2108

Szczegóły
Tytuł 2108
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2108 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2108 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2108 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kowal z Podlesia Wi�kszego Dzie�a tolkienowskie w Wydawnictwie AMBER Kowal z Podlesia Wi�kszego Przygody Toma Bombadiia Rudy D�il i jego pies Silmarillion Zagadki tolkienowskie w przygotowaniu Pan Gawen i Zielony Rycerz Pier�cie� Tolkiena TOLKIEN Przek�ad Maria Skibniewska Tytu� orygina�u SMITH OF WOOTTON MAJOR Projekt graficzny ok�adki DARIUSZ WI�NIEWSKI Redakcja merytoryczna MIROS�AW GRABOWSKI Korekta HANNA RYBAK Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER Copyright (c) George Allen & Unwin Hyman Ltd. 1967 This edition published by arrangements with Harper Collins Publishers Ltd, London Copyright 1990 Frank Richard Williamson and Christopher Reuel Tolkien, executors ofthe Estate ofthe �at� John Ronald Reuel Tolkien For the Polish edition (c) Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1997 For the Polish text (c) Copyright by Rafa) Skibi�ski ISBN 83-7169-513-6 Kiedy� - niezbyt dawno temu dla ludzi obdarzonych d�ug� pami�ci� i niezbyt daleko dla tych, kt�rzy maj� d�ugie nogi -by�a wie�, nie bardzo du�a, lecz nazywana Podlesie Wi�ksze, poniewa� w odleg�o�ci kilku mil od niej kry�o si� w k�pie drzew Podlesie Mniejsze. Wie� by�a w swoim czasie zamo�na i mieszka�o tam sporo ludzi dobrych, sporo z�ych i sporo �rednich, jak wsz�dzie. Wie� ta by�a na sw�j spos�b niezwyk�a, s�yn�a bowiem w ca�ej okolicy z bieg�ych w zawodzie rzemie�lnik�w, a szczeg�lnie ze znakomitej kuchni. Mia�a ogromn� Kuchni�, nale��c� do rady gromadzkiej, a urz�duj�cy tam Kuchmistrz cieszy� si� og�lnym powa�aniem. Kuchnia oraz dom Kuchmistrza przytyka�y do �wietlicy gromadzkiej, najwi�kszego i najpi�kniejszego budynku we wsi. Zbudowano go z solidnego kamienia i solidnego d�bu i utrzymywano starannie, chocia� ju� go nie malowano i nie zdobiono z�oceniami jak niegdy�; w �wietlicy odbywa�y si� zebrania, narady, publiczne bankiety i rodzinne uroczysto�ci. Kuchmistrz mia� pe�ne r�ce roboty, bo przy ka�dej takiej okazji musia� przyrz�dza� odpowiednie dania. Uczty wyprawiano cz�sto i w r�nych porach roku, a za "odpowiednie" uwa�ano dania liczne, obfite i t�uste. Ze szczeg�lnym upragnieniem czekali wszak�e wszyscy na pewien festyn, jedyny w ci�gu zimy, trwaj�cy przez ca�y tydzie� i ko�cz�cy si� o zachodzie s�o�ca ostatniego dnia zabaw� zwan� "Biesiad� grzecznych dzieci". Zapraszano na ni� tylko nielicznych go�ci. Niew�tpliwie pomijano niekt�rych godnych tego zaszczytu", a znowu innych, wca�e na to nie zas�uguj�cych, zapraszano przez pomy�k�, tak to ju� jest na �wiecie, nawet gdy organizatorzy bardzo si� staraj� robi� wszystko jak najlepiej. Tak czy inaczej, o uczestnictwie w tej zabawie rozstrzyga�a g��wnie data narodzin dziecka, bo biesiada taka odbywa�a si� raz na dwadzie�cia cztery lata i zapraszano tylko dwudziestu czterech go�ci. Okazja ta wymaga�a od Kuchmistrza specjalnego wysi�ku i musia� pr�cz mn�stwa innych przysmak�w podawa� na deser Wielki Tort. Od tego, czy tort uda� si� bardziej czy mniej wspaniale, zale�a�a s�awa Kuchmistrza, bo prawie �aden z nich nie pe�ni� swoich funkcji tak d�ugo, by mie� sposobno�� popisania si� tym arcydzie�em wi�cej ni� raz w �yciu. Kiedy� jednak urz�duj�cy Kuchmistrz zaskoczy� wszystkich, zrobi� bowiem co�, co si� jeszcze nigdy przedtem nie zdarzy�o: oznajmi�, �e potrzebuje urlopu, i wyruszy� w drog� nie wiadomo dok�d, a po kilku miesi�cach wr�ci� bardzo zmieniony. Zawsze by� poczciwy i cieszy� si�, gdy inni si� bawili, lecz sam mia� usposobienie powa�ne i ma�o m�wi�. Teraz powesela�, cz�sto �artowa� lub roz�miesza� ludzi figlami, a podczas uczt �piewa� wraz z biesiadnikami weso�e piosenki, co wcale nie nale�a�o do obowi�zk�w Kuchmistrza. Ku wielkiemu zdumieniu mieszka�c�w wsi przyprowadzi� te� z sob� terminatora. Nikogo nie dziwi�o, �e chcia� mie� ucznia. To by�o zgodne ze zwyczajami. Ka�dy Kuchmistrz we w�a�ciwym czasie wybiera� sobie terminatora i uczy� go wszystkiego, co sam umia�. W miar� jak im obu przybywa�o lat, ucze� przejmowa� coraz bardziej odpowiedzialne zadania, tak �e gdy mistrz odchodzi� na emerytur� lub na tamten �wiat, m�g� go zast�pi� i odziedziczy� jego godno��. Ale ten Kuchmistrz nie okazywa� ochoty, �eby przyj�� kogo� na nauk�. "Nic pilnego" -mawia�. Albo: "Oczy mam otwarte, rozgl�dam si�, jak znajd� kogo� odpowiedniego, to go wezm� do terminu". Teraz niespodziewanie przyprowadzi� z sob� obcego spoza wioski, niemal dzieciaka jeszcze. Ch�opiec by� zwinniejszy i bystrzejszy ni� wi�kszo�� jego miejscowych r�wie�nik�w i bardzo grzeczny, a g�os mia� d�wi�czny i przyjemny, lecz wydawa� si� niedorzecznie m�ody, nie doros�y jeszcze do takiej pracy: wygl�da� na niewiele wi�cej ni� dziesi�� lat. Jednak�e wyb�r terminatora nale�a� do Kuchmistrza, nikt nie mia� prawa wtr�ca� si� w jego sprawy, ch�opiec wi�c zosta� we wsi i kwaterowa� w domu Kuchmistrza, dop�ki nie dor�s� do wieku, gdy m�g� sobie poszuka� samodzielnego mieszkania. Ludzie przywykli do jego obecno�ci, a kilku r�wie�nik�w nawet si� z nim zaprzyja�ni�o. Przyjaciele i Kucharz m�wili mu po imieniu: Alf - inni nazywali go po prostu Terminatorem. W trzy lata p�niej Kuchmistrz zgotowa� gromadzie wioskowej now� niespodziank�. Pewnego wiosennego ranka zdj�� z g�owy wysok� bia�� czapk�, z�o�y� porz�dnie �nie�ny fartuch, powiesi� na ko�ku bia�� bluz�, i odszed� zabieraj�c tylko t�gi jesionowy kij i ma�y worek. Po�egna� si� z Terminatorem, lecz nikt poza tym nie by� �wiadkiem jego odej�cia. - Do widzenia, Alfie - powiedzia�. -Zostawiam ci Kuchni�, pracuj jak potrafisz najlepiej, a wiem, �e potrafisz doskonale. Mam nadziej�, �e wszystko p�jdzie g�adko. Je�li si� kiedy� spotkamy, opowiesz mi, co si� tu dzia�o po moim odej�ciu. Zawiadom ludzi, �e wybra�em si� zn�w na urlop, ale tym razem nie zamierzam wr�ci�. Wielkie powsta�o we wsi poruszenie, gdy Terminator og�osi� t� nowin� ludziom, kt�rzy zebrali si� w Kuchni. - Kto s�ysza� tak post�powa�! -wykrzykiwali. - Ani nas nie uprzedzi�, ani si� nie po�egna�! Co teraz zrobimy? Nie zostawi� nast�pcy... W�r�d tych narzeka� nikomu do g�owy nie przysz�o, �eby Terminatora awansowa� na Kuchmistrza. Ch�opak wprawdzie wyr�s�, a�e wci�� wygl�da� bardzo m�odo, a zreszt� praktykowa� zaledwie od trzech lat. W ko�cu z braku lepszego kandydata mianowano Kuchmistrzem pewnego cz�owieka ze wsi, kt�ry umia� jako tako gotowa�, przynajmniej skromne dania. Za m�odu nieraz pomaga� w Wielkiej Kuchni, gdy by� tam nawa� roboty, lecz Mistrz go nie lubi� i nie chcia� przyj�� do terminu. By� to solidny m�czyzna, mia� �on� i dzieci i dba� o pieni�dze. - Ten przynajmniej nie opu�ci nas bez uprzedzenia - m�wiono - a skromna kuchnia b�d� co b�d� lepsza ni� �adna. Do uroczysto�ci Wielkiego Tortu mamy jeszcze 10 siedem lat, przez ten czas Kuchmistrz nabierze wprawy i chyba sobie poradzi. Ko�ek - bo tak si� ten cz�owiek nazywa� - bardzo by� rad z takiego obrotu sprawy. Od dawna marzy� o godno�ci Kuchmistrza i nie w�tpi�, �e sprosta swoim nowym obowi�zkom. Nieraz przedtem, gdy si� znalaz� sam w Kuchni, przymierza� wysok� bia�� czapk� i przegl�daj�c si� w polerowanej patelni mrucza� do siebie: - Moje uszanowanie, Mistrzu! Do twarzy ci w tej czapce, a pasuje, jakby j� specjalnie na twoj� miar� zrobiono! Mam nadziej�, �e powiedzie ci si� �wietnie. Wszystko rzeczywi�cie sz�o niezgorzej, bo Ko�ek na pocz�tku bardzo si� stara� i mia� terminatora do pomocy: podpatruj�c go ukradkiem wiele si� od ch�opca nauczy�, chocia� nigdy by si� do tego nie przyzna�. Czas p�yn��, zbli�a�a si� data Festynu Dwudziestu Czterech i Kuchmistrz musia� pomy�le� o swoim Wielkim Torcie. W skryto�ci serca niepokoi� si�, bo wprawdzie po siedmiu latach praktyki umia� ju� nie�le piec ciasto i ciastka na 11 mniej wa�ne okazje, wiedzia� jednak, �e Wielki Tort to zupe�nie inna sprawa: wszyscy z ciekawo�ci� tego dzie�a oczekuj� i b�d� je surowo oceniali. Trzeba by�o zadowoli� nie tylko dzieci, bo wedle zwyczaju, doro�li, kt�rzy pomagali w przygotowaniach do uroczysto�ci, dostawali drugi tort, mniejszy, ale zrobiony z tych samych sk�adnik�w i w ten sam spos�b. Liczono przy tym, �e Kuchmistrz nie powt�rzy dzie�a �adnego ze swoich poprzednik�w, lecz wymy�li co� zupe�nie nowego i niespodziewanego. Ko�ek uwa�a�, �e Wielki Tort przede wszystkim powinien by� bardzo s�odki i bogaty; postanowi� te�, �e ca�y b�dzie oblany lukrem (co Terminator umia� robi� nadzwyczaj zr�cznie). "W ten spos�b b�dzie wygl�da� �adnie i czarodziejsko" - my�la�. Nie zna� zbyt dobrze gustu dzieci, ale wiedzia�, �e lubi� s�odycze i czarodziejskie bajki. Sam od dawna wyr�s� z upodobania do ba�ni, przepada� jednak w dalszym ci�gu za s�odyczami. - Tort ma wygl�da� jak zaczarowany... -powiedzia�. - To mi nasuwa pewn� my�l... Przysz�o mu do g�owy, �eby na szczycie po�rodku tortu ustawi� laleczk� w bia�ej 12 sukni, da� jej do r�ki miniaturow� r�d�k� zako�czon� szychow� gwiazdk� i otoczy� stopy napisem z r�owego lukru: "Kr�lowa wr�ek". Przygotowuj�c ingrediencje do swego arcydzie�a stwierdzi�, �e ma bardzo m�tne wyobra�enie o tym, co powinno si� dodawa� do tortu. Zacz�� wi�c szpera� w starych ksi�gach z przepisami kulinarnymi, kt�re zostawili dawni kuchmistrze; z trudem zdo�a� odcyfrowa� ich pismo, a recepty oszo�omi�y go, wymieniano w nich bowiem r�ne rzeczy, o kt�rych nigdy w �yciu nie s�ysza�, inne za�, o kt�rych nie pami�ta� i kt�rych nie m�g� napr�dce zdoby�. Zdecydowa� si� u�y� paru przypraw korzennych, o kt�rych ksi�gi wspomina�y. Skrobi�c si� w g�ow� pomy�la� o starej czarnej szkatu�ce z mn�stwem przegr�dek: poprzedni Kuchmistrz w niej przechowywa� przyprawy i r�ne ozdoby przeznaczone do szczeg�lnie wykwintnych ciast. Ko�ek, odk�d obj�� sw�j urz�d, nigdy do tej szkatu�ki nie zagl�da�, lecz teraz po do�� d�ugim poszukiwaniu odnalaz� j� na najwy�szej p�ce w spi�arni. 13 Zdj�� j� z p�ki, zdmuchn�� kurz z wieczka i otworzy�; niestety by�y tam tytko resztki przypraw korzennych, w dodatku zeschni�te i sple�nia�e. W jednej wszak�e przegr�dce, w samym k�ciku, le�a�a male�ka gwiazdka, nie wi�ksza ni� sze�ciopensowa moneta, prawdopodobnie ze srebra, lecz sczernia�a ze staro�ci. - A to zabawne! - rzek� podnosz�c gwiazdk� ku �wiat�u. - Nie! - rozleg� si� za jego plecami g�os tak nieoczekiwany, �e Ko�ek a� si� wzdrygn��. Terminator nigdy jeszcze nie przem�wi� do Mistrza takim tonem; co prawda w og�le rzadko si� do niego odzywa�, chyba tylko wtedy, gdy go zwierzchnik o co� pyta�. S�usznie, bo tak przysta�o ch�opcu, kt�ry wprawdzie by� zr�czny w zdobieniu ciast lukrem, lecz w innych sprawach powinien - zdaniem Ko�ka - milcze� i uczy� si� od Mistrza. - Co masz na my�li, m�ody cz�owieku? -spyta� Kuchmistrz, mocno niezadowolony. -Nie zabawna? Wi�c jaka? - Czarodziejska - odpar� Terminator. -Pochodzi z Krainy Czar�w. Kuchmistrz wybuchn�� �miechem. 14 - Niech i tak b�dzie - powiedzia�. - Na jedno wychodzi, mo�esz j� nazywa�, jak ci si� podoba. Kiedy� doro�niesz i zm�drzejesz. Na razie zabierz si� do diylowania rodzynk�w. Je�li zauwa�ysz w nich co� czarodziejskiego, nie omieszkaj mnie zawiadomi�. - Co zamierzacie zrobi� z t� gwiazdk�, Mistrzu? - spyta� Terminator. - Wsadz� j� oczywi�cie do tortu - rzek� Kuchmistrz. - Nada si� w sam raz, tym bardziej je�eli jest zaczarowana - doda� z drwi�cym u�miechem. - Bywa�e� pewnie, i to jeszcze niedawno, na dzieci�cych zabawach i pami�tasz, ile jest uciechy, kiedy malcy znajd� ukryte w cie�cie rozmaite cacka, drobne pieni��ki i tym podobne skarby. W naszej wsi cz�sto si� to robi dla zabawienia dzieciak�w. - Ale to nie jest zwyk�e cacko, Mistrzu, to czarodziejska gwiazdka - odpar� Terminator. - Ju� mi to m�wi�e� - warkn�� Kuchmistrz. - Powiem o tym dzieciom, b�d� si� �mia�y. - S�dz�, �e nie wyda im si� to wcale �mieszne - rzek� Terminator. - Ale owszem, to dobry pomys�, nie mam nic przeciw temu. 15 - Nie masz nic przeciw temu? Zapominasz, do kogo m�wisz, ch�ystku! -oburzy� si� Ko�ek. Wielki tort zosta� we w�a�ciwym czasie przygotowany, upieczony i polukrowany, a prawie wszystko r�kami Terminatora. - Skoro tak lubisz czary, pozwol� ci zrobi� figurk� Kr�lowej Wr�ek - powiedzia� do niego Ko�ek. - Dobrze, Mistrzu - odpar� Alf. - Wyr�cz� was, skoro macie za du�o roboty. Ale to wasz pomys�, nie m�j. Podczas festynu tort kr�lowa� po�rodku d�ugiego sto�u, otoczony wie�cem z dwudziestu czterech czerwonych �wiec. Na jego wierzchu wznosi�a si� niewielka bia�a g�ra, a na zboczach g�ry ros�y miniaturowe drzewka b�yszcz�ce jakby od szronu, na szczycie za� sta�a male�ka figurka z jedn� n�k� wzniesion� niby ta�cz�ca Kr�lewna �nie�ka; w r�ku trzyma�a male�k� r�d�k� z lukru roziskrzon� w blasku. Dzieci otwiera�y szeroko oczy z podziwu, a kilkoro z nich zacz�o klaska� wo�aj�c: Jaka �liczna czarodziejska g�ra!" Kuchmistrz bardzo si� z tego cieszy�, lecz Terminator zdawa� si� niezadowolony. Obaj byli obecni 16 w sali, bo Kuchmistrz mia� w odpowiednim momencie pokroi� tort, a Terminator trzyma� wyostrzony n�, �eby go poda� w ostatniej chwili swemu zwierzchnikowi. Wreszcie Kuchmistrz wzi�� n� i podszed� do sto�u. - Musz� wam powiedzie�, kochane dzieci - przem�wi� - �e pod t� prze�liczn� g�r� lukru jest tort zrobiony z mn�stwa pysznych rzeczy do jedzenia, ale zmiesza�em z nimi tak�e mn�stwo �adnych drobiazg�w, �wiecide�ek, pieni��k�w i innych cacek. Podobno znalezienie czego� takiego w porcji tortu przynosi szcz�cie. W torcie s� dwadzie�cia cztery cacka, powinno wi�c przypa�� po jednym ka�demu z was, je�li Kr�lowa Wr�ek oka�e si� sprawiedliwa. Niestety nie zawsze tak si� dzieje, bo wr�ki s� kapry�ne i lubi� p�ata� r�ne figle. Zapytajcie pana Terminatora, on je zna! Terminator odwr�ci� g�ow� od Kuchmistrza i obserwowa� wyraz dziecinnych twarzyczek. - Aj, by�bym zapomnia�! - podj�� zn�w Kuchmistrz. - Dzi� w torcie jest dwadzie�cia pi�� niespodzianek, bo w�o�y�em tak�e do ciasta ma�� srebrn� bardzo niezwyk��, zaczarowan�, jak twierdzi pan Terminator. Uwa�ajcie, dzieci, �eby kto� na niej nie z�ama� przedniego z�ba, bo wtedy nawet zaczarowana gwiazdka nie pomo�e i z�b nie odro�nie. Mimo to jestem pewny, �e przyniesie szcz�cie temu, kto j� znajdzie. Tort wszystkim smakowa�, nikt nie m�g� mu zarzuci� nic poza tym, �e nie by� ani troch� wi�kszy ni� trzeba. Ka�dy dosta� spory kawa�ek, �ecz nic nie zosta�o na dok�adki. Porcje szybko znika�y, i co chwila kto� znajdowa� na swoim talerzyku jaki� drobiazg lub pieni��ek. Niekt�rym dzieciom trafia�o si� tylko jedno cacko, niekt�rym -dwa, a jeszcze innym nic, bo ze szcz�ciem zawsze tak bywa, niezale�nie od tego, czy przy jego rozdziale asystuje figurka z r�d�k� czy nie. Wreszcie zjedzono ca�y tort, lecz nikt nie znalaz� zaczarowanej gwiazdki. - Nie do wiary! - dziwi� si� Ko�ek. -Widocznie wbrew pozorom nie by�a ze srebra i stopnia�a. A mo�e pan Terminator mia� racj� twierdz�c, �e jest zaczarowana. Znikn�a, wr�ci�a do Krainy Czar�w. Nie�adnie z jej strony, bardzo nie�adnie. -Zerkn�� z g�upawym u�miechem na 18 Terminatora, kt�ry odpowiedzia� bez u�miechu powa�nym spojrzeniem. Srebrna gwiazdka by�a naprawd� zaczarowana. Terminator nie m�g� si� myli� w takich sprawach. Pewien ma�y ch�opiec uczestnicz�cy w uczcie po�kn�� j� nic nie zauwa�ywszy, chocia� nie przegapi� tkwi�cej w jego porcji tortu ma�ej srebrnej monety i odda� j� s�siadce, dziewczynce imieniem Nell, kt�ra ogromnie si� martwi�a, �e w jej kawa�ku tortu nie by�o �adnej niespodzianki. Ch�opiec czasem zadawa� sobie pytanie, gdzie si� podzia�a gwiazdka; nie wiedzia�, �e j� nosi w sobie, ukryt� w takim miejscu, �e jej wcale nie czu�; wszystko to sta�o si� zgodnie z pewnym planem. Gwiazdka mia�a czeka� w ukryciu a� do wyznaczonego dnia. Festyn odby� si� w po�owie zimy, teraz za� nadszed� czerwiec, noce by�y kr�tkie i prawie bia�e. Ch�opiec wsta� przed �witem, nie chcia�o mu si� spa�: by�y to jego dziesi�te urodziny. Wyjrza� przez okno. �wiat zdawa� si� cichy, jakby na co� wa�nego wyczekiwa�. Lekki, rze�ki i 19 pachn�cy wietrzyk porusza� ga��ziami przebudzonych drzew. Potem brzask rozja�ni� niebo, a ch�opiec us�ysza�, jak gdzie� bardzo daleko ptaki zacz�y swoj� porann� pie��, kt�ra przybli�a�a si�, wzbiera�a, a� w ko�cu przelecia�a nad nim wype�niaj�c ca�� okolic� i odp�yn�a niby fala muzyki na zach�d, kiedy s�o�ce wsta�o nad kraw�dzi� �wiata. - To mi przypomina Krain� Czar�w - powiedzia� g�o�no - ale tam ludzie te� �piewaj�. - I zacz�� �piewa� g�osem wysokim i czystym dziwne s�owa, kt�re jak gdyby nagle odnalaz� w pami�ci, a w�wczas gwiazdka wypad�a mu z ust, lecz chwyci� j� na otwart� d�o�. Srebro, teraz ju� czyste, l�ni�o w s�o�cu, ale gwiazdka dr�a�a i nawet unios�a si� troch� w powietrze, jakby chcia�a odfrun��. Ch�opiec odruchowo przycisn�� d�o� do g�owy i gwiazdka przylgn�a po�rodku czo�a. Nosi� j� odt�d na czole przez wiele lat. Nie by�a dla uwa�nych oczu niewidzialna, lecz ma�o kto spo�r�d V mieszka�c�w wsi j� dostrzega�. Sta�a si� cz�ci� twarzy ch�opca i zazwyczaj wcale nie �wieci�a. Troch� jej blasku udzieli�o si� jego oczom, a troch� g�osowi, kt�ry zreszt� od dnia, gdy po�kn�� Gwiazd�, nabiera� coraz �adniejszego brzmienia i pi�knia� z ka�dym rokiem. Ludzie s�uchali go z przyjemno�ci�, nawet gdy po prostu m�wi� komu� "dzie� dobry". Nie tylko w rodzinnej wsi, lecz we wszystkich s�siednich i w ca�ej okolicy znano go jako dobrego rzemie�lnika. By� kowalem, tak samo jak jego ojciec, lecz prze�cign�� go w zawodowych umiej�tno�ciach. Dop�ki �y� ojciec, nazywano syna Kowalczykiem, a potem po prostu Kowalem. Wtedy ju� tak si� w swoim fachu wydoskonali�, �e lepszego kowala pr�no by szuka� od "Wschodniego Skraja a� po Zachodni Las. Wyrabia� w swojej ku�ni rozmaite przedmioty z �elaza. Oczywi�cie najwi�cej zwyk�ych, u�ytecznych rzeczy potrzebnych w codziennym �yciu: narz�dzia rolnicze, stolarskie i kuchenne, rondle i patelnie, sztaby, rygle i zawiasy, uchwyty do gor�cych garnk�w i wilki do kominka, podkowy i tym podobne. Wszystkie te przedmioty by�y mocne i trwa�e, a w dodatku kszta�tne, na sw�j spos�b �adne, wygodne w u�yciu i mi�e dla oka. Ale w wolnych chwilach robi� dla przyjemno�ci przedmioty innego rodzaju, bardzo pi�kne, bo umia� formowa� �elazo tak kunsztownie, �e wydawa�o si� lekkie i delikatne jak ga��zka obsypana m�odymi li��mi i kwieciem, chocia� zachowywa�o si�� w�a�ciw� swojemu tworzywu, a mo�e nawet nabiera�o wi�kszej jeszcze. Prawie ka�dy przechodz�c przez bram� lub furt� jego roboty przystawa�, aby je podziwia�, ale nikt nie zdo�a� takiej bramy otworzy�, je�li by�a zamkni�ta. Pracuj�c nad takimi pi�knymi przedmiotami kowal �piewa�, a kiedy kowal �piewa�, wszyscy ludzie, kt�rzy si� znajdowali w pobli�u, porzucali swoje zaj�cia i spieszyli do ku�ni, �eby s�ucha�. Tyle o nim wszyscy wiedzieli. Osi�gn�� do�� na swoje potrzeby, a w ka�dym razie znacznie wi�cej ni� wi�kszo�� s�siad�w i s�siadek ze wsi, nawet tych, kt�rzy mieli zr�czne r�ce i pracowali pilnie. Ale kowal mia� pewien sekret: odwiedza� Krain� Czar�w i niekt�re jej zak�tki zna� tak dobrze, jak to jest dla �miertelnego cz�owieka mo�liwe. Poniewa� wielu ludzi 22 przypomina�o usposobieniem Ko�ka, kowal nikomu o tym nie m�wi�, z wyj�tkiem �ony i dzieci. �on� jego by�a Nel� - ta sama, kt�rej kiedy� przy uczcie odda� srebrny pieni��ek. C�rka mia�a na imi� Na�, a syn - Ned, zwany we wsi Kowalczykiem. Cho�by chcia�, nie m�g� przed najbli�szymi zachowa� tajemnicy, bo widywali czasem Gwiazd� b�yszcz�c� na jego czole, gdy wraca� z podr�y albo z d�ugiego spaceru, bo lubi� wieczorami przechadza� si� samotnie. Od czasu do czasu wyrusza� w drog� piechot� lub konno, a s�siedzi przypuszczali, �e to interesy zmuszaj� go do podr�y, i niekiedy mieli racj�, ale nie zawsze. W ka�dym razie nie w�drowa� w poszukiwaniu zam�wie� na swoje wyroby ani te� po sztaby �elaza, w�giel i inne potrzebne w ku�ni materia�y, chocia� o te sprawy tak�e dba� i nie gardzi�, jak si� to m�wi, uczciwie zarobionym groszem. Ale mia� swoje szczeg�lne sprawy w Krainie Czar�w i by� tam mile widziany, bo Gwiazda jasno �wieci�a na jego czole, by� tam bezpieczny o tyle, o ile mo�e by� bezpieczny cz�owiek �miertelny w tym 23 gro�nym kraju. Mniejsze Z�e Duchy unika�y spotkania z Gwiazd�, a od wi�kszych broni�y go przyjazne si�y. By� za to wdzi�czny, bo wkr�tce nabra� do�wiadczenia i zrozumia�, �e do cud�w tej Krainy nie mo�na si� zbli�y� bez nara�enia �ycia, i �e z wieki Z�ymi Duchami nie wolno podejmowa� walki, je�li nie w�ada si� or�em bardzo pot�nym, za ci�kim, aby go zwyk�y �miertelnik zdo�a� ud�wign��. Pozosta� g�odnym wiedzy w�drowcem i odkrywc�, nigdy nie by� wojownikiem. Wprawdzie z czasem, doskonal�c swoje rzemios�o, umia�by, gdyby chcia�, wyku� bro�, kt�ra w jego w�asnym �wiecie wzbudzi�aby wielki podziw i by�aby warta kr�lewskiej zap�aty, ale wiedzia�, �e w Krainie Czar�w nie mia�aby wi�kszego znaczenia. Mn�stwo rozmaitych przedmiot�w wysz�o z jego ku�ni, nikt jednak nie s�ysza�, �eby kiedykolwiek wyku� miecz lub w��czni� czy te� grot strza�y. Pocz�tkowo w Krainie Czar�w przechadza� si� tylko spokojnie w�r�d jej najskromniejszych mieszka�c�w i naj�agodniejszych stworze� �yj�cych w lasach, na ��kach uroczych dolin, nad czystymi wodami, w kt�rych zwierciadle 24 noc� przegl�daj� si� dziwne gwiazdy, a o �wicie - l�ni�ce szczyty dalekich g�r. Gdy przybywa� na kr�tko, po�wi�ca� ca�y czas wpatrywaniu si� w jedno tylko drzewo, w jeden kwiat. P�niej, podejmuj�c d�u�sze wyprawy, widzia� rzeczy zachwycaj�ce pi�kno�ci� i inne, mro��ce krew w �y�ach, ale nie m�g� ich ani dok�adnie zapami�ta�, ani opisa�, chocia� wiedzia�, �e zosta�y g��boko wyryte w jego sercu. Wiele jednak rzeczy cudownych i tajemniczych pami�ta� i cz�sto wspomina�. Kiedy podejmowa� pierwsze dalekie wyprawy bez przewodnika, my�la�, �e poprzez ca�� t� krain� dojdzie do jej odleg�ej granicy, ale �a�cuchy olbrzymich g�r zast�pi�y mu drog� i pr�buj�c je obej�� wko�o, znalaz� si� w ko�cu na pos�pnym wybrze�u. Sta� nad Morzem Bezwietrznych Burz. B��kitne fale podobne do o�nie�onych grzbiet�w g�r toczy�y si� cicho z Bez�wiata i nios�y ku d�ugiemu wybrze�u bia�e okr�ty powracaj�ce z bitew na Pograniczach 25 Ciemno�ci, o kt�rych ludzie nic nie wiedz�. Widzia�, jak woda wynios�a daleko na brzeg wielki okr�t, a potem bezszelestnie opad�a w rozbryzgach piany. Z pok�adu zbiegli ogromni, gro�ni �eglarze - elfy. Miecze ich l�ni�y, w��cznie iskrzy�y si�, a z oczu bi�y przeszywaj�ce promienie �wiat�a. Nagle zaintonowali pie�� zwyci�stwa, Kowal zadr�a� ze strachu i pad� na twarz, a wojownicy przeszli nad nim i znikn�li w�r�d rozdzwonionych echem g�r. Nigdy wi�cej nie zapuszcza� si� na to wybrze�e, przekonany, �e znajduje si� na wyspie osaczonej zewsz�d przez morze, i my�li jego zwr�ci�y si� ku g�rom, pragn�� bowiem dotrze� do serca Kr�lestwa. Kiedy� podczas w�dr�wki ogarn�a go szara mg�a i b��ka� si�, nic wok� nie widz�c, dop�ki nie znikn�a; wtedy dopiero stwierdzi�, �e zaszed� na rozleg�� r�wnin�. Przed nim w oddali wznosi�a si� g�ra cienia, a ten cie� by� korzeniem Kr�lewskiego Drzewa pi�trz�cego si� a� pod niebo jak kilka wie� ustawionych jedna na drugiej; korona �wieci�a blaskiem ol�niewaj�cym niczym 26 s�o�ce w samo po�udnie, a na ka�dej ga��zi ros�y jednocze�nie li�cie, kwiaty i niezliczone owoce, ka�dy inny, tak �e nie znalaz�by� dw�ch jednakowych. Nigdy ju� potem nie zobaczy� Kr�lewskiego Drzewa, chocia� go cz�sto szuka�. Pewnego razu wspinaj�c si� na Zewn�trzne G�ry trafi� do g��bokiej doliny; na jej dnie b�yszcza�a tafla jeziora, spokojna, nie zm�cona ani jedn� zmarszczk�, mimo �e las doko�a szumia� od podmuch�w �agodnego wiatru. Dolin� wype�nia�o czerwone �wiat�o jakby zachodz�cego s�o�ca, promieniowa�o jednak nie z nieba, lecz z jeziora. Z przewieszonego nad wod� niskiego urwiska spojrza� w d� i wyda�o mu si�, �e przenika wzrokiem w bezdenn� g��bin�. Ujrza� w niej dziwne p�omienne kszta�ty powyginane, rozga��zione i faluj�ce niby olbrzymie wodorosty w morskiej rozpadlinie; w�r�d nich uwija�y si� jakie� ogniste stwory. Zafascynowany, zszed� na sam brzeg i chcia� ko�cem stopy dotkn�� wody, okaza�o si� jednak , �e to nie woda, lecz tafla twardsza od ska�y i bardziej �liska ni� l�d... Chcia� na ni� wej��, lecz natychmiast przewr�ci� si� 27 ci�ko, a� �oskot rozleg� si� nad jeziorem i odbi� echem od g�r. Wietrzyk b�yskawicznie przemieni� si� w huragan rycz�cy niby dzika bestia -porwa� Kowala, cisn�� na brzeg, pchn�� na stok obracaj�c nim i rzucaj�c jak zesch�ym li�ciem. Kowal obj�� ramionami pie� m�odej brzozy i przylgn�� do niej, a wicher mocowa� si� z nimi obojgiem zawzi�cie, pr�buj�c oderwa� cz�owieka od drzewa. Brzoza od podmuchu zgi�a si� jednak a� do ziemi i nakry�a Kowala namiotem z ga��zi. Kiedy wreszcie wicher ust�pi� i Kowal m�g� si� podnie��, zobaczy�, �e drzewo jest nagie, odarte a� do ostatniego listka, i p�acze, a �zy jak deszcz p�yn� z jego ga��zi. Po�o�y� d�o� na bia�ej korze m�wi�c: - Uratowa�a� mnie, brz�zko. Co mam uczyni�, �eby ci� wynagrodzi� i okaza� wdzi�czno��? Wyczu� r�k� odpowied�: - Nic! Odejd� st�d. Wiatr ci� �ciga. Nie jeste� tutejszy. Id� i nie wracaj nigdy. Wspinaj�c si� na zbocza otaczaj�ce dolin� czu� �zy brzozy na swoim policzku i mia� w ustach ich gorzki smak. Z zasmuconym sercem przemierza� d�ug� drog� do wsi 28 i przez wiele dni potem nie chodzi� do Krainy Czar�w. Ale nie m�g� si� jej wyrzec i w ko�cu wr�ci�, z gor�tszym jeszcze ni� przedtem pragnieniem, by dotrze� w g��b tego Kr�lestwa. Nareszcie odkry� drog� prowadz�c� przez �a�cuch Zewn�trznych G�r i po d�ugim marszu doszed� do �a�cucha G�r Wewn�trznych, bardzo wysokich, stromych i niedost�pnych. Po d�ugim poszukiwaniu znalaz� wszak�e prze��cz, kt�r� mia� pokona�, i tego pami�tnego dnia, gdy zdoby� si� na tak niezwyk�� �mia�o��, "wyszed� przez w�sk� szczelin� na przeciwny stok i spojrzawszy w d� zobaczy� Dolin� Wiecznego Poranka - ale wtedy jeszcze nie wiedzia�, �e tak si� ona nazywa. Ziele� w tej dolinie by�a o wiele pi�kniejsza ni� na ��kach w zewn�trznej strefie Krainy Czar�w, chocia� z ich pi�kno�ci� nie mog�a si� r�wna� nawet wiosenna trawa naszej ziemi. W niezwykle przezroczystym powietrzu oczy cz�owieka mog�y dostrzec czerwone j�zyczki ptak�w 29 �piewaj�cych na drzewach przeciwleg�ego zbocza, mimo �e dolina by�a szeroka, a ptaki nie wi�ksze od strzy�yk�w. G�ry po tej stronie opada�y wyd�u�onymi stokami w�r�d plusku i szumu wodospad�w, ruszy� wi�c w d� z wielk� ochot�. Kiedy jego stopy dotkn�y trawy Doliny, us�ysza� �piew elf�w, a na usianej liliami ��ce nad rzek� zobaczy� ta�cz�ce dziewcz�ta. Oczarowany zwinno�ci�, wdzi�kiem, ustawiczn� zmienno�ci� ich ruch�w, skierowa� ku nim swe kroki. Nagle taneczny korow�d zatrzyma� si� i na spotkanie Kowala wybieg�a dziewczyna z rozproszonymi w�osami w zakasanej sukience. Ze �miechem powiedzia�a: - Rozzuchwali�e� si�, Gwiezdniku! Czy nie obawiasz si�, co powie Kr�lowa, je�li si� dowie o tym? A mo�e dosta�e� od niej pozwolenie? Kowal bardzo si� zmiesza�, bo u�wiadomi� sobie w�asne my�li i zrozumia�, �e dziewczyna je odgaduje; s�dzi�, �e Gwiazda na czole jest przepustk�, upowa�niaj�c� go do w�drowania, gdzie zechce; teraz ju� wiedzia�, �e to nieprawda. Ale dziewczyna ci�gn�a dalej z u�miechem: - Chod�, skoro ju� wtargn��e� tutaj, musisz ze mn� zata�czy�. Wzi�a go za r�k� i wprowadzi�a w kr�g tancerzy. Ta�czy� wi�c z ni� i dozna� zupe�nie nowego uczucia zwinno�ci, si�y i szcz�cia. Ale trwa�o to kr�tko. Ju� po chwili - jak mu si� zdawa�o - korow�d si� zatrzyma�, a dziewczyna zerwa�a kwiat, kt�ry wyr�s� u jej st�p, i wpi�a go Kowalowi we w�osy. - �egnaj! - powiedzia�a. - Mo�e si� jeszcze kiedy� spotkamy, je�li taka b�dzie wola Kr�lowej. Nie zapami�ta� nic z drogi powrotnej, nie wiedzia�, jakim sposobem znalaz� si� zn�w na go�ci�cu w rodzinnej okolicy... W wioskach, kt�re mija�, ludzie spogl�dali na niego ze zdumieniem i odprowadzali go wzrokiem, dop�ki nie znikn�� z pola ich widzenia. Kiedy si� zbli�a� do domu, c�rka wybieg�a, �eby go powita� z rado�ci�; wr�ci� wcze�niej, ni� si� spodziewano, lecz i tak za p�no dla tych, kt�rzy na niego czekali. - Tatusiu! - wykrzykn�a Na�. - Gdzie�e� by�? Twoja Gwiazda �wieci tak jasno! Kiedy przekroczy� pr�g, Gwiazda przygas�a, lecz �ona uj�a go za r�k�, poprowadzi�a do kominka i patrz�c na niego rzek�a: - M�u kochany! Gdzie by�e�, co widzia�e�? Masz kwiat we w�osach. Delikatnie zdj�a z jego g�owy kwiat i po�o�y�a na swej otwartej d�oni. Mieli wra�enie, �e widz� ten kwiat z bardzo daleka, chocia� le�a� na d�oni Nell i promieniowa� takim �wiat�em, �e postacie ich rzuca�y wielkie cienie na �cian� izby, mrocznej ju�, bo wiecz�r zapada�. Cie� m�czyzny g�rowa� nad innymi, jego du�a g�owa pochyla�a si� nad g�ow� kobiety. - Wygl�dasz jak olbrzym, tatusiu -odezwa� si� milcz�cy dotychczas syn. Kwiat nie zwi�d� i nie straci� blasku. Przechowywali go jak skarb i tajemnic�. Kowal zrobi� dla niego specjaln� szkatu�k� zamykan� na kluczyk. Kwiat przekazywano z pokolenia na pokolenie w rodzie Kowala, a ci, co dziedziczyli klucz, od czasu do czasu otwierali szkatu�k� i wpatrywali si� w �ywy Kwiat dop�ty, dop�ki wieczko nie 32 spad�o. A dzia�o si� to niezale�nie od woli posiadacza skarbu. Czas nie zatrzyma� si� dla mieszka�c�w wsi. Min�o wiele lat. Kowal by� niespe�na dziesi�cioletnim ch�opcem, gdy na festynie Dwudziestu Czterech dosta� Gwiazd�. We w�a�ciwym terminie odby�a si� nast�pna uroczysto�� Dwudziestu Czterech i Alf, kt�ry nareszcie zosta� Kuchmistrzem, wybra� sobie nowego ucznia, niejakiego Grajka. W dwana�cie lat p�niej Kowal wr�ci� do domu z kwiatem we w�osach, a teraz nadszed� rok, w kt�rym zim� wypada�o zn�w urz�dzi� festyn dla dzieci. Pewnego dnia tego w�a�nie roku Kowal wraca� przez las brzegiem Krainy Czar�w. By�a jesie�. Z�ote li�cie l�ni�y na ga��ziach, purpurowe za�ciela�y ziemi�. Kto� szed� za nim, lecz Kowal nie zwa�a� na to i nie obejrza� si� za siebie, zatopiony w my�lach. Tym razem otrzyma� wezwanie i odby� bardzo dalek� podr�, d�u�sz�, jak mu si� zdawa�o, ni� wszystkie inne w �yciu. Dostarczono mu przewodnik�w i stra�y, lecz 33 nie pami�ta� prawie dr�g, kt�rymi w�drowa�, bo cz�sto o�lepia�y go mg�y lub ciemno�ci, a� w ko�cu znalaz� si� noc� na jakiej� wy�ynie, pod niebem b�yszcz�cym od niezliczonych gwiazd. Zaprowadzono go przed oblicze samej Kr�lowej. Nie mia�a korony i nie siedzia�a na tronie. Sta�a w wielkim majestacie i chwale, i otacza� j� t�um wojownik�w w zbrojach l�ni�cych i migocz�cych jak gwiazdy na niebie, lecz by�a tak wysoka, �e g�rowa�a nad ostrzami w��czni, a nad jej g�ow� unosi� si� bia�y p�omie�. Skin�a na Kowala, �eby si� zbli�y�, wi�c dr��c podszed� do niej. Rozleg� si� wysoki, czysty sygna� tr�by i nagle zosta� sam na sam z Kr�low�. Sta� przed ni� i nie przykl�kn��, jak nakazywa� ceremonia� dworski, bo w oszo�omieniu pomy�la�, �e wobec niej �aden gest istoty tak znikomej jak on nie mo�e mie� znaczenia.Wreszcie o�mieli� si� podnie�� wzrok i spojrze� w jej twarz; Kr�lowa powa�nymi oczyma patrzy�a na niego z g�ry. Zmiesza� si� i zadziwi�, bo w tym momencie pozna� pi�kn� dziewczyn� z Zielonej Doliny, tancerk�, spod kt�rej st�p kwiaty wyrasta�y na ziemi. U�miechn�a si� z tych jego wspomnie� i podesz�a bli�ej. Rozmawiali d�ugo, prawie bez s��w, lecz dowiedzia� si� wielu rzeczy przejmuj�c jej my�li; niekt�re nape�nia�y go rado�ci�, inne - ogromnym smutkiem. Potem zacz�� pami�ci� wraca� po tropach swojego �ycia w przesz�o�� a� do dnia, gdy zosta�a mu dana Gwiazda, i nagle stan�a mu przed oczyma ta�cz�ca figurka z r�d�k� w r�ku, wi�c ze wstydem spu�ci� wzrok, ol�niony pi�kno�ci� Kr�lowej. Roze�mia�a si� zupe�nie tak samo jak wtedy, w Dolinie Wiecznego Poranka. - Nie martw si� - Gwiezdniku -powiedzia�a. - Nie wstyd� si� za swoich wsp�plemie�c�w. Z dwojga z�ego ma�a laleczka jest lepsza ni� ca�kowite zapomnienie o Krainie Czar�w. Dla niekt�rych ludzi to jedyny przeb�ysk, dla innych - przebudzenie. Ty od tamtego dnia pragn��e� mnie zobaczy�, wi�c spe�ni�am twoje �yczenie. Ale nic wi�cej ju� ci da� nie mog�. Zanim si� teraz po�egnamy, powierz� ci jeszcze wa�n� misj�. Je�li spotkasz Kr�la, powt�rz mu te s�owa: Ju� czas. Pozw�l mu dokona� wyboru. - Ale�... - wyj�ka�. - Nie wiem, gdzie jest Kr�l. Pyta�em o to wszystkich w Krainie Czar�w, lecz zawsze s�ysza�em to samo: "Nie powiedzia� tego". - Skoro Kr�l ci tego nie powiedzia�, nie mog� zdradzi� , sekretu - odpar�a Kr�lowa. - Wiedz, �e Kr�l wiele podr�uje i mo�na go spotka� w nieprawdopodobnych miejscach. A teraz przykl�knij. Ukl�k�, a Kr�lowa schyli�a si� i po�o�y�a r�k� na jego g�owie. Ogarn�a go wielka cisza i wydawa�o mu si�, �e jest jednocze�nie w zwyk�ym ludzkim �wiecie i w Krainie Czar�w, a tak�e poza obu tymi dziedzinami i patrzy na nie z zewn�trz czuj�c zarazem smutek, rado�� i niezm�cony spok�j. Kiedy si� po chwili ockn��, wsta� i podni�s� g�ow�, brzask rozja�ni� niebo na wschodzie, gwiazdy poblad�y, a Kr�lowa znikn�a. Gdzie� daleko w g�rach echo powtarza�o sygna� tr�by. Kowal by� sam na pustej, cichej wy�ynie i wiedzia�, �e czeka go ju� tylko droga do wyrzeczenia. Miejsce, gdzie si� spotka� z Kr�low�, zosta�o daleko za nim i szed� teraz po �ci�ce jesiennych li�ci rozmy�laj�c o wszystkim, co widzia� i czego si� dowiedzia�. Szelest 36 krok�w na �cie�ce przybli�a� si� z ka�d� chwil�. Wreszcie tu� ko�o jego uszu odezwa� si� g�os: - Czy idziesz w t� sam� stron� co ja, Gwiezdniku? Kowal, nagle wyrwany z zamy�lenia, wzdrygn�� si� i teraz dopiero spojrza� na id�cego obok cz�owieka. Zobaczy� wysokiego m�czyzn�, st�paj�cego lekko i szybko, ubranego w ciemnozielony p�aszcz z kapturem, kt�ry cz�ciowo zas�ania� jego twarz. Kowal zdziwi� si�, bo nikt pr�cz mieszka�c�w Krainy Czar�w nie nazywa� go "Gwiezdnikiem", a nie pami�ta�, aby kiedykolwiek w swoich w�dr�wkach spotka� tego m�czyzn�; mimo to mia� niejasne wra�enie, �e go sk�d�i� zna. - A dok�d ty idziesz? - spyta�. - Wracam do twojej wsi i mam nadziej�, �e ty tak�e - odpar� tamten. - Tak - przyzna� Kowal. - Mo�emy wi�c i�� razem. Tylko �e w�a�nie co� mi si� przypomnia�o... Za nim wyruszy�em w powrotn� drog�, pewna wielka pani da�a mi polecenie. Wkr�tce przekroczymy granic� Krainy Czar�w i my�l�, �e nigdy wi�cej ju� jej nie odwiedz�. A ty? 37 - Ja na pewno wr�c�. Mo�esz mi przekaza� swoj� misj�. - Kaza�a mi powt�rzy� kilka s��w Kr�lowi. Czy wiesz, gdzie go mo�na spotka�? - Wiem. A jakie to s� s�owa? - Pani kaza�a mu powiedzie� tylko to: Ju� czas. Pozw�l mu dokona� wyboru. - Rozumiem. Nie k�opocz si� tym wi�cej! Szli rami� w rami� milcz�c, s�ycha� by�o jedynie szelest li�ci pod ich stopami. Dopiero po przebyciu kilku mil, gdy zbli�ali si� ju� do granicy Krainy Czar�w, m�czyzna w zielonym p�aszczu zatrzyma� si� i zwracaj�c twarz do Kowala odrzuci� z g�owy kaptur. Wtedy Kowal go pozna�: to by� Alf, Terminator, jak go Kowal dotychczas w my�lach nazywa�, maj�c zawsze w pami�ci dzie�, gdy m�ody Alf sta� przy stole obok Kuchmistrza trzymaj�c w r�ku l�ni�cy n� do dzielenia tortu, a oczy mu si� iskrzy�y w blasku �wiec. Musia� ju� teraz by� bardzo stary, bo od wielu lat piastowa� godno�� Kuchmistrza, lecz tutaj, w cieniu lasu na pograniczu 38 Krainy Czar�w wygl�da� tak m�odo jak tamten dawny Terminator, tyle �e bardziej dostojnie. Nie mia� siwych w�os�w ani zmarszczek na twarzy, a oczy mu b�yszcza�y, jakby odbija�o si� w nich jakie� jasne �wiat�o. - Chcia�bym z tob� porozmawia�, Kowalu Kowalczyku, zanim si� znajdziemy znowu w twojej wsi - rzek�. Kowala zaskoczy�a ta propozycja, bo wiele razy mia� ochot� pogada� z Altem, lecz nigdy mu si� to nie udawa�o. Alf zawsze pozdrawia� go przyja�nie i patrzy� na niego �yczliwym wzrokiem, zdawa� si� jednak unika� rozmowy sam na sam z nim. Teraz te� patrza� przyja�nie, lecz niespodziewanie podni�s� r�k� i dotkn�� Gwiazdy na czole Kowala. Blask znikn�� z jego oczu, a Kowal zrozumia�, �e przedtem odbija�y one �wiat�o Gwiazdy, kt�ra bardzo jasno �wieci�a i w tej chwili nagle przygas�a. Zdumiony cofn�� si� z gniewem. - Czy nie s�dzisz, Mistrzu Kowalu, �e czas, by� j� odda�? - spyta� Alf. - Co ci do tego, Kuchmistrzu? Dlaczego mia�bym si� wyrzec Gwiazdy? Jest moja. Sama mi wpad�a w r�ce. Czy cz�owiek nie 39 ma prawa zachowa�, cho�by na pami�tk�, tego, co w ten spos�b dosta�? - Ma prawo zatrzyma� niekt�re rzeczy, je�li kto� mu je podarowa� na pami�tk�. Ale nie wszystko dostajemy w takiej intencji. S� rzeczy, kt�re nie mog� na zawsze pozosta� w�asno�ci� jednego cz�owieka ani te� przechodzi� w dziedzictwie z ojca na syna. S� tylko u�yteczne na pewien czas. A nie przysz�o ci nigdy do g�owy, �e kto� inny potrzebuje tak�e tej Gwiazdy? Ot� wiedz, �e tak w�a�nie jest. Ju� pora, �eby� j� odda�. Kowal zmiesza� si�, by� bowiem cz�owiekiem wspania�omy�lnym i z wdzi�czno�ci� wspomina�, ile szcz�cia przynios�a mu Gwiazda. - C� wi�c powinienem zrobi�? - spyta�. -Czy mam j� zwr�ci� jednemu z wielkich mieszka�c�w Krainy Czar�w? Mo�e samemu Kr�lowi? - A gdy to m�wi�, serce zabi�o mu �ywiej, bo zrodzi�a si� w nim nadzieja, �e b�dzie trzeba w tej sprawie raz jeszcze wr�ci� do Krainy Czar�w. - M�g�by� j� odda� mnie - powiedzia� Alf - mo�e jednak by�oby to dla ciebie zbyt przykre. P�jd� razem ze mn� do spi�arni 40 i w�� gwiazd� z powrotem do tej samej szkatu�ki, w kt�rej niegdy� j� schowa� tw�j dziadek. - M�j dziadek? Nic o tym nie wiedzia�em. - Nikt nie wiedzia� opr�cz mnie. Tylko ja by�em z nim wtedy. - Mo�e wiesz tak�e, sk�d mia� Gwiazd� i dlaczego j� w�o�y� do szkatu�ki. - Przyni�s� j� z Krainy Czar�w, to wiesz bez pytania - odpar� Alf. - Zostawi� j� w szkatu�ce z nadziej�, �e przypadnie kiedy� tobie, jedynemu jego wnukowi. Tak mi powiedzia�, bo my�la�, �e b�d� m�g� si� postara� o spe�nienie jego �yczenia. By� to ojciec twojej matki. Mo�e ci o nim niewiele opowiada�a, bo sama ma�o wiedzia�a. Nazywano go Je�d�cem, bo lubi� podr�owa�, tote� napatrzy� si� r�nych rzeczy i zdoby� mn�stwo umiej�tno�ci, zanim osiad� jako Kuchmistrz w waszej wsi. Opu�ci� j�, gdy mia�e� dwa lata, i nie znaleziono na jego nast�pc� lepszego kandydata ni� ten biedny Ko�ek. Jednak�e z czasem ja zosta�em Kuchmistrzem, jak sobie planowali�my z twoim dziadkiem; w tym roku b�d� musia� zrobi� zn�w Wielki Tort. Za ludzkiej pami�ci �adnemu 41 Kuchmistrzowi jeszcze si� to nie zdarzy�o dwa razy w �yciu, ja jestem jedynym wyj�tkiem. Chcia�bym Gwiazd� w�o�y� do tortu. - Dobrze, dostaniesz j� - rzek� Kowal. Spojrza� na Alfa przenikliwie, jakby pr�bowa� odgadn�� jego my�li. - Czy wiesz, kto j� znajdzie? - Po co ci to wiedzie�, Mistrzu Kowalu? - Prosz� ci�, powiedz mi, je�li wiesz. B�dzie mi �atwiej rozsta� si� z rzecz� bardzo drog� mojemu sercu. Syn mej c�rki jest jeszcze za ma�y. - Mo�e ci b�dzie �atwiej, a mo�e nie. Zobaczymy. Wi�cej ju� z sob� nie rozmawiali. Wkr�tce potem przekroczyli granic� Krainy Czar�w i nareszcie wr�cili do wsi. Skierowali si� wprost do �wietlicy gromadzkiej. Nad ludzkim �wiatem s�o�ce w�a�nie zachodzi�o i okna dom�w l�ni�y czerwieni�. Z�ocone rze�by na drzwiach �wietlicy b�yszcza�y, spod dachu wychyla�y si� r�nokolorowe dziwaczne twarze gargulc�w. �wietlic� niedawno odnowiono i odmalowano, 42 a przedsi�wzi�cie to wywo�a�o d�ugie debaty w radzie gromadzkiej. Niekt�rzy ludzie sprzeciwiali si� tym, jak m�wili, nowomodnym zbytkom, lecz inni, lepiej znaj�cy histori� wsi, pami�tali, �e by� to stary zwyczaj, i zgadzali si�, �e warto do niego wr�ci�. Mia�o to kosztowa� sporo grosza, a poniewa� Kuchmistrz ofiarowa� si� wszystko zap�aci� z w�asnej kiesy, pozwolono mu zrobi� to wed�ug w�asnej woli i gustu. Kowal nigdy jeszcze nie widzia� odnowionej �wietlicy w takim o�wietleniu, stan�� wi�c przed ni� ol�niony, zapominaj�c na chwil�, po co tu przyszed�. Wreszcie Alf dotkn�� jego ramienia i poprowadzi� go wok� budynku do ma�ych bocznych drzwi, otworzy� je z klucza i poszli ciemnym korytarzem do spi�arni. Tam Kuchmistrz zapali� �wiec�, otworzy� szaf� i z g�rnej p�ki zdj�� czarn� skrzynk�. By�a teraz wypolerowana i ozdobiona srebrnymi ornamentami. Podni�s� wieczko i pokaza� Kowalowi, co jest w �rodku. Jedna ma�a przegr�dka pozosta�a pusta, we wszystkich innych znajdowa�y si� korzenne przyprawy o tak �wie�ym, ostrym zapachu, �e oczy Kowalowi 43 zwilgotnia�y. Si�gn�� r�k� do czo�a. Gwiazda odklei�a si� zupe�nie �atwo, lecz Kowal poczu� nagle przeszywaj�cy b�l i �zy pociek�y mu po twarzy. Chocia� Gwiazda �wieci�a jasno na jego d�oni, widzia� tylko zamazan� ol�niewaj�c� plam�, jak gdyby bardzo dalek�. - Nie widz� wyra�nie - powiedzia�. -Wyr�cz mnie i sam j� w�� do skrzynki. -Wyci�gn�� r�k� do Alfa, kt�ry wzi�� Gwiazd� i umie�ci� w przegr�dce, gdzie natychmiast zgas�a. Kowal bez s�owa odwr�ci� si� i po omacku ruszy� ku wyj�ciu. Za progiem stwierdzi�, �e zn�w dobrze widzi. By� wiecz�r, na jasnym firmamencie w pobli�u ksi�yca b�yszcza�a Gwiazda wieczorna. Gdy sta� podziwiaj�c jej pi�kno��, uczu� na ramieniu dotkni�cie czyjej� r�ki. Obejrza� si� i zobaczy� Alfa. - Odda�e� mi j� dobrowolnie - rzek� Alf -Je�eli wci�� jeszcze jeste� ciekawy, kto j� dostanie, mog� ci to teraz powiedzie�. - Prosz�, powiedz. - Ch�opiec, kt�rego sam wska�esz. Kowal zaskoczony nie od razu przem�wi�. - Zastanawiam si� - zacz�� wreszcie z wahaniem - czy ci si� spodoba m�j wyb�r. 44 Nazwisko Ko�ka z wielu powod�w nie mo�e ci by� mi�e, ale jego prawnuczek Tim z Townsand, kt�ry ma uczestniczy� w biesiadzie Dwudziestu Czterech, nie jest wcale do pradziada podobny. - Owszem, zauwa�y�em to - odpar� Alf. -Ma rozumn� matk�. - Tak, siostr� mojej Nell. Niezale�nie od powinowactwa bardzo lubi� ma�ego Tima. Co prawda nie jest to kandydat, kt�ry by si� wszystkim m�g� wydawa� bezspornie najlepszy. - Tak samo jak ty w swoim czasie -powiedzia� u�miechaj�c si� Alf. - Ale zgadzam si�, ja tak�e wybra�em Tima. - Po co wi�c mnie pyta�e� o zdanie? - Kr�lowa tak sobie �yczy�a. Gdyby� wskaza� inne dziecko, nie upiera�bym si� przy swoim. Kowal d�ugo przygl�da� si� Alfowi. Nagle uk�oni� mu si� nisko. - Nareszcie zrozumia�em! - rzek�. -Bardzo nas zaszczyci�e�, najja�niejszy panie. - Zosta�em za to wynagrodzony - odpar� Alf. - Wracaj teraz spokojny do domu. Zbli�aj�c si� do swojego domu na zachodnim skraju wsi zobaczy� syna przed 45 ku�ni�; Kowalczyk w�a�nie j� zamkn�� sko�czywszy robot� i spogl�da� na bia�� drog�, kt�r� ojciec zazwyczaj wraca� z wypraw. Us�ysza� kroki i odwr�ci� si�, zdziwiony, �e tym razem Kowal nadchodzi od strony wsi. Podbieg� na jego spotkanie, obj�� ramionami i przywita� serdecznie. - Od wczoraj ju� ci� wypatruj�, tatusiu! -powiedzia�. Potem spojrzawszy w twarz ojca doda� z niepokojem: - Wydajesz si� bardzo zm�czony. Pewno idziesz z daleka? - Z bardzo daleka, synu. Przeszed�em ca�� drog� od �witu do wieczora. Razem weszli do domu, gdzie ciemn� izb� rozja�nia�o tylko migotanie ognia na kominku. Syn zapali� �wiece i przez d�ug� chwil� siedzieli milcz�c, bo Kowala przyt�acza�o ogromne zm�czenie i smutek wielkiej straty. W ko�cu podni�s� g�ow�, rozejrza� si� wko�o jak przebudzony ze snu i spyta�: - Nikogo pr�cz nas dw�ch nie ma? Syn popatrzy� na niego uwa�nie. - Nie pami�tasz? Matka posz�a do Podlesia Mniejszego, do Na�. Ma�y Tim �wi�ci dzisiaj swoje drugie urodziny. Spodziewali si�, �e we�miesz w nich udzia�. 46 - Ach, tak. Powinienem wzi�� udzia� i na pewno bym to zrobi�, lecz sp�ni�em si�, bo zatrzyma�y mnie wa�ne sprawy; tak mia�em nimi zaprz�tni�t� g�ow�, �e chwilowo nie mog�em my�le� o niczym innym. Ale nie zapomnia�em o ma�ym Tomciu i jego urodzinach. Przynios�em dla niego prezent. Stary Ko�ek nazwa�by to zapewne cackiem, ale to cacko pochodzi z Krainy Czar�w. Wyj�� z sakiewki ma�y srebrny przedmiot. Na �odydze miniaturowej lilii trzy delikatne kwiaty zwisa�y niby dzwoneczki. By�y to naprawd� dzwoneczki. Kowal tr�ci� leciutko �odyg� i kwiatki zad�wi�cza�y pi�kn�, czyst� melodyjk�. P�omyki �wiec od tej muzyki zatrzepota�y i na mgnienie oka rozb�ys�y bia�ym �wiat�em. �renice Neda rozszerzy�y si� z podziwu. - Czy mog� przyjrze� si� temu z bliska? -spyta�. Ostro�nie wzi�� w palce srebrn� lilijk� i zajrza� w kielichy kwiat�w. - Cudowna robota! A co najdziwniejsze, te dzwonki pachn�, ich zapach przypomina mi... przypomina... co�, o czym zapomnia�em. - Tak. Ilekro� dzwonki zagraj�, w chwil� potem wydobywa si� z nich zapach. Nie b�j 47 si�, N�ci, mo�esz tego drobiazgu �mia�o dotyka�. Przeznaczony jest do zabawy dla dziecka: nie�atwo go uszkodzi� i nie zrobi te� szkody male�stwu. W�o�y� zabawk� z powrotem do sakiewki i schowa� do kieszeni. -Jutro zanios� ten prezent do Podlesia Mniejszego - oznajmi�. - Mam nadziej�, �e Na�, Tom i Nell wybacz� mi sp�nienie. Zreszt� Tom jeszcze nie umie liczy� dni... ani tygodni, miesi�cy czy lat. - Racja, tatusiu. Ch�tnie bym poszed� z tob�, ale niepr�dko b�d� m�g� si� tam wybra�. Dzisiaj, nawet gdybym nie czeka� na ciebie, w �aden spos�b nie mog�em towarzyszy� matce. Mam pe�ne r�ce roboty, a wci�� nap�ywaj� nowe zam�wienia. - Nie, nie, Kowalczyku, pozw�l sobie na ma�e �wi�to! Wprawdzie jestem ju� dziadkiem, ale si� mi jeszcze nie brakuje. Poradzimy sobie z robot�. Odt�d b�d� w ku�ni dwie pary r�k do pracy i to przez sze�� dni w tygodniu. Nie wybior� si� ju� wi�cej w podr�. Ned, mam na my�li moje dalekie w�dr�wki, rozumiesz, synu? - A wi�c wszystko si� zmieni�o, tatusiu? Od pierwszej chwili zadaj� sobie pytanie, 48 gdzie si� podzia�a twoja Gwiazda. To wielka strata. - U�cisn�� r�k� ojca. -Martwi� si� ze wzgl�du na ciebie, ale rodzina pewnie na tej zmianie skorzysta. Czy wiesz, Mistrzu, �e chcia�bym wiele si� nauczy� od ciebie? I to nie tylko obr�bki �elaza! Zjedli razem kolacj� i d�ugo potem siedzieli jeszcze przy stole, bo Kowal opowiada� synowi o swojej ostatniej podr�y do Krainy Czar�w i o wielu sprawach, kt�re go zaprz�ta�y. Ale o wyborze nast�pnego nosiciela Gwiazdy nie wspomnia� ani s�owem. Wreszcie syn patrz�c w twarz ojca rzek�: - Czy pami�tasz, ojcze, dzie�, gdy wr�ci�e� z kwiatem we w�osach? Spojrza�em w�wczas na tw�j cie� i powiedzia�em, �e wygl�dasz jak olbrzym. Cie� m�wi� prawd�. A wi�c ta�czy�e� z Kr�low� we w�asnej osobie! I mimo to wyrzek�e� si� Gwiazdy. Mam nadziej�, �e dostanie si� komu�, kto jest jej wart. Ten kto� powinien ci by� wdzi�czny. - Ch�opczyk nic o tym nie b�dzie wiedzia� - odpar� Kowal. - Tak to ju� jest z darami tego rodzaju. No, sta�o si�, 49 odda�em Gwiazd� nast�pcy, a sam wracam do m�ota i kowad�a. Dziwna rzecz, ale stary Ko�ek, kt�ry wykpi� Terminatora, nigdy nie przesta� �ama� sobie g�owy nad zagadk� znikni�cia srebrnej Gwiazdy z tortu, chocia� od tego zdarzenia up�yn�o wiele lat. Rozty� si� i rozleniwi�; opu�ci� stanowisko Kuchmistrza maj�c sze��dziesi�t lat, co we wsi nie uchodzi�o za wiek podesz�y. Teraz zbli�a� si� do dziewi��dziesi�tki i by� potwornie gruby, bo jad� bez umiaru i w dalszym ci�gu przepada� za s�odyczami. Je�eli nie siedzia� przy stole, sp�dza� dni w wielkim fotelu przy oknie albo gdy pogoda sprzyja�a, przed domem. Lubi� m�wi�, bo o wielu sprawach by�, jak s�dzi�, lepiej od innych poinformowany, lecz ostatnio najcz�ciej gada� o tym jedynym Wielkim Torcie, kt�ry - jak z czasem uwierzy� - by� jego w�asnym arcydzie�em i kt�ry wci�� mu si� �ni�. Terminator czasem przechodz�c zatrzymywa� si�, �eby zamieni� ze staruszkiem kilka s��w. Stary Ko�ek wci�� bowiem nazywa� Alfa Terminatorem, a siebie kaza� nazywa� Kuchmistrzem. Terminator 50 nigdy mu tego tytu�u nie odmawia�, czym zjednywa� sobie pewne wzgl�dy staruszka, cho� nie nale�a� na pewno do jego ulubie�c�w. Kt�rego� dnia Ko�ek po obiedzie drzema� w fotelu przed drzwiami domu. Ockn�� si� gwa�townie i zobaczy� Terminatora stoj�cego obok i patrz�cego na niego z g�ry. - O, to ty! - powiedzia� Ko�ek. - Ciesz� si�, �e ci� widz�, bo ten tort nie daje mi spokoju. W�a�nie o nim my�la�em. Najlepszy z tort�w, jaki w �yciu zrobi�em, a to co� znaczy! Ale ty go mo�e ju� nie pami�tasz? - Pami�tam doskonale, Mistrzu. To by� dobry tort, wszyscy go jedli ze smakiem i chwalili. - Oczywi�cie! To by�o moje dzie�o. Co do tego nie mam �adnych w�tpliwo�ci. Ale nie mog� zrozumie�, co si� sta�o z tym cackiem, wiesz, z t� Gwiazdk�. Nie mog�a przecie� rozp�yn�� si� bez �ladu. Powiedzia�em tak w�wczas tylko po to, �eby si� dzieci nie przel�k�y. My�la�em, �e mo�e kt�re� z nich j� po�kn�o. Ale czy to prawdopodobne? Mo�na �ykn�� drobny pieni��ek nic o tym nie wiedz�c, ale Gwiazd�? By�a male�ka, mia�a jednak ramiona ostro zako�czone. 51 - Tak, Mistrzu. Ale nie wiesz w�a�ciwie, z czego by�a zrobiona, prawda? Przesta� sobie g�ow� suszy� tymi pytaniami. Zapewniam ci�, �e Gwiazdk� kto� po�kn��. - Ale kto? Mam d�ug� pami��, a tamten dzie� utkwi� w niej bardzo mocno, mog� wyliczy� imiona wszystkich dzieci, kt�re bra�y udzia� w festynie. Zaraz, niech si� zastanowi�... Tak, na pewno Molly m�ynarz�wna! By�a okropnie �apczywa i �yka�a jedzenie nie prze�uwaj�c. Teraz jest gruba jak w�r m�ki. - Rzeczywi�cie niekt�re osoby maj� sk�onno�� do tycia, Mistrzu. Molly jednak nie jad�a zbyt po�piesznie tortu, znalaz�a przecie� w swojej porcji a� dwie niespodzianki. - Czy�by? W takim razie musia� to by� Harry, syn bednarza, ch�opak gruby jak beczka, usta mia� szerokie niczym �aba. - Ja go pami�tam, Mistrzu, jako mi�ego ch�opczyka z szerokim, serdecznym u�miechem. Harry szuka� w torcie niespodzianki tak gorliwie, �e ca�� porcj� rozdrobni� na talerzu, lecz niczego nie znalaz�. - A wi�c ta ma�a, blada dziewczynka, Liii, c�rka sukiennika. W niemowl�ctwie po�yka�a szpilki bez szkody dla zdrowia. 52 - Nie, Mistrzu, Liii zjad�a tylko lukier i wierzchni� warstw� tortu, a reszt� odda�a ch�opcu siedz�cemu obok niej. - No wi�c rezygnuj� ze zgadywania. Kt� to m�g� by�? Ty, jak si� zdaje, pilnie wszystkich obserwowa�e�. Czy nie zmy�li�e� tych szczeg��w? - Syn Kowala, Mistrzu. I przynios�o mu to wiele szcz�cia. - Gadaj zdr�w! - za�mia� si� stary Ko�ek. - Powinienem by� si� od razu po�apa�, �e pr�bujesz mnie nabra�. Co za bzdura! Kowal by� wtedy spokojnym, t�pym ch�opcem. Teraz jest bardziej ha�a�liwy, podobno lubi �piewa�, ale zawsze si� wyr�nia� ostro�no�ci�. Ten by niczego nie zaryzykowa�. Ka�dy k�s dziesi�� razy obraca w ustach, zanim/po�knie, od male�ko�ci by� taki. Czy si� do�� jasno wyra�am? - Najzupe�niej, Mistrzu. Je�li nie wierzysz, �e Gwiazd� po�kn�� Kowal, nic na to nie mog� poradzi�. Zreszt� dzisiaj ca�a historia nie ma ju� znaczenia. Mo�e przestaniesz si� dr�czy�, gdy ci powiem, �e Gwiazdka jest ju� z powrotem na swoim miejscu w szkatu�ce. Prosz�, sp�jrz! 53 Terminator mia� na sobie ciemnozielony, p�aszcz, w kt�rym Ko�ek widzia� go po raz pierwszy. Spomi�dzy fa�d tego p�aszcza wyci�gn�� czarn� skrzyneczk