4583

Szczegóły
Tytuł 4583
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4583 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4583 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4583 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wojtkowiak Zbys�aw Nauki pomocnicze historii najnowszej. �r�d�oznawstwo. �r�d�a narracyjne. Cz�� pierwsza: Pami�tnik, tekst literacki, Pozna� 2001 S P I S T R E � C I OD AUTORA I - WPROWADZENIE CZYLI ZWYCZAJOWA ASEKURACJA AUTORA wybrana literatura II - MIEJSCE HISTORII NOWO�YTNEJ W SCHEMACIE PERIODYZACJI DZIEJ�W II-1; Zasady periodyzacji II-2; Podzia� mi�dzy �redniowieczem a Czasami Nowo�ytnymi II-3; Historia Wsp�czesna w obr�bie Historii Nowo�ytnej II-4; Specyfika bada� historii najnowszej II-5; Merytoryczna zawad uprawiania historii wsp�czesnej wybrana literatura III - MIEJSCE NAUK POMOCNICZYCH HISTORII NOWO�YTNEJ I NAJNOWSZEJ W WARSZTACIE BADAWCZYM HISTORYKA III-1; Zakres przedmiotowy III-2; Elementarz warsztatowy wybrana literatura IV - MEMUARYSTYKA CZYLI PAMI�TNIK JAKO �R�D�O HISTORYCZNE IV-1; Dotychczasowa refleksja �r�d�oznawcza IV-2; Pr�ba typologii gatunku IV-3; Specyfika gatunku IV-4; Mnemotechnika pami�tnikarza IV-5; Krytyka zewn�trzna pami�tnika IV-5a; Autentyczno�� tekstu wspomnieniowego IV-5b; Autentyczno�� narracji wspomnieniowej IV-6; W�druj�ca anegdota IV-7; Roztrz�sanie schematu krytycznego IV-8; Weryfikacja wiarygodno�ci pami�tnika IV-9; Pr�ba konkluzji wybrana literatura V - BELETRYSTYKA CZYLI FIKCJA LITERACKA JAKO �R�D�O HISTORYCZNE V-1; Wprowadzaj�ce motto V-2; Fantazja jako wytw�r nie tylko wyobra�ni V-3; Sygna� nadany tytu�em V-4; Fikcja czy autopsja ? V-5; Korzenie anegdoty V-6; Zapo�yczenie czy plagiat ? V-7; Opowiadanie historyczne V-8; �Klucz" powie�ciowy V-9; �Klucz" nierozpoznany V-10; Biografia literacka V-11; Reporta� literacki V-12; Czy fikcji literackiej nale�na jest krytyka rezerwowana dla �r�d�a? Wybrana literatura OD AUTORA Poni�szy tekst powstawa� przez lat wiele, pierwotnie b�d�c materia�em w prowadzonych zaj�ciach z �Nauk Pomocniczych Historii Nowo�ytnej i Najnowszej". Te zreszt� zmienia�y w tym okresie nie tylko swoj� nazw�, ale i formu�� dydaktyczn�. Wcze�niej (lata siedemdziesi�te) b�d�c ��wiczeniami", nast�pnie �proseminarium", za� ostatnio �konwersatorium". Zamys� opracowania kompendium, krystalizowa� si� przez czas niejaki i w pierwotnej formie by� zrealizowany w latach 1996-1998. D�ugotrwa�o�� wynika�a za� tak z opiesza�o�ci autora, jak i z jego modestii .Ot� powracaj�c wielokrotnie do tych samych zagadnie�, operuj�c cz�stokro� tymi samymi przyk�adami na tyle si� z nimi oswoi�, i� zdawa�y si� dojmuj�co banalnymi. I cho� wra�enie takie nadal w nas pokutuje, zdecydowano si� jednak na os�d og�u. Cho�by dlatego, �e co rusz napotykamy diametralnie odmienne - w naszym mniemaniu mylne - pojmowanie problem�w tu poruszanych. Tak w sferze metodologii przedmiotu �Nauk Pomocniczych", jak w interpretacji wykorzystywanych i tu w�a�nie powo�ywanych �r�de�. Nadto pogl�dy odnalezione w literaturze, a spotykane te� w publicystyce i �yciu ... politycznym, sk�aniaj� do zadufanego wy�o�enia w�asnych racji. W�a�nie ostatnio, w publicznej dyspucie o zadaniach Instytutu Pami�ci Narodowej, o kompetencjach S�du Lustracyjnego, poruszane s� zagadnienia stricte �r�d�oznawcze ! W tym podstawowa kwestia - pojmowanie autentyczno�ci i wiarygodno�ci materia�u. Dla nas - �r�d�a historycznego. Oczywi�cie niniejsze uwagi nijak si� maj� do otaczaj�cej nas �burzy" i �adn� miar� nie pretenduj� by w niej uczestniczy�. Tym nie mniej wys�uchiwane � refleksje" prominentnych polityk�w i dziennikarzy; cho�by o �faktach medialnych", �braku konkretnych dowod�w przy og�lnym wra�eniu", o �znajomo�ci tre�ci dokumentu" jaki nie istnieje, a istnie� �musia�"- daje impuls. Z pewno�ci� nie do udzia�u w tej dyspucie, ale do sprowokowania adept�w badaj�cych dzieje najnowsze - ku przemy�leniom. Do refleksji nad mo�liwo�ciami rozpoznania i otaczaj�cej rzeczywisto�ci i nieodleg�ej przesz�o�ci. Ksi��eczka niniejsza powstawa�a sukcesywnie, co widoczne cho�by w rozsianych odsy�aczach chronologicznych - o bie��cych wydarzeniach - i w przypisach, przywo�uj�cych aktualne g�osy o tekstach przez nas ju� wcze�niej wywo�anych. Je�eli nasunie si� podejrzenie mistyfikacji, tekst poni�szy winien by� poddany krytyce autentyczno�ci - cho�by i metodami tu proponowanymi. Nie tylko wzgl�dy �techniczne" i finansowe sprawi�y, �e zamierzona ca�o�� udost�pniana b�dzie sukcesywnie - na raty. Niniejszym prezentujemy cz�� pierwsz�, gdzie obok wprowadzenia, autor przedstawia swoje rozumienie przedmiotu dyskursy - o �r�d�oznawstwie dziej�w nowo�ytnych i najnowszych. Dalej za� dywaguje nad konkretnymi ju� kategoriami �r�d�owymi. Tutaj, nad literatur� wspomnieniow� i artystyczn� kreacj� literacka. W cz�ci drugiej, jaka winna ukaza� si� w drugiej po�owie roku niniejszego (AD 2001), prezentowane b�d� uwagi o epistolografii i prasie codziennej, oczywi�cie r�wnie� rozpatrywanych jako �r�d�o historyczne. B�dzie to prosta kontynuacja wydania niniejszego, co przejawi si� cho�by w ci�g�o�ci numeracji akapit�w. Dlatego tutaj niekiedy wywo�uj�cych tekst jaki, jeszcze �wiat�a nie ujrza�. Wesp� z Oficyn� Wydawnicz� zdecydowano te�, �e wbrew zastrze�eniom wy�o�onym ni�ej - we �Wprowadzeniu" {I, IX}- wypada podj�� pr�b� na�wietlenia spraw �r�d�oznawczych, wobec wytwor�w i wynalazk�w czas�w najnowszych. Roztrz�sanie walor�w fotografii, filmu, fonografii, a tak�e imponderabili�w �ycia spo�ecznego w XIX-XX stuleciu, b�d� jednak zredagowane i udost�pnione w zale�no�ci od odbioru (wcale nie akceptacji !) dw�ch pierwszych cz�ci. Bezwzgl�dnie, ca�o�� maj� zwie�czy� indeksy - osobowy i rzeczowy. Pozna�, luty 2001 I - W P R O W A D Z E N I E, CZYLI ZWYCZAJOWA ASEKURACJA AUTORA [ pareant qui ante nos nostra dixerunt, Aelius Donatus ] I. Prezentuj�c tekst niniejszy, jeste�my winni czytelnikowi kilka wyja�nie�. I to nie tylko w asekuracyjnych celach. Podejmujemy zadanie, na pozornie ju� przetartym gruncie. Wreszcie bowiem dysponujemy polskimi skryptami, cho�by w tytu�ach sugeruj�cymi analogiczn� jak tu problematyk�. Jednak por�wnanie tamtych - cho�by w "spisach tre�ci" - z pr�b� tu podj�t�, ujawnia odmienne pojmowanie przedmiotu dyskursu. Zasadno�� naszego wyk�adu staramy si� wi�c wykaza� w tek�cie, g��wnie w cz�ci II i III. Odmienno��, wynika przede wszystkim z w�asnych, osobistych do�wiadcze� dydaktycznych wielu ju� lat, oraz z r�wnie d�ugich kontakt�w autora ze �rodowiskiem profesjonalnych historyk�w - nowo�ytnik�w. W�a�nie te doznania wp�yn�y na kszta�t niniejszego wywodu, kt�rego autor z czasem coraz bardziej utwierdza� si� w przekonaniu; o niezb�dno�ci sformu�owania nowego zestawu zagadnie� - zwi�zanych z warsztatem badawczym historyka dziej�w najnowszych. I to niemal ab ovo ! Dlatego jeste�my prze�wiadczeni o niezb�dno�ci w�a�nie e d u k a c y j n e j - przywo�ania e l e m e n t a r z a warsztatowego. Cho�by po to, aby ustali� p�aszczyzn� porozumienia terminologicznego - mi�dzy autorem i ewentualnym czytelnikiem {III-2}. Pozwoli to jednoznacznie nakre�li� zakres penetracji na obszarze "Nauk Pomocniczych Historii Nowo�ytnej i Najnowszej". Nara�a to ju� na wst�pie na zarzuty "wywa�ania otwartych drzwi"; " prawienia komuna��w" i oczywi�cie "infantylizacji wyk�adu akademickiego". Podejmujemy to ryzyko ! Przekonani bowiem jeste�my o konieczno�ci obja�nienia poj�� i zagadnie� tylko z pozoru oczywistych. Wcale te� nie pragniemy zas�ania� si� banalnym, bo stereotypowym twierdzeniem o celowej pr�bie wywo�ania "tw�rczej dyskusji w �rodowisku". Dlatego dywagacje kwitn�cych dzi� nurt�w; post modernizmu i ponowoczesno�ci - pozostawiamy metodologom i filozofom nauki. A tak�e - nale�nej przecie� historykowi - ocenie przysz�ych badaczy - nie tylko kultury. Tutaj formu�a wywodu odbiega� b�dzie od obecnie coraz to powszechniejszej quasi scientyzacji j�zyka narracji; w�a�nie w tekstach humanistycznych. Zreszt� nie tylko w tych teoretyzuj�co metodologicznych. Nie nadu�ywaj�c modelowania terminologii w naszej perswazji dydaktycznej, z premedytacj� powracamy do wzoru wy�o�onego niegdy� przez Stanis�awa Ko�cia�kowskiego. Pami�ta� wypada, �e Jego "Historyka" - onegdaj (rok 1954) jak�e " nies�uszna" - w�a�nie od ko�ca lat pi��dziesi�tych stanowi�a podstaw� edukacyjn� zaj�� uniwersyteckich. Takich, jakie porusza�y problematyk� warsztatu badawczego historyka. I to na zaj�ciach, prowadzonych w uczelniach dzia�aj�cych w Polsce Ludowej ! Jak si� wydaje, nie decydowa�a o tym kontestacja �wczesnych -�s�usznych" przecie wyk�adowc�w. Chyba r�wnie� nie niedostatek - zreszt� rzeczywisty - krajowych odpowiednik�w takiej ksi��ki. Jej bezsporn� zalet� by�a klarowno�� wyk�adu, podpartego przyk�adami zaczerpni�tymi z w�asnych do�wiadcze� badawczych i dydaktycznych Autora. Przypomnienie tej w�a�nie narracji, wynika nie tylko z osobistego sentymentu. II. Posi�kowanie si� "egzemplami", jest odwieczn� tradycj� nauczania uniwersyteckiego. Teraz i na tym miejscu, niezb�dne s� tedy pewne wyja�nienia. Wszystkie przywo�ywane ni�ej przyk�ady, zosta�y dobrane z premedytacj�. Z marginesu zagadnie� historiograficznych. Nie jest bowiem naszym zadaniem wyja�nianie fakt�w - problem�w historycznych, a tym bardziej polemika merytoryczna. Stosuj�c hierarchizacj� (Gerard Labuda) uznajemy, �e niniejsze wywody koncentrowa� si� winny na: 1 - faktach �r�d�owych; 2 - faktach historiograficznych. Z regu�y nie b�dziemy wchodzi� w sfer� "fakt�w historycznych", a wi�c w pr�by ustalania: "jak to naprawd� by�o ?" Takie w�tpliwo�ci sygnalizujemy tylko - i to wy��cznie - wobec �r�d�oznawczych pyta� o w i a r y g o d n o � � wykorzystywanego przekazu. Sprawa "faktu historycznego" b�dzie jedynie markowan�, dla rozja�nienia wyk�adu o sugerowanych tu mechanizmach skierowanych na ustalanie �fakt�w �r�d�owych" i "historiograficznych". W uj�ciu skryptowym, tych �historycznych fakt�w" nie spos�b zreszt� rozstrzygn��. W naszym rozumieniu, w wyk�adzie unika� wi�c winni�my dyskursu merytorycznego nad faktami stricte historycznymi. W tu przytaczanych przyk�adach - "konkretnych zagadnieniach" i w generaliach. Cho�by dlatego, �e taka dyskusja wymaga niezb�dnego, rzeczowego i rozbudowanego argumentowania. Wykazywanego przynajmniej przypisami. Te za� w uj�ciach skryptowych s� z regu�y pomijane. Pewne ust�pstwa wydaj� si� jednak niezb�dne. A to ze wzgl�du na tematyk� niniejszych roztrz�sa�. Maj� m�wi� one g��wnie o p r a c y nad � r � d � e m historycznym. A podstawowym elementem takowej, jest s k r u p u l a t n e trzymanie si� t r e � c i przekazu. Dlatego t e k s t y � r � d e � tu wywo�ywanych, opatrzono odsy�aczami do podstawy, z jakiej je przytoczono. I tylko w tych momentach przypisy b�d� stosowane. Pogl�dy innych, mog� by� niekiedy markowane odsy�aczami, z regu�y jednak wynika� winny z selektywnie przedstawionej literatury przedmiotu. Ona za�, nie odzwierciedla w pe�ni podstawy erudycyjnej niniejszych wywod�w. Z kilku powod�w. III. Zak�ad �r�d�oznawstwa i Nauk Pomocniczych Historii, Instytutu Historii Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu od lat zbiera materia�y; w�a�nie dla opracowania stosownej bibliografii. Niestety, stan obecny nadal jest wysoce niezadowalaj�cy. Wynika to te� z niejakich "rozterek", co do pojmowania samego tematu, tu: ustalenia zakresu chronologicznego, a przede wszystkim przedmiotowego "Nauk Pomocniczych Historii Najnowszej - Wsp�czesnej". W�tpliwo�ci w tej kwestii przedstawiamy w niniejszym tek�cie, b�d�cym propozycj� do dyskusji. Tym nie mniej, nie mo�emy obecnie oferowa� czytelnikowi bibliografii, podobnej tej, jak� prezentuj� cho�by ostatnie wydania podr�cznika profesora J�zefa Szyma�skiego. S�abym tylko usprawiedliwieniem, b�dzie odwo�anie si� do zada� jakie temu tekstowi przypisujemy. A takowym ma by� zasygnalizowanie s p e c y f i k i bazy � r � d � o w e j. A nadto - sugestia ewentualnych mo�liwo�ci jej wykorzystywania. Cho�by na etapie pisania pracy magisterskiej. IV. Skrypt niniejszy jest bowiem ofert� sk�adan� studentom, g��wnie kierunk�w historycznych, kt�rzy w�a�nie rozpoczynaj� swoj� prac� badawcz� nad dziejami ostatniego p�tora stulecia. Jako �e zadania te podejmowane s� w ko�cowym przecie� etapie studi�w, przyj�� wypada, �e domniemywany lektor przeszed� ju� by� odpowiedni cykl edukacyjny. A wi�c winien by� zorientowany w dorobku metodyczno-warsztatowym badaczy dziej�w dawniejszych. Pragmatyka wyk�adu - wprowadzaj�cego dopiero w zr�b zagadnie� dot�d nie usystematyzowanych - nakazuje raczej sygnalizowanie sprawy, ni�li szczeg�owe prezentowanie problem�w. Dlatego tutaj nie kusimy si� o wyja�nianie kwestii historycznych. Poprzestaj�c - jak wspomniano - na konstatacjach z etapu "fakt�w �r�d�owych". To za� jednoznacznie likuje nas poza grup� postmodernist�w - cho�by w pojmowaniu natury ��r�d�a historycznego� - je�eli nie w og�le w ujmowaniu istoty rozpoznania przesz�o�ci. V. Podobnie rzecz ma si� w wy�o�eniu elementarza metodycznego, jaki bodaj ju� zosta� przyswojony na innych, bardziej specjalistycznych zaj�ciach. Skrypt akademicki bywa w tej komfortowej sytuacji, �e nie tyle upraszcza, co uog�lnia konstrukcje innych. Ci na swoim miejscu, szczeg�owo wywodz� w�asne racje. Dlatego ca��, u�wiadamian� przecie� z�o�ono�� problematyki, z pe�n� premedytacj� tutaj upraszczamy. Naturalnie w e d u k a c y j n y m celu niniejszego wywodu. Cho�by te� dlatego, by w sferze terminologii jasnym by�o - w jakim rozumieniu wyst�puj� dalej poszczeg�lne poj�cia. Uzurpujemy sobie tedy prawo do swoistej modyfikacji (weryfikacji ?) i dobierania wygodne dla nas wywody specjalist�w. Tutaj w�a�nie, w ustaleniach dotycz�cych p o d s t a w o w y c h poj�� zwi�zanych i ze �r�d�oznawstwem i metodologi� pracy historyka. Si�� rzeczy upraszczaj�c ! Preferujemy bowiem propozycje najbardziej instruktywne w wymowie d y d a k t y c z n e j. Nie wchodz�c w zawi�o�ci nurtuj�ce profesjonalist�w, na u�ytek niniejszego sugerujemy stosowanie terminologii zaczerpni�tej z r�nych "szk� metodologicznych". Eklektyzm taki okazuje si� jednak funkcjonalny w�a�nie dla cel�w edukacyjno - wyk�adowych. VI. Butnie za� mniemamy, �e cze�� II i III - przyj�ta zgodnie z intencjami autora - b�dzie t y l k o wprowadzeniem do w�a�ciwego wyk�adu. Tam, kolejno nakre�lone jest nasze rozumienie specyfiki p r a c y n a d � r � d � a m i, charakterystycznymi w badaniach dziej�w najnowszych. Opieraj�c si� na dobranych przyk�adach, ni�ej sygnalizujemy nie tyle mo�liwo�ci interpretacji �r�de�, co niepor�wnywalne z innymi n i e b e z p i e c z e � s t w a. W�a�nie trudno�ci - ukryte w niedostrzeganiu rozmaitych sfer informacyjnych, kodowanych w �r�dle narracyjnym. VII Z powy�szego nie wynika odmienno�� pojmowania samego poj�cia � r � d � o z n a w s t w a. W rozumieniu, jakie przed laty sugerowano w programowym artykule Brygidy Kno: S� dwa sposoby widzenia �r�de� historycznych. Pierwszy zd��a do gromadzenia i ustalania fakt�w historycznych na podstawie �r�de�, o drugim mo�na powiedzie�, �e samo �r�d�o rozpatruje on jako fakt historyczny. Ujmuj�c rzecz najbardziej lapidarnie, pierwszy punkt widzenia mo�na by nazwa� f a k t o g r a f i c z n y m i p o � r e d n i m, dla drugiego uciera si� dzi� okre�lenie � r � d � o z n a w c z y (podkr. ZW). W�wczas - rok 1958 - �r�d�oznawstwo widziano wi�c jako: najwszechstronniejsz� analiz� �r�d�a pod wzgl�dem jego formy zawarto�ci historycznej, jego kompozycji, jego genezy, jego powi�za� z bie��c� chwil�. VIII. Jak si� zdaje, koresponduje to z ni�ej prowadzonym wywodem. Ale te� z tr�jwymiarowym pojmowaniem informacji, jakie wynosimy z przesz�o�ci zawartej w �r�dle{por. wy�ej II}. Pochylaj�c si� nad �r�d�em wykorzystywanym przez "historyka wsp�czesno�ci", wypada zastanowi� si� nad mo�liwo�ciami informacyjnymi tego� �r�d�a. Tak, aby optymalnie wyzyska� tkwi�ce w nim dane. Niezb�dne w odcyfrowaniu ju� "fakt�w historycznych". Dlatego "�r�d�oznawstwo" jest tutaj traktowane l i t e r a l n i e, jako spos�b; na mo�liwie pe�ne wy�uskanie z materia�u �r�d�owego d a n y c h, niezb�dnych historykowi w dociekaniu badanej przesz�o�ci {por: III-1,10}. IX. W zamy�le pierwotnym by�o paralelne przeprowadzenie wyk�adu, gdzie obok refleksji nad metodyk� pracy nad �r�d�em znamionuj�cym warsztat badawczy �nowo�ytnika", zamierzano przedstawi� u�yteczno�� dla tego� warsztatu - kanonu nauk pomocniczych, jakie wypracowali mediewi�ci. Niestety, autora tej drugiej cz�ci ju� nie sta�o. Nie rezygnuj�c z takiego przedsi�wzi�cia - kt�rego zamys� markujemy w rozdziale III - poprzestajemy obecnie na zarysowaniu naszego widzenia �r�d�oznawstwa w badaniach "historii wsp�czesnej". W�a�nie dlatego tekst ten jest propozycj� do dyskusji metodycznej, a szczytnym jego spe�nieniem by�aby przydatno�� w konkretnej pracy badawczej nad histori� najnowsz�. Jak wspomniano, wszystko to jest kierowane do adept�w bada� historycznych, co b�dzie usprawiedliwieniem kolejnego zaniechania. Ot� ograniczono si� do prezentacji �r�de� narracyjnych. P o m i n i � t o za� te kategorie, jakie b�d�c wytworem czas�w najnowszych - z pewno�ci� s� �r�d�ami historycznymi dla historii wsp�czesnej. Mowa o fotografii, filmie, zapisie d�wi�ku. Dotyczy to te� wizualnych imponderabiliach otaczaj�cej nas rzeczywisto�ci. Cho�by reklamy handlowej i wytwor�w propagandy politycznej. Ich analiza ods�ania zapoznane dot�d sfery �ycia spo�ecznego. Ju� teraz ukazuje nowe horyzonty penetracji badawczej. Jednak�e. Te kategorie �r�d�owe - przynajmniej w obecnych i nie tylko polskich warunkach - ma�o bywaj� wykorzystywane b a d a w c z o w dociekaniach nad przesz�o�ci�. Nie tylko na etapie pisania prac magisterski, chocia� tam w szczeg�lno�ci. Rezerwuj�c sobie g�os w tej materii na innym ju� miejscu, przywo�ajmy kolejny argument nakazuj�cy zaniechanie dywagacji nad tymi �r�d�ami. Rozprawianie o specyfice niekt�rych kategorii �r�de� wsp�czesno�ci, wymaga odr�bnej formy wywodu. Nie osi�galnej dla obecnego poziomu wydawniczego. Dotyczy to zw�aszcza dywagacji nad filmem i zapisem d�wi�ku. Bowiem dost�pna tu posta� zwerbalizowana, zaciemnia�a by istot� zagadnienia. Innym utrudnieniom b�dzie rozpatrywanie ulotnych wytwor�w naszej codzienno�ci. Cho�by reklam handlowych. Niezb�dne w takim wyk�adzie by�oby operowanie przyk�adem. To za� jest sprzeczne z ... obowi�zuj�cym dzi� prawem. Poczytana by� bowiem mo�e za krypto reklam�; ju� to od�ywek dla ps�w i kot�w, b�d� szampon�w, proszk�w do prania, czy �akoci dla dzieci. Pozostajemy wi�c, przy typowych kategoriach "�r�de� pisanych". Bowiem i wok� nich refleksja metodyczna wydaje si� nadal nie wystarczaj�ca. Co wyk�adamy na w�a�ciwym miejscu. Tu za� sygnalizujemy tylko, �e w dost�pnych opracowaniach g��wn� uwaga skupiano wprawdzie na dociekaniach metodycznych o prasie, listach, pami�tnikach. Wszelako traktowanych w aspekcie historycznego rozwoju gatunk�w. Powoduje to, �e adept - i nie tylko - skazany na takie �r�d�o, nierzadko staje przed nim bezradny. X. Materi� naszych docieka� s� wydarzenia zasz�e w najbli�szym n a m odcinku czasowym Dziej�w. Tw�rc� tych wydarze� jest cz�owiek - b�d�cy przedmiotem i podmiotem D z i e j � w. A nierzadko, jako wsp�tw�rca tych�e, jest �yw� w y k � a d n i � h i s t o r i i - dzieje te o p i s u j � c e j. W badaniach tej przesz�o�ci wykorzystujemy tedy jego dzie�o. Dlatego w produktach rzeczywisto�ci - przesz�ej i obecnej - szuka� nale�y autora tych wytwor�w - w�a�nie cz�owieka, kt�rego tropimy po �ladach, jakie uda si� odnale�� i zinterpretowa�. A �lad takowy jest najwyra�niejszy, kiedy praca cz�owieka zdominowana jest intelektem. W ka�dym razie, historycy najlepiej s� przygotowani do odbioru przekaz�w werbalnych, a wi�c opowie�ci naszych poprzednik�w. Tedy w narracji szuka� wypada najpe�niejszego, bo nam dost�pnego opisu przesz�ej rzeczywisto�ci. Dlatego dociekania nad mo�no�ci� rozpoznania zanik�ej ju� przesz�o�ci, rozpoczynamy, pochylaj�c si� nad wytworami cz�owieka w jakich zawarta jest jego autorefleksja - nad sob� i nad otaczaj�cym go �wiatem. Literatura wspomnieniowa celowo otwiera nasze uwagi. Wszak w tych przekazach szuka� wolno p e � n e g o c z � o w i e k a - jako tw�rc� i odbiorc� rzeczywisto�ci. Przecie� i dla naszych przodk�w � pami�tnik" oznacza� "cz�eka kt�ry wiele pami�ta" .Ze swej natury pami�tnik b�d�c zapisem osobistego postrzegania, winien wi�c oddawa� indywidualny pogl�d na o b s e r w o w a n � i t w o r z o n � rzeczywisto��. W autorelacji szuka� wolno mo�liwie kompletnego wizerunku c z � o w i e k a - jako tw�rc� i odbiorc� tej�e rzeczywisto�ci. Podstawowym detalem wyznaczaj�cym specyfik� narracji wspomnieniowej jest - przynajmniej w za�o�eniu - a u t o p s j a autora. Ona ustala charakter gatunku, ale nie tylko tej kategorii. Przecie� autor jest obecny w ka�dym swoim dziele, dlatego element�w refleksji osobistej doszukiwa� si� wolno w innych formach przekazu narracyjnego. I w tym kierunku pod��a� b�d� dociekania nad sfer� informacyjn� dosz�y do nas przekaz�w z przesz�o�ci. Przekonani jeste�my tedy, �e spostrze�enia nad autentyczno�ci� i wiarygodno�ci� tekstu wspomnieniowego, maj� odniesienia do spraw, zwi�zanych wykorzystaniem innych �r�de� narracyjnych. I przy nich odwo�ywa� si� mo�na do dywagacji snutych wok� pami�tnikarstwa. XI. Mniema� wypada, �e przynajmniej cz�� zagadnie� ni�ej poruszanych, zainspiruje do przemy�le� w trakcie docieka� magisterskich. Przemy�le� dotycz�cych specyfiki wykorzystywanego w�a�nie materia�u �r�d�owego. Je�eli tak, zadania stawiane przed tym tekstem, autor uwa�a� b�dzie za spe�nione. W Y B R A N A L I T E R A T U R A M. B l o c h, Pochwa�a historii czyli o zawodzie historyka, PWN, Warszawa 1960. K. B o b o w s k i, K. B u r s k i, B. T u r o �, Encyklopedia nauk pomocniczych historii nowo�ytnej i najnowszej, Wydawnictwo Uniwersytetu Wroc�awskiego, Wroc�aw 1973, 1975. I. I h n a t o w i c z, Dorobek nauk pomocniczych historii XIX-XX w. w Polsce w �wietle nowych potrzeb [w:] Studia �r�d�oznawcze, T. VIII (1963), s 1-14. I. I h n a t o w i c z, Nauki pomocnicze historii XIX i XX wieku, PWN, Warszawa 1990. I. I h n a t o w i c z, Vademecum do bada� nad histori� XIX i XX wieku, T I-II, PWN, Warszawa 1967, 1971. St. K o � c i a � k o w s k i, Historyka. Wst�p do studi�w historycznych, Londyn 1951. B. K d�oznawcze wczoraj i dzi� [w:] Studia �r�d�oznawcze, t. XXIV (1972), s 85-96. B. K cnicze w wyk�adzie uniwersyteckim [w:] Problemy dydaktyczne Nauk Pomocniczych Historii, t. I; ( Aneks ), Katowice 1973, s 99-118. Ch. L a n g l o i s, Ch. S e i g n o n o s, Wst�p do bada� historycznych, Lw�w 1912. J. L e l e w e l, Pisma metodologiczne [w:] Dzie�a, t. II(1) (Historyka, artyku�y, otwarcia kurs�w, rozbiory, Dzieje historii, jej bada� i sztuki), opr. N. A s s o r o d o b a j, Warszawa 1964. A. M a l e w s k i, J. T o p o l s k i, Studia z metodologii historii, PWN, Warszawa 1960. J. M a t e r n i c k i, Wielokszta�tno�� historii. Rozwa�ania o kulturze historycznej i badaniach historiograficznych, PWN, Warszawa 1990 J. M a t u s z e w s k i, Terminologia rozpraw metodologicznych [w:] Historyka, t. II (1969), 139-144. B. M i � k i e w i c z, Wst�p do bada� historycznych, PWN, Warszawa 1978. B. M i � k i e w i c z, Wprowadzenie do bada� historycznych, Polski dom Wydawniczy Maciej Bombicki, Pozna� 1993. W. M o s z c z y � s k a, Metodologii historii zarys krytyczny, PWN, Warszawa 1968. S P t a s z y c k i, Encyklopedia nauk pomocniczych historii i literatury polskiej, Lublin 1921. J. S e r c z y k, Podstawy bada� historycznych, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. M. Kopernika, Toru� 1963. M. H. S e r e j s k i, Przesz�o�� a tera�niejszo��. Szkice i studia historiograficzne, Ossolineum 1965. J. S z y m a � s k i, Dzieli� czy integrowa� nauki pomocnicze historii [w:] Historika, t. IX(1979), s 3-16. J. S z y m a � s k i, Nauki pomocnicze historii, PWN, Warszawa 1983. A. � w i e � a w s k i, Warsztat naukowy historyka. Wst�p do bada� historycznych, Wydawnictwo Uniwersytetu ��dzkiego, ��d� 1978. J. T o p o l s k i, Metodologia Historii, PWN, Warszawa 1982. J. T o p o l s k i, Wprowadzenie do historii, Wydawnictwo Pozna�skie, Pozna� 1998. Tradycje i perspektywy nauk pomocniczych historii w Polsce. Materia�y z sympozjum w Uniwersytecie Jagiello�skim dnia 21-22 pa�dziernika 1993 roku profesorowi Zbigniewowi Perzanowskiemu przypisane, red: M. R o k o s z, Wydawnictwo UJ, Krak�w 1995. aaa II - MIEJSCE HISTORII NOWO�YTNEJ I NAJNOWSZEJ W SCHEMACIE PERIODYZACJI DZIEJ�W [M�� roztropny wystrzega si� dawania wiary ka�demu poduszczeniu, �le bowiem jest i ka�demu wierzy� i nikomu, gdy to drugie jest bezpieczniejsze, to tamto szlachetniejsze, Mistrz Wincenty Kad�ubek] II-1 [ zasady periodyzacji ] II-1,1; Podejmuj�c zagadnienie, wypada nakre�li� chronologiczny obszar naszej penetracji. Nie tylko dla zado�� uczynienia wymogom akademickiej skrupulatno�ci. Jak bowiem s�dzimy, sprawa wi��e si�, z dot�d nie u�wiadamian� do ko�ca - cho� co rusz podnoszon� - specyfik� warsztatu badawczego nowo�ytnika. Sama kwestia periodyzacji, dla historyka nie stanowi istotniejszego problemu. Przynajmniej badawczo. Zajmujemy si� przecie� cz�owiekiem, grup� ludzk�, spo�ecze�stwem (jak by to nie okre�la�) w dzia�aniu - a wi�c w czasie i przestrzeni. Tak�e we wszystkich przejawach tej dzia�alno�ci. Za� przedmiot docieka� jest oczywi�cie warunkowany czasami, kiedy wypad�o mu dzia�a�. Jednak dla historyka - ta ludzka aktywno�� - jest obiektem poznawania niezale�nie i od okresu w jakim si� j� rozpoznaje i dla czas�w, w jakich obiekt ten funkcjonuje. A wi�c w�wczas, gdy dzisiejszy badacz analizuje: �rodowisko Perypatyk�w; kultur� artystyczn� mieszka�c�w �redniowiecznej Florencji; �ycie naukowe renesansowego Wilna; rozw�j teatru w okresie stanis�awowskim; aktywno�� kulturaln� mieszka�c�w Zielonej G�ry po 1945 roku. Zagadnienia te n i e r � � n i � si� przecie� niczym w p r z e d m i o c i e docieka�, jakim jest aktywno�� spo�eczno�ci. W pewnym wycinku jej �ycia. Tak jest przynajmniej w uj�ciu modelowym. Odmienno�� postawy badawczej wynika bodaj t y l k o z charakteru i zasobno�ci materia�u �r�d�owego. Jedynie wymogi edukacyjne wyk�adu o dzia�alno�ci ludzkiej w przesz�o�ci sprawiaj�, �e czas i przestrze� - w jakich postrzegamy obiekt naszych docieka� - dzielimy i na okresy i na mniejsze obszary. Zasady tych podzia��w usi�ujemy uzasadnia�, racjonalizuj�c zgodnie z hierarchi� wyznawanych warto�ci. A wi�c tak�e z obowi�zuj�cymi dora�nie regu�ami. Kryteria takie widoczne s� przejrzy�cie, w�a�nie w pr�bach periodyzacji dziej�w. II-1,2; Podr�czniki i uj�cia monograficzne m�wi�ce o historii konkretnych pa�stw lub region�w, umieszczaj� przedmiot docieka� - cz�owieka - w wyodr�bnionym obszarze dzia�ania. Ale te� w wydzielonych odcinkach czasowych; w " �redniowieczu", lub �feudalizmie"; "epoce kapitalizmu", lub "dobie rozbior�w", itp. Dla czas�w mniej nam odleg�ych, przedzia�y ulegaj� dalszemu r�niczkowaniu. Cho�by na etapy "przed" i "po" Zjazdach partyjnych, czy te� innych epizodach - jakoby prze�omowych. Wyznacznikiem bywaj� te� kadencje gremi�w ustawodawczych i urz�duj�cych przyw�dc�w. Ale i wydarzenia z obszaru nauki, techniki, nawet meteorologii (kl�ski elementarne). Cezury nie zawsze s� do ko�ca argumentowane, co cz�ciowo wynika z przekonania o ich oczywisto�ci. Kryteria najwyra�niej bywaj� efektem pr�by racjonalnego (?) ��czenia wyszukanych przes�anek obiektywnych, z dora�nymi potrzebami dydaktycznymi. I nie zawsze nale�y to wi�za� z koniunkturalnym (cho�by politycznie) wpasowywaniem si� w obowi�zuj�ce normy kulturowe, czy "systemy re�imowe". II-1,3; Przypomnie� wypada, jeszcze inn�, do niedawna rozpowszechnion� dyrektyw� metodologiczn�. W�a�nie w niej znajdujemy pr�b� racjonalnego rozwik�ania " dylematu periodyzacyjnego". Bowiem wyr�nik by� tam - wcale nie pozornie - zdecydowanie bardziej zobiektywizowanym. Wynika� bowiem z akcentowania przemian w obszarze tzw. "bazy". Uwzgl�dniaj�c sposoby zawiadywania "�rodkami produkcji", dzieje ludzko�ci rozk�adaj� si� w�wczas na "epoki". Wyznaczaj�cym za�, podstawowym probierzem ma by� - dominuj�cy w danej epoce - spo�eczny stosunek do tych�e �rodk�w produkcji. Wydzielone epoki "wsp�lnoty pierwotnej", "niewolnictwa", "feudalizmu", " kapitalizmu", "socjalizmu", "komunizmu" wynika�y z wcale racjonalnych przes�anek. W ka�dym razie zdawa�o si� ju�, �e kryteria periodyzacji opiera� si� b�d� na rzeczowych, zobiektywizowanych badawczo wyr�nikach. Wy�uskanie tych wyr�nik�w z e � r � d e � okazywa�o si� jednak trudniejsze. Za� niedomogi metodologiczne, a przede wszystkim uwarunkowania polityczne i kunktatorstwo "quasi naukowe" badaczy - owocowa�y nie najlepszymi efektami. Problem jednak nie tyle w samych - obecnie jakoby uw�aczaj�cych - konotacjach etycznych i ideologicznych. Chyba r�wnie� nie w dyskredytuj�cych tamt� historiografi� usi�owaniach wykazania cho�by "przes�anek systemu kapitalistycznego w Rosji" - ju� w XVI wieku, b�d� w �udowadnianiu" istnienia spo�ecze�stwa socjalistycznego w ZSRR - od 1936 roku. Nie maj�ce przecie� zwi�zku z prawid�owym wywodem naukowym, takie elaboraty "tamtej epoki" nie mog� przys�ania� samej propozycji historiozoficznej. Operowa�a ona przecie wyznacznikami, maj�cymi znamiona o b i e k t y w n i e w e r y f i k o w a l n y c h. Z kolei, dopuszczaj�c zrozumia�� - cho� nie do ko�ca - a synchroniczno�� rozwoju poszczeg�lnych pa�stw (region�w), umo�liwia�a wyja�nienie przyczyn tak "op�nie�", jak "przyspiesze�". Przyzna� te� wypada, �e proponowany schemat chronologiczny by� w zasadzie skorelowany z siatk�, na�o�on� wed�ug kryteri�w kulturowo - politycznych. {-SCHEMAT I-} Wulgaryzacja dyrektywy metodologicznej, przynajmniej na jaki� czas usun�a t� propozycj� z wyk�ad�w szkolnych i akademickich. Co nie oznacza ca�kowitej jej nieprzydatno�ci. Nale�y tylko, odrzuciwszy wcze�niejsze uwarunkowania (tak�e poj�ciowe), bez nami�tnie rozpatrzy� kryteria - kwalifikatory "epok materializmu historycznego". Powr��my tedy do kulturowo-politycznych wyznacznik�w periodyzacji dziej�w, szukaj�c w nich przekonywuj�cych zasad podzia��w tych�e. II-2 [ Przedzia� mi�dzy �redniowieczem a Czasami Nowo�ytnymi ] II-2,1; Zastanawia ju� samo wyznaczanie momentu przej�cia od " �redniowiecza" w "Czasy Nowo�ytne". Obok wielokro� akcentowanego roku 1492 ( najpowszechniej uzasadnianego "odkryciem Ameryki"), spotykamy cho�by rok 1450 ( Gutenberg), 1453 (upadek Konstantynopola), 1505 (Konstytucja Nihil Novi), nawet 1517 (tezy Lutra). Jest zrozumia�e, �e ka�d� z tych propozycji opatrzy� mo�na niezmiernie silnymi argumentami. Przemawiaj�cymi za jej zasadno�ci�, ale i zarzutami wykazuj�cymi �s�uszno��" zupe�nie innych dat. Jednak�e nawet dla antagonist�w jest oczywiste, �e nie spos�b za�o�y�, by przedmiot ich docieka� - spo�eczno�� europejska XV wieku um�wi�a si�, by 31 grudnia kt�rego� tam roku - zako�czy� okres "mrocznego �redniowiecza " i wej�� w "ja�niejsz� Er� Nowo�ytn�". Trywialna oczywisto�� takiego "rozumowania", inaczej b�dzie si� rysowa�a, kiedy przejdziemy do cezur czas�w nam bli�szych {zob. II-3, 2-3}. Pozostaj�c przy prze�omie "�redniowiecza w Odrodzenie", wspomnijmy dwie klasyczne pozycje historiografii; o "Jesieni �redniowiecza" i o "Kulturze Odrodzenia we W�oszech". Ten sam przedmiot (kultura intelektualna i artystyczna XIV-XV stulecia), autorzy rozpoznawali niemal r�wnocze�nie. Odmienne tytu�y sygnalizowa�y r�nic� - w�a�nie kryteri�w - przyjmowanych przez Johana Huizinge i Jacoba Burckhardta. II-2,2; "Prze�om epok", to oczywi�cie proces roz�o�ony w czasie. Nie spos�b tedy bezceremonialnie wskaza� na to jedno - jedyne wydarzenie, maj�ce rzekomo prze�om ten wyznaczy�. Tym m�g� by� wynalazek (?) druku, ale i upadek Bizancjum; pocz�tek podboju Nowego �wiata, tak�e reformy ustrojowe. A r�wnie� pocz�tki Reformacji. Te woluntarystyczne przecie� kryteria, wynikaj� z rozpatrywania sfery kulturowo-politycznej egzystencji spo�ecznej. Tej, jak� materializm historyczny mianowa� "nadbudow�". Jednak nawet przy r�nym wyznaczaniu momentu �prze�om �redniowiecze // Odrodzenie", bodaj �e dostrzegamy prawid�owo�ci. Nie ulega bowiem w�tpliwo�ci: spo�eczno�� Europy z drugiej po�owy XVI wieku by�a czym� zupe�nie odmiennym, od spo�ecze�stwa z po�owy poprzedniego stulecia. Nie tylko z naturalnych, bo biologicznych powod�w. To w�a�nie konsekwencje wydarze�, sugerowanych podawanymi datami, wytworzy�y ow� spo�eczno�� o wykszta�caj�cych si� strukturach stanowych, staj�c� przed nowymi perspektywami i zagro�eniami. Do tego bogatsz� materialnie i kulturowo od antenat�w sprzed stulecia. II-2,3; Gdyby si� jednak upiera� -przynajmniej dla edukacyjnej jasno�ci- nad m o m e n t e m d e c y d u j � c y m proces taki s y m b o l i z u j � c y ? Jaka jest argumentacja, opowiadaj�cych si� za kt�r�kolwiek z tych dat ? Pytamy, gdy� jest to nie bez znaczenia dla poni�szych uwag. Jako �korytarz z �redniowiecza w Er� Nowo�ytn�" najpowszechniej podawany jest rok 1492. Najcz�ciej te�, argumentowane jest "odkryciem Ameryki". Jak by bez znaczenia by� fakt, �e sam "odkrywca" zmar� najg��biej przekonany, i� dop�yn�� now� drog� do Indii. Za� kwestia kulisto�ci ziemi - przynajmniej elitom naukowym - by�a od dawna wiadoma. I ju� przed stuleciami, nadspodziewanie dok�adnie wyliczono obw�d tej�e kuli. Najwyra�niej, wyb�r oceniaj�cego, wynika z jego aktualnej (dzisiejszej) �wiadomo�ci - o znaczeniu dokona� Kolumba. Chocia� nie licuje to z "powag� naukow� skryptu akademickiego", dopu�ci� wolno wyniki domniemanego sonda�u, prowadzonego w pocz�tkach 1493 roku; mi�dzy mieszka�cami Kastylii, Ma�opolski i Lombardii b�d� Piemontu. Z du�ym prawdopodobie�stwem wolno dopu�ci�, �e indagowani w�wczas o najwa�niejsze wydarzenie w�a�nie minionego 1492 roku - odpowiedzieli by: zdobycie Grenady; �mier� kr�la Kazimierza; �mier� Lorenza d'Medici. Niemal te� pewne, �e odpowiedzi takich, udzieli�a by tylko co bardziej o�wiecona cz�� �respondent�w". Europejska spo�eczno�� �ydowska, akcentowa�a by bodaj wygnanie swych wsp�wyznawc�w z p�wyspu Pirenejskiego. Jakie za� miejsce zajmowa� by wyczyn genue�skiego �yda w s�u�bie Izabeli Kastylijskiej ? Sprawa zupe�nie nieodgadniona. Nie jest wykluczone bowiem, �e w og�le by go tam zabrak�o. II-2,4; Co zrozumia�e, wobec tempa obiegu �wczesnej informacji. Ale nie tylko dlatego. Dla mieszka�ca cho�by �wczesnych wielkopolskich Pyzdr, znaczenie wydarze� bez w�tpienia okre�la�a jego prywatna ocena, a wi�c - zn�w dopu��my: �mier� bliskiej osoby; utrata dobytku w wyniku grabie�y; po�ar cz�ci rodzinnego miasta; wyjazd i udana transakcja na jarmarku pozna�skim; wyb�r brata do �awy miejskiej; wiadomo�� o pogrzebie wojewod� pozna�skiego Macieja z Bnina, wreszcie: zgon w�adcy Kazimierza Jagiello�czyka ale i etc., itd., itp. U domniemanego "respondenta", hierarchia taka wynika�a z osobistego, dora�nego stosunku do wymienionych zdarze�. Tych, jakich by� do�wiadczy� i innych, o jakich sk�din�d si� dowiadywa�. Dopiero perspektywa czasu pozwala�a na odmienne ju� porz�dkowanie informacji. Stworzona tym sposobem - inna stratyfikacja - kszta�towana by�a nie tylko osobist� ocen�. Tak�e bezwoln� akceptacj� pogl�d�w innych, tzw. og�u. G�os opinii, mo�e zupe�nie inaczej hierarchizowa� wypadki wcze�niej bagatelizowane, b�d� wr�cz nie u�wiadamiane. Co wi�cej, nierzadko w�a�nie te wcze�niej nie rozpoznane fakty, p�niej umieszczane bywaj�, na wcale wysokim miejscu w hierarchii wydarze� {por.IV-5,18}. II-2,5; Jeste�my wszyscy w takiej w�a�nie sytuacji, co pozwala na niejak� dowolno�� w kreowaniu cezur czasowych. Korzystajmy wi�c z tego. Cho�by na u�ytek niniejszego wyk�adu, roboczo zaakcentujmy jedn� z wymienionych wy�ej dat. Dla interesuj�cej nas problematyki �r�d�oznawczej (i z pewno�ci� nie tylko), wymowne jest proponowanie "Gutenberga". W�a�nie jako rubie�y �redniowiecza. Druk bowiem - bez wi�kszej przesady - jest dla ludzko�ci wynalazkiem na miar� opanowania konstrukcji ko�a ! Pismo utrwalaj�c my�l - informacj�, umo�liwia przekazywa� j� osobom postronnym. Znane by�o oczywi�cie od zarania cywilizacji. Jednak niemal jako sacrum ! W �redniowiecznej Europie (mo�e poza cz�ci� Rusi), znajomo�� pisania i czytania dana by�a tylko nielicznej elicie intelektualnej. Obieg informacji praktycznie zamyka� si� wi�c w tym tylko kr�gu. Upowszechnienie druku, to pocz�tek lawinowego narastania sfery informacyjnej. O konsekwencjach do dzi� odczuwalnych, cho� nie zawsze u�wiadamianych. Ju� techniczna mo�liwo�� multiplikacji identycznego tekstu, otwiera�a nowe horyzonty. Ale te� stawia�a nowe wymogi. Autor musia� odt�d zdawa� sobie spraw� z konsekwencji zwielokrotnienia kr�gu odbiorc�w swego trudu. Wcze�niej czytelnik by� dla� mniej lub bardziej rozpoznanym. Teraz stawa� si� anonimow�, wielu set osobow� ( przynajmniej), nie rozpoznawaln� mas�. Zmusza�o to do moderacji j�zyka, za� nade wszystko, do przyj�cia takich konwencji wyk�adu, by tre�� by�a przez tego - nieznanego czytelnika - zrozumiana. A intencje przekazu w�a�ciwie odebrane. Nie zg��biamy tu procesu komunikacji masowej, chocia� zjawisko to, w�a�nie z upowszechnieniem druku narasta� zacz�o. Nie ulega jednak w�tpliwo�ci. Rozpowszechnienie druku, b�d�ce przejawem i rezultatem upowszechniania umiej�tno�ci czytania i pisania, usytuowa�o spo�eczno�� w zupe�nie innym miejscu kulturowym, ni�li tym przej�tym od przodk�w. Ludzie potrafi� wi�ksz� ilo�� informacji odebra� i dalej przekazywa�. Samo nakr�caj�ca si� spirala informacyjna, wywo�uje pog��bion� r e f l e k s j � nad sob� i otoczeniem; nad przesz�o�ci� i przysz�o�ci�. II-2,6; W tym miejscu dotykamy kwestii dla �r�d�oznawstwa elementarnej. Druk wywo�a� brzemienne w skutkach zjawiska kulturowe (czy� wyobra�alny jest Luter, bez Gutenberga ?). Nade wszystko za�, cz�owiek posiad�szy ju� sztuk� czytania i pisania, daje temu wyraz - pozostawiaj�c �wiadectwa tej sztuki, a wi�c � r � d � a historyczne. W�a�nie od �Odrodzenia" notujemy lawinowy nap�yw �r�de� p i s a n y c h. Obok kategorii spotykanych od dawna (pami�tniki, listy) przetwarzane s� stare formy (narracja literacka ju� w j�zykach narodowych), ale i pojawiaj� si� kategorie ca�kowicie nowe: cho�by czasopi�miennictwo i jego ju� najnowsze, techniczne przetworzenia. Upowszechnienie tych form intelektualnej dzia�alno�ci cz�owieka, rozpocz�o si� w�a�nie w okresie eufemistycznie nazywanym "Czasami Nowo�ytnymi". Miano takie nie b�dzie tedy bez pokrycia, gdy jako kryterium przyjmiemy w�a�nie fenomen druku. Ze wszystkimi jego konsekwencjami. II-3 [ Historia Wsp�czesna w obr�bie Historii Nowo�ytnej ] II-3,1; Przyd�ugi wyw�d w tak oczywistej sprawie, jest wprowadzeniem do postawienia kolejnego - bodaj wa�niejszego - pytania. O granice okre�laj�ce pocz�tek tego, co nazywa� b�dziemy "histori� najnowsz�" ? Zrozumia�e jest jej traktowanie, jako wycinka dziej�w nowo�ytnych - przedzia�u czasowo nam najbli�szego. Je�eli w�a�nie cz�owiek - badacz-historyk, wyznacza terminus ad quo dla dziej�w najnowszych, to jakim sposobem okre�la� wypadnie termin a quem ? Propozycje, jakie w tej materii znajdujemy w podr�cznikach, jeszcze bardziej s� rozbie�ne. Zastanawia� winny sugerowane cezury, wyznaczaj�ce ramy chronologiczne "historii najnowszej". Nie tyle przez zrozumia�e usi�owania powi�za� rzeczowo�ci kryteri�w, z dora�nymi potrzebami polityczno - ideologicznymi. Intryguje te� notowana w podr�cznikach mobilno�� tej rubie�y. II-3,2; Jeszcze w ko�cu lat czterdziestych, dowiadywali�my si�, �e "Czasy Nowo�ytne" pocz�y si� "od Rewolucji Francuskiej" (to dzieje powszechne), lub od "III rozbioru Polski" (to dzieje ojczyste). Sugerowa�y to podr�czniki szkolne, wskazuj�c jakby kompromisowo na "Kongres Wiede�ski", jako wyznacznik chronologiczny dla obu tych p�aszczyzn dziejowych. W latach nast�pnych, granic� przesuwano ju� na "Rewolucj� Pa�dziernikow�", lub "zako�czenie I wojny �wiatowej". P�niej spotykali�my cezur� "II wojny �wiatowej", za� ostatnio akcentuje si� wydarzenia sprzed lat zaledwie pi�tnastu, dziesi�ciu, siedmiu. Widoczne "pe�zanie" rubie�y chronologicznej jest znamienne. Wcale te� nie musi wynika�, z jakiego� tam koniunkturalizmu. Niejednokrotnie deklaruj�cy jedn� z dat, bywa g��boko przekonany o prze�omowym znaczeniu wydarze� przez si� wskazanych. Przyznajmy, �e ka�de z tu przywo�anych, by�o przecie� niebagatelnym momentem w dziejach spo�eczno�ci. Nie tylko polskiej, europejskiej. �ywi�c takie prze�wiadczenia, mimowolnie upodabniamy si� do domniemanego mieszka�ca XV-to wiecznych Pyzdr. Tak jak on, warto�ciujemy wypadki wed�ug skali, danej nam w chwili - kiedy ocen� wystawiamy. Za� ta skala, po niejakim czasie mo�e ulega� wcale gwa�townym przewarto�ciowaniom. II-3,3; Bynajmniej nie dora�ne zmiany postaw politycznych wywo�uj� te przetasowania. Dla mieszka�ca Pyzdr - ju� w latach trzydziestych naszego wieku - prze�omowym w skali makro mog�o by� "zako�czenie I wojny �wiatowej", lub "Powstanie Wielkopolskie". W kolejnych dziesi�cioleciach, wskazywa� by on zapewne ju� rok 1939 b�d� 1945. Daty te, w latach pi��dziesi�tych, sugerowa� by bodaj jego syn, inaczej jednak to akcentuj�c: mo�e "wyzwoleniem Wielkopolski przez Armi� Czerwon�", � zako�czeniem II wojny". Przypuszczalnie "Hiroszim�", "Poczdamem", nawet "Manifestem Lipcowym". Tego syn z kolei, akceptuj�c po cz�ci ojcowskie rubie�e, punkt ci�ko�ci lokuje na roku 1956 (XX Zjazd KPZR, "wypadki pozna�skie", "Pa�dziernik" w Polsce i na W�grzech, mo�e "konflikt sueski"). Natomiast przy ko�cu stulecia, dla ich potomka, gradacja wydarze� prze�omowych, rysowa� si� b�dzie zgo�a inaczej. Cho�by dlatego, �e te akcentowane przez pradziada, dziadka, ojca s� dla� r�wnie zamierzch�ymi, co niemal... bitwa grunwaldzka. I jest to w pe�ni zrozumia�e. II-3,4; Percepcja chronologiczna nie jest nam dana naturalnie, a wynika z aprobaty kwantyfikacji, obowi�zuj�cej w�r�d kszta�tuj�cego nas �rodowiska. To tylko sztucznie narzucana quasi uczono��, nakazuje porz�dkowanie fakt�w. Tak�e w siatce chronologicznej. W�a�nie dzi�ki szkolnym naukom "wiemy", �e bitw� o G�og�w toczono przed bitw� legnick�, obie za� by�y poka�nie w c z e � n i e j s z e od bitwy pod Lenino; �e koronacj� Stefana Batorego p o p r z e d z a � a ucieczka Walezego; a wydarzenia Pozna�skiego Czerwca b y � y w c z e � n i e j, ni� tragiczny grudzie� na Wybrze�u. Porz�dkowanie wynika te� z warto�ciowania wydarze�. Obl�enie G�ogowa bardziej wi��emy z najazdem wojsk Henryka V, ni�li z walkami radzieckiego I Frontu Ukrai�skiego. Gdy walki o Ko�obrzeg uto�samiane b�d� ze zmaganiami w roku 1945, a nie z niespodziewanym zwini�ciem obl�enia przez Szwed�w w 1754. I odnosi si� to do wszystkich � fakt�w". Tych, jakich byli�my wsp�tw�rcami i odleglejszych, do jakich szukamy odniesie�. Zrozumia�e tedy, �e kolejne pokolenia mog� dezawuowa� jedne, za� sakralizowa� inne �fakty historyczne". Dla polskiego dwudziesto paro latka ko�ca wieku, "stan wojenny" jest przecie� s�abo zarysowan� mozaik� epizod�w z �ycia rodzinnego. Sprawy te nie s� jednak histori� dla jego rodzic�w, kt�rzy wcze�niej byli uczestnikami, lub "tylko" obserwatorami wypadk�w z lat 1976, 1970, 1968. Dla nich z kolei, nie doznan� przesz�o�ci� b�d� do�wiadczenia wojenne ojc�w; z obozu jenieckiego, konspiracji w AK, lub AL, spod Tobruku, czy walk o Ko�obrzeg. Zupe�nie za� zamierzch�ymi dla�, to prze�ycie dziad�w spod Verdun, powstania wielkopolskiego, budowy portu gdy�skiego. W kr�gu cztero pokoleniowej rodziny inaczej postrzegane wi�c bywa �c o j e s t h i s t o r i �" ? Gdzie ka�dy ma w�asne jej wyobra�enie. I swoj� racj� po temu ! Czy� w�a�nie taka wizja - odbi�r - dziej�w, nie powinna kre�li� zakresu chronologicznego "Historii Wsp�czesnej" ? B�dzie ona wtedy przesuwa�a si�, wraz z narastaniem nowych pokole�, nowych do�wiadcze�, nowego warto�ciowania. II-3,5; C z � o w i e k jest p r z e d m i o t e m i p o d m i o t e m D Z I E J � W jakich naukowe zbadanie czyni "HISTORI�". Tedy � y c i e c z � o w i e k a traktowa� wypada, jako w y z n a c z n i k historii wsp�czesnej. Tutaj "�ycie cz�owieka" pojmowane jest nie tyle indywidualnym �ywotem jednostki, co losem pokoleniowym. Ten z kolei, cho� wsp�lny ca�ej populacji, odmienny bywa w szczeg�ach osobistych. �wiadome �ycie jednostki jest - samo przez si� - �r�d�em historycznym. Przecie� w�a�nie Cz�owiek jest i wytworem i wsp�tw�rc� i obserwatorem ("kronikarzem" !) prze�ywanej rzeczywisto�ci {zob.III- 2,2}. Za Protagorasem z Abdery powt�rzmy uczenie ?????????????????????? . Uznanie los�w ludzkich - pokoleniowych w�a�nie - jako rubie�y "historii wsp�czesnej; dziej�w najnowszych", rozja�nia w�tpliwo�ci wy�ej notowane. Konsekwencj� tego winna by� pokorniejsza postawa badacza, dzieje te rozpatruj�cego. II-4 [ specyfika badania historii najnowszej ] II-4,1; Sugerowali�my wy�ej {II-1,1} brak zasadniczego rozd�wi�ku w metodach badawczych nad przesz�o�ci� odleglejsz� i bli�sz� nam w czasie. Tym nie mniej, to w�a�nie historycy dziej�w najnowszych wcale nierzadko podkre�laj� odr�bno�� swego trudu, akcentuj�c k�opoty nie znane cho�by mediewistom Utyskiwania te nie zawsze przekonuj�, niekiedy �wiadcz�c o nie najlepszej orientacji w istocie naukowych docieka� nad przesz�o�ci�. Najcz�ciej za� badaczowi historii wsp�czesnej doskwieraj� dwie dolegliwo�ci. Jedn� kategori� takowych szykan b�d� udr�ki "�r�d�owo-materia�owe", drug� "m�cze�sko- pos�annicze". Cudzys�owy niezb�dne, skoro nie do ko�ca aprobujemy zasadno�� tych biadole�. Reasumuje je zawodzenia w rodzaju: Powiedzia�bym, �e pisanie historii Polski to zadanie heroiczne, gdyby nie fakt, �e w�a�nie heroizm to kl�twa, kt�ra wisi nad polskim historykiem. Polsko�� to pewna forma obsesji, kt�rej nie spos�b wyeliminowa�. II-4,2; Wy�ej {II-2,5,6} wzmiankowano ju�, jak to dzi�ki "Gutenbergowi" lawinowo narasta� zacz�a ilo�� �r�de� w�a�nie; �wiadectw o najr�niejszych przejawach ludzkiej aktywno�ci. Ta nawa�a, przyt�aczaj�ca badacza dziej�w najnowszych, jakoby jest wyr�nikiem jego nie pomniejszego trudu. Konstatacja ta, tylko z pozoru jest zasadna - w swej pozornej oczywisto�ci. Rzeczywi�cie bowiem, ilo�� wyprodukowanego materia�u - wi�c i potencjalnych �r�de� - przekracza mo�liwo�ci jego spenetrowania. Tym bardziej rzeczowego zanalizowania. Ju� nawet nie przez jednostk�, ale ca�e zespo�y badawczo- naukowe. Tedy �Nowo�ytnik" jest w sytuacji innej od mediewisty, kt�remu �r�de� nagminnie brakuje. Ilo�ciowy wyr�nik nie mo�e jednak stanowi� argumentu; o rzeczywistej odr�bno�ci warsztatowej. Tym bardziej, �e obserwujemy swoist� ambiwalencj� w postawie historyka wsp�czesno�ci. II-4,3; Dalej notujemy bowiem utyskiwanie nad b r a k i e m mo�no�ci si�gni�cia do �r�de� niezb�dnych, a jednak dla historyka nieosi�galnych. Ma to niew�tpliwie miejsce; w wypadku archiwali�w obj�tych regu�� karencji. Pomi�my wcale nierzadkie przypadki, kiedy oczekuje si� na materia�y, jakie rzekomo "tam musz� by�". Niejednokrotnie te nadzieje nie s� spe�niane, z najr�niejszych zreszt� wzgl�d�w. Dotyczy to tak instytucji archiwalnych Moskwy i Warszawy, jak Londynu i Watykanu. Wymarzonego dokumentu mo�e bowiem nie stawa�, jako �e tam po prostu go nie ma. R�wnie� z najr�niejszych powod�w. Akta z czasem mog�y sczezn��, b�d� ich nigdy... nie by�o, gdy� takowych nie sporz�dzono. Za� te powsta�e, przez nas po��dane dokumenty - w�a�nie tam (do wskazywanej instytucji) nie trafi�y. R�wnie� z rozmaitych powod�w, cho�by ba�aganiarstwa urz�dniczego. Zrozumia�ym utrudnieniem jest brak dost�pu do zachowanych dokument�w obj�tych karencj� archiwaln�. Jej d�ugo�� bywa r�nie wyznaczana w poszczeg�lnych pa�stwach i instytucjach. Historykowi - w�a�nie jako � w i a d o m e m u badaczowi - nie przystoi jednak zbytnie utyskiwanie nad takow� dolegliwo�ci�. Wdzi�czny za przechowanie domniemanie cennego materia�u, pozostawa� mo�e w nadziei jego wykorzystania przez naukowych nast�pc�w. W tej�e sprawie, "ku pogodzie ducha" nale�y przywo�ywa� do�wiadczenia z nieodleg�ej przesz�o�ci. Raz, kiedy wspomnimy losy polskich archiwali�w - odzyskanych po traktacie ryskim, a zgorza�ych p�niej, w powsta�czej Warszawie. B�d�, gdy obecnie pr�no oczekuj�c na niezb�dne "na teraz" akta z Moskwy, przypomnimy sytuacj� z ko�ca lat 60-tych. W�wczas identyczne oczekiwania - jednak wobec brytyjskiego Foreing Office - nonszalancko zbyto londy�skim "never, non comments". Wreszcie naj�wie�sze (= jesie� 1999), gdy w sze��dziesi�t lat od wybuchu II wojny �wiatowej, strona obecnych ju� ponownych sojusznik�w politycznych �nie mo�e odnale��" materia��w archiwalnych legendarnej �Enigmy" ! I nadal oczekuje udost�pnienia �pe�nej dokumentacji, ca�kowicie wyja�niaj�cej" tragedi� gibraltarska 1943 roku. II-4,4; W opozycji do tak wyk�adanych bol�czek wynikaj�cych z "nadmiaru // niedostatku" �r�de�, w tej grupie utrudnie� "�r�d�owo-materia�owych" spotykamy jeszcze inne utyskiwanie. W�a�nie przez nowo�ytnik�w podnoszone. Rozw�j technik lat ostatnich powoduje z a n i k tworzenia przynajmniej niekt�rych kategorii � r � d e � pisanych. Ju� telefon i komputer pozwala zaniecha� notowania tradycyjne - na p i � m i e. Utrwalanie r�nych najr�niejszych poczyna� cz�owieka. Komunikacja telefoniczna, systemy faxowe, teraz internet nie pozostawiaj� z regu�y �ladu po mi�dzyludzkim porozumieniu. Dlatego dla potomnych niedost�pne b�d� wyniki dora�nych operacji komputerowych. W najr�niejszych instytucjach, przedsi�biorstwach, domach prywatnych. Akurat teraz, niepohamowany (?) rozw�j kom