2198
Szczegóły |
Tytuł |
2198 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2198 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2198 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2198 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Monika Warne�ska
Pa�ac Dioklecjana
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Przedruk
z "Wydawnictwa Lubelskiego"
Lublin 1989 r.
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y:
K. Kruk
i K. Kopi�ska
Akcja powie�ci rozgrywa si� w
roku 1974.
Wszelkie podobie�stwa do
rzeczywistych os�b i wydarze� s�
przypadkowe i nie zamierzone.
Dzie� drugi
Nad ziemi� trwa st�a�y,
przyt�aczaj�cy upa�. Morze w
p�okr�gu zatoki mieni si�
p�ynnym szafirem. Im dalej od
brzegu, tym bardziej jest
nieruchome i b��kitne. Tu� u
horyzontu woda roztopiona w
srebrzystym blasku zdaje si�
��czy� z niebem. Pinie o
d�ugich, mi�kkich ig�ach pachn�
�ywicznie jak polskie sosny, ale
znacznie mocniej. Skrawkiem
cienia os�aniaj� kobiet�, kt�ra
przesun�a si� bli�ej drzew.
Nie trzeba tutaj �adnych
pla�owych parasoli - pomy�la�a.
- Wystarcz� te sosny.
Leciutki, nik�y powiew wiatru
przyni�s� fal� aromatu ro�lin.
Mi�ta i macierzanka. Mo�e
lawenda? Nagrzane s�o�cem dzikie
zio�a zdaj� si� dymi�
odurzaj�cym zapachem.
Zatrzeszcza� sucho �wierszcz. Po
chwili metalicznym, dzwoni�cym
g�osem odezwa�a si� pojedyncza
cykada.
Gwar dobiega od strony morza,
ale nie dokucza. Znakomite jest
to miejsce na samym skraju pla�y
- ustronne, zapewne rzadko
odwiedzane przez ludzi pra��cych
si� z upodobaniem w zak�tkach
bardziej nas�onecznionych. I
nawet jest tu piasek, co prawda,
gruboziarnisty. Nie taki jak u
nas - my�li kobieta, przesypuj�c
od niechcenia w palcach
�wirowate grudki. Ale zawsze to
piasek, nie kamieniste ska�y,
kt�rych pe�no jest wsz�dzie
tutaj. Na ca�ym wybrze�u...
�wierszcze graj� coraz
dono�niej. Zio�a pachn� jak na
odleg�ych le�nych polanach.
S�o�ce podesz�o bli�ej. Kobieta
wspar�a twarz na d�oniach i
patrzy wyt�aj�c wzrok. Patrzy
tam, gdzie morze ��czy si� z
niebem; gdzie ledwie uchwytn�
mgie�k�, pasmem szaro�ci w
gor�cym blasku, bardziej
przeczuta ni� dostrzegalna
spoczywa w s�o�cu wyspa Hvar.
- Nie mo�na d�ugo le�e� na
s�o�cu z go�� g�ow�. W��
kapelusz i okulary!
Ten g�os odezwa� si� tak
wyra�nie, �e kobieta drgn�a
zaskoczona. Rozgl�da si� wok� -
nikogo obok nie ma. G�os �w odezwa�
si� z g��bi jej w�asnych
wspomnie�. Jest mu pos�uszna.
S�o�ce bowiem rzeczywi�cie
zagarnia ocienion� przestrze�,
na kt�rej rozpostar�a k�pielowe
prze�cierad�o. Pierwszego dnia
trzeba uwa�a� na s�o�ce i na
wod�... - przypomnia�a sobie
s�yszane niegdy� przestrogi.
Pierwszego dnia, czyli
wczoraj, by� sen. Przede
wszystkim sen. D�ugi i �apczywy,
jak gdyby jedna noc mia�a
wyr�wna� wszystkie dotychczasowe
zaleg�o�ci w wypoczynku.
Obudzi�a si� p�no z lekkim
b�lem g�owy i uczuciem t�pego
oszo�omienia, kt�re ust�pi�o
dopiero pod wiecz�r. Z ulg�
starannie tajon� zgodzi�a si�,
aby c�rka sama dokona�a
rekonesansu w terenie. Rado�� i
ciekawo�� dziewczyny, jej
podniecenie wobec urok�w
pierwszy raz widzianego miejsca
- to wszystko by�o zrozumia�e,
ale m�cz�ce. - Zaczekaj na mnie
z k�piel�! - upomina�a. Renata
przyrzek�a to solennie i
umkn�a, nieomylnie znajduj�c
w�r�d g�stej zieleni �cie�k� na
pla��. Mia�a wr�ci� za godzin�.
Maria tymczasem rozpakowa�a
walizki, zawiesi�a w �ciennych
szafach letnie fata�aszki,
u�o�y�a w szufladach kosmetyki i
inne drobiazgi. Potem rozstawi�a
le�aki na balkonie i usiad�a, by
odetchn�� spokojnie. Wtedy
dopiero w�r�d zapachu nagrzanej
s�o�cem zieleni, dzwoni�cej
muzyki owad�w zobaczy�a ca�e
pi�kno krajobrazu. Tu� za g�stym
pasmem k�dzierzawej zieleni
rozci�ga si� nieruchome morze.
B��kitne jak akwamaryna w dawnym
dziewcz�cym pier�cionku. Ska�y
zbiela�e od s�o�ca b�yszcz�
o�lepiaj�cym blaskiem. Pasmo
kamieni tworzy cypel odcinaj�cy
si� szaro�ci� na tle wody. W
zatoce przy brzegu rojno od
ludzi. Wrzawa i �miech,
pstrokacizna kostium�w. Tu i
�wdzie materace ko�ysz�ce si� na
falach. Sunie ma�y stateczek,
wygl�daj�cy z tej odleg�o�ci jak
zabawka. A tam daleko, tu� pod
horyzontem... Spojrza�a na map�
pod szk�em os�aniaj�cym cz��
blatu pod�u�nego stolika. Tak,
to Hvar.
C�rka wr�ci�a o�ywiona i ju�
pe�na wra�e�. Jednym tchem
opowiada�a o pla�y, o biegn�cej
tu� nad ni� ulicy, kt�r� wszyscy
nazywaj� promenad� i oczywi�cie
o morzu. Przekroczy�a zakaz,
wskoczy�a do wody, o czym
�wiadczy�y mokre kosmyki w�os�w.
Ale Maria nie umia�a si� na ni�
gniewa�. Napomina�a tylko: -
Musisz uwa�a�, kochanie, tu s�
ska�y i kamienie na dnie!
Sama, ku zdumieniu Renaty, nie
chcia�a k�pa� si� pierwszego
dnia. Zbyt mocny by� �w nawyk
zachowany z przesz�o�ci. A mo�e
sam instynkt ostrzega� przed
niebezpiecze�stwem zbyt
gwa�townej zmiany nag�ego
przeskoku w inny klimat. Czy aby
tylko w inny klimat?...
Posz�a na pla��, przyjrza�a
si� jej z bliska. Znalaz�a na
uboczu ten w�a�nie zak�tek, w
kt�rym usadowi�y si� dzi�
obydwie. Nie pozwoli�a c�rce,
mimo jej protestu, na zbyt
d�ugie pozostawanie w wodzie.
Niewiele jad�y tego pierwszego
dnia. Jednej przeszkadza� nat�ok
wra�e�. Drugiej - dziwne
oszo�omienie, kt�re wr�ci�o ze
spot�gowan� si�� po po�udniu.
Odbywa�a wieczorne czynno�ci w
zwolnionym tempie - i wszystko,
co dzia�o si� wok�, dociera�o
do niej powoli jak przez mg��.
- Wida�, mamo, �e jeste�
zm�czona - zauwa�y�a Renata
ziewaj�c mocno. - Zreszt� to
taki przeskok! W Warszawie by�o
najwy�ej siedemna�cie albo
osiemna�cie stopni. A tu prawie
trzydzie�ci!
Zjad�y lekk� kolacj� i
po�o�y�y si� wcze�nie spa�. Dzi�
Maria obudzi�a si� jak nie ta
sama.
- Inaczej wygl�dasz -
powiedzia�a jej c�rka przy
�niadaniu. - Jeszcze jeste�
nieopalony bledziuch. Ale wczoraj
mia�a� pod oczami takie ciemne
ko�a jak po chorobie!
- Rzeczywi�cie znacznie lepiej
si� czuj� - przyzna�a. -
Widocznie oswoi�am si� z
tutejszym klimatem.
Od razu po �niadaniu wyruszy�y
na pla��. Maria zabra�a dwie
ksi��ki od�o�one na urlop. Obie
le�� w zasi�gu r�ki. Ich
w�a�cicielka patrzy wci�� na
morze, w kierunku wyspy Hvar - i
powtarza w my�lach nazwy jak
przesuwane w palcach kamienie
naszyjnika: Budva, Kotor, Kastel
Nuovo, Dubrovnik, Cavcat,
Makarska, Trogir, Split...
Split... Przymkn�a oczy.
- Morele, �wie�utkie morele!
Pi�kne, dojrza�e! - zabrzmia� w
pobli�u g�os kobiecy. Niem�oda
wie�niaczka o czerstwej,
ogorza�ej twarzy podsuwa koszyk
pe�en owoc�w. Maria ju� chce
odm�wi�, ale morele wygl�daj�
zbyt kusz�co. Dorodne, rumiane z
jednej strony, z drugiej ��te
jak mi�d.
- Ile kosztuj�? - spyta�a. Nie
by�y tanie. Lecz aromat owoc�w
przypomina podobne morele
dojrzewaj�ce niegdy� obok
pewnego domu obro�ni�tego
winoro�l�...
- �wie�utkie! - zachwala
kobieta u�miechaj�c si�
�yczliwie. - Z w�asnego ogrodu.
Niczym nie skrapiane, �adnych
chemicznych �wi�stw nie u�ywamy.
Jedzcie na zdrowie!
Maria si�gn�a do portmonetki.
Zap�aci�a pieni�dzmi, kt�re
mia�y tak� nazw� jak przed laty.
Wie�niaczka z podzi�kowaniem
ruszy�a dalej w poszukiwaniu
innych amator�w moreli. I wtedy
Maria nie bacz�c na to, �e owoce
s� nie myte, zatopi�a z�by w
soczystym, wonnym mi��szu.
Morele by�y rzeczywi�cie
znakomite. Smakowa�y jak dawniej.
Jedz�c wpatrywa�a si� uwa�nie
w morze. Od wyspy Hvar powr�ci�a
spojrzeniem znacznie bli�ej -
tam, gdzie ko�ysz�ce si� na
falach czerwone boje wyznaczaj�
bezpieczn� lini� dla p�ywak�w.
Zmieni�a nawet okulary, �eby
lepiej widzie� srebrzyst�,
rozmigotan� w s�o�cu przestrze�.
Nim pojawi�a si� wie�niaczka z
morelami, wida� by�o wyra�nie na
powierzchni wody czerwon� plamk�
k�pielowego czepka. Teraz ani
�ladu. Maria os�oni�a d�oni�
oczy. Patrzy, nie mog�c opanowa�
niepokoju, o kt�ry z�a jest sama
na siebie. Czeg� w�a�ciwie si�
boi? Renata p�ywa jak ryba! W
morzu pe�no ludzi. S� ratownicy
na �odzi. A jednak... Gdzie� si�
podzia�a ta niedobra dziewczyna?!
Buczenie motor�wki, za kt�r�
mknie narciarz wodny. Na falach
wida� podw�jny warkocz pian,
kt�re po chwili stan� si�
bia�awymi smugami, zanim roztopi
je morze. Narciarz mknie coraz
dalej, zapewne w kierunku Hvaru.
Maria powiod�a za nim
spojrzeniem, potem znowu
wyt�y�a wzrok a� do b�lu. I
nareszcie odetchn�a z ulg�.
Czepek barwy koralowej widoczny
by� wyra�nie i niezbyt daleko.
Pomacha�a r�k�. No, nareszcie!
Widocznie dziewczyna dostrzeg�a
przyzywaj�cy gest matczynej
d�oni. Sunie do brzegu,
przecinaj�c wod� miarowymi
ruchami ramion. Rozmawia z kim�,
kto p�ynie obok. Jest coraz
bli�ej.
Maria z westchnieniem
mimowolnej ulgi si�gn�a po
jeszcze jedn� morel�. Rozs�dek
nakazywa� op�ukanie owoc�w, ale
pachnia�y tak wspaniale, �e nie
mog�a oprze� si� pokusie
dotkni�cia wargami leciutkiego
meszku na ��tawej sk�rce. Na
pewno s� prosto z sadu -
rozgrzesza�a sam� siebie.
�wirowaty piasek trzeszczy
leciutko pod dotkni�ciem bosych
st�p. Renata biegnie zwinnie jak
�rebak.
- Wo�a�a� mnie, mamo?
- No tak. Nie chcia�am, �eby�
zapuszcza�a si� daleko.
- Do kogo ta mowa? Przecie�
nie wyp�yn�am poza boje. Morze
fantastyczne! Fala w sam raz -
tylko si� po�o�ysz i ju� niesie.
A s�one! Ani por�wnania z naszym
- Renata dotyka warg koniuszkiem
j�zyka. - P�jdziesz do wody?
- Tak, je�li posiedzisz przy
tym naszym kramie.
- Trudno, po�wi�c� si�. Ty� i
tak straci�a wczorajszy dzie�!
- Wcale nie straci�am. Nigdy
nie k�pi� si� pierwszego dnia po
przyje�dzie. Tak samo by�o w
Bu�garii i w Gagrze. I nad
naszym morzem. Pami�tasz?
- Bo sobie wymy�li�a� teoryjk�
o jakiej� adaptacji,
aklimatyzacji, B�g wie o czym! -
prychn�a Renata, wyci�gaj�c si�
na r�czniku. - A przy tutejszym
morzu wysiadaj� wszystkie Z�ote
Piaski i Gagry! Cieplejsze i
jeszcze lepiej si� w nim p�ywa.
Prawdziwa bajka! Szkoda ka�dej
godziny poza wod�!
- Chcesz co� zje��?
- Nie, raczej pi�. Zaraz si�
rozejrz� za jak�� col�. O,
morele! - spostrzeg�a torb�
stoj�c� w cieniu. - To nasze?
- Oczywi�cie. Tylko trzeba je
najpierw umy�. Rozejrzyj si�,
czy nie ma tu jakiej stuezienki
albo wodoci�gu. Mo�e tam, gdzie
prysznice?
- Och, nie przesadzajmy! -
Renata si�gn�a po dojrza�y
owoc. - Takie pi�kne, �e im nie
daruj�. Sk�d je wzi�a�?
- Kupi�am od jakiej� babki
prosto z kosza. Podobno s�
niczym nie skrapiane, ale kto
mo�e wiedzie�?
- Wspania�e!
- Mo�e jednak lepiej umy� je
na wszelki wypadek.
- O Bo�e! Mamu�ku, nie nud�!
Zjem jeszcze jedn�, a z reszt�
p�jd� pod wod�. To i tak nie ma
sensu, bo mo�e ju� si� czym�
zatru�y�my?
- Nie opowiadaj!
- A ty nie strasz! Na razie
musz� chwil� pole�e�. Co za
rozkosz!
Renata z westchnieniem k�adzie
si� na plecach. - Morze, jakiego
u nas nie ma! Owoce, jakich u
nas nie ma - mruczy p�g�osem. -
I pogoda - istny cud! Cz�owiek
nareszcie sobie u�yje za
wszystkie czasy. Pomy�l, �e
mog�yby�my tkwi� jak neptki w
tym g�upim Sopocie! Dlaczego ty
w�a�ciwie nie lubisz Jugos�awii?
Maria drgn�a zaskoczona.
- Co ci si� zwiduje? - odpar�a
powoli. - Dlaczego mam nie lubi�
Jugos�awii?
- Nic mi si� nie zwiduje,
tylko s�ysza�am, jak tata ci
t�umaczy�, �e warto, �e trzeba,
�e koniecznie. A ty si� z
pocz�tku upiera�a�, �e nie! Do
takiego kraju? Nad takie morze?!
Uk�ucie gdzie� w okolicy
serca. Nie patrz�c w oczy c�rce
si�gn�a do torby.
- Czego szukasz? Tej pianki do
opalania? Jest tutaj, w bocznej
kieszeni. Chcesz, to ci
nasmaruj� plecy. Ale mia�a�
przecie� teraz i�� do wody?
- P�jd�... no, p�jd� za chwil�
- b�ka Maria. Siedzi odwr�cona
ty�em do c�rki, kt�ra powleka
jej plecy i ramiona warstewk�
p�ynnego, pachn�cego kremu.
Lepiej, �e Renata nie widzi jej
oczu. - Mia�am po prostu inne
plany. A to przysz�o tak nagle...
Tak. To wszystko przysz�o
nagle i nieoczekiwanie. Przed
miesi�cem nie przypu�ci�aby, �e
wraz z jedynaczk� znajdzie si�
na adriatyckim wybrze�u, w kraju
tysi�ca w�asnych wspomnie� i
dawnych prze�y�, zamkni�tych na
wszystkie spusty,
zapiecz�towanych, a jednak
ci�gle �ywych...
Zanosi�o si� na to, �e letni
urlop sp�dz� albo w zaiksowym
domu w Sopocie, albo w o�rodku
Polskiej Akademii Nauk w
Mi�dzyzdrojach. Przymierzali si�
do W�och, ale okaza�o si�, �e o
kolejnej wymarzonej podr�y nie
ma mowy wobec konieczno�ci
odk�adanego ju� dwukrotnie
remontu mieszkania.
- Sp�dzimy to lato w kraju -
postanawia� Marcin. - A potem
zabierzemy Reni� na pomaturalne
w�oskie w�drowne wakacje. Mo�e
uda si� nam posiedzie� na
Sycylii - mam tam znajomych..
Mia� znajomych w r�nych
krajach �wiata. Spotyka� ich na
kongresach naukowych.
Parokrotnie w ostatnich latach
go�cili u siebie
zaprzyja�nionych cudzoziemc�w.
Dlatego r�wnie� polany wycieczek
zagranicznych we tr�jk� stawa�y
si� bardziej realne.
Pod gumowymi pantoflami
szele�ci �wirowaty piasek, nie
tak mi�kki jak na Helu czy w
Jastarni, zawsze jednak lepszy
ni� kamie�. To by� przedmiot
nieszkodliwych przekomarza�
pomi�dzy ni� a rodze�stwem
Dravcici�w: - Nasz Ba�tyk nie
jest taki niebieski jak
Adriatyk. Ale mamy cudne pla�e i
mi�ciutki piasek, i zielone
pag�rki, a u was kamie� i ska�y
na brzegu! - Ale gdzie
znajdziesz tak� wspania�� wod� i
taki krajobraz? - pyta� S�awek.
Vesna usi�owa�a �agodzi� lub
rozs�dza� sp�r: - Jedno i drugie
jest pi�kne. Tamto morze jest
bardziej p�nocne, wi�c ma inn�
urod�. Mo�e kiedy� ludzie co�
wymy�l�, technika p�jdzie
naprz�d. Wtedy przywieziemy
troch� waszego ba�tyckiego
piasku na nasze pla�e, a od nas
do was troch� ciep�ego klimatu...
Technika posz�a naprz�d, �wiat
sta� si� bli�szy. Skaliste
urwiska i pustkowia nadmorskie
obros�y mn�stwem pensjonat�w,
hoteli, o�rodk�w wypoczynkowych.
Tu i �wdzie na kamienne wybrze�e
nawieziono grub� warstw� piasku.
Dobre i to. Uroki krajobrazu
pozosta�y. I morze, morze!...
Pozosta�o takie samo, cho� coraz
cz�ciej m�wi si� o jego
zanieczyszczeniu. Znajomi,
kt�rzy odwiedzili par� lat temu
Herceg Novi narzekali: -
Wyobra�cie sobie, �e w pewnych
godzinach spuszczaj� �cieki do
morza! Wytrzyma� wtedy nie mo�na
na pla�y, taki zaduch! - �le
trafili�cie - odpowiedzia� kto�
inny. - My byli�my w Budvie. Tam
nic z tych rzeczy! Powietrze jak
kryszta�, morze pi�kne, czyste...
Herceg Novi nazywa�o si�
niegdy� Castel Nuovo. Strz�py na
wp� zatartych wspomnie� i
obraz�w: jakie� mury warowne,
twierdze i bramy zabytkowe.
Budva - pla�a pod skalistym
urwiskiem, kr�te, w�skie
uliczki, �redniowieczne
ko�cio�y...
W Dalmacji powietrze jest
czyste, pachnie balsamicznie.
Morze wabi przejrzysto�ci�.
�agodne odbicie stop� od
kamienistego dna. Ramiona
zaczynaj� pracowa� r�wno,
rytmicznie. Renata ma s�uszno��:
woda jak bajka! - Po�� si� na
plecach. Odpocznij, mamy czas! -
m�wi� S�awek. Nie by�a wcale
zm�czona: wydawa�o jej si�, �e
mo�e p�yn�� daleko, daleko -
cho�by do samej wyspy Hvar,
kt�ra majaczy na horyzoncie.
Powiedzia�a to na g�os. - Ale�,
Maryjko, co ty m�wisz! Hvar jest
daleko. Nie da�aby� rady!
Obr�ci�a si� na plecy. Ma
ponad sob� p�okr�g
nieskazitelnego nieba bez jednej
chmurki. S�awek znik� z
powierzchni wody, tylko w
miejscu, gdzie pod ni� zapad�,
woda marszczy si� drobniutk�
fal�, potem wida� na niej
banieczki powietrza. Maryjka
czuje niepok�j, cho� wie, �e on
�wietnie p�ywa. Co� przewin�o
si� ko�o n�g, poczu�a leciutkie
uderzenie w stop�. - Ach,
niegodziwiec! Chcia� mnie
przestraszy�. Wie, �e boj� si�
rekin�w, o kt�rych wci�� tutaj
ludzie gadaj�. On tymczasem
wy�oni� si� na powierzchni� i ze
�miechem �apie oddech. - Ba�a�
si�? �al mi si� ciebie zrobi�o!
Pop�yn�� najpierw tam, gdzie
ko�ysz� si� boje. Potem troch�
dalej, ale nie za bardzo, bo
jednak ratownicy mog� wlepi�
grzywn�. P�yn� teraz oboje
blisko siebie, maj�c przed
oczyma zamglony, jak gdyby
nierzeczywisty Hvar - wysp�
pachn�c� lawend�, wysp� z bajki,
o kt�rej opowiada�a Vesna.
Wysp�, na kt�rej - cho� Maryjka
o tym jeszcze nie wie - stanie
si� to, co musia�o si� sta�
pomi�dzy nimi dwojgiem...
- Mamo, co tu tak pachnie? -
Renata poci�ga nosem. - Jak w
"Herbapolu".
- Chyba rozmaryn albo lawenda.
- Rozmaryn? Co� takiego ro�nie
naprawd�?
- Oczywi�cie. Dlaczeg� by
mia�o nie rosn��?
- Nigdy nie widzia�am na oczy
rozmarynu - stwierdza
dziewczyna, wystawiaj�c na
s�o�ce zgrabne, szczup�e nogi. -
By�a jaka� stara jak �wiat
piosenka o rozmarynie, prawda?
Bardzo retro. Ale kto by
pomy�la�, �e naprawd� jest takie
ziele...
Maria u�miecha si� z
pob�a�liw� wyrozumia�o�ci�. No
tak - rozmaryn pod ch�odniejszym
niebem Polski ro�nie g��wnie w
doniczkach. I nikt nie wije
teraz �lubnych wiank�w z
rozmarynu. Przed wojn� �piewano
cz�sto �o�niersk� piosenk� o
rozmarynie i dziewczynie.
Nuci�a sobie jej s�owa w
czasach, gdy Polska wydawa�a si�
bardzo odleg�a (pomy�le�, �e
teraz dwie i p� godziny tylko
trwa lot z Warszawy do Belgradu
lub Zagrzebia!) - Kiedy doko�a
rozbrzmiewa�a s�owia�ska
wprawdzie, lecz odmienna mowa;
kiedy nie wiedzia�a, czy
prze�yje, czy wr�ci do kraju. A
bukiet �lubny, skromny jak ca�a
uroczysto��, ju� przecie�
wojenna, przetykany by�
szarozielonymi ga��zkami
rozmarynu. Cho� niepozorne,
pachnia�y prze�licznie.
W p�mroku i powadze
ko�cielnego wn�trza, w�r�d
zapachu wystyg�ych kadzide� i i
m��cego blasku s�o�ca s�cz�cego
si� przez barwne witra�e,
my�leli oboje o tym samym -
zanim z ust obojga pad�o po
kolei wypowiedziane s�owo "Tak".
My�leli, �e los ich sobie
przeznaczy� na zawsze...
Dzie� trzeci
- Mamo, obieca�a�, �e dzi�
zajrzymy do sklepik�w? Wiesz,
przedwczoraj, kiedy sen tak ci�
zmorzy�, zrobi�am b�yskawiczny
rajd po tych kramach.
- Przej�� si� mo�emy, ale
raczej platonicznie - odpowiada
Maria zdejmuj�c ciemne okulary.
- Sprawunki dopiero kiedy tata
przyjedzie.
- Jaka� ty bezlitosna!
- A jaka mam by�? Z konta
wzi�am niewiele - wiesz, �e
oszcz�dzamy na W�ochy. Ojcu
zap�ac� dopiero po zako�czeniu
wyk�ad�w. Ciesz si�, �e jeste�my
gratis w takim pi�knym miejscu.
Sprawunki nie s� najwa�niejsze.
- Ojej, nie truj, mamo!
Przecie� to wakacje, a cz�owiek
jest cz�owiekiem!
- Zgoda. I dlatego, m�j
cz�owieku, jedn� rzecz kupimy
dzi� - gumowe pantofle dla
ciebie, takie jak moje. Szuka�am
ich w Warszawie, ale ty musisz
mie� wi�ksze ni� ja, a du�ych
nigdzie nie by�o.
- Takie rzeczy kupuje si� u
nas zim�.
- Sk�d mog�am zim� wiedzie�,
�e tu przyjedziemy?
- A w og�le przesada! Po co mi
gumowe kapcie?
- Nie chc�, �eby� si� k�pa�a
na bosaka.
- Kiedy ja ju� si�
przyzwyczai�am do tego
kamienistego dna.
- Nie chodzi o kamienie, tylko
o je�owce.
- Eee tam! Wcale ich nie wida�!
- Bo nie patrzy�a�. Je�li
nast�pisz na takie stworzenie i
zostanie ci w nodze cho�by
kawa�ek kolca, b�dziesz mia�a
ca�y pobyt zepsuty. Skaleczenie
ig�� je�owca paskudzi si� i
ropieje.
Renata ju� ma odpowiedzie� po
swojemu, czyli przekornie, ale
matka dodaje:
- Pami�tasz tego pasa�era z
samolotu? Rozmawia�am z nim
wczoraj przed hotelem.
- Ten z orbisowskiej
wycieczki? Okula� teraz i
ku�tyka.
- A wiesz dlaczego? Mia�
pecha: nast�pi� w wodzie na
je�owca. Pyta�, czy nie wiem
przypadkiem, gdzie jest apteka.
W o�rodku orbisowskim jest
ambulatorium, ig�� mu
wyj�li, zdezynfekowali, ale
musia� jeszcze kupi� jakie�
leki. Przez par� dni b�d� mu
robi� opatrunki, a k�piel
zabroniona. Potrzebne ci to?
- Poddaj� si� - westchn�a
Renata. - Ostatecznie mog�
p�ywa� w kapciach. Wiesz co,
mamu�ku? Ko�o kramiku, gdzie s�
r�ne "pla�owizny", widzia�am
sklep ze sreberkami i z
koralami...
- Ju� widz�, ile kosztuj�.
- P�jdziemy chocia�by
popatrze�, powzdycha�, co by
kupi�, gdyby mo�na by�o...
- Popatrze� - owszem. Na razie
nic wi�cej.
- Sama powiedzia�a� "na razie"!
- Nie �ap mnie za s�owa!
Dopiero co przyjecha�a� i ju�
chcesz robi� sprawunki?
- Nic nie chc�, tylko �eby�my
tam posz�y. Te sreberka s�
ca�kiem inne ni� nasze.
Delikatne jak koronka.
- Tak, to filigrany.
- Filigrany? - powt�rzy�a
Renata z niedowierzaniem. -
Przecie� jak kto� jest ma�y i
drobny, to m�wi si�, �e
filigranowy!
- Ale jest te� taka technika
obr�bki srebra, kt�ra nazywa si�
filigran. Widzia�am... - Urwa�a
na moment. - Widzia�am te� takie
filigrany weneckie. A tu na
pewno je na�laduj�. Do W�och
przecie� niedaleko.
- Mo�liwe - zgodzi�a si�
Renata. - I s� tam te� korale
ca�kiem podobne do w�oskich.
Wiesz jakie? Czerwona "sieczka".
Pami�tasz? Przywi�z� mi tak�
kiedy� wujek Janek. I bia�e
korale okr�g�e.
- Toczone.
- Tak. Niby nic, ale istne
cudo. Tak na oko po prostu bia�e
(raczej mleczne - poprawia w
my�lach Maria). Jak spojrze�
uwa�nie, przy s�o�cu, to wida�,
�e s� troch� r�owe, jak gdyby
mia�y delikatne �y�ki. Widzia�a�
takie bia�e korale, Mamo?
- Owszem, widzia�am -
potwierdza Maria po kr�tkiej
pauzie. - Kiedy� w Desie na
Nowym �wiecie by� taki sznurek...
- Zhobaczy� je mo�na. Okropnie
mi si� spodoba�y.
- Nie tylko tobie - te s�owa
Maria wypowiada w my�li. G�o�no
dodaje: - Oczywi�cie, poogl�damy
je dzisiaj. I tak przecie�
musimy i�� na poczt�, wys�a�
kartki. Stamt�d chyba p�jd�
szybciej ni� z hotelu.
M�wi�c to rysuje na
�wirkowatym piasku jaki� wz�r,
ornament, kt�ry przywo�a�a
pami��. Naszyjnik ze srebra,
kt�rym nie zd��y�a si� nacieszy�
- ile� razy go nosi�a? Najwy�ej
dwa lub trzy - ozdobiony by�
takim w�a�nie dziwnym wzorem ze
spiral. Gdyby mia�a pod r�k�
o��wek i kartk� papieru, mog�aby
go odtworzy� dok�adnie - ale po
co? Zatar�a jednym ruchem r�ki
nieudolny rysunek i pomy�la�a o
ma�ym zawini�tku, spoczywaj�cym
g��boko w najni�szej szufladzie
biurka. Nie zagl�da�a do niego
od dawna. Unios�a g�ow�.
Spojrza�a na morze.
- Zostaniesz tu chwil�? Id� do
wody.
Renata potwierdza niewyra�nym
mruczeniem, wystawiaj�c twarz do
s�o�ca.
Najpierw jest ca�kiem p�ytko,
ledwie po kolana. Potem dno
raptownie cofa si�. Jeden krok -
i ju� woda si�ga do szyi. Maria
p�ynie, omijaj�c zasadzki
kamieni. W przejrzystej wodzie
wida� sp�oszone rybki, ma�e jak
palec, i ciemnozielone, prawie
czarne krzaczki wodorost�w. Na
wargach smak soli. Leciutki
wiatr muska twarz �agodnym
dotkni�ciem. Na brzegu i na
wodzie s�ycha� gwar i wrzaw�
ludzkich g�os�w - ale to nie
przeszkadza. Dla wszystkich w
morzu starcza miejsca. Mo�na
p�yn�� i p�yn��... Ach, jak
dobrze!
- Wcale nie straci�a� formy -
przyznaje �askawie Renata, kiedy
matka wyci�ga si� zn�w ko�o
niej. - W Bu�garii p�ywa�a�
chyba tak jako� bardziej
nerwowo, nier�wno, a teraz
ca�kiem spokojnie. Kiedy
w�a�ciwie nauczy�a� si� p�ywa�?
- Och, bardzo dawno. M�j
ojciec �wietnie p�ywa� i
wszystkich nas do tego zach�ca�.
M�wi�, �e nie ma lepszej
odtrutki na zm�czenie, zw�aszcza
przy siedz�cym trybie �ycia, ni�
sporty wodne, wycieczki g�rskie
latem, no i narty albo
przynajmniej �lizgawka zim�.
- Wiedzia�, co dobre -
westchn�a Renata, k�ad�c si� na
brzuchu. - Ale nurkowa� chyba
nie lubisz?
- Nie za bardzo - przyznaje
Maria. - Zreszt� po wojnie przez
par� lat nie wyje�d�a�am nad
morze, wi�c...
Urywa raptownie. Zagalopowa�am
si�! Renata ze swoj� w�cibsk�
dociekliwo�ci� gotowa zacz�� od
razu wypytywanie: a dlaczego?
Jak jej wyt�umaczy�, �e d�ugo
nie wyje�d�a�a ani nad morze,
ani w g�ry; �e nie mia�a �adnego
urlopu, bo...
Dziewczyna jednak widocznie
przeoczy�a szpar� uchylon� w
furtce otwieraj�cej przesz�o��.
Si�ga po olejek i pyta:
- Skaka�a� kiedy?
- Pr�bowa�am jeszcze w
szkolnych latach, ale na basenie
z trampoliny. Nad morzem nie.
- Dlaczego?
- Nad naszym morzem trudno
skaka�. Tu... tu ba�am si�, to
znaczy - ba�abym si�. Kamienie
na dnie...
...S�awek skaka� do zatoki na
brzegu Hvaru. No, ale by�
znakomitym p�ywakiem. Ponadto
zna� w tym zak�tku wybrze�a
ka�d� podwodn� szczelin�, ka�dy
g�az i od�am skalny.
Mo�na by�o sprawnie p�ywa� w
basenie, w Wi�le i w Ba�tyku, a
tak�e w Adriatyku, a potem tak
bardzo ba� si� przeprawy
rzecznej podczas pewnej wojennej
nocy! - Umiesz p�ywa�? - pyta
pos�pny, ma�om�wny przewodnik,
mierz�c bystrym spojrzeniem
tych, kt�rzy maj� sforsowa�
rzek�, aby dosta� si� na jej
przeciwleg�y brzeg. Padaj�
potwierdzenia. Maria r�wnie�
m�wi: - Tak. - Uwa�ajcie, rzeka
wezbrana. Mog� by� trudno�ci.
Poprowadzimy was brodem. Tak
b�dzie �atwiej, ale dno �liskie.
Niewykluczone, �e kto� mo�e
straci� grunt pod nogami.
Koniecznie trzyma� si� liny - no
i nie wpada� w panik�! Innej
drogi nie ma. Mosty pozrywane.
Niemcy depcz� nam po pi�tach.
Mo�e b�dziecie musieli kawa�ek
przep�yn��...
Noc g��boka, bezksi�ycowa.
Tym lepiej - ciemno�� os�ania
id�cych. Tym gorzej, bo trzeba
st�pa� ostro�nie, aby nie
skr�ci� lub nie zwichn�� nogi -
tego jeszcze by tylko brakowa�o!
...Id� g�siego przez las
pachn�cy mchem i ple�ni�.
Drobny, przedwiosenny deszczyk
zaczyna si�pi�, potem m�y,
rozwiesza g�st� zas�on� wilgoci,
stopniowo przenika zimnem a� do
ko�ci. Ka�dy ma uwa�a� na
poprzednika - nie zgubi� si�,
nie straci� z oczu jeden
drugiego. Maria co chwila
przymyka powieki a� do b�lu.
Okulary przezornie zdj�a. Co
chwila tr�cona ga��� przesuwa
si� po twarzy s�abszym lub
mocniejszym smagni�ciem.
Najlepiej by�oby i�� �a�cuchem,
trzyma� si� jedno drugiego. Ale
to niemo�liwe - stromizna,
nier�wna �cie�ka, �lisko.
Uwa�a�, nie przewr�ci� si�! Las
szele�ci miarowo. Z jego
szmerem ��czy si� inny, coraz
wyra�niejszy szum rzeki. Ju� j�
wida�, a raczej s�ycha�, bo w
mroku trudno dostrzec wod�.
Kr�tki b�ysk latarki wydobywa
na moment z g��bokiej ciemno�ci
grzbiety sk��bionych, prawie
czarnych fal. Dwa brzegi
zaczynaj� rozmow� - b�ysk
�wiat�a, sygna� gwizdka,
um�wione znaki, ledwie
dos�yszalne w�r�d szumu rzeki,
w�r�d szmeru przyspieszonych
oddech�w ludzkich. Maria potyka
si� raz i drugi, po czym staje.
Staj� zreszt� wszyscy,
kilkunastu w�drowc�w, z kt�rych
nie zna nikogo. Zatrzymawszy
si�, od razu czuje, jak bardzo
jest zm�czona. Dop�ki sz�a, by�o
lepiej. A teraz - o Bo�e, nie
wiedzie� co odda�aby za to, �eby
nie i�� ju� nigdzie, wyci�gn��
si� cho�by tutaj, na tym
wilgotnym brzegu,
na kamieniach lub mokrych
li�ciach - i spa�, spa�... Ale o
tym nie ma mowy. Za chwil�
s�ycha� rozkaz: - Uwaga!
Idziemy! Nurt rzeki wezbra�
wiosennym przyp�ywem. Pod r�k�
lina twarda, o�lizg�a. Maria
trzyma si� jej najpierw jedn�
d�oni�, po chwili obur�cz.
Dobrze, �e wszystko, co z sob�
niesie, ma w plecaku i w
nieprzemakalnej torbie,
zawieszonej na szyi. - Nie boj�
si�, nie boj� si�, nie... -
powtarza sama sobie, kiedy ju�
ta woda si�ga coraz wy�ej, kiedy
parzy ch�odem, wlewa si� do
wysokich but�w, si�ga po pier�,
prawie do szyi. - Nie boj�
si�... Przecie� w razie czego
mog� p�yn��, mam obydwie r�ce
wolne!...
Krok za krokiem. Jeszcze jest
grunt pod stop�. Lina zadr�a�a i
chybocze napr�ona jak struna.
Kto� na przodzie po�lizgn�� si�.
Kr�tki, zd�awiony krzyk. Woda
si�ga znowu wy�ej. Coraz
trudniej utrzyma� r�wnowag�. Ta
droga chyba nigdy si� nie
sko�czy! LIna znowu zadygota�a.
Kto� id�cy za Mari� mruczy
dosadne przekle�stwa. Nie
po�lizgn�� si�, nie wypu�ci�
zbawczej liny! S�ycha� g�osy
ludzkie - wi�c mo�e ju� drugi
brzeg?! Pachnie las, �ywica,
mokry mech. Woda si�ga do
ramion. Znowu g��biej. Jaka�
dziura na dnie. Dalsze dwa, trzy
kroki, niezdarne, cz�api�ce.
Niewiarygodne, �e to koniec!
Spojrzenie ku niebu: ksi�yca
ani �ladu. Lepiej, �e go nie ma.
Wida� gwiazdy - zamglone, blade,
ledwie dostrzegalne...
Dobrn�li wszyscy. Czyje�
pomocne d�onie wyci�gaj� Mari�
na brzeg. Kto� do niej co� m�wi
- ale przesta�a rozumie� znajomy
ju� przecie� j�zyk chorwacki.
Dygoce jak w febrze. Nie mo�e
wydoby� z gard�a ani s�owa.
Przytkni�to jej do ust blaszany
kubek. Jest w nim p�yn ostry,
pal�cy. Zakrztusi�a si�,
zach�ysn�a. Kaszle, nie mog�c
z�apa� oddechu.
Dalekie przypomnienie:
dziecinne grypy, anginy,
bronchity - nacieranie plec�w
spirytusem kamforowym. Zapach
domowej nalewki, podawanej z
okazji �wi�t i uroczysto�ci:
aromatyczny p�yn, kt�ry dzieci
mog�y najwy�ej pow�cha�. Dopiero
kiedy podros�y, wolno im by�o
skosztowa� "kropeleczk�", jak
m�wi� ojciec. Przed sam�
wojn�... uroczysta kolacja z
okazji uzyskania dyplomu przez
Antka... Wesele Zosi... wtedy te
nalewki... Nie, ju� nie jest
przecie� panienk� z
profesorskiego domu na
Salwatorze w Krakowie... Tamto
wszystko min�o, odesz�o w
bezpowrotn� przesz�o��. Alkohol
zdaje si� przepala� gard�o.
- Niezwyczajna. Za mocne dla
niej! - m�wi kto� w j�zyku,
kt�ry Maria zaczyna znowu
rozumie�.
- Trzeba - odpowiada kto�
inny. - Po takiej k�pieli!
W�a�nie dlatego, �e
niezwyczajna...
Przewodnicy ponaglaj�. Jeszcze
kilometr marszu w mokrej odzie�y
- potem chata w lesie. Suche
�achy, buzuj�cy ogie�, gor�ce
mleko do picia. Ju� czekaj�
furmanki. Nim �wit rozja�ni
niebo, ci z przeprawy znajd� si�
u celu - w bazie partyzanckiej.
I tutaj kto� nieznajomy odda
Mari� w r�ce brodatego
m�czyzny. Jak�e� trudno
rozpozna� w nim S�awka! Ten kto�
powie: - No, macie wasz� �on�,
doktorze! Ca�a i chyba zdrowa,
cho� nielekko by�o. Zuch
dziewczyna! To Polka? Prawdziwa
Polka!
I dopiero kiedy zostali sami,
w ramionach m�a Maria p�acze,
w�a�ciwie dr�y, wstrz�sana
suchym, gwa�townym szlochem bez
jednej �zy. Potem pije znowu
pos�usznie gor�ce mleko, cho�
mleka nigdy nie lubi�a. S�awek
tymczasem g�aszcze jej g�ow� jak
dziecku i m�wi p�g�osem: -
Cicho, cicho, nie p�acz. Ju�
dobrze. Wszystko w porz�dku.
Jeste�my razem...
Nie na d�ugo, jak okaza�o si�
niebawem.
Wysz�a na brzeg. Sp�ukuje pod
prysznicem nalot soli, jaki
morze pozostawia na sk�rze, i
pod��a ku c�rce. Dziewczyna le�y
nieruchomo, twarz zwr�cona ku
s�o�cu.
- Bardzo ci� prosz�, w��
okulary!
- Nie opal� twarzy, tak jak
trzeba. Przecie� oczy mam
zamkni�te!
- Bardziej dbasz o nos ni� o
oczy? Po�� na nich przynajmniej
listki! Opali� si� zd��ysz, a po
co psu� wzrok?
Ostrzega j� tak samo, jak
niegdy� ostrzegali j� tamci,
S�awek i Vesna, kiedy niewiele
starsza od dzisiejszej Renaty,
zapewnia�a, z nut� przechwa�ki w
g�osie, �e jej twarzy, opalonej
s�o�cem zakopia�skiego
przedwio�nia, nic nie zaszkodzi.
Dziewczyna tym razem us�ucha�a
bez protestu. W�o�ywszy okulary
wodzi wzrokiem po zatoce.
- Ale� nastawiali tych hoteli
i dom�w wypoczynkowych! To
wszystko nowe?
- Przewa�nie. W takim kraju
turystyka mo�e przynosi� nie
mniejsze korzy�ci ni� we
W�oszech. Zreszt� pami�tasz
Bu�gari�? Tam te�...
- A jak tu by�o dawniej?
- Dawniej - to znaczy kiedy? -
pyta Maria po kr�ciutkiej
przerwie. Odwraca twarz od
uwa�nych, dociekliwych oczu
c�rki. Pad�o to pytanie.
W�a�ciwie musia�o pa��... - No,
przed wojn�. Przecie� tu by�a�.
Sk�d wie? Kto jej to
powiedzia�? Niewa�ne. Patrzy
wyczekuj�co. Trzeba wype�ni� t�
luk� milczenia, kt�re przeci�ga
si� o moment za d�ugo.
- By�am, ale bardzo dawno.
Zreszt�... nie w tej okolicy.
- A gdzie?
- Bli�ej... no, bli�ej
Dubrovnika. Ale niewiele
pami�tam. Min�y przecie� lata
od tego czasu. Popatrz, znowu
narciarz! Ciekawe, czy to ten
sam co wczoraj?
Narciarz sunie zdaniem Renaty
"bezb��dnie jak anio�" po
g�adkiej, prawie nieruchomej
powierzchni zatoki. Przez chwil�
obydwie z napi�ciem obserwuj�
zwinne ewolucje �lizgaj�cego si�
po wodzie cz�owieka. Potem z ust
dziewczyny padaj� nast�pne
pytania:
- A to by�a wycieczka?
- Co?
- No, ten tw�j pobyt w
Jugos�awii wtedy przed wojn�?
- Co� w tym rodzaju.
- To nie by� ob�z studencki?
- Nie. Nagroda za matur�.
- Fajna nagroda! - wzdycha
Renata z zazdro�ci�. - Ile
mia�a� wtedy lat?
- O rok wi�cej ni� ty teraz.
Je�li wszystko dobrze si� u�o�y,
za rok b�dziesz mia�a, wiesz co,
na pomaturalne wakacje?
- Wiem. Przecie� m�wili�cie,
�e oszcz�dzacie na to dolce.
W�ochy, prawda? Ale do tego
czasu okropnie daleko!
- Ani si� obejrzysz, jak rok
zleci.
- Przed wojn� drogo kosztowa�a
podr� za granic�? No, chocia�by
tu, do Jugos�awii. Przecie�
samolotami si� wtedy nie lata�o?
- Nie, je�dzi�o si� poci�giem.
Widzisz, inny by� wtedy uk�ad
cen, inna warto�� polskiego
pieni�dza... To naprawd� trudno
por�wnywa� - Maria usi�uje
lawirowa� rozmow� w
bezpieczniejszym kierunku. -
Tw�j dziadek je�dzi� na kongresy
medyczne...
- Jak tata?
- Tak, jak nasz tata. Czasem
zabiera� ze sob� moj� mam�.
- No to mieli ca�kiem dobrze!
- orzek�a Renata. - A was ze sob�
nie zabierali?
- Raczej nie. By�oby to jednak
zbyt kosztowne. Uwa�ali, �e
dopiero po maturze przyjdzie
czas na takie wyjazdy. No i
dotrzymali s�owa, bo... bo
umo�liwili mi podr� tutaj.
- Ale gdzie wtedy nocowa�a�?
Jak si� urz�dzi�a�?
- Za�atwili mi to znajomi...
Tutejsi. Zaprzyja�nieni z
Antkiem. Z wujem Antkiem.
- Tutejsi? Jugos�owianie?
- Tak - potwierdza Maria nie
patrz�c na c�rk�. �ledzi
wzrokiem sylwetk� narciarza.
Przed chwil� wyl�dowa� w
przeciwleg�ym kra�cu zatoki, a
teraz ponownie sunie w �lad za
motor�wk�. Zostawia na wodzie
podw�jn� smug� bieli, szybko
roztapiaj�cej si� w morzu.
- Mog�aby� chyba teraz
odnale�� tych znajomych?
- Bo�e drogi! - Maria jest ju�
przygotowana na dalsze pytania
dziewczyny. - Po tylu latach?
Nie pami�tasz, �e tu by�a wojna?
Poprzesta� na tych s�owach!
Nie powiedzie� za wiele! Si�ga
po krem, wyciska spor� cz��
zawarto�ci tuby na ramiona.
- Poczekaj, rozsmaruj� ci to,
�eby by�o r�wno. A powiedz, czy
na przyk�ad kolej wtedy du�o
kosztowa�a?
- Kochanie, za du�o ode mnie
wymagasz! - Maria opanowa�a ch��
ofukni�cia c�rki. - Czy mog�
takie rzeczy pami�ta�? By�a
wojna, zmienia�y si� ceny i to
nieraz. Jedno mog� ci powiedzie�
- zdobywa si� na u�miech - �e
tutejsze sreberka i korale
dawniej te� by�y drogie.
- A jakie wtedy by�y pieni�dze
w Jugos�awii?
- Tak�e dinary.
- Takie jak dzi�?
- No nie. Nazwa pozosta�a, ale
mia�y inn� warto��. Ale nie
przypominam sobie, ile co
kosztowa�o - podkre�la Maria,
asekuruj�c si� przed dalszymi
pytaniami upartej jedynaczki.
Ceny by�y inne, bo przecie� i
u nas za mojej pami�ci
zmienia�y si� parokrotnie -
dopowiada samej sobie w my�lach.
- I tutaj tak samo. Przed wojn�
by�y inne ni� podczas wojny.
Potem w partyzantce wszystko
mia�o odmienn� warto�� ni� w
miastach: odzie� i obuwie,
lekarstwa i banda�e, mleko i
chleb. A jak by�o po wojnie, w
czterdziestym �smym? Nie mia�am
g�owy na to, �eby pyta� o ceny.
Teraz jest tu inaczej. Inaczej -
cho� morze pozosta�o r�wnie
pi�kne jak dawniej. Cho� tak
samo pachn� pinie i rozmaryn.
Cho� tak samo zagadkowo majaczy
na horyzoncie wyspa Hvar.
- Pami�tam tylko, jakie by�o
pierwsze tutejssze s�owo,
kt�rego si� nauczy�am.
- No jakie? Pewnie: dzie�
dobry, do widzenia?
- Nie. Sladoled.
- Lody, prawda? To jakby
s�odkol�d...
- S�odkol�d - Maria z
mimowolnym u�moiechem powtarza
to zabawne s�owo, po czym si�ga
do torby, wyjmuje zegarek. -
Wiesz, �e ju� czas na obiad?
Zbieramy si�!
- Szkoda - wzdycha REnata
przymykaj�c oczy. - Nawet nie
jestem bardzo g�odna w taki
upa�... Ale pi� mi si� chce!
- Jak wejdziemy w ch��d,
apetyt ci wr�ci. Pami�tasz, �e
na dzi� zam�wi�y�Mmy miejscowe
jedzenie?
- Oj, tak... Zobaczymy, co nam
dadz�.
- Nie j�cz. Tu jest smaczna
kuchnia.
- Ale w takim gor�cu
zjad�abym... no, na przyk�ad
zsiad�e mleko z ziemniakami.
Albo omlet z fasolk�. A co oni
w�a�ciwie nam dadz�?
- Czekaj, bo nie wiem, co
w�a�ciwie wybra�y�my. Aha, dla
mnie rondel po bo�niacku.
Dla ciebie cevapcici i ajvar.
- A co to takiego ten rondel
po bo�niacku? - pyta nieufnie
Renata, zgarniaj�c pla�owe
drobiazgi.
- Nie mam poj�cia - odpowiada
szczerze Maria, stwierdzaj�c w
duchu, �e z dawnych lat nie
pami�ta takiej potrawy. - Ajvar
- to sa�atka z papryki. Lubisz
przecie� papryk�. Cevapcici
pewnie b�d� podobne do
bu�garskich kebapczete?
Pami�tasz, jak ci smakowa�y?
- Takie pod�u�ne kie�baski z
siekanego mi�sa, ostre,
pikantne? No to jest nadzieja na
co� jadalnego.
- Obcy kraj poznajemy tak�e
poprzez kuchni�. A p�ki co
mog�aby� poczyta� sobie na razie
ten gruby przewodnik po
Jugos�awii. Jest w twojej
walizce.
- Och, mamu�ku! Lepiej ty mi
co� opowiedz o Jugos�awii!...
- Co ci mam opowiedzie�?
�cie�ka jest w�ska. Renata
id�c za matk� nie widzi jej
twarzy.
- No, jak tu by�o dawniej!
- Naprawd� nie rozumiesz, �e
ja mn�stwa rzeczy po prostu nie
pami�tam? Od tamtych... no, od
tamtej mojej wycieczki min�o
tyle lat! Zreszt� zaraz potem
przysz�a wojna. Zosta�y jakie�
strz�py wspomnie�, z kt�rych nic
si� nie sklei.
M�wi� nieprawd�. Musz� m�wi�
nieprawd�, bo jak inaczej?
Wszystko od�ywa z nieoczekiwan�
wyrazisto�ci�.
Kiedy� w dzieci�stwie pomaga�a
starszemu bratu Antkowi
wywo�ywa� zdj�cia. Martwy
pozornie papier, w�o�ony do
p�sakiej kuwety wype�nionej
odpowiednim p�ynem, zmienia� si�
do niepoznaki: wyst�powa�y na
nim plamy, kontury, zarysy
ludzkich sylwetek. Teraz dzieje
si� podobnie, ca�kiem podobnie
od pierwszego dnia po
przyje�dzie... O co zn�w pyta
c�rka?
- A jak wtedy by�o z piciem?
- Z jakim piciem?
- No, z napojami w takim upale?
- By�y soki owocowe i
znakomita woda mineralna. A
zwyk�a woda... Zauwa�y�a�, jaka
tu dobra woda?
- Najpierw mnie m�czysz,
�ebym, bro� Bo�e, nie pi�a wody
prosto z kranu, a potem pytasz,
czy dobra! - �mieje si� Renata.
- Owszem, pi�am t� wod�. Tak,
du�o lepsza ni� u nas!
- Wtedy te� trudno by�o o
herbat�. Ale tak w�a�ciwie jest
wsz�dzie w tej cz�ci Europy.
Kiedy pojechali�my pierwszy raz
do Bu�garii, w bardzo porz�dnym
hotelu dla turyst�w z Orbisu