4634
Szczegóły |
Tytuł |
4634 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4634 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4634 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4634 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dean R. Koontz
P�noc
Midnight
Przek�ad Jan Kabat
Data wydania oryginalnego 1989
Data wydania polskiego 1994
Dla Eda i Pata Thomas�w,
Kt�rzy s� tak mi�ymi lud�mi,
�e podejrzewam,
I� to nie s� prawdziwi ludzie,
Ale przybysze z innego,
Lepszego �wiata.
CZʌ� PIERWSZA
NA NOCNYM WYBRZE�U
Tam, gdzie pl�saj� dziwad�a
W takt nocnej muzyki.
Kt�r� tylko one s�ysz�.
KSI�GA WSZELKICH SMUTK�W
1
Janice Capshaw lubi�a biega� noc�. Prawie ka�dego wieczoru po dwudziestej drugiej nak�ada�a szary dres z odblaskowymi niebieskimi paskami na piersiach i plecach, upina�a w�osy pod opask�, sznurowa�a adidasy i przebiega�a sze�� mil. Mia�a trzydzie�ci pi�� lat, ale wygl�da�a na dziesi�� mniej dzi�ki pasji sportowej.
W niedziel� wieczorem, dwudziestego pierwszego wrze�nia, wysz�a z domu o dwudziestej drugiej i pobieg�a wzd�u� Ocean Avenue, g��wnej ulicy miasta. Min�wszy cztery przecznice, skr�ci�a w lewo, w stron� miejskiej pla�y. Sklepy by�y pozamykane i ciemne. �wiat�a pali�y si� jedynie w niekt�rych mieszkaniach, w pubie Przy Rycerskim Mo�cie i w ko�ciele katolickim pod wezwaniem Matki Bo�ej Mi�osierdzia otwartym ca�� dob�. Ponadto noc rozja�nia� miedziany blask latar�. Na ulicy nie by�o samochod�w ani ludzi. Moonlight Cove uchodzi�o za spokojne ma�e miasteczko, pogardzaj�ce korzy�ciami p�yn�cymi z turystyki, o kt�re tak chciwie zabiega�y inne nadmorskie miejscowo�ci. Janice lubi�a ten powolny rytm �ycia, cho� ostatnimi czasy miasto wydawa�o si� nie tyle senne, ile martwe.
Biegn�c w d� g��wn� ulic� w bursztynowym �wietle oraz cieniach rzucanych przez rze�bione wiatrem cyprysy i sosny, nie dostrzeg�a �adnego ruchu. Jedynie rzadka mg�a delikatnie wirowa�a w powietrzu, a cisz� zak��ca�y tylko ciche klap-klap but�w o gumowych podeszwach, uderzaj�cych o chodnik i ci�ki oddech. W tym pustkowiu mog�aby uchodzi� za ostatni� istot� na ziemi, uczestnicz�c� w jednoosobowym maratonie po biblijnej zag�adzie.
Nie lubi�a wstawa� o �wicie i biega� przed prac�. Latem przyjemniej zaliczy� sze�� mil po upalnym dniu, cho� to nie wstr�t do wczesnych godzin ani te� upa� sprawi�y, �e wybra�a nocn� por�. Zim� r�wnie� �wiczy�a p�no. Po prostu lubi�a noc.
Ju� od dziecka uwielbia�a siedzie� na podw�rzu po zachodzie s�o�ca pod niebem pe�nym gwiazd, s�uchaj�c �ab i �wierszczy. Ciemno�� by�a koj�ca. Wyg�adza�a zbyt ostre kontury �wiata, �agodzi�a jaskrawe kolory. Z nadej�ciem zmierzchu niebo zdawa�o si� cofa�, a wszech�wiat rozszerza� si�. Noc by�a wi�ksza od dnia, a �ycie w jej kr�lestwie jakby bogatsze.
Dotar�a do miejsca, w kt�rym Ocean Avenue skr�ca�a u st�p wzg�rza, przebieg�a szybko przez parking i skierowa�a si� ku pla�y. Srebrno-��ty blask ksi�yca na nieomal bezchmurnym niebie o�wietla� tras�. Zdarza�y si� noce zbyt mgliste i pochmurne, by biega� wzd�u� brzegu. Ale tego wieczora spienione fale b�yszcza�y gro�nie w czarnej toni, a szerokie zakole piachu po�yskiwa�o blado mi�dzy pofa�dowanym morzem a g�rzystym wybrze�em.
Biegn�c przez pla�� w stron� twardego, wilgotnego piachu nad wod�, a potem na po�udnie do oddalonego o mil� kra�ca zatoki, Janice czu�a si� cudownie. Jej zmar�y m�� Richard, kt�ry trzy lata temu przegra� walk� z rakiem, twierdzi�, �e wskaz�wki jej biologicznego zegara zawsze pokazuj� p�noc i �e Janice jest kim� wi�cej ni� nocnym markiem.
� Zapewne pokocha�aby� �ycie wampira, istnienie mi�dzy zachodem s�o�ca a �witem � m�wi�, a ona na to:
� Chc� ssa� twoj� krew.
Bo�e, jak bardzo go kocha�a. Pocz�tkowo obawia�a si�, �e �ycie u boku lutera�skiego pastora b�dzie nudne, ale jak�e myli�a si�. Ju� trzy lata min�y od jego �mierci, a ona wci�� t�skni�a za nim, zw�aszcza noc�. By�...
Nagle, mijaj�c dwa wysokie cyprysy na �rodku pla�y w po�owie drogi mi�dzy wzg�rzami a brzegiem wyczu�a czyj�� obecno�� w ciemno�ci i mgle. Nie dostrzeg�a �adnego ruchu, s�ysza�a jedynie odg�os swych krok�w, chrapliwy oddech i �omot serca. To instynkt podpowiada�, �e ma towarzystwo.
Nie zaniepokoi�a si� s�dz�c, �e inny biegacz pojawi� si� na pla�y. Kilku lokalnych fanatyk�w t�yzny fizycznej spotyka�a na swojej trasie dwa lub trzy razy w miesi�cu.
Stan�a i odwr�ci�a si�, lecz ujrza�a tylko opustosza�� po�a� piachu, sk�pan� w �wietle ksi�yca, wst�g� po�yskliwie spienionej fali, znajome zarysy ska� nabrze�nych i pojedyncze drzewa wystrzelaj�ce w g�r� w r�nych miejscach pla�y. S�ysza�a jedynie g�uchy plusk fal.
Dosz�a do wniosku, �e instynkt j� zawi�d�. Zn�w skierowa�a si� na po�udnie, szybko odzyskuj�c rytm biegu. Ale pokona�a zaledwie pi��dziesi�t jard�w, gdy k�tem oka dostrzeg�a jaki� ruch z lewej strony. Co� zwinnego wyskoczy�o zza rosn�cego na pla�y cyprysu i pobieg�o w kierunku wyg�adzonych wiatrem i deszczem ska�, gdzie znikn�o z pola widzenia.
Janice stan�a. Zastanawia�a si� nad tym, co zobaczy�a. Wydawa�o si� to wi�ksze od psa, mo�e by�o wielko�ci cz�owieka, z daleka jednak nie dostrzeg�a �adnych szczeg��w. Ska�y r�nej wysoko�ci tak d�ugo rze�bi�a natura, a� zacz�y przypomina� bry�� na wp� roztopionego wosku, dostatecznie du��, by ukry� to, co przed chwil� widzia�a.
� Jest tam kto? � spyta�a.
Nie spodziewa�a si� �adnej odpowiedzi i nie otrzyma�a jej. Czu�a niepok�j, ale nie l�k. Je�li to nie by�a gra mg�y i ksi�ycowego blasku, to z pewno�ci� dostrzeg�a zwierz�, ale nie psa, gdy� ten pobieg�by do niej, a nie zachowywa�by si� tak tajemniczo. Poniewa� na wybrze�u nie grasowa�y gro�ne drapie�niki, Janice bardziej zaciekawi�a si�, ni� przestraszy�a.
Spocona poczu�a ch��d, wi�c dla rozgrzewki tupa�a w miejscu. Ci�gle wypatrywa�a w�r�d ska� stworzenia opuszczaj�cego kryj�wk�.
Niekt�rzy ludzie w okolicy trzymali konie, a Fosterowie prowadzili nawet hodowl� i wynajem stajni w pobli�u morza, w odleg�o�ci dw�ch i p� mili za p�nocnym skrzyd�em zatoki. Mo�e jeden z nich wydosta� si� na wolno��? Co prawda ta tajemnicza istota by�a mniejsza, ale m�g� to by� kucyk. Z drugiej jednak strony, przecie� us�ysza�aby t�tent kopyt nawet na suchym piachu. Oczywi�cie, je�li uciek� ko� Foster�w lub kogo� innego, powinna go z�apa�, albo przynajmniej powiadomi� w�a�cicieli, gdzie znajd� zwierz�.
W ko�cu, gdy nic si� nie poruszy�o, okr��y�a ska�y. Wok� s�a�y si� aksamitne cienie, lecz wi�kszo�� skalnego wzniesienia o�wietla� mleczny ksi�yc. Nie dostrzeg�a �adnej �ywej istoty.
Ani przez chwil� nie pomy�la�a, �e zobaczy�a co� innego ni� biegacza lub zwierz�, i �e grozi jej prawdziwe niebezpiecze�stwo. Opr�cz sporadycznych akt�w chuliga�stwa, w�ama�, kt�rych dopuszcza�y si� rozwydrzone nastolatki, oraz wypadk�w drogowych, lokalna policja nie mia�a wiele roboty.
Przest�pstwa przeciwko �yciu, jak gwa�t, pobicie, morderstwo, by�y rzadko�ci� w miejscowo�ci tak ma�ej i zintegrowanej jak Moonlight Cove. Wydawa�o si�, �e ludzie zamieszkuj�cy ten zak�tek wybrze�a �yli w spokojniejszej epoce ni� reszta Kalifornii.
Po lustracji skalistego wzg�rza Janice wr�ci�a na twardy piach tu� przy wodzie. Uzna�a, �e zmyli�o j� dw�ch zdolnych oszust�w: blask ksi�yca i mg�a. Wszystko by�o przywidzeniem.
Mg�a nagle zg�stnia�a, lecz Janice bieg�a dalej po p�kolistej pla�y na po�udniowy kraniec zatoki. By�a pewna, �e dotrze tam i wr�ci do wylotu Ocean Avenue, nim widoczno�� ograniczy si� do zera.
Lekka bryza od morza sk��bi�a mg��, kt�ra zg�stnia�a niczym mleko zmieniaj�ce si� w mas�o. Nim Janice dotar�a do celu, wiatr nasili� si�, a przybrze�ne fale uderza�y mocniej w sztuczny falochron ze ska�, wyrzucaj�c w g�r� fontanny wody.
Kto� sta� na tej �cianie z g�az�w o wysoko�ci dwudziestu st�p i obserwowa� kobiet�. Janice spojrza�a w g�r� w chwili, gdy mg�a przesun�a si� i ksi�yc o�wietli� sylwetk�.
Teraz opanowa� j� strach.
Cho� nieznajomy znajdowa� si� dok�adnie naprzeciwko, nie dostrzeg�a pogr��onej w mroku twarzy. Wydawa� si� wysoki, mia� dobrze ponad sze�� st�p wzrostu, ale mog�a myli� si�. Widzia�a tylko jego oczy, kt�re napawa�y j� strachem. P�on�y s�abym bursztynowym blaskiem, jak �lepia zwierz�cia w �wietle samochodowych reflektor�w.
To spojrzenie pora�a�o j�. Posta� majacz�ca nieruchomo w mroku, na kamiennej �cianie obok strzelaj�cego w g�r� strumienia wody, mog�aby uchodzi� za pos�g bo�ka z dwoma b�yszcz�cymi klejnotami w miejsce oczu, wyrze�biony przed wiekami przez wyznawc�w demonicznego kultu. Janice chcia�a uciec, ale nie mog�a ruszy� si�. Czu�a si� jak przykuta do piachu, w obj�ciach parali�uj�cego strachu, kt�ry wcze�niej prze�ywa�a tylko w koszmarnych snach.
Zastanawia�a si�, czy jest przytomna. Mo�e to jedynie jaki� z�y sen, a ona �pi sobie bezpieczna w ��ku pod ciep�ym kocem. W�wczas ten cz�owiek wyda� z siebie z�owrogie, g�uche warkni�cie, przechodz�ce w z�owieszczy syk, niecierpliwy okrzyk pragnienia, gor�cy ale r�wnie� zimny, bardzo zimny.
I ruszy� z miejsca.
Zsuwa� si� na czworakach z wysokiego falochronu, nie jak normalny cz�owiek, ale z koci� zwinno�ci� i wdzi�kiem.
Janice prze�ama�a parali�uj�cy strach, zawr�ci�a w miejscu i pobieg�a ku wej�ciu na pla��. Mia�a przed sob� mil�. Nad zatok�, na szczycie urwiska sta�y domy, w kt�rych pali�o si� �wiat�o, a przy niekt�rych by�y schody, prowadz�ce na pla��. Czy znajdzie je w ciemno�ci? Nie marnowa�a energii na krzyk, gdy� w�tpi�a, �e kto� j� us�yszy. Poza tym wo�anie o pomoc mog�o op�ni� nawet nieznacznie ucieczk�, a wtedy prze�ladowca dogoni�by j� i uciszy�, nim ktokolwiek zdo�a�by odpowiedzie�.
Teraz dopiero doceni�a swoje dwudziestoletnie do�wiadczenie biegaczki. Nie bieg�a tylko dla zdrowia, wyczuwa�a, �e walczy o �ycie. Przycisn�a r�ce do bok�w, pochyli�a g�ow� i pop�dzi�a, by jak najszybciej dotrze� do pierwszych domostw przy Ocean Avenue i poczu� si� bezpiecznie. Nie s�dzi�a, by ten cz�owiek lub cokolwiek to by�o � �ciga� j� na o�wietlonej i zamieszka�ej ulicy.
R�nobarwne chmury zakry�y cz�� ksi�yca, kt�rego �wiat�o miga�o i pulsowa�o w szybko g�stniej�cej mgle, tworz�c niesamowite cienie pot�guj�ce jej strach. To wszystko przypomina�o mary senne i Janice by�a sk�onna uwierzy�, �e le�y w ��ku, pogr��ona we �nie, lecz nie zatrzyma�a si� ani nie spojrza�a za siebie, poniewa� cz�owiek z bursztynowymi oczami wci�� goni� j�.
Pokona�a ju� po�ow� trasy mi�dzy falochronem a Ocean Avenue, czuj�c si� z ka�dym krokiem pewniej, gdy nagle u�wiadomi�a sobie, �e dwa z rzekomych cieni, kt�re widzia�a we mgle, to wcale nie przywidzenie. Jedna z istot bieg�a wyprostowana po prawej stronie w odleg�o�ci dwudziestu st�p, druga za� z lewej p�dzi�a na czworakach pi�tna�cie st�p za ni�, rozbryzguj�c wod� przy brzegu. Dor�wnywa�a rozmiarami cz�owiekowi, cho� z pewno�ci� nim nie by�a, poniewa� �aden cz�owiek nie porusza� si� tak szybko i zwinnie w pozycji psa. Dostrzega�a jedynie ich kszta�t i wielko��, nie widz�c twarzy ani szczeg��w, z wyj�tkiem dziwnie �wiec�cych oczu.
Wiedzia�a jakim� cudem, �e �aden z tych prze�ladowc�w nie jest cz�owiekiem z falochronu. Tamten bieg� za jej plecami wyprostowany lub na czworakach. By�a niemal okr��ona.
Janice nie pr�bowa�a nawet wyobrazi� sobie, kim lub czym byli ci osobnicy. Analiz� tego niesamowitego zdarzenia od�o�y�a na p�niej. Teraz po prostu przyj�a do wiadomo�ci istnienie czego� niewiarygodnego, bowiem jako wdowa po kaznodziei i g��boko uduchowiona kobieta by�a gotowa zaakceptowa� to, co nieznane i pozaziemskie.
Teraz strach dodawa� jej si�, zwi�kszy�a wi�c tempo, ale prze�ladowcy zrobili to samo.
Us�ysza�a dziwaczne �kanie i z trudem zda�a sobie spraw�, �e to jej w�asny, pe�en udr�czenia g�os.
Widma, najwidoczniej podniecone jej przera�eniem, p�aczliwie zawodzi�y i j�cza�y. Najgorsze by�o to, �e owe p�aczliwe krzyki przerywa�o gwa�towne charczenie:
� Z�apa� suk�, z�apa� suk�, z�apa� suk�.
Czym na Boga by�y? Nie lud�mi, to pewne, jednak z mowy i postawy przypomina�y ludzi, wi�c czym mog�y by�?
Serce wali�o jej m�otem.
� Z�apa� suk�...
Tajemnicze postaci zbli�a�y si�, wi�c pr�bowa�a przyspieszy�, lecz nie zgubi�a ich. Wci�� zmniejsza�y dystans. Widzia�a je k�tem oka, ale nie odwa�y�a si� spojrze� wprost w obawie, �e szokuj�cy widok sparali�uje j� i upadnie.
I tak do tego dosz�o. Co� wskoczy�o na ni� z ty�u. Ruszy�a, przygnieciona ogromnym ci�arem, a trzy istoty st�oczy�y si� nad ni�, dotykaj�c jej, ci�gn�c i szarpi�c ubranie.
Chmury zakry�y prawie ca�y ksi�yc, a cienie pog��bi�y si�.
Twarz mia�a wci�ni�t� w mokry piach, ale zdo�a�a odwr�ci� g�ow� na bok i wreszcie z trudem krzykn�a, cho� brakowa�o jej tchu. Rzuca�a si�, kopa�a, wymachiwa�a r�kami, pr�buj�c rozpaczliwie ugodzi� prze�ladowc�w, ale uderza�a g��wnie w powietrze i piach.
Nic nie widzia�a, poniewa� ksi�yc znikn��.
Us�ysza�a trzask p�kaj�cego materia�u. Cz�owiek, kt�ry siedzia� na niej okrakiem, zdar� z niej g�r� od dresu, rozrywaj�c go na strz�py i drapi�c jej cia�o. Czu�a dotkni�cie gor�cej, szorstkiej d�oni, kt�ra mimo wszystko by�a podobna do ludzkiej r�ki.
Uwolni� j� na moment od ci�aru, wi�c szarpn�a si� do przodu, ale pozosta�e istoty rzuci�y si� na ni�. By�a na brzegu, z twarz� w wodzie.
To zawodz�c, to dysz�c jak psy, sycz�c i warcz�c, prze�ladowcy wyrzucali z siebie potoki s��w:
� ...z�apa� j�, z�apa�, j�, z�apa�, z�apa�, z�apa�...
� ...chcie�, chcie�, chcie� to, chcie� to...
� ...teraz, teraz, pr�dko, teraz, pr�dko, pr�dko, pr�dko...
Usi�owali �ci�gn�� jej spodnie od dresu, ale nie by�a pewna, czy chc� j� zgwa�ci�, czy po�re�. A mo�e to, czego naprawd� chcieli, przekracza�o zdolno�� jej pojmowania. Byli ow�adni�ci jak�� ��dz�, a� promieniuj�c� w zimnym powietrzu, w�r�d mg�y i ciemno�ci.
Jeden z nich jeszcze mocnej wcisn�� jej twarz w mokry piach i wod�. Prze�ladowcy nie zamierzali jej pu�ci�. Wiedzia�a, �e umrze, przygwo�d�ona i bezradna, a wszystko dlatego, �e lubi�a biega� noc�.
2
W poniedzia�ek, trzynastego pa�dziernika, dwadzie�cia jeden dni po �mierci Janice Capshaw, Sam Booker jecha� wynaj�tym samochodem z Mi�dzynarodowego Lotniska w San Francisco do Moonlight Cove. W czasie podr�y sporz�dzi� w my�lach list� powod�w, dla kt�rych warto �y�. By�a to do�� ponura, ale zabawna gra. Przysz�y mu do g�owy tylko cztery rzeczy: piwo Guinnessa, naprawd� dobre meksyka�skie jedzenie, Goldie Hawn i strach przed �mierci�.
Ten irlandzki nap�j nigdy nie zawi�d� go, je�li chodzi o smak i mo�liwo�� kr�tkiej ucieczki od smutk�w tego �wiata. Natomiast trudniej by�o trafi� na restauracj� serwuj�c� meksyka�skie przysmaki, wi�c tej przyjemno�ci do�wiadcza� rzadziej. Sam dawno ju� zakocha� si� w Goldie Hawn, a raczej w ekranowym wizerunku owej pi�knej, atrakcyjnej i inteligentnej kobiety, traktuj�cej �ycie jak wspania�� zabaw�. Szans� spotkania jej by�y mniej wi�cej milion razy mniejsze, ni� znalezienia wspania�ej, meksyka�skiej knajpy w Moonlight Cove, tym nadmorskim miasteczku w p�nocnej Kalifornii. Cieszy� si� zatem, �e aktorka nie by�a jedynym powodem, dla kt�rego warto �y�.
Gdy zbli�a� si� do celu podr�y, wysokie sosny i cyprysy tworzy�y przy autostradzie numer jeden szarozielony tunel i rzuca�y d�ugie cienie w �wietle p�nego popo�udnia. Dzie� by� bezchmurny, jednak dziwnie nieprzyjemny. Bladoniebieskie niebo, ponure mimo swej krystalicznej czysto�ci, nie przypomina�o tropikalnego b��kitu, do kt�rego przywyk� w Los Angeles. Cho� temperatura wynosi�a oko�o 50�F, jaskrawe promienie s�o�ca, niczym blask odbijaj�cy si� od lodowej tafli, zdawa�y si� ch�odzi� barwny krajobraz osnuwaj�c go mgie�k� na podobie�stwo szronu.
Strach przed �mierci�. Numer jeden na jego li�cie. Cho� mia� dopiero czterdzie�ci dwa lata, pi�� st�p jedena�cie cali wzrostu, sto siedemdziesi�t funt�w wagi i dobre zdrowie, ju� sze�ciokrotnie balansowa� na kraw�dzi �ycia i �mierci, patrz�c w odm�ty i nie maj�c odwagi skoczy�.
Po prawej stronie drogi ukaza� si� drogowskaz: OCEAN AVENUE, MOONLIGHT COVE, DWIE MILE.
Sam nie ba� si� b�lu umierania, gdy� ten min��by w mgnieniu oka. Nie obawia� si� te�, �e nie zd��y czego� zrobi�. Przez ostatnich kilkana�cie lat nie mia� �adnych plan�w, nadziei, marze�, nie by�o wi�c nic do sko�czenia. Ale ba� si� tego, co jest poza granicami �ycia.
Pi�� lat temu gdy ledwo �ywy le�a� na stole operacyjnym, do�wiadczy� zbli�enia ze �mierci�. Gdy chirurdzy walczyli o jego �ycie, on opu�ci� cia�o i patrzy� z sufitu na w�asne zw�oki i otaczaj�cy je zesp� lekarzy. Nagle znalaz� si� w tunelu, p�dz�c ku o�lepiaj�cemu �wiat�u, ku Drugiej Stronie. Wszystko to przypomina�o historyjki opisane w brukowcach zalegaj�cych p�ki supermarket�w. Niemal w ostatniej chwili wytrawni lekarze sprowadzili go na ziemi� �ywych ludzi, ale on ju� spojrza� w g��b tunelu. To, co ujrza�, porazi�o go. �ycie, cho� czasem okrutne, by�o lepsze ni� to, co, jak podejrzewa�, istnia�o poza nim.
Dotar� do wylotu Ocean Avenue. U st�p wzniesienia, gdzie ulica skr�ca�a na zach�d, pod autostrad� pojawi� si� nast�pny drogowskaz z napisem: MOONLIGHT COVE Pӣ MILI.
Po obu stronach czarnej dwupasm�wki, w�r�d drzew miga�y domki sk�pane w purpurowej po�wiacie. W oknach pali�y si� ciep�e, ��te �wiat�a, cho� do zmroku pozosta�a jeszcze godzina. Niekt�re, w po�owie drewniane o g��bokich okapach, wzniesiono w stylu bawarskim, kt�ry, jak b��dnie ocenili architekci z lat pi��dziesi�tych i sze��dziesi�tych, mia� pasowa� do wybrze�a p�nocnej Kalifornii. Inne to by�y bungalowy w stylu Monterey, o �cianach pokrytych bia�ymi listwami lub drewnianymi p�ytkami, zwie�czonymi cedrow� dach�wk� i ozdobione z nieco rokokow� przesad�. Poniewa� Moonlight Cove rozkwit�o w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat, pojawi�y si� te� nowoczesne budyneczki o du�ej liczbie okien, wygl�daj�ce jak okr�ty rzucone na nadmorskie wzg�rza przez niewyobra�alnie wysok� fal�.
Gdy Sam, jad�c wzd�u� Ocean Avenue, dotar� do centrum handlowego ci�gn�cego si� przez sze�� skrzy�owa�, ogarn�o go uczucie, �e wszystko tu nie gra. Sklepy, restauracje, puby, targ, dwa ko�cio�y, miejska biblioteka, kino i inne najzwyklejsze budynki u�yteczno�ci publicznej okala�y g��wn� arteri� biegn�c� w d� do oceanu, lecz w oczach Sama miasto sprawia�o jakie� niesamowite wra�enie, a� wstrz�sn�y nim dreszcze.
Nie potrafi� okre�li� powod�w swej nag�ej niech�ci do tego miejsca, cho� mo�liwe �e wywo�a�a j� ponura gra �wiate� i cieni. U schy�ku dnia, w smutnym blasku zachodz�cego s�o�ca, szary kamienny ko�ci� wygl�da� jak nieziemski gmach ze stali, wzniesiony nie dla ludzkich potrzeb. Otynkowany na bia�o sklep monopolowy b�yszcza�, jak gdyby zbudowano go z wyg�adzonych przez wieki ko�ci. Szyby wielu sklep�w falowa�y odbijaj�c lodowatobia�e promienie zachodz�cego s�o�ca, jakby ukrywa�y to, co robili pracuj�cy za nimi ludzie. Cienie rzucane przez budynki, sosny i cyprysy by�y proste, spiczaste, o kraw�dziach ostrych jak brzytwa.
Sam zatrzyma� si� na czerwonym �wietle przy trzecim skrzy�owaniu w po�owie centrum handlowego. Za nim nie sta�y �adne samochody, tote� przygl�da� si� nielicznym przechodniom. Ci ludzie tak�e wydali mu si� dziwni z bli�ej nieokre�lonych powod�w. Szli szybko, pr�nie, z podniesionymi g�owami, emanuj�c dziwn� niecierpliwo�ci�, kt�ra nie pasowa�a do atmosfery leniwej, nadmorskiej miejscowo�ci licz�cej tylko trzy tysi�ce mieszka�c�w.
Westchn�� i ruszy� w d� Ocean Avenue, uspokajaj�c si�, �e wszystkiemu winna jego wybuja�a wyobra�nia. Moonlight Cove i mieszka�cy wydaliby mu si� najzwyklejsi pod s�o�cem, gdyby wpad� tu po d�ugiej podr�y na obiad do miejscowej restauracji. Ale on przyby� do tego miasta �wiadom, �e co� si� tu dzieje z�ego, wi�c wymy�li� jakie� prorocze oznaki w ca�kiem normalnym otoczeniu.
Tak przekonywa� sam siebie, wiedz�c, �e jednak jest inaczej.
Przyjecha� do Moonlight Cove, gdy� umierali tu ludzie, a oficjalne wyja�nienia zgon�w budzi�y podejrzenia. Sam przeczuwa�, �e prawda oka�e si� niezwykle bulwersuj�ca. Przez lata nauczy� si� ufa� swej intuicji, dzi�ki czemu jeszcze �y�.
Zaparkowa� wypo�yczonego forda przed sklepem z upominkami.
Na horyzoncie szarego jak ska�a morza zachodz�ce s�o�ce z wolna pokrywa�o niebo blad� czerwieni�. Nad pomarszczon� wod� unosi�y si� w�owate pasma mg�y.
3
Chrissie Foster siedzia�a na pod�odze oparta o p�k� z puszkami w spi�arni na ty�ach kuchni. Spojrza�a na zegarek. W niewyra�nym �wietle go�ej �ar�wki tkwi�cej pod sufitem stwierdzi�a, �e jest zamkni�ta w tej ma�ej, pozbawionej okien kom�rce ju� niemal dziewi�� godzin. Zegarek dosta�a na jedenaste urodziny cztery miesi�ce temu i wpad�a w zachwyt, poniewa� nie by�a to dziecinna zabawka, lecz elegancki poz�acany damski zegarek, z rzymskimi cyframi, prawdziwy Timex, jaki nosi�a jej matka. Posmutnia�a. Zegarek symbolizowa� czas szcz�cia i rodzinnej wsp�lnoty, kt�re utraci�a na zawsze.
Opr�cz smutku, samotno�ci i znu�enia po godzinach sp�dzonych w zamkni�ciu, czu�a r�wnie� l�k. Nie by�a oczywi�cie tak przestraszona jak w�wczas, gdy ojciec przeni�s� j� przez ca�y dom i wrzuci� do spi�arni. Wtedy, wrzeszcz�c i wierzgaj�c nogami przerazi�a si� tym, co zobaczy�a i co spotka�o rodzic�w. Potworny strach nie m�g� trwa� wiecznie. Powoli ust�powa� przechodz�c w l�k, kt�ry sprawia�, �e by�o jej na przemian gor�co i zimno, �e czu�a md�o�ci i b�l g�owy, jak gdyby zachorowa�a na gryp�.
Zastanawia�a si�, co z ni� zrobi�, gdy wreszcie wypuszcz� ze spi�arni, cho� w�a�ciwie dobrze wiedzia�a, �e przemieni si� w jedna z nich. Tak naprawd� rozmy�la�a nad rezultatem owej przemiany. Czym, dok�adnie, stanie si�? Matka i ojciec nie byli ju� zwyk�ymi lud�mi, ale nie potrafi�a opisa� ich obecnego wcielenia.
Jej strach pot�gowa� fakt, �e nie znajdowa�a s��w na wyja�nienie tego, co dzia�o si� w domu. Wierzy�a za� w pot�g� s��w. Czyta�a z pasj� niemal wszystko: poezj�, opowiadania, powie�ci, gazety, magazyny, nawet napisy na pude�kach z p�atkami, gdy nie mia�a nic innego pod r�k�. Chodzi�a do sz�stej klasy, a nauczycielka, pani Tokawa, m�wi�a, �e jest oczytana jak ucze� z dziesi�tej klasy. Gdy nie by�a zaj�ta lektur�, pisa�a opowiadania. W ostatnim roku zdecydowa�a, �e gdy doro�nie, zacznie pisa� powie�ci, takie jak Paul Zindel, albo wynios�y Daniel Pinkwater, a najlepiej jak Andre Norton.
Lecz teraz s�owa zawodzi�y. Przysz�o�� mia�a si� w znacznym stopniu r�ni� od tej, jak� sobie wyobra�a�a. Tak samo przera�a�a j� utrata wizji bezpiecznej przysz�o�ci pisarki jak i przemiana rodzic�w. Niespe�na dwunastoletnia Chrissie ju� z ca�� ostro�ci� u�wiadomi�a sobie krucho�� �ycia.
Ale jeszcze nie podda�a si�. Zamierza�a walczy�. Nie zmieni� jej tak �atwo. Wkr�tce po tym, jak wyl�dowa�a w spi�arni, gdy ju� obesch�y jej �zy, zacz�a przegl�da� p�ki w poszukiwaniu jakiej� broni. Zgromadzono tu g��wnie jedzenie w puszkach, butelkach i kartonach, ale r�wnie� czyst� bielizn�, apteczk� i przybory do majsterkowania. Znalaz�a doskona�� bro�: ma�y pojemnik �rodka do smarowania w aerozolu, zawieraj�cy WD-40. Gdyby prysn�a im w oczy znienacka, mia�aby szans� ucieczki.
U�o�y�a w g�owie nag��wek do gazety: �Sprytna dziewczyna ratuje si� przy pomocy zwyk�ego, domowego �rodka do smarowania�.
Trzyma�a WD-40 w d�oniach, co dodawa�o jej otuchy.
Od czasu do czasu powraca�y wyraziste i niepokoj�ce wspomnienia: widzia�a czerwon� i wykrzywion� z w�ciek�o�ci twarz ojca, gdy wpycha� j� do spi�arni. Mia� podkr��one oczy, rozd�te nozdrza i z�by ods�oni�te w zwierz�cym pomruku.
Wr�c� po ciebie � charcza�, pluj�c na wszystkie strony � wr�c�.
Zatrzasn�� drzwi, a pod klamk� wepchn�� krzes�o z wysokim oparciem. P�niej, gdy w domu zapanowa�a cisza i wydawa�o si�, �e rodzice s� daleko, Chrissie pcha�a drzwi z ca�ej si�y, ale krzes�o stanowi�o przeszkod� nie do pokonania.
Wr�c� po ciebie. Wr�c�.
Jego wykrzywiona twarz i przekrwione oczy przywiod�y jej na my�l opis morderczego Hyde�a z ksi��ki o Dr. Jekyllu, autorstwa Roberta Louisa Stevensona, kt�r� czyta�a kilka miesi�cy temu. Ojca opanowa�o szale�stwo. Nie by� ju� tym samym cz�owiekiem, co niegdy�.
Jeszcze bardziej przera�a�o j� wspomnienie tego, co ujrza�a w korytarzu na pi�trze, gdy nieoczekiwanie wr�ci�a do domu sp�niwszy si� na szkolny autobus. Zaskoczy�a w�wczas rodzic�w. Lecz to nie byli oni. Przeistoczyli si� w co� innego.
Wstrz�sn�� ni� dreszcz.
�cisn�a mocniej pojemnik z WD-40.
Nagle, po raz pierwszy od wielu godzin, us�ysza�a w kuchni ha�as. Otworzy�y si� drzwi na ty�ach domu. Rozleg�y si� kroki kilku ludzi.
� Jest tam � powiedzia� ojciec.
Chrissie zamar�a, a po chwili serce zacz�o bi� szybciej.
� To troch� potrwa � odezwa� si� inny m�czyzna.
Chrissie nie pozna�a tego g��bokiego, chrapliwego g�osu.
� Widzicie, z dzie�mi to sprawa bardziej skomplikowana. Shaddack nie ma pewno�ci, czy jeste�my ju� gotowi. To ryzykowne.
� Trzeba j� podda� konwersji, Tucker � us�ysza�a matk�, cho� m�wi�a jako� inaczej ni� zwykle. Pozna�a jej g�os, lecz pozbawiony tej zwyk�ej mi�kko�ci i naturalnej melodyjno�ci, kt�re sprawia�y, �e matka tak wspaniale czyta�a bajki.
� Oczywi�cie � potwierdzi� obcy, nazywany Tuckerem.
� Wiem o tym. Shaddack tak�e wie. W ko�cu mnie tu przys�a�, tylko ca�a sprawa zabierze troch� wi�cej czasu ni� zwykle. Potrzebujemy miejsca, gdzie mogliby�my jej pilnowa� w trakcie konwersji.
� Zrobimy to w sypialni na g�rze.
Konwersja?
Dr��c Chrissie stan�a twarz� do drzwi.
Rozleg�y si� zgrzyt, trzask i krzes�o przewr�ci�o si�.
�ciska�a pojemnik w prawej r�ce z palcem na dozowniku.
Drzwi otworzy�y si� i zajrza� ojciec.
Chrissie pr�bowa�a my�le� o nim jako o Alexie Fosterze, nie za� ojcu, ale trudno zaprzeczy�, �e to wci�� by� jej ojciec, cho� sta� si� ca�kiem now� istot�.
Nie by� ju� taki w�ciek�y. Bardziej przypomina� siebie z g�stymi jasnymi w�osami o mi�ej twarzy z kilkoma piegami na policzkach i nosie. Chrissie dostrzeg�a jednak straszn� zmian� w jego oczach. Przepe�nia�y go te� dziwna nerwowo�� i napi�cie. G��d. Tak: tata wygl�da� na z�eranego przez g��d, oszala�ego z g�odu, �akn�cego... lecz czego� innego ni� zwyk�e jedzenie. To uczucie sprawia�o, �e mia� bezustannie napi�te mi�nie i bi� od niego �ar jak para z wrz�cej wody.
� Wyjd�, Chrissie � powiedzia�.
Dziewczynka przygarbi�a ramiona, zamruga�a, jakby chcia�a powstrzyma� �zy. Uda�a, �e wstrz�sn�� ni� dreszcz i stara�a si� wygl�da� jak ma�a, przestraszona, pokorna istota. Z oci�ganiem zrobi�a krok do przodu.
� Pr�dzej, pr�dzej � niecierpliwie pogania� j�, machaj�c r�k�.
Chrissie przest�pi�a pr�g spi�arni i zobaczy�a matk� za Alexem. Sharon wci�� by�a �adna z kasztanowymi w�osami i zielonymi oczami � ale utraci�a mi�kko�� i matczyne ciep�o. Odmieniona patrzy�a twardo, nerwowa i spi�ta jak ojciec.
Obok kuchennego sto�u sta� wysoki, szczup�y m�czyzna w d�insach i my�liwskiej kurtce. To by� z pewno�ci� Tucker, z kt�rym rozmawia�a matka. Ostrzy�one na je�a w�osy stercza�y jak szczecina. Mia� ciemne oczy osadzone pod niskim, ko�cistym czo�em. Ostro zakrzywiony nos wygl�da� jak kamienny klin, wbity w �rodek twarzy, usta tworzy�y cienk� lini�, a szcz�ka wystawa�a jak u drapie�nika, poluj�cego na ma�e zwierz�ta, kt�re po�yka� w po�owie za jednym k�apni�ciem paszczy. Trzyma� w r�ku lekarsk� torb� z czarnej sk�ry.
Ojciec wyci�gn�� r�k�, Chrissie b�yskawicznie podnios�a pojemnik z WD-40 i trysn�a mu z bliska w oczy. Zaskoczony, zawy� z b�lu, Chrissie odwr�ci�a si� i prysn�a teraz matce prosto w twarz. Szukali jej na wp� o�lepli, ale prze�lizn�a si� i pop�dzi�a przez kuchni�.
Gdy Tucker chwyci� j� za rami�, kopn�a go w krocze.
Nie pu�ci� jej, ale os�abi� u�cisk. Wyrwa�a mu si� i pogna�a na korytarz.
4
Moonlight Cove pogr��y�o si� w zmierzchu niczym we mgle utkanej z purpurowego �wiat�a, a nie wody. Sam Booker wysiad� z samochodu. By�o ch�odno, wi�c ucieszy� si�, �e pod sztruksow� kurtk� ma we�niany sweter. Gdy zapali�y si� uliczne lampy, spacerowa� ju� po Ocean Avenue oswajaj�c si� z atmosfer� miasta.
Wiedzia�, �e Moonlight Cove nie�le prosperowa�o dzi�ki New Wave Microtechnology, kt�ra za�o�y�a tu g��wn� siedzib� trzy lata temu. Dostrzega� jednak oznaki recesji. W�a�ciciele likwidowali sklepy z upominkami i bi�uteri�. Za zakurzonymi witrynami widzia� go�e p�ki i puste pude�ka w�r�d nieruchomych cieni. Natomiast w sklepie z modn� odzie�� zorganizowano wyprzeda�, ale najwyra�niej towar nadal rozchodzi� si� w ��wim tempie, nawet po pi��dziesi�cio- czy siedemdziesi�cioprocentowej obni�ce.
Min�� dwie przecznice, kieruj�c si� ku zachodowi, gdzie pla�a wyznacza�a koniec miasta, po czym przeszed� na drug� stron� i wracaj�c dotar� do pubu Przy Rycerskim Mo�cie. Zapad� zmierzch. Per�owa mg�a nadci�ga�a od morza, a powietrze zdawa�o si� mieni� kolorami. Zas�ona o czerwonym odcieniu przykrywa�a wszystko, z wyj�tkiem miejsc, gdzie lampy uliczne rzuca�y snopy ��tego �wiat�a. Od g�ry zst�powa�a ciemno��.
Trzy przecznice dalej pojawi� si� samoch�d, a Sam by� jedynym przechodniem. Ta pustka, w po��czeniu z niesamowitym �wiat�em zamieraj�cego dnia, nape�nia�a go uczuciem, jakby znalaz� si� w mie�cie-widmie, zamieszka�ym przez martwych. A g�stniej�ca mg�a, p�yn�ca znad Pacyfiku w g�r� ulicy, wywo�ywa�a wra�enie, �e wszystkie okoliczne sklepy oferuj� na sprzeda� jedynie paj�czyn� i kurz.
Jeste� ponurym draniem, powiedzia� do siebie. Z biegiem lat sta� si� pesymist�. Wszystko, co prze�y� do tej pory, wyklucza�o radosny optymizm.
Smugi mg�y oplata�y jego nogi. Nad morzem widnia�o jeszcze blade, na wp� zgaszone s�o�ce. Sam poczu� dreszcz i wszed� do pubu na drinka.
Nieliczni go�cie te� byli jacy� smutni. Przy stoliku po lewej stronie rozmawiali cicho schyleni ku sobie kobieta i m�czyzna. Przy barze garbi� si� nad szklank� piwa beczkowego facet o pos�pnej twarzy. Trzyma� j� w d�oniach z tak� min�, jakby w�a�nie zobaczy� p�ywaj�c� w napoju pluskw�.
Lokal przypomina� nieco prawdziwy angielski pub. R�ne herby, skopiowane bez w�tpienia z jakiej� ksi�gi heraldycznej, wyrze�biono w drewnie i ozdobiono nimi oparcia sto�k�w barowych. W rogu sta�a zbroja. Na �cianach wisia�y obrazy przedstawiaj�ce polowanie na lisa.
Sam w�lizn�� si� na sto�ek z dala od ponuraka. Barman ruszy� szybko do niego, przecieraj�c szmatk� i tak ju� nieskazitelnie czysty d�bowy kontuar.
� Tak, sir, co poda�? � by� kr�g�ym m�czyzn�. Mia� niewielki brzuszek, pulchne przedramiona pokryte czarnymi w�osami, pulchn� twarz, zbyt ma�e usta i bulwiasty nos zako�czony kulk�. Okr�g�e oczy nadawa�y jego twarzy wyraz wiecznego zdziwienia.
� Macie Guinnessa? � spyta� Sam.
� To podstawa prawdziwego pubu, �e si� tak wyra��. Gdyby zabrak�o Guinnessa... c�, r�wnie dobrze mogliby�my zamieni� lokal w herbaciarni�.
Mia� s�odki g�os; s�owa brzmia�y g�adko i okr�g�o, tak jak on sam wygl�da�. Sprawia� wra�enie nadzwyczaj uczynnego.
� �yczy pan sobie zimne czy lekko sch�odzone?
� Sch�odzone.
� Znawca!
Wr�ciwszy z butelk� i szklank�, przedstawi� si�.
� Nazywam si� Burt Peckam. Jestem w�a�cicielem tej budy.
Ostro�nie nalewa� piwo po �ciance szklanki, aby by�o jak najmniej piany. Sam te� przedstawi� si�:
� Sam Booker. Mi�e miejsce, Burt.
� Dzi�ki. Mo�e rozg�osi�by� to tu i �wdzie. Staram si� stworzy� przyjemn� atmosfer�, jest dobre zaopatrzenie i kiedy� wali�y do mnie t�umy. Ale teraz wydaje mi si�, �e wi�kszo�� mieszka�c�w wst�pi�a do towarzystwa trze�wo�ci, b�d� sami p�dz� na strychu trunki.
� Pami�taj, �e jest poniedzia�kowy wiecz�r.
� W ostatnich miesi�cach nawet w soboty knajpa zape�nia si� tylko w po�owie, co kiedy� by�o nie do pomy�lenia.
Na jego okr�g�ej twarzy pojawi� si� cie� troski. M�wi�c wolno przeciera� kontuar.
� Nic nie rozumiem. Mo�e tak dalece opanowa�a Kalifornijczyk�w wariacka troska o zdrowie. Wszyscy siedz� w domach, �wicz� aerobik przy magnetowidach, jedz� kie�ki pszeniczne, bia�ka jajek czy co� tam do cholery innego i pij� tylko wod� mineraln�, soki owocowe, albo ptasie mleko. S�uchaj, przecie� kieliszeczek czy dwa to nic z�ego.
Sam �ykn�� troch� Guinnessa, westchn�� z zadowoleniem i powiedzia�:
� Z pewno�ci� mi nie zaszkodzi.
� Jasne, piwo wspomaga kr��enie, dobrze dzia�a na kiszki. Duchowni powinni wychwala� jego zalety ka�dej niedzieli, a nie grzmie� przeciwko. Wszystko z umiarem jest dobre � r�wnie� kilka piw dziennie.
Uznawszy, �e czy�ci kontuar zbyt intensywnie, zawiesi� szmatk� na haczyku i stan�� z r�kami skrzy�owanymi na piersiach.
� Wpad�e� przejazdem, Sam?
� Podr�uj�c wzd�u� wybrze�a, od Los Angeles a� do Oregonu, szukam po drodze spokojnego miejsca, �eby osi��� na niby-emeryturze � k�ama� jak z nut.
� Na emeryturze? �artujesz?
� Na niby-emeryturze.
� A ile� ty masz lat?!
� Czterdzie�ci dwa.
� Czy�by� by� kasiarzem?
� Maklerem. Par� razy dobrze zainwestowa�em. Teraz mog� ju� �y� ca�kiem nie�le z pakietu akcji. Chc� zamieszka� w zacisznym miasteczku, bez smogu i przest�pczo�ci. Mam do�� Los Angeles.
� Ludzie rzeczywi�cie dorabiaj� si� na papierach? � zdziwi� si� Peckham. � My�la�em, �e to r�wnie niepewny interes jak gra w ko�ci w Reno. Kilka lat temu? Chyba wszyscy si� sp�ukali, gdy rynek oszala�.
� To kiepski interes dla drobnego ciu�acza, ale prawdziwy makler nie ulegaj�cy euforii w czasie hossy wychodzi na swoje. Trzeba umiej�tnie wykorzystywa� wahania rynku.
� Emerytura w wieku czterdziestu dwu lat � Peckham zamy�li� si�. � Rozkr�caj�c ten interes, my�la�em, �e ustawi� si� na ca�e �ycie. Powiedzia�em �onie tak: w dobrych czasach ludzie pij� dla przyjemno�ci, w z�ych, by zapomnie�, wi�c nie ma lepszej inwestycji ni� pub. A teraz? � Zatoczy� r�k� szeroki �uk wskazuj�c na niemal pust� sal�. � Robi�bym wi�ksze kokosy sprzedaj�c prezerwatywy w klasztorze.
� Dasz mi jeszcze jednego Guinnessa? � spyta� Sam.
� O rany, mo�e pech wreszcie opu�ci to miejsce!
Gdy Peckham wr�ci� z drug� butelk� piwa, Sam powiedzia�:
� Mo�e szuka�em w�a�nie takiego Moonlight Cove. Rozejrz� si� tu przez kilka dni. Poleci�by� mi jaki� motel?
� Zosta� ju� tylko jeden, a jeszcze wiosn� funkcjonowa�y cztery. To nigdy nie by�o turystyczne miasto. Nikomu na tym nie zale�a�o, jak s�dz�. Nie wiem... mo�e ta mie�cina umiera, cho� jest niebrzydka. Ludzie jako� �yj�, ale cholera czego� tu ubywa.
Zn�w chwyci� szmatk� i zacz�� polerowa� kontuar.
� Zatrzymaj si� w Cove Lodge przy Cypress Lane. To ostatnia przecznica przy Ocean Avenue, biegnie wzd�u� urwiska, wi�c pewnie dostaniesz pok�j z widokiem na morze. Jest tam czysto i spokojnie.
5
Chrissie dotar�a do ko�ca korytarza i pchn�a drzwi wej�ciowe. Przeskoczywszy szeroki ganek, zbieg�a po schodach. Potkn�a si�, lecz odzyska�a r�wnowag�, skr�ci�a w prawo i pop�dzi�a przez podw�rze w kierunku stajni. Min�a niebiesk� hond� najwidoczniej nale��c� do Tuckera. Tupot jej krok�w grzmia� niczym huk armatni, ale nie mog�a biec ciszej i szybciej. Gdyby nawet rodzice z Tuckerem nie wypadli na ganek nim znikn�a w mroku i tak s�yszeliby, gdzie ucieka.
Niebo rozja�nia�a czerwona po�wiata s�o�ca gin�cego za horyzontem. Mg�a unosi�a si� od morza i Chrissie mia�a nadziej�, �e wkr�tce zg�stnieje jak pudding i os�oni j� ca�kowicie.
Gdy dopad�a do stajni, otworzy�a du�e wrota. Owion�� j� znajomy, przyjemny zapach s�omy, siana, ko�skiej sk�ry, siod�a i wyschni�tego �ajna.
Szybko zapali�a trzy s�abe �ar�wki, dostatecznie jednak o�wietlaj�ce wn�trze i nie p�osz�ce zwierz�t. Po obu stronach za�mieconego przej�cia znajdowa�o si� dziesi�� boks�w, z kt�rych wychyla�y si� zaciekawione konie. Kilka nale�a�o do rodzic�w Chrissie, a pozosta�e do mieszka�c�w Moonlight Cove i okolic. Konie prycha�y i parska�y, a jeden zar�a� cicho, gdy Chrissie bieg�a do ostatniego boksu po prawej stronie, gdzie sta�a klacz Godiva.
Mog�a dosta� si� tu tak�e od podw�rza, lecz furtki ju� zamkni�to na skoble, �eby nie ozi�bi�o si� w �rodku. Godiva by�a �agodn� klacz�, szczeg�lnie zaprzyja�nion� z Chrissie, ale p�oszy�a si�, gdy kto� zbli�a� si� do niej w ciemno�ci. Mog�a cofn�� si� lub wierzgn��, zaskoczona otwieraniem zewn�trznej furtki tak p�no. Chrissie nie mia�a ani sekundy na uspokojenie konia, musia�a wi�c dosta� si� do niego od �rodka.
Godiva ju� czeka�a. Potrz�sn�a �bem, rozrzucaj�c g�st� i l�ni�co bia�� grzyw�, kt�rej zawdzi�cza�a imi�, i parskn�a na powitanie.
Zerkaj�c, czy w wej�ciu nie pojawili si� Tucker z rodzicami, Chrissie otworzy�a boks. Godiva wysz�a na �rodek przej�cia.
� Och, prosz�, b�d� grzeczna.
Nie mog�a traci� czasu na osiod�anie klaczy i zak�adanie wodzy. Poprowadzi�a j� wzd�u� sk�adziku z siod�ami, uprz꿹 i pomieszczenia na obrok, p�osz�c po drodze mysz, kt�ra przeci�a jej drog� i schroni�a si� w ciemnym k�cie. Pchn�a wrota i do stajni wtargn�o ch�odne powietrze.
Chrissie by�a zbyt ma�a, by dosi��� Godivy bez strzemienia.
W k�cie sta� kowalski taboret do podkuwania koni. G�aszcz�c Godiv� dziewczynka przysun�a nog� sto�ek do boku klaczy.
Z drugiego ko�ca stajni us�ysza�a g�os Tuckera:
� Tutaj jest! � M�czyzna ruszy� w jej stron�.
Taboret okaza� si� za niski, by zast�pi� strzemi�.
Tucker zbli�a� si� szybko, ale nie patrzy�a w jego stron�.
� Mam j�! � krzykn��.
Uczepiwszy si� bujnej grzywy podci�gn�a si� gwa�townie do g�ry, wy�ej, jeszcze wy�ej, wymachuj�c nogami. Rozpaczliwie wspina�a si� po ko�skim boku, szarpi�c Godiv�. Na pewno j� to bola�o, ale niczym matrona zachowa�a stoicki spok�j. Nie cofa�a si� i nie r�a�a z b�lu, jakby wyczuwaj�c, �e �ycie dziewczynki zale�y od jej opanowania. Po chwili Chrissie siedzia�a na grzbiecie, pochylona niebezpiecznie. �ciskaj�c kolanami boki konia i trzymaj�c si� kurczowo grzywy, klepn�a zwierz� w zad.
� Naprz�d!
Tucker dopad� j� w chwili, gdy krzykn�a. Uczepi� si� jej d�ins�w.
G��boko osadzone oczy pa�a�y dzikim gniewem. Mia� rozd�te nozdrza i obna�one z�by. Chrissie kopn�a go w podbr�dek i pu�ci� j�, a Godiva wyskoczy�a przez otwarte wrota prosto w ciemn� noc.
� Ucieka konno! � wrzeszcza� Tucker.
Klacz p�dzi�a do morza odleg�ego o kilkaset jard�w. Ostatnie, bladoczerwone promienie zachodz�cego s�o�ca malowa�y na czarnej wodzie niewyra�ne, c�tkowane wzory. Chrissie, nie wiedz�c jak du�y jest przyp�yw, musia�a zmieni� kierunek jazdy. Pla�a miejscami by�a zbyt w�ska, nawet w czasie odp�ywu. A teraz woda si�gn�a zapewne ska� i urwiska, zalewaj�c drog�. Nie mog�a ryzykowa� ucieczki w �lep� uliczk� maj�c na karku Tuckera i rodzic�w.
Bez siod�a, w pe�nym galopie jako� zdo�a�a podci�gn�� si� na ko�skim grzbiecie i gdy tylko przesta�a kiwa� si� na boki jak kaskader, chwyci�a klacz za bujn� grzyw�, pr�buj�c pos�ugiwa� si� ni� jak wodzami. Skierowa�a Godiv� w lewo i pop�dzi�a wzd�u� stajni do p�milowego podjazdu prowadz�cego do szosy, gdzie mia�a wi�ksze szans� znalezienia pomocy.
Godiva nie zbuntowa�a si� przeciwko temu brutalnemu traktowaniu. Natychmiast skr�ci�a tak p�ynnie, jakby mia�a w pysku w�dzid�o i czu�a poci�gni�cia wodzy. Jej galop odbija� si� gromkim echem od �cian stajni.
� Wspania�a staruszka! � krzykn�a Chrissie do klaczy. � Kocham ci�.
Tucker p�dzi� za ni�, lecz nie m�g� r�wna� si� z Godiva.
Dotar�y do podjazdu i Chrissie poprowadzi�a konia po mi�kkim poboczu wzd�u� autostrady. Pochylona przylgn�a mocno do grzbietu, panicznie boj�c si� upadku, gdy� uderzenia kopyt o ziemi� nieomal �ama�y jej ko�ci. G�ow� mia�a obr�con� na bok, wi�c widzia�a sw�j o�wietlony, cho� niezbyt go�cinny dom. Tak naprawd� to ju� nie by� dom, lecz piek�o w czterech �cianach. Blask w oknach wyda� si� demonicznym ogniem p�on�cym w komnatach Hadesu.
Nagle ujrza�a co� wielko�ci cz�owieka p�dz�cego na czworakach przez trawnik w jej stron�. Po chwili zauwa�y�a jeszcze jedn�, r�wnie dziwaczn� istot�.
Dostrzeg�a jedynie ich zarys, ale wiedzia�a czym, a raczej kim prawdopodobnie by�y: niegdy� jak ona lud�mi, ale czym s� teraz?
� Naprz�d, Godiva, naprz�d!
Klacz wyd�u�y�a krok, jakby ��czy�a j� z Chrissie psychiczna wi�.
Min�y ju� dom, gnaj�c na z�amanie karku przez trawiaste pole w stron� oddalonej o p� mili szosy. Godiva galopowa�a tak rytmicznie i rado�nie, �e wkr�tce Chrissie przesta�a niemal odczuwa� wstrz�sy tej szale�czej jazdy. Zdawa�o si�, �e frun� nad ziemi�.
Nie widzia�a ju� w ciemno�ci dw�ch cwa�uj�cych za ni� istot, cho� z pewno�ci� wci�� j� goni�y skryte w�r�d g�stych cieni. Dostrzeg�a natomiast �wiat�a niebieskiej hondy Tuckera, kt�ry przy��czy� si� do pogoni.
Chrissie by�a pewna, �e Godiva prze�cignie ka�dego cz�owieka i zwierz� z wyj�tkiem konia szybszego od niej, ale wiedzia�a, �e nie pokona samochodu. Tucker dogoni�by j� w ci�gu kilku sekund.
Wci�� mia�a w pami�ci jego twarz: krzaczaste brwi, orli nos i g��boko osadzone czarne oczy podobne do szklanych kulek. Emanowa� tym samym dziwnym podnieceniem, co rodzice � nienaturaln�, nerwow� energi� po��czon� z wyrazem dzikiego g�odu na twarzy. Wiedzia�a, �e zrobi wszystko, by j� zatrzyma�, nawet staranuje konia samochodem.
Nie by� jednak w stanie �ciga� Godivy po polu. Chrissie z niech�ci� �cisn�a klacz kolanami i poci�gn�a za grzyw�, by oddali� si� od szosy, gdzie liczy�a na szybk� pomoc. Godiva bez wahania ruszy�a w kierunku odleg�ego o pi��set jard�w lasu po drugiej stronie ��ki.
Czarna �ciana drzew majaczy�a na tle nieco ja�niejszego nieba, a Chrissie p�dzi�a prawie na o�lep w ciemno�ciach z nadziej�, �e ko� widzi w nocy lepiej ni� ona, o co modli�a si� w duchu.
� Grzeczna dziewczynka, pr�dzej, pr�dzej, kochana staruszko � krzycza�a.
P�d wywo�ywa� rze�ki powiew wiatru. Chrissie widzia�a gor�ce k��by pary wydobywaj�ce si� z ko�skiego pyska.
Serce wali�o jej w takt szalonego t�tentu kopyt i mia�a wra�enie, �e tworzy z Godiv�, jedn� istot� o wsp�lnym sercu, krwi i oddechu.
Walcz�c o �ycie odczuwa�a przyjemne podniecenie, dor�wnuj�ce przera�eniu, co napawa�o j� l�kiem. Zetkni�cie ze �mierci� � lub czym� znacznie gorszym � by�o poci�gaj�ce i z�owieszcze zarazem, czego do tej pory nigdy sobie nie u�wiadamia�a. Ten niesamowity dreszcz emocji przera�a� j� nie mniej ni� ludzie, kt�rzy j� �cigali.
Podskakiwa�a na go�ym grzbiecie niebezpiecznie wysoko, ale trzymaj�c si� mocno poddawa�a si� rytmowi tej galopady. Z ka�dym mia�d��cym ziemi� uderzeniem kopyt, Chrissie upewnia�a si�, �e zdo�a uciec. Klacz mia�a serce do walki i by�a wytrzyma�a. Dziewczynka zdecydowa�a, �e gdy dotrze do bliskiej ju� linii drzew, skr�ci na wsch�d ku szosie i �e...
Godiva upad�a.
Nadepn�wszy na jakie� wg��bienie � jam� wiewi�rki ziemnej, czy wej�cie do kryj�wki kr�lika, potkn�a si�. Pr�bowa�a odzyska� r�wnowag�, ale straci�a si�y i run�a na ziemi�, r��c z przera�enia.
Chrissie ba�a si�, �e klacz j� zmia�d�y, albo co najmniej z�amie nog�. Na szcz�cie jecha�a na oklep, wi�c instynktownie pu�ci�a jasn� grzyw� i natychmiast j� wyrzuci�o ponad ko�skim �bem wysoko w g�r�. Cho� ziemi� porasta� g�sty dywan dzikiej trawy, dziewczynka uderzy�a z takim impetem, a� j� zatka�o. Odgryz�aby sobie j�zyk, gdyby akurat znajdowa� si� mi�dzy z�bami.
Na szcz�cie upad�a na tyle daleko od konia, �e czu�a si� bezpiecznie. Godiva podnios�a si� z wysi�kiem w chwil� po upadku. Sp�oszona pok�usowa�a obok Chrissie kulej�c na prawe kopyto, kt�re najwidoczniej zwichn�a; gdyby z�ama�a, na pewno nie podnios�aby si�.
Dziewczynka chcia�a zawo�a� klacz w obawie, �e odbiegnie za daleko, lecz zdo�a�a jedynie wyszepta�:
� Godiva.
Zwierz� ci�gle bieg�o na zach�d, w kierunku morza i stajni.
Chrissie ukl�k�a opieraj�c si� r�kami na ziemi i u�wiadomi�a sobie, �e okula�y ko� nie przyda si� ju� na nic, wi�c przesta�a wo�a�. Dysza�a ci�ko i kr�ci�o jej si� w g�owie, ale musia�a ucieka�, poniewa� po�cig trwa� nadal. Widzia�a hond� z w��czonymi �wiat�ami, zaparkowan� przy drodze, w odleg�o�ci ponad trzystu jard�w na p�noc. W krwawym blasku zachodz�cego s�o�ca ��ka by�a czarna. Nie wiedzia�a, czy przygarbione, zwinne sylwetki czaj� si� w tej czerni, ale zdawa�a sobie spraw�, �e gdy zbli�� si�, dopadn� j� w niespe�na dwie minuty.
Podnios�a si� i poku�tyka�a w stron� lasu. Po kilkunastu jardach odzyska�a sprawno�� i wreszcie pobieg�a.
6
W minionych latach Sam Booker odkry� na kalifornijskim wybrze�u mn�stwo uroczych zajazd�w z kamienia i drewna najwy�szej klasy, z �ukowatymi stropami, szlifowanymi szybami w oknach i zielonymi dziedzi�cami, gdzie �cie�ki wy�o�ono ceg��. Wbrew przyjemnej nazwie Cove Lodge nie nale�a� do owych kalifornijskich klejnot�w. By� to zwyk�y, otynkowany, jednopi�trowy budynek z czterdziestoma pokojami, ponur� kawiarni� i bez basenu. Luksusy ogranicza�y si� do automat�w z lodem i wod� sodow�, ustawionych na parterze i pi�trze. Neon nad recepcj� by� ma�y, prosty i tani.
Recepcjonista da� Samowi pok�j na pi�trze z widokiem na ocean, cho� dla niego nie mia�o to �adnego znaczenia. S�dz�c po niewielu samochodach na parkingu, miejsc nie brakowa�o. Na parterze i pi�trze motelu mie�ci�o si� dwadzie�cia apartament�w po dziesi�� z obydwu stron korytarza, wy�o�onego jaskrawopomara�czow� sztuczn� wyk�adzin�. Ze wschodu okna wychodzi�y na Cypress Lane, a te po stronie zachodniej na Pacyfik. Sam zamieszka� w p�nocno-zachodnim naro�nym pokoju, gdzie sta�y kr�lewskie �o�e z zapadaj�cym si� materacem, przykryte wyp�owia�� niebiesko-zielon� narzut�, nocny stolik popalony niedopa�kami, telewizor, st�, dwa zwyk�e krzes�a, podniszczone biurko i telefon, obok by�a �azienka i wielkie okno, za kt�rym szumia�o spowite w ciemno�ciach morze.
Bez w�tpienia prze�ladowani przez pech komiwoja�erowie balansuj�cy na granicy finansowej ruiny pope�niali samob�jstwa w pokojach takich jak ten.
Sam rozpakowa� dwie walizki, uk�adaj�c rzeczy w garderobie i szufladach biurka. Nast�pnie usiad� na brzegu ��ka i popatrzy� na telefon na nocnym stoliku.
Powinien zadzwoni� do swego syna Scotta, do Los Angeles, ale nie chcia� korzysta� z tego aparatu. Gdy zainteresuje si� nim lokalna policja, na pewno gliny odwiedz� Cove Lodge i sprawdz� rozmowy zamiejscowe oraz numery, z kt�rymi ��czy� si�, by ustali� jego prawdziw� to�samo��. Aby unikn�� zdemaskowania, m�g� z tego telefonu wykr�ci� tylko numer kontaktowy w siedzibie FBI w Los Angeles, sk�d us�ysza�by g�os:
� Birchfield, papiery warto�ciowe, w czym mog� pom�c?
W telefonicznym wykazie agencji ten numer nale�a� do fikcyjnej zreszt� firmy, w kt�rej Sam by� rzekomo maklerem, i �adnym cudem nie da�oby si� powi�za� jej z FBI. Nie mia� jeszcze nic do zameldowania, wi�c nie podni�s� s�uchawki. Zadzwoni do Scotta z budki, gdy wyjdzie na kolacj�.
W�a�ciwie wcale nie chcia� rozmawia� z ch�opakiem. Nienawidzi� tych obowi�zkowych konwersacji. Trzy lata temu straci� psychiczny kontakt z trzynastoletnim w�wczas synem, ju� od roku pozbawionym matczynej opieki. Sam zastanawia� si�, czy ch�opak tak szybko zszed�by na z�� drog�, gdyby �y�a Karen. A co on zrobi�, by uchroni� syna? Mo�e ch�opak stoczy�by si� bez wzgl�du na dobr� rodzicielsk� opiek�? Czy jego upadek by� nieunikniony, zapisany w gwiazdach, czy te� s�abo�� tkwi�a w nim samym?
Gdyby d�u�ej tak rozmy�la�, to cho� nie by� komiwoja�erem, sko�czy�by jak Willy Loman z Cove Lodge.
Piwo Guinnessa.
Dobre meksyka�skie jedzenie.
Goldie Hawn.
Strach przed �mierci�.
Z jednej strony to cholernie kr�tki i �a�osny, z drugiej za� mo�e w�a�nie wystarczaj�cy wykaz powod�w, dla kt�rych warto �y�.
Skorzysta� z �azienki, umy� r�ce i twarz w zimnej wodzie, lecz wci�� czu� si� zm�czony i nie�wie�y.
Zdj�� sztruksow� marynark� i za�o�y� sk�rzane szelki z kabur�, kt�r� wyj�� z walizki. Za�adowawszy Smith-Wessona, kaliber 38, wetkn�� go w kabur� i wci�gn�� marynark�. Mia� ubrania specjalnie tak uszyte, by ukrywa�y bro�. Kabura przylega�a �ci�le do boku i rewolwer nie wystawa� nawet przy rozpi�tej marynarce.
Sam, podobnie jak jego ubranie, �wietnie nadawa� si� do tajnych zada�. By� szczup�ym m�czyzn� �redniego wzrostu, a nie typem ci�arowca o grubym karku i wspania�ym, zwracaj�cym uwag� wygl�dzie. Jego twarz nie wyr�nia�a si� niczym specjalnym: nie by�a brzydka ani przystojna, szeroka ani w�ska, o ostrych, ani �agodnych rysach, bez znamion czy blizn. Rudawe blond w�osy �redniej d�ugo�ci klasycznie przystrzy�one jakby podkre�la�y jeszcze przeci�tny wygl�d Sama.
Tylko jego szaroniebieskie oczy przykuwa�y uwag�. Cz�sto s�ysza� od kobiet, �e ma najpi�kniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widzia�y. Kiedy� przejmowa� si� tym, co m�wi�y.
Poruszy� ramionami, by upewni� si�, �e kabura dobrze le�y.
Nie s�dzi�, �eby tego wieczoru musia� u�y� broni. Przecie� nie zacz�� jeszcze w�szy�, nikomu jeszcze nie narazi� si�, wi�c nikt i jemu nie zagra�a.
Od tej chwili jednak musia� nosi� rewolwer. Nie m�g� zostawi� go w pokoju ani w samochodzie; gdyby kto� przeprowadzi� dok�adn� rewizj�, znalaz�by bro� i zdemaskowa� Sama. �aden makler w �rednim wieku, poszukuj�cy domu na sta�e w nadmorskim zaciszu, nie nosi� takiej trzydziestki�semki. To by�a bro� gliniarza.
Schowa� klucz do kieszeni i wyszed� na kolacj�.
7
Po zameldowaniu si� w motelu Tessa Jane Lockland sta�a d�u�sz� chwil� przy oknie w pokoju w Cove Lodge, nie zapalaj�c �wiat�a. Spogl�da�a na rozleg�y, ciemny Pacyfik i pla�e, sk�d jej siostra Janice podobno rozpocz�a samob�jcz� wypraw�.
Wed�ug oficjalnej wersji Janice uda�a si� noc� sama na pla�� w stanie ostrej depresji. Przedtem za�y�a pot�n� dawk� valium, popijaj�c pastylki dietetyczn� col�. Nast�pnie rozebra�a si� i wyp�yn�a w morze, w kierunku dalekiej Japonii. Utraciwszy przytomno�� na skutek przedawkowania lek�w szybko uton�a.
� Bzdura � powiedzia�a cicho Tessa, jakby zwracaj�c si� do swego niewyra�nego odbicia w szybie.
Janice Lockland Capshaw by�a pe�n� wiary w siebie optymistk�, co zreszt� cechowa�o klan Lockland�w od pokole�. Janice nig