Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego |
Rozszerzenie: |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Czy już znacie bajeczki wujka Czesia Cz. Kedzierskiego Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
BA3EGZKI-
WU3KA CZESIA
W IERSZYKI-
3ÓZEFA BIRKENMA3ERA
760/D II WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA
POZNAŃ
Strona 2
Strona 3
CZY JUZ ZNACIE?
BAJECZKI
WUJKA CZESIA
CZ. KĘDZIERSKIEGO
W IERSZYKI
JÓZEFA BIRKENMAJERA
W Y D A W N IC T W O POLSKIE R. W EGNERA
PO ZN A Ń
Strona 4
Jak to wilk chciał zostać pastuchem.
B ył raz w ilk, bardzo stary i schorzały. Za słaby ju ż b y ł n a to , by chodzić na łowy.
Owieczki, k tó re się pasły na łące pod lasem , u m iały szybko uciekać, ta k , że ich nigdy
dogonić nie p o trafił. D latego głód m u w ielki dokuczał.
— N ie mogę owieczek schw ytać szybkością nóg swoich, wobec tego będę je m usiał
schw ytać c h y try m p o d stępem , — pow iedział sobie w ilczysko. P rzeb rał się w strój p a
stu ch a, i n a czapce n ap isał białą k re d ą : „ J a m je s t K u b a, wasz p a s tu c h ,“ — ażeby
owieczki tern pew niej uw ierzyły, że on je st n ap raw d ę ich p astu szk iem K ubą.
P o tem w ziął do łap y kij p astersk i i cicho, cichuteńko opuścił swoją kryjów kę. Cicho,
cichuteńko zbliżył się do stad a i ujrzał, że praw dziw y K u b a śpi, i pies B urek śpi i owieczki
tak że śpią. W szyscy urządzili sobie drzem kę południow ą. Ale m im oto strach obleciał
w ilka, b ał się porw ać n a jtłu stsz ą owieczkę ze stad a. Bo w ted y pow stałb y popłoch i łatw o-
b y go m ogli schw ytać. D latego więc cofnął się tro ch ę w las, pow iedziaw szy sobie: —
Będę naśladow ał głos K u b y i w te n sposób zw abię w głąb lasu całe stad o , i w szystkie
owce n araz pożrę.
J a k pom yślał, ta k uczynił. Zaczął naśladow ać w ołanie p astu szk a. Ale możecie sobie
w yobrazić, co to było za w ołanie! N ie b y ł to głos człowieka, ale straszliw e, przerażające
wycie w ilka, k tó re zbudziło p astu szk a, pieska i owieczki. K u b a i B u rek odrazu rzucili
się w pogoń za w ilkiem . A poniew aż w ilk b y ł s ta ry i szybko uciekać nie p o tra fił, przeto
w n et go dogonili. P o tem K u b a zw iązał go pow rozem i zaprow adził do ogrodu zoologicz
nego gdzie um ieszczono go w k latce. T am go też napew no spotkacie, jeśli pójdziecie do
zw ierzyńca.
T ak i koniec sp o tk ał starego rab u sia, k tó ry udaw ać chciał p astu ch a .
P raw d a ta ja k św iat je st s ta ra ,
2 e oszusta sięgnie k a ra
Strona 5
Strona 6
Lis i kozioł.
Lis, ja k to lis, jest zawsze ch y try i przebiegły. A kozioł, ja k to kozioł, ma brodę i mocne
rogi, a mimoto jest mało m ądry. Ludzie też często pow iadają: „głupi ja k cap.“
Owóż raZu pewnego lis i kozioł zaw arli przyjaźń i poszli razem na daleką wędrówkę.
Szli i szli od od samego rana. Szli zgodnie obok siebie, gawędząc i raz poraź podskakując
wesoło. Słonko przygrzewało coraz więcej, a w południe mocno już przypiekało. To
też nic dziwnego, że obaj przyjaciele odczuli silne pragnienie. Chcieli się napić wody, ale
ja k na złość nie było w pobliżu ani rzeki, ani staw u, ani żadnej strugi. Po chwili szukania
lis n atrafił na studnię nie głęboką, do której obaj wskoczyli.
I
Gdy już ugasili pragnienie i wszystką wodę wypili, w tedy rzekł lis:
— K ochany przyjacielu, napiliśm y się, teraz m usimy wyjść ze studni. J a jestem m ały,
dlatego wskoczę na ciebie, a ty mnie łbem swoim podsadzisz. A gdy już będę na górze,
w tedy schwycę ciebie za rogi i ze stu d n i wyciągnę.
Pomysł ten bardzo się spodobał koziołkowi. K iedy jed n ak pomógł lisowi w ydostać się
na górę, w tedy ch y try lis zaśmiał się i powiedział:
— H abaha! Gdybyś był m ądry, nie byłbyś właził do studni. A ponieważ ja się już
w ydostałem , dlatego staraj się sam wyleźć, o własnych siłach. Może cisię uda. J a ty m
czasem pójdę dalej. Dowidzenia ci, głupi capie!
I stary zdrajca poszedł, pozostaw iając biednego koziołka na łasce losu. Co się potem
stało z niem ądrym kozłem, tego nie wiem. Ale z pewnością nazajutrz przyszli ludzie do
studni po wodę, w ydobyli koziołka i zamknęli w chlewiku.
Słuchaj zawsze mojej rad y :
Strzeż się bacznie lisa zdrady.
Strona 7
Strona 8
Świnka, kózka i owieczka.
Świnka, kózka i owieczka m ieszkały zgodnie obok siebie. Chowały się razem od ma
leństw a, pasały się razem, spały razem pod jednym dachem, i dobrze im było. Ale bo też
pan gospodarz bardzo się o nie troszczył, ażeby im niczego nie brakło. A dzieci gospo
darza często się z niem i baw iły.
Ale pewnej nocy, kiedy w szyscy spali, ktoś po cichutku drzwiczki chlewika otworzył,
pocichutku wyniósł wpierw owieczkę, potem kózkę, a wreszcie świnkę. Potem w szystkie
trzy na wóz wsadził i pojechał. Jechał wolno i cichutko, ażeby nikogo nie zbudzić.
Świnka jednak się dom yśliła, że to chyba złodziej je porwał z chlewika dobrego pana
gospodarza. Więc przelękła się okrutnie i zaczęła strasznie krzyczeć i kwiczeć. Kózka
i owieczka jeszcze trochę zaspane, zdziw iły się bardzo i za p y ta ły :
— Czemu, świnko kochana, tak krzyczysz ? Uspokójże się.
N a to odrzecze świnka: — D ziw icie się, że krzyczę? Jakto, nie widzicie, że złodziej nas
j
wykradł naszemu poczciwemu gospodarzowi, który nas żyw ił i nigdy krzyw dy nam nie
wyrządził ?
— A cóż w takim razie krzyk twój pomoże ? — zapytała kózka.
-— Krzyczę, ażeby gospodarz nasz się zbudził i odebrał nas złodziejowi.
I w tedy świnka zaczęła jeszcze bardziej kwiczeć, a kózka i owieczka w tórowały jej
głośnym bekiem . I powstał taki krzyk, że zbudzili się w szyscy gospodarze w całej wiosce,
i złodziej spłoszony uciekł, pozostawiwszy na miejscu świnkę, kózkę i owieczkę. Tak to
mądra i wierna świnka krzykiem swoim uratowała gospodarza od złodzieja. I to dzięki
tem u, że gospodarz dobrze się obchodził z zwierzętami.
A z bajeczki tej nauka:
Dobroć zawsze wierność budzi,
Tak u zwierząt, jak u ludzi.
Strona 9
Strona 10
Lis i bocian.
Lis pragnął kiedyś zadrwić sobie z bociana i zabawić się tanim kosztem . Zaprosił go
przeto do siebie na wielką ucztę. Gdy bocian przyszedł, łis rzekł:
— Szanowny panie W ojtusiu — tak było na im ię bocianowi. — Bardzo się cieszę, że
mogę ciebie ugościć. N a tw oją cześć kupiłem nawet dwa porcelanowe talerze. Czem
chata bogata, tem rada. Jedzm y więc. Zupka wyborna, że łapki liz a ć !
I zabrali się do jedzenia. Lis sprzątnął w szystko w mig z swego talerza, w ychłeptał do
czysta. W ojtuś natom iast stukał swym długim dziobem po talerzu, ale bez skutku. Lis,
widząc to, uśmiechał się chytrze. W ojtuś dom yślił się, że lis z niego zakpił. Nic jednak
nie powiedział, podziękował grzecznie za ucztę, i jak głodny przyszedł, tak też odszedł
głodny.
Po kilku dniach W ojtuś zaprosił do siebie lisa na ucztę. Lis przyszedł, a bocian tak po
w itał gościa:
— Szanowny panie lisie. Cieszę się bardzo, że mogę ci się odwzajemnić za tw oją go-
\ ■
ścinę. N a twoj.ą cześć przygotowałem tu ulubioną tw oją potrawę — młode kuropatewki,
które żonusia moja w tak ślicznych podała naczyniach. Ludzie nazywają je wazonikam i,
a kupiliśm y je na jarmarku wyłącznie na dzisiejszą uroczystość. Proszę bardzo, jedzm y,
kuropatewki m łodziutkie, w yborne!
I zabrali się do jedzenia. W ojtuś w ydobyw ał dziobem swym z wazoniku jedną kuro-
patewkę po drugiej, i w m ig opróżnił go do czysta. Lis natom iast pchał mordkę do wazo
nika, ale — ani rusz! — szyjka wazonika była zbyt długa i wąska, i dlatego ani jednej
kuropatewki w ydobyć nie zdołał. A smaczne kuropatewki tak mu pachniały! D om yślił
się jednak, że W ojtuś odpłacił mu pięknem za nadobne. I jak niepyszny odszedł głodny.
Z tej bajeczki taka rada:
K to pod kim dołki kopie —
Zazwyczaj sam w nie wpada.
Strona 11
Strona 12
O tchórzliwym zajączku.
Pewnego razu jeleń bodnął swemi rogam i lwa, króla zwierząt, i ciężko go zranił. Lew
tedy rozgniewał się bardzo i rozkazał, ażeby wszystkie zwierzęta rogate n atychm iast
\
opuściły jego państw o. T ak więc woły i krowy, barany i kozy, rogacze i jelenie opuściły
państw o lwa i przeniosły się do innych krain.
Dowiedział się o tem i zajączek. Ale zdarzyło się, że pewnego słonecznego południa
zajączek ujrzał cień własnych długich uszu, więc przeraził się okropnie i krzyknął piskli
wie: — Ojej, moje biedne, długie uszy! Gdy król lew je zobaczy, pomyśli, że to rogi,
i w tedy spotka mnie sroga kara. P ostąpię więc najlepiej, jeśli zaraz opuszczę państw o
króla lwa.
I zajączek kie, kie, zaczął uciekać ku granicy państw a. Po drodze jed n ak wróbelek go
zatrzym ał i zapytał ciekawie: — Ejże, panie zajączku, dokądże ta k spieszno? Czemu
ta k się trzęsiesz ze strachu?
— Ach, m iły panie wróbelku, — odpowiedział zajączek, — moje uszy podobne są do
rogów i dlatego muszę opuścić państw o. K ról napew noby mnie ukarał bez litości, gdyby
mnie zobaczył. A ja się ta k boję!
Zaśmiał się na to wróbel i rz e k ł: — Ależ uszy są tylko uszam i, a nie rogam i. Czegóż się
więc lękasz ?
f
— Nie, nie, ja widziałem cień moich uszu, w yglądają jak długie rogi. K ról lew bardzo-
by się na mnie rozgniewał. A ja się ta k boję. . .
Chciał wróbelek jeszcze coś powiedzieć, by lękliwego zajączka uspokoić. Ale zanim
zdołał dzióbek otworzyć, już zajączek w dal pom knął, aż się za nim kurzyło.
Zając serce m a lękliwe
Biedne, drżące, nieszczęśliwe.
' Lecz zajęcze — wiedzcie — serce
Je st u ludzi w poniewierce.
)
Strona 13
Myszka, kogut i kot.
Młoda myszka wychowywała się u swojej mamusi i miała bardzo dobrze. Ale wielka
z niej była ciekawska. Zaciekawiało ją przedewszystkiem . jak świat wygląda poza mysią
norką. Prosiła tedv mamusię, ażeby jej pozwoliła wyjść na godzinkę, na przechadzkę.
Mamusia zrazu nie pozwoliła, ponieważ m ysiunia była jeszcze bardzo mała i niedoświad
czona. Ale wkońcu uległa prośbom ciekawskiej i pozwoliła w yjść na godzinkę. Myszka
więc ucieszona wielce, skacząc i pośpiewując, opuściła norkę. N ie minęło jednak pół go
dzinki, a m yszka wpadła do norki, okrutnie przestraszona. I oto co mamusi opow iedziała:
— K iedv wyszłam do ogrodu, ujrzałam nagle przed sobą dwa dziwne duże zwierzęta.
Przystanęłam i zdaleka im się przyglądałam. Jedno było tak m iłe i łagodne, ale to drugie
krzyczało tak straszliwie, i taką miało przytem groźną m inę, że naprawdę się w ystraszy
łam. Potwór ten miał na głowie czerwony grzebień, ogon jak m iotełka z piór, a ramionami
bił w powietrzu, jakby chciał w szystko rozbić. W ystraszona wrięc uciekłam . A szkoda
wielka, bo gdvby nie ten groźny krzyczący potwór, poznałabym się z tern drugiem zw ie
rzątkiem . Ach, jak ono ładnie spoglądało, tak życzliwe, przyjacielskie miało oczy! Miało
cztery łapki, długi ogon, m iękkie puszyste fu terk o . . .
Ale m amusia przerwała zachw yty m yszki i rzekła: — Córuś kochana, zwierzątko, którem
się tak zachwycasz, to największy nasz wróg, to kdt. A ów krzykliwy potwór, to kogucik,
który ani razu jeszcze nie skrzywdził żadnej m yszy. Srogo wprawdzie krzyczy, ale ma
dobre serce. Gdy tym czasem ów n iby łagodny kot, to prawdziwy potwór, fałszyw y
i obłudny, drapieżnik okrutny, pożera w szystkie m yszy, które schw yta. Nie dowierzaj
mu nigdy, jeśli ci życie m iłe!
Zapam iętajcie sobie dzieci:
N ie w szystko złoto, co się świeci —
Bo kto zbyt słodki i układny,
B yw a najczęściej zły i zdradny.
Strona 14
Strona 15
O śpiewającym świerszczu
i pracowitej mrówce.
B ył raz świerszcz, k tó ry całe la to siedział n a pro g u d om ku i śpiew ał. A k ied y nagle
i niespodzianie zapanow ała m ro źn a zim a, u k ry ł się w sw ym dom ku i szukał pożyw ienia.
Ale spiżarn ia jego p u sta , nie znalazł w niej ani ziarn k a ż y tk a , an i choćby jed n ej m uszki.
W ted y świerszcz p o sm u tn iał, bo głód, to rzecz p rz y k ra . Lecz nie n am y ślając się długo,
poszedł do sąsiadki, p racow itej m rów ki. Z astu k ał do drzw iczek jej m ieszkanka, u k ry teg o
pod w ielkiem m row iskiem , i rz e k ł: — Miła sąsiadeczko, nie m am ja w dom u an i ok ruszka
ż y ta, ani m uszki, i b ard zo m głodny. Pożycz m i tro ch ę z swoich zapasów , a ja zwrócę ci
jeszcze raz ty le n a przyszłe żniw a.
M rów ka — j a k w iadom o — to stw orzenie pilne i p racow ite. N ic też dziw nego, że n a
grom adziła sobie w ciągu ła ta pokaźne zap asy w szelakiego pożyw ienia. Ale, przezorna
i oszczędna, niechętnie pożyczała p różniakom W ięc o d p a rła : — M iły sąsiedzie, wiesz
przecie, że pożyczać z sw ych zapasów nie lubię. N ie ze sk n erstw a, ale z przezorności.
Je ślib y m ci raz pożyczyła, to ju tro przyszedłbyś znow u. A w końcu p o zo stałab y m sam a
bez źdźbła pożyw ienia. A ja w szakże m am do w yżyw ienia bardzo liczną rodzinę. A czemu-
żęś właściwie nie nag ro m ad ził sobie odpow iednich zapasów la tem ?
— A ch la tem ! — odpow iedział świerszcz. — L atem nie m iałem czasu. L atem śpiew ałem
i m uzykow ałem całem i d niam i.
W ted y m rów ka w y buchła śm iechem i zaw ołała: — Ano, jeżeliś całe la to m uzykow ał,
to teraz zim ą możesz tań czy ć! — I m rów ka zam knęła m u drzw i przed nosem .
Z b a jk i te j n a u k a pierw sza:
K to pró żn iak iem i nierobem —
N iech ta ń c u je z p an em głodem .
I n a u k a d ru g a:
O szczędnością i p racą,
L udzie się bogacą.
Strona 16
Strona 17
Roń i osioł. /
Pew ien gospodarz, w racając z m ły n a, prow adził konia i osła. K onia oszczędzał, a osioł
kowi kazał dźwigać dw a w orki m ąki. K oń i osioł szli te d y zgodnie obok siebie. Ale jeśli
koń m ógł wesoło b ry k ać, to osiołek-biedaczyna uginał się p o d ciężarem m ąki. G dy już
bardzo się zm ęczył, w ted y rzekł do k o n ia: — P roszę cię, ulżyj m i w dźw iganiu. W eźm ij
n a siebie jed en w ór, ja poniosę d ru g i wór, i ta k będzie spraw iedliw ie.
\
Ale koń n aw et słyszeć o tern nie chciał. W praw dzie ta k i w ór m ąki b y łb y dla niego
igraszką, on je d n a k m iał się za coś lepszego od osła. W ięc rzek ł: — J a k to , ja p ań sk i koń,
m iałbym dźw igać m ąkę. O, nie, mój b ra tk u , to nie dla m nie!
P o tu ln ie te d y osiołek dźwigał w dalszym ciągu oba w orki m ąk i, dźwigał d o p ó ty , dopóki
nie p ad ł bez życia.
Ale w ted y dopiero d u m n y koń poznał, ja k m ąd ra b y ła rad a biednego osiołka. P rzejrzał
po niew czasie. Bo gospodarz teraz oto, oba w orki m ąki złożył na g rzbiet konia, a n ad to
dodał m u skórę ściągniętą z osła. M ając ta k i ciężar n a sobie, koń nie b ry k ał ju ż wesoło,
a w d o d a tk u żal m u było, że stracił n a zawsze dobrego i m ądrego to w arzy sza: — Ach,
jęczał teraz zm artw io n y k onik, — g dybym był p rzed tem posłuchał p ro śb y osiołka, nie
b y łb y m go u tra c ił, i nie po trzeb o w ałb y m się teraz uginać pod p odw ójnym ciężarem z do
d atk iem jego skóry. W idzę, ja k p o stąp iłem źle, oj, b ardzo źle.
W spieraj bliźnich — m oja rad a —
Bo sobkostw o b rzy d k a w ada.
Strona 18
Strona 19
O żabie, która chciała być wołem.
M ała zielona żab k a, zw ana „K a sp e rk ie m 14, sk ak ała wesoło po łące i nagle zobaczyła
wielkiego w ołu. W ół ta k i w ielki, a ona ta k a m aleńka. W ięc żal jej się zrobiło i za-
\
w ołała: — A ch, g d y b y m i ja b y ła ta k a ła d n a i w ielka, ja k te n wół, jak żeb y m b y ła szczę
śliw a! W ted y b y m ta k sam o m ogła n a w szystkich zgóry patrzeć^ i kroczyć po łące,
i w szyscyby przede m n ą uciekali. Czemuż, ach, czem uż jestem ta k a m ała i b rz y d k a ? !
W ół, słysząc to , u śm iechnął się i spokojnie dalej traw k ę skubał. Ale to w łaśnie żabkę
rozgniewało. — N ie śm iej się ta k , głupi w ołku, — zaw ołała, — bo jeśli zechcę, to i ja po
tra fię być ta k dużą. — I zaczęła się o k ru tn ie n ad y m ać. — O, w idzisz, ju ż je stem ta k sam o
w ie lk a !
— O, co to , to nie, p an i żabko, — odpow iedział wół, rycząc ze śm iechu.
Ż abka jeszcze więcej się rozzłościła, i jeszcze b ardziej się nadęła. Ale wół jeszcze więcej
ryczał ze śm iechu i r z e k ł: — H o, ho, p an iu siu , o k rąg ła ju ż jesteś, n ib y k u lk a , ale do mego
w zrostu b ard zo ci jeszcze daleko.
W ted y żab k a docna się rozzłościła, nad ęła się jeszcze w ięcej, z całych sił, i — z hukiem
pękła, a członki jej i skóra rozleciały się n a w szystkie stro n y . T ak to m arnie zginęła żabka
m ała, k tó ra w zarozum iałości swej chciała w zrostem dorów nać wołu.
P raw d a s ta ra i zn an a w szędzie —
Ż aba wołem n igdy nie będzie.
Strona 20