4679
Szczegóły |
Tytuł |
4679 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4679 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4679 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4679 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Antologia pod redakcj� Jamesa Lowdera
Krainy Chwa�y
PAN NA PODWZG�RZU
Douglas Niles
Pawldo wyszed� ze swojej norki, by powygrzewa� si� na s�o�cu w raczej rzadko
spotykany letni poranek; nie by�o bowiem ani za gor�co, ani wietrznie czy
pochmurno, jedynie lekka bryza nios�a ze sob� zapach dojrzewaj�cych winogron i
wilgotnych ��k. O mil� dalej skrzy�y si� w promieniach s�o�ca wody Corwell
Firth. Ich z lekka pofalowana powierzchnia, okolona poro�ni�tym zieleni�
brzegiem, odbija�a miliony migocz�cych niczym drobniutkie diamenty refleks�w.
T�gi halfling stan�� przed swoj� mocn�, bielon�, drewnian� chat�. Zwyczajem
halfling�w wkopano j� do po�owy w trawiaste wzg�rze, niemniej by� to bez
w�tpienia najwi�kszy dom na Podwzg�rzu. Aura zamo�no�ci bij�ca z domu udzieli�a
si� r�wnie� mieszka�cowi norki.
D�ugie, z lekka siwiej�ce w�osy Pawlda zwija�y si� tu� poni�ej uszu, dotykaj�c
ko�cami skraju jego eleganckiego, jedwabnego ko�nierzyka. Nawet o tak wczesnej
porze mia� na sobie dobrze skrojone, drogie odzienie. Ka�dy, kto by go zobaczy�,
stwierdzi�by natychmiast, �e ma przed sob� halflinga �wiadomego pi�kna i urok�w
�ycia. W dole, po�o�one w spokojnej zatoczce poza pasmem �yznych pastwisk
Corwell Town ju� si� przebudzi�o, za� na ulicach miasta jak zwykle o tej porze
rozpocz�a si� dostojna krz�tanina Ffolk�w, wykonuj�cych swoje ludzkie
czynno�ci.
Kuragi rybak�w ko�ysa�y si� ju� na wodzie poza lini� falochronu, a brz�k
m�ot�w i szczypiec oznajmia�, �e kowal od wczesnego ranka pracowa� w swojej
ku�ni. Wory ze �wie�ymi produktami i mlekiem, jedne ci�gnione przez niewielkie
kuce, inne za� przez d�ugonogie, w�ochate psy, wtacza�y si� z turkotem do
Corwell przez otwart� bram�.
Na szczycie g�ruj�cego nad miastem pag�rka Pawldo dostrzeg� nisk�, szerok�
sylwetk� Caer Corwell, otoczonego drewnian� palisad� fortu, siedziby para
Randolpha, a w czasie pobytu w nim Tristana i Robyn letniej rezydencji kr�la i
kr�lowej. Pomy�la� o swoich dobrych przyjacio�ach, z uczuciem radosnego
wyczekiwania przypominaj�c sobie zarazem, �e za nieca�e dwa tygodnie rodzina
kr�lewska powr�ci do Corwell, by sp�dzi� tu letnie �wi�ta.
W ko�cu wzrok oty�ego halflinga pow�drowa� nieco bli�ej domu, w stron�
przytulnego siedliska nor, ziemianek i domk�w wybudowanych wok� niewielkiego
okr�g�ego wzg�rza. Odleg�e zaledwie o mil� od Corwell Town, Podwzg�rze by�o
i�cie sielankowym miejscem na siedzib� niewielkiej spo�eczno�ci halfling�w, w
kt�rej Pawldo pe�ni� zaszczytn� funkcj� lorda burmistrza.
Opodal kwit�y bujne krzewy winoro�li i w�a�nie ku nim ruszy� obecnie Pawldo,
przygl�daj�c si� z nie skrywan� przyjemno�ci�, jak niedojrza�e jeszcze grona,
pieszczone promieniami s�o�ca, staj� si� coraz bardziej kr�g�e, soczyste i
s�odkie. Dla jego nagich st�p poro�ni�tych z wierzchu g�stym, jedwabistym
w�osiem, trawa wydawa�a si� mi�kka, ch�odna i zapraszaj�ca. Rozkoszuj�c si�
wspomnieniem wina z poprzednich zbior�w w tej winnicy, rozsiad� si� wygodnie na
skrytym w cieniu sp�achetku trawy. B�d� musia� wys�a� do Kingsbay w�z wina z
ubieg�orocznego zbioru - skonstatowa� Pawldo. Perspektywa podr�y podnieca�a go,
wprawiaj�c w stan rozmarzenia. Nie wyjedzie dzi�, jutro ani zapewni� pojutrze,
niemniej warto o tym pomy�le�. Prawd� powiedziawszy, przypomina� sobie jedn� z
tamtejszych barmanek, ho�� dziewk� o twarzy anio�a, pochodz�c�, podobnie jak on,
z halfling�w, z kt�r� by� mo�e zdo�a�by ubi� jaki� korzystny interes.
Prawd� m�wi�c, gdyby nadal by�a mu r�wnie przyjazna, jak pami�ta�, stan��by
przed siln� pokus� sp�dzenia kilku dni w tym mi�ym, rybackim miasteczku.
Niezbyt d�ugo, upomnia� si� w duchu, gdy� para kr�lewska przyb�dzie do Corwell z
okazji �wi�ta Przesilenia Letniego i w�wczas b�dzie musia� by� w domu. Poza tym,
nie by�o to zwyczajne �wi�to, lecz r�wnie� dziesi�ciolecie rz�d�w Tristana i
dziesi�ta rocznica jego �lubu z Robyn. Tak czy inaczej okazja wymaga�a, by
nale�ycie j� uczci�.
Na t� my�l pyzata twarz halflinga posmutnia�a, jakby przez chwil� spowi� j�
mroczny cie�. Chcia� podarowa� im wspania�y prezent, co� odpowiedniego na t�
wielk� uroczysto��. Niemniej jednak Pawldo w�tpi�, czy w takich miejscach, jak
Corwell czy Kingsbay zdo�a znale�� odpowiedni podarunek, co� naprawd�
niezwyk�ego i wspania�ego. Co pocz��? To pytanie dr�czy�o go przez ostatnie
kilka tygodni, ale mimo wszystko kr�glutki halfling nie pozwoli�, by brak
rozwi�zania tej kwestii wprawi� go w ponury nastr�j. Wymy�li co�, pr�dzej czy
p�niej.
Oczywi�cie, w chwili gdy u�wiadomi� sobie �w problem, m�g� wybra� si� w podr�
na Wybrze�e Mieczy. Do tej pory wraca�by ju�, zaopatrzony w jaki� rzadki i
bajeczny wyraz swej przyja�ni i szacunku. Niestety, r�wnie spontaniczne i
zdecydowane dzia�anie nie le�a�o w naturze halfling�w, a teraz mia� za ma�o
czasu, by wyruszy� w rejs i zd��y� na uroczysty festyn. Nieco poirytowany - nie
na siebie jednak, lecz na kalendarz, Pawldo wyzby� si� wszelkich trosk i
powr�ci� do przerwanej czynno�ci ogl�dania wewn�trznej strony powiek.
- Lordzie burmistrzu! Burmistrzu Pawldo! Wysoki g�os dobieg� go zza krzew�w
winoro�li - m�ody halfling - m�czyzna, s�dz�c po g�osie.
- Tutaj! - odrzek� Pawldo, siadaj�c z g�o�nym chrz�kni�ciem zaskoczenia.
Podni�s� si� powoli, gdy� mia� �wiadomo��, i� nie porusza� si� ju� tak �wawo,
jak dziesi�� czy wi�cej lat temu. Spogl�daj�c ponad lini� winoro�li rozejrza�
si�, by sprawdzi�, kto przerwa� mu rozmy�lania.
Rudow�osy halfling zatrzyma� si� gwa�townie przed Pawldem i pospiesznie zdar� z
g�owy czapk�. Z pa�aj�cymi rumie�cem wysi�ku policzkami i unosz�cymi si�
gwa�townie ramionami, zadyszany walczy� o odzyskanie oddechu, podczas gdy lord
burmistrz omi�t� go spojrzeniem od st�p do g��w. M�odym halfingiem by� jeden z
plemienia W�ochatostopych, go�ow�s nieledwie, ubrany w prosty wie�niaczy str�j,
przez rami� za� przerzucon� mia� sk�rzan� sakw�. Nowo przyby�y u�miechn�� si� z
nadziej�, ocieraj�c pot z czo�a woln� r�k�. Zgodnie z tradycj� W�ochatostopych
nie nosi� obuwia.
- O co chodzi? - zapyta� Pawldo, podejrzewaj�c, �e oto spokojny poranek dobieg�
ko�ca. Wbrew sobie czu� jednak narastaj�c� ciekawo��.
- Cofwort... bednarz... powiedzia�... �e ci� tu... znajd� - rzuci�,
wci�� jeszcze zdyszany, m�ody halfling.
- I znalaz�e�. A niby kim ty jeste�?
- Och, prosz� o wybaczenie - m�odzieniec wydawa� si� zasmucony. - Jestem
Stefanik z Llyrath Downs - wyja�ni� pospiesznie.
Pawldo zna� t� wsp�lnot� W�ochatostopych, zamieszkuj�cych w ost�pach Puszczy
Llyrath, o kilka dni drogi na wsch�d st�d.
- Bo, no, ja... ee... znalaz�em to... i nie wiedzia�em komu innemu mia�bym to
zanie��. Bo, znaczy si�... wszyscy halflingowie w Gwynneth znaj� ciebie i twoje
przygody! Gdyby nie ty, Darkwalker...
- Dosy�! - zawo�a� Pawldo, unosz�c obie r�ce w udawanym ge�cie rezygnacji. -
Opowie�ci bywaj� cz�sto moc-no przesadzone, cho� nie przecz�, �e odegra�em pewn�
ma�� rol� w pokonaniu tego zagro�enia. Owszem, nie przecz�, jest w tym odrobin�
prawdy... - Pokr�ci� g�ow� odp�dzaj�c fal� nostalgii. - Ale do�� tego. Wydaje
si�, �e chcia�e� mi co� pokaza�?
- O, tak - Halfling gwa�townym ruchem poda� Pawldowi zamkni�t� sakw�. - Prosz�.
Co to takiego? Sk�d si� to wzi�o? Jakim cudem znalaz�o si� w lesie?
- Jak na razie na ka�d� jedn� moj� odpowied� masz a� dziesi�� pyta� - burmistrz
zachichota�, bior�c z jego r�k sk�rzan� sakw�. Okaza�a si� ci�ka. W �rodku
znajdowa� si� jaki� spory, s�dz�c po rozmiarach ci�ki, metalowy przedmiot.
- Zobaczmy, co tam masz.
Pawldo rozsun�� lekko brzegi sakwy, ale gdy zajrza� do �rodka, mimo woli
wstrzyma� oddech ze zdumienia. L�ni�cy metal po�yskiwa� nawet w mrocznym wn�trzu
sk�rzanej sakwy; by� zbyt czysty jak na srebro - to musia�a by� platyna? Uj��
przedmiot za t�py, zaokr�glony koniec, pozwoli� sakwie spa�� na ziemi� i oczom
jego ukaza� si� sztylet o d�ugim ostrzu. Lord burmistrz dzier��c sztylet za
r�koje��, stwierdzi�, �e by� on nieco za ci�ki, jak na efektywn� bro�, ale nie
mia�o to wi�kszego znaczenia. Promienie s�o�ca odbija�y si� o�lepiaj�cymi
wzorami od po�yskuj�cej powierzchni, rzucaj�c r�nobarwne refleksy, gdy
natrafia�y na �cianki zdobi�cych r�koje�� drogich kamieni. Proste obosieczne
ostrze si�ga�o na niemal stop� poza wy�o�on� przepysznymi klejnotami gard�.
- Wiem, �e handlujesz r�nymi rzeczami - rzadk� broni� i skarbami! - ci�gn��
zasapany Stefanik. - By�e� w Waterdeep, Baldur's Gate i w wielu innych
miejscach. Za�o�� si�, �e widzia�e� wi�cej ni� jakikolwiek inny halfling w
Moonshaes! Nawet w Llyrath Downs dosz�y nas wie�ci o tym, jak uratowa�e� kr�la
przed firbolgiem! Zastanawia�em si�, do kogo innego m�g�bym si� zwr�ci�, kto
jeszcze m�g�by odpowiedzie� na moje pytania, ale stwierdzi�em, �e nie znam
nikogo takiego.
- Taa - wyszepta� Pawldo, zbyt poch�oni�ty pi�knem kunsztownego przedmiotu, aby
zwr�ci� uwag� na pochwa��.
- To jaki� n� - stwierdzi� zupe�nie zb�dnie Stefanik.
- Ale jak si� tam znalaz�? Do kogo nale�y?
- Jaki� z�odziejski sztylet - zauwa�y� Pawldo z cichym gwizdni�ciem. - Ostrze
jest ma�o po�yteczne, ale og�lnie przedmiot ma doprawdy wyj�tkow� warto��.
Powiedz no mi, a �ywo, m�odzie�cze, gdzie to znalaz�e�?
- W lesie! W Puszczy Llyrath! - wykrztusi� Stefanik.
- Akurat polowa�em, g��boko w kniei. Znalaz�em sztylet opodal mego obozowiska, u
zbiegu dw�ch strumieni. Le�a� na brzegu, jak go teraz widzisz, tak b�yszcz�cy,
�e nie spos�b by�o tego nie zauwa�y�!- Dostrzeg� wyraz g��bokiego skupienia na
twarzy Pawlda. - Zrobi�em co� nie tak?
- Nie, raczej nie - nie s�dz�. - Pawldo nie odrywa� wzroku od srebrzystej
powierzchni. Rozpozna� klejnoty - na jelcach gardy widnia�y wielkie, t�uste
rubiny, podstaw� r�koje�ci zdobi�y szmaragdy, za� �rodek jej pojedynczy, ogromny
diament!
Z trudem powstrzyma� dr�enie d�oni. Nigdy nie trzyma� w r�ku r�wnie cennego i
wspania�ego przedmiotu!
- Nie wygl�da, aby le�a� tam zbyt d�ugo, co? -, zapyta�, usi�uj�c zachowa�
spokojny ton g�osu.
- Nie. Ale to zabawne, bo przede mn� nikogo tam nie by�o, a w ka�dym razie od
bardzo dawna. Jestem do�� dobrym tropicielem i potrafi� odczytywa� �lady - doda�
Stefanik z bu�czuczn� szczero�ci�. - Wiedzia�bym o tym.
Lord burmistrz obr�ci� sztylet w d�oniach, przygl�daj�c si� ostrzu. Wykonano je
r�wnie� z platyny, a obosieczna klinga, wypolerowana na b�ysk, dor�wnywa�a
ostro�ci� brzytwie. Nagle jego wzrok pad� na niewielk� niedoskona�o�� przy
z��czu ostrza i r�koje�ci. Unosz�c sztylet tak, by promienie s�o�ca dok�adniej
o�wietli�y to miejsce, przyjrza� mu si� uwa�nie - i zimne ciarki l�ku przesz�y
mu po plecach. Na b�yszcz�cej powierzchni nie by�o �adnej skazy. Widnia� na niej
ryt, przedstawiaj�cy szczerz�c� z�by trupi� czaszk�.
- Co to takiego? - spyta� m�odzian, pod��aj�c za wzrokiem Pawlda.
Prze�kn�� g�o�no �lin�, kiedy uwa�niej przyjrza� si� ostrzu.
- Nigdy dot�d tego nie zauwa�y�em! Co to ma by� czaszka?
- Powiedzia�e�, �e znalaz�e� to ostrze w kniei Puszczy Llyrath? - spyta�
znacz�cym tonem Pawldo.
- Tak. Ale ja nie... - Stefanik urwa� nagle i zblad�, a jego oczy, wskutek
nag�ego podejrzenia, sta�y si� wielkie niczym spodki. - Pa�ac Czaszek? -
wyszepta�.
- To jedyne wyja�nienie... jedyne mo�liwe - skonstatowa� pos�pnie Pawldo. -
Podobno ma si� pojawia� w Puszczy Llyrath raz na pokolenie... ale jedynie w
okresie letniego przesilenia ksi�yca!
- Nowy ksi�yc nasta� zaledwie cztery dni temu - zauwa�y� Stefanik tonem pe�nym
zdziwienia.
- A ten sztylet... kiedy go znalaz�e�? - naciska� Pawldo.
- Trzy dni temu! - wykrzykn�� m�ody halfling, wzruszaj�c ramionami. Nast�pnie
zmru�y� powieki, a w wyrazie jego twarzy pojawi� si� dziwnie dojrza�y
sceptycyzm. - Ale s�dzi�em, �e opowie�ci o twierdzy czaszek to jedynie legendy!
Naturalnie, babka straszy�a nas opowie�ciami o z�ym ksi�ciu Ketheryllu i jego
kl�twie, ale teraz jestem ju� doros�y i nie mog� traktowa� ich powa�nie.
- Czy�by? - urwa� oschle lord burmistrz z Podwzg�rza.
- Nie uwa�asz, �e w ka�dej z tych legend mo�e tkwi� ziarno prawdy?
Stefanik ponownie wzruszy� ramionami.
- Wiem o czym m�wi� - �e Ketheryll nadal mieszka w swojej twierdzy, ale nie jest
ju� cz�owiekiem. Powiadaj�, �e sta� si� czym� w rodzaju cienia, kt�ry, gdy ci�
dopadnie, wyssie z ciebie �ycie i dusz�!
- A co z innymi opowie�ciami? - Pawldo czu� narastaj�ce podniecenie wywo�ane
rozwa�anymi w duchu perspektywami.
- Opowie�ciami o skarbach, o jakich nikomu si� nie �ni�o, g�rach bogactwa,
wspania�o�ciach przekraczaj�cych wszelkie wyobra�enia, kt�re tylko czekaj�, by
je posi���... ale tylko do nastania pe�ni ksi�yca...
- Masz na my�li skarby takie jak to? - zapyta� Stefanik wpatruj�c si� w sztylet.
- S�dzisz, �e to ostrze pochodzi z Pa�acu Czaszek?
- Au! - j�kn�� Pawldo, gwa�townie upuszczaj�c bro� i dmuchaj�c na wn�trze d�oni.
- Parzy!
- Sp�jrz! - sykn�� Stefanik wskazuj�c na sztylet.
Spad� ostrzem do do�u i przez moment ko�ysa� si� w ty� i w prz�d, jakby mia�
zag��bi� si� w ziemi, jednak w chwil� p�niej odbi� si� w g�r�, wyl�dowa� na
boku i okr�ciwszy si� dooko�a, zatrzyma� tak, �e koniec klingi wskazywa�
po�udniowy wsch�d. Platynowa powierzchnia �wieci�a ja�niej ni� s�o�ce.
- Z-z-zupe�nie jakby mnie us�ysza� - rzek� p�g�osem Stefanik. - Rozgrza� si�,
kiedy wypowiedzia�em nazw� tego miejsca.
- l sp�jrz, w kt�r� stron� wskazuje - doda� Pawldo. Po�wiata przygas�a, wi�c
wyci�gn�� r�k�, by dotkn�� stygn�cej ju� r�koje�ci broni. - Prosto w kierunku
Puszczy Llyrath.
- Czy to mo�liwe, �e pochodzi w�a�nie stamt�d?
- Jak ju� m�wi�em, to jedyne wyja�nienie! - Umys� Pawlda pracowa� jak
szalony. Warownia oznacza�a niewiarygodne wr�cz skarby. Tym samym m�g� w niej
znale�� odpowiedni prezent dla kr�la i kr�lowej!
- Czy by�by� w stanie ponownie odnale�� miejsce, gdzie wtedy obozowa�e�?
- Oczywi�cie! - rzuci� z przekonaniem w g�osie Stefanik. - Jestem r�wnie�
doskona�ym przewodnikiem. Znam t� puszcz� jak w�asn� nork�!
- Wy�mienicie! Zastan�wmy si�, b�dziemy potrzebowa� nieco zapas�w i dw�ch kuc�w.
Przygotowanie do drogi zajmie mi kilka godzin. Mo�esz odpocz�� w mojej chacie,
wyruszymy dzi� po po�udniu.
Jego rachuby okaza�y si� zbyt ostro�ne. W rzeczywisto�ci dwaj halflingowie
wyruszyli Drog� Kr�l�w jeszcze przed obiadem, czego strudzony drog� Stefanik w
g��bi duszy �a�owa�, ale by� zbyt nie�mia�y, by o tym napomkn��. Noc sp�dzili w
przytulnej gospodzie w Cantrew Court, a nast�pnego dnia narzucili sobie tak
ostre tempo, �e jeszcze przed wieczorem dotarli do miejsca, sk�d, opu�ciwszy
g��wn� drog� i kieruj�c si� na po�udnie, dojechali do skraju lasu. Tam, po�r�d
rzadko rosn�cych jode� o uschni�tych ig�ach, natrafili na trawiast� ��k�, gdzie
rozbili obozowisko.
Podczas ca�ej jazdy Pawldo czu� wzbieraj�c� w nim sympati� do m�odego halflinga.
I fakt, i� Stefanik jawnie traktowa� go jak bohatera, ze wszelkimi wynikaj�cymi
z tego tytu�u konsekwencjami, w �aden spos�b nie zdo�a� os�abi� wi�zi mi�dzy
nimi, za� przed�u�aj�ce si� milczenie lorda burmistrza jedynie: wzmog�o w
m�odzie�cu nieco przesadzone przekonanie co do jego umiej�tno�ci i
dotychczasowych wyczyn�w.
Gdy nad ich male�kim obozowiskiem zapad� zmierzch, jeszcze przez pewien czas
prowadzili powa�n� dyskusj�, por�wnuj�c opowie�ci, jakie s�yszeli na temat
Pa�acu Czaszek. Dla Ffolk�w z Moonshaes i ich s�siad�w, halfling�w, miejsce to
by�o t�em wielu opowie�ci o m�stwie i bohaterstwie, aczkolwiek ma�o kto wierzy�
w faktyczne jego istnienie. Pawldo stwierdzi�, �e wersja historii opowiadanej w
wiosce Llyrath Downs r�ni�a si� nieco od opowie�ci znanych w innych cz�ciach
Moonshaes. Niemniej, jako �e ma�a wioska halfling�w znajdowa�a si� bli�ej
miejsca, w kt�rym mia�a sta� os�awiona, prastara budowla, postanowi� uzna� t�
wersj� za najbardziej wiarygodn�.
- Llyrath Downs - zauwa�y� Pawldo siadaj�c przy ognisku. - Niewielu was tam
jest, co? Stefanik wzruszy� ramionami.
- Dop�ki nie zobaczy�em tak wielkiego miasta, jak Pod-wzg�rze, nie zgodzi�bym
si� z tob�. Ale, gwoli jasno�ci, jest nas w sumie dwana�cie rodzin rozrzuconych
na zboczach i wierzcho�ku rozleg�ego wzg�rza.
Pawldo st�umi� w sobie u�miech - Podwzg�rze - "wielkie miasto" - dobre sobie!
- Mieszkasz w samym lesie? - zapyta�.
- Na skraju. Nikt nie mieszka w �rodku tej mrocznej puszczy. I nie b�dziemy te�
mija� mojej wioski - Llyrath Downs jest o ca�y dzie� drogi na wsch�d st�d. Nie
le�y przy szlaku do miejsca, gdzie znalaz�em sztylet.
- A je�eli chodzi o legendy, kt�re s�ysza�e�... czy sytuuj� Pa�ac Czaszek
w�a�nie w tej cz�ci Llyrath?
- Tak. M�wi si�, �e szalony ksi��� Ketheryll wzni�s� w Llyrath wielk� twierdz� z
czaszek swoich wrog�w. Dzia�o si� to w�wczas, gdy Gwynneth i pozosta�e Moonshaes
podzielone by�y na wiele male�kich pa�stewek. Ketheryll wszcz�� wojn� ze
wszystkimi s�siadami. Powiadaj�, �e jego okrucie�stwo przewy�sza�a jedynie jego
pot�ga. - M�odzieniec wzruszy� ramionami. - Musia� by� do�� twardy, skoro koniec
ko�c�w wypar� wszystkich innych ludzi z po�udniowego Gwynneth.
- Wszystkie opowie�ci potwierdzaj�, �e by� bezlitosnym panem - przyzna� Pawldo.
- Jego podboje przesz�y ju� do historii, cho� zawsze uwa�a�em, �e je�li chodzi o
jego sk�onno�ci do rozlewu krwi, by�o w tym sporo przesady. Mimo to nikt nie
w�tpi w opowie�ci o jego Legionie Przekl�tych. - Widz�c wyraz zak�opotania na
twarzy Stefanika, Pawldo dorzuci� - w ka�dym razie nikt spoza Llyrath. Legion
sformowa� ze swoich porucznik�w, z kt�rych ka�dy zosta� magicznie napi�tnowany
znakiem czaszki, b�d�cej symbolem ich pana.
- S�ysza�em, �e ka�dy z ludu ksi�cia poprzysi�g� odda� �ycie w jego obronie -
przyzna� Stefanik - ale nie s�ysza�em nic o �adnym pi�tnowaniu. W sumie to nic
dziwnego, skoro ksi��� zawsze tak bardzo interesowa� si� magi�.
Pawldo roze�mia� si�.
- I jak na ironi� zosta� pokonany przez czarnoksi�nika Flamsterda i jego
zakl�cia, a przecie� r�wnie� para� si� czarami.
- Taak, przez czarnoksi�nika i Matk� Ziemi�. Ludzie powiadaj�, �e bogini
zem�ci�a si� na Ketheryllu, poniewa� naruszy� R�wnowag�. - Stefanik z powag�
skin�� g�ow�.
- W opowie�ciach jakie s�ysza�em w ca�ych Moonshaes, r�wnie� pojawia si� Matka
Ziemia - rzek� starszy halfling.
- S�ysza�e�, �e Ketheryll po�wi�ci� sw� pos�pn� warowni� nowemu ksi�ycowi
letniego przesilenia? Z tej okazji urz�dzi� wielk� fet� z udzia�em wi�kszo�ci
swych najbardziej lojalnych poplecznik�w. Ku uciesze ksi�cia i jego z�ej �wity,
na arenie �mierci, znanej - o ile sobie dobrze przypominam, pod nazw� Circus
Bizarre, zamordowano setki je�c�w. Powiadaj�, �e pojma� r�wnie� m�odego kr�la i
kr�low� z krainy ludzi i nakaza� ich straci� wraz z pozosta�ymi.
- Byli to pierwsi monarchowie z rodu ludzi, kt�rzy walczyli pod sztandarem
Wielkiego Nied�wiedzia - wtr�ci� Stefanik.
- Wyobra� sobie - zostali straceni z rozkazu Ketherylla, ale ich symbol
przetrwa� i sta� si� talizmanem najpot�niejszych kr�l�w z Ffolk�w.
Podejrzewa�em, �e kr�l musia� zosta� pojmany wskutek zdrady, ale teraz uwa�am,
�e m�g� go porwa� Legion Pot�pionych.
- Legion Przekl�tych - poprawi� Pawldo.
- Kl�twa zacz�a dzia�a� w�a�nie w ow� bezksi�ycow� noc wielkiej rzezi -
wyszepta� Stefanik, po czym uni�s�1 wzrok, spogl�daj�c na nocne niebo.
- Tak - zakl�cie czarnoksi�nika w po��czeniu z pragnieniem zemsty Matki Ziemi.
Od strony lasu nap�yn�a czarna mg�a - rzek� Pawldo ochryp�ym szeptem, a jego
oczy rozszerzy�y si�, gdy pospiesznie zlustrowa� cienie wok� ich ogniska.
- Spowi�a zamczysko na dwa tygodnie i przez, ca�y ten czas Ketheryll i jego
legion nie wy�ciubili nosa za bram�, boj�c si� opu�ci� pa�ac. I nagle, w noc
przesilenia, gdy na nocnym niebie zaja�nia� ksi�yc w pe�ni, mg�a rozwia�a si�.
Pa�ac Czaszek znikn��, a wraz z nim Ketheryll i wszyscy jego ludzie -
skonstatowa� lord burmistrz.
- Wszyscy opr�cz jednego! - wtr�ci� Stefanik. Kiedy zaskoczony Pawldo uni�s�
wzrok, by na niego spojrze�, m�ody halfling doko�czy�.
- Przynajmniej tak m�wi si� w Llyrath Downs. W�r�d ludzi Ketherylla by�
z�odziej, nazwiskiem Garius, �otrzyk i obie�y�wiat. Garius znienawidzi� swojego
szalonego pana - b�d�c z�odziejem tolerowa� czynienie z�a jako spos�b na �atwy
zarobek, ale pogardza� okrucie�stwem dla samego okrucie�stwa. M�wi si�, �e pod
os�on� nocy wymkn�� si� z pos�pnego pa�acu i uciek� od swego pana!
- Naprawd� uciek�? - spyta� Pawldo zaintrygowany now� wersj� legendy.
- Nikt nie wie na pewno - rzek� Stefanik nieomal szeptem. - Wszyscy uwa�aj�, �e
wymkn�� si�, nim kl�twa spad�a na Ketherylla, ale nikt go wi�cej nie widzia�.
Niekt�rzy twierdz�, �e uciek� z zamku, lecz nie umkn�� przed straszliwymi
czarami ksi�cia. - Wzruszy� ramionami. - Starzy ludzie z Llyrath Downs
powiadaj�, �e Garius zosta� przemieniony w co� potwornego - co mia�o by� kar� za
jego zdrad�.
- Mo�e to prawda - mrukn�� Pawldo, ziewaj�c - ale nigdy si� nie dowiemy, czy
jakiekolwiek z tych legend s� prawd�, je�li cho� troch� nie odpoczniemy.
- My�l�, �e t� rozmow� mo�emy prze�o�y� na jutro - rzek� rado�nie Stefanik. -
B�dzie na to czas, poniewa� dotarcie do miejsca, gdzie znalaz�em sztylet, zajmie
nam wi�kszo�� dnia. Odnalezienie go nie powinno by� trudne. Jak ju� m�wi�em,
by�o to u zbiegu dw�ch strumieni.
- Doskonale, doskonale - odrzek� Pawldo. Urwa�, i po-mimo kilku natarczywych
pyta� ze strony swego m�odego kompana, lord burmistrz z Podwzg�rza zaniecha� na
ten wiecz�r dalszych rozwa�a�, a w ka�dym razie nie wypowiada� ich na glos.
Nast�pnego dnia wyruszyli w g��b mrocznej kniei. Wok� nich wznosi�y si� ciemne,
grube pnie drzew, a wysoko w g�rze nad ich g�owami splecione, pokryte mn�stwem
li�ci ga��zie tworzy�y g�sty, zielony baldachim. Bujna ro�linno�� nie
przepuszcza�a ni�ej promieni s�o�ca, tote� dwaj halflingowie jechali j stale w
p�mroku. Pokrywaj�ce ziemi� mi�kkie poszycie z mchu, li�ci i sosnowych igie�
u�atwia�o jazd�.
Gdy wjechali pomi�dzy g�sto rosn�ce drzewa, na widok ich grubych, szorstkich pni
Pawldo dozna� nieprzyjemnego, wr�cz klaustrofobicznego uczucia ciasnoty.
Niebawem zacz�� t�skni� do otwartych po�aci wrzosowisk, gdzie nawet mg�a
wydawa�a si� odleg�a i przyjazna w por�wnaniu z tymi mrocznymi, pos�pnymi
stra�nikami.
Powietrze by�o parne i duszne, wilgo� stale zrasza�a mu czo�o, a woko�o unosi�a
si� wszechobecna wo� ziemi i pinii. Brakowa�o mu podmuchu wiatru, wiecznego
kompana wrzosowisk, miast lekkiej bryzy ko�ysz�cej koronami drzew. Oko�o
po�udnia dotarli do brzegu g��bokiego, ch�odnego strumienia.
- Brzozowy Potok - oznajmi� Stefanik. - Id�c w g�r� nurtu dotrzemy do miejsca,
gdzie znalaz�em sztylet.
Nawet strumie� nikn�� w cieniu zielonego le�nego baldachimu, gdy� drzewa rosn�ce
po obu jego brzegach by�y tak wielkie i roz�o�yste, �e szeroko�� koryta nie
mog�a powstrzyma� ich ga��zi przed spleceniem si�. Z mrocznych odm�t�w wystawa�y
szare g�azy - wody strumienia op�ywa�y je w niezwyk�ej, zastanawiaj�cej ciszy.
Przez reszt� popo�udnia halflingowie pod��ali wzd�u� brzeg�w Brzozowego Potoku.
Nurt by� wartki, ale strumie�, zdaniem! Pawlda, zdecydowanie zbyt cichy. I bez
w�tpienia g��boki; na jego powierzchni mo�na by�o dostrzec mroczne g��bie, w
miejscach, gdzie woda sp�ywa�a po wy��obionej w skalach rynnie lub niewielkiej
stromi�nie. Niemniej nawet przy tych progach Brzozowy Potok nie wydawa� g�o�nych
plusk�w ani nie by� tak spieniony, jak mo�na by si� tego spodziewa�. Weteranowi
wielu w�dr�wek �w p�yn�cy bezszelestnie strumie� wydawa� si� o wiele bardziej
niepokoj�cy ni� otaczaj�ca go mroczna puszcza.
- Tam! - zawo�a� Stefanik, przynaglaj�c kuca do szybszego biegu. - Widzisz zbieg
dw�ch strumieni?
- Tak. Dobry z ciebie przewodnik, m�odzie�cze - odpar� Pawldo zadowolony.
Dwa mniejsze strumienie tworzy�y liter� Y, ��cz�c si� w szerszy i g��bszy
Brzozowy Potok. Prawa odnoga sp�ywa�a majestatycznie po skalistych p�kach jak
po kamiennych stopniach. Tu i �wdzie w�r�d ga��zi drzew widnia�a niewielka luka,
dzi�ki czemu promienie s�o�ca dociera�y do fal strumienia, odbijaj�c si� od nich
migotliwymi refleksami. Lewa odnoga strumienia przypomina�a Pawldowi w�a�ciwy
Brzozowy Potok - p�yn�a meandrycznie, a jej koryto nie mia�o tak stromych
brzeg�w, jak prawe rozga��zienie.
Pomimo i� pr�d by� wartki, woda nie rozbryzgiwa�a si� z r�wn� �ywotno�ci�, jak w
s�siednim strumieniu.
- Po�rodku - w�a�nie tam obozowa�em. I tam r�wnie� znalaz�em sztylet - wyja�ni�
Stefanik.
Gdy podjechali bli�ej, Pawldo stwierdzi�, i� przestrze� pomi�dzy dwoma korytami
rzeczywi�cie wygl�da�a na idealne miejsce do rozbicia obozowiska. Teren by� tu
p�aski, pozbawiony korzeni i pni. Kilka sporych kamieni u�o�onych w formie kr�gu
mia�o chroni� ognisko przed wiatrem i ukry� blask p�omieni przed oczyma
przypadkowego obserwatora.
- Mo�emy przeprawi� si� przez praw� odnog� - ci�gn�� m�ody halfling. - Jest tam
dobry br�d.
Dwa kuce wjecha�y do strumienia - woda si�ga�a im nieco powy�ej p�cin - po czym
wysz�y na p�ask� polan�.
Mi�dzy kilkoma g�azami, kt�re wcze�niej dostrzeg� Pawldo, wida� by�o zw�glone
pozosta�o�ci starego ogniska.
- To by�o twoje ognisko? - zwr�ci� si� do Stefanika, kiedy obaj zsiedli ju� ze
swoich wierzchowc�w.
- Tak. Jest tu stary korze� brzozy, kt�ry wyci�gn��em, zanim po�o�y�em si� spa�
- odrzek� m�ody halfling, kl�kaj�c obok pozosta�o�ci wygas�ego ogniska. - Od
czasu mojej ostatniej wizyty nikogo tu nie by�o.
- Wcale mnie to nie dziwi - mrukn�� Pawldo. Panuj�cy w lesie p�mrok wydawa� mu
si� obecnie nader przyt�aczaj�cy, niemniej jednak, najlepiej jak potrafi�,
stara� si� t�umi� w sobie to uczucie. - Gdzie znalaz�e� sztylet?
- Tutaj - Stefanik podszed� do lewej odnogi zbiegaj�cych si� strumieni,
wskazuj�c p�ytkie zag��bienie na samym brzegu. - Le�a� dok�adnie tutaj. St�d go
w�a�nie wygrzeba�em.
Pawldo ukl�k� przy p�ytkiej jamie. Jej brzegi okala�a �wie�o odgarni�ta ziemia,
cho� wida� ju� na niej by�o drobne k�pki mchu.
Otw�r pasowa� do d�ugo�ci sztyletu. Przedmiot znajdowa� si� tu� nad poziomem
wody, mi�dzy dwoma kamieniami.
Spogl�daj�c w g�r� kana�u Pawldo dostrzeg� majacz�cy w oddali w�r�d drzew zarys
pot�nego skalnego masywu. Strumie� wyp�ywa� z g��bokiej szczeliny pomi�dzy
dwoma granitowymi �cianami.
Pomimo �e pnie drzew znacznie przes�ania�y mu widok, zdo�a� wypatrzy� przej�cie
w�r�d ska�, w�ski w�w�z, sk�d wyp�ywa�a lewa odnoga Brzozowego Potoku.
Zlustrowa� uwa�nie biegn�ce wzd�u� stromizmy koryto strumienia, pocz�wszy od
w�skiej szczeliny w granitowym urwisku, po niewielk� sadzawk� stoj�cej wody u
swoich st�p.
Zdecydowanym gestem wyj�� sztylet z sakwy i uni�s� w wy-ci�gni�tym przed siebie
r�ku.
- Wska� mi Pa�ac Czaszek - rozkaza�, czekaj�c a� p�yn�ca znik�d fala gor�ca
rozpali r�koje��. Nic si� jednak nie wydarzy�o.
- Mo�e powiniene� upu�ci� go na ziemi� - zasugerowa� Stefanik.
Pawldo wypu�ci� sztylet z r�ki, ale bro� upad�szy na ziemi� nawet nie drgn�a.
- Co zrobi�e� poprzednio... to znaczy, co zrobi�e�, �e zacz�� �wieci� i
wskazywa� drog� do pa�acu Ketherylla? - zastanawia� si� g�o�no Stefanik.
- Nie wiem - uci�� Pawldo i nagle umilk�.
- Sp�jrz - sykn�� przez zaci�ni�te z�by.
Tak jak wcze�niej w Podwzg�rzu, sztylet zacz�� emanowa� silnym blaskiem. Stoj�cy
tu� obok halflingowie wyra�nie czuli bij�ce od niego ciep�o.
Nagle, bardzo powoli, bro� zacz�a si� obraca�. W chwil� potem znieruchomia�a
wskazuj�c w�sk� szczelin� w�r�d ska�, sk�d wyp�ywa� strumie�.
- Tam - rzek� Pawldo. - To pochodzi stamt�d.
- Wygl�da na to, �e jest tam do�� ciemno - zauwa�y� z wahaniem Stefanik.
- Rano si� przeja�ni - oznajmi� Pawldo, z widoczn� weso�o�ci� w g�osie. W
rzeczywisto�ci wcale nie by�o mu do �miechu. Mroczny w�w�z otoczony nieprzebytym
lasem wydawa� si� by� z�owrogim miejscem. Podj�cie decyzji o prze�o�eniu
poszukiwa� na nast�pny ranek zaj�o mu nie wi�cej ni� chwil�.
Stefanik rozsiod�a� kuce, podczas gdy Pawldo zebra� nar�cze suchych ga��zi
walaj�cych si� po ziemi w pobli�u obozowiska. U�o�y� je przy kamiennym kr�gu
ogniska i, spojrzawszy na Stefanika, stwierdzi�, �e m�odszy halfling zamar� w
bezruchu, wpatruj�c si� ze zgroz� w co�, co znajdowa�o si� za plecami Pawlda.
Lord burmistrz odwr�ci� si�, by spostrzec par� nieruchomych, nie mrugaj�cych
��tych �lepi, oddalonych o nieca�e sze�� st�p od niego. Wilczy pysk nie oddawa�
absolutnie �adnych uczu�. W�ska paszcz�ka by�a nieznacznie rozchylona, spomi�dzy
d�ugich, bia�ych k��w wystawa� obwis�y r�o-wy j�zor.
- Wilk! - sykn�� Stefanik.
Pawldo zdo�a� ju� rozpozna� pot�ne cielsko drapie�nika. Zwierz� przycupn�o na
skale, gotowe do skoku.
Pawldo j�kn�� ze zdumienia i niezdarnym ruchem si�gn�� po sw�j miecz, ale
cofaj�c si� straci� r�wnowag� i rymn�� ci�ko na ziemi�. Wilk przez ca�y czas
przypatrywa� mu si� przenikliwymi, ��tymi �lepiami. Jeszcze nim zd��y� do
po�owy wysun�� sw�j miecz z pochwy, halfling zorientowa� si�, �e zwierz� nie
przedstawia dla nich natychmiastowego zagro�enia.
- Wygl�da na wyg�odnia�ego - zauwa�y� Stefanik. Na bokach zwierz�cia wyra�nie
odznacza�y si� stercz�ce �ebra, nieznacznie tylko przes�oni�te bliznowatymi
p�atami sparszywia�ej sier�ci. Jedno ucho mia� oklapni�te i przeci�te paskudn�,
czerwon� ran�. Na d�wi�k g�osu wilk przeni�s� wzrok na twarz m�odszego halflinga
i nastawi� czujnie drugie, zdrowe ucho.
- Daj mu co� do jedzenia! - sykn�� Pawldo, coraz bardziej zak�opotany w�asn�
niezgrabno�ci� i w dalszym ci�gu niepewny zamiar�w wilka.
- Na�ci, kole� - rzek� Stefanik, wyjmuj�c z juk�w ca�y po�e� boczku. Rzuci� go
na ziemi� obok zwierz�cia. Wilk spojrza� na boczek, a potem powr�ci� wzrokiem do
Pawlda. W ko�cu g��d zwyci�y�. Zwierz� przez chwil� wodzi�o oczyma, po czym
zeskoczy�o ze skalnego nawisu. Rzuciwszy kolejne spojrzenie w stron� Pawlda,
kt�ry wci�� jeszcze nie podnosi� si� z ziemi, wilk przysiad� na tylnych �apach i
bia�ymi, d�ugimi, ostrymi k�ami pocz�� rozrywa� kawa� twardego mi�siwa.
Niebawem naruszy� r�wnie� ich zapas sera. Pawldo, przez ca�y czas czujnie
obserwuj�c wilka, u�o�y� drewno na ognisko, podczas gdy Stefanik rozwin��
�piwory. Gdy zrobi�o si� ju� zupe�nie ciemno, usma�yli nieco boczku dla siebie,
przy czym nie pomin�li tak�e wilka, rzucaj�c mu kolejny kawa� mi�siwa. Wreszcie
zwierz� z�o�y�o �eb na wyci�gni�tych przednich �apach i westchn�o z
ukontentowaniem.
- My�l�, �e znale�li�my przyjaciela - rzek� Stefanik, gdy wilk przymru�y�
�lepia.
- Przypuszczam, �e w tych lasach mogli�my napotka� gorszego towarzysza -
stwierdzi� ostro�nie Pawldo. Perspektywa spania w �rodku lasu, z tym pot�nym
drapie�nikiem oddalonym zaledwie o kilka st�p, coraz bardziej go niepokoi�a.
- Mo�e powinni�my mu da� jeszcze kawa�ek boczku.
- S�dz�, �e teraz musi tylko odpocz��. Wygl�da na wycie�czonego.
Rzeczywi�cie, zwierz� wygl�da�o, jakby dotar�o wreszcie do kresu d�ugiej i
okropnej w�dr�wki. Poro�ni�te sier�ci� boki, teraz wyra�nie nabrzmia�e, unosi�y
si� i opada�y w rytm r�wnego oddechu. Pawldo zauwa�y�, �e pysk i przednie �apy
zwierz�cia r�wnie� by�y pokryte bliznami, cho� nie tak okropnymi jak ucho.
Niekt�re z ran wydawa�y si� jeszcze �wie�e; i wilgotne - up�yn�o zbyt ma�o
czasu, by zd��y�y si� zagoi�.
- Czy wilki nie w�druj� zwykle stadami? - zapyta� m�odszy halfling. - To dziwne,
�e ten jest tylko jeden.
- Widzia�e� du�o wilk�w w Puszczy Llyrath? - zapyl Pawldo.
Stefanik pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- S� bardzo rzadkie. Raz czy dwa, jesieni� lub zim� widywali�my je, jak
przebiega�y obok wioski - niczym szare le�ne duchy. Nie czyni�y nam szkody.
Prawd� m�wi�c, nie atakowa�y nawet owiec hodowanych przez Siwobrodego
Karywethera. Ale nawet w�wczas, kiedy je widywali�my, zawsze chodzi�y stadami -
by�o ich tuzin, dwadzie�cia, a nawet wi�cej.
- Wnioskuj�c z jego wygl�du, musia� ostatnio walczy� o �ycie. Zastanawiam si�,
czy nie jest jedynym, jaki ocala� ze stada - zamy�li� si� Pawldo.
- Nie wiem, co mog�oby zabi� tyle wilk�w - rzek� Stefanik. - S� tu nied�wiedzie,
ale wilk bez trudu m�g�by przed nimi uciec. Mo�e firbolgi?
Pawldo pokr�ci� g�ow�.
- Nawet gdyby olbrzymy zap�dzi�y si� tak daleko na po�udnie, nie zrobi�yby
czego� takiego. Czasami zdarza si�, �e porywaj� wilki, by trzyma� je jako swoje
ulubione zwierz�tka, ale na pewno nie torturowa�yby ich ani nie okalecza�y.
Niebawem niespokojna para halfling�w wesz�a do swoich �piwor�w i skuliwszy si� w
nich, usn�a. Pawldo obudzi� si�, gdy tylko pierwsze �wiat�o szarego �witu
zacz�o przeziera� przez mg�� unosz�c� si� nad korytem strumienia.
Wilk - jak zauwa�y� - le�a� nadal w tym samym miejscu, ale ju� nie spa�. ��tymi
�lepiami �ledzi� ka�dy ruch Pawlda, kiedy halfling podni�s� si� i podszed� do
Stefanika, a nast�pnie obudzi� go silnym kuksa�cem. Spakowali swoje rzeczy, w
g��bi duszy licz�c, �e wilk p�jdzie w swoj� stron�. Jednak kiedy ruszyli w
kierunku w�skiego w�wozu, wilk wysforowa� si� naprz�d, omijaj�c zwinnie
pokrzywione korzenie i przeskakuj�c nad pot�nymi g�azami. Prowadzi� ich w g��b
w�wozu.
�ciany czelu�ci, pot�ne granitowe ska�y, b�yszcza�y wysoko nad ich g�owami. Ich
naruszon� wiatrem i deszczem powierzchni� porasta�y pasma mch�w i porost�w, a
ch��d bij�cy od kamieni wysysa� z powietrza najmniejsz� nawet odrobin� ciep�a.
Strumie� zw�zi� si� do szeroko�ci zasypanego u�omkami g�az�w kana�u. Mimo to
Pawldo nie w�tpi�, i� miejsce, sk�d pochodzi� bajeczny sztylet, musi znajdowa�
si� u �r�d�a tego strumienia.
- Kuce t�dy nie przejd� - oznajmi�, wskazuj�c stromy i w�ski w�w�z. - Uwi��my je
tutaj i postarajmy si� wr�ci� przed zmierzchem.
Stefanik r�wnie� u�wiadomi� sobie bezcelowo�� przeprowadzania wierzchowc�w przez
labirynt g�az�w i zwalonych drzew. Wilk, przycupn�wszy na szczycie pot�nego
g�azu, przygl�da� si� uwa�nie, jak zsiedli z wierzchowc�w, uwi�zali je, po czym
; wyj�li z juk�w kilka niezb�dnych przedmiot�w kt�re zamierzali zabra� ze sob� -
bro�, butle z naft� i platynowy sztylet, To zadziwiaj�ce, ale zwierz� sprawia�o
wra�enie, jakby bardziej interesowa�o si� halflingami ni� ko�mi.
Wychudzony wilk ponownie pogna� przed siebie, znikaj�c za ogromn� ska��.
Zrobi� jeszcze kilka krok�w, po czym czujnie odwr�ci� �eb, jakby sprawdza�,
czy halflingowie nadal pod��aj� jego �ladem.
- Tak, tak! Zaczekaj chwil�! - mrukn�� Pawldo, zirytowany j spokojem, z jakim
zwierz� radzi�o sobie w trudnym terenie.!
- Skoro nam towarzyszy, powinien mie� jakie� imi� - zasugerowa� Stefanik,
usi�uj�c przedosta� si� ponad zwalonym pniem ze stercz�cymi ostrymi ga��ziami.
- Prosz� bardzo - burkn�� starszy halfling, r�wnie� pokonuj�c przeszkod�.
- Mo�e by tak - P�-Ucha? - zaproponowa� Stefanik bior�c spowodowane frustracj�
mamrotanie Pawlda za zgod� - Hej, wilku! Hej, P�-Ucha, mo�e znalaz�by� jak��
drog�, co?
Ale P�-Ucha tylko spojrza� na nich z wyra�n� oboj�tno�ci� Przez kilka minut
pi�li si� w milczeniu wzd�u� brzegu strumienia by dotrze� do miejsca, w kt�rym
wilk ostatnio si� zatrzyma� Naturalnie w tym czasie drapie�nik wyprzedzi� ich o
kolejnych kilka sus�w.
Pawldo i Stefanik, j�cz�c i kln�c w �ywy kamie�, pi�li si� ku g�rze, brn�c coraz
dalej w g��b w�skiego w�wozu Nie by�o tu �adnej �cie�ki - pod�o�e w�skiej
rozpadliny za�ciela�y usypiska g�az�w, zwalone pnie drzew i kolczaste krzewy,
co sprawia�o, �e ka�dy kolejny krok by� uporczyw� mord�g�. P�-Ucha by� stale
przed nimi, przeczo�guj�c si� przez w�skie szczeliny pod k�odami, czego
naturalnie halfingowie nie byli w stanie uczyni�, i paroma zwinnymi susami
pokonuj�c stromizn� zwalonego g�azu.
Posuwaj�c si� wolno naprz�d, dwuno�ni poszukiwacze przyg�d z niewiarygodn� wr�cz
ostro�no�ci� kontynuowali wspinaczk�, a tobo�ki, kt�re mieli ze sob�, wci�gali
na linach dopiero, gdy sami pokonali kolejny odcinek niebezpiecznej stromizny.
Opodal nich milcz�cy strumie� w dalszym ci�gu p�yn�� wartkim nurtem wzd�u�
g��bokiego kana�u, nie us�anego ogromnymi g�azami tak jak w dolnym biegu. W
ko�cu �ciany po obu stronach zacz�y si� od nich oddala� i niebawem dotarli do
szczytu skalistej rynny.
Wspi�wszy si� na kopiec kamieni za�cielaj�cy brzeg strumienia, Pawldo zatrzyma�
si�, by chwil� odetchn��. P�-Ucha czeka� cierpliwie, niezbyt daleko przed nimi,
na skraju le�nej polany.
- Otwarta przestrze� - wykrztusi� lord burmistrz, gdy do��czy� do� jego m�odszy
towarzysz. - Wygl�da podobnie jak las, kt�ry widzieli�my na dole.
- Matce Ziemi niechaj b�d� za to dzi�ki! - j�kn�� wyczerpany Stefanik, osuwaj�c
si� na kopiec kamieni, po czym rozejrza� si� woko�o.
- Gdzie P�-Ucha?
- Zaczekaj no chwil�, ty parszywy kundlu! - warkn�� Pawldo, gdy wilk pogna�
przez polan� w stron� mrocznego lasu po drugiej stronie. - Daj nam cho�... -
Szok poch�on�� reszt� jego �a�osnej skargi.
- Co to takiego? - zapyta� Stefanik pod��aj�c za wzrokiem swego towarzysza.
W tej samej chwili jemu r�wnie� g�os uwi�z� w gardle.
Budowla w lesie przed nimi by�a ledwie widoczna za g�st� zas�on� z pni drzew.
Mimo to wyt�ywszy wzrok halflingowie zdo�ali dostrzec jej kanciasty zarys,
prostok�tny kszta�t, przypominaj�cy z wygl�du d�ugie, wysokie mury szarego lub
mo�e bia�ego koloru. W pierwszej chwili Pawldo pomy�la�, �e te kontury by�y
zdecydowanie zbyt regularne, by mog�y by� wzg�rzem albo kopcem kamieni.
- T-to jaka� b-b-budowla - rzek� Stefanik, mimowolnie zni�aj�c g�os do szeptu -
i P�-Ucha biegnie w�a�nie w jej stron�!
- C�, lepiej, �eby�my nie zostawiali go samego - mrukn�� Pawldo, zdziwiony
w�asnym brakiem entuzjazmu. Co� w wygl�dzie tej niesamowitej budowli - nie
zdo�ali si� jej jeszcze uwa�niej przyjrze� - niepokoi�o go, i to tak dalece, �e
nie by� w stanie tego zignorowa�.
- Czy to tylko moje odczucie, czy zaczyna zmierzcha�? - spyta� Stefanik.
Rozejrza� si� nerwowo, lustruj�c otaczaj�c� ich mroczn� po�a� lasu. Pawldo nie
odpowiedzia�, ale nadci�gaj�cy zmierzch u�wiadomi� mu, �e przej�cie przez
upiorny w�w�z zaj�o im prawie ca�y dzie�. Las, i tak zazwyczaj mroczny i
pos�pny, zacz�� pogr��a� si� w jeszcze g��bszych ciemno�ciach. Ostro�nie, jakby
w ka�dej chwili spodziewa� si� ataku, Pawldo i zacz�� przekrada� si� w kierunku
budowli. Przesuwa� si� chy�kiem j od drzewa do drzewa, za ka�dym razem
obserwuj�c uwa�nie sw�j cel. Dopiero upewniwszy si�, �e jest bezpiecznie,
pokonywa� kolejny odcinek dziel�cy go od pot�nego gmaszyska.
W przeciwie�stwie do niego P�-Ucha podbieg� wprost do, wej�cia do budowli �
usiad�, jakby ze zniecierpliwieniem oczekuj�c przybycia kompan�w maj�cych
towarzyszy� mu w brawurowej wyprawie.
Wkr�tce halflingowie znale�li si� na tyle blisko, �e mogli ju� rozr�ni�
szczeg�y gmachu majacz�cego za zas�on� strzelistych sosen. Gdy wy�onili si� z
lasu, zobaczyli ca�� budowl� w jej pos�pnej okaza�o�ci i zamarli z wra�enia.
Bia�a powierzchnia, kt�r� dostrzegli w pierwszej kolejno�ci, by�a frontowym
murem i bynajmniej nie tak g�adkim, jak si� to Pawldowi wydawa�o. Na ca�ej
d�ugo�ci zdobi�y go blanki i liczne wie�yczki za� dok�adnie po�rodku znajdowa�a
si� ziej�ca czelu�� jedynych otwartych na o�cie� wr�t.
Wilk siedzia� dok�adnie przed nimi.
Pomimo i� s�dzili, �e z miejsca, w kt�rym poprzednio si� zatrzymali, zdo�ali
dostrzec wszystkie sekrety budowli, dopiero gdy zbli�yli si� do bramy,
zorientowali si�, co by�o budulcem u�ytym przy wznoszeniu warowni.
- Ca�e zamczysko jest zrobione z ko�ci! - wyszepta� Stefanik. - Sp�jrz - czaszki
- ludzkie czaszki! Legendy m�wi�y prawd�!
Na widok muru bezokich czerep�w Pawldo poczu� zimny dreszcz, przebiegaj�cy mu po
plecach. Jak zauwa�y�, wi�ksza cz�� zamkowych mur�w zbudowana zosta�a z tych
pos�pnych szcz�tk�w, u�o�onych starannie, warstwami, jakby r�k� mistrza
murarskiego. Framug� wr�t stanowi�y jedynie trzy ko�ci, przypominaj�ce udowe,
tyle �e ka�da z nich mierzy�a dobre 3 metry d�ugo�ci.
- Nawet firbolgi nie maj� tak d�ugich n�g! - wymamrota� przera�ony Pawldo.
- Czy uwa�asz, �e to w�a�nie st�d pochodzi ten sztylet? - spyta� z wahaniem
Stefanik. - Mo�e... ee... pomylili�my si� co do tego znaku.
- Jestem pewny, �e pochodzi z tego miejsca - odrzek� Pawldo i ra�no ruszy� przed
siebie. Pomimo i� ko�cistobia�a budowla obudzi�a w jego wn�trzu uczucie
narastaj�cej zgrozy, par� naprz�d, powodowany ��dz� nowych odkry�, przyg�d... a
przede wszystkim skarb�w.
Jakby nie by�o, reputacj� bohatera zyska� stawiaj�c czo�a nadnaturalnym
niebezpiecze�stwom, du�o gro�niejszym ni� ten widmowy pa�ac.
- Powiedz no, a co z kucami? - Stefanik, wyra�nie zatroskany, obejrza� si� za
siebie w kierunku w�wozu, kt�rym tu dotarli. - Nie mo�emy zostawi� ich samych na
ca�� noc.
- Nic im si� nie stanie. Maj� do�� trawy.
- A co z wilkami? - zastanawia� si� Stefanik.
- Jestem pewny, i� P�-Ucha jest jedynym wilkiem w okolicy, a on jest przecie� z
nami. Powiedzia�bym nawet, �e wskazuje nam drog�. Chod� - Pawldo ponownie zacz��
zmierza� w kierunku mrocznego wej�cia. W my�lach widzia� chaotycznie
przesuwaj�ce si� obrazy - stosy monet, migocz�cych klejnot�w, bajecznych
przedmiot�w. P�-Ucha poderwa� si� z ziemi i wyprzedziwszy ich, przeszed� przez
bram�.
Dwaj halflingowie - jeden dziarsko, drugi z wahaniem, pod��yli za wilkiem,
mijaj�c �ukowate sklepienie z ko�ci. Promienie s�o�ca przedostaj�ce si� przez
szczeliny w pos�pnych murach (pomi�dzy czaszkami - upomina� si� w my�lach
Pawldo) w nieznacznym tylko stopniu by�y w stanie o�wietli� wn�trze budynku.
Zanim halflingowie przebyli trzydzie�ci krok�w, otoczy�y ich w niemal
kompletnych ciemno�ciach, wi�c musieli si� zatrzyma�, by wyj�� ze swych tobo�k�w
lampy.
Niebawem, nape�niwszy je naft� i zapaliwszy knoty, ruszyli dalej, o�wietlaj�c
sobie drog� jasnym blaskiem bij�cym z lamp. G��wny korytarz, kt�rym szli, by�
szeroki, a posadzka pod ich stopami g�adka jak szk�o i najprawdopodobniej
wy�o�ona kamiennymi p�ytami - co Pawldo przyj�� z niewypowiedzian� ulg�.
Jednak�e �ciany z obu stron tworzy�y chaotyczn� mozaik� bezokich ziej�cych
oczodo��w i wyszczerzonych w trupim u�miechu z�b�w, jako �e wykonano je
wy��cznie z samych czaszek.
- S� ich tysi�ce - wyszepta� Stefanik, gdy dotarli do rozwidlenia i zobaczy�
przed sob� trzy inne korytarze, podobnie jak pierwszy wy�o�one upiornymi
czerepami. Powietrze by�o suche i bezwonne, ale ka�dy kolejny oddech zdawa� si�
pozbawia� j�zyki i gard�a obu halfling�w resztek wilgoci. Wypili �yk wody ze
sk�rzanego worka, nie dlatego, by zaspokoi� pragnienie, ale po to, by ukoi�
stargane nerwy.
- Kt�r�dy p�jdziemy? - spyta� Stefanik. Drugie, rzewne spojrzenie m�odego
halflinga w kierunku g��wnej bramy wy-starczy�o, by domy�li� si�, za czym
optowa�.
- Sztylet! - sykn�� Pawldo.
Wyj�� z sakwy przy pasie platynow� bro� i wymierzy� j� po kolei w stron� ka�dego
z trzech korytarzy.
- Pa�ac Czaszek - zaintonowa� lord burmistrz, wyobra�aj�c sobie w duchu stosy
wspania�ych kosztowno�ci i z�otych monet. Odczeka� kilka chwil, przypominaj�c
sobie, �e poprzednim razem reakcja nast�pi�a z pewnym op�nieniem. Teraz jednak,
poniewa� znajdowali si� w pa�acu, bro� nie da�a im �adnej wskaz�wki.
- B�dziemy musieli zaryzykowa�. Spr�bujmy t�dy - rzek� bez chwili wahania
Pawldo. Przeszed� zaledwie kilka krok�w w g��b wytypowanego przez siebie
korytarza, gdy nagle �wiat�o jego lampy odbi�o charakterystyczny, kusz�cy b�ysk
kilku metalowych przedmiot�w le��cych pod s�siedni� �cian�.
- Z�oto! - wykrzykn�� lord burmistrz, zapominaj�c o nie- i podnoszeniu g�osu.
B�yskawicznie ukl�k�, aby w �wietle lampy przyjrze� siej swemu znalezisku. Na
pod�odze le�a�o kilka tuzin�w z�otych| monet.
- Czy nie powinny by� zakurzone? - zastanawia� si�] g�o�no Stefanik.
- Nie! - rykn�� z rozmarzeniem Pawldo. By� wniebowzi�ty. | - To zamczysko
pojawia si� tu tylko na dwa tygodnie] a potem znika! Kiedy mia�by si� zebra� w
nim kurz?
- Ale... - Stefanik umilk�.
Starszy halfling pozbiera� monety i czym pr�dzej wrzuci� je do sakiewki.
Wype�niony nimi sk�rzany mieszek nabra� znacznego i zgo�a zadowalaj�cego
ci�aru.
- Chod�! - ponagli� Pawldo, przyspieszaj�c kroku. P�-Ucha drepta� tu� obok
niego, podczas gdy Stefanik pozosta� nieco w tyle.
Min�li ogromn� komnat� o wysokim, �ukowatym sklepieniu, gdzie blask ich lamp
tworzy� niewielkie kr�gi �wiat�a po�r�d otaczaj�cych ich zewsz�d otch�ani
ciemno�ci.
Stefanik chcia� ju� i�� dalej, ale Pawldo przywo�a� go z powrotem.
- Sp�jrz, nisze wzd�u� �cian. Mogliby�my je sprawdzi� po drodze. - Uni�s�
latarni� w g�r�, o�wietlaj�c puste pomieszczenie pomi�dzy dwoma �ukami - ma�e i
prostok�tne, o wysokim sklepieniu wspieranym z lekka zakrzywionymi ko��mi.
- Alkowy... mo�e to by�y kwatery Legionu Przekl�tych Ketherylla - wyszepta�
Stefanik z przera�eniem w g�osie.
- Mo�liwe - rzek� Pawldo, po czym dorzuci� triumfalnym tonem - ale teraz s�
puste! Nie ma tu �adnych nawiedzonych stra�nik�w, tylko czekaj�cych, by wyssa� z
ciebie dusz�. I to by by�o tyle, je�eli chodzi o stare legendy!
- Skarbu te� ani �ladu - odparowa� m�odszy halfling.
- Cierpliwo�ci, go�ow�sie. Dopiero rozpocz�li�my nasze poszukiwania.
Pawldo ruszy� dalej wzd�u� rz�du identycznych, niewielkich komnat. Sprawdzi�
nast�pn� i jeszcze jedn�, a� w ko�cu jego wysi�ki zosta�y nagrodzone.
- I co ty na to? - rzuci� bu�czucznie, kl�kaj�c, by podnie�� z pod�ogi ma��
statuetk� przedstawiaj�c� lwa szykuj�cego si� do skoku. Podobnie jak z�ote
monety, b�yszcza�a, jakby zosta�a �wie�o wypolerowana.
- Czyste srebro, z rubinami zamiast oczu!
Pospiesznie wcisn�� figurk� do sakwy i podj�� przerwane poszukiwania. Zanim
sko�czy� przeszukanie tej komnaty, co zaj�o mu blisko godzin�, do jego
sk�rzanej sakwy trafi�a jeszcze para z�otych kolczyk�w, brosza wysadzana
szmaragdami i ozdobiony klejnotami diadem. W�ochaty wilk nie odst�powa� go ani
na chwil�, a jego ��te �lepia b�yszcza�y w �wietle lampy, jakby on r�wnie�
zdawa� sobie spraw� z warto�ci znalezisk.
- Je�li w tych komnatach zamieszkiwali lojalni poplecznicy Ketherylla - zauwa�y�
Stefanik - to musia�o im by� okropnie ciasno!
- Sp�jrz tutaj! - Pawldo pochyli� si�, by podnie�� z pod�ogi | kolejne
b�yszcz�ce cacko. - Jeszcze jedna figurka - dorzuci� p�g�osem, obracaj�c w
palcach statuetk� wielko�ci d�oni, przypominaj�c� wojownika. Przyjrza� si�
jej z uwag� i nagle wstrzyma� oddech. Na karku figurki dostrzeg� s�aby
zarys pi�tna w kszta�cie trupiej czaszki.
- Nie powinni�my ju� i��? - zapyta� Stefanik, podczas j gdy Pawldo nape�nia�
sw�j mieszek.
- Tu jest o wiele wi�cej pomieszcze�, kt�re powinni�my spenetrowa� - odrzek�
Pawldo i ze zdecydowaniem pokr�ci� � g�ow�.
To rzek�szy zabra� drugiego halflinga na d�ug�, chaotyczn� w�dr�wk� kr�tymi
korytarzami Pa�acu Czaszek. Raz prowadzi� ich P�-Ucha, kiedy indziej zn�w
naprz�d wysuwa� si� Pawldo, wiedziony trawi�c� go ciekawo�ci� i intuicj�. Min�li
wysoko po�o�one galeryjki i ogromn� sal� balow�, natrafili r�wnie� na g��bok�
jam�, kt�ra - jak s�dzi� Pawldo, musia�a by� znan� mu ju� z opowie�ci aren�
�mierci, o nazwie Cir Bizarre. Otacza�y j� kr�gi �awek wykonanych w ca�o�ci z
rozmaitych fragment�w ko�ci.
Ma�o brakowa�o, a Pawldo przeoczy�by dwa pier�cienie. W przeciwie�stwie do
innych b�yskotek, pokryte by�y cie� warstewk� kurzu i brudu. Oba ozdobione by�y
grawerowany symbolem Wielkiego Nied�wiedzia. Przyjrzawszy im si� pobie�nie
stwierdzi�, i� pier�cienie musz� by� z czystego z�ota i natychmiast wrzuci� je
do swojej sakwy, by do��czy�y do innych, znalezionych wcze�niej przedmiot�w.
- Nied�wied� to jawny dow�d! - rzek� Stefanik. - opowie�� jest prawdziwa - on
naprawd� zabi� kr�la i kr�low� kt�rzy nosili ten symbol!
Kilka kolejnych cennych przedmiot�w znalaz�o si� w r�ka nieustraszonych
poszukiwaczy przyg�d, a �ci�lej m�wi�c, w sakach Pawlda, jako �e Stefanik prawie
przez ca�y czas z pokojem wpatrywa� si� w mroczne zakamarki i b�aga� starszego
halflinga, aby si� pospieszy�. Mimo to lord burmistrz z Podwzg�rza nie kwapi�
si� do tego. Znalaz� nabijany klejnotami naszyjnik i bransolety, kt�re - o czym
by� przekonany, dor�wnywa�y warto�ci� sporemu domowi. Kilka krok�w dalej jego
wzrok przyku�a ma�a kryszta�owa figurka przedstawiaj�ca rycerza na koniu -
niewielki bibelot skrzy� si� ozdobami z r�ni�tego diamentu, a platynowa, smuk�a
lanca migota�a w blasku lampy.
P�-Ucha drepta� par� krok�w przed nim, toruj�c sobie drog� w�r�d cieni i
ogl�daj�c si� z wyra�nym zniecierpliwieniem na halflinga.
Pokonali kolejny zakr�t i natrafili na wiod�ce w g�r� schody. Pawldo bez wahania
zacz�� si� po nich wspina�, ale Stefanik sprawia� wra�enie niezdecydowanego -
raz po raz przy�wieca� lamp� to tu, to tam, spogl�daj�c rozszerzonymi strachem
oczyma na otaczaj�ce ich �ciany, wy�o�one szczerz�cymi z�by nagimi czerepami.
- Zaczekaj! Chyba co� zobaczy�em! - sykn�� m�odzian.
- Co? Gdzie? Jeszcze wi�cej z�ota? - spyta� Pawldo, odwracaj�c si� na schodach.
- Nie - co� si� poruszy�o - j�kn�� Stefanik. - Tam, na dole... co� ciemnego
Pawldo pod��y� wzrokiem w kierunku wskazywanym dr��c� d�oni� swego towarzysza,
ale nie zauwa�y� nic pr�cz cieni spowijaj�cych podn�e schod�w. �wiat�o ich lamp
zacz�o nagle wydawa� si� bardzo nik�e w por�wnaniu z natarczywym mrokiem. Gdy
Pawldo trzyma� przed sob� zapalon� lamp�, stwierdzi� nieoczekiwanie, �e w jej
blasku musi by� doskonale widoczny dla kogo� - lub czego�, co czai�o si� gdzie�
tam w p�mroku.
B�yskawicznie zakry� naczynie, nakazuj�c Stefanikowi, by uczyni� to samo.
Czekali, nas�uchuj�c w kompletnej ciemno�ci.
Ich oczy z wolna przyzwyczai�y si� do p�mroku. Pomimo �e nie byli w stanie
rozr�ni� szczeg��w, niebawem wok� nich zacz�