5476
Szczegóły |
Tytuł |
5476 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5476 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5476 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5476 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WILLIAM SANDERS
stwory
ALISON SINCLAIR nienawidzi�a Clei Hardesty, wi�c, oczywi�cie, zawsze chodzi�a na
wydawane przez ni� przyj�cia.
Nienawi�� ta istnia�a od bardzo dawna, a jej przyczyny od samego pocz�tku by�y
niejasne. Teraz jednak ju� nie mia�y znaczenia, wa�ne pozosta�o jedynie
wzbudzone przez nie uczucie. Alison odbiera�a triumfy Clei - zdecydowanie nazbyt
cz�ste - jak totalne katastrofy, nieraz z ich powodu sp�dzaj�c w ��ku ca�e
dnie. Za to niezno�nie rzadkie pora�ki znajomej sprawia�y pani Sinclair czyst�,
intensywn� przyjemno��.
(Ten moment na oficjalnym obiedzie, kiedy Clea bezmy�lnie zwr�ci�a si� do �ony
Prezydenta imieniem jego kochanki - Alison ci�gle jeszcze odczuwa�a mi�y
dreszczyk na sam� my�l o tym, smakowa�a owo wspomnienie, mimo �e rzecz wydarzy�a
si� kilka lat temu).
W�a�nie to by�o dla Alison podstawowym i nieodpartym motywem uczestniczenia we
wszystkich przyj�ciach Clei: niebezpiecze�stwo, �e kiedy co� p�jdzie �le -
gospodyni przydarzy si� co� upokarzaj�cego albo pope�ni jakie� faux pas - jej
przy tym nie b�dzie. My�l o urzeczywistnieniu si� takiego pecha by�a nie do
zniesienia.
- NIE WIEM czemu musimy tam i��. Nie trawisz Clei, a ja nie znosz� jej przyj�� -
powiedzia� m�� Alison, kiedy wje�d�ali wind� na g�r�.
- Ty nie znosisz przyj��, kropka - odpar�a, niezbyt �ci�le, ale wystarczaj�co
jak na rutynow� sprzeczk� ma��e�sk�. - Gdyby to od ciebie zale�a�o, w og�le
nigdzie nie wychodziliby�my.
- Chyba nie b�dzie u niej �adnych zwierz�t? Nienawidz� zwierz�t.
Alison zacisn�a z�by i odetchn�a g��boko przez nos.
- Je�li powiesz co� takiego w trakcie przyj�cia - warkn�a po chwili - w zasi�gu
czyjegokolwiek s�uchu, to osobi�cie zepchn� ci� z tarasu. Polecisz bodaj�e
pi��dziesi�t dwa pi�tra. Nawet je�li potem zdo�aj� ci� posk�ada� - w co w�tpi�,
w ko�cu sam mi ci�gle przypominasz, �e nikt nie jest naprawd� nie�miertelny - to
i tak walni�cie o ziemi� zaboli jak diabli.
Wzruszy� ramionami.
- Och, w porz�dku. Tak naprawd� to ich nie nienawidz� - wycofa� si� - dop�ki s�
w zoo, czy jak mu tam, albo biegaj� sobie tam, gdzie ich miejsce. Ja tylko nie
toleruj� �adnych cholernych w�ochatych paskudztw p�taj�cych si� w pobli�u. Co to
takiego by�o ostatnim razem?
- Tygrysi�tko. Na �wiecie, poza ogrodami zoologicznymi, zosta�o mniej ni� tysi�c
tych zwierz�t.
- No c� - powiedzia� Dolan z uczuciem - gdybym dorwa� bydlaka po tym, jak
naszcza� mi na buty, by�oby o jeszcze jednego mniej.
Alison odwr�ci�a g�ow� i przyjrza�a mu si�, ale patrzy� przed siebie, prosto na
drzwi windy, z nieruchom�, nic nie wyra�aj�c� twarz�. To ma��e�stwo, pomy�la�a,
wcale si� nie klei. Ile to ju� s� razem? Trudno spami�ta�. Tyle lat, tylu
m�czyzn (kobiet te�, ale to niewa�ne). Czasami zastanawia�a si�, jak to mo�e
by� po kilku stuleciach. Dolan nie by� z�ym m�em, ale nie mia� wyczucia co jest
wa�ne. Albo te� po prostu go to nie obchodzi�o. Tak czy siak, sz�o kiepsko.
Jednak teraz nale�y przetrwa� to przyj�cie. Po prostu trzeba pilnowa� Dolana.
B�dzie musia�a trzyma� si� blisko niego przez ca�y wiecz�r, co oznacza�o, �e nie
zdo�a we w�a�ciwy spos�b wmiesza� si� pomi�dzy go�ci, ale na to nie ma rady.
Je�li nie b�dzie odpowiednio podtrzymywa� kontakt�w towarzyskich, mo�e kiepsko
wypa�� albo nawet zostanie oplotkowana, lecz w por�wnaniu ze skandalem, jaki
mog�aby wywo�a� jedna z tych okropnych uwag m�a...
- Clea - odezwa�a si� najbardziej lodowatym tonem, na jaki by�o j� sta� -
przejmuje si� losem zagro�onych gatunk�w. Podobnie jak wszyscy, kt�rzy u niej
b�d�, opr�cz ciebie.
- Clea - odpar�, wci�� nie patrz�c na �on� - przejmuje si� wy��cznie nad��aniem
za mod�. Teraz na tapecie s� gatunki zagro�one, wi�c wykszta�ci�a w sobie
mi�dzygatunkowe sumienie. Je�li nast�pnym sza�em stan� si� polowania na grub�
zwierzyn�, wraz z reszt� waszej bandy b�dziecie walczy� o wyjazd na Alask�, �eby
ustrzeli� ostatniego wo�u pi�mowego.
- Ty sukinsynu - warkn�a Alison.
- O ile wiem, to prawda - wyzna� rado�nie. - Ale nie pami�tam mamusi a� tak
dobrze.
Mia�a ochot� go kopn��, niemniej zacz�a si� zastanawia�, czy przypadkiem nie
poruszy� czego� istotnego. Gdzie, w ko�cu, przebiega granica pomi�dzy uleganiem
modom, a zwyczajnym brakiem oryginalno�ci? Mo�e, pomy�la�a, Clea ju� nie jest w
czo��wce... ale kr�ciutki przeb�ysk nadziei zgas� niemal natychmiast. Clea
zawsze znajdowa�a si� na samym szczycie, by�a jedn� z os�b definiuj�cych
awangard�.
- Zamknij si�, Dolan - powiedzia�a, gdy winda si� zatrzyma�a. - Po prostu si�
zamknij.
PRZYJ�CIE by�o niedu�e, nie wi�cej ni� dwadzie�cia, trzydzie�ci os�b. Tyle
zazwyczaj bywa�o u Clei; dok�adnie ile trzeba, pomy�la�a Alison z pe�nym
nienawi�ci uznaniem. Gdyby zaprosi�a wi�cej, jej s�ynny apartament na ostatnim
pi�trze zacz��by wydawa� si� nieco zat�oczony. Z drugiej strony mniejsza liczba
go�ci mog�a sprawi� wra�enie osuwania si� w d� w hierarchii towarzyskiej. Niech
to szlag, ta obrzydliwa suka jest w tym dobra.
Alison zatrzyma�a si� na chwil�, rozgl�daj�c si� po pomieszczeniu,
przeprowadzaj�c szybk� analiz� taktyczn� zgromadzenia w poszukiwaniu r�nych
mo�liwo�ci. Przeszkodzi� jej w tym wysoki m�czyzna, kt�ry nagle zmaterializowa�
si� przed ni�, przes�aniaj�c niemal ca�y widok.
- No, no - odezwa� si� Zack Chernoff, u�miechaj�c si� z wysoka do nich obojga. -
To� to moja ulubiona para. Prze�wietny zesp� Loomis and Sinclair nareszcie z
nami.
- Zack - Dolan u�cisn�� wyci�gni�t� d�o� m�czyzny - a je�li to nie my, to co?
- Och, no to kto� po paru zab�jczo �wietnych zabiegach morficznych.
Wysoki m�czyzna obj�� Alison i tu� ko�o jej ucha wykona� ustami kilka
skubi�cych ruch�w.
- Moja Alison, stanowczo dzi� wygl�dasz tak, �e chcia�oby si� ci� zje�� -
�ciszy� g�os. - Ucieszysz si�, �e jeszcze niczego nie przegapi�a�. Clea wci��
nie ujawni�a swojej atrakcji wieczoru. Jednak gdzie� znikn�a - doda�,
rozgl�daj�c si� - wi�c zapewne to ju� nied�ugo.
- Je�li to b�dzie mia�o wielkie z�by - o�wiadczy� Dolan - czy te� nieprzyzwoicie
du�o ko�czyn, albo spr�buje wych�do�y� mi nog�, zmywam si� st�d. - Teatralnie
wzruszy� ramionami. - No dobra, ruszam do baru. Alison, przynie�� ci to co
zwykle?
- Poprosz�.
- Mi�y ch�opak - powiedzia� Zack, kiedy jej m�� znikn�� w�r�d go�ci. - Ale
niezbyt dobrze wytresowany, prawda? - Spojrza� na ni� niemal lubie�nie. - Daj mi
zna�, kiedy b�dziesz gotowa spr�bowa� czego� bardziej dojrza�ego.
- Pomarzy� dobra rzecz - odpowiedzia�a niemal automatycznie. - Nici z tego.
Prawd� powiedziawszy, my�l o zbli�eniu z Zackiem by�a nawet atrakcyjna. W
gruncie rzeczy to wspania�y m�czyzna. Oczywi�cie wszyscy tacy byli, teraz ka�dy
(a przynajmniej praktycznie ka�dy, kto si� liczy�) m�g� mie� tak� twarz i cia�o,
jakie mu si� zamarzy�y. R�nice jednak wci�� istnia�y. Tak samo jak w przypadku
ubior�w i fryzur nie ka�dy morf pasowa� do osoby - jednak Zacka by� znakomity.
A nie powinien, przynajmniej z konwencjonalnego punktu widzenia. Wi�kszo�� ludzi
nosi�a wygl�d m�odzie�czy - niekt�re z obecnych na przyj�ciu kobiet sprawia�y
wra�enie, �e ledwie co osi�gn�y wiek dojrzewania, a przynajmniej usi�owa�y tak
wygl�da� - ale Zack, z typow� dla siebie przewrotno�ci�, postanowi� pokaza�
nieco oznak wieku. Nic wyra�nego, ot, kilka drobniutkich zmarszczek w k�cikach
oczu, sk�ra twarzy i d�oni, cho� nie zniszczona, ale wyra�nie osmagana - tyle
tylko, �eby zaznaczy� intencj�...
W prywatnej opinii Alison by�o to zupe�nie bez sensu. To prawda, Zack urodzi�
si� nieco wcze�niej od Dolana i niej samej, by� mo�e nawet by� najstarszym
go�ciem na przyj�ciu, ale wzi�wszy pod uwag� przeci�tn� oczekiwan� d�ugo��
�ycia, teraz mierzon� w setkach, prawdopodobnie tysi�cach lat (przypuszczalnie
nawet wi�cej - ludzie tacy jak Zack czy Dolan ci�gle powtarzali, �e na pewno nie
w niesko�czono��, ale przecie� tego nie wiedzieli, prawda?), rozpaj�czanie si�
nad paroma dziesi�cioleciami mniej czy wi�cej by�o �mieszne. A jednak Zack nie
rezygnowa� z odgrywania starszego, nie maj�c �adnej innej motywacji poza
wewn�trznym przymusem bycia innym.
W�a�nie dlatego, pomimo jego niezaprzeczalnej atrakcyjno�ci (te jasne,
niebieskie oczy w opalonej, wyrazistej twarzy! te du�e, ko�ciste d�onie!),
Alison nigdy nie czu�a powa�niejszej pokusy, by go spr�bowa�. Stanowi� po prostu
zbyt du�� niewiadom�. Dolana trudno by�o okie�zna�, Zacka w og�le by si� nie
da�o.
- No c�, nie wiesz, co tracisz - rzek� Zack z ironicznie sztucznym smutkiem,
kiedy sta�o si� ju� oczywiste, �e ona nie zamierza kontynuowa� tego w�tku. - Im
starsze wino, i tak dalej.
- Daj sobie z tym spok�j - rzuci�a niecierpliwie Alison, usi�uj�c wyjrze� zza
niego, aby przekona� si�, kto tak ha�asuje ko�o p�nocnych okien. - Poza tym
wcale nie jeste� tak du�o starszy ode mnie. Czterdzie�ci czy pi��dziesi�t lat,
wielkie mi co.
- Trzydzie�ci osiem - poprawi�, krzywi�c si�. - Prosz�, nie dobijaj mnie. Ale,
drogie dziecko, jakie� to by�y lata! Kiedy ja si� urodzi�em, Proces w og�le
nawet nie istnia� poza kilkoma eksperymentalnymi laboratoriami. Lata, kt�re mnie
ukszta�towa�y, oraz spory okres doros�o�ci prze�y�em - tak samo jak wszyscy na
ca�ym �wiecie - wiedz�c, �e pewnego dnia, stanowczo zbyt wcze�nie, zbrzydn�,
os�abn� i w ko�cu umr�.
Potrz�sn�� g�ow�, twarz mia� teraz zupe�nie powa�n�.
- Twoje pokolenie przesz�o Proces we wczesnym dzieci�stwie, zanim doro�li�cie na
tyle, by w og�le poj��, przed czym was uchroniono. Uwierz mi, to bardzo zmienia
spos�b pojmowania �wiata. A teraz - doda� - mamy nast�pne pokolenie, tak
odmienne od twojego, jak twoje od mojego. Mo�e nawet bardziej...
Alison w�a�ciwie nie zwraca�a uwagi na jego s�owa, s�ysza�a to wszystko ju�
wcze�niej od Zacka i innych w jego wieku, poza tym ha�asy dobiegaj�ce z
przeciwleg�ego kra�ca pomieszczenia nasila�y si�. Wyci�gn�a szyj�, usi�uj�c co�
zobaczy�, Zack w ko�cu spostrzeg�, o co jej chodzi i odsun�� si� na bok.
- No, no - mrukn��. - Je�li ju� mowa o brutalach... dlaczego, na mi�o�� bosk�,
Clea musia�a zaprosi� co� takiego?
Spora cz�� go�ci zgromadzi�a si� przy p�nocnych oknach, ale pomi�dzy nimi
Alison wyra�nie widzia�a posta� znajduj�c� si� w centrum zainteresowania:
niskiego, bezw�osego m�czyzn�, wymachuj�cego r�kami i gadaj�cego bardzo g�o�no.
- To zwyk�e g�wno - krzykn�� do kogo�, kogo nie potrafi�a rozpozna�. - Wiesz, �e
to g�wno. Nie udawaj, �e nie.
- No, ju� jestem. - Dolan pojawi� si� ko�o niej, trzymaj�c kilka szklanek. -
Alison? - Kiedy wzi�a drinka od niego, doda�: - Zdaje si�, �e Troy si�
rozp�dza.
- W�a�nie m�wi�em Alison - odezwa� si� Zack - o odmienno�ciach w punkcie
widzenia r�nych pokole�. Tacy jak Troy, kt�rzy przeszli Proces przed urodzeniem
- oni mnie przera�aj�, a ciebie nie? Sprawiaj�, �e czuj� si� tak stary i
zagro�ony, jak te cholerne wieloryby, o kt�rych Clea ci�gle paple.
- Chodzi mi o to - ci�gn�� bezw�osy facet, prawie krzycz�c - �e te wszystkie
stare sztuki, ksi��ki, opery i to wszystko, mo�e i znaczy�y co�, kiedy zosta�y
napisane, ale kogo to obchodzi teraz? Nikt ju� nie �yje w taki spos�b, no nie?!
- Nie wiem - powiedzia� Dolan z namys�em. - S�dz�, �e Troy Wagner by�by potworem
niezale�nie od czasu, w kt�rym by si� urodzi�. Wielka szkoda, �e nie narzucono
Moratorium nieco wcze�niej. O ile wiem, on jest z ostatniej partii.
- Mo�e postanowiono za�atwi� to retroaktywnie - doda� Zack z nadziej�. - Mo�e
w�a�nie dlatego si� tu znalaz�, w roli dzisiejszego zagro�onego gatunku. O
p�nocy pojawi si� oddzia� W�adz, wyprowadzi go na taras i zastrzeli.
- Ka�dy by tego chcia� - dorzuci� Dolan. - Nigdy wi�cej nie narzeka�bym na
przyj�cia Clei.
- Skoro ju� m�wimy o zagro�onych gatunkach - Zack zwr�ci� si� do Alison -
s�ysza�em dzi� co�, co ci� zainteresuje. Pono� natrafiono na par� p�etwali
b��kitnych, gdzie� w okolicach Antarktydy.
- Naprawd�? - Dolan uni�s� brwi. - �ywych i �wietnie si� maj�cych, co?
- Najwyra�niej tak. Oczywi�cie �ledz� je, ze sporej odleg�o�ci, wszystkie
mo�liwe pojazdy powietrzne i p�ywaj�ce. - Zack westchn��. - �ycz� tym biedactwom
szcz�cia. Mo�emy sobie podkpiwa� z Clei ile wlezie, ale w dzisiejszych czasach
zwierz�tom jest bardzo ci�ko z tymi masami ludzi roz�a��cymi si� po ca�ej
planecie. Moratorium zosta�o wprowadzone o wiele za p�no, rozumiecie, i
stanowczo zbyt du�o luk jeszcze nawet teraz...
No c�, pomy�la�a Alison, przynajmniej mog� si� przesta� obawia�, �e Dolan
wprawi mnie w zak�opotanie. Niezale�nie, jak straszn� gaf� towarzysk� zdo�a
pope�ni� - a je�li razem z Zackiem zacz�liby jedn� z ich typowych rozm�w,
mo�liwo�ci by�yby nieograniczone - nikt tego nie zauwa�y. Nie w obecno�ci Troya
Wagnera.
- OCZYWI�CIE, ja ich nie rozumiem - m�wi� gwa�townie Troy, kiedy Alison torowa�a
sobie drog� przez pok�j. - Ani nikt z was. Udajecie tylko, bo dzi�ki temu
czujecie si� takimi m�drymi gnojkami.
Wypowied� Zacka by�a czysto retoryczna, nawet on nie by� a� tak pozbawiony
wyczucia. Doskonale wiedzia�, dlaczego Clea zaprosi�a Troya Wagnera. Cho�
ohydny, bez w�tpienia by� atrakcj� towarzysk� sezonu, go�ciem najbardziej
rozchwytywanym na przyj�cia i zdobycie go by�o kolejnym (Alison zgrzytn�a
z�bami) wielkim osi�gni�ciem Clei.
Rzecz nie w tym, �e Troy by� niesamowicie bogaty; to oczywi�cie prawda, ale nie
ust�powa� mu nikt z obecnych, praktycznie, je�li si� zastanowi�, to nikt na
ca�ym �wiecie. Ca�e poj�cie bogactwa by�o pozbawione wszelkiego rzeczywistego
znaczenia, cho� niekt�re dinozaury, takie jak jej rodzice, nalega�y, by
zachowywa� si�, jakby je mia�o... R�wnie� nie z powodu jego osobowo�ci, cho�
byli i tacy, kt�rzy udawali, �e ich bawi. Nie, Troy Wagner liczy� si�, bo si�
liczy� i ju�, tak to dzia�a.
("Ale czym on si� zajmuje?" - wielokrotnie pyta� Dolan. No i w�a�nie masz, ta
jego beznadziejna niezdolno��, by w og�le to poj��. Jakby ktokolwiek w og�le
cokolwiek robi� - ale pr�ba wyt�umaczenia mu tego by�a czyst� strat� czasu.)
- Powiem wam jednak, �e mieli wtedy jedn� dobr� rzecz: s�u�b� - ci�gn�� Troy
nieco ciszej. - Tak - potwierdzi�, gdy kilku go�ci okaza�o g�o�no zaskoczenie. -
Mam na my�li �ywych s�u��cych, ludzi. Boty s� w porz�dku, ale bywaj� takie
g�upie i poza tym tak naprawd� to w og�le si� nie przejmuj�, nie? Chcia�bym po
prostu wr�ci� do domu i mie� par� r�k prawdziwej, �ywej osoby, kt�ra pomog�aby
mi si� przebra�, przyrz�dzi�aby mi porz�dnego drinka - przysi�g�bym, �e barman
bot, kt�rego mam, dosta� obwody z mieszalnika pestycyd�w - i przynajmniej
udawa�aby, �e w og�le j� obchodz�.
Poci�gn�� porz�dny �yk ze swojej szklanki.
- Poza tym - dorzuci� cynicznie - w razie ochoty mo�na by j� zer�n��.
Alison znalaz�a si� ju� wystarczaj�co blisko, by dostrzec wyszukane szczeg�y
abstrakcyjnego wzoru bezustannie zmieniaj�cego barwy holotatua�u pokrywaj�cego
jego �ys� czaszk�. Troy by� jednym z pierwszych, kt�rzy nosili bezw�osy wygl�d i
niew�tpliwie b�dzie jednym z pierwszych, kt�rzy go porzuc�, gdy stanie si�
nazbyt popularny.
Nigdy wcze�niej nie widzia�a Troya Wagnera z tak bliska, nie zdawa�a sobie
sprawy jak jest niski. By�a to jedna z rzeczy, kt�re nie podda�y si�
wsp�czesnej technologii: nikt jeszcze nie wymy�li� sposobu na zmorfowanie
d�ugo�ci ko�ci. Mo�e w�a�nie dlatego by� tak ha�a�liwy.
- Kt�ry� z moich przyjaci� ma kolekcj� antycznej erotyki - kontynuowa�. - Na
jednym ze zdj�� facet przegina pokoj�wk� przez fortepian i r�nie j� na stoj�co.
Spr�bujcie to zrobi� z domowym botem.
On jest, pomy�la�a Alison, absolutnie odra�aj�cy. Zastanawia�a si�, jak mog�aby
go zdoby� na swoje nast�pne przyj�cie. Oczywi�cie, sprawia�oby to wra�enie, �e
ma�puje Cle� albo usi�uje jej dor�wna�, ale rzecz jest nie do unikni�cia, niech
to szlag.
- Mo�esz mie� niejakie problemy z zatrudnieniem, Troy. - To by� Ron, dupkowaty
m�� Clei. W jego g�osie pobrzmiewa�y tony fa�szywej �artobliwo�ci cz�owieka
pr�buj�cego kontynuowa� dowcip, kt�rego nie do ko�ca rozumie. - Nie s�dz�, �eby
ktokolwiek by� zainteresowany oczekiwaniem na ciebie na czworakach, nieprawda�?
- Prawdopodobnie nie - zgodzi� si� Troy rado�nie. - Uwa�am, �e powinno zosta�
przywr�cone niewolnictwo. Mi�o by by�o mie� pod r�k� paru niewolnik�w. M�g�bym
ich wybato�y�, gdybym si� nudzi�.
Ron powiedzia� co�, czego Alison nie dos�ysza�a. Troy zamacha� upier�cienion�
d�oni�, b�yskaj�c poz�acanymi paznokciami o mandary�skiej d�ugo�ci.
- Kto m�wi� o przeprowadzaniu ich przez Proces? �miertelni niewolnicy,
nie�miertelni panowie, to jak najbardziej klasyczne. Teraz ju� za p�no, a
szkoda.
Rozleg� si� ch�ralny, nieco niepewny �mieszek, a raczej chichot.
- Sk�d Clea go wytrzasn�a? To� to wariat - mrukn�a kobieta stoj�ca �okie� w
�okie� z Alison.
Clea? Alison nagle zda�a sobie spraw�, �e gospodyni ci�gle jeszcze si� nie
pojawi�a. Znika� z w�asnego przyj�cia, z Troyem Wagnerem spuszczonym ze smyczy?
Co ta kobieta knuje?
W�a�nie wtedy, jakby nigdy nic, stan�a w drzwiach holu, klaszcz�ca w d�onie,
wo�aj�ca tym swoim czystym, no�nym g�osem:
- Uwaga wszyscy! Prosz� o uwag�!
Alison, tak samo jak pozostali, odwr�ci�a si�, czuj�c nap�yw krwi do twarzy,
pe�na oczekiwania.
CLEA wygl�dem zwala�a z n�g, ale to by�o normalne. D�ugie, g�ste, kruczoczarne,
wysoko upi�te w�osy mia�a zwini�te we fryzur�, kt�ra w jaki� spos�b wygl�da�a
jednocze�nie na wyszukan� i niedba��. Ubrana by�a w str�j z migotliwego,
ciemnoniebieskiego materia�u, w�a�ciwie w sp�dnic� o podwy�szonej talii z dwoma
skrzy�owanymi, spi�tymi na szyi rami�czkami, kt�re zupe�nie nie okrywa�y jej
wspania�ego biustu. Delikatny, srebrny �a�cuszek - Alison widzia�a go ju� z
bliska i wiedzia�a, �e tworzy�y go drobne ogniwka w kszta�cie mor�win�w - ��czy�
kolczyki wpi�te w brodawki sutkowe. Modne, nawet pomys�owe, ale nic nazbyt
�mia�ego. Ca�a Clea.
Obok niej sta�a wysoka, siwow�osa kobieta w prostej, bia�ej sukience. Alison nie
widzia�a jej nigdy przedtem.
- Uwaga wszyscy! - powt�rzy�a, cho� obecni co do jednego ju� milczeli i
s�uchali, nawet Troy Wagner. - Chcia�abym was powita� i podzi�kowa�, �e
zechcieli�cie uczestniczy� w tym skromnym, nieformalnym spotkanku.
- Czy ona powiedzia�a co� o nieformalnych spotkaniach? - g�os Zacka zaszemra�
tu� przy uchu Alison.
Rozejrza�a si�. Zack i Dolan, niezauwa�eni, podeszli do niej z obu stron.
- Tu jeste� - mrukn�� z u�miechem jej m��.
W�ciek�ym gestem nakaza�a im milczenie.
- ... pewna, �e wszyscy pojawili�cie si� tu w nadziei ujrzenia jakiego�
rzadkiego i zagro�onego wymarciem zwierz�cia, tak samo jak poprzednim razem... -
m�wi�a Clea.
- Ju� nie mog� si� doczeka� - prychn�� z przek�sem Dolan.
- ...lecz dzi� wieczorem - Clea ol�ni�a wszystkich na moment u�miechem - dzi�
co� nieco odmiennego.
Obr�ci�a si� i wskaza�a siwow�os� kobiet�.
- Moi drodzy, oto Grace.
O co tu, u diab�a, chodzi?
- Powitajcie j�, prosz� - doda�a Clea, kiedy kobieta z wahaniem post�pi�a
naprz�d, a po chwili, wymachuj�c r�kami, dorzuci�a: - No ju�, bawmy si�!
- �adnych zwierzak�w? - W g�osie Dolana brzmia�y jednocze�nie ulga i
niedowierzanie. - Czy�by B�g istnia� naprawd�?
Alison w�a�ciwie go nie s�ysza�a, by�a kompletnie og�uszona. Co ta Clea...
Siwe w�osy?
- Och, chyba �artujesz. - Dolan nawet nie pr�bowa� �ciszy� g�osu. - Nie m�w mi,
�e to prawda.
Siwe w�osy?
- Ja te� nie mog� uwierzy�. - Zack pokr�ci� g�ow�. - Niewiarygodne.
- Ale jak ona uzyska�a taki wygl�d? - zapyta�a jaka� kobieta w pobli�u. - Ma
farbowane w�osy, czy...
- Jak? - rzuci�a inna. - Niewa�ne jak, ale dlaczego? Nie m�w mi tylko, �e to
nowa moda. Je�li tak, mam j� gdzie�.
Siwow�osa bardzo powoli posuwa�a si� naprz�d, rozgl�daj�c si� niepewnie, niemal
z przestrachem. Alison gapi�a si� na ni�, wszyscy gapili si� na jej kr�tkie,
siwe w�osy - srebrzyste, niemal bia�e - i siatk� zmarszczek pokrywaj�c� jej
twarz.
- Jasna cholera! - odezwa� si� nazbyt g�o�ny m�ski g�os. - �miertelna!
Przez moment Alison czu�a pewno��, �e Clea w ko�cu podpad�a, posun�a si� za
daleko. Nawet w tak wyrafinowanym towarzystwie istnia�y jakie� granice, by�o co�
takiego, jak z�y gust. Gwa�towny przyp�yw nadziei zakot�owa� si� jej w duszy, a�
si� zatchn�a... ale wtedy dotar� do niej narastaj�cy, podekscytowany gwar.
Go�cie zacz�li otacza� siwow�os� kobiet�, u�miechaj�c si� i paplaj�c, a Alison
Sinclair ogarn�� mrok, kiedy zrozumia�a, �e Clea Hardesty wygra�a po raz
kolejny.
- DOPRAWDY nadzwyczajne... - Ron m�wi� do kogo� przy barze. - Nale�a�a do grupy
odkrytej w zesz�ym miesi�cu na wysepce ko�o wybrze�a Georgii. Chyba jakie�
kilkana�cie os�b, naprawd� malutka spo�eczno��. Oczywi�cie W�adze odizolowa�y to
miejsce, przynajmniej na razie - wszyscy m�wi�, �e to bezcenna okazja dla nauki,
nieoceniony materia� do bada� - ale znasz Cle�, zawsze zna w�a�ciwych ludzi,
zawsze dostaje czego chce.
Alison wpatrywa�a si� w kobiet� z t�p� fascynacj�, tu� pod powierzchni�
�wiadomo�ci kot�owa�y si� w niej jakie� niewyra�ne wspomnienia z dzieci�stwa.
Widzia�a stare fotografie, jak wszyscy, ale... Czu�a jaki� impuls popychaj�cy j�
naprz�d, by dotkn�� pomarszczonej twarzy, musn�� srebrzystobia�e w�osy.
Niekt�rzy z go�ci w�a�nie to robili. Kobieta cofa�a si� leciutko przed ich
ciekawskimi d�o�mi, ale po chwili odpr�y�a si�.
- Dotykajcie mnie, je�li taka wasza wola - powiedzia�a �agodnym g�osem. - Po c�
rado�ci wam wzbrania�.
- Grace jest kwakierk� - wyja�ni�a Clea pogodnie. - Nale�y do grupy religijnej.
Oni nie wierz� w Proces ani morfing, ani... no, rozumiecie.
Religijnej? Samo to nale�a�o do rzadko�ci. Ju� niemal nikt nie zawraca� sobie
g�owy �adn� wiar�. Po co martwi� si� Lepszym �wiatem, skoro w og�le nie trzeba
by�o si� tam udawa�?
- A ja zapomnia�em - powiedzia� Zack tu� ko�o Alison, zmienionym g�osem. - Jak
mog�em zapomnie�?
Popatrzy�a na niego. Oczy l�ni�y mu dziwnie, na jego policzkach pojawi�y si�
dwie pionowe wilgotne smugi.
- Jest pi�kna - wyszepta�.
Alison przez chwil� zastanawia�a si�, co mu jest. Lecz nie mia�o to znaczenia,
wa�ny by� tylko spos�b na wyr�wnanie rachunk�w. Nie mog�a pozwoli�, �eby Clei
usz�o to na sucho. Niewa�ne, ile j� to b�dzie kosztowa�, ile jej to zajmie, musi
odda� cios. Ale jak?
- Nie pot�piamy was - m�wi�a Grace do najbli�ej stoj�cych - za ch�� przed�u�enia
�ycia waszego. Nie nam os�dza�. Lecz my wierzymy, �e w s�uszno�ci i
sprawiedliwie �y� nale�y, a� do godnego ko�ca, drog� nast�pnemu pokoleniu dusz
daj�c.
To spowodowa�o chwilowe milczenie. Ludzie popatrywali na siebie nawzajem, kilka
os�b wzruszy�o ramionami, kilka unios�o brwi, ale nikt nie skomentowa� tego
g�o�no ani nie pr�bowa� odpowiada�.
- W zgodzie z prawem �yjemy - doda�a kobieta. - Prosili�my tylko, by zostawiono
nas w spokoju, by�my �yli i umarli w zgodzie z w�asnymi sumieniami. Najwyra�niej
W�adze wasze nawet tego nam da� nie zechcia�y.
- No c� - stwierdzi� Dolan - w ka�dym razie to interesuj�ca odmiana. S�dzisz,
�e Clea wsiad�a na nowego konia? Gin�ce gatunki staj� si� pass�?
- Nie... - Zack wyra�nie mia� k�opoty z m�wieniem. Odchrz�kn��. - Nie -
powt�rzy�. - Clea nie zmieni�a zakresu zainteresowa�, cho� mo�e z technicznego
punktu widzenia to co innego, a na pewno z naukowego, ale... - Potrz�sn�� g�ow�.
- Jakkolwiek na to patrze�, Grace reprezentuje rzadki i wymieraj�cy gatunek tak
samo, jak ta para p�etwali ko�o Antarktydy.
Wieloryby, pomy�la�a Alison, to jest to. W�a�nie to. To zadzia�a.
- Dlatego, �e jest �miertelna? - zapyta� Dolan.
- Dlatego - odpar� Zack - �e jest cz�owiekiem.
Oczywi�cie trzeba b�dzie zorganizowa� przyj�cie na wodzie. Polecie� ze
wszystkimi go��mi na Antarktyd�, za�atwi� oczekuj�cy statek, z barem, i
orkiestr�, i...
- To bardzo kategoryczne stwierdzenie! - rozz�o�ci� si� Dolan.
G�os Troya Wagnera zagrzmia� w pomieszczeniu, przerywaj�c rozmow� i gwar.
- Och, nonsens! Nie wierz� w ani jedno pieprzone s�owo z tego!
- Oskar�enie odpoczywa - mrukn�� Zack.
- To znaczy, s�uchajcie - protestowa� Troy. - Nie ma ju� �adnych �miertelnych,
nie? S�dzi�em, �e pozbyli si� wszystkich.
Zebrani wyra�nie czuli si� nieswojo. Rozleg�o si� kilka kaszlni�� i szuranie
st�p. O tym si� po prostu nie m�wi�o w towarzystwie. Mo�na by�o ufa� Troyowi, �e
zrobi co� oburzaj�cego, ale nawet jak na niego by�o to za du�o.
- Hej - jego g�os przybra� obronny ton - nie zrozumcie mnie �le. To po prostu
musia�o by� zrobione. A ja jestem kurewsko szcz�liwy, �e kto� inny mia� do��
jaj i oleju we �bie, �eby si� za to wzi��. - Machn�� szklank� z drinkiem,
rozlewaj�c troch�. Twarz mu poczerwienia�a. - W �aden spos�b nie da�oby si�
Sprocesowa� ich wszystkich - nawet w tym kraju by�o ich za du�o, nie m�wi�c ju�
o reszcie �wiata, te wszystkie odra�aj�ce zakamarki, w kt�rych si� tylko r�n�li,
sypali dzieciakami jak ul�ga�kami, oczekiwali, �e my ich wy�ywimy i jeszcze
spodziewali si� od nas za�atwienia im wiecznego �ycia? Ha, ha. - Prychn��
g�o�no. - W dodatku te brudne hordy nie zamierza�y tak po prostu do�y� do ko�ca
tych swoich kr�tkich, plugawych istnie�, podczas gdy lepsi od nich dostawali
nie�miertelno�� wraz z przyleg�o�ciami. Zacz�li sprawia� k�opoty, pr�dzej czy
p�niej i tak musieliby�my co� z nimi zrobi�, wi�c czemu nie od razu? Poza tym
nie by�o �adnej realnej potrzeby istnienia takiej du�ej liczby ludzi, nie? Skoro
boty i nano odwala�y ca�� robot�.
Przerwa�, �eby poci�gn�� drinka z trzymanej w d�oni szklanki.
- Chryste, niech kto� mi za�atwi jeszcze jeden taki... M�wi� wi�c - wr�ci� do
tematu - �e to kurewsko dobrze, i� wtedy zrobiono, co zrobiono. �a�uj� tylko, �e
nie zostawili paru s�u��cych.
Alison s�ysza�a tylko grzmi�cy g�os, nie rejestruj�c s��w. Wci�� my�la�a o
przyj�ciu po�wi�conym obserwacji wieloryb�w. Oczywi�cie, b�d� trudno�ci, W�adze
niew�tpliwie wydadz� zakaz zbli�ania si� prywatnych statk�w czy samolot�w do
p�etwali, lecz przy wp�ywach i koneksjach Dolana nie b�dzie to tak trudne do
omini�cia. Zack te� mia� znajomo�ci, pomo�e, pewnie trzeba si� b�dzie z nim w
zamian przespa�, ale to w�a�ciwie �adne po�wi�cenie...
Troy Wagner przeciska� si� przez t�um, zatrzyma� si� na moment przy barze, by
zgarn�� drinka przygotowywanego przez robota dla kogo innego.
- Z drogi! - warkn��. - Musz� to zobaczy�.
Go�cie cofn�li si�, kiedy zatrzyma� si� przed siw� kobiet�, chwiej�c si� lekko.
- Cze�� - zwr�ci� si� do niej. - Jeste� prawdziwa, serde�ko?
Wyci�gn�� r�k� i pog�aska� j� po kr�tkich w�osach, zmierzwi� je, a potem nagle
uszczypn�� j� w policzek, kciukiem i palcem wskazuj�cym.
- No nic, kurwa - powiedzia� - chyba naprawd� jeste�. Wszystko prawdziwe, a nikt
nie za�atwi sobie takiego morfingu, nawet dla �artu. - Wyszczerzy� si� do niej w
u�miechu. - Szukasz roboty? Potrzebuj� pokoj�wki.
Grace podnios�a r�k� i odsun�a jego d�o�.
- Pijany� - rzek�a cicho.
- A pewnie - potwierdzi� Troy, ci�gle si� u�miechaj�c. - A ty� jest star�, i
wkr�tce martw� ty b�dziesz. Ale ja wytrze�wiej�, je�li zechc�.
Clea powiedzia�a co� cicho do niego.
- Och jej - mrukn��. - Wszystko w porz�dku. Po prostu poznawali�my si� ze star�
Gracie, prawda? - Zamacha� szklank�. - Niech da jej drinka.
- Ja nie pij� - o�wiadczy�a kobieta.
- Nie pieprzysz? - Troy sprawia� wra�enie zszokowanego. - Cholera, to jest
chore. Mo�e wi�c szpryck�?
Ron pojawi� si� obok Clei, z nieruchomym u�miechem wpatruj�c si� w Troya.
- Poluzuj, Troy - powiedzia� z desperacko sztuczn� sympati�. - Wiesz, Grace
urodzi�a si� mniej wi�cej w tym samym czasie, co ty.
- Nie! Gracie, to prawda? - zdumia� si� przesadnie Troy. - Czy to znaczy, �e tak
bym teraz wygl�da� bez morfingu i bez Procesu? Chryste, niech kto� mi przypomni,
�ebym znalaz� tych naukowc�w i wyca�owa� im dupska. - Nagle spowa�nia�. - To
prawda, Gracie, nie? Nie robi�aby� nas w konia, co?
Helikopter, pomy�la�a Alison. �eby znale�� wieloryby i mo�liwi� go�ciom
znalezienie si� troch� bli�ej zwierz�t. A mo�e wielka motor�wka by�aby lepsza.
Trzeba si� kogo� poradzi�.
- Chodzi mi o to - ci�gn�� Troy ca�kiem innym tonem - �e przecie� niemo�liwe
jest, by� by�a troszeczk� m�odsza, ni� twierdzisz? - Przysun�� twarz do jej
twarzy, cofn�a si� nieco z wyra�nym przestrachem. - Mo�e, powiedzmy, urodzi�a�
si� odrobink� po Moratorium?
Rozleg�y si� liczne westchnienia. "Dobry Bo�e..." powiedzia� kto�.
Twarz kobiety poszarza�a, jak jej w�osy. Zachwia�a si� w bok, opieraj�c si�
jedn� r�k� o krzes�o, drug� chwytaj�c si� za pier�. Najwyra�niej mia�a k�opoty z
oddychaniem. Szeroko otwar�a usta, g�o�no wci�gaj�c powietrze.
- Uhum... - Troy by� wyra�nie zadowolony z siebie. - Tak jak my�la�em. To
pieprzona nielegalka.
Kobieta usi�owa�a usi���, �ciska�a oparcie krzes�a, walcz�c o utrzymanie
r�wnowagi. Ron niepewnie zrobi� ruch w jej kierunku, wyci�gn�� niezdarnie r�ce,
ale za p�no. W chwil� p�niej osun�a si� na pod�og�, przewr�ci�a na plecy, z
gard�a wydar� si� jej dziwny d�wi�k i znieruchomia�a. Jej oczy nieruchomo
wpatrywa�y si� w sufit.
- No co jest? - zapyta� g�o�no Troy. - Co knujesz, Gracie?
- Nie! - odezwa� si� Zack. Zacz�� przeciska� si� przez t�um, kt�ry otacza�
le��c� posta�. - Przepu�cie mnie, cholera jasna...
Przykl�kn�� na jedno kolano obok kobiety, chwyci� j� za nadgarstek, potem
przycisn�� palce do boku jej szyi. Po chwili podni�s� g�ow� i potoczy� dooko�a
zszokowanym wzrokiem.
- Ona nie �yje - wykrztusi�.
Wszyscy gapili si� na niego. Nawet Troya Wagnera najwyra�niej zatka�o.
- Och, to znaczy... - odezwa�a si� w ko�cu Clea.
- �e nie �yje - powt�rzy� Zack. - Jest martwa. Trup. Jestem pewien - dorzuci� z
jadowitym sarkazmem w g�osie - �e to poj�cie nie jest wam obce. Przynajmniej w
teorii.
Pochyli� si� nad kobiet� i czubkami palc�w zamkn�� jej oczy. Musn�� d�oni� siwe
w�osy. Przez chwil� Alison my�la�a, �e powie co� jeszcze, ale wsta� gwa�townie i
ruszy� w stron� holu. Ludzie usuwali mu si� z drogi. Jak�� minut� p�niej
us�yszeli odg�os otwieraj�cych si� i zamykaj�cych drzwi windy.
- Och, ale� to nieprawda! - Troy Wagner zrobi� kilka krok�w i znienacka mocno
kopn�� le��ce cia�o w �ebra. - Wstawaj! - wrzasn��. - Dalej, kurwa, podnie�
si�!...
Cofn�� nog� do kolejnego ciosu, ale z ty�u podesz�a do niego Clea i chwyci�a go
za rami�.
- W porz�dku, Troy, dosy�, przesta�! - powiedzia�a zdecydowanie i odprowadzi�a
go w stron� tylnego holu.
Nikt inny ani si� nie poruszy�, ani nie odezwa�. Wszyscy stali, wpatruj�c si� w
kobiet� na pod�odze. Na ich twarzach malowa�o si� zdumienie. Dopiero po d�ugiej
chwili kto� odzyska� g�os.
- O rany... - j�kn��.
- Nigdy jeszcze nie widzia�em, jak kto� umiera - stwierdzi� w zadumie Ron. - A
nawet martwego cz�owieka...
Zawsze mo�na by�o si� spodziewa�, �e powie co� oczywistego.
- Na mi�o�� bosk�, Ron! - zniecierpliwi�a si� jaka� kobieta. - A kto widzia�?
W tym ca�a rzecz. Kto widzia�? Och, ludzie nadal umierali, a raczej tracili
�ycie, Proces mia� swoje ograniczenia. Samoloty spada�y, trz�sienia ziemi
rozwala�y budynki wraz z ich mieszka�cami, ludzie nadal pope�niali g�upstwa albo
po prostu znajdowali si� w niew�a�ciwych miejscach w niew�a�ciwym czasie. Pomimo
najwi�kszych stara� W�adz od czasu do czasu kto� kogo� zabija� i w konsekwencji
sam by� tracony. A czasami, z jakich� osobistych powod�w, kto� wychodzi� przez
okno na wysokim pi�trze albo podcina� sobie �y�y ostrym narz�dziem, opowiadaj�c
si� w ten spos�b przeciwko nie�miertelno�ci...
Zdarza�o si� to ci�gle, wszyscy o tym wiedzieli. W ko�cu by�y to jedne z
element�w rzeczywisto�ci, kt�re umo�liwia�y dzia�anie Moratorium. Jednak zawsze
zdarza�o si� to innym ludziom, w innym miejscu. Nie by�o w pe�ni realne.
- S�dz� - powiedzia� kto� - �e gdzie�, dla kogo� oznacza to pozwolenie na
dziecko.
Dolan pokr�ci� g�ow�.
- Nie, je�li by�a nielegalna. Nie policz� jej.
Zapad�o kolejne d�ugie milczenie, przerywane jedynie delikatnymi odg�osami
porusze� go�ci pr�buj�cych znale�� miejsce, z kt�rego lepiej wida�.
- Ehm, to wszystko? - odezwa�a si� w ko�cu jaka� kobieta. - To znaczy,
rozumiecie, ona ju� nie zrobi nic wi�cej...?
- Raczej tak - odpowiedzia� jej m�czyzna. - My�l�, �e to ju� koniec.
- Rany! - j�kn�� kto�. - Vivian b�dzie �a�owa�, �e to przegapi�a.
No c�, pomy�la�a Alison, patrz�c przez jedno z p�nocnych okien na �wiat�a
miasta rozci�gaj�ce si� w dal a� do kra�ca �wiata, no c�, te biedne, durne
wieloryby w ko�cu b�d� mog�y sobie pop�ywa� w ciszy i spokoju. Teraz ju� nie ma
�adnego powodu, by je niepokoi�. P�etwale, s�onie czy hippogryfy, to ju� �adna
r�nica. Nic, NIC nigdy tego nie przebije.
Alison Sinclair naprawd� nienawidzi�a Clei Hardesty bardziej ni� kogokolwiek
�ywego.