2198

Szczegóły
Tytuł 2198
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2198 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2198 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2198 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Monika Warne�ska Pa�ac Dioklecjana Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z "Wydawnictwa Lubelskiego" Lublin 1989 r. Pisa� A. Galbarski, korekty dokona�y: K. Kruk i K. Kopi�ska Akcja powie�ci rozgrywa si� w roku 1974. Wszelkie podobie�stwa do rzeczywistych os�b i wydarze� s� przypadkowe i nie zamierzone. Dzie� drugi Nad ziemi� trwa st�a�y, przyt�aczaj�cy upa�. Morze w p�okr�gu zatoki mieni si� p�ynnym szafirem. Im dalej od brzegu, tym bardziej jest nieruchome i b��kitne. Tu� u horyzontu woda roztopiona w srebrzystym blasku zdaje si� ��czy� z niebem. Pinie o d�ugich, mi�kkich ig�ach pachn� �ywicznie jak polskie sosny, ale znacznie mocniej. Skrawkiem cienia os�aniaj� kobiet�, kt�ra przesun�a si� bli�ej drzew. Nie trzeba tutaj �adnych pla�owych parasoli - pomy�la�a. - Wystarcz� te sosny. Leciutki, nik�y powiew wiatru przyni�s� fal� aromatu ro�lin. Mi�ta i macierzanka. Mo�e lawenda? Nagrzane s�o�cem dzikie zio�a zdaj� si� dymi� odurzaj�cym zapachem. Zatrzeszcza� sucho �wierszcz. Po chwili metalicznym, dzwoni�cym g�osem odezwa�a si� pojedyncza cykada. Gwar dobiega od strony morza, ale nie dokucza. Znakomite jest to miejsce na samym skraju pla�y - ustronne, zapewne rzadko odwiedzane przez ludzi pra��cych si� z upodobaniem w zak�tkach bardziej nas�onecznionych. I nawet jest tu piasek, co prawda, gruboziarnisty. Nie taki jak u nas - my�li kobieta, przesypuj�c od niechcenia w palcach �wirowate grudki. Ale zawsze to piasek, nie kamieniste ska�y, kt�rych pe�no jest wsz�dzie tutaj. Na ca�ym wybrze�u... �wierszcze graj� coraz dono�niej. Zio�a pachn� jak na odleg�ych le�nych polanach. S�o�ce podesz�o bli�ej. Kobieta wspar�a twarz na d�oniach i patrzy wyt�aj�c wzrok. Patrzy tam, gdzie morze ��czy si� z niebem; gdzie ledwie uchwytn� mgie�k�, pasmem szaro�ci w gor�cym blasku, bardziej przeczuta ni� dostrzegalna spoczywa w s�o�cu wyspa Hvar. - Nie mo�na d�ugo le�e� na s�o�cu z go�� g�ow�. W�� kapelusz i okulary! Ten g�os odezwa� si� tak wyra�nie, �e kobieta drgn�a zaskoczona. Rozgl�da si� wok� - nikogo obok nie ma. G�os �w odezwa� si� z g��bi jej w�asnych wspomnie�. Jest mu pos�uszna. S�o�ce bowiem rzeczywi�cie zagarnia ocienion� przestrze�, na kt�rej rozpostar�a k�pielowe prze�cierad�o. Pierwszego dnia trzeba uwa�a� na s�o�ce i na wod�... - przypomnia�a sobie s�yszane niegdy� przestrogi. Pierwszego dnia, czyli wczoraj, by� sen. Przede wszystkim sen. D�ugi i �apczywy, jak gdyby jedna noc mia�a wyr�wna� wszystkie dotychczasowe zaleg�o�ci w wypoczynku. Obudzi�a si� p�no z lekkim b�lem g�owy i uczuciem t�pego oszo�omienia, kt�re ust�pi�o dopiero pod wiecz�r. Z ulg� starannie tajon� zgodzi�a si�, aby c�rka sama dokona�a rekonesansu w terenie. Rado�� i ciekawo�� dziewczyny, jej podniecenie wobec urok�w pierwszy raz widzianego miejsca - to wszystko by�o zrozumia�e, ale m�cz�ce. - Zaczekaj na mnie z k�piel�! - upomina�a. Renata przyrzek�a to solennie i umkn�a, nieomylnie znajduj�c w�r�d g�stej zieleni �cie�k� na pla��. Mia�a wr�ci� za godzin�. Maria tymczasem rozpakowa�a walizki, zawiesi�a w �ciennych szafach letnie fata�aszki, u�o�y�a w szufladach kosmetyki i inne drobiazgi. Potem rozstawi�a le�aki na balkonie i usiad�a, by odetchn�� spokojnie. Wtedy dopiero w�r�d zapachu nagrzanej s�o�cem zieleni, dzwoni�cej muzyki owad�w zobaczy�a ca�e pi�kno krajobrazu. Tu� za g�stym pasmem k�dzierzawej zieleni rozci�ga si� nieruchome morze. B��kitne jak akwamaryna w dawnym dziewcz�cym pier�cionku. Ska�y zbiela�e od s�o�ca b�yszcz� o�lepiaj�cym blaskiem. Pasmo kamieni tworzy cypel odcinaj�cy si� szaro�ci� na tle wody. W zatoce przy brzegu rojno od ludzi. Wrzawa i �miech, pstrokacizna kostium�w. Tu i �wdzie materace ko�ysz�ce si� na falach. Sunie ma�y stateczek, wygl�daj�cy z tej odleg�o�ci jak zabawka. A tam daleko, tu� pod horyzontem... Spojrza�a na map� pod szk�em os�aniaj�cym cz�� blatu pod�u�nego stolika. Tak, to Hvar. C�rka wr�ci�a o�ywiona i ju� pe�na wra�e�. Jednym tchem opowiada�a o pla�y, o biegn�cej tu� nad ni� ulicy, kt�r� wszyscy nazywaj� promenad� i oczywi�cie o morzu. Przekroczy�a zakaz, wskoczy�a do wody, o czym �wiadczy�y mokre kosmyki w�os�w. Ale Maria nie umia�a si� na ni� gniewa�. Napomina�a tylko: - Musisz uwa�a�, kochanie, tu s� ska�y i kamienie na dnie! Sama, ku zdumieniu Renaty, nie chcia�a k�pa� si� pierwszego dnia. Zbyt mocny by� �w nawyk zachowany z przesz�o�ci. A mo�e sam instynkt ostrzega� przed niebezpiecze�stwem zbyt gwa�townej zmiany nag�ego przeskoku w inny klimat. Czy aby tylko w inny klimat?... Posz�a na pla��, przyjrza�a si� jej z bliska. Znalaz�a na uboczu ten w�a�nie zak�tek, w kt�rym usadowi�y si� dzi� obydwie. Nie pozwoli�a c�rce, mimo jej protestu, na zbyt d�ugie pozostawanie w wodzie. Niewiele jad�y tego pierwszego dnia. Jednej przeszkadza� nat�ok wra�e�. Drugiej - dziwne oszo�omienie, kt�re wr�ci�o ze spot�gowan� si�� po po�udniu. Odbywa�a wieczorne czynno�ci w zwolnionym tempie - i wszystko, co dzia�o si� wok�, dociera�o do niej powoli jak przez mg��. - Wida�, mamo, �e jeste� zm�czona - zauwa�y�a Renata ziewaj�c mocno. - Zreszt� to taki przeskok! W Warszawie by�o najwy�ej siedemna�cie albo osiemna�cie stopni. A tu prawie trzydzie�ci! Zjad�y lekk� kolacj� i po�o�y�y si� wcze�nie spa�. Dzi� Maria obudzi�a si� jak nie ta sama. - Inaczej wygl�dasz - powiedzia�a jej c�rka przy �niadaniu. - Jeszcze jeste� nieopalony bledziuch. Ale wczoraj mia�a� pod oczami takie ciemne ko�a jak po chorobie! - Rzeczywi�cie znacznie lepiej si� czuj� - przyzna�a. - Widocznie oswoi�am si� z tutejszym klimatem. Od razu po �niadaniu wyruszy�y na pla��. Maria zabra�a dwie ksi��ki od�o�one na urlop. Obie le�� w zasi�gu r�ki. Ich w�a�cicielka patrzy wci�� na morze, w kierunku wyspy Hvar - i powtarza w my�lach nazwy jak przesuwane w palcach kamienie naszyjnika: Budva, Kotor, Kastel Nuovo, Dubrovnik, Cavcat, Makarska, Trogir, Split... Split... Przymkn�a oczy. - Morele, �wie�utkie morele! Pi�kne, dojrza�e! - zabrzmia� w pobli�u g�os kobiecy. Niem�oda wie�niaczka o czerstwej, ogorza�ej twarzy podsuwa koszyk pe�en owoc�w. Maria ju� chce odm�wi�, ale morele wygl�daj� zbyt kusz�co. Dorodne, rumiane z jednej strony, z drugiej ��te jak mi�d. - Ile kosztuj�? - spyta�a. Nie by�y tanie. Lecz aromat owoc�w przypomina podobne morele dojrzewaj�ce niegdy� obok pewnego domu obro�ni�tego winoro�l�... - �wie�utkie! - zachwala kobieta u�miechaj�c si� �yczliwie. - Z w�asnego ogrodu. Niczym nie skrapiane, �adnych chemicznych �wi�stw nie u�ywamy. Jedzcie na zdrowie! Maria si�gn�a do portmonetki. Zap�aci�a pieni�dzmi, kt�re mia�y tak� nazw� jak przed laty. Wie�niaczka z podzi�kowaniem ruszy�a dalej w poszukiwaniu innych amator�w moreli. I wtedy Maria nie bacz�c na to, �e owoce s� nie myte, zatopi�a z�by w soczystym, wonnym mi��szu. Morele by�y rzeczywi�cie znakomite. Smakowa�y jak dawniej. Jedz�c wpatrywa�a si� uwa�nie w morze. Od wyspy Hvar powr�ci�a spojrzeniem znacznie bli�ej - tam, gdzie ko�ysz�ce si� na falach czerwone boje wyznaczaj� bezpieczn� lini� dla p�ywak�w. Zmieni�a nawet okulary, �eby lepiej widzie� srebrzyst�, rozmigotan� w s�o�cu przestrze�. Nim pojawi�a si� wie�niaczka z morelami, wida� by�o wyra�nie na powierzchni wody czerwon� plamk� k�pielowego czepka. Teraz ani �ladu. Maria os�oni�a d�oni� oczy. Patrzy, nie mog�c opanowa� niepokoju, o kt�ry z�a jest sama na siebie. Czeg� w�a�ciwie si� boi? Renata p�ywa jak ryba! W morzu pe�no ludzi. S� ratownicy na �odzi. A jednak... Gdzie� si� podzia�a ta niedobra dziewczyna?! Buczenie motor�wki, za kt�r� mknie narciarz wodny. Na falach wida� podw�jny warkocz pian, kt�re po chwili stan� si� bia�awymi smugami, zanim roztopi je morze. Narciarz mknie coraz dalej, zapewne w kierunku Hvaru. Maria powiod�a za nim spojrzeniem, potem znowu wyt�y�a wzrok a� do b�lu. I nareszcie odetchn�a z ulg�. Czepek barwy koralowej widoczny by� wyra�nie i niezbyt daleko. Pomacha�a r�k�. No, nareszcie! Widocznie dziewczyna dostrzeg�a przyzywaj�cy gest matczynej d�oni. Sunie do brzegu, przecinaj�c wod� miarowymi ruchami ramion. Rozmawia z kim�, kto p�ynie obok. Jest coraz bli�ej. Maria z westchnieniem mimowolnej ulgi si�gn�a po jeszcze jedn� morel�. Rozs�dek nakazywa� op�ukanie owoc�w, ale pachnia�y tak wspaniale, �e nie mog�a oprze� si� pokusie dotkni�cia wargami leciutkiego meszku na ��tawej sk�rce. Na pewno s� prosto z sadu - rozgrzesza�a sam� siebie. �wirowaty piasek trzeszczy leciutko pod dotkni�ciem bosych st�p. Renata biegnie zwinnie jak �rebak. - Wo�a�a� mnie, mamo? - No tak. Nie chcia�am, �eby� zapuszcza�a si� daleko. - Do kogo ta mowa? Przecie� nie wyp�yn�am poza boje. Morze fantastyczne! Fala w sam raz - tylko si� po�o�ysz i ju� niesie. A s�one! Ani por�wnania z naszym - Renata dotyka warg koniuszkiem j�zyka. - P�jdziesz do wody? - Tak, je�li posiedzisz przy tym naszym kramie. - Trudno, po�wi�c� si�. Ty� i tak straci�a wczorajszy dzie�! - Wcale nie straci�am. Nigdy nie k�pi� si� pierwszego dnia po przyje�dzie. Tak samo by�o w Bu�garii i w Gagrze. I nad naszym morzem. Pami�tasz? - Bo sobie wymy�li�a� teoryjk� o jakiej� adaptacji, aklimatyzacji, B�g wie o czym! - prychn�a Renata, wyci�gaj�c si� na r�czniku. - A przy tutejszym morzu wysiadaj� wszystkie Z�ote Piaski i Gagry! Cieplejsze i jeszcze lepiej si� w nim p�ywa. Prawdziwa bajka! Szkoda ka�dej godziny poza wod�! - Chcesz co� zje��? - Nie, raczej pi�. Zaraz si� rozejrz� za jak�� col�. O, morele! - spostrzeg�a torb� stoj�c� w cieniu. - To nasze? - Oczywi�cie. Tylko trzeba je najpierw umy�. Rozejrzyj si�, czy nie ma tu jakiej stuezienki albo wodoci�gu. Mo�e tam, gdzie prysznice? - Och, nie przesadzajmy! - Renata si�gn�a po dojrza�y owoc. - Takie pi�kne, �e im nie daruj�. Sk�d je wzi�a�? - Kupi�am od jakiej� babki prosto z kosza. Podobno s� niczym nie skrapiane, ale kto mo�e wiedzie�? - Wspania�e! - Mo�e jednak lepiej umy� je na wszelki wypadek. - O Bo�e! Mamu�ku, nie nud�! Zjem jeszcze jedn�, a z reszt� p�jd� pod wod�. To i tak nie ma sensu, bo mo�e ju� si� czym� zatru�y�my? - Nie opowiadaj! - A ty nie strasz! Na razie musz� chwil� pole�e�. Co za rozkosz! Renata z westchnieniem k�adzie si� na plecach. - Morze, jakiego u nas nie ma! Owoce, jakich u nas nie ma - mruczy p�g�osem. - I pogoda - istny cud! Cz�owiek nareszcie sobie u�yje za wszystkie czasy. Pomy�l, �e mog�yby�my tkwi� jak neptki w tym g�upim Sopocie! Dlaczego ty w�a�ciwie nie lubisz Jugos�awii? Maria drgn�a zaskoczona. - Co ci si� zwiduje? - odpar�a powoli. - Dlaczego mam nie lubi� Jugos�awii? - Nic mi si� nie zwiduje, tylko s�ysza�am, jak tata ci t�umaczy�, �e warto, �e trzeba, �e koniecznie. A ty si� z pocz�tku upiera�a�, �e nie! Do takiego kraju? Nad takie morze?! Uk�ucie gdzie� w okolicy serca. Nie patrz�c w oczy c�rce si�gn�a do torby. - Czego szukasz? Tej pianki do opalania? Jest tutaj, w bocznej kieszeni. Chcesz, to ci nasmaruj� plecy. Ale mia�a� przecie� teraz i�� do wody? - P�jd�... no, p�jd� za chwil� - b�ka Maria. Siedzi odwr�cona ty�em do c�rki, kt�ra powleka jej plecy i ramiona warstewk� p�ynnego, pachn�cego kremu. Lepiej, �e Renata nie widzi jej oczu. - Mia�am po prostu inne plany. A to przysz�o tak nagle... Tak. To wszystko przysz�o nagle i nieoczekiwanie. Przed miesi�cem nie przypu�ci�aby, �e wraz z jedynaczk� znajdzie si� na adriatyckim wybrze�u, w kraju tysi�ca w�asnych wspomnie� i dawnych prze�y�, zamkni�tych na wszystkie spusty, zapiecz�towanych, a jednak ci�gle �ywych... Zanosi�o si� na to, �e letni urlop sp�dz� albo w zaiksowym domu w Sopocie, albo w o�rodku Polskiej Akademii Nauk w Mi�dzyzdrojach. Przymierzali si� do W�och, ale okaza�o si�, �e o kolejnej wymarzonej podr�y nie ma mowy wobec konieczno�ci odk�adanego ju� dwukrotnie remontu mieszkania. - Sp�dzimy to lato w kraju - postanawia� Marcin. - A potem zabierzemy Reni� na pomaturalne w�oskie w�drowne wakacje. Mo�e uda si� nam posiedzie� na Sycylii - mam tam znajomych.. Mia� znajomych w r�nych krajach �wiata. Spotyka� ich na kongresach naukowych. Parokrotnie w ostatnich latach go�cili u siebie zaprzyja�nionych cudzoziemc�w. Dlatego r�wnie� polany wycieczek zagranicznych we tr�jk� stawa�y si� bardziej realne. Pod gumowymi pantoflami szele�ci �wirowaty piasek, nie tak mi�kki jak na Helu czy w Jastarni, zawsze jednak lepszy ni� kamie�. To by� przedmiot nieszkodliwych przekomarza� pomi�dzy ni� a rodze�stwem Dravcici�w: - Nasz Ba�tyk nie jest taki niebieski jak Adriatyk. Ale mamy cudne pla�e i mi�ciutki piasek, i zielone pag�rki, a u was kamie� i ska�y na brzegu! - Ale gdzie znajdziesz tak� wspania�� wod� i taki krajobraz? - pyta� S�awek. Vesna usi�owa�a �agodzi� lub rozs�dza� sp�r: - Jedno i drugie jest pi�kne. Tamto morze jest bardziej p�nocne, wi�c ma inn� urod�. Mo�e kiedy� ludzie co� wymy�l�, technika p�jdzie naprz�d. Wtedy przywieziemy troch� waszego ba�tyckiego piasku na nasze pla�e, a od nas do was troch� ciep�ego klimatu... Technika posz�a naprz�d, �wiat sta� si� bli�szy. Skaliste urwiska i pustkowia nadmorskie obros�y mn�stwem pensjonat�w, hoteli, o�rodk�w wypoczynkowych. Tu i �wdzie na kamienne wybrze�e nawieziono grub� warstw� piasku. Dobre i to. Uroki krajobrazu pozosta�y. I morze, morze!... Pozosta�o takie samo, cho� coraz cz�ciej m�wi si� o jego zanieczyszczeniu. Znajomi, kt�rzy odwiedzili par� lat temu Herceg Novi narzekali: - Wyobra�cie sobie, �e w pewnych godzinach spuszczaj� �cieki do morza! Wytrzyma� wtedy nie mo�na na pla�y, taki zaduch! - �le trafili�cie - odpowiedzia� kto� inny. - My byli�my w Budvie. Tam nic z tych rzeczy! Powietrze jak kryszta�, morze pi�kne, czyste... Herceg Novi nazywa�o si� niegdy� Castel Nuovo. Strz�py na wp� zatartych wspomnie� i obraz�w: jakie� mury warowne, twierdze i bramy zabytkowe. Budva - pla�a pod skalistym urwiskiem, kr�te, w�skie uliczki, �redniowieczne ko�cio�y... W Dalmacji powietrze jest czyste, pachnie balsamicznie. Morze wabi przejrzysto�ci�. �agodne odbicie stop� od kamienistego dna. Ramiona zaczynaj� pracowa� r�wno, rytmicznie. Renata ma s�uszno��: woda jak bajka! - Po�� si� na plecach. Odpocznij, mamy czas! - m�wi� S�awek. Nie by�a wcale zm�czona: wydawa�o jej si�, �e mo�e p�yn�� daleko, daleko - cho�by do samej wyspy Hvar, kt�ra majaczy na horyzoncie. Powiedzia�a to na g�os. - Ale�, Maryjko, co ty m�wisz! Hvar jest daleko. Nie da�aby� rady! Obr�ci�a si� na plecy. Ma ponad sob� p�okr�g nieskazitelnego nieba bez jednej chmurki. S�awek znik� z powierzchni wody, tylko w miejscu, gdzie pod ni� zapad�, woda marszczy si� drobniutk� fal�, potem wida� na niej banieczki powietrza. Maryjka czuje niepok�j, cho� wie, �e on �wietnie p�ywa. Co� przewin�o si� ko�o n�g, poczu�a leciutkie uderzenie w stop�. - Ach, niegodziwiec! Chcia� mnie przestraszy�. Wie, �e boj� si� rekin�w, o kt�rych wci�� tutaj ludzie gadaj�. On tymczasem wy�oni� si� na powierzchni� i ze �miechem �apie oddech. - Ba�a� si�? �al mi si� ciebie zrobi�o! Pop�yn�� najpierw tam, gdzie ko�ysz� si� boje. Potem troch� dalej, ale nie za bardzo, bo jednak ratownicy mog� wlepi� grzywn�. P�yn� teraz oboje blisko siebie, maj�c przed oczyma zamglony, jak gdyby nierzeczywisty Hvar - wysp� pachn�c� lawend�, wysp� z bajki, o kt�rej opowiada�a Vesna. Wysp�, na kt�rej - cho� Maryjka o tym jeszcze nie wie - stanie si� to, co musia�o si� sta� pomi�dzy nimi dwojgiem... - Mamo, co tu tak pachnie? - Renata poci�ga nosem. - Jak w "Herbapolu". - Chyba rozmaryn albo lawenda. - Rozmaryn? Co� takiego ro�nie naprawd�? - Oczywi�cie. Dlaczeg� by mia�o nie rosn��? - Nigdy nie widzia�am na oczy rozmarynu - stwierdza dziewczyna, wystawiaj�c na s�o�ce zgrabne, szczup�e nogi. - By�a jaka� stara jak �wiat piosenka o rozmarynie, prawda? Bardzo retro. Ale kto by pomy�la�, �e naprawd� jest takie ziele... Maria u�miecha si� z pob�a�liw� wyrozumia�o�ci�. No tak - rozmaryn pod ch�odniejszym niebem Polski ro�nie g��wnie w doniczkach. I nikt nie wije teraz �lubnych wiank�w z rozmarynu. Przed wojn� �piewano cz�sto �o�niersk� piosenk� o rozmarynie i dziewczynie. Nuci�a sobie jej s�owa w czasach, gdy Polska wydawa�a si� bardzo odleg�a (pomy�le�, �e teraz dwie i p� godziny tylko trwa lot z Warszawy do Belgradu lub Zagrzebia!) - Kiedy doko�a rozbrzmiewa�a s�owia�ska wprawdzie, lecz odmienna mowa; kiedy nie wiedzia�a, czy prze�yje, czy wr�ci do kraju. A bukiet �lubny, skromny jak ca�a uroczysto��, ju� przecie� wojenna, przetykany by� szarozielonymi ga��zkami rozmarynu. Cho� niepozorne, pachnia�y prze�licznie. W p�mroku i powadze ko�cielnego wn�trza, w�r�d zapachu wystyg�ych kadzide� i i m��cego blasku s�o�ca s�cz�cego si� przez barwne witra�e, my�leli oboje o tym samym - zanim z ust obojga pad�o po kolei wypowiedziane s�owo "Tak". My�leli, �e los ich sobie przeznaczy� na zawsze... Dzie� trzeci - Mamo, obieca�a�, �e dzi� zajrzymy do sklepik�w? Wiesz, przedwczoraj, kiedy sen tak ci� zmorzy�, zrobi�am b�yskawiczny rajd po tych kramach. - Przej�� si� mo�emy, ale raczej platonicznie - odpowiada Maria zdejmuj�c ciemne okulary. - Sprawunki dopiero kiedy tata przyjedzie. - Jaka� ty bezlitosna! - A jaka mam by�? Z konta wzi�am niewiele - wiesz, �e oszcz�dzamy na W�ochy. Ojcu zap�ac� dopiero po zako�czeniu wyk�ad�w. Ciesz si�, �e jeste�my gratis w takim pi�knym miejscu. Sprawunki nie s� najwa�niejsze. - Ojej, nie truj, mamo! Przecie� to wakacje, a cz�owiek jest cz�owiekiem! - Zgoda. I dlatego, m�j cz�owieku, jedn� rzecz kupimy dzi� - gumowe pantofle dla ciebie, takie jak moje. Szuka�am ich w Warszawie, ale ty musisz mie� wi�ksze ni� ja, a du�ych nigdzie nie by�o. - Takie rzeczy kupuje si� u nas zim�. - Sk�d mog�am zim� wiedzie�, �e tu przyjedziemy? - A w og�le przesada! Po co mi gumowe kapcie? - Nie chc�, �eby� si� k�pa�a na bosaka. - Kiedy ja ju� si� przyzwyczai�am do tego kamienistego dna. - Nie chodzi o kamienie, tylko o je�owce. - Eee tam! Wcale ich nie wida�! - Bo nie patrzy�a�. Je�li nast�pisz na takie stworzenie i zostanie ci w nodze cho�by kawa�ek kolca, b�dziesz mia�a ca�y pobyt zepsuty. Skaleczenie ig�� je�owca paskudzi si� i ropieje. Renata ju� ma odpowiedzie� po swojemu, czyli przekornie, ale matka dodaje: - Pami�tasz tego pasa�era z samolotu? Rozmawia�am z nim wczoraj przed hotelem. - Ten z orbisowskiej wycieczki? Okula� teraz i ku�tyka. - A wiesz dlaczego? Mia� pecha: nast�pi� w wodzie na je�owca. Pyta�, czy nie wiem przypadkiem, gdzie jest apteka. W o�rodku orbisowskim jest ambulatorium, ig�� mu wyj�li, zdezynfekowali, ale musia� jeszcze kupi� jakie� leki. Przez par� dni b�d� mu robi� opatrunki, a k�piel zabroniona. Potrzebne ci to? - Poddaj� si� - westchn�a Renata. - Ostatecznie mog� p�ywa� w kapciach. Wiesz co, mamu�ku? Ko�o kramiku, gdzie s� r�ne "pla�owizny", widzia�am sklep ze sreberkami i z koralami... - Ju� widz�, ile kosztuj�. - P�jdziemy chocia�by popatrze�, powzdycha�, co by kupi�, gdyby mo�na by�o... - Popatrze� - owszem. Na razie nic wi�cej. - Sama powiedzia�a� "na razie"! - Nie �ap mnie za s�owa! Dopiero co przyjecha�a� i ju� chcesz robi� sprawunki? - Nic nie chc�, tylko �eby�my tam posz�y. Te sreberka s� ca�kiem inne ni� nasze. Delikatne jak koronka. - Tak, to filigrany. - Filigrany? - powt�rzy�a Renata z niedowierzaniem. - Przecie� jak kto� jest ma�y i drobny, to m�wi si�, �e filigranowy! - Ale jest te� taka technika obr�bki srebra, kt�ra nazywa si� filigran. Widzia�am... - Urwa�a na moment. - Widzia�am te� takie filigrany weneckie. A tu na pewno je na�laduj�. Do W�och przecie� niedaleko. - Mo�liwe - zgodzi�a si� Renata. - I s� tam te� korale ca�kiem podobne do w�oskich. Wiesz jakie? Czerwona "sieczka". Pami�tasz? Przywi�z� mi tak� kiedy� wujek Janek. I bia�e korale okr�g�e. - Toczone. - Tak. Niby nic, ale istne cudo. Tak na oko po prostu bia�e (raczej mleczne - poprawia w my�lach Maria). Jak spojrze� uwa�nie, przy s�o�cu, to wida�, �e s� troch� r�owe, jak gdyby mia�y delikatne �y�ki. Widzia�a� takie bia�e korale, Mamo? - Owszem, widzia�am - potwierdza Maria po kr�tkiej pauzie. - Kiedy� w Desie na Nowym �wiecie by� taki sznurek... - Zhobaczy� je mo�na. Okropnie mi si� spodoba�y. - Nie tylko tobie - te s�owa Maria wypowiada w my�li. G�o�no dodaje: - Oczywi�cie, poogl�damy je dzisiaj. I tak przecie� musimy i�� na poczt�, wys�a� kartki. Stamt�d chyba p�jd� szybciej ni� z hotelu. M�wi�c to rysuje na �wirkowatym piasku jaki� wz�r, ornament, kt�ry przywo�a�a pami��. Naszyjnik ze srebra, kt�rym nie zd��y�a si� nacieszy� - ile� razy go nosi�a? Najwy�ej dwa lub trzy - ozdobiony by� takim w�a�nie dziwnym wzorem ze spiral. Gdyby mia�a pod r�k� o��wek i kartk� papieru, mog�aby go odtworzy� dok�adnie - ale po co? Zatar�a jednym ruchem r�ki nieudolny rysunek i pomy�la�a o ma�ym zawini�tku, spoczywaj�cym g��boko w najni�szej szufladzie biurka. Nie zagl�da�a do niego od dawna. Unios�a g�ow�. Spojrza�a na morze. - Zostaniesz tu chwil�? Id� do wody. Renata potwierdza niewyra�nym mruczeniem, wystawiaj�c twarz do s�o�ca. Najpierw jest ca�kiem p�ytko, ledwie po kolana. Potem dno raptownie cofa si�. Jeden krok - i ju� woda si�ga do szyi. Maria p�ynie, omijaj�c zasadzki kamieni. W przejrzystej wodzie wida� sp�oszone rybki, ma�e jak palec, i ciemnozielone, prawie czarne krzaczki wodorost�w. Na wargach smak soli. Leciutki wiatr muska twarz �agodnym dotkni�ciem. Na brzegu i na wodzie s�ycha� gwar i wrzaw� ludzkich g�os�w - ale to nie przeszkadza. Dla wszystkich w morzu starcza miejsca. Mo�na p�yn�� i p�yn��... Ach, jak dobrze! - Wcale nie straci�a� formy - przyznaje �askawie Renata, kiedy matka wyci�ga si� zn�w ko�o niej. - W Bu�garii p�ywa�a� chyba tak jako� bardziej nerwowo, nier�wno, a teraz ca�kiem spokojnie. Kiedy w�a�ciwie nauczy�a� si� p�ywa�? - Och, bardzo dawno. M�j ojciec �wietnie p�ywa� i wszystkich nas do tego zach�ca�. M�wi�, �e nie ma lepszej odtrutki na zm�czenie, zw�aszcza przy siedz�cym trybie �ycia, ni� sporty wodne, wycieczki g�rskie latem, no i narty albo przynajmniej �lizgawka zim�. - Wiedzia�, co dobre - westchn�a Renata, k�ad�c si� na brzuchu. - Ale nurkowa� chyba nie lubisz? - Nie za bardzo - przyznaje Maria. - Zreszt� po wojnie przez par� lat nie wyje�d�a�am nad morze, wi�c... Urywa raptownie. Zagalopowa�am si�! Renata ze swoj� w�cibsk� dociekliwo�ci� gotowa zacz�� od razu wypytywanie: a dlaczego? Jak jej wyt�umaczy�, �e d�ugo nie wyje�d�a�a ani nad morze, ani w g�ry; �e nie mia�a �adnego urlopu, bo... Dziewczyna jednak widocznie przeoczy�a szpar� uchylon� w furtce otwieraj�cej przesz�o��. Si�ga po olejek i pyta: - Skaka�a� kiedy? - Pr�bowa�am jeszcze w szkolnych latach, ale na basenie z trampoliny. Nad morzem nie. - Dlaczego? - Nad naszym morzem trudno skaka�. Tu... tu ba�am si�, to znaczy - ba�abym si�. Kamienie na dnie... ...S�awek skaka� do zatoki na brzegu Hvaru. No, ale by� znakomitym p�ywakiem. Ponadto zna� w tym zak�tku wybrze�a ka�d� podwodn� szczelin�, ka�dy g�az i od�am skalny. Mo�na by�o sprawnie p�ywa� w basenie, w Wi�le i w Ba�tyku, a tak�e w Adriatyku, a potem tak bardzo ba� si� przeprawy rzecznej podczas pewnej wojennej nocy! - Umiesz p�ywa�? - pyta pos�pny, ma�om�wny przewodnik, mierz�c bystrym spojrzeniem tych, kt�rzy maj� sforsowa� rzek�, aby dosta� si� na jej przeciwleg�y brzeg. Padaj� potwierdzenia. Maria r�wnie� m�wi: - Tak. - Uwa�ajcie, rzeka wezbrana. Mog� by� trudno�ci. Poprowadzimy was brodem. Tak b�dzie �atwiej, ale dno �liskie. Niewykluczone, �e kto� mo�e straci� grunt pod nogami. Koniecznie trzyma� si� liny - no i nie wpada� w panik�! Innej drogi nie ma. Mosty pozrywane. Niemcy depcz� nam po pi�tach. Mo�e b�dziecie musieli kawa�ek przep�yn��... Noc g��boka, bezksi�ycowa. Tym lepiej - ciemno�� os�ania id�cych. Tym gorzej, bo trzeba st�pa� ostro�nie, aby nie skr�ci� lub nie zwichn�� nogi - tego jeszcze by tylko brakowa�o! ...Id� g�siego przez las pachn�cy mchem i ple�ni�. Drobny, przedwiosenny deszczyk zaczyna si�pi�, potem m�y, rozwiesza g�st� zas�on� wilgoci, stopniowo przenika zimnem a� do ko�ci. Ka�dy ma uwa�a� na poprzednika - nie zgubi� si�, nie straci� z oczu jeden drugiego. Maria co chwila przymyka powieki a� do b�lu. Okulary przezornie zdj�a. Co chwila tr�cona ga��� przesuwa si� po twarzy s�abszym lub mocniejszym smagni�ciem. Najlepiej by�oby i�� �a�cuchem, trzyma� si� jedno drugiego. Ale to niemo�liwe - stromizna, nier�wna �cie�ka, �lisko. Uwa�a�, nie przewr�ci� si�! Las szele�ci miarowo. Z jego szmerem ��czy si� inny, coraz wyra�niejszy szum rzeki. Ju� j� wida�, a raczej s�ycha�, bo w mroku trudno dostrzec wod�. Kr�tki b�ysk latarki wydobywa na moment z g��bokiej ciemno�ci grzbiety sk��bionych, prawie czarnych fal. Dwa brzegi zaczynaj� rozmow� - b�ysk �wiat�a, sygna� gwizdka, um�wione znaki, ledwie dos�yszalne w�r�d szumu rzeki, w�r�d szmeru przyspieszonych oddech�w ludzkich. Maria potyka si� raz i drugi, po czym staje. Staj� zreszt� wszyscy, kilkunastu w�drowc�w, z kt�rych nie zna nikogo. Zatrzymawszy si�, od razu czuje, jak bardzo jest zm�czona. Dop�ki sz�a, by�o lepiej. A teraz - o Bo�e, nie wiedzie� co odda�aby za to, �eby nie i�� ju� nigdzie, wyci�gn�� si� cho�by tutaj, na tym wilgotnym brzegu, na kamieniach lub mokrych li�ciach - i spa�, spa�... Ale o tym nie ma mowy. Za chwil� s�ycha� rozkaz: - Uwaga! Idziemy! Nurt rzeki wezbra� wiosennym przyp�ywem. Pod r�k� lina twarda, o�lizg�a. Maria trzyma si� jej najpierw jedn� d�oni�, po chwili obur�cz. Dobrze, �e wszystko, co z sob� niesie, ma w plecaku i w nieprzemakalnej torbie, zawieszonej na szyi. - Nie boj� si�, nie boj� si�, nie... - powtarza sama sobie, kiedy ju� ta woda si�ga coraz wy�ej, kiedy parzy ch�odem, wlewa si� do wysokich but�w, si�ga po pier�, prawie do szyi. - Nie boj� si�... Przecie� w razie czego mog� p�yn��, mam obydwie r�ce wolne!... Krok za krokiem. Jeszcze jest grunt pod stop�. Lina zadr�a�a i chybocze napr�ona jak struna. Kto� na przodzie po�lizgn�� si�. Kr�tki, zd�awiony krzyk. Woda si�ga znowu wy�ej. Coraz trudniej utrzyma� r�wnowag�. Ta droga chyba nigdy si� nie sko�czy! LIna znowu zadygota�a. Kto� id�cy za Mari� mruczy dosadne przekle�stwa. Nie po�lizgn�� si�, nie wypu�ci� zbawczej liny! S�ycha� g�osy ludzkie - wi�c mo�e ju� drugi brzeg?! Pachnie las, �ywica, mokry mech. Woda si�ga do ramion. Znowu g��biej. Jaka� dziura na dnie. Dalsze dwa, trzy kroki, niezdarne, cz�api�ce. Niewiarygodne, �e to koniec! Spojrzenie ku niebu: ksi�yca ani �ladu. Lepiej, �e go nie ma. Wida� gwiazdy - zamglone, blade, ledwie dostrzegalne... Dobrn�li wszyscy. Czyje� pomocne d�onie wyci�gaj� Mari� na brzeg. Kto� do niej co� m�wi - ale przesta�a rozumie� znajomy ju� przecie� j�zyk chorwacki. Dygoce jak w febrze. Nie mo�e wydoby� z gard�a ani s�owa. Przytkni�to jej do ust blaszany kubek. Jest w nim p�yn ostry, pal�cy. Zakrztusi�a si�, zach�ysn�a. Kaszle, nie mog�c z�apa� oddechu. Dalekie przypomnienie: dziecinne grypy, anginy, bronchity - nacieranie plec�w spirytusem kamforowym. Zapach domowej nalewki, podawanej z okazji �wi�t i uroczysto�ci: aromatyczny p�yn, kt�ry dzieci mog�y najwy�ej pow�cha�. Dopiero kiedy podros�y, wolno im by�o skosztowa� "kropeleczk�", jak m�wi� ojciec. Przed sam� wojn�... uroczysta kolacja z okazji uzyskania dyplomu przez Antka... Wesele Zosi... wtedy te nalewki... Nie, ju� nie jest przecie� panienk� z profesorskiego domu na Salwatorze w Krakowie... Tamto wszystko min�o, odesz�o w bezpowrotn� przesz�o��. Alkohol zdaje si� przepala� gard�o. - Niezwyczajna. Za mocne dla niej! - m�wi kto� w j�zyku, kt�ry Maria zaczyna znowu rozumie�. - Trzeba - odpowiada kto� inny. - Po takiej k�pieli! W�a�nie dlatego, �e niezwyczajna... Przewodnicy ponaglaj�. Jeszcze kilometr marszu w mokrej odzie�y - potem chata w lesie. Suche �achy, buzuj�cy ogie�, gor�ce mleko do picia. Ju� czekaj� furmanki. Nim �wit rozja�ni niebo, ci z przeprawy znajd� si� u celu - w bazie partyzanckiej. I tutaj kto� nieznajomy odda Mari� w r�ce brodatego m�czyzny. Jak�e� trudno rozpozna� w nim S�awka! Ten kto� powie: - No, macie wasz� �on�, doktorze! Ca�a i chyba zdrowa, cho� nielekko by�o. Zuch dziewczyna! To Polka? Prawdziwa Polka! I dopiero kiedy zostali sami, w ramionach m�a Maria p�acze, w�a�ciwie dr�y, wstrz�sana suchym, gwa�townym szlochem bez jednej �zy. Potem pije znowu pos�usznie gor�ce mleko, cho� mleka nigdy nie lubi�a. S�awek tymczasem g�aszcze jej g�ow� jak dziecku i m�wi p�g�osem: - Cicho, cicho, nie p�acz. Ju� dobrze. Wszystko w porz�dku. Jeste�my razem... Nie na d�ugo, jak okaza�o si� niebawem. Wysz�a na brzeg. Sp�ukuje pod prysznicem nalot soli, jaki morze pozostawia na sk�rze, i pod��a ku c�rce. Dziewczyna le�y nieruchomo, twarz zwr�cona ku s�o�cu. - Bardzo ci� prosz�, w�� okulary! - Nie opal� twarzy, tak jak trzeba. Przecie� oczy mam zamkni�te! - Bardziej dbasz o nos ni� o oczy? Po�� na nich przynajmniej listki! Opali� si� zd��ysz, a po co psu� wzrok? Ostrzega j� tak samo, jak niegdy� ostrzegali j� tamci, S�awek i Vesna, kiedy niewiele starsza od dzisiejszej Renaty, zapewnia�a, z nut� przechwa�ki w g�osie, �e jej twarzy, opalonej s�o�cem zakopia�skiego przedwio�nia, nic nie zaszkodzi. Dziewczyna tym razem us�ucha�a bez protestu. W�o�ywszy okulary wodzi wzrokiem po zatoce. - Ale� nastawiali tych hoteli i dom�w wypoczynkowych! To wszystko nowe? - Przewa�nie. W takim kraju turystyka mo�e przynosi� nie mniejsze korzy�ci ni� we W�oszech. Zreszt� pami�tasz Bu�gari�? Tam te�... - A jak tu by�o dawniej? - Dawniej - to znaczy kiedy? - pyta Maria po kr�ciutkiej przerwie. Odwraca twarz od uwa�nych, dociekliwych oczu c�rki. Pad�o to pytanie. W�a�ciwie musia�o pa��... - No, przed wojn�. Przecie� tu by�a�. Sk�d wie? Kto jej to powiedzia�? Niewa�ne. Patrzy wyczekuj�co. Trzeba wype�ni� t� luk� milczenia, kt�re przeci�ga si� o moment za d�ugo. - By�am, ale bardzo dawno. Zreszt�... nie w tej okolicy. - A gdzie? - Bli�ej... no, bli�ej Dubrovnika. Ale niewiele pami�tam. Min�y przecie� lata od tego czasu. Popatrz, znowu narciarz! Ciekawe, czy to ten sam co wczoraj? Narciarz sunie zdaniem Renaty "bezb��dnie jak anio�" po g�adkiej, prawie nieruchomej powierzchni zatoki. Przez chwil� obydwie z napi�ciem obserwuj� zwinne ewolucje �lizgaj�cego si� po wodzie cz�owieka. Potem z ust dziewczyny padaj� nast�pne pytania: - A to by�a wycieczka? - Co? - No, ten tw�j pobyt w Jugos�awii wtedy przed wojn�? - Co� w tym rodzaju. - To nie by� ob�z studencki? - Nie. Nagroda za matur�. - Fajna nagroda! - wzdycha Renata z zazdro�ci�. - Ile mia�a� wtedy lat? - O rok wi�cej ni� ty teraz. Je�li wszystko dobrze si� u�o�y, za rok b�dziesz mia�a, wiesz co, na pomaturalne wakacje? - Wiem. Przecie� m�wili�cie, �e oszcz�dzacie na to dolce. W�ochy, prawda? Ale do tego czasu okropnie daleko! - Ani si� obejrzysz, jak rok zleci. - Przed wojn� drogo kosztowa�a podr� za granic�? No, chocia�by tu, do Jugos�awii. Przecie� samolotami si� wtedy nie lata�o? - Nie, je�dzi�o si� poci�giem. Widzisz, inny by� wtedy uk�ad cen, inna warto�� polskiego pieni�dza... To naprawd� trudno por�wnywa� - Maria usi�uje lawirowa� rozmow� w bezpieczniejszym kierunku. - Tw�j dziadek je�dzi� na kongresy medyczne... - Jak tata? - Tak, jak nasz tata. Czasem zabiera� ze sob� moj� mam�. - No to mieli ca�kiem dobrze! - orzek�a Renata. - A was ze sob� nie zabierali? - Raczej nie. By�oby to jednak zbyt kosztowne. Uwa�ali, �e dopiero po maturze przyjdzie czas na takie wyjazdy. No i dotrzymali s�owa, bo... bo umo�liwili mi podr� tutaj. - Ale gdzie wtedy nocowa�a�? Jak si� urz�dzi�a�? - Za�atwili mi to znajomi... Tutejsi. Zaprzyja�nieni z Antkiem. Z wujem Antkiem. - Tutejsi? Jugos�owianie? - Tak - potwierdza Maria nie patrz�c na c�rk�. �ledzi wzrokiem sylwetk� narciarza. Przed chwil� wyl�dowa� w przeciwleg�ym kra�cu zatoki, a teraz ponownie sunie w �lad za motor�wk�. Zostawia na wodzie podw�jn� smug� bieli, szybko roztapiaj�cej si� w morzu. - Mog�aby� chyba teraz odnale�� tych znajomych? - Bo�e drogi! - Maria jest ju� przygotowana na dalsze pytania dziewczyny. - Po tylu latach? Nie pami�tasz, �e tu by�a wojna? Poprzesta� na tych s�owach! Nie powiedzie� za wiele! Si�ga po krem, wyciska spor� cz�� zawarto�ci tuby na ramiona. - Poczekaj, rozsmaruj� ci to, �eby by�o r�wno. A powiedz, czy na przyk�ad kolej wtedy du�o kosztowa�a? - Kochanie, za du�o ode mnie wymagasz! - Maria opanowa�a ch�� ofukni�cia c�rki. - Czy mog� takie rzeczy pami�ta�? By�a wojna, zmienia�y si� ceny i to nieraz. Jedno mog� ci powiedzie� - zdobywa si� na u�miech - �e tutejsze sreberka i korale dawniej te� by�y drogie. - A jakie wtedy by�y pieni�dze w Jugos�awii? - Tak�e dinary. - Takie jak dzi�? - No nie. Nazwa pozosta�a, ale mia�y inn� warto��. Ale nie przypominam sobie, ile co kosztowa�o - podkre�la Maria, asekuruj�c si� przed dalszymi pytaniami upartej jedynaczki. Ceny by�y inne, bo przecie� i u nas za mojej pami�ci zmienia�y si� parokrotnie - dopowiada samej sobie w my�lach. - I tutaj tak samo. Przed wojn� by�y inne ni� podczas wojny. Potem w partyzantce wszystko mia�o odmienn� warto�� ni� w miastach: odzie� i obuwie, lekarstwa i banda�e, mleko i chleb. A jak by�o po wojnie, w czterdziestym �smym? Nie mia�am g�owy na to, �eby pyta� o ceny. Teraz jest tu inaczej. Inaczej - cho� morze pozosta�o r�wnie pi�kne jak dawniej. Cho� tak samo pachn� pinie i rozmaryn. Cho� tak samo zagadkowo majaczy na horyzoncie wyspa Hvar. - Pami�tam tylko, jakie by�o pierwsze tutejssze s�owo, kt�rego si� nauczy�am. - No jakie? Pewnie: dzie� dobry, do widzenia? - Nie. Sladoled. - Lody, prawda? To jakby s�odkol�d... - S�odkol�d - Maria z mimowolnym u�moiechem powtarza to zabawne s�owo, po czym si�ga do torby, wyjmuje zegarek. - Wiesz, �e ju� czas na obiad? Zbieramy si�! - Szkoda - wzdycha REnata przymykaj�c oczy. - Nawet nie jestem bardzo g�odna w taki upa�... Ale pi� mi si� chce! - Jak wejdziemy w ch��d, apetyt ci wr�ci. Pami�tasz, �e na dzi� zam�wi�y�Mmy miejscowe jedzenie? - Oj, tak... Zobaczymy, co nam dadz�. - Nie j�cz. Tu jest smaczna kuchnia. - Ale w takim gor�cu zjad�abym... no, na przyk�ad zsiad�e mleko z ziemniakami. Albo omlet z fasolk�. A co oni w�a�ciwie nam dadz�? - Czekaj, bo nie wiem, co w�a�ciwie wybra�y�my. Aha, dla mnie rondel po bo�niacku. Dla ciebie cevapcici i ajvar. - A co to takiego ten rondel po bo�niacku? - pyta nieufnie Renata, zgarniaj�c pla�owe drobiazgi. - Nie mam poj�cia - odpowiada szczerze Maria, stwierdzaj�c w duchu, �e z dawnych lat nie pami�ta takiej potrawy. - Ajvar - to sa�atka z papryki. Lubisz przecie� papryk�. Cevapcici pewnie b�d� podobne do bu�garskich kebapczete? Pami�tasz, jak ci smakowa�y? - Takie pod�u�ne kie�baski z siekanego mi�sa, ostre, pikantne? No to jest nadzieja na co� jadalnego. - Obcy kraj poznajemy tak�e poprzez kuchni�. A p�ki co mog�aby� poczyta� sobie na razie ten gruby przewodnik po Jugos�awii. Jest w twojej walizce. - Och, mamu�ku! Lepiej ty mi co� opowiedz o Jugos�awii!... - Co ci mam opowiedzie�? �cie�ka jest w�ska. Renata id�c za matk� nie widzi jej twarzy. - No, jak tu by�o dawniej! - Naprawd� nie rozumiesz, �e ja mn�stwa rzeczy po prostu nie pami�tam? Od tamtych... no, od tamtej mojej wycieczki min�o tyle lat! Zreszt� zaraz potem przysz�a wojna. Zosta�y jakie� strz�py wspomnie�, z kt�rych nic si� nie sklei. M�wi� nieprawd�. Musz� m�wi� nieprawd�, bo jak inaczej? Wszystko od�ywa z nieoczekiwan� wyrazisto�ci�. Kiedy� w dzieci�stwie pomaga�a starszemu bratu Antkowi wywo�ywa� zdj�cia. Martwy pozornie papier, w�o�ony do p�sakiej kuwety wype�nionej odpowiednim p�ynem, zmienia� si� do niepoznaki: wyst�powa�y na nim plamy, kontury, zarysy ludzkich sylwetek. Teraz dzieje si� podobnie, ca�kiem podobnie od pierwszego dnia po przyje�dzie... O co zn�w pyta c�rka? - A jak wtedy by�o z piciem? - Z jakim piciem? - No, z napojami w takim upale? - By�y soki owocowe i znakomita woda mineralna. A zwyk�a woda... Zauwa�y�a�, jaka tu dobra woda? - Najpierw mnie m�czysz, �ebym, bro� Bo�e, nie pi�a wody prosto z kranu, a potem pytasz, czy dobra! - �mieje si� Renata. - Owszem, pi�am t� wod�. Tak, du�o lepsza ni� u nas! - Wtedy te� trudno by�o o herbat�. Ale tak w�a�ciwie jest wsz�dzie w tej cz�ci Europy. Kiedy pojechali�my pierwszy raz do Bu�garii, w bardzo porz�dnym hotelu dla turyst�w z Orbisu