5666

Szczegóły
Tytuł 5666
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5666 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5666 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5666 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LEW TO�STOJ ANNA KAREniNA . TOM PIERWSZY 1 CZE�� PIERWSZA Mnie pnmsra. ja oddam - m�wi Pan. Z Wszystkie szcz�liwe rodziny s� do siebie podobne, ka�da nieszez�liwa rodzina jest nieszcz�liwa na sw�j spos�b. W domu Ob�o�skich zapanowa� ca�kowity zam�t. �ona dowiedzia�a si�, �e m�� ma romans z Francuzk�, by�� guwernantk� ich dzieci, i o�wiadczy�a, �e nie mo�e mieszka� z nim pod jednym dachem. ~l'en stan rzeczy trwa� ju� trzeci dzie� i dawa� si� srodze we znaki zar�wno ma��onkom, jak i wszystkim cz�onkom rodziny i domownikom Ob�o�skich. Wszyscy cz�onkowie rodziny i domownicy wyczuwali, �e ich wsp�ycie nie ma sensu i �e ludzie, kt�rzy przypadkowo spotkali si� w jakim� zaje�dzie, maj� ze sob� wi�cej wsp�lnego ni� oni, cz�onkowie rodziny i domownicy Ob�o�skich. Pani nie wychodzi�a ze swoich pokoi; pana od trzech dni nie by�o w domu; dzieci b��ka�y si� z k�ta w k�t; Angielka pok��ci�a si� z klucznic� i napisa�a list do przyjaci�ki prosz�c o wyszukanie nowej posady; kucharz ulotni� si� jeszcze poprzedniego dnia w czasie obiariw. kucharka gotuj�ca na drugi st� i stangret prosili o zwolnienie. Na trzeci dzie� po k��tni z �on� ksi��� Stiepan Arkadjicz Ob�o�ski - Stiwa, jak go nazywano w towarzystwie - obudzi� si� o zwyk�ej porze, to jest o �smej rano, a obudzi� si� nie w sypialni �ony, lecz na safianowej kanapie w swoim gabinecie. Obr�ci� na spr�ynach kanapy swe za�ywne, wypiel�gnowane cia�o, jakby chcia� znowu na d�ugo zasn��, obj�� mocno obur�cz poduszk� i przywar� do niej policzkiem; lecz naraz zerwa� si�, usiad� i otworzy� oczu. "Tak, tak, jak�e to by�o? - my�la� przypominaj�c sobie sen. Tak, jak�e to by�o? 1'ak! A�abin wydawa� obiad w Darmstadcie; nie, nie w Darmstadcie, raczej co� ameryka�skiego... Tak, ale we �nie~Darmstadt by� w Ameryce. Tak, A�abin wyda� obiad na szklanych sto�ach, tak, i sto�y �piewa�y: 1I mio tesoro*, ale to nie by�o 11 mio tesoro, tylko co� �adniejszego... A jakie� ma�e karafeczki, karafeczki, a zarazem kobiety.. - przypomina� sobie. ()czy zab�ys�y mu weso�o, zamy�lii si� r u�miechem. "Tak, by�o przyjemnie, bardzo przyjemnie. Wiele tam jeszcze by�o r�nych wspania�o�ci, ale na jawie niepodobna tego wyrazi� siowami ani nawet my�l�." I - zauwa�ywszy pasmo �wiat�a, kt�re przenikn�o z boku jednej z sukiennych stor - ra�no spu�ci� nogi z kanapy, po omacku wsun�� je w pantofle wyhaftowane przez �on� i obszyte z�ocistym safianem (zesz�oroczny podarunek na urodziny), pu czym, pos�uszny staremu, dziewi�cioletniemu przyzwyczajeniu, nie wstaj�c wyci�gn�� r�k� w s-ron�, gdzie w sypialni wisia� jego szlafrak. I wtedy nagle przypo.nnia� sobie, �e �pi nic ~.N sypialni �ony, lecz w gabinecie - i dlaczet: o; u�miech znik� z jogu twarzy, a czu�o przeci�a zmarszdzka. - Ach, ach, ach!.., Aa! - j�kn�� przypominaj�c sobie, cu si� sta�o. I w jego wyohra�ni zn�w zarysowa�y si� wszystkie szczeg�y nieporozumienia z �on�, ca�a beznadziejno�� sytuacji i - co by�o najbole�niejsze - jego w�asna wina. "Tak. Nie przebaczy i przebaczy� nie mo�e. A najstraszniejsze, �e ja sam jestem przyczyn� wszystkiego, chocia� to nie moja wina. Na tym w�a�nie polega ca�y dramat" - my�la�. -- Ac�, ach, ach! - powtarza� z rozpacz�, przypominaj�c sobie najprzykc zejsze wra�enia z owej k��tni. Najgorsza by�a pierwsza drwi�a, kiedy wr�ciwszy z teatru, wes� i dobrej my�li, nios�c ogromn� gruszk� dla �ony, nie zasta� �ony w salonie, nie znalaz� r�wnie� - ku swemu zdziwieniu w gabinecie, a� wreszcie zobac�y� j� w sypialni, trzymaj�c� �w nieszcz�sny li�cik, kt�ry wszystko zdradzi�. Doi�y, ta wiecznie zatroskana, krz�taj�ca si� - i jak mu si� zdawa�o - ograniczona Dolly, siedzia�a nieruchomo, z li�. ikidm w r�ku, i spogl�da�a na m�a z wyrazem przera�enia, rozpaczy i gniewu. - Co to jest? Co to? - pyta�a raz po raz, wskazuj�c na list. I przy tym rozpami�tywaniu bola�o Stiepana Arkadjicza, j.ckto nieraz bywa, nie tyle samo zdarzenie, ile - jak si� zachowa� w odpowiedzi na sfowa �ony. Dzia�o si� z nim w owej chwili to, co si� dzieje z lud�mi, kt�rych niespodzianie przy�apano na jakim� uczynku nazbyt ju� ha�bi�cym. Nie potrafi� do�� pr�dko przybra� miny stosownej do sytuacji, w kt�rej znalaz� si� wobec �ony Po odkryciu przewinienia. M�g�by si� by� obrazi�, wypiera�, usprawiedliwia�, prosi� o przebaczenie, a bodaj nawet zachowa� si,r otx>j�mie-wszystko by�oby lepsze od tego, ~cq uczyni�! Tymczasem na twarzy jego ukaza� si� ca�kiem mimo w�li ("refleks m�zgu" - pomy�la� Ob�o�ski, kt�ry mia� s�abo�� do fizjologii) w�a�ciwy mu, zwyk�y, dobroduszny i dlatego niem�dry u�miech. Tego w�a�nie niem�drego u�miechu nie m�g� sobie darowa�. Ujrzawszy 6w u�miech Dolly drgn�a jakby pud wp�ywem b�lu, wybuchn�a z w�a�ciw� sobie pop�dliwo�ci� potokiem ukrotnych s��w i wybieg�a z pokoju. Od tej chwili nie chcia�a m�a widzie�. "Wszystkiemu winien ten g�upi u�miech - my�la� Ob�o�ski. Ale co pocz��? Co pocz��?" _ m<5wi� sohie z rozpacz� i nie znajdowal odpowiedzi. II Stiepan Arkadjicz O,b�o�ski by� cz�owiekiem wobec siebie szczerym: nie potrafi� si� ok�amywa� ani wmawia� sobie, �e �a�uje swego post�pku. Nie m�g� na zawo�anie odczuwa� skruchy, �e w trzydziestym pi�tym roku �ycia, przystojny i kochliwy, nie kocha si� we w�asnej o rok tylko m�odszej �onie, matce pi�ciorga �yj�cych i dwojga zmar�ych dzieci. �a�owa� jedynie, �e nie potrafi� lepiej ukry� przed ni� zdrady. Rozumia� jednak ca�� trudno�� swej sytuacji i �al mu by�o �ony, dzieci i samego siebie. Mo�e by�by potrafi� lepiej zatai� swe grzechy przed �on�, gdyby si� by� spodziewa�, �e ich odkrycie tak ua ni� podzia�a. Dok�adniej nigdy nie zastanawia� si� nad tym zagadnieniem, mia� tylko niejasne wra�enie, �e �ona od dawna domy�la si� jego niewierno�ci i patrzy na to przez palce. Zdawa�o mu si� nawet, �e wyniszczona, postarza�a, nie�adna ju� kobieta, zwyk�a, niczym si� nie wyr�niaj�ca, tyle �e dobra matka i �ona, powinna by� pob�a�liwa, chocia�by z poczucia sprawiedliwo�ci. Okazaio si�, �e by�o wprost przeciwnie. "Ach, to okropne! Aj, aj, aj! Okropne! - powtarza� i nic nie m�g� wymy�li�. - A tak by�o dot�d dobrze, take�my ze sob� dobrze �yli! By�a zadowolona, cieszy�a si� dzie�mi; ja w niczym jej nie przeszkadza�em, pozwala�em jej krz�ta� si� ko�o dzieci i gospodarstwa, jak sama chcia�a. Prawda, to niepi�knie, �e t a m t a by�a przedtem u nas guwernantk�. Niepi�knie! ... Jest co� trywialnego, pospolitego w zalecaniu si� do w�asnej guwernantki. Ale co to by�a za guwernantka! (�ywo przypomnia�y mu si� czarne, szelmowskie oczy m-Ile Rolland i jej u�miech.) Ale przecie�, dop�ki by�a u nas w domu, na nic sobie nie pozwala�em. A najgorsze, �e ona ju�... Trzeba� tego by�o... Wszystko jak na z�o��! Aj, aj, aj! Ale co teraz pocz��, co pocz��?" Nie by�o na to odpowiedzi, poza t� jedn� og�ln�, jak� �ycie daje na wszystkie najbardziej skomplikowane i nierozwi�zalne pytania: trzeba �y� tym, co dzie� przynosi, czyli szuka� zapomnienia. Szuka� go we �nie ju� nie mo�na, przynajmniej przed nastaniem nocy; niepodobna juz wr�ci� do tej muzyczki, kt�r� nuci�y karafeczki-kobiety; trzeba wi�c szuka� zapomnienia w �nie �ycia. - Ano, zobaczymy - rzek� do siebie Ob�o�ski, wsta�, w�o�y� popielaty szlafrok na b��kitnej jedwabnej podszewce, zawi�za� ko�ce sznura na w�ze�, nabra� jak najwi�cej powietrza w szerok� klatk� piersiow� i w�a�ciwym sobie rze�kim krokiem, stawiaj�c na zewn�trz stopy, kt�re tak lekko nios�y jego za'rywne cia�o, podszed� do okna, podni�s� stor� i przeci�gle zadzwoni�. Na odg�os dzwonka zjawi� si� natychmiast stary przyjaciel, kamerdyner Matwiej, nios�c ubranie, bury i depesz�. Tu� za nim wszed� fryzjer z przyborami do golenia. - Czy s� jakie papiery z biura? - zapyta� Ob�o�ski bior�c depesz� i siadaj�c przed lustrem. - S� na stole - odpowiedzia� Matwiej spogl�daj�c pytaj�co i ze wsp�czuciem na pana, a po chwili doda� z przebieg�ym u�miechem: - Przychodzili tutaj z remizy. Stiepan Arkadjicz nic nie odrzek�, tylko popatrzy� w lustro na Matwieja; spojrzenia ich, kt�re spotka�y si� w lustrze, �wiadczy�y, jak bardzo si� rozumieli. Spojrzenie pana zdawa�o si� pyta�: "I po co ty mi to m�wisz? Wiesz chyba?" Matwiej wfo�y� r�ce w kieszenie, wysun�� nog� w bok i w milczeniu, poczciwie, z leciutkim u�mieszkiem spojrza! na pana. - Kaza�em przyj�� w niedziel� i - �eby przed tym terminem nie trudzili ksi�cia pana i siebie nadaremnie - powiedzia� wreszcie. Najwidoczniej mia� to zdanie w pogotowiu. Ob�o�ski rozumia�, �e Matwiej po prostu za�artowa�, by zwr�ci� na siebie uwag�. Otworzy� depesz�, przeczyta� j�, odgaduj�c poprzekr�cane jak zwykle s�owa, i twarz mu si� rozpromieni�a. - Matwiej, siostra moja, Anna Arkadiewna, przyje�d�a jutrorzek� zatrzymuj�c na chwil� po�yskliw�, pulchn� r�k� fryzjera, kt�ry w�a�nie wygala� t~�ow�tdr�k� mi�dzy jego d�ugimi, k�dzierzawymi bokobrodami. - Chwa�a Bogu - odpowiedzia� Matwiej dowodz�c tym, �e i on tak samo jak jego pan rozumie znaczenie tego przyjazdu, wiedz�c, �e Anna Arkadiewna, ulubiona siostra Ob�o�skiego, mo�e si� przyczyni� do pojednania ma��onk�w. - Ja�nie pani sama czy z ma��onkiem?- spyla� Matwicj. Ob�o�ski nie m�g� odpowiedzie�, poniewa� fryzjer by� w�a�nie zaj�ty jego g�rn� warg�, podni�s� wi�c tylko palec. Matwicj skin�� g�ow� do lustra. - Sama. Przygotowa� pok�j na g�rze? - Zamelduj Darli Aleksandrownie; przygotuj tam, gdzie ka�e. - Darli Aleksandrownie? - powt�rzy� z pow�tpiewaniem Matwiej. - Tak. Zamelduj. We� t� depesz�, oddaj i zr�b, jak ci Daria Aleksandrowna powie. , "Chcesz spr�bowa�" - domy�li� si� Matwiej, ale rzek� tylko: - S�ucham. Ob�o�ski by� ju� umyty, uczesany i zaczyna� si� ubiera�, gdy Matwiej, powoli st�paj�c i skrzypi�c z lekka butami, powr�ci� z depesz� w r�ku. Fryzjera ju� nie by�o. - Daria Aleksandrowna kaza�a powiedzie�, �e wyje�d�a. R�bcie t�k, powiedzia�a, jak ksi��� pan zarz�dzi - zameldowa� z roze�mianymi oczyma, po czym, w�o�ywszy r�ce w kieszenie, przechyli� g�ow� i utkwi� nieruchomy wzrok w panu. Stiepan Arkadjicz wci�� milcza�. Po chwili dobroduszny i troch� �a�osny u�miech ukaza� si� na jego przystojnej twarzy. - I c� ty na to, Matwiej? - spyta� kr�c�c g�ow�. - Nic to, prosz� ksi�cia pana; jako� si� ukszta�tuje - odrzek� Matwiej. - Ukszta�tuje si�? - Tak jest. r Tak my�lisz? A tam kto znowu? - zapyta� Ob�o�ski s�ysz�c za drzwiami szelest sukni. - To ja - energicznie odpowiedzia� mi�y g�os kobiecy i we drzwiach ukaza�a si� surowa, ospowata twarz nia�ki, Mamony Filimonowny. - No i c�, Matriosza? - spyta� podchodz�c do drzwi. Chocia� Stiepan Arkadjicz ci�ko zawini� wobec �ony i sam si� do tego poczuwa�, prawie wszyscy domownicy, nawet niania, najbardziej oddana ksi�nej, byli po jego stronie. - No i c�? - powt�rzy� pos�pnie. - Niech ksi��� pan jeszcze raz p�jdzie i oka�e skruch�. Mo�e Pan B�g da... Bardzo si� m�czy, niebo��, a� lito�� bierze patrze�, a jaki rozgardiasz w domu! Trzeba mie� lito�� nad dzie�mi, prosz� ksi�cia pana. Niech ksi��� oka�e skruch�. Co robi�? Kto piwa nawarzy�... - Ale� ona mnie nie przyjmie... - 'Trzeba robi� swoje. B�g jest mi�osierny, trzeba si� modli�, prosz� ksi�cia pana, modli� si�. - No dobrze, id� ju� - rzek� Ob�o�ski czerwieni�c si� nagle Podaj�e mi wreszcie ubranie - zwr�ci� si� do Matwieja i energicznym ruchem zrzuci� szlafrok. Matwiej ju� trzyma� nadstawion� niby chom�to koszul�, zdmuchuj�c z niej niewidzialny py�ek, i z widoczn� satysfakcj� w�o�y� j� na wypiel�gnowane cia�o swego pana. III Ob�o�ski skropi� si� perfumami, poprawi� mankiety koszuli, machinalnym ruchem rozmie�ci� po kieszeniach papierosy, pugilares, zapa�ki, zegarek z podw�jnym �a�cuszkiem i brelokami, strzepn�l chusteczk� do nosa i czuj�c, �e jest czysty, pachn�cy, zdr�w i pomimo zmartwienia niejako organicznie wes�, przeszed�, z lekka balansuj�c z nogi na nog�, do jadalni, gdzie ju� czeka�a kawa, a obok kawy - listy i akta z urz�du. Przeczyta� listy. Jeden z nich by� bardzo nieprzyjemny, od kupca, kt�ry chcia� kupi� las w maj�tku �ony. Las �w nale�a�o sprzeda�; lecz teraz, przed pogodzeniem si� z �on�, nie mog�o by� o tym mowy. Najprzykrzejsze jednak by�o, �e w ten spos�b do ~..~,' �. `i ,k _i; ,i s! 0. 1 f,,J jego pogodzenia si� z �on� jakby wmieszany by� interes pieni�ny. Ob�o�ski czu� si� dotkni�ty na sam� my�l, �e m�g�by dla korzy�ci, dla sprzeda�y lasu, d��y� do pojednania z �on�. , Sko�czywszy czyta� listy si�gn�� po akta, pr�dko przewertowa� dwie sprawy, wielkim o��wkiem napisa� kilka uwag, odsun�� papiery i zabra� si� do �niadania. Popijaj�ckaw� rozwin�� wilgotn� jeszcze gazet� porann� i zacz�� czyta�. Ob�o�ski prenumerowa� i czyta� pismo liberalne o tendencji nie skrajnej, lecz takiej, ja~'ciej trzyma�a si� wi�k�zo��. Mimo �e nie interesowa�a go w�a�ciwie ani nauka, ani sztuka, ani polityka, stale podziela� w tych wszystkich sprawach pogl~dy wi�kszo�ci i jej dziennika, a zmienia� je tylko w�wczas, gdy zmienia�a je wi�kszo��. M�wi�c �ci�lej, nie on zmienia� pogl�dy, lecz one same si� w nim niedostrzegalnie zmienia�y. Ob�o�ski nie wybiera� kierunku ani zapatrywa�; pr�dy i zapatrywania przychodzi�y do niego same, podobnie jak nie wybiera� fasonu kapelusza ani kroju surduta, lecz nosi� to co wszyscy. �yj�c w okre�lonym spo�ecze�stwie i odczuwaj�c potrzeb� pewnej aktywno�ci umys�owej, kt�ra zazwyczaj rozwija si� w wieku dojrza�ym, nie m�g� obej�� si� ber. zapatrywa�, tak jak nie m�g� si� obej�� bez kapelusza. Je�li nawet mia� jaki� pow�d, dla kt�rego przek�ada� kierunek liberalny nad zachowawczy, licz�cy tak�e wielu zwolennik�w w�r�d jego znajomych - to bynajmniej nie dlatego, by mia� uwa�a� tendencj� liberaln� za bardziej rozumn�, lecz dlatego, �e liberalizm by� bli�szy jego trybowi �ycia. Partia liberalna twierdzi�a, �e w R�sji wszystko jest z�e, i w istocie Stiepan Arkadjicz mia� 'wiele d�ug�w, a pieni�dzy stanowczo za ma�o. Partia liberalna twierdzi�a, �e ma��e�stwo jest instytucj� przestarza��, �e koniecznie nale�y je zreformowa�, i w istocie �ycie rodzinne dostarcza�o Stiepanowi Arkadjiczowi ma�o przyjemno�ci i zmusza�o go do k�amstwa i udawania, tak niezgodnych z jego natur�. Partia liberalna twierdzi�a, a raczej dawa�a do zrozumienia, �e religia jest tylko w�dzid�em dla barbarzy�skiej cz�ci ludno�ci, i w istocie Stiepan Arkadjicz nie m�g� bez,b�lu w nogach wytrzyma� kr�tkiego nawet nabo�e�stwa i nie rozumia�, na co s� potrzebne te wszystkie straszne i wznios�e s�owa o tamtym �wiecie, skoro i na tym mo�na by po�y� sobie bardzo weso�o. W dodatku Ob�o�skiemu, kt�ry lubi� dobry �art, mi�o czasem by�o wprawi� w zak�opotanie jakiego� spokojnego cz�owieka powiedzeniem, �e je�li ju� kto� chlubi si� swymi przodka 2 ~~, 13 mi, to dlaczego ma si� zatrzymywa� na Ruryku*, a od�egnywa� od pierwszego protoplasty - ma�py? Tak wi�c liberalizm sta� si� dla niego~rzyzwyczajeniem; lubi� swoje pismo, jak cygaro po obiedzie, za lekk� mg��, kt�r� mu ono wytwarza�o w g�owie. Przeczyta� w�a�nie artyku� wst�pny, dowodz�cy, �e niepotrzebnie si� w naszych czasach biada, jakoby radykalizm mia� poch�on�� wszystkie czynniki konserwatywne, i niepotrzebnie podnosi si� krzyk, �e rz�d winien poczyni� kroki, by zdusi� hydr� rewolucji. Wr�cz przeciwnie,', "naszym zdaniem, niebezpiecze�stwo nale�y upatrywa� nie w rzekomej hydrze rewolucji, lecz w uporczywo�ci tradycjonal'u-.tnu hamuj�cego wszelki post�p itd.". Przeczyta� r�wnie� inny artyku�, ekonomiczny, w kt�rym by�a mowa o Benthamie* i Millu* i gdzie robiono ukryte docinki pod adresem ministerstwa. Z w�a�ciw� sobie szybko�ci� orientacji Ob�o�ski rozumia� znaczenie ka�dej szptleczkt: przez kogo, przeciw komu i dlaczego by�a skierowana - a to jak zwykle sprawia�o mu pewn� przyjemno��. Tego dnia jednak przyjemno�� by�a zatruta przypomnieniem o radach Mamony i o tym, �e w domu wszystko si� tak �le uk�ada. Przeczyta� r�wnie�, �e hr. Beust* podobno wyjecha� do Wiesbadenu, i wzmiank�, �e. ju� nie b�dzie wi�cej siwych w�os�w; przeczyta� og�oszenie, �e jest na sprzeda� lekka kareta, oraz ofert� pewnej m�odej osoby; wiadomo�ci te wszak�e nie dawa�y mu odczuwanego zazwy�zaj cichego, ironicznego zadowolenia. Po drugiej fili�ance kawy z rogalem i przeczytaniu gazety wsta�, strzepn�� okruchy z kamizelki i pr꿹c szerok� klatk� piersiow� u�miechn�� si� rado�nie, nie dlatego, by mia� by� w dobrym nastroju - radosny u�miech by� wywo�any dobrym trawieniem. Radosny �w u�miech natychmiast jednak przypomnia� mu o wszystkim i Ob�o�ski zamy�li� si�. DWa Q�ncv d; ieei ^ ic__ _ �,c JIlCpail Arkadjicz pozna� g�os Griszy, K u r y k - w�dz Wxreg�w, wedlug podania byl wezwany w roku 862 przez mieszka�c�w Nowogrodu w okresie walk wewn�trznych; zapocz�tkowa� r�d Rurykowicz�w, ksi���t panuj�cych w ksi�stwie kijowskim po po��czeniu Nowogrodu i Kijowa pud wtadz� Olega, rzekomego syna Ruryka. Jeremiasz B e n t h a m ( 1748-1832)-my�liciel angielski; tw�rca teorii moralno�ci opartej na uznaniu egoistycznego d��enia do szcz�cia poszczeg�lnych ludzi. Jakub M i I I (1773-1836) - angielski filozof i ekonomista; glusil >aa:nl� r�wnowagi popytu i poda�y; z tej zasady wysnuwal wnioski, �e kryzysy gospodarcze s� niemo�liwe. Fryderyk Ferdynand B e u s t (1809-I8R6) - pocz�tkowo saski, potem austriacki dzialacz pa�stwowy. Od r. 1866 minister spraw zagranicznych, nast�pnie (1867) kanclerz Austru. m�odszego synka, i Tani, starszej c�reczki) rozleg�y si� za drzwiami. Co�, co dzieci wioz�y, spad�o w�a�nie na ziemi�. - M�wi�am ci, �e na dach nie mo�na sadza� pasa�er�w! wo�a�a po angielsku dziewczynka. - Teraz masz, zbieraj! "Wszystko si� pokr�ciio! - pomy�la�. - Biegaj� bez dozoru." Podszed� do drzwi i zawo�a�. Dzieci porzuci�y natychmiast szkatu�k� wyobra�aj�c� poci�g i wesz�y do pokoju. Dziewczynka, jego lubienica, wbieg�a �mia�o, u�ciska�a go i jak zwykle ze �miech m uyviesi�a mu si� na szyi, ucieszona znajomym zapachem perfum, bij�cym od bokobrod�w. Wreszcie uca�owa�a go w pochylon� nad tti�, ja�niej�c� od czu�o�ci, poczerwienia�� twarz, po. czym rozplot�a r�ce i zamierza�a wybiec z pokoju, ale ojciec j� zatrzyma�. - Co robi mama? - zapyta� g�aszcz�c delikatn�, g�adk� szyj� c�reczki. - Jak si� masz? - rzek� z u�miechem do ch�opczyka, kt�ry si� z nim wita�. Ob�o�ski zdawa� sobie spraw�, �e ch�opca mniej kocha, i ~awsze stara� si� nie robi� r�nicy mi�dzy dzie�mi; ale ch�opczyk to czu� i nie odpowiedzia� u�miechem na ch�odny u�miech ojca. - Mama? Ju� wsta�a - odpowiedzia�a dziewczynka. Stiepan Arkadjicz westchn��. "Znowu wi�c nie spa�a ca�� noc" - pomy�la�. - I c�, czy jest weso�a? Dziewczynka wiedzia�a, �e rodzice si� por�nili, wi�c matka nie mog�a by� weso�a, a ojciec z pewno�ci� wie o tym i tylko udoje pytaj�c o matk� tak, mimochodem. Zarumieni�a si� za ojca. On ze swej strony zaraz to zrozumia� i te� poczerwienia�. - Nie wiem - rzek�a - mama nie kaza�a nam si� uczy�, tylko kaza�a i�� na spacer do babci z miss Hull. - Id� wi�c, moja Ta�czurko. Ale prawda, zaczekaj - doda� zatrzymuj�c j� i g�adz�c jej delikatn� r�czk�. Zdj�� z kominka pozostawione tam poprzedniego dnia pude�ko cukierk�w i wybra� dla niej dwa jej ulubione - czekoladk� i pomadk�. - To dla Griszy? - spyta�a dziewczynka wskazuj�c na czekoladk�. - Tak, tak... - I pog�askawszy j� raz jeszcze po ramionku, poca�owaW v sryj� u nasady w�os�w i pozwoli� odej��. - Kareta zajecha�a - oznajmi� Matwiej. - I jest jaka� petenrka - doda�. - Czy dawno czeka? - spyta� Ob�o�ski. - B�dzie z p� godzinki. - Ile� razy kaza�em ci natychmiast meldowa�! - Trzeba przecie da� ksi�ciu panu wypi� spokojnie kaw� odpowiedzia� Matwiej tym poufale gburowatym tonem, za kt�ry nie mo�na si� by�o gniewa�. - Pro��e j� czym pr�dzej - rzek� Ob�o�ski marszcz�c brwi z niezadowoleniem. Petentka, pani sztabskapitanowa Kalinin, prosi�a o co� niemo�liwego i bezsensownego; Ob�o�ski jednak swoim zwyczajem poprosi� j�, �eby usiad�a, wys�ucha� uwa�nie, nie przerywaj�c, i poradzi� szczeg�owo, do kogo i w jaki spos�b ma si� zwr�ci�. Co wi�cej, swym du�ym, szeroko rozstawionym, pi�knym i wyra�nym pismem z rozmachem i rzeczowo skre�li� bilecik do usubisto�ci, kt�ra mog�a jej pom�c. Po�egnawszy kapitanow� wzi�� kapelusz i sta� przez chwil�, zastanawiaj�c si�, czy czego nie zapomnia�. Okaza�o si�, �e opr�cz tego, o czym chcia� zapomnie� - to jest o �onie - nie zapomnia� o niczym. "Ach, tak!" Spu�ci� g�ow�; pi�kna jego twarz przybra�a wyraz �a�osny. "I�� czy nie i��?" - waha� si�. I g�os wewn�trzny m�wi� mu, �e i�� nie nale�y, �e nic opr�cz fa�szu wynikn�� z tego nie mo�e, �e si� nie da naprawi� ani za�atwi� ich wzajemnego stosunku, niepodobna bowiem zn�w uczyni� z �ony kobiety poci�gaj�cej, zdolnej wzbudza� mi�o��, ani z niego zrobi� starca niezdolnego do mi�o�ci. Nic nie mog�o z tego teraz wynikn�� opr�cz k�amstwa i fa�szu, k�amstwo za� i fa�sz by�y przeciwne jego naturze. "Jednak trzeba b�dzie przecie� raz kiedy�... To tak zosta� nie mo�e" - my�la� staraj�c si� doda� sobie animuszu. Wypr�y� pier�, wyj�� papierosa i zapali�, dwa razy poci�gn��, rzuci� go do konchy z per�owej masy, s�u��cej za popielniczk�, szybkim krokiem przemierzy� ponury salon i otworzy� drzwi wiod�ce do sypialni �ony. IV Daria Aleksandrowna z zapadni�t� chud� twarz� i wielkimi oczyma, kt�re przy szczup�ej twarzy wydawaly si� przestraszone, sta�a w kaftaniku, z upi�tymi na karku warkoczami przerzedzo T~1,.... pych ju�, g�stych niegdy� i pi�knych w�os�w, w�r�d rozrzuconych po pokoju rzeczy, przed otwart� szyfonierka*, z kt�rej co� i wyjmowa�a. S�ysz�c kroki m�a przerwa�a swe zaj�cie i patrzy�a na drzwi, na pr�no usi�uj�c przybra� wyraz surowy i wzgardliwy. Czu�a, �e boi�~i~,m�a i l�ka si� tego spotkania. Przed chwil�, po raz dziesi�ty w ci�gu tych trzech dni, stara�a si� powybiera� swoj� i dzieci�c� garderob�, kt�r� mia�a wzi�� ze sob� do matki, i znowu nie mog�a si� na to zdob �. A przecie i teraz, jak przy poprzednich pr�bach, m�wi�a sobie�e talk dalej by� nie mo�e, �e musi co� przedsi�wzi��, ukara� m�a; okry� go wstydem, zem�ci� si� na nim cho� w cz�ci za b�l, kt�ry jej zada�. Ci�gle jeszcze m�wi�a sobie, �e go porzuci, czu�a jednak, �e to niemo�liwe; by�o to istotnie niemo�liwe, nie mog�a bowiem odzwyczai� si� od my�li, �e m jej m��, nie mog�a go przesta� kocha�. Poza tym rozumia�a, �e skoro tutaj, we w�asnym domu, ledwie mo�e da� sobie rad� z dogl�daniem pi�ciorga dzieci, to tam, dok�d chce je zawie��, b�dzie im o wiele gorzej. Przecie ju� w ci�gu tych trzech dni najm�odszy zd��y� si� rozchorowa�, bo go nakarmiono kiepskim roso�em, a poprzedniego dnia pozosta�e dzieci musia�y si� obej�� prawie bez obiadu. Czula, �e wyjazd jeyt niemo�liwy, ok�amuj�c si� jednak, odk�ada�a na bok rzeczy i uuawa�a, �e wyjedzie. Na widok wchodz�cego m�a zag��bi�a r�ce tv szuflad szyfonierki jakby ecego� szukaj�c i obejrza�a si� dopiero, gdy stan�� tu� przy niej. Nti lej.. twarzy, kt�rej usi�owa�a nada� surowy i stanowczy wXXaz, wic,:by�o bezradno�� i udr�k�. - Dolly! .- rzek� cichym, nie�mia�ym g�osem. Wtuli� g�ow� w ramiona i chcia� przybra� wygl�d �a�osny i pokorny, lecz mimo to promienia� czerstwo�ci� i zdrowiem. �ona szybkim spojrzeniem zmierzy�a od stop do g��w t� posta�, od kt�rej a� bi�a rze�ko�� i zdrowie. "Tak, on jest szcz�liwy i zadowolony - m�wi�a sobie. - A ja?... I ta odra�aj�ca dobro�, za kt�r� go wszyscy tak lubi� i chwal�; nienawidz� tej jego dobroci" - pomy�la�a. Usta jej -nacisn�y si�, mi�sie� prawego policzka zadrga� w bladej, nerwowej twarzy. - Czego pan sobie �yczy? - powiedzia�a szybko jakim� obcym, g��bokim g#osem. - Dolly - powt�rzy� z dr�eniem w g�osie - Anna dzisiaj przyje�d�a. S z y f o n i e r k a ~- kom�dka, szafka do przechowywania bielizny i drobiazg�w. 6 j 17 - Co mnie to obchodzi! Nie mog� jej przyj�� - zawo�a�a. - Ale trzeba przecie�, Dolly... - Prosz� wyj��, wyj��, wyj��! -krzykn�a nie patrz�c na niego, jak gdyby krzyk ten by� wywo�any jakim� fizycznym b�lem. Stiepan Arkadjicz m�g� za�howa� spok�j, gdy my�la� o �onie, m�g� si� wtedy �udzi�, �e wszystko sl� jako� u k s z t a � t u j e, jak si� wyrazi� Matwiej, m�g� spokojnie czyta� gazet� i pi� kaw�. Skoro jednak zobaczy� wym�czon�, zbola�� twarz �ony i us�ysza� d�wi�k jej g�osu, zarazem zrezygnowany i pe�en rozpaczy, zabrak�o mu tchu, co� go �cisn�o w krtani, a �zy b�ysn�y w oczach. - Bo�e wielki, co ja zrobi�em! Dolly! Na mi�o�� bosk�!... Przecie�... - nie m�g� dalej m�wi�, szloch uwi�z� mu w gardle. Zatrzasn�a szyfonierk� i spojrza�a na niego. - Dolly, c� ci mog� powiedzie�?... Jedno,tylko: przebacz, przebacz... Przypomnij sobie... Czy� dziewi�� lat �ycia nie mo�e odkupi� jednej chwili, chwili... Spu�ci�a oczy i s�ucha�a czekaj�c, co powity i jakby b�agaj�c go, by j� w jakikolwiek spos�b przekona�. - ...Chwili zapomnienia... - wyrzek� i chcia� m�wi� dalej, lecz na d�wi�k tego s�owa, jakby pod wp�ywem fizycznego b�lu, zn�w zacisn�iy si� jej wargi i mi�sie� w prawym policzku zadrga�. - Prosz� wyj��, prosz� st�d wyj��! -krzykn�a jeszcze pr~xra�liwiej - i nie opowiada� mi tu o swoich chwilach zapomnienia i innych obrzydliwo�ciach! Chcia�a odej��, lecz zachwia�a si� i uchwyci�a por�czy krzes�a, �eby nie upa��. Twarz i wargi`Oblo�skiego jakby nabrzmia�y, oczy nape�ni�y si� �zami. - Dolly - wyrzek� g�osem, kt�ry przerywa�o �kanie. - Na mi�o�� bosk�, pomy�l o dzieciach, one nic nie zawini�y. To ja jestem winien, mnie ukarz, ka� mi okupi� moj� win�. Got�va~ jestem zrobi� wszystko, co le'ry w mej mocy! Jestem winien, brak mi s��w, aby wyrazi�, jak bardzo jestem winien! Ale ty mi przebacz, Dolly! Usiad�a. S�ysza� jej ci�ki, g�o�ny oddech i by�o mu jej niewypowiedzianie �al. Ona kilkakrotnie chcia�a co� powiedzie�, lecz nie mog�a. Czeka�. - Pami�tasz o dzieciach, �eby si� z nimi bawi�, ale ja naprawd� o nich pami�tam i wiem, �e s� teraz zgubione. - By�o to z pewno�ci� jedno ze zda�, kt�re w ci�gu tych trzech dni niejednokrotnie sobie powtarza�a. Powiedzia�a mu "ty". Spojrza� na ni� z wdzi�czno�ci� i zrobi� ruch, jakby chcia� wzi�� j� za r�k�, lecz ona odsun�a si� ze wstr�tem. - Ja pami�tam o dzieciach i dlatego zrobi�abym wszystko w �wiecie, �eby je uratowa�; ale nie wiem sama, jak mam je ratowa�: czy zabieraj�c je ojcu, czy te� zostawiaj�c z rozpustnym, tak, rozpustnym ojcem... No, prosz� powiedzie�, czy po tym... co zasz�o... mo�emy �y� razem? No, prosz� powiedzie�, czy to mo�liwe? - powt�rzy�a ~odno~z�c g�os. - Po tym, jak m�� m�j, ojciec moich dzieci, nawi�za� stosunek mi�osny z guwernantk� tych dzieci... - Ale co pocz��? Co pocz��? - pyta� �a�o�nie, sam nie wiedz�c, co m�wi, i coraz ni�ej spuszczaj�c g�ow�. - Wzbudza pan we mnie obrzydzenie i odraz�! - wo�a�a unosz�c si� coraz bardziej. - Pa�skie �zy - to woda! Nigdy mnie pan nie kocha�, nie ma pan ani serca, ani szlachetno�ci! Czuj� do pana wstr�t, obrzydzenie, jest mi pan obcy, tak, najzupe�niej obcy! - z b�lem i zfo�ci� wypowiedzia�a to straszliwe dla niej s�owo: o b c y . Spojrza� na ni� i z�o��, jak� wyczyta� na jej twarzy, zadziwi�a go i przestraszy�a. Nie rozumia�, �e dra�ni j� jego lito��; wyczuwa�a w nim wsp�czucie, nie mi�o��. "Ona mnie nienawidzi. Nie przebaczy mi" - pomy�la�. - To straszne, straszne! - zawo�a�. W tej chwili w pokoju obok, przewr�ciwszy si� zapewne, krzykn�o dziecko. Daria Aleksandrowna zacz�a nads�uchiwa� i twarz jej nagle z�agodnia�a. Wida� po niej by�o, �e przez par� sekund zbiera�a my�li, jakby nie wiedz�c, gdzie si� znajduje i co ma robi�. Wreszcie zerwa�a si� i posz�a ku drzwiom. Spostrzeg�szy zmian�, jaka zasz�a w jej twarzy na krzyk dziecka, Ob�o�ski pomy�la�: "Kocha przecie� moje dziecko. M o j e dziecko... Jak�e wi�c mo�e mnie nienawidzi�?" - Dolly, jeszcze s��wko - odezwa� si� id�c za ni�. - Je�li pan p�jdzie za mn�, to zawo�am s�u�b�, dzieci! Niech wszyscy wiedz�, �e pan jest nikczemnikiem! Wyje�d�am dzisiaj, a pan niech tu zostanie ze swoj� kochank�! I wysz�a trzasn�wszy drzwiami. Stiepan Arkadjicz westchn��, otar� twarz i po cichu wyszed� z pokoju. "Matwiej powiada: to si� jako� ukszta�tuje, ale jak? Nie widz� nawet �adnej mo�liwo�ci. Ach, ach, co za okropno��! I jak '�~na trywialnie krzycza�a - my�la� przypominaj�c sobie krzyk i s�owa: nikczemnik i kochanka. - A mo�e i dziewcz�ta s�ysza�y! To okropnie trywialne, okropnie." Sta� przez chwil� sam, otar� oczy, westchn��, wyprostowa� si� i wyszed� z pokoju. By� pi�tek: w jadalni zegarmistrz Niemiec nakr�ca� zegar. Ob�o�skiemu przypomnia�o si�, jak punktualno�� tego �ysego Niemca nasun�a mu pewnego razu powiedzenie, �e Niemiec by� sam jakby raz na zawsze nakr�cony po to, �eby nakr�ca� zegary. U�miechn�� si�, lubi� bowiem dobry �art. "A mo�e naprawd� jako� si� ukszta�tuje! Dobre powiedzenie: u k s z t a � t u j e s i � - pomy�la�. - 'Trzeba je pu�ci� w ruch." - Matwiej! - zawo�a�. - Przygotujcie wi�c tam wszystko z Mari� dla Anny Arkadiewny, w ma�ej bawialni - zleci�, gdy s�u��cy si� zjawi�. - S�ucham. Stiepan Arkadjicz w�o�y� futro i wyszed� na ganek. - Czy ksi��� pan nie b�dzie jad� w domu? - zapyta� Matwiej, kt�ry go odprowadza� do drzwi. - Jak wypadnie... Masz tu na wydatki - doda� wyjmuj�c z pugilaresu dziesi�ciorubl�wk�. - Wystarczy? - Wystarczy albo i nie, trza jako� sobie poradzi� - odrzek� Matwiej zatrzaskuj�c drzwiczki karety i cofn�� si� na ganek. Tymczasem Dolly uciszy�a dziecko i poznaj�c po turkocie karety, �e m�� odjecha�, wr�ci�a zn�w do sypialni. By�o to jedyne jej schronienie przed troskami domowymi, kt�re oblega�y j� natychmiast, gdy tylko stamt�d wychodzi�a. Ju� i teraz, zaledwie wesz�a do dziecinnego pokoju, Angielka i Matriona zd��y�y zada� w sprawach nie cierpi�cych zw�oki kilka pyta�, na kt�re tylko ona mog�a odpowiedzie�: "Jak ubra� dzieci na spacer? Czy da� im mleka? Czy pos�a� po innego kucharza?" - Ach, dajcie mi spok�j! Dajcie spok�j! -rzek�a i wr�ciwszy do sypialni usiad�a na tym samym miejscu, gdzie niedawno rozmawia�a z m�em, mocno zacisn�a r�ce tak wychudzone, �e z ko�cistych palc�w zsuwa�y si� pier�cionki, i zacz�a powtarza� w my�li ca�� niedawn� rozmow�. "Pojecha�! Ale jak zako�czy� spraw� z t a m t � ? Czy�by si� z ni� i nadal widywa�? Czemu go o to nie zapyta�am? Nie, nie, nie mo�emy si� pojedna�. Cho�by�my nawet mieszkali w jednym domu, b�dziemy sobie obcy. Na zawsze obcy! - powt�rzy�a nadaj�c temu strasznemu dla niej s�owu specjalne znaczenie. - A ja go tak kocha�am, m�j Bo�e, jak ja go kocha�am! ... Jak kocha�am! A i teraz - czy� go rue kocham? Czy� nie kocham go bardziej ni� poprzednio? To straszne, a zw�aszcza �e..." Nie doko�czy�a swej my�li, w progu bowiem stan�a Matriona. - Niech�e ju� ksi�na pani ka�e pos�a� po mojego brata rzek�a - zawsze jako� ten obiad ugotuje; to znowu dzieci a� do sz�stej b�d� bez jedzenia, jak wczoraj. - Dobrze, zaraz p�jd�~.i"wydam polecenie. Czy kto� poszed� po �wie�e mleko? Z I Daria Aleksandrowna pogr��y�a si� w powszednie troski zapominaj�c chwilowo o swym strapieniu. V Stiepan Arkadjicz uczy� si� dobrze w szkole dzi�ki zdolno�ciom, ale �e by� leniuchem i psotnikiem, uko�czy� szko�� jako jeden z ostatnich. Mimo hulaszczego �ycia, niewysokiej rangi i m�odego wieku pe�ni� jednak zaszczytn� i dobrze op�acan� funkcj� naczelnika jednego z moskiewskich urz�d�w. Zawdzi�cza� j� swemu szwagrowi, Aleksemu Aleksandrowiczowi Kareninowi, zajmuj�cemu jedno z najpowa�niejszych stanowisk w ministerstwie, kt�remu podlega� wspomniany urz�d; ale nawet gdyby Karenin nie by� mu wyjedna� tej posady, Stiwa Ob�o�ski z pomoc� setki innych os�b - braci, si�str, krewnych, kuzyn�w, wuj�w, ciotek-otrzyma�by, je�li nie tak� sam�, to inn�, podobn�, z co najmniej sze�ciu tysi�cami pobor�w, kt�rych potrzebowa�, interesy jego bowiem, mimo powa�nego maj�tku �ony, by�y w nie�adzie. Po�owa Moskwy i Petersburga by�a spokrewniona i zaprzyja�niona z Oh�o�skim. Urodzi� si� w �rodowisku ludzi, kt�rzy albo byli, albo stali si� mo�nymi tego �wiata. Jedna trzecia starc�w-dygnitarzy by�a zaprzyja�niona z jego ojcem i pami�ta�a Stiw� w dziecinnej koszulce; jedna trzecia by�a z nim na "ty", a jedna trzecia sk�ada�a si� z dobrych znajomych; szafarze d�br tego �wiata, posad, koncesyj, dzier�aw itp. byli wi�c z nim wszyscy w przyja�ni i jako swego cz�owieka, nie mogli go pomin��; Ob�o�ski nie by� zmuszony specjalnie zabiega� o intratn� posad�: ~ 21 ,~."~;. do�� by�o tylko nie odmawia�, nie by� zawistnym, nie k��ci� si�w obecno�ci Ob�o�skiego - zbli�y� si� z aktami i powiedzia� i nie obra�a�, czego, powodowany wrodzon� dobroduszno�ci�,poufa�ym, liberalnym tonem, zaprowadzonym przez Stiepana i tak nigdy nie mia� w zwyczaju. Gdyby mu powiedziano, �e nie Arkadjicza: dostanie posady z takimi poborami, jakie mu by�y potrzebne,- Uda�o si� nam jednak zdoby� te informacje od penze�skiego uwa�a�by to za �art, tym bardziej �e nie ��da� nic nadzwyczajnego: urz�du gubernialnego. Prosz�, je�li �aska... pragn�� mie� tylko tyle, ile otrzymywali jego r�wie�nicy, a spef-- Ach, dostali�my je nareszcie? - rzek� Ob�o�ski zak�adaj�c nia� funkcje tego rodzaju potrafi� nie gorzej ni� ktokolwiek inny. palcem akta. -A wi�c, panowie... -I urz�dowa�ie si� rozpocz�to. Znajomi lubili Stiepana Arkadjicza nie tylko za dobre, pogodne"Gdyby oni wiedzieli - my�la�, z powa�nie pochylon� g�ow� usposobienie i niew�tpliw� uczciwo��; w ca�ej jego osobie, w jego s�uchaj�c sprawozdania jak bardzo ich prezes p� godziny temu pi�knej, sympatycznej powierzchowno�ci, b�yszcz�cych oczach, przypomina� skarconego malc~!" I patrzy� na czytaj�cego roze- czarnych brwiach i w�osach, w bia�o�ci i rumie�cach twarzy by�o�mianymi oczyma. Do drugiej urz�dowanie mia�o trwa� be� co�, co po prostu fizycznie wzbudza�o rado�� i �yczliwo�� u ludzi, przerwy, o drugiej - przerwa i �niadanie. kt�rzy go spotykali. "Ach! Stiwa! Ob�o�ski! Ot� i on!" -Nie by�o jeszcze drugiej, gdy wielkie szklane drzwi nagle si� m�wiono prawie zawsze z radosnym u�miechem na jego widok.otworzy�y i kto� wszed� na sal�. Wszyscy panowie siedz�cy pod I je�li nawet zdarza�o si� niekiedy, �e z takiej rozmowy nicportretem obok tr�jk�tnego metalowego symbolu praw* obejrzeli szczeg�lnie radosnego nie wynika�o, to w dwa, trzy dni p�niejsi�, radzi z urozmaicenia, ale wo�ny stoj�cy u drzwi natychmiast zn�w wszyscy tak samo si� cieszyli przy spotkaniu.wyprosi� przybysza i zamkn�� je za nim. Piastuj�c ju� trzeci rok godno�� naczelnika jednego z urz�d�wPo przeczytaniu sprawy Stiepan Arkadjicz wsta�, przeci�gn�� w Moskwie Stiepan Arkadjicz opr�cz sympatii zjedna� sobiesi� i - sk�adaj�c ho�d liberalizmowi epoki - wyj�� na sali papierosa, u koleg�w, podw�adnych, szef�w i u ka�dego, kto mia� z nim dopo czym wr�ci� do swego gabinetu. Dwaj jego koledzy, zasiedzia�y czynienia, tak�e i szacunek. G��wnymi zaletami Ob�o�skiego,stary sht�bista Nikitin i kamerjunkier* Hryniewicz, wyszli z nim dzi�ki kt�rym zdoby� og�lny mir w urz�dzie, by�y: przederazem. wszystkim niezwyk�a wyrozumia�o�� w stosunku do ludzi, oparta- Zd��ymy sko�czy� po �niadaniu - rzek� Ob�o�ski. na �wiadomo�ci w�asnych wad; po drugie - ca�kowity liberalizm,- Ale� na pewno! - potwierdzi� Nikitjn. nie ten znany mu z gazet, lecz ten, kt�ry mia� we krwi i na zasadzie- To musi by� nie lada kr�tacz, ten Fomin - okre�li� Hrynie- kt�rego zupe�nie r�wno i jednakowo traktowa� wszystkich, jaka-wicz jednego z uczestnik�w sprawy, kt�r� rozpatrywali. kolfviek by�a ich sytuacja maj�tkowa i spo�eczna; po trzecie - co Stiepan Arkadjicz na te s�owa zmarszczy� brwi, daj�c w ten najwa�niejsze - doskona�a oboj�tno�� wobec spraw, kt�re za�a-spos�b do zrozumienia, �e jest rzecz� niew�a�ciw� przedwcze�nie twia�, dzi�ki czemu nigdy riie traci� r�wnowagi i nie pope�nia�wydawa� s�d, i nic nie odpowiedzia�. omy�ek.- Kto to wchodzi�? - spyta� wo�nego. Po przybyciu na miejsce urz�dowania Ob�o�ski w asy�cie- Taki jaki�, wasza ekscelencjo, wlaz� bez pytania, ledwiem si� gorliwego portiera, kt�ry ni�s� za nim tek�, uda� si� do swegoodwr�ci�. Pyta� si� o wasz� ekscelencj�. Powiedzia�em murkiedy malutkiego gabinetu, przebra� si� tam w mundur i wszed� dopanowie wyjd�, wtedy... biura. Wszyscy kanceli�ci i urz�dnicy wstali, k�aniaj�c si� weso�o- Gdzie� on jest? i z uszanowaniem. Ob�o�ski szybko, jak zawsze, podszed� do_ Chyba w sieni, bo dotychczas ci�gle tutaj si� przechadza�. swojego biurka, poda� r�k� kolegom, usiad�, po�artowa� i poroz-Oto on - doda� wo�ny wskazuj�c na atletycznie zbudowanego, mawia� dok�adnie tyle, ile wypada�o, po czym przyst�pi� do pracy. barczystego m�czyzn� o k�dzierzawej brodzie, kt�ry nie zdejmu- Nikt lepiej od niego nie potrafi� ustali� owej granicy swobody, prostoty i oficjalnego autorytetu, kt�ra jest warunkiem przyjem-s ~ ." h ~~ i ,~ r � w -- mbik�m� mcW owy graota,nrslup t we~~nnnvnu na trireh irgo san- nach "ukarvmi" Piotra Wielkiego. nego urz�dowania. Sekretarz weso�o i z szacunkiem- jak wszyscyK a m e r I u n k i e r - ni�sry srm�xlan dworu w carskiel Itosii. ~ j�c baraniej czapki, szybko i lekko wbiega� po startych stopniach Mimo to jednak, jak to cz�sto bywa z lud�mi, kt�rzy obrali kamiennych schod�w. Schodz�cy wraz z innymi chudy urz�dnikw �yciu r�ne rodzaje dzia�alno�ci, ka�dy z nich, chocia� - bior�c z teczk� zatrzyma� si�, spojrza� najpierw krytycznie na nogina rozum - uznawa� dzja�alno�� drugiego, w gruncie rzeczy ni� biegn�cego, a potem pytaj�co na Stiepana Arkadjicza.pogardza�. Ka�demu z nich wydawa�o si�, �e jedynie �ycie, kt�re Stiepan Arkadjicz sta� u g�ry. Twarz, ja�niej�ca dobroduszno�-on sam prowadzi, jest pe�nym �yciem; to za�, kt�rym �yje ci� nad haftowanym ko�nierzem munduru, rozpromienifa si�przyjaciel, jest tylko cieniem. Ob�o�ski na widok Lewina nie jeszcze bardziej, gdy pozna� spiesz�cego przybysza.m�g� powstrzyma� z lekka ironicznego u�miechu. Ile� to razy - Naturalnie! Lewin! Nareszcie! - zawo�a� z przyjacielskim,widzia� go przyje�d�aj�cego do Moskwy ze wsi, gdzie Lewin nieco ironicznym u�miechem, przygl�daj�c si� wbiegaj�cemu naczym� si� zajmowa�, ale2zym~ tego Stiepan Arkadjicz nigdy nie schody Lewinowi. - �e te� si� nie zawaha�e� odszuka� mnie w tejm�g� dobrze zrozumie�, zreszt� nie interesowa�o go to wcale. n o r z e ! - doda� i nie poprzestaj�c na u�cisku dioni, uca�owa� Lewin, gdy przyje�d�a� do Moskwy, zawsze bywa� podniecony, przyjaciela. - Dawno przyjecha�e�?zawsze si� �pieszy�, zawsze czu� si� troch� skr�powany, a tym - Dopiero co, i bardzo chcia�em si� z tob� zobaczy� - odpar�samym - zirytowany, i przewa�nie wyg�asza� zupe�nie nowe, Lewin, kt�ry z niepokojem rozgl�da� si� doko�a, zarazem nie- nieoczekiwane pogl�dy. Stiepan Arkadjicz wprawdzie �mia� si�, �mia�o i gniewnie.ale lubi� to w nim. I zupe�nie wk samo Lewin w�a�ciwie gardzi� - No to chod�my do gabinetu - rzek� Stiepan Arkadjicz,miejskim trybem �ycia przyjaciela i jego s�u�b� pa�stwow�, kt�r� a wiedz�c, jak bardzo przy swym gwa�townym i ambitnymuwa�a� za niedorzeczno�� i z kt�rej kpi�. R�nica polega�a na tym, usposobieniu przyjaciel jego jest nie�mia�y, chwyci� go za r�k�e Ob�o�ski robi�c to, co wszyscy, �mia� si� dobrotliwie i nic traci� i poci�gn�� za sob�, jakby przeprowadzaj�c go przez niebezpiecze- wiary w siebie, Lewin za� - niepewnie, a niekiedy ze zlo�<~i�. �stwa.- Od dawna ju� ci� oczekujemy - rzek� Stiepan Ark~djicz Ob�o�ski by� na "ty" prawie ze wszystkimi swymi znajomymi:wchodz�c do gabinetu i puszczaj�c r�k� Lewina, jakby na znax, �e z sze��dziesi�cioletnimi starcami, z dwudziestoletnimi ch�opca-tutaj ju� niebezpiecze�stwa si� sko�czy�y. - Rad jestem, bardzo mi, z aktorami, ministrami, kupcami i genera�-adiutantami.rad, �e ci� widz�. Co porabiasz? Jak si� miewasz? Kiedy przyje- Tote� wielu z tych, kt�rzy byli z nim na "ty", sta�o na dw�chcha�e�? kra�cowo przeciwleg�ych szczeblach drabiny spo�ecznej i pieje-Lewin mit�za� spogl�daj�c na nieznajome sobie twarze koleg�w den z nich zdziwi�by si� wielce, gdyby mu powiedziano, �eStiepana Arkadjicza, a zw�aszcza na r�k� eleganckiego Hryniewi- poprzez Stiepana Arkadjicza ma co� wsp�lnego z innymi. Ob�o�-cza, kt�ry mia� tak d�ugie bia�e palce, tak d�ugie ��te, zagi�te na ski by� na "ty" ze wszystkimi, z kt�rymi pija� szampana,ko�cu paznokcie i tak olbrzymie b�yszcz�ce spinki u koszuli, �e a szampana pi� z ka�dym, i dlatego spotykaj�c si� w obecno�cir�ce te najwidoczniej poch�ania�y ca�� uwag� Lewin~ i kr�powa�y podw�adnych ze swymi w s t y d l i w y m i "ty", jak �artobliwieswobod� jego my�li. Ob�o�ski spostrzeg� to od razu i rzek� nazywa� wielu spo�r�d swych przyjaci�, potrafi� z w�a�ciwymz u�miechem: sobie wyczuciem oszcz�dza� podw�adnym nieprzyjemnegp wra-- Ach prawda, pozwol� panowie, �e ich przedstawi�; moi �enia. Lewin nie zalicza� si� do wstydliwych "ty". Minlo tokoledzy: Filip Iwanowicz Nikitin, Micha� Stanis�awowicz Hry- Ob�o�ski taktownie odgadt, �e Lewin przypuszcza, i� przyjacielniewici i - obracaj�c si� w stron� Lewina - dzia�acz ziemstwa*, nie �yczy sobie okazywa� wobec podw�adnych, jak bardzo s�nowy ich cz�owiek, atleta podnosz�cy jedn� r�k� pi�� pud�w, sobie bliscy. Dlatego zaprowadzi� go od razu do gabinetu.hodowca byd�a, my�liwy, a m�j przyjaciel Konstanty Dmitrycz Byli prawie r�wie�nikami i zacz�li sobie m�wi� "ty" nie przyLewin, brat Sergiusza Iwanycza Koznyszewa. szampanie. Lewin by� koleg� Ob�o�skiego i przyjacielem wezes-- Bardzo mi mi�o - powiedzia� staruszek . nej m�odo�ci. Lubili si� bardzo mimo r�nicy charakter�w i upo-~ i e m s t w o - w Rosji carskiej instytucja samorz�du tc rytorialnego. W sklad ziems wa doba�, ak lubi� si� ludzie zaprzyja�nlenl od nam�odszych lat.wchodzili przedstawiciele szlachty. - Mam �aszczyt zna� pa�skiego brata, Sergiusza Iwanycza rzek� Hryniewicz podaj�c mu sw� szczup�� r�k� o d�ugich paznokciach. Lewin spochmurnia�, ch�odno u�cisn�� podan� sobie d�o� i natychmiast zwr�ci� si� do Ob�o�skiego. Mimo �e bardzo szanowa� swego przyrodniego brata, znanego w ca�ej Rosji pisarza, nie cierpia�, gdy si� do niego zwracano nie jako do Konstantego Lewina, lecz jako do brata znakomitego Koznyszewa. - Nie, nie jestem ju� dzia�aczem ziemstwa. Pok��ci�em si� ze wszystkimi i nie bywam ju� na zebraniach - rzek� zwracaj�c si� do przyjaciela. - Tak pr�dko? - zdziwi� si� z u�miechem Ob�o�ski. - Jak�e si� to sta�o? Dlaczego? - To d�uga historia; kiedy indziej ci opowiem.-- Rozpocz�� jednak opowiada� od razu: - No wi�c, kr�tko m�wi�c, przekona�em si�, �e w ziemstwie nic si� nie zrobi i nic zrobi� nie mo�na wypowiedzia� to tak, jakby go kto� w tej chwili obrazi�. - Z jednej strony, to zabawka: bawi� si� w parlament, a ja nie jestem ani do�� m�ody, ani do�� stary, by si� bawi� zabawkami,z drugiej (tu wci�� si�), jest to jeden spos�b wi�cej dla powiatowej kote�i, by dorobi� si� grosza. Dawniej bywa�y opieku�stwa, s�dy, a teraz ziemstwo, nie jako okazja do �ap�wek, ale jako synekura - m�wi� tak gwa�townie, jakby kto� z obecnych sprzeciwia� si� jego zdaniu. - Aha, widz�, �e� zn�w wszed� w now� faz�: jeste� konserwatysta - rzek� Ob�o�ski. - Zreszt�, pom�wimy o tym p�niej. - Dobrze, p�niej. Ale ja musia�em si� koniecznie z tob� widzie� - powiedzia� Lewin, z nienawi�ci� wpatruj�c si� w r�k� Hryniewicza. Stiepan Arkadjicz u�miechn�� si� nieznacznie. - Jak to? M�wi�e� przecie�, �e nigdy wi�cej nie w�o�ysz europejskiego stroju? - rzek� ogl�daj�c jego nowe ubranie, najwyra�niej od francuskiego krawca. -Tak! Ju� widz�: to nowa faza. Lewin zaczerwieni� si� nagle, ale nie tak, jak czerwieni� si� ludzie doro��i - z lekka, sami nie zdaj�c sobie z tego sprawy-lecz jak mali ch�opcy, kt�rzy czuj�, �e ich nie�mia�o�� jest �mieszna, i ze wstydu czerwieni� si� jeszcze mocniej, prawie do �ez. I tak dziwnie by�o widzie� t� rozumn�, m�sk� twarz tak po dziecinnemu zmienion�, �e Ob�o�ski odwr�ci� wzrok. - Wi�c gdzie si� zobaczymy? Koniecznie, koniecznie musz� z tob� pom�wi� - nalega� Lewin. Ob�o�ski jakby si� namy�la�. - Wiesz co, chod�my na �niadanie do Gurina, tam porozmawiamy. Jestem wolny do trzeciej. - Nie - odpowiedzia� Lewin po namy�le - musz� przedtem gdzie� pojecha�. - No, wi�c dobrze, w takim razie zjedzmy razem obiad. - Obiad? Alei mnie nie chodzi o nic takiego, chc� tylko powiedzie� par� s��w, o co� zapyta�, a potem sobie pogadamy. - X~i�c powiedz�e odl`~zu t~twoje dwa s�owa; pogadamy przy obiedzie. - No, wi�c te dwa s�owa- zacz�� Lewin- nic zreszt� takiego... Z wysi�ku, kt�ry robi�, �eby przezwyci�y� nie�mia�o��, twarz jego przybra�a nagle gniewny wyraz. - Co porabiaj� Szczerbaccy? Czy nic si� u nich nie zmieni�o? zapyta�. Stiepan Arkadjicz, kt�ry od dawna wiedzia�, �e Lewin kocha si� w jego szwagierce Kilty, u�miechn�� si� prawie niedostrzegalnie, a oczy b�ysn�y mu weso�o. - Powiedzia�e� "dwa s�owa", a ja w dw�ch s�owach nie mog� odpowiedzie�, poniewa�... Przepraszam ci� na chwil�. Wszed� sekretarz z aktami, zbli�y� si� do Ob�o�skiego z szacunkiem nie pozbawionym poufa�o�ci i z pewnym, w�a�ciwym wszystkim sekretarzom, skromnym poczuciem przewagi nad szefem w znajomo�ci spraw zacz�� w formie zapytania wyja�nia� mu jakie� trudno�ci. Stiepan Arkadjicz, nie wys�uchawszy go do ko�ca, po�o�y� mu przyja�nie d�o� na r�kawie. - Nie, niech ju� pan zrobi tak, jak powiedzia�em - rzek�, u�miechem �agodz�c upomnienie i po kr�tkim wyja�nieniu, jak jego zdaniem - nale�y rozumie� spraw�, odsun�� akta i zako�czy�: - Niech wi�c pan tak zrobi, prosz�, tak w�a�nie, Zacharze Nikiticzu. Sekretarz wyszed� skonfundowany. Lewin w czasie tej narady zdo�a� zupe�nie opanowa� zak�opotanie, sta� oparty obu �okciami o por�cz krzes�a, a twarz jego wyra�a�a �artobliwe skupienie. - Nie rozumiem, nie rozumiem - powiedzia�. - Czego nie rozumiesz? - ze zwyk�ym sobie weso�ym u�miechem zapyta� Ob�o�ski bior�c papierosa. Oczekiwa� od Lewina jakiego� dziwacznego wyskoku. - Nie rozumiem tego, co wy tu robicie - rzek� Lewin wzruszaj�c ramionami. - Jak ty mo�esz bra� to na serio? F:.: - Dlaczego?- Ksi��� jeszcze narzeka. - Dlatego �e nie ma tu nic do roboty.- C�, kiedy kiepsko jest; ca�kiem �le - westchn�� ci�ko ' - Tak ci s4 Ob�o�ski. i� tylko zdaje. Jeste�my zawaleni prac�. - Papierow� prac�... ~Ty zreszt� masz do tego specjalny talent. - Czy to znaczy, �e masz mi co� do zarzucenia?, - Mo�e i tak - odpar� Lewin. - Ale mimo to podziwiam twoj�~; VI wspania�o�� i czuj� si� dumny, �e m�j przyjaciel jest tak wielkim cz�owiekiem. Ale nie odpowiedzia�e� na moje pytanie - doda�~:, Gdy Ob�o�ski zapyta� Lewina, po co w�a�ciwie przyjecha�, patrz�c Ob�o�skiemu prosto w oczy z rozpaczliwym wysi�kiem.Lewin zaczerwieni� si�, a pot~tn rozz�o�ci� si� o to na siebie, nie - Dobrze, dobrze. Poczekaj troch�, i ty do tego dojdziesz.m�g� bowiem odpowiedzie� przyjacielowi: "Przyjecha�em o�wia- �atwo tak gada�, jak si� ma trzy tysi�ce dziesi�cin w karazi�skim dczy� si� twojej szwagierce", chocia� w�a�nie w tym tylko celu powiecie, do tego takie mi�nie, a poza tym �wie�o�� uczu�przyjecha�. dwunastoletniej dziewczynki. Jeszcze i ty kiedy� do nas zapukasz. R~ziny Lewin�w i Szczerbackich nale�a�y do starej szlachty A je�li chodzi o odpowied� na twoje pytanie, to nic si� nie moskiewskiej i by�y zawsze w bliskich i przyjaznych ze sob� zmieni�o, szkoda tylko, �e� tam tak dawno nie by�.stosunkach. Wi�zy te utrwali�y si� zw�aszcza w okresie studi�w - Bo co? - przerazi� si� Lewin.Lewina kt� ~ ry przygotowywa� si� i wst�pi� na uniwersytet razem - Ale� nic - odpowiedzia� tamten. - Pom�wimy o tym. Ale poz m�odym ksi�ciem Szczerbackim, bratem Dolly i Kitty. W owym co� ty w�a�ciwie przyjecha�?czasie Lewin bywa� cz�sto w domu Szczerbackich i zakocha� si� - Ach, o tym tak�e pogadamy p�niej - Lewin znowu zaczer-w ich rodzinie! Jakkolwiek mo�e si� to wydawa� dziwne, Kon- wieni� si� po uszy.' stanty Lewin by� zakochany w�a�nie w domu, w rodzinie, a zw�a- - No dobrze. Ma si� rozumie� . rzek� Ob�o�ski. - Ot�szcza w niewie�ciej po�owie rodziny Szczerbackich. W�asnej widzisz, zaprosi�bym ci� ch�tnie do siebie, ale �ona nie jestmatki nie pami�ta�, a jedyna jego siostra by�a od niego starsza, ca�kiem zdrowa. Wiesz co, je�li chcesz ich wszystkich zobaczy�,dopiero wi�c w domu Szczerbackich pozna� to �rodowisko: star�, to spotkasz ich dzi� na pewno w Ogrodzie Zoologicznym mi�dzy szlacheck�, �wiat�� i uczciw� rodzin�, tak�, jakiej sam zosta� czwart� a pi�t�. Kitty b�dzie na �lizgawce. Pojed��e tam, a ja po pozbawiony przez �mier� ojca i matki. Wszyscy cz�onkowie tej ro- ciebie wpadn� i zjemy gdzie� razem obiad.~�: dziny, zw�aszcza niewie�cia jej po�owa, wydawali mu si� przes�o- - Doskonale. A wi�c do widzenia.~ pi�ci jak�� tajemnicz�, poetyczn� z�s�on�. Nie tylko nie dostrze- - T lko ami ta ~ bo t u� a ci dobrze znam ot�w este�ga� w nich �adnych wad, lecz domy�la� si� za ow� poetyczn�, y p � ~' y' ~ 1 � ' g ~ zapomnie� albo nagle wyjecha� na wie� - �miej�c si� zawo�a� za okrywaj�c� ich zas�on� - najwznio�lejszych uczu� i najrozmait- sim Stiepan Arkadjicz.~ szych doskona�o�ci. Czemu te trzy panienki musia�y jednego dnia - Nie. B�d� na pewno!rozmawia� po angielsku, drugiego - po francusku? Dlaczego I Lewin wyszed� z gabinetu. Dopiero za drzwiami przypomnia�w pewnych godzinach gra�y kolejno na fortepianie, kt�rego sobie, �e si� nie po�egna� z kolegami Ob�o�skiego.d�wi�ki s�ycha� by�o na g�rze u brata, gdzie uczyli si� studenci? - Ale to musi by� energiczny jegomo��! - zauwa�y� po jegoPo co przychodzili ci wszyscy nauczyciele literatury francuskiej, wyj�ciu Hryniewicz.muzyki, rysunku i t