5032

Szczegóły
Tytuł 5032
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5032 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5032 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5032 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zefowicz Tadeusz Zjawa Noc by�a jasna. Ksi�yc wisz�cy majestatycznie nad �wiatem rozlewa� z g��bi nieba swoje seledynowe �wiat�o na srebrzysty �niegowy kobierzec, otulaj�cy ca�� ziemi�.,Na polach i drogach, na gzymsach budynk�w, na dachach i na ga��ziach drzew, kt�re zamieni�y sw�j zielony letni str�j na dostojn�, powa�n�, bia�� szat� zimow� - wsz�dzie by�o pe�no �niegu, ra��cego oczy deszczem iskier po�yskuj�cych w ksi�ycowym blasku. Z dach�w zwisa�y sople lodu, l�ni�ce niczym czarodziejskie �wietliki zamkni�te w kryszta�owych flakonach. W tym krajobrazie podobnym do ba�niowego pa�acu kr�lowej zimy panowa�a tajemnicza cisza i spok�j. Marcin szed� z wolna, rozgl�daj�c si� po okolicy, kt�r� opu�ci� przed p� wiekiem, a przecie� dot�d zachowa� w pami�ci ka�dy szczeg�. Przez ca�y czas, jaki sp�dzi� na obczy�nie, zachowa� w swej pami�ci obraz rodzinnych stron, kt�ry teraz ukazywa� si� mu w innych, odmienionych kszta�tach. Kiedy opuszcza� kraj, by� rok 1907, a teraz 1957. Nie z w�asnej woli opuszcza� strony rodzinne. Jego dzia�alno�� rewolucyjna nie usz�a uwagi carskiej �andarmerii. Wtedy tak�e seledynowy ksi�yc rozprasza� mroki zimowej nocy, kiedy sznur kibitek uwozi� na wsch�d zes�a�c�w. Wtedy tak�e nie mia� przy sobie nikogo z najbli�szych. Czy teraz odnajdzie kogo� z rodziny, przyjaci� czy znajomych? Czy odnajdzie gr�b swojej Ma�gosi? A jednak wraca�, by w ojczystej ziemi z�o�y� swoje ko�ci. Na Syberii nie przebywa� d�ugo. Uda�o mu si� zbiec z zsy�ki i po kilkuletniej w�dr�wce po �wiecie osiedli� si� w Kanadzie. Nie mia� �atwego �ycia. Ci�ko pracowa�, niewiele wydawa� na w�asne potrzeby, tote� z czasem dorobi� si� do�� poka�nego kapita�u. Nie wraca� z pustymi r�kami. Byle mia� do kogo wr�ci�. Mia� trzech braci i trzy siostry. Trudno by�o wszystkim utrzyma� si� na dw�ch morgach piaszczystej ziemi. Po �mierci rodzic�w gospodark� obj�� najstarszy brat, kt�ry wkr�tce si� o�eni�. Wprawdzie bratowa dosta�a w posagu krow� i morg� takiego samego piasku, jaki mieli oni, ale zacz�o przybywa� i dzieci, jak to zwykle bywa w m�odym ma��e�stwie. Bracia i siostry Marcina w miar� dorastania pocz�li opuszcza� gniazdo rodzinne. Jemu uda�o si� dosta� do terminu u stolarza. W mie�cie zetkn�� si� z socjalistami i wst�pi� do partii. Chcia� walczy� o wolno�� i sprawiedliwo�� spo�eczn�, a popad� w niewol� i ci�kie tarapaty. Z zes�ania do�� szybko uda�o mu si� uciec, ale du�o wody up�yn�o zanim zdo�a� si� usamodzielni�. Z Syberii uszed� do Chin, a stamt�d do Japonii. Wreszcie osiedli� si� na sta�e w Kanadzie. Tu pracowa� jako stolarz przy budowie okr�t�w. Zrazu nie pisa� do domu w obawie, by nie nara�a� rodziny na k�opoty ze strony �andarm�w carskich. Potem wys�a� jeszcze kilka list�w, kiedy ju� Polska by�a wolna, ale nie otrzyma� �adnej odpowiedzi. Nie mia� wi�c po co wraca� do kraju, a w Kanadzie mia� przynajmniej zapewniony byt, a i grosza m�g� od�o�y�. Mia� nawet zamiar zapisa� si� do wojska podczas drugiej wojny, ale nie by� ju� taki m�ody i wi�cej by�o z niego po�ytku przy budowie okr�t�w ni� gdzie� w okopach. Po wojnie r�nie m�wili o tej Polsce, a �e na jego listy w dalszym ci�gu nikt z kraju nie odpowiada�, �y� samotnie na obczy�nie i t�skni� do stron rodzinnych. Wreszcie postanowi� wraca� i odszuka� krewniak�w i mo�e gr�b swojej Ma�gosi? Braci i si�str mo�e nie zastanie, ale przecie� nie podobna, �eby nie by�o nikogo z ich dzieci. O �mierci Ma�gosi powiadomili go towarzysze, kiedy po dziewi�ciomiesi�cznej rozprawie czeka� w wi�zieniu na zsy�k�. I oto szed� teraz dobrze znan�, cho� nie piaszczyst�, jak dawniej, ale jak zauwa�y� wybrukowan� drog�, kt�ra prowadzi�a z miasta do jego wsi. Ju� z daleka ujrza� srebrny pas rzeki skutej lodem, kt�ry w blasku ksi�yca l�ni� jak szklana tafla. Jeszcze chwila i stan�� na mo�cie. Most te� by� inny, ni� tamten jaki zachowa� si� w jego pami�ci. Ten most by� szerszy, solidnie zbudowany, z wysokimi, mocnymi por�czami. Przypomnia�o mu si�, jak niegdy� siadywa� na tamtym spr�chnia�ym mo�cie i zapuszcza� w�dk� na ryby, a tam dalej za nim hucza� m�yn i nagle poczu� w piersi gniot�cy, przez p� wieku t�umiony b�l. Teraz by�o cicho. Spojrza� przed siebie. Nie by�o ni �ladu po m�ynie. Tylko dziwnym trafem woda w tym miejscu nie by�a zamarzni�ta i z pluskiem wp�ywa�a pod most, gdzie t�uk�a si� o jego pale. Musia�y w tym miejscu dzia�a� jakie� wiry podwodne. Wiod�c wzrokiem za drobnymi falami, pochyli� si� przez barier� i spojrza� w d�. Obraz, jaki ujrza� pod sob�, zmrozi� mu krew w �y�ach. Po�rodku rzeki, prawie pod samym mostem k�pa�a si� m�oda kobieta. By�a pochylona, wi�c twarzy nie widzia�, tylko jej niewyra�ne odbicie, po�amane bryzgami fali. Za to wyra�nie widzia� jej smuk��, zgrabn� posta�, blade od blasku ksi�yca ramiona i plecy, na kt�rych widnia�y ciemne pr�gi jakby �lady raz�w zadanych batem. Kobieta nabiera�a w d�onie wod�, kt�ra si�ga�a jej poza kolana, i polewa�a ni� ca�e cia�o. Widok by� tak niezwyk�y, �e Marcin sta� jak skamienia�y, nie wiedz�c co pocz��. Na Syberii, a potem w Kanadzie widzia� wprawdzie amator�w k�pieli w lodowatej wodzie, ale to by�o co innego. W bia�y dzie�, na oczach licznych gapi�w wskakiwali oni do przer�bli, zanurzali si� po szyj� i wyskakiwali, wycieraj�c si� czym pr�dzej, po czym wk�adali ciep�y ko�uch. Robili to, jak m�wili, dla hartowania cia�a, a troch� chyba dla popisu. Ta kobieta nie chcia�a si� popisywa�, nie chcia�a wystawia� na pokaz swojego cia�a, szczup�ych ramion, poci�tych biczem plec�w. Ale dlaczego zdecydowa�a si� na k�piel w lodowatej wodzie, w samotno�ci, w�r�d mro�nej nocy? Przecie� to grozi�o w najlepszym wypadku ci�k� chorob�, a najprawdopodobniej niechybn� �mierci�, kt�rej zapewne nie szuka�a, bo przecie� mog�aby od razu rzuci� si� pod l�d. Marcina ogarn�a naraz taka �a�o�� i wsp�czucie, �e chcia� pobiec do niej, przywo�a� i okry� j� swoim ciep�ym futrem. W por� jednak si� opanowa�. Co b�dzie kiedy spostrze�e, �e jest �ledzona, co b�dzie jak si� przestraszy i osunie si� do wody, pod l�d? Zrozumia�, �e najlepiej zrobi, gdy zostawi kobiet� jej w�asnemu losowi i sam jak najszybciej si� oddali. Ostro�nie zbieg� z mostu i wszed� na drog�, prowadz�c� ku wiosce. Jeszcze raz obr�ci� si� w stron� rzeki i ujrza� kobiet� w ca�ej swej nago�ci zwr�con� przodem ku niemu. Jedynie twarz zas�oni�t� d�ugimi jasnymi w�osami mia�a zwr�con� w stron�, gdzie niegdy� sta� m�yn. Nie czeka� d�u�ej. �adnie by wygl�da�, gdyby tak si� odwr�ci�a i zauwa�y�a, �e si� na ni� patrzy, kiedy tak jest roznegli�owana. Swoj� drog�, jak mo�na sta� na mrozie bez ubrania i patrze� nie wiadomo na co. Czym pr�dzej skry� si� za krzakami pokrytymi �niegow� ko�dr�, kt�re ros�y na zakr�cie drogi prowadz�cej do wioski. Wie�, jak dawniej, rozci�ga�a si� po obu stronach drogi, na kt�rej pali�y si� co kilkadziesi�t metr�w lampy elektryczne. Ju� z daleka dolatywa�o go szczekanie ps�w, kt�re wkr�tce otoczy�y go ze wszystkich stron. Na szcz�cie psy nie by�y gro�ne. Widocznie wyczu�y w nim dobrego cz�owieka, bo po chwili towarzyszy�y mu tylko, rado�nie ujadaj�c i wymachuj�c ogonami. W ten spos�b dosz�y z nim do wi�kszego budynku, z kt�rego dochodzi�y odg�osy muzyki i gwar ludzki. Prawdopodobnie mie�ci�a si� tam �wietlica wiejska, w kt�rej odbywa�a si� zabawa. By�aby to pomy�lna sytuacja dla Marcina. Nie m�g� przecie� dobija� si� po p�nocy do nieznajomych i pyta� o kogo�, kto �y� w tej wsi przed p� wiekiem. Tu przynajmniej b�dzie m�g� zagrza� si� przy kuflu grzanego piwa i zasi�gn�� potrzebnych informacji. Mo�e wreszcie uda mu si� znale�� jaki� nocleg. Nacisn�� klamk� i wszed� do �rodka. Nie myli� si�. To wiejska ochotnicza stra� po�arna zorganizowa�a karnawa�ow� zabaw�. Dowiedzia� si� o tym przy samym wej�ciu. Kiedy powiedzia�, �e przybywa po pi��dziesi�ciu latach z Kanady w poszukiwaniu krewnych i chcia�by znale�� gdzie� schronienie na t� noc, kierownik zabawy poprosi� go, by zaj�� miejsce przy stole, stoj�cym pod �cian�. Zaraz te� pojawi� si� bigos i kufel grzanego piwa. Jak si� okaza�o, gospodarzem zabawy by� komendant ochotniczej stra�y po�arnej. Razem z �on�, kt�ra by�a kierowniczk� �wietlicy, zajmowali mieszkanie s�u�bowe nad �wietlic�. Nie by�o wi�c k�opotu z noclegiem. Kiedy jednak spyta� czy mieszka na wsi nijaki Socha, ani on ani jego �ona nie mogli mu udzieli� �adnych informacji. - Tu nikt taki nie mieszka. Mo�e dawniej, ale teraz we wsi mieszkaj� przewa�nie m�odzi. Komendant zamy�li� si�. - Mo�e nasz dziadek by wiedzia� - wtr�ci�a jego �ona. - �e macie tu m�odych i odwa�nych, sam widzia�em, kiedy przechodzi�em przez most. Tylko czy taki wyczyn nie sko�czy si� chorob� lub, co nie daj Bo�e, �mierci�? Trzeba mie� odwag�, by� zahartowan� no i troch� lekkomy�ln�, �eby tak samotnie wchodzi� o p�nocy do lodowatej rzeki... Pierwszy raz w �yciu co� takiego widzia�em. - Niech pan si� nie �mieje. Trzeba by�o zm�wi� �wieczny odpoczynek� za t� nieszcz�liw� - powiedzia�a z l�kiem w g�osie jaka� kobieta spo�r�d gromady, jaka zebra�a si� wok� sto�u. - Co to pomo�e - odezwa� si� kto� inny. - Ju� i ksi�dz modli� si� przy mo�cie i na msz� dawali i nic nie pomog�o. - Wi�c to by�a zjawa? - zdziwi� si� Marcin z niedowierzaniem. - Od jak dawna si� ukazuje? Ja j� wyra�nie widzia�em prawie pod samym mostem, jak �yw�. Co to za dziewczyna? Czy to z tej wsi? Zapanowa�o przykre milczenie. Wreszcie zagra�a orkiestra i go�cie po�pieszyli do ta�ca. Oddali� si� r�wnie� komendant stra�y. Tymczasem do sto�u zbli�y� si� m�czyzna, kt�ry, mimo podesz�ego wieku i do�� poka�nej tuszy, szed� prosto i porusza� si� energicznie. Przyby�y wida� nie mia� trudno�ci w nawi�zywaniu kontakt�w z nieznajomymi, bo sam przedstawi� si� jako najstarszy cz�owiek nie tylko we wsi, ale nawet w ca�ej gminie, a mo�e i w wojew�dztwie. Przede wszystkim jednak by� dziadkiem tej dzierlatki, Wandzi, przy czym wskaza� na �on� komendanta. - Dobrze, dziadku, �e przyszed�e�, bo ten pan poszukuje we wsi krewnych sprzed p� wieku i widzia� te� t� topielic� i to pod samym mostem. Ty wiesz najlepiej, jak to z ni� by�o. - A ty, sroko, nie musisz o tym wiedzie� i tu, gdzie taki gwar, nie godzi si� m�wi� o takich sprawach. No i wiesz, �e nie potrafi� gada� o suchej g�bie. Pana zabieram do swojego pokoju, a ty przynie� nam co� na z�b i jakie� piwo do popicia. Troch� naleweczki mam jeszcze u siebie, a i miodku kropelka si� znajdzie. B�dzie przy czym posiedzie�. - Dziadku, ja ci niczego nie �a�uj�, wiesz o tym, ale czy ci to nie zaszkodzi? - Wiem, �abo, �e ty nie ze sk�pstwa tak m�wisz, tylko z dobrego serca, ale nie martw si�, za du�o na pewno nie b�dziemy pili. Zreszt� wiesz, �e do setki brakuje mi jeszcze kilka lat, a wcze�niej nie my�l� schodzi� z tego �wiata. Jak przyjdzie czas, to i kieliszek nie pomo�e. Takiego go�cia z tamtych czas�w i to z tak daleka trzeba uczci�. To m�wi�c, uj�� marcina pod rami� i poprowadzi� do bocznego pokoju. Kiedy znale�li si� sami, dziadek odezwa� si� pierwszy: - Na imi� mam Maciej i m�wmy sobie po imieniu. Tak b�dzie wygodniej. Jeste�my jak dwaj patriarchowie w�r�d tych m�odziak�w. - Pewnie - potwierdzi� Marcin, kt�ry z kolei wymieni� swoje imi�. Kiedy Wanda wesz�a do pokoju, obaj dziadkowie potwierdzali swoj� znajomo��, popijaj�c stary mi�d i gwarz�c jak dobrzy znajomi. Wanda ch�tnie by towarzyszy�a im w rozmowie, ale nie �mia�a si� narzuca� i cicho wysz�a. - Dobrze, �e posz�a ta moja wnusia - podj�� rozmow� Maciej. - Po co jej przysparza� b�lu. Czasem lepiej nie zna� prawdy. Ty r�wnie� zachowaj, co tu us�yszysz, dla siebie. Mieszka�e� w tej wsi, to powiniene� co� wi�cej wiedzie� ni� ja. Ale zacznijmy od pocz�tku. Niedaleko od mostu, przez kt�ry przechodzi�e�, by� kiedy� m�yn. - To pami�tam - przerwa� mu Marcin. - Obok m�yna sta� dom m�ynarza, a dalej mieszka� rz�dca ze dworu. Ale co to ma wsp�lnego ze zjaw�. Jak d�ugo by�em we wsi, nikt nie s�ysza� o �adnej zjawie. - Poczekaj, zjawa pokaza�a si� p�niej. Dojdziemy do tego. M�ynarz mia� �liczn� c�rk� Ma�gosi�. Moja Wandzia kropla w kropl� jest do niej podobna. Ju� przy pierwszym spotkaniu uroda Wandy wywar�a na Marcinie niezwyk�e wra�enie, ale dopiero teraz u�wiadomi� sobie, �e Wanda by�a �ywym portretem jego Ma�gosi. Nie da� jednak nic pozna� po sobie i s�ucha� z uwag�, jak Maciej ci�gn�� dalej swoje opowiadanie. - M�ynarz na pieni�dze chytry by� jak sobaka i marzy�o mu si� dosta� bogatego zi�cia. Tymczasem dziewczynie podoba� si� ch�opak uczciwy, pracowity, ale biedny. Gdyby m�ynarz by� m�dry i przyj�� go za zi�cia, to mo�e do dzi� cieszy�by si� c�rk� i wnukami. Co zrobi�, kiedy wst�pi� w niego jaki� bies. Dziewczyna z ch�opakiem zna�a si� od dzieci�stwa. Nieraz przynosi� jej ryby, kt�re z�owi� na w�dk� czy koszyk rak�w, a niekiedy trafi�a si� i dzika kaczka, bo ch�opak zrobi� sobie �uk i dzielnie nim si� pos�ugiwa�. Kiedy stary zauwa�y�, �e ta przyja�� dziecinna mo�e przemieni� si� w prawdziw� mi�o��, zabroni� dziewczynie widywa� si� z ch�opakiem. Przez kilka lat wydawa�o mu si�, �e c�rka go pos�ucha�a, bo m�ody przesta� si� kr�ci� doko�a m�yna, a i na wsi nie by�o go wida�. Ale to tylko tak mu si� wydawa�o, bo m�odzi nadal si� spotykali, ale pokryjomu. Ch�opak rozumia�, �e nie mo�e stara� si� o dziewczyn�, jak nie b�dzie m�g� da� jej utrzymania. Usun�� si� wi�c ze wsi i w pobliskim mie�cie dosta� si� do terminu u stolarza, kt�ry tak go polubi�, �e mia� zamiar odda� mu ca�y warsztat, bo swoich dzieci nie mia�. Kt�rego� majowego dnia ch�opak przyszed� do m�yna o�wiadczy� si� o dziewczyn�, a �e m�ynarza nie by�o tego dnia w domu, m�odzi byli sami i sta�o si�, jak to zwykle bywa mi�dzy m�odymi, kt�rzy si� kochaj�. Byli zdecydowani na wszystko. Gdyby m�ynarz si� nie zgodzi�, mieli razem opu�ci� wiosk� wbrew jego woli. Ale czort stan�� na przeszkodzie ich zamiarom, bo nast�pnego dnia �andarmi aresztowali niedosz�ego m�a i panna m�oda pozosta�a sama z dzieckiem w brzuchu. - Sk�d ty to wszystko wiesz? - przerwa� mu w tym momencie Marcin. Przecie� to by�a jego historia i jego Ma�gosi. Pami�ta� wszystko. Jak �owi� ryby, polowa� na kaczki dla rodziny, ale zawsze naj�adniejsze przynosi� Ma�gosi. Pami�ta� ka�de spotkanie z Ma�gosi�, ka�dy jej u�miech, ka�dy poca�unek. Rzecz jasna, �e najbardziej pami�ta� t� noc majow�, kt�r� sp�dzili razem. W informacji o �mierci Ma�gosi, jak� dosta� we wi�zieniu, nie by�o nic o dziecku. Nigdy o tym nie pomy�la�. A wi�c by�o dziecko. Co si� z nim sta�o? Czy �yje czy posz�o z matk� do grobu? Nie pozostawa�o mu jednak nic innego, jak s�ucha� Macieja, kt�ry kontynuowa� swoje opowiadanie. - Sk�d ja to wiem? Ch�opaka na oczy nie widzia�em, ale nale�eli�my do tej samej partii i o nim i jego dziewczynie wiedzia�em od jego towarzyszy. Tak si� z�o�y�o, �e w dwa czy trzy miesi�ce po jego aresztowaniu zatrudni�em si� jako rz�dca we dworze i zaj��em po moim poprzedniku mieszkanie, to obok m�ynarza. Dzi� nie ma �ladu ani po m�ynie, ani po tych domach. Mnie nie wypada�o zachodzi� do m�ynarz�wny, ale moja kobieta szybko si� z ni� zaprzyja�ni�a. W taki to spos�b czego nie dowiedzia�em si� od towarzyszy, �ona dowiedzia�a si� od dziewczyny. Dziewczyna zrazu nie wiedzia�a, �e jest w ci��y, a kiedy si� dowiedzia�a, zmartwi�a si� nie na �arty. Ba�a si� ojca. Wiedzia�a, �e pragnie j� wyda� za syna dziedzica, o kt�rym nawet nie chcia�a s�ysze�. Gdyby j� ojciec przymusza�, zdecydowana by�a ucieka� z domu, przysta� gdzie� na s�u�b� i czeka� na swojego ch�opaka cho�by i dziesi�� lat. Ale w tym stanie kto j� przyjmie. Tymczasem stary nie chcia� d�u�ej czeka� i przynagla� dziewczyn� do �lubu. Wreszcie si� zdecydowa�a i powiedzia�a mu o wszystkim. M�ynarz poczerwienia� ze z�o�ci i nie wiadomo, na czym by to si� sko�czy�o, ale rozmowa odby�a si� przy mojej �onie i obesz�o si� na zwymy�laniu i stanowczym nakazie, by usun�a tego �bachora�. Na to tylko czeka�a moja �ona, kt�ra by�a akuszerk�. Pot�umaczy�a mu, �e na usuni�cie jest za p�no i nikt si� tego nie podejmie, bo to grozi �mierci� jego c�rki. Pocieszy�a go, �e dzieci cz�sto gin� przy porodzie. My�la�a, �e stary z czasem pogodzi si� z losem. On tymczasem zrozumia� widocznie, �e moja �ona przy porodzie wy�le dzieciaka na tamten �wiat i prawie si� uspokoi�. Zapowiedzia� tylko, �e po wszystkim sam wybierze m�a c�rce, a o tym dzieciorobie niech nawet nie my�li. Zabroni� jej te� pokazywa� si� ludziom do czasu rozwi�zania. Chcia� wszystko utrzyma� w tajemnicy. Dziewczynie niczego nie trzeba by�o nakazywa�. Sama nie mia�a ochoty le�� ludziom na oczy. Ju� wydawa�o si�, �e stary zmi�knie, ale on tylko si� przyczai�. Wreszcie nadszed� dzie� porodu. M�ynarz sam przyszed� po moj� �on� i po drodze obiecywa� jej kup� pieni�dzy, jak tylko wszystko dobrze p�jdzie. �ona ucieszy�a si� nie z tej obietnicy, bo przecie� nie wzi�aby i tak �adnych pieni�dzy, ale s�dzi�a, �e stary pogodzi� si� z c�rk�. Tymczasem jemu chodzi�o o co innego. Por�d odby� si� bardzo dobrze. Poniewa� w domu nie by�o nikogo, moja czuwa�a tam ca�y czas. Wieczorem m�oda mama zasn�a, a moja wpad�a na chwil� do domu. Byli�my dobrej my�li, ale kiedy zobaczyli�my przez okno, �e wraca m�ynarz i to chwiejnym krokiem, �ona posz�a za nim na wszelki wypadek. Szkoda, �e nie poszed�em razem z ni�. Ale kto m�g� si� tego spodziewa�. Kiedy moja wesz�a do ich mieszkania, zobaczy�a ku swojemu przera�eniu, jak dziewczyna jedn� r�k� odpycha ojca, a w drugiej wyci�gni�tej r�ce trzyma swoje niemowl� zawini�te w pieluszki. Na widok �ony wyci�gn�a do niej r�k� z dzieckiem i zawo�a�a: �ratuj go!� �ona chwyci�a male�stwo i przybieg�a po mnie. Nie wiem, co tam si� wtedy dzia�o, ale kiedy nadbieg�em, zobaczy�em dziewczyn� bez koszuli, tak jak j� pan B�g stworzy� biegn�c� po �niegu w stron� rzeki, a za ni� tego pot�pie�ca, kt�ry bi� biedaczk� rzemieniem, dop�ki nie zgin�a w rzece. - Uciek�a mi psia jucha, nie mog�em j� dogoni�. Widzieli�cie sami s�siedzie - zawo�a�, kiedy mnie zobaczy�. - Widzia�em, �e�cie j� katowali i za to odpowiecie - zawo�a�em z w�ciek�o�ci�. Wtedy przybli�y� si� do mnie i zawarcza� ochryp�ym g�osem: - To�cie �le widzieli. Kto wam uwierzy w takie brednie, �eby ojciec bi� w�asn� c�rk�. Wr�ci�em do domu i zacz�li�my zastanawia� si�, co robi�. Nie mo�na darowa� zbrodni, to prawda, ale nie by�o �wiadka. Kto mi rzeczywi�cie uwierzy, �e ojciec tak dr�czy� c�rk�, �e a� si� utopi�a. Gdyby si� potoczy�a sprawa, to mogliby nam jeszcze odebra� dziecko i odda� temu zb�jowi. Zreszt� m�ynarz sam rozstrzygn�� za nas wszelkie w�tpliwo�ci. Jeszcze tej samej nocy zg�osi� so�tysowi, �e mu zgin�a c�rka z domu. Na drugi dzie� przyszed� so�tys z �andarmem, pokr�cili si� ko�o m�yna, potem rozgrzewali si� u m�ynarza a� do wieczora i na tym si� wszystko sko�czy�o. Co by�o robi�. Uda�o si� nam powiadomi� naszego zes�a�ca, �e jego dziewczyna nie �yje i to wszystko. W�a�ciwie nie wiedzieli�my czy mu m�wi� o jej �mierci, ale uznali�my, �e nie ma co przed nim tego ukrywa�. Dziewczyna nie od�yje, wi�c po co ma si� o ni� martwi�. Niech lepiej raz przeboleje, ni� ma �y� w niepewno�ci przez wiele lat. Nie m�wili�my mu te� o dziecku, bo nie wiedzieli�my czy prze�yje na butelce i po tym wych�odzeniu. Na szcz�cie m�ynarz o ma�ym jakby nic nie wiedzia�. Zreszt� w kilka tygodni po tym morderstwie, kt�rego si� dopu�ci�, zapi� si� na �mier� i taki by� koniec jego potwornego �ycia. Dzieci swoich nie mieli�my, wi�c to male�stwo przyj�li�my za swoje. Wyr�s� z niego t�gi ch�op. Uczy� si� dobrze, to i poszed� na studia do Warszawy, gdzie ju� pozosta� na zawsze. Tam si� o�eni� i tam si� urodzi�a ta moja Wandzia. Na lato zwykle przyje�d�ali tu do nas na wie�. Jak sami nie mieli czasu, to zostawiali nam nasz� wnuczk�. W 44 roku r�wnie� przywie�li Wandzi� i ju� po ni� nie przyjechali. Oboje zgin�li w powstaniu. Po �mierci �ony pozosta�a mi tylko Wandzia. Wie, �e jestem jej kochanym dziadkiem i nawet si� nie domy�la, jak by�o naprawd�. Tak samo zreszt�, jak kiedy� jej ojciec. Dlatego nie chcia�em przy niej opowiada� o tej zjawie. Przecie� gdyby j� kiedy� ujrza�a i wiedzia�a, �e to jej nieszcz�liwa babka, to chyba serce by jej p�k�o. Wandzia to wra�liwe dziecko. - Nie, nie. Niech tak pozostanie, jak dotychczas. Przecie� to ty i twoja �ona wychowali�cie syna i wnuczk� tej m�czennicy. Wyobra�am sobie, jaki �al musia�a mie� ona do swojego ch�opaka, kt�ry j� tak nieopatrznie narazi� na �mier�. Czy ona ukazuje si� przez ca�y czas od tamtej pory? - Dziewczyna nigdy nie mia�a �alu do swojego ch�opaka. Zawsze m�wi�a o nim z czu�o�ci�, bo co zrobili, zrobili z mi�o�ci. Ona wierzy�a, �e ch�opak powr�ci z wygnania i si� pobior�. I tak te� by by�o. On mia� kilka lat zsy�ki i nie ucieka�by z obozu, gdyby mia� do kogo wraca�. A �e nie mia� celu, zaryzykowa� ucieczk� i podobno gdzie� zgin�� po drodze. Jego Ma�gosia jako zjawa ukaza�a si� pierwszy raz w rok po swojej �mierci i tak przez ca�y czas a� do dzi�. Nie ukazuje si� cz�sto. Jak jest pogodna noc i ksi�yc w pe�ni, jak wtedy. Dzi� w�a�nie mija p� wieku i jest taka noc. - Ty wiesz, �e ja j� wzi��em za �yw� kobiet� i tak mi si� jej �al zrobi�o, �e chcia�em okry� j� swoim futrem. Ciekawe czy ona jeszcze tam jest i co by si� sta�o, gdybym si� do niej zbli�y� i spr�bowa� okry�. Musz� p�j�� tam jeszcze raz. - Daj spok�j. Co ci przysz�o do g�owy? - Przecie� nie boj� si� zjawy, zw�aszcza tej zjawy. Mo�e ona na mnie akurat tam czeka? - Jak Boga kocham, ty� si� chyba upi�, cz�owieku. Zanim jednak Maciej zd��y� wypowiedzie� ostatnie s�owa, Marcin by� ju� za drzwiami. Na sali nikt go nie zauwa�y�, bo wszyscy go�cie s�uchali jakiego� opowiadania, kt�re im Wanda czyta�a w przerwie mi�dzy ta�cami. Pospiesznie za�o�y� futro i wyszed� niespostrze�enie na dw�r. Noc by�a taka sama jak przedtem, tylko ksi�yc zsun�� si� z wysoko�ci nieba ku zachodniej stronie. Wyda� si� teraz wi�kszy i jakby szerzej rozsiewa� swoje �wiat�o. Drzewa i domy rzuca�y d�u�sze i bardziej uko�ne cienie. Marcin szed� w stron� rzeki. Mimo zm�czenia spieszy� si�, jak gdyby obawia� si�, �e nie zd��y na um�wione spotkanie. Doko�a panowa�a cisza. Nawet psy, kt�re mu towarzyszy�y w drodze do �wietlicy, skry�y si� gdzie� w zacisznych miejscach. Tylko kilka z nich odprowadzi�o go do zakr�tu, gdzie zawr�ci�y z podwini�tymi ogonami. Marcin r�wnie� zwolni� kroku na zakr�cie. Serce mu bi�o z wra�enia. B�dzie czeka�a na niego czy nie. Kiedy stan�� naprzeciwko mostu, ujrza� j�. Sta�a w blasku ksi�yca na brzegu srebrz�cej si� rzeki. Tym razem patrzy�a wprost na niego i u�miecha�a si� na powitanie. To nie by�a jaka� tam zjawa, tylko jego ukochana, naj�liczniejsza Ma�gosia. A on nie by� siedemdziesi�ciopi�cioletnim starcem. Bieg� z rozpi�tym futrem. Musi przecie� okry� swoj� kochan� dziewczyn�. Nareszcie ju� si� skry�a pod po�ami futra, ju� nie b�dzie marzn��. Na ustach poczu� lekkie mu�ni�cie jak �agodny poca�unek wiosennego wiatru i tuli� w wyobra�ni sw� odzyskan� Ma�gosi�. W oczach zrobi�o mu si� ciemno i ca�y �wiat zawirowa� doko�a niego, a potem ujrza� przed sob� drog� us�an� jakby z ksi�ycowego �wiat�a, po kt�rej wznosi�a si� ku g�rze jego Ma�gosia spowita w welon z mg�y. Nie wiedzia�, jak to d�ugo trwa�o. Ma�gosia rozp�yn�a si� w blasku ksi�yca, a on chcia� i�� za ni�, tylko co� nie pozwala�o mu oderwa� si� od ziemi. Wreszcie us�ysza� �agodny g�os: - Chod�my do domu. By� to Maciej. Kiedy zauwa�y�, �e Marcin wyszed�, po�pieszy� za nim. Szed� ostro�nie, by si� nie zdradzi� ze swoj� obecno�ci�, ale szed� szybko, by w ka�dej chwili by� gotowym do pomocy. Wiedzia� ju�, kim jest Marcin i co prze�ywa. Nie �mia� mu w tym przeszkadza�. Dopiero kiedy ten zacz�� si� chwia�, przytrzyma� go, by nie upad�. Po woli Marcin przychodzi� do siebie. - Widzia�e� j�? - spyta�. - Przecie� ona na ciebie czeka�a przez p� wieku i doczeka�a si�. - Chcia�em i�� za ni� do rzeki, ale ona czeka�a na brzegu. Mia�em wra�enie, �e si� do mnie przytuli�a i poca�owa�a mnie na po�egnanie i znik�a. - To znaczy, �e si� z tob� po�egna�a i ju� tu nie wr�ci. Teraz ty pozostaniesz i Wandzia b�dzie mia�a dw�ch dziadk�w. 31