JENNY DALE Porzucona mistrzyni Przekład Renata Stasińska-Soprych Tytuł oryginału: Puppy Patrol - Abandoned! - No cóż, jedno jest pewne - pan Harding nie przyjdzie dziś po Lotkę - obwieścił wieczorem pan Parker. - Zadzwoniłem pod numer, który nam zostawił, i usłyszałem, że „nie ma takiego numeru". W informacji powiedziano mi, że linia jest uszkodzona. Nil przygryzł wargę. Może powiedzieć tacie, czego dowiedział się od Kate? Po namyśle postanowił, że na razie nic nie powie. Chciał sam rozwiązać dziwną zagadkę fałszywego adresu, lecz ostatnie wydarzenia sprawiły, że zupełnie zapomniał o swoich zamierzeniach. Poza tym nikt nie przypuszczał, że Harding mógłby nie odebrać Lotki. - I co teraz zrobimy? - zapytał. - Poczekamy. Jutro powinien się pojawić. Może odwołano wczorajszy lot. Nil chciał wierzyć, że ojciec ma rację i że jutro wszystko się wyjaśni. 5 ^Rozdział pierwszy Pewnego wieczoru, około wpół do dziewiątej, w domu państwa Parkerów rozległo się głośne pukanie do drzwi. Drops natychmiast podniósł się z legowiska i głośno szczekając, pobiegł do przedpokoju. Tbż za nim podążyła pięcioletnia Sara. - Ja otworzę - zawołał Nil, który oglądał właśnie pasjonujący film sensacyjny. - Cisza, Drops! Bąbel, powiedziałem, że otworzę - zwrócił się do siostrzyczki, która już sięgała za klamkę. W świetle stojącej przed domem latarni zobaczył wysokiego mężczyznę. Nie widział dokładnie twarzy przybysza, ponieważ zakrywał ją cień. Było jednak na tyle jasno, by mógł dostrzec dużego, kudłatego, brązowego psa siedzącego posłusznie przy jego nodze. 7 - Słucham pana? - zwrócił się chłopiec do nieznajomego. Nagle zadrżał, bo do mieszkania wdarł się zimny podmuch powietrza. - Czy trafiłem do „Przytuliska dla psów"? -upewnił się mężczyzna. - Ta-ak. - Świetnie. Chciałbym zostawić tu swojego psa. Z kim mógłbym porozmawiać w tej sprawie? - Niestety, „Przytulisko" jest już zamknięte -odparł z lekkim zniecierpliwieniem chłopiec. Bardzo nie lubił, kiedy ludzie przyprowadzali swoje zwierzaki o tak późnej porze. Najwyraźniej nie mieli pojęcia o działalności profesjonalnego cen-trum pomocy dla psów. - To nagły wypadek. - Mężczyzna nie zamierzał ustąpić. - Mógłbym porozmawiać z twoim tatą? W tym momencie za plecami Nila stanął pan Parker. - Czy mogę w czymś pomóc? - zapytał gościa. Nil wprawdzie odsunął się od drzwi, ale ciekawość nie pozwoliła mu odejść. Przykucnął nieco dalej i drapiąc Dropsa za uszami, czekał na rozwój wydarzeń. Ze swojego miejsca doskonale widział psa, który towarzyszył mężczyźnie. Zwierzak był mieszańcem, na pewno miał w sobie coś z edreda-le teriera. O dziwo, psiak nie zwracał najmniejszej uwagi na Dropsa. Zarówno on, jak i jego właściciel 8 zdawali się nie zważać na chłód październikowego deszczowego wieczoru. Nil uważnie przyjrzał się mężczyźnie. Przybysz miał na sobie elegancki szary płaszcz. Jego czarne błyszczące włosy były tak starannie ułożone, jakby właśnie wyszedł od fryzjera. Przez tę fryzurę skojarzył się Nilowi z bohaterami starych czarno-białych filmów, które czasem oglądał w telewizji. - Nie miałem pojęcia, że szef wyśle mnie w tę podróż. W takich sytuacjach Lotką opiekuje się zazwyczaj moja siostra, ale wyjechała na kilka dni do Manchesteru - tłumaczył panu Parkerowi. -Zresztą tym razem i tak nie zostawiłbym jej psa, bo choć szczeniaki mają urodzić się dopiero za jakieś trzy tygodnie, siostra już zaczęłaby się denerwować. A znajomy polecił mi to miejsce. - Popatrzył na pana Parkera prosząco. - Mogę zapłacić podwójnie... - Nie, nie. To nie będzie konieczne - odparł pośpiesznie pan Parker. - Panie Harding, wprawdzie jest już późno, ale naprawdę znalazł się pan w kłopocie. Biorąc pod uwagę okoliczności, jestem skłonny zająć się Lotką. Potrzebuję aktualnego zaświadczenia o szczepieniu i chciałbym, by zapłacił pan za jej pobyt z góry, zgoda? Lotka. A więc tak wabił się ten pies. Kiedy pan Harding dopełniał niezbędnych formalności, Nil 9 wychylił się zza drzwi i przykucnął obok zwierzęcia, ostrożnie wyciągając do niego dłoń. Lotka ob-wąchała ją dokładnie i na znak, że nie ma nic przeciwko zawarciu bliższej znajomości, ochoczo zamachała ogonem. A gdy Nil delikatnie pogładził suczkę po kudłatym brzuchu, ta wysunęła język i polizała chłopca po ręce. Pan Harding uśmiechnął się. - Jak widzę, moja Lotka znalazła już nowego przyjaciela - zauważył i podrapał za uszami. - Mój syn ma fantastyczny kontakt ze zwierzętami - powiedział pan Parker. - Lotka będzie miała u nas bardzo dobrą opiekę, zapewniam pana. Będzie odpowiednio karmiona i pielęgnowana. Twarz pana Hardinga rozjaśnił uśmiech. - Kamień spadł mi z serca - westchnął. - Bardzo panu dziękuję. Teraz jestem już o nią spokojny. Postaram się zadzwonić z Tokio, ale to może okazać się trudne. Wie pan... różnica czasu, a poza tym przez cały czas będę biegał z jednego spotkania na drugie. - Pochylił się i pieszczotliwie poklepał Lotkę po grzbiecie. - Trzymaj się, koleżanko. Do zobaczenia za tydzień. Pamiętaj, masz być grzeczna. Podał smycz panu Parkerowi, po czym szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie, odszedł do zabłoconej białej furgonetki. Nil pomyślał, że ten brudny, nieco zaniedbany samochód zupełnie nie pasuje do tak eleganckiego właściciela. W mroku 10 błysnęły czerwone światła stopu. Nil patrzył, jak auto wolno jedzie po żwirowej alejce, a potem skręca na drogę i oddala się, nabierając prędkości. Gdy zniknęło w ciemnościach, wzruszył ramionami, po czym całą uwagę skupił na czworonożnym gościu. Lotka wciąż stała w tym samym miejscu i żywo machała swoim ogromnym puszystym ogonem, popiskując przy tym cichutko, jakby chciała przywołać swojego pana i nakłonić go, aby zabrał ją ze sobą. 11 Nilowi zrobiło się żal psa, więc podszedł i przytulił go czule. - Tatusiu, tatusiu, ten pan był... - zaczęła Sara. - Tyle razy ci mówiłam, że to niegrzecznie zbyt natarczywie przyglądać się ludziom! - upomniała ją mama, która weszła do przedpokoju. -'Ale on miał takie śmieszne włosy! - Nie bądź głuptaskiem, skarbie. A teraz biegnij na górę. Pora spać. Sara, jak co wieczór, zaczęła głośno protestować i z płaczem prosić mamę, by pozwoliła jej pobawić się jeszcze chwilkę. - Zaprowadzę Lotkę do kojca, dobrze, mamo? -zaproponował Nil, chcąc jak najszybciej wyjść z domu, by nie słuchać marudzenia siostry. - Tak, oczywiście - odparła pani Parker. - Zaraz pójdę do biura i wypiszę jej kartę. „Przytulisko", centrum hodowli, tresury i pomocy weterynaryjnej dla psów prowadzone przez państwa Parkerów, mieściło się tuż za domem. Okoliczne pola i łąki stanowiły doskonałe miejsce do szkolenia zwierzaków. Do centrum Compton, pobliskiego miasteczka, było stąd zaledwie kilka kilometrów. Nil zapiął Lotce smycz i zaprowadził ją do psiarni. Drops nie odstępował ich ani na krok. Suczka na początku całkowicie go ignorowała, ale teraz, 12 gdy owczarek zbliżył się do niej i obwąchał ją ostrożnie, nastawiła uszu i przyjrzała mu się z zainteresowaniem. - Przywitaj się z Lotką - polecił Nil Dropsowi. - To twoja nowa koleżanka. Psy trąciły się nosami, wymieniając psie pozdrowienia. Wszystko wskazywało na to, że przypadły sobie do gustu. Drops zaczął biegać dookoła i głośnym szczekaniem próbował namówić Lotkę do wspólnej zabawy. - Siad! - zawołał Nil. Drops posłusznie wykonał polecenie, a Lotka, ku zdumieniu Nila, zrobiła dokładnie to samo. Chłopiec postanowił przeprowadzić pewien eksperyment. Wiedział, że ryzykuje i że rodzice nie darują mu, jeśli suczka ucieknie. Podświadomie czuł jednak, że wszystko będzie w porządku. Pochylił się i odpiął smycz. - Zostań! - powiedział, po czym ruszył na drugi koniec placu. Drops miał szczerą ochotę pobiec za nim: wysunął łeb do przodu i niezwykle energicznie machał ogonem. Tymczasem Lotka siedziała bez ruchu i tylko nastawiała uszu, czekając na kolejne komendy. - Drops, do no... - Nil nie dokończył, bo owczarek na sam dźwięk swojego imienia rzucił się na- 13 przód i już po kilku sekundach, zdyszany i zadowolony, siedział u boku swojego pana. Lotka jednak nie podążyła jego śladem. Siedziała wciąż na swoim miejscu, posłuszna ostatniemu poleceniu Nila. - Lotka, do nogi, Lotka! - Nil klasnął w dłonie, a wtedy psiak wstał z miejsca i ruszył biegiem w jego kierunku. - Grzeczna suczka! - pochwalił chłopiec. Klepiąc ją po grzbiecie, rozglądał się dookoła: chciał mieć pewność, że rodzice nie widzieli próby, którą przed chwilą przeprowadził. Wprawdzie zapadła już noc, ale plac był bardzo dobrze oświetlony. Nil miał jednak szczęście. Nikt go nie zauważył. Zapiął Lotce smycz i wprowadził suczkę do psiarni, w której miała spędzić najbliższy tydzień. Ku jego zdumieniu Lotka karnie kroczyła tuż przy nodze. Mało tego. Nawet nie drgnęła, gdy otworzył przeraźliwie skrzypiące drzwi, a potem zapalił światło. Kiedy zaś wszystkie psy przywitały gości głośnym ujadaniem, ona jedynie nieznacznie poruszyła uszami. Jak zawsze podczas ferii „Przytulisko" było prawie pełne. Pozostał tylko jeden wolny kojec. Nil odpiął smycz i wpuścił Lotkę do środka. Wreszcie mógł dokładnie obejrzeć psa. W jarzeniowym świetle sierść Lotki stała się ciemnozłocista, tylko 14 gdzieniegdzie - na grzbiecie, na koniuszkach uszu i ogonie - przebijały czarne kosmyki. Kiedy chłopiec wyszedł, by napełnić miskę świeżą wodą, suczka starannie obwąchała wszystkie zakamarki nowego mieszkanka, a potem zawarła znajomość z najbliższymi sąsiadami. W tym samym czasie Karolina Parker wypełniała kartę pobytu nowej lokatorki. Spisanie dokładnych danych każdego psa było sprawą niezwykle ważną. - Czy mam nakarmić Lotkę? - zapytał Nil, wsuwając głowę przez otwarte drzwi. - Na kolację jest już trochę za późno - odparła po namyśle mama - ale możesz dać jej jedno psie ciasteczko. Karma jest w spiżarni. Spiżarnia znajdowała się w drugim z budynków należących do „Przytuliska", więc przyniesienie ciasteczka nie zajęło Nilowi wiele czasu. Ledwie wszedł do psiarni, ze wszystkich stron rozległy się poszczekiwania. Chłopiec nie mógł przejść obojętnie obok żadnego kojca - każdemu psiakowi musiał poświęcić choć chwilkę. Szczególną sympatią darzył Cezara. Był to owczarek niemiecki, częsty gość „Przytuliska" - właściciele psa bowiem regularnie wyjeżdżali za granicę. Większość „pensjonariuszy" szybko przystosowywała się do nowych warunków. Państwo Parke-rowie otaczali je troskliwą opieką, dbali o ich 15 sprawność i dobre samopoczucie. Bardzo rzadko do „Przytuliska" trafiał pies, z którym nie mogli dać sobie rady. Zazwyczaj proponowali, by właściciele zostawiali psy najpierw na jedną noc. Dzięki temu zwierzęta łatwiej przywykały do nowego miejsca i lepiej znosiły dłuższą rozłąkę. Oczywiście, zdarzały się też bardzo trudne sytuacje. Najwięcej kłopotów sprawiały psy maltretowane i zaniedbywane przez właścicieli - niełatwo było Parkerom zdobyć zaufanie nieszczęsnych stworzeń. Kiedy Nil wrócił do kojca Lotki, pies leżał na legowisku z głową opartą na wyciągniętych łapach. - A, odpoczywasz! Chodź, mam coś dla ciebie! Podniosła się i podeszła do chłopca. Ostrożnie obwąchała ciasteczko, wzięła je do pyska i natychmiast wypuściła na ziemię. - Nie chcesz? - Nil nie spodziewał się takiej reakcji. Ona jednak nie miała najmniejszej ochoty na posiłek w przeciwieństwie do Dropsa, który łakomym wzrokiem spoglądał na przysmak. Lotka z powrotem ułożyła się na posłaniu i zaskomlała cichutko. Może ciąża sprawia, że jest taka zmęczona, pomyślał Nil. - Głowa do góry, Lotusiu! Jutro będzie lepiej! -pocieszył ją. 16 Po chwili zgasił światło i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Obudził go radosny śmiech siostrzyczki. Sara z głośnym tupotem zbiegała ze schodów. Zły, że przerwała mu błogi sen, nakrył głowę poduszką i zamknął oczy. Za wszelką cenę chciał jeszcze trochę podrzemać. Sara już od samego rana była pełna energii, czego nie można powiedzieć o Nilu. Na dole, w kuchni, przy dużym drewnianym stole, siedzieli rodzice i Emilka, druga siostra Nila. Omawiano plany na nadchodzący dzień. „Przytulisko" było rodzinnym przedsięwzięciem, więc dzieci w miarę sił pomagały rodzicom. Mimo to wciąż brakowało rąk do pracy, więc państwo Parkerowie zatrudniali jako pomoc pannę Kate McGuire. - Wciąż jeszcze nie znaleźliśmy nowego domu dla Korala i Cekina - powiedziała Emilka. - Najwyższy czas, by do akcji wkroczył Psi Patrol! Psim Patrolem nazwali Parkerów koledzy z klasy Nila i mieszkańcy Compton. - Mam pomysł - Emilka spojrzała z powagą na rodziców, ale nie powiedziała na razie nic więcej, czekając, aż Sara wreszcie usadowi się na swoim miejscu. Koral i ?«$??3>«}? to dwa małe kundelki. Miały około /??? |tvg©Hfii- Ktoś porzucił szczenięta I-O W Ni .„ \1 *??> ij 17 przy torach kolejowych, ale w porę znaleźli je Emilka i Nil. Teraz należało poszukać pieskom nowych właścicieli. - Świetnie - pan Parker skinął głową. - Słuchamy. - Moim zdaniem powinniśmy je zatrzymać! -wtrąciła Sara, wsypując do miski pół pudełka płatków kukurydzianych, z czego część spadła na podłogę. Na szczęście pod stołem leżał Drops, który jak odkurzacz pochłonął płatki. 18 - Uważaj, Saro! - Mama odsunęła pudełko na drugi koniec stołu. - Dobrze wiesz, że nie możemy mieć więcej zwierząt. Drops i Tbptuś w zupełności nam wystarczą. Emilka chrząknęła znacząco, zdenerwowana, że rodzina nie pozwala jej dojść do głosu. - Pomyślałam sobie - odezwała się - że najlepiej będzie, jeśli zadzwonimy do pana ??????'? i poprosimy, żeby napisał o Koralu i Cekinie w Nowinkach z Compton. Pan Brooke, redaktor lokalnej gazety, czasami zostawiał w „Przytulisku" ukochaną suczkę imieniem Dama. Zawsze był gotów poświęcić podopiecznym Parkerów trochę miejsca w swoim piśmie. - Doskonały pomysł, Emilko - stwierdził tata. -Zadzwonię do niego po śniadaniu. - A czy ja nie mogłabym tego zrobić? Bob i Karolina wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wiedzieli, jak córce zależy na losie szczeniąt. - Dobrze - zgodził się pan Parker. - Poproś, by połączono cię z panem Brookiem, i nie zapomnij powiedzieć, że dzwonisz z „Przytuliska"! Emilka z zadowoleniem skinęła głową i czym prędzej zabrała się do jedzenia. Koral i Cekin to takie słodkie szczenięta... Gdy ludzie zobaczą na zdjęciu w gazecie ich śliczne mordki, pół Compton będzie chciało zaopiekować się pieskami. 19 Do kuchni wszedł Nil. Nawet nie usiadł przy stole, tylko sięgnął po kanapkę z dżemem. - Idę zobaczyć, co u Lotki - wyjaśnił i ruszył do drzwi. Za nim podążył Drops. - Nil! Zaraz będę dzwonić do gazety w sprawie Korala i Cekina! - pochwaliła się siostra. - To wspaniale, Em! - usłyszała głos brata z przedpokoju. Pani Parker westchnęła ciężko. - Rankiem ten dom przypomina dworzec. Każdy śpieszy się gdzieś w swoją stronę. Była to celna uwaga. Nil każdy dzień zawsze rozpoczynał od wizyty w psiarni. Zasypiał z myślą o psach i psy były jego pierwszą myślą tuż po przebudzeniu. Tego ranka z niecierpliwością oczekiwał chwili, kiedy znowu zobaczy Lotkę. Ten psiak miał w sobie coś niezwykłego. Coś, co wyróżniało go spośród reszty lokatorów „Przytuliska" i czego Nil w żaden sposób nie potrafił zrozumieć. J ?? "w *? Rozdział drugi mm - Jak pan widzi, sytuacja jest bardzo trudna. Nie wiem, co będzie, jeśli nie uda się nam znaleźć dla nich nowego domu - mówiła Emilka z przejęciem, mocno ściskając słuchawkę. Nil był pewien, że pan Brooke nie pozostanie obojętny na prośbę jego siostry. - Dziś rano? Tak, tak, bardzo dobrze. Serdecznie panu dziękuję. - Emilka odłożyła słuchawkę i z radości zacisnęła pięść. - Hurra! - krzyknęła. -Pan Brooke przyśle do nas fotoreportera! - Świetnie się spisałaś, córeczko - pochwaliła ją mama. - No, no, kto wie, może zostaniesz naszym rzecznikiem prasowym? - dodała ze śmiechem. Emilka odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów. 21 - Trzeba zacząć działać. Ostatnio prawie nikt nie zagląda do „Przytuliska". - Jak zawsze podczas ferii i wakacji - zauważył Nil. - Prawie wszyscy wyjeżdżają. Dlatego zresztą mamy teraz tak wielu pensjonariuszy. - Niestety, w czasie wakacji ludzie częściej porzucają swoje zwierzaki - wtrącił pan Parker. - Po prostu nie chcą płacić za opiekę nad nimi. Nil w zamyśleniu popatrzył na Dropsa, któremu on i jego rodzina uratowali życie. Jak okrutni są niektórzy ludzie! Na myśl o tym chłopiec aż zatrząsł się z oburzenia. - No, dość tego gadania - wtrąciła pani Karolina, widząc przygnębione miny domowników. - Lepiej pomóżmy Emilce. Kto wie, może za kilka dni odwiedzą nas tłumy chętnych do zabrania Korala i Cekina. - No właśnie, szkoda czasu na gadanie! - potwierdziła Emilka. - Nie mogę zająć się wszystkim sama! Trzeba przecież przygotować „Przytulisko" na przyjście fotoreportera! - Tak jest! - wykrzyknął pan Bob, salutując z powagą. - Może powinnaś zostać naszym dowódcą, co? Blade, bezchmurne niebo i złociste promienie porannego słońca zapowiadały piękny dzień. Dochodzące z psiarni głośne szczekanie dowodziło, że 22 Kate jest już w pracy, a jej wygłodniali podopieczni wprost nie mogą doczekać się śniadania. - Dzień dobry, Kate! - zawołał Nil, krocząc pomiędzy rzędami kojców. - Cześć, Nil. - Kate zmierzała w jego kierunku z kilkoma miskami w rękach. Miała na sobie dżinsy i bawełnianą bluzę. Długie jasne włosy zaplotła niedbale w warkocz. - Pewnie masz dziś sporo pracy? - zagadnęła chłopca. Nil zerknął na zegarek. - Tak, ale najpierw muszę wyprowadzić Dropsa. - Ooo, a to kto? - Dziewczyna stanęła przy kojcu Lotki i postawiła na podłodze miski, by przywitać się z nowym gościem. - Cześć. Nie było cię tu wcześniej, prawda? - To jest Lotka - wyjaśnił Nil i opowiedział dziewczynie o wieczornej wizycie pana Hardinga. - Za trzy tygodnie będzie miała szczenięta - dorzucił na koniec. - Naprawdę? - Kate przyjrzała się uważnie -Nie widać, że jest w ciąży - stwierdziła, delikatnie głaszcząc psa. - Ale to normalne, bo suki noszą małe tuż przy żebrach. Dopiero w ostatnim tygodniu szczenięta przesuwają się niżej i przygotowują do przyjścia na świat. A Lotka ma tak gęstą sierść, że nie widać jej brzucha! Nil roześmiał się. Wszedł do kojca, zdjął z haka smycz i przypiął ją do obroży Lotki. 23 - Zabieram ją razem z Dropsem - powiedział. - Mógłbyś wziąć jeszcze dwa psy? Prawie wszystkie czekają na spacer. - Nie ma sprawy. Obojętnie które? - Weź Gryzia i Gaję. Są małe, więc łatwiej ci będzie nad nimi zapanować - powiedziała Kate z troską. - Chyba nie myślisz, że nie poradziłbym sobie z dużymi psami?! - obruszył się Nil. - Żartowałam! - Dziewczyna mrugnęła do niego porozumiewawczo. Nil udał, że chce kopnąć Kate w kostkę, ale dziewczyna zwinnie odskoczyła i odeszła, podniósłszy miski z podłogi. - Nakarmię resztę głodomorów i przyjdę ci pomóc! - krzyknęła jeszcze, odwracając się przez ramię. Nil przywiązał smycz Lotki do uchwytu przy drzwiach i poszedł po dwa pozostałe psy. Oba były stałymi gośćmi „Przytuliska" i chłopiec zdążył je już bardzo dobrze poznać. Gaja, kudłaty pies rasy Jack Russell terier, miała pogodne i żywe usposobienie, natomiast Gryzio był ociężałym, grubym jamnikiem, który ponad wszystko kochał jedzenie i spanie. Nil nie miał wątpliwości, że właśnie jemu najbardziej przydałoby się więcej ruchu. Wkrótce do chłopca i jego gromadki dołączyła Kate z czterema innymi psami. Zwierzaki donośnym szczekaniem ogłaszały światu swoją ra- 24 dość, lecz Kate zdecydowanie przywołała je do porządku. - Cisza! - krzyknęła tak głośno, że nawet Nil przystanął z wrażenia. Chłopiec poprowadził trójkę podopiecznych w kierunku bramy. Nagle stanął i zagwizdał przeciągle. Tak jak się spodziewał, spod rozłożystego krzaka wyskoczył kosmaty czarno-biały olbrzym i jak strzała pomknął do wyjścia. - Hej, Drops, poczekaj na nas! - krzyknęła Kate. Kiedy dotarli do furtki, Drops czekał na nich, niecierpliwie machając ogonem. Nareszcie będzie miał okazję pokazać innym psom, co potrafi! - Otwórz furtkę, Drops! - rozkazał Nil. 25 Owczarek stanął na tylnych łapach, przednimi oparł się o furtkę i mocno trącił klamkę nosem. Nil pochwalił go i z uznaniem poklepał po grzbiecie. Poczekał, aż wszyscy wyjdą na zewnątrz, i zamknął furtkę. - Musisz jeszcze nauczyć Dropsa zatrzaskiwać furtkę - zaśmiała się Kate. Wyszli na rozległą polanę. Gaja wybiegła naprzód, z całej siły ciągnąc za smycz, a Gryzio jak zwykle człapał z tyłu. Za to Lotka karnie dotrzymywała kroku Nilowi. Drops bez smyczy biegł nieco dalej, ale co chwila okrążał całą gromadkę wielkim kołem, jakby chciał się upewnić, czy nikogo nie brakuje. Nil i Kate lubili puszczać psy wolno i patrzeć, jak cieszą się swobodą. W takich wypadkach musieli jednak zachowywać czujność, bo niewiele psów było tak posłusznych jak Drops. Spuszczone ze smyczy zwierzęta bardzo często bywały nieobliczalne. Gaja na przykład natychmiast znikała w pierwszej napotkanej zajęczej norze, a Gryzio zaszywał się w gęstej trawie i czekał, aż opiekunowie znajdą go i zabiorą do domu. Kate przyprowadziła ze sobą dwa golden retrie-very - Alfa i Norę - oraz setera irlandzkiego imieniem Mikrus. Mikrusa musiała nieustannie pilnować - wystarczy chwila nieuwagi, a wyrwie się i pomknie jak strzała, przepadłszy gdzieś bez śladu. 26 Nil przez całą drogę zastanawiał się, czy może zaufać Lotce i ją także spuścić ze smyczy. Wprawdzie wieczorem na placu przed „Przytuliskiem" spisała się bez zarzutu, ale nie miał żadnej gwarancji, że tu, na otwartej przestrzeni, zachowa się dokładnie tak samo. Ciekawe, czy przybiegłaby do niego, gdyby zawołał ją po imieniu? - Pozwolisz Lotce trochę pobiegać? - z zamyślenia wyrwał go głos Kate. - Właśnie o tym myślałem - odparł. - Chyba zaryzykuję. Dotychczas była bardzo grzeczna. Wreszcie dotarli do drugiego krańca polany. Minęli kolejną bramę i weszli na ścieżkę wiodącą na wysokie, dość strome wzniesienie. Z góry widać było całe Compton i okolice: pola, domki i krowy pasące się na zielonych pastwiskach. Biedny Gryzio dyszał ciężko, z mozołem wspinając się pod górę, więc Nil trochę zwolnił. Drops przystanął, a po chwili, nieco zniecierpliwiony, zaczął krążyć wokół chłopca. Nil pomyślał, że to doskonała okazja, by dać Lotce trochę swobody. Pochylił się i odpiął smycz. - Nie zawiedź mnie, Lotusiu - powiedział. -Mam nadzieję, że będziesz posłuszna tak jak Drops! W odpowiedzi suczka spojrzała na chłopca mądrymi ślepiami, jakby chciała w ten sposób powiedzieć, że rozumie jego prośbę, po czym podbiegła 27 do Dropsa. Oba psy ruszyły pędem przed siebie, ścigając się jak para psotnych szczeniąt. Nil obserwował z uciechą, jak w szalonym tempie zbiegają ze wzgórza. I wtedy uświadomił sobie, że biegną ku rzece. - O, nie! Tylko nie to! - jęknął. Mama będzie wściekła, jeśli Drops wytarza się w błocie. Bez chwili namysłu chłopiec wsunął do ust dwa palce i głośno zagwizdał. - Drops! Lotka! Do nogi! Drops! - krzyknął. Oba psy zwolniły. Lotka obejrzała się niepewnie, a Drops jak strzała pomknął w stronę Nila. - Lotka! - zawołał jeszcze raz chłopiec. - Lotka, do nogi! Lotka natychmiast zawróciła i po kilku sekundach dogoniła Dropsa. - Grzeczne pieski! - Nil wyjął z kieszeni dwa psie ciasteczka, które na wszelki wypadek zawsze nosił przy sobie, i podsunął je psiakom. Bardzo go zaintrygowało posłuszeństwo Lotki. Był ciekaw, kto ją tak świetnie wyszkolił. Harding powiedział, że mieszka w Compton, a przecież w całej okolicy tylko Parkerowie prowadzili szkółkę dla psów. Lotka na pewno nie miała więcej niż dwa lata i najprawdopodobniej od zawsze mieszkała u Hardinga. Były tylko dwie możliwości: albo jest cudownie pojętnym psem, albo została wyszkolona przez świetnych specjalistów. A jeśli tak, 28 Nil musi wiedzieć, kto i gdzie zajmował się jej tresurą. Cała grupa dotarła wreszcie na szczyt wzgórza. Kate usiadła na ogromnym kamieniu, a obok niej na smyczy podskakiwał Mikrus. - Wszystko w porządku? - spytała Nila. - Tak, jasne. Widziałaś Lotkę, jak do mnie przybiegła? - Widziałam. Bardzo ryzykowałeś, puszczając ją wolno. Pomyślałeś, co by było, gdyby nie wróciła? Nil postanowił, że lepiej nie mówić Kate o wczorajszym eksperymencie. - Po prostu czułem, że wróci - wzruszył ramionami. - Bardziej obawiałem się, że i ona, i Drops skąpią się w rzece. Ciekawe, jak radzi sobie z aportowaniem. Założę się, że jest świetna. - Zaraz się przekonamy - powiedziała Kate, wstając z miejsca. Zawołała psy. Te natychmiast stanęły u jej boku. Po chwili wszyscy schodzili w dół wąską ścieżką prowadzącą na niewielką polanę otoczoną rozłożystymi drzewami i gęstymi krzewami. Nil bardzo często przyprowadzał tu Dropsa, aby trochę poćwiczyć. Było tu cicho, spokojnie i nic nie rozpraszało ich uwagi. Nil zaczepił smycze Gryzia i Gai o gruby konar, a Kate przywiązała do sąsiedniego drzewa oba gol-den retrievery i Mikrusa. 29 - Proszę grzecznie siedzieć i obserwować! - polecił Nil. - Może się czegoś nauczycie. Gryzio miękko klapnął brzuchem o ziemię, zadowolony, że nareszcie może trochę odpocząć. Kate stanęła z boku i uważnie obserwowała, jak Nil przygotowuje Lotkę do aportowania. - Siad! - rozkazał. Lotka posłusznie spełniła polecenie. - Noga! Tymczasem Drops czujnie obserwował Nila, gotów w każdej chwili włączyć się do zabawy. - Leżeć, Drops! - przykazał Nil. - Przykro mi, ale na razie musisz zostać na miejscu. Potem pochylił się i podniósł z ziemi niewielki patyk. - Masz, Lotka. Powąchaj - podsunął patyk psu, poczekał chwilę, a potem odwrócił się i rzucił kijek daleko przed siebie. - Przynieś, Lotka! Suczka pędem ruszyła przed siebie. Zaawansowana ciąża nie przeszkodziła jej w szaleńczym biegu. Już po kilku sekundach stała przed Nilem z patykiem w pysku. Po chwili usiadła i podniósłszy wzrok na Nila, czekała na dalsze komendy. - Daj - powiedział Nil i lekko uderzył dłonią o udo. Lotka natychmiast wypuściła z pyska zdobycz, potem podniosła się i okrążyła Nila, by w końcu przysiąść tuż przy jego nodze. Nil z wrażenia 30 wstrzymał oddech. Nigdy jeszcze nie widział tak wspaniałego pokazu posłuszeństwa. - Brawo, Lotka! - Kate krzyknęła z podziwem i klasnęła w dłonie. - Ten pies jest nadzwyczajny! - Ta-ak - Nil w zamyśleniu pokiwał głową. Nadal dręczyło go pytanie, gdzie Lotka nauczyła się tych wszystkich sztuczek. Już miał zagadnąć Kate, czy przypadkiem nie słyszała o jakichś treserach mieszkających w Compton lub okolicy, gdy nagle Mikrus, który jakimś cudem zdołał odczepić smycz z gałęzi, pognał przed siebie co sił w łapach, poszczekując przy tym z zadowoleniem. - Stój! - zawołała przerażona Kate. Niestety, rozbrykany seter ani myślał rezygnować z zabawy. Pędził w dół stromego zbocza, ciągnąc za sobą smycz. - Przecież nie zdołamy go złapać - jęknęła Kate. - Gdyby uciekł Gryzio, nie byłoby problemu. - Kate! - Nil mocno chwycił ją za ramię. - Tam jest to ogrodzenie! Mikrus gnał prosto na drucianą siatkę będącą pod napięciem elektrycznym. - Trzymaj! - Kate podała Nilowi smycz Nory. -Muszę go zatrzymać! - wykrzyknęła rozpaczliwie i ruszyła w pościg za Mikrusem. - Biegnij za nimi, Drops! - rozkazał Nil. Owczarek zerwał się z miejsca i pomknął w dół zbocza. Nagle Nil zauważył, że do Kate zbliża się 31 Lotka. Po chwili suka wyprzedziła dziewczynę, zrobiła jeszcze kilka potężnych susów, dopadła Mikrusa i chwyciła zębami sunącą po trawie smycz. Seter zatrzymał się gwałtownie, na kilka metrów przed ogrodzeniem. Chwilę później Mikrus potulnie człapał za Lotką, która nie wypuszczając smyczy z pyska, prowadziła kolegę na polanę. Podniecony Drops biegał wokół nich, czuwając, by przypadkiem nie pomylili drogi. - Nil! Nil! - Kate przecierała oczy ze zdumienia. - Jak to dobrze, że kazałeś Lotce za mną pobiec! To był naprawdę świetny pomysł! - mówiła zdyszana. - Ale skąd wiedziałeś, że się uda? Nil potrząsnął głową. - Niczego jej nie kazałem - przyznał. - Sama to zrobiła. Po prostu dołączyła do Dropsa. 32 - Niesamowite! Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś podobnego! Kto jest jej właścicielem? - Facet nazwiskiem Harding. Mieszka w Compton. Zostawił Lotkę na tydzień, bo musiał wyjechać w służbową podróż do Japonii. - Zaraz, zaraz - Kate zastanowiła się. - Skoro mieszka w Compton, to kto tak świetnie wyszkolił Lotkę? O ile wiem, tylko my zajmujemy się tresurą. Mam nadzieję, że w okolicy nie pojawiła się konkurencja... - Na razie nie mówmy o tym mamie i tacie, dobrze? - zaproponował Nil. - Zamierzam sam rozwiązać tę tajemnicę. %^ Rozdział trzeci ? TC 1% Kiedy weszli na teren „Przytuliska", Nil nerwowo spojrzał na zegarek. - O rany! - przeraził się. - Zapomniałem, że dziś przychodzi fotoreporter. Miałem pomóc Emilce w sprzątaniu. Szybko zaprowadził psy do boksów i zaraz popędził do drugiego budynku, gdzie umówił się z siostrą. Na miejscu okazało się, że Emilka sama poradziła sobie z zadaniem. Wnętrze budynku, zawsze schludne i zadbane, teraz wprost lśniło czystością. Nil gwizdał beztrosko, próbując zagłuszyć dręczące go poczucie winy. Siostra spiorunowała go wzrokiem, gdy dołączył do rodziny zgromadzonej wokół kojca. Emilka rozmawiała właśnie z fotoreporterem, który trzymał na ręku Korala i głaskał go czule. 34 - Gdybym tylko mógł, sam chętnie zabrałbym tego malucha do siebie - rzekł, przytulając do siebie malutką futrzaną kulkę. - Może powinnam pana namówić? - spytała pani Parker. - Nie, nie mógłbym się podjąć opieki nad nim -powiedział ze smutkiem mężczyzna i podał maleństwo Emilce. - Pracuję o różnych porach i bardzo rzadko bywam w domu. - Jaka szkoda... - westchnęła pani Karolina. Fotoreporter był młodym człowiekiem o długich, związanych w kucyk włosach. Nil rozpoznał go natychmiast. - To pan robił zdjęcia podczas letniego festynu, prawda? Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się. - Jake Fielding - przedstawił się, podając Nilowi rękę. - A gdzie podziewa się Drops? - Pewnie jak zwykle śpi pod swoim ulubionym krzakiem. Przed chwilą wrócił z długiego spaceru. - Nil podszedł do drzwi wejściowych i gwizdnął przeciągle. Niemal w tym samym momencie do budynku wpadł Drops. Pędził jak burza, lecz tuż przed stopami Nila wyhamował i usiadł grzecznie, patrząc wyczekująco. Nil wsunął dłoń do kieszeni w poszukiwaniu psiego ciasteczka. 35 Jake ukląkł i pogładził psa po grzbiecie. - Piękny jesteś, Drops - rzekł z podziwem. -Chciałbym mieć takiego psa. Drops był najwyraźniej zachwycony okazywa- ? nym mu zainteresowaniem. Śmiało wsunął nos do kieszeni fotoreportera, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie znajdzie tam jakichś smakołyków. Bardzo to wszystkich rozbawiło. - Dobra, a teraz do roboty - Jake wstał i z podręcznej torby wyciągnął przenośny komputer. - Proszę mi powiedzieć coś na temat Korala i Cekina. A tak przy okazji, mają bardzo fajne imiona. Emilka wystąpiła kilka kroków naprzód. Na ręku trzymała dwa popiskujące brązowo- kremowe szczeniaczki. Czekała na tę chwilę przez cały ranek, ale teraz opuściła ją odwaga. Jednak pomimo tremy dokładnie opowiedziała Jake'owi historię maluchów. - A właściwie jakiej one są rasy? - zapytał, gdy skończyła. - Trudno powiedzieć - odparła pani Parker. -To mieszańce. Mają coś z boksera i może coś ze Staffordshire bulteriera. Jedno jest pewne. To bardzo miłe, mądre i ufne psiaki, choć, trzeba przyznać, potrafią pokazać pazurki! - Widzę, że świetnie zna pani swoich podopiecznych! - Jake roześmiał się. 36 - Proszę popatrzeć, mamy ich tu bardzo wielu -wtrąciła Emilka. - Wśród nich jest bardzo dużo psów rasowych. Okazuje się, że bywają porzucane równie często jak zwykłe kundelki. - Naprawdę? - zdumiał się fotoreporter. - Sądziłem, że jeśli ludzie wydają na psa dużo pieniędzy, to potem troskliwie się nim opiekują. - To nie tak. Bardzo często ludzie nie biorą pod uwagę, że małe pieski wyrastają na olbrzymy, które potrzebują ogromnych ilości jedzenia i które ponadto trzeba wytresować - wyjaśniła dziewczynka. - A kiedy zachorują, wymagają kosztownego leczenia. - Chyba tylko ktoś bez serca może porzucić własnego psa wtedy, kiedy jest chory i najbardziej potrzebuje opieki! - Jake był szczerze oburzony. Pani Karolina wzięła od Emilki jednego z maluchów. - Wydaje mi się, że pojawienie się tych szczeniąt na świecie było dla właściciela wielkim zaskoczeniem - powiedziała. - Być może matka to najczystszej krwi Staffordshire bulterier, ale dzieci okazały się mieszańcami i dlatego nie można ich było sprzedać za przyzwoitą cenę. - To strasznie przykre. - Jake w zamyśleniu patrzył na szczeniaki. Potem przygotował aparat. -Uwaga... Emilko, zrobimy zbliżenie. Weź maluchy na ręce. O, tak, i trzymaj je tuż przy twarzy. Swiet- 37 nie. Nasi czytelnicy będą wzruszeni. No, koledzy, uśmiech! Emilka roześmiała się, a jeden z psiaków polizał ją po policzku dokładnie wtedy, gdy rozległ się trzask migawki. - Doskonale! Uwaga, jeszcze raz! Jake zrobił mnóstwo różnych ujęć. Szczeniaczki przez cały czas wierciły się i popiskiwały cichutko, trochę znudzone długim pozowaniem, za to Emilka wytrwale uśmiechała się do obiektywu. - Już chyba wystarczy - orzekł w końcu Jake. Przewinął film, a potem wyjął go z aparatu i zapisawszy coś na etykietce, wsunął rolkę do jednej z licznych kieszeni. - Aha, byłbym zapomniał. Proszę mi jeszcze powiedzieć, który jest Koral, a który Cekin. 38 Nil wziął z rąk siostry jednego z psiaków. - Są tak podobne, że sam mam kłopoty z odróżnieniem - przyznał. - To jest Cekin - Emilka obrzuciła brata surowym spojrzeniem. - Jeszcze nie nauczyłeś się ich rozpoznawać? Cekin ma trzy białe łapki i jedną brązową, a Koral ma wszystkie łapki białe. Gdybyś spędzał z nimi tyle czasu co ja, to... W powietrzu wisiała kłótnia, lecz na szczęście zapobiegło jej pojawienie się pana Parkera. - Nil, jeżeli skończyłeś, idź pomóż Kate - powiedział do syna i zniknął za drzwiami. - W porządku. - Chłopiec podał siostrze Cekina i pośpiesznie pożegnał się z Jakiem. - Czekam na pański reportaż - rzucił jeszcze na odchodnym. Kate krzątała się w sąsiednim budynku. - Cztery psy wracają dziś do domu, a na ich miejsce przyjeżdżają następne cztery - poinformowała Nila. - Pomożesz mi posprzątać w kojcach? Nil skinął głową, choć nie przepadał za tym zajęciem. - Na każde z nas przypada po dwa kojce - dodała. - Ja będę po drugiej stronie, a ty możesz zostać tutaj. Przy okazji zajrzyj do naszej bohaterki. Dzisiejszy pościg za Mikrusem chyba jednak trochę ją zmęczył. A wracając do naszej rozmowy: po- 39 pytam, czy ktoś nie słyszał o jakimś nowym treserze - obiecała Nilowi. - Czy Harding powiedział, od jak dawna mieszka w Compton? Nil pokręcił głową. - Wiadomo tylko, że mieszka na Dale End Road 149. Sprawdziłem to na karcie. - Hm... - Kate zamyśliła się, ale nie poruszyła już tego tematu. Powiedziała tylko, że przyjdzie później, by sprawdzić, jak poradził sobie ze sprzątaniem. Nil, zanim wziął się do pracy, podszedł do kojca Lotki. Suczka spała z łbem wspartym na przednich łapach. Chłopiec zauważył, że w przeciwieństwie do innych psów Lotka bardzo niewiele jada. Teraz zdołała przełknąć zaledwie połowę swojej porcji, choć podczas spaceru zużyła mnóstwo energii. Nieco zaniepokojony, wziął do ręki szczotkę i zabrał się do szorowania pustego kojca. Wieczorem Lotka znowu prawie nic nie zjadła. Nil wspomniał o tym mamie podczas ostatniego obchodu. - Może powinienem przynieść jej kawałek surowego mięsa? - zapytał. - Nie ma potrzeby - odparła mama. - Nic jej nie jest. Ciężarne suki ną ogół jedzą bardzo dużo, ale bywa, że zupełnie tracą apetyt. W każdym ra- 40 zie jutro powinna trochę odpocząć. Wystarczy jej krótki spacer po placu. - W porządku. Zresztą bardzo dobrze się składa, bo chciałem wpaść do Chrisa. Chris Wilson był najlepszym przyjacielem Nila. - Ma mi pokazać swój nowy rower. Prawdę mówiąc, mnie też przydałby się nowy... - dorzucił nieśmiało. - W takim razie zastanów się, jak na niego zarobić. - Pani Karolina rozejrzała się znacząco. - Te ściany bardzo, ale to bardzo proszą o pomalowanie... - Ojej, mamo! -jęknął chłopiec. Wyglądało na to, że jego stary i trochę już za mały rower nieprędko przejdzie na zasłużoną emeryturę. %^ Rozdział czwarty ? ? # e wtorek było pochmurno, padał deszcz ? ?! i wszyscy byli w wyjątkowo kiepskim na-W W stroju. Nawet psy wydawały się dziwnie osowiałe i senne. Drops leżał na swoim legowisku z łbem opartym na łapach. Sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę na przechadzkę, lecz za każdym razem, gdy otwierały się drzwi i podmuch wiatru przynosił do mieszkania zimne krople deszczu, pies cofał się nieznacznie i kulił pod siebie ogon. W „Przytulisku" panował niezwykły spokój. Psy nie miały ochoty ani na zabawę, ani na jedzenie. Nil i Emilka próbowali namówić na spacer Gryzia, ale ich wysiłki spełzły na niczym. Zapięli mu smycz, lecz nie nakłonili go do przechadzki: pies ciężko przypadł do ziemi i zaparł się, wbijając 42 pazurki w podłogę. Nie pozostało nic innego, jak tylko zostawić go w spokoju. Nil poszedł do swojego pokoju, wyciągnął się na tapczanie i w zamyśleniu zaczął przeglądać magazyn sportowy. - Hej, co z tobą? - zagadnęła go Emilka, przysiadając na brzegu tapczanu. - Cały czas myślę o Lotce - westchnął chłopiec. - To ten brązowy pies, który uratował Mikrusa? - Tak. To najinteligentniejszy i najzdolniejszy pies, jakiego widziałem. Będzie u nas jeszcze tylko przez parę dni, ale zrobię wszystko, żeby przez ten czas dowiedzieć się, co jeszcze potrafi. - Spodziewa się małych, prawda? - spytała Emilka. - Jak myślisz - jest szansa, żeby urodziły się u nas? - Niestety. Ma rodzić dopiero za dwa i pół tygodnia, a pan Harding zabiera ją w piątek. - Mówisz o tym facecie, który ją przyprowadził? - Emilka pogardliwie wydęła wargi. - No tak. A o co chodzi? - Uważam, że Sara miała rację. On naprawdę jest dziwny. - Ale Sara wcale tego nie powiedziała - zauważył Nil. - Wiem. Powiedziała, że jest śmieszny. - A właściwie czemu się czepiasz Hardinga? - obruszył się Nil. - Widziałem go i wydał mi się zupełnie 43 normalny. A najważniejsze, że łączy go z Lotką bardzo silna więź. Od razu widać. Przecież nawet go nie widziałaś! - dodał. - Wolałaś gapić się w telewizor! Emilka skwitowała tę przemowę wzruszeniem ramion. - Mów, co chcesz, ale ja mam przeczucie, że coś z nim jest nie tak - powiedziała z przekonaniem. - Nie możesz polegać na tym, co mówi Sara. To jeszcze dziecko. - Wiesz co? Lepiej chodźmy odwiedzić tę twoją fantastyczną Lotkę - Emilka przezornie zmieniła temat w obawie, że za chwilę rozmowa zamieni się w zażartą kłótnię. Wydawało się, że tego dnia każdy szuka pretekstu do kłótni. Rodzice właśnie spierali się, na jaki kolor pomalować ściany psiarni. Według mamy idealna byłaby zieleń, natomiast tata przekonywał, że powinni zdecydować się na biel, która rozjaśniłaby wnętrze budynku. Sara także była w złym humorze, bo od rana nie mogła znaleźć ukochanej lalki. Dlatego Emilka i Nil postanowili jak najszybciej wyjść z domu. Na ich widok Lotka usiadła i z radością zamachała ogonem. - Chyba chce iść na spacer - zauważyła Emilka. - Możliwe. Chodź, wyprowadzimy ją na plac -zaproponował Nil. - Nie chcę zabierać jej zbyt daleko. 9 44 Właśnie zapinali jej smycz, gdy pojawił się Drops. Po chwili cała czwórka wyszła na zewnątrz. Na początku Lotka wykonała kilka poleceń Nila, a potem aportowała piłkę, którą rzuciła jej Emilka. - To dla niej pestka - stwierdził Nil. - Potrafi o wiele więcej. - Ciekawa jestem, czy umie odróżniać stronę lewą od prawej? - zastanawiała się głośno Emilka. - Sprawdź. Emilka rzuciła piłkę, ale tym razem kazała Lotce zostać na miejscu. Potem zawołała: - W prawo, Lotka. Biegnij w prawo! 45 Ku jej zdumieniu pies pogalopował w kierunku rosnącego po prawej stronie krzaku, po czym zatrzymał się i spojrzał pytająco na Emilkę. - Dobrze, Lotka! Teraz w lewo! W lewo! - wykrzyknęła dziewczynka, a Lotka posłusznie przebiegła na wskazaną stronę. Emilka z podziwem potrząsnęła głową. - To jest niesamowite! Miałeś rację! - zawołała podekscytowana. - A teraz uwaga! Lotka, biegnij w kółko, no, w kółko! - Zakreśliła w powietrzu duży okrąg. Lotka zawahała się, jakby próbowała coś sobie przypomnieć. Być może kiedyś uczyła się tej sztuczki. Nagle ruszyła naprzód i zatoczywszy szeroki łuk, okrążyła plac. Emilka podbiegła do niej i z uznaniem poklepała ją po grzbiecie. - Wspaniale! Jesteś bardzo mądra! - wzięła od Nila torebkę z psimi ciasteczkami. - Musiała mieć świetnego tresera - powiedziała do brata. W odpowiedzi chłopiec mruknął coś niewyraźnie. On i Kate już zajęli się tą sprawą. Ostatni popis utwierdził go w przekonaniu, że musi jak najszybciej rozwikłać tajemnicę nadzwyczajnych umiejętności Lotki. Następnego ranka przestało padać. Nil obiecał Chrisowi, że pojedzie z nim na wycieczkę rowero- 46 wą. Przed wyjazdem wstąpił na chwilę do „Przytuliska", by przywitać się ze swymi czworonożnymi przyjaciółmi. Tego dnia Gryzio miał wrócić do domu. - Wypisałam wszystkie zalecenia co do jego diety - powiedziała Kate. - Dam je właścicielom Gryzia. Jak można było doprowadzić psa do takiego stanu? - westchnęła. - Aha. Przestaniesz się dziwić, kiedy ich zobaczysz. - Nil pieszczotliwie podrapał Gryzia po tłustym brzuszku. - Nie słyszałaś o tym, że psy upodobniają się do swoich właścicieli? - A, właśnie, wczoraj przeprowadziłam małe śledztwo w sprawie Hardinga - przypomniała sobie Kate. - Zadzwoniłam do kilku znajomych, którzy mają psy, i dowiedziałam się, że oprócz ośrodka w Stackbridge, wiesz, prowadzi go ta okropna kobieta, która hoduje psy rasy chihuahua, w promieniu czterdziestu kilometrów nie ma nikogo, kto zajmuje się tresurą psów. Dlatego wszystkie trafiają do nas. Nil zmarszczył czoło. - Z tego wynika, że Lotka była szkolona gdzie indziej. Ciekawe, od jak dawna mieszka tu Har-ding? - On wcale tu nie mieszka - odparła Kate zagadkowo. - Jak to? 47 - Moja koleżanka Jane mieszka na Dale End Road pod numerem 139. Wyobraź sobie, że ostatni dom na tej ulicy ma numer 147. A Harding, jeśli dobrze pamiętam, powiedział, że mieszka pod numerem 149. Taki dom w ogóle nie istnieje! W połowie drogi na wzgórze Nil zsiadł z roweru. - O rany, ale ciężko! - jęknął, wierzchem dłoni ocierając pot z czoła. Pojechali z Chrisem tą samą trasą, którą dwa dni wcześniej pokonał z psami. Chcąc przetestować nowy rower Chrisa, zboczyli ze ścieżki i wjechali w gęsty zagajnik. Biedny Nil co chwila grzązł w piachu, bo jego stary rower miał wąskie koła i znacznie mniej przerzutek niż nowe cacko Chrisa. Mimo ferii i znośnej pogody na drodze nie spotkali ani jednego rowerzysty i piechura. - Cii... - Chris uniósł dłoń, kiedy Nil otworzył usta. - Posłuchaj. - Czego? - Tej ciszy. - Zwariowałeś? Przecież słuchać można tylko dźwięków! - roześmiał się Nil. - A to co? Chłopcy na moment wstrzymali oddech. - Nic nie słyszę - powiedział Nil. - Cicho! 48 Znów zaczęli nasłuchiwać, lecz Nil wreszcie się zniecierpliwił. - Daj spokój. To tylko kos... - machnął ręką. - Nie, nie - zaprotestował Chris. - Posłuchaj tylko. Jakby skomlenie jakiegoś zwierzęcia - upierał się. - W okolicy jest dużo lisów. - Nie, to nie lis. Chodź, sprawdzimy, co to może być. - Dobrze, byle nie za daleko - zgodził się niechętnie Nil. - Dziś mają przywieźć karmę i obiecałem mamie, że przed pierwszą wrócę do domu. Poprowadzili rowery przez gęsty zagajnik, ale nie zobaczyli i nie usłyszeli już nic niepokojącego. Uważnie się rozejrzeli wokół i ruszyli w drogę powrotną. Ledwie zjechali na dół, Chris zatrzymał się i zsiadł z roweru. - Chyba coś jest nie tak z przerzutką - zawołał do Nila. - Muszę to sprawdzić. Ale ty jedź, nie czekaj już na mnie. - W porządku. To jak, spotkamy się jutro? - Jasne - przytaknął Chris i zaczął sprawdzać przekładnię. Żaden z nich nie przypuszczał, że zobaczą się jeszcze tego samego dnia. Minęła trzecia, Nil pomagał właśnie przy rozładunku worków z karmą, 49 gdy usłyszał głośne wołanie Chrisa. Zaniepokojony, że stało się coś złego, podbiegł do furtki. Chris stał obok roweru. Lewą ręką ujął kierownicę, a prawą podtrzymywał dziwną konstrukcję ze związanych sznurkiem gałęzi. Były to prowizoryczne nosze. Nil zauważył, że drugi koniec noszy przywiązano do ramy roweru za pomocą skórzanego paska. Na gałęziach leżało nieruchomo jakieś zwierzę. Nil poczuł na plecach lodowaty dreszcz. - Co to takiego? - wykrztusił pełen najgorszych przeczuć. - Pies. Jest w fatalnym stanie. %C Rozdział piąty fi w - Tato, tato! - zawołał Nil. - Chodź tutaj, szybko! Ostrożnie wziął na ręce nieprzytomne zwierzę. Chris oparł rower o ogrodzenie i rozcierał zdrętwiałe ramię, na którym dźwigał ciężkie nosze. - Gdzie go znalazłeś? - zapytał Nil, kiedy ojciec zaniósł psa do gabinetu zabiegowego. - Kiedy pojechałeś, znowu usłyszałem ten hałas. Wróciłem na wzgórze, przeszukałem cały teren i w końcu zauważyłem psa leżącego w płytkim strumieniu. Pewnie chciało mu się pić i schodził do wody, ale pośliznął się i spadł. - Zobaczmy, co mu jest. Pies leżał na stole. Nil rzucił na zwierzę okiem fachowca. Kształt uszu i pyska, a także brązowo--czarna sierść wskazywały na jakąś odmianę dobermana. 51 Pan Parker rozmawiał przez telefon z weterynarzem. - Tak, Mikę. Ma poważnie zranioną tylną łapę - mówił z przejęciem. - I mocno opuchnięte oko. Chyba się o coś uderzył. Mikę Turner był dobrym znajomym państwa Parkerów. Od wielu lat sprawował opiekę lekarską nad psami z „Przytuliska" i przyjeżdżał tu na każde wezwanie. Teraz także obiecał, że zaraz będzie. Pies poruszył się. Próbował podnieść łeb, ale nie mógł utrzymać go w górze. - Co mu jest? Może złamał kark albo kręgosłup? - zapytał Nil ojca. - Nie sądzę. Gdyby tak było, w ogóle nie mógłby poruszać głową. 52 Pan Parker postawił przed psem miskę ze świeżą wodą. Pies był bardzo spragniony, ale nie mógł sięgnąć do miski, więc Nil nalał trochę wody do buteleczki z gumowym smoczkiem i wsunął mu go do pyska. - Może powinniśmy go nakarmić? - zapytał Chris. - Nie wolno nam tego zrobić, dopóki nie obejrzy go lekarz - odparł pan Parker. - Musimy najpierw sprawdzić, czy nie ma wewnętrznych obrażeń. Nil wyjął z szafy koc i okrył nim dygoczącego z zimna psa. Wkrótce przyjechał Mikę Turner i po dokładnym zbadaniu pacjenta stwierdził, że pies ma złamane cztery żebra, a oprócz tego liczne obrażenia. - Prawdopodobnie był bity i kopany - rzekł poruszony. - To świeże ślady. Na przykład ten siniak pod okiem pojawił się nie wcześniej niż w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Najgorzej jednak wygląda jego łapa. Widzicie, o tutaj? - Mikę delikatnie rozchylił zakrwawioną sierść, odsłaniając głęboką ranę. - Nie mam pojęcia, co ją spowodowało. Na pewno nie jest to ślad po nożu. Ale psa zraniono jakimś ostrym przedmiotem. Rana sięga aż do kości, co gorsza, nadcięto żyłę. Biedak stracił mnóstwo krwi. - Leżenie w wodzie pewnie mocno mu zaszkodziło - dorzucił Nil. 53 - To prawda. Jest wychłodzony. O tej porze roku woda jest lodowata. - Mikę odwrócił się do Chrisa: - W którym dokładnie miejscu go znalazłeś? - W lesie, niedaleko wzgórza. - No tak... Przychodzi tam wielu kłusowników, którzy strzelają do lisów i zajęcy. Możliwe, że któryś z nich go postrzelił - powiedział weterynarz. -To wyjaśniałoby, skąd się wzięła ta głęboka rana na łapie. Ale reszta obrażeń wskazuje, że był bity. Chociaż... -Jeszcze raz dokładnie przyjrzał się psu i zmarszczył brwi. - Dziwne... - rzekł po namyśle. - Jest czysty i dobrze odżywiony, więc może jednak odniósł te rany w wypadku? - Ciekaw jestem, dlaczego do tej pory nikt nie zgłosił jego zaginięcia? - zastanawiał się Chris. - Nie mam pojęcia - pan Parker rozłożył ręce. - W każdym razie zaraz zawiadomimy policję. - Dobrze, Bob. A ja zabiorę go na oddział i zobaczę, co jeszcze można zrobić - zaproponował Mikę. - Wyjdzie z tego? - zapytał przejęty Nil. Weterynarz wzruszył ramionami. - No cóż, jego stan jest dość poważny. Utrata takiej ilości krwi może mieć bardzo poważne konsekwencje. Na razie pies jest w szoku. - Wiemy, że zrobisz wszystko, by go uratować -pan Parker położył mu dłoń na ramieniu. - Informuj nas o wszystkim na bieżąco, zgoda? 54 - Jasne. Prawdopodobnie jutro będziecie mogli go odwiedzić. - Mikę pomyślał chwilę. - I jeszcze jedno. Musimy go jakoś nazwać. - Powinien nazywać się Rycerz - rzekł Chris z przekonaniem. - Był taki dzielny. - W porządku. Rycerz. - Jednogłośnie przyjęli propozycję Chrisa. Po wyjściu ????'? pan Parker rzekł do chłopców: - Zajmijcie się czymś - poradził. - Nie ma sensu zamartwiać się o Rycerza. Mikę zadzwoni do nas, kiedy będzie w stanie postawić diagnozę. Nil skinął głową, choć słowa ojca wcale go nie uspokoiły. - Pójdę już - Chris zerknął na zegarek. Nil odprowadził go do furtki. - Dobrze się czujesz? - dopytywał się, widząc, że przyjaciel jest mocno poruszony całą sprawą. - Średnio. Daj mi znać, jak tylko coś będziesz wiedział albo kiedy znajdzie się właściciel Rycerza, zgoda? - No jasne. - Wiesz co? - Chris zamyślił się. - Chyba wrócę tam, gdzie go znalazłem. Sprawdzę, może znajdę łuski po nabojach. - Uważaj, żeby i ciebie nie postrzelili - ostrzegał Nil. - Nie ma obawy. Kłusownicy zazwyczaj polują nocą. Zresztą jestem większy od gołębia albo psa. Nie mogliby mnie nie zauważyć. 55 - I to właśnie jest najgorsze - stwierdził Nil kpiąco, ale zaraz spoważniał. - Jutro wybiorę się do ????'?. Pójdziesz ze mną? - Pytanie! Następnego dnia w domu panował ponury nastrój. Choć praca w „Przytulisku" toczyła się jak co dzień, wszyscy myślami byli przy Rycerzu, z niecierpliwością oczekując na telefon od ????'? Turnera. Nil właśnie kończył śniadanie, gdy w drzwiach stanął Chris. - Są już jakieś wieści? - pytał od progu. Nil potrząsnął głową. - Nie, jest jeszcze trochę za wcześnie. Zaraz idę do Lotki. Pójdziesz ze mną? - zaproponował. - Ja też mogę? - pisnęła Sara, z podniecenia podskakując na krześle. - Zabierz ją, Nil - poprosiła mama. - Mam strasznie dużo pracy, a mała jest dziś wyjątkowo kapryśna. - No dobrze - niechętnie zgodził się Nil. Dlaczego akurat teraz ten nieznośny dzieciak musi mu się pętać pod nogami? Chris uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak za plecami mamy Nil przewraca oczyma. Kiedy przyszli do „Przytuliska", Lotka leżała w kącie, utkwiwszy wzrok w jednym punkcie. 56 - Mogę ją pogłaskać? - spytała Sara. - Pewnie. - Nil otworzył kojec i wpuścił siostrę do środka. Dziewczynka delikatnie pogładziła psa po głowie. Lotka przyjaźnie zamachała ogonem. - A to co? - Chris wskazał palcem kartkę wetkniętą w druciane ogrodzenie. Nil wyjął i rozłożył papier. Był to zaadresowany do niego liścik od Kate. Szybko przebiegł wzrokiem treść przesyłki, a potem głośno przeczytał: - Wydaje mi się, że Drops czuje się trochę zaniedbany. Może poćwiczyłbyś dziś z nim trochę? - Będę mogła popatrzeć? - z kojca Lotki dobiegł cieniutki głosik Sary. - Proszę! Nie będę przeszkadzać, obiecuję! - Zawsze tak mówisz, a potem rozrabiasz -burknął Nil. - Pozwól jej - wtrącił się Chris. - Przypilnuję jej, kiedy będziesz trenował z Dropsem. Nil zmrużył oczy. - To spisek! - wykrzyknął z udawanym oburzeniem. - Ale niech wam będzie. Zabierzemy też Lotkę. Sara siedziała na ławce, sprawiedliwie głaszcząc oba psy. Nil i Chris znosili z szopy stare opony, deski i gumowe piłki. Przytaszczyli nawet beczkę. 57 - To powinno wystarczyć - stwierdził zadowolony Nil, otrzepując dłonie z kurzu. Na widok niezwykłych akcesoriów Drops ledwie mógł usiedzieć w miejscu. Zanosiło się na świetną zabawę i nawet Lotka z ciekawością strzygła uszami. Tymczasem chłopcy pracowicie ustawiali tor przeszkód. W ziemię powbijali paliki wyznaczające trasę biegu slalomowego, na przestrzeni kilku metrów porozkładali drewniane płytki, które miały odgrywać rolę bieżni, a trochę dalej ustawili opony, przez które psy będą się przeciskać. Na samym końcu toru stanęła równoważnia - deska wsparta na kilku cegłach. Gdy skończyli, Chris zszedł z placu i usiadł na ławce obok Sary. Nil zawołał Dropsa. Na dźwięk swego imienia owczarek błyskawicznie poderwał się z miejsca i podbiegł do pana. - Grzeczny pies! - pochwalił Nil, po czym zerknął na Lotkę. - Później sprawdzimy, co ty potrafisz, koleżanko! - zapowiedział. Na początek pokazał Dropsowi kilka prostych ćwiczeń. Kątem oka zauważył, że Lotka obserwuje ich bacznie, gotowa w każdej chwili przyłączyć się do zabawy. - Nie, Lotka. Tobie nie wolno - Nil stanowczo pokręcił głową. - Mogłabyś spaść i zrobić krzywdę szczeniętom. 58 Lotka odpowiedziała donośnym szczeknięciem, dając chłopcu do zrozumienia, że na tę sprawę ma odmienny pogląd. Nil przypomniał sobie słowa mamy - mówiła, że ciężarne suczki same wiedzą, ile potrzebują pożywienia i ruchu. I że należy zaufać ich instynktowi. Lotka była spokojnym, inteligentnym psem, więc na pewno nie ryzykowałaby życia swoich maluchów, pomyślał. Gdyby którekolwiek z ćwiczeń przekraczało jej możliwości, pewnie nawet nie próbowałaby go wykonać. - Dobrze, Lotka. Chodź! - zawołał i na wszelki wypadek przytrzymał Dropsa za obrożę. Suczka tylko na to czekała. Czym prędzej podbiegła do chłopca, a potem przegalopowała pomiędzy słupkami i zwinnie wkroczyła na wąską bieżnię. Nil aż krzyknął z zachwytu, kiedy miękko prześliznęła się przez pierwszą oponę i niemal przefrunęła przez kolejne. Zwolniła jedynie na końcu, gdy musiała wspiąć się na chwiejną równoważnię. Po akrobatycznym przemarszu zeskoczyła na ziemię i usiadła u stóp Nila. Cały tor przeszkód pokonała nadspodziewanie szybko, nie popełniwszy ani jednego błędu! - Niesamowite! - Chris z niedowierzaniem pokręcił głową. - Na pewno robiła to już wcześniej, prawda? - Ten pies zadziwia mnie coraz bardziej - odparł Nil i pieszczotliwie podrapał Lotkę po grzbiecie. 59 - A teraz kolej na Dropsa - przypomniał Chris. Nil rozejrzał się po placu. - Chwileczkę... A gdzie jest Sara? Chris uważnie zlustrował okolicę. - Na pewno nie odeszła daleko... - bąknął wyraźnie zakłopotany. Obiecał pilnować dziewczynki, ale oglądanie popisów Lotki pochłonęło go do tego stopnia, że nawet nie zauważył, kiedy Sara zniknęła. - Chodźmy jej poszukać. Pewnie postanowiła pobawić się z nami w chowanego. - Poczekaj, może Drops ją znajdzie - powiedział Nil. - Spójrz, tu jest jej chusteczka. - Podniósł z ławki kawałek tkaniny i podsunął go psu pod nos. - Szukaj Sary! - polecił. - Szukaj! Drops podskakiwał wokół Nila, nie spuszczając przy tym wzroku z chustki. Było jasne, że czeka na swoją ulubioną zabawę w aportowanie. - To był kiepski pomysł - Nil machnął ręką. -Nie potrafi tropić ludzi. Nigdy nie był w tym szkolony. Zaczęli nawoływać Sarę - bez rezultatu. - A może Lotka mogłaby pomóc? - podsunął Chris. Nil spojrzał na siedzącą spokojnie u jego stóp suczkę. Kto wie, pomyślał. Może rzeczywiście poradzi sobie z tym zadaniem? - Dobrze, zobaczymy. Będziesz musiał przez chwilę potrzymać Dropsa. 60 Nil podsunął Lotce chusteczkę. Suczka dokładnie ją obwąchała. - Szukaj Sary, Lotka. Gdzie Sara? Szukaj! Suczka podniosła głowę i truchtem ruszyła przed siebie. Najwyraźniej wiedziała, dokąd zmierza - przez cały czas trzymała nos niemal przy samej ziemi. Zdecydowanie podążała za zapachem pozostawionym przez Sarę. Chłopcy pobiegli za Lotką. Dołączył do nich także Drops, któremu nowa zabawa coraz bardziej się podobała. W pewnym momencie Lotka zniknęła w gęstych zaroślach na drugim krańcu placu, a po chwili dobiegło stamtąd pojedyncze szczeknięcie. Chris i Nil przedarli się przez chaszcze i zobaczyli Sarę siedzącą na porośniętym mchem pniu. Dziewczynka czule obejmowała Lotkę. W tym momencie pojawił się Drops i zaczął lizać Sarę po policzku. - Drops, przestań! - piszczał bąbel. 61 - Jak mogłaś! Okropnie nas przestraszyłaś! -mówił Nil podniesionym głosem. - Dobrze, że Lotka wiedziała, jak cię znaleźć. Sara zaśmiała się. - Uwielbiam zabawę w chowanego - zawołała. - Pobawimy się jeszcze? - Na pewno nie! - uciął Nil. - Chodź, zaprowadzę cię do domu. - Lotka była fantastyczna - stwierdził z zachwytem Chris, kiedy wrócili na plac. - Chyba zasłużyła na nagrodę. Lotka, nie spuszczając wzroku z Nila, przechyliła łeb i energicznie zamachała ogonem. Nil uśmiechnął się, choć wciąż jeszcze przeżywał zniknięcie Sary. - Chodź, Lotka! - zawołał. Suczka w okamgnieniu podbiegła do Nila. Usiadła i w skupieniu śledziła każdy jego ruch. - Mądra psinka! - Nil sięgnął do kieszeni i wy-jął z niej ciasteczko. - Świetnie się spisałaś! - Popatrzcie na Dropsa! - zawołała Sara. Obaj chłopcy odwrócili głowy. Drops stał na dwóch łapach i pomrukiwał, bardzo z siebie zadowolony. - Brawo, Drops! - rzekł z uznaniem Nil. - Od kogo się tego nauczyłeś? - Chyba sam się nauczył! - Chris nie mógł pohamować śmiechu. 62 - A Lotka po raz kolejny mnie zaskoczyła. Codziennie dowiaduję się o niej czegoś nowego - Nil pieszczotliwie podrapał suczkę pod brodą. - Gdyby była owczarkiem, pomyślałbym, że mam do czynienia ze świetnie wyszkolonym psem policyjnym. - Ejże, myślisz, że Harding jest policjantem? Nil wzruszył ramionami. - Zapytam, kiedy po nią przyjedzie. Myślę, że coś w tym jest... Gdyby na przykład był detektywem i właśnie rozpracowywał jakąś poważną sprawę, to na pewno nie chciałby nikomu podawać swojego prawdziwego adresu - rzekł Nil i opowiedział przyjacielowi o nieistniejącym domu przy Dale End Road. - Niby tak, ale przecież policjant powinien się spodziewać, że twoi rodzice zechcą sprawdzić, czy rzeczywiście tam mieszka - zauważył przytomnie Chris. - Jednak coś tu nie gra... - Masz rację - zgodził się Nil. - Chodź, zaniesiemy te graty do szopy i zaprowadzimy Sarę do domu. Może są jakieś wieści o Rycerzu? i* Rozdział szósty ':- ???! \ ^ ? Chłopcy zastali rodzinę Parkerów zgromadzoną przy kuchennym stole. Pan Parker właśnie wrócił z miasta z najnowszym numerem Nowinek z Compton i wielką torbą pączków. Gazetę rozłożono na stole. Wokół stały kubki z gorącą herbatą. Sara wdrapała się na krzesło, by wszystko lepiej widzieć. Na trzeciej stronie, pod dużym nagłówkiem w prawym górnym rogu, widniało zdjęcie Emilki tulącej do siebie dwa szczeniaki. - Cekin i Koral czekają na nowego pana - przeczytał na głos pan Parker. Emilka aż poczerwieniała z dumy. - Ładnie wyszło, prawda? - zapytała. - Wspaniale - przytaknął tata. 64 - Fantastyczne zdjęcie - zachwycała się mama. - Musimy poprosić Jake'a o odbitkę. - Całkiem nieźle, siostro - nawet Nil nie szczędził pochwał. - Ale mam nadzieję, że woda sodowa nie uderzy ci teraz do głowy i zaraz zabierzesz się do roboty! Emilka szturchnęła brata łokciem. - Co tam jest napisane? - Zaciekawiony Chris zaglądał panu Parkerowi przez ramię, próbując przeczytać artykuł. Było to jednak dość trudne, bo wszyscy wyrywali sobie jedyny egzemplarz gazety. -Jak można porzucić takie słodkie stworzenia? - odczytał pan Bob. - A jednak ktoś to zrobił! Cekin i Koral - na zdjęciu wraz z dziewięcioletnią Emilką Parker - zostały znalezione przy torach kolejowych w Compton. Były zziębnięte i wygłodzone. Teraz czekają, aż zjawi się ktoś, kto zechce je przygarnąć. Jeśli chciałbyś zabrać do siebie któregoś z nich, zadzwoń do „Przytuliska" prowadzonego przez Karolinę i Roberta Parkerów. Tutaj podają nasz numer telefonu - Zrobiliśmy już chyba wszystko, co w naszej mocy. Teraz musimy czekać - stwierdziła pani Karolina. - Zobaczycie, wkrótce w „Przytulisku" zaroi się od tłumu chętnych - rzekł z przekonaniem pan Parker, odkładając na bok gazetę. 65 - Spójrz, Bob, znowu skradziono antyki! -Wzrok pani Parker padł na duży nagłówek na pierwszej stronie pisma. - Tym razem włamano się do jednej z willi w Aston. Jeśli dobrze pamiętam, ostatnim razem okradziono sklep w Leigh. - Pierwsze słyszę... - zdziwił się Nil. - Na jakim ty świecie żyjesz? Od kilku miesięcy wszyscy mówią o włamaniach do domów i antykwariatów - mówiła z podnieceniem mama. - Według policji to sprawka jakiegoś świetnie zorganizowanego gangu. Na razie jednak śledztwo nie przyniosło efektów. - Od lat w tej okolicy nie było tylu kradzieży -wtrącił Chris. Nil rzucił mu pytające spojrzenie. - A ty skąd wiesz? - Bo włamali się też do sklepu znajomego mojego taty w Padsham. Ukradli tylko najcenniejsze przedmioty, warte kilkaset tysięcy funtów. - Kilkaset tysięcy funtów? - zapytał Nil z niedowierzaniem. - Jeśli za każdym razem zgarniają taki łup, to dorobili się już niezłego majątku. Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Odebrała pani Parker. - Ktoś chce obejrzeć Cekina i Korala - powiedziała, odkładając słuchawkę. - To pierwszy z długiej serii telefonów - stwierdził z przekonaniem pan Bob. - Chyba będziemy musieli ustalić dyżury przy aparacie. 66 - A czy właściciel Rycerza zgłosił już jego zaginięcie? - zapytał Nil. - Rano rozmawiałem z sierżantem Moor-headem. Sprawdzili wszystkie zgłoszenia, ale żaden z opisów nie pasuje do Rycerza. - Dziwne. Jest przecież zadbany, dobrze odżywiony... nie wygląda na bezpańskiego psa - rzekł chłopiec z przekonaniem. - A może należy do jakiegoś kłusownika, który ze strachu przed policją woli nie zgłaszać zaginięcia... - Niewykluczone. - Albo ktoś go wyrzucił z samochodu - podsunęła Emilka. - Ludzie robią takie rzeczy. Ponownie odezwał się telefon. - Cekin i Koral opuszczą nas prędzej, niż się spodziewamy - powiedział pan Parker z uśmiechem. - Mam pomysł! - krzyknęła Emilka. - Zadzwonimy znów do redakcji i poprosimy, żeby napisali artykuł o Rycerzu! Może ktoś go rozpozna? - Czemu nie? - powiedział tata. Nagle spo-chmurniał. - Zaczekajmy trochę, musimy się upewnić, że Rycerz w ogóle wróci do zdrowia. Pani Karolina i Emilka na zmianę przyjmowały telefony od zainteresowanych opieką nad Cekinem i Koralem, natomiast pan Bob i Nil wyszli do „Przytuliska". Chris wsiadł na rower, pożegnał się i odjechał do domu. 67 - Jak miewa się Lotka? - zapytał pan Parker. - Fantastycznie. Żałuj, że nie widziałeś, w jakim stylu pokonała tor przeszkód Dropsa! Nagle przypomniał sobie, przed czym zawsze przestrzegali go rodzice. Psy z „Przytuliska", a szczególnie ciężarne suki, w żadnym wypadku nie powinny być poddawane ciężkiemu treningowi. Gdyby któryś zrobił sobie krzywdę, państwo Parkerowie mieliby poważne kłopoty. Ledwie to sobie uprzytomnił, pośpiesznie zmienił temat: - Moim zdaniem bardzo tęskni za właścicielem. Godzinami leży zupełnie osowiała. Pan Harding dzwonił do ciebie? - Nie, ale pomiędzy Compton i Tokio jest dwu-nastogodzinna różnica czasu, więc na pewno trudno mu wybrać odpowiednią porę na telefonowanie - odparł tata. - Zresztą wraca już jutro. Odpadnie nam troska o jej szczenięta, bo na razie, jak widać, nie wybierają się na świat. Prawdopodobnie wszystko jest w porządku i urodzą się w terminie. Z domu wybiegła Emilka. - Muszę wam coś powiedzieć - mówiła zdyszana. - Aż czternaście osób chce przyjść i obejrzeć szczeniaki! - Czternaście? To wspaniale! - Ale mamy tylko dwa psy! - Emilka była lekko zaniepokojona. 68 - Nie martw się - pocieszał ją tata. ? Nie wszyscy okażą się odpowiednimi kandydatami. Prawdopodobnie spotkamy się tylko z kilkoma osobami. - Obyśmy tylko nie trafili na właściciela Rycerza - westchnęła dziewczynka. Nil wzdrygnął się. Nie przyszło mu do głowy, że ten ktoś mógłby się zgłosić po jedno z bezdomnych szczeniąt. Późnym popołudniem Nil i Chris pojechali do lecznicy dla zwierząt w Compton. Na szczęście w poczekalni siedziały już tylko dwie osoby z podopiecznymi. Janice, pielęgniarka, powiedziała, że chłopcy mogą pójść na oddział intensywnej terapii, gdzie leżał Rycerz. Nigdy wcześniej tam nie byli. Była to duża, lśniąca czystością sala. Przy jednej ze ścian stało kilka przeszklonych szafek wypełnionych lekarstwami i narzędziami lekarskimi. Po drugiej stronie w osobnych klatkach leżały zwierzęta. Gdyby nie Janice, chłopcy nie zauważyliby Rycerza. Biedak leżał bez ruchu na miękkim posłaniu z owczej skóry. Chorą łapę dokładnie ogolono i opatrzono. Pies leżał pod kroplówką. Na zewnętrznej ścianie klatki widniała karta z imieniem pacjenta, datą przyjęcia na oddział i informacją o przebiegu leczenia. 69 - Nadal jest bardzo słaby - powiedziała Janice. - Robimy, co możemy, ale najprawdopodobniej to początki zapalenia płuc. - Niedobrze... - westchnął Nil. - Prawdę mówiąc, stan Rycerza jest bardzo poważny. Zwykle antybiotyki zwalczają chorobę, ale pies stracił tak dużo krwi, że jego organizm może sobie nie poradzić... - urwała. - Pozostaje nam tylko czekać... Przez kilka minut w zamyśleniu patrzyli na Rycerza, a potem po cichu opuścili salę. Na korytarzu podziękowali Janice za pomoc i szybko wyszli z budynku. Zapadał zmierzch, więc czym prędzej wsiedli na rowery i odjechali. Przejeżdżając jedną z bocznych ulic, minęli sklep z kasetami wideo, w którym właśnie trwała 70 wyprzedaż. Stanęli i z zaciekawieniem podeszli do sklepowych okien. - Zastanawiam się nad czymś... - zaczął Nil, oglądając wystawę. - Pamiętasz, jak rozmawialiśmy, że pan Harding może być policyjnym tajnia-kiem? A może próbuje wpaść na trop tych złodziei antyków? Chris zamyślił się. - Nie sądzę - rzekł po chwili. - To dlaczego oddawałby Lotkę dokładnie na tydzień? Skąd miałby wiedzieć, ile czasu zajmie mu szukanie sprawców? Naprawdę, Nil, to nie ma sensu. Zresztą ja też o tym myślałem. Jeżeli mieszka w Compton od niedawna, mógł pomylić Dale End Road z Dale End Drive. Ostatni dom na Dale End Drive ma numer 161. Sprawdziłem. - No tak, to rozsądne wyjaśnienie - przytaknął Nil. - Aha! Wczoraj byłem w lesie - przypomniał sobie Chris. - Ale nic nie znalazłem. Może ranny Rycerz pokonał długą drogę, zanim dotarł nad strumyk. Był przecież w szoku. Chris rozejrzał się nerwowo. - Hej, co się dzieje? Nil odwrócił głowę i zobaczył pędzącą z zawrotną prędkością furgonetkę. - Pijany kierowca czy co?! - zawołał Chris, kiedy wóz zarzuciło na drugą stronę jezdni. 71 - Patrz! Ściga go jakiś samochód! - Nil zauważył, że do furgonetki zbliża się czarne BMW. -Szybko, do sklepu! - krzyknął, widząc, że furgonetka gna prosto na nich. Uskoczyli w samą porę, bo auto z rudowłosym mężczyzną za kierownicą wjechało na chodnik, właśnie tam, gdzie przed chwilą stali. Cudem ominęło latarnię, po czym pomknęło dalej. BMW ruszyło w ślad za nim. Nil zdołał zauważyć, że w środku siedziało trzech mężczyzn: dwaj z przodu i jeden z tyłu. Po chwili roztrzęsieni chłopcy wyszli na ulicę. - Trzeba było zanotować ich numery rejestracyjne - powiedział Nil. - Można by wtedy zawiadomić policję. Jak myślisz, o co chodziło? - Nie mam pojęcia. Na pewno BMW ścigało furgonetkę, a ta za wszelką cenę chciała je zgubić. Tylko dlaczego? Nil wzruszył ramionami. - Może kierowca BMW zdenerwował się, bo furgonetka zajechała mu drogę przed zakrętem? - Żartujesz! To wyglądało na coś o wiele poważniejszego - stwierdził Chris. - Miałem wrażenie, że ten facet z furgonetki walczy o życie. - Może popełnił jakieś przestępstwo? Na przykład obrabował bank... - A może jest winien pieniądze tym z BMW? 72 Wsiedli na rowery i ruszyli do „Przytuliska". Przez całą drogę wyobraźnia podsuwała im coraz bardziej fantastyczne scenariusze. ?? %^ Rozdział siódmy Nil chciał powiedzieć rodzicom o pościgu, ale po przyjeździe do domu uwagę chłopców zaprzątnęły inne sprawy. - Czyj samochód stoi na podjeździe? - zapytał Nil, kiedy weszli z Chrisem do kuchni. - Prawdę mówiąc, nie wiem - odparła pani Parker. - Nie uwierzycie, ilu ludzi przyszło oglądać Cekina i Korala. - To świetnie! Szkoda, że mnie nie było. Mógłbym wam trochę pomóc. - Tata i Emilka zastanawiają się, komu oddać psiaki. Gdyby Em miała sama podjąć decyzję, szczenięta nigdy nie opuściłyby „Przytuliska" -westchnęła pani Karolina. - Nikt jej się nie podoba. A jak się czuje Rycerz? 74 - Kiepsko. Nie wiem, co zrobiłbym temu draniowi... - Nil aż zadygotał ze złości. - Ludzie, którzy niedawno przyjechali, wydają się bardzo mili - mama próbowała skierować uwagę syna na przyjemniejszy temat. - To ich samochód stoi przed bramą. Nil i Chris weszli do „Przytuliska", by przekonać się, czy Emilka podjęła wreszcie decyzję. Przed domem natknęli się na Em i pana Parkera rozmawiających z parą dziesięcio-, może jedenastoletnich dzieci i ich rodzicami. Dziewczynka tuliła wiercącego się Korala. - Czy Cekina też już ktoś zabrał? - zagadnął siostrę Nil po odjeździe gości. - Tak - odparła smutno. - Nie przypuszczałam, że to będzie takie przykre. Teraz zrobiło się jakoś pusto. Tata powiedział nowym opiekunom szczeniaków, że za tydzień przyjedzie sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. - Powinnaś się cieszyć, że maluchy znalazły dom - powiedział pan Bob. - Przecież o to chodziło. - Zawsze odwiedza pan ludzi, którzy zabierają stąd psy? - zainteresował się Chris. - Oczywiście. Za każdym razem sprawdzam, czy pies dobrze się czuje w nowym domu i czy jego właściciel się nie rozmyślił. Jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości, zabieram psa z powrotem do 75 „Przytuliska" - wyjaśnił pan Parker, po czym zapytał Nila: - Byłeś już u Lotki? - Jeszcze nie. Nie miałem czasu. Harding nie dzwonił? - Nie, ale pewnie odezwie się, jak tylko wróci do domu. Na pewno bardzo za nią tęskni. - Aha - przytaknął Nil. - Ale chyba pomylił się co do terminu porodu Lotki - stwierdził tata. - Suczka ma bardzo nabrzmiały brzuch. To wskazuje na ósmy tydzień, a cała ciąża trwa około dziewięciu. - W takim razie w samą porę wróci do domu. - Na to wygląda. Nagle z biura wybiegła pani Karolina. - Dzwonił Mikę Turner - oznajmiła roztrzęsionym głosem. - Powiedział, że Rycerz nie dożyje jutra. - O nie! - z ust Chrisa wyrwał się okrzyk rozpaczy. - Jeśli chcecie, zawieziemy was do niego. Chłopcy wymienili spojrzenia i co sił w nogach pobiegli do domu. Emilka bez chwili wahania ruszyła za nimi. - Niestety, Rycerz ma zapalenie płuc - rzekł Mikę Turner, kiedy znaleźli się w jego gabinecie. -Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale jego organizm jest zbyt wycieńczony, by zwalczyć chorobę. Biedaczysko... 76 - Zostało mu już niewiele czasu, prawda? - Nil z trudem powstrzymywał łzy. - Tak. Idźcie do niego. Rycerz leżał bezwładnie w swojej klatce. Całej trójce serca ścisnęły się z żalu, kiedy usłyszeli jego płytki urywany oddech. - Och, Nil... - W oczach Emilki zabłysły łzy. Chłopiec czule objął siostrę ramieniem. Chris delikatnie pogładził Rycerza po głowie. - Miałem nadzieję, że zdołam cię uratować -westchnął. - Gdybym tylko mógł... Jakby w odpowiedzi Rycerz zaskomlał cichutko, a chwilę później przestał oddychać. Emilka zbladła. Nil natychmiast pobiegł po Mi-??'?. Mikę położył dłoń na piersi Rycerza, potem delikatnie uniósł jego łeb i zajrzał w ślepia. Odłączył kroplówkę. - Nie żyje - powiedział, wzdychając ciężko. -Tak mi przykro. Nil z trudem przełknął ślinę. Nigdy wcześniej nie widział umierającego psa. Kilka lat temu, zanim pojawił się Drops, miał psa imieniem Neptun. Niestety, trzeba go było uśpić. Nil był wtedy bardzo mały, więc nie do końca zdawał sobie sprawę z całej sytuacji. Na samą myśl o smutnym losie Rycerza chłopca ogarnęła bezsilna złość. Bez wątpienia ktoś jest 77 winny tej śmierci i choć nic już nie przywróci życia psu, Nil poprzysiągł, że odnajdzie winowajcę. Cmentarz dla zwierząt znajdował się na tyłach kliniki. - Możemy go tu pochować, jeśli nie macie nic przeciwko temu - zaproponował Mikę. - Nie znaleźliśmy jego właściciela, ale przecież należy mu się godne pożegnanie. Pan Bob i Mikę wykopali dół w najdalszym krańcu ogrodu, pod rozłożystą gruszą. Sara narysowała na niewielkiej kartce Rycerza w aureoli i ze skrzydłami. 78 - Teraz na pewno pójdzie do nieba - powiedziała, wręczając rysunek tacie, żeby włożył go do grobu. Ciało psa, owinięte białym prześcieradłem, umieszczono w dole. Nil zamierzał wygłosić krótką mowę, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Wyręczył go Chris. - Zebraliśmy się tutaj - zaczął z powagą - aby oddać hołd dzielnemu Rycerzowi. Pomimo odniesionych ran bohatersko walczył o życie. Żegnaj, Rycerzu. Zapadła cisza. Mikę wypełnił dół ziemią i usypał niewielki kopczyk. Z rosnącego opodal jaworu na grób opadł suchy brązowy liść. Sara wybuchnęła głośnym płaczem. - Dzięki za wszystko, Mikę - powiedziała pani Karolina, tuląc szlochającą Sarę. - Gdziekolwiek jest teraz Rycerz, na pewno jest szczęśliwy. Chodźcie, jedziemy do domu. - No cóż, jedno jest pewne: pan Harding nie przyjdzie dziś po Lotkę - obwieścił wieczorem pan Parker. - Zadzwoniłem pod numer, który nam zostawił, i usłyszałem, że „nie ma takiego numeru". W informacji powiedziano mi, że linia jest uszkodzona. Nil przygryzł wargę. Może powiedzieć tacie, czego dowiedział się od Kate? Po namyśle postanowił, że na razie nic nie powie. Chciał sam rozwiązać 79 dziwną zagadkę fałszywego adresu, lecz ostatnie wydarzenia sprawiły, że zupełnie zapomniał o swoich zamierzeniach. Poza tym nikt nie przypuszczał, że Harding mógłby nie odebrać Lotki. - I co teraz zrobimy? - zapytał. - Poczekamy. Jutro powinien się pojawić. Może odwołano wczorajszy lot. Nil chciał wierzyć, że ojciec ma rację i że jutro wszystko się wyjaśni. Cały następny ranek Nil spędził na odrabianiu lekcji. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał na zegarek. Hardinga wciąż nie było. Około południa postanowił pójść na chwilę do Lotki i pożegnać się z nią na wypadek, gdyby właściciel przyszedł po nią po południu. Otworzył kojec i... stanął jak wryty. W środku zamiast Lotki leżał Yorkshire terier. Chłopiec czym prędzej pobiegł do biura. - Mamo, gdzie jest Lotka? - zapytał poruszony. - Przenieśliśmy ją do schroniska - odparła szorstko pani Karolina, podnosząc głowę znad ekranu komputera. - Jak to? Przecież nie jest bezdomna! - Nie mieliśmy wyjścia. W „Przytulisku" nie ma już miejsc. Nil nie zaprotestował. Doskonale wiedział, że mama ma rację. Jeśli ktoś zarezerwował miejsce dla swojego psa, Lotka musiała je zwolnić. 80 - Nie martw się. Przecież wiesz, że nadal będzie pod dobrą opieką - pocieszała go mama. - To tak, jakby zmieniła pokój w hotelu. - W porządku - uśmiechnął się. - Zajrzę do niej i może zabiorę ją na spacer. - Tylko nie męcz jej za bardzo, dobrze? Niech to ona narzuca tempo. Sama da ci do zrozumienia, kiedy wracać. - Jasne. Do zobaczenia. Lotka zdążyła zadomowić się w nowym miejscu. Kiedy Nil wszedł do jej kojca, właśnie mościła sobie wygodne posłanie. - Lotka, idziemy na spacer. Pies w jednej chwili był gotowy do wyjścia. Nil zdjął z haka smycz i wypuścił psa na zewnątrz. Dręczyłyby go wyrzuty sumienia» gdyby nie zabrał także Dropsa. Zwłaszcza że odkąd przybyła Lotka, trochę go zaniedbywał. Gwizdnął przeciągle i owczarek w mgnieniu oka stanął przy jego boku. Cała trójka dochodziła już do furtki, gdy na podwórze wjechał Chris. - Nil, szybko! - zahamował gwałtownie. - Musisz to zobaczyć! - O co chodzi? - Odkryłem coś niesamowitego. Nie uwierzysz... 81 ?? Rozdział ósmy ?? ?^ - Czy to daleko? - zapytał Nil. - Nie chciałbym przemęczyć Lotki. - Musimy dojść do lasu po drugiej stronie wzgórza. Jechałem do ciebie główną drogą, ale przez pole będzie szybciej. Chris zostawił rower przed domem Parkerów. Pieszo ruszyli w stronę lasu. Nil przez całą drogę nie spuszczał oka z Lotki. Wcale nie wyglądała na zmęczoną - dotrzymywała kroku Dropsowi, a nawet ścigała się z nim, co jakiś czas znikając chłopcom z oczu. Nil próbował wyciągnąć z Chrisa, dokąd idą, ale kolega niezmiennie odpowiadał: „Poczekaj, sam zobaczysz". Wreszcie dotarli do gęstego, porastającego zbocze zagajnika. Na szczycie wzgórza stał samotny dom. Nigdy tu nie przychodzili, ponieważ domu 82 pilnował ogromny pies, który złowrogo szczekał, ilekroć ktoś zbliżył się do budynku. - To tam - oznajmił Chris. - Strasznie stromo - Nil rozejrzał się. - Chyba nie będę ciągnął Lotki na samą górę. Pełno tu porośniętych mchem kamieni. Mogłaby się pośliznąć i spaść. - Uwiązał suczkę do grubego konara. Biedna Lotka zaskomlała cichutko. Wspinaczka okazała się niezwykle mozolna. - A co ty robiłeś na górze? - dopytywał się Nil, ocierając pot z czoła. - Po prostu skręciłem z szosy w leśną dróżkę. Wiedziałem, że w tej okolicy są świetne szlaki rowerowe. No i znalazłem... - O rany! - wykrzyknął Nil, bo właśnie zauważył to, co chciał mu pokazać przyjaciel. - A skąd się ona tutaj wzięła? Pomiędzy drzewami leżała wywrócona biała furgonetka. Miała mocno wgniecione drzwi, porysowany lakier. Chłopcy byli przekonani, że samochód stoczył się ze wzgórza - świadczyły o tym połamane konary i zdarta z grubych pni kora. - Na pewno nie leży tu zbyt długo - stwierdził Chris. - Spójrz na gałęzie. Dopiero niedawno zostały połamane. - Może w środku ktoś jest? - Nil przeraził się na myśl, że w samochodzie mogliby znaleźć zwłoki albo ciężko rannego. 83 - Mam nadzieję, że nie. Powoli, przytrzymując się gałęzi, ruszyli stromym zboczem. Musieli bardzo uważać, bo kamienie, po których stąpali, były bardzo śliskie. Drops pokonał tę trasę bez najmniejszego wysiłku. Gdy dotarli do samochodu, już na nich czekał, dumnie machając ogonem. - Patrz, drzwi są otwarte - zauważył Chris. Nil w zamyśleniu przycisnął dłoń do ust. - Słuchaj, Chris - rzekł po chwili. - Poznajesz ten samochód? - Zaraz, zaraz... Chcesz powiedzieć, że to ten sam, który widzieliśmy na High Street? - Bardzo możliwe. I jest jeszcze coś. Podobną furgonetką przyjechał do nas Harding, kiedy przywiózł Lotkę. Pamiętam, bo zwróciłem uwagę na jego auto. - No dobrze, ale jeśli to jego samochód, gdzie się podział sam właściciel? - myślał głośno Chris. -Wczoraj miał zabrać Lotkę, ale nie dał znaku życia. - On chyba rzeczywiście nie jest tym, za kogo się podawał. Jeśli naprawdę prowadzi śledztwo w sprawie tych włamań, mogło spotkać go coś złego. Lepiej obejrzyjmy auto. - Nie możemy zostawić swoich odcisków palców! - zaprotestował Chris. - Nie będziemy niczego dotykać. Spójrz. - Nil owinął dłoń w chusteczkę i ostrożnie pociągnął za klamkę. 84 Zdołał na tyle uchylić drzwi, by do samochodu wcisnął się Drops. Po kilku sekundach pies wyskoczył na zewnątrz, trzymając coś w pysku. - Co tam masz?! - krzyknął Nil. - To... chyba martwe zwierzę! - Nie, to raczej... skalp - wydusił zszokowany Chris, cofając się o kilka kroków. - Zostaw to, Drops! Zostaw! Pies posłusznie wypuścił zdobycz na ziemię. - To naprawdę skalp! - wyjąkał roztrzęsiony Chris. - Coś ty! To tylko peruka. Popatrz! - Nil kucnął, nadział perukę na patyk i podsunął ją Chrisowi. Teraz wyraźnie widzieli cieniutką siateczkę, do której przytwierdzono lśniące, czarne włosy. Nil poczuł na plecach zimny dreszcz. - Gładko ułożone, lśniące, czarne włosy... - wyszeptał. - Zbyt gładko... Pamiętasz, niedawno mó- 85 wiłem ci, co powiedziała o Hardingu Sara? Śmiała się, że ma „śmieszne włosy". Ja też to zauważyłem. Idę o zakład, że nosił wtedy perukę. - Ale po co by ją zakładał? - Żeby się zamaskować. Jeśli jest detektywem... - Ejże, a może to on prowadził furgonetkę wczoraj wieczorem? - wtrącił Chris. - Kierowca miał wprawdzie rude włosy, ale już wiemy, że to niczego nie dowodzi. - Co oznaczałoby, że był już w mieście wtedy, kiedy powinien zgłosić się po Lotkę... - Albo że nigdzie nie wyjeżdżał - dorzucił Chris. - Tak czy inaczej wszystko ma związek z tym domem na górze, jestem tego pewien. I czuję, że już wkrótce dowiemy się, co jest grane. Chodź, zajrzymy tam. - Dobrze, ale nie możemy zostawić Lotki. Zaraz ją przyprowadzę. - Nil ruszył w powrotną drogę. Na jego widok Lotka radośnie machnęła ogonem. - Pójdziesz z nami, Lotusia - powiedział, od-wiązując smycz. - Tylko ostrożnie. Nie chciałbym, żebyś się bardzo forsowała. Poprowadził ją pod górę, starając się wybierać jak najłatwiejszą trasę. Wkrótce dotarli na miejsce. Chłopcy puścili wolno oba psy, a sami powoli wspinali się na szczyt, co chwila potykając się o ukryte w trawie kamienie. 86 - Drops! Lotka! - zawołał Nil, kiedy psy zniknęły mu z oczu. W odpowiedzi usłyszał donośne szczeknięcia. Chłopiec podniósł głowę i zobaczył niewysoki mur, na którym stał Drops, a tuż obok Lotka. W murze wybito ogromną dziurę, a wokół było pełno strzępków białego lakieru. - Już wiadomo, skąd sfrunęła furgonetka -Chris pokiwał głową. Nagle Lotka miękko zeskoczyła na ziemię, zaczęła nerwowo węszyć, a potem co sił w łapach pobiegła w stronę domu. Budynek był bardzo zaniedbany. W dachu brakowało kilku dachówek, a brudne odrapane ściany pokrywała gruba warstwa zielonkawego nalotu. Za to okna były w idealnym stanie. Szyby, na których chłopcy nie zauważyli nawet śladu brudu, starannie osadzono w solidnych aluminiowych framugach. Co najdziwniejsze, w domu zainstalowano system alarmowy. Lotka zaczęła energicznie drapać pazurkami w tylne drzwi, skomląc coraz głośniej. Chris rzucił Nilowi pytające spojrzenie. - Ciekawe, co ją tak podnieciło? - zamruczał. - Pewnie szczury. - Nil wzruszył ramionami. -Lepiej pomyśl, jak wejdziemy do środka. - Nno, nie wiem. Mamy się tam włamać? -Chris był lekko zaniepokojony. 87 - Jeśli będziemy musieli. Na razie rozejrzyjmy się trochę. Nil nakazał Lotce spokój, a sam nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte na klucz. Chłopcy ostrożnie podeszli do drzwi frontowych, ale one również były zamknięte. Od domu przez zaniedbany, zarośnięty chwastami ogród prowadziła żwirowa alejka. Na furtce zawieszono jakąś tabliczkę. Nil podszedł bliżej, by jej się przyjrzeć. - ?? jest napisane: „UWAGA, ZŁY PIES"! -powiedział. - Dziwne... Chyba go jednak nie ma, bo na pewno już by nas powitał. - Co dalej? Jeśli wybijemy okno, uruchomimy alarm, ale nie wiadomo, kto się tu pojawi. - Nie sądzę, by w ogóle ktokolwiek tu bywał - stwierdził Nil. - A jeśli ten system alarmowy ma bezpośrednie połączenie z policją, tym lepiej. Przecież właśnie o to chodzi, by przyjechała tu policja. No, staruszku, musimy tam jakoś wejść. - Patrz, te boczne okna są chyba starsze od pozostałych. Mają drewniane framugi. - Chris bez powodzenia próbował otworzyć jedno z nich. -Sprawdźmy pozostałe - zaproponował. Nil spróbował nieco unieść podnoszone okno. O dziwo, lekko drgnęło. - Udało się! - zawołał do Chrisa. - Chodź, pomożesz mi. Wypchniemy je jeszcze bardziej. 88 Mocno zaparli się rękoma i po chwili podnieśli okno na tyle, że mogli z powodzeniem wśliznąć się do środka. Zanim jednak zdążyli cokolwiek zrobić, na parapet wskoczyła Lotka i w mgnieniu oka przecisnęła się przez szczelinę. Ledwie zniknęła po drugiej stronie, do uszu chłopców dobiegło głośne, zajadłe szczekanie. Nil był zdumiony. Jeszcze nigdy nie zachowywała się w taki sposób. Chwilę później usłyszeli odgłos psich łap stąpających na drewnianych schodach. I nagle szczekanie ucichło. - Wchodzimy - powiedział Nil. Ostrożnie wśliznęli się do środka, a za nimi wskoczył Drops. Wszyscy troje znaleźli się w kuchni. Była prawie pusta, jeśli nie liczyć starego porysowanego 89 stołu i dwóch rozklekotanych drewnianych krzeseł. Z kranu kapała woda, a jej krople miarowo uderzały o popękany emaliowany zlew. - Strasznie tu, prawda? - wyszeptał Chris. Drops przytknął nos do drewnianej podłogi i węsząc, ruszył schodami na górę. - „Strasznie" to mało powiedziane. - Nil wzdrygnął się. - Ciekawe, dokąd idzie Drops? Chyba wreszcie odezwał się w nim instynkt tropiciela. - Chodźmy za nim. Pewnie gdzieś tam jest Lotka. Nil ostrzegawczym gestem położył palec na ustach i ruchem dłoni przywołał Chrisa. Bezszelestnie wspinali się po schodach. Na górze zobaczyli dwoje drzwi. Jedne były zamknięte, a drugie lekko uchylone. Nietrudno było zgadnąć, którędy poszły psy, zwłaszcza że dobiegały stamtąd stłumione hałasy i niewyraźne poszczekiwania. Chris podszedł bliżej i wsunął głowę do środka. Nagle cofnął się tak gwałtownie, że omal nie przewrócił stojącego tuż za nim Nila. - Tam jest jakiś człowiek - szepnął, drżąc z przerażenia. - Leży na podłodze, a przy nim siedzą psy. W milczeniu weszli do pokoju. Mężczyzna leżał na rozgrzebanym brudnym posłaniu. Był zakneblowany, a ręce związano mu na plecach. Drops spokojnie siedział obok, natomiast 90 Lotka zapamiętale lizała obcego po twarzy, poruszając przy tym zamaszyście ogonem. Mężczyzna miał rude włosy, a jego twarz wydała się Nilowi dziwnie znajoma. - Pan Harding! - krzyknął nagle. r * "# Rozdział dziewiąty Mężczyzna rzucił chłopcom błagalne spojrzę-nie. - Lepiej zdejmij mu ten knebel - powiedział Chris. - Jeszcze trochę i się udusi. Za knebel służył gruby, wełniany szalik, a węzeł był bardzo ciasny. Harding cicho jęknął, gdy Nil zaczął rozwiązywać supeł. - Ciekawe, od jak dawna tutaj siedzi? - Chris z niepokojem obserwował, jak przyjaciel mocuje się z kneblem. Harding nie przypominał już eleganckiego, zadbanego człowieka interesu. Miał wysuszone, spękane wargi i poszarzałą z wyczerpania twarz. Nil nie zdołał rozwiązać szalika, więc Chris zszedł na dół poszukać jakiegoś ostrego narzędzia. Po chwili powrócił z kuchennym nożem w dłoni. 92 Nil ostrożnie przeciął szalik. Harding przesunął językiem po spierzchniętych wargach. - Wody - wyszeptał. - Dajcie mi trochę wody. Tym razem Nil poszedł do kuchni. Wziął ze stołu nadtłuczony kubek, wypłukał go i napełnił wodą. Kiedy stał przy zlewie, uderzył kolanem o coś twardego. Schylił się zaciekawiony i zobaczył wystający z szafki kawałek tektury. Otworzył drzwiczki i ujrzał w środku cztery kartonowe pudła. Zawartość każdego z nich była szczelnie owinięta folią. Nil wysunął pierwsze pudło. Przez półprzezroczyste tworzywo widać było zarysy jakiegoś dużego lśniącego przedmiotu. Tknęło go złe przeczucie. Drżącymi dłońmi rozchylił folię. Wprawdzie nie znał się na antykach, ale misterny kwiatowy motyw wygrawerowany na srebrnym dzbanuszku do herbaty upewnił go, że trzyma w ręce coś niezwykle cennego. Gorączkowo zastanawiał się, w jaki sposób mógł tutaj trafić ten niezwykły przedmiot, gdy nagle z góry dobiegły stłumione odgłosy, jakby ktoś przesuwał coś ciężkiego po podłodze. Ogarnęło go przerażenie. Pośpiesznie chwycił kubek z wodą i popędził na górę, pokonując po trzy schody naraz. Kiedy wbiegł do pokoju, Chris zabierał się do przecinania więzów na nadgarstkach Hardinga. - Nie! - krzyknął Nil. - Nie rozwiązuj go! Chris spojrzał na niego ze zdumieniem. 93 - Ale przecież on jest związany od kilku dni! Na pewno strasznie go bolą ręce. Harding skwapliwie pokiwał głową. - Proszę... - wyszeptał ochryple, nie odrywając wzroku od kubka z wodą, który Nil trzymał w dłoniach. - Przecież nie zrobi nam nic złego - zaoponował Chris. - Jeszcze nic nie wiemy o jego zamiarach. - Nil był nieubłagany. - Może trzeba będzie wezwać policję. - To jak ma się napić wody? - Zaraz zobaczysz. - Nil postawił kubek na podłodze. - Pomóż mi. Wspólnymi siłami podźwignęli Hardinga i posadzili tak, by plecami opierał się o ścianę. Lotka przycupnęła tuż obok, aby być jak najbliżej swojego pana. Nil podsunął kubek do ust mężczyzny, który łapczywie wypił wodę. - Jeszcze, proszę - jęknął. - Od trzech dni nie miałem nic w ustach. Nie macie jedzenia, prawda? - Tylko to - Nil wyjął z kieszeni napoczętą torebkę miętowych cukierków. - Rozwiążcie mi ręce, chłopcy. Straciłem czucie w palcach. I w stopach. Dopiero teraz Nil zauważył więzy wokół jego kostek. Lotka zaskomlała żałośnie i nosem trąciła pana. 94 - Pozwólcie mi chociaż pogłaskać psa - szepnął błagalnie. - Nie widziałem jej przez tydzień. Dobrze wygląda. Dbaliście o nią... Nil zawahał się. Gdyby sam był na miejscu Hardinga, na pewno też chciałby przywitać się z ukochanym psem. Poza tym cóż złego stanie się, jeśli go rozwiążą? Przecież jest zbyt słaby, by uciec. Chris wsunął do ust mężczyzny kilka miętusów. Nil zabrał kubek i zszedł do kuchni, by napełnić go wodą. Chris podążył za kolegą. - Rozwiążmy go chociaż na trochę, niech rozprostuje kości, co? - przekonywał Nila. - Nie bądźmy tacy okrutni. Na pewno nigdzie nie uciek- 95 nie. Jest zbyt slaby. Zresztą nawet nie powiedział nam, jak się tu znalazł. A jeśli rzeczywiście pracuje dla policji? - Gdyby był policjantem, od razu by nam o tym powiedział - zauważył Nil. - Powiedziałby nam też, gdzie znajdziemy jego legitymację i odznakę. A co powiesz na to? - Pochylił się i otworzył szafkę pod zlewem. - Jak myślisz, w jaki sposób nam to wyjaśni? Chris zajrzał do kartonów. Z zaskoczenia przez dłuższy czas nie mógł wykrztusić słowa. - Pewnie jest jeszcze trochę oszołomiony - rzekł w końcu. - Bał się, że umrze śmiercią głodową. Spróbuj postawić się w jego sytuacji. Nil nie dawał się przekonać. - W takim razie zadajmy mu kilka pytań, a potem zastanowimy się, co robić - podsunął Chris. - Dobrze, niech ci będzie. Podsunęli mu kubek z wodą. Harding i tym razem opróżnił go do ostatniej kropelki. - Dzięki - powiedział mocniejszym głosem. Nil usiadł na podłodze po turecku, kilka metrów dalej, a przy jego boku ułożył się Drops. - No tak - zaczął chłopiec. - Rzecz jasna, nie wyjechał pan do żadnej Japonii. W takim razie co pan robił przez ten czas? - To i owo. Musiałem załatwić kilka spraw -odparł Harding wymijająco. 96 - Czy dlatego został pan związany, zakneblowany i pozostawiony w pustym domu? - dociekał Nil. - Nie całkiem pustym - zauważył Chris. - Na dole jest kilka bardzo ciekawych przedmiotów. Harding jęknął i poruszył się nerwowo, usiłując wyswobodzić się z więzów. - No, chłopcy, przestańcie się wygłupiać - powiedział podenerwowany. - Rozwiążcie mnie wreszcie i pozwólcie mi zabrać Lotkę do domu. Potem możemy pójść na policję. Co innego chcieliście zrobić? Zostawić mnie tutaj, tak? A co będzie, jeśli ci dranie wrócą tu jeszcze? Chłopcy wymienili spojrzenia. Jacy dranie? Teraz już zupełnie nie wiedzieli, co począć. Nil znowu przejął inicjatywę. - Te przedmioty w kuchni wyglądają na antyki - rzekł stanowczym tonem. - Czy przypadkiem nie pochodzą z ostatnich kradzieży? - Przez cały czas bacznie obserwował twarz Hardinga. - Brawo - Harding uśmiechnął się lekko. - Bystry z ciebie chłopak. Kiedyś będzie z ciebie niezły detektyw. - Jak pan? - wyrwało się Chrisowi. - Cii... - Nil natychmiast uciszył przyjaciela. Jeśli Harding nie jest policjantem, Chris właśnie podsunął mu doskonały pomysł. - Obaj jesteście bardzo bystrzy. Z różnych drobnych informacji złożyliście jedną całość i wyciągnę- 97 liście trafny wniosek. - Harding z uznaniem pokiwał głową. - Owszem. Jestem detektywem. Ta podróż do Japonii to oczywiście wykręt. W tym czasie rozpracowywałem gang włamywaczy - mówił. - Podawałem się za pasera i udawałem, że niezmiernie mi zależy na kupnie kilku pochodzących z kradzieży przedmiotów. Jego wyjaśnienia zabrzmiały bardzo wiarygodnie. - Ale dlaczego nosił pan perukę, kiedy przyprowadził pan do nas Lotkę? - nie dawał za wygraną Nil. - W okolicy nie ma rudowłosych detektywów. Jestem zbyt charakterystyczny. Szybko by mnie zdemaskowali. - Nie mógł pan po prostu przefarbować włosów? - zapytał nieufnie Chris. - To zły pomysł. Farbowane włosy szybko tracą kolor, a ja nie miałbym warunków, by o nie dbać. Zwłaszcza że tygodniami jestem poza domem. -Harding na każde pytanie miał gotową odpowiedź. - Peruka wydała mi się doskonałym rozwiązaniem. Ale, niestety, pewnego dnia zobaczyli mnie bez niej i domyślili się prawdy. - Jak to było? - Chris był już prawie pewien, że mężczyzna mówi prawdę. - Od tamtej chwili zaczęli mnie obserwować -ciągnął Harding - aż w końcu odkryli, że jestem 98 detektywem z Londynu. W końcu schwytali mnie i przywieźli tutaj. - Dlaczego tylko pana związali, zamiast od razu się pana pozbyć? - zapytał podejrzliwie Nil. - Zabicie policjanta to bardzo poważne przestępstwo. Za duże ryzyko - wyjaśnił Harding krótko. - Słuchajcie, chłopcy. Umieram z głodu. Czy naprawdę musicie zamęczać mnie tymi pytaniami? - zniecierpliwił się. - Jeszcze tylko kilka - obiecał Nil. Celowo chciał przedłużyć to „przesłuchanie", aby mieć więcej czasu na przemyślenie uzyskanych informacji. - Czy to pańska furgonetka leży na zboczu wzgórza? - zapytał. - Tak. Po tym, jak mnie dopadli, ukryli tu mój samochód. - A więc to pan kilka dni temu pędził jak szalony ulicami Compton, czy tak? Próbował pan zgubić jadące za panem czarne BMW. - Tak. Ścigali mnie. Mieli broń. W końcu udało mi się zmylić pogoń, ale i tak mnie dopadli. - O mały włos nas pan nie przejechał! - Nil aż zatrząsł się z oburzenia. - Nie widział nas pan? - Zauważyłem was w ostatniej chwili. Przepraszam... - Harding spojrzał ze skruchą, po czym jęknął głośno, próbując rozprostować nogi. - Proszę was, rozwiążcie mi nogi. Muszę jak najszybciej skontaktować się z policją. Tylko ja wiem, gdzie są 99 wszystkie skradzione przedmioty. Niestety, telefon komórkowy zgubiłem podczas szarpaniny z włamywaczami. Wierzycie mi, prawda? - Powiedz coś, Nil... - Chris lekko trącił przyjaciela łokciem. Nil zmarszczył czoło. Rzeczywiście, wersja Har-dinga była bardzo przekonująca. Z zamyślenia wyrwało chłopca cichutkie skomlenie Lotki. Leżała nieruchomo tuż przy nodze swojego pana. Naraz przewróciła się na bok i Nil zauważył jej mocno nabrzmiały brzuch. Drops również nie ruszał się z miejsca. Siedział spokojnie obok Nila i bacznie obserwował Hardin-ga- - Wspaniały pies - powiedział z podziwem Harding. - Zwróciłem na niego uwagę już wtedy, kiedy przyszedłem do was z Lotką. A skoro mowa o psach, nie widzieliście żadnego na zewnątrz? Nil potrząsnął głową. - Na pewno nie było tu żadnego psa. - Został ranny podczas walki. Martwię się o niego. - A jak wyglądał? - zainteresował się Chris. -Jak pan wie, rodzice Nila prowadzą, schronisko, więc może ktoś go tam przyprowadził?^,^ - Krzyżówka z dobermanem. Brązowo-czarny. Widziałem go tylko raz. O ile pamiętam, wabił się Tumryn. 100 Nil drgnął niespokojnie. Zraniony, czarno-brą-zowy pies, krzyżówka z dobermanem. Ten opis idealnie pasował do biednego Rycerza. - Rzeczywiście, taki pies trafił do naszego „Przytuliska" - rzekł z namysłem. - A więc żyje! Jak dobrze... - Harding odetchnął z ulgą. - Bałem się, że stało mu się coś złego. Nienawidzę ludzi, którzy wyrządzają krzywdę zwierzętom. - Widzę, że bardzo przejmuje się pan losem psa, którego nawet pan nie zna - zauważył Nil. Harding nie odpowiedział. - Ten pies nie żyje - powiedział Chris. - Został postrzelony i stracił strasznie dużo krwi. Potem dostał zapalenia płuc i umarł. Twarz Hardinga w jednej chwili stała się blada jak papier. - Chciałem ich powstrzymać - szepnął. - Próbowałem poszczuć na nich Tumryna. Jamieson mierzył do psa z pistoletu, a ja próbowałem jakoś odwrócić jego uwagę. Oddał strzał na oślep, ale widziałem, że trafił Tumryna w łapę. Łudziłem się, że może to tylko draśnięcie... - Hardingowi zadrżał głos. Nil patrzył na niego ze zdumieniem. - Dlaczego z takim poświęceniem bronił pan obcego psa, jeśli sam był pan w śmiertelnym niebezpieczeństwie? - mówił powoli, starając się upo- 101 rządkować myśli. - I jeszcze coś. Dlaczego pies nie rzucił się na pana? Przecież to pan byl tu obcym. Dlaczego posłuchał właśnie pana i zaatakował ich? Harding z zakłopotaniem przygryzł wargę. - W porządku, powiem prawdę - westchnął ciężko. - Tumryn był moim psem. Szkoliłem jego i Lotkę, jeszcze gdy były szczeniętami. Kiedyś pracowałem jako treser psów policyjnych. Lotka ma w sobie domieszkę krwi teriera Airedale. Zauważyłem, że mieszańce tresuje się o wiele łatwiej niż psy czystych ras. Tumryn jest, to znaczy był... - z trudem przełknął ślinę - fantastyczny. Słuchał wszystkich moich poleceń. Jak mogłem pozwolić mu podejść tak blisko... - Lotka! - krzyknął nagle Chris. Nil i Harding spojrzeli na psa. Lotka leżała z łbem wysuniętym do przodu i oddychała ciężko. - Chris - wykrztusił przejęty Nil - ona chyba zaczęła rodzić. 102 Rozdział dziesiąty - Dość już tego. Rozwiążcie mnie - zażądał stanowczo Harding. - Sprawa jest bardzo poważna, przecież widzicie. Lotka to mój pies. Jeśli coś złego stanie się szczeniętom, odpowiecie za to! - Chris, wezwij policję, ja tu zostanę - zdecydował Nil. - Nie! - Na twarzy Hardinga malowała się wściekłość. - Po prostu mnie rozwiążcie. Najpierw pomożemy Lotce, a dopiero potem skontaktujemy się z policją. Nil puścił jego słowa mimo uszu. - Powiedz im, że mamy tu kogoś, kogo szukają, i że jest tu także pies, którym trzeba będzie się zaopiekować. Poproś ich, by zadzwonili do mojego taty albo do ????'? Turnera. 103 - Nie rozumiem... - Chris niepewnie spojrzał na Hardinga, a potem przeniósł wzrok na Nila. -Myślałem, że naprawdę jest detektywem... - Uwierzyłeś w tę historyjkę? - Nil zaśmiał się. - Nasz szlachetny pan Harding sam się niechcący wydał. - Jak? - spytał Chris. Harding nie odzywał się ani słowem. - Powiedział, że był treserem psów. W porządku, mogę w to uwierzyć. Ale Rycerz, to znaczy Tumryn, służył złodziejom jako stróż. I dlaczego nasz niby-detektyw nie chce, byśmy sprowadzili tu policję, jak myślisz? Moim zdaniem nosił perukę po to, by ukrywać się przed policją i by nikt nie rozpoznał w nim włamywacza. Dlatego założył perukę, kiedy przyprowadził do nas Lotkę. - Aleja nadal... - Chris nie wyglądał na przekonanego. - Chris, idź już! Chłopiec posłusznie wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach. Po chwili Nil wyjrzał przez okno i zobaczył^ jak przyjaciel otwiera furtkę i znika za drzewami. Jakieś pół kilometra stąd było niewielkie gospodarstwo, na pewno pozwolą mu skorzystać z telefonu. W zachowaniu Hardinga zaszła zmiana. Bardziej go teraz obchodziła Lotka niż własny los. 104 - Nie wiadomo, co się ze mną stanie - powiedział Nilowi - ale mam nadzieję, że dopilnujecie, by ktoś zaopiekował się nią i szczeniętami. - Dobrze - powiedział chłopiec, mile zaskoczony, że w Hardingu zwyciężył prawdziwy miłośnik psów - ale pod warunkiem że pan też coś dla mnie zrobi. - Co takiego? - Proszę powiedzieć mi prawdę. Nie jest pan żadnym detektywem, prawda? - Tak. - Jest pan członkiem gangu? - Zgadza się. - Dlaczego w takim razie związali pana i zostawili tutaj? Harding westchnął głęboko. - Wszystkiemu winna moja zachłanność - wyznał szczerze. - Chciałem zagarnąć więcej pieniędzy niż pozostali. Mówiąc wprost, próbowałem ich wykiwać. Zamierzałem uprowadzić jedną z ciężarówek przewożących skradzione antyki i upozorować policyjną obławę. Mógłbym wtedy spokojnie sprzedać łup i zatrzymać dla siebie całą forsę. Nil zagwizdał przeciągle. - A więc zamierzał pan obrabować złodziei! - Mhm. Myślałem, że zdobyłem ich zaufanie, ale przeliczyłem się. Byli sprytniejsi: podsłuchiwali wszystkie moje rozmowy telefoniczne. Wiedzieli, że 105 na własną rękę szukam kupców. I dlatego uwięzili mnie tutaj. Mają się zastanowić, co ze mną zrobią. - Dlaczego postanowili zabić Tumryna? - Jak już mówiłem, ten pies gotów był zrobić dla mnie wszystko. Bali się, że dam mu jakiś znak, że sprowadzi pomoc - odparł Harding. - Dlatego uznali, że należy mnie związać i zakneblować, a jego zastrzelić. - Wyprawiliśmy mu pogrzeb - na wspomnienie smutnej ceremonii Nila ogarnął smutek. - Nie wiedzieliśmy, jak się wabi, więc nazwaliśmy go Rycerz. Jest pochowany w ogrodzie weterynarza. - Dzięki. Naprawdę bardzo doceniam to, co zrobiliście dla niego. Tym razem Nil nie wątpił w szczerość słów Har-dinga. Zapadło milczenie. Myśli chłopca krążyły wokół Rycerza, a Harding z ciężkim sercem wspominał ukochanego Tumryna. - Wieczorem mają wrócić po srebrną zastawę -powiedział po chwili Harding. - Dlatego cieszę się, że mnie znaleźliście. Nie chcę nawet myśleć, co mogliby ze mną zrobić. - A więc uratowaliśmy panu życie? Harding skinął głową. - Wolę spędzić kilka lat w więzieniu, niż umrzeć. Nagle Lotka przestała sapać i podniosła wzrok na swojego pana. 106 - Niech pan się nie martwi, nic jej nie będzie -powiedział Nil, widząc troskę w jego oczach. - Jak tylko wróci Chris, zabierzemy ją do „Przytuliska". -Jeśli pójdę do więzienia, nigdy nie zobaczę szczeniąt Lotki. To jej pierwszy miot. Oddałbym wszystko, żeby je zobaczyć... Nilowi zrobiło się przykro. Niestety, marzenie Hardinga pewnie nigdy się nie spełni. W oddali rozległo się wycie syren. - To policja - rzekł Nil. - Oj, Lotka - wyszeptał Harding łamiącym się głosem. - Będę bardzo za tobą tęsknił... Na widok zbliżającego się wozu policyjnego Emilka wybiegła przed dom. - Zawołaj rodziców, szybko! - krzyknął Nil, wyskakując z tylnego siedzenia. Za chłopcem z auta wyskoczył Drops. Emilka pobiegła do „Przytuliska" i chwilę później przy samochodzie pojawił się pan Parker. - Co się stało? - zapytał przestraszony. - Chyba nie zdarzył się żaden wypadek? - spytał stojącego obok policjanta. - Nie, tato - uspokoił go Nil. - To Lotka. Zaczyna rodzić. Jest z Chrisem w samochodzie. Pan Bob ostrożnie wyniósł suczkę z wozu. Jej brzuch był bardzo twardy i pulsował rytmicznie, co oznaczało, że szczeniętom pilno na świat. 107 - Musimy sprowadzić ????'?. Obawiam się, że mogą być pewne komplikacje. Emilko, biegnij po mamę - polecił córce. - Hej, a wy dwaj dokąd się wybieracie? - zapytał, widząc, że Nil i Chris z powrotem wsiedli do auta. - Jedziemy złożyć zeznania - objaśnił go Chris. - Znaleźliśmy Hardinga. Okazało się, że należy do gangu złodziei antyków. - Proszę także przyjechać do komisariatu - jeden z policjantów zwrócił się do zdumionego pana Parkera. - Musimy sprowadzić rodziców drugiego chłopca. Składanie zeznań trwało kilka godzin. Nil musiał wszystko opowiedzieć, począwszy od chwili, 108 gdy Harding przywiózł Lotkę do „Przytuliska". Policjanci chcieli znać najdrobniejsze szczegóły, by dokładnie odtworzyć każde jego posunięcie. Pytali także o Rycerza. - Hardinga mieliśmy na oku od dawna - powiedział detektyw. Tym razem prawdziwy. - Pochodzi z Compton. Jego siostra nadal tu mieszka, na Dale End Road. Chris i Nil wymienili spojrzenia. - Wyjechał do Ldndynu, gdzie został treserem psów, ale po jakimś czasie zatrzymano go za posiadanie kradzionych przedmiotów. Dostał wyrok z zawieszeniem - mówił policjant. - Potem zniknął. Mieliśmy nadzieję, że może wreszcie stał się porządnym obywatelem, niestety, myliliśmy się. Powiedzcie nam, gdzie dokładnie znajduje się jego furgonetka. Będziemy musieli zatrzymać także perukę jako dowód rzeczowy. W czasie pobytu w komisariacie Nil stale myślał o Lotce. Wiedział, że Harding obarczy go winą, jeśli coś stanie się suczce albo szczeniętom. A może rzeczywiście wszystko to jego wina? Może niepotrzebnie zabierał ją na tak męczącą wyprawę? Może gdyby nie nakłaniał jej do wykonywania skomplikowanych akrobacji na torze przeszkód, poród nie nastąpiłby przed czasem? Co chwila nerwowo zerkał na zegarek - nie mógł doczekać się, kiedy znów zobaczy Lotkę. 109 Po powrocie do domu okazało się, że szczenięta jeszcze nie przyszły na świat. Mama pozwoliła Sarze i Emilce przed snem odwiedzić Lotkę, ale tata nie wpuścił dziewczynek do kojca. - Nie wolno jej teraz przeszkadzać - powiedział. - Potrzebuje dużo miejsca. I spokoju. - Delikatnie dotknął jej brzucha. Nil obserwował ojca z rosnącym zaniepokojeniem. - Coś mi się tu nie podoba - rzekł w końcu. - Muszę sprowadzić Mikę'a. Niech ją zbada. Nil klęknął przy Lotce i pogłaskał ją czule. Było już bardzo późno, ale on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Wkrótce do brata dołączyła Emilka. Przybiegła w nocnej koszuli, na którą narzuciła ciepłą kurtkę. - Mama pozwoliła mi przyjść. I tak nie mogłabym zasnąć. Prawie o wpół do jedenastej w schronisku zjawił się Mikę Turner. Towarzyszyli mu państwo Parke-rowie. Nil i Emilka pośpiesznie wyszli z kojca Lotki, by zrobić miejsce lekarzowi. - To nie jest przedwczesny poród - powiedział, kiedy dokładnie zbadał suczkę. - Szczenięta są już dostatecznie rozwinięte. Pierwszy jest największy, prawdopodobnie się zakleszczył i dlatego Lotka nie może urodzić. To jej pierwszy poród, w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie cesarskie cięcie. 110 - Co to takiego? - zapytała Emilka. - Operacja, dzięki której z brzucha mamy można wydostać szczenięta - wyjaśnił Mikę. - Jest konieczna, kiedy matka nie może urodzić o własnych siłach. Wszyscy spojrzeli na niego z niepokojem. - Nie martwcie się - powiedział Mikę z uśmiechem. - Bardzo często wykonuje się podobne zabiegi. Lotka wkrótce dojdzie do siebie, ale teraz muszę ją ze sobą zabrać. - Musi pan? - zapytał Nil błagalnie. - Tak będzie bezpieczniej dla niej, a i mnie bardzo ułatwi pracę - odparł Mikę. - Na miejscu mamy specjalistyczny sprzęt i lekarstwa. Nil patrzył, jak tata i Mikę umieszczają Lotkę na specjalnym wózku i ostrożnie wnoszą ją do rangę rovera weterynarza. Choć była dużym psem, wyglądała teraz na kruchą bezbronną istotę. Nilowi omal serce pękło z żalu, gdy na nią patrzył. - Dam wam znać, jak tylko będzie po wszystkim - obiecał Mikę, zajmując miejsce za kierownicą, po czym pomachał im ręką i odjechał. - Chodźmy do domu - powiedziała pani Karolina, gdy światła samochodu zniknęły w oddali. -Lotka jest w dobrych rękach, więc nie ma sensu się o nią zamartwiać. 111 Ferie dobiegły końca i nazajutrz rano Nil musiał iść do szkoły. Nie był jednak pewien, czy zdoła spokojnie usiedzieć przez wszystkie lekcje. Nauczyciele kilka razy upominali go, by uważał, a na domiar złego pan Hamley zadał mu dodatkowe wypracowanie na temat bujania w obłokach. Kiedy nareszcie wrócił do domu, cała rodzina siedziała przy stole w kuchni. Przed mamą i tatą stały kubki z gorącą kawą, a Emilka i Sara popijały sok pomarańczowy. Wszyscy byli w doskonałym nastroju. Nil stanął w progu. - Hej, co z wami? Dlaczego tak siedzicie? - zapytał z wyrzutem. - Jak możecie bawić się w najlepsze, kiedy biedna Lotka tak strasznie cierpi? - A my wiemy coś, czego ty nie wiesz! - pisnęła Sara, z zadowoleniem machając nogami. - Dobrze, dobrze, powiemy ci - rzekła litościwie mama. - Lotka urodziła trzy szczeniaczki. Dwie suczki i jednego psa. Matka i dzieci czują się dobrze. Dlatego świętujemy! - Kiedy będę mógł je zobaczyć? - Nil miał ochotę skakać z radości. - Lotka musi jeszcze przez najbliższą noc zostać na obserwacji. Och, nic groźnego - Mikę chce się upewnić, że wszystko jest w porządku. Jutro zabieramy ją do domu. - Hurra! Muszę powiedzieć o tym Chrisowi! -krzyknął Nil i pobiegł do telefonu. 112 Następnego dnia prosto po szkole Nil poszedł do schroniska. Wiedział, że Lotka będzie teraz mieszkać w nowym, większym, specjalnie dla niej przygotowanym kojcu. Na miejscu zastał tatę, który właśnie przyniósł jej jedzenie. Z bijącym z podniecenia sercem chłopiec powoli wszedł do kojca. Suczka leżała na boku, wygrzewając się pod specjalną lampą, którą zawiesił dla niej pan Parker, a do jej ciepłego brzucha tuliły się trzy pulchne, ślepe jeszcze szczenięta o jedwabiście gładkiej, pozbawionej sierści skórze. - Wyglądają jak krety! - roześmiał się. - Nie ma obawy, wkrótce będą miały wspaniałą sierść - zapewnił tata. Nil pogładził Lotkę po głowie. - Czy blizna na brzuchu nie będzie jej przeszkadzać w karmieniu maluchów? - zapytał, ujrzawszy szwy na brzuchu Lotki. 113 - Na pewno nie. Zresztą za dziesięć dni Mikę zdejmie szwy. Do tego czasu szczenięta na pewno otworzą już oczy. Przez dłuższą chwilę obserwowali, jak maluszki wiercą się niezgrabnie, dotykając brzucha mamy swoimi drobnymi łapkami i popiskując cichutko. Lotka lizała je czule, kiedy zaczęły łapczywie pić matczyne mleko. Jedno ze szczeniąt - największe - przez cały czas starało się odepchnąć rodzeństwo na bok. - Wyrośnie z niego niezły gagatek - stwierdził pan Bob. - To chyba samiec - domyślił się Nil. Czyżby miał w sobie coś z dobermana? - zastanawiał się. - Właśnie on sprawił tyle kłopotu przy porodzie. Był największy z całej trójki. Nil mógłby godzinami patrzeć na słodkie stworzonka, niestety, wzywały go szkolne obowiązki, więc odprowadził rower do garażu i poszedł do domu. Emilka i Sara jadły w kuchni podwieczorek. - Chciałbym, by Lotka i jej dzieci zostały u nas na zawsze! - westchnęła Sara. - Wiem, skarbie, ale, niestety, to niemożliwe -powiedziała mama. - Dziś dzwoniła siostra pana Hardinga. Wkrótce ma po nie przyjechać. - Ona mieszka na Dale End Road, prawda? -wtrącił Nil. - Tak. Dlaczego pytasz? 114 - Nie pamiętasz przypadkiem, pod jakim numerem? - O ile pamiętam, 147. Poczekaj, pójdę sprawdzić. Pani Karolina wyszła do biura, a po kilku minutach wróciła z kartą Lotki. - A widzisz? - powiedziała zadowolona. - Miałam rację. Rzeczywiście 147. Nil zajrzał do karty. - Ta siódemka wygląda jak dziewiątka - zauważył. - Tak, masz rację, ale ja wiem, że to siódemka. Strasznie niedbale zapisałam te dane - przyznała ze skruchą. - Zwykle wpisuję je na komputerze, ale było już późno i nie chciało mi się go włączać. Nil uśmiechnął się do siebie. Kto by pomyślał, że tu kryje się rozwiązanie zagadki, nad którą głowił się razem z Kate i Chrisem! - Siostra Hardinga poprosiła, żebyśmy pomogli znaleźć opiekunów dla szczeniąt - dorzuciła pani Parker. - Harding nigdy nie zobaczy szczeniąt, prawda? - zapytał Nil. - Pójdzie do więzienia... - I tam jest jego miejsce! - zawołała z zapałem Emilka. - To włamywacz! - Ale bardzo kocha Lotkę, a ona jego. I kochał Tumryna. Ktoś, kto tak bardzo kocha zwierzęta, nie może być bez reszty złym człowiekiem — mówił 115 Nil z przekonaniem. - Prawda? - Spojrzał badawczo na siostry i mamę, chcąc przekonać się, czy podzielają jego zdanie. Żadna nie zaprotestowała. Nawet Sara nie odezwała się ani słowem. Nagle Nil całkowicie stracił apetyt. Odsunął od siebie nadgryzioną kanapkę i wstał od stołu, czując, ze dławi go dziwny smutek. Być może Har-ding spędzi w więzieniu wiele lat, a Lotka zestarzeje się przez ten czas i umrze... I nie zobaczą się już nigdy więcej... I wtedy poczuł na dłoni dotyk wilgotnego nosa. To Drops chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę pana. Chłopiec otrząsnął się, jak gdyby chciał odsunąć od siebie myśli o innych psach. - Chodź, Drops - powiedział. - Jesteś najwspanialszym psem świata. Jutro znowu zaczynamy treningi. Zobaczysz, bez najmniejszego trudu wygrasz letnie zawody. Przecież przygotuje cię do nich najlepszy treser w Compton! ISIS fieh te psiaki! f ? Duże i małe, z rodowodem i bez, ? w ciapki, łatki, gładkowłose i kudłate - wszyscy je kochamy. W/ ruchliwym przytulisku przy King Street jest mnóstwo rozmaitycn psów. Zaginiony labrador Jason odnajduje właścicieli. Uroczy psiak wraca do kochającej rodziny, w przytulisku zjawia się hodowca, który twierdzi, że to on jest prawowitym właścicielem psa. Kto mówi prawdę? Jak potoczą się losy sympatycznego psiaka? - przeczytaj w książce. JUŻ W KSIĘGARNIACH! ech te psiaku Duże i małe, z rodowodem i bez, w ciapki, łatki, gładkowłose i kudłate - wszyscy je kochamy. Rudy był niegdyś pierwszym mieszkańcem przytuliska przy King Street. Teraz do niego powrócił. Przepiękny seter irlandzki zaskarbił sobie natychmiast sympatię Emilki i Nila, stajać się ulubieńcem wszystkich domowników. Pewnego dnia w gospodarstwie Parkerów wybucha pożar. Czy zdołaję uchronić Rudego i pozostałe psy przed tragedii? ??/zruszaiace przygody sympatycznych psiaków w książkach z serii „Na ratunek''. Ach te psiaki! Duże i małe, z rodowodem i bez, w ciapki, łatki, jładkowłose i kudłate - wszyscy je kochamy. tmpn.. .????? # W Śtó: ??? JENNY DALE !,»;?;?:?:!??«'"» Zbliża się Boże Narodzenie i rodzina Parkerów ma mnóstwo zajęć. Ich przytulisko jest pełne psów, a tymczasem rozpętała się śnieżyca i dostawa psiej karmy może nie zdążyć na czas. Pewnego mroźnego dnia znika gdzieś pies Nila, Bastek, śliczny szczeniaczek collie. Rozpoczynają się poszukiwania. Jeżeli zguba się nie znajdzie, mieszkańców King Street czekaj! smutne święta... O przygodach sympatycznych psiaków czytaj w książkach z serii „Na ratunek". /