16171

Szczegóły
Tytuł 16171
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16171 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16171 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16171 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ZOFIA KRIPPENDORF i MARIA PRUSZKOWSKA KAPITANÓWNA DO KWADRATU * * * właśnie dlatego, że zostałeś przemustrowany na inny statek i na inną linię. Mój list dogoni Cię pewnie w Kolombo i w momencie, gdy go będziesz czytał, znajdę się akurat w oku cyklonu, który sama rozdmuchałam. Zresztą to Ty będziesz winien, jeśli wpakuję się w jakąś paskudną historię. Trzeba było stawać na głowie, żeby jeszcze raz popłynąć według starej trasy. Jak :dałeś się przerzucić na linię japońską, to z~dajesz sobie chyba sprawę, że ktoś musi to załatwić. Nie mogę czekać rok czy dwa lata. Wtedy mogłoby być za późno! W dodatku nie miałabym chwili spokoju, denerwując się myślą, że może to nieprawda, że to tylko jakieś nieporozumienie. Ostatecznie mogłeś się przecież omylić.Dobrze wiem o ryzyku, niebezpieczeństwie i grożących konsekwencjach, nie strasz mnie więc, bo i tak nie pomoże.Uważam, że nadarza mi się jedyna okazja. Gdybym z niej nie skorzystała, okazałabym się tchórzem i idiotką. Trzymaj za mnie palce i życz ,powodzenia. Elżbieta PS. O obietnicy pisania pamiętnika nie zapomnę. Sporządzę nawet testament, w którym zapiszę Ci go w spadku, w razie gdybym, mówiąc stylem cioci Julki, "położyła łeb pod Ewangelię". Cześć! - Nie rusz tej walizy, Elżbieto! Przecież za ciężka dla ciebie! Weź tamtą, mniejszą, a potem wrócimy po resztę - komenderowała pani Nowakowa, szarpiąc się z kuferkiem pokaźnych rozmiarów. Kierowca mikrobusu wyskoczył z szoferki i pobiegł na pomoc. Wspólnymi siłami wyciągnęli bagaże z przedsionka Urzędu Celnego i umieścili w aucie. - Ufff!. - odsapnęła Nowakowa opadając na siedzenie wozu i ocierając chustką spoconą twarz.. - Pierwszą rzecz mamy za sobą. - Pierwszą, ale wcale nie najtrudniejszą. - szepnęła Elżbieta i przytulając policzek do ramienia Nowakowej dodała.. - Cioteczko! Skóra mi cierpnie. Boję się. - Cicho, smarkulo! Teraz cię strach obleciał? A przedtem udawałaś taką bohaterkę! Mikrobus zatrzymał się koło burty statku. Elżbieta zręcznie wyskoczyła na nabrzeże. Za nią składając się jak scyzoryk, aby nie uderzyć głową o niski daszek auta, wytoczyła się Nowakowa. - Panie ochmistrz!. - wykrzyknął donośnie marynarz stojący na trapie.. - Panie ochmistrz! Małżonka przyjechała! Na korytarzu wiodącym w głąb statku zadudniły szybkie kroki i ochmistrz ukazał się na burcie. - Idę! Idę! Dłużej nie mogłyście się grzebać? Już bałem się, że wam się coś złego przytrafiło. - gderał schodząc po stromym trapie tak szybko i zręcznie, jak tylko pozwalała mu na to jego otyła postać. - Dzień dobry, wujciu. - zawołała Elżbieta.. - Przyjechałyśmy późno, bo długo trzymali nas na cle. Zanim to wszystko obejrzeli Ochmistrz spojrzał na stertę bagaży leżącą na nabrzeżu i jego twarz przybrała wyraz zdumienia. - To. To wszystko twoje? A moje!. - wojowniczo wykrzyknęła ochmistrzowa. - Kobieto! Tyś chyba oszalała! Przecież ustaliliśmy parę dni temu, co zabierasz. I przecież nie było tego aż tyle. - Pierwszy raz w życiu wyjeżdżam za granicę i mam chodzić jak dziadówka? W jednej sukienczynie? Dobry sobie!. - Po pierwsze nie mówię, żeby w jednej, ale po co zaraz taka przesada. A po drugie.. - A po dziesiąte. - przerwała. - musiałam zabrać tyle, ile zabrałam. Szkoda czasu na gadanie. Prowadź tam, gdzie będę się mogła rozpakować Ochmistrz spojrzał na żonę szczerze zdziwiony. Co jej się stało?. - pomyślał. Nigdy nie słyszał u niej takiego tonu. Była z natury łagodna i skłonna do zgody. A tu masz! Raptem zaczyna się stawiać tak energicznie. Czyżby to był objaw zdenerwowania przed podróżą? Wzruszył ramionami i sięgnął po pierwszą walizę. - Zawołajcie mi tu stewardów do pomocy!. - krzyknął ku trapowemu.. - Przecież sam nie dam rady tym tłumokom. I gdzie my to wszystko pomieścimy w małej kabinie?. Do magazynku zanieść czy może lepiej do ładowni?. - Antoni!. - jęknęła błagalnie ochmistrzowa.. - Tylko nie rób mi przykrości. Tak się cieszyłam na ten wyjazd. Bagaże muszę mieć przecież pod ręką. Nie po to wiozę ubrania, żeby leżały w ładowni. No chyba to rozumiesz? Nowak westchnął ciężko. Stęknąwszy z wysiłku podniósł walizę i podreptał w stronę trapu, prowadząc za sobą żonę Elżbieta weszła za nimi wśród innych podróżnych. Nowakowie zajęci bagażami zapomnieli o niej i zniknęli w głębi korytarza. Poczuła się zagubiona i wbrew swej naturze trochę niepewna. - Dzień dobry!. - zawołał znajomy marynarz Felek. -Panna Elżbieta do pana kapitana? Trzeba się pośpieszyć, bo chyba za jakie pół godziny odcumujemy. Odprowadzę panią. - Dziękuję. - szepnęła dziewczyna.. - Sama trafię do ojca Zręcznie przeskoczyła wysoki próg oddzielający pokład od nadbudówki śródokręcia i zatrzymała się niezdecydowanie w korytarzu. - Kwiatki zwiędną. - popędził ją wachtowy Elżbieta uśmiechnęła się blado i powoli zaczęła wchodzić po trapie prowadzącym na pokład pasażerski Co jej się stało?. - zmartwił się Felek.. - Taka zawsze była wesoła i gadatliwa Elżbieta tymczasem, ponuro zamyślona, wspinała się powolutku, zdecydowanie starając się odroczyć spotkanie z ojcem Na statku panował ruch, jak zawsze przed wyruszeniem w rejs. Nowi pasażerowie szukali stewardów, aby dowiedzieć się cokolwiek o życiu na statku. Stewardzi starali się w grzeczny sposób uniknąć na razie kontaktu z pasażerami, aby przed odcumowaniem pokończyć te roboty, które jak to w życiu, zwalały się zawsze ludziom na ostatnią chwilę. Marynarze wprowadzali i wyprowadzali swe żony i dzieci, które jeszcze raz chciały się pożegnać Na zakręcie schodów na pokład kapitański Elżbieta omal nie została stratowana. To oficer radiowy i radzik wielkimi susami pędzili z góry. - Dzień dobry!. - zawołał wymijając ją zręcznie tak zwany pan radio.. - Niech się panna Ela spieszy i. Nie trzeba tam długo siedzieć, bo stary jakiś dzisiaj nie w humorze. - dodał konspiracyjnym szeptem asystent radiowy wyszczerzył w zalotnym uśmiechu białe i ładne zęby i błyskając czarnymi oczami przybrał twarz w jedną ze swoich najbardziej uwodzicielskich min. Zatrzymał się też tak, jakby chciał coś powiedzieć, jakby chciał sprowokować, żeby go starszy kolega przedstawił Z wyrazu twarzy można było bez trudu poznać, że Elżbieta zrobiła na nim ogromne wrażenie. Ale kapitanówna minęła radzika bez jednego spojrzenia i przyśpieszyła kroku. Przed drzwiami do gabinetu zatrzymała się, wreszcie nieśmiało zapukała. - Proszę. - usłyszała głos ojca. - Przyniosłam ci trochę kwiatków, tatusiu. I chciałam się jeszcze raz pożegnać. Bo pomogłam cioci Zuzi. Przywiozłam ją na statek. - Serwus, Ela!. - zawołał zrywając się z fotela pierwszy oficer.. - To biuro pozwoliło jednak ochmistrzowi zabrać w ten rejs żonę? Przecież słyszałem, że mu kategorycznie odmówiono. - Odmówiono. - uśmiechnął się kapitan.. - Ale Nowak tak zaczął rozrabiać, że wywalczył wreszcie ten rejs dla żony. - Świetnie. Będziemy mieli w morzu jubileusz. Dwudziestopięciolecie ślubu ochmistrza to nie byle jaka uroczystość na statku. Będzie się musiał stary sknera postawić Obaj panowie roześmieli się, co pomogło Elżbiecie pozbyć się wewnętrznego naprężenia. - Tylko jestem wściekły na tych z biura. - dodał kapitan. - że wydając ostatecznie pozwolenie na wyjazd, zarządzili jednocześnie zakwaterowanie jej; w kabinie męża. - Cóż za bzdura!. - wykrzyknął pierwszy. - Właśnie. - zgodził się skwapliwie kapitan.. - Jedna dwuosobowa kabina idzie na statku zupełnie pusta i byłoby w niej kobiecie wygodnie i spokojnie. Ale jeśli im przepisy nie pozwalają.. - A kiedy Ela z nami porejsuje?. - zmienił temat oficer. - Tatuś obiecał, że zabierze mnie, jak skończę szkołę, najwcześniej więc za rok. A może dopiero za dwa lata czy ja wiem?. - uśmiechnęła się wesoło i spojrzała porozumiewawczo na. Ojca. - Zdaj maturę, a pojedziesz w najpiękniejszy rejs -odpowiedział. - To ja już pójdę i będę wkuwać bez wytchnienia, żeby prędzej zdać tę maturę. I trzeba się jeszcze pożegnać z ciocią Nowakową. Dziś nie będę mogła czekać na odcumowanie, bo umówiłam się z kierowcą mikrobusu, że podrzuci mnie do domu. Muszę się spieszyć. O piątej mam angielski. - No to dobrze, bo już zaczynasz nam przeszkadzać Powiedz jeszcze raz ode mnie ciotce, że jak tylko w przyszłym tygodniu wyjedziesz na obóz, ona ma bezwzględnie wybrać się na kurację do sanatorium. - Tatuś nie zna cioci?. - mruknęła niechętnie Elżbieta. - No tak. - westchnął kapitan i w formie wyjaśnienia dorzucił.. - Nie mogę namówić siostry, żeby o siebie dbała Wydaje się jej, że gdyby nie snuła się po mieszkaniu od świtu do późnej nocy, to by całe nasze gospodarstwo zawaliło się. Jest ogromnie surowa dla wszystkich, a zwłaszcza dla siebie. - To już chyba rodzinne. - mruknęła kapitanówna. - Elżbieto!. - wykrzyknął z oburzeniem ojciec. - Ja, tatku, pomyślałam o sobie. Staram się przecież być taka sama. Przede wszystkim surowa dla siebie Chief stłumił wybuch śmiechu, a Elżbieta szybko rzuciła się ojcu na szyję i zaczęła go mocno ściskać i czule całować Rozstawali się przecież na długo, na całe sześć tygodni Ochmistrz głucho jęknął i usiłował przewrócić się na bok. - Zuziu!. - zawołał żałośnie półgłosem. Zuziu, tak mi duszno Żona nie odpowiedziała. Nowak uniósł się na posłaniu, zapalił lampkę umieszczoną nad głową i przechyliwszy się z górnej koi spojrzał na dolną, na której niedawno pomógł się ułożyć do snu małżonce. - Zuziu. - jęknął z niedowierzaniem.. - Gdzie ty się -podziałaś? Powiódł dokoła zaspanymi oczami, jakby chciał sprawdzić, czy mu się nie śni. Ale wszystkie meble stały na miejscach, a dwie zamknięte walizy rozpierały się w kącie kabiny. - Zuziu. - powtórzył bezmyślnie, gramoląc się po drabince ze swej górnej grzędy. Złapał w biegu szlafrok i wypadł na poszukiwanie żony. Ale nie było jej ani w korytarzu, ani w mesie załogowej, ani w oficerskiej. Coraz bardziej spotniały uganiał po wszystkich zakamarkach statku.,. - Rozpłynęła się we mgle. - stwierdził nagle z rozpaczą, gdy uchyliwszy drzwi na pokład zobaczył białe tumany spowijające statek Trzeba zawiadomić kapitana. - przeleciało mu przez głowę.. - On na wszystko znajdzie radę. On ją na pewno odszuka I już miał skoczyć w kierunku kapitańskiego pokładu, gdy zorientował się, że ubrany jest w kostium Prozerpiny, w którym występował zawsze, jako najpulchniejszy członek załogi, na uroczystościach równikowych chrztów Przecież nie mogę iść do kapitana w tym błazeńskim przebraniu. Muszę włożyć coś przyzwoitego! Pognał w dół schodami, potem pustym korytarzem i gwałtownie otworzywszy drzwi do swej kabiny, zamarł z przerażenia. Obie walizy, do których żona nie dała mu się dotknąć i których nie chciała rozpakować, przewróciły się teraz wskutek kołysania statku, a oderwane zamki pozwoliły odsunąć się pokrywom. Z pierwszej wysypywał się biały proszek podobny do soli. - Kokaina!. - jęknął ochmistrz i poczuł zimny pot przerażenia.. - A Elżunia mówiła, że w Urzędzie Celnym oglądano bagaże.. - Nic już nie mógł zrozumieć Zdenerwowany, drobnymi kroczkami podszedł bliżej i delikatnie zaczął uchylać wieka drugiej walizki. Ale ledwo jej dotknął, pokrywa odskoczyła i masa maleńkich bałtyckich meduz trochę zgniecionych w ciasnym zamknięciu radośnie zaczęła się rozprostowywać. Te z wierzchu na wyprężonych nóżkach wyskakiwały na podłogę, chwiejąc zalotnie parasoleczkami główek, podczas gdy następne gramoliły się z wnętrza Rany boskie? To wstrętne robactwo rozpełznie się po statku! Zamarł z przerażenia i obrzydzenia. I byłby tak stał nie wiadomo jak długo, gdyby nagle nie usłyszał cichutkiego brzęczenia dzwonków sygnalizujących manewry do maszyny Co się stało?. - pomyślał zapominając o kłopotach Pływając od wielu lat przyzwyczaił się reagować na każdy odgłos, toteż i teraz zaczął nasłuchiwać intensywnie. Nagle ciszę nocną przerwało żałosne buczenie syreny okrętowej, a maszyny zmieniły rytm ,. - Przeszliśmy na półobroty. Mgła!. - zamruczał do siebie i wyrobionym przez lata instynktownym ruchem sięgnął ręką do wyłącznika elektrycznego nad głową Światło, które rozjaśniło kabinę, pozwoliło mu po dłuższej co prawda dopiero chwili powiązać to, co było, z tym, czego nie było. - Fuj! Cóż za idiotyczny sen. - stwierdził wreszcie Jeszcze raz powiódł oczami po kabinie, żeby upewnić się, że nic złego się nie dzieje. Przechylił się też nad deską, którą obudowana była jego koja, i spojrzał na dolne posłanie W tym momencie zdębiał. Żony nie było. Gwałtownym ruchem cofnął się na swoją grzędę i jeszcze gwałtowniejszym zaciągnął koce na głowę. - O Boziu? Boziu!. - zamamrotał, czując niesamowity dreszcz grozy wzdłuż kręgosłupa.. - Czyż wszystko ma się powtórzyć od początku? Przez dłuższą chwilę leżał sapiąc ciężko i usiłując zmusić się do logicznego myślenia, ale nie bardzo mu się to udawało. Czuł, że za żadne skarby nie zejdzie z koi, nie weźmie szlafroka i że nie ma takiej siły, która zmusiłaby go do poszukiwania żony. Nie wierząc w to. - wierzył jednak, że w którymś momencie okaże się, iż ma na sobie nie szlafrok, ale kostium Prozerpiny i wszystko potoczy się dokładnie tak samo jak na taśmie drugi raz kręconego filmu. - O Boziu! Boziu!. - powtórzył jękliwie Nagle do jego uszu przez pokłady koców dotarł szmer delikatnie otwieranych drzwi. Jednym szarpnięciem ściągnął zasłony i zobaczył wchodzącą do kabiny żonę. - Zuziu! Zuziu! Gdzież ty byłaś? I co masz w tych cholernych walizach?. - Cicho, Antoś, cicho. - półgłosem odpowiedziała żona.. - Obudzisz sąsiadów Długo trwało, zanim udało się pani ochmistrzowej uspokoić męża i wytłumaczyć, że wyszła do toalety, że w walizach, których rzeczywiście nie chce otworzyć, znajdują się niespodzianki, że nie teraz co prawda, ale nieco później sprawią mu one niewątpliwą radość Trochę udobruchany i trochę rozbrojony ochmistrz zrozumiał, że właściwie nie ma dość ważnego powodu do nocnych awantur i zastanawiał się, jak by tu z honorem wybrnąć z tej małżeńskiej sceny. Pomogła mu sytuacja na statku. Z niższych bowiem pięter pomieszczenia śródokrętowego dobiegło cichutkie brzęczenie dzwonków, w chwilę później stanęły maszyny, a do zawodzącego buczenia własnej syreny dołączyło się trochę głuche buczenie z morza. - Mgła?. - zapytała spokojnie, świadoma morskich spraw ochmistrzowa.. - Powiedz, czy mam się zacząć bać natychmiast, czy jeszcze mam czas. - Zaraz tam mgła. - mruknął mąż, sam trochę zaniepokojony.. - To na pewno tylko lekki oparek przedświtowy. - dodał autorytatywnym tonem.. - A ty zaraz mgła?. - To dlaczego buczymy i dlaczego maszyny stanęły?. - Nasz stary jest ostrożny. Nie znasz go? Zresztą pójdę zobaczyć, a ty kładź się i śpij List do Kolombo wysłałam pocztą. Wędruje teraz przestworzami do ciebie, a ja jak obiecałam, zabieram się do pamiętnika Mam w pisaniu niesłychaną wprawę, ponieważ raz w życiu już to robiłam, a zakończenie okazało się wyjątkowo efektowne. Miałam wtedy chyba dziesięć lat. Ojciec popłynął w jakiś bardzo długi i egzotyczny rejs, jak mówiliśmy. na drugi koniec świata Pamiętasz, jak wściekałeś się, że musisz siedzieć w szkole i wkuwać rzeczy, które cię nic nie obchodziły, zamiast za jego przewodem natychmiast zostać wilkiem morskim i przemierzać oceany? Jeśli sobie dobrze przypominam, twoi rodzice mieli z tobą sporo kłopotów, bo ciągle groziłeś, że uciekniesz z domu na morze. Wydaje mi się nawet, że wybijano ci to z głowy przy pomocy silnych "argumentów, " choć oczywiście nigdy się do tego nie przyznawałeś. Mnie zresztą bardzo się podobała twoja buntownicza postawa W głębi duszy podziwiałam cię, uważałam za bohatera, który nieugięcie walczy o swoje ideały i oczywiście chciałam cię naśladować Biedna ciotka Julia! Co ona przeze mnie przeżywała. Bo oczywiście nie mając nikogo innego pod ręką, ją uważałam za uosobienie tyranii, z którą należy walczyć. A ponieważ nie wiedziałam, w imię czego mam prowadzić tę "świętą , wojnę", na wszelki wypadek zaczęłam się pieklić o wszystko. Wiesz dobrze, co z tego wynikło. Ciotka, która początkowo znosiła moje histeryczne wybuchy dość spokojnie, w końcu zbuntowała się, stosunki między nami zaczęły się definitywnie psuć, a awantury stały się chlebem powszednim. I właśnie taką pokazową awanturę urządziłam kiedyś w dniu powrotu ojca z rejsu. Powód był na pewno zupełnie błahy, ale efekty niezrównane. Ojciec zastał nas w okropnym stanie. Ja byłam zapuchnięta i zachrypnięta od ryku, a ciotka roztrzęsiona, śmiertelnie blada i sztywna już zupełnie jak drut. Ojciec był przerażony. Najpierw długo konferował z ciotką, a potem wezwał mnie na rozmowę Wygłosił do mnie bardzo poważne i długie kazanie, w którym padały słowa. "Samokontrola", "dyscyplina wewnętrzna" i cała masa innych mądrych zdań. Oczywiście nic z tego nie zrozumiałam i musiałam mieć odpowiednio głupią minę, bo tata wreszcie się zorientował, że rzuca grochem o ścianę. Wtedy zmienił ton. Wziął mnie na kolana i wesoło powiedział.. - Wiesz, córeczko, doszedłem do przekonania, że bardzo mało cię znam. Jestem przecież gościem w domu i prawie się nie widujemy. Czy mogłabyś spróbować pisać pamiętnik, w którym opisywałabyś wszystko, co się zdarzy w twoim życiu? Po moim powrocie z rejsu przeczytamy go sobie i będzie nam się zdawało, że cały czas byliśmy razem. Dobrze?. - Zgodziłam się oczywiście z zapałem No i jak statek taty zniknął za horyzontem koło Helu, kupiłam gruby brulion w pięknej okładce i zabrałam się do pisania. A po dwóch miesiącach, gdy ojciec wrócił i zaczęliśmy czytać pamiętnik, myślałam, że pęknę ze złości, bo ojciec śmiał się do łez Mój pamiętnik wyglądał bowiem tak. "Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do szkoły. W szkole na lekcjach starałam się uważać, a na przerwach bawiłam się z koleżankami. Potem wróciłam do domu, zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Potem bawiłam się na podwórku, a jak zaczął padać deszcz, wróciłam. Wieczorem zjadłam kolację i położyłam się spać" Następnego dnia zanotowałam te same rewelacje i dzień zaczął się od. "Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie" W ten sposób cierpliwie prowadziłam pamiętnik z dnia na dzień przez parę tygodni. Jak więc widzisz, mam wielką wprawę i wobec tego przyrzekłszy ci, że będę pisać, zaczynam uroczyście. "Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie" Ochmistrz sapał ze złości, a pod nosem pomrukiwał coś z wielką pasją. Gdyby można było podsłuchać, co mamrocze, okazałoby się, że sadzi diabłami, czortami i szatanami, przeplatając te litanie co soczystszymi przekleństwami, które zebrał do swego repertuaru w ciągu całego życia Z urzędu swego ochmistrz jest gospodarzem na statku i od jego sprawnej pracy zależy dobre samopoczucie wszystkich osób znajdujących się w tym małym światku, co oznacza, że zakres jego obowiązków jest ogromny Dziś pan Nowak chciał jak najprędzej odwalić swą papierkową robotę, której jak zawsze na początku rejsu było bardzo dużo. Miał wielką ochotę choć trochę pogadać z żoną, nacieszyć się jej obecnością, oprowadzić ją po statku, pochwalić się swoim królestwem i porządkiem w nim panującym. Ale to wszystko, co sobie obiecywał i na co się cieszył, jakoś się nie udawało. Niewyspany, umęczony nocnymi koszmarami,, dręczony był teraz za dnia nie kończącą się kolejką interesantów. Bo i cała prawie załoga miała do niego jakieś interesy, i szef kuchni zanudzał go swoimi kłopotami; i pasażerowie wstępowali po informacje, a w dodatku żeby zamieszanie było większe. - i koledzy, którzy znali panią Zuzannę, przychodzili się przywitać. Prowadzili też z nią długie rozmowy o swoich rodzinach, zwierzali się z tęsknoty za żonami i radzili w sprawie wychowywania dzieci Nad wieczorem statek miał wejść do Kanału Kilońskiego i w związku z tym roboty było jeszcze więcej, a pochód interesantów i gości w dwóch malutkich pomieszczeniach przyprawiał ochmistrza o zawrót głowy i lekkie ataki furii, które starał się siłą opanować. Gdy jednak steward pasażerski przyszedł się żalić, że zginął mu gdzieś klucz od jednej nie zajętej kabiny i chciał zabrać drugi, zapasowy, który powinien być w biurze, a pan Nowak nie mógł go znaleźć ani w żadnej szufladzie, ani w szafce. - miara się przepełniła i gospodarz statku ryknął jak ranny tur, proponując wycieczkę do czeluści piekielnych i wszystkim kluczom od kabin, i wszystkim kabinom, i naturalnie wszystkim stewardom. Wobec tego Lewandowski, wieloletni pracownik na liniach żeglugowych, a od roku pierwszy steward, czmychnął długim korytarzem, aby nie rozdrażniać jeszcze bardziej swego szefa, a pani Zuzanna, zorientowawszy się w trudnościach małżonka, wyprowadziła taktownie swych gości do saloniku oficerskiego.. - O Boziu! Boziu!. - zajęczał ochmistrz tym razem z ulgą i z impetem rzucił się na swoje papierki. Ale niezbyt długo mógł się przy nich skupić, ponieważ obecność żony czyniła ten rejs zupełnie odmiennym od dawnych, spokojnych i już prawie zrutynizowanych rejsów. Poza tym coś ! w zachowaniu żony drażniło go Coś tu nie jest w porządku. - zamyślił się, nie widzącymi oczami wpatrzony w rozłożoną przed nim księgę.. - Bo na przykład co znaczy ta historia z termosem? Przecież Zuzia wie, że podróż na statku to nie wycieczka do lasu. Po cóż przytaszczyła tu dwulitrowy termos? I co jest w tych walizach?. - spojrzał podejrzliwym okiem na dwa niewinnie w dziennym świetle wyglądające pakunki Powoli jednak uspokajał się. Czekająca go praca zaczęła absorbować myśli i pozwoliła zapomnieć o innych troskach Zachodni Bałtyk przywitał statek dość dobrze rozkołysaną falą, nie na tyle jednak przykrą, aby przeszkodzić w czymś mogła ludziom morza. Pasażerowie natomiast stwierdzili konieczność przystosowania się do tego kiwania i kołysania w pozycji leżącej, czyli w kojach, toteż na statku panował wyjątkowy spokój. Jedna ochmistrzowa czuła się świetnie. Całe popołudnie grała w kierki w saloniku oficerskim z tymi członkami załogi, którzy akurat wolni byli od wacht, i nie absorbowała męża swoją obecnością Ochmistrz położył się spać, zadowolony z odwalonej roboty. Noc zapowiadała się idealnie. Statek przed zmrokiem przedostał się przez śluzy portu kilońskiego i teraz wędrował po cichych wodach kanału. - Jutro, Zuziu, nareszcie oprowadzę cię po statku -obiecywał żonie.. - Prognoza pogody jest bardzo dobra Morze Północne będzie spokojne. Przed nami więc piękny dzień!. - Możliwe. - mruknęła ochmistrzowa z jakimś powątpiewaniem w głosie. Tak jak zapowiedział pan radio, ranek na Morzu Północnym był słoneczny, powierzchnia wody wygładzona prawie idealnie, a przez iluminator zaglądały wesolutkie błękity Toteż ochmistrz zeskoczył raźnie z drabinki i nawet się nie zdziwił, że żony nie ma w kabinie. Zaczął się ubierać podśpiewując dziarsko, choć fałszywie. Nagle drzwi się otworzyły i pani Zuzanna, ubrana już, umyta i uczesana, stanęła na progu. Jej dziwna mina sprawiła, że ochmistrz znieruchomiał. - Co się stało?. - zapytał z niepokojem. - Będziesz musiał pomóc mi w załatwieniu z kapitanem jednej bardzo trudnej sprawy. - odpowiedziała dziwnie zduszonym głosem. - Co się stało?. - zawołał i koszula, którą trzymał w ręku, upadła na podłogę Pani Nowakowa nie patrząc na męża półgłosem wyjaśniła sprawę, z którą musiała iść do kapitana. - O Boziu! Boziu!. - zajęczał ochmistrz i bezwładnie opadł na fotelik. Nagle zerwał się i ryknął dzikim głosem.. - I ty, kobieto, w tym pomagałaś?! Nareszcie! Nareszcie na statku zdarzyło się coś sensacyjnego Podczas gdy dziób rozgarniał błękitną falę, a statek według wyznaczonego kursu zbliżał się do Wysp Fryzyjskich, we wszystkich pomieszczeniach zakipiało. - Jak tylko ochmistrz z żoną wkroczyli do kabiny kapitana z takimi dziwnymi minami, od razu zrozumiałem, że coś się stało. - opowiadał rozgorączkowany steward pasażerski swemu najserdeczniejszemu przyjacielowi, stewardowi oficerskiemu.. - Tylko nie mów o tym nikomu. Wprawdzie i tak wszyscy szybko się dowiedzą, ale niech to nie wyjdzie ode mnie. Mnie przecież obowiązuje dyskrecja Takie zastrzeżenia miałyby sens i mogłyby zmusić drugiego stewarda do obowiązującego milczenia, gdyby chodziło o jakąś niewiele znaczącą plotkę, choćby nawet o pasażerach. To jednak, w co został wtajemniczony, przekraczało wszelkie granice panującej wśród stewardów dyskrecji. Poczuł, że wiadomość, którą usłyszał, rozsadzi go, jeśli jak najprędzej nie puści jej dalej w ruch. Odczekał dla przyzwoitości chwilę, aby kolega zaparzył kawę dla kapitana i opuścił pentrę. Natychmiast też po jego wyjściu rzucił ścierkę i wypadł na korytarz. Będąc w posiadaniu tak sensacyjnej nowiny zrezygnował z pojedynczych słuchaczy To, co miał do obwieszczenia, wymagało większego audytorium. Ale wszyscy oficerowie byli już po śniadaniu i jedni odbywali przepisowe wachty, inni rozproszeni byli po kabinach. Wobec tego wypadł na pokład, a widząc grupkę marynarzy, którzy pod okiem bosmana sprawdzali sprzęt pożarniczy, przypadł do nich i wrzasnął.. - Chłopaki! Kapitanówna się zablindowała! Kapitanówna jedzie z nami na gapę! W sekundę został otoczony przez grupę mężczyzn, którzy rzucili robotę, podnieceni rewelacyjną wiadomością, wprowadzającą jakąś odmianę w monotonię życia na statku. - Nieprawdopodobne!. - wyszeptał bosman trzymając jeszcze w ręku gaśnicę. Przejęty tym, co usłyszał, skierował wylot gaśnicy bezmyślnie w pierś stewarda. - Weź pan, te maszyne. - poprosił steward.. - I bez tego celowania wszystko opowiem. - No!. - niecierpliwie popędzali go koledzy. - Więc Lewandowski akurat sprzątał u starego i miał już wychodzić po śniadanie, bo kapitan dziś nie schodził do jadalni, gdy nagle weszli ochmistrzowie. Kapitan trochę się skrzywił, ale powiedział grzecznie coś takiego. że przeprasza ochmistrzową i że dopiero po południu, jak odeśpi Kanał Kiloński, to będzie mógł jej służyć. A ona na to, że muszą w bardzo ważnej sprawie porozmawiać natychmiast i w tym miejscu spojrzała wymownie na Lewandowskiego Lewandowski za wszelką cenę chciał pozostać w gabinecie, więc złapał za odkurzacz. że niby taki zajęty i śpieszy się ze sprzątaniem. Ale niewiele mu to pomogło, bo stary kazał mu przynieść kawę. No to musiał wyjść, ale przyznał mi się, że przytknął ucho do drzwi i zaczął podsłuchiwać I wtedy usłyszał, jak ochmistrzowa powiedziała, że w tej pustej kabinie znajduje się panna Elżbieta. Gdyby nasz stary zaczął ryczeć, to Lewandowski jeszcze zaryzykowałby dalsze podsłuchiwanie i wiedzielibyśmy więcej. Ale kapitan zaczął gadać powolutku, prawie szeptem, tak na sylaby a to wiadomo. Znak, że jest naprawdę wściekły. Więc Lewandowski wolał się wycofać i zwiał spod drzwi. - On już wczoraj gadał o tej pustej kabinie. - przypomniał sobie starszy marynarz Kropidłowski.. - Wydawało mu się, że słyszy tam pluskanie wody i nie mógł sprawdzić, czy przypadkiem kurki nie są poodkręcane, bo nigdzie nie było kluczy Marynarze zapomnieli o robocie, omawiając z przejęciem zasłyszaną nowinę Tymczasem steward Lewandowski dygocąc z podniecenia wniósł tacę ze śniadaniem do gabinetu kapitana i ciekawym spojrzeniem obrzucił obecnych. Wydawało mu się, że przed jego wejściem wszyscy mówili naraz.. - Dziękuję. - wyskandował groźnym szeptem kapitan. Steward rzucił żałosne spojrzenie w kierunku stojącego na dywanie odkurzacza, ale nie miał odwagi zatrzymać się przy nim i cicho zamknął drzwi za sobą. Na schodach wpadł na niego rozradowany radzik. - Wiesz pan o wielkiej nowinie?. - zawołał wesoło. -Córka kapitana, ta fajna dziewczyna, jedzie z nami!. - Bydlak. - mruknął Lewandowski pod adresem swego . Kolegi, stewarda oficerskiego Na szczęście radzik nie zwrócił uwagi na te pomruki, bo wpadł do kabiny oficera radiowego, gdzie spodziewał się usłyszeć nowe szczegóły niecodziennego wydarzenia. Poczta pantoflowa okazała się niezawodna. Po upływie kilku minut wszyscy na statku wiedzieli o obecności Elżbiety. Wszyscy też z taką niecierpliwością oczekiwali na dalszy rozwój wypadków, że zaczęli podsłuchiwać przy uchylonych na korytarz drzwiach. Wreszcie drzwi gabinetu otworzyły się i usłyszano.. - ale ja naprawdę nic nie wiedziałem. Naprawdę nic.. - Głos ochmistrza drżał i łamał się ze zdenerwowania.. - Wiem, stary przyjacielu. - spokojnie już, normalnym tonem odpowiedział kapitan.. - Staliśmy się ofiarami niewieściego spisku. I ty, i ja, i władze. Teraz tylko trzeba będzie się starać to załatwić. No, nie martw się na zapas! Jakoś będzie. - Taaak.. - Westchnął ochmistrz.. - Tak! Moja własna żona w spisku przeciw mnie i kapitanowi. Nowakowa powoli zamknęła drzwi, zbliżyła się do męża i kładąc mu rękę na ramieniu, powiedziała błagalnie.. - Antoś, jak możesz tak mówić! To nie żaden spisek. - Nie spisek? Przecież jej pomagałaś!. - Pomagałam. - odpowiedziała ze łzami w oczach. -Ale naprawdę nie mogłam postąpić inaczej.. - To dla Elżbiety zabrałaś ten termos?. - zapytał w zamyśleniu, starając się powiązać w logiczną całość fakty, które go niepokoiły.. - A czy pozwoliłbyś, aby dziecko było prawie przez dwie doby bez ciepłego jedzenia?. - A jakaż to dla mnie "niespodzianka". - słowo. Niespodzianka przesylabizował ironicznie. - jest w, tych walizkach?. - przypomniał sobie to, co jątrzyło go od samego początku.. - Sukienki, bielizna i drobiazgi małej. - usłyszał w odpowiedzi.. - A klucze od kabiny, które zginęły i u mnie, i u stewarda?. - pytał coraz głośniej i natarczywiej.. - Nie mogłam pozwolić, żeby ją za wcześnie znaleziono. - przyznała się pani Zuzanna.. - Więc twierdzisz, że to nie był spisek, a jednak okazuje się, że wszystko, ale to wszystko było obmyślone w najdrobniejszych szczegółach. Przewidziałyście nie tylko sposób, w jaki wemknie się na statek, nie tylko miejsce, gdzie się ukryje, ale nawet czas, kiedy będzie mogła bezpiecznie wyleźć z kryjówki. Nie mogłaś pozwolić, żeby ją za wcześnie odkryto! Pewnie! Żeby to było na Bałtyku, to jak niepyszna musiałaby wrócić do domu! Ale za kanałem? Wiadomo. Musi jechać z nami tam i z powrotem. Postawiłyście na swoim i skompromitowałyście kapitana, mnie, stewarda i sam diabeł wie kogo jeszcze. Nie ma co mówić Koronkowa robota! I to wszystko tak sobie! Dla fantazji! Ochmistrzowa słuchała wymówek męża w milczeniu Wiedziała, że jego ataki złości, choć bardzo gwałtowne, są zwykle krótkotrwałe. Było jej jednak ogromnie przykro, że musi wysłuchiwać tego wszystkiego bez powiedzenia choćby jednego słowa na swoją obronę. Gdyby mogła mu powiedzieć, że to nie tylko, ;dla fantazji". - sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej Kapitan zapukał do kabiny radiooficera. - Panie kolego, proszę nawiązać łączność z Gdynią. Muszę natychmiast rozmawiać z armatorem i z WOP-em. Zawrócił ku schodom prowadzącym na mostek i do kabiny radiowej. Zauważywszy jednak, że za panem radio wynurza się z kabiny rozradowany i przejęty radzik, zatrzymał się i rzucił.. - Pan nie będzie potrzebny Radzik spojrzał na niego z zawiedzioną mimą, ale jako wychowanek Szkoły Morskiej, przyzwyczajony do subordynacji, zatrzymał się natychmiast ma progu kabiny i otworzył usta, aby wypowiedzieć sakramentalną formułkę. Tak jest, panie kapitanie. Zamiast tego, podekscytowany wydarzeniami dnia, rąbnął.. - Ja wprost przeciwnie, panie kapitanie. - Twierdzi pan więc, że jednak będzie nam potrzebny?. - sarkastycznym tonem zapytał kapitan. - Tak jest, panie kapitanie. - prawie stając na baczność wyszeptał zbity z tropu radzik, orientując się o sekundę za późno, że palnął drugie głupstwo Ochmistrz z okropnie naburmuszoną miną szedł korytarzem. Przy drzwiach kabiny oznaczonej numerem dwa, która w zestawieniach, wykazach i sprawozdaniach eksploatacyjnych do niedawna figurowała jako nie zajęta, zatrzymał się i zastukał energicznie. W kabinie panowała idealna cisza i mogło się wydawać, że nie ma tam nikogo, co jeszcze wzmogło irytację pana Nowaka. Walnął więc w drzwi z całej siły i ryknął.. - Otwieraj! Już nie tylko ja i twój ojciec, nie tylko cały statek, ale i Gdańsk, i Gdynia wiedzą, że tu siedzisz Drzwi otworzyły się i Elżbieta wpuściła go do kabiny. Była blada, ale nadrabiała miną i starała się nie okazać strachu.. - Gdzie ciocia? A tata?. Dlaczego nie przyszedł? Co powiedział?. - Ciotka jest za miękka dla ciebie i stąd te kłopoty. Nie pozwoliłem jej teraz przyjść. Dość już razem narozrabiałyście! Nie rozumiem, dlaczego taka stateczna i mądra kobieta, jak Zuzia, zgodziła się na coś podobnego. Jak mogła pozwolić na tak niegodziwy podstęp?. - Wujciu! Nie gniewaj się. - szepnęła dziewczyna. - Łatwo teraz mówić. Nie gniewaj się. Zrobiłyście nam obie tak szpetny kawał, że pewno długo nie pozbieramy się po tym. O Boziu! Boziu!. - Wujciu, proszę cię, choć ty się nie gniewaj na mnie, bo ja tak się martwię, jak przyjął to ojciec.. - O! Widzicie ją!. - zaperzył się.. - Ona się martwi o ojca. A nie znasz to go? Nie wiesz, jaki jest skrupulatny? U niego przecież wszystko musi być jak w zegarku. Nigdy mu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby zlekceważyć czy obejść jakiś przepis. A tu masz! Rodzona córka jedzie na jego własnym statku jako blinda. Straszne!. - Ale to się da jakoś załatwić?. Prawda, wujciu? -Elżbieta chwyciła ochmistrza za rękę. Patrzyła przy tym tak błagalnie, że serce starszego pana, wrażliwe z natury, zmiękło trochę. - Częściowo to już załatwione. - powiedział znacznie łagodniejszym tonem.. - Choć po powrocie do kraju kłopotów na pewno będzie dużo i stary, to jest kapitan, będzie się musiał gęsto tłumaczyć. Ale w końcu za burtę nie możemy cię wyrzucić. A na odstawienie do domu też już za późno. Wiedziałyście, kiedy odkryć karty. Trudno! Jak już tu jesteś, to musisz płynąć z nami. - A ojciec mi przebaczy? Wielkie oczy Elżbiety patrzyły z taką troską, że przywiązanie ochmistrza wzięło górę i zapomniał o swej złości. Machnął z rezygnacją ręką i powiedział swoim zwykłym, trochę jękliwym tonem.. - A co ma robić? W końcu do śmierci nie będzie się o to gniewać. Załatwia telefonicznie formalności związane z twoim nielegalnym wyjazdem, ale jeszcze się na ciebie wścieka i teraz, kiedy jest niewyspany, zły i zmartwiony, nie chce cię widzieć, bo twierdzi, że przetrzepałby ci skórę 2I. - Jak się dowie prawdy, to może zmieni o mnie zdanie. - powiedziała jakby do siebie Elżbieta. - Prawdy?. - krzyknął.. - Jakiej prawdy? Mów w tej chwili, co jeszcze knujesz? Przyznaj się lepiej od razu do wszystkiego! Elżbieta aż się zachłysnęła z przerażenia, że wygadała się tak nieostrożnie, tym bardziej że Nowak złapał ją za rękę i patrzył podejrzliwie i badawczo w oczy. Szybko jednak zdołała się opanować, pomimo wewnętrznej paniki zmusiła twarz do uśmiechu i pochyliwszy się do jego ucha zaszeptała.. - Wujciowi powiem prawdę. Założyłam się z Januszem, że mi się uda zablindować u ojca. - Jak ten cymbał mógł przyjąć taki głupi zakład? Czyż on sobie nie zdawał sprawy, na co naraża ciebie i nas wszystkich? Ja się z nim rozprawię, gdy wróci z japońskiego rejsu. - sapał oburzany Ochmistrz wraz z żoną od bardzo wielu lat złączeni byli z kapitanem i jego rodziną serdeczną przyjaźnią, toteż Elżbieta w domu Nowaków traktowana była jak córka, a bratanek kapitana, Janusz, jak bliski kuzyn. - Tak. - uśmiechnęła się trochę przebiegle opanowana już Elżbieta.. - Niech mu wujcio porządnie natrze uszu W tej chwili widzę, jaki to był głupi i ryzykowny pomysł. - No a teraz chodź na obiad, Pewnie się tu zupełnie zagłodziłaś. Zaprowadzę cię i przedstawię. - A cioteczka?. - zapytała Elżbieta. - Ciotka jada obiady w mesie oficerskiej. Twój przejazd został zakwalifikowany jako pasażerski. Będziesz jadać razem z innymi szczurami lądowymi. Elżbieta postępowała za ochmistrzem trochę oszołomiona. Rozmowa, którą miała przed chwilą, kosztowała ją dużo nerwów. Teraz perspektywa stanięcia oko w oko z najbliższymi kolegami ojca i z nie znanymi pasażerami peszyła ją i całkowicie psuła humor Zerknęła przez ramię ochmistrza w kierunku kabiny stanowiącej. salonik i jadalnię najwyższych rangą oficerów i pasażerów. Widok obcych twarzy odebrał jej resztę odwagi. Zatrzymała się na progu. Ochmistrz obejrzał się i chwyciwszy ją za rękę wprowadził do jadalni jak małą dziewczynkę. - Państwo pozwolą, że przedstawię kogoś. - powiedział trochę za głośno. - to jest panna Elżbieta. Córka kapitana, która od dziś jest naszym współtowarzyszem podróży. -I wskazując miejsce przy jednym ze stołów dodał.. - Tu jest twoje nakrycie. Nie czekając na dalszy bieg wypadków zniknął w drzwiach. Dziewczyna stała obok wskazanego jej krzesła bezradna i onieśmielona. Jej wrodzona pewność siebie zniknęła bez śladu. Pod wpływem myśli, że gdyby nie była córką kapitana, to sprawa na pewno nie wyglądałaby tak zwyczajnie i prosto, a epilog byłby o wiele bardziej dramatyczny. Z tych niewesołych rozmyślań wyrwał ją głos chiefa.. - No siadaj, Elżuniu. Siadaj i bierz się prędko do jedzenia, bo zupa będzie zimna. Jesteś pewnie bardzo głodna. - dodał śmiejąc się.. - Taka dwudniowa dieta nie należy do przyjemności. Prawda? Pod wpływem jego głosu Elżbieta odzyskała utraconą równowagę ducha i usiadła Steward zbliżył się i podsuwając wazę z zupą zmierzył ją m wyrzutu. Elżbieta znając dyscyplinę panującą na statkach, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że i on będzie miał przez nią kłopoty, bo przecież jest odpowiedzialny za kabiny pasażerskie. Spróbowała przebłagać go wzrokiem, ale Lewandowski przybrał kamienny wyraz twarzy i nawet drgnieniem powiek nie dal poznać, że zauważył jej błagalne spojrzenie. Jeszcze jeden przeciwko mnie. - pomyślała i z ciężkim sercem sięgnęła po łyżkę Była rzeczywiście piekielnie głodna. "Zaopatrzenie" dostarczane przez ochmistrzową było nie tylko dość monotonne, ale w dodatku nie bardzo regularne. A zupa pachniała oszałamiająco. Podniosła łyżkę i nagle ręka jej znieruchomiała w powietrzu. Na progu jadalni stanęły dwie kobiety i milcząc mierzyły ją wzrokiem pełnym zgorszenia Dziewczyna patrzyła n. A nie zdumiona, z trudem hamując śmiech, bo widok był rzeczywiście dość niecodzienny Starsza. - wysoka, chuda i jakaś dziwnie kanciasta -ubrana była w kusą spódniczkę i bluzkę ozdobioną niezliczoną ilością falbanek i koronek, a jej siwiejącą i prawie łysą głowę otaczała wspaniała korona z nylonowego warkocza. Druga stanowiła zupełne przeciwieństwo. Niska, bardzo tęga, prezentowała obfite kształty wbite w błękitne elastyczne spodnie i obcisły sweterek. Utlenione na platynowo włosy opadały na czoło, tworząc zalotną grzywkę Pomimo tej groteskowej wprost różnicy w wyglądzie obu kobiet Elżbieta spostrzegła w nich jakieś ledwo uchwytne podobieństwo. Miały jednakowo nieprzyjemny i odpychający wyraz twarzy. Z jednakowo pogardliwym skrzywieniem ust przenosiły spojrzenie z jednej osoby na drugą W jadalni zapanowała chwila niezręcznej ciszy, a Elżbieta siedziała jak na cenzurowanym. - Panie pozwolą. - odezwał się wreszcie chief. - że przedstawię im pannę Elżbietę, córkę naszego kapitana, która będzie towarzyszką pań przy stole. - Byłoby przesadą twierdzić, że jest nam przyjemnie poznać tę panienkę. - odparła ostrym głosem jedna z kobiet. - Przecież to żadna przyjemność być skazanym na towarzystwo kogoś, kto nielegalnie wpycha się na statek -dodała druga. - Ale trudno. Musimy się z tym pogodzić. My jesteśmy siostry Szmaltz. Ja jestem Wanda, a to maja siostra Jadwiga Starsza skinęła głową w stronę Elżbiety. Młodsza powtórzyła dokładnie ten sam gest i obie podeszły do stolika z dumnie zadartymi głowami. Mam już za sobą pierwszy wspólny posiłek. Możesz mi wierzyć, że to nie był najprzyjemniejszy moment w moim życiu. Dziś dopiero miałam okazję poznać pasażerów naszego statku. Więc jadą razem z nami państwo Karscy, jakieś małżeństwo z Warszawy. Wyglądają bardzo miło i na pewno okażą się sympatycznymi towarzyszami podróży. On jest, jak się z rozmowy zdołałam zorientować, doktorem ekonomii, a jego żona, młoda i ładna, musi być bardzo wesoła, bo się ciągle śmieje. Siedzą przy jednym stoliku z ojcem Przy tym samym stoliku siedzi nasz statkowy inżynier Ten wygląda raczej niesympatycznie i chociaż nie jest jeszcze stary, robi wrażenie zgryźliwego mruka Ale to nic w Porównaniu z moimi towarzyszkami "od stołu", pasażerkami kabiny numer trzy. Mówię ci, "coś pięknego"! Nazywają się panny Szmaltz przez "tz" na końcu, co podkreślają przy każdej okazji z wielkim naciskiem. Już nie chodzi o ich wygląd zewnętrzny, który jest wprost bezkonkurencyjny. Ale sposób zachowania! Naprawdę można dostać wysypki, kiedy słyszy się wypowiedzi tych panien Szmaltz. A że bez chwili wytchnienia bawią całą jadalnię opowiadaniami o sobie, już wszyscy doskonale wiemy, z k, im mamy przyjemność, a właściwie nieprzyjemność Są z Krakowa, gdzie prowadzą sklepik (mówią. "Interes") z galanterią. Musi im to przynosić spory dochód, bo i ubrane są w rzeczy wprawdzie potwornie niegustowne i zupełnie dla nich nieodpowiednie, ale bardzo drogie. No i pewnie z racji tych pieniędzy baby zgrywają wielkie damy i popisują się snobizmem, aż człowieka mdli. Opowiedziały nam między innymi, że tata Szmaltz był wielkim patriotą i właśnie żeby zadokumentować swoją postawę, dał córkom imiona dwóch królowych polskich. Wanda i Jadwiga i mówił o nich zawsze. "Moje królewny" W tym miejscu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, ale nie wyszło mi to na dobre, bo poczuły się obrażone i wzięły mnie w obroty I zaczęło się. Jakie to oburzające, że wpakowałam się nielegalnie na statek, jaka jestem lekkomyślna, no i oczywiście jaka ta młodzież jest teraz w ogóle. Mówię ci. - krakały jak wrony. A ja zamiast im się odgryzać, siedziałam cicho i udawałam niewiniątko. Chyba się domyślasz, że z pewnych "zasadniczych" względów zależy mi na tym, żeby w czasie podróży mieć jak najmniej wrogów. Ale w środku aż mnie skręcało ze złości i gryzłam się w język, żeby im czego złośliwego nie powiedzieć. Irytowały mnie tym bardziej, że w czasie tego rodzinnego duetu przygadywały sobie nawzajem szpetnie i co chwila skakały do oczu, ale momentalnie godziły się i tworzyły zwarty front, kiedy kogoś atakowały lub coś krytykowały. Wtedy zaczynały dąć w jedną trąbkę nad podziw zgodnie. Królewny! Może się zdziwisz, że piszę o takich mało ważnych drobiazgach, ale prosiłeś, żebym notowała wszystko, co się zdarzy, bo jak się wtedy bardzo uczenie wyraziłeś. Chcesz skonfrontować moje wrażenia nowicjusza ze swoimi, starego morskiego wygi. A o morzu, statku i podróży nic jeszcze nie wiem. Od momentu zatarasowania się w kabinie siedziałam jak mysz w klatce. Bałam się strasznie, żeby ktoś za wcześnie nie wykrył mojej obecności, bo ciągle o różnych porach słyszałam kroki stewarda, który zatrzymywał się przy moich drzwiach, jakby coś węszył. Przypuszczam, że przykładał ucho do drzwi i nasłuchiwał. Napędzał mi też porządnego strachu, starałam się więc nie ruszać z koi, nie kichać, nie kaszleć, a nawet chwilami nie oddychać.. - Wyglądają stąd jak dziecinne zabawki! Elżbieta przechylona nad relingiem pokładu namiarowego uważnie obserwowała pracę dwóch małych holowników, z których jeden manewrował dziobem, a drugi rufą statku. - Rzeczywiście. - przytaknęła pani Karska.. - Patrzcie! Nasz poczciwy, paropiętrowy olbrzym daje się tym maleństwom wodzić za nos. - Musi. - stwierdził radzik.. - Wie dobrze, że bez ich pomocy nie dałby sobie rady. - A dlaczego?. - Bo w portach, a zwłaszcza w śluzach, jest tak mało miejsca, że żadna większa jednostka nie może manewrować przy pomocy własnych maszyn. Zbyt długo wytraca szybkość. Statek rozbiłby się o następne wrota śluzy i. - A cóż tu tak potwornie kopci? To skandal, żeby pasażerowie byli narażeni na podobne nieprzyjemności! Wszyscy obejrzeli się i zobaczyli panny Szmaltz z trudem drapiące się po stromym i dość karkołomnym trapie i głośno dające wyraz swemu niezadowoleniu. - Oho. - szepnęła Karska.. - Scylle i Charybdy suną tu, żeby uszczęśliwić nas swoim towarzystwem. - Świetnie je pani przezwała. - To nie ja. Chyba załoga tak je ochrzciła. Słyszałam, jak steward, wyszedłszy z ich kabiny, mówił coś takiego do ochmistrza, ale wyszło to jeszcze o wiele zabawniej, bo powiedział. "Tym razem udało mi się. Scylle i Hybrydy jadą do Rygi, więc nie mają czasu zawracać mi głowy i czepiać się jak zwykle" Wybuch śmiechu, wywołany opowiadaniem Karskiej, przywitał panny Szmaltz, które zdołały wreszcie pokonać stromiznę trapu. - Nie rozumiem, co państwa wprowadza w tak świetny humor. - powiedziała surowo panna Wanda, krzywiąc z niesmakiem spiczasty nos.. - Obie z siostrą jesteśmy oburzone. Tak jak i państwo zapłaciłyśmy pełne opłaty za przejazd i zapewniono nas, że będziemy traktowane z całym szacunkiem. Tymczasem tutaj na statku lekceważy się pasażerów. Chciałyśmy oglądać wejście do portu z mostku Tam są takie duże szyby i świetnie wszystko widać, ale nam nie pozwolono. Jakiś oficer powiedział, że teraz nie można przebywać na mostku, bo jest pilot i są manewry Akurat te manewry muszą robić tam, gdzie najwygodniej i najzaciszniej? Państwo na pewno. - zwróciła się do państwa Karskich. - solidaryzują się z nami? Ale ani pan Karski, ani jego żona nie zdążyli na ten temat nic powiedzieć, ponieważ młodsza panna Szmaltz pośpieszyła z pomocą siostrze i poparła jej pretensje do całego świata. - I gdzie nas ciągną te małe łódki, zanieczyszczające tylko powietrze. Przecież Dunkierka jest o tu, na lewo. Już prawie ją minęliśmy. My przecież wybrałyśmy się w podróż, aby też coś zwiedzić. Tymczasem wygląda na to, że ulokują nas w porcie pomiędzy składami i dźwigami. Jakżeż daleko stamtąd będziemy miały do miasta. - Porty chyba zawsze są położone dość daleko od śródmieścia. Choćby w Gdańsku. Pamiętają panie, jak długo wieziono nas mikrobusem. - usiłowała łagodzić Karska Jej mąż zaś, aby przerwać nieznośne już jazgotanie obu wiecznie niezadowolonych sióstr, poprosił obecnego na pokładzie namiarowym radzika o informacje o śluzach, bo właśnie w tej chwili powolutku, centymetr chyba po centymetrze statek został przez holowniki wprowadzony do śluzy Radzik szybko skorzystał z okazji i zaczął wykład o przypływach i odpływach, o konieczności chronienia portów od ciągłych zmian poziomu wody dla ułatwienia pracy przeładunkowej, o różnych rodzajach śluz we Francji, Belgii, a zwłaszcza w Holandii, która właśnie śluzami broni swego kraju, leżącego w znacznej części poniżej poziomu morza Wygłaszał ten swój wykład trochę napuszonym tonem, ciągle zerkając na Elżbietę, jakby chciał sprawdzić, czy jego fachowa wiedza robi na niej dostatecznie silne wrażenie Dziewczyna jednak nie tylko nie okazała zainteresowania, ale nawet nie starała się ukryć niechęci. Od pierwszej chwili młody marynarz irytował ją. Uznała, że jest zarozumiały i bezczelnie pewny siebie i chcąc okazać mu swoje lekceważenie przerwała ironicznie.. - Gada pan, jak z bedekera. Przecież to wszyscy wiedzą. - No nie wszyscy, panno Elżbietko, nie wszyscy. Ja na przykład podróżuję po raz pierwszy w życiu. A i moja żona dotąd oglądała morze tylko z sopockiej plaży. Zresztą i reszta pasażerów. - to mówiąc pan Karski skłonił się lekko w s