2110

Szczegóły
Tytuł 2110
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2110 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2110 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2110 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Katherine Stone HAPPYEND Przek�ad Marta Dmitnik ANBER Tytu� orygina�u HAPPY ENDINGS Redakcja stylistyczna EUGENIUSZ MELECH Redakcja techniczna ANNA BONIS�AWSKA Korekta URSZULA KARCZEWSKA Ilustracja na ok�adce MARAIS CAUSSEN Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad O AMBER Informacje o nowo�ciach w ksi��kach Wydawnictwa AMBER oraz mo�liwo�� zam�wienia mo�ecie Pa�stwo znale�� na stronie Intemetu http://www.amber.supermedia.pl Copyright (c) 1994 by Katherine Stone Ali rights reserved For the Polish edition (c) Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 2000 ISBN 83-7245-268-7 1 Century City, Kalifornia Pi�tek, 10 marca Kocha� ci�, Raven? Kocha� ciebie? To jakby kocha� lodowiec. Nie, lodowiec by z czasem roztaja�. Ale nie ty..." Brz�czek interkomu na jej biurku przerwa� bolesne wspomnienie okrutnych s��w Michaela. Na szcz�cie i we w�a�ciwym momencie, pomy�la�a Raven, zmuszona do porzucenia rozwa�a� o przesz�o�ci i do skupienia si� na tera�niejszo�ci. By�a w pracy. Absolutnie nic nie usprawiedliwia�o tego, �e pozwala�a, aby jej my�li dryfowa�y od tera�niejszo�ci do czasu minionego, od spraw zawodowych do osobistych. W elegancko urz�dzonym biurze, zawieszonym symbolicznie ponad Alej� Gwiazd, by�a t� s�awn� Raven Winter - doradc� gwiazd. Pomy�la�a ponuro, �e w pracy mia�a by� w�a�nie zimnym, nieust�pliwym, pozbawionym serca lodowcem, o co z takim okrucie�stwem oskar�a� j� Michael. Wzi�a g��boki oddech, zanim nacisn�a guzik interkomu. Mo�e wielki haust powietrza z pokoju, w kt�rym przeprowadza�a pertraktacje w sprawach wielomilionowych um�w, pozwoli zapomnie� o b�lu. - S�ucham? Czu�a niepewno�� w swoim g�osie. Przys�uchuj�c si� s�owom sekretarki, jeszcze raz g��boko odetchn�a. - Barbara Randall na linii pierwszej. Kierowniczka dzia�u kontrakt�w nowojorskiego wydawnictwa nie musia�a si� przedstawia�. Barbara, tak�e prawniczka, by�a osob�, z kt�r� Raven mia�a do czynienia, kiedy klient - kt�ry� z najwi�kszych hollywoodzkich producent�w, re�yser�w lub aktor�w - chcia� kupi� prawa do sfilmowania ksi��ki, wydanej przez jej firm�. Zwykle to Raven inicjowa�a rozmowy, ale tym razem dzwoni�a Barbara, prawdopodobnie w sprawie ksi��ki, kt�ra dopiero mia�a si� ukaza�. Raven podzi�kowa�a sekretarce, wzi�a kolejny g��boki oddech i wcisn�a pulsuj�cy przycisk na telefonie. - Dzie� dobry, Barbaro. Poczu�a ulg�; jej g�os znowu brzmia� normalnie: entuzjastycznie i zarazem ch�odno, przyja�nie i profesjonalnie. A przede wszystkim wyczuwa�o si� w nim pewno�� siebie. - Dzie� dobry, Raven. Dzwoni� w sprawie Dar�w mi�o�ci. Raven wyczu�a w g�osie, kt�ry wita� j� z drugiej strony kontynentu, niepewno��, r�wnie nietypow� dla Barbary Randall, jak dla Raven Winter. Tak jak Raven Barbara by�a arbitralnym negocjatorem, ekspertem w rozgrywaniu partii szach�w, w kt�rych ka�dy pionek wart by� miliony, a zmierzano nie do pokonania przeciwnika, lecz do remisu. Pertraktacje w sprawie Dar�w mi�o�ci by�y twarde, ale w ko�cu ka�da ze stron osi�gn�a wszystko, co mog�a - i ust�pi�a na tyle, na ile musia�a. Kiedy osi�gni�to mo�liwie najlepsze porozumienie, zosta� podpisany kontrakt. Jason Cole uzyska� wy��czne prawo do zrobienia filmu opartego na tym bestsellerze. - S� jakie� problemy, Barbaro? - Chyba nie. Mam nadziej�, �e nie. W�a�nie dzwoni�a Lauren Sinclair. Pocz�tkowo, kiedy wydawnictwo poinformowa�o j� o umowie, by�a zadowolona, �e jej ksi��k� wybra� w�a�nie Jason Cole. Kto m�g�by by� lepszy? Ale teraz ma w�tpliwo�ci. Niepokoi si�, �e on zechce wprowadzi� jakie� zmiany. - Ma do tego prawo. S�dzi�am, �e o prawach do filmowania decyduje wydawnictwo, a nie pani Sinclair. - To prawda, ale zawarli�my kontrakt bez porozumienia z ni�. To by� m�j b��d. Rzecz jasna, wcale nie musieli�my si� z ni� konsultowa� i, szczerze m�wi�c, nie przysz�o mi to nawet do g�owy. - Raven us�ysza�a, �e Barbara nabiera powietrza, jak gdyby mia�a nadziej�, �e zaczerpnie pewno�ci siebie i wraz z wydechem pozb�dzie si� niepokoju. Nie ca�kiem jej si� to uda�o. -Wiem, �e to sko�czona sprawa. Dzwoni�, �eby dowiedzie� si�, czy istniej� jakie� kwestie sporne. - Chcesz, �ebym spyta�a Jasona, czy zamierza wprowadzi� zmiany? - Zrobi�aby� to? Sama wiele razy pr�bowa�am si� do niego dodzwoni� w ci�gu ostatnich pi�ciu dni, ale nic mi z tego nie wychodzi�o, jakbym stale napotyka�a jak�� kamienn� �cian�. Na ustach Raven pojawi� si� lekki u�miech. Jason Cole nie by� w�a�cicielem studia Gold Star. W gruncie rzeczy dzi�ki wynegocjowanej przez ni� umowie na cztery filmy, wartej setki milion�w, mo�na by twierdzi�, �e to Jason nale�y do Gold Star. Niemniej jednak, gdy ten aktor, zdobywca Oscar�w (zdobywa� je tak�e, gdy sta� si� scenarzyst� i re�yserem) pojawia� si� w studiu, ka�dy, kto podnosi� s�uchawk�, zdawa� sobie spraw�, �e musi surowo "prze�wietla�" wszystkie telefony do Jasona. Na wi�kszo�� telefon�w, nawet od najs�ynniejszych gwiazd Hollywood, nigdy nie odpowiadano, a osoby obce zawsze by�y ignorowane. Ale Raven Winter zawsze ��czono z Jasonem Coleem - i to bezzw�ocznie. - Z przyjemno�ci� porozmawiam z Jasonem, Barbaro. Ale mo�e jeszcze nie mie� �adnych plan�w co do Dar�w mi�o�ci. W�a�nie ko�czy montowa� Szmer fal, za trzy tygodnie pojedzie do Hongkongu, gdzie przez dwa miesi�ce b�dzie kr�ci� sceny plenerowe do Nefrytowego pa�acu, a potem czeka go jeszcze jeden film przed Darami mi�o�ci. - Mo�e wi�c up�yn�� sporo czasu, zanim zdo�am uspokoi� Lauren Sinclair. - Tak. - Raven nie zamierza�a upi�ksza� prawdy, cho� mog�a to zrobi�. By� mo�e nigdy nie dojdzie do tego "uspokojenia". O ile zna�a Jasona, m�g� chcie� wprowadzi� zmiany. - Ale spr�buj� porozmawia�. Czy co� j� konkretnie niepokoi, mo�e podejrzewa, co Jason chcia�by zmieni�? - Czyta�a� t� ksi��k�? Oczywi�cie, �e nie, pomy�la�a Raven, bez najmniejszego poczucia winy czy ch�ci usprawiedliwienia si�. By�a prawnikiem, nie agentem literackim. W��cza�a si� do dzia�ania wtedy, gdy praca agenta - omawianie pomys��w, sposobu narracji, ocena jako�ci dzia�ania - by�a zako�czona i obie strony chcia�y zawrze� umow�. Zadaniem Raven by�o wynegocjowanie ceny umowy, a potem opracowanie kontraktu. Nie zna�a Dar�w mi�o�ci, ale czyta�a kilka entuzjastycznych recenzji. T�em tej ksi��ki o mi�o�ci by�a wojna w Wietnamie. Krytycy por�wnywali panoram� i �adunek emocjonalny powie�ci do klasycznych sag wojennych: Przemin�o z wiatrem, Casablanki i Doktora �ywago. I nawet ci, kt�rzy woleli niepokoje i udr�ki typowe dla "prawdziwej" literatury, wynosili Dary mi�o�ci pod niebiosa pomimo ich szcz�liwego zako�czenia. Raven nie mia�a w�tpliwo�ci, �e to naprawd� wspania�a ksi��ka, co nie znaczy�o, �eby chcia�a j� przeczyta�. To w gruncie rzeczy romans. A Raven Winter nie czytywa�a romans�w. Mo�e powinna? Nie, od tego nie b�dzie lepsza w swoim zawodzie. Raven Winter, doradca prawny, nie mog�a by� ju� lepsza. Wiedzia�a o tym dobrze, ale ten wewn�trzny g�os przypomina� o wszystkich jej przegranych i wszystkich jej wadach. - Nie czyta�am - przyzna�a cicho. - Ale znam troch� tre��. Akcja toczy si� w Wietnamie, jest to historia mi�o�ci pomi�dzy �o�nierzem i lekark� chirurgiem. - Samem i Savannah - uzupe�ni�a Barbara. Najwyra�niej nie tylko czyta�a powie��, ale -jak miliony czytelnik�w - widzia�a w nich co� wi�cej ni� fikcyjne postaci. Sam i Savannah tak jak Rhett i Scarlett, Jurij i Lara, lisa i Rick byli istotami mitycznymi, legendarnymi, nie zapomnianymi. Zakochali si� w sobie, a potem musieli si� rozsta�. Odnale�li si� na kr�tko przed tym, jak Savannah urodzi�a ich c�rk�. W ksi��ce dziecko prze�y�o, ale Lauren boi si�, �e w filmie b�dzie inaczej, �e Jason zechce zmieni� to szcz�liwe zako�czenie na bardziej smutne. - W porz�dku. Zadzwoni� do Jasona i spr�buj� si� czego� dowiedzie�. -Raven zerkn�a na z�oty, wysadzany brylantami zegarek, kt�ry nosi�a na szczup�ej r�ce. Za pi�tna�cie czwarta, czyli za pi�tna�cie sz�sta w Nowym Jorku. - Prawdopodobnie ko�czysz ju� prac�. - U�wiadomi�a sobie, �e to pi�tek, i doda�a: - W�a�ciwie ko�czysz tydzie� roboczy. - Tak. Ale poczekam tu, dop�ki nie zadzwonisz. Raven by�a z�a na autork� bestsellera. Dlaczego nie mo�na zmieni� zako�czenia na bardziej autentyczne? Czy Lauren Sinclair spad�a z innej planety? Co to za nieprawdopodobny �wiat Sama i Savannah? A mo�e �ycie pisarki by�o naprawd� tak cudowne, jej romanse niczym nie splamione, nieskazitelnie szcz�liwe, zachwycaj�co doskona�e? Czy nikt nigdy nie powiedzia� do Lauren Sinclair: "Kocha� ci�, Lauren? Kocha� ciebie?". - To troch� potrwa, zanim skontaktuj� si� z Jasonem, wi�c mo�e ja zadzwoni� do pani Sinclair? - Mam bilety do Metropolitan Opera - szepn�a Barbara. - Naprawd� nie b�dziesz mia�a nic przeciwko temu? - Oczywi�cie, �e nie. - Nie b�dzie mia�a nic przeciwko temu, by powiedzie� pani Lauren Sinclair, �e mi�o�� nie zawsze ko�czy si� szcz�liwie. - A je�li nie uda mi si� dzisiaj z�apa� Jasona, to te� j� o tym zawiadomi�. - Wspaniale. Bardzo ci dzi�kuj�. Zaraz do niej zadzwoni� i powiem jej, �e si� z ni� skontaktujesz. Barbara poda�a numer Lauren Sinclair. Raven powt�rzy�a go na wszelki wypadek. - Co to za kierunek, dziewi��set siedem? - Kodiak, na Alasce. - Musi zrobi� kawa� drogi, gdy wybiera si� na promocj� ksi��ek. - Nigdy tego nie robi. Jest nasz� najbardziej kasow� autork�, ale nigdy nie by�a nawet w Nowym Jorku, a tym bardziej gdzie indziej. Nikt z nas jej nie widzia�, nie mamy nawet fotografii na ok�adk�. Raven �ci�gn�a brwi. To by�o zadziwiaj�ce. Stworzy�a sobie bardzo wyra�ny obraz autorki romans�w, kt�ra mia�a tyle tupetu, by pisa� szcz�liwe zako�czenia, a teraz chce dyktowa� Jasonowi Coleowi, jak ma robi� filmy. By�a to ol�niewaj�ca wizja kobiety czaruj�cej, a zarazem chorobliwie ��dnej s�awy, spodziewaj�cej si�, �e zawsze b�d� jej roz�cie�a� pod nogami czerwony aksamitny chodnik. 10 Raven wyobrazi�a j� sobie jako utalentowan�, a zarazem skupion� wy��cznie na sobie primadonn�. Nie spodziewa�a si� pustelnicy. - Masz idealne wyczucie - powiedzia�a kilka minut p�niej Greta, sekretarka Jasona. - W�a�nie pojawi� si� tu po raz pierwszy od tygodnia. - By� w monta�owni. - I nie wychodzi� z niej przez ca�y czas. Poczekaj chwil�, prze��cz� ci�. Raven czeka�a, a� odezwie si� uwodzicielski g�os najbardziej seksownego m�czyzny Hollywood i zastanawia�a si�, jak mo�e wygl�da� w tej chwili Jason. Chyba ma na sobie czarny podkoszulek, wyblak�e d�insy i znoszone kowbojskie buty. Podkoszulek i spodnie s� lu�ne, ale i tak rzuca si� w oczy zmys�owo��, pe�na wdzi�ku si�a jego szczup�ego cia�a. G�ste, ciemne w�osy s� zmierzwione, przystojna twarz - nie ogolona, a pod ciemnoniebieskimi oczami wida� si�ce. Ale w kobaltowej g��bi oczu nie ma zm�czenia. Przeciwnie, s� pe�ne energii, b�yszcz�ce �ywym ogniem zadowolenia. Kr�tko m�wi�c, Jason Cole wygl�da jak m�czyzna nasycony, ale nie wyczerpany bezsennymi nocami sp�dzonymi na zaspokajaniu nami�tno�ci. W Hollywood jest pe�no pi�knych kobiet, kt�re ogl�da�y Jasona po takiej nocy. Jednak ostatnio Jason ca�� nami�tno�� kierowa� wy��cznie na sw�j film. - Cze��, Raven. - Cze��. Jak tam Szmer fali! - Jako tako. Trzeba jeszcze sporo cierpliwo�ci. Raven pomy�la�a, �e on nie nale�y do ludzi cierpliwych. W ka�dym razie tak twierdzi�o wiele z porzuconych kochanek Jasona. Oczywi�cie nie by� niecierpliwy w ��ku, poprawia�y si� szybko. Traci� spok�j, gdy w gr� wchodzi�y inne aspekty zwi�zku. Nie chcia� po�wi�ca� mu koniecznego czasu. Jason nie mia� cierpliwo�ci do wi�zi damsko-m�skich, do niekompetencji, do przed�u�aj�cych si� negocjacji. Ale mia� niesko�czone zasoby cierpliwo�ci, kiedy chodzi�o film, urzeczywistnienie wizji, w kt�r� wierzy� - zawsze wspania��, zawsze przekraczaj�c� to, co mogli wyobrazi� sobie inni. Mo�e Jason po prostu nie ma takich wspania�ych wizji, je�li chodzi o zwi�zki z kobietami. Raven, najkr�cej jak mog�a, wyja�ni�a mu, dlaczego dzwoni. Na zako�czenie doda�a: - Bohaterka ksi��ki... Savannah, w ko�cu rodzi pani Sinclair obawia si�, i� zechcesz u�mierci� to dzieci - Z dzieckiem wszystko b�dzie w porz�dku - odpp son. - To Savannah nie prze�yje porodu. - Nasza klientka nie b�dzie zbyt szcz�liwa. - Trudno. Poza tym to w gruncie rzeczy nie nasza sprawa, lecz pani Sinclair i jej wydawnictwa. - Ale ja tu jestem po�rednikiem. Powiedzia�am Barbarze Randall, �e zadzwoni�, do autorki. - Doskonale. Przypomnij jej, �e cho� Dary mi�o�ci to jej powie��, film nale�y do mnie. - Przypomn� jej to. Je�li b�dzie trzeba, powiem, �e z kupnem prawa do sfilmowania ksi��ki jest jak z kupnem domu: tylko adres zostaje ten sam. Nowy w�a�ciciel mo�e zrobi�, co zechce z samym budynkiem. A ty po prostu wprowadzasz niewielkie przer�bki. -Niewielkie, ale niezb�dne - u�ci�li� Jason z wyra�n� niecierpliwo�ci�. Gdyby Raven nie czu�a ju� do siebie nienawi�ci, gdyby okrutne odrzucenie przez Michaela nie potwierdzi�o na nowo tego, co wiedzia�a przez ca�e �ycie - �e podobnie jak pos�g z lodu nie jest godna mi�o�ci - pewnie mia�aby wyrzuty sumienia z powodu satysfakcji, kt�r� odczuwa�a, wybieraj�c numer Lauren Sinclair na Alasce. Autorka romans�w, zawracaj�ca milionom czytelnik�w g�owy fantazjami o idealnej mi�o�ci ze szcz�liwym zako�czeniem, mia�a w�a�nie zakosztowa� troch� rzeczywisto�ci. - Halo? G�os, kt�ry odezwa� si� w s�uchawce po pierwszym dzwonku, by� cichy, nie�mia�y. Bez w�tpienia sekretarka Lauren Sinclair z trudem prze�y�a ten dzie�, zmuszona znosi� humory swej chlebodawczyni. - Tu Raven Winter. Chc� m�wi� z Lauren Sinclair. - Jestem przy telefonie. Barbara Randall m�wi�a mi, �e pani zadzwoni -odpowiedzia�a Holly. Lauren Sinclair to by� jej pseudonim. Raven zdziwi�a si�, �e s�aby g�osik nale�y do s�awnej autorki. - W�a�nie sko�czy�am rozmow� z Jasonem Coleem. -Tak? W oddalonym, wystraszonym g�osie pojawi�a si� nowa nutka. Nadal by� s�aby, ale troch� bardziej odwa�ny, lekko o�ywiony nadziej�. Raven nie czu�a ju� �adnej przyjemno�ci z tego, �e ma zniszczy� t� nadziej�. Powiedzia�a g�osem �agodnym, przepraszaj�cym. - Jason uwa�a, �e ta historia b�dzie ciekawsza, bardziej autentyczna, je�li bohaterka nie prze�yje porodu. Dziecko b�dzie �y�, ale... - Och, nie. By� to szept czystej rozpaczy, jak gdyby w�a�nie zawiadomi�a Lauren Sinclair, �e zmar�a kochana przez ni� osoba. Rozpacz... i mo�e szok, bo po udr�czonym szepcie nast�pi�a cisza. - Pani Sinclair? Lauren? Jest pani tam? 12 -Tak. Przed chwil� to s�owo, ta jedna sylaba kipia�a odwag� i nadziej�. Teraz przepe�nia�a j� beznadziejno�� �mierci. Ale przecie� w rzeczywisto�ci tej �mierci nie by�o. Cho�by czytelnicy najgor�cej pokochali Savannah, pozostawa�a postaci� fikcyjn�. Misja Raven by�a sko�czona. Lauren Sinclair przyj�a wiadomo�� z rozpacz�, lecz bez protest�w, jak gdyby decyzj�, �e Savannah umrze, uzna�a za nieodwracaln�, jak gdyby w istocie ju� umar�a. Ale ona jeszcze nie umar�a. W g�osie Raven zacz�� rodzi� si� pewien pomys�. Niebezpieczny i niem�dry, tak beznadziejny jak zrozpaczony, odleg�y g�os autorki. "Po�egnaj si� z Lauren Sinclair -us�ysza�a g�os wewn�trzny. - Powiedz jej, �e ci przykro, wymamrocz kilka komuna��w, ale nie m�w g�o�no, co my�lisz". Raven zignorowa�a t� rozs�dn� rad�. - Widz�, �e bardzo to pani prze�ywa - zacz�a spokojnie. - Czy mo�e mi pani powiedzie� dlaczego? Chcia�abym wyja�ni� te powody Jasonowi. Ale chyba lepiej by by�o, gdyby porozmawia�a pani bezpo�rednio z nim. Czy zgodzi�aby si� pani przyjecha� do Nowego Jorku, �eby si� z nim spotka�? W pierwszej chwili Holly chcia�a odpowiedzie� odmownie. Nie mog�a przysta� na to, co proponowa�a Raven Winter. Przez ostatnie pi�tna�cie lat Holly Elliott nie wyje�d�a�a z Alaski. A nawet bardzo rzadko, tylko w�wczas, kiedy by�o to absolutnie konieczne, opuszcza�a bezpieczn� samotni� swego domu. Ale jednak go opuszcza�a. Chodzi�a sze�� kilometr�w do miasta na zakupy i na poczt�..., i po to, by ogl�da� po kilka razy filmy Jasona Colea, ilekro� grali je w miejscowym kinie. Na pocz�tku, przez pierwsze pi�� lat na Alasce prowadzi�a niemal awanturniczy tryb �ycia. Ogl�da�a cuda Alaski i wyje�d�a�a co roku do Barrow, a ca�kiem niedawno, w 1989 roku, po katastrofie "Yaldeza" wybra�a si� do Zatoki ksi�cia Williama, by pom�c w oczyszczaniu morskich ptak�w i wydr z ropy naftowej. Mog�a pojecha� do Los Angeles. To by�o mo�liwe. Ale Raven chcia�a, �eby spotka�a si� z Jasonem Coleem i wyja�ni�a mu, dlaczego nie nale�y zmienia� szcz�liwego zako�czenia jej ksi��ki... I Holly wiedzia�a, �e musi to zrobi�. Przed siedemnastoma laty, kiedy by�a trzynastolatk�, nie potrafi�a uratowa� �ycia ukochanej matce. Teraz chodzi�o o inn� matk�, kt�r� trzeba ocali�, wymy�lon�, to prawda, a jednak... Jej g�os brzmia� bardzo powa�nie, gdy wreszcie odpowiedzia�a na pytanie Raven. - Tak, mog� pojecha� do Los Angeles, by z nim porozmawia�. - Potem, ze s�ab� nadziej�, spyta�a. - Czy pani te� b�dzie na tym spotkaniu? Pe�ne nadziei s�owa Holly poruszy�y co� bardzo g��boko ukrytego w Raven, co� bolesnego, pal�cego. Ten �ar pochodzi� z serca, z rozpalonych do bia�o�ci p�omieni, kt�re si� w nim tli�y. 13 Zazwyczaj, gdy Raven czu�a b�l, towarzyszy�o mu zimno jak ostre, przeszywaj�ce od�amki lodu. Istotnie, jej serce by�o tak pokryte lodem, tak ciasno w nim zamkni�te, �e czasem nie mog�a wyczu� jego bicia. Ale pytanie Lauren Sinclair sprawi�o, �e tl�ce si� w�gle buchn�y p�omieniem, roz�arzaj�c pe�ne udr�ki wspomnienie. Przypomnia�a sobie kruczow�os� dziewczynk�, kt�r� niegdy� by�a, pragn�c� rozpaczliwie, by cho� jedna osoba pomog�a jej, obroni�a j�, pokocha�a. Teraz Lauren Sinclair prosi�a Raven o pomoc, a w jej s�abym, kruchym g�osie by�o co� zadziwiaj�cego. Z jakiego� niewyt�umaczalnego powodu Lauren wierzy�a, �e Raven jej pomo�e, �e jej nie zawiedzie. - Tak, b�d� tam - obieca�a Raven. - I pomog� ci... nie zawiod�. Pomy�la�a z ironi�, �e Jason z pewno�ci� zabije j�, zanim dojdzie do tego spotkania. Jak tylko powie mu, co zrobi�a, przyjdzie tu i j� udusi. Co takiego! -Nie s�dzisz, �e warto u�mierzy� jej obawy, zanim film zostanie uko�czony? - zapyta�a ch�odno Raven. - By�y ju� przypadki, �e autorzy polecali swym fanom, by nie ogl�dali filmu. Ma miliony czytelnik�w i je�li zechce spraw� rozdmucha�... - Czy tym w�a�nie grozi? - wtr�ci� Jason. Jego g�os przepe�nia�a pogarda dla Lauren Sinclair, ale nie by�o w nim ani �ladu l�ku o film, kt�ry zamierza� nakr�ci�. Antyreklama przyci�ga publiczno�� w takim samym stopniu jak pozytywne recenzje. Niezale�nie od tego, co kto� powie, ma�o prawdopodobne, �eby widzowie zignorowali film Jasona Colea - zw�aszcza taki, w kt�rym gra� tak�e g��wn� rol�. Ju� stworzona przez Lauren posta� Sama by�a niezwyk�a, ale stanie si� jeszcze bardziej zniewalaj�ca, gdy m�czyzna, kt�ry tak wiele wycierpia�, stanie w obliczu dramatu �yciowego - �mierci Savannah... A potem, tul�c dopiero co urodzon� c�reczk�, najwi�kszy dar nami�tno�ci, b�dzie szepta� jej ze �zami w oczach wszystkie uroczyste, radosne s�owa mi�o�ci. - Ona wcale nie grozi, Jasonie - stwierdzi�a Raven. Westchn�a cicho. - Po prostu my�la�am... - To spotkanie sama wymy�li�a�? 14 Raven odpowiedzia�a westchnieniem, ci�szym od poprzedniego i niezwykle wymownym. By�o to przyznanie si� do winy. Po d�ugiej chwili pe�nego napi�cia milczenia us�ysza�a cichy, niski i seksowny �miech, kt�ry tak rozs�awi� Jasona Colea. - Powinna� by� po mojej stronie, czy�by� zapomnia�a? - droczy� si� z ni�. - W porz�dku, Raven, czemu nie? Uwielbiam spotkania z rozw�cieczonymi autorami. Ale czy b�dziesz mia�a co� przeciwko temu, �ebym to ja wybra� termin? Naprawd� nie mog� teraz rzuci� wszystkiego. - Wydaje mi si�, �e ka�dy termin b�dzie dla niej dogodny - powiedzia�a Raven, my�l�c r�wnocze�nie, �e wprowadzi wszystkie niezb�dne zmiany do jego harmonogramu. - Dobrze. Pozw�l, �e zerkn� w kalendarz. - Jason tak szybko przerzuca� kartki kalendarza, �e w ci�gu kilku sekund przeby� pi�tna�cie dni. - Co powiesz na lunch w poniedzia�ek, dwudziestego si�dmego? R�wnie� Raven przerzuca�a kalendarz d�ugimi, smuk�ymi palcami. Zatrzyma�a si� gwa�townie, gdy dotar�a do weekendu poprzedzaj�cego �w poniedzia�ek. "Chicago" napisane by�o jej eleganckim charakterem pisma w poprzek soboty i niedzieli. To s�owo bi�o prosto w oczy, stanowi�o wyra�ny i niew�tpliwy symbol jej g�upoty - i przegranej. Przetwarzaj�c je, jak gdyby ry�a je w kamieniu, stara�a si� z g�ry uczyni� ten weekend pami�tnym. Rzeczywi�cie, by�by to widok godny zapami�tania: oto wchodzi do Cesarskiej Sali Balowej w hotelu "Fairmont", wspieraj�c si� na ramieniu ubranego w smoking Michaela Andrewsa. Rozpoznano by go natychmiast, wszyscy byliby okropnie przej�ci, nareszcie pokaza�aby im wszystkim! "Kocha� ci�, Raven? Kocha� ciebie?" Raven zmusi�a swoje my�li i palce, by opu�ci�y ten katastrofalny weekend i przesz�y do nast�pnej strony kalendarza. Ale tutaj, przy poniedzia�ku dwudziestego si�dmego natkn�a si� na kolejn� uwag�, kt�ra sta�a si� ju� nieaktualna: "Pawilon Dorothy Chandler, godzina 18.00 (limuzyna o 16.45)". Bardzo trudno by�o przekona� Michaela, by towarzyszy� jej do Chicago w weekend poprzedzaj�cy najwa�niejszy w Hollywood wiecz�r. W zamian za to, powodowana g��bok� wdzi�czno�ci�, zgodzi�a si� ch�tnie, by wr�cili pierwszym samolotem w niedziel� rano, rezygnuj�c z bankietu przewidzianego na godzin� jedenast�. Michael Andrews, kt�rego ostatni film zdoby� pi�� nominacji do Oscara, chcia� wr�ci� z Chicago w niedziel� rano, ze wzgl�du na ceremoni�, kt�ra mia�a odby� si� w Hollywood w poniedzia�ek wieczorem. A teraz Jason Cole, kt�rego Bez ostrze�enia otrzyma�o siedem nominacji, proponowa� lunch na to popo�udnie. - Wed�ug mego kalendarza dwudziestego si�dmego jest rozdanie Oscar�w - powiedzia�a. 15 - I tego dnia wszyscy maj� wolne? Jason pyta� tak, jak gdyby mia�a zamiar sp�dzi� ten dzie� w jednym z luksusowych salon�w pi�kno�ci na przygotowaniach do najbardziej uroczystej gali w Hollywood. Nawet kiedy by�a um�wiona, �e p�jdzie na t� ceremoni� z Michaelem, nie planowa�a �adnych zabieg�w upi�kszaj�cych. Ten poniedzia�ek by�by dla niej dniem pracy, jak zwykle. - Nie, mnie to odpowiada - Raven zawaha�a si�. Rzecz jasna Jasonowi nic do tego, ale gdy tylko oderwie si� od pracy nad Szmerem fal, us�yszy plotki i m�g�by by� troch� niezadowolony, �e nic mu nie powiedzia�a. - A tak na marginesie: przesta�am ju� sypia� z twoim wrogiem. Jason zignorowa� aluzj� do Michaela Andrewsa jako swego wroga. Michael by� po prostu rywalem, bardzo silnym przeciwnikiem w walce o kasy biletowe. Skupi� si� natomiast na znaczeniu tego, co mu zdradzi�a. - Ty i Michael nie jeste�cie ju� ze sob�? Nie mia�em o tym poj�cia. - To ca�kiem �wie�a historia. - Przykro mi. Raven zmarszczy�a czo�o, s�ysz�c nieoczekiwan� �agodno�� w jego g�osie. Stosunki ��cz�ce j� z Jasonem by�y zawsze bardzo �yczliwe i niezwykle op�acalne, ale nawet w najmniejszym stopniu nie mia�y charakteru intymnego. "Nigdy nie mia�a� z nikim intymnego zwi�zku - kpi� wewn�trzny lodowaty g�os. - Tak, miewa�a� zwi�zki seksualne. By�o wielu m�czyzn, kt�rzy pragn�li twego doskona�ego cia�a, a ty zawsze tak chcia�a� ich zadowoli�, zrobi� wszystko, czego sobie �ycz�... �eby tylko ci� pokochali". - Tak bywa - odpar�a w ko�cu bezbarwnym tonem. - W ka�dym razie odpowiada mi lunch w poniedzia�ek. Porozmawiam z Lauren i dam zna� Grecie. - Dobrze. Naprawd� przykro mi z powodu Michaela. - Dzi�kuj�, Jasonie - powiedzia�a cicho. - Mnie te�. Jad�c ze swego biura w Alei Gwiazd do parterowego domku o dw�ch sypialniach w Brentwood, Raven zatrzyma�a si� przy ksi�garni na Wilshire Boulevard i kupi�a egzemplarz Dar�w mi�o�ci. Dziesi�� minut p�niej by�a ju� w domu. W domu. Ma�y, lecz drogi domek w presti�owej dzielnicy by� oficjalnym miejscem zamieszkania Raven przez ostatnie pi�� lat. Ale przez wi�kszo�� czasu mieszka�a gdzie indziej: w Topanga Canyon z aktorem, w Santa Monica z doradc� podatkowym, w chacie nad morzem w Golony, w Malibu, z jednym z najbardziej wp�ywowych agent�w, a ostatnio w Beverly Hills, w posiad�o�ci nale��cej do re�ysera i producenta Michaela Andrewsa. Przez pi�� lat domek w Brentwood by� raczej przechowalni� ni� mieszkaniem, miejscem, gdzie gromadzi�a nie noszone w danej porze roku ubrania. Miejscem 16 s�u��cym za przechowalni� dla samej Raven w przerwach pomi�dzy okresami nami�tno�ci po tym, gdy m�czyzna, kt�ry kiedy� szale�czo jej pragn��, znu�y� si� jej ch�odem, a ona nie znalaz�a sobie jeszcze kogo� nowego. "Wygl�da jak wn�trze lod�wki" - pomy�la�a ponuro Raven, wchodz�c do �nie�nobia�ego salonu. W jej domu nie by�o kolor�w, ciep�a, �adnej indywidualno�ci. By�o to po prostu lodowato sterylne miejsce, gdzie przebywa� lodowy pos�g, kiedy nie pokazywa� si� w�r�d ludzi. Raven poczu�a dreszcz b�lu. Oderwa�a b��kitne jak niebo oczy od bia�ej surowo�ci pokoju i spojrza�a na barwy za oknem. Starannie piel�gnowany przez ogrodnik�w trawnik wygl�da� jak soczysty, szmaragdowozielony dywan, ale rabaty kwiatowe stanowi�y obraz n�dzy i rozpaczy. By�y �a�o�nie zaniedbane i poro�ni�te wybuja�ymi chwastami. Mia�a kiedy� ogrodnika, ale dawno odszed� na emerytur�, a nie wynaj�a drugiego, bo g�upio wierzy�a, i� lada dzie� przeniesie si�, tym razem na sta�e, do posiad�o�ci w Beverly Hills. "Musz� znale�� ogrodnika - pomy�la�a. - Zanim s�siedzi zaczn� narzeka�". To by�a ponura my�l, jak wszystkie my�li o planach, kt�re ruszy�y przed trzema dniami, chwil� po tym, jak Michael wr�ci� do domu po siedmiu tygodniach sp�dzonych na planie filmowym w Madrycie. Jeszcze raz Raven Winter musia�a zaczyna� od nowa. Oczywi�cie nie mia�a cudownego uczucia, �e rodzi si� na nowo, ani dawnej ufno�ci, �e czeka j� nast�pny ol�niewaj�cy sukces. Prawd� m�wi�c, za ka�dym razem by�o jej trudniej, ci�ej ni� poprzednio, poniewa� obawia�a si� fiaska, kolejnego dowodu, �e niezdolna jest do prawdziwej mi�o�ci. Raven chcia�a si� zmieni�, by� ciep�a, mi�kka i czu�a. Och, jak bardzo si� o to stara�a. Ale po ka�dym zerwaniu stawa�a si� coraz bardziej czujna, pe�na rezerwy, s�absza. Raven wzruszy�a szczup�ymi ramionami, zamierzaj�c w ten spos�b zrzuci� brzemi� my�li. Po chwili jednak znowu poczu�a przyt�aczaj�cy j� ci�ar. By�a strasznie wyczerpana. Od trzydziestu trzech lat jej pokryte lodem serce z trudem walczy�o o �ycie. A w dodatku teraz bystry m�zg Raven wym�czy�y trzy noce dr�cz�cych wspomnie� bez odrobiny snu. Przez jedn� kusz�c� chwil� my�la�a, by p�j �� od razu do ��ka. By�a tak zm�czona, �e mo�e uda�oby si� jej wreszcie zapa�� w sen, d�ugi, pozbawiony marze�, odm�adzaj�cy i zapewniaj�cy odpoczynek. Ale poddanie si� kusz�cej perspektywie snu nie pasowa�o do stylu �ycia zdyscyplinowanej Raven Winter. W taki spos�b nie przetrwa�aby, nie osi�gn�aby sukcesu zawodowego, przekraczaj�cego wszelkie oczekiwania. By� pachn�cy, jasny wiosenny wiecz�r. Poniewa� opu�ci�a dzisiaj poranny jogging, gdy� musia�a wcze�nie zatelefonowa� na Wschodnie Wybrze�e, postanowi�a teraz pobiega�. Niewa�ne, �e tak bardzo jest zm�czona. 17 Niewa�ne, jak sprawne jest jej szczup�e cia�o. Niewa�ne, �e niebezpiecznie jest biega� po San Vincente, kiedy umys� zaprz�ta niedawne echo czyjej� pogardy. Niewa�ne, �e te najnowsze echa budzi�y inne, odleg�e, ale wci�� bolesne, wype�niaj�ce ca�e �ycie... Masz na imi� Raven? Raven? Czy to nie nazwa ptaka, brzydkiego, czarnego ptaka �mierci? Jak s�p. Albo �cierwnik. Co to za �luz na twoich go�ych nogach, �cierwniku? Czy to wazelina? Smalec? Chod�cie szybko zobaczy�, czym s�p posmarowa� swoje chude nogi! Po co ci to, Wrono? Nie masz po�czoch? Czy twoja matka-dziwka nie mo�e ci ich kupi�? Mog�aby, wiesz o tym - gdyby bra�a pieni�dze za swoje us�ugi, by�aby bogata! Te okrutne przytyki towarzyszy�y jej przez ca�� siedmiokilometrow� tras� joggingu. Cho�by najszybciej bieg�a, dotrzymywa�y jej kroku. Czasem nawet by�y od niej szybsze, czeka�y za rogiem, gdy do� dociera�a... A� wreszcie nieoczekiwanie przywita�y j� w�asne, dawno temu wypowiedziane s�owa, uroczysta i pe�na udr�ki obietnica, kt�r� sobie z�o�y�a w wieku dziewi�ciu lat, gdy po raz pierwszy przeczyta�a ten poemat. "Kracze kruk: ju� nigdy wi�cej" - napisa� Poe - i zdawa�o si�, �e cierpi�cy pisarz kontaktuje si� z ni� spoza grobu, rozumiej�c jej ci�kie po�o�enie, jej b�l... i daje jej pozwolenie, by sko�czy�a z nimi na zawsze. Pewnego dnia, kiedy b�l b�dzie zbyt wielki, by go d�u�ej znosi�, zyska w ko�cu kontrol� nad swym �yciem. Podejmie trze�w� i nieodwracaln� decyzj�, by si� uwolni�. Pewnego dnia po prostu powie: ju� nigdy wi�cej, nigdy wi�cej, nigdy... Gdyby Nicholas Gaunt znacznie nie zwolni�, zanim skr�ci� w prawo z San Vincente w Barrington, gdyby nie mia� b�yskawicznego refleksu i gdyby zawaha� si� przez u�amek sekundy, boj�c si�, �e jego ci�ar�wka zostanie stukni�ta od ty�u - m�g�by j� potr�ci�. Ale Nick zdo�a� zatrzyma� si� ze zgrzytem hamulc�w, gdy tylko kilku centymetr�w brakowa�o, by l�ni�cy zderzak zetkn�� si� z kruchym cia�em. G�o�ny ha�as wyrwa� z samob�jczej zadumy czarnow�os� kobiet�, kt�ra wybieg�a niebacznie na �rodek jezdni. Zaskoczona i przera�ona odskoczy�a i upad�a, ocieraj�c sobie sk�r� na d�oniach i kolanach przy zetkni�ciu z twardym betonem. Nick natychmiast wyskoczy� z ci�ar�wki i w�ciek�y skierowa� si� do kobiety, kt�ra o ma�o nie uczyni�a z niego zab�jcy. 18 W chwili, gdy podj�� si� powa�nego - i radosnego - obowi�zku wychowywania dw�ch c�rek, Nicholas Gault przyrzek� sobie, �e nigdy nie b�dzie kl��, przynajmniej na g�os. By�o to przyrzeczenie, kt�rego dotrzyma�. Prawd� m�wi�c, przeklina� jedynie w duchu, tylko czasami, i niezmiennie powodem tego by�a matka dziewczynek, Deandra. Ale teraz, pod wp�ywem adrenaliny, wyszukane przekle�stwa i malownicze inwektywy kipia�y mu w ustach... Nick postanowi� nie oszcz�dza� kobiety, kt�rej beztroska omal nie doprowadzi�a do katastrofy. Nadal kl�cza�a na samym �rodku jezdni. Poniewa� g�ow� mia�a pochylon�, nie m�g� widzie� jej twarzy. Wpatruje si� gniewnie w nawierzchni�, jak gdyby jezdnia by�a odpowiedzialna za jej g�upi upadek. Stalowoszare oczy Nicka przesun�y si� z jej pochylonej g�owy na ubranie do joggingu, kt�re nosi�a. Komplet od Ellesse, wart kilkaset dolar�w, z�o�ony z szort�w, koszulki, opaski na g�ow� i skarpet, w odcieniach b��kitu i delikatnego r�u. Nick wiedzia� wszystko o bogatych, samolubnych kobietach. Prawd� m�wi�c, mo�na by powiedzie�, �e by� ekspertem, je�li chodzi�o o takie kobiety: kt�re musia�y mie� markowe ciuchy, nawet do joggingu, i kt�re nigdy nie poczuwa�y si� do odpowiedzialno�ci, nawet je�li to one zawini�y. Wzgarda zacz�a miesza� si� z gniewem, a na jego usta cieszy�y si� jeszcze ostrzejsze s�owa, kt�rymi zamierza� j� obrzuci�! G�rowa� teraz nad ni�, milcz�co rozkazywa� jej, aby przenios�a wzrok z twardej jak kamie� nawierzchni na jego twarde jak kamie� spojrzenie. Nick wiedzia�, �e zdaje sobie spraw� z jego obecno�ci, ale g�ow� nadal trzyma�a pochylon�, usi�uj�c odparowa� jego natarcie, zyska� wsp�czucie. Sp�jrz na mnie. Miej cho� troch� odwagi, cho� odrobin� uczciwo�ci... Pos�ucha�a tego bezg�o�nego rozkazu, podnosz�c twarz ku jego gniewnym i pogardliwym oczom - a Nicholas Gault nie przerwa� milczenia. To nie jej nadzwyczajna pi�kno�� zamkn�a mu usta. Nick by� ca�kowicie uodporniony na urzekaj�c� w�adz� takiej urody. Zna� a� za dobrze jej zdradliwo�� i... fa�sz. Sama uroda, nawet tak zachwycaj�ca, nie powstrzyma�aby jego gniewnych s��w. M�g� ca�kowicie zignorowa� jej pe�ne, dr��ce wargi i wydatne, jak rze�bione ko�ci policzkowe, zmys�owe, czarne, jedwabiste w�osy, kt�re wymkn�y si� spod pastelowej opaski na karku, by pie�ci� l�ni�cymi lokami idealn� twarz. Ale tym, co powstrzyma�o gniewne s�owa Nicka, czego nie m�g� zignorowa�, by�y jej oczy. Jasnoniebieskie, o tym rzadkim, szafirowym odcieniu, kt�ry niebo przybiera po �nie�nej zamieci. Jednak pomimo blasku oczy te nie mia�y migotliwej pogody takiego nieba ani jego o�lepiaj�cej niepokorno�ci. Nick oczekiwa� arogancji ze strony pi�knej kobiety, ubieraj�cej si� u Ellesse. Spodziewa� si� gniewnego spojrzenia wyra�nie m�wi�cego, �e wini go za to, co si� zdarzy�o. 19 Ale zobaczy� co� zupe�nie innego. To ona spodziewa�a si�, �e j� zwymy�la, �e skrzyczy j�za tak� nieostro�no��. Wydawa�o si�, �e z rezygnacj� przyjmuje jego w�ciek�o��, akceptuje j�, jak gdyby by�a przyzwyczajona do pogardy, a nawet istotnie na ni� zas�ugiwa�a. W mrocznych cieniach jej jasnoniebieskich oczu kry� si� jeszcze inny komunikat - najbardziej zadziwiaj�cy i niepokoj�cy. Jak gdyby chcia�a powiedzie�, �e wszystko by�oby w porz�dku, gdyby j� potr�ci�, gdyby j�zabi�. W porz�dku... a mo�e i nawet lepiej. Nick poruszy� si�, schyli� si� ku niej, a gdy to zrobi�, cofn�a si� z l�kiem. Strach Raven by� ca�kowicie uzasadniony. Od razu zauwa�y�a, �e cz�owiek ten kipi gniewem, �e ma zaci�ni�te z�by, by powstrzyma� s�owa, na jakie zas�ugiwa�a, a jego szare oczy p�on� pogard�. Mia� w�osy r�wnie czarne jak ona, i gdy sta� nad ni� z drapie�n� czujno�ci� pantery gotowej do skoku, Raven wyczuwa�a zar�wno jego si��, jak i opanowanie. To cz�owiek silny jak stal, czego dowodzi� b�ysk jego szarych oczu. "Co ona sobie my�li? - zastanowi� si� z niedowierzaniem Nick, kiedy zobaczy� jej strach. - Obawia si�, �e j� uderz�?" To prawda, �e zamierza� zaatakowa� j� s�owami, i przez chwil�, zanim porzuci� ten plan, bez w�tpienia widzia�a jego gniew, ale... - Dzie� dobry - odezwa� si� �agodnie. - Nic si� pani nie sta�o? - Bardzo przepraszam - wyszepta�a. - Ja... zamy�li�am si�. Nad czym? Nick chcia� pozna� odpowied� na to pytanie i na inne, jeszcze bardziej niepokoj�ce. Czy naprawd� nie obchodzi j�, �e mog�a zgin��? Czy naprawd� uwa�a, �e by�oby lepiej, gdyby nie zdo�a� zahamowa�? Nick chcia� kiedy� us�ysze� odpowiedzi na te pytania. Teraz jednak si�gn�� po delikatne, bia�e d�onie, kt�re pokaleczone spoczywa�y nieruchomo na jej obna�onych, szczup�ych udach. Gdy odwr�ci� jej d�onie ku g�rze, zobaczy� mn�stwo krwi. Nic dziwnego, �e le�a�a taka skulona. Nie wpatrywa�a si� gniewnie w powierzchni� jezdni ani nie zastanawia�a si�, jak przerzuci� na niego win�. Po prostu ca�� si�� woli usi�owa�a st�umi� krzyk b�lu. "Kim jeste�? - zastanawia� si� Nick. - Kim jeste� ty, kt�ra ubierasz si� tak, jak gdyby wygl�d by� spraw� najwa�niejsz�? Kt�ra oczekujesz jedynie gniewu ze strony m�czyzny, z wdzi�czno�ci� powita�aby� �mier�, a straszliwy b�l znosisz w godnym milczeniu?" W tej chwili by�a �nie�k�, kt�rej �nie�nobia�� sk�r� plami�a czerwie� krwi. Nie zrani� j� zatruty kolec, lecz jakie� truj�ce - niemal zab�jcze - my�li, kt�re tak j� zaprz�tn�y, �e wtargn�a bez zastanowienia na jezdni�. - Lepiej zabior� pani� do szpitala. - Och, nie, dzi�kuj� panu. Ja... - Jestem ca�a i zdrowa? - u�miechn�� si� �agodnie. - Nie, wcale nie. 20 - Nic mi nie jest. Naprawd�, nie musz� i�� do szpitala. - Dobrze - ust�pi� Nick. Mo�e opieka lekarska istotnie nie by�a jej potrzebna. Nie spos�b tego stwierdzi�, dop�ki nie zmyje si� krwi, aby ods�oni� poszarpan� sk�r�. - Wi�c zawioz� pani� do domu. Raven nie pozostawa�o nic innego, jak tylko przyj�� jego propozycj�. Wiedzia�a, �e r�wnie� kolana ma pokaleczone. Prawdopodobnie mog�aby przej�� p�tora kilometra do swego domu w Brentwood, ale ba�a si� ciekawskich, pogardliwych spojrze�. "Co to �cieka po twoich chudych nogach, �cierwniku? Krew?" - Dzi�kuj� - powiedzia�a cicho, podnosz�c si�. I natychmiast wspar�y j� jego r�ce, silne i �agodne. Jedna z nich podtrzyma�a jej �okie�, druga - otoczy�a j� w pasie. Nick zmarszczy� czo�o, gdy zobaczy� jej mocno pokaleczone kolana, a gdy znowu przeni�s� wzrok na jej twarz, spostrzeg� to samo spojrzenie, kt�re przywita�o go poprzednio: zaskakuj�ce przekonanie, �e j� wy�mieje. - Czy ma pani w domu banda�e? - zapyta�. Jedwabiste, kruczoczarne pukle zata�czy�y, gdy potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Nic nie szkodzi - zapewni� j�. - Niedaleko jest apteka. Najpierw tam wpadniemy. Gdy Nick podprowadzi� j� do swej ci�ar�wki, oczy Raven pad�y na �adunek, umieszczony w tyle. By�y tam krzaki r�. Soczysty, kolorowy, pachn�cy dywan z wielu r� tak ciasno upakowanych, �e tylko przechyli�y si� nieco przy gwa�townym hamowaniu, ale �adna z nich si� nie przewr�ci�a. Zanim ugi�a pokaleczone kolana, by zrobi� wielki krok i wej�� do kabiny ci�ar�wki, powiedzia�a cicho: - Ciesz� si�, �e nic si� nie sta�o pa�skim kwiatom. Czy pani dopiero si� tu wprowadza? - spyta� Nick, zatrzymuj�c ostro�nie ci�ar�wk� przed podjazdem jej domku w Brentwood. To by� logiczny wniosek, kt�ry m�g� wyja�ni� wiele spraw: �nie�n� biel jej sk�ry, jak gdyby w�a�nie przyby�a z miejscowo�ci, gdzie zimy s� d�ugie i pozbawione s�o�ca; jej brak �wiadomo�ci, jak niebezpieczne jest bieganie po ruchliwych ulicach Los Angeles; i z pewno�ci� t�umaczy�by stosy kartonowych pude�, kt�re zagraca�y ganek. 21 Raven wpatrywa�a si� w pud�a, kt�re pojawi�y si� w jej domu w czasie, gdy biega�a. Wiedzia�a, kto je wys�a� - Michael. I wiedzia�a, co zawiera�y -ubrania i reszt� rzeczy, kt�re zostawi�a w jego posiad�o�ci, kiedy ucieka�a trzy dni temu, nie mog�c d�u�ej znie�� jego okrutnych s��w, pe�nych pogardy i lekcewa�enia. Zamierza�a dopilnowa�, by odes�ano jej rzeczy, ale nie mia�a jeszcze do�� energii, �eby si� tym zaj��. A teraz okaza�o si�, �e cho� ich zwi�zek trwa� ponad dwa i p� roku, Michael da� jej tylko trzy dni czasu. Mo�e miejsce w szafie �ciennej by�o mu ju� potrzebne dla innej. Mo�e to, co wypisywa�y brukowce o nami�tnym romansie s�awnego re�ysera i zmys�owej hiszpa�skiej aktorki, odgrywaj�cej rol� "pierwszej naiwnej", by�o prawd�? Mo�e znalaz� sobie kogo� ciep�ego, nami�tnego, istot� z krwi i cia�a, a nie lodu? "Ale ja jestem z cia�a i krwi, Michaelu!" - za�ka�o serce Raven, gdy oderwa�a wzrok od kartonowych pude�, kt�re by�y takim bolesnym symbolem jej wad, i kiedy spojrza�a na swoje d�onie stanowi�ce wymowny dow�d, jak ludzka i krucha jest w rzeczywisto�ci. Nick s�dzi�, �e odpowied� na jego pytanie b�dzie prosta i �atwa, �e dowie si�, sk�d przyjecha�a i jak jej si� podoba Los Angeles. Ale jego pytanie wywo�a�o jak gdyby paroksyzm b�lu. Uzna�, �e �nie�ka jest sama w nowym mie�cie. Samotna i strasznie smutna. - Mieszkam w Los Angeles przez ca�e �ycie - powiedzia� w ko�cu. -Je�li ma pani jakie� pytania, z rado�ci� na nie odpowiem. Pi�kne, b��kitne oczy, kt�re oderwa�a od pokaleczonych i zakrwawionych d�oni, by�y zaskoczone i niepewne. - Dzi�kuj� - wyszepta�a - ale mieszkam tutaj, w okolicy Los Angeles, od pi�tnastu lat. Jej s�owa wywo�a�y u niego takie zdziwienie, takie zainteresowanie widniej�ce w stalowych oczach, �e odwr�ci�a wzrok. Up�yn�a chwila, zanim si� odezwa�a. Teraz m�wi�a ch�odnym, spokojnym g�osem doradcy gwiazd, kobiety, kt�ra sp�dza�a �ycie, zawodowo zajmuj�c si� sprawami pieni�nymi. - Je�li nie ma pan nic przeciwko temu, to prosz� poczeka�, wejd� do �rodka i wezm� portmonetk�. -Po co? - �eby zwr�ci� panu za banda�. -Nie -powiedzia�Nick. -Nie zwr�ci mi pani pieni�dzy ani nie wejdzie sama do �rodka. Kiedy zobaczy�, �e jego spokojne, ale rozkazuj�ce s�owa zn�w j� zaniepokoi�y, doda� w formie wyja�nienia: - Dop�ki nie b�dzie pani mia�a opatrunku na r�kach, trudno b�dzie nimi co� zrobi�. Wi�c dlaczego nie mia�bym pani pom�c? Chc� te� by� pewny, �e nie trzeba pani zawie�� do szpitala. - My�la�am, �e jest pan ogrodnikiem. Czy jest pan tak�e lekarzem? Jej g�os by� cichy, oboj�tny, ale Nick poczu� przyp�yw irytacji. �nie�ka uzna�a go za ogrodnika. To by� logiczny wniosek, je�li wzi�� pod uwag� jego d�insy i robocz� koszul�, jakie mia� na sobie, oraz ci�ar�wk� wype�nion� r�ami. Czy bez takiego wahania pozwoli�aby mu wej�� do domu, gdyby okaza�o si�, �e jest kim� bogatszym, lepszym ni� ogrodnik? Czy ta pi�kna kobieta, kt�ra nosi�a stroje Ellesse podczas joggingu i mia�a dom w jednej z najdro�szych dzielnic Los Angeles oraz zielonego jaguara na podje�dzie, dba�a przede wszystkim o pieni�dze i wygl�d? Nick mia� nadziej�, �e jest inaczej. Prawd� m�wi�c, nagle gor�co zapragn�� uwierzy�, �e uzna�aby trzydziestosze�cioletniego ogrodnika za cz�owieka, kt�ry dokona� wa�nego wyboru w �yciu, a nie je zmarnowa�. I dowie si� kiedy�, co ona o tym my�li. Ale na razie, dop�ki nie b�dzie ca�kowicie pewien, �e mo�e jej wszystko powiedzie� o sobie, niech my�li, co chce, o jego zawodzie. Rzeczywi�cie to prawda, �e by� ogrodnikiem. Ale praca, kt�ra ongi� pozwala�a mu zarobi� na �ycie, gdy studiowa� w collegeu, przekszta�ci�a si� w co� zupe�nie innego... Nicholas Gault by� jeszcze w collegeu, gdy wymy�li� urz�dzenie do �wicze� gimnastycznych na�laduj�cych prac� w ogrodzie. Ten rewolucyjny wynalazek zmieni� go w milionera na d�ugo przedtem, nim cum laude uko�czy� wydzia� architektury teren�w zielonych. Ale to by� dopiero pocz�tek. Potem pojawi�y si� hotele "Eden", a uko�czone ostatnio "Eden-Aspen" i "Eden-Carmel" dope�ni�y do czternastu jego kolekcj� ma�ych luksusowych hoteli, otoczonych wspania�ymi ogrodami, kt�re sam projektowa�. A gdyby tak powiedzia� �nie�ce, �e jest w�a�cicielem i dyrektorem "Eden Enterprises"? I �e r�e wype�niaj�ce ci�ar�wk� przeznaczone s� do jego posiad�o�ci, po�o�onej na wzg�rzu w Bel Air? Czy jej pi�kne b��kitne oczy rozb�ys�yby szcz�ciem? Sta�yby si� uwodzicielskie? Czy nagle zaprosi�aby go z rado�ci� do swego wspania�ego domu? Nick zapragn�� nagle, by nie mia�o dla niej znaczenia, co robi�, aby to, �e tak si� waha, czy go zaprosi� do wewn�trz, wynika�o z jej nie�mia�o�ci, a nie z pogardy dla prostego cz�owieka, za jakiego go uwa�a�a. Nick pragn�� w to wierzy�, a g�os wewn�trzny m�wi� mu, �e ma s�uszno��. By�o to jednak ryzyko, na kt�re po prostu nie m�g� sobie pozwoli� - nie teraz, jeszcze nie w tej chwili. Mia� dwie c�rki, kt�re musia� chroni�, dwie urocze dziewczynki, kt�rych wra�liwe m�ode serca zosta�y ju� raz z�amane przez samolubn� kobiet� dbaj�c� tylko o wygl�d i pieni�dze. - Nie jestem lekarzem - powiedzia�. - Jestem ogrodnikiem. - Ogrodnikiem, kt�ry zna si� na pokaleczonych d�oniach i kolanach. Nick u�miechn�� si�. - To prawda. Bo jest te� ojcem. Ojcem, dla kt�rego szcz�cie c�rek jest najwa�niejsze - znacznie bardziej wa�ne od tego pragnienia, by dowiedzie� si� wszystkiego o �nie�ce. - A wi�c mog� wej�� do �rodka? - Tak... prosz�. Nie mia�a wyboru, rzecz jasna. Jej pokaleczone i okrwawione r�ce sprawi�y, �e by�a ca�kowicie bezradna. Nie mog�a nawet nacisn�� klamki. Musia�a pozwoli�, by jej pom�g�, chcia�a te� zwr�ci� mu pieni�dze za banda�e, i jaki� niem�dry, tak bardzo niebezpieczny impuls sprawi�, �e zapragn�a zaufa� jego zaskakuj�cej delikatno�ci. - Gdzie jest klucz? - spyta� Nick, kiedy przecisn�li si� przez labirynt kartonowych pude� i dotarli do frontowych drzwi. Klucz by� w prawej przedniej kieszeni jej r�owych szort�w, tak g��bokiej, �e nie m�g� z niej wypa�� podczas biegu. Nick pod��a� wzrokiem za jej spojrzeniem. Wiedzia�, bez �adnej zarozumia�o�ci, �e jest r�wnie przystojny jak ona - czaruj�co pi�kna. Wiedzia� te�, �e niemal ka�da kobieta, nawet tak poraniona, zareagowa�aby przynajmniej cieniem u�miechu na niezr�czn�, a jednak intryguj�c� nieuchronno�� tego, co mia�o si� w�a�nie zdarzy�. Ale �nie�ka nie u�miechn�a si�. Zaakceptowa�a po prostu konieczno�� tego dotyku, z rezygnacj�, jak mu si� zdawa�o, a zamiast rumie�ca jej �nie�nobia�e policzki okry�a jeszcze wi�ksza blado��. Przez d�ug� chwil� trwa�o milczenie. Spodziewa�a si�, �e on si�gnie po klucz, nie pytaj�c j�o pozwolenie, ale Nick nie wykona� najmniejszego ruchu. - My�l�... je�li nie ma pan nic przeciwko temu... klucz jest w tej kieszeni. - W porz�dku - powiedzia� cicho Nick. Do diab�a, czemu tak na niego patrzy, jakby mia� jej zrobi� krzywd�? Przez ostatnie dwadzie�cia lat od tamtego fatalnego lata, kiedy sko�czy�a trzyna�cie lat i nagle sta�a si� nieodparcie poci�gaj�ca, m�czy�ni pragn�li Raven Winter. Ka�dy z wielu m�czyzn, kt�rzy byli jej kochankami w ci�gu tych dwudziestu lat, wpatrywa�by si� w ni� teraz bezwstydnie, z po��dliwo�ci� oczekuj�c tego kontaktu - a potem zmieni�by to w co� nieprzyzwoitego, rozkoszuj�c si� ogromnie jej bezbronno�ci� i swoj� przewag�. Ale ten m�czyzna nie zachowywa� si� oble�nie. Jego szare oczy nadal by�y powa�ne, a kiedy wreszcie si�gn�� po klucz, zrobi� to tak delikatnie i ostro�nie, �e Raven poczu�a dreszcz wdzi�czno�ci. Je�li Nick poczu� jej dr�enie, zachowa� to dla siebie. Wyj�� klucz, otworzy� drzwi i przytrzyma� je przed ni�, kiedy wchodzi�a do lodowato bia�ego, zimowego domu. 24 "Uwa�a, �e w�a�nie si� wprowadzam -przypomnia�a sobie Raven. -Nie uwierzy�by, �e mieszkam tu od pi�ciu lat i nie pofatygowa�am si� wprowadzi� �adnych upi�ksze�". Nick chcia� zasugerowa�, by wzi�a gor�cy prysznic. Odkr�ci�by kurki, rzecz jasna, a potem, gdy okry�aby si� ciep�ym p�aszczem k�pielowym (o ile taki mia�a), pom�g�by jej dok�adniej oczy�ci� i odkazi� skaleczenia. Nast�pnie ostro�nie za�o�y�by na jej �nie�nobia�� sk�r� �nie�nobia�y banda�. Wyczu� jednak, �e pomys� z prysznicem, m�g�by j� przestraszy�. Przecie� pomimo wszystko by� dla niej kim� obcym. Wiedzia�, �e rozs�dek nakazywa�by jej ostro�no�� wobec m�czyzn, kt�rzy mogli wykorzysta� nag� i bezbronn� kobiet�. Weszli do kuchni. Gdy Nick starannie uregulowa� temperatur� i si�� strumienia wody, podstawi�a pod ni� r�ce. Gdy krew zacz�a sp�ywa� wolno do zlewu, blada sk�ra Raven napi�a si� na kszta�tnych ko�ciach policzkowych, a d�ugie, czarne rz�sy niczym malutkie wachlarzyki zas�oni�y z trzepotem jej niezwyk�e, b��kitne oczy. - Mo�e powinienem zrobi� pani drinka? - powiedzia� Nick. Ta my�l przysz�a mu ju� do g�owy wcze�niej, ale odrzuci� j�, kierowany t� sam� logik�, kt�ra sprawi�a, �e zrezygnowa� z zaproponowania jej, by wzi�a prysznic. Nie chcia� zrobi� nic, co sprawi�oby, �e czu�aby si� jeszcze bardziej bezbronna czy zaniepokojona. Ale najwyra�niej cierpia�a i potrzebowa�a znieczulenia. - Naprawd� my�l�, �e to by pani pomog�o. -Nie... dzi�kuj�. - G�os mia�a r�wnie napi�ty jak sk�r� twarzy, a oczy -zamkni�te, ale po kilku chwilach na jej ustach pojawi� si� ledwo dostrzegalny cie� u�miechu i doda�a: - Ju� jest lepiej. Kiedy w wodzie nie by�o ju� krwi, Nick zakr�ci� kurki. Z przykro�ci� patrzy� na jej cierpienie i obawia� si� tego, co mia�o nast�pi�: b�lu, kt�ry jej sprawi, oczyszczaj�c skaleczenia zwil�on� gaz�. - Zobaczmy, jak to wygl�da - powiedzia� cicho. Otworzy�a powoli oczy, boj�c si� tak samo, jak on. Ale gdy przytrzyma� jej r�ce i razem je obejrzeli, na ich twarzach pojawi�a si� ulga. D�onie Raven by�y otarte do �ywego mi�sa. Ale sk�ra zosta�a z nich usuni�ta z niemal chirurgiczn� precyzj�, jak gdyby zrobi� to ostry jak brzytwa n�, a nie chropowata nier�wno�� jezdni. Nie by�o tam -jak si� obawiali - g��bokich bruzd ani zag��bie� z brudem i piaskiem, kt�re nale�a�oby oczy�ci�. Oczywi�cie minie sporo czasu, zanim b�dzie mog�a u�ywa� d�oni, ale delikatne palce, kt�re pokrywa�a wcze�niej krew, jakim� cudem unikn�y pokaleczenia. B�dzie mog�a rozpi�� sobie szorty i rozwi�za� sznurowad�a, przekr�ci� kurki w prysznicu i oczy�ci� otarte kolana, a nawet za�o�y� nieskazitelne banda�e na sw� �nie�nobia�� sk�r�. 25 Nick u�miechn�� si�, a kiedy przeni�s� spojrzenie z jej d�oni na twarz -powita� go u�miech, delikatny, pe�en nadziei... zachwycaj�cy. A� zapar�o mu dech w piersi, a przez g�ow� przemkn�y r�ne kusz�ce my�li. Chcia� ponownie ujrze� ten u�miech, jeszcze raz i jeszcze. Pragn�� te� zobaczy� inne u�miechy, rado�niejsze, bardziej promienne. "Chcesz zobaczy� promienny u�miech? - napomina� go szyderczy g�os rzeczywisto�ci. - Chcesz, by poprosi�a, aby� rozpi�� jej szorty i przy��czy� si� do niej pod prysznicem? To takie �atwe. Po prostu powiedz tej kobiecie, kt�ra nosi markowe ubrania do joggingu i ma dom wype�niony ponurymi, ale bajecznie kosztownymi meblami, kim jeste� naprawd�". - Dzi�kuj�- szepn�a w ko�cu Raven, cofaj�c r�ce, zanim zd��y� zauwa�y� jej dr�enie. Gdy tak d�ugo sta�a z zamkni�tymi oczami, a woda oczyszcza�a jej krwawi�ce rany, zwalcza�a b�l, koncentruj�c swe my�li na czym� innym: na odwa�nym pomy�le, kt�ry wibrowa� w jej m�zgu na przek�r milcz�cym krzykom poranionego cia�a. Zanim otworzy�a oczy, pomys� sta� si� planem, a kiedy zauwa�y�a �agodny u�miech m�czyzny, odwa�y�a si� uzna�, �e b�dzie z tego zadowolony. Jednak teraz ca�a �agodno�� znikn�a nagle. Jego twarz nabra�a twardo�ci stali, kt�ra pasowa�a do nieoczekiwanej, nieust�pliwej mroczno�ci jego oczu. No c�, najwy�ej odm�wi. - S�dz�, �e zwr�ci� pan uwag� na m�j zaniedbany ogr�d. Czy nie by�by pan zainteresowany jego piel�gnowaniem? Nick ju� odzyska� zdolno�� oddychania. To by�a okazja, by zobaczy� wi�cej u�miech�w, dowiedzie� si� wi�cej o �nie�ce... ale czy nie by� to r�wnie� wst�p do katastrofy? Nic nie szkodzi, zadba o to, by zna�a go tylko jako Nicka-ogrodnika, a nie Nicka-dyrektora. Wiedzia�, �e takie k�amstwo oznacza budowanie zwi�zku na ruchomych piaskach, ale by�o to konieczne, dop�ki nie odkryje, kim ona jest naprawd�. - Oczywi�cie. - U�miechn�� si�. - Ch�tnie to zrobi�... ale pod pewnym warunkiem. -Tak? - We�mie pani aktywny udzia� w planowaniu ogrodu. Musz� wiedzie�, czego pani chce, jakie krzewy i kwiaty pani lubi. Nick mia� nadziej�, �e zobaczy promienny u�miech, ale zamiast tego jej pi�kna twarz posmutnia�a, a ramiona opad�y, jak gdyby obci��y� je jakim� wielkim obowi�zkiem. - Nic nie wiem o kwiatach. - Ale ja wiem. Pani ma tylko obejrze� fotografie w katalogu, kt�ry dostarcz�. I wybra� kwiaty, kt�re si� pani spodobaj�. Ja zrobi� reszt�. Nick przerwa�, przegl�daj�c w pami�ci sw�j kalendarz. Czas, kt�ry sp�dza� z c�rkami, by� nietykalny. Czas po�wi�cany na kierowanie olbrzymim imperium by� znacznie bardziej elastyczny. Mia� wyjecha� nazajutrz rano 26 wraz z dziewczynkami, by sp�dzi� weekend na ranczu w Santa Barbara, ale w przysz�ym tygodniu szef "Eden Enterprises" znajdzie czas, aby zosta� ogrodnikiem �nie�ki. -No wi�c, zrobimy tak. Jutro rano, zanim jeszcze pani si� zbudzi, zostawi� na ganku stos katalog�w. Prosz� je przejrze� przez weekend. Spotkamy si� w tygodniu, by zobaczy�, co pani wybra�a. Jaki termin pani odpowiada? - Ka�dy. - �agodnie wzruszy�a ramionami i z jeszcze �agodniejszym u�miechem poprawi�a si�. - Opr�cz godzin pracy. - A wi�c przed czy po pracy? - Przed, je�li to panu odpowiada. O tej porze �atwiej mi zaplanowa� rozk�ad dnia. - Prosz� poda� dzie� i godzin�. - Mo�e by� poniedzia�ek? Do pracy id� dopiero na wp� do dziesi�tej. - B�d� tu za pi�tna�cie �sma. Pomimo jej protest�w, kt�rym ca�kowicie przeczy�a wdzi�czno�� w b��ki