2118
Szczegóły |
Tytuł |
2118 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2118 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2118 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2118 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alfred Szklarski
Tomek w Gran Chaco
Wydawnictwo "�l�sk", Katowice #1987
Rozdzia� I
Ojciec i syn
�
Lima, dnia #18 marca #1910 r.
�
Kochany Ojcze!
Przed wyruszeniem z�Manaos na poszukiwanie zaginionego pana Smugi (#1.)
wys�a�em list, w kt�rym informowa�em Ci� o zaistnia�ej niezwykle trudnej
sytuacji. Wyprawa nasza, niestety, tylko po�owicznie osi�gn�a cel. Odnale�
�li�my pana Smug�, potem jednak ju� nam si� nie poszcz�ci�o. Wspania�y pan
Smuga zapobieg� tragedii, lecz teraz nie tylko Jemu grozi �miertelne nie�
bezpiecze�stwo, razem z nim jest bowiem Tadek Nowicki.
Obecnie przebywam z Sally, Natk� i Zbyszkiem oraz z kilkoma india�skimi
przyjaci�mi w Limie w Peru i pospiesznie organizujemy nast�pn� wypraw� ra�
tunkow�. Nie�atwe zadanie, boj� si�, �e pochopnie m�g�bym pope�ni� jaki�
b��d. Tak nam tu Ciebie brakowa�o, kochany Ojcze! I nagle olbrzymia niespo�
dzianka!
W�a�nie napisa�em do dyrektora banku w Iquitos w sprawie przekazu pieni�
dzy dla Tadka Nowickiego i w odpowiedzi powiadomiono mnie, �e Ty, kochany
Ojcze, znajdujesz si� ju� w drodze z Manaos do Iquitos. Nawet nie potrafi�
wyrazi�, jak olbrzymia rado�� ogarn�a nas na wie��, �e wkr�tce b�dziesz z
nami w Limie. By�em tak wzruszony, jak niegdy� w Trie�cie, gdy po latach
tragicznej roz��ki zn�w Ci� ujrza�em. Nie b�d� ukrywa� - pop�akali�my si�
wszyscy. Rado�� nasza jest tym wi�ksza, �e Twoja wiedza i �yciowe do�wiad�
czenie mog� uchroni� nas przed jakim� nierozwa�nym krokiem. Przecie� chodzi
o ratowanie �ycia naszych najbli�szych przyjaci� - Tadka Nowickiego i pana
Smugi!
Domy�lam si�, �e Tw�j nieoczekiwany przyjazd do Ameryki Po�udniowej mimo
woli spowodowa� Tadek, kt�ry w tajemnicy przed nami wys�a� Ci pe�nomocnict�
wo na sprzeda� swego jachtu i prosi� o jak najszybsze przekazanie pieni�dzy
do banku w Iquitos. A� si� dziwi�, �e w�a�nie Tadek, kt�ry zawsze najpierw
uderza, a dopiero potem my�li, tym razem okaza� si� najbardziej z nas wszy�
stkich przewiduj�cy. Jeszcze w drodze do Brazylii, gdy markotno nam by�o,
�e nie mog�e� wyruszy� z nami, Kapitan pociesza� nas m�wi�c: "Niezbyt to
roztropnie wyrzuca� za burt� od razu wszystkie ko�a ratunkowe." Mia�o to
oznacza�, �e skoro taki do�wiadczony podr�nik, jak pan Smuga, przepad� bez
wie�ci, to i nam r�wnie� mo�e przydarzy� si� co� z�ego, a wtedy z kolei Ty,
Tatusiu, b�dziesz m�g� pospieszy� nam z pomoc�. Przewidywania Tadka okaza�y
si� s�uszne.
Pan Nixon w Manaos zapewne ju� poinformowa� Ci� o naszych dotychczasowych
poczynaniach, poniewa� za po�rednictwem banku w Iquitos powiadomi�em Go li�
stownie o przebiegu wyprawy i miejscu obecnego naszego pobytu. Mimo to, dla
pewno�ci, �e ju� w drodze do nas b�dziesz si� ori�towa� w sytuacji, jeszcze
raz pisz� o zaistnia�ych wypadkach.
Ot� po wielu perypetiach odnale�li�my pana Smug�, kt�ry podczas po�cigu
za mordercami nieszcz�snego Johna Nixona, bratanka w�a�ciciela Kompanii Ni�
xon-Rio Putumayo, zosta� wzi�ty do niewoli przez Indian Kampa (#2.) w Gran
Pajonalu. Kampowie traktuj� Go jako swego bia�ego wodza-maskotk�, co podno�
si ich znaczenie u okolicznych plemion. Zanim odnale�li�my pana Smug�, nie
oby�o si� bez starcia z Kampami, kt�rzy kryj� si� przed bia�ymi w g�uszy
And�w, w pobli�u ruin staro�ytnego miasta Ink�w, i zazdro�nie strzeg� swo�
jej tajemnicy. Tylko dzi�ki mirowi, jaki posiada pan Smuga u Kamp�w, dopro�
wadzono nas do niego �ywych. Zostali�my r�wnie� uwi�zieni.
Na nasze nieszcz�cie w tym w�a�nie czasie pobliski wulkan wznowi� dzia�
�alno��. Przes�dni i zabobonni Kampowie s�dzili, �e wybuch wulkanu jest ka�
r� bog�w, rozgniewanych wtargni�ciem bia�ych intruz�w do tajnej siedziby
wolnych Kamp�w. Szaman orzek�, �e dla przeb�agania bog�w nale�y z�o�y�
krwaw� ofiar� z dw�ch bia�ych kobiet - Sally i Natki. Mia�y by� str�cone w
przepa��. Uratowa� je pan Smuga, kt�ry odkry� pomys�owe urz�dzenie, sporz��
dzone jeszcze przez inkaskich kap�an�w, umo�liwiaj�ce ocalenie pi�knie�
jszych kobiet po�wi�canych na ofiar� S�o�cu. Podczas dope�niania obrz�du
przebieg�y szaman odgad� podst�p i wtedy pan Smuga musia� go zabi�, �eby
nie m�g� nas zdradzi�.
Pan Smuga poleci� mi wymkn�� si� z reszt� cz�onk�w wyprawy tajemnym po�
dziemnym korytarzem, sam za� postanowi� nadal pozosta� u Kamp�w, aby u�ago�
dzi� ich gniew i op�ni� po�cig. Nie chcia�em na to przysta�. Kampowie mog�
li przecie� srodze zem�ci� si� na panu Smudze. Tadek jednak stanowczo po�
par� pana Smug�. Twierdzi�, �e tylko ja potrafi� odnale�� w�a�ciwy kierunek
w g�rskich bezdro�ach. C� mog�em pocz��?! Trzeba by�o ratowa� kobiety. W
ostatniej chwili Tadek samorzutnie pozosta� z panem Smug�. Nie mia�em mu
tego za z�e, poniewa� sam zamierza�em tak post�pi�.
Uda�o si� nam szcz�liwie dotrze� do Limy, ale dr�ymy z niepokoju o na�
szych przyjaci�. Przed rozstaniem uzgodni�em z panem Smug�, �e mniej wi�
cej za dwa miesi�ce b�d� czeka� na nich z now� wypraw� w pobli�u p�nocnej
granicy Boliwii. Pan Smuga o�wiadczy�, �e wkr�tce po naszej ucieczce r�w�
nie� umknie z Tadkiem i obydwaj stawi� si� w um�wione miejsce. Nie mam po�
j�cia jednak, w jaki spos�b dokonaj� tego bez broni i ekwipunku! Sytuacja
jest nadzwyczaj gro�na. Pan Smuga jest pewny, �e Kampowie przygotowuj� po�
wstanie przeciwko bia�ym w Montanii. Je�li sp�nimy si� z pomoc�, c� wtedy
stanie si� z naszymi przyjaci�mi?! Nawet nie chc� o tym my�le�! Tylko Sal�
ly podtrzymuje nas na duchu, twierdz�c, �e takich dw�ch wspania�ych m꿽
czyzn nie da sobie dmucha� w kasz�! Oby mia�a racj�!
Nie warto traci� czasu na domys�y i namys�y. Musimy jak najpr�dzej wyru�
szy� z broni� i ekwipunkiem. Pr�buj� organizowa� wypraw�. Nie mamy jednak
zbyt wiele pieni�dzy. Kampowie wprawdzie nie przetrz�sali nam kieszeni, ale
to, co posiadamy, nie wystarczy. Dlatego skomunikowa�em si� z dyrektorem
banku w Iquitos. Poinformowa� mnie, �e Ty lada dzie� masz by� u niego, aby
si� dowiedzie�, gdzie jeste�my. Dlatego list ten wys�a�em na adres banku.
Mieszkamy w Hotel Palace "Bolivar", a nasi wierni towarzysze z plemienia
Cubeo korzystaj� z go�cinno�ci krewnych zmar�ego przed rokiem pana in�ynie�
ra Habicha (#3.). Indianie �le si� czuli w warunkach hotelowych. Nasz Din�
go, dla wi�kszej swobody, przebywa razem z nimi.
Kochany Tatusiu! Nie rozpisuj� si� teraz wi�cej. Opowiemy wszystko dok�a�
dniej osobi�cie. Z ut�sknieniem czekamy na Ciebie. Zastaniesz nas w hotelu.
Pok�j dla Ciebie ju� zarezerwowany.
Ca�ujemy Ci� i mocno �ciskamy...
Tomasz Wilmowski sko�czy� czytanie na g�os listu, kt�ry dopiero co napi�
sa� do ojca. Wyczekuj�co spojrza� na �on� i kuzynostwo.
- Nie umia�abym napisa� tak rozs�dnego listu - pochwali�a Sally.
- Nic dziwnego, �e wszystkie moje przyjaci�ki na pensji w Australii za�
wsze prosi�y, �ebym czyta�a im listy od ciebie!
Tomek u�miechn�� si� do �ony, po czym zapyta�:
- Zbyszku, a twoje i Natki zdanie?
- Jasno i zwi�le przedstawi�e� sytuacj�. Jak s�usznie napisa�e�, wszyst�
ko opowiemy szczeg�owo po przybyciu twego ojca. Nareszcie ci�ar spad� mi
z serca! Jestem pewny, �e wujek potrafi znale�� najlepsze wyj�cie z tych
tarapat�w. Dowodem na to, �e pan Hagenbeck nie wyrazi� zgody na jego wyjazd
z nami, a teraz, prosz�, wujek ju� jest w drodze do Iquitos! Zaraz si� zaj�
m� wys�aniem listu.
- Chwileczk�, Zbyszku! - zaoponowa�a Sally. - Najpierw wszyscy go podpi�
szemy!
- Moi kochani, teraz i ja zaczynam nabiera� nadziei - odezwa�a si� Nata�
sza. - Czy wy jednak naprawd� s�dzicie, �e szlachetny pan Smuga i pan Nowi�
cki zdo�ali si� ocali� po naszej ucieczce?! Ani na chwil� nie mog� przesta�
o nich my�le�!
- Jeszcze zata�czymy na weselu Tadzia Nowickiego, zobaczysz! - zapewni�a
Sally.
Natasza smutno si� u�miechn�a i wyszepta�a:
- Gdybym tak mog�a zobaczy�, co si� teraz z nimi dzieje...
#1. Mowa o wydarzeniach opisanych w powie�ci Tomek u �r�de� Amazonki.
#2. Campa (Kampowie), zwani r�wnie� Anti lub Chuncho - najpot�niejsze z
plemion india�skich w Peru, m�wi� j�zykiem arawak. Zamieszkuj� tr�jk�t
rzek: Pachitea, Tambo i Perene, najwi�ksze skupiska przy uj�ciach Puyeni,
Cheni i Anapati. Kampowie dziel� si� na trzy ga��zie: Atiri - ci znad rzek
Cheni i Tambo zachowuj� prastare obyczaje i zwyczaje; Antaniri w ost�pach
puszcz - rzadko stykaj� si� z bia�ymi; Amatsenge - ukrywaj�cy si� w lasach
na wschodnich stokach And�w, najbardziej wrodzy bia�ym ludziom.
#3. w #1979 r. odby�y si� w Limie uroczysto�ci zwi�zane z siedemdziesi�t�
rocznic� �mierci profesora Edwarda Habicha, honorowego obywatela Peru. Ha�
bich zaanga�owany zosta� w #1869 r. przez rz�d peruwia�ski do pracy na sta�
nowisku in�yniera rz�dowego i odegra� ogromn� rol� w tworzeniu nowoczesnego
Peru, podobnie jak Ignacy Domeyko w Chile. Mi�dzy innymi utworzy� pierwsz�
w Ameryce �aci�skiej politechnik� (Escuela de Construciones Civiles y Minas
del Per??u???), kt�rej dyrektorem by� do ko�ca �ycia. Habich na wyk�adowc�w
tej uczelni �ci�gn�� z Pary�a polskich in�ynier�w: Ksawerego Wakulskiego,
W�adys�awa Klugera i Feliksa Kucharzewskiego.
Rozdzia� II
Oko w oko z pum�
S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi, srebrz�c czapy wiecznych �nieg�w i lodo�
wc�w na szczytach bezkresnych g�r. Na wy�ej po�o�onych stokach jeszcze ja��
nia� pe�ny dzie�, ale w g��bokim w�wozie ju� zaczyna� s�a� si� p�mrok.
Wysoki, barczysty m�czyzna zwinnie kroczy� po urwistej g�rskiej �cie�y�
nie. Na pierwszy rzut oka m�g� uchodzi� za Indianina. Bujne w�osy nosi�
kr�tko, r�wno przyci�te dooko�a g�owy, na twarzy nie mia� zarostu, a mie�
dzianobr�zowy kolor sk�ry r�wnie� upodabnia� go do krajowc�w. By� to jednak
bia�y cz�owiek, poniewa� w przeciwie�stwie do Indian, chodz�cych w tych re�
gionach prawie nago, mia� na sobie koszul�, podniszczone spodnie i trzewiki
z nieco d�u�szymi cholewkami. Ch�d jego przypomina� spos�b chodzenia mary�
narzy. Bo te� by� to marynarz, kapitan Nowicki. Przyspiesza� kroku; w
oczach ju� mieni�a mu si� bujna ziele� porastaj�ca p�askie dno w�wozu, kt�
ra tak bardzo kontrastowa�a z nagimi, skalistymi i piar�ystymi zboczami.
Nowicki nie lubi� g�rskich w�dr�wek. Uwa�a�, �e jego herkulesowa budowa
nie sprzyja na�ladowaniu lam (#4.), kt�re znajdowa�y przyjemno�� w karko�o�
mnych wspinaczkach. Jednak przewrotny los cz�sto p�ata� mu z�o�liwe figle.
Obecnie w�a�nie przebywa� w dziczy peruwia�skiej na wschodniej stronie An�
d�w, b�d�cych najd�u�sz� ci�g�� barier� g�rsk� na Ziemi i wysoko�ci� ust�
puj�cych jedynie najwy�szym g�rom �wiata, Himalajom.
Nowicki, ju� troch� zm�czony, przystan�� przy g�azie, a po chwili usiad�
na nim, �eby wyr�wna� przyspieszony oddech. Spojrza� ku zachodowi. Zmru�y�
oczy. Promienie zachodz�cego s�o�ca, jak w olbrzymim lustrze, odbija�y si�
od l�ni�cych lodowc�w. Markotny odwr�ci� g�ow� w kierunku p�nocnym. Tam
pi�trzy�a si� olbrzymia g�ra wulkaniczna. Nowicki westchn�� i mrukn��:
- A niech to wieloryb po�knie! Tam o�lepiaj�cy lodowiec, a tutaj dla od�
miany wulkan! Gdzie spojrzysz, same g�rzyska, a co jedno to gorszy diabe�!
�e te� takiego morowego kumpla jak nasz Smuga zawsze musi nie�� licho do
jakich� zapad�ych zakamark�w �wiata! Sporo ju� mieli�my z nim k�opot�w...
To w Afryce oberwa� od Mulata zatrutym no�em, potem przepad� na bezdro�ach
Tybetu, p�niej zaci�gn�� nas do �owc�w g��w, no, a obecnie udaje, �e rz��
dzi czerwonosk�rymi dzikusami, siedz�c u nich w niewoli. Ba! Co gorsza, te�
raz i ja tkwi� w tym cuchn�cym bigosie razem z nim!
Nowicki utyskiwa� na Smug�, ale w rzeczywisto�ci zawsze by� got�w wsko�
czy� dla niego nawet w ogie�. Nie tylko szanowa� i podziwia� tego niezwy�
k�ego podr�nika, kocha� go jak rodzonego brata. Tote� utyskuj�c na niespo�
kojnego ducha przyjaciela, wcale nie mia� do niego �alu, �e z jego powodu
obaj popadli w gro�ne tarapaty. Nowicki wprost przepada� za niezwyk�ymi
przygodami, prze�ywaj�c je czu� si� jak ryba w wodzie. Wcale te� nie k�opo�
ta� si� o w�asne bezpiecze�stwo. Poczciwy marynarz z warszawskiego Powi�la
po prostu troska� si� o swoich ulubie�c�w - Tomka Wilmowskiego i jego rezo�
lutn�, odwa�n� �on�, Sally.
Od ucieczki Tomka z reszt� uczestnik�w wyprawy up�yn�o par� dni. Smuga i
Nowicki tymczasem nadal przebywali u Kamp�w, oczekuj�c na sposobn� okazj�
do wyrwania si� z niewoli. Nic jednak nie rokowa�o, �e taka chwila mo�e
wkr�tce nadej��.
Kampowie niby to uwierzyli Smudze, i� znikni�cie przyjaci� oraz pozosta�
nie Nowickiego nale�y przypisa� niezbadanym poczynaniom bog�w, ale jedno�
cze�nie wzmogli czujno��. Je�cy za� z obaw� obserwowali zbrojne oddzia�ki
Indian wyruszaj�ce w kierunku po�udniowo-zachodnim i niecierpliwie oczeki�
wali ich powrotu. Dopiero po kilkunastu dniach, gdy Kampowie zn�w wr�cili
bez uciekinier�w, odetchn�li z ulg�.
Min�y trzy tygodnie i czas zaczyna� nagli�. C� bowiem uczyni�by Tomek
nie mog�c si� doczeka� przyjaci� na granicy boliwijskiej? Napewno by po�
wr�ci� do zagubionej w Andach kryj�wki Indian. Smuga i Nowicki nie mogli do
tego dopu�ci�.
Nowicki, odpoczywaj�c na g�rskim stoku, rozmy�la� i ci�ko wzdycha�. Zda�
wa� sobie spraw�, �e nie chc�c nara�a� Tomka na ponowne dostanie si� do
niewoli, musz� ze Smug� jak najpr�dzej zaryzykowa� ucieczk�.
"A je�li nam si� nie powiedzie?" - pomy�la� i jeszcze bardziej si� zas�
pi�. Po chwili mrukn��:
- �eby w�ciek�y rekin po�kn�� tych szalonych dzikus�w! Przez nich napyta�
li�my sobie biedy!
Nazwa� Kamp�w dzikusami, ale w rzeczywisto�ci wcale o nich �le nie my�la�
ani �le im nie �yczy�. Podczas pobytu z Tomkiem w Arizonie, na pograniczu
Stan�w Zjednoczonych i Meksyku, zetkn�� si� z Indianami p�nocnoameryka�s�
kimi, a obecnie przebywa� w�r�d Indian Ameryki Po�udniowej. Mia� wi�c oka�
zj� przekona� si�, �e Indianie byli tacy sami jak wszyscy ludzie na �wie�
cie. Tak w�r�d Indian znajdowali si� szlachetni i podli, przyja�ni i �li,
jak i w�r�d bia�ych. Nienawi�� rdzennych mieszka�c�w Ameryki spowodowali
sami okrutni, zach�anni biali naje�d�cy z Europy.
Nowicki wsp�czu� niedoli nieszcz�snych Indian. Przecie� jego ukochana
ojczyzna r�wnie� ju� od przesz�o stu lat by�a okupowana przez trzech znie�
nawidzonych zaborc�w. Nowicki �wiadom by�, �e on i jego przyjaciele niepro�
szeni wtargn�li do kraju Kamp�w, kt�rzy mieli prawo traktowa� ich jak in�
truz�w. Mimo to Kampowie odnosili si� z szacunkiem do Smugi jako do swego
wodza-maskotki. Nowickiemu r�wnie� nie czynili krzywdy. Podziwiali jego
niezwyk�� si�� i odwag�, a nawet polubili za przyjazne odnoszenie si� do
wszystkich. Kampowie bacznie �ledzili ka�dy krok Smugi, ale Nowickiemu nie
bronili samotnych wycieczek poza osad�. Zwr�cili mu nawet jego n� my�liws�
ki, aby nie by� ca�kowicie bezbronny. Widocznie byli przekonani, nie bez
s�uszno�ci, �e nie umknie bez Smugi.
Nowicki skwapliwie wykorzystywa� swoj� wzgl�dn� swobod�. Gdy tylko nada�
rza�a si� okazja, myszkowa� po g�rach w prze�wiadczeniu, �e poznanie okoli�
cy u�atwi zamierzon� ucieczk�. Obecnie tak�e powraca� z d�u�szego wypadu na
po�udniowy wsch�d. Odpocz�� przysiad�szy na g�azie. Pier� jego ju� unosi�a
si� w r�wnym oddechu. Spojrza� ku zachodowi. S�o�ce niemal dotyka�o l�ni��
cych biel� szczyt�w g�rskich.
- Co� d�ugo dzisiaj zmarudzi�em... - szepn��.
Ra�no powsta� z g�azu. Szybko zacz�� schodzi� na dno w�wozu. Do ruin sta�
ro�ytnego miasta ju� nie by�o daleko, ale na tych szeroko�ciach geograficz�
nych noc zapada�a prawie nie poprzedzana zmierzchem. Nowicki wkr�tce zna�
laz� si� na wyst�pie skalnym. Nieco poni�ej bujnie zieleni�y si� drzewa i
zaro�la, mi�dzy kt�rymi widnia�a szeroko wydeptana �cie�ka. Nowicki przyku�
cn�� chc�c zeskoczy� na ni�, lecz nieoczekiwany widok przyku� go do miejs�
ca.
Ot� na �cie�ce znajdowa�a si� Agua, najm�odsza �ona szamana. Sta�a jak
wro�ni�ta w ziemi�, tylko wyci�gni�te do przodu jej r�ce lekko dr�a�y. W
oczach Indianki malowa�o si� przera�enie.
Nowicki jednym rzutem oka poj�� groz� sytuacji. Nie opodal pora�onej
strachem kobiety ma�y ch�opczyk, pochylony ku ziemi, przytrzymywa� wyrywa�
j�ce mu si� z r�k szczeni� pumy (#5.). O kilka krok�w za plecami malca cza�
i�a si� szarorudawa matka szczeni�cia. Gniewnie marszczy�a pysk i szczerzy�
�a k�y. Ogon jej coraz szybciej uderza� o boki. Zapewne wyruszy�a na wie�
czorne �owy, a szczeni� samowolnie wysz�o za ni� z kryj�wki i natkn�o si�
na Kampijk� z ch�opczykiem. Nad nie�wiadomym grozy sytuacji dzieckiem zawi�
s�a nieuchronna zguba. Lwy ameryka�skie, czyli pumy, rzadko napadaj� ludzi,
lecz w ostateczno�ci zdobywaj� si� na odwag� i wtedy zuchwale same atakuj�.
Obecnie szczeni� znajdowa�o si� w niebezpiecze�stwie, a pumy s� bardzo tro�
skliwymi matkami...
"Zgin�, kobieta i dziecko!" - przemkn�o Nowickiemu przez my�l.
Nie waha� si� ani przez chwil�. Pochylony do przodu ostro�nie przekrada�
si� w kierunku przeciwnego kra�ca wyst�pu skalnego. Niebawem znalaz� si� w
po�owie odleg�o�ci pomi�dzy dzieckiem i drapie�nikiem. Nie odrywaj�c od
niego wzroku, przesun�� pochw� z no�em na prawy bok.
Puma jeszcze nie dostrzeg�a cz�owieka przyczajonego na zwisaj�cym nad
ziemi� wyst�pie skalnym. Ca�� uwag� skupi�a na popiskuj�cym szczeni�ciu.
Przymru�one sko�ne �lepia b�yska�y z�owieszczo. Coraz bardziej obna�a�a
k�y. Naraz zacz�a jakby kuli� swe cielsko... Rozbrzmia�o g�uche warczenie,
po czym puma spr�ystym d�ugim skokiem rzuci�a si� do przodu. Zanim jednak
dosi�g�a ch�opczyka, Nowicki ca�ym ci�arem cia�a zwali� si� jej na
grzbiet, przyt�oczy� do ziemi. Szybkim jak mgnienie oka ruchem przesun��
lewe rami� pod �bem i przycisn�� go do swej piersi. Mocarny to musia� by�
u�cisk. Z szeroko rozwartej paszczy zwierz�cia wyrwa� si� chrapliwy char�
kot. L�ni�ce cielsko b�yskawicznie zwija�o si� i rozkurcza�o jak elastyczna
spr�yna, ale Nowicki by� zaprawiony do walki wr�cz jak ma�o kto. Nogami,
niby kleszczami, opasa� szalej�c� pum�, nie pozwalaj�c zrzuci� si� z
grzbietu. Wiedzia�, �e gdyby uda�o si� jej strz�sn�� go z siebie, wtedy z
�atwo�ci� dosi�g�aby jego gard�a.
Rozgorza�a gwa�towna walka. Cz�owiek i zwierz� spleceni w jeden k��b
przetaczali si� po ziemi tak szybko, �e nawet nie mo�na by�o dostrzec, kt�
re z nich znajdowa�o si� na wierzchu. Na r�kach Nowickiego nabrzmia�y w�z�y
�y�, du�e krople potu zrosi�y czo�o. Naraz ostre pazury �apy drapie�nika
dosi�g�y jego lewego uda. Dramatyczna walka przybiera�a z�y obr�t, wi�c je�
dnym ramieniem jeszcze mocniej nacisn�� krta� zwierz�cia, drugim za� si�g�
n�� po n� tkwi�cy za pasem. Raz za razem stalowe ostrze zag��bia�o si� w
pr꿹cym si� cielsku. Zdawa�o si�, �e rozszala�a puma zrzuci go teraz z
siebie, ale jedno z pchni�� no�a zapewne trafi�o we w�a�ciwe miejsce, gdy�
jej gwa�towno�� zacz�a s�abn��, a� wreszcie zwierz� znieruchomia�o.
Nowicki jeszcze d�u�szy czas le�a� na ziemi przyciskaj�c �eb pumy do swej
piersi. Wreszcie ca�kowity bezw�ad zwierz�cia upewni� go, �e to ju� napraw�
d� koniec zmaga�. Zepchn�� z siebie cielsko drapie�nika, po czym siad� na
ziemi. Ci�ko oddychaj�c rozejrza� si� za kobiet� i dzieckiem. M�oda India�
nka kl�cza�a nie opodal na �cie�ce, tul�c wystraszonego malca. Nowicki u��
miechn�� si� do nich i zawo�a� �argonem b�d�cym mieszanin� j�zyk�w arawaka�
�skiego i keczua�skiego przeplatanych s�owami hiszpa�skimi (#6.):
- Po strachu! Mo�ecie wraca� do domu!
Chcia� si� podnie��, lecz ostry b�l w lewym udzie przypomnia� mu o zra�
nieniu. Spojrza� na nog�. Spod rozszarpanych spodni wyziera�a pod�u�na,
krwawi�ca rana.
- Do stu zdech�ych wieloryb�w! - mrukn��. - A to mnie zwierzak urz�dzi�!
Trzeba zatrzyma� up�yw krwi...
�ci�gn�� koszul�, no�em odci�� r�kawy, z kt�rych porobi� banda�e. Zsuni�
cie spodni i przewi�zanie rany nie trwa�o zbyt d�ugo. Teraz podni�s� si� z
ziemi. Utykaj�c podszed� do niedosz�ych ofiar pumy. Wzi�� ch�opczyka na r�
ce. Malec ufnie obj�� go r�czkami za szyj� i przytuli� si� do niego.
- No, kochany brachu, nie b�j si�, ju� nic ci nie grozi - uspokaja� go
Nowicki. - Na szcz�cie nadszed�em w por�! Agua, zbieraj si�, zaraz zapad�
nie noc!
Kobieta wszak�e dalej kl�cza�a na ziemi i spogl�da�a na Nowickiego pe�nym
podziwu wzrokiem. Wszyscy Indianie zawsze bardzo wysoko cenili m�stwo i si�
�� m�czyzn, ale w tym wypadku nie tylko niezwyk�a odwaga Nowickiego wpra�
wi�a Indiank� w zdumienie. Oto prawie bezbronny bia�y jeniec zaryzykowa�
w�asne �ycie dla uratowania wrog�w od niechybnej �mierci.
Nowicki nie domy�la� si� nawet, co w tej chwili odczuwa�a m�oda i �adna
Indianka. Dla niego zawsze by�o rzecz� naturaln�, �e silniejszy powinien
stawa� w obronie s�abszych, a szczeg�lnie kobiet i dzieci. Spe�ni� wi�c
sw�j obowi�zek i nie widzia� w tym nic nadzwyczajnego. Zniecierpliwiony za�
chowaniem Indianki odezwa� si� gderliwie:
- Czemu tak oczy na mnie wytrzeszczasz?! Nigdy nie widzia�a� ch�opa w po�
dartych portkach?! Ha, mo�e i nie widzia�a�! Sami paradujecie na golasa, to
i portki mog� by� dla ciebie rarytasem! Ale do�� ju� tego dobrego! Chod�my
wreszcie, w brzuchu burczy mi z g�odu.
Po tych s�owach zdumienie Indianki jeszcze wzros�o. Zrozumia�a, �e ten
bia�y m�czyzna nie uwa�a� swego czynu za rzecz niezwyk��. Pe�na sprze�
cznych uczu� zwinnie powsta�a z ziemi.
- Puma ci� zrani�a, czy b�dziesz m�g� doj�� do osady o w�asnych si�ach? -
zapyta�a.
- Mog� czy nie mog�, musz� to zrobi� jak najpr�dzej - odpar� Nowicki. -
Pazury zwierzaka brudne, trzeba opatrzy� ran�, �eby si� nie paskudzi�a.
- Onari zna dobre leki. Na pewno zajmie si� tob� - powiedzia�a Agua.
- Wiem, �e tw�j szanowny m�ulek warzy w cha�upie zielska i trucizny ni�
czym czarownica na �ysej G�rze albo pigularz w aptece - z humorem odpowie�
dzia� Nowicki. - Bierz ch�opca, a ja ponios� szczeniaka pumy. Jeszcze za
ma�y, �eby sam m�g� da� sobie rad� w puszczy. Zabi�em jego matk�, wi�c
trzeba si� nim zaopiekowa�.
- Daj, to moja puma, moja! - zawo�a� ch�opczyk.
- Twoja b�dzie, brachu, twoja... - potakn�� Nowicki. - Wiem przecie�, �e
lubujecie si� w trzymaniu r�nych zwierzak�w w swoich cha�upach (#7.). B�
dziesz jednak musia� pilnowa�, �eby ma�a puma wkr�tce nie urz�dzi�a sobie
wy�erki z twoich ma�p i papug.
M�wi�c to odszuka� trwo�liwie popiskuj�ce szczeni�, schwyta� je, po czym
utykaj�c ruszy� w kierunku osady. Tymczasem mrocznia�o coraz bardziej. Agua
zacz�a przyspiesza� kroku, poniewa� Indianie nie lubi� nocnych w�dr�wek po
puszczy. Nowicki, wiedz�c o tym, z trudem za ni� nad��a�, gdy� zraniona no�
ga dawa�a mu si� coraz bardziej we znaki.
W miar� jak szli w�wozem, strome zbocza oddala�y si� od siebie, a� wresz�
cie ust�pi�y miejsca rozleg�ej, falistej dolinie okolonej pasmami g�r. Z
lewej strony na urwistym skalnym wzniesieniu bieli�y si� kamienne ruiny
staro�ytnego miasta, za kt�rymi pi�a si� ku niebu wulkaniczna g�ra o t�po
�ci�tym wierzcho�ku. W dole, na prawo od niej le�a�y sadyby wojowniczych
wolnych Kamp�w.
Osad� tworzy�o oko�o trzydziestu wielo - i jednorodzinnych chat, zwanych
w j�zyku Kamp�w pangotse. Przedstawia�y one typowe budownictwo Indian le��
nych, kt�re musia�o si� przeciwstawia� wilgoci ci�gn�cej od ziemi i podmy�
waniu przez powodzie podczas tropikalnych ulew oraz opiera� si� cz�stym na
tych szeroko�ciach geograficznych huraganom. Tote� podstaw� ka�dego domu
tworzy�y grube s�upy z twardego drewna g��boko wkopane w ziemi�, obudowane
na pewnej wysoko�ci l�ejszymi belkami i pr�tami powi�zanymi elastycznymi
lianami, b�d� te� by�y to po prostu otwarte z bok�w nadziemne "werandy".
Wielkie, owalne strzechy nakrywa�y domy wielorodzinne, chaty jednorodzinne
natomiast posiada�y spiczaste dachy kryte li��mi palmowymi. Cienkie prze�
grody z pr�t�w bambusowych dzieli�y wn�trza wi�kszych chat na izby i weran�
dy (#8.).
Du�e domy wielorodzinne sta�y w pewnej odleg�o�ci od siebie. Mieszka�o w
nich po kilka rodzin nale��cych do tego samego rodu zarz�dzanego przez na�
czelnika. Nieco na uboczu mie�ci�y si� znacznie mniejsze chaty jednorodzin�
ne. W nich to mieszkali ci, kt�rym albo nie odpowiada�y rz�dy naczelnika
rodu, albo pragn�li si� wy��czy� z gromadnego wsp�ycia.
Szaman Onari zajmowa� oddzieln� obszern� chat�, poniewa� nie chcia� zdra�
dza� ziomkom tajemnic swoich magicznych i lekarskich praktyk. Agua z dziec�
kiem na r�ku pierwsza wkroczy�a na werand� m�owskiej chaty. Powita� j�
utyskuj�cy, skrzekliwy g�os starszej �ony szamana, kt�ra gotowa�a straw� na
p�on�cym na uboczu ognisku.
Agua odwr�ci�a si� do Nowickiego i rzek�a:
- Poczekaj tutaj, niebawem wr�c� po ciebie - po czym znikn�a w g��bi
chaty.
Nowicki oci�ale przysiad� na wysokim progu werandy. Szczeni� pumy, kt�re
wci�� trzyma� pod pach�, zacz�o si� wyrywa� i tylnymi �apami dotkn�o jego
uda. Nowicki sykn�� z b�lu, d�oni� os�oni� nog�. Prowizoryczny opatrunek
przesi�kni�ty by� ciep��, lepk� krwi�. Piek�cy b�l wzmaga� si� z ka�d�
chwil�.
Tymczasem z wn�trza chaty dochodzi�y odg�osy pocz�tkowo g�o�nej rozmowy
m�czyzny i kobiet. Nowicki ciekawie nadstawia� ucha, ale naraz g�osy przy�
cich�y i nie m�g� uchwyci� nawet pojedynczych s��w. Wkr�tce najstarsza z
�on szamana wysz�a z chaty.
- Chod�, pot�ny Onari zajmie si� tob�! - zawo�a�a.
Nowicki z trudem wspi�� si� na werand�. Widz�c to, Indianka podpar�a go
silnym ramieniem i poprowadzi�a do izby oddzielonej przegrod� od reszty do�
mu.
Nowicki po raz pierwszy przekracza� pr�g chaty szamana, kt�ry odnosi� si�
nieufnie do obydw�ch bia�ych je�c�w, a nieraz nawet podburza� swoich prze�
ciwko nim. Onari by� nast�pc� szamana zabitego przez Smug� podczas str�ca�
nia dw�ch bia�ych kobiet w przepa��.
Wi�kszo�� Kamp�w uwierzy�a Smudze, kt�ry oskar�y� szamana o zamiar prze�
rwania obrz�du, Onari jednak nie ufa� bia�emu wodzowi. Podejrzewa�, �e on
podst�pnie zg�adzi� jego poprzednika dla sobie tylko wiadomych cel�w i
oszuka� przes�dnych, �atwowiernych Kamp�w. Obydwaj biali je�cy doskonale
wyczuwali wrogo�� zbyt domy�lnego szamana i mieli si� przed nim na baczno��
ci. Tote� Nowicki z pewnym niepokojem wchodzi� teraz do jego tajemniczej
chaty. Od razu spostrzeg� szamana - sta� w g��bi izby pochylony nad naczy�
niami wisz�cymi na kiju przy tl�cym si� ognisku. Jak wi�kszo�� Kamp�w Amat�
senge, Onari by� nagi. Tylko ma�y fartuszek na sznurku z �yka opasuj�cym
biodra os�ania� podbrzusze. Brunatne cia�o i twarz szamana pokrywa�y nama�
lowane magiczne znaki, kt�re jakoby chroni�y przed z�ymi duchami, urokami i
uk�szeniami jadowitych w�y. Na g�owie mia� przybran� barwnymi pi�rami pa�
pug strojn� koron� uplecion� z w��kien palmowych ze zwisaj�cym z ty�u ory�
ginalnym ogonem zdobionym p�kami spreparowanych kolibr�w. Na przegubach r�k
i kostkach u n�g nosi� r�cznie plecione opaski.
Onari pochylony nad dymi�cymi tyglami uni�s� g�ow� i spojrza� na Nowic�
kiego trzymaj�cego szczeni� pumy. Potem powoli si� wyprostowa�, obrzuci�
je�ca przenikliwym spojrzeniem. Klasn�� w d�onie. Zza przepierzenia wysz�a
Agua.
- Zabierz pum�! - rozkaza� nawet nie spogl�daj�c na ulubion� �on�.
Gdy zostali sami, Onari zbli�y� si� do Nowickiego. Przez chwil� obydwaj
mierzyli si� badawczym wzrokiem, po czym Onari rzek�:
- Zdejmij spodnie i po�� si� tutaj, wirakucze (#9.) - r�k� wskaza� w�s�
k�, p�ask� prycz� z trzcin powi�zanych lianami.
Nowicki bez s�owa wykona� polecenie. Onari, nie spiesz�c si�, podszed� do
rusztowania z pr�t�w, na kt�rym sta�y wi�ksze i mniejsze kalebasy. Z jednej
nala� jakiego� g�stego p�ynu do drewnianego kubka, potem zbli�y� si� do No�
wickiego.
- Wypij to, zanim obejrz� twoj� ran�! - poleci�.
- Ej�e, czarowniku, chcesz mnie u�pi�?! C� to za paskudztwo? - podejrz�
liwie zapyta� Nowicki. - Obejdzie si� bez tego, wytrzymam!
- Dobrze wiem, �e potrafisz spogl�da� �mierci w oczy - odpar� Onari. -
Ka�dy z nas jednak ma swoje tajemnice. Wypij wi�c!
Nowicki waha� si�, spogl�da� na szamana, kt�rego twarz nie odzwierciedla�
�a �adnych uczu�. Onari zapewne domy�li� si� obaw nurtuj�cych je�ca, po
chwili bowiem powiedzia�:
- Nienawidz� bia�ych ludzi, wiesz o tym! Jednak uratowa�e� od �mierci mo�
j� �on� i syna nara�aj�c w�asne �ycie. To nie trucizna, wypij!
-Dobra, niech b�dzie na twoim! - odpar� Nowicki, u�miechaj�c si� w odpo�
wiedzi na domy�lno�� czarownika. Wzi�� kubek z jego r�k i wypi� mikstur�.
Szaman zn�w poszed� do ogniska. Zacz�� sporz�dza� leki, to szepcz�c za�
kl�cia, to zawodz�c monotonne pie�ni.
Nowicki le�a� bez ruchu, tylko jego wzrok leniwie b��dzi� po szama�skiej
chacie.
W k�tach izby szw�da�o si� kilka pstrokatych papug z podci�tymi skrzyd�a�
mi, aby nie mog�y uciec. Niekt�rym brakowa�o w ogonach pi�r, powyrywanych
na przystrajanie koron noszonych przez Kamp�w. Ma�a ma�pka ugania�a si� za
ptakami. Popiskiwa�a z uciechy, gdy poci�gane za ogony papugi skrzecza�y
umykaj�c niezgrabnie i pr�bowa�y dosi�gn�� j� swymi mocnymi, zakrzywionymi
dziobami.
Wkr�tce igraszki zwierz�t przesta�y interesowa� Nowickiego. Ju� nie od�
czuwa� b�lu, my�li stawa�y si� leniwsze. Jeszcze tylko przez chwil� spogl��
da� na zwisaj�ce z belek pod dachem p�ki kaczan�w kukurydzy, ki�cie dojrze�
waj�cych banan�w, zio�a wydzielaj�ce osza�amiaj�cy aromat oraz wi�zki d�u�
gich trzcin na strza�y do �uk�w.
Powieki ci��y�y mu coraz bardziej. Pu�ap chaty ko�ysa� si� jak statek na
wzburzonym morzu i rozp�ywa� we mgle. Zdawa�o mu si�, �e s�yszy g�uche dud�
nienie b�bna, brz�czenie grzechotki i niepokoj�cy �piew. Naraz ujrza� pu�
m�... Fosforyzuj�ce �lepia wpatrywa�y si� w niego, kosmata �apa pazurami
zrywa�a banda�e z jego rany. Czasem �eb drapie�nika przeistacza� si� w g�o�
w� szamana przystrojon� koron�, a� w ko�cu Nowickiego ogarn�� ca�kowity
mrok.
#4. Lamy, czyli bezgarbne wielb��dy Ameryki Po�udniowej, s� mieszka�cami
g�r. Rodzaj ten nale�y do rodziny wielb��d�w i obejmuje cztery gatunki: gu�
anaki (Lama Huanachus), alpaki (Lama pacos), lamy (Lama glama) i wikunie
(Lama vicugna). W Peru i Boliwii udomowiono lamy jeszcze w czasach przedko�
lumbijskich, dostarcza�y cennej we�ny, mi�sa i mleka, a same by�y u�ywane
jako zwierz�ta juczne. Alpaki s� drugim z rodzaju lam udomowionym zwierz�
ciem. Hoduje si� je ze wzgl�du na szczeg�lnie warto�ciowe d�ugie, mi�kkie
runo, przewa�nie bia�e, br�zowe lub czarne, kt�re w Andach zast�puje owcz�
we�n�. Wszystkie lamy s� bardzo czujne, obdarzone bystrym wzrokiem i s�u�
chem.
#5. Najwi�kszymi ameryka�skimi kotami s� jaguary (Panthera onca) i pumy,
czyli kuguary (Felis concolor). Najbardziej widoczn� r�nic� mi�dzy nimi
stanowi umaszczenie. Jaguary s� centkowane, natomiast pumy maj� jednostajne
ubarwienie, od jasnoszarego do piaskowobr�zowego, z bia�� plamk� na podbr�
dku. Jaguary s� przewa�nie zwierz�tami tropikalnymi, zamieszkuj� zalesione
brzegi rzek, skraje bagnistych puszcz i trz�sawisk. Oci�a�e w dzie�, w no�
cy staj� si� szybkie i zwinne. Jedz� wi�ksze kr�gowce a� do tapira, aliga�
tory, ��wie, ryby, m�ode byd�o, �rebaki i mu�y. Jaguary rzadko spotyka si�
na p�noc od Meksyku. Dobrze rozmna�aj� si� w ogrodach zoologicznych, mo�na
je krzy�owa� z panterami.
Pumy �yj� w lasach, sawannach i g�rach - spotyka si� je od Argentyny do
Kanady. W lasach pumy chwytaj� podobn� zwierzyn� jak jaguary, ale na otwar�
tej przestrzeni i w g�rach �cigaj� owce, konie i krowy.
#6. Montani�, obejmuj�c� wschodni� stron� And�w od granic Peru z Kolum�
bi�, Brazyli� i Boliwi�, zamieszkiwa�o r�wnie� kilka plemion wywodz�cych
si� z Indian tropikalnych las�w Ameryki Po�udniowej. Nale�a�y one do r�
nych grup j�zykowych. Po podboju hiszpa�skim misjonarze wprowadzili w Mon�
tanii j�zyk keczua (quechua), kt�rym pos�ugiwali si� Inkowie. W ten spos�b
keczua zmieszany z miejscowymi j�zykami sta� si� �argonem u�ywanym w Monta�
nii.
#7. Indianie maj� wiele sentymentu dla wszelkich zwierz�t le�nych oraz
ptak�w, kt�re daj� si� oswaja�, i bardzo lubi� trzyma� je w chatach. Swoich
ulubie�c�w otaczaj� pieczo�owit� opiek�, ma�e ptaszki nawet karmi� z w�as�
nych ust, kobiety zabieraj� ma�pki id�c do pracy i tp. Najcz�ciej spotyka
si� w india�skich chatach ma�pki, papugi, tukany, kapiwary i ��wie.
#8. Indianie las�w tropikalnych nawet po podboju europejskim zachowali
rodzime budownictwo. Buduj� r�ne typy dom�w: wielorodzinne maloki d�ugo�ci
do #200 st�p, wysokie na #60, kryte olbrzymim p�owalnym, s�omianym dachem
prawie si�gaj�cym ziemi, w kt�rych mieszkaj� pojedyncze rody licz�ce #100 i
wi�cej os�b; ma�e chaty jednorodzinne nakryte spiczastymi dachami z li�ci
palmowych b�d�, jak u Kaszyb�w, kopulast� strzech�, czym ci ostatni r�ni�
si� od innych plemion. W ca�ej Montanii, z wyj�tkiem murowanych dom�w, bu�
duje si� chaty nadziemne, przypominaj�ce werand� umieszczon� na palach wy�
soko nad ziemi� i os�oni�t� jedynie od g�ry strzech�. Niekt�re plemiona
(Kampowie) stawia�y w domach wewn�trzne przegrody, inne (Czamowie) ich nie
robi�y. Budownictwo Indian las�w tropikalnych by�o tak doskonale dostosowa�
ne do warunk�w miejscowych, �e nawet biali hacjenderzy przej�li je i buduj�
swe domy z trzciny, kt�re tylko wyr�niaj� si� schludniejszym wygl�dem ze�
wn�trznym.
#9. W mitologii Ink�w Kon-Tiki-Wirakocza lub Wirakucze by� dobrotliwym
bia�ym, brodatym bogiem, kt�ry zasmucony ludzk� niewdzi�czno�ci� pow�drowa�
na morze i znikn�� po drugiej stronie widnokr�gu. Gdy do Ameryki Po�udnio�
wej przybyli europejscy konkwistadorzy, krajowcy uznali ich za wys�annik�w
owego boga, u�ywaj�c dot�d w niekt�rych regionach tego s�owa na okre�lenie
przybysz�w.
Rozdzia� III
Narada przyjaci�
Nowicki g��boko westchn��, po czym wolno uni�s� powieki. Troch� zdumiony
stwierdzi�, �e spoczywa na swojej pryczy w komnacie zajmowanej ze Smug� w
kamiennej budowli staro�ytnego miasta. Jeszcze nieco zamroczony twardym,
d�ugim snem leniwie spogl�da� w otw�r, przez kt�ry przenika�y pal�ce pro�
mienie s�oneczne. Nie m�g� zebra� my�li, jakie� dziwne przywidzenia nadal
n�ka�y jego wyobra�ni�. To pumy czai�y si� wok� niego, a on, jak to nieraz
czyni� Tomek, poskramia� je si�� sugestywnego spojrzenia, to zn�w szaman
przystrojony w wielk� koron� podsuwa� mu trucizn� chichocz�c szata�sko,
podczas gdy za plecami starego m�a m�oda Agua robi�a do niego oko. Nowicki
zaniepokojony zalotami Indianki wreszcie otrz�sn�� si� z resztek niemocy i
pomy�la�:
"Niech to wieloryb po�knie! C� to za g�upstwa �ni�y mi si� tej nocy?!"
Przez jaki� czas jeszcze le�a� bez ruchu, stopniowo odzyskuj�c �wiado�
mo��. Wydarzenia poprzedniego dnia od�ywa�y w jego pami�ci... Walka z pum�,
tajemniczy Onari opatruj�cy ran�... Aby si� ostatecznie upewni�, czy to
wszystko nie by�o tylko sennym majakiem, siad� na pos�aniu. Energicznie od�
rzuci� okrywaj�c� go mi�kk� sk�r� zwierz�c�. Szeroki banda� z w��kien kory
spowija� lewe udo.
- Do stu beczek zje�cza�ego tranu! - mrukn�� p�g�osem. - To naprawd� nie
by� sen!
W tej samej chwili za jego plecami rozbrzmia� dobrze mu znany g�os:
- Dzie� dobry, kapitanie! To nie by� sen. Radz� nie wykonywa� tak gwa�to�
wnych ruch�w!
Nowicki natychmiast odwr�ci� g�ow�. Smuga siedzia� na pryczy w g��bi kom�
naty. Teraz powsta�, schowa� wygas�� fajk� do kieszeni ku�my i podszed� do
przyjaciela.
- Dzie� dobry, Janie! - niefrasobliwie powita� go Nowicki. - Jak widz�,
s�oneczko ju� mocno przygrzewa, a ja jeszcze si� wyleguj� w betach. W jaki
spos�b znalaz�em si� tutaj? Nie mog� sobie przypomnie�. India�ski znachor
u�pi� mnie w swojej chacie, a potem...
- A potem w nocy Kampowie przynie�li ci� nieprzytomnego na noszach -
wpad� mu w s�owa Smuga. - No, niez�ego nap�dzi�e� mi stracha!
- Niepotrzebnie, Janku, przecie� nic wielkiego si� nie sta�o. Kocisko ty�
lko drasn�o mnie pazurem!
- �adne mi dra�ni�cie! - rzek� Smuga u�miechaj�c si� do Nowickiego. -
Dobrze wiem, co zasz�o! Onari wszystko mi opowiedzia�. Tutaj nie wolno lek�
cewa�y� takich ran. Oby tylko nie wda�o si� zaka�enie!
- Przecie� dobrze o tym wiem! Dlatego zaraz poku�tyka�em do szamana, cho�
cia� nigdy mu nie dowierzali�my.
- Post�pi�e� bardzo rozs�dnie - pochwali� Smuga. - Tutejsi szamani znaj�
wiele zi�, ro�lin i korzeni skutecznie lecz�cych r�ne choroby. Tej wiedzy
mogliby im pozazdro�ci� europejscy lekarze, kt�rzy uwa�aj� szaman�w za sza�
lbierzy i kuglarzy. Onari zapewni�, �e twoja rana wkr�tce si� zagoi. Uspo�
koi� mnie, bo wiem, �e on naprawd� zna si� na rzeczy.
- To a� chodzi�e� do niego? - zdumia� si� Nowicki.
- Nie musia�em. Przyniesiono ci� tutaj pod jego dozorem. Potem w ci�gu
nocy sam przychodzi� dwukrotnie. Poi� ci� jakimi� wywarami, okadza� i nuci�
czarodziejskie "ko�ysanki" niczym niemowl�ciu - z humorem wyja�ni� Smuga.
- Ha, skoro tak by�o, to musz� przyzna�, �e zachowa� si� przyzwoicie mimo
nienawi�ci do nas. Dziwni s� ci India�cy!
- W rzeczywisto�ci podczas pokoju s� to dumni, nie znaj�cy k�amstwa, �a�
godni ludzie. Zjedna�e� sobie ich uznanie, poniewa� post�pujesz szlachetnie
i, tak jak oni, nie znasz uczucia strachu.
Nowicki u�miechn�� si� troch� za�enowany i jednocze�nie zadowolony, po�
niewa� wielce ceni� s�owa Smugi, kt�rego do�wiadczenie, opanowanie i odwag�
zawsze podziwia�. Po chwili zacz�� si� rozgl�da� woko�o.
- Do licha, co to ma znaczy�? Nie widz� mojego ubrania! - rzek�.
- Gdy ci� tutaj przynie�li, by�e� go�y jak �wi�ty turecki, ale zostawili
ci ku�m� - m�wi�c to Smuga wskaza� le��c� obok na �awie pow��czyst� szat�,
w jak� sam r�wnie� by� odziany.
- Ej�e, przecie� to za kuse na mnie! - oburzy� si� Nowicki. - Wygl�da�bym
jak w ubraniu z m�odszego brata albo jak japo�ski zapa�nik! Wol� ju� cho�
dzi� na golasa jak Kampowie.
- Jestem pewny, �e to by im si� spodoba�o - powiedzia� rozweselony Smuga.
- Jednak nie wszyscy Kampowie chodz� nago, nawet tutaj. Kampowie Atiri i
Antaniri nosz� ku�my, kt�re przej�li mi�dzy innymi od mieszka�c�w s�sied�
nich And�w Centralnych (#10.). Tylko najprymitywniejsi Amatsenge nie nosz�
ubra�, gdy� w upalnej d�ungli na wschodnich stokach And�w nie s� im potrze�
bne. A w og�le nie k�opocz si� teraz ubraniem. Musisz pole�e� kilka dni,
�eby rana mog�a si� jak najpr�dzej zagoi�.
- Ha, to prawda! - przyzna� Nowicki. - Lada chwila b�dziemy musieli umy�
ka�. Trudno by mi by�o nad��y� za tob�. Tak, tak, czas nagli. My�l o Tomku
nie daje mi spokoju.
- Mnie r�wnie� - potakn�� Smuga. - Musimy si� st�d wymkn�� w ci�gu naj�
bli�szych dni. Mo�e teraz nadarzy si� lepsza okazja?
- Naprawd� tak s�dzisz? - zapyta� Nowicki o�ywiony nadziej�.
Smuga przez chwil� rozmy�la�, po czym rzek�:
- �mia�ym czynem zjedna�e� sobie wielkie uznanie u Kamp�w. To w gruncie
rzeczy dobrzy ludzie. Uwa�nie obserwowa�en Onariego, kt�ry przecie� dot�d
najwi�cej nam bru�dzi�. Naprawd� gorliwie zaj�� si� tob�.
- Czy to mo�e mie� dla nas jakie� znaczenie?
- Mo�e tak, a mo�e nie. Jestem pewny, �e bardzo zyskali�my w ich oczach.
Nastroje u Indian szybko si� jednak zmieniaj�. Zreszt� w najbli�szym czasie
wyja�ni si� nasza sytuacja.
Za mat� os�aniaj�c� wyj�cie na korytarz rozbrzmia�y przyciszone g�osy ko�
biece oraz charakterystyczne brz�kanie dzwoneczk�w zrobionych z nasion i
przywi�zanych do sznurka, kt�rym Kampijki na ta�ce i w uroczystych chwilach
opasuj� swe biodra.
Obydwaj przyjaciele zaintrygowani przerwali rozmow�. Do komnaty wesz�o
kilka m�odych kobiet na czele z Agu�. Jak wi�kszo�� mieszkanek las�w tropi�
kalnych ubrane by�y tylko w dwa zszyte razem kuse fartuszki z grubego, br��
zowego samodzia�u, kt�re zakrywa�y brzuchy i po�ladki. D�ugie czarne, pros�
te w�osy opada�y im z g��w na plecy, niemal si�gaj�c pasa. Ka�da z kobiet
nosi�a drewniany grzebyk zawieszony na szyi na kolorowym sznurku z w��kien
ro�linnych.
Nowicki u�miechn�� si� szeroko do Indianek. Na chwil� niemal zapomnia� o
wszelkich troskach na widok mis pe�nych jedzenia. Od porannego posi�ku po�
przedniego dnia nie mia� nic w ustach, poniewa� u�piony przez szamana prze�
spa� ca�y wiecz�r i noc. Tote� smakowite zapachy gotowanych kur i ryb, pie�
czonych s�odkich kartofli, ry�u, czerwonej fasoli, kukurydzy i �wie�ych ba�
nan�w oraz du�y dzban masato (#11.) wprawi�y go w doskona�y humor.
- Ho, ho! Spojrzyj, Janie! - odezwa� si� po polsku. �niadanko niczym w
"Bristolu" w Warszawie, a wystrojona jak na zabaw� obs�uga, trzeba przy�
zna�, nawet o wiele przyjemniejsza dla oka!
- Masz racj�, niczego sobie, niczego! - potwierdzi� Smuga. - Takie kelne�
rki na pewno by wzbudzi�y uznanie pan�w w "Bristolu".
Agua tymczasem przystan�a przed Nowickim, przyjrza�a mu si� bacznie, a
potem powiedzia�a:
- Widz�, kumpa, �e ju� czujesz si� znacznie lepiej. Wczoraj by�e� bardzo
g�odny, ale Onari zapewni� mnie, �e niepr�dko si� przebudzisz. Dlatego do�
piero teraz przynios�y�my jedzenie.
Zaledwie Agua si� odezwa�a, Smuga i Nowicki nieznacznie wymienili porozu�
miewawcze spojrzenia. Po raz pierwszy od uwi�zienia kto� z Kamp�w nazwa�
jednego z je�c�w kump�, czyli kumem, kt�rym to przydomkiem obdarzali swoich
krewnych lub przyjaci�. Tote� Nowicki pokrzepiony na duchu rzek�:
- Dzi�ki dobrym lekom twego m�ulka rana prawie ju� mi nie dolega. Wkr�t�
ce na pewno wstan� i pohulam z wami, �licznotki, bo widz� �e przystroi�y��
cie si� jak na ta�ce.
Indianki ustawia�y na �awie naczynia z po�ywieniem, u�miecha�y si� i cie�
kawie zerka�y na bia�ych m�czyzn, a dzwoneczki opasuj�ce biodra pobrz�ki�
wa�y w takt ich porusze�. Agua za�, wci�� stoj�c przed Nowickim, m�wi�a:
- Onari jest pewny, �e rana szybko si� zabli�ni. Jego czary odegna�y od
ciebie uroki z�ego ducha, kt�ry mieszka� w pumie.
- S??e???nor Smuga powiedzia� mi, �e Onari czuwa� nade mn� - powt�rzy�
Nowicki. - Podzi�kuj� mu, gdy tylko b�d� m�g� go odwiedzi�.
- On przyjdzie do ciebie opatrzy� ran�.
- Doskonale, wtedy mu podzi�kuj�. Czy mo�esz mi powiedzie�, gdzie jest
moje ubranie? W ku�mie wygl�da�bym do�� kuso...
- Nie martw si� tym, kumpa - odpar�a Indianka. - Starsze �ony Onariego
reperuj� spodnie. Nim s�o�ce zajdzie, b�dziesz je mia�.
- Skoro tak, to teraz posil� si� z przyjacielem, bo naprawd� jestem tak
g�odny, �e m�g�bym zje�� nawet ciebie!
Kobiety parskn�y piskliwym �miechem. Agua r�wnie� rozbawiona powiedzia�
�a:
- Nie przestraszysz mnie, kumpa! Tylko Witotowie i Kaszybowie jedz� ludz�
kie mi�so.
Indianki chichocz�c i pobrz�kuj�c dzwoneczkami wybieg�y z komnaty. Przy�
jaciele zn�w zostali sami.
- No i co teraz powiesz, kumpa Nowicki? - �artobliwie zagadn�� Smuga.
- Ha, wygl�da na to, �e te weso�e dzierlatki przynios�y nam niez�� nowin�
- odpar� Nowicki dobieraj�c si� do gotowanej kury. - Teraz jednak najpierw
si� posilmy, bo na g�odnego �adna dobra my�l nie przyjdzie do g�owy.
Przez d�u�szy czas jedli w milczeniu. Smuga z niemym podziwem spogl�da�
na Nowickiego, kt�ry z nies�abn�cym apetytem poch�ania� jedn� potraw� po
drugiej. Wreszcie jednak zaspokoi� pierwszy g��d i si�gn�� po du�y dzban.
- Napijmy si�, Janie! Masato u�ywane w miar� wspaniale u�atwia trawienie
- zaproponowa�.
Smuga westchn�� bior�c kubek i rzek�:
- Zazdroszcz� ci, Tadku! O wiele d�u�ej od ciebie przebywam w�r�d Indian,
a mimo to wci�� jeszcze mierzi mnie ich ulubione masato i chicha.
- Bo� zbyt wielki higienista! Tomek te� obrzydza� mi chich� u Indian Cu�
beo. C� to wam szkodzi, �e Indianki prze�uwaj� ziarna kukurydzy na zaczyn
napitku? Widocznie taki przepis odziedziczy�y po swoich mamusiach. Poza tym
sam widzia�em, �e one p�ucz� usta po ka�dym jedzeniu.
- A czy nie zauwa�y�e� owrzodzonych ust u starszych kobiet na�ogowo �uj��
cych kok�?!
- Nie wymagaj ode mnie, �ebym zerka� na staruchy! - oburzy� si� Nowicki.
- Poza tym powiem ci, �e nie warto by� zbyt dociekliwym. Widzisz, m�j stry�
jek mia� piekarni� na Powi�lu. By�em wtedy jeszcze smykiem, ale ju� lubi�em
wsz�dzie w�cibia� nos. Tak wi�c pewnego wieczoru w wakacje poszed�em do
piekarni stryjka zobaczy�, jak to si� robi chleb. Noc by�a parna. Nagrzewa�
ny do wypieku piec wprost zion�� �arem. Nic wi�c dziwnego, �e z p�nagich
piekarczyk�w, wygniataj�cych r�kami ciasto na chleb, pot sp�ywa� niczym wo�
da ze stra�ackiej sikawki. Troch� mi to posz�o nie w smak. Tote� rankiem,
podgrymaszaj�c na pieczywo przy �niadaniu, opowiedzia�em wszystko mojemu
staruszkowi. A on trzepn�� mnie w ucho i rzek�: "Na drugi raz nie zagl�daj
do kuchni, to i innym nie b�dziesz obrzydza� jedzenia!" No, teraz wreszcie
wypijmy za nasz� i naszych przyjaci� pomy�lno��!
Po spe�nieniu toastu Nowicki m�wi� dalej:
- Przyznaj�, �e nawet przy najgorszym rumie, nie m�wi�c ju� o jamajce,
masato jest pod�� lur�, ale na bezrybiu i rak ryba. Teraz mo�emy zakurzy�
fajki i spokojnie pogada�. Pomy�lniejszy wiatr zdaje si� nareszcie dmucha�
w nasze �agle. Powiedzia�e� jednak, �e nastroje u Indian szybko ulegaj�
zmianom, wi�c teraz musimy jak najpr�dzej wykorzysta� sytuacj�.
Smuga d�ugo milcza� pykaj�c fajk�, zanim si� odezwa�:
- Od ucieczki naszych przyjaci� przemy�la�em, jak mogliby�my si� sami
oswobodzi�. Umkni�cie st�d nie przedstawia wi�kszych trudno�ci. K�opoty
rozpoczn� si� dopiero p�niej. Widzisz, nie mo�emy ucieka� tym samym co To�
mek, najkr�tszym szlakiem. Kampowie wprawdzie nie zdo�ali schwyta� ucieki�
nier�w, ale jestem pewny, �e natrafili na kogo�, kto ich widzia�. Obecnie
skrz�tnie strzeg� tego szlaku.
- Czy�by� zamierza� wobec tego ucieka� przez Gran Pajonal?! - niedowie�
rzaj�co zapyta� Nowicki. - Przecie� tam w�a�nie schwytaj� nas jak amen w
pacierzu!
- Zgadzam si� z tob�, Gran Pajonal r�wnie� nie wchodzi w rachub�.
- Wi�c co nam pozostaje?!
- Musimy i�� wprost na wsch�d, przez d�ungl� i mi�dzy wrogie bia�ym ple�
miona.
- Na wsch�d, m�wisz? To znaczy ku granicy brazylijskiej, a wi�c w prze�
ciwnym kierunku od miejsca spotkania ustalonego z Tomkiem!
- Teraz trafi�e� w dziesi�tk�! Czeka nas d�uga, ryzykowna droga, ale
dzi�ki temu ominiemy Gran Pajonal, kt�ry tak samo jak po�udniowy zach�d
jest pilnie strze�ony przez Kamp�w oraz ich sprzymierze�c�w.
- Niby racja, ale nak�adaj�c drogi, mo�emy si� sp�ni� na spotkanie z To�
mkiem! A c� on by wtedy uczyni�? Jak amen w pacierzu pr�bowa�by przedosta�
si� do nas i wpad�by prosto w pu�apk�. Musimy temu zapobiec za wszelk� ce�
n�!
- Jedynym sposobem jest stawienie si� w uzgodnionym miejscu jeszcze przed
przybyciem Tomka - powiedzia� Smuga. - Tote� nie mo�emy d�u�ej zwleka� z
ucieczk�.
- Dobrze to wszystko przemy�la�e� - przyzna� zafrasowany Nowicki. - S�k
tylko w tym, �e nie mamy broni, ekwipunku i tragarzy. Na dobitk� ta dzier�
latka szamana wspomnia�a o jakich� Witotach i Kaszybach. Czy oni naprawd�
s� ludo�ercami?
Smuga powt�rnie nabi� fajk� tytoniem, przypali� od tl�cego si� w k�cie
kaganka i dopiero wtedy si� odezwa�:
- Etnografi� pasjonuj� si� od wielu lat. Obecnie te� nie marnotrawi�em
czasu w niewoli. Przy ka�dej okazji zbiera�em informacje o plemionach w Mo�
ntanii. Poznanie ich zwyczaj�w i obyczaj�w mog�o przyda� si� r�wnie� pod�
czas ucieczki, o kt�rej nigdy nie przesta�em my�le�.
- Zawsze zdumiewaj� mnie twoje wiadomo�ci o �wiecie i ludziach - wtr�ci�
Nowicki. - Ty, Tomek i jego szanowny ojciec to chodz�ce encyklopedie. M�w,
m�w, s�ucham!
- Nad g�rn� Aguaiti� (#12.) mieszkaj� wojowniczy Kaszybowie, nazywani
przez Czam�w "Ludem nietoperza". Nienawidz� bia�ych oraz Indian z obcych
plemion. Po rzece p�ywaj� na ma�ych tratwach. M�czy�ni chodz� nago, a ko�
biety okrywaj� biodra kr�tk� sp�dniczk�. Zabitemu wrogowi odcinaj� g�ow�,
r�ce i nogi. Z wyrwanych z�b�w robi� ozdoby, natomiast ko�czyny wygotowuj�
a� do odpadni�cia mi�ni. Potem z ko�ci wyrabiaj� piszcza�ki i groty do
strza�. Podczas gotowania makabrycznych trofe�w wojennych niekt�rzy czasem
popr�buj� tej osobliwej "zupy", chc�c w ten spos�b przyswoi� sobie odwag�
lub si�� zabitego wroga. Z tego te� zapewne powodu powsta�o mniemanie o ich
ludo�erstwie. M�wiono mi tak�e, i� pal� oni zw�oki zmar�ych krewnych razem
z osobistym dobytkiem, prochy natomiast zjadaj�, aby przej�� przymioty
tych, kt�rzy od nich odeszli.
- Wr�cz nieprawdopodobne rzeczy opowiadasz! - zdumia� si� Nowicki. - Czy
o Witotach r�wnie� uda�o ci si� czego� dowiedzie�?
- Witotowie s� prawdziwymi ludo�ercami i �owcami ludzkich g��w. Zjadaj�
wrog�w zabitych na wojennych wyprawach. Za szczeg�lny przysmak uwa�aj� ser�
ce, w�trob� i szpik kostny. Zdobyte g�owy wrog�w pomniejszaj� do rozmiar�w
g�owy noworodka. W plemieniu tym widoczne s� wp�ywy afryka�skich Murzyn�w,
niewolnik�w zbieg�ych z plantacji. Ot� Witotowie porozumiewaj� si� za po�
moc� tam-tam�w oraz graj� na bambusowych fletach i b�bnach. Niekt�rzy z
nich maj� tak�e we�niste w�osy. Ta�ce Witot�w oparte s� na wzorach india�s�
kich i afryka�skiej sambie.
- Dziwne mi si� wydaje, �e Witotowie b�d�c ludo�ercami nie pozjadali
zbieg�ych do nich niewolnik�w murzy�skich! - zdumia� si� Nowicki. - Ale z
tam-tamami to prawda, ju� o tym s�ysza�em.
- Widocznie Indian i Murzyn�w jednoczy�a nienawi�� przeciwko bia�ym - od�
powiedzia� Smuga. - Wp�ywy murzy�skie s� jeszcze widoczniejsze u Indian Ko�
kama, �yj�cych w pobli�u Iquitos. Wielu z nich posiada india�skie sko�ne
oczy i murzy�skie grube wargi.
- A niech to w�ciek�y wieloryb po�knie! - mrukn�� Nowicki. - Mi�y to i
weso�y kraik z tej Montanii!
- Masz racj�, Tadku! - potakn�� Smuga. - Wszak Montania jest ojczyzn� po�
kuny, czyli �wistu�y lub dmuchawki, jak j� niekt�rzy nazywaj�. Tych pokun
u�ywaj� Jivarowie i Yahuanie, tak�e poluj�cy na ludzkie g�owy. To w�a�nie
Yahuanie uci�li g�ow� nieszcz�snemu bratankowi Nixona.
- Pami�tam, pami�tam, opowiada�e� mi o tym strasznym wydarzeniu. Przecie�
z tego powodu popad�e� w tarapaty. Jeszcze chcia�em ci� zapyta� o Czam�w,
kt�rzy uwa�aj� Kaszyb�w za ludojad�w.
- Plemi� Czam�w sk�ada si� z trzech szczep�w: Kunibo, Ssipibo i Ssetebo,
kt�re powszechnie zwane s� Czamami. To raczej spokojny lud prowadz�cy w�
drowny tryb �ycia w poszukiwaniu po�ywienia. Niczym europejscy Cyganie w��
cz� si� grupkami po rzekach i jeziorach Montanii w ma�ych, charakterystycz�
nych ��deczkach, kt�re s� dla nich tym, czym sta�y si� mustangi dla Indian
preriowych w Ameryce P�nocnej. Czamowie na og� s� bardzo leniwi, tote�
zadowalaj� si� zdzicza�� juk�, bananami i rybami, na polowanie za� wyrusza�
j� dopiero wtedy, gdy ich kobiety gwa�townie domagaj� si� mi�sa.
- Jak widz�, s�usznie m�wi si�, �e nie ma tego z�ego, co by na dobre nie
wysz�o - zauwa�y� Nowicki. - �adnie by�my wygl�dali