4961

Szczegóły
Tytuł 4961
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4961 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4961 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4961 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NINA KIRIKI HOFFMAN sensytywi Nigdy nie wiadomo, jak� histori� opowie ci smak, zanim nie w�o�ysz danego przedmiotu do ust. A wtedy nie mo�na si� wycofa�; ju� si� w niej jest. Jako maluch sp�dza�em mn�stwo czasu na ssaniu jednocent�wek, co doprowadza�o mam� do sza�u. "Art! Nie jedz tego! Nie wiesz, gdzie si� wala�o!" "Art! Nie jedz tego! Chcesz zatru� si� miedzi�?" "Art! Nie jedz tego, bo uro�nie ci w brzuchu i b�dziesz mia� tam w �rodku ca�y miedziany las - taki ci�ki, �e nie b�dziesz m�g� prosto stan��". W og�le nie rozumia�a w czym rzecz. Nie chodzi�o o �ykanie cent�w, ale o wysysanie z nich historii. Nie wiem, jaka by�a pierwsza historia, kt�r� znalaz�em. Mia�em nawyk brania cent�w do ust, odk�d pami�tam. Wujek Jonah da� mi centa, kiedy mama robi�a kanapki w kuchni na ty�ach domu. �mia� si� widz�c, jak czteroletni malec wpycha monet� do buzi. M�j j�zyk ju� zna� wielko��, wag�, uczucie obecno�ci centa, pierwszy nap�yw smaku brudnego metalu. To by�o niemi�e. Ale sekund� p�niej otacza�y mnie obrazy; by�em centem, kt�ry czyja� r�ka wrzuca do wiklinowego koszyka. Le�a�em tam wraz z �wier�dolar�wkami, dziesi�ciocent�wkami, niklowanymi pi�ciocent�wkami, innymi jednocentowymi miedziakami, pogniecionymi dolarowymi banknotami. Nade mn� czyj� g�os grzmia� tak, �e powietrze dr�a�o. Czu�em ciep�o ludzi, ko�ysanie koszyka, kt�ry przechodzi� z r�k do r�k. Drobniaki brz�cza�y zderzaj�c si� ze mn� i ze sob� nawzajem, coraz wi�cej ich spada�o z g�ry, ludzie wo�ali �piewnie: "Amen!" "Amen!" "O tak, Jezu!" Emocje by�y gor�ce, radosne, pe�ne podniecenia odrobin� zaprawionego l�kiem. Falowa�y jak gruby koc, zawieszone nad t�umem ko�ysz�cym si� do taktu s��w kaznodziei. - Art? Art! Co masz w buzi? Zna�em ju� dobrze i to odwieczne pytanie mamy. Kciukiem nacisn�a m�j podbr�dek tak, �e musia�em otworzy� usta, a potem klepn�a mnie w ty� g�owy. Moneta wyskoczy�a. Nie szkodzi. Wzi��em ju� z niej nowe wspomnienie. Wiedzia�em ju�, �e wystarczy mi jedna historia z jednego centa. Kiedy� przedtem, pami�ta�em to nad wyraz mgli�cie, ssa�em centa dostatecznie d�ugo, by wydoby� z niego wi�cej historii ni� tylko t�, co by�a na wierzchu. Zrobi�em tak tylko raz. - Jonah, co ty sobie wyobra�asz, po co dajesz mu te centy? Ile razy mam ci m�wi�, �eby� tego nie robi�?! Wiesz co, lepiej tu nie przychod�! - zdenerwowa�a si� mama. Jonah obieca�, �e wi�cej nie b�dzie. Pami�tam, �e robi� to jednak za ka�dym razem. Mama zabra�a centa i wr�ci�a do kuchni. - Chod� no tu, Art. - Wujek poklepa� si� po udzie. Podszed�em, a on podni�s� mnie i posadzi� sobie na kolanach. Obr�ci� mnie twarz� do siebie. Trzyma� mnie nie za mocno, tak, �ebym wiedzia�, �e nie spadn�, ale jednocze�nie bym nie czu� si� przytrzymany na si��. R�ce mia� silne, ale delikatne. Bruzdy po bokach w�skich ust pog��bi�y si�, formuj�c unosz�cy policzki u�miech. Powieki do po�owy zas�oni�y ciemne oczy. Tak si� to zwykle odbywa�o. - Co widzia�e�? - szepn��. - Ludzi - odszepn��em. - Wo�ali. - Co wo�ali? - "Amen". - Nie wiedzia�em, co to znaczy, nie zna�em znaczenia wi�kszo�ci s�yszanych s��w. - By�o im gor�co i cieszyli si�. Jonah u�ciska� mnie. Jego pier� by�a ciep�a i twarda. Mi�kka flanelowa koszula mi�o pachnia�a dymem marlboro, potem, popcornem sprzedawanym w kinie, gdzie pracowa� jako portier i bileter. - Stuprocentowe trafienie, Art. Trafiasz na sto procent. Zawsze tak m�wi�. Czu�em si� wtedy �wietnie. Wiedzia�em, �e Jonah kocha mnie i jest ze mnie zadowolony. Za ka�dym razem mia� dla mnie centy ze wspomnieniami. Saul, m�j najlepszy przyjaciel w �smej klasie, odkry� kiedy�, co robi� z centami. Zwykle m�wi�em ludziom o starym przes�dzie, �e znaleziony cent przynosi szcz�cie na ca�y dzie�. W ten spos�b wyja�nia�em, dlaczego rzucam si� na ka�dego, kt�rego zobacz�. I tak nic ju� nie mo�na by�o za nie kupi�. Przewa�nie nie smakowa�em cent�w, kiedy kto� by� w pobli�u. Mama oduczy�a mnie robienia tego przy ludziach, ale co do wykorzenienia samego nawyku... c�, w ko�cu z westchnieniem da�a spok�j. Kupowa�a w banku ca�e rulony jednocent�wek, wygotowywa�a je i wydziela�a mi po sztuce, kiedy chcia�a mnie uspokoi�. Dop�ki tylko nie smakowa�em ich przy kim�, pozwala�a mi to robi�. Nigdy nie pyta�a, co z nich wysysam, a ja nic jej nie m�wi�em. Kiesze� m�czyzny udaj�cego si� do burdelu, spocona d�o� nerwowo pobrz�kuj�ca monetami; miedziak wypad� na pod�og� w momencie, gdy zdejmowa� spodnie, zbyt podniecony, by zwraca� uwag� na rozsypane drobniaki. Kiesze� dziewczyny wchodz�cej do apteki po pierwsze w �yciu podpaski. Kurczowo zaci�ni�te na monetach i pogniecionych banknotach palce. Drewniane pude�ko, wy�o�one zielonym papierem fotograficznym, gdzie ma�a dziewczynka trzyma�a najwi�ksze skarby. Specjalnego centa z k�osami pszenicy na rewersie, wybitego w roku urodzenia jej ojca. Otrzyma�a go od dziadka. Moneta spoczywa�a w ciemno�ci wraz z malutkim t�czowym pi�rkiem pawia z zoo, zasuszonym kwiatkiem od przyjaci�ki, kt�ra si� przeprowadzi�a, i srebrn� jednodolar�wk� od drugiego dziadka. By� to cent z dwiema historiami. Ta o dziewczynce by�a najsilniejsza, bo ma�a d�ugo przechowywa�a monet�, wyjmowa�a i przygl�da�a si� jej, przek�ada�a z innymi skarbami, a� ojciec znalaz� pude�ko i ukrad� centa wraz ze srebrnym dolarem, �eby kupi� sobie piwa. Centa z tor�w kolejowych znalaz�em pewnego pi�tku, kiedy wraca�em z Saulem ze szko�y do domu. - Art, czasami okropny z ciebie dziwak - powiedzia� Saul. By�a p�na jesie�, rze�ki dzie� i b��kitne niebo. Odcinek tor�w pomi�dzy szko�� i moim domem bieg� przez niewielki iglasty lasek. Inne drzewa, rosn�ce z rzadka pomi�dzy daglezjami, mia�y ju� poczerwienia�e i po��k�e od nocnych przymrozk�w li�cie. St�pali�my po szynach, chwiej�c si� i �api�c r�wnowag�, wymachuj�c r�kami i nogami jak akrobaci w cyrku. Przepatrywa�em granitowy �wir mi�dzy szynami. Nigdy nie wiadomo, co si� gdzie znajdzie. Zawsze patrzy�em pod nogi. - Co zrobi�em tym razem? - Stopa ze�lizgn�a mi si� ze srebrzystej szyny. Westchnienie przebiega t�um! Pi�kna partnerka akrobaty, mieni�ca si� od czerwonych i srebrnych cekin�w Prze�liczna Lindalina, wydaje zd�awiony okrzyk! Krew bryzga wok�, gdy linoskoczek Arturo Wspania�y spada w obj�cia �mierci! - Po co powiedzia�e� Lindzie to o jej mamie? Wskoczy�em z powrotem na szyn�. Saul nigdy si� nie po�lizgn��. By� chudy, silny i mia� lepszy zmys� r�wnowagi. - Wygl�da�a na zmartwion�. - Na zmartwion�! Ka�dy jest ci�gle zmartwiony! Ale do nikogo poza ni� nie podchodzisz i nie m�wisz, �e mamie nic nie b�dzie. Odst�pi�em Lindzie jeden batonik za dwadzie�cia sze�� cent�w. Mog�a go dosta� za centa, ale ju� dawno zauwa�y�em, �e ludzie nam nie ufaj�, je�li domagamy si� tylko centa. Nie spotka�em nikogo, kto by tyle mia� z pojedynczych cent�w co ja. Trzeba ��da� wi�cej, bo inaczej podejrzewaj� oszustwo. Linda zreszt� mog�a dosta� batonik za darmo, i tak by�em pewien, �e b�dzie podejrzliwa. No wi�c da�a mi �wier�dolar�wk� i centa, a chwil� p�niej posmakowa�em centa. Nie dowiedzia�em si�, jak� ksi��k� w�a�nie przeczyta�a, z kim rozmawia�a przez telefon ani jakiego koloru ma bielizn�; nie mog�em liczy� na dok�adne szczeg�y, chocia� czasem udawa�o mi si� je znale��. Cent Lindy powiedzia� mi wi�cej. By�a tam szpitalna poczekalnia, a Linda podrzuca�a monet� raz za razem i czasem upuszcza�a. Jej tata siedzia� naprzeciwko ze zwieszon� g�ow�. S�ycha� by�o komunikaty z g�o�nika. Pojawi� si� doktor. - Ma lekki wstrz�s m�zgu. Zatrzymamy j� przez noc na obserwacj�, ale tylko na wszelki wypadek. Wi�c tak naprawd� wcale nie wiedzia�em, �e mamie Lindy nic nie b�dzie. Czasami m�wi si� takie r�ne rzeczy i ma si� nadziej�, �e to komu� pomo�e si� pozbiera�. U�miechn�a si�, ale z jej twarzy nie do ko�ca znik�o zmartwienie, wi�c mo�e to by� b��d z mojej strony. W�r�d �wiru pomi�dzy szynami b�ysn�� miedziak. Da�em po niego nura. Saul zachwia� si� od mojego gwa�townego ruchu. - Co jest, Art? No co? - Czasami dzieciaki k�ad� centy na szynach. Najcz�ciej podmuch przelatuj�cego poci�gu zdmuchuje monety, zanim zostan� rozp�aszczone. - Smakowa�em ju� rozjechane centy. Wszystkie historie zosta�y z nich wyduszone. - Spryciarze przyklejaj� centy ta�m�, �eby na pewno poci�g je rozjecha�. Ale ten... Ten cent by� zupe�nie nowiutki i b�yszcz�cy, prosto z mennicy. Prawdopodobnie nie mia� na sobie jakiej� wyra�nej historii, by� zbyt nowy. Ale nigdy nie wiadomo. Otar�em dok�adnie monet� o d�insy i wrzuci�em do ust. - Jezu, Art! Co robisz? Nie do wiary, �e zapomnia�em o obecno�ci Saula! Kiedy ostatni raz mi si� to zdarzy�o? Mama i wujek Jonah nauczyli mnie, �ebym si� kry� ze swoj� nami�tno�ci� do cent�w, kiedy mia�em pi��, g�ra sze�� lat! Przecie� wiedzia�em, �e on jest przy mnie, rozmawia�em z nim. Co si� ze mn� dzia�o? Zaraz zapomnia�em o Saulu. Pochwyci�a mnie wizja. Wylatuj� z czubk�w czyich� palc�w, lec� �ukiem ponad rozwrzeszczanym t�umem jak wystrzelony z armaty. Szeroko otwarte usta, jaskrawe kostiumy, ciemne okulary, zwariowane nakrycia g�owy, sznury jaskrawych paciork�w na szyjach, szalej�cy zgie�k, powietrze g�ste od podniecenia i na po�y pijanej rado�ci. Starszy facet �apie mnie w powietrzu i macha pi�ci�, w kt�rej mnie zaciska. Przyp�yw gorzkos�odkich odczu�: "Mam skarb! Ale jest taki ma�y. Za moich czas�w mo�na by�o dosta� za to bu�k�, ale teraz wszystko robi si� coraz mniejsze i coraz mniej warte. Z�apa�em skarb! Przynajmniej b�yszczy. �apie si� co si� da..." Wypu�ci�em powietrze. Wypchn��em centa j�zykiem z ust, wypad� mi do r�ki - zawsze tak robi�em. - Mardi Gras - powiedzia�em. Czu�em si� zalany nowymi informacjami. Zawsze tak by�o po odebraniu wizji z monety. Dowiadywa�em si� mn�stwa nowych rzeczy i nawet nie zdawa�em sobie z tego sprawy, a� p�niej zdarza�o si�, �e przypomina�em sobie co�, czego nie mia�em prawa wiedzie� sam z siebie. Co to u licha jest Mardi Gras? By�a parada, mn�stwo ludzi rozrzucaj�cych rozmaite przedmioty, barwne kostiumy i ogromne platformy na ko�ach, ta�ce i muzyka, zgrzane i rozbawione t�umy. Zapachy piwa, wina, ostro przyprawionych potraw, potu, moczu, egzotycznych perfum, papierosowego dymu, wymiocin i rzeki. Luizjana. Nowy Orlean. Kolejne miejsce, w kt�rym nigdy nie by�em. Uzbiera�em ju� mn�stwo wspomnie� o miejscach, gdzie nigdy nie by�em. Zdarza�y si� niespodzianki, kiedy widzia�em w czyich� wspomnieniach znajome otoczenie. Tak, jak to zdarzy�o si� ze szpitalem i nawet t� sam� poczekalni�, w kt�rej siedzieli Linda i jej tata. Kiedy mia�em osiem lat, wujek Jonah spad� z drabiny i czeka�em tam z mam�, �eby nam powiedziano, jak z nim jest. - Art! - wrzasn�� Saul. Zaskoczy� mnie tak, �e a� znowu zlecia�em z szyny. I tak nie do wiary, �e utrzyma�em si� na niej podczas wizji. Ostatni� rzecz�, kt�r� pami�ta�em wyra�nie, by�o to, jak prostuj� si� z centem w d�oni i w�a�nie mam go posmakowa�. - Co?! - odwrzasn��em. - Co ty, u licha, wyprawiasz? Spr�bowa�em sposobu, kt�rego nauczy�a mnie mama: odwracania kota ogonem. - A co, nigdy nie jad�e� monet? - Odk�d sko�czy�em pi�� lat, to nigdy! - Zszed� z szyny i sta� na drewnianym podk�adzie. - No ju�, wyja�nij mi. Widzia�em, jak to robisz. Co to ma by�? Dlaczego masz przy tym takie nieprzytomne oczy? Robisz si� na�pany od drobniak�w? - Widzia�e�, jak to robi�? - Zesz�ego roku na jarmarku. Wyda�o mi si�, �e zwariowa�em. Pomy�la�em, �e nie mo�e by�, �eby m�j najlepszy przyjaciel Art pakowa� do ust jakiego� brudnego, podniesionego z ziemi miedziaka. Musia� mie� w r�ku cukierka. Niemo�liwe, �eby sta� tam jak idiota ze szklistym spojrzeniem, podczas kiedy inni wpadaj� na niego i �miej� si� z niego. A mo�e jednak. Mo�e dosta� jakiego� ataku czy co� w tym rodzaju. Mo�e powinienem zawo�a� kogo� na pomoc. Ale wtedy ty si� ockn��e� i zrobi�e� si� zupe�nie normalny, a potem zapomnia�em o wszystkim. Wcisn��em centa z Mardi Gras do kieszeni. Szed�em obok Saula. Czu�em si� zbyt wstrz��ni�ty, �eby i�� po szynie bez spadania co chwil�, wi�c tylko przeskakiwa�em po podk�adach. Le�a�y troch� za g�sto, �eby mo�na by�o wygodnie po nich chodzi�. - Art - odezwa� si� id�cy za mn� Saul. - No powiedz. To jaka� choroba? Choroba? Czy to mo�e by� wyja�nienie mojego dziwnego przywi�zania do ma�ych metalowych kr��k�w? Szed�em dalej. �wir chrz�ci� pod jego butami tu� za mn�. - A ten cent, kt�ry znalaz�e� na dnie stawu w zesz�ym tygodniu. Te� widzia�em, jak go zjad�e�. - Kopn�� podk�ad. - Au! I co to jest, �e zawsze odsprzedajesz rozmaite rzeczy i za ka�dym razem dostajesz mi�dzy innymi centa? Co si� dzieje? O co tu chodzi? - Jakbym ci powiedzia�, toby� nie uwierzy�. - Spr�buj. Co, mo�e ci nie uwierzy�em, jak opowiada�e� o tym wysysaj�cym krew z k�z wampirowatym stworze? Przynajmniej na jeden dzie� uwierzy�em. Ale� mia�em potem koszmary. Masz co� jeszcze bardziej niesamowitego? Szli�my tak przez jaki� czas, ja przodem, a on z ty�u, a� wyszli�my z lasu mi�dzy p�oty. Przy pierwszym przeje�dzie porzuci�em tory i ruszy�em w stron� domu, gdzie mieszka�em z mam�. Saul szed� za mn� a� do ganku. Padli�my obaj na star� zakurzon� kanap� i gapili�my si� na ulic�. - Chodzi o co� jak program w telewizji - powiedzia�em. To nie by�a prawda. Ale jak mia�em opisa� swoje wra�enia? - Dotykam j�zykiem centa i ju� jest inny �wiat. - Co� jak obca planeta? �ypn��em na niego zw�onymi oczami. Chcia� si� wyg�upia� czy s�ucha�? Mogli�my zaraz przerwa� t� rozmow�. - Daj spok�j. Po prostu nie �api�. - Possa� doln� warg�. - To nie obca planeta. To jest... nagromadzona pami��. Moneta ma na sobie uzbierane wspomnienia, a ja tak jakbym wpada� w nie na chwil�. - Co by�o na tym cencie z tor�w? - Parada z okazji Mardi Gras. - Zamkn��em na sekund� oczy. - Ludzie przebrani za bajkowe stwory, jad�cy na wielkich ruchomych platformach, naszyjniki z paciork�w i nieprawdziwe monety lataj�ce w powietrzu, rozmaite dziwno�ci. Kobieta stoj�ca na balkonie zdj�a bluzk�... - Oho. Nie zauwa�y�em przedtem tego kawa�ka wspomnienia, ale teraz nie my�la�em ju� o niczym innym. - Wrzaski, �miech, muzyka; rozmaite melodie zderzaj�ce si� ze sob�. - �au! Czeka�em, czy nie zacznie na�miewa� si� ze mnie. Pokr�ci� g�ow�. Podrapa� si� w nos. - Nigdy nie wiem, co znajd� - ci�gn��em - ale czasami bywa to co� naprawd� fajnego, tak jak teraz. Na cencie Lindy by�o o... Zdaje si�, �e jej mama wczoraj posz�a do szpitala. - Wzruszy�em ramionami. - I powiedzia�e�, �e jej mamie nic nie b�dzie. Sk�d wiedzia�e�? - Wcale nie wiedzia�em. Odchyli� si� do ty�u, pogrzeba� w kieszeni i wyj�� usmarowanego centa. Poda� mi go. - Chyba nie mam ochoty. - K�adziesz do ust rzeczy podniesione z ziemi! A tego nie? - Nie o to chodzi. - Nie obra�� si�, je�li go umyjesz. Mycie nie zaszkodzi? Wzruszy�em ramionami. - A co, je�li znajd� na nim co�, co nie chcesz, �ebym wiedzia�? - Jeste� moim najlepszym przyjacielem. Co mam przed tob� ukrywa�? Pomy�la�em o wizjach z miedziak�w, kt�re znajdywa�em wcze�niej. By�a tam masa rzeczy, kt�rych lepiej nie wiedzie�. Niekt�re dot�d prze�ladowa�y mnie w snach albo powodowa�y, �e ze strachu nie mog�em zasn��. Czasami widzia�em, jak ludzie robili co� okropnego, a najgorsze, �e nie umieliby wyobrazi� sobie, �e mog�oby to kogo� wyprowadzi� z r�wnowagi. Zawsze wstrz�sa�o mn�, �e ludzie tak cz�sto robi� koszmarne rzeczy i nawet nie zdaj� sobie sprawy, jak bardzo s� one potworne. Ale jak niby mia�em wykorzysta� informacj� zebran� z cent�w? Zawsze otrzymywa�em j� po fakcie, najcz�ciej kiedy moneta przesz�a ju� do trzeciego lub czwartego kolejnego cz�owieka. Nic bezpo�rednio; �adnego sposobu, �eby cokolwiek zdzia�a�. Jedyne, co mog�em zrobi� z wiedz� zebran� z miedziak�w, to gromadzi� j�. Wsta�em, wszed�em do domu, pow�drowa�em korytarzem do kuchni. Saul poszed� za mn�. Umy�em jego centa nad kuchennym zlewem, chocia� mia�em wra�enie, �e to nietaktowne. Mia� racj�, bra�em do ust rzeczy podniesione z ziemi. Tyle �e wiedzia�em, co on trzyma w kieszeniach. Czasami bywa�y to zdech�e zwierz�tka. Osuszy�em centa o d�insy i w�o�y�em go do ust. Brzd�k! Co� roztrzaska�o si� o �cian�. Brz�k sypi�cych si� okruch�w pot�uczonego szk�a. Saul kuli� si� w ciemnym k�cie za kanap�. Cent le�a� obok na zakurzonej pod�odze. - W og�le nie s�uchasz! - krzycza�a matka mojego przyjaciela. - Gdyby� m�wi�a co� do rzeczy, tobym s�ucha�! - rycza� jego ojciec. Matka wrzasn�a z gniewu i frustracji. Co� jeszcze polecia�o z trzaskiem. Saul skuli� si� bardziej i zakry� uszy d�o�mi. Wykas�a�em t� wizj�. Cent wypad� mi z ust na pod�og�. - Co widzia�e�? - Saul patrzy� mi uwa�nie w twarz. - Sk�d wzi��e� tego centa? - Nie wiem. - Wsun�� r�k� do kieszeni i wyci�gn�� wi�cej drobniak�w, kilka pojedynczych cent�w i ze dwie �wier�dolar�wki. - Sk�d si� bierze monety? Pewnie kto� wyda� mi nim reszt�. - Le�a� na pod�odze za kanap� w waszym pokoju dziennym, wtedy, kiedy twoja mama i tata tak si� pok��cili - powiedzia�em. - Mo�e odruchowo go podnios�e�. - O. - Wzi�� krzes�o i opad� na nie. - O. - Tym razem by� to szept. Twarz mu poczerwienia�a, a potem zblad�a. - Bo�e, Art. Wiesz, co to znaczy? - Nie - odpar�em. - Rozw�d? Czy mo�e zawsze tak si� k��c�? Przykro mi. - Hm? Nie, tamto... - Zagryz� warg� i zmarszczy� brwi. - Nie o to chodzi. To znaczy, �e naprawd� potrafisz dowiadywa� si� r�nych rzeczy z cent�w. - Aha. I co? - Chyba dla ciebie to nic nowego. Ale to strasznie fajne! Dzia�a tak samo z innymi rzeczami? �wier�dolar�wkami? Pi�ciocent�wkami? Kapslami od butelek? - Nie ca�kiem tak samo. Kiedy sko�czy�em jedena�cie lat, mama pozwoli�a mi pomaga� w pracy wujkowi Jonahowi. Mog�em co tydzie� ogl�da� filmy za darmo, je�� tyle popcornu, ile zmieszcz�, dostawa�em dostatecznie du�� pensj�, �eby kupowa� komiksy, a po zamkni�ciu kina i posprz�taniu Jonah i ja szli�my do jego pokoju w piwnicy, a tam eksperymentowali�my na r�ne sposoby. Wypr�bowywali�my najrozmaitsze monety, jakie tylko uda�o nam si� znale��. Zagraniczne miedziaki przynosi�y mi wizje, kt�rych nie by�em w stanie zrozumie� - po pierwsze, j�zyk by� obcy, a poza tym ludzie zachowywali si� jeszcze dziwniej ni� ci z moich wizji z cent�w. - To musi by� co� przynajmniej cz�ciowo miedzianego. Tyle uda�o mi si� stwierdzi�. - Pr�bowa�e� z drutem? - Aha. Niewiele z niego po�ytku. Przewa�nie jest pokryty izolacj� i nie mo�e zebra� wspomnie�. - A miedziana bi�uteria? Wzruszy�em ramionami. - Dzia�a. Ale nie lepiej ni� centy, a trudniej j� dosta� i jest droga. I raz skaleczy�em si� w j�zyk broszk�. Saul wsta� i zacz�� chodzi� po kuchni. - Ale mo�na by... - nie doko�czy�. Spacerowa� od drzwi na korytarz do zlewu i z powrotem. W pewnej chwili zm�czy�o mnie obserwowanie go. Wyj��em col�, jakie� herbatniki i usiad�em przy stole. B�belki zmy�y mi z j�zyka posmak k��tni rodzic�w Saula. Wujek Jonah ca�y czas uwa�a�, �e musi by� jaki� spos�b spo�ytkowania mojego talentu. Przynosi� mi miedziaki z tor�w wy�cigowych, z kasyn, z bank�w. Obaj mieli�my nadziej�, �e natkn� si� na co� u�ytecznego, a wtedy on wymy�li, jak zarobi� na tym pieni�dze dla nas. Nigdy si� to nie uda�o. - Ale mogliby�my... - zacz�� znowu Saul. Spojrza� na mnie ze zmarszczonymi brwiami. R�ce zacisn�� w pi�ci. Pokr�ci�em g�ow�. - Nigdy nie wiem, co znajd�. Czasami to co� po�ytecznego, ale na og� tylko... taki szum informacyjny. To nie by�a do ko�ca prawda. Nigdy d�ugo nie s�ucha�em radiowego szumu, ale wizji z cent�w zawsze pragn��em jak najwi�cej - tak na wszelki wypadek. Czasami by�y okropne i wyrzuca�em monety, zanim pozna�em ca�� histori�, a i tak zostawa� mi na j�zyku paskudny posmak. Czasem widzia�em koszmary, a czasami najpi�kniejsze sny. Zawsze mi si� wydawa�o, �e nast�pnym razem mo�e przytrafi� si� co� takiego... jak Mardi Gras. - Beznadzieja - orzek� Saul. Dopiero sze�� lat p�niej znalaz�em to, czego szuka�em. Saul i ja wynajmowali�my razem pok�j. W dzie� chodzili�my do pa�stwowego koled�u, wieczorami pracowali�my w pizzerii. On chcia� zdoby� uprawnienia pedagogiczne, a ja - c�, mnie pcha�o na antropologi�. Pod ziemi�, w prywatnych kolekcjach i w muzeach znajdowa�o si� tyle artefakt�w z epoki br�zu - z miedzi, br�zu, mosi�dzu. Eksperymentowa�em troch�; par� razy uda�o mi si� poliza� r�ne przedmioty w muzeum, a wtedy smakowa�em histori�. Przewa�nie nie udawa�o mi si� nic zrozumie�, ale studiowa�em j�zyki i kultury. Pewnego dnia moje wizje i wiadomo�ci z wyk�ad�w uzupe�ni� si� nawzajem. Przynajmniej tak� mia�em nadziej�. - Zgadnij, sk�d go mam - powiedzia� Saul, kiedy ju� zamkn�li�my pizzeri� i przygotowali�my sk�adniki do pizzy na nast�pny dzie�. Poda� mi kolejnego centa. Op�uka�em monet� pod strumieniem gor�cej wody i w�o�y�em do ust. Tak bywa�o na koniec wi�kszo�ci dni roboczych, �e Saul prezentowa� mi kolejn� zagadk�. - Mmm - odezwa�em si� po chwili. - By� pod wod�. - Jasne. Mo�e bardziej szczeg�owo? Sama moneta nie wytwarza�a wspomnie�, to kontakt z cz�owiekiem zostawia� na niej plam� z pami�ci. Czemu odebra�em obraz samej wody, a �adnej osoby? Ten cent zachowywa� swoje sekrety dla siebie. Mia� dziwny, niemal elektryczny posmak. Przycisn��em go j�zykiem do podniebienia. Wizja trzymaj�cej go r�ki, szmer g�osu, potem cent spada, przebija powierzchni� ciemnej wody, wiruje opadaj�c na pokryte mchem dno - nie bardzo g��boko - i l�duje w�r�d innych monet. Przycisn��em go mocniej, �eby powt�rzy� wszystko od pocz�tku. Co powiedzia�a upuszczaj�c mnie? R�ka. Palce z odciskami na opuszkach. Szmer g�osu. "Chcia�abym go odnale��". A potem z jej palc�w sp�yn�� na mnie ten osobliwy pr�d i upuszczony do wody opad�em na dno. Wypchn��em centa z ust i z�apa�em go. - I co? - spyta� Saul. - Studnia �ycze�. U�miechn�� si� i pokr�ci� g�ow�. - Jeste� pewien, �e nie chcesz zaj�� si� wr�eniem? Nagabywa� mnie na ten temat ju� od d�u�szego czasu, odk�d dowiedzia� si� o moich wizjach z monet. Po prostu nie mia�em do tego przekonania. Zawsze mog�em wydoby� co� z centa, ale nie mia�o to nic wsp�lnego z przepowiadaniem ludziom przysz�o�ci. Cz�sto nawet nie mia�o nic wsp�lnego z tym, kto wr�cza� mi centa. Moneta musia�a pochodzi� od kogo�, kto intensywnie co� prze�y� trzymaj�c j� jednocze�nie w r�ku. Mog�a od tamtej pory przej�� i przez sze��dziesi�t par r�k. - Kt�ra to studnia �ycze�? - zapyta�em. Nie mog�em sobie przypomnie� �adnej po�o�onej odpowiednio niedaleko. - Ta w parku Skyview. - Ha. Naprawd� ukrad�e� centa ze studni �ycze�? Zaczerwieni� si� odrobin�. - Wrzuci�em innego na podmiank�. Sobota by�a zn�w s�oneczna, wi�c poszed�em do parku. Po�o�ony by� na wzniesieniu za miastem. Jego cz�� stanowi�a du�a ��ka, gdzie osoby z psami mog�y spuszcza� je ze smyczy. Znajdowa�a si� tam r�wnie� stara studzienka �ycze� otoczona kr�giem kamiennych p�yt, a tak�e piknikowe stoliki i �awki. Na obrze�u ��ki ros�y drzewa, a mi�dzy nimi wi�y si� �cie�ki do spacer�w. Usiad�em w cieniu na �awce i obserwowa�em studni� �ycze�. Przysz�a starsza kobieta ze z�ocistym spanielem, spu�ci�a go ze smyczy, a on biega� z zapa�em po ��ce. Dwoje dzieci rzuca�o do siebie kr��kiem frisby. Ma�a dziewczynka w�drowa�a po skraju lasu z siatk� na motyle, przeczesywa�a ni� krzaki i pokrzykiwa�a, gdy motyle umyka�y. Nie by�em pewien, czy rzeczywi�cie chce je �apa�. �adnego nie zdo�a�a schwyta�. Kilkoro m�odych uczy�o si� na trawie. Jedna para przysz�a z koszem piknikowym i ulokowa�a si� niedaleko od miejsca, gdzie siedzia�em. Oko�o po�udnia, gdy ju� zg�odnia�em i zaczyna�em si� zastanawia�, dlaczego nie zabra�em ze sob� kanapek, u szczytu schod�w prowadz�cych od st�p wzg�rza pojawi�a si� dziewczyna o rozwichrzonych jasnoblond w�osach. Mia�a buty nadaj�ce si� do d�ugiego chodzenia, spodnie khaki i zwyk�ego bia�ego T-shirta. Twarz, opr�szona drobnymi piegami, by�a zarumieniona. Z torebki na biodrze wyj�a butelk� z wod� i napi�a si� porz�dnie. Poczu�em na j�zyku co� jakby b�belki. Dziewczyna rozejrza�a si�. Otar�a czo�o wierzchem d�oni. Podesz�a do studzienki i zajrza�a do �rodka. Wyd�uba�em z kieszeni centa z �yczeniem i podszed�em bli�ej. - Ty go wrzuci�a�? - spyta�em. Wyprostowa�a si� i przyjrza�a mi. - Hm? No tak, moje pytanie zabrzmia�o jak zwyk�y podryw. Poczu�em si� okropnie g�upio. Czego si� spodziewa�em? Co mi kaza�o wierzy�, �e za�yczy�a sobie... mnie? - Zobaczmy. - Wyci�gn�a d�o�, a ja upu�ci�em na ni� centa. W mojej d�oni co� zasycza�o jak p�kaj�ce b�belki piany. Potar�a centa mi�dzy palcem wskazuj�cym a kciukiem. Mi�dzy brwiami pojawi�a si� jej delikatna zmarszczka. - Ale� tak. - Kiwn�a g�ow�. - To chyba m�j. Co... pizza? Po kr�gos�upie przebieg� mi zimny dreszcz. Rz�sy mia�a jasne, rudoz�otawe na koniuszkach. Oczy, teraz szeroko otwarte, by�y zielono��te. Prze�kn��em �lin� i si�gn��em zn�w do kieszeni. - Spr�buj z tym - rzek�em. Wsun�a swojego centa do torby i wyci�gn�a r�k�. Upu�ci�em w ni� swoj� monet�. Dziewczyna potar�a centa mi�dzy palcami, a potem przycisn�a go do policzka. Zamkn�a oczy. - Mardi Gras? - spyta�a. - Tory kolejowe. Patrzyli�my na siebie bez ruchu przez tak d�ugi czas, �e wygl�da�o to jak godzina. - Serena - powiedzia�em. - Art. - U�miechn�a si� i odda�a mi centa. Po sekundzie wrzuci�em go do studni. Prze�o�y�a Izabela Miksza