16028

Szczegóły
Tytuł 16028
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16028 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16028 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16028 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JENNY DALE Porzucona mistrzyni Przekład Renata Stasińska-Soprych Tytuł oryginału: Puppy Patrol - Abandoned! - No cóż, jedno jest pewne - pan Harding nie przyjdzie dziś po Lotkę - obwieścił wieczorem pan Parker. - Zadzwoniłem pod numer, który nam zostawił, i usłyszałem, że „nie ma takiego numeru". W informacji powiedziano mi, że linia jest uszkodzona. Nil przygryzł wargę. Może powiedzieć tacie, czego dowiedział się od Kate? Po namyśle postanowił, że na razie nic nie powie. Chciał sam rozwiązać dziwną zagadkę fałszywego adresu, lecz ostatnie wydarzenia sprawiły, że zupełnie zapomniał o swoich zamierzeniach. Poza tym nikt nie przypuszczał, że Harding mógłby nie odebrać Lotki. - I co teraz zrobimy? - zapytał. - Poczekamy. Jutro powinien się pojawić. Może odwołano wczorajszy lot. Nil chciał wierzyć, że ojciec ma rację i że jutro wszystko się wyjaśni. 5 ^Rozdział pierwszy Pewnego wieczoru, około wpół do dziewiątej, w domu państwa Parkerów rozległo się głośne pukanie do drzwi. Drops natychmiast podniósł się z legowiska i głośno szczekając, pobiegł do przedpokoju. Tbż za nim podążyła pięcioletnia Sara. - Ja otworzę - zawołał Nil, który oglądał właśnie pasjonujący film sensacyjny. - Cisza, Drops! Bąbel, powiedziałem, że otworzę - zwrócił się do siostrzyczki, która już sięgała za klamkę. W świetle stojącej przed domem latarni zobaczył wysokiego mężczyznę. Nie widział dokładnie twarzy przybysza, ponieważ zakrywał ją cień. Było jednak na tyle jasno, by mógł dostrzec dużego, kudłatego, brązowego psa siedzącego posłusznie przy jego nodze. 7 - Słucham pana? - zwrócił się chłopiec do nieznajomego. Nagle zadrżał, bo do mieszkania wdarł się zimny podmuch powietrza. - Czy trafiłem do „Przytuliska dla psów"? -upewnił się mężczyzna. - Ta-ak. - Świetnie. Chciałbym zostawić tu swojego psa. Z kim mógłbym porozmawiać w tej sprawie? - Niestety, „Przytulisko" jest już zamknięte -odparł z lekkim zniecierpliwieniem chłopiec. Bardzo nie lubił, kiedy ludzie przyprowadzali swoje zwierzaki o tak późnej porze. Najwyraźniej nie mieli pojęcia o działalności profesjonalnego cen-trum pomocy dla psów. - To nagły wypadek. - Mężczyzna nie zamierzał ustąpić. - Mógłbym porozmawiać z twoim tatą? W tym momencie za plecami Nila stanął pan Parker. - Czy mogę w czymś pomóc? - zapytał gościa. Nil wprawdzie odsunął się od drzwi, ale ciekawość nie pozwoliła mu odejść. Przykucnął nieco dalej i drapiąc Dropsa za uszami, czekał na rozwój wydarzeń. Ze swojego miejsca doskonale widział psa, który towarzyszył mężczyźnie. Zwierzak był mieszańcem, na pewno miał w sobie coś z edreda-le teriera. O dziwo, psiak nie zwracał najmniejszej uwagi na Dropsa. Zarówno on, jak i jego właściciel 8 zdawali się nie zważać na chłód październikowego deszczowego wieczoru. Nil uważnie przyjrzał się mężczyźnie. Przybysz miał na sobie elegancki szary płaszcz. Jego czarne błyszczące włosy były tak starannie ułożone, jakby właśnie wyszedł od fryzjera. Przez tę fryzurę skojarzył się Nilowi z bohaterami starych czarno-białych filmów, które czasem oglądał w telewizji. - Nie miałem pojęcia, że szef wyśle mnie w tę podróż. W takich sytuacjach Lotką opiekuje się zazwyczaj moja siostra, ale wyjechała na kilka dni do Manchesteru - tłumaczył panu Parkerowi. -Zresztą tym razem i tak nie zostawiłbym jej psa, bo choć szczeniaki mają urodzić się dopiero za jakieś trzy tygodnie, siostra już zaczęłaby się denerwować. A znajomy polecił mi to miejsce. - Popatrzył na pana Parkera prosząco. - Mogę zapłacić podwójnie... - Nie, nie. To nie będzie konieczne - odparł pośpiesznie pan Parker. - Panie Harding, wprawdzie jest już późno, ale naprawdę znalazł się pan w kłopocie. Biorąc pod uwagę okoliczności, jestem skłonny zająć się Lotką. Potrzebuję aktualnego zaświadczenia o szczepieniu i chciałbym, by zapłacił pan za jej pobyt z góry, zgoda? Lotka. A więc tak wabił się ten pies. Kiedy pan Harding dopełniał niezbędnych formalności, Nil 9 wychylił się zza drzwi i przykucnął obok zwierzęcia, ostrożnie wyciągając do niego dłoń. Lotka ob-wąchała ją dokładnie i na znak, że nie ma nic przeciwko zawarciu bliższej znajomości, ochoczo zamachała ogonem. A gdy Nil delikatnie pogładził suczkę po kudłatym brzuchu, ta wysunęła język i polizała chłopca po ręce. Pan Harding uśmiechnął się. - Jak widzę, moja Lotka znalazła już nowego przyjaciela - zauważył i podrapał za uszami. - Mój syn ma fantastyczny kontakt ze zwierzętami - powiedział pan Parker. - Lotka będzie miała u nas bardzo dobrą opiekę, zapewniam pana. Będzie odpowiednio karmiona i pielęgnowana. Twarz pana Hardinga rozjaśnił uśmiech. - Kamień spadł mi z serca - westchnął. - Bardzo panu dziękuję. Teraz jestem już o nią spokojny. Postaram się zadzwonić z Tokio, ale to może okazać się trudne. Wie pan... różnica czasu, a poza tym przez cały czas będę biegał z jednego spotkania na drugie. - Pochylił się i pieszczotliwie poklepał Lotkę po grzbiecie. - Trzymaj się, koleżanko. Do zobaczenia za tydzień. Pamiętaj, masz być grzeczna. Podał smycz panu Parkerowi, po czym szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie, odszedł do zabłoconej białej furgonetki. Nil pomyślał, że ten brudny, nieco zaniedbany samochód zupełnie nie pasuje do tak eleganckiego właściciela. W mroku 10 błysnęły czerwone światła stopu. Nil patrzył, jak auto wolno jedzie po żwirowej alejce, a potem skręca na drogę i oddala się, nabierając prędkości. Gdy zniknęło w ciemnościach, wzruszył ramionami, po czym całą uwagę skupił na czworonożnym gościu. Lotka wciąż stała w tym samym miejscu i żywo machała swoim ogromnym puszystym ogonem, popiskując przy tym cichutko, jakby chciała przywołać swojego pana i nakłonić go, aby zabrał ją ze sobą. 11 Nilowi zrobiło się żal psa, więc podszedł i przytulił go czule. - Tatusiu, tatusiu, ten pan był... - zaczęła Sara. - Tyle razy ci mówiłam, że to niegrzecznie zbyt natarczywie przyglądać się ludziom! - upomniała ją mama, która weszła do przedpokoju. -'Ale on miał takie śmieszne włosy! - Nie bądź głuptaskiem, skarbie. A teraz biegnij na górę. Pora spać. Sara, jak co wieczór, zaczęła głośno protestować i z płaczem prosić mamę, by pozwoliła jej pobawić się jeszcze chwilkę. - Zaprowadzę Lotkę do kojca, dobrze, mamo? -zaproponował Nil, chcąc jak najszybciej wyjść z domu, by nie słuchać marudzenia siostry. - Tak, oczywiście - odparła pani Parker. - Zaraz pójdę do biura i wypiszę jej kartę. „Przytulisko", centrum hodowli, tresury i pomocy weterynaryjnej dla psów prowadzone przez państwa Parkerów, mieściło się tuż za domem. Okoliczne pola i łąki stanowiły doskonałe miejsce do szkolenia zwierzaków. Do centrum Compton, pobliskiego miasteczka, było stąd zaledwie kilka kilometrów. Nil zapiął Lotce smycz i zaprowadził ją do psiarni. Drops nie odstępował ich ani na krok. Suczka na początku całkowicie go ignorowała, ale teraz, 12 gdy owczarek zbliżył się do niej i obwąchał ją ostrożnie, nastawiła uszu i przyjrzała mu się z zainteresowaniem. - Przywitaj się z Lotką - polecił Nil Dropsowi. - To twoja nowa koleżanka. Psy trąciły się nosami, wymieniając psie pozdrowienia. Wszystko wskazywało na to, że przypadły sobie do gustu. Drops zaczął biegać dookoła i głośnym szczekaniem próbował namówić Lotkę do wspólnej zabawy. - Siad! - zawołał Nil. Drops posłusznie wykonał polecenie, a Lotka, ku zdumieniu Nila, zrobiła dokładnie to samo. Chłopiec postanowił przeprowadzić pewien eksperyment. Wiedział, że ryzykuje i że rodzice nie darują mu, jeśli suczka ucieknie. Podświadomie czuł jednak, że wszystko będzie w porządku. Pochylił się i odpiął smycz. - Zostań! - powiedział, po czym ruszył na drugi koniec placu. Drops miał szczerą ochotę pobiec za nim: wysunął łeb do przodu i niezwykle energicznie machał ogonem. Tymczasem Lotka siedziała bez ruchu i tylko nastawiała uszu, czekając na kolejne komendy. - Drops, do no... - Nil nie dokończył, bo owczarek na sam dźwięk swojego imienia rzucił się na- 13 przód i już po kilku sekundach, zdyszany i zadowolony, siedział u boku swojego pana. Lotka jednak nie podążyła jego śladem. Siedziała wciąż na swoim miejscu, posłuszna ostatniemu poleceniu Nila. - Lotka, do nogi, Lotka! - Nil klasnął w dłonie, a wtedy psiak wstał z miejsca i ruszył biegiem w jego kierunku. - Grzeczna suczka! - pochwalił chłopiec. Klepiąc ją po grzbiecie, rozglądał się dookoła: chciał mieć pewność, że rodzice nie widzieli próby, którą przed chwilą przeprowadził. Wprawdzie zapadła już noc, ale plac był bardzo dobrze oświetlony. Nil miał jednak szczęście. Nikt go nie zauważył. Zapiął Lotce smycz i wprowadził suczkę do psiarni, w której miała spędzić najbliższy tydzień. Ku jego zdumieniu Lotka karnie kroczyła tuż przy nodze. Mało tego. Nawet nie drgnęła, gdy otworzył przeraźliwie skrzypiące drzwi, a potem zapalił światło. Kiedy zaś wszystkie psy przywitały gości głośnym ujadaniem, ona jedynie nieznacznie poruszyła uszami. Jak zawsze podczas ferii „Przytulisko" było prawie pełne. Pozostał tylko jeden wolny kojec. Nil odpiął smycz i wpuścił Lotkę do środka. Wreszcie mógł dokładnie obejrzeć psa. W jarzeniowym świetle sierść Lotki stała się ciemnozłocista, tylko 14 gdzieniegdzie - na grzbiecie, na koniuszkach uszu i ogonie - przebijały czarne kosmyki. Kiedy chłopiec wyszedł, by napełnić miskę świeżą wodą, suczka starannie obwąchała wszystkie zakamarki nowego mieszkanka, a potem zawarła znajomość z najbliższymi sąsiadami. W tym samym czasie Karolina Parker wypełniała kartę pobytu nowej lokatorki. Spisanie dokładnych danych każdego psa było sprawą niezwykle ważną. - Czy mam nakarmić Lotkę? - zapytał Nil, wsuwając głowę przez otwarte drzwi. - Na kolację jest już trochę za późno - odparła po namyśle mama - ale możesz dać jej jedno psie ciasteczko. Karma jest w spiżarni. Spiżarnia znajdowała się w drugim z budynków należących do „Przytuliska", więc przyniesienie ciasteczka nie zajęło Nilowi wiele czasu. Ledwie wszedł do psiarni, ze wszystkich stron rozległy się poszczekiwania. Chłopiec nie mógł przejść obojętnie obok żadnego kojca - każdemu psiakowi musiał poświęcić choć chwilkę. Szczególną sympatią darzył Cezara. Był to owczarek niemiecki, częsty gość „Przytuliska" - właściciele psa bowiem regularnie wyjeżdżali za granicę. Większość „pensjonariuszy" szybko przystosowywała się do nowych warunków. Państwo Parke-rowie otaczali je troskliwą opieką, dbali o ich 15 sprawność i dobre samopoczucie. Bardzo rzadko do „Przytuliska" trafiał pies, z którym nie mogli dać sobie rady. Zazwyczaj proponowali, by właściciele zostawiali psy najpierw na jedną noc. Dzięki temu zwierzęta łatwiej przywykały do nowego miejsca i lepiej znosiły dłuższą rozłąkę. Oczywiście, zdarzały się też bardzo trudne sytuacje. Najwięcej kłopotów sprawiały psy maltretowane i zaniedbywane przez właścicieli - niełatwo było Parkerom zdobyć zaufanie nieszczęsnych stworzeń. Kiedy Nil wrócił do kojca Lotki, pies leżał na legowisku z głową opartą na wyciągniętych łapach. - A, odpoczywasz! Chodź, mam coś dla ciebie! Podniosła się i podeszła do chłopca. Ostrożnie obwąchała ciasteczko, wzięła je do pyska i natychmiast wypuściła na ziemię. - Nie chcesz? - Nil nie spodziewał się takiej reakcji. Ona jednak nie miała najmniejszej ochoty na posiłek w przeciwieństwie do Dropsa, który łakomym wzrokiem spoglądał na przysmak. Lotka z powrotem ułożyła się na posłaniu i zaskomlała cichutko. Może ciąża sprawia, że jest taka zmęczona, pomyślał Nil. - Głowa do góry, Lotusiu! Jutro będzie lepiej! -pocieszył ją. 16 Po chwili zgasił światło i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Obudził go radosny śmiech siostrzyczki. Sara z głośnym tupotem zbiegała ze schodów. Zły, że przerwała mu błogi sen, nakrył głowę poduszką i zamknął oczy. Za wszelką cenę chciał jeszcze trochę podrzemać. Sara już od samego rana była pełna energii, czego nie można powiedzieć o Nilu. Na dole, w kuchni, przy dużym drewnianym stole, siedzieli rodzice i Emilka, druga siostra Nila. Omawiano plany na nadchodzący dzień. „Przytulisko" było rodzinnym przedsięwzięciem, więc dzieci w miarę sił pomagały rodzicom. Mimo to wciąż brakowało rąk do pracy, więc państwo Parkerowie zatrudniali jako pomoc pannę Kate McGuire. - Wciąż jeszcze nie znaleźliśmy nowego domu dla Korala i Cekina - powiedziała Emilka. - Najwyższy czas, by do akcji wkroczył Psi Patrol! Psim Patrolem nazwali Parkerów koledzy z klasy Nila i mieszkańcy Compton. - Mam pomysł - Emilka spojrzała z powagą na rodziców, ale nie powiedziała na razie nic więcej, czekając, aż Sara wreszcie usadowi się na swoim miejscu. Koral i ?«$??3>«}? to dwa małe kundelki. Miały około /??? |tvg©Hfii- Ktoś porzucił szczenięta I-O W Ni .„ \1 *??> ij 17 przy torach kolejowych, ale w porę znaleźli je Emilka i Nil. Teraz należało poszukać pieskom nowych właścicieli. - Świetnie - pan Parker skinął głową. - Słuchamy. - Moim zdaniem powinniśmy je zatrzymać! -wtrąciła Sara, wsypując do miski pół pudełka płatków kukurydzianych, z czego część spadła na podłogę. Na szczęście pod stołem leżał Drops, który jak odkurzacz pochłonął płatki. 18 - Uważaj, Saro! - Mama odsunęła pudełko na drugi koniec stołu. - Dobrze wiesz, że nie możemy mieć więcej zwierząt. Drops i Tbptuś w zupełności nam wystarczą. Emilka chrząknęła znacząco, zdenerwowana, że rodzina nie pozwala jej dojść do głosu. - Pomyślałam sobie - odezwała się - że najlepiej będzie, jeśli zadzwonimy do pana ??????'? i poprosimy, żeby napisał o Koralu i Cekinie w Nowinkach z Compton. Pan Brooke, redaktor lokalnej gazety, czasami zostawiał w „Przytulisku" ukochaną suczkę imieniem Dama. Zawsze był gotów poświęcić podopiecznym Parkerów trochę miejsca w swoim piśmie. - Doskonały pomysł, Emilko - stwierdził tata. -Zadzwonię do niego po śniadaniu. - A czy ja nie mogłabym tego zrobić? Bob i Karolina wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wiedzieli, jak córce zależy na losie szczeniąt. - Dobrze - zgodził się pan Parker. - Poproś, by połączono cię z panem Brookiem, i nie zapomnij powiedzieć, że dzwonisz z „Przytuliska"! Emilka z zadowoleniem skinęła głową i czym prędzej zabrała się do jedzenia. Koral i Cekin to takie słodkie szczenięta... Gdy ludzie zobaczą na zdjęciu w gazecie ich śliczne mordki, pół Compton będzie chciało zaopiekować się pieskami. 19 Do kuchni wszedł Nil. Nawet nie usiadł przy stole, tylko sięgnął po kanapkę z dżemem. - Idę zobaczyć, co u Lotki - wyjaśnił i ruszył do drzwi. Za nim podążył Drops. - Nil! Zaraz będę dzwonić do gazety w sprawie Korala i Cekina! - pochwaliła się siostra. - To wspaniale, Em! - usłyszała głos brata z przedpokoju. Pani Parker westchnęła ciężko. - Rankiem ten dom przypomina dworzec. Każdy śpieszy się gdzieś w swoją stronę. Była to celna uwaga. Nil każdy dzień zawsze rozpoczynał od wizyty w psiarni. Zasypiał z myślą o psach i psy były jego pierwszą myślą tuż po przebudzeniu. Tego ranka z niecierpliwością oczekiwał chwili, kiedy znowu zobaczy Lotkę. Ten psiak miał w sobie coś niezwykłego. Coś, co wyróżniało go spośród reszty lokatorów „Przytuliska" i czego Nil w żaden sposób nie potrafił zrozumieć. J ?? "w *? Rozdział drugi mm - Jak pan widzi, sytuacja jest bardzo trudna. Nie wiem, co będzie, jeśli nie uda się nam znaleźć dla nich nowego domu - mówiła Emilka z przejęciem, mocno ściskając słuchawkę. Nil był pewien, że pan Brooke nie pozostanie obojętny na prośbę jego siostry. - Dziś rano? Tak, tak, bardzo dobrze. Serdecznie panu dziękuję. - Emilka odłożyła słuchawkę i z radości zacisnęła pięść. - Hurra! - krzyknęła. -Pan Brooke przyśle do nas fotoreportera! - Świetnie się spisałaś, córeczko - pochwaliła ją mama. - No, no, kto wie, może zostaniesz naszym rzecznikiem prasowym? - dodała ze śmiechem. Emilka odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów. 21 - Trzeba zacząć działać. Ostatnio prawie nikt nie zagląda do „Przytuliska". - Jak zawsze podczas ferii i wakacji - zauważył Nil. - Prawie wszyscy wyjeżdżają. Dlatego zresztą mamy teraz tak wielu pensjonariuszy. - Niestety, w czasie wakacji ludzie częściej porzucają swoje zwierzaki - wtrącił pan Parker. - Po prostu nie chcą płacić za opiekę nad nimi. Nil w zamyśleniu popatrzył na Dropsa, któremu on i jego rodzina uratowali życie. Jak okrutni są niektórzy ludzie! Na myśl o tym chłopiec aż zatrząsł się z oburzenia. - No, dość tego gadania - wtrąciła pani Karolina, widząc przygnębione miny domowników. - Lepiej pomóżmy Emilce. Kto wie, może za kilka dni odwiedzą nas tłumy chętnych do zabrania Korala i Cekina. - No właśnie, szkoda czasu na gadanie! - potwierdziła Emilka. - Nie mogę zająć się wszystkim sama! Trzeba przecież przygotować „Przytulisko" na przyjście fotoreportera! - Tak jest! - wykrzyknął pan Bob, salutując z powagą. - Może powinnaś zostać naszym dowódcą, co? Blade, bezchmurne niebo i złociste promienie porannego słońca zapowiadały piękny dzień. Dochodzące z psiarni głośne szczekanie dowodziło, że 22 Kate jest już w pracy, a jej wygłodniali podopieczni wprost nie mogą doczekać się śniadania. - Dzień dobry, Kate! - zawołał Nil, krocząc pomiędzy rzędami kojców. - Cześć, Nil. - Kate zmierzała w jego kierunku z kilkoma miskami w rękach. Miała na sobie dżinsy i bawełnianą bluzę. Długie jasne włosy zaplotła niedbale w warkocz. - Pewnie masz dziś sporo pracy? - zagadnęła chłopca. Nil zerknął na zegarek. - Tak, ale najpierw muszę wyprowadzić Dropsa. - Ooo, a to kto? - Dziewczyna stanęła przy kojcu Lotki i postawiła na podłodze miski, by przywitać się z nowym gościem. - Cześć. Nie było cię tu wcześniej, prawda? - To jest Lotka - wyjaśnił Nil i opowiedział dziewczynie o wieczornej wizycie pana Hardinga. - Za trzy tygodnie będzie miała szczenięta - dorzucił na koniec. - Naprawdę? - Kate przyjrzała się uważnie -Nie widać, że jest w ciąży - stwierdziła, delikatnie głaszcząc psa. - Ale to normalne, bo suki noszą małe tuż przy żebrach. Dopiero w ostatnim tygodniu szczenięta przesuwają się niżej i przygotowują do przyjścia na świat. A Lotka ma tak gęstą sierść, że nie widać jej brzucha! Nil roześmiał się. Wszedł do kojca, zdjął z haka smycz i przypiął ją do obroży Lotki. 23 - Zabieram ją razem z Dropsem - powiedział. - Mógłbyś wziąć jeszcze dwa psy? Prawie wszystkie czekają na spacer. - Nie ma sprawy. Obojętnie które? - Weź Gryzia i Gaję. Są małe, więc łatwiej ci będzie nad nimi zapanować - powiedziała Kate z troską. - Chyba nie myślisz, że nie poradziłbym sobie z dużymi psami?! - obruszył się Nil. - Żartowałam! - Dziewczyna mrugnęła do niego porozumiewawczo. Nil udał, że chce kopnąć Kate w kostkę, ale dziewczyna zwinnie odskoczyła i odeszła, podniósłszy miski z podłogi. - Nakarmię resztę głodomorów i przyjdę ci pomóc! - krzyknęła jeszcze, odwracając się przez ramię. Nil przywiązał smycz Lotki do uchwytu przy drzwiach i poszedł po dwa pozostałe psy. Oba były stałymi gośćmi „Przytuliska" i chłopiec zdążył je już bardzo dobrze poznać. Gaja, kudłaty pies rasy Jack Russell terier, miała pogodne i żywe usposobienie, natomiast Gryzio był ociężałym, grubym jamnikiem, który ponad wszystko kochał jedzenie i spanie. Nil nie miał wątpliwości, że właśnie jemu najbardziej przydałoby się więcej ruchu. Wkrótce do chłopca i jego gromadki dołączyła Kate z czterema innymi psami. Zwierzaki donośnym szczekaniem ogłaszały światu swoją ra- 24 dość, lecz Kate zdecydowanie przywołała je do porządku. - Cisza! - krzyknęła tak głośno, że nawet Nil przystanął z wrażenia. Chłopiec poprowadził trójkę podopiecznych w kierunku bramy. Nagle stanął i zagwizdał przeciągle. Tak jak się spodziewał, spod rozłożystego krzaka wyskoczył kosmaty czarno-biały olbrzym i jak strzała pomknął do wyjścia. - Hej, Drops, poczekaj na nas! - krzyknęła Kate. Kiedy dotarli do furtki, Drops czekał na nich, niecierpliwie machając ogonem. Nareszcie będzie miał okazję pokazać innym psom, co potrafi! - Otwórz furtkę, Drops! - rozkazał Nil. 25 Owczarek stanął na tylnych łapach, przednimi oparł się o furtkę i mocno trącił klamkę nosem. Nil pochwalił go i z uznaniem poklepał po grzbiecie. Poczekał, aż wszyscy wyjdą na zewnątrz, i zamknął furtkę. - Musisz jeszcze nauczyć Dropsa zatrzaskiwać furtkę - zaśmiała się Kate. Wyszli na rozległą polanę. Gaja wybiegła naprzód, z całej siły ciągnąc za smycz, a Gryzio jak zwykle człapał z tyłu. Za to Lotka karnie dotrzymywała kroku Nilowi. Drops bez smyczy biegł nieco dalej, ale co chwila okrążał całą gromadkę wielkim kołem, jakby chciał się upewnić, czy nikogo nie brakuje. Nil i Kate lubili puszczać psy wolno i patrzeć, jak cieszą się swobodą. W takich wypadkach musieli jednak zachowywać czujność, bo niewiele psów było tak posłusznych jak Drops. Spuszczone ze smyczy zwierzęta bardzo często bywały nieobliczalne. Gaja na przykład natychmiast znikała w pierwszej napotkanej zajęczej norze, a Gryzio zaszywał się w gęstej trawie i czekał, aż opiekunowie znajdą go i zabiorą do domu. Kate przyprowadziła ze sobą dwa golden retrie-very - Alfa i Norę - oraz setera irlandzkiego imieniem Mikrus. Mikrusa musiała nieustannie pilnować - wystarczy chwila nieuwagi, a wyrwie się i pomknie jak strzała, przepadłszy gdzieś bez śladu. 26 Nil przez całą drogę zastanawiał się, czy może zaufać Lotce i ją także spuścić ze smyczy. Wprawdzie wieczorem na placu przed „Przytuliskiem" spisała się bez zarzutu, ale nie miał żadnej gwarancji, że tu, na otwartej przestrzeni, zachowa się dokładnie tak samo. Ciekawe, czy przybiegłaby do niego, gdyby zawołał ją po imieniu? - Pozwolisz Lotce trochę pobiegać? - z zamyślenia wyrwał go głos Kate. - Właśnie o tym myślałem - odparł. - Chyba zaryzykuję. Dotychczas była bardzo grzeczna. Wreszcie dotarli do drugiego krańca polany. Minęli kolejną bramę i weszli na ścieżkę wiodącą na wysokie, dość strome wzniesienie. Z góry widać było całe Compton i okolice: pola, domki i krowy pasące się na zielonych pastwiskach. Biedny Gryzio dyszał ciężko, z mozołem wspinając się pod górę, więc Nil trochę zwolnił. Drops przystanął, a po chwili, nieco zniecierpliwiony, zaczął krążyć wokół chłopca. Nil pomyślał, że to doskonała okazja, by dać Lotce trochę swobody. Pochylił się i odpiął smycz. - Nie zawiedź mnie, Lotusiu - powiedział. -Mam nadzieję, że będziesz posłuszna tak jak Drops! W odpowiedzi suczka spojrzała na chłopca mądrymi ślepiami, jakby chciała w ten sposób powiedzieć, że rozumie jego prośbę, po czym podbiegła 27 do Dropsa. Oba psy ruszyły pędem przed siebie, ścigając się jak para psotnych szczeniąt. Nil obserwował z uciechą, jak w szalonym tempie zbiegają ze wzgórza. I wtedy uświadomił sobie, że biegną ku rzece. - O, nie! Tylko nie to! - jęknął. Mama będzie wściekła, jeśli Drops wytarza się w błocie. Bez chwili namysłu chłopiec wsunął do ust dwa palce i głośno zagwizdał. - Drops! Lotka! Do nogi! Drops! - krzyknął. Oba psy zwolniły. Lotka obejrzała się niepewnie, a Drops jak strzała pomknął w stronę Nila. - Lotka! - zawołał jeszcze raz chłopiec. - Lotka, do nogi! Lotka natychmiast zawróciła i po kilku sekundach dogoniła Dropsa. - Grzeczne pieski! - Nil wyjął z kieszeni dwa psie ciasteczka, które na wszelki wypadek zawsze nosił przy sobie, i podsunął je psiakom. Bardzo go zaintrygowało posłuszeństwo Lotki. Był ciekaw, kto ją tak świetnie wyszkolił. Harding powiedział, że mieszka w Compton, a przecież w całej okolicy tylko Parkerowie prowadzili szkółkę dla psów. Lotka na pewno nie miała więcej niż dwa lata i najprawdopodobniej od zawsze mieszkała u Hardinga. Były tylko dwie możliwości: albo jest cudownie pojętnym psem, albo została wyszkolona przez świetnych specjalistów. A jeśli tak, 28 Nil musi wiedzieć, kto i gdzie zajmował się jej tresurą. Cała grupa dotarła wreszcie na szczyt wzgórza. Kate usiadła na ogromnym kamieniu, a obok niej na smyczy podskakiwał Mikrus. - Wszystko w porządku? - spytała Nila. - Tak, jasne. Widziałaś Lotkę, jak do mnie przybiegła? - Widziałam. Bardzo ryzykowałeś, puszczając ją wolno. Pomyślałeś, co by było, gdyby nie wróciła? Nil postanowił, że lepiej nie mówić Kate o wczorajszym eksperymencie. - Po prostu czułem, że wróci - wzruszył ramionami. - Bardziej obawiałem się, że i ona, i Drops skąpią się w rzece. Ciekawe, jak radzi sobie z aportowaniem. Założę się, że jest świetna. - Zaraz się przekonamy - powiedziała Kate, wstając z miejsca. Zawołała psy. Te natychmiast stanęły u jej boku. Po chwili wszyscy schodzili w dół wąską ścieżką prowadzącą na niewielką polanę otoczoną rozłożystymi drzewami i gęstymi krzewami. Nil bardzo często przyprowadzał tu Dropsa, aby trochę poćwiczyć. Było tu cicho, spokojnie i nic nie rozpraszało ich uwagi. Nil zaczepił smycze Gryzia i Gai o gruby konar, a Kate przywiązała do sąsiedniego drzewa oba gol-den retrievery i Mikrusa. 29 - Proszę grzecznie siedzieć i obserwować! - polecił Nil. - Może się czegoś nauczycie. Gryzio miękko klapnął brzuchem o ziemię, zadowolony, że nareszcie może trochę odpocząć. Kate stanęła z boku i uważnie obserwowała, jak Nil przygotowuje Lotkę do aportowania. - Siad! - rozkazał. Lotka posłusznie spełniła polecenie. - Noga! Tymczasem Drops czujnie obserwował Nila, gotów w każdej chwili włączyć się do zabawy. - Leżeć, Drops! - przykazał Nil. - Przykro mi, ale na razie musisz zostać na miejscu. Potem pochylił się i podniósł z ziemi niewielki patyk. - Masz, Lotka. Powąchaj - podsunął patyk psu, poczekał chwilę, a potem odwrócił się i rzucił kijek daleko przed siebie. - Przynieś, Lotka! Suczka pędem ruszyła przed siebie. Zaawansowana ciąża nie przeszkodziła jej w szaleńczym biegu. Już po kilku sekundach stała przed Nilem z patykiem w pysku. Po chwili usiadła i podniósłszy wzrok na Nila, czekała na dalsze komendy. - Daj - powiedział Nil i lekko uderzył dłonią o udo. Lotka natychmiast wypuściła z pyska zdobycz, potem podniosła się i okrążyła Nila, by w końcu przysiąść tuż przy jego nodze. Nil z wrażenia 30 wstrzymał oddech. Nigdy jeszcze nie widział tak wspaniałego pokazu posłuszeństwa. - Brawo, Lotka! - Kate krzyknęła z podziwem i klasnęła w dłonie. - Ten pies jest nadzwyczajny! - Ta-ak - Nil w zamyśleniu pokiwał głową. Nadal dręczyło go pytanie, gdzie Lotka nauczyła się tych wszystkich sztuczek. Już miał zagadnąć Kate, czy przypadkiem nie słyszała o jakichś treserach mieszkających w Compton lub okolicy, gdy nagle Mikrus, który jakimś cudem zdołał odczepić smycz z gałęzi, pognał przed siebie co sił w łapach, poszczekując przy tym z zadowoleniem. - Stój! - zawołała przerażona Kate. Niestety, rozbrykany seter ani myślał rezygnować z zabawy. Pędził w dół stromego zbocza, ciągnąc za sobą smycz. - Przecież nie zdołamy go złapać - jęknęła Kate. - Gdyby uciekł Gryzio, nie byłoby problemu. - Kate! - Nil mocno chwycił ją za ramię. - Tam jest to ogrodzenie! Mikrus gnał prosto na drucianą siatkę będącą pod napięciem elektrycznym. - Trzymaj! - Kate podała Nilowi smycz Nory. -Muszę go zatrzymać! - wykrzyknęła rozpaczliwie i ruszyła w pościg za Mikrusem. - Biegnij za nimi, Drops! - rozkazał Nil. Owczarek zerwał się z miejsca i pomknął w dół zbocza. Nagle Nil zauważył, że do Kate zbliża się 31 Lotka. Po chwili suka wyprzedziła dziewczynę, zrobiła jeszcze kilka potężnych susów, dopadła Mikrusa i chwyciła zębami sunącą po trawie smycz. Seter zatrzymał się gwałtownie, na kilka metrów przed ogrodzeniem. Chwilę później Mikrus potulnie człapał za Lotką, która nie wypuszczając smyczy z pyska, prowadziła kolegę na polanę. Podniecony Drops biegał wokół nich, czuwając, by przypadkiem nie pomylili drogi. - Nil! Nil! - Kate przecierała oczy ze zdumienia. - Jak to dobrze, że kazałeś Lotce za mną pobiec! To był naprawdę świetny pomysł! - mówiła zdyszana. - Ale skąd wiedziałeś, że się uda? Nil potrząsnął głową. - Niczego jej nie kazałem - przyznał. - Sama to zrobiła. Po prostu dołączyła do Dropsa. 32 - Niesamowite! Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś podobnego! Kto jest jej właścicielem? - Facet nazwiskiem Harding. Mieszka w Compton. Zostawił Lotkę na tydzień, bo musiał wyjechać w służbową podróż do Japonii. - Zaraz, zaraz - Kate zastanowiła się. - Skoro mieszka w Compton, to kto tak świetnie wyszkolił Lotkę? O ile wiem, tylko my zajmujemy się tresurą. Mam nadzieję, że w okolicy nie pojawiła się konkurencja... - Na razie nie mówmy o tym mamie i tacie, dobrze? - zaproponował Nil. - Zamierzam sam rozwiązać tę tajemnicę. %^ Rozdział trzeci ? TC 1% Kiedy weszli na teren „Przytuliska", Nil nerwowo spojrzał na zegarek. - O rany! - przeraził się. - Zapomniałem, że dziś przychodzi fotoreporter. Miałem pomóc Emilce w sprzątaniu. Szybko zaprowadził psy do boksów i zaraz popędził do drugiego budynku, gdzie umówił się z siostrą. Na miejscu okazało się, że Emilka sama poradziła sobie z zadaniem. Wnętrze budynku, zawsze schludne i zadbane, teraz wprost lśniło czystością. Nil gwizdał beztrosko, próbując zagłuszyć dręczące go poczucie winy. Siostra spiorunowała go wzrokiem, gdy dołączył do rodziny zgromadzonej wokół kojca. Emilka rozmawiała właśnie z fotoreporterem, który trzymał na ręku Korala i głaskał go czule. 34 - Gdybym tylko mógł, sam chętnie zabrałbym tego malucha do siebie - rzekł, przytulając do siebie malutką futrzaną kulkę. - Może powinnam pana namówić? - spytała pani Parker. - Nie, nie mógłbym się podjąć opieki nad nim -powiedział ze smutkiem mężczyzna i podał maleństwo Emilce. - Pracuję o różnych porach i bardzo rzadko bywam w domu. - Jaka szkoda... - westchnęła pani Karolina. Fotoreporter był młodym człowiekiem o długich, związanych w kucyk włosach. Nil rozpoznał go natychmiast. - To pan robił zdjęcia podczas letniego festynu, prawda? Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się. - Jake Fielding - przedstawił się, podając Nilowi rękę. - A gdzie podziewa się Drops? - Pewnie jak zwykle śpi pod swoim ulubionym krzakiem. Przed chwilą wrócił z długiego spaceru. - Nil podszedł do drzwi wejściowych i gwizdnął przeciągle. Niemal w tym samym momencie do budynku wpadł Drops. Pędził jak burza, lecz tuż przed stopami Nila wyhamował i usiadł grzecznie, patrząc wyczekująco. Nil wsunął dłoń do kieszeni w poszukiwaniu psiego ciasteczka. 35 Jake ukląkł i pogładził psa po grzbiecie. - Piękny jesteś, Drops - rzekł z podziwem. -Chciałbym mieć takiego psa. Drops był najwyraźniej zachwycony okazywa- ? nym mu zainteresowaniem. Śmiało wsunął nos do kieszeni fotoreportera, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie znajdzie tam jakichś smakołyków. Bardzo to wszystkich rozbawiło. - Dobra, a teraz do roboty - Jake wstał i z podręcznej torby wyciągnął przenośny komputer. - Proszę mi powiedzieć coś na temat Korala i Cekina. A tak przy okazji, mają bardzo fajne imiona. Emilka wystąpiła kilka kroków naprzód. Na ręku trzymała dwa popiskujące brązowo- kremowe szczeniaczki. Czekała na tę chwilę przez cały ranek, ale teraz opuściła ją odwaga. Jednak pomimo tremy dokładnie opowiedziała Jake'owi historię maluchów. - A właściwie jakiej one są rasy? - zapytał, gdy skończyła. - Trudno powiedzieć - odparła pani Parker. -To mieszańce. Mają coś z boksera i może coś ze Staffordshire bulteriera. Jedno jest pewne. To bardzo miłe, mądre i ufne psiaki, choć, trzeba przyznać, potrafią pokazać pazurki! - Widzę, że świetnie zna pani swoich podopiecznych! - Jake roześmiał się. 36 - Proszę popatrzeć, mamy ich tu bardzo wielu -wtrąciła Emilka. - Wśród nich jest bardzo dużo psów rasowych. Okazuje się, że bywają porzucane równie często jak zwykłe kundelki. - Naprawdę? - zdumiał się fotoreporter. - Sądziłem, że jeśli ludzie wydają na psa dużo pieniędzy, to potem troskliwie się nim opiekują. - To nie tak. Bardzo często ludzie nie biorą pod uwagę, że małe pieski wyrastają na olbrzymy, które potrzebują ogromnych ilości jedzenia i które ponadto trzeba wytresować - wyjaśniła dziewczynka. - A kiedy zachorują, wymagają kosztownego leczenia. - Chyba tylko ktoś bez serca może porzucić własnego psa wtedy, kiedy jest chory i najbardziej potrzebuje opieki! - Jake był szczerze oburzony. Pani Karolina wzięła od Emilki jednego z maluchów. - Wydaje mi się, że pojawienie się tych szczeniąt na świecie było dla właściciela wielkim zaskoczeniem - powiedziała. - Być może matka to najczystszej krwi Staffordshire bulterier, ale dzieci okazały się mieszańcami i dlatego nie można ich było sprzedać za przyzwoitą cenę. - To strasznie przykre. - Jake w zamyśleniu patrzył na szczeniaki. Potem przygotował aparat. -Uwaga... Emilko, zrobimy zbliżenie. Weź maluchy na ręce. O, tak, i trzymaj je tuż przy twarzy. Swiet- 37 nie. Nasi czytelnicy będą wzruszeni. No, koledzy, uśmiech! Emilka roześmiała się, a jeden z psiaków polizał ją po policzku dokładnie wtedy, gdy rozległ się trzask migawki. - Doskonale! Uwaga, jeszcze raz! Jake zrobił mnóstwo różnych ujęć. Szczeniaczki przez cały czas wierciły się i popiskiwały cichutko, trochę znudzone długim pozowaniem, za to Emilka wytrwale uśmiechała się do obiektywu. - Już chyba wystarczy - orzekł w końcu Jake. Przewinął film, a potem wyjął go z aparatu i zapisawszy coś na etykietce, wsunął rolkę do jednej z licznych kieszeni. - Aha, byłbym zapomniał. Proszę mi jeszcze powiedzieć, który jest Koral, a który Cekin. 38 Nil wziął z rąk siostry jednego z psiaków. - Są tak podobne, że sam mam kłopoty z odróżnieniem - przyznał. - To jest Cekin - Emilka obrzuciła brata surowym spojrzeniem. - Jeszcze nie nauczyłeś się ich rozpoznawać? Cekin ma trzy białe łapki i jedną brązową, a Koral ma wszystkie łapki białe. Gdybyś spędzał z nimi tyle czasu co ja, to... W powietrzu wisiała kłótnia, lecz na szczęście zapobiegło jej pojawienie się pana Parkera. - Nil, jeżeli skończyłeś, idź pomóż Kate - powiedział do syna i zniknął za drzwiami. - W porządku. - Chłopiec podał siostrze Cekina i pośpiesznie pożegnał się z Jakiem. - Czekam na pański reportaż - rzucił jeszcze na odchodnym. Kate krzątała się w sąsiednim budynku. - Cztery psy wracają dziś do domu, a na ich miejsce przyjeżdżają następne cztery - poinformowała Nila. - Pomożesz mi posprzątać w kojcach? Nil skinął głową, choć nie przepadał za tym zajęciem. - Na każde z nas przypada po dwa kojce - dodała. - Ja będę po drugiej stronie, a ty możesz zostać tutaj. Przy okazji zajrzyj do naszej bohaterki. Dzisiejszy pościg za Mikrusem chyba jednak trochę ją zmęczył. A wracając do naszej rozmowy: po- 39 pytam, czy ktoś nie słyszał o jakimś nowym treserze - obiecała Nilowi. - Czy Harding powiedział, od jak dawna mieszka w Compton? Nil pokręcił głową. - Wiadomo tylko, że mieszka na Dale End Road 149. Sprawdziłem to na karcie. - Hm... - Kate zamyśliła się, ale nie poruszyła już tego tematu. Powiedziała tylko, że przyjdzie później, by sprawdzić, jak poradził sobie ze sprzątaniem. Nil, zanim wziął się do pracy, podszedł do kojca Lotki. Suczka spała z łbem wspartym na przednich łapach. Chłopiec zauważył, że w przeciwieństwie do innych psów Lotka bardzo niewiele jada. Teraz zdołała przełknąć zaledwie połowę swojej porcji, choć podczas spaceru zużyła mnóstwo energii. Nieco zaniepokojony, wziął do ręki szczotkę i zabrał się do szorowania pustego kojca. Wieczorem Lotka znowu prawie nic nie zjadła. Nil wspomniał o tym mamie podczas ostatniego obchodu. - Może powinienem przynieść jej kawałek surowego mięsa? - zapytał. - Nie ma potrzeby - odparła mama. - Nic jej nie jest. Ciężarne suki ną ogół jedzą bardzo dużo, ale bywa, że zupełnie tracą apetyt. W każdym ra- 40 zie jutro powinna trochę odpocząć. Wystarczy jej krótki spacer po placu. - W porządku. Zresztą bardzo dobrze się składa, bo chciałem wpaść do Chrisa. Chris Wilson był najlepszym przyjacielem Nila. - Ma mi pokazać swój nowy rower. Prawdę mówiąc, mnie też przydałby się nowy... - dorzucił nieśmiało. - W takim razie zastanów się, jak na niego zarobić. - Pani Karolina rozejrzała się znacząco. - Te ściany bardzo, ale to bardzo proszą o pomalowanie... - Ojej, mamo! -jęknął chłopiec. Wyglądało na to, że jego stary i trochę już za mały rower nieprędko przejdzie na zasłużoną emeryturę. %^ Rozdział czwarty ? ? # e wtorek było pochmurno, padał deszcz ? ?! i wszyscy byli w wyjątkowo kiepskim na-W W stroju. Nawet psy wydawały się dziwnie osowiałe i senne. Drops leżał na swoim legowisku z łbem opartym na łapach. Sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę na przechadzkę, lecz za każdym razem, gdy otwierały się drzwi i podmuch wiatru przynosił do mieszkania zimne krople deszczu, pies cofał się nieznacznie i kulił pod siebie ogon. W „Przytulisku" panował niezwykły spokój. Psy nie miały ochoty ani na zabawę, ani na jedzenie. Nil i Emilka próbowali namówić na spacer Gryzia, ale ich wysiłki spełzły na niczym. Zapięli mu smycz, lecz nie nakłonili go do przechadzki: pies ciężko przypadł do ziemi i zaparł się, wbijając 42 pazurki w podłogę. Nie pozostało nic innego, jak tylko zostawić go w spokoju. Nil poszedł do swojego pokoju, wyciągnął się na tapczanie i w zamyśleniu zaczął przeglądać magazyn sportowy. - Hej, co z tobą? - zagadnęła go Emilka, przysiadając na brzegu tapczanu. - Cały czas myślę o Lotce - westchnął chłopiec. - To ten brązowy pies, który uratował Mikrusa? - Tak. To najinteligentniejszy i najzdolniejszy pies, jakiego widziałem. Będzie u nas jeszcze tylko przez parę dni, ale zrobię wszystko, żeby przez ten czas dowiedzieć się, co jeszcze potrafi. - Spodziewa się małych, prawda? - spytała Emilka. - Jak myślisz - jest szansa, żeby urodziły się u nas? - Niestety. Ma rodzić dopiero za dwa i pół tygodnia, a pan Harding zabiera ją w piątek. - Mówisz o tym facecie, który ją przyprowadził? - Emilka pogardliwie wydęła wargi. - No tak. A o co chodzi? - Uważam, że Sara miała rację. On naprawdę jest dziwny. - Ale Sara wcale tego nie powiedziała - zauważył Nil. - Wiem. Powiedziała, że jest śmieszny. - A właściwie czemu się czepiasz Hardinga? - obruszył się Nil. - Widziałem go i wydał mi się zupełnie 43 normalny. A najważniejsze, że łączy go z Lotką bardzo silna więź. Od razu widać. Przecież nawet go nie widziałaś! - dodał. - Wolałaś gapić się w telewizor! Emilka skwitowała tę przemowę wzruszeniem ramion. - Mów, co chcesz, ale ja mam przeczucie, że coś z nim jest nie tak - powiedziała z przekonaniem. - Nie możesz polegać na tym, co mówi Sara. To jeszcze dziecko. - Wiesz co? Lepiej chodźmy odwiedzić tę twoją fantastyczną Lotkę - Emilka przezornie zmieniła temat w obawie, że za chwilę rozmowa zamieni się w zażartą kłótnię. Wydawało się, że tego dnia każdy szuka pretekstu do kłótni. Rodzice właśnie spierali się, na jaki kolor pomalować ściany psiarni. Według mamy idealna byłaby zieleń, natomiast tata przekonywał, że powinni zdecydować się na biel, która rozjaśniłaby wnętrze budynku. Sara także była w złym humorze, bo od rana nie mogła znaleźć ukochanej lalki. Dlatego Emilka i Nil postanowili jak najszybciej wyjść z domu. Na ich widok Lotka usiadła i z radością zamachała ogonem. - Chyba chce iść na spacer - zauważyła Emilka. - Możliwe. Chodź, wyprowadzimy ją na plac -zaproponował Nil. - Nie chcę zabierać jej zbyt daleko. 9 44 Właśnie zapinali jej smycz, gdy pojawił się Drops. Po chwili cała czwórka wyszła na zewnątrz. Na początku Lotka wykonała kilka poleceń Nila, a potem aportowała piłkę, którą rzuciła jej Emilka. - To dla niej pestka - stwierdził Nil. - Potrafi o wiele więcej. - Ciekawa jestem, czy umie odróżniać stronę lewą od prawej? - zastanawiała się głośno Emilka. - Sprawdź. Emilka rzuciła piłkę, ale tym razem kazała Lotce zostać na miejscu. Potem zawołała: - W prawo, Lotka. Biegnij w prawo! 45 Ku jej zdumieniu pies pogalopował w kierunku rosnącego po prawej stronie krzaku, po czym zatrzymał się i spojrzał pytająco na Emilkę. - Dobrze, Lotka! Teraz w lewo! W lewo! - wykrzyknęła dziewczynka, a Lotka posłusznie przebiegła na wskazaną stronę. Emilka z podziwem potrząsnęła głową. - To jest niesamowite! Miałeś rację! - zawołała podekscytowana. - A teraz uwaga! Lotka, biegnij w kółko, no, w kółko! - Zakreśliła w powietrzu duży okrąg. Lotka zawahała się, jakby próbowała coś sobie przypomnieć. Być może kiedyś uczyła się tej sztuczki. Nagle ruszyła naprzód i zatoczywszy szeroki łuk, okrążyła plac. Emilka podbiegła do niej i z uznaniem poklepała ją po grzbiecie. - Wspaniale! Jesteś bardzo mądra! - wzięła od Nila torebkę z psimi ciasteczkami. - Musiała mieć świetnego tresera - powiedziała do brata. W odpowiedzi chłopiec mruknął coś niewyraźnie. On i Kate już zajęli się tą sprawą. Ostatni popis utwierdził go w przekonaniu, że musi jak najszybciej rozwikłać tajemnicę nadzwyczajnych umiejętności Lotki. Następnego ranka przestało padać. Nil obiecał Chrisowi, że pojedzie z nim na wycieczkę rowero- 46 wą. Przed wyjazdem wstąpił na chwilę do „Przytuliska", by przywitać się ze swymi czworonożnymi przyjaciółmi. Tego dnia Gryzio miał wrócić do domu. - Wypisałam wszystkie zalecenia co do jego diety - powiedziała Kate. - Dam je właścicielom Gryzia. Jak można było doprowadzić psa do takiego stanu? - westchnęła. - Aha. Przestaniesz się dziwić, kiedy ich zobaczysz. - Nil pieszczotliwie podrapał Gryzia po tłustym brzuszku. - Nie słyszałaś o tym, że psy upodobniają się do swoich właścicieli? - A, właśnie, wczoraj przeprowadziłam małe śledztwo w sprawie Hardinga - przypomniała sobie Kate. - Zadzwoniłam do kilku znajomych, którzy mają psy, i dowiedziałam się, że oprócz ośrodka w Stackbridge, wiesz, prowadzi go ta okropna kobieta, która hoduje psy rasy chihuahua, w promieniu czterdziestu kilometrów nie ma nikogo, kto zajmuje się tresurą psów. Dlatego wszystkie trafiają do nas. Nil zmarszczył czoło. - Z tego wynika, że Lotka była szkolona gdzie indziej. Ciekawe, od jak dawna mieszka tu Har-ding? - On wcale tu nie mieszka - odparła Kate zagadkowo. - Jak to? 47 - Moja koleżanka Jane mieszka na Dale End Road pod numerem 139. Wyobraź sobie, że ostatni dom na tej ulicy ma numer 147. A Harding, jeśli dobrze pamiętam, powiedział, że mieszka pod numerem 149. Taki dom w ogóle nie istnieje! W połowie drogi na wzgórze Nil zsiadł z roweru. - O rany, ale ciężko! - jęknął, wierzchem dłoni ocierając pot z czoła. Pojechali z Chrisem tą samą trasą, którą dwa dni wcześniej pokonał z psami. Chcąc przetestować nowy rower Chrisa, zboczyli ze ścieżki i wjechali w gęsty zagajnik. Biedny Nil co chwila grzązł w piachu, bo jego stary rower miał wąskie koła i znacznie mniej przerzutek niż nowe cacko Chrisa. Mimo ferii i znośnej pogody na drodze nie spotkali ani jednego rowerzysty i piechura. - Cii... - Chris uniósł dłoń, kiedy Nil otworzył usta. - Posłuchaj. - Czego? - Tej ciszy. - Zwariowałeś? Przecież słuchać można tylko dźwięków! - roześmiał się Nil. - A to co? Chłopcy na moment wstrzymali oddech. - Nic nie słyszę - powiedział Nil. - Cicho! 48 Znów zaczęli nasłuchiwać, lecz Nil wreszcie się zniecierpliwił. - Daj spokój. To tylko kos... - machnął ręką. - Nie, nie - zaprotestował Chris. - Posłuchaj tylko. Jakby skomlenie jakiegoś zwierzęcia - upierał się. - W okolicy jest dużo lisów. - Nie, to nie lis. Chodź, sprawdzimy, co to może być. - Dobrze, byle nie za daleko - zgodził się niechętnie Nil. - Dziś mają przywieźć karmę i obiecałem mamie, że przed pierwszą wrócę do domu. Poprowadzili rowery przez gęsty zagajnik, ale nie zobaczyli i nie usłyszeli już nic niepokojącego. Uważnie się rozejrzeli wokół i ruszyli w drogę powrotną. Ledwie zjechali na dół, Chris zatrzymał się i zsiadł z roweru. - Chyba coś jest nie tak z przerzutką - zawołał do Nila. - Muszę to sprawdzić. Ale ty jedź, nie czekaj już na mnie. - W porządku. To jak, spotkamy się jutro? - Jasne - przytaknął Chris i zaczął sprawdzać przekładnię. Żaden z nich nie przypuszczał, że zobaczą się jeszcze tego samego dnia. Minęła trzecia, Nil pomagał właśnie przy rozładunku worków z karmą, 49 gdy usłyszał głośne wołanie Chrisa. Zaniepokojony, że stało się coś złego, podbiegł do furtki. Chris stał obok roweru. Lewą ręką ujął kierownicę, a prawą podtrzymywał dziwną konstrukcję ze związanych sznurkiem gałęzi. Były to prowizoryczne nosze. Nil zauważył, że drugi koniec noszy przywiązano do ramy roweru za pomocą skórzanego paska. Na gałęziach leżało nieruchomo jakieś zwierzę. Nil poczuł na plecach lodowaty dreszcz. - Co to takiego? - wykrztusił pełen najgorszych przeczuć. - Pies. Jest w fatalnym stanie. %C Rozdział piąty fi w - Tato, tato! - zawołał Nil. - Chodź tutaj, szybko! Ostrożnie wziął na ręce nieprzytomne zwierzę. Chris oparł rower o ogrodzenie i rozcierał zdrętwiałe ramię, na którym dźwigał ciężkie nosze. - Gdzie go znalazłeś? - zapytał Nil, kiedy ojciec zaniósł psa do gabinetu zabiegowego. - Kiedy pojechałeś, znowu usłyszałem ten hałas. Wróciłem na wzgórze, przeszukałem cały teren i w końcu zauważyłem psa leżącego w płytkim strumieniu. Pewnie chciało mu się pić i schodził do wody, ale pośliznął się i spadł. - Zobaczmy, co mu jest. Pies leżał na stole. Nil rzucił na zwierzę okiem fachowca. Kształt uszu i pyska, a także brązowo--czarna sierść wskazywały na jakąś odmianę dobermana. 51 Pan Parker rozmawiał przez telefon z weterynarzem. - Tak, Mikę. Ma poważnie zranioną tylną łapę - mówił z przejęciem. - I mocno opuchnięte oko. Chyba się o coś uderzył. Mikę Turner był dobrym znajomym państwa Parkerów. Od wielu lat sprawował opiekę lekarską nad psami z „Przytuliska" i przyjeżdżał tu na każde wezwanie. Teraz także obiecał, że zaraz będzie. Pies poruszył się. Próbował podnieść łeb, ale nie mógł utrzymać go w górze. - Co mu jest? Może złamał kark albo kręgosłup? - zapytał Nil ojca. - Nie sądzę. Gdyby tak było, w ogóle nie mógłby poruszać głową. 52 Pan Parker postawił przed psem miskę ze świeżą wodą. Pies był bardzo spragniony, ale nie mógł sięgnąć do miski, więc Nil nalał trochę wody do buteleczki z gumowym smoczkiem i wsunął mu go do pyska. - Może powinniśmy go nakarmić? - zapytał Chris. - Nie wolno nam tego zrobić, dopóki nie obejrzy go lekarz - odparł pan Parker. - Musimy najpierw sprawdzić, czy nie ma wewnętrznych obrażeń. Nil wyjął z szafy koc i okrył nim dygoczącego z zimna psa. Wkrótce przyjechał Mikę Turner i po dokładnym zbadaniu pacjenta stwierdził, że pies ma złamane cztery żebra, a oprócz tego liczne obrażenia. - Prawdopodobnie był bity i kopany - rzekł poruszony. - To świeże ślady.