op�akane skutki. Lekarze skar�� si� na liczb� periodyk�w, kt�re musz� przeczyta�, chc�c nad��a� za post�pem wiedzy medycznej, jednak�e ich wysi�ek nale�y uzna� za wr�cz znikomy w por�wnaniu z mozo�em, jakiego wymaga utrzymanie statusu nowojorczyka na poziomie - takiego jak Norman Paperman. Trud z tym zwi�zany nale�a� zreszt� do g��wnych powod�w, dla kt�rych Paperman znalaz� si� w Indiach Zachodnich; swe starania o utrzymanie si� na tak wysokim piedestale przyp�aci� bowiem zdrowiem. 3 W jakie� p� godziny po przyje�dzie Norman Paperman omal nie uton��. W�o�ywszy po raz pierwszy w �yciu p�etwy i mask�, zachwyca� si� podwodnym pi�knem rafy. Podziwia� skubi�c� r�owe korale papugoryb�, faluj�ce delikatnie fioletowe wachlarzyki ma�ych rybek, ka�amarnic� o tragicznych, ludzkich oczach, osadzonych w ma�ym galaretowatym ciele, kt�ra, gdy si� zbli�y�, oddali�a si� susem odrzutowca, a nawet po�yskliw�, czyst�, r�ow� barw� w�asnych r�k i n�g powi�kszonych przez wodne pryzmaty. Przej�ty zachwytem goni� w�a�nie wzd�u� gigantycznych, pobru�d�onych niczym m�zg koralowych p�kul fioletow� rybk� podobn� do zwiewnej chmurki, kiedy w pewnej chwili przekr�ci� nieostro�nie g�ow�, fajka wy�lizn�a si� z obsady i maska nape�ni�a si� wod�. Zanim j� zerwa�, nawdycha� si� przez nos i na�yka� ciep�ej, piekielnie s�onej cieczy. Kaszl�c i krztusz�c si� z�apa� ton�c� fajk� i spr�bowa� wetkn�� j� z powrotem w mask�, odnotowuj�c przy okazji, �e odp�yn�� zbyt daleko od brzegu. P�ywakiem co prawda by� dobrym, k�opot polega� jednak na tym, �e od czasu ataku serca �atwo traci� oddech, poza tym nie s�u�y�y mu gwa�towne ruchy, nadmierny wysi�ek i miotanie si� bez opami�tania. Naprawi� mask�, w�o�y� j� niezgrabnie - i ponownie wci�gn�� w p�uca haust ciep�ej wody. D�awi�c si� i parskaj�c zdar� mask�, nie na �arty ju� wystraszony, stwierdzi� bowiem, �e nie mo�e g��biej zaczerpn�� powietrza, a paniczne ruchy nie s� w stanie utrzyma� jego g�owy nad powierzchni�. Poszed� pod wod�; po chwili wynurzy� si� znowu i mdlej�cym g�osem wykrztusi�: - Na pomoc! Wpatruj�c si� w pasek pla�y, kt�ra wyda�a mu si� odleg�a o ca�e kilometry, kopa� wod� nogami, rozchlapywa� r�kami i... gmera� si� wci�� w tym samym miejscu. "Psiakrew, co za krety�ska �mier�", przemkn�o mu przez g�ow�. Pomy�la� o �onie i c�rce oraz o tym, jak sko�czonym trzeba by� idiot�, �eby przyjecha� na wysp�, oddalon� o pi�� tysi�cy kilometr�w od Nowego Jorku, uton�� i przepa�� w morskiej otch�ani jak dziurawa puszka po piwie. Serce wali�o mu jak oszala�e. Raptem czyja� silna d�o� chwyci�a go za �okie�. - Ju� dobrze. Tylko spokojnie! Paperman ujrza� przed sob� nadzian� na ostrze harpuna wielk� czerwon� i krwawi�c� ryb�. Osobnik dzier��cy kusz� mia� g�ste, czarne, k�dzierzawe w�osy, ociekaj�ce teraz wod�. Twarz zakrywa�a mu gumowa, ��ta maska p�etwonurka, opatrzona rur� do oddychania. - Niech si� pan po�o�y na plecach i unosi swobodnie - powiedzia� spokojnym i sympatycznym m�odzie�czym g�osem. Cz�� sup��w w mi�niach Papermana rozlu�ni�a si�; pos�usznie us�ucha� rozkazu. Wybawca pu�ci� jego �okie� i uj�� go pod brod�. - W porz�dku? Paperman zdo�a� kiwn�� g�ow�, prze�amuj�c op�r podtrzymuj�cej mu szcz�k� mocnej d�oni. P�etwonurek doholowa� go do brzegu, uwolni� jednak niedosz�ego topielca jeszcze na g��bokiej wodzie, tak �e Paperman m�g� si� odwr�ci� na brzuch i przep�yn�� o w�asnych si�ach kilkadziesi�t ostatnich metr�w. Zerkn�wszy z obaw� w stron� hotelowego tarasu dojrza� Atlasa, pogr��onego w rozmowie z pani� Ball i jakimi� dwoma Murzynami. Najwyra�niej nikt nie zauwa�y� jego rozpaczliwej chlapaniny ani p�niejszego ocalenia. P�etwonurek stan�� na p�yci�nie i podni�s� mask� na czo�o, ods�aniaj�c poci�g��, opalon� twarz, wydatny garbaty nos, figlarne piwne oczy i m�ski, szeroki u�miech. Machn�wszy w stron� Papermana nabit� na ostrze czerwon� ryb� z wyba�uszonymi oczami, zawo�a�: - My�li pan, �e wystarczy dla dwojga? To m�j obiad. - Powiedzia�bym, �e nawet dla czworga. - Z�udzenie! Gdy si� tej bestii obetnie �eb i ogon, niewiele zostaje. Jest natomiast niew�tpliwie �wie�a. S�dz�, �e dla dwojga jednak starczy. Jedwabisty i gor�cy piasek pod stopami wyda� si� Papermanowi nies�ychanie go�cinny, przytulny i przyjazny. - Dla pana i kogo jeszcze? - zapyta�, nawi�zuj�c rozmow� g��wnie po to, by pokry� zmieszanie. W u�miechu m�odzie�ca pojawi� si� odcie� lubie�no�ci. - No wie pan... jednej laluni. Jego wymowa wskazywa�a nieomylnie, �e pochodzi� z Nowego Jorku b�d� Jersey. - No c�, dzi�kuj�, �e mnie pan wy�owi�. P�etwonurek poklepa� si� po �ebrach. By� szczup�y, wzrostu Papermana. Spod postronk�w mi�ni i miedzianej sk�ry stercza�y guzy ko�ci. - Zmarz�em jak licho. Zamierzam si� poratowa� lecznicz� dawk� whisky. Co pan na to? Wskaza� taras klubu. - Bardzo ch�tnie. - Paperman wci�� jeszcze dr�a� po spotkaniu oko w oko ze �mierci�. Wyci�gn�li si� na pla�y na drewnianych le�akach. Nagrzane s�o�cem szorstkie, czerwone poduszki podzia�a�y na Papermana koj�co niczym poduszki elektryczne. - Chyba zg�upia�em na staro�� - powiedzia�. - Dopiero co przyjecha�em, w samolocie przez ca�� noc nie zmru�y�em oka, nigdy nie nurkowa�em z fajk�, szwankuje mi ostatnio zdrowie, mimo to hajda na morze, bawi� si� w cz�owieka-�ab�! Jego wybawca powiesi� mask� na oparciu le�aka. Pier�cionki mokrych czarnych w�os�w opad�y mu na czo�o. - Czyli we mnie, bo ja jestem w�a�nie cz�owiekiem-�ab�. Paperman obrzuci� go podejrzliwym spojrzeniem. Jak ka�dy nowojorczyk ba� si� wyj�� na durnia. - Naprawd�? A gdzie� to, w marynarce czy innej formacji? - W DSP, czyli w dru�ynie saper�w podwodnych. Trenujemy na tym akwenie. - Jest pan oficerem marynarki wojennej? - Tylko skromnym szeregowcem. P�ywak zapali� papierosa, wyj�tego z kieszeni wisz�cej na le�aku zielonej koszuli, i opowiedzia� swoj� niezwyk�� histori�. W roku tysi�c dziewi��set czterdziestym �smym, maj�c zaledwie lat siedemna�cie, wst�pi� ochotniczo do armii izraelskiej, ku przera�eniu swoich ameryka�skich rodzic�w, kt�rzy do Palestyny przyjechali w interesach. W nast�pstwie tego kroku straci� obywatelstwo ameryka�skie. Potem studiowa� w Anglii technik� lotnicz�, z my�l� o pracy w liniach "El Al". Obecnie odbywa� s�u�b� w marynarce, aby w ten spos�b odzyska� utracone obywatelstwo. - Izrael to wspania�y kraj, przekona�em si� jednak poniewczasie, �e z m�odzie�czej g�upoty paln��em g�upstwo - wyzna�. - Z duszy serca jestem ju� Amerykaninem. Chc� odzyska� zielony paszport, kt�ry niebacznie straci�em. Na szcz�cie marynarka potrzebuje w dzisiejszych czasach wiele dru�yn saper�w podwodnych. Podszed� barman, opalony na czekoladowo blondas. Chodzi� boso, mia� b��kitne jak l�d oczy i pot�ne bary. U prawej d�oni brakowa�o mu dw�ch palc�w. P�etwonurek wzi�� od niego p�kat� szklank� z ciemn� whisky i kostkami lodu i wskaza� na martw� ryb�. - Jak s�dzisz, Thor, czy Sheila mog�aby mi j� na poczekaniu oczy�ci�? - Chcesz tu d�ysz jeszcz? Ja bym zapyta� pyrf Amy. Gubernador wydaje d�ysz przyj�cze, boje sze, �e mamy kompled. - Dobra. Mimo to wrzu� j� z �aski swojej do lodu. Barman skin�� g�ow�, zgrabnie zdj�� ryb� z harpuna i odszed�. Paperman s�czy� whisky i czu� si� z ka�d� chwil� lepiej. G��wn� pla�� Rafy Mew stanowi�a zakrzywiona po�a� czystego bielutkiego piasku, wzd�u� kt�rej ros�y palmy i s�kate drzewa o okr�g�ych li�ciach, zwane "morskimi winogronami". Paperman leniwie przesypywa� w d�oni ciep�y jedwabisty piasek, rozkoszuj�c si� jego �askotaniem. Jeszcze nigdy nie widzia� oceanu r�wnie spokojnego; �nie�nobia�e ob�oki odbija�y si� w niemal g�adkiej wodnej tafli jak w zwierciadle. Na prawo od niego ci�gn�� si� z p�nocy na po�udnie strz�piasty zielony garb wi�kszej wyspy, okraszony �mia�� karminow� plam� fortu przy samym brzegu morza. Od portu na zbocza trzech kopiastych wzg�rz wspina�y si� bia�e domy o czerwonych dachach. - Banalny obrazek - o�wiadczy� Paperman i przeci�gn�� si� ziewaj�c. - Amerigo? Boskie marzenie! By�em we W�oszech, na po�udniu Francji, w Tangerze, gdzie tylko pan chce, ale uwa�am, �e jest to chyba najpi�kniejsze miejsce na ziemi. - Jednak dziwne - zauwa�y� Paperman. - Dlaczego? - Niech pan we�mie cho�by tego barmana. Nigdy w �yciu podobnego nie widzia�em. Wygl�da jak czwarta czy pi�ta kinowa wersja Tarzana. - Thor w�a�ciwie nie jest barmanem. Przep�yn�� samotnie na �agl�wce ocean. To duch nieujarzmiony, Szwed. - Dlaczego stoi za barem? - Odk�ada na nowy jacht. Poprzedni rozbi� na rafie w Zatoce Pitta. Paperman waha� si� przez chwil�, po czym powiedzia�: - Zamierzam kupi� ten klub. M�ody cz�owiek podni�s� g�ow�, a w jego opalonej na br�z twarzy b�ysn�y bia�e, niezbyt r�wne z�by. - Naprawd�? Wi�c "Rafa Mew" jest na sprzeda�? - Przed trzema tygodniami ukaza�o si� og�oszenie w "New Yorkerze". - Ach tak? W "New Yorkerze"... - Nie czytuje pan? - Owszem, je�li wpadnie mi w r�ce. Dociera tutaj z sze�cio_ albo siedmiotygodniowym op�nieniem. Ta ostatnia wiadomo�� nieprzyjemnie zaskoczy�a Papermana. Mia� zwyczaj rzuca� si� na "New Yorkera" w godzin� po dostarczeniu tygodnika do jego ulubionego kiosku na rogu �smej Alei i Pi��dziesi�tej Si�dmej Ulicy. Tak samo �apczywie rzuca� si� ka�dego wieczoru na nowojorskie wydanie "Timesa", ledwo pojawi�o si� w ulicznych punktach sprzeda�y; kupowa� te� wszystkie bez wyj�tku wieczorne i poranne gazety, cho� przynosi�y te same nowiny, r�ni�c si� jednym co najwy�ej nag��wkiem i to tylko po to - �wietnie o tym wiedzia� - by tytu� lepiej si� sprzedawa�o. Mo�na by go �mia�o nazwa� uzale�nionym od prasy codziennej. Nigdy dot�d nie posta�a mu nawet w g�owie my�l, �e "New Yorker" mo�e nie by� natychmiast osi�galny na ca�ym �wiecie - w najgorszym razie z parodniowym op�nieniem, ale to ju� na ostatnich przystankach najd�u�szych linii lotniczych. - Mo�na sprowadza� pras� poczt� lotnicz� - zauwa�y�. - Za dolara od egzemplarza, skromnie licz�c? A po co? Paperman wzruszy� tylko ramionami. Pytanie zdradza�o wyra�nie kategori� mentaln� p�etwonurka: buc. - Co pan s�dzi o tym klubie? - zapyta�, by zmieni� temat. - Chodzi mi o jego warto�� jako inwestycji. - Nie znam si� na inwestycjach. Dziwi� si� tylko troch�, �e Amy go sprzedaje. Inna rzecz, �e to bardzo zgodne z panuj�cym tutaj duchem. - Usiad� zgarbiony, skrzy�owawszy po turecku nogi. - Trudni si� pan w Stanach hotelarstwem? - Nie. Paperman przedstawi� pokr�tce cz�owiekowi-�abie sw�j �yciorys, opowiedzia� o niedawnym ataku serca, o ci�kiej depresji, w jak� p�niej popad�, wreszcie o swym rozczarowaniu Manhattanem. Wyg�osi� filipik� przeciw rosn�cym w zawrotnym tempie cenom, przeciw coraz g�stszym t�umom, przeciw brudowi, paskudnej pogodzie, marnemu i niewydolnemu transportowi, nasilaj�cemu si� bandytyzmowi, korupcji polityk�w, przeciw powstaj�cym jak grzyby po deszczu drapaczom chmur, owemu prostopad�o�ciennemu obrzydliwstwu ze stali i szk�a, przeciw potwornemu �ciskowi w nielicznych co lepszych restauracjach, przeciw fatalnemu pogorszeniu si� obs�ugi nawet w luksusowych hotelach, przeciw paskarskim cenom bilet�w na przebojowe przedstawienia i banalno�ci tych gwo�dzi sezonu, wreszcie przeciwko niewyobra�alnie nu��cej monotonii �ycia w Nowym Jorku w og�le, a �ycia takiego drobnego paso�yta jak agent prasowy w szczeg�lno�ci. Paperman, nie oszcz�dzaj�c miasta, nie oszcz�dzi� i samego siebie. Otarcie si� o �mier� pokaza�o mu, kr�tko m�wi�c, �e pora podj�� ostatni� pr�b� znalezienia lepszej drogi �ycia. Odk�d przeczyta� to og�oszenie o sprzeda�y klubu "Rafa Mew", nie zazna� chwili spokoju, nie m�g� spa� po nocach, my�le� o niczym innym - i oto tu jest. - I powiem panu co� jeszcze - doda�. - Nie mia�em nawet poj�cia, jak� odraz� nape�nia mnie moje dotychczasowe �ycie, dop�ki dzi� rano nie przyby�em tutaj. Przyjazd na t� wysp� to dla mnie co� w rodzaju powt�rnych narodzin. Co� jak odroczenie wykonania kary �mierci. - U�miechn�� si� z lekkim zak�opotaniem. - Niemal jak odkrycie Boga... M�ody cz�owiek przys�uchiwa� si� tym wynurzeniom z krzywym u�mieszkiem, przytakuj�c od czasu do czasu. - No c�, zgadzam si� z panem w ca�ej pe�ni co do Nowego Jorku, jednak przyjazd tutaj to ogromny przeskok... - I o to w�a�nie chodzi! - podchwyci� z zapa�em Paperman. - Zmiana radykalna jak ci�cie toporem. Obawiam si�, �e my�li pan sobie o mnie to samo, co moja �ona, to znaczy, �e upad�em na g�ow�. P�etwonurek roze�mia� si� i wsta� z le�aka. - Nic podobnego! Mieszka� w takim miejscu, i to jako szef, w�a�ciciel tego wszystkiego - zatoczy� r�k� woko�o, obejmuj�c tym gestem pla�� oraz hotel - przez trzysta sze��dziesi�t pi�� dni w roku? To� to istny raj, je�li cz�owieka na co� takiego sta�. Nasza jednostka odlatuje na p�noc dopiero w marcu, a trzech ch�opak�w ju� teraz postanowi�o si� sp�ni� na samolot. Podni�s� mask� i kusz�. - Dzi�ki za drinka - powiedzia� Paperman. - Prosz� mi da� szans� do rewan�u dzi� wieczorem. Zapraszam r�wnie� laluni�. - Byczo! Bob Cohn. - Norman Paperman. - A wi�c jeste�my um�wieni. Spotkajmy si� oko�o si�dmej w barze. Pos�uchaj jeszcze dobrej rady, Norman, i nie wyp�ywaj samotnie na g��bok� wod�. Na morzu regu�a bezpiecze�stwa numer jeden. - Ty te� p�ywa�e� sam... Cohn w�o�y� zielon� koszul� z szar� naszywk� skoczka spadochronowego na kieszonce na piersi. - S�uchaj, co m�wi�, a nie patrz, co robi�. Regu�a numer jeden dowodzenia w marynarce. U�miechn�� si� sympatycznie i z kusz� w r�ku ruszy� biegiem przez pla��. 4 Wchodz�c do baru po betonowych, pomalowanych na czerwono schodach, Paperman ju� z daleka us�ysza� g�os Atlasa. - Po prostu mam zwyczaj wali� ludziom prawd� w oczy - przechwala� si� grubas. - Nie robi� nic innego, m�wi� im tylko prawd� o stanie ich interes�w. Papermanowi �cierp�a sk�ra. Bo�e, zn�w ten stary numer "Time'a" z Eisenhowerem na ok�adce! Jacy� dwaj Murzyni w granatowych garniturach, siedz�c w niskich drewnianych fotelikach, wlepiali oczy w tekst artyku�u. Lester Atlas, ze szklank� piwa w jednej pulchnej d�oni i cygarem kszta�tu torpedy w drugiej, siedzia� rozparty na podobnym fotelu. Bia�e, ow�osione nogi rozstawi� szeroko, opas�e brzuszysko sp�ywa�o mu na kolana, na mi�sistym nosie tkwi�y binokle pince-nez. Jego str�j tropikalny sk�ada� si� z pomara�czowej koszuli w szkar�atno-zielone arbuzy, kremowych p��ciennych szort�w - o wiele za kr�tkich, tote� wygl�da�y jak wystaj�ca spod koszuli bielizna - br�zowych p�but�w i czarnych bawe�nianych, opadaj�cych skarpetek. - Halo! - Pani Ball pomacha�a szklank� piwa z kwadratowej sofy dla dw�ch os�b, na kt�rej siedzia�a z podwini�tymi nogami w pozie zanadto kociej jak na kobiet� tak okaza�ej postury. - Haczymy si� w�a�nie dhugim �niadankiem. Phosz� si� do nas przy��czy�. - Jestem ca�y zapiaszczony i s�ony. Wezm� najpierw prysznic. - Nonsens! Thoh, podaj panu piwo. Jak tam p�ywanko? Dlaczego nas pan nie uprzedzi�, �e pa�ski pahtneh to taka wybitna figuha? - Och, po prostu lubi� r�ba� ludziom prawd� prosto z mostu - u�ci�li� rozpromieniony Atlas. Paperman uzna�, �e pani Ball kpi sobie w �ywe oczy. W artykule "Time'a" przypuszczono ostry atak na osobnik�w okradaj�cych sp�ki akcyjne. Lester wypad� chyba najgorzej spo�r�d dziewi�tki cwaniak�w, kt�rych chytre, brutalne g�by okala�y wianuszkiem tekst. Dla Lestera Atlasa liczy�o si� jednak tylko to, �e jego podobizna ukaza�a si� w pi�mie o og�lnokrajowym zasi�gu. W swoim biurze trzyma� oprawny w sk�r� egzemplarz tygodnika, drugi podobny przechowywa� w domu, ponadto mia� ca�y stos zapasowych egzemplarzy, kt�re spo�ytkowywa� na przechwa�ki przed ignorantami. - Przedstawiam panu Walteha Llewellyna, panie Papehman, phezesa naszego banku - odezwa�a si� pani Ball niemal nie otwieraj�c ust. - A to pan Neville Wills, m�j ksi�gowy. Obaj Murzyni wypr�yli si� na baczno��. Paperman poda� obu r�k� i do�wiadczy� omdla�ego niepewnego u�cisku d�oni mieszka�ca Indii Zachodnich. Bankier by� drobnym, siwow�osym m�czyzn� o okr�g�ej twarzy, ksi�gowy - pulchnym m�odzie�cem, kt�rego nie�mia�y u�miech pob�yskiwa� kilkoma z�otymi z�bami. Sk�r� mieli obaj ca�kiem czarn�; bankier, mo�e z powodu swych siwych w�os�w, sprawia� wr�cz wra�enie hebanowego. - Norm, opowiadam w�a�nie Amy i panom, �e jedynym towarem, jakim obracam, jest szczero��. �eby da� ci o tym jakie� wyobra�enie, Amy, przypu��my, �e mamy korporacj� iks... Paperman opad� z rezygnacj� na krzes�o. Lester nie nale�a� do ludzi, kt�rzy pozwalaj� si� odwie�� od tematu. Norman musia� wi�c wys�ucha� po raz kolejny tej samej nudnej opowiastki. Korporacja iks robi�a pieni�dze produkuj�c gumowe pasy i opony, ale traci�a je nast�pnie w przedsi�biorstwie filialnym, wyrabiaj�cym baty do ko�skich zaprz�g�w. Lester Atlas zosta� akcjonariuszem sp�ki. Zbada� finanse korporacji iks, odkry� prawd� i og�osi� j� wszem i wobec na zebraniu rady nadzorczej. Nale�a�oby si� pozby� fabryki bat�w, o�wiadczy�, zainkasowa� grubsz� got�wk� za sam budynek i grunt, skupi� si� na wytwarzaniu produkt�w ciesz�cych si� wielkim popytem, a potem podzieli� krociowymi dywidendami. Niestety, cz�onkowie rodzinnego zarz�du, stetrycza�e niedo��gi, wyst�pili przeciwko niemu, �ywili bowiem sentyment do produkcji owych bat�w do ko�skich zaprz�g�w. Nazwali go grabie�c� o wilczym apetycie i wyprosili za drzwi. Dopiero wtedy, nie wcze�niej, Lester Atlas uda� si� do pozosta�ych akcjonariuszy i objawi� im prawd�. Akcjonariusze podj�li legaln� walk�, usun�li cz�onk�w dotychczasowego zarz�du i wybrali now� rad� nadzorcz�. Nowa rada sprzeda�a budynek fabryki bat�w i doprowadzi�a do tego, �e korporacja zacz�a przynosi� bajo�skie zyski. - No i widzisz, Amy, ci ludzie oferuj� mi teraz co jaki� czas stanowisko cz�onka, a nawet przewodnicz�cego rady z czystej wdzi�czno�ci za ukazanie im prawdy. No c�, gdybym m�g�, przyj��bym ich propozycj�, ale jestem cz�owiekiem zapracowanym, wi�c moj� jak zwykle jedyn� nagrod� pozostanie satysfakcja, �e po raz kolejny ocali�em chor� sp�k�, ods�aniaj�c prawd� o stanie jej finans�w. Niczym innym si� w gruncie rzeczy nie zajmuj�. To moje jedyne zadanie. Je�eli czyni mnie to grabie�c�, prosz� bardzo, szczyc� si� tym! - So do mnie uwazam - przem�wi� bankier - ze oddaje pan nieocenion� sys�ug� dobru publicnemu, panie Ot-los. G�os mia� ciep�y, melodyjny i akcentowa� ostatnie sylaby wyraz�w w spos�b, kt�ry od dawna bawi� Papermana, gdy s�ucha� p�yt z nagraniami piosenek Calypso. Norman nie potrafi� zrozumie�, jak Lester ma czelno�� powtarza� do znudzenia t� sam� prostack� bajeczk�, kiedy w tym samym numerze "Time'a", z kt�rym si� tak obnosi�, opisano jego prawdziwe metody dzia�ania. Lester sta� si� na przyk�ad ostatnio wsp�w�a�cicielem pewnej fabryki mebli z po�udnia Stan�w, od lat - to prawda - fatalnie zarz�dzanej. W za�artej walce gie�dowej zdoby� pakiet kontrolny, po czym sprzeda� budynki i lasy i wycofa� si� z kapita�em ponad miliona dolar�w got�wk�. Rodzina w�a�ciciela r�wnie� na tej operacji zarobi�a, ale sama sp�ka popad�a w ruin�. Oko�o czterystu os�b straci�o prac�. "Time" cytowa� komentarz Lestera: "Dobi�em tylko co�, co i tak by�o skazane na zag�ad�. Te stare pryki zarz�dzaj�ce firm� mog�y zosta� bankrutami, a wyjecha�y z nabitymi portfelami do Palm Beach. Wy�wiadczy�em im chyba przys�ug�, czy nie?". Na pytanie o czterystu zwolnionych pracownik�w, odpowiedzia�: "Ci ludzie byli w�a�ciwie na garnuszku pa�stwa. Produkowali drogo kiepskie meble na rozlatuj�cych si� maszynach. Kiedy usuniesz darmozjad�w z rz�dowej listy p�ac, zostajesz bohaterem. Kiedy zrobisz to samo w przemy�le, okrzykn� ci� grabie�c�". Opisuj�c boje Lestera na gie�dzie autor artyku�u w "Time'ie" nakre�li� portret spekulanta, kt�ry nie cofa si� przed �adnymi metodami, wyj�wszy mo�e tylko przest�pstwa kryminalne. Pos�uguje si� bez skrupu��w �ap�wkami, pochlebstwem, gro�b�, potrafi zacisn�� na szyi konkurenta p�tl� finansow�, podsun�� panienk�, a nawet uciec si� do r�koczyn�w - gdy kiedy� adwokat strony przeciwnej obrazi� go s�ownie podczas jakiego� burzliwego spotkania, Lester go po prostu znokautowa�. Trudno by�o jednak dostrzec jakie� oznaki tej bezwzgl�dnej brutalno�ci w poczciwym t�u�ciochu, kt�ry siedz�c teraz w binoklach pince-nez, koszuli w arbuzy i kremowych gatkach, ciep�ym tonem - jaki Lester potrafi� w razie potrzeby przybiera� - opowiada� o swym umiarkowanie altruistycznym usposobieniu. Ta cukrzona chytro�� po��czona z cielesn� pow�ok� jurnego goryla przydawa�a w podobnych momentach Lesterowi Atlasowi pewnego swoistego prostackiego wdzi�ku. - To jest absolutnie fascynuj�ce, co pan nam tu opowiada - oznajmi�a pani Ball. - A mo�e odkhy�by nam pan h�wnie� phawd� o naszym klubie? Paperman odchrz�kn��, zaniepokojony. - Czy nie przynosi dochod�w? - Ale� przynosi! - Pani Ball wskaza�a s��nistym palcem o d�ugim pomara�czowym paznokciu stos ksi�g i zestawie� rachunkowych w niebieskich ok�adkach, pi�trz�cy si� na stole. - Powinien jednak przynosi� doch�d znacznie wi�kszy. Poj�cia nie mam, czemu nie przynosi. - Przyjrza�em si� tym liczbom - o�wiadczy� Atlas - i mia�bym do pa�stwa kilka pyta�. - Ale� oczywi�cie! Neville i Walteh s� tu w�a�nie po to, by wyja�ni� wszystkie pa�skie w�tpliwo�ci. Co powiedziawszy, pani Ball wskaza�a barmanowi swoj� pust� szklank�. Thor dola� jej piwa i wr�ci� do drzemki na barowym sto�ku. Nosi� podarte szorty koloru khaki i wystrz�pion� niebiesk� koszul�, spran� niemal do szaro�ci. W jego uchu l�ni� z�oty kolczyk. Paperman postanowi�, �e je�li kupi hotel, zatrzyma tego o�miopalczastego barmana. Zmieni� zdanie i uzna�, �e klub "Rafa Mew" nie potrzebuje modernizacji. By� co prawda nieco podniszczony, ale by� mo�e - wzorem niekt�rych najlepszych hoteli w Anglii czy w Pary�u - nale�a�o go w takim w�a�nie stanie zachowa�. Troch� zaniedbany wygl�d dodaje czasem szyku. �w podobny do pirata, drzemi�cy na sto�ku barman przydawa� lokalowi kolorytu. Bar ozdabia�y sieci, wielkie wachlarzowate korale - pomalowane na bia�o, lecz z lekka ju� poszarza�e - zielone bojki rybackie z dmuchanego szk�a, zakurzone konchy i zblak�e koralowe polipy. Na murowanej �cianie jaki� malarz-amator wymalowa� wizerunki r�nych ryb. Dachu z blachy falistej nie przes�ania�o nic pr�cz kilku uschni�tych palmowych li�ci. Czerwony ja�min zapuszcza� do �rodka ga��zie usiane gwiazdkami r�owych kwiat�w i ka�dy powiew wiatru przynosi� bukiety aromatycznych woni. Miejsce by�o niew�tpliwie prymitywne, a jednak? - jak oceni� Paperman - swojskie i przytulne. Atlas wypytywa� pani� Ball i obu Murzyn�w o list� p�ac, wysoko�� podatk�w, ceny w sezonie i poza sezonem. - Powiedz no mi, Amy - zagadn�� w pewnej chwili obcesowo, zapalaj�c kolejne cygaro - czym wy tutaj handlujecie? Angielka sprawia�a wra�enie sp�oszonej. - No jak�e... podajemy oczywi�cie dhinki, jedzenie... Ph�bowali�my sprzedawa� bi�utehi� z kohalu, ale... Atlas pokr�ci� przecz�co g�ow�. - Handlujecie snem. - Snem?? G�os pani Ball wzni�s� si� o dwie oktawy. - W�a�nie. Jak mo�esz zarabia� grubsz� fors�, skoro nawet nie wiesz, czym handlujesz? Ludziska zje�d�aj� tu zim�, �eby si� troch� ogrza�. W nocy musz� si� gdzie� po�o�y�. Bar i jadalnia to tylko dodatki. Waszym prawdziwym towarem s� ��ka. ��ka do spania. Na tym robicie pieni�dze. - Dwoma t�ustymi paluchami, mi�dzy kt�rymi trzyma� cygaro, postuka� w ksi�gi rachunkowe. - Z tych ksi�g wynika jasno, �e sprzedajecie za ma�o snu. Jaki� tuzin ��ek wi�cej i interes powinien rozkwitn��. - Odstawi� zamaszy�cie szklank� i d�wign�� si� z fotela. - Chod�my! Lester potrafi� narzuca� swoj� wol�. Pani Ball i obaj Murzyni pos�usznie wstali, podni�s� si� tak�e Paperman. Barman przekrzywi� opuszczon� na rami� g�ow� i otworzy� jedno lodowato niebieskie oko. - Och, ju� nie haz hozmawia�am o wybudowaniu nowych domk�w - zapewni�a pani Ball. - Miejsca mamy dosy�, ale... - Wybudowaniu? Tutaj? - Atlas zmru�y� oczy i spojrza� na bankiera. - Taka inwestycja kosztowa�aby obecnie w Stanach jakie� osiemdziesi�t dolar�w za metr kwadratowy. A ile tutaj? Wykonawcy obiecuj� ci si� zmie�ci� w jakich� stu czterdziestu tysi�cach, zgadza si�? Summa sumarum zap�aci�aby� za to od stu osiemdziesi�ciu do dwustu z groszami, w zale�no�ci od tego, jak wielkimi okazaliby si� naci�gaczami. Murzyni wymienili zdumione spojrzenia, po czym ksi�gowy zani�s� si� szczerym, ha�a�liwym �miechem. Odrzuciwszy w ty� g�ow�, klepa� si� po udach i chwia� jak pijany, obna�aj�c w u�miechu z�ote z�by i czerwone dzi�s�a. - Plafta, jak mi B�k mi�y! Plafta! Tyle by to fa�nie wynios�o. Bankier zachowa� godniejsz� postaw�, ale i on si� �mia�. - Panie Ot-los, pan juz robi� interesy na Karai-bach? Atlas odchrz�kn�� i wsadzi� cygaro do ust. - Mam po prostu zwyczaj r�ba� prawd� prosto z mostu. Zobaczmy, czy nie uda�oby si� gdzie� wcisn�� dodatkowych dziesi�ciu ��ek. Kiedy przechodzili przez hol, Norman dostrzeg� dwie dziewczyny, kt�re w ciemnym pokoju, zastawionym karcianymi stolikami, odbija�y pi�eczk� pingpongow�. Cho� pada� ze zm�czenia, gor�co uderzy�o mu do g�owy, poniewa� jedna z panienek mia�a na sobie kostium bikini i ogl�dana od ty�u by�a w�a�ciwie go�a; ma�y zielony tr�jk�cik na rozbujanych po�ladkach tylko jej nago�� podkre�la�. Widok by� zachwycaj�cy. Klub "Rafa Mew" prezentowa� si� z ka�d� chwil� pon�tniej! W pewnym momencie pi�eczka potoczy�a si� do holu i dziewczyna pobieg�a za ni�. Czar prysn��, kiedy jej rozchybotane nagie cia�o zbli�y�o si� do Papermana. Mia�a wielki nos, piegowat� czerwon� twarz w kszta�cie gruszki i farbowane na r�owo, karbowane w�osy. - Idziesz z nami, Norm? Atlas z reszt� towarzystwa wchodzi� na schody obok recepcji. Paperman pod��y� za nimi. My�la� o tym, �e jeszcze dziesi�� lat temu uroda dziewcz�cej buzi nie mia�aby dla niego istotnego znaczenia. Ten graj�cy w pingponga maszkaron m�g� by� "laluni�" Boba Cohna. Cia�ko, musia� przyzna�, mia�a pyszne. Paperman przypomnia� sobie z melancholi� zdrowy apetyt m�odo�ci, kt�ry pozwala� si� cieszy� nawet tak� mi�osn� straw�. Wst�puj�c wolniutko na schody, zbyt strome i wysokie - schody bardzo mu si� w ostatnich czasach dawa�y we znaki - doszed� do niepochlebnego dla siebie wniosku, �e tylko s�abn�ca potencja czyni go tak wybrednym. W korytarzu na pi�trze pani Ball otwiera�a kluczem kolejne drzwi, a Atlas zagl�da� do pokoi. - A gdzie s� wasi go�cie? - Wi�kszo�� w tej chwili �egluje. Listopad w og�le nale�y do gohszych miesi�cy. Ca�a wyspa jest jakby wymah�a. - Trzeba przyzna�, �e na tym pi�trze wykorzysta�a� powierzchni� do ostatniego centymetra. - Mogliby panowie wybudowa� so� na po�udniowym kra�cu Rafy Mew - podsun�� bankier. Atlas pokr�ci� g�ow�. - Wykluczone, �adnych plac�w budowy! Szukajmy dalej. Zeszli na d�. Atlas obrzuca� taksuj�cym spojrzeniem hol, kiedy podtoczy�a mu si� do n�g pi�eczka pingpongowa, po czym z pokoju obok wypad�o rozkolebane od szyi po kolana p�nagie straszy