2100
Szczegóły |
Tytuł |
2100 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2100 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2100 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2100 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ernest Hemingway
Wyspy na Golfsztromie
Tom
ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomch
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Warszawa 1993
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa Piw,
Warszawa, 1972
Pisa�a J. Szopa
Korekty dokona�y
K. Markiewicz
i D. Jagie��o
Nota
Charles Scribner Jr. i ja
pracowali�my razem nad
przygotowaniem tej ksi��ki do
opublikowania z oryginalnego
r�kopisu Ernesta. Poza zwyk�ymi
poprawkami pisowni i
przestankowania poczynili�my w
r�kopisie pewne skr�ty, gdy�
uwa�a�am, �e Ernest z pewno�ci�
sam by ich dokona�. Ksi��ka jest
w ca�o�ci Ernesta. Nie dodali�my
do niej niczego.
Mary Hemingway
Cz�� I
Bimini
I
Dom sta� na najwy�szej cz�ci
w�skiego pasma l�du pomi�dzy
portem a otwartym morzem.
Przetrzyma� ju� trzy huragany i
by� zbudowany solidnie jak
okr�t. Ocienia�y go wysokie
palmy kokosowe, przygi�te przez
pasaty, a z drzwi od strony
oceanu mo�na by�o zej�� po
skarpie i bia�ym piasku do
Golfsztromu. Woda Golfsztromu
by�a zwykle ciemnob��kitna,
kiedy si� na ni� patrza�o, a nie
by�o wiatru. Ale kiedy si� do
niej wchodzi�o, widzia�o si�
tylko jej zielon� �wietlisto��
nad tym m�czystym, bia�ym
piaskiem i mo�na by�o dojrze�
cie� ka�dej du�ej ryby na d�ugo
przedtem, nim zdo�a�a podp�yn��
do pla�y.
By�o to bezpieczne i doskona�e
miejsce do k�pieli za dnia, ale
nie nadawa�o si� do p�ywania
noc�. W nocy przybli�a�y si� do
pla�y rekiny poluj�ce na skraju
Golfsztromu i z g�rnej werandy
domu s�ysza�o si� w ciche noce
pluskanie �ciganych przez nie
ryb, a je�li si� zesz�o na
pla��, mo�na by�o dojrze�
fosforyzuj�ce szlaki, kt�re
pozostawia�y w wodzie. W nocy
rekiny nie ba�y si� niczego i
wszystko ba�o si� ich. Ale za
dnia trzyma�y si� z dala od
czystego, bia�ego piasku, a
je�li podp�ywa�y, widzia�o si�
ju� z daleka ich cienie.
M�czyzna nazwiskiem Thomas
Hudson, kt�ry by� dobrym
malarzem, mieszka� w tym domu i
pracowa� tam i na wyspie przez
wi�ksz� cz�� roku. Kiedy si�
�yje dostatecznie d�ugo pod t�
szeroko�ci� geograficzn�, zmiany
p�r roku staj� si� tam r�wnie
wa�ne jak wsz�dzie indziej i
Thomas Hudson, kt�ry kocha�
t� wysp�, nie chcia� opu�ci� �adnej
wiosny ani lata, jesieni czy
zimy.
Czasami lato bywa�o zbyt
upalne, kiedy wiatr ustawa� w
sierpniu albo kiedy pasaty nie
wia�y w czerwcu i lipcu. We
wrze�niu, pa�dzierniku i nawet
na pocz�tku listopada zdarza�y
si� huragany, a niespodziewane
burze tropikalne mog�y przyj��
ka�dej chwili pocz�wszy od
czerwca. Jednak�e w prawdziwe
miesi�ce huragan�w jest pi�kna
pogoda, je�eli nie ma burz.
Thomas Hudson przez wiele lat
studiowa� burze tropikalne i
potrafi� pozna� po niebie, �e
b�dzie jakie� tropikalne
zak��cenie, jeszcze na d�ugo
zanim barometr wskaza� jego
obecno��. Hudson umia� wytycza�
burze i wiedzia�, jakie �rodki
ostro�no�ci nale�y przeciwko nim
przedsi�bra�. Wiedzia� te�, co
to znaczy prze�y� huragan razem
z innymi lud�mi na wyspie i jak�
wi� on wytwarza mi�dzy
wszystkimi tymi, co go przeszli.
Wiedzia� r�wnie�, i� mog� by�
huragany tak straszne, �e nic
nie zdo�a ich przetrzyma�. Mimo
to zawsze my�la�, �e gdyby
kiedy� przyszed� taki w�a�nie,
chcia�by tam wtedy by� i zgin��
razem z domem, je�liby go
zmiot�o.
Dom mia� nieomal r�wnie du�o z
okr�tu, jak z domu. Ulokowany
tak, aby opiera� si� burzom, by�
wbudowany w wysp�, jak gdyby
stanowi� jej cz�stk�; ale ze
wszystkich okien widzia�o si�
morze i by� tam dobry przewiew,
tak �e mia�o si� �wie�e
powietrze do spania nawet w
najgor�tsz� noc. Pomalowany by�
na bia�o dla ch�odu w lecie i
widzia�o si� go ju� z daleka z
Golfsztromu. By� najwy�szym
punktem na wyspie, poza d�ug�
k�p� wysokich drzew
kazuarynowych, b�d�cych pierwsz�
rzecz�, jak� si� dostrzega�o,
gdy wyspa wy�ania�a si� z morza.
Wkr�tce po tym, gdy si� dojrza�o
ciemn� plam� drzew kazuarynowych
ponad lini� morza, widzia�o si�
bia�� bry�� domu. A potem, kiedy
podp�yn�o si� bli�ej, ukazywa�a
si� wyspa w ca�ej d�ugo�ci, z
palmami kokosowymi, domkami o
poszyciu z desek, bia�� lini�
pla�y i zieleni� Wyspy
Po�udniowej, kt�ra rozci�ga�a
si� za ni�. Ilekro� Thomas
Hudson zobaczy� ten dom tam, na
wyspie, czu� si� szcz�liwy na
jego widok. Zawsze my�la� o nim
jako o statku. Zim�, kiedy wia�y
wiatry p�nocne i robi�o si�
naprawd� zimno, w domu by�o
ciep�o i przytulnie, poniewa�
mia� on jedyny kominek na
wyspie. By� to du�y kominek z
otwartym paleniskiem i Thomas
Hudson pali� na nim drewnem
wyrzucanym przez morze na brzeg.
Mia� du�y stos tego drewna u�o�ony
pod po�udniow� �cian� domu. By�o
zbiela�e od s�o�ca i wyg�adzone
piaskiem niesionym przez wiatr,
i zdarza�o mu si� tak polubi�
r�ne jego kawa�ki, �e
niech�tnie je spala�. Ale po
wielkich burzach zawsze
przybywa�o drewna wyrzuconego na
pla�� i przekona� si�, �e jest
przyjemnie pali� nawet te
kawa�ki, kt�re polubi�. Wiedzia�,
i� morze wyrze�bi ich wi�cej, i w
zimne noce zasiada� w du�ym
fotelu przed ogniem, czyta� przy
�wietle lampy stoj�cej na
ci�kim stole z desek i czytaj�c
podnosi� g�ow�, aby pos�ucha�
dm�cego na zewn�trz
p�nocno_zachodniego wiatru i
huku przyboju, i wpatrywa� si� w
wielkie, zbiela�e, p�on�ce
kawa�y drewna.
Czasami gasi� lamp�, k�ad� si�
na dywanie na pod�odze i
przypatrywa� si� kolorowym
obrze�om, jakie s�l morska i
piasek w drewnie nadawa�y
spalaj�c si� p�omieniom. Le��c
na pod�odze, mia� oczy na
wysoko�ci p�on�cego drewna i
widzia� zarys p�omienia, kt�ry
si� ode� odrywa�, i czu� si�
zarazem smutny i szcz�liwy.
Ka�de pal�ce si� drzewo dzia�a�o
na niego w ten spos�b. Ale
p�on�ce drewno, kt�re morze
wyrzuci�o na brzeg, robi�o z nim
co�, czego nie potrafi�
okre�li�. My�la�, �e pewnie jest
�le je pali�, skoro tak je lubi,
ale nie czu� z tego powodu
�adnej winy.
Le��c na pod�odze czu� na
sobie wiatr, chocia� w
rzeczywisto�ci smaga� on dolne
w�g�y domu i najni�sz� traw� na
wyspie, korzenie nadmorskich
zielsk i chwast�w, i sam piasek.
Na pod�odze czu� �omotanie
przyboju, tak jak pami�ta�, �e
czu� ogie� ci�kich dzia� le��c
na ziemi blisko jakiej� baterii
dawno temu, kiedy by� m�odym
ch�opcem.
Kominek by� wspania�� rzecz� w
zimie, a przez wszystkie inne
miesi�ce Hudson spogl�da� na
niego z czu�o�ci� i my�la�, jak
to b�dzie, gdy zima przyjdzie
znowu. Zima by�a najlepsz� ze
wszystkich p�r na wyspie i
wyczekiwa� jej przez ca�� reszt�
roku.
II
Zima si� sko�czy�a i wiosna
ju� prawie min�a, kiedy synowie
Thomasa Hudsona przyjechali na
wysp� tego roku. By�o um�wione,
�e wszyscy trzej spotkaj� si� w
Nowym Jorku, razem wyjad�
poci�giem, a potem przylec� z
kontynentu samolotem. By�y jak
zwykle trudno�ci z matk� dw�ch
spo�r�d ch�opc�w. Zaplanowa�a
sobie podr� do Europy, nie
m�wi�c oczywi�cie nic ich ojcu,
i chcia�a ich zabra� na lato. On
m�g� ich mie� u siebie na �wi�ta
Bo�ego Narodzenia; naturalnie po
Bo�ym Narodzeniu. Samo Bo�e
Narodzenie mieli sp�dzi� z ni�.
Thomas Hudson zna� ju� dobrze
ten uk�ad spraw i w ko�cu
nast�pi� jak zwykle kompromis.
Dwaj m�odsi ch�opcy mieli
przyjecha� do ojca na wysp� na
pi�� tygodni, nast�pnie za�
odp�yn�� z Nowego Jorku statkiem
linii francuskich, klas�
studenck�, i spotka� si� z matk�
w Pary�u, gdzie chcia�a kupi�
co� niezb�dnego z ubrania.
Podczas podr�y mia� si� nimi
opiekowa� starszy brat, m�ody
Tom. Nast�pnie m�ody Tom mia�
spotka� si� ze swoj� matk�,
kt�ra nakr�ca�a film na po�udniu
Francji.
Matka m�odego Toma nie prosi�a
o niego i ch�tnie by si�
zgodzi�a, �eby by� u ojca na
wyspie. Ale cieszy�a si�, �e go
zobaczy, wi�c by� to rozs�dny
kompromis z nieugi�t� decyzj�
matki m�odszych ch�opc�w. By�a
to zachwycaj�ca i urocza
kobieta, kt�ra nigdy w �yciu nie
zmieni�a raz powzi�tego planu.
Jej plany zawsze powstawa�y w
tajemnicy, jak plany dobrego
genera�a, i by�y r�wnie twardo
przeprowadzane. Mo�na by�o
dokona� kompromisu, ale nigdy
zasadniczej zmiany planu, bez
wzgl�du na to, czy plan �w
zosta� powzi�ty w bezsenn� noc,
w gniewny poranek czy w
zaprawiony d�inem wiecz�r.
Plan by� planem, a decyzja
naprawd� decyzj� i Thomas
Hudson, wiedz�c to wszystko i
b�d�c dobrze obznajomionym z
praktyk� rozwodu, cieszy� si�,
�e osi�gni�to kompromis i �e
dzieci przyje�d�aj� na pi��
tygodni. "Je�eli pi�� tygodni
jest tym, co dostajemy - my�la�
- to taki ju� nasz los. Pi��
tygodni to spory kawa�ek czasu
do sp�dzenia z kim�, kogo si�
kocha i z kim chcia�oby si� by�
zawsze. Tylko dlaczego w og�le
odszed�em od matki Toma? Lepiej
o tym nie my�le� - powiedzia�
sobie. - To jest jedyna rzecz, o
kt�rej lepiej nie my�le�. A z
drugiej �ony masz �wietne
dzieciaki. Bardzo to dziwne i
bardzo skomplikowane i wiesz,
ile dobrych cech maj� po niej.
To wspania�a kobieta i te� nie
powiniene� by� nigdy jej
rzuca�." A potem powiedzia� do
siebie: "Tak. Ale musia�em."
Jednak�e nie martwi� si�
zbytnio tym wszystkim. Ju� dawno
przesta� si� martwi� i poczucie
winy egzorcyzmowa� jak m�g�
prac�, i teraz obchodzi�o go
tylko to, �e ch�opcy
przyje�d�aj� i �e powinni dobrze
sp�dzi� lato. A potem powr�ci do
pracy.
Nieomal wszystko pr�cz dzieci
uda�o mu si� zast�pi� prac� i
regularnym, normalnym �yciem zawodowym,
kt�re zbudowa� sobie na wyspie.
Uwa�a�, �e stworzy� tam co�, co
przetrwa i co go wci�gnie.
Teraz, kiedy t�skni� do Pary�a,
wspomina� Pary� zamiast tam
jecha�. To samo dotyczy�o ca�ej
Europy i znacznej cz�ci Azji i
Afryki.
Pami�ta�, co powiedzia�
Renoir, kiedy mu oznajmiono, �e
Gauguin pojecha� malowa� na
Tahiti. "Dlaczego on musi
wydawa� tyle pieni�dzy, �eby
jecha� malowa� tak daleko, kiedy
maluje si� tak dobrze tutaj, w
Batignolles?" Po francusku
brzmia�o to lepiej: "quand on
peint si bien aux Batignolles",
i Thomas Hudson my�la� o wyspie
jako o swoim quartier, i wr�s� w
ni�, zna� swoich s�siad�w i
pracowa� tak samo usilnie jak
niegdy� w Pary�u, kiedy m�ody Tom
by� jeszcze dzieckiem.
Czasami opuszcza� wysp�, by
�owi� ryby u wybrze�y Kuby albo
wybra� si� w g�ry na jesieni.
Ale wydzier�awi� rancz, kt�ry
mia� w Montanie, bo najlepszym
okresem by�o tam lato i jesie�,
a teraz ch�opcy zawsze musieli
jecha� do szk� na jesieni.
Od czasu do czasu musia�
je�dzi� do Nowego Jorku, �eby
zobaczy� si� ze swoim
sprzedawc�. Jednak�e teraz
sprzedawca cz�ciej przyje�d�a�
do niego i zabiera� obrazy na
p�noc. Thomas Hudson mia� dobr�
pozycj� jako malarz i by�
ceniony zar�wno w Europie, jak
we w�asnym kraju. Mia� regularny
doch�d z dzier�awy z��
naftowych na terenach, kt�re
niegdy� nale�a�y do jego
dziadka. By�y to pastwiska i po
ich sprzedaniu zachowa� prawa
do zasob�w mineralnych. Blisko
po�owa tego dochodu sz�a na
alimenty, ale reszta dawa�a mu
zabezpieczenie, tak �e m�g�
malowa� to, co chcia�, bez
�adnego komercjalnego nacisku.
Pozwala�o mu to r�wnie� mieszka�
tam, gdzie sobie �yczy�, i
podr�owa�, kiedy mu przysz�a
ochota.
Powiod�o mu si� prawie we
wszystkim z wyj�tkiem �ycia
ma��e�skiego, cho� w gruncie
rzeczy nigdy mu nie zale�a�o na
powodzeniu. Zale�a�o mu na
malarstwie i w�asnych dzieciach
i by� wci�� jeszcze zakochany w
pierwszej kobiecie, w jakiej si�
kocha�. Od tamtej pory kocha�
wiele kobiet i czasem kto�
przyje�d�a� pomieszka� na
wyspie. Potrzebowa� towarzystwa
kobiet i by�y mile widziane na
jaki� czas. Lubi� mie� je u
siebie, niekiedy przez d�u�szy
okres. Ale w ko�cu zawsze by�
rad, gdy wyje�d�a�y, nawet
je�eli je bardzo polubi�. Nauczy�
si� nie k��ci� ju� z kobietami i
tego, jak si� nie �eni�. Tych
dw�ch rzeczy by�o prawie r�wnie
trudno si� nauczy� jak
ustatkowania i malowania w
spos�b systematyczny i
uporz�dkowany. Ale nauczy� si�
tego i mia� nadziej�, �e trwale.
Umia� malowa� od dawna i uwa�a�,
�e uczy si� coraz wi�cej z
ka�dym rokiem. Jednak�e trudno
mu by�o ustatkowa� si� i malowa�
z jak�� dyscyplin�, bo mia� w
�yciu okres, kiedy by�
niezdyscyplinowany. Nigdy nie
by� naprawd� nieodpowiedzialny,
ale bywa� niezdyscyplinowany, samolubny i
bezwzgl�dny. Wiedzia� to teraz,
nie tylko dlatego, �e wiele
kobiet mu to powiedzia�o, ale
poniewa� w ko�cu odkry� to sam.
Wtedy postanowi�, �e b�dzie
samolubny tylko w swoim
malowaniu, bezwzgl�dny tylko w
swojej pracy i �e si�
zdyscyplinuje i pogodzi z
dyscyplin�.
Zamierza� cieszy� si� �yciem w
ramach tej narzuconej sobie
dyscypliny i pracowa� usilnie. A
dzisiaj by� bardzo szcz�liwy,
bo rano mia�y przyjecha� jego
dzieci.
- Panie Tom, nic pan nie chce?
- zapyta� Joseph, jego s�u��cy.
- Na dzisiaj pan sko�czy�, nie?
Joseph by� wysoki, mia� bardzo
d�ug�, bardzo czarn� twarz, du�e
r�ce i du�e stopy. Mia� na sobie
bia�� kurtk� i spodnie i by�
boso.
- Dzi�kuj� ci, Joseph. Chyba
nie.
- Ma�y d�in z tonikiem?
- Nie. My�l�, �e p�jd� si�
napi� do pana Bobby'ego.
- Niech pan wypije tutaj. To
taniej. Pan Bobby by� w z�ym
humorze, kiedy tamt�dy
przechodzi�em. M�wi, �e za du�o
mieszanych drink�w. Kto� z
jakiego� jachtu za��da� czego�,
co si� nazywa Bia�a Lady, a on
poda� butelk� tej ameryka�skiej
wody mineralnej z pani� w takiej
bia�ej sukni, jakby z siatki
przeciwko moskitom, siedz�c� nad
�r�d�em.
- Chyba lepiej tam p�jd�.
- Najpierw panu zmieszam
jednego. Przywie�li poczt�
statkiem pilota. Mo�e pan j�
przeczyta� i wypi� drinka, a
potem p�j�� do pana Bobby'ego.
- Niech b�dzie.
- To dobrze - powiedzia�
Joseph. - Bo ju� go zmiesza�em.
Ta poczta to chyba nic wa�nego,
prosz� pana.
- Gdzie jest?
- Na dole, w kuchni. Zaraz
przynios�. Na dw�ch listach jest
pismo kobiece. Jeden z Nowego
Jorku. Jeden z Palm Beach. �adne
pismo. A jeden od tego pana, co
sprzedaje pa�skie obrazy w Nowym
Jorku. Jeszcze par�, kt�rych nie
znam.
- Chcesz na nie odpowiedzie�
za mnie?
- Owszem. Je�eli pan sobie
�yczy. Jestem du�o bardziej
wykszta�cony, ni� mog�em sobie
na to pozwoli�.
- Lepiej je przynie� na g�r�.
- Dobrze, panie Tom. Jest tak�e
gazeta.
- Zachowaj j�, prosz�, do
�niadania.
Thomas Hudson siedzia�, czyta�
listy i popija� ch�odny nap�j.
Jeden z list�w przeczyta�
powt�rnie, a potem w�o�y� je
wszystkie do szuflady biurka.
- Joseph - zawo�a�. - Masz
wszystko przygotowane dla
ch�opc�w?
- Tak jest, panie Tom. I dwie
dodatkowe skrzynki Coca_coli.
M�ody Tom musi ju� by� wy�szy
ode mnie, prawda?
- Jeszcze nie.
- My�li pan, �e ju� by mnie
nala�?
- Nie s�dz�.
- Tyle razy boksowa�em si� z
tym ch�opakiem w �yciu prywatnym
- powiedzia� Joseph. - Ca�kiem
zabawnie b�dzie m�wi� do niego
pan. Pan Tom, pan David i pan
Andrew. Trzy najfajniejsze
cholerne ch�opaki, jakich znam.
A najbardziej ci�ty jest Andy.
- Taki by� od pocz�tku - rzek�
Thomas Hudson.
- I potem nie przesta�, oho! -
powiedzia� Joseph z podziwem.
- Daj im dobry przyk�ad tego
lata.
- Chyba pan nie chce, �ebym
dawa� tym ch�opcom dobry
przyk�ad. Mo�e trzy, cztery lata
temu, kiedy by�em jeszcze
naiwny. Ja sam si� b�d� wzorowa�
na Tomie. By� w kosztownej
szkole i ma dobre, kosztowne
maniery. Nie mog� wygl�da�
dok�adnie tak jak on. Ale mog�
si� tak zachowywa�. Swobodnie,
bezpo�rednio, ale grzecznie. I
b�d� taki sprytny jak Dave. To
najtrudniejsze. A potem si�
dowiem sekretu, jak Andy robi
si� taki ci�ty.
- Ale nie zacznij by� tutaj
ci�ty.
- Nie, panie Tom, pan mnie �le
zrozumia�. Ta ci�to�� to nie do
domu. Chc� tego w moim �yciu
prywatnym.
- Mi�o b�dzie mie� ich tutaj,
nie?
- Prosz� pana, nie by�o czego�
takiego od czasu wielkiego
po�aru. Stawiam to na r�wni z
Drugim Przyj�ciem. Pan pyta, czy
b�dzie mi�o? Tak, prosz� pana,
b�dzie mi�o.
- B�dziemy musieli obmy�li�
dla nich mas� rzeczy, �eby si�
dobrze bawili.
- Nie, prosz� pana -
powiedzia� Joseph. - Powinni�my
obmy�li�, jak ich ochrania�
przed ich w�asnymi strasznymi
pomys�ami. Eddy mo�e nam pom�c.
On ich zna lepiej ode mnie. Ja
jestem ich przyjacielem i to
utrudnia spraw�.
- Jak tam Eddy?
- Popija� troch� na konto dnia
urodzin kr�lowej. Jest w
pierwszorz�dnej formie.
- Lepiej p�jd� do pana
Bobby'ego, p�ki jest w z�ym
humorze.
- Pyta� o pana. Je�eli by�
kiedy� d�entelmen, to w�a�nie
pan Bobby, i czasem ta ho�ota, co
przyp�ywa na jachtach, zdziera
mu nerwy. Mia� je diabelnie
zdarte, jak wychodzi�em.
- Co� ty tam robi�?
- Poszed�em po Coca_col� i
zosta�em, �eby po�wiczy� sobie
kijem bilardowym.
- Jaki jest st�?
- Gorszy.
- Zejd� na d� - powiedzia�
Thomas Hudson. - Chc� wzi��
prysznic i przebra� si�.
- Roz�o�y�em pana rzeczy na
��ku - powiedzia� mu Joseph. -
Chce pan jeszcze jeden d�in z
tonikiem?
- Nie, dzi�kuj�.
- Pan Roger przyp�yn��
statkiem.
- Dobrze. Z�api� go.
- Czy on b�dzie tu mieszka�?
- Mo�liwe.
- W ka�dym razie po�ciel� dla
niego ��ko.
- Dobrze.
III
Thomas Hudson wzi�� prysznic i
wyszorowa� sobie g�ow� myd�em, a
potem op�uka� si� k�uj�cym
pr�dem ostro tryskaj�cego
prysznicu. By� masywnym
m�czyzn� i wygl�da� masywniej
nago ni� w ubraniu. By� bardzo
opalony, a w�osy mia� zja�nia�e
i odbarwione od s�o�ca. Nie mia�
�adnej nadwagi i sprawdziwszy
stwierdzi�, �e waga wskazuje sto
dziewi��dziesi�t dwa funty.
"Powinienem by� pop�ywa�,
zanim wzi��em prysznic -
pomy�la�. - Ale p�ywa�em d�ugo
dzi� rano, nim zacz��em
pracowa�, i jestem teraz
zm�czony. B�dzie masa p�ywania,
jak przyjad� ch�opcy. I Roger
te� jest tutaj. To dobrze."
W�o�y� czyste szorty, star�
baskijsk� koszul� i mokasyny i
zszed� z domu po stoku, a potem
przez furtk� w parkanie w
jaskrawy blask wybielonego
s�o�cem koralu Drogi
Kr�lewskiej.
Przed nim wyprostowany stary
Murzyn w czarnej alpakowej
marynarce i wyprasowanych
ciemnych spodniach wyszed� z
jednej ze stoj�cych wzd�u� drogi
chat z nie malowanych desek,
kt�r� ocienia�y dwie wysokie
palmy kokosowe, i skr�ci� na
drog�. Thomas Hudson dojrza�
jego wspania�� czarn� twarz,
kiedy skr�ca�.
Zza chaty dolecia� g�os
dziecka �piewaj�cego drwi�co
star� angielsk� piosenk�.
Wujcio Edward przyby� z
Nassau,@ by cukierk�w troch�
sprzeda�@ P. H. kupi� i mnie
kaza�,@ takiej frajdy nic nam
nie da -@
Wuj Edward obr�ci� sw�
wspania�� twarz, kt�ra wygl�da�a
r�wnie smutno, jak gniewnie w
jasnym popo�udniowym s�o�cu.
- Ja ci� znam - powiedzia�. -
Nie widz� ci�, ale wiem, co� za
jeden. Donios� na ciebie
konstablowi.
G�os dziecka rozbrzmiewa�
dalej, czysty i weso�y:
O, z Edwarda@ o, z Edwarda@ z
Wujcia sztuka chytra, twarda,@
a cukierki jego kit.@
- Konstabl si� o tym dowie -
powiedzia� Wuj Edward. -
Konstabl wie, jakie kroki
przedsi�wzi��.
- Masz dzi� jakie zgni�e
cukierki, Wuju Edwardzie? -
zawo�a� ch�opak. Uwa�a�, �eby
si� nie pokazywa�.
- Prze�laduj� cz�owieka -
powiedzia� g�o�no Wuj Edward
id�c dalej. - Targaj� i niszcz�
szat� jego godno�ci. O dobry
Bo�e, przebacz im, bo nie
wiedz�, co czyni�.
Dalej przy Drodze Kr�lewskiej
s�ycha� by�o inne �piewy
dolatuj�ce z pokoj�w nad "Ponce
de Le~on". Jaki� murzy�ski
ch�opak przebieg� spiesz�c
koralow� drog�.
- By�a awantura, panie Tom,
czy co� takiego - powiedzia�. -
Jeden pan z jachtu wyrzuca�
rzeczy przez okno.
- Jakie rzeczy, Louis?
- Co si� da�o, panie Tom.
Wyrzuca� wszystko, co mu w r�ce
wpad�o. Ta pani chcia�a go
powstrzyma�, ale powiedzia�, �e
j� te� wyrzuci.
- A sk�d on jest?
- Jaki� wa�ny pan z p�nocy.
M�wi, �e mo�e kupi� i sprzeda�
ca�� wysp�. Pewnie m�g�by j�
dosta� ca�kiem tanio, je�eli
dalej b�dzie tak si� rzuca�.
- Czy konstabl interweniowa�?
- Nie, panie Tom. Nikt jeszcze
nie wezwa� konstabla. Ale
wszystkim si� wydaje, �e ju�
pora na niego.
- Ty jeste� z nimi, Louis?
Chcia�em dosta� jakie� przyn�ty
na jutro.
- Dobrze, przynios� panu
przyn�ty. Niech pan si� o to nie
martwi. Tak, jestem z nimi.
Wynaj�li mnie, �ebym ich zabra�
na po��w albuli dzi� rano i od
tej pory jestem wci�� z nimi.
Tyle �e nie �owi� albuli. Wcale
nie. Chyba �e ma by� �owieniem
ciskanie talerzami, fili�ankami,
kubkami i krzes�ami; a za ka�dym
razem jak pan Bobby przynosi mu
rachunek, on go drze i m�wi panu
Bobby'emu, �e jest z�odziejski
dra� i �ajdak.
- Z tego wygl�da, �e to trudny
pan.
- Panie Tom, to jest
najcholerniejszy pan, jakiego
kto widzia� przedtem czy potem.
Kaza� mi, �ebym im �piewa�. Pan
wie, �e nie umiem �piewa� tak
�adnie jak Josey, ale �piewam,
jak potrafi�, a czasem lepiej
ni� potrafi�. Robi� co mog�. Pan
wie, jak to jest. S�ysza� pan,
jak �piewam. A on tylko by
s�ucha� tej piosenki o mamie, co
nie chce grochu ani ry�u, ani
oleju kokosowego. W k�ko i w
k�ko. To stara piosenka i
zm�czy�a mnie, wi�c mu
powiedzia�em: "Prosz� pana, ja
znam nowe piosenki. Dobre
piosenki. �adne piosenki. I znam
te� stare, takie jak ta o
�mierci Johna Jacoba Astora na
"Tytaniku", kiedy go zatopi�a
g�ra lodowa, i jakby pan sobie
�yczy�, ch�tnie bym j�
za�piewa� zamiast tego, �e ani
grochu, ani ry�u. Powiedzia�em
to tak grzecznie i mi�o, jak
tylko mo�na. Tak jak pan wie, �e
bym powiedzia�. A on na to:
"S�uchaj, ty g�upi czarny
draniu, ja mam wi�cej sklep�w,
fabryk i gazet, ni� John Jacob
Astor mia� nocnik�w do swojej,
wie pan czego, i wsadz� tw�j
�eb w te nocniki, jak b�dziesz
pr�bowa� mi m�wi�, czego mam
s�ucha�." Wtedy ta jego pani
powiedzia�a: "Kochanie, czy ty
naprawd� musisz by� taki
niegrzeczny dla tego ch�opca?
Uwa�am, �e �piewa� bardzo
dobrze, i chcia�abym pos�ucha�
jakich� nowych piosenek". A ten
pan powiedzia�: "S�uchaj no, ty.
Nie b�dziesz ich s�ucha�a, a on
nie b�dzie ich �piewa�." Panie Tom,
on jest dziwny pan. Ale jego
pani tylko powiedzia�a: "Och,
kochanie, taki jeste� trudny."
Panie Tom, on jest trudniejszy
ni� silnik dieslowski dla nowo
narodzonej ma�py, co ledwie
wysz�a z �ona matki.
Przepraszam, je�eli za du�o
gadam. To mnie oburzy�o. A jej
by�o bardzo przykro przez niego.
- No i co z nimi teraz
zrobisz, Louis?
- Poszed�em po per�y konchowe
- odrzek�.
Kiedy to m�wi�, przystan�li w
cieniu palmy i Louis wydoby� z
kieszeni ca�kiem czyst� chustk�
i rozwin�wszy j� pokaza� kilka
b�yszcz�cych, opalizuj�cych
r�owo, nie przypominaj�cych
per�y pere�, kt�re czasem
znajduj� w muszlach krajowcy,
kiedy je czyszcz�, i kt�rych
�adna kobieta, jak� zna� Thomson
Hudson, z wyj�tkiem kr�lowej
Marii angielskiej, nigdy nie
lubi�a dostawa� w podarunku. Ma
si� rozumie�, Thomas Hudson nie
m�g� uwa�a�, �e zna kr�low�
Mari�, chyba jedynie z gazet i
fotografii, i z jej sylwetki w
"New Yorkerze", ale fakt, �e
lubi�a per�y konchowe, dawa� mu
poczucie, �e zna j� lepiej ni�
wiele innych os�b, kt�re zna� od
dawna. Kr�lowa Maria lubi�a
per�y konchowe i wyspa
obchodzi�a dzi� jej urodziny,
ale obawia� si�, �e per�y
niezbyt poprawi� humor
towarzyszce pana. Poza tym by�o
zawsze mo�liwe, i� kr�lowa Maria
m�wi�a, �e je lubi, aby sprawi�
przyjemno�� swoim poddanym z
Wysp Bahama.
Doszli do "Ponce de Le~on" i
Louis powiedzia�:
- Jego pani p�aka�a, panie
Tom. P�aka�a okropnie. Wi�c
powiedzia�em, �e mo�e p�jd� do
Roya i przynios� troch� tych
pere�, �eby sobie obejrza�a.
- Powinny sprawi� jej wielk�
rado�� - rzek� Thomas Hudson. -
Je�eli lubi takie per�y.
- Mam nadziej�. W�a�nie je tam
nios�.
Thomas Hudson wszed� do baru,
gdzie by�o ch�odno i prawie
ciemno po blasku koralowej
drogi, i zam�wi� d�in z tonikiem
i kawa�kiem sk�rki limony w
szklance oraz kilkoma kroplami
angostury. Za barem sta� pan
Bobby z gro�n� min�. Czterech
m�odych Murzyn�w gra�o w bilard,
od czasu do czasu podnosz�c
st�, �eby zrobi� trudny
karambol. Na g�rze umilk� �piew
i w sali by�o bardzo cicho,
rozlega� si� tylko stukot bil.
Przy barze stali dwaj cz�onkowie
za�ogi jachtu, kt�ry by�
przycumowany do nadbrze�a, i
kiedy oczy Thomsona Hudsona
przywyk�y do p�mroku, poczu�,
�e jest tu �wie�o i przyjemnie.
Z g�ry zszed� Louis.
- Ten pan �pi - powiedzia�. -
Zostawi�em per�y jego pani.
Ogl�da je i p�acze.
Thomas Hudson zauwa�y�, �e
dwaj marynarze z jachtu
wymienili spojrzenia, ale nic
nie powiedzieli. Sta� trzymaj�c
wysok� szklank� z przyjemnie
gorzkawym napojem, popr�bowa�
pierwszego �yku i to mu
przypomnia�o Tang�, Mombas� i
Lamu, i ca�e tamto wybrze�e, i
nagle poczu� t�sknot� do Afryki.
Oto tu siedzi na wyspie, kiedy
r�wnie dobrze m�g�by by� w
Afryce. "Psiakrew - pomy�la�. -
Zawsze mog� tam pojecha�.
Gdziekolwiek si� jest, trzeba to
stworzy� w sobie. Tutaj idzie ci
to ca�kiem dobrze."
- Tom, czy tobie to naprawd�
smakuje? - zapyta� go Bobby.
- Jasne. Inaczej bym nie pi�.
- Raz przez pomy�k� otworzy�em
butelk� i smakowa�o jak chinina.
- Bo w tym jest chinina.
- Ludzie ca�kiem powariowali -
rzek� Bobby. - Cz�owiek mo�e
pi�, co chce. Ma na to
pieni�dze. Powinien sprawia�
sobie przyjemno��, a psuje
porz�dny d�in dolewaj�c do niego
jaki� tam hinduski nap�j, w
kt�rym jest chinina.
- Mnie to smakuje. Lubi� smak
chininy ze sk�rk� limony. My�l�,
�e to jakby otwiera pory �o��dka
czy co�. Podkr�ca mnie bardziej
ni� jakikolwiek inny nap�j z
d�inem. Mam po tym dobre
samopoczucie.
- Wiem. Picie zawsze ci daje
dobre samopoczucie. A ja si� po
tym czuj� parszywie. Gdzie
Roger?
Roger by� przyjacielem Thomasa
Hudsona i mia� chat� ryback�
dalej na wyspie.
- Powinien tu by� nied�ugo.
Zjemy co� z Johnnym Goodnerem.
- Nie pojmuj�, po co tacy
ludzie jak ty, Roger Davis i
Johnny Goodner, kt�rzy co� w
�yciu widzieli, siedz� na tej
wyspie.
- To dobra wyspa. Sam tutaj
siedzisz, nie?
- Ja siedz�, �eby zarabia� na
�ycie.
- M�g�by� zarabia� na �ycie w
Nassau.
- Do cholery z Nassau. Tu jest
zabawniej. To dobra wyspa do
zabawy. I ju� tu zrobili kup�
forsy.
- Lubi� tu mieszka�.
- Jasne - powiedzia� Bobby. -
Ja te�. Wiesz o tym. Je�eli mog�
zarabia� na �ycie. Ty ci�gle
sprzedajesz te swoje obrazy?
- Teraz id� ca�kiem dobrze.
- �e te� ludzie p�ac� za
portrety Wuja Edwarda. Obrazy,
na kt�rych s� Murzyni w wodzie.
Murzyni na l�dzie. Murzyni w
�odziach. �odzie ��wiowe.
�odzie g�bkowe. Wzbieraj�ce
szkwa�y. Tr�by wodne. Rozbite
szkunery. Szkunery w budowie.
Wszystko to, co mog� ogl�da� za
darmo. Naprawd� je kupuj�?
- Jasne, �e kupuj�. Raz na rok
urz�dza si� wystaw� w Nowym
Jorku i sprzedaje obrazy.
- Z licytacji?
- Nie. Sprzedawca, kt�ry je
wystawia, naznacza na nie cen�.
Ludzie je kupuj�. Od czasu do
czasu kt�re� kupuj� muzea.
- Nie mo�esz sam ich
sprzedawa�?
- Oczywi�cie.
- Ja bym ch�tnie kupi� tak�
tr�b� wodn� - powiedzia� Bobby.
- Tak� cholernie du�� tr�b�
wodn�. Czarn� jak diabli. Albo
lepiej dwie tr�by, co id� z
rykiem po p�yciznach i robi�
taki ha�as, �e si� g�uchnie.
Wsysaj� ca�� wod� po drodze i
strasz� cz�owieka na �mier�. I
�ebym ja tam by�, jak �owi�
g�bki w dinghy i nic nie mog�
poradzi�. Tr�ba wydmuchuje mi
wodowskaz z r�ki. O ma�o nie
wyssie dinghy z wody. Taka
cholerna tr�ba wodna. Ile by to
kosztowa�o? M�g�bym to zawiesi�
tutaj. Albo w domu, je�eliby nie
spietra�o mojej starej na
�mier�.
- Zale�y, jakie by�oby du�e.
- Zr�b takie du�e, jakie
chcesz - powiedzia� Bobby
wspania�omy�lnie. - Taki obraz
nie mo�e by� nigdy za du�y.
Wsad� tam trzy tr�by wodne.
Widzia�em kiedy� przy wyspie
Andros trzy tr�by wodne bli�ej
ni� przez ten pok�j. Si�ga�y a�
do samego nieba i jedna wessa�a
��d� po�awiacza g�bek, a kiedy
ta ��d� spad�a, motor wylecia�
na wylot przez kad�ub.
- Kosztowa�oby tylko tyle co
p��tno - powiedzia� Thomas
Hudson. - Policzy�bym tylko za
p��tno.
- Rany boskie, to we� du�e
p��tno - rzek� Bobby. -
Namalujemy takie tr�by wodne, �e
wystrasz� ludzi z tego baru i z
ca�ej cholernej wyspy.
By� przej�ty rozmachem
projektu, lecz jego mo�liwo�ci
dopiero mu si� zarysowywa�y.
- Tom, ch�opie, my�lisz, �e
potrafi�by� namalowa� ca�y
huragan? W samym oku burzy,
kiedy ju� si� wydmucha� z jednej
strony i ucich�, i w�a�nie
zaczyna z drugiej? Wsadzi� tam
wszystko, od Murzyn�w
poprzywi�zywanych do palm
kokosowych, a� po statki
wyrzucane podmuchem na wysp�. I
rozpadaj�cy si� du�y hotel.
Czterocalowe belki lataj�ce w
powietrzu jak lance i martwe
pelikany niesione wiatrem, jak
gdyby by�y kroplami deszczu.
Trzeba by pokaza�, �e barometr
spad� do dwudziestu siedmiu, a
szybko�ci wiatru nie da si�
zmierzy�. I fale za�amuj�ce si�
na �awicy, kt�ra jest dziesi��
s��ni pod wod�, i ksi�yc
wychodz�cy w oku burzy. Da� fal�
przyp�ywu, kt�ra nadchodzi i
zalewa wszystko, co �yje.
Zdmuchni�te do morza kobiety, z
kt�rych wiatr zerwa� suknie.
Martwych Murzyn�w p�ywaj�cych
wsz�dzie i lataj�cych w
powietrzu...
- To strasznie du�e p��tno -
powiedzia� Thomas Hudson.
- Cholera z p��tnem! - odpar�
Bobby. - Wezm� grot�agiel ze
szkunera. Namalujemy
najwspanialsze cholerne obrazy
na �wiecie i przejdziemy do
historii. A ty malowa�e� tylko
te proste, ma�e obrazki.
- Zaczn� od tr�b wodnych -
powiedzia� Thomas Hudson.
- Niech b�dzie - rzek� Bobby,
niech�tnie wyrzekaj�c si�
wielkiego projektu. - S�usznie.
Ale jak Boga kocham, mo�emy
zrobi� jakie� wielkie obrazy z
nasz� znajomo�ci� rzeczy i z t�
praktyk�, kt�r� ju� masz.
- Zabior� si� jutro do tr�b
wodnych.
- Dobra - powiedzia� Bobby. -
To na pocz�tek. Ale, jak mi B�g
mi�y, chcia�bym, �eby�my te�
namalowali ten huragan. Czy kto�
kiedy namalowa� zatoni�cie
"Tytanika"?
- Nie na jak�� naprawd� du��
skal�.
- Mogliby�my to namalowa�. To
jest temat, kt�ry zawsze
przemawia� do mojej wyobra�ni.
Mo�na by tam pokaza� ch��d g�ry
lodowej odp�ywaj�cej, kiedy w
ni� uderzyli. Namalowa� ca�o�� w
g�stej mgle. Da� wszystkie
szczeg�y. Tego m�czyzn�, co
wsiad� do �odzi razem z
kobietami, bo my�la�, �e m�g�by
pom�c, bo zna� si� na jachtach.
Namalowa� go jak �ywego, kiedy
wsiada do �odzi depcz�c po
kobietach. On mi przypomina tego
go�cia, kt�rego teraz mamy tu
na pi�trze. Mo�e by� poszed� na
g�r� i narysowa� go, p�ki �pi, i
wykorzysta� do obrazu?
- My�l�, �e lepiej, aby�my
zacz�li od tr�b wodnych.
- Tom, ja chc�, �eby� ty by�
wielkim malarzem - powiedzia�
Bobby. - Zostaw te wszystkie
drobiazgi. Po prostu si�
marnowa�e�. Przecie�
naszkicowali�my tu sobie
wsp�lnie trzy obrazy w nieca�e
p� godziny, a jeszcze nawet nie
zacz��em czerpa� z mojej
wyobra�ni. A co� ty robi� do tej
pory? Malowa�e� Murzyna
odwracaj�cego ��wia na pla�y.
Nawet nie zielonego. Zwyk�ego
��wia. Albo dw�ch Murzyn�w w
cz�nie tarmosz�cych si� z kup�
homar�w. Zmarnowa�e� �ycie,
cz�owieku.
Przerwa� i �ykn�� jednego
szybkiego spod lady.
- To si� nie liczy -
powiedzia�. - Nie widzia�e�,
�ebym co� pi�. S�uchaj, Tom, to
s� trzy wspania�e obrazy.
Wielkie obrazy. �wiatowej miary.
Mog�yby wisie� w Pa�acu
Kryszta�owym obok arcydzie�
wszystkich czas�w. Tyle �e ten
pierwszy to naturalnie drobny
temat. Ale jeszcze�my nie
zacz�li. Nie ma powodu, �eby�my
nie mogli namalowa� takiego,
kt�ry przeskoczy wszystko. Co o
tym my�lisz?
�ykn�� bardzo szybkiego.
- O czym?
Pochyli� si� nad barem, �eby
inni nie s�yszeli.
- Nie �am si� - powiedzia�.
- Niech ci� nie peszy ten rozmach.
Trzeba mie� wyobra�ni�, Tom.
Mo�emy namalowa� koniec �wiata.
- Przerwa�. - Naturalnej
wielko�ci.
- Piekielny obraz - powiedzia�
Thomas Hudson.
- Nie. Jeszcze przed piek�em.
Piek�o dopiero si� otwiera.
Rollerzy * roluj� w tym swoim
ko�ciele na skarpie i wszyscy
gadaj� nieznanymi j�zykami. A
diabe� d�ga ich wid�ami i �aduje
na w�zek. Krzycz�, j�cz� i
wzywaj� Jehow�. Wsz�dzie le��
plackiem Murzyni, a w�gorze,
kraby i morskie paj�ki �a��
doko�a i po ich cia�ach. I jest
taka wielka, otwarta jakby
�adownia, i diab�y taszcz� do
niej Murzyn�w i duchownych, i
roller�w, i wszystkich, i ci tam
znikaj�. Doko�a ca�ej wyspy
podnosi si� woda i rekiny_m�oty,
rekiny makrelowe, rekiny
tygrysie i rekiny p�askonose
p�ywaj� w k�ko i w k�ko i
z�eraj� tych, co pr�buj�
odp�yn��, �eby ich nie zepchn�li
wid�ami do tej wielkiej otwartej
�adowni, z kt�rej podnosi si�
para. Moczymordy gol� ostatnie
�yki i lej� diab��w butelkami.
Ale diab�y przygwa�d�aj� ich
wid�ami albo te� poch�ania ich
wzbieraj�ce morze, w kt�rym s�
teraz �ar�acze wielorybie,
wielkie bia�e rekiny,
szablogrzbiety i inne ogromne
ryby, kt�re kr��� dooko�a tego
miejsca, gdzie du�e rekiny
szarpi� tych ludzi w wodzie.
Wierzcho�ek wyspy obsiad�y psy i
koty, a diab�y te� je sp�dzaj�
wid�ami, psy si� kul� i wyj�,
koty uciekaj� i drapi� diab��w
pazurami, sier�� maj� zje�on� i
w ko�cu uciekaj� do morza i
p�yn� co si�. Czasem capnie
kt�rego� rekin i wida�, jak kot
idzie pod wod�. Ale na og�
odp�ywaj� dalej.
Sekta religijna.
Z �adowni zaczyna si� dobywa�
okrutne gor�co i diab�y musz�
wlec do niej ludzi, bo sobie
po�ama�y wid�y pr�buj�c zagna�
niekt�rych duchownych. W �rodku
obrazu stoimy ty i ja i
obserwujemy to wszystko ze
spokojem. Ty robisz notatki, a
ja si� pokrzepiam butelk� i co
chwila daj� ci te� �ykn��. Od
czasu do czasu przebiega ko�o
nas jaki� diabe�, ca�y spocony z
wysi�ku, wlok�c grubego
duchownego, kt�ry pr�buje
czepia� si� piasku paluchami,
�eby go nie wepchn�li do tej
dziury, i drze si� do Jehowy, i
ten diabe� powiada: "Bardzo
przepraszam, panie Tom. Bardzo
przepraszam, panie Bobby.
Ogromnie dzi� jeste�my zaj�ci."
Cz�stuj� diab�a trunkiem,
kiedy nas mija spocony i ubrany
wracaj�c do innego duchownego, a
on m�wi: "Nie, dzi�kuj�, panie
Bobby. Nigdy nie bior� tego do
ust podczas pracy."
To mo�e by� cholerny obraz,
Tom, je�eli potrafimy odda� w
nim ca�y ten ruch i rozmach.
- Wydaje mi si�, �e na dzisiaj
mamy naszkicowane mniej wi�cej
wszystko, czemu potrafimy
podo�a�.
- Chyba masz racj�, jak Boga
kocham - powiedzia� Bobby. - Od
szkicowania takiego obrazu w
gardle mi zasch�o.
- By� cz�owiek nazwiskiem
Bosch, kt�ry umia� nie�le
malowa� w tym stylu.
- Ten od magneto?
- Nie. Hieronymus Bosch. Stary
wyga. Bardzo dobry Pieter
Bruegel tak�e nad tym pracowa�.
- Te� stary wyga?
- Bardzo stary. Bardzo dobry.
Podoba�by ci si�.
- A, do licha - powiedzia�
Bobby. - �adne stary wyga nas
nie przeskoczy. Pr�cz tego
�wiat si� jeszcze nie sko�czy�,
wi�c sk�d on, do cholery, mo�e
wiedzie� o tym wi�cej ni� my?
- Ci�ko by�oby go pobi�.
- Nic ci nie wierz� - rzek�
Bobby. - Mamy obraz, kt�ry by mu
odebra� chleb.
- Mo�e tak jeszcze jednego?
- O, psiakrew. Zapominam, �e
tu jest bar. Bo�e, b�ogos�aw
Kr�lowej, Tom. Zapomnieli�my, co
to za dzie�. No, bierz jednego
na m�j koszt, to wypijemy jej
zdrowie.
Nala� sobie kieliszek rumu i
poda� Thomasowi Hudsonowi
butelk� ��tego d�inu Bootha,
par� plasterk�w limony na
talerzyku, n� oraz flaszk�
indyjskiego toniku Schweppesa.
- Sam sobie zr�b tego
cholernego drinka. Do diab�a z
tymi frymu�nymi napojami.
Kiedy Thomas Hudson zmiesza�
drinka i doda� kilka kropel
angostury z butelki, kt�ra mia�a
kawa�ek pi�ra mewy w korku,
podni�s� szklank� i rozejrza�
si� po barze.
- Co, panowie pijecie?
Powiedzcie, je�eli to co�
prostego.
- Psi �eb - odrzek� jeden z
marynarzy.
- B�dzie Psi �eb - powiedzia�
Bobby i si�gn�wszy do lod�wki
poda� im dwie butelki zimnego
piwa. - Szklanek brakuje. Pijacy
ca�y dzie� je wyrzucali. Wszyscy
maj� co wypi�? Panowie, zdrowie
kr�lowej. Nie s�dz�, �eby ta
wyspa bardzo jej si� spodoba�a,
i nie jestem pewien, czy
prowodzi�oby jej si� tutaj
socjalnie dobrze. Ale, panowie,
zdrowie kr�lowej. Niech B�g jej
b�ogos�awi.
Wszyscy wypili jej zdrowie.
- To musi by� wspania�a
kobieta - powiedzia� Bobby. -
Jak dla mnie, troch� za sztywna.
Osobi�cie zawsze mia�em s�abo��
do kr�lowej Aleksandry. Pi�kny
typ. Ale postaramy si� w pe�ni
uczci� urodziny kr�lowej. To
ma�a wyspa, ale patriotyczna.
Jeden go�� st�d poszed� na
ostatni� wojn� i r�k� mu
odstrzelili. Nie mo�na ju� by�
bardziej patriotycznym.
- Jak pan m�wi�, �e czyje to
urodziny? - zapyta� jeden z
marynarzy.
- Kr�lowej Marii angielskiej -
odrzek� Bobby. - Matki obecnego
kr�la i cesarza.
- To ta, od kt�rej jest
nazwany statek "Queen Mary",
nie? - zapyta� drugi marynarz.
- Tom - powiedzia� Bobby. - My
dwaj wypijemy nast�pny toast
sami.
IV
Zrobi�o si� ju� ciemno i wia�a
bryza, wi�c nie by�o komar�w ani
mustyk�w, i wszystkie �odzie ju�
wr�ci�y podci�gaj�c wysi�gniki,
gdy przechodzi�y kana�em, i
teraz sta�y przycumowane u
trzech nabrze�y, kt�re wybiega�y
od pla�y w g��b portu. Odp�yw
nast�powa� pr�dko i latarnie
�odzi b�yszcza�y na wodzie,
kt�ra zielenia�a w �wietle i
odp�ywa�a tak szybko, a�
zasysa�a o pale nabrze�y i
k��bi�a si� u rufy du�ego jachtu
wycieczkowego, na kt�rym
siedzieli. Wzd�u� jego burty, w
wodzie, gdzie odblask �wiat�a
bieg� od kad�uba jachtu ku nie
pomalowanym palom nabrze�a, na
kt�rych stare opony od
samochod�w i ci�ar�wek by�y
porozwieszane jako odbijacze,
tworz�c czarne pier�cienie w
ciemno�ciach pod ska��, zwabione
�wiat�em belony utrzymywa�y si�
w pr�dzie. Cienkie i d�ugie,
pol�niewaj�ce zielono jak woda,
poruszaj�c jedynie ogonami, nie
�erowa�y ani nie igra�y, tylko
trwa�y tam, zafascynowane
�wiat�em.
Jacht Johnny'ego Goodnera,
"Narwal", na kt�rym czekali na
Rogera Davisa, by� ustawiony
dziobem do fali odp�ywu, a za
nim, przy tej samej pochylni,
sta� przycumowany rufa w ruf�
jacht tych turyst�w, co byli
przez ca�y dzie� u Bobby'ego.
Johnny Goodner siedzia� na
krze�le na rufie, z nogami na
drugim krzese�ku, cocktailem Tom
Collins w prawej r�ce i d�ug�,
zielon� meksyka�sk� papryk� w
lewej.
- To cudowne - powiedzia�. -
Jak ugryz� cho� ma�y kawa�ek,
mam ogie� w g�bie i ch�odz� go
tym.
Ugryz� pierwszy kawa�ek,
prze�kn��, chuchn�� "uff!" przez
zwini�ty j�zyk i wypi� du�y �yk.
Jego gruba dolna warga zwil�y�a
w�sk�, irlandzk� g�rn� warg� i
u�miechn�� si� swymi szarymi
oczyma. K�ciki ust mia� podci�te
do g�ry, tote� zawsze wygl�da�
tak, jakby mia� si� u�miechn��
albo dopiero co si� u�miecha�,
ale jego usta m�wi�y o nim
bardzo niewiele, je�eli si� nie
zauwa�y�o w�sko�ci g�rnej wargi.
Obserwowa� nale�a�o jego oczy.
By� wzrostu i budowy boksera
wagi �redniej, kt�ry nieco
przyty�, ale wydwa� si� w dobrej
formie, tak jak siedzia�
odpr�ony, a w�a�nie wtedy
wygl�da �le kto�, kto jest
naprawd� w formie. Twarz mia�
opalon�, ale sk�ra �uszczy�a mu
si� na nosie i na wysokim czole
pod cofaj�c� si� lini� w�os�w.
Na brodzie mia� blizn�, kt�r�
mo�na by wzi�� za do�eczek,
gdyby by�a troch� bli�ej �rodka,
a grzbiet nosa ledwie
dostrzegalnie sp�aszczony. Nie
by� to nos p�aski. Po prostu
wygl�da� tak, jakby go wykona�
nowoczesny rze�biarz, kt�ry
pracowa� bezpo�rednio w kamieniu
i od�upa� troszeczk� za du�y
okruch.
- Tom, nicponiu jeden, co
porabia�e�?
- Pracowa�em do��
systematycznie.
- Akurat - powiedzia� i znow