4961
Szczegóły |
Tytuł |
4961 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4961 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4961 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4961 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NINA KIRIKI HOFFMAN
sensytywi
Nigdy nie wiadomo, jak� histori� opowie ci smak, zanim nie w�o�ysz danego
przedmiotu do ust. A wtedy nie mo�na si� wycofa�; ju� si� w niej jest.
Jako maluch sp�dza�em mn�stwo czasu na ssaniu jednocent�wek, co
doprowadza�o mam� do sza�u.
"Art! Nie jedz tego! Nie wiesz, gdzie si� wala�o!"
"Art! Nie jedz tego! Chcesz zatru� si� miedzi�?"
"Art! Nie jedz tego, bo uro�nie ci w brzuchu i b�dziesz mia� tam w �rodku
ca�y miedziany las - taki ci�ki, �e nie b�dziesz m�g� prosto stan��".
W og�le nie rozumia�a w czym rzecz. Nie chodzi�o o �ykanie cent�w, ale o
wysysanie z nich historii.
Nie wiem, jaka by�a pierwsza historia, kt�r� znalaz�em. Mia�em nawyk
brania cent�w do ust, odk�d pami�tam.
Wujek Jonah da� mi centa, kiedy mama robi�a kanapki w kuchni na ty�ach
domu. �mia� si� widz�c, jak czteroletni malec wpycha monet� do buzi. M�j
j�zyk ju� zna� wielko��, wag�, uczucie obecno�ci centa, pierwszy nap�yw
smaku brudnego metalu. To by�o niemi�e. Ale sekund� p�niej otacza�y mnie
obrazy; by�em centem, kt�ry czyja� r�ka wrzuca do wiklinowego koszyka.
Le�a�em tam wraz z �wier�dolar�wkami, dziesi�ciocent�wkami, niklowanymi
pi�ciocent�wkami, innymi jednocentowymi miedziakami, pogniecionymi
dolarowymi banknotami. Nade mn� czyj� g�os grzmia� tak, �e powietrze
dr�a�o. Czu�em ciep�o ludzi, ko�ysanie koszyka, kt�ry przechodzi� z r�k do
r�k. Drobniaki brz�cza�y zderzaj�c si� ze mn� i ze sob� nawzajem, coraz
wi�cej ich spada�o z g�ry, ludzie wo�ali �piewnie: "Amen!" "Amen!" "O tak,
Jezu!" Emocje by�y gor�ce, radosne, pe�ne podniecenia odrobin�
zaprawionego l�kiem. Falowa�y jak gruby koc, zawieszone nad t�umem
ko�ysz�cym si� do taktu s��w kaznodziei.
- Art? Art! Co masz w buzi?
Zna�em ju� dobrze i to odwieczne pytanie mamy. Kciukiem nacisn�a m�j
podbr�dek tak, �e musia�em otworzy� usta, a potem klepn�a mnie w ty�
g�owy. Moneta wyskoczy�a.
Nie szkodzi. Wzi��em ju� z niej nowe wspomnienie. Wiedzia�em ju�, �e
wystarczy mi jedna historia z jednego centa. Kiedy� przedtem, pami�ta�em
to nad wyraz mgli�cie, ssa�em centa dostatecznie d�ugo, by wydoby� z niego
wi�cej historii ni� tylko t�, co by�a na wierzchu. Zrobi�em tak tylko raz.
- Jonah, co ty sobie wyobra�asz, po co dajesz mu te centy? Ile razy mam ci
m�wi�, �eby� tego nie robi�?! Wiesz co, lepiej tu nie przychod�! -
zdenerwowa�a si� mama.
Jonah obieca�, �e wi�cej nie b�dzie. Pami�tam, �e robi� to jednak za
ka�dym razem. Mama zabra�a centa i wr�ci�a do kuchni.
- Chod� no tu, Art. - Wujek poklepa� si� po udzie.
Podszed�em, a on podni�s� mnie i posadzi� sobie na kolanach. Obr�ci� mnie
twarz� do siebie. Trzyma� mnie nie za mocno, tak, �ebym wiedzia�, �e nie
spadn�, ale jednocze�nie bym nie czu� si� przytrzymany na si��. R�ce mia�
silne, ale delikatne. Bruzdy po bokach w�skich ust pog��bi�y si�, formuj�c
unosz�cy policzki u�miech. Powieki do po�owy zas�oni�y ciemne oczy. Tak
si� to zwykle odbywa�o.
- Co widzia�e�? - szepn��.
- Ludzi - odszepn��em. - Wo�ali.
- Co wo�ali?
- "Amen". - Nie wiedzia�em, co to znaczy, nie zna�em znaczenia wi�kszo�ci
s�yszanych s��w. - By�o im gor�co i cieszyli si�.
Jonah u�ciska� mnie. Jego pier� by�a ciep�a i twarda. Mi�kka flanelowa
koszula mi�o pachnia�a dymem marlboro, potem, popcornem sprzedawanym w
kinie, gdzie pracowa� jako portier i bileter.
- Stuprocentowe trafienie, Art. Trafiasz na sto procent.
Zawsze tak m�wi�.
Czu�em si� wtedy �wietnie. Wiedzia�em, �e Jonah kocha mnie i jest ze mnie
zadowolony. Za ka�dym razem mia� dla mnie centy ze wspomnieniami.
Saul, m�j najlepszy przyjaciel w �smej klasie, odkry� kiedy�, co robi� z
centami.
Zwykle m�wi�em ludziom o starym przes�dzie, �e znaleziony cent przynosi
szcz�cie na ca�y dzie�. W ten spos�b wyja�nia�em, dlaczego rzucam si� na
ka�dego, kt�rego zobacz�. I tak nic ju� nie mo�na by�o za nie kupi�.
Przewa�nie nie smakowa�em cent�w, kiedy kto� by� w pobli�u. Mama oduczy�a
mnie robienia tego przy ludziach, ale co do wykorzenienia samego
nawyku... c�, w ko�cu z westchnieniem da�a spok�j. Kupowa�a w banku ca�e
rulony jednocent�wek, wygotowywa�a je i wydziela�a mi po sztuce, kiedy
chcia�a mnie uspokoi�. Dop�ki tylko nie smakowa�em ich przy kim�,
pozwala�a mi to robi�.
Nigdy nie pyta�a, co z nich wysysam, a ja nic jej nie m�wi�em.
Kiesze� m�czyzny udaj�cego si� do burdelu, spocona d�o� nerwowo
pobrz�kuj�ca monetami; miedziak wypad� na pod�og� w momencie, gdy
zdejmowa� spodnie, zbyt podniecony, by zwraca� uwag� na rozsypane
drobniaki.
Kiesze� dziewczyny wchodz�cej do apteki po pierwsze w �yciu podpaski.
Kurczowo zaci�ni�te na monetach i pogniecionych banknotach palce.
Drewniane pude�ko, wy�o�one zielonym papierem fotograficznym, gdzie ma�a
dziewczynka trzyma�a najwi�ksze skarby. Specjalnego centa z k�osami
pszenicy na rewersie, wybitego w roku urodzenia jej ojca. Otrzyma�a go od
dziadka. Moneta spoczywa�a w ciemno�ci wraz z malutkim t�czowym pi�rkiem
pawia z zoo, zasuszonym kwiatkiem od przyjaci�ki, kt�ra si�
przeprowadzi�a, i srebrn� jednodolar�wk� od drugiego dziadka.
By� to cent z dwiema historiami. Ta o dziewczynce by�a najsilniejsza, bo
ma�a d�ugo przechowywa�a monet�, wyjmowa�a i przygl�da�a si� jej,
przek�ada�a z innymi skarbami, a� ojciec znalaz� pude�ko i ukrad� centa
wraz ze srebrnym dolarem, �eby kupi� sobie piwa.
Centa z tor�w kolejowych znalaz�em pewnego pi�tku, kiedy wraca�em z Saulem
ze szko�y do domu.
- Art, czasami okropny z ciebie dziwak - powiedzia� Saul.
By�a p�na jesie�, rze�ki dzie� i b��kitne niebo. Odcinek tor�w pomi�dzy
szko�� i moim domem bieg� przez niewielki iglasty lasek. Inne drzewa,
rosn�ce z rzadka pomi�dzy daglezjami, mia�y ju� poczerwienia�e i po��k�e
od nocnych przymrozk�w li�cie.
St�pali�my po szynach, chwiej�c si� i �api�c r�wnowag�, wymachuj�c r�kami
i nogami jak akrobaci w cyrku. Przepatrywa�em granitowy �wir mi�dzy
szynami. Nigdy nie wiadomo, co si� gdzie znajdzie. Zawsze patrzy�em pod
nogi.
- Co zrobi�em tym razem? - Stopa ze�lizgn�a mi si� ze srebrzystej szyny.
Westchnienie przebiega t�um! Pi�kna partnerka akrobaty, mieni�ca si� od
czerwonych i srebrnych cekin�w Prze�liczna Lindalina, wydaje zd�awiony
okrzyk! Krew bryzga wok�, gdy linoskoczek Arturo Wspania�y spada w
obj�cia �mierci!
- Po co powiedzia�e� Lindzie to o jej mamie?
Wskoczy�em z powrotem na szyn�. Saul nigdy si� nie po�lizgn��. By� chudy,
silny i mia� lepszy zmys� r�wnowagi.
- Wygl�da�a na zmartwion�.
- Na zmartwion�! Ka�dy jest ci�gle zmartwiony! Ale do nikogo poza ni� nie
podchodzisz i nie m�wisz, �e mamie nic nie b�dzie.
Odst�pi�em Lindzie jeden batonik za dwadzie�cia sze�� cent�w. Mog�a go
dosta� za centa, ale ju� dawno zauwa�y�em, �e ludzie nam nie ufaj�, je�li
domagamy si� tylko centa. Nie spotka�em nikogo, kto by tyle mia� z
pojedynczych cent�w co ja. Trzeba ��da� wi�cej, bo inaczej podejrzewaj�
oszustwo.
Linda zreszt� mog�a dosta� batonik za darmo, i tak by�em pewien, �e b�dzie
podejrzliwa.
No wi�c da�a mi �wier�dolar�wk� i centa, a chwil� p�niej posmakowa�em
centa. Nie dowiedzia�em si�, jak� ksi��k� w�a�nie przeczyta�a, z kim
rozmawia�a przez telefon ani jakiego koloru ma bielizn�; nie mog�em liczy�
na dok�adne szczeg�y, chocia� czasem udawa�o mi si� je znale��. Cent
Lindy powiedzia� mi wi�cej. By�a tam szpitalna poczekalnia, a Linda
podrzuca�a monet� raz za razem i czasem upuszcza�a. Jej tata siedzia�
naprzeciwko ze zwieszon� g�ow�. S�ycha� by�o komunikaty z g�o�nika.
Pojawi� si� doktor.
- Ma lekki wstrz�s m�zgu. Zatrzymamy j� przez noc na obserwacj�, ale tylko
na wszelki wypadek.
Wi�c tak naprawd� wcale nie wiedzia�em, �e mamie Lindy nic nie b�dzie.
Czasami m�wi si� takie r�ne rzeczy i ma si� nadziej�, �e to komu� pomo�e
si� pozbiera�. U�miechn�a si�, ale z jej twarzy nie do ko�ca znik�o
zmartwienie, wi�c mo�e to by� b��d z mojej strony.
W�r�d �wiru pomi�dzy szynami b�ysn�� miedziak. Da�em po niego nura.
Saul zachwia� si� od mojego gwa�townego ruchu.
- Co jest, Art? No co?
- Czasami dzieciaki k�ad� centy na szynach. Najcz�ciej podmuch
przelatuj�cego poci�gu zdmuchuje monety, zanim zostan� rozp�aszczone. -
Smakowa�em ju� rozjechane centy. Wszystkie historie zosta�y z nich
wyduszone. - Spryciarze przyklejaj� centy ta�m�, �eby na pewno poci�g je
rozjecha�. Ale ten...
Ten cent by� zupe�nie nowiutki i b�yszcz�cy, prosto z mennicy.
Prawdopodobnie nie mia� na sobie jakiej� wyra�nej historii, by� zbyt nowy.
Ale nigdy nie wiadomo.
Otar�em dok�adnie monet� o d�insy i wrzuci�em do ust.
- Jezu, Art! Co robisz?
Nie do wiary, �e zapomnia�em o obecno�ci Saula! Kiedy ostatni raz mi si�
to zdarzy�o? Mama i wujek Jonah nauczyli mnie, �ebym si� kry� ze swoj�
nami�tno�ci� do cent�w, kiedy mia�em pi��, g�ra sze�� lat!
Przecie� wiedzia�em, �e on jest przy mnie, rozmawia�em z nim.
Co si� ze mn� dzia�o?
Zaraz zapomnia�em o Saulu. Pochwyci�a mnie wizja.
Wylatuj� z czubk�w czyich� palc�w, lec� �ukiem ponad rozwrzeszczanym
t�umem jak wystrzelony z armaty. Szeroko otwarte usta, jaskrawe kostiumy,
ciemne okulary, zwariowane nakrycia g�owy, sznury jaskrawych paciork�w na
szyjach, szalej�cy zgie�k, powietrze g�ste od podniecenia i na po�y
pijanej rado�ci.
Starszy facet �apie mnie w powietrzu i macha pi�ci�, w kt�rej mnie
zaciska.
Przyp�yw gorzkos�odkich odczu�: "Mam skarb! Ale jest taki ma�y. Za moich
czas�w mo�na by�o dosta� za to bu�k�, ale teraz wszystko robi si� coraz
mniejsze i coraz mniej warte. Z�apa�em skarb! Przynajmniej b�yszczy. �apie
si� co si� da..."
Wypu�ci�em powietrze. Wypchn��em centa j�zykiem z ust, wypad� mi do r�ki -
zawsze tak robi�em.
- Mardi Gras - powiedzia�em.
Czu�em si� zalany nowymi informacjami. Zawsze tak by�o po odebraniu wizji
z monety. Dowiadywa�em si� mn�stwa nowych rzeczy i nawet nie zdawa�em
sobie z tego sprawy, a� p�niej zdarza�o si�, �e przypomina�em sobie co�,
czego nie mia�em prawa wiedzie� sam z siebie. Co to u licha jest Mardi
Gras? By�a parada, mn�stwo ludzi rozrzucaj�cych rozmaite przedmioty,
barwne kostiumy i ogromne platformy na ko�ach, ta�ce i muzyka, zgrzane i
rozbawione t�umy. Zapachy piwa, wina, ostro przyprawionych potraw, potu,
moczu, egzotycznych perfum, papierosowego dymu, wymiocin i rzeki.
Luizjana. Nowy Orlean.
Kolejne miejsce, w kt�rym nigdy nie by�em. Uzbiera�em ju� mn�stwo
wspomnie� o miejscach, gdzie nigdy nie by�em. Zdarza�y si� niespodzianki,
kiedy widzia�em w czyich� wspomnieniach znajome otoczenie. Tak, jak to
zdarzy�o si� ze szpitalem i nawet t� sam� poczekalni�, w kt�rej siedzieli
Linda i jej tata. Kiedy mia�em osiem lat, wujek Jonah spad� z drabiny i
czeka�em tam z mam�, �eby nam powiedziano, jak z nim jest.
- Art! - wrzasn�� Saul.
Zaskoczy� mnie tak, �e a� znowu zlecia�em z szyny. I tak nie do wiary, �e
utrzyma�em si� na niej podczas wizji. Ostatni� rzecz�, kt�r� pami�ta�em
wyra�nie, by�o to, jak prostuj� si� z centem w d�oni i w�a�nie mam go
posmakowa�.
- Co?! - odwrzasn��em.
- Co ty, u licha, wyprawiasz?
Spr�bowa�em sposobu, kt�rego nauczy�a mnie mama: odwracania kota ogonem.
- A co, nigdy nie jad�e� monet?
- Odk�d sko�czy�em pi�� lat, to nigdy! - Zszed� z szyny i sta� na
drewnianym podk�adzie. - No ju�, wyja�nij mi. Widzia�em, jak to robisz. Co
to ma by�? Dlaczego masz przy tym takie nieprzytomne oczy? Robisz si�
na�pany od drobniak�w?
- Widzia�e�, jak to robi�?
- Zesz�ego roku na jarmarku. Wyda�o mi si�, �e zwariowa�em. Pomy�la�em, �e
nie mo�e by�, �eby m�j najlepszy przyjaciel Art pakowa� do ust jakiego�
brudnego, podniesionego z ziemi miedziaka. Musia� mie� w r�ku cukierka.
Niemo�liwe, �eby sta� tam jak idiota ze szklistym spojrzeniem, podczas
kiedy inni wpadaj� na niego i �miej� si� z niego. A mo�e jednak. Mo�e
dosta� jakiego� ataku czy co� w tym rodzaju. Mo�e powinienem zawo�a� kogo�
na pomoc. Ale wtedy ty si� ockn��e� i zrobi�e� si� zupe�nie normalny, a
potem zapomnia�em o wszystkim.
Wcisn��em centa z Mardi Gras do kieszeni. Szed�em obok Saula. Czu�em si�
zbyt wstrz��ni�ty, �eby i�� po szynie bez spadania co chwil�, wi�c tylko
przeskakiwa�em po podk�adach. Le�a�y troch� za g�sto, �eby mo�na by�o
wygodnie po nich chodzi�.
- Art - odezwa� si� id�cy za mn� Saul. - No powiedz. To jaka� choroba?
Choroba? Czy to mo�e by� wyja�nienie mojego dziwnego przywi�zania do
ma�ych metalowych kr��k�w?
Szed�em dalej. �wir chrz�ci� pod jego butami tu� za mn�.
- A ten cent, kt�ry znalaz�e� na dnie stawu w zesz�ym tygodniu. Te�
widzia�em, jak go zjad�e�. - Kopn�� podk�ad. - Au! I co to jest, �e zawsze
odsprzedajesz rozmaite rzeczy i za ka�dym razem dostajesz mi�dzy innymi
centa? Co si� dzieje? O co tu chodzi?
- Jakbym ci powiedzia�, toby� nie uwierzy�.
- Spr�buj. Co, mo�e ci nie uwierzy�em, jak opowiada�e� o tym wysysaj�cym
krew z k�z wampirowatym stworze? Przynajmniej na jeden dzie� uwierzy�em.
Ale� mia�em potem koszmary. Masz co� jeszcze bardziej niesamowitego?
Szli�my tak przez jaki� czas, ja przodem, a on z ty�u, a� wyszli�my z lasu
mi�dzy p�oty. Przy pierwszym przeje�dzie porzuci�em tory i ruszy�em w
stron� domu, gdzie mieszka�em z mam�. Saul szed� za mn� a� do ganku.
Padli�my obaj na star� zakurzon� kanap� i gapili�my si� na ulic�.
- Chodzi o co� jak program w telewizji - powiedzia�em. To nie by�a
prawda. Ale jak mia�em opisa� swoje wra�enia? - Dotykam j�zykiem centa i
ju� jest inny �wiat.
- Co� jak obca planeta?
�ypn��em na niego zw�onymi oczami. Chcia� si� wyg�upia� czy s�ucha�?
Mogli�my zaraz przerwa� t� rozmow�.
- Daj spok�j. Po prostu nie �api�. - Possa� doln� warg�.
- To nie obca planeta. To jest... nagromadzona pami��. Moneta ma na sobie
uzbierane wspomnienia, a ja tak jakbym wpada� w nie na chwil�.
- Co by�o na tym cencie z tor�w?
- Parada z okazji Mardi Gras. - Zamkn��em na sekund� oczy. - Ludzie
przebrani za bajkowe stwory, jad�cy na wielkich ruchomych platformach,
naszyjniki z paciork�w i nieprawdziwe monety lataj�ce w powietrzu,
rozmaite dziwno�ci. Kobieta stoj�ca na balkonie zdj�a bluzk�... - Oho.
Nie zauwa�y�em przedtem tego kawa�ka wspomnienia, ale teraz nie my�la�em
ju� o niczym innym. - Wrzaski, �miech, muzyka; rozmaite melodie zderzaj�ce
si� ze sob�.
- �au!
Czeka�em, czy nie zacznie na�miewa� si� ze mnie.
Pokr�ci� g�ow�. Podrapa� si� w nos.
- Nigdy nie wiem, co znajd� - ci�gn��em - ale czasami bywa to co� naprawd�
fajnego, tak jak teraz. Na cencie Lindy by�o o... Zdaje si�, �e jej mama
wczoraj posz�a do szpitala. - Wzruszy�em ramionami.
- I powiedzia�e�, �e jej mamie nic nie b�dzie. Sk�d wiedzia�e�?
- Wcale nie wiedzia�em.
Odchyli� si� do ty�u, pogrzeba� w kieszeni i wyj�� usmarowanego centa.
Poda� mi go.
- Chyba nie mam ochoty.
- K�adziesz do ust rzeczy podniesione z ziemi! A tego nie?
- Nie o to chodzi.
- Nie obra�� si�, je�li go umyjesz. Mycie nie zaszkodzi?
Wzruszy�em ramionami.
- A co, je�li znajd� na nim co�, co nie chcesz, �ebym wiedzia�?
- Jeste� moim najlepszym przyjacielem. Co mam przed tob� ukrywa�?
Pomy�la�em o wizjach z miedziak�w, kt�re znajdywa�em wcze�niej. By�a tam
masa rzeczy, kt�rych lepiej nie wiedzie�. Niekt�re dot�d prze�ladowa�y
mnie w snach albo powodowa�y, �e ze strachu nie mog�em zasn��. Czasami
widzia�em, jak ludzie robili co� okropnego, a najgorsze, �e nie umieliby
wyobrazi� sobie, �e mog�oby to kogo� wyprowadzi� z r�wnowagi. Zawsze
wstrz�sa�o mn�, �e ludzie tak cz�sto robi� koszmarne rzeczy i nawet nie
zdaj� sobie sprawy, jak bardzo s� one potworne. Ale jak niby mia�em
wykorzysta� informacj� zebran� z cent�w? Zawsze otrzymywa�em j� po fakcie,
najcz�ciej kiedy moneta przesz�a ju� do trzeciego lub czwartego kolejnego
cz�owieka. Nic bezpo�rednio; �adnego sposobu, �eby cokolwiek zdzia�a�.
Jedyne, co mog�em zrobi� z wiedz� zebran� z miedziak�w, to gromadzi� j�.
Wsta�em, wszed�em do domu, pow�drowa�em korytarzem do kuchni. Saul poszed�
za mn�. Umy�em jego centa nad kuchennym zlewem, chocia� mia�em wra�enie,
�e to nietaktowne. Mia� racj�, bra�em do ust rzeczy podniesione z ziemi.
Tyle �e wiedzia�em, co on trzyma w kieszeniach. Czasami bywa�y to zdech�e
zwierz�tka.
Osuszy�em centa o d�insy i w�o�y�em go do ust.
Brzd�k! Co� roztrzaska�o si� o �cian�. Brz�k sypi�cych si� okruch�w
pot�uczonego szk�a.
Saul kuli� si� w ciemnym k�cie za kanap�. Cent le�a� obok na zakurzonej
pod�odze.
- W og�le nie s�uchasz! - krzycza�a matka mojego przyjaciela.
- Gdyby� m�wi�a co� do rzeczy, tobym s�ucha�! - rycza� jego ojciec.
Matka wrzasn�a z gniewu i frustracji. Co� jeszcze polecia�o z trzaskiem.
Saul skuli� si� bardziej i zakry� uszy d�o�mi.
Wykas�a�em t� wizj�. Cent wypad� mi z ust na pod�og�.
- Co widzia�e�? - Saul patrzy� mi uwa�nie w twarz.
- Sk�d wzi��e� tego centa?
- Nie wiem. - Wsun�� r�k� do kieszeni i wyci�gn�� wi�cej drobniak�w, kilka
pojedynczych cent�w i ze dwie �wier�dolar�wki. - Sk�d si� bierze monety?
Pewnie kto� wyda� mi nim reszt�.
- Le�a� na pod�odze za kanap� w waszym pokoju dziennym, wtedy, kiedy twoja
mama i tata tak si� pok��cili - powiedzia�em. - Mo�e odruchowo go
podnios�e�.
- O. - Wzi�� krzes�o i opad� na nie. - O. - Tym razem by� to szept. Twarz
mu poczerwienia�a, a potem zblad�a. - Bo�e, Art. Wiesz, co to znaczy?
- Nie - odpar�em. - Rozw�d? Czy mo�e zawsze tak si� k��c�? Przykro mi.
- Hm? Nie, tamto... - Zagryz� warg� i zmarszczy� brwi. - Nie o to chodzi.
To znaczy, �e naprawd� potrafisz dowiadywa� si� r�nych rzeczy z cent�w.
- Aha. I co?
- Chyba dla ciebie to nic nowego. Ale to strasznie fajne! Dzia�a tak samo
z innymi rzeczami? �wier�dolar�wkami? Pi�ciocent�wkami? Kapslami od
butelek?
- Nie ca�kiem tak samo.
Kiedy sko�czy�em jedena�cie lat, mama pozwoli�a mi pomaga� w pracy wujkowi
Jonahowi. Mog�em co tydzie� ogl�da� filmy za darmo, je�� tyle popcornu,
ile zmieszcz�, dostawa�em dostatecznie du�� pensj�, �eby kupowa� komiksy,
a po zamkni�ciu kina i posprz�taniu Jonah i ja szli�my do jego pokoju w
piwnicy, a tam eksperymentowali�my na r�ne sposoby. Wypr�bowywali�my
najrozmaitsze monety, jakie tylko uda�o nam si� znale��. Zagraniczne
miedziaki przynosi�y mi wizje, kt�rych nie by�em w stanie zrozumie� - po
pierwsze, j�zyk by� obcy, a poza tym ludzie zachowywali si� jeszcze
dziwniej ni� ci z moich wizji z cent�w.
- To musi by� co� przynajmniej cz�ciowo miedzianego. Tyle uda�o mi si�
stwierdzi�.
- Pr�bowa�e� z drutem?
- Aha. Niewiele z niego po�ytku. Przewa�nie jest pokryty izolacj� i nie
mo�e zebra� wspomnie�.
- A miedziana bi�uteria?
Wzruszy�em ramionami.
- Dzia�a. Ale nie lepiej ni� centy, a trudniej j� dosta� i jest droga. I
raz skaleczy�em si� w j�zyk broszk�.
Saul wsta� i zacz�� chodzi� po kuchni.
- Ale mo�na by... - nie doko�czy�.
Spacerowa� od drzwi na korytarz do zlewu i z powrotem.
W pewnej chwili zm�czy�o mnie obserwowanie go. Wyj��em col�, jakie�
herbatniki i usiad�em przy stole. B�belki zmy�y mi z j�zyka posmak k��tni
rodzic�w Saula.
Wujek Jonah ca�y czas uwa�a�, �e musi by� jaki� spos�b spo�ytkowania
mojego talentu. Przynosi� mi miedziaki z tor�w wy�cigowych, z kasyn, z
bank�w. Obaj mieli�my nadziej�, �e natkn� si� na co� u�ytecznego, a wtedy
on wymy�li, jak zarobi� na tym pieni�dze dla nas. Nigdy si� to nie uda�o.
- Ale mogliby�my... - zacz�� znowu Saul. Spojrza� na mnie ze zmarszczonymi
brwiami. R�ce zacisn�� w pi�ci.
Pokr�ci�em g�ow�.
- Nigdy nie wiem, co znajd�. Czasami to co� po�ytecznego, ale na og�
tylko... taki szum informacyjny.
To nie by�a do ko�ca prawda. Nigdy d�ugo nie s�ucha�em radiowego szumu,
ale wizji z cent�w zawsze pragn��em jak najwi�cej - tak na wszelki
wypadek. Czasami by�y okropne i wyrzuca�em monety, zanim pozna�em ca��
histori�, a i tak zostawa� mi na j�zyku paskudny posmak. Czasem widzia�em
koszmary, a czasami najpi�kniejsze sny. Zawsze mi si� wydawa�o, �e
nast�pnym razem mo�e przytrafi� si� co� takiego... jak Mardi Gras.
- Beznadzieja - orzek� Saul.
Dopiero sze�� lat p�niej znalaz�em to, czego szuka�em.
Saul i ja wynajmowali�my razem pok�j. W dzie� chodzili�my do pa�stwowego
koled�u, wieczorami pracowali�my w pizzerii. On chcia� zdoby� uprawnienia
pedagogiczne, a ja - c�, mnie pcha�o na antropologi�. Pod ziemi�, w
prywatnych kolekcjach i w muzeach znajdowa�o si� tyle artefakt�w z epoki
br�zu - z miedzi, br�zu, mosi�dzu. Eksperymentowa�em troch�; par� razy
uda�o mi si� poliza� r�ne przedmioty w muzeum, a wtedy smakowa�em
histori�. Przewa�nie nie udawa�o mi si� nic zrozumie�, ale studiowa�em
j�zyki i kultury. Pewnego dnia moje wizje i wiadomo�ci z wyk�ad�w
uzupe�ni� si� nawzajem. Przynajmniej tak� mia�em nadziej�.
- Zgadnij, sk�d go mam - powiedzia� Saul, kiedy ju� zamkn�li�my pizzeri� i
przygotowali�my sk�adniki do pizzy na nast�pny dzie�. Poda� mi kolejnego
centa.
Op�uka�em monet� pod strumieniem gor�cej wody i w�o�y�em do ust. Tak
bywa�o na koniec wi�kszo�ci dni roboczych, �e Saul prezentowa� mi kolejn�
zagadk�.
- Mmm - odezwa�em si� po chwili. - By� pod wod�.
- Jasne. Mo�e bardziej szczeg�owo?
Sama moneta nie wytwarza�a wspomnie�, to kontakt z cz�owiekiem zostawia�
na niej plam� z pami�ci. Czemu odebra�em obraz samej wody, a �adnej osoby?
Ten cent zachowywa� swoje sekrety dla siebie. Mia� dziwny, niemal
elektryczny posmak.
Przycisn��em go j�zykiem do podniebienia.
Wizja trzymaj�cej go r�ki, szmer g�osu, potem cent spada, przebija
powierzchni� ciemnej wody, wiruje opadaj�c na pokryte mchem dno - nie
bardzo g��boko - i l�duje w�r�d innych monet.
Przycisn��em go mocniej, �eby powt�rzy� wszystko od pocz�tku. Co
powiedzia�a upuszczaj�c mnie?
R�ka. Palce z odciskami na opuszkach. Szmer g�osu.
"Chcia�abym go odnale��".
A potem z jej palc�w sp�yn�� na mnie ten osobliwy pr�d i upuszczony do
wody opad�em na dno.
Wypchn��em centa z ust i z�apa�em go.
- I co? - spyta� Saul.
- Studnia �ycze�.
U�miechn�� si� i pokr�ci� g�ow�.
- Jeste� pewien, �e nie chcesz zaj�� si� wr�eniem?
Nagabywa� mnie na ten temat ju� od d�u�szego czasu, odk�d dowiedzia� si� o
moich wizjach z monet. Po prostu nie mia�em do tego przekonania. Zawsze
mog�em wydoby� co� z centa, ale nie mia�o to nic wsp�lnego z
przepowiadaniem ludziom przysz�o�ci. Cz�sto nawet nie mia�o nic wsp�lnego
z tym, kto wr�cza� mi centa. Moneta musia�a pochodzi� od kogo�, kto
intensywnie co� prze�y� trzymaj�c j� jednocze�nie w r�ku. Mog�a od tamtej
pory przej�� i przez sze��dziesi�t par r�k.
- Kt�ra to studnia �ycze�? - zapyta�em. Nie mog�em sobie przypomnie�
�adnej po�o�onej odpowiednio niedaleko.
- Ta w parku Skyview.
- Ha. Naprawd� ukrad�e� centa ze studni �ycze�?
Zaczerwieni� si� odrobin�.
- Wrzuci�em innego na podmiank�.
Sobota by�a zn�w s�oneczna, wi�c poszed�em do parku. Po�o�ony by� na
wzniesieniu za miastem. Jego cz�� stanowi�a du�a ��ka, gdzie osoby z
psami mog�y spuszcza� je ze smyczy. Znajdowa�a si� tam r�wnie� stara
studzienka �ycze� otoczona kr�giem kamiennych p�yt, a tak�e piknikowe
stoliki i �awki. Na obrze�u ��ki ros�y drzewa, a mi�dzy nimi wi�y si�
�cie�ki do spacer�w.
Usiad�em w cieniu na �awce i obserwowa�em studni� �ycze�.
Przysz�a starsza kobieta ze z�ocistym spanielem, spu�ci�a go ze smyczy, a
on biega� z zapa�em po ��ce. Dwoje dzieci rzuca�o do siebie kr��kiem
frisby. Ma�a dziewczynka w�drowa�a po skraju lasu z siatk� na motyle,
przeczesywa�a ni� krzaki i pokrzykiwa�a, gdy motyle umyka�y. Nie by�em
pewien, czy rzeczywi�cie chce je �apa�. �adnego nie zdo�a�a schwyta�.
Kilkoro m�odych uczy�o si� na trawie. Jedna para przysz�a z koszem
piknikowym i ulokowa�a si� niedaleko od miejsca, gdzie siedzia�em.
Oko�o po�udnia, gdy ju� zg�odnia�em i zaczyna�em si� zastanawia�, dlaczego
nie zabra�em ze sob� kanapek, u szczytu schod�w prowadz�cych od st�p
wzg�rza pojawi�a si� dziewczyna o rozwichrzonych jasnoblond w�osach. Mia�a
buty nadaj�ce si� do d�ugiego chodzenia, spodnie khaki i zwyk�ego bia�ego
T-shirta. Twarz, opr�szona drobnymi piegami, by�a zarumieniona. Z torebki
na biodrze wyj�a butelk� z wod� i napi�a si� porz�dnie.
Poczu�em na j�zyku co� jakby b�belki.
Dziewczyna rozejrza�a si�. Otar�a czo�o wierzchem d�oni. Podesz�a do
studzienki i zajrza�a do �rodka.
Wyd�uba�em z kieszeni centa z �yczeniem i podszed�em bli�ej.
- Ty go wrzuci�a�? - spyta�em.
Wyprostowa�a si� i przyjrza�a mi.
- Hm?
No tak, moje pytanie zabrzmia�o jak zwyk�y podryw. Poczu�em si� okropnie
g�upio. Czego si� spodziewa�em? Co mi kaza�o wierzy�, �e za�yczy�a
sobie... mnie?
- Zobaczmy. - Wyci�gn�a d�o�, a ja upu�ci�em na ni� centa.
W mojej d�oni co� zasycza�o jak p�kaj�ce b�belki piany.
Potar�a centa mi�dzy palcem wskazuj�cym a kciukiem. Mi�dzy brwiami
pojawi�a si� jej delikatna zmarszczka.
- Ale� tak. - Kiwn�a g�ow�. - To chyba m�j. Co... pizza?
Po kr�gos�upie przebieg� mi zimny dreszcz.
Rz�sy mia�a jasne, rudoz�otawe na koniuszkach. Oczy, teraz szeroko
otwarte, by�y zielono��te.
Prze�kn��em �lin� i si�gn��em zn�w do kieszeni.
- Spr�buj z tym - rzek�em.
Wsun�a swojego centa do torby i wyci�gn�a r�k�. Upu�ci�em w ni� swoj�
monet�. Dziewczyna potar�a centa mi�dzy palcami, a potem przycisn�a go do
policzka. Zamkn�a oczy.
- Mardi Gras? - spyta�a. - Tory kolejowe.
Patrzyli�my na siebie bez ruchu przez tak d�ugi czas, �e wygl�da�o to jak
godzina.
- Serena - powiedzia�em.
- Art. - U�miechn�a si� i odda�a mi centa.
Po sekundzie wrzuci�em go do studni.
Prze�o�y�a Izabela Miksza