2100

Szczegóły
Tytuł 2100
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2100 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2100 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2100 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ernest Hemingway Wyspy na Golfsztromie Tom ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomch Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Warszawa 1993 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa Piw, Warszawa, 1972 Pisa�a J. Szopa Korekty dokona�y K. Markiewicz i D. Jagie��o Nota Charles Scribner Jr. i ja pracowali�my razem nad przygotowaniem tej ksi��ki do opublikowania z oryginalnego r�kopisu Ernesta. Poza zwyk�ymi poprawkami pisowni i przestankowania poczynili�my w r�kopisie pewne skr�ty, gdy� uwa�a�am, �e Ernest z pewno�ci� sam by ich dokona�. Ksi��ka jest w ca�o�ci Ernesta. Nie dodali�my do niej niczego. Mary Hemingway Cz�� I Bimini I Dom sta� na najwy�szej cz�ci w�skiego pasma l�du pomi�dzy portem a otwartym morzem. Przetrzyma� ju� trzy huragany i by� zbudowany solidnie jak okr�t. Ocienia�y go wysokie palmy kokosowe, przygi�te przez pasaty, a z drzwi od strony oceanu mo�na by�o zej�� po skarpie i bia�ym piasku do Golfsztromu. Woda Golfsztromu by�a zwykle ciemnob��kitna, kiedy si� na ni� patrza�o, a nie by�o wiatru. Ale kiedy si� do niej wchodzi�o, widzia�o si� tylko jej zielon� �wietlisto�� nad tym m�czystym, bia�ym piaskiem i mo�na by�o dojrze� cie� ka�dej du�ej ryby na d�ugo przedtem, nim zdo�a�a podp�yn�� do pla�y. By�o to bezpieczne i doskona�e miejsce do k�pieli za dnia, ale nie nadawa�o si� do p�ywania noc�. W nocy przybli�a�y si� do pla�y rekiny poluj�ce na skraju Golfsztromu i z g�rnej werandy domu s�ysza�o si� w ciche noce pluskanie �ciganych przez nie ryb, a je�li si� zesz�o na pla��, mo�na by�o dojrze� fosforyzuj�ce szlaki, kt�re pozostawia�y w wodzie. W nocy rekiny nie ba�y si� niczego i wszystko ba�o si� ich. Ale za dnia trzyma�y si� z dala od czystego, bia�ego piasku, a je�li podp�ywa�y, widzia�o si� ju� z daleka ich cienie. M�czyzna nazwiskiem Thomas Hudson, kt�ry by� dobrym malarzem, mieszka� w tym domu i pracowa� tam i na wyspie przez wi�ksz� cz�� roku. Kiedy si� �yje dostatecznie d�ugo pod t� szeroko�ci� geograficzn�, zmiany p�r roku staj� si� tam r�wnie wa�ne jak wsz�dzie indziej i Thomas Hudson, kt�ry kocha� t� wysp�, nie chcia� opu�ci� �adnej wiosny ani lata, jesieni czy zimy. Czasami lato bywa�o zbyt upalne, kiedy wiatr ustawa� w sierpniu albo kiedy pasaty nie wia�y w czerwcu i lipcu. We wrze�niu, pa�dzierniku i nawet na pocz�tku listopada zdarza�y si� huragany, a niespodziewane burze tropikalne mog�y przyj�� ka�dej chwili pocz�wszy od czerwca. Jednak�e w prawdziwe miesi�ce huragan�w jest pi�kna pogoda, je�eli nie ma burz. Thomas Hudson przez wiele lat studiowa� burze tropikalne i potrafi� pozna� po niebie, �e b�dzie jakie� tropikalne zak��cenie, jeszcze na d�ugo zanim barometr wskaza� jego obecno��. Hudson umia� wytycza� burze i wiedzia�, jakie �rodki ostro�no�ci nale�y przeciwko nim przedsi�bra�. Wiedzia� te�, co to znaczy prze�y� huragan razem z innymi lud�mi na wyspie i jak� wi� on wytwarza mi�dzy wszystkimi tymi, co go przeszli. Wiedzia� r�wnie�, i� mog� by� huragany tak straszne, �e nic nie zdo�a ich przetrzyma�. Mimo to zawsze my�la�, �e gdyby kiedy� przyszed� taki w�a�nie, chcia�by tam wtedy by� i zgin�� razem z domem, je�liby go zmiot�o. Dom mia� nieomal r�wnie du�o z okr�tu, jak z domu. Ulokowany tak, aby opiera� si� burzom, by� wbudowany w wysp�, jak gdyby stanowi� jej cz�stk�; ale ze wszystkich okien widzia�o si� morze i by� tam dobry przewiew, tak �e mia�o si� �wie�e powietrze do spania nawet w najgor�tsz� noc. Pomalowany by� na bia�o dla ch�odu w lecie i widzia�o si� go ju� z daleka z Golfsztromu. By� najwy�szym punktem na wyspie, poza d�ug� k�p� wysokich drzew kazuarynowych, b�d�cych pierwsz� rzecz�, jak� si� dostrzega�o, gdy wyspa wy�ania�a si� z morza. Wkr�tce po tym, gdy si� dojrza�o ciemn� plam� drzew kazuarynowych ponad lini� morza, widzia�o si� bia�� bry�� domu. A potem, kiedy podp�yn�o si� bli�ej, ukazywa�a si� wyspa w ca�ej d�ugo�ci, z palmami kokosowymi, domkami o poszyciu z desek, bia�� lini� pla�y i zieleni� Wyspy Po�udniowej, kt�ra rozci�ga�a si� za ni�. Ilekro� Thomas Hudson zobaczy� ten dom tam, na wyspie, czu� si� szcz�liwy na jego widok. Zawsze my�la� o nim jako o statku. Zim�, kiedy wia�y wiatry p�nocne i robi�o si� naprawd� zimno, w domu by�o ciep�o i przytulnie, poniewa� mia� on jedyny kominek na wyspie. By� to du�y kominek z otwartym paleniskiem i Thomas Hudson pali� na nim drewnem wyrzucanym przez morze na brzeg. Mia� du�y stos tego drewna u�o�ony pod po�udniow� �cian� domu. By�o zbiela�e od s�o�ca i wyg�adzone piaskiem niesionym przez wiatr, i zdarza�o mu si� tak polubi� r�ne jego kawa�ki, �e niech�tnie je spala�. Ale po wielkich burzach zawsze przybywa�o drewna wyrzuconego na pla�� i przekona� si�, �e jest przyjemnie pali� nawet te kawa�ki, kt�re polubi�. Wiedzia�, i� morze wyrze�bi ich wi�cej, i w zimne noce zasiada� w du�ym fotelu przed ogniem, czyta� przy �wietle lampy stoj�cej na ci�kim stole z desek i czytaj�c podnosi� g�ow�, aby pos�ucha� dm�cego na zewn�trz p�nocno_zachodniego wiatru i huku przyboju, i wpatrywa� si� w wielkie, zbiela�e, p�on�ce kawa�y drewna. Czasami gasi� lamp�, k�ad� si� na dywanie na pod�odze i przypatrywa� si� kolorowym obrze�om, jakie s�l morska i piasek w drewnie nadawa�y spalaj�c si� p�omieniom. Le��c na pod�odze, mia� oczy na wysoko�ci p�on�cego drewna i widzia� zarys p�omienia, kt�ry si� ode� odrywa�, i czu� si� zarazem smutny i szcz�liwy. Ka�de pal�ce si� drzewo dzia�a�o na niego w ten spos�b. Ale p�on�ce drewno, kt�re morze wyrzuci�o na brzeg, robi�o z nim co�, czego nie potrafi� okre�li�. My�la�, �e pewnie jest �le je pali�, skoro tak je lubi, ale nie czu� z tego powodu �adnej winy. Le��c na pod�odze czu� na sobie wiatr, chocia� w rzeczywisto�ci smaga� on dolne w�g�y domu i najni�sz� traw� na wyspie, korzenie nadmorskich zielsk i chwast�w, i sam piasek. Na pod�odze czu� �omotanie przyboju, tak jak pami�ta�, �e czu� ogie� ci�kich dzia� le��c na ziemi blisko jakiej� baterii dawno temu, kiedy by� m�odym ch�opcem. Kominek by� wspania�� rzecz� w zimie, a przez wszystkie inne miesi�ce Hudson spogl�da� na niego z czu�o�ci� i my�la�, jak to b�dzie, gdy zima przyjdzie znowu. Zima by�a najlepsz� ze wszystkich p�r na wyspie i wyczekiwa� jej przez ca�� reszt� roku. II Zima si� sko�czy�a i wiosna ju� prawie min�a, kiedy synowie Thomasa Hudsona przyjechali na wysp� tego roku. By�o um�wione, �e wszyscy trzej spotkaj� si� w Nowym Jorku, razem wyjad� poci�giem, a potem przylec� z kontynentu samolotem. By�y jak zwykle trudno�ci z matk� dw�ch spo�r�d ch�opc�w. Zaplanowa�a sobie podr� do Europy, nie m�wi�c oczywi�cie nic ich ojcu, i chcia�a ich zabra� na lato. On m�g� ich mie� u siebie na �wi�ta Bo�ego Narodzenia; naturalnie po Bo�ym Narodzeniu. Samo Bo�e Narodzenie mieli sp�dzi� z ni�. Thomas Hudson zna� ju� dobrze ten uk�ad spraw i w ko�cu nast�pi� jak zwykle kompromis. Dwaj m�odsi ch�opcy mieli przyjecha� do ojca na wysp� na pi�� tygodni, nast�pnie za� odp�yn�� z Nowego Jorku statkiem linii francuskich, klas� studenck�, i spotka� si� z matk� w Pary�u, gdzie chcia�a kupi� co� niezb�dnego z ubrania. Podczas podr�y mia� si� nimi opiekowa� starszy brat, m�ody Tom. Nast�pnie m�ody Tom mia� spotka� si� ze swoj� matk�, kt�ra nakr�ca�a film na po�udniu Francji. Matka m�odego Toma nie prosi�a o niego i ch�tnie by si� zgodzi�a, �eby by� u ojca na wyspie. Ale cieszy�a si�, �e go zobaczy, wi�c by� to rozs�dny kompromis z nieugi�t� decyzj� matki m�odszych ch�opc�w. By�a to zachwycaj�ca i urocza kobieta, kt�ra nigdy w �yciu nie zmieni�a raz powzi�tego planu. Jej plany zawsze powstawa�y w tajemnicy, jak plany dobrego genera�a, i by�y r�wnie twardo przeprowadzane. Mo�na by�o dokona� kompromisu, ale nigdy zasadniczej zmiany planu, bez wzgl�du na to, czy plan �w zosta� powzi�ty w bezsenn� noc, w gniewny poranek czy w zaprawiony d�inem wiecz�r. Plan by� planem, a decyzja naprawd� decyzj� i Thomas Hudson, wiedz�c to wszystko i b�d�c dobrze obznajomionym z praktyk� rozwodu, cieszy� si�, �e osi�gni�to kompromis i �e dzieci przyje�d�aj� na pi�� tygodni. "Je�eli pi�� tygodni jest tym, co dostajemy - my�la� - to taki ju� nasz los. Pi�� tygodni to spory kawa�ek czasu do sp�dzenia z kim�, kogo si� kocha i z kim chcia�oby si� by� zawsze. Tylko dlaczego w og�le odszed�em od matki Toma? Lepiej o tym nie my�le� - powiedzia� sobie. - To jest jedyna rzecz, o kt�rej lepiej nie my�le�. A z drugiej �ony masz �wietne dzieciaki. Bardzo to dziwne i bardzo skomplikowane i wiesz, ile dobrych cech maj� po niej. To wspania�a kobieta i te� nie powiniene� by� nigdy jej rzuca�." A potem powiedzia� do siebie: "Tak. Ale musia�em." Jednak�e nie martwi� si� zbytnio tym wszystkim. Ju� dawno przesta� si� martwi� i poczucie winy egzorcyzmowa� jak m�g� prac�, i teraz obchodzi�o go tylko to, �e ch�opcy przyje�d�aj� i �e powinni dobrze sp�dzi� lato. A potem powr�ci do pracy. Nieomal wszystko pr�cz dzieci uda�o mu si� zast�pi� prac� i regularnym, normalnym �yciem zawodowym, kt�re zbudowa� sobie na wyspie. Uwa�a�, �e stworzy� tam co�, co przetrwa i co go wci�gnie. Teraz, kiedy t�skni� do Pary�a, wspomina� Pary� zamiast tam jecha�. To samo dotyczy�o ca�ej Europy i znacznej cz�ci Azji i Afryki. Pami�ta�, co powiedzia� Renoir, kiedy mu oznajmiono, �e Gauguin pojecha� malowa� na Tahiti. "Dlaczego on musi wydawa� tyle pieni�dzy, �eby jecha� malowa� tak daleko, kiedy maluje si� tak dobrze tutaj, w Batignolles?" Po francusku brzmia�o to lepiej: "quand on peint si bien aux Batignolles", i Thomas Hudson my�la� o wyspie jako o swoim quartier, i wr�s� w ni�, zna� swoich s�siad�w i pracowa� tak samo usilnie jak niegdy� w Pary�u, kiedy m�ody Tom by� jeszcze dzieckiem. Czasami opuszcza� wysp�, by �owi� ryby u wybrze�y Kuby albo wybra� si� w g�ry na jesieni. Ale wydzier�awi� rancz, kt�ry mia� w Montanie, bo najlepszym okresem by�o tam lato i jesie�, a teraz ch�opcy zawsze musieli jecha� do szk� na jesieni. Od czasu do czasu musia� je�dzi� do Nowego Jorku, �eby zobaczy� si� ze swoim sprzedawc�. Jednak�e teraz sprzedawca cz�ciej przyje�d�a� do niego i zabiera� obrazy na p�noc. Thomas Hudson mia� dobr� pozycj� jako malarz i by� ceniony zar�wno w Europie, jak we w�asnym kraju. Mia� regularny doch�d z dzier�awy z�� naftowych na terenach, kt�re niegdy� nale�a�y do jego dziadka. By�y to pastwiska i po ich sprzedaniu zachowa� prawa do zasob�w mineralnych. Blisko po�owa tego dochodu sz�a na alimenty, ale reszta dawa�a mu zabezpieczenie, tak �e m�g� malowa� to, co chcia�, bez �adnego komercjalnego nacisku. Pozwala�o mu to r�wnie� mieszka� tam, gdzie sobie �yczy�, i podr�owa�, kiedy mu przysz�a ochota. Powiod�o mu si� prawie we wszystkim z wyj�tkiem �ycia ma��e�skiego, cho� w gruncie rzeczy nigdy mu nie zale�a�o na powodzeniu. Zale�a�o mu na malarstwie i w�asnych dzieciach i by� wci�� jeszcze zakochany w pierwszej kobiecie, w jakiej si� kocha�. Od tamtej pory kocha� wiele kobiet i czasem kto� przyje�d�a� pomieszka� na wyspie. Potrzebowa� towarzystwa kobiet i by�y mile widziane na jaki� czas. Lubi� mie� je u siebie, niekiedy przez d�u�szy okres. Ale w ko�cu zawsze by� rad, gdy wyje�d�a�y, nawet je�eli je bardzo polubi�. Nauczy� si� nie k��ci� ju� z kobietami i tego, jak si� nie �eni�. Tych dw�ch rzeczy by�o prawie r�wnie trudno si� nauczy� jak ustatkowania i malowania w spos�b systematyczny i uporz�dkowany. Ale nauczy� si� tego i mia� nadziej�, �e trwale. Umia� malowa� od dawna i uwa�a�, �e uczy si� coraz wi�cej z ka�dym rokiem. Jednak�e trudno mu by�o ustatkowa� si� i malowa� z jak�� dyscyplin�, bo mia� w �yciu okres, kiedy by� niezdyscyplinowany. Nigdy nie by� naprawd� nieodpowiedzialny, ale bywa� niezdyscyplinowany, samolubny i bezwzgl�dny. Wiedzia� to teraz, nie tylko dlatego, �e wiele kobiet mu to powiedzia�o, ale poniewa� w ko�cu odkry� to sam. Wtedy postanowi�, �e b�dzie samolubny tylko w swoim malowaniu, bezwzgl�dny tylko w swojej pracy i �e si� zdyscyplinuje i pogodzi z dyscyplin�. Zamierza� cieszy� si� �yciem w ramach tej narzuconej sobie dyscypliny i pracowa� usilnie. A dzisiaj by� bardzo szcz�liwy, bo rano mia�y przyjecha� jego dzieci. - Panie Tom, nic pan nie chce? - zapyta� Joseph, jego s�u��cy. - Na dzisiaj pan sko�czy�, nie? Joseph by� wysoki, mia� bardzo d�ug�, bardzo czarn� twarz, du�e r�ce i du�e stopy. Mia� na sobie bia�� kurtk� i spodnie i by� boso. - Dzi�kuj� ci, Joseph. Chyba nie. - Ma�y d�in z tonikiem? - Nie. My�l�, �e p�jd� si� napi� do pana Bobby'ego. - Niech pan wypije tutaj. To taniej. Pan Bobby by� w z�ym humorze, kiedy tamt�dy przechodzi�em. M�wi, �e za du�o mieszanych drink�w. Kto� z jakiego� jachtu za��da� czego�, co si� nazywa Bia�a Lady, a on poda� butelk� tej ameryka�skiej wody mineralnej z pani� w takiej bia�ej sukni, jakby z siatki przeciwko moskitom, siedz�c� nad �r�d�em. - Chyba lepiej tam p�jd�. - Najpierw panu zmieszam jednego. Przywie�li poczt� statkiem pilota. Mo�e pan j� przeczyta� i wypi� drinka, a potem p�j�� do pana Bobby'ego. - Niech b�dzie. - To dobrze - powiedzia� Joseph. - Bo ju� go zmiesza�em. Ta poczta to chyba nic wa�nego, prosz� pana. - Gdzie jest? - Na dole, w kuchni. Zaraz przynios�. Na dw�ch listach jest pismo kobiece. Jeden z Nowego Jorku. Jeden z Palm Beach. �adne pismo. A jeden od tego pana, co sprzedaje pa�skie obrazy w Nowym Jorku. Jeszcze par�, kt�rych nie znam. - Chcesz na nie odpowiedzie� za mnie? - Owszem. Je�eli pan sobie �yczy. Jestem du�o bardziej wykszta�cony, ni� mog�em sobie na to pozwoli�. - Lepiej je przynie� na g�r�. - Dobrze, panie Tom. Jest tak�e gazeta. - Zachowaj j�, prosz�, do �niadania. Thomas Hudson siedzia�, czyta� listy i popija� ch�odny nap�j. Jeden z list�w przeczyta� powt�rnie, a potem w�o�y� je wszystkie do szuflady biurka. - Joseph - zawo�a�. - Masz wszystko przygotowane dla ch�opc�w? - Tak jest, panie Tom. I dwie dodatkowe skrzynki Coca_coli. M�ody Tom musi ju� by� wy�szy ode mnie, prawda? - Jeszcze nie. - My�li pan, �e ju� by mnie nala�? - Nie s�dz�. - Tyle razy boksowa�em si� z tym ch�opakiem w �yciu prywatnym - powiedzia� Joseph. - Ca�kiem zabawnie b�dzie m�wi� do niego pan. Pan Tom, pan David i pan Andrew. Trzy najfajniejsze cholerne ch�opaki, jakich znam. A najbardziej ci�ty jest Andy. - Taki by� od pocz�tku - rzek� Thomas Hudson. - I potem nie przesta�, oho! - powiedzia� Joseph z podziwem. - Daj im dobry przyk�ad tego lata. - Chyba pan nie chce, �ebym dawa� tym ch�opcom dobry przyk�ad. Mo�e trzy, cztery lata temu, kiedy by�em jeszcze naiwny. Ja sam si� b�d� wzorowa� na Tomie. By� w kosztownej szkole i ma dobre, kosztowne maniery. Nie mog� wygl�da� dok�adnie tak jak on. Ale mog� si� tak zachowywa�. Swobodnie, bezpo�rednio, ale grzecznie. I b�d� taki sprytny jak Dave. To najtrudniejsze. A potem si� dowiem sekretu, jak Andy robi si� taki ci�ty. - Ale nie zacznij by� tutaj ci�ty. - Nie, panie Tom, pan mnie �le zrozumia�. Ta ci�to�� to nie do domu. Chc� tego w moim �yciu prywatnym. - Mi�o b�dzie mie� ich tutaj, nie? - Prosz� pana, nie by�o czego� takiego od czasu wielkiego po�aru. Stawiam to na r�wni z Drugim Przyj�ciem. Pan pyta, czy b�dzie mi�o? Tak, prosz� pana, b�dzie mi�o. - B�dziemy musieli obmy�li� dla nich mas� rzeczy, �eby si� dobrze bawili. - Nie, prosz� pana - powiedzia� Joseph. - Powinni�my obmy�li�, jak ich ochrania� przed ich w�asnymi strasznymi pomys�ami. Eddy mo�e nam pom�c. On ich zna lepiej ode mnie. Ja jestem ich przyjacielem i to utrudnia spraw�. - Jak tam Eddy? - Popija� troch� na konto dnia urodzin kr�lowej. Jest w pierwszorz�dnej formie. - Lepiej p�jd� do pana Bobby'ego, p�ki jest w z�ym humorze. - Pyta� o pana. Je�eli by� kiedy� d�entelmen, to w�a�nie pan Bobby, i czasem ta ho�ota, co przyp�ywa na jachtach, zdziera mu nerwy. Mia� je diabelnie zdarte, jak wychodzi�em. - Co� ty tam robi�? - Poszed�em po Coca_col� i zosta�em, �eby po�wiczy� sobie kijem bilardowym. - Jaki jest st�? - Gorszy. - Zejd� na d� - powiedzia� Thomas Hudson. - Chc� wzi�� prysznic i przebra� si�. - Roz�o�y�em pana rzeczy na ��ku - powiedzia� mu Joseph. - Chce pan jeszcze jeden d�in z tonikiem? - Nie, dzi�kuj�. - Pan Roger przyp�yn�� statkiem. - Dobrze. Z�api� go. - Czy on b�dzie tu mieszka�? - Mo�liwe. - W ka�dym razie po�ciel� dla niego ��ko. - Dobrze. III Thomas Hudson wzi�� prysznic i wyszorowa� sobie g�ow� myd�em, a potem op�uka� si� k�uj�cym pr�dem ostro tryskaj�cego prysznicu. By� masywnym m�czyzn� i wygl�da� masywniej nago ni� w ubraniu. By� bardzo opalony, a w�osy mia� zja�nia�e i odbarwione od s�o�ca. Nie mia� �adnej nadwagi i sprawdziwszy stwierdzi�, �e waga wskazuje sto dziewi��dziesi�t dwa funty. "Powinienem by� pop�ywa�, zanim wzi��em prysznic - pomy�la�. - Ale p�ywa�em d�ugo dzi� rano, nim zacz��em pracowa�, i jestem teraz zm�czony. B�dzie masa p�ywania, jak przyjad� ch�opcy. I Roger te� jest tutaj. To dobrze." W�o�y� czyste szorty, star� baskijsk� koszul� i mokasyny i zszed� z domu po stoku, a potem przez furtk� w parkanie w jaskrawy blask wybielonego s�o�cem koralu Drogi Kr�lewskiej. Przed nim wyprostowany stary Murzyn w czarnej alpakowej marynarce i wyprasowanych ciemnych spodniach wyszed� z jednej ze stoj�cych wzd�u� drogi chat z nie malowanych desek, kt�r� ocienia�y dwie wysokie palmy kokosowe, i skr�ci� na drog�. Thomas Hudson dojrza� jego wspania�� czarn� twarz, kiedy skr�ca�. Zza chaty dolecia� g�os dziecka �piewaj�cego drwi�co star� angielsk� piosenk�. Wujcio Edward przyby� z Nassau,@ by cukierk�w troch� sprzeda�@ P. H. kupi� i mnie kaza�,@ takiej frajdy nic nam nie da -@ Wuj Edward obr�ci� sw� wspania�� twarz, kt�ra wygl�da�a r�wnie smutno, jak gniewnie w jasnym popo�udniowym s�o�cu. - Ja ci� znam - powiedzia�. - Nie widz� ci�, ale wiem, co� za jeden. Donios� na ciebie konstablowi. G�os dziecka rozbrzmiewa� dalej, czysty i weso�y: O, z Edwarda@ o, z Edwarda@ z Wujcia sztuka chytra, twarda,@ a cukierki jego kit.@ - Konstabl si� o tym dowie - powiedzia� Wuj Edward. - Konstabl wie, jakie kroki przedsi�wzi��. - Masz dzi� jakie zgni�e cukierki, Wuju Edwardzie? - zawo�a� ch�opak. Uwa�a�, �eby si� nie pokazywa�. - Prze�laduj� cz�owieka - powiedzia� g�o�no Wuj Edward id�c dalej. - Targaj� i niszcz� szat� jego godno�ci. O dobry Bo�e, przebacz im, bo nie wiedz�, co czyni�. Dalej przy Drodze Kr�lewskiej s�ycha� by�o inne �piewy dolatuj�ce z pokoj�w nad "Ponce de Le~on". Jaki� murzy�ski ch�opak przebieg� spiesz�c koralow� drog�. - By�a awantura, panie Tom, czy co� takiego - powiedzia�. - Jeden pan z jachtu wyrzuca� rzeczy przez okno. - Jakie rzeczy, Louis? - Co si� da�o, panie Tom. Wyrzuca� wszystko, co mu w r�ce wpad�o. Ta pani chcia�a go powstrzyma�, ale powiedzia�, �e j� te� wyrzuci. - A sk�d on jest? - Jaki� wa�ny pan z p�nocy. M�wi, �e mo�e kupi� i sprzeda� ca�� wysp�. Pewnie m�g�by j� dosta� ca�kiem tanio, je�eli dalej b�dzie tak si� rzuca�. - Czy konstabl interweniowa�? - Nie, panie Tom. Nikt jeszcze nie wezwa� konstabla. Ale wszystkim si� wydaje, �e ju� pora na niego. - Ty jeste� z nimi, Louis? Chcia�em dosta� jakie� przyn�ty na jutro. - Dobrze, przynios� panu przyn�ty. Niech pan si� o to nie martwi. Tak, jestem z nimi. Wynaj�li mnie, �ebym ich zabra� na po��w albuli dzi� rano i od tej pory jestem wci�� z nimi. Tyle �e nie �owi� albuli. Wcale nie. Chyba �e ma by� �owieniem ciskanie talerzami, fili�ankami, kubkami i krzes�ami; a za ka�dym razem jak pan Bobby przynosi mu rachunek, on go drze i m�wi panu Bobby'emu, �e jest z�odziejski dra� i �ajdak. - Z tego wygl�da, �e to trudny pan. - Panie Tom, to jest najcholerniejszy pan, jakiego kto widzia� przedtem czy potem. Kaza� mi, �ebym im �piewa�. Pan wie, �e nie umiem �piewa� tak �adnie jak Josey, ale �piewam, jak potrafi�, a czasem lepiej ni� potrafi�. Robi� co mog�. Pan wie, jak to jest. S�ysza� pan, jak �piewam. A on tylko by s�ucha� tej piosenki o mamie, co nie chce grochu ani ry�u, ani oleju kokosowego. W k�ko i w k�ko. To stara piosenka i zm�czy�a mnie, wi�c mu powiedzia�em: "Prosz� pana, ja znam nowe piosenki. Dobre piosenki. �adne piosenki. I znam te� stare, takie jak ta o �mierci Johna Jacoba Astora na "Tytaniku", kiedy go zatopi�a g�ra lodowa, i jakby pan sobie �yczy�, ch�tnie bym j� za�piewa� zamiast tego, �e ani grochu, ani ry�u. Powiedzia�em to tak grzecznie i mi�o, jak tylko mo�na. Tak jak pan wie, �e bym powiedzia�. A on na to: "S�uchaj, ty g�upi czarny draniu, ja mam wi�cej sklep�w, fabryk i gazet, ni� John Jacob Astor mia� nocnik�w do swojej, wie pan czego, i wsadz� tw�j �eb w te nocniki, jak b�dziesz pr�bowa� mi m�wi�, czego mam s�ucha�." Wtedy ta jego pani powiedzia�a: "Kochanie, czy ty naprawd� musisz by� taki niegrzeczny dla tego ch�opca? Uwa�am, �e �piewa� bardzo dobrze, i chcia�abym pos�ucha� jakich� nowych piosenek". A ten pan powiedzia�: "S�uchaj no, ty. Nie b�dziesz ich s�ucha�a, a on nie b�dzie ich �piewa�." Panie Tom, on jest dziwny pan. Ale jego pani tylko powiedzia�a: "Och, kochanie, taki jeste� trudny." Panie Tom, on jest trudniejszy ni� silnik dieslowski dla nowo narodzonej ma�py, co ledwie wysz�a z �ona matki. Przepraszam, je�eli za du�o gadam. To mnie oburzy�o. A jej by�o bardzo przykro przez niego. - No i co z nimi teraz zrobisz, Louis? - Poszed�em po per�y konchowe - odrzek�. Kiedy to m�wi�, przystan�li w cieniu palmy i Louis wydoby� z kieszeni ca�kiem czyst� chustk� i rozwin�wszy j� pokaza� kilka b�yszcz�cych, opalizuj�cych r�owo, nie przypominaj�cych per�y pere�, kt�re czasem znajduj� w muszlach krajowcy, kiedy je czyszcz�, i kt�rych �adna kobieta, jak� zna� Thomson Hudson, z wyj�tkiem kr�lowej Marii angielskiej, nigdy nie lubi�a dostawa� w podarunku. Ma si� rozumie�, Thomas Hudson nie m�g� uwa�a�, �e zna kr�low� Mari�, chyba jedynie z gazet i fotografii, i z jej sylwetki w "New Yorkerze", ale fakt, �e lubi�a per�y konchowe, dawa� mu poczucie, �e zna j� lepiej ni� wiele innych os�b, kt�re zna� od dawna. Kr�lowa Maria lubi�a per�y konchowe i wyspa obchodzi�a dzi� jej urodziny, ale obawia� si�, �e per�y niezbyt poprawi� humor towarzyszce pana. Poza tym by�o zawsze mo�liwe, i� kr�lowa Maria m�wi�a, �e je lubi, aby sprawi� przyjemno�� swoim poddanym z Wysp Bahama. Doszli do "Ponce de Le~on" i Louis powiedzia�: - Jego pani p�aka�a, panie Tom. P�aka�a okropnie. Wi�c powiedzia�em, �e mo�e p�jd� do Roya i przynios� troch� tych pere�, �eby sobie obejrza�a. - Powinny sprawi� jej wielk� rado�� - rzek� Thomas Hudson. - Je�eli lubi takie per�y. - Mam nadziej�. W�a�nie je tam nios�. Thomas Hudson wszed� do baru, gdzie by�o ch�odno i prawie ciemno po blasku koralowej drogi, i zam�wi� d�in z tonikiem i kawa�kiem sk�rki limony w szklance oraz kilkoma kroplami angostury. Za barem sta� pan Bobby z gro�n� min�. Czterech m�odych Murzyn�w gra�o w bilard, od czasu do czasu podnosz�c st�, �eby zrobi� trudny karambol. Na g�rze umilk� �piew i w sali by�o bardzo cicho, rozlega� si� tylko stukot bil. Przy barze stali dwaj cz�onkowie za�ogi jachtu, kt�ry by� przycumowany do nadbrze�a, i kiedy oczy Thomsona Hudsona przywyk�y do p�mroku, poczu�, �e jest tu �wie�o i przyjemnie. Z g�ry zszed� Louis. - Ten pan �pi - powiedzia�. - Zostawi�em per�y jego pani. Ogl�da je i p�acze. Thomas Hudson zauwa�y�, �e dwaj marynarze z jachtu wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli. Sta� trzymaj�c wysok� szklank� z przyjemnie gorzkawym napojem, popr�bowa� pierwszego �yku i to mu przypomnia�o Tang�, Mombas� i Lamu, i ca�e tamto wybrze�e, i nagle poczu� t�sknot� do Afryki. Oto tu siedzi na wyspie, kiedy r�wnie dobrze m�g�by by� w Afryce. "Psiakrew - pomy�la�. - Zawsze mog� tam pojecha�. Gdziekolwiek si� jest, trzeba to stworzy� w sobie. Tutaj idzie ci to ca�kiem dobrze." - Tom, czy tobie to naprawd� smakuje? - zapyta� go Bobby. - Jasne. Inaczej bym nie pi�. - Raz przez pomy�k� otworzy�em butelk� i smakowa�o jak chinina. - Bo w tym jest chinina. - Ludzie ca�kiem powariowali - rzek� Bobby. - Cz�owiek mo�e pi�, co chce. Ma na to pieni�dze. Powinien sprawia� sobie przyjemno��, a psuje porz�dny d�in dolewaj�c do niego jaki� tam hinduski nap�j, w kt�rym jest chinina. - Mnie to smakuje. Lubi� smak chininy ze sk�rk� limony. My�l�, �e to jakby otwiera pory �o��dka czy co�. Podkr�ca mnie bardziej ni� jakikolwiek inny nap�j z d�inem. Mam po tym dobre samopoczucie. - Wiem. Picie zawsze ci daje dobre samopoczucie. A ja si� po tym czuj� parszywie. Gdzie Roger? Roger by� przyjacielem Thomasa Hudsona i mia� chat� ryback� dalej na wyspie. - Powinien tu by� nied�ugo. Zjemy co� z Johnnym Goodnerem. - Nie pojmuj�, po co tacy ludzie jak ty, Roger Davis i Johnny Goodner, kt�rzy co� w �yciu widzieli, siedz� na tej wyspie. - To dobra wyspa. Sam tutaj siedzisz, nie? - Ja siedz�, �eby zarabia� na �ycie. - M�g�by� zarabia� na �ycie w Nassau. - Do cholery z Nassau. Tu jest zabawniej. To dobra wyspa do zabawy. I ju� tu zrobili kup� forsy. - Lubi� tu mieszka�. - Jasne - powiedzia� Bobby. - Ja te�. Wiesz o tym. Je�eli mog� zarabia� na �ycie. Ty ci�gle sprzedajesz te swoje obrazy? - Teraz id� ca�kiem dobrze. - �e te� ludzie p�ac� za portrety Wuja Edwarda. Obrazy, na kt�rych s� Murzyni w wodzie. Murzyni na l�dzie. Murzyni w �odziach. �odzie ��wiowe. �odzie g�bkowe. Wzbieraj�ce szkwa�y. Tr�by wodne. Rozbite szkunery. Szkunery w budowie. Wszystko to, co mog� ogl�da� za darmo. Naprawd� je kupuj�? - Jasne, �e kupuj�. Raz na rok urz�dza si� wystaw� w Nowym Jorku i sprzedaje obrazy. - Z licytacji? - Nie. Sprzedawca, kt�ry je wystawia, naznacza na nie cen�. Ludzie je kupuj�. Od czasu do czasu kt�re� kupuj� muzea. - Nie mo�esz sam ich sprzedawa�? - Oczywi�cie. - Ja bym ch�tnie kupi� tak� tr�b� wodn� - powiedzia� Bobby. - Tak� cholernie du�� tr�b� wodn�. Czarn� jak diabli. Albo lepiej dwie tr�by, co id� z rykiem po p�yciznach i robi� taki ha�as, �e si� g�uchnie. Wsysaj� ca�� wod� po drodze i strasz� cz�owieka na �mier�. I �ebym ja tam by�, jak �owi� g�bki w dinghy i nic nie mog� poradzi�. Tr�ba wydmuchuje mi wodowskaz z r�ki. O ma�o nie wyssie dinghy z wody. Taka cholerna tr�ba wodna. Ile by to kosztowa�o? M�g�bym to zawiesi� tutaj. Albo w domu, je�eliby nie spietra�o mojej starej na �mier�. - Zale�y, jakie by�oby du�e. - Zr�b takie du�e, jakie chcesz - powiedzia� Bobby wspania�omy�lnie. - Taki obraz nie mo�e by� nigdy za du�y. Wsad� tam trzy tr�by wodne. Widzia�em kiedy� przy wyspie Andros trzy tr�by wodne bli�ej ni� przez ten pok�j. Si�ga�y a� do samego nieba i jedna wessa�a ��d� po�awiacza g�bek, a kiedy ta ��d� spad�a, motor wylecia� na wylot przez kad�ub. - Kosztowa�oby tylko tyle co p��tno - powiedzia� Thomas Hudson. - Policzy�bym tylko za p��tno. - Rany boskie, to we� du�e p��tno - rzek� Bobby. - Namalujemy takie tr�by wodne, �e wystrasz� ludzi z tego baru i z ca�ej cholernej wyspy. By� przej�ty rozmachem projektu, lecz jego mo�liwo�ci dopiero mu si� zarysowywa�y. - Tom, ch�opie, my�lisz, �e potrafi�by� namalowa� ca�y huragan? W samym oku burzy, kiedy ju� si� wydmucha� z jednej strony i ucich�, i w�a�nie zaczyna z drugiej? Wsadzi� tam wszystko, od Murzyn�w poprzywi�zywanych do palm kokosowych, a� po statki wyrzucane podmuchem na wysp�. I rozpadaj�cy si� du�y hotel. Czterocalowe belki lataj�ce w powietrzu jak lance i martwe pelikany niesione wiatrem, jak gdyby by�y kroplami deszczu. Trzeba by pokaza�, �e barometr spad� do dwudziestu siedmiu, a szybko�ci wiatru nie da si� zmierzy�. I fale za�amuj�ce si� na �awicy, kt�ra jest dziesi�� s��ni pod wod�, i ksi�yc wychodz�cy w oku burzy. Da� fal� przyp�ywu, kt�ra nadchodzi i zalewa wszystko, co �yje. Zdmuchni�te do morza kobiety, z kt�rych wiatr zerwa� suknie. Martwych Murzyn�w p�ywaj�cych wsz�dzie i lataj�cych w powietrzu... - To strasznie du�e p��tno - powiedzia� Thomas Hudson. - Cholera z p��tnem! - odpar� Bobby. - Wezm� grot�agiel ze szkunera. Namalujemy najwspanialsze cholerne obrazy na �wiecie i przejdziemy do historii. A ty malowa�e� tylko te proste, ma�e obrazki. - Zaczn� od tr�b wodnych - powiedzia� Thomas Hudson. - Niech b�dzie - rzek� Bobby, niech�tnie wyrzekaj�c si� wielkiego projektu. - S�usznie. Ale jak Boga kocham, mo�emy zrobi� jakie� wielkie obrazy z nasz� znajomo�ci� rzeczy i z t� praktyk�, kt�r� ju� masz. - Zabior� si� jutro do tr�b wodnych. - Dobra - powiedzia� Bobby. - To na pocz�tek. Ale, jak mi B�g mi�y, chcia�bym, �eby�my te� namalowali ten huragan. Czy kto� kiedy namalowa� zatoni�cie "Tytanika"? - Nie na jak�� naprawd� du�� skal�. - Mogliby�my to namalowa�. To jest temat, kt�ry zawsze przemawia� do mojej wyobra�ni. Mo�na by tam pokaza� ch��d g�ry lodowej odp�ywaj�cej, kiedy w ni� uderzyli. Namalowa� ca�o�� w g�stej mgle. Da� wszystkie szczeg�y. Tego m�czyzn�, co wsiad� do �odzi razem z kobietami, bo my�la�, �e m�g�by pom�c, bo zna� si� na jachtach. Namalowa� go jak �ywego, kiedy wsiada do �odzi depcz�c po kobietach. On mi przypomina tego go�cia, kt�rego teraz mamy tu na pi�trze. Mo�e by� poszed� na g�r� i narysowa� go, p�ki �pi, i wykorzysta� do obrazu? - My�l�, �e lepiej, aby�my zacz�li od tr�b wodnych. - Tom, ja chc�, �eby� ty by� wielkim malarzem - powiedzia� Bobby. - Zostaw te wszystkie drobiazgi. Po prostu si� marnowa�e�. Przecie� naszkicowali�my tu sobie wsp�lnie trzy obrazy w nieca�e p� godziny, a jeszcze nawet nie zacz��em czerpa� z mojej wyobra�ni. A co� ty robi� do tej pory? Malowa�e� Murzyna odwracaj�cego ��wia na pla�y. Nawet nie zielonego. Zwyk�ego ��wia. Albo dw�ch Murzyn�w w cz�nie tarmosz�cych si� z kup� homar�w. Zmarnowa�e� �ycie, cz�owieku. Przerwa� i �ykn�� jednego szybkiego spod lady. - To si� nie liczy - powiedzia�. - Nie widzia�e�, �ebym co� pi�. S�uchaj, Tom, to s� trzy wspania�e obrazy. Wielkie obrazy. �wiatowej miary. Mog�yby wisie� w Pa�acu Kryszta�owym obok arcydzie� wszystkich czas�w. Tyle �e ten pierwszy to naturalnie drobny temat. Ale jeszcze�my nie zacz�li. Nie ma powodu, �eby�my nie mogli namalowa� takiego, kt�ry przeskoczy wszystko. Co o tym my�lisz? �ykn�� bardzo szybkiego. - O czym? Pochyli� si� nad barem, �eby inni nie s�yszeli. - Nie �am si� - powiedzia�. - Niech ci� nie peszy ten rozmach. Trzeba mie� wyobra�ni�, Tom. Mo�emy namalowa� koniec �wiata. - Przerwa�. - Naturalnej wielko�ci. - Piekielny obraz - powiedzia� Thomas Hudson. - Nie. Jeszcze przed piek�em. Piek�o dopiero si� otwiera. Rollerzy * roluj� w tym swoim ko�ciele na skarpie i wszyscy gadaj� nieznanymi j�zykami. A diabe� d�ga ich wid�ami i �aduje na w�zek. Krzycz�, j�cz� i wzywaj� Jehow�. Wsz�dzie le�� plackiem Murzyni, a w�gorze, kraby i morskie paj�ki �a�� doko�a i po ich cia�ach. I jest taka wielka, otwarta jakby �adownia, i diab�y taszcz� do niej Murzyn�w i duchownych, i roller�w, i wszystkich, i ci tam znikaj�. Doko�a ca�ej wyspy podnosi si� woda i rekiny_m�oty, rekiny makrelowe, rekiny tygrysie i rekiny p�askonose p�ywaj� w k�ko i w k�ko i z�eraj� tych, co pr�buj� odp�yn��, �eby ich nie zepchn�li wid�ami do tej wielkiej otwartej �adowni, z kt�rej podnosi si� para. Moczymordy gol� ostatnie �yki i lej� diab��w butelkami. Ale diab�y przygwa�d�aj� ich wid�ami albo te� poch�ania ich wzbieraj�ce morze, w kt�rym s� teraz �ar�acze wielorybie, wielkie bia�e rekiny, szablogrzbiety i inne ogromne ryby, kt�re kr��� dooko�a tego miejsca, gdzie du�e rekiny szarpi� tych ludzi w wodzie. Wierzcho�ek wyspy obsiad�y psy i koty, a diab�y te� je sp�dzaj� wid�ami, psy si� kul� i wyj�, koty uciekaj� i drapi� diab��w pazurami, sier�� maj� zje�on� i w ko�cu uciekaj� do morza i p�yn� co si�. Czasem capnie kt�rego� rekin i wida�, jak kot idzie pod wod�. Ale na og� odp�ywaj� dalej. Sekta religijna. Z �adowni zaczyna si� dobywa� okrutne gor�co i diab�y musz� wlec do niej ludzi, bo sobie po�ama�y wid�y pr�buj�c zagna� niekt�rych duchownych. W �rodku obrazu stoimy ty i ja i obserwujemy to wszystko ze spokojem. Ty robisz notatki, a ja si� pokrzepiam butelk� i co chwila daj� ci te� �ykn��. Od czasu do czasu przebiega ko�o nas jaki� diabe�, ca�y spocony z wysi�ku, wlok�c grubego duchownego, kt�ry pr�buje czepia� si� piasku paluchami, �eby go nie wepchn�li do tej dziury, i drze si� do Jehowy, i ten diabe� powiada: "Bardzo przepraszam, panie Tom. Bardzo przepraszam, panie Bobby. Ogromnie dzi� jeste�my zaj�ci." Cz�stuj� diab�a trunkiem, kiedy nas mija spocony i ubrany wracaj�c do innego duchownego, a on m�wi: "Nie, dzi�kuj�, panie Bobby. Nigdy nie bior� tego do ust podczas pracy." To mo�e by� cholerny obraz, Tom, je�eli potrafimy odda� w nim ca�y ten ruch i rozmach. - Wydaje mi si�, �e na dzisiaj mamy naszkicowane mniej wi�cej wszystko, czemu potrafimy podo�a�. - Chyba masz racj�, jak Boga kocham - powiedzia� Bobby. - Od szkicowania takiego obrazu w gardle mi zasch�o. - By� cz�owiek nazwiskiem Bosch, kt�ry umia� nie�le malowa� w tym stylu. - Ten od magneto? - Nie. Hieronymus Bosch. Stary wyga. Bardzo dobry Pieter Bruegel tak�e nad tym pracowa�. - Te� stary wyga? - Bardzo stary. Bardzo dobry. Podoba�by ci si�. - A, do licha - powiedzia� Bobby. - �adne stary wyga nas nie przeskoczy. Pr�cz tego �wiat si� jeszcze nie sko�czy�, wi�c sk�d on, do cholery, mo�e wiedzie� o tym wi�cej ni� my? - Ci�ko by�oby go pobi�. - Nic ci nie wierz� - rzek� Bobby. - Mamy obraz, kt�ry by mu odebra� chleb. - Mo�e tak jeszcze jednego? - O, psiakrew. Zapominam, �e tu jest bar. Bo�e, b�ogos�aw Kr�lowej, Tom. Zapomnieli�my, co to za dzie�. No, bierz jednego na m�j koszt, to wypijemy jej zdrowie. Nala� sobie kieliszek rumu i poda� Thomasowi Hudsonowi butelk� ��tego d�inu Bootha, par� plasterk�w limony na talerzyku, n� oraz flaszk� indyjskiego toniku Schweppesa. - Sam sobie zr�b tego cholernego drinka. Do diab�a z tymi frymu�nymi napojami. Kiedy Thomas Hudson zmiesza� drinka i doda� kilka kropel angostury z butelki, kt�ra mia�a kawa�ek pi�ra mewy w korku, podni�s� szklank� i rozejrza� si� po barze. - Co, panowie pijecie? Powiedzcie, je�eli to co� prostego. - Psi �eb - odrzek� jeden z marynarzy. - B�dzie Psi �eb - powiedzia� Bobby i si�gn�wszy do lod�wki poda� im dwie butelki zimnego piwa. - Szklanek brakuje. Pijacy ca�y dzie� je wyrzucali. Wszyscy maj� co wypi�? Panowie, zdrowie kr�lowej. Nie s�dz�, �eby ta wyspa bardzo jej si� spodoba�a, i nie jestem pewien, czy prowodzi�oby jej si� tutaj socjalnie dobrze. Ale, panowie, zdrowie kr�lowej. Niech B�g jej b�ogos�awi. Wszyscy wypili jej zdrowie. - To musi by� wspania�a kobieta - powiedzia� Bobby. - Jak dla mnie, troch� za sztywna. Osobi�cie zawsze mia�em s�abo�� do kr�lowej Aleksandry. Pi�kny typ. Ale postaramy si� w pe�ni uczci� urodziny kr�lowej. To ma�a wyspa, ale patriotyczna. Jeden go�� st�d poszed� na ostatni� wojn� i r�k� mu odstrzelili. Nie mo�na ju� by� bardziej patriotycznym. - Jak pan m�wi�, �e czyje to urodziny? - zapyta� jeden z marynarzy. - Kr�lowej Marii angielskiej - odrzek� Bobby. - Matki obecnego kr�la i cesarza. - To ta, od kt�rej jest nazwany statek "Queen Mary", nie? - zapyta� drugi marynarz. - Tom - powiedzia� Bobby. - My dwaj wypijemy nast�pny toast sami. IV Zrobi�o si� ju� ciemno i wia�a bryza, wi�c nie by�o komar�w ani mustyk�w, i wszystkie �odzie ju� wr�ci�y podci�gaj�c wysi�gniki, gdy przechodzi�y kana�em, i teraz sta�y przycumowane u trzech nabrze�y, kt�re wybiega�y od pla�y w g��b portu. Odp�yw nast�powa� pr�dko i latarnie �odzi b�yszcza�y na wodzie, kt�ra zielenia�a w �wietle i odp�ywa�a tak szybko, a� zasysa�a o pale nabrze�y i k��bi�a si� u rufy du�ego jachtu wycieczkowego, na kt�rym siedzieli. Wzd�u� jego burty, w wodzie, gdzie odblask �wiat�a bieg� od kad�uba jachtu ku nie pomalowanym palom nabrze�a, na kt�rych stare opony od samochod�w i ci�ar�wek by�y porozwieszane jako odbijacze, tworz�c czarne pier�cienie w ciemno�ciach pod ska��, zwabione �wiat�em belony utrzymywa�y si� w pr�dzie. Cienkie i d�ugie, pol�niewaj�ce zielono jak woda, poruszaj�c jedynie ogonami, nie �erowa�y ani nie igra�y, tylko trwa�y tam, zafascynowane �wiat�em. Jacht Johnny'ego Goodnera, "Narwal", na kt�rym czekali na Rogera Davisa, by� ustawiony dziobem do fali odp�ywu, a za nim, przy tej samej pochylni, sta� przycumowany rufa w ruf� jacht tych turyst�w, co byli przez ca�y dzie� u Bobby'ego. Johnny Goodner siedzia� na krze�le na rufie, z nogami na drugim krzese�ku, cocktailem Tom Collins w prawej r�ce i d�ug�, zielon� meksyka�sk� papryk� w lewej. - To cudowne - powiedzia�. - Jak ugryz� cho� ma�y kawa�ek, mam ogie� w g�bie i ch�odz� go tym. Ugryz� pierwszy kawa�ek, prze�kn��, chuchn�� "uff!" przez zwini�ty j�zyk i wypi� du�y �yk. Jego gruba dolna warga zwil�y�a w�sk�, irlandzk� g�rn� warg� i u�miechn�� si� swymi szarymi oczyma. K�ciki ust mia� podci�te do g�ry, tote� zawsze wygl�da� tak, jakby mia� si� u�miechn�� albo dopiero co si� u�miecha�, ale jego usta m�wi�y o nim bardzo niewiele, je�eli si� nie zauwa�y�o w�sko�ci g�rnej wargi. Obserwowa� nale�a�o jego oczy. By� wzrostu i budowy boksera wagi �redniej, kt�ry nieco przyty�, ale wydwa� si� w dobrej formie, tak jak siedzia� odpr�ony, a w�a�nie wtedy wygl�da �le kto�, kto jest naprawd� w formie. Twarz mia� opalon�, ale sk�ra �uszczy�a mu si� na nosie i na wysokim czole pod cofaj�c� si� lini� w�os�w. Na brodzie mia� blizn�, kt�r� mo�na by wzi�� za do�eczek, gdyby by�a troch� bli�ej �rodka, a grzbiet nosa ledwie dostrzegalnie sp�aszczony. Nie by� to nos p�aski. Po prostu wygl�da� tak, jakby go wykona� nowoczesny rze�biarz, kt�ry pracowa� bezpo�rednio w kamieniu i od�upa� troszeczk� za du�y okruch. - Tom, nicponiu jeden, co porabia�e�? - Pracowa�em do�� systematycznie. - Akurat - powiedzia� i znow