4688
Szczegóły |
Tytuł |
4688 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4688 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4688 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4688 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pawe� Banasiewicz
Pan Bruderszaft
Pawe� Banasiewicz, rocznik 75, studiuje zaocznie dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Pisze wiersze,
opowiadania, tak�e komiksy. My przedstawiamy go w formie d�u�szej poni�ej, oraz kr�tszej w dziale miniatur
literackich.
�y� w naszej wsi Andrzej zwany przez wszystkich Cz�owiekiem-Bruderszaftem. Dlaczego tak? Poniewa� gdy zobaczy�
jakiegokolwiek nieznajomego pochodzi� do niego i m�wi�:
- Walniem brudzia?
Po czym wyjmowa� zza pazuchy piersi�wk�, dwa kieliszki, po�onglowa� tym troch�, chwilka, minutka i ju� zdziwiony
obcy cz�owiek mia� praw� r�k� splecion� w u�cisku z praw� r�k� Andrzeja, a w d�oni kieliszek w�dki centymetr od
swoich ust. Po chwili obydwaj spo�ywali alkohol, jeszcze kr�tki poca�unek i Cz�owiek-Bruderszaft m�wi�:
- Andrzej jestem.
Oszo�omiony nieznajomy przedstawia� si� imieniem, kt�re wypada�o z pami�ci Andrzeja po kilku minutach i �egnany
solidnym klepni�ciem w rami� traci� sprawc� ca�ego zamieszania z oczu, gdy� ten ju� szuka� nast�pnej ofiary. Dziwi
was zapewne, dlaczego Cz�owiek-Bruderszaft tak pokocha� ten rodzaj poznawania obcych mu ludzi. Ot� pozwala�o
mu to unikn�� wyrzut�w �ony, gdy co dzie� wraca� pijany do domu. Jego Loda powiedzia�a mu kiedy�:
- Mo�na wypi� kieliszek w�dki, ale tylko przy bruderszafcie.
Od tej pory Andrzej zawsze zas�ania� si� tym stwierdzeniem jak tarcz�, t�umacz�c �onie:
- Loddi, pozna�em dzi� chyba ze sto os�b, a� mnie �apa boli od brudzi�w, przecie� nie grzech si� z lud�mi brata�.
Po czym bra� wys�u�on� rosyjsk� siedmiostrunow� gitar�, uderza� akord E dur, pozwala� by jego �renice uciek�y gdzie�
pod powieki, wydobywa� z siebie ciche westchnienie buduj�ce klimat chwili i intonowa� "Loda, Loda,
Looodaaaaaaaaa". Udobruchana �ona rzadko decydowa�a si� na kroki ostateczne i wygonienie ma��onka na kanap�.
Zazwyczaj uchyla�a wrota sukni i przygarnia�a mniejszego od niej dwakro� m�a do bujnej piersi pozwalaj�c, by ten,
ss�c jej sutek, zapad� w g��boki sen.
Ka�da wie� ma swoich odmie�c�w, powiecie. Co w tym dziwnego, �e jaki� pijak boi si� �ony i kombinuje, by nie
dosta� wieczorem wa�kiem po g�owie, gdy pijany wtoczy si� do domu? Ot� podstawowa r�nica to uczciwo��. Nie
do��, �e Cz�owiek-Bruderszaft kupowa� zawsze dwakro� za du�o alkoholu, ni� by� w stanie wypi� - musia� przecie�
dzieli� si� z nieznajomymi - to jeszcze nigdy nie zdarzy�o mu si� oszuka� Lody i napi� si� nie robi�c bruderszafta z
kim� obcym. Wymaga�o to coraz wi�kszych nak�ad�w finansowych i chodzenia na coraz dalsze eskapady. Na pocz�tku
s�siednie wsie, potem pobliskie miasteczko. Gdy pozna� tam ju� wszystkich - a trzeba powiedzie�, �e pami�� do twarzy
mia� znakomit� i cho� nie pami�ta� imion, nigdy nie podszed� do jednej osoby dwa razy - zacz�� wybiera� si� do miasta
wojew�dzkiego. Widzieli�my wszyscy jak co rano idzie na pierwszy autobus, staje grzecznie w kolejce, n�kany kacem
i ob�adowany butelkami, kupuje u kierowcy bilet, siada i odje�d�a. Wraca� zawsze o 19.30, u�miechni�ty, weso�y, ze
�piewem na ustach. Kolejnych kilkadziesi�t bruderszaft�w za nim. Min�o kilka miesi�cy i z niepokojem
zauwa�yli�my, �e Cz�owiek- Bruderszaft wysiada z pekaesu z ka�dym dniem mniej radosny, coraz bardziej za�amany i
przybity. "Mo�e pozna� ju� tam wszystkich i nie ma z kim pi�?" my�leli�my g�o�no, jednak nie wydawa�o si� to zbyt
prawdopodobne. Miasto ma�e nie by�o i nawet w tempie Andrzeja towarzystwa do picia powinno mu wystarczy� na
kilka lat. Pogada�em z ch�opakami i postanowili�my ustali�, dlaczego Andrzej jest taki smutny. Kt�rego� wieczora
stan��em na przystanku i gdy podjecha� autobus, podszed�em do drzwi i zastyg�em w oczekiwaniu. Drzwi otworzy�y si�
z g�o�nym skrzypni�ciem i zobaczy�em, jak z wype�nionego d�wi�kami disco-polo autobusu wysiada smutniejszy ni�
kiedykolwiek wcze�niej Andrzej.
- Co jest stary, m�w - powiedzia�em obejmuj�c go. Zdziwi�em si� jak drobny i bezbronny wydaje si� by� pod zimn�,
szar� kufajk�.
- Musz� wyjecha� - powiedzia�. - Tu nie mam ju� z kim pi� - papieros dramatycznie zadygota� w jego wargach.
"Wi�c sta�o si�" pomy�la�em. Cz�owiek-Bruderszaft sko�czy� z bli�sz� i dalsz� okolic�, i domaga� si� nowych ofiar.
By� wojownikiem z krwi i ko�ci, a pradawny zew walki wzywa� go na nowe pola bitew.
- Chod�, pomog� ci si� spakowa� - zaoferowa�em.
- Dzi�kuj� - szepn��. - Loda ju� mnie spakowa�a. Ch�opcy, dzi�ki za wszystko i mam nadziej�, �e szybko nie wr�c�.
Wiedzia�em, co mia� na my�li. Gdy wr�ci, b�dzie to jego ostateczna kl�ska. Pozna wszystkich wsz�dzie.
Rano odprowadzili�my Cz�owieka-Bruderszafta do poci�gu, kt�ry jecha� a� do samej Warszawy. Andrzej w skr�cie
przedstawi� nam sw�j plan. Postanowi� porusza� si� po spirali ze �rodkiem w stolicy. Obliczy�, �e zajmie mu to 150 lat
i wida� by�o wyra�nie, jak bardzo mu ul�y�o. Uca�owa� Lod�.
- �egnaj kochanie - szepn��.
Poda� nam zgrubia�� od odkr�cania butelek d�o� i wszed� na stopie� wagonu. Jeszcze tylko kr�tkie machni�cie r�k� i
Cz�owiek-Bruderszaft znikn�� z naszego �ycia.
Powr�ci� niespodziewanie po trzydziestu latach, gdy me skronie pokry�a ju� siwizna, a w mym domu zaroi�o si� od
rozwrzeszczanych wnucz�t. Zobaczy�em go, jak sunie noga za nog� przez wie�, pod��aj�c w kierunku rodzinnego
domu. Niewiele si� postarza�, wci�� mia� szczup��, �ylast� sylwetk�, jednak widz�c bezgraniczn� rozpacz goszcz�c� na
jego twarzy, zrozumia�em, �e Cz�owiek-Bruderszaft przegra�. Pozna� wszystkich wsz�dzie. Si�gn��em po telefon,
chwil� pogada�em. Wsta�em i celnym kopniakiem odrzuci�em w k�t usi�uj�ce wdrapa� mi si� na kolana wnucz�.
Na�o�y�em jesionk� i poszed�em na �awk� pod sklep - miejsce magiczne, kipi�ce od wspomnie�, smakuj�ce pierwszym
papierosem i ustami pierwszej dziewczyny, brzmi�ce naszym m�odzie�czym �miechem i wci�� na�adowane
pozytywnym �adunkiem szczeniackiej beztroski. Miejsce, gdzie zawsze spotykali�my si� z ch�opakami. Ju� na mnie
czekali. Opowiedzia�em im o powrocie Cz�owieka-Bruderszafta, chwilk� poszeptali�my i razem, jak za dawnych lat,
udali�my si� do jego domu. Otworzy�a nam Loda z oczami czerwonymi od p�aczu.
- Wejd�cie - powiedzia�a i wpu�ci�a nas do �rodka. - Jest w sypialni.
Wchodz�c do pokoju Andrzeja wyczuli�my wisz�ce w powietrzu zrezygnowanie. Le�a� na tapczanie, wpatrzony w
sufit. Usiedli�my ko�o niego. Po�o�y�em mu r�k� na ramieniu.
- Opowiadaj - powiedzia�em.
Jego opowie�� by�a weso�a, nostalgiczna, pi�kna i ciekawa. Cz�owiek-Bruderszaft wyruszy� z Warszawy i dotar� -
poznaj�c ludzi - do rubie�y cywilizacji. By� wsz�dzie, gdzie ludzie u�miechaj� si�, widz�c gest pukania kantem d�oni w
szyj�. Pozna� ka�dego. Zwiedzi� wiele miejsc. Na pocz�tku sam nie m�g� uwierzy�, �e to ju� koniec. Jedyne co mu
pozosta�o, to dowlec si� do domu i umrze�. Na zako�czenie wr�czy� nam prezenty, kt�re przywi�z� ze swych woja�y.
Byli�my naprawd� wzruszeni.
- Id�cie ju� ch�opcy - szepn�� na koniec Andrzej. Zobaczyli�my �z� tocz�c� si� po jego pobru�d�onym policzku.
Spojrzeli�my po sobie i powoli wyszli�my.
Do domu wlekli�my si� noga za nog�, nikt z nas nie wiedzia�, co powiedzie�. Byli�my �wiadkami kl�ski
niegdysiejszego zdobywcy, niepokonanego - jak nam si� wydawa�o - wojownika. Da�o nam to du�o do my�lenia o
�yciu. Rozstali�my si� w milczeniu. Wszed�em powoli i niech�tnie do gwarnego domu, powiesi�em na wieszaku
jesionk� i, szuraj�c kapciami, poszed�em do swojego pokoju.
- Dziadku, dziadku, upi�e� si� na smutno? - zaczepi�a mnie na korytarzu Kasia, moja najm�odsza wnuczka - brzydka i z
ogromn� wad� wzroku, przez kt�r� musia�a nosi� okulary o grubo�ci denka od butelki po szampanie.
"Pieprz si� ty czterooka kupo g�wna" pomy�la�em wymijaj�c j� bez s�owa. "To si� nazywa szacunek... Gdyby nie
dziadek nie wyskoczy�aby� z fiuta swojego ojca, �eby straszy� ludzi". Kocha�em j� i mia�em nadziej�, �e za dziesi�� lat
hormony obejd� si� z ni� �askawie i z brzydkiego kacz�tka zamieni si� w �ab�dzia. Ale teraz mia�em wi�ksze
zmartwienie na g�owie, ni� odpowiadanie na zaczepki rozpuszczonej ma�ej. Wszed�em do pokoju, po�o�y�em si� na
��ku. My�la�em, jak pom�c Cz�owiekowi-Bruderszaftowi. Niestety, nic nie przychodzi�o mi do g�owy. Zasn��em.
Obudzi� mnie m�j syn, szarpi�cy mnie za rami�.
- Tato, tato... telefon!
Wzi��em od niego s�uchawk�. To by� Romek.
- S�uchaj, za pi�� minut masz by� na �awce - powiedzia�. - Zigi wpad� na pomys�.
Zerwa�em si� z ��ka, porwa�em p�aszcz i wybieg�em z domu. Ju� tam byli - ca�a nasza paczka. Dysz�c ci�ko
usiad�em na �awce.
- Co jest? - spyta�em Zigiego. Ten zerwa� si� z �awki i zacz�� podrygiwa�. Mia� idiotyczny zwyczaj wykonywania
dziwnych ruch�w, gdy m�wi�, co� pomi�dzy ta�cem Hula, a chorob� �wi�tego Wita. W po��czeniu z jego
niewyobra�aln� wr�cz brzydot� sprawia�o to upiorne wra�enie. Jako dziecko zawsze my�la�em, �e jest nienormalny,
dopiero w wieku dwudziestu kilku lat przyzna� nam si�, �e gdy by� bardzo m�ody, ojciec uderzy� go �elazkiem w g�ow�
i tak mu ju� zosta�o.
- Ju� m�wi�em ch�opakom - zacz��. Jego twarz wykrzywi�a si� w nieludzkim grymasie, maj�cym oznacza� u�miech -
Mam super plan! Musisz tego pos�ucha�, koniecznie - podszed� do stoj�cego na �awce adaptera na baterie i pu�ci� p�yt�.
Ws�ucha�em si� w stary kawa�ek Mieczys�awa Fogga i zrozumia�em, co wymy�li� Zigi. Nagle jego przypominaj�ca
gotuj�cy si� kisiel twarz wyda�a mi si� najpi�kniejsza na �wiecie.
- Kurwa, stary, jeste� pieprzonym geniuszem! - krzykn��em i mocno go obj��em.
Wypili�my po piwie i ruszyli�my wcieli� plan w �ycie.
Powoli zakradli�my si� pod okno Cz�owieka-Bruderszafta. Wspi��em si� na plecy Romka i zajrza�em do �rodka. Le�a�
tak, jak go zostawili�my, a jedynym znakiem, �e w og�le �yje, by�a unosz�ca si� w p�ytkim oddechu klatka piersiowa.
- Jest! - szepn��em do ch�opak�w.
Podali mi adapter, kt�ry ostro�nie prze�o�y�em przez framug� i postawi�em na parapecie. Dr��c� r�k� ustawi�em ig�� w
odpowiednim miejscu, wyregulowa�em potencjometr na maksymaln� g�o�no�� i w��czy�em. Z g�o�nik�w pop�yn�a
pi�kna melodia Fogga. Cz�owiek- Bruderszaft drgn��. Z ka�d� chwil� wida� by�o, �e docieraj� do niego s�owa
piosenki. W pewnym momencie zerwa� si� z ��ka, wyj�� z szafy butelk� w�dki i nala� do dw�ch kieliszk�w.
- Lodaaaa! - krzykn��.
Jego �ona wpad�a do pokoju.
- Co si�... - urwa�a w po�owie. Zobaczy�a, jak zbli�a si� do niej Andrzej, z dwoma kieliszkami, jak za dawnych lat i
nuci:
"Kochanie, tak naprawd� to nie znam Ci�,
Chc� poznawa� Ci� ca�e noce i ca�e dnie,
I chyba przez tysi�c lat
Nie zrozumiem twych wad
Oraz twych zalet
Nie zrozumiem wcale
Bo kocham Ci�"
Zaskoczona Loda przyj�a od niego kieliszek w�dki, spletli r�ce w charakterystycznym u�cisku i wypili bruderszafta.
Andrzej poca�owa� j� mocno, po czym chwyci� w obj�cia i, wci�� �piewaj�c, porwa� do ta�ca. Plan si� uda�. Cz�owiek-
Bruderszaft by� uratowany, a my byli�my pieprzonymi bohaterami. U�cisn�li�my sobie z u�miechem d�onie i poszli�my
na piwo na �awk�.
Cz�owiek-Bruderszaft nabra� rado�ci �ycia, jakiej nie mia� nawet w wieku dwudziestu lat. Loda przy nim rozkwita�a i
zrozumia�a, �e mo�e dzieli� pasj� m�a. Pili ze sob� codziennie, codziennie poznaj�c si� na nowo. W ko�cu naprawd�
niewiele si� znali, przez trzydzie�ci lat Cz�owiek-Bruderszaft podr�owa� po �wiecie, szukaj�c czego�, co mia� we
w�asnym domu. Gdy pomy�l� sobie, ile dobrego zrobili�my wtedy z ch�opakami, puszczaj�c mu t� p�yt�, jestem
�wi�cie przekonany, �e ca�� ekip� p�jdziemy prosto do nieba. B�dzie tak, mimo �e codziennie spotykamy si� na �awce,
pijemy piwo, przeklinamy i pogwizdujemy na przechodz�ce nieopodal m�ode dziewczyny. W ko�cu uratowali�my
czyj�� mi�o�� i to si� liczy, a gadki o dobrym wychowaniu mo�ecie sobie wsadzi� w dup�.