3120

Szczegóły
Tytuł 3120
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3120 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3120 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3120 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3120 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

HARRY HARRISON REBELIA W CZASIE ROZDZIA� l Szeroka, sze�ciopasmowa droga Capital Beltway owija Waszyngton betonow� p�tl�, robi rozleg�y �uk przez zalesiony obszar Wirginii, dotyka rogatek Aleksandrii, miasta - sypialni, i dalej biegnie prosto przez rzek� Potomac a� do Maryland. Ziemia jest tutaj ta�sza ni� w Waszyngtonie, nic wi�c dziwnego, �e by�o to dobre miejsce na powstanie biurowc�w i nie zanieczyszczaj�cych �rodowiska fabryk, gwa�townie wynurzaj�cych si� z le�nych wyr�b�w. Droga wylotowa numer czterdzie�ci dwa odga��zia si� w tym rejonie i prowadzi do rozwidlonej autostrady. Tu� przed znakiem zatrzymywania si� biegnie nie oznakowana szosa, kt�ra dalej ginie w�r�d drzew. Stary Pontiac terkocz�c skr�ci� z wylotu Beltway i wjecha� na szos�. Ju� za pierwszym zakr�tem sta� bia�y budynek bez okien. Kierowca nie zwr�ci� uwagi ani na budynek, ani na napis na bramie wjazdowej, witaj�cy w Weeks Electronics Laboratory 2. Kiedy tylko budynek znikn�� mu z pola widzenia, zjecha� na pobocze i wy��czy� silnik. Gdy wysiad� z samochodu, zamiast trzasn�� drzwiami zamkn�� je bez najmniejszego odg�osu, stan�� plecami do maski i patrzy� na zegarek, oboj�tny na otaczaj�ce go wspania�e z�otobrunatne kolory jesiennych li�ci. Obsesyjnie wpatrywa� si� w zegarek. Przypadkowy obserwator zobaczy�by m�czyzn� maj�cego ponad sze�� st�p wzrostu, niebrzydkiego, a mo�e nawet ca�kiem przystojnego, gdyby nie ostry nos nie pasuj�cy do �agodnych rys�w twarzy. Cokolwiek by o nim powiedzie�, jego r�wnomiernie opalona sk�ra i ciemne, posiwia�e nieznacznie na skroniach w�osy sprawia�y, �e by� m�czyzn� o szczeg�lnym wygl�dzie. Gdy wpatrywa� si� w zegarek, marszczy� czo�o; s�dz�c po zmarszczce mi�dzy oczami ten wyraz twarzy nie by� mu obcy. Mia� na sobie nie rzucaj�cy si� w oczy wojskowy p�aszcz, granatowe spodnie i czarne buty. Z niespodziewan� satysfakcj� skin�� g�ow�, wcisn�� przycisk przy zegarku, odwr�ci� si� i znikn�� mi�dzy drzewami. Szed� cicho, ale szybko, a� dotar� do powalonego przez burz� d�bu. Musia�o si� to wydarzy� ca�kiem niedawno, gdy� li�cie zaczyna�y dopiero wi�dn��. M�czyzna rzuci� si� na ziemi� i czo�gaj�c si� pod os�on� d�bu, pokona� co najmniej pi�tna�cie st�p, po czym wsta�, by p�dzi� dalej. W odleg�o�ci mniejszej ni� dwadzie�cia jard�w las ko�czy� si� poro�ni�tym traw� borem biegn�cym wzd�u� kolczastego ogrodzenia. Za nim rozci�ga� si� trawiasty teren z porozrzucanymi gdzieniegdzie k�pami drzew, zza kt�rych widoczny by� r�g budynku nale��cego do Weeks Electronics. M�czyzna zacz�� schodzi� do rowu, ale po chwili b�yskawicznie wycofa� si� i schowa� mi�dzy drzewami. Kilka sekund p�niej po drugiej stronie ogrodzenia pojawi� si� stra�nik z owczarkiem niemieckim trzymanym na kr�tkiej smyczy. Gdy tylko znikn�li z pola widzenia, m�czyzna rzuci� si� do rowu. W biegu w�o�y� sk�rzane r�kawiczki i wdrapa� si� na szczyt ogrodzenia. Z ugi�tymi kolanami i rozpostartymi ramionami balansowa� przez chwil� nad podw�jnymi zwojami drut�w, po czym zr�cznie je przeskoczy� i wyl�dowa� po drugiej stronie. P�niej bieg� szybko z opuszczon� g�ow� w kierunku najbli�szej k�py drzew. Zanim zd��y� tam dotrze�, zatrzyma� go gwa�townie hamuj�cy przed nim d�ip. Obok kierowcy siedzia� stra�nik z karabinem wycelowanym w intruza, kt�ry wolno podni�s� g�ow�. Stra�nik bez s�owa patrzy�, jak wysoki m�czyzna powolnym ruchem r�ki wcisn�� przycisk przy zegarku. - Dok�adnie sze�� minut, dziewi�� i trzy dziesi�te sekundy, Lopez - powiedzia�. Stra�nik machinalnie skin�� g�ow� i opu�ci� karabin. - Tak jest, panie pu�kowniku. - To niedobrze, cholernie niedobrze! - M�czyzna nazwany pu�kownikiem wspi�� si� na ty� samochodu. - Jedziemy do wartowni. Okr��yli laboratorium i skierowali si� do niskiego budynku zas�oni�tego od strony drogi du�ym gmachem. Stoj�ca przy nim grupa umundurowanych m�czyzn w milczeniu obserwowa�a nadje�d�aj�cego d�ipa. Siwow�osy stra�nik z belkami sier�anta podszed� do zatrzymuj�cego si� pojazdu. Pu�kownik wysiad� i wskaza� na zegarek. - Co my�lisz o sze�ciu minutach, dziewi�ciu i trzech dziesi�tych sekundy od czasu, kiedy z drogi dosta�em si� do lasu, do chwili, kiedy mnie zatrzymano? - Nie my�l� o tym zbyt dobrze, pu�kowniku McCulloch - powiedzia� sier�ant. - Ja te� nie, Greenbaum. By�em w po�owie drogi do laboratorium, gdy pojawi�a si� stra�. Gdybym by� intruzem, m�g�bym w tym czasie dokona� wielu ciekawych rzeczy. Czy masz co� do powiedzenia? - Nie, panie pu�kowniku. - Czy masz jakie� pytania? - Nie, panie pu�kowniku. - �adnych? Czy nie interesuje ci�, w jaki spos�b dotar�em nie zauwa�ony do ogrodzenia? - Interesuje, panie pu�kowniku. - To dobrze - przytakn�� pu�kownik McCulloch w spos�b, w jaki przytakuje si� niedorozwini�tym dzieciom. - Ale twoje zainteresowanie jest nieco sp�nione, sier�ancie. Dok�adnie o jeden tydzie�. To w�a�nie tydzie� temu spostrzeg�em �wie�o powalone drzewo blokuj�ce cz�ciowo pole widzenia jednej z oddalonych kamer. Tydzie� czeka�em na to, a� ty lub kt�ry� z twoich ludzi zauwa�ycie to, ale poniewa� nic takiego si� nie sta�o, musia�em pokaza� wam, jak� wag� przywi�zujecie do ochrony tego terenu. - Dopilnuj�, by ochrona spe�nia�a swoje zadania, pu�kowniku. - Nie, nie dopilnujesz, Greenbaum, kto� inny to zrobi. Zostajesz zdegradowany, zwolniony, pozbawiony premii, a nagana b�dzie wpisana do twoich akt. - Nie zostanie, pu�kowniku McCulloch, gdy� porzucam t� prac�. Koniec z tym. Uciekam od pana i pa�skich metod. - Tak, koniec - potwierdzi� McCulloch. - Dobrze si� okre�li�e�. Uciekinier. Uciek�e� po dwudziestu latach s�u�by w Armii Stan�w Zjednoczonych i teraz te� uciekasz. - Cholera, je�li wybaczy pan to s�owo, pu�kowniku. - Greenbaum zacisn�� pi�ci i poczerwienia� z w�ciek�o�ci. - Odszed�em z armii, bo mia�em dosy� takich metod jak pa�skie, ale okazuje si�, �e nie odszed�em dostatecznie daleko. Pan jest dow�dc� ochrony tego laboratorium, co oznacza, �e jest pan za ni� odpowiedzialny. Mamy robi� to wszyscy, a pan ma nam pomaga�, a nie bawi� si� z nami w kotka i myszk�. Id� st�d jak najdalej. Odwr�ci� si� i odszed�. McCulloch patrzy� za nim w milczeniu i dopiero, kiedy Greenbaum by� ju� daleko, zwr�ci� si� do milcz�cych �o�nierzy. - Jutro rano na moim biurku chc� mie� od ka�dego z was pisemny raport o tym zaj�ciu. - Odsun�� Lopeza od d�ipa i usiad� w tyle. - Podrzu� mnie do samochodu - powiedzia� kierowcy. Gdy silnik zapali�, odwr�ci� si� do stra�nik�w. - Wszyscy jeste�cie zwolnieni. Pieprzycie wszystko tak jak Greenbaum. McCulloch nie ogl�da� si� za siebie, gdy odje�d�ali. Kiedy d�ip by� ju� w drodze powrotnej, otworzy� baga�nik samochodu, zdj�� p�aszcz i wrzuci� go do �rodka. Zosta� w samym mundurze, na kt�rym nie by�o ani odznacze�, ani stopni z wyj�tkiem srebrnych or��w na ramionach. Si�gn�� ponownie do baga�nika, wzi�� czapk� i mocno osadzi� j� na g�owie, po czym wyj�� czarn� dyplomatk�. Kilka minut p�niej pojecha� drog� MacArthur Boulevard w kierunku miasta. Jazda nie trwa�a d�ugo. Po przejechaniu kilku mil skr�ci� w du�e centrum handlowe i zaparkowa� samoch�d w pobli�u filii DC National Bank. Zamkn�� samoch�d, zabra� dyplomatk� i uda� si� z kr�tk� wizyt� do banku. Po nieca�ych dziesi�ciu minutach wyszed� z budynku, wsiad� do samochodu i odjecha� - �ledzony przez ca�y czas przez m�czyzn� siedz�cego w czarnym Impalu zaparkowanym dwa rz�dy dalej. M�czyzna wzi�� do r�ki mikrofon. - Abel jeden do Abla dwa. George opuszcza teraz parking i kieruje si� na po�udniowy wsch�d, na MacArthur. Teraz jest tw�j. Sko�czy�em. - Zrozumia�em. Bez odbioru. M�czyzna od�o�y� mikrofon na desk� rozdzielcz� i wysiad� z samochodu. By� szczup�ym blondynem ubranym w popielaty garnitur, bia�� koszul� i ciemny krawat. Wszed� do banku i skierowa� si� do recepcji. - Nazywam si� Ripley - powiedzia� do recepcjonistki. - Chcia�bym si� widzie� z dyrektorem. Chodzi o pewne inwestycje. - Oczywi�cie, panie Ripley. - Podnios�a s�uchawk�. - Sprawdz�, czy pan Bryce jest wolny. Dyrektor wsta� zza biurka i wyci�gn�� r�k� na powitanie. - Panie Ripley, czym mog� panu s�u�y�? - To sprawa wagi pa�stwowej. Zechce pan sprawdzi� moj� legitymacj�. Z zewn�trznej kieszeni marynarki wyj�� sk�rzany portfel, otworzy� go i poda� przez biurko. Bryce spojrza� na z�ot� odznak� oraz legitymacj� w plastikowej oprawie i skin�� g�ow�. - W porz�dku, panie Ripley powiedzia�. - W czym mog� by� pomocny FBI? Wyci�gn�� r�k�, by zwr�ci� legitymacj�, ale agent powstrzyma� go. - Chcia�bym, �eby potwierdzi� pan autentyczno�� tej legitymacji. Przypuszczam, �e dano panu zastrze�ony numer telefonu, pod kt�ry nale�y zadzwoni� w sytuacji takiej jak ta. Bryce skin�� g�ow� i otworzy� szuflad� biurka. - Tak, do tej pory korzysta�em z niego jeden raz. Jest tutaj. Pan wybaczy. Dyrektor wykr�ci� numer i po chwili przedstawi� si� rozm�wcy. Poda� numer legitymacji i zakry� r�k� mikrofon. - Chc�, abym im poda� kryptonim sprawy. - Prosz� powiedzie�, �e chodzi o dochodzenie w sprawie George'a. Dyrektor powt�rzy� te s�owa, skin�� g�ow�, od�o�y� s�uchawk� i odda� legitymacj� agentowi FBI. - Poinformowano mnie, bym wsp�pracowa� z panem i dostarczy� wszystkich dost�pnych mi informacji o jednym z naszych klient�w. Musz� jednak powiedzie�, �e nie jest to u nas powszechnie praktykowane... - Zdaj� sobie z tego spraw�, panie Bryce, ale prosz� nie zapomina�, �e od tej chwili zajmuje si� pan dochodzeniem w sprawie bezpiecze�stwa maj�cym bezwzgl�dny priorytet. Je�li odm�wi pan wsp�pracy, b�d� musia� uda� si� do pa�skich zwierzchnik�w i... - Nie, prosz�! Nie o to mi chodzi�o. �le mnie pan zrozumia�. Oczywi�cie, �e panu pomog�. Mia�em na my�li jedynie to, �e wszelkie informacje o naszych klientach s� zawsze tajne w normalnych okoliczno�ciach, ale je�li chodzi o bezpiecze�stwo pa�stwa, to rzecz ma si� zupe�nie inaczej. W czym mog� panu pom�c? Bryce m�wi� bardzo szybko, wycieraj�c chusteczk� wilgotne czo�o i r�ce. Agent skin�� g�ow�, zachowuj�c kamienn� twarz. - Doceniam to, panie Bryce, i mam nadziej�, �e pa�ska dobrowolna wsp�praca b�dzie cenna dla �ledztwa w sprawie naruszenia bezpiecze�stwa pa�stwa. Nie musz� chyba dodawa�, �e nikt nie powinien si� o tym dowiedzie�. - Tak, oczywi�cie, z nikim na ten temat nie b�d� rozmawia�. - Bardzo dobrze. Kilka minut temu pewien m�czyzna opu�ci� bank, dokonawszy jakiej� transakcji. Nazywa si� Wesley McCulloch i jest pu�kownikiem Armii Stan�w Zjednoczonych. Nie, prosz� tego nie notowa�, nie powinien pan mie� trudno�ci z zapami�taniem tej informacji. Prosz� przynie�� dokumenty wszystkich transakcji dokonanych przez pu�kownika oraz dowiedzie� si�, kt�ry pracownik go obs�ugiwa�. Nie powie pan nikomu, dlaczego interesuje si� pan t� spraw�. - Oczywi�cie, �e nie. - Doceniamy to, panie Bryce; je�li nie ma pan nic przeciwko temu, poczekam tu na pa�ski powr�t. - Oczywi�cie, prosz� si� w tym pokoju czu� swobodnie. To nie powinno zaj�� zbyt wiele czasu. W przeci�gu pi�ciu minut dyrektor by� z powrotem. Starannie zamkn�� drzwi, przekr�ci� zamek, po�o�y� na biurku teczk� z aktami i otworzy� j�. - Pu�kownik McCulloch dokona� zakupu... - P�aci� czekiem czy got�wk�? - Got�wk�. Banknotami o du�ych nomina�ach. Naby� z�oto i od razu za nie zap�aci�. Osiem tysi�cy pi��set trzydzie�ci dwa dolary. Z�oto zabra� ze sob�. Czy to jest ta informacja, o kt�r� panu chodzi�o, panie Ripley? Agent skin�� g�ow� i po raz pierwszy u�miechn�� si� nieznacznie. - Tak, panie Bryce. To jest dok�adnie to, czego chcia�em si� dowiedzie�. ROZDZIA� 2 Sier�ant Troy Harmon wraca� metrem z Pentagonu, zastanawiaj�c si�, czego w�a�ciwie dotyczy�o to cholerne spotkanie. Wszystko odby�o si� w tak gor�czkowym po�piechu, �e nie dowiedzia� si� absolutnie niczego. W przeciwie�stwie do innych, kt�rzy szybciej mogli wydosta� si� z Union Station, sier�antowi nie zapewniono transportu do budynku na Massachusetts Avenue. Jecha� metrem, patrz�c na grub� i zapiecz�towan� kopert�, w kt�rej by�y jego w�asne akta, historia jego dziewi�cioletniej s�u�by w armii. Odznaczenia, awanse, kartoteka ze szpitala Fitzsimmons, gdzie wyj�to mu z plec�w od�amek. Dwa lata pobytu w Wietnamie bez najmniejszego dra�ni�cia, a potem kr�tka salwa z os�aniaj�cego go oddzia�u. Odznaczenie Purple Heart odlane ze stali w Detroit, p�niej przeniesienie do policji wojskowej, a nast�pnie do G2 - wojskowej s�u�by wywiadowczej. Wszystkie te dokumenty by�y tutaj. Przegl�dni�cie zawarto�ci koperty mog�o by� ciekawym zaj�ciem, ale otwarcie oznacza�oby dla �o�nierza koniec wojskowej kariery. Do jakiej organizacji na Massachusetts Avenue jecha�? Zna� prawie wszystkie, pocz�wszy od CIA, a sko�czywszy na formacjach "niewidzialnych". Jednak o tej nigdy nie s�ysza�. Raport dla pana Kelly. Kim, do diab�a, by� Kelly? Dosy�. Ju� wkr�tce mia� si� przecie� tego dowiedzie�. Podni�s� oczy, by sprawdzi�, czy to stacja McPherson Square, p�niej spojrza� przed siebie i napotka� wzrok dziewczyny siedz�cej naprzeciw niego. Szybko odwr�ci�a g�ow�. By�a bardzo seksownym rudym kociakiem. Spojrza�a na niego raz jeszcze, a on obdarzy� j� u�miechem, jakim reklamuje si� past� do z�b�w - wargi �ci�gn�� tak, �e jego bia�e z�by tworzy�y przyjemny kontrast z ciemnobr�zow� sk�r�. Dziewczyna zadar�a lekko nos i pogardliwie prychn�a, odwracaj�c g�ow�. Dosta� kosza! U�miechn�� si�, bo tak wypada�o. Czy� nie widzia�a, co traci? Ponad pi�� st�p przystojnego, kr�tko ostrzy�onego �o�nierza. Poci�g zwolni�, wje�d�aj�c na Metro Center. Troy pierwszy wysiad� z wagonu i kroczy� na czele t�umu zmierzaj�cego w kierunku ruchomych schod�w przy Red Lin�. Wjecha� w s�abo o�wietlony korytarz przypominaj�cy pieczar� lub futurystyczny hangar. By�o zimno i dotkliwie odczuwa� jesienny ch��d, kiedy szed� wzd�u� Massachusetts, sprawdzaj�c numery. To tutaj; wysoki budynek z piaskowca, po drugiej stronie New Jersey. �adnej nazwy, �adnej tablicy, nic. Wszed� na stopnie i nacisn�� wypolerowany, mosi�ny przycisk, zdaj�c sobie spraw�, �e nad nim przesuwa si� ma�y obiektyw mikrokamery. Elektryczny zamek zabrz�cza� i Troy wszed� do pomieszczenia przypominaj�cego komor� powietrzn�. Przed nim by�y nast�pne drzwi, kt�re nie otworzy�y si�, dop�ki drzwi zewn�trzne nie zosta�y dok�adnie zamkni�te. Tutaj te� by�a telewizyjna czujka. Na drugim ko�cu wy�o�onego marmurem korytarza zauwa�y� biurko. Wsz�dzie �ledzi�y go czujne oczy kamer. S�ycha� by�o g�o�ny stukot obcas�w, kiedy przemierza� hali. Rudow�osy recepcjonista w grubym swetrze podni�s� wzrok i u�miechn�� si�. - Czym mog� panu s�u�y�? - Jestem sier�ant Harmon. Pan Kelly spodziewa si� mojej wizyty. - Dzi�kuj�, sier�ancie Harmon. Zechce pan usi���. Zawiadomi� pana Kelh/ego, �e jest pan tutaj. Sofa nie by�a zbyt wygodna. By�a za g��boka i za mi�kka, wi�c usiad� tylko na kraw�dzi. Przed nim na niskim stoliku le�a�y egzemplarze "Fortune" i "Jet". Co to mia�o oznacza� - czy�by trosk� o jego szczeg�lne potrzeby? Usi�owa� si� u�miechn��, kiedy podnosi� "Fortune". Mo�e chcieli mu co� przekaza�, a je�li tak, to otrzyma� wiadomo�� dawno temu. Elita towarzyska na przyj�ciu w hotelu Theresa, potem kilka budynk�w, dalej slumsy i dzieci pogryzione przez szczury. By� to dla niego inny �wiat. Wychowa� si� w po�udniowej Jamajce, w Queens, przyjemnej, spokojnej, �rednio zamo�nej dzielnicy pe�nej drewnianych dom�w i zieleni. O Harlemie wiedzia� tyle, co o drugiej stronie Ksi�yca. - Pan Kelly czeka na pana. Od�o�y� czasopismo, wzi�� kopert� i rozbawiony uda� si� za ruszaj�cym kokieteryjnie biodrami recepcjonist� do s�siedniego biura. - Prosz� wej��, sier�ancie Harmon. Mi�o mi pana pozna� - powiedzia� Kelly, wstaj�c zza biurka, by poda� r�k� Troyowi. Spos�b, w jaki wymawia� "Harmon", �wiadczy� o pochodzeniu z Bostonu. Jego nienagannie skrojony trzycz�ciowy garnitur w delikatne pr��ki przywodzi� na my�l Back Bay i Harvard. - Dzi�kuj� za przyniesienie koperty. Kelly wzi�� dokumenty wojskowe, do��czy� je do kartoteki le��cej przed nim na biurku i starannie poprawi� wszystkie papiery, wyr�wnuj�c ich brzegi. Przez ca�y czas nie odrywa� wzroku od sier�anta. Nie musia� zagl�da� do kartoteki. Z baretek wynika�o, �e zbli�a� si� do trzydziestki i by� wzorowym �o�nierzem. Nie by� zbyt wysoki, ale dobrze zbudowany. Mia� czarne, tajemnicze oczy, twarz bez wyrazu, szcz�k� jak ska�a. Sier�ant Troy Harmon by� oczywi�cie �o�nierzem zawodowym o wysokim poczuciu odpowiedzialno�ci za swoje czyny. - Ze wzgl�du na pa�sk� specjalistyczn� wiedz� G2 skierowa�a pana na pewien czas do nas - powiedzia� Kelly. - Czy m�g�by mi pan powiedzie� o tym co� wi�cej? By�em strzelcem wyborowym, strzela�em z M - 16... - Nie, to nie b�dzie a� tak niebezpieczne - powiedzia� Kelly, u�miechn�wszy si� po raz pierwszy. - Z tego, co nam powiedziano, wynika, �e wie pan du�o o z�ocie. Czy to prawda? - Tak, prosz� pana. - Dobrze, w�a�nie ta pana wiedza b�dzie dla nas najcenniejsza. Jako dow�dztwo QCIC polegamy na w�asnych si�ach, je�eli chodzi o bezpiecze�stwo. - Spojrza� na zegarek, z�otego Rolexa. - Za kilka minut spotka si� pan z admira�em Colonne, kt�ry szczeg�owo wszystko panu wyja�ni. Admira� jest dow�dc� tego wydzia�u. Czy ma pan jakie� pytania? - Nie, prosz� pana. Za ma�o wiem, o co w tym wszystkim chodzi, bym m�g� mie� jakie� pytania. Dano mi ten adres i powiedziano, �ebym dor�czy� panu moje dokumenty. Wspomnia� pan ju�, �e ten wydzia� to QCIC, ale ja nawet nie wiem, co oznacza ten skr�t. - To r�wnie� wyja�ni panu admira�. Ja sprawuj� tutaj funkcj� ��cznika. Wszelkie raporty prosz� kierowa� na moje r�ce. - Napisa� co� szybko na kartce i wr�czy� j� Troyowi. - To jest m�j numer telefonu, pod kt�rym mo�e mnie pan zasta� o ka�dej porze. Prosz� zapisywa� swoje wydatki i co tydzie� dostarcza� mi ich wykaz. Je�li potrzebowa�by pan jakiego� sprz�tu czy pomocy specjalist�w, prosz� da� mi zna�. Admira� przedstawi panu w skr�cie ca�� operacj�, kt�rej kryptonim brzmi "Subject George". - Kelly zawaha� si� i postuka� palcami o kraw�d� biurka. - Admira� jest starym marynarzem, kt�ry d�ugi czas s�u�y� w Annapolis. Wie pan, co to oznacza? - Nie. - My�l�, �e jednak pan wie, sier�ancie. Kiedy podczas drugiej wojny �wiatowej by� w czynnej s�u�bie, Murzyn�w nazywano czarnuchami i nie pozwalano im s�u�y� w marynarce, chyba �e jako pomoc kuchenna. - Raczej nie nazywano ich pomoc� kuchenn�, tylko s�u��cymi, panie Kelly. W�a�nie w ten spos�b wyra�ano si� o nich. M�j ojciec by� wtedy w armii i walczy� o demokracj� na �wiecie. Tylko w wojsku istnia� podzia� na tych, kt�rzy mogli nosi� bro�, i tych, kt�rym nie ufano, wi�c pracowali przy okopach i transporcie. Ale to by�o dawno temu. - By� mo�e dla nas. Miejmy nadziej�, �e dla admira�a r�wnie�. Jest stuprocentowym produktem bia�ego szowinizmu... Cholera, chyba za du�o m�wi�. Troy u�miechn�� si�. - Doceniam pa�skie spostrze�enia. Mocno wierz� w zdrowy rozs�dek, wi�c nie boj� si� admira�a. - I ma pan s�uszno��. On jest dobrym cz�owiekiem, a to jest cholernie wa�na robota. - Kelly wsta� i wzi�� teczk�. - Chod�my do admira�a. Ha�as panuj�cy na Massachusetts Avenue nie dochodzi� do sali konferencyjnej. Okna zas�ania�y ci�kie kotary, a �ciany od pod�ogi do sufitu zastawione by�y rega�ami pe�nymi ksi��ek. Admira� siedzia� za d�ugim mahoniowym sto�em i starannie nak�ada� tyto� do swej staromodnej fajki, zrobionej z korzenia wrzo�ca. By� opalony i prawie �ysy. Uwag� przykuwa�y imponuj�ce rz�dy baretek. Wskaza� Troyowi krzes�o naprzeciwko, kiwn�� r�k� w kierunku teczki, kt�r� Kelly po�o�y� przed nim i zapali� fajk�. Milcza�, dop�ki Kelly nie wyszed� i nie zamkn�� za sob� drzwi. - Zosta� pan przydzielony do nas przez s�u�b� wywiadowcz� ze wzgl�du na pa�sk� wiedz� specjalistyczn�, sier�ancie. Chc�, aby powiedzia� mi pan co� o z�ocie. - To jest metal, panie admirale, bardzo ci�ki i ludzie gromadz� go w du�ych ilo�ciach. - Czy to wszystko? - Admira� rzuci� gro�ne spojrzenie zza k��bu niebieskiego dymu. - Czy wydaje si� panu, �e jest pan dowcipny? - Nie, panie admirale, ale taka jest prawda. Z�oto jest wa�nym materia�em przemys�owym, ale to nie dlatego interesuje si� nim wi�kszo�� ludzi. Kupuj� je, kradn� i ukrywaj�, poniewa� stanowi du�� warto�� dla innych. Na Zachodzie traktujemy je jako towar, ale dla reszty z�oto jest inwestycj� bezpieczniejsz� ni� obligacje czy banki. Z�oto nabyte legalnie tutaj, nabiera podw�jnej warto�ci po przeszmuglowaniu go do innego kraju, powiedzmy do Indii. W�a�nie w takich okoliczno�ciach z nim si� zetkn��em. Armia Stan�w Zjednoczonych posiada oddzia�y stacjonuj�ce na ca�ym �wiecie. Pokusa zarobienia dodatkowych dolar�w na sprzeda�y z�ota jest dla wielu �miertelnik�w zbyt silna, by si� jej oprze�. Admira� skin�� g�ow�. - W porz�dku - powiedzia�. - Ale to tylko jeden aspekt z�ota. Co z jego zastosowaniem w przemy�le, o kt�rym pan wspomnia�? Gdzie jeszcze, opr�cz zak�ad�w jubilerskich, potrzebne jest z�oto? - W elektronice, gdy� jest kowalne, nie matowieje ani nie rdzewieje i jest dobrym przewodnikiem. Wszystkie po��czenia w komputerze s� nim pokryte. U�ywa si� go r�wnie� w oknach do redukcji przep�ywu promieni s�onecznych. - �adna z tych rzeczy nie ma zwi�zku z problemem, kt�ry tutaj mamy. - Admira� zamkn�� le��c� przed nim teczk�. - Interesuj� nas powody, dla kt�rych pewien pu�kownik Armii Stan�w Zjednoczonych kupuje du�e ilo�ci z�ota. Wiem, �e jest to absolutnie legalne, ale chc� wiedzie�., dlaczego to robi. - Czy m�g�bym spyta�, co rozumie pan przez "du�e ilo�ci"? - Z�oto warto�ci ponad stu tysi�cy dolar�w, wed�ug wczorajszych notowa�. Czy wie pan, co oznacza skr�t QCIC? Troy bez s�owa zaakceptowa� t� nag�� zmian� tematu. - Nie, panie admirale, nie wiem. Pan Kelly powiedzia�, �e pan mi to wyja�ni. - Quis custodiet ipsos custpdes? Czy zna pan znaczenie tych s��w? - Po dw�ch latach �aciny na studiach s�dz�, �e powinienem. W dos�ownym t�umaczeniu znaczy to: kto b�dzie trzyma� stra� nad stra�nikami? - Zgadza si�. Kto b�dzie pilnowa� pilnuj�cych? Ten ma�y problem jest tak stary jak �acina. Ju� policjanci, kt�rzy bior� �ap�wki, s� godni pot�pienia. A co zrobi� z lud�mi, kt�rym powierza si� bezpiecze�stwo pa�stwa? W�a�nie dlatego istnieje ten wydzia�. Musi pan zdawa� sobie spraw�, �e to co robimy, ma ogromne znaczenie dla bezpiecze�stwa tego kraju. Nie b�dzie w tym �adnej przesady, je�li powiem, �e jest to najwa�niejsza operacja w historii zapewnienia bezpiecze�stwa pa�stwowego. Nie mo�emy wi�c pozwoli� sobie na �adne b��dy. Jak m�wi�, dolar nie ma tutaj wst�pu. Spoczywa na nas najwi�ksza odpowiedzialno��, bo to my pilnujemy agent�w aparatu bezpiecze�stwa. To jest w�a�nie przyczyna, dla kt�rej zdecydowa�em si� pana tutaj �ci�gn��. Ponadto s� trzy rzeczy w pa�skich aktach, kt�re mi si� podobaj�. Po pierwsze, wie pan wszystko o z�ocie. Po drugie, pa�skie przej�cie do s�u�by bezpiecze�stwa jest �ci�le tajne. Czy domy�la si� pan, jaka jest trzecia przyczyna? Troy powoli skin�� g�ow�. - S�dz�, �e tak. Chodzi z pewno�ci� o to, �e u�y�em gwizdka, gdy przy�apa�em mojego prze�o�onego na kupowaniu narkotyk�w. - W�a�nie. Wielu �o�nierzy odwr�ci�oby si� wtedy w drug� stron�. Czy spodziewa� si� pan jakiej� specjalnej nagrody za to, co pan zrobi�? - Nie, panie admirale, nie spodziewa�em si�. - Troy usi�owa� panowa� nad emocjami. - Je�li ju� czegokolwiek oczekiwa�em, to na pewno nie pochwa�y. Jestem pewien, �e armia nie lubi �o�nierzy bez zastanowienia donosz�cych na swoich prze�o�onych. Ale to by� wyj�tkowy wypadek. Mo�e gdyby chowa� do kieszeni fundusze z klubu oficerskiego, zastanowi�bym si� dwa razy, zanim wyj��bym gwizdek, ale to dotyczy�o dow�dcy grupy, kt�ra mia�a walczy� z przedostawaniem si� narkotyk�w na teren koszar. Nie zajmowali�my si� trawk� czy jakimi� w�chaczami, ale narkotykami o najsilniejszym dzia�aniu, zw�aszcza heroin�, kt�rej by�o najwi�cej. Kiedy zobaczy�em, �e m�j dow�dca maj�cy walczy� z handlarzami kupuje od nich towar, nie wytrzyma�em. - U�miechn�� si� ch�odno. - Ostatnio s�ysza�em, �e nadal jest w Leavenworth. Przypuszcza�em, �e b�d� chcieli wyrzuci� mnie z jednostki i zupe�nie nie spodziewa�em si� dwustopniowego awansu i przeniesienia do G2. - To by�a moja robota. Podj��em decyzj� za twoich bezpo�rednich prze�o�onych, kt�rzy chcieli zrobi� to, czego si� spodziewa�e�. Niejeden dow�dca straci� wiele, nie doceniaj�c refleksu niekt�rych �o�nierzy. Mia�em ciebie na oku od pocz�tku twojej kariery, poniewa� ludzie tacy jak ty nale�� do rzadko�ci. - Dostrzeg� wyraz twarzy Troya i u�miechn�� si�. - Nie, sier�ancie, to nie s� pochlebstwa, ale najuczciwsza prawda. Dla mnie najwi�ksz� warto�� maj� ludzie, kt�rzy ponad osobist� przyja�� czy karier� stawiaj� wierno�� przysi�dze lojalno�ci. Potrzebni nam s� tutaj tacy jak ty. Mam nadziej�, �e po sko�czeniu tej operacji rozwa�ysz propozycj� pozostania na sta�e w tym wydziale, ale to wci�� jeszcze przysz�o��. Teraz zajmiemy si� operacj� pod kryptonimem "Subject George". - Zdj�� z p�ki teczk� z papierami i otworzy� j�. - Operacja "Subject George" zosta�a wszcz�ta na skutek rutynowej kontroli. Inwigilacja os�b zajmuj�cych si� �ci�le tajnymi sprawami bezpiecze�stwa jest praktyk� powszechn�. Obiektem tego dochodzenia jest Wesley McCulloch, pu�kownik Armii Stan�w Zjednoczonych, ciesz�cy si� dobr� opini� jako �o�nierz i darzony przez rz�d ogromnym zaufaniem w najbardziej tajnych sprawach bezpiecze�stwa. Kawaler, ale, je�li wybaczysz to wyra�enie, nie trzeba go namawia�. Dba o kondycj�, je�dzi na nartach i uprawia surfing. Ma ma�y dom w Aleksandrii, kt�ry wkr�tce sp�aci. Wszystko to jest dosy� nudne i nie ma w tym nic nadzwyczajnego... Z wyj�tkiem tego, �e pu�kownik kupuje du�e ilo�ci z�ota. Zacz�o si� to niedawno, jakie� sze�� miesi�cy temu. Mia� wtedy troch� pieni�dzy ulokowanych w papierach warto�ciowych i troch� na koncie w banku. Papiery sprzeda�, konto zlikwidowa� i za wszystkie pieni�dze kupi� z�oto. Sprzeda� r�wnie� obligacje, kt�re odziedziczy�. Obaj wiemy, �e wszystko to jest absolutnie legalne, ale ja wci�� chc� wiedzie�, dlaczego on to robi? - Czy mog� zobaczy� kartotek�, panie admirale? - Troy przejrza� j�, zatrzymuj�c si� d�u�ej na niekt�rych stronach i od�o�y�. - Nie ma tutaj �adnej wzmianki o obowi�zkach zawodowych pu�kownika. - I nie b�dzie. Nawet agenci FBI, kt�rzy pisali te raporty, nie wiedzieli, czym zajmuje si� pu�kownik. McCulloch jest odpowiedzialny za ochron� jednego z najwa�niejszych i najbardziej tajnych laboratori�w. Nic nie mo�na zarzuci� jego pracy, jest bardzo dobry i nie to sp�dza mi sen z powiek. Z�oto. Co�, nie wiem... - S�dzi pan, �e co� si� za tym kryje? - W�a�nie. Jest w tym co� dziwnego. To jedyna niezwyk�a rzecz, jak� pu�kownik zrobi� w ca�ym swym �yciu. Twoim zadaniem jest dowiedzie� si�, dlaczego je kupuje. - Zrobi� to, panie admirale. Intryguje mnie to w r�wnym stopniu jak pana. Nie przychodzi mi do g�owy �aden pow�d, dla kt�rego cz�owiek o tej pozycji robi tego rodzaju inwestycje. Mam na my�li legalne powody. - S�dzisz, �e mog� by� jakie� nielegalne? - W tej chwili jeszcze nie wiem. Musz� wzi�� pod uwag� wszelkie mo�liwo�ci. Potrzebujemy konkretnych fakt�w, zanim zdecydujemy si� na jakiekolwiek dzia�anie. ROZDZIA� 3 Ulewa przypomina�a oberwanie chmury w krajach tropikalnych. Mimo ko�ca pa�dziernika by�o bardzo parno, co stanowi�o jedn� z przyczyn, dla kt�rych Waszyngton pos�pnie nazywano Mglistym Dnem. Troy Harmon usiad� za kierownic� Pontiaka i poprawi� kapelusz prawie zas�aniaj�cy mu czo�o. Nie przez przypadek zar�wno kapelusz, jak i p�aszcz ortalionowy by�y bardzo podobne do tych, jakie mia� na sobie pu�kownik, kiedy wychodzi� ze swojego domu jakie� p� godziny temu. Pu�kownik mia� r�wnie� takiego samego Pontiaka; identyczny kolor i rocznik jak ten, kt�rego prowadzi� Troy. �oskot deszczu padaj�cego na metalowy dach zosta� nagle zag�uszony przez sygna� z odbiornika. Troy nacisn�� przycisk. - M�wi George Baker - powiedzia�. S�uchawka zatrzeszcza�a w odpowiedzi. - George w�a�nie zaparkowa� na tym samym parkingu i w tym samym miejscu gdzie zawsze. - Dzi�kuj�. Bez odbioru. Troy przekr�ci� kluczyk w stacyjce i zapali� silnik. Przygotowanie wszystkiego zabra�o cztery dni powolnej i bardzo �mudnej pracy na tyle dok�adnej, �e jakikolwiek b��d by� wykluczony. Nie wyobra�a� sobie podj�cia dzia�a� w po�piechu - wszystko musia�o by� dopi�te na ostami guzik. Teraz z niecierpliwo�ci� czeka� na kolejny etap operacji. Dok�adny dzienny i tygodniowy rozk�ad zaj�� pu�kownika znajdowa� si� w raportach FBI. Troy przestudiowa� go starannie i wykorzysta� wszystko, co by�o mu potrzebne. Ludzie z FBI zaopatrzyli go w legitymacj� cz�onkowsk� klubu lekkoatletycznego, w kt�rym McCulloch trzy razy w tygodniu grywa� w Squash. Wykorzysta� j� tylko raz, gdy musia� otworzy� szafk� pu�kownika i zrobi� odciski jego wszystkich kluczy, co zaj�o mu nieca�� minut�. Teraz, gdy powoli jecha� starym Pontiakiem zacienion� ulic�, duplikaty kluczy brz�cza�y mu w kieszeni. W samochodzie by�o parno i duszno, ale przynajmniej nikt nie m�g� zobaczy� jego twarzy przez zaparowane szyby. Wjechawszy na drog� prowadz�c� do domu pu�kownika, Troy wcisn�� przycisk aparatu s�u��cego do otwierania gara�u za pomoc� fal radiowych, dostrojonego na t� sam� cz�stotliwo�� co urz�dzenie pu�kownika. Brama podnios�a si� i wjecha� do �rodka. Przypadkowemu obserwatorowi nasun�oby si� automatycznie, �e to pu�kownik wraca do domu. Poniewa� McCulloch nie mia� w s�siedztwie �adnych przyjaci� ani znajomych, mo�liwo�� odkrycia, �e powr�t ten by� niezgodny z jego rozk�adem dnia, by�a znikoma. Troy poczeka�, a� brama zamknie si� i dopiero wtedy wysiad� z samochodu. P�aszcz i kapelusz zostawi� na siedzeniu; przymocowa� radio do paska i si�gn�� po dyplomatk�. Aby nie zapala� �wiat�a w gara�u, pos�u�y� si� kieszonkow� latark�. Skrzynka z alarmem antyw�amaniowym znajdowa�a si� przy drzwiach prowadz�cych z gara�u do domu. Technik z QCIC zidentyfikowa� klucz i powiedzia� mu, co ma zrobi�. W�o�y� klucz, wykona� jeden pe�ny obr�t zgodnie z kierunkiem wskaz�wek zegara i wyj��. Troy zbli�y� si� do skrzynki, na kt�rej pali�a si� niebieska �ar�wka i zrobi� tak, jak m�wi� technik. �ar�wka zgas�a. Wychodz�c z, domu b�dzie musia� pami�ta�, by te czynno�ci powt�rzy�. Za drugim razem dopasowa� w�a�ciwy klucz do drzwi i kiedy ju� mia� nacisn�� klamk�, zawaha! si�. To by�o zbyt proste. Je�li McCulloch mia� co� do ukrycia, z pewno�ci� przedsi�wzi��by jakie� inne �rodki ostro�no�ci poza w��czeniem alarmu. Troy dok�adnie obejrza� framug� drzwi. Nic nie wystawa�o, ale wiedzia�, �e bardzo �atwo by�o zostawi� jaki� ma�y kawa�ek papieru przyklejony do drzwi, kt�ry odpad�by w przypadku ich otwarcia. Schyli� si� - i znalaz�. Czarna g��wka spalonej zapa�ki w�o�onej tu� pod dolny zawias by�a prawie niewidoczna. Kiedy otworzy� drzwi, zapa�ka spad�a na pr�g. Bardzo dobrze. Pochyli� si� i w �wietle latarki dostrzeg� ma�e wy��obienie - pozosta�o�� po zapa�ce. W�o�y j� dok�adnie w to samo miejsce, kiedy b�dzie opuszcza� dom. Otworzy� drzwi na o�cie� i wszed�. W korytarzu by�o ch�odno i cicho. Kuchenne drzwi po drugiej stronie by�y otwarte. Troy mia� mn�stwo czasu. Zamierza� gospodarowa� nim m�drze, po�wi�caj�c na ka�d� czynno�� tyle minut, ile b�dzie trzeba - �adnego po�piechu. Pu�kownika mia�o nie by� przez co najmniej osiem godzin. By� ca�y czas obserwowany i gdyby mia� wr�ci� wcze�niej, Troy dowiedzia�by si� o tym natychmiast i mia�by do�� czasu, by opu�ci� dom. Przyszed�em tu, panie pu�kowniku, powiedzia� Troy do siebie, by dowiedzie� si�, co w trawie piszczy. Zdj�� sportow� marynark�, po czym rozlu�ni� krawat i ko�nierzyk koszuli. Deska do przygotowywania posi�k�w by�a czysta, wi�c Troy roz�o�y� na niej chusteczk� i postawi� wyj�ty z dyplomatki termos z kaw�. Pi� ma�ymi �ykami. �o�nierz w ka�dym calu, pomy�la�. Pomieszczenie by�o tak czyste jak sala operacyjna, ale inaczej by� nie mog�o, skoro pu�kownik sp�dzi� prawie ca�e �ycie w wojsku. Z VMI przeszed� do armii. Mia� nieskazitelnie czyste akta personalne, du�e do�wiadczenie w walce, by� wzorowym �o�nierzem. P�niej kancelaria szefa sztabu i b�yskotliwa kariera. Naczynia po �niadaniu by�y umyte i r�wno ustawione na suszarce. Nawet patelnia by�a wypolerowana i starannie zawieszona na specjalnym haczyku. W koszu na �mieci by�y tylko resztki po ostatnim �niadaniu - skorupki jajek i opakowanie po bekonie. Mleko, mas�o, chleb, konserwy i pozosta�e jajka by�y w lod�wce. Powoli, bardzo uwa�nie Troy przeszed� przez reszt� domu. Pomieszczenie po pomieszczeniu. W pokoju go�cinnym sta�o biurko, ale wszystkie szuflady by�y zamkni�te na klucz. Postanowi�, �e zajmie si� tym p�niej. Na p�ce obok kanapy le�a�y wojskowe i sportowe czasopisma oraz podniszczone egzemplarze "Newsweeka" i "Reader's Digest". Tu� obok kilka p�ek z ksi��kami - g��wnie stare podr�czniki wojskowe. Nowsze egzemplarze by�y jeszcze w ok�adkach chroni�cych je przed kurzem - popularne powie�ci, teksty techniczne, jakie� historyczne rozprawki i przewodnik po zachodnich rejonach narciarskich. Spis tytu��w mia� zamiar przejrze� p�niej. Wyj�� z kieszeni jeden z ciekawszych gad�et�w, jakie by�y na wyposa�eniu QCIC. Ma�y japo�ski aparat fotograficzny ca�kowicie naszpikowany elektronik�. Klisz� zast�powa�a elektroniczna karta, na kt�rej obraz rejestrowany by� z maksymaln� pr�dko�ci� dziesi�ciu uj�� na sekund�. Przystosowany by� do robienia zdj�� zar�wno przy ka�dym o�wietleniu, jak i w zupe�nych ciemno�ciach. Troy nastawi� go na ultrafiolet, tak �e lampa emitowa�a tylko niebieski promie� daj�cy idealne dla tego aparatu nat�enie �wiat�a. Sfotografowa� grzbiety wszystkich ksi��ek i schowa� aparat. W sypialni na g�rze, pod dywanem le��cym obok dwuosobowego ��ka, znalaz� d�bow� p�yt� wkomponowan� w wypolerowany parkiet wykonany z tego samego materia�u. Na kraw�dzi p�yty widoczne by�o ma�e wy��obienie, w kt�re w�o�y� palce. Kiedy poci�gn��, p�yta odchyli�a si� na ukrytych zawiasach. Pod ni� wtopiony by� w beton sejf zamkni�ty na zamek cyfrowy. Czy� to nie wspania�e, powiedzia� do siebie, pocieraj�c d�onie z zadowoleniem. Naprawd� du�y. O wiele za du�y jak na jego medale i ksi��eczki czekowe. My�l�, �e sprawdzenie zawarto�ci tej skrzyneczki by�oby co najmniej interesuj�ce. Wykr�ci� numer Kelly'ego, korzystaj�c z telefonu wisz�cego obok ��ka. Telefon odebrano po pierwszym sygnale. - M�wi Harmon. Znalaz�em w pod�odze du�y sejf. Zastanawiam si�, czy mogliby�cie mi pom�c. - To bardzo interesuj�ce. Jestem pewien, �e da si� to zorganizowa�. Czy zauwa�y� pan, jakiej marki jest sejf? - Tak. Atlas Executive. �adnych otwor�w na klucze. Zawiasy niewidoczne. Pojedyncza tarcza z cyframi od zera do dziewi�ciu. - Bardzo dobrze. Przy�lemy tam kogo� za kilkadziesi�t minut. Czekaj�c na pomoc, Troy wr�ci� na d� i zajrza� do biurka, kt�rego zamki bez oporu podda�y si� wytrychowi. By�a tam jaka� korespondencja, plik rachunk�w i kwit�w, zrealizowane czeki i talony ksi��eczek czekowych. Zamiast drobiazgowego sprawdzania zawarto�ci biurka zrobi� po prostu kilka zdj��. Praca nie zaj�a mu zbyt wiele czasu. Wkr�tce po uporz�dkowaniu wszystkiego i zamkni�ciu biurka zauwa�y� przez okno star� ci�ar�wk� z napisem ANDY - HYDRAULIK - US�UGI CA�ODOBOWE. Ci�ar�wka przyjecha�a w nieca�e czterdzie�ci pi�� minut po jego telefonie. M�czyzna ubrany w kombinezon roboczy wyci�gn�� poobijan� skrzynk� z narz�dziami, zamkn�� samoch�d i pogwizduj�c skierowa� si� do domu. Troy otworzy� drzwi, zanim tamten zd��y� nacisn�� dzwonek. - Jestem Andy, tak jak na ci�ar�wce. S�ysza�em, �e ma pan jaka� robot� dla hydraulika z moj� specjalno�ci�. - Wyj�� zapa�k� z ust i starannie schowa� j� do kieszeni. - Gdzie to jest? - Na g�rze. Zaprowadz� pana. Andy zna� si� na swojej robocie. Poobijana skrzynka na narz�dzia by�a w �rodku w idealnym stanie. Wszystkie przyrz�dy le�a�y w specjalnych przegr�dkach wys�anych aksamitem. Andy ukl�k� i z zachwytem spojrza� na sejf. - �adny - powiedzia�, zacieraj�c d�onie. - Bardzo bezpieczny. Ognioodporny, wymaga kilku godzin temperatury powy�ej tysi�ca stopni. Wysadzenie nie wchodzi w gr�. - Wi�c nie da pan rady go otworzy�? - Czy ja tak m�wi�em? - Wyj�� ze skrzynki metalowe pude�ko z anten� i przekr�ci� pokr�t�o. - �adna tradycyjna metoda na nic si� tutaj nie zda. Nie ma mowy. Potrafi� otworzy� wszystko, ale najpierw sprawd�my, czy nie ma jakiego� alarmu. Nie, nie ma, jest czysty. Pos�uchajmy, co ten sejf ma nam do powiedzenia. �adnej zapadki, wi�c niczego nie us�yszymy. Ale s� i inne sposoby. Troy nie pyta� jakie, bo nie by�a to jego sprawa. Do zbadania wn�trza sejfu Andy u�ywa� jakiego� ultrad�wi�kowego mechanizmu. Kilka ma�ych przyrz�d�w wraz z zasilaj�cymi je bateriami przymocowa� do pokr�t�a i przedniej �ciany sejfu, a pozosta�� cz�� urz�dzenia postawi� obok na solidnej okr�g�ej podstawie z wmontowanym w ni� czytnikiem cyfrowym. Wprawienie w ruch tego elektronicznego cuda zaj�o mu nieca�y kwadrans. Po chwili gwizdn��, od��czy� aparat od sejfu i rozmontowa�. - Nie zamierza pan tego otworzy�? - zapyta� Troy. Andy potrz�sn�� g�ow�. - Jestem technikiem, a nie przest�pc�. Jeden z jego miniaturowych przyrz�d�w wygl�da� jak kalkulator z mo�liwo�ci� wydruku. Andy wystuka� kilka polece�, urz�dzenie zabrz�cza�o i z wn�trza wysun�� si� pasek papieru. Andy wr�czy� go Troyowi. Na papierze by�a lista cyfr i liter. - P oznacza prawo - powiedzia� Andy. - Jak si� nietrudno domy�li�, L to lewo. Zanim pan zacznie, prosz�, pokr�ci� pokr�t�em w kierunku odwrotnym do ruchu wskaz�wek zegara, a p�niej ustawi� je wed�ug kolejno�ci cyfr podanych na kartce. Drzwi s� na spr�ynie, wi�c otworz� si� same przy ostatniej cyfrze. Jak pan zamknie, prosz� jeszcze kilka razy pokr�ci� i ustawi� na sze��dziesi�t pi��. Tak by� nastawiony, kiedy tu przyszed�em. Kto� m�g� to zapami�ta�. �ycz� mi�ego dnia. Troy obserwowa�, jak Andy odje�d�a, a potem wr�ci� do pokoju. Zabawki Andy'ego odwali�y kawa� roboty. Kiedy nastawi� ostatni� cyfr�, poczu�, �e drzwi odskoczy�y na spr�ynie. Otworzy� je na ca�� szeroko�� i zobaczy�, �e sejf zawiera tylko jedn� rzecz. Z�oto. Starannie pouk�adane sztabki, p�ytki i zwoje. By� to naprawd� imponuj�cy widok. Im d�u�ej zajmowa� si� z�otem, tym bardziej je podziwia�. Nie by�o na �wiecie nic, co mog�oby si� r�wna� z tym metalem. Si�gn�� do �rodka, wyj�� pierwsz� sztabk� i zwa�y� w d�oni. Z�oto by�o ci�kie. Nic innego, nawet o��w, nie dawa�o uczucia takiego ci�aru w proporcji waga - rozmiar. Chcia� ju� od�o�y� sztabk� na miejsce, ale zawaha� si�. Co� tutaj nie gra�o. Troy po�o�y� z�oto na dywanie i pochyli� si� nad sejfem, przeliczaj�c pozosta�e sztabki. Nie widzia� wszystkich, ale m�g� w przybli�eniu oceni� ich liczb�. Chwila pracy z kalkulatorem potwierdzi�a jego podejrzenia. Ale chcia� mie� pewno��. Otworzy� notes i po�o�y� si� na brzuchu obok sejfu. Nie by� zdolnym rysownikiem, ale powierzchowny szkic w zupe�no�ci mu wystarcza�. Starannymi liniami nakre�li� stos sztabek, a potem zaznaczy� pozycj� p�ytek i zwoj�w. Kiedy sko�czy�, z zadowoleniem od�o�y� notes i starannie, sztuka po sztuce, wyci�ga� z�oto z sejfu i uk�ada� je na zamkni�tej dyplomatce. Gdy prawie jedna trzecia z�ota znajdowa�a si� ju� poza sejfem, wsta� i poszed� do �azienki po wag�, kt�r� zauwa�y� tam wcze�niej. W sam raz nadawa�a si� do pobie�nych pomiar�w. Troy stan�� na wadze. Sto siedemdziesi�t pi�� w ubraniu; waga zani�a�a ci�ar o co najmniej pi�� funt�w, ale nie by�o to istotne. Zanotowa� ci�ar, a p�niej wszed� na wag�, trzymaj�c teczk� obci��on� z�otem. Powtarza� t� czynno�� trzy razy, za ka�dym razem zapisuj�c w notesie wynik. Kiedy sko�czy�, od�o�y� z�oto dok�adnie w miejsce, z kt�rego je zabra�. To by�a naprawd� prosta matematyka. Jego ci�ar razem z ci�arem walizki bez z�ota wynosi� sto osiemdziesi�t trzy funty. Pomno�y� to przez trzy. P�niej przez t� sam� liczb� pomno�y� swoj� wag� razem ze z�otem i odj�� mniejsz� liczb� od wi�kszej. Wynik wynosi� ponad trzydzie�ci dziewi�� funt�w. Trzydzie�ci dziewi�� funt�w z�ota! To by�a olbrzymia ilo��. Ostatni raz, kiedy sprawdza� notowania z�ota, cena uncji wynosi�a czterysta trzydzie�ci sze�� dolar�w. Ale w systemie wagowym Troya funt mia� warto�� zero osiemset dwadzie�cia trzy funta Avordiupoisa. Uwzgl�dni� t� poprawk� w swych obliczeniach i podzieli� przez dwana�cie, gdy� funt Troya sk�ada� si� tylko z dwunastu uncji. Troy wpatrywa� si� w ostateczny wynik i kiwa� g�ow�. A jednak, a jednak, powiedzia� do siebie. To by�o co�, o czym admira� chcia�by zaraz us�ysze�. Rozmowa telefoniczna nie trwa�a d�ugo. Kelly natychmiast po��czy� go z admira�em, kiedy us�ysza�, �e ma piln� spraw�. - M�wi admira� Colonne. Czy to ty, sier�ancie Harmon? - Tak jest, panie admirale. Znalaz�em sejf, w kt�rym pu�kownik trzyma z�oto. Zanim zamkn��em sejf, zwa�y�em z�oto. Granica b��du nie przekracza pi�ciu procent. Zdaje si�, �e FBI nie doceni�o pu�kownika. Jego z�oto jest warte wi�cej ni� sto tysi�cy. - Wi�cej? Ile wi�cej? - Powiedzia�bym, �e pu�kownik ma ulokowane w z�ocie ponad dwie�cie pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w, panie admirale. �wier� miliona dolar�w. ROZDZIA� 4 - Wol� raport ustny - powiedzia� admira�. - Swoje wnioski przelejesz na papier p�niej, ale w tej chwili chc� po prostu us�ysze� to, czego si� dowiedzia�e�. Troy skin�� g�ow� i roz�o�y� przed sob� notes. Sala konferencyjna wygl�da�a tak samo jak podczas ostatniej wizyty: zas�oni�te kotary, cisza i rozmowa w cztery oczy. Uderzy� palcem w cyfry na pierwszej stronie. - Wie pan ju�, panie admirale, �e pu�kownik posiada przynajmniej dwa i p� raza z�ota wi�cej ni� s�dzili�my pierwotnie. Kiedy m�wi�, admira� kiwa� g�ow� i mia� ponury wyraz twarzy. - Tak, to rzeczywi�cie ma du�e znaczenie, ale te� poci�ga za sob� nast�pne pytanie. Jak zdoby� z�oto, nie b�d�c zauwa�ony przez FBI? Ponadto obecna sytuacja wzmacnia tylko nasz podstawowy problem: do czego potrzebne jest mu to z�oto? Czy jeste� ju� w stanie odpowiedzie� na to pytanie? Czy przychodzi ci co� do g�owy? - Nie znam odpowiedzi, ale mam pewne przypuszczenia. - Troy przewr�ci� kartk� w notesie. - W ci�gu ostatniego roku zasz�y istotne zmiany w sposobie zachowania pu�kownika. Teraz czyta ksi��ki, chodzi do bibliotek i muze�w, co wcze�niej nigdy mu si� nie zdarza�o. Przejrza�em jego indeks, a ludzie z FBI rozmawiali z jego wojskowymi wyk�adowcami. Nowe zainteresowania po prostu nie pasuj� do jego normalnego stylu �ycia. - Co masz na my�li? - Z tego, co uda�o mi si� dowiedzie�, McCulloch nigdy nie mia� zainteresowa� natury intelektualnej. Nie oznacza to wcale, �e jest g�upi. Je�li mu na tym zale�a�o, potrafi� w szkole osi�gn�� ca�kiem dobre wyniki. Ale musia� si� bardzo stara�, by jego oceny by�y powy�ej przeci�tnej. Po opuszczeniu szkolnych mur�w od�o�y� ksi��ki na bok i nie wydaje si�, by kiedykolwiek dobrowolnie si�gn�� po kt�r�� z nich. Potwierdzili to ludzie, kt�rzy z nim s�u�yli. Co wi�cej, nigdy nie chodzi� do kina. Je�li ju�, to ogl�da telewizj�, i zwykle wy��cznie sport. Nie ma nawet w�asnego telewizora. - Co robi w wolnym czasie? - zapyta� admira�, grzebi�c scyzorykiem w cybuchu fajki. - Nie m�w mi tylko, �e po przyj�ciu do domu siedzi i wpatruje si� w tapety. - Nie, panie admirale. Eksploatuje si� na sali gimnastycznej, gra w Squash i golfa. Jest towarzyski, spotyka si� z przyjaci�mi co najmniej raz w tygodniu, nie unika alkoholu, ale pije zawsze z umiarem. Bardzo cz�sto chodzi na randki. Kolacja, drinki, ta�ce, a p�niej do ��ka. Prowadzi bardzo pracowity tryb �ycia, dba o kondycj�, ale nie czyta. W�a�nie to jest niepokoj�ce, je�li chodzi o jego nowe zainteresowania. Wydaje mi si�, �e okres kupowania ksi��ek pokrywa si� z czasem kupowania z�ota. - S�dzisz, �e ma to jaki� zwi�zek? Troy starannie roz�o�y� kartki, pozostawiaj�c przez chwil� pytanie bez odpowiedzi. - W�a�ciwie nie mam �adnej podstawy, by s�dzi�, �e te dwie rzeczy ��cz� si� ze sob�, ale nasuwa mi si� zasada brzytwy Ockhama. W �yciu McCullocha nast�pi�y mniej wi�cej w tym samym okresie dwie du�e zmiany, co sk�ania mnie do przypuszczenia, �e ��czy je co� wi�cej ni� tylko czysty przypadek. W�a�nie tym musz� si� teraz zaj��. My�l�, �e nadszed� czas, bym osobi�cie spotka� si� z pu�kownikiem. Z moich notatek nie dowiem si� ju� niczego wi�cej. Chc� teraz pozna� go i znale�� odpowied� na pytanie, dlaczego to robi. - Mo�e si� dowiemy. Czy ksi��ki, kt�re kupuje, nasuwaj� ci co� na my�l? - Nic, co mia�oby sens. - Troy spojrza� na now� kartk�. - Tutaj jest spis jego ksi��ek w kolejno�ci, w jakiej s� ustawione. The Encyclopedia of Military History, A Bridge Too Far, The Gatling Gun, Stress Ana�ysis in Alloys, The Horse Soldiers, Gone with the Wind, Ordeal by Fire, The Ninja, The Alteration... - Wystarczy. Zaczynam rozumie�, co masz na my�li. Beletrystyka i literatura faktu wymieszane ze sob�, jakby sta�y na p�ce jakiego� ulicznego straganu. - Nie tak zupe�nie wymieszane, panie admirale. Je�li jest jaka� wsp�lna ni�, kt�ra je wszystkie ��czy, to jest ni� historia wojska. - Zgoda, ale przecie� pu�kownik jest wojskowym. Mam na my�li jego �ycie i karier�. Czy te ksi��ki naprowadz� nas na jaki� �lad? To co w tej chwili mamy w gar�ci, to tylko poszlaki i przypuszczenia plus �wier� miliona dolar�w w z�ocie. W porz�dku, popieram tw�j plan zbli�enia si� do pu�kownika. Co proponujesz? - Powiedzia� mi pan, �e pu�kownik jest szefem ochrony laboratorium rz�dowego. Czy podlegaj� mu tam jakie� oddzia�y z armii? Nie znalaz�em niczego na ten temat w raportach FBI. Admira� przetka� fajk� i z zadowoleniem zacz�� na nowo nape�nia� j� tytoniem. - Ludzie z FBI nie zbli�yli si� do Weeks Electronics, ale je�li sobie przypominam, jest tam kilku technik�w od uzbrojenia, jak r�wnie� kilku specjalist�w od zabezpiecze�. Mo�liwe, �e s� jeszcze jacy� inni. Dlaczego pytasz? - Chcia�bym przejrze� papiery tych ludzi. Trzeba znale�� jak�� przyczyn� sprawdzenia rzetelno�ci wykonywania obowi�zk�w przez jednego z nich. - Wszyscy s� czy�ci, inaczej nie pracowaliby tam. To miejsce jest tylko dla najbardziej zaufanych. Wszystko co wiem na temat bada� to to, �e dotycz� jakich� �mierciono�nych promieni. Ka�dy, kto ma wst�p na teren laboratorium, musi by� czysty jak �za. - Nie w�tpi� w to, panie admirale. Nie interesuje mnie, jaki rodzaj bada� prowadzaj to nie ma znaczenia. Nie chc� r�wnie� sprawdza� �adnego z zatrudnionych tam pracownik�w, chodzi mi tylko o zbli�enie si� do McCullocha, pracowanie z nim, wyci�gni�cie czego� z niego. Nie ma w armii ani jednego faceta, kt�ry z tej czy innej przyczyny nie dostarczy�by powod�w do wszcz�cia dochodzenia. Mo�e traci za du�o pieni�dzy, graj�c w karty albo chodzi do burdelu nale��cego do mafii czy te� mo�e ma dziewczyn�, kt�rej poprzedni ch�opak mia� k�opoty z policj�. Potrzebuj� jakiego� punktu zaczepienia, by wszcz�� dochodzenie. - Popieram tw�j plan - powiedzia� admira�, naciskaj�c przycisk pod blatem sto�u. - Us�yszeli pukanie do drzwi i zobaczyli Kelly'ego. Admira� da� mu znak r�k�. - Jed� do Pentagonu i za�atw, by dokopali si� do akt personelu wojskowego. Sier�ant wyja�ni ci, co jest nam potrzebne. Je�li zapytaj� ci� o pow�d, to powiedz, �e chodzi o dochodzenie w sprawie bezpiecze�stwa prowadzone przez QCIC. Nie powinni zadawa� wi�cej pyta�. Sier�ancie Harmon, chc�, �eby� natychmiast zameldowa� mi, je�li znajdziesz to, czego szukasz. To by�a robota, kt�r� Troy wykonywa� wystarczaj�co cz�sto, by zna� j� bardzo dobrze. W trzeciej teczce znalaz� to, czego szuka�. By�a dopiero druga po po�udniu i admira� powinien by� jeszcze w biurze. Zgadza si�. Sekretarka oddzwoni�a i powiedzia�a, �e za pi�� minut b�dzie go oczekiwa� w sali konferencyjnej. Niemo�liwe, �eby nie mia� swojego gabinetu, pomy�la� Troy, ale nie mia� poj�cia, gdzie to by�o i dlaczego zawsze spotykali si� w tej du�ej sali. To by�a zagadka, ale nie mia�a zbyt du�ego znaczenia. Spojrza� na zegarek, wzi�� kartotek� i uda� si� w kierunku schod�w. - To ten, admirale - powiedzia� Troy, przesuwaj�c kartotek� po b�yszcz�cym blacie sto�u. - Kapral Aurelio Mendez. Wszyscy zwracaj� si� do niego Chucho. To jest przezwisko. Jest z�ot� r�czk�, je�li chodzi o elektronik�, ale bardzo, �e tak powiem, niewojskowy. Pochodzi z Baltimore i sp�dza tam ka�dy wolny weekend. Pije i bardzo cz�sto gra w bilard ze starymi znajomymi. W�a�ciwie nie ma w tym nic z�ego, tyle tylko, �e jest on jednym z nielicznych, kt�rym uda�o si� wydosta� z portoryka�skiego getta, co oznacza, �e zna wielu str�czycieli, przemytnik�w i wszelkiego rodzaju drobnych przest�pc�w. Admira� rzuci� gro�ne spojrzenie w kierunku teczki. - Uwa�asz, �e stanowi on jakie� zagro�enie dla bezpiecze�stwa? Laboratorium zatrudnia ludzi, kt�rym mo�na ufa� w najwy�szym stopniu! - Nie stanowi �adnego problemu, je�eli chodzi o bezpiecze�stwo. Tajny agent, r�wnie� Portoryka�czyk, sprawdza� go przez miesi�c, zanim wystawi� mu certyfikat stwierdzaj�cy, �e jest czysty i �e mo�na go darzy� absolutnym zaufaniem. Przyjaciele Chucho szanuj� go i nauczyli si� nie wtr�ca� w jego sprawy. Jest cz�sto wzywany na dywanik z powodu nadwagi, co nie przeszkadza mu by� zagorza�ym amatorem wszelkich wypiek�w. Jeden z jego kumpli do butelki zacz�� mu kiedy� robi� g�upie uwagi na temat jego kariery wojskowej. Chucho spra� go kijem bilardowym tak, �e musieli mu za�o�y� na g�owie osiem szw�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!