5653

Szczegóły
Tytuł 5653
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5653 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5653 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5653 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wojciech �widziniewski JAK Z�Y BARON CHCIA� ZOSTA� DOBRYM CZ�OWIEKIEM Legenda o baronie Kerth'u Kri Hertz. - Dzi�kuj� waszmo�ci za t� dwutygodniow� go�cin� lecz pomimo tych wszelkich bogactw, czarodziejskich pos�ug i bezpiecze�stwa jakie oferowa�a twoja osoba i tw�j zamek nie jestem w stanie po�lubi� waszmo�ci, gdy� po prostu pana nie kocham. - powiedzia�a butnie Flamia i stukaj�c obcasami, z dumnie uniesion� g�ow�, wysz�a z sali rycerskiej zamku Kri Hertz�w. Baron Kerth Kri Hertz spokojnie siedzia� na zdobionym bursztynami krze�le, leniwie pieszcz�c swego gryfa Lipera. Ten spok�j by� jednak tylko pozorny. Tak naprawd� to ca�y kipia� z gniewu. Doszed� do wniosku, �e pomys� z szukaniem sobie �ony by� od pocz�tku poroniony. "Po co ci �ona?" - zastanawia� si�. - �eby kto� ci� kocha�. Po co ma mnie kocha�? �eby� i ty si� nauczy� kocha�. Co z tego b�d� mia�? Zdolno�� kochania sprawi, �e staniesz si� dobry. Czemu chcesz by� dobry? Bo od urodzenia jestem z�y, a to ju� mi si� znudzi�o. Westchn�� ci�ko, podni�s� si� z krzes�a i podszed� do wysokiego okna wychodz�cego na zamkowy dziedziniec. Flamia w�a�nie skry�a si� w cieniu bramy. Kri Hertz zacisn�� pi�ci ze z�o�ci. - Co to, kurwa, hotel? - mrukn�� pod nosem. - Zaciekawiony Liper podszed� do swego pana. Baron pog�aska� go po g�owie. - Przyjdzie taka, na�re si�, napierdzi w bety, g�o�no beknie i si� wynosi, a gdzie szacunek dla gospodarza, co? No gdzie? W dupie! - Machn�� z rezygnacj� r�k�. - Zabij j�, Liper, mo�e to poprawi mi humor. Gryf zgrabnie skoczy� na parapet, mocno si� od niego odbi� i poszybowa� w d�. Jego pazury o cal min�y wie�� zamkowej bramy. B�yskawicznie zbli�a� si� do niczego niespodziewaj�cej si� Flamii. Tu� za jej plecami zacz�� ha�a�liwie hamowa�, lecz dziewczyna nie zd��y�a si� odwr�ci�. Liper wbi� �apy zako�czone blisko trzy calowymi pazurami w jej plecy. Flamia krzykn�a. Gryf z okrzykiem tryumfu zacisn�� �apy na jej wn�trzno�ciach. Pot�ne skrzyd�a zacz�y z wysi�kiem m��ci� powietrze. Stopy Flamii oderwa�y si� od ziemi, Liper powoli wznosi� si� i oddala� od zamku. Kobieta j�cz�c obficie krwawi�a z ran. Gryf powoli zawr�ci� i rado�nie krzycz�c pikowa� na mury zamku. W ko�cu, b�d�c ju� prawie nad blankami pu�ci� sw� ofiar�, kt�ra z krzykiem uderzy�a o mur i wpad�a do fosy. Liper przez chwil� kr��y� nad powoli uspokajaj�c� si� wod�, podziwiaj�c czerwie� krwi barwi�c� zamkowe mury. Wreszcie nabra� wysoko�ci i wr�ci� do sali rycerskiej, gdzie oczekiwa� go Kerth. - Dobra robota. - pochwali� go baron odchodz�c od okna i siadaj�c w swoim krze�le. Liper po�o�y� si� na stole i dok�adnie wylizywa� zakrwawione �apy i potargane lotki. Kerth przez chwil� patrzy� na jego toalet�. U�miechn�� si�. - Gdy tak ci� obserwowa�em... - powiedzia� g�aszcz�c swoj� rzadk� brod�. - ...doszed�em do wniosku, �e skoro �adna kobieta nie chce mnie pokocha�, wi�c b�d� musia�, tak jak ciebie, przyzwyczai� j� do siebie od male�ko�ci. Znajd� mi, powiedzmy, dwunastoletni� dziewczynk�. Nieuszkodzon�. Liper mrukn�� twierdz�co. * * * Zamy�lona Arren oporz�dza�a jedyn� krow� w oborze. Troch� si� jej spieszy�o poniewa� chcia�a, a�eby ten dzie� jak najszybciej si� sko�czy�. Jutro, z ojcem, mia�a jecha� na targ, a tam wiadomo, s�odkie precelki, popisy kuglarzy i b�yszcz�ce ozdoby. Nie mog�a si� doczeka� jutrzejszego ranka. Tak jej si� spieszy�o do jutra, �e zaraz po kolacji postanowi�a i�� spa�, �eby przespa� te ostatnie kilka godzin oczekiwania. Za jej plecami skrzypn�y otwierane drzwi obory. Arren nie odwracaj�c si� powiedzia�a: - Ju� ko�cz� i id� na kolacj�... Co� chwyci�o j� za sukienk� i wywlek�o na zewn�trz. Arren krzycza�a i wyrywa�a si�, lecz bezskutecznie. Rozleg� si� �opot skrzyde� gryfa i dziewczynka wraz z porywaczem unios�a si� do g�ry. Zanim zemdla�a zd��y�a jeszcze zobaczy� posta� ojca stoj�c� w otwartych drzwiach domostwa. * * * - Budzi si�. - powiedzia� Kerth do Lipera Dziewczynka powoli otworzy�a oczy: - Gdzie jestem? - W zamku Kri Hertz. Zamek Kri Hertz! Siedlisko barona Kerth'a i wszelkiego z�a! Dziewczynka przestraszona usiad�a na ��ku. - Nie b�j si�. Tu jeste� bezpieczna. - powiedzia� baron g�aszcz�c jej d�o�. - Tata... Kri Hertz westchn�� ci�ko i podszed� do okna. - Tw�j ojciec zgin�� podczas ataku harpii, a m�j gryf, Liper, odbi� ci� z ich �ap kiedy by�a� nieprzytomna. Twojemu ojcu nie mogli�my ju� pom�c... - Chc� go zobaczy�. - powiedzia�a cicho. Baron za smutkiem pokr�ci� g�ow�. - Nic z tego. Jego cia�o rozszarpa�y harpie i niewiele zosta�o do pochowania, ale zaj��em si� tym. - Nie ma matki... Nie ma ojca... - dziewczyna zacz�a cichutko szlocha�. Kerth obj�� j� ramieniem. - P�acz, male�ka, p�acz. �zy �agodz� b�l. - przytuli� j�. - Jak ci na imi�? - Arren... - Ja mam na imi� Kerth. Jeste� g�odna? Dziewczynka zaprzeczy�a. - No to przynios� ci gor�cego kakao. Liper zosta� z Arren. Gryf po�o�y� ci�k� �ap� na malutkiej d�oni i zamrucza� przymilnie. Arren chlipi�c podrapa�a go w podgardle. Zamrucza� rado�nie. * * * Dziewczyna do�� szybko odzyska�a spok�j ducha. Ju� po trzech miesi�cach rado�nie biega�a z Liperem po b�oniach otaczaj�cych ponur� siedzib� barona. Mo�e mia�a na to wp�yw jej wewn�trzna si�a, a mo�e cuda zamku i czary czynione przez nowego opiekuna. Tylko czasami, gdy pe�nia ksi�yca wydobywa�a nowe kszta�ty z dobrze znanych przedmiot�w, Arren siada�a na parapecie strzelistych okien sali rycerskiej i ws�uchuj�c si� w odg�osy letniej nocy patrzy�a w mrok. Kiedy� po jednej z takich nocy, rankiem poprosi�a barona, �eby zawi�z� j� na miejsce poch�wku ojca. Gr�b Arra, ojca Arren, sta� w zacienionej zatoczce jak� tworzy� cofaj�cy si� przed ��k� las. Na prostym kamiennym obelisku wyryto runami napis: "Tu le�y Arr" Arren sta�a milcz�ca pozwalaj�c �askocz�cym policzki �zom sp�ywa� na ziemi�. W ko�cu powiedzia�a do barona: - Ojciec wierzy� w Mortiis. Kerth skrzywi� si� z pogard�, ale przeci�gn�� po nagrobku d�oni�. Pojawi�a si� jeszcze jedna linijka tekstu: "Id� do ciebie Pani". Odwracaj�c si� do Arren, spyta�: - A ty w co wierzysz? Milcza�a. - Rozumiem. - powiedzia� id�c do koni. - Wracajmy do domu. * * * Mija�y lata. Arren dorasta�a, a Kri Hertz, dzi�ki magii, nie starza� si�. Arren zapowiada�a si� na �liczn� pann�, wi�c baron coraz bardziej przekonywa� si� do tego, by poj�� j� za �on�. Przez ca�y czas, o ile Kerthowi pozwala�y na to obowi�zki, uczy� jej czarnej magii baron�w Glary, aby jak przysta�o na przysz�� baronow�, zna�a si� co nieco na czarach. Jako, �e by�a pilnym uczniem i wnet opanowa�a jej podstawowe tajniki, m�g� j� zostawi� sam�, gdy wyrusza� na zebrania Rady Glary. Jedn� ciekaw� rzecz oboje zauwa�yli: im d�u�ej ze sob� przebywali, tym wi�cej si� od siebie uczyli. Kri Hertz z�agodnia� i zacz�� dostrzega� nawet pi�kno przyrody. Natomiast Arren sta�a si� bardziej stanowcza, okrutna i bezpardonowa. Wszystkie te �wie�o nabyte cechy niezbyt im przeszkadza�y, wr�cz przeciwnie, cieszyli si� z tej przemiany. Baron, bo czu� si� odrobin� lepszy, a Arren poniewa� w Kerthu widzia�a swego idola, do kt�rego jak najbardziej chcia�a si� upodobni�. Pewnego jesiennego wieczoru do bram zamku zastuka� pos�aniec, zostawi� list baronowi i pomkn�� do nast�pnego zamku. Kerth czytaj�c wiadomo��, gro�nie marszczy� brwi. Gdy sko�czy�, z ponurym u�miechem zwr�ci� si� do Arren. - Moja droga, jad� na wojn�. Nie b�dzie mnie przez jaki� czas. - Co si� sta�o? - zaniepokoi�a si� dziewczyna. - Ten samozwaniec, "Imperator Darwii Kolman I", najecha� Glar� i kieruje si� ku morzu Parta. Arren ze zrozumieniem skin�a g�ow�: - Kiedy wyruszasz? - Rano. Skoro �wit, baron, przybrany w czarn� zbroje i dosiadaj�cy czarnego rumaka wraz z Liperem, majestatycznym krokiem skierowali si� na p�noc. Smutna Arren sta�a w bramie, pewna �e widzi go po raz ostatni. W ko�cu gdy jego sylwetka zla�a si� w jedno z lasem, odwr�ci�a si� i jednym skinieniem zatrzasn�a wrota i opu�ci�a krat�. Przez nast�pnych kilka dni szala�a ulewa. Arren czu�a, �e tej ulewy, nie wywo�a�a natura lecz po��czone si�y czarnoksi�nik�w Glary. Mia�a zapewne op�ni� poch�d cesarza. Po tygodniu rozpogodzi�o si� na kilka dni, by dwunastego dnia od wyjazdu barona niebo zasnu�o si� chmurami. �wiat pociemnia� zas�aniaj�c wszystko ca�unem mroku. Umilk�y ptaki, a drzewa stan�y w bezruchu. Gdzie�, hen, na p�nocnym wschodzie szala�a pot�na burza, a wraz z ni� bitwa. Arren sta�a w oknie p�ki nie ucich�y grzmoty, a chmury nie rozesz�y si� we wszystkie strony �wiata. Dziewczyna odesz�a od okna i usiad�a na sofie. Pozosta�o jej tylko czeka�. By� mo�e wiecznie. Tydzie� p�niej otwar�y si� bramy i unios�a krata zamku. Na dziedziniec wjecha� zm�czony Kerth. Arren wybieg�a mu na powitanie, ciesz�c si�, �e wr�ci� �ywy. - Gdzie Liper? - spyta�a wygl�daj�c gryfa. Baron pokr�ci� g�ow�. Arren usiad�a w progu z twarz� ukryt� w d�oniach. Ca�a rado�� prys�a niczym ba�ka mydlana. * * * Z ponad dwudziestu czarnoksi�nik�w zosta�o nas dwunastu. - Kerth sta� w sypialni oparty o okno. - Zgin�� baron Keychifrei, Kri Haffiz, Kri Hochen, Kri Gegen, m�odziutki Kri Rauchen rozniesiony na kopytach kawalerii... i Liper przeszyty be�tami kusz... Wszyscy nie �yj�... Przegrali�my, ale i Darwijczyk�w zgin�o wielu... Nie zwr�ci to jednak �ycia Liperowi... - baron zamkn�� oczy pr�buj�c powstrzyma� �zy. Siedz�ca na �o�u Arren pokiwa�a ze smutkiem g�ow�. - Wiem co czujesz. Wiesz, �e straci�am ojca... - Nie, nie wiesz co czuj�... - przerwa� jej baron. - To znaczy... nie wiesz do ko�ca. Ty si� dowiedzia�a� o �mierci ojca, ja widzia�em �mier� Lipera... Widzia�em jak bieg� do mnie, a kusznicy s�ali za nim be�t za be�tem... Jeden z pocisk�w uszkodzi� mu kr�gos�up, wi�c w��cz�c tylnymi �apami pr�bowa� si� do mnie czo�ga�... Te jego oczy pe�ne wiary we mnie... Nic nie mog�em zrobi�... - Kerth zacz�� p�aka�. Arren, ze �zami na policzkach, podesz�a do niego i przytuli�a. - Nie wiem co bym zrobi�a gdyby� i ty nie wr�ci�. Kerth zesztywnia�. - Kocham ci�, Arren. - powiedzia� do jej w�os�w. Arren u�miechn�a si�. - Wiem. Ja te� ci� kocham. Pobrali si� na stary glaryjski spos�b. Naci�li nadgarstki prawych d�oni i pozwolili by ich krew si� zmiesza�a. Od tej pory, o ile to by�o jeszcze bardziej mo�liwe, sp�dzali ze sob� wi�cej czasu. Kerth zabiera� j� nawet na tajne zebrania pozosta�o�ci Rady Glary. Lata up�ywa�y im w spokoju i dostatku, ale do czasu. Rankiem, drugiego dnia wiosny, pod bram� zamku zajecha� przedstawiciel imperialnych w�adz, brat Zakonu Mortiis, Cleritus i wyzwa� Barona Kertha Kri Hertza na pojedynek. Stoj�ca na blankach Arren szepn�a do swojego m�a: - We�my go do lochu, b�dzie wi�cej zabawy. Kerth u�miechn�� si� i skin�� d�oni�. Cleritus bezw�adnie osun�� si� na ziemi�. Musieli przyzna�, �e nie by� zbyt dobrym obiektem tortur. Jedyne co potrafi� to mocno zaciska� z�by i z rzadka krzycze�. Baronowi dosy� szybko si� to znudzi�o, ale Arren by�a dosy� cz�stym go�ciem w zamkowych lochach. Kt�rego� wieczoru, gdy zamkowe korytarze nios�y okrzyki torturowanego, baron postanowi� zajrze� do loch�w i zobaczy� jak tam sobie radzi jego �ona. Scena, kt�r� ujrza� w celi kompletnie go zaskoczy�a. Arren i Ceritus, p�nadzy zabawiali si� na wi�ziennej kozetce. Zaskoczony Kerth wr�ci� po cichu do sali rycerskiej, gdzie winem ugasi� pocz�tkowy gniew. Przez chwil� zastanawia� si�, by w ko�cu porwa� ze �ciany top�r i zbiec do loch�w. Wbieg� do celi, gdzie para wci�� znajdowa�a si� w mi�osnych u�ciskach. Stan�� nad nimi z uniesionym toporem, a oni zamarli w bezruchu. Bro� opada�a i posypa�y si� iskry. Brz�kn�� opadaj�cy �a�cuch. - Jeste� wolny - zwr�ci� si� do Cleritusa. Spojrza� na Arren. - Ty te�. - i opu�ci� cel�. Nast�pnego dnia Cleritus i Arren opu�cili zamek. Gdy dziewczyna wysz�a na dziedziniec, nad jej g�ow� przemkn�� cie�. Spojrza�a w niebo. - Gryf! - wykrzykn�a. Cleritus wzruszy� ramionami. - Wszyscy magowie Glary maj� Gryfy. * * * Gryf przysiad� na parapecie okna w sali rycerskiej. Tu� obok niego sta� baron. Pog�aska� zwierz� po g�owie. - Wreszcie - powiedzia� ze smutkiem. Gryf mrukn�� zach�caj�co. Kerth spojrza� na oddalaj�c� si� par�. - Ju� kiedy� co� takiego prze�y�em... Tym razem nie wys�a� gryfa, by zabi� kobiet�. Pomy�la�, �e spe�ni�a swoje zadanie. Nauczy�a go dobroci i przynajmniej tyle m�g� dla niej zrobi�. Mimo, �e zdradzi�a darowa� jej �ycie. Jednak doszed� do wniosku, �e dobro nie jest stworzone dla niego, bo kto jest dobry ten cz�ciej przegrywa, a baron nie lubi� przegrywa�. Spojrza� na szerokie plecy Cleritusa. - Jeszcze si� tob� zajm�. Niech no tylko zostan� W�adc� Demon�w. - obieca� sobie. Ostatni raz przyjrza� si� d�ugim w�osom i zgrabnej sylwetce Arren. - Ciesz si� Arren �yciem, ciesz! Przy kolejnym naszym spotkaniu nie b�d� ju� twoim kochankiem. O nie. Sko�czy�em ju� z dobrem i zn�w sta�em si� sob�, egoist� i z�o�liwcem. Strze� si�, Arren, strze� si� cienia gryfa! My�lcie sobie co chcecie, ale �adna mi�o�� nie trwa wiecznie.