3342
Szczegóły |
Tytuł |
3342 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3342 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3342 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3342 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CARL SAGAN
KONTAKT
(T�UMACZY� MACIEJ BO�CZA)
SCAN-DAL
Aleksandrze,
kt�ra z ko�cem tego Milenium osi�gnie
pe�noletnio��.
Oby�my waszemu pokoleniu zostawili
�wiat lepszy ni� ten, kt�ry nam dano.
Przedmowa
Uczeni chwytaj�cy za pi�ro, �eby sprawdzi� si� na polu literackim, to przypadek nie tak znowu rzadki. Zw�aszcza w takim gatunku jak science fiction wydaje si� idealnym do publicznego wyartyku�owania pewnych koncepcji, hipotez i pomys��w, na og� �mia�ych i ciekawych, aczkolwiek kontrowersyjnych i tym samym jakby "niegodnych" do zaprezentowania ich w bardzo wyspecjalizowanym pragmatycznym i ��dnym �cis�ych dowod�w �wiecie nauki. O ile jednak uczonym tym udaje si� nawet niekiedy przedstawi� jak�� ciekaw� z naukowego punktu widzenia wizj�, z regu�y nie idzie to w parze z wyrazisto�ci� literackiej strony tej wizji. Nielicznym czynnym zawodowo naukowcom udaje si� odnie�� w gatunku science fiction istotniejszy czytelniczy sukces. Wprawdzie tytan �wiatowej science fiction, Isaac Asimov, odnosz�c swoje pierwsze powa�ne sukcesy literackie, zajmowa� si� czynnie biochemi�, ale przede wszystkim jako wyk�adowca uniwersytecki. I zreszt� bardzo szybko po�wi�ci� si� wy��cznie pisarstwu. Natomiast innych nazwisk ze �wiata nauki jest naprawd� niewiele. Z ca�� pewno�ci� nale�y tu wspomnie� o angielskim astrofizyku Fredzie Hoylu, autorze bestsellerowej Czarnej chmury i innych powie�ci, kt�rych tre�� w pierwszym rz�dzie budowana jest na elementach jego w�asnej teorii nieustannej kreacji materii. Innym z tych, kt�rzy z powodzeniem kojarz� nauk� z literatur�, jest Amerykanin Gregory Benford, fizyk zajmuj�cy si� r�wnie� astrofizyk�, a zarazem pisaniem intryguj�cych powie�ci science fiction, acz chyba zbyt trudnych w tre�ci dla przeci�tnego ameryka�skiego mi�o�nika tego gatunku literackiego. Jednak najwi�kszy sukces czytelniczy sta� si� w 1985 roku udzia�em ameryka�skiego astrofizyka Carla Sagana.
W 1985 roku na ameryka�skim rynku wydawniczym ukaza�a si� debiutancka powie�� Sagana nosz�ca tytu� Kontakt. Z miejsca sta�a si� wydarzeniem literackim i przynios�a jej autorowi licz�cy si� sukces komercyjny, co nie jest bez znaczenia, zw�aszcza w Stanach Zjednoczonych. Sagan zainkasowa� za t� powie�� honorarium w wysoko�ci dw�ch milion�w dolar�w, dor�wnuj�c tym samym bestsellerowym liderom literatury mainstreamowej. Ale nie by� to pierwszy literacki sukces Sagana. Pod koniec lat siedemdziesi�tych du�ym powodzeniem cieszy�a si� ksi��ka Sagana pt. Dragons of Eden: Speculations on The Evolution of Human Intelligence (Smoki Edenu: Spekulacje na temat ludzkiej inteligencji). Ten esej popularnonaukowy spotka� si� wprawdzie z krytyk� specjalist�w widz�cych w astrofizyku Saganie g��wnie tego, kt�ry wybra� si� na wypraw� w domen� nie stanowi�c� jego naukowej specjalizacji, lecz za to wr�cz entuzjastycznie zosta� przyj�ty przez czytelnik�w.
W 1980 roku w telewizji ameryka�skiej ukaza� si� licz�cy kilkana�cie odcink�w serial pt. Kosmos, uznawany nawet dot�d za najlepszy w swoim rodzaju w ca�ej historii telewizji. Scenariusz tego gigantycznego przedsi�wzi�cia popularnonaukowego zosta� napisany przez Sagana. Warto tu przy okazji wspomnie�, �e w przedsi�wzi�ciu tym pomaga� uczonemu Gentry Lee, in�ynier kosmiczny z Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie, uznany dzisiaj literacki wsp�pracownik giganta �wiatowej SF, Arthura C. Clarke'a. Ksi��kowa wersja tego serialu przez 70 tygodni znajdowa�a si� na presti�owej li�cie bestseller�w ,,New York Timesa" i jest dzisiaj uwa�ana ju� wr�cz za klasyk� pisarstwa popularnonaukowego.
Sagan to cz�owiek-instytucja. Pracuje naukowo, prowadzi wyk�ady, wyg�asza odczyty, a przede wszystkim pisze. I to du�o: zar�wno liczne artyku�y, jak i ksi��ki. Naukowo zajmuje si� tzw. egzobiologi� - dyscyplin�, zdaniem niekt�rych, nie ca�kiem naukow�, znajduj�c� si� na pograniczu nauk �cis�ych i jakby nieuchwytnej science fiction. Nic dziwnego, �e jako uczony zawsze znajdowa� si� tam, gdzie istnia�o jakie� prawdopodobie�stwo fascynuj�cego odkrycia naukowego. Ten "papie�" poszukiwaczy �ycia pozaziemskiego wr�cz na �yczenie ameryka�skiej NASA nale�a� do grupy naukowc�w analizuj�cych fotografie Marsa, wykonane w trakcie obserwacji prowadzonych przez sondy kosmiczne "Mariner" i "Viking", jak r�wnie� fotografie Jowisza i Saturna wykonane podczas dw�ch ekspedycji "Voyager�w". Jeszcze jako student bra� udzia� w pierwszym ameryka�skim programie egzobiologicznym NASA w 1960 roku. Jest po prostu wsz�dzie tam, gdzie mo�na liczy� na odkrycie jakichkolwiek �lad�w �ycia pozaziemskiego. Taki dynamizm zawodowy wymaga jednak specjalnego paliwa. Stanowi� je marzenia.
Sagan przez wielu swoich koleg�w naukowc�w uwa�any jest za niepoprawnego marzyciela. Kiedy wszystkie projekty nas�uchu sygna��w od cywilizacji pozaziemskich, o ile oczywi�cie takowe w og�le istniej�, ko�cz� si�, jeden za drugim fiaskiem, a znu�enie i zniech�cenie ogarniaj� nawet dot�d entuzjast�w idei nas�uchu, na duchu nie upada jedynie Sagan. I je�li ci�gle nie udaje mu si� nawi�za� kontaktu z cywilizacj� pozaziemsk�, to z wielkim powodzeniem sztuka ta udaje mu si� z Ziemianami. Ten tryskaj�cy dynamizmem, elokwentny popularyzator potrafi swym zachwytem dla Kosmosu zarazi� licznych swoich s�uchaczy. Posiada, rzadki raczej, dar przekazywania innym swej fascynacji. M�wi zawsze pe�nym si�y g�osem, nie uciekaj�c od egzaltacji i intensywnej gestykulacji. By� mo�e jest nawet lepszym popularyzatorem ni� naukowcem, dlatego �e na t� drug� specjalno�� w�a�ciwie prawie ju� nie ma czasu. W ka�dym b�d� razie znacznie cz�ciej mo�na spotka� Sagana w sali wyk�adowej czy nawet hali widowiskowej, gdzie m�wi do s�uchaczy ni� np. w radioobserwatorium w Arecibo w Puerto Rico, gdzie znajduje si� s�ynny radioteleskop do nas�uchu sygna��w pozaziemskich. Jest prawdziwym entuzjast� popularyzacji idei, do kt�rych jest przekonany. Swego czasu cz�� letniego urlopu sp�dzi� agituj�c za pewnym projektem kosmicznym przewidzianym na lata osiemdziesi�te. I to w�a�nie g��wnie dzi�ki niemu projekt ten zyska� oficjaln� aprobat�, a zdarzy�o si� to w okresie drastycznego zmniejszania wydatk�w na ameryka�skie badania kosmiczne. Nic dziwnego wi�c, �e Sagan jest cz�stym go�ciem NASA, a tak�e telewizji. Wielokrotnie bra� udzia� w popularnych programach Johnny'ego Carsona. Przy okazji popularyzacji wiedzy o kosmosie Sagan da� si� pozna� jako znakomity popularyzator siebie samego. W okresie produkcji wspomnianego ju� serialu Kosmos personel tego "gwiazdora" nauki rozje�d�a� si� po ca�ych Stanach Zjednoczonych, rozdaj�c w r�nych miejscach biuletyn stanowi�cy wykaz zas�ug i osi�gni�� Sagana. A w tym samym czasie "gwiazdor" je�dzi� pomara�czowym samochodem ulubionej przez siebie marki porsche, maj�c wymalowany na karoserii napis "Fobos" - nazw� jednego z ksi�yc�w Marsa. Natomiast na zderzakach znajdowa�y si� nalepki "Reunite Gondwana" - co z kolei oznacza mas� l�dow�, kt�ra r�nicuj�c si�, da�a pocz�tek obecnym ziemskim kontynentom.
Guy Sorman, autor ksi��ki Prawdziwi my�liciele naszej epoki tak napisa� o uczonym: "Carl Sagan jest przystojny i prowokuj�cy; jego b�yskotliwa inteligencja przysparza mu popularno�ci". I jest to prawd�. A przy tym wszystkim ten 57-letni dzisiaj uczony nie jest wy��cznie gabinetowym intelektualist�, ale uczonym-instytucj� bior�cym udzia� w przygotowaniach do misji sond kosmicznych "Viking" i "Voyager", kt�re pomkn�y w kierunku Marsa i Neptuna. Jest te� autorem s�ynnej plakietki - graficznego przes�ania do innych cywilizacji, umieszczonej na sondach "Pionier" 10 i 11. Nagra� r�wnie� zestaw ziemskich d�wi�k�w na p�yt�, kt�ra w statku "Voyager" przekroczy�a granice Uk�adu S�onecznego. By� mo�e ta przesy�ka w 55 j�zykach zawieraj�ca specyficzny "ci�g ewolucyjny" d�wi�k�w wydawanych przez wulkany, lawiny, fale oraz zwierz�ta dotrze w ko�cu do jakiego� odbiorcy? Sagan marzy o tym.
O kosmosie zacz�� marzy� jeszcze jako kilkuletni ch�opiec zaczytuj�cy si� kosmicznymi opowie�ciami Edgara Rice Burroughsa, kt�rych bohaterem by� John Carter rodem z Wirginii, magicznie przeniesiony w kosmos, gdzie walczy� z dziwnymi stworami, zmaga� si� z gro�nymi wojownikami i prze�ywa� gor�ce uczucie do kosmicznych ksi�niczek. Z tej ch�opi�cej fascynacji kosmosem (a Marsem w szczeg�lno�ci) Sagan ju� nie by� w stanie si� otrz�sn��. Sta�a si� nieuleczalna. I chyba dobrze si� sta�o, gdy� �wiat nauki zyska� nietuzinkowego swego obywatela, a mi�o�nicy science fiction znakomitego autora, kt�ry da� im ksi��k� tak znakomit� jak Kontakt.
Przez krytyk� uznana zosta�a ta powie�� za najbardziej udan� kombinacj� naukowej wizji i literackiej formy od czas�w Herberta George'a Wellsa. R�ni si� zdecydowanie od wi�kszo�ci dokona�, z regu�y nad wyraz trywialnej w tre�ci, literatury science fiction. Przyczyna tkwi w znakomitym przygotowaniu autora do tematu, o kt�rym pisze. Historia Projektu Argus - projektu kontaktu z cywilizacj� odleg�� od Ziemi o 26 lat �wietlnych - to nie tylko znakomita powie��, ale przy okazji �wietne kompedium wiedzy przyrodniczo-filozoficznej. Czytaj�c t� powie��, spr�bujmy poczu� si� przez chwil� jak s�uchacze kt�rego� z licznych barwnych i fascynuj�cych wyk�ad�w prowadzonych przez Sagana w Cornell University, gdzie jest dyrektorem Laboratorium Planetarnego. Spr�bujmy dzi�ki Kontaktowi zajrze� w, by� mo�e, ju� nie tak wcale odleg�� przysz�o�� ludzko�ci, kiedy nawi��emy kontakt z ET's, czyli istotami pozaziemskimi. Mo�e to nast�pi� ka�dego dnia... Sagan jest przekonany o tym. Radioteleskopy przecie� ka�dego dnia i nocy nas�uchuj� g�os�w Wszech�wiata...
Mariusz Piotrowski
CZʌ� I
WIADOMO��
Moje serce dr�y jak biedny li��.
W snach wiruj� planety.
Gwiazdy nacieraj� na okna.
Obracam si� we �nie.
Moje ��ko jest ciep�� planet�.
MERVIN MERCER
P. S. 153, Fifth Grade, Hartem
New. York City, NY
(1981)
ROZDZIA� 1
Liczby transcendentalne
To by�o wielko�ci planety. Nie mog�o by� tworem sztucznym wed�ug ludzkich miar, a przecie� by�o czym� tak dziwnym i skomplikowanym, �e ponad wszelk� w�tpliwo�� s�u�y� musia�o wy�szym celom lub uciele�nia� jak�� ide�. B�yszcz�c w orbicie polarnej obok wielkiej, bia�oniebieskiej gwiazdy, przypomina�o olbrzymi, nier�wnomierny mnogo�cian, ob�o�ony milionami miseczkowato zag��bionych muszelek. Ka�da muszelka celowa�a w okre�lony punkt nieba tak, �e wszystkie konstelacje nieba by�y pod ich kontrol�. Ta wieloboczna planeta wykonywa�a swoje funkcje w wieczno�ci. Nadzwyczaj cierpliwa. Mog�a czeka� wiecznie.
Gdy j� wyci�gn�li, wcale nie krzycza�a. Jej brewki by�y zmarszczone, ale zaraz otworzy�a oczy szerzej i spojrza�a na jaskrawe �wiat�a, na postacie obleczone w biel i w ziele�, na kobiet� odpoczywaj�c� pod ni�, na stole. Jakie� znajome odg�osy rozleg�y si� wok� niej i buzia jej przybra�a �w dziwny, typowy dla noworodk�w wyraz - co� w rodzaju zak�opotania.
Gdy mia�a dwa latka wyci�ga�a r�czki nad g��wk� i przymilnie m�wi�a: "tata, op". Znajomi nie ukrywali zdziwienia - dziecko by�o grzeczne.
- To nie grzeczno�� - t�umaczy� tato. - Dar�a si� ilekro� chcia�a, �eby j� wzi�� na r�ce. Wi�c powiedzia�em: Ellie, nie musisz si� drze�. Po prostu powiedz: tata, op. Dzieci wcale nie s� g�upie, mam racj�, S�onku?
Wi�c - zadowolona siedzi teraz "op" na zawrotnej wysoko�ci, w ramionach ojca jak na grz�dzie i szarpie go za przerzedzaj�ce si� ju� w�osy. Lepiej tak �y�, i bezpieczniej - tu, w g�rze, ni� raczkowa� poprzez las n�g. Tam kto� mo�e na ciebie nadepn��, mo�na si� zgubi�... mocniej zwar�a pi�stk�.
Obejrzawszy ma�py skr�cili za r�g i podeszli do wielkiej bestii na wrzecionowatych nogach, kt�rej g�owa na d�ugiej szyi zaopatrzona by�a w ma�e rogi. Wyros�a nad nimi jak wie�a.
- Ich szyje - powiedzia� tato - s� za d�ugie i nie mog� wyda� z siebie g�osu.
Jak�e wsp�czu�a biednym, skazanym na milczenie istotom, ale odczuwa�a te� rado��, �e istniej� - zachwyt, �e takie cuda si� zdarzaj�.
- No dalej, Ellie - �agodnie nagli�a j� matka. W znajomym g�osie d�wi�cza�y radosne nuty - czytaj.
Siostra mamy nie mog�a uwierzy�, �e trzyletnie dziecko czyta. Ellie zapami�tuje - twierdzi�a z przekonaniem - bajki na dobranoc. Ale teraz, w rze�ki marcowy dzie�, id� w d� State Street i zatrzymuj� si� przed sklepem. Na wystawie l�ni w s�o�cu kamie� czerwony jak burgundzkie wino.
- Jubiler - Ellie czyta powoli, osobno literuj�c ka�d� z trzech sylab.
Z poczuciem winy wsun�a si� do sk�adziku, gdzie na p�ce, dok�adnie tam, gdzie zapami�ta�a, sta�a stara motorola - radio tak du�e i ci�kie, �e tul�c je do piersi, omal go nie pu�ci�a. "Niebezpiecze�stwo! Nie zdejmowa�!" ostrzega� napis na tylnej �cianie, ale ona wiedzia�a, �e skoro radio nie jest w��czone, to niebezpiecze�stwa nie ma. Wysuwaj�c mi�dzy wargi koniuszek j�zyka, poodkr�ca�a �rubki i zdj�wszy ty� zajrza�a do wn�trza. Tak jak podejrzewa�a, nie by�o w nim ani male�kich orkiestr, ani miniaturowych spiker�w �yj�cych tam swoim cichym, ma�ym �yciem, dop�ki kto� nie przesunie prztyczka na napis "w�". Za to by�o tam mn�stwo pi�knych szklanych rurek, troch� podobnych do daj�cych �wiat�o �ar�wek. Niekt�re przypomina�y ko�cio�y, jakie s� w Moskwie i kt�re widzia�a na obrazku w ksi��ce. Metalowe ko�eczki na spodzie ka�dej z nich by�y tak zrobione, �e pasowa�y idealnie do swych gniazdek. Pozbawione tylnej os�ony radio, i z prztyczkiem przesuni�tym na "w�." pod��czy�a do najbli�szego kontaktu - przecie� go nie dotyka, a nawet nie zbli�a si� do niego, wi�c jak mog�oby jej zaszkodzi�?
Po chwili rury zacz�y jarzy� si� ciep�ym blaskiem, ale radio milcza�o. By�o "do niczego" i ju� par� lat temu odes�ane na emerytur�, daj�c miejsce nowocze�niejszym cudom. Jedna rurka wci�� by�a ciemna - Ellie wyj�a wtyczk�, i z pewnym wysi�kiem wyci�gn�a niepos�uszn� lamp� z gniazdka. W jej �rodku ujrza�a metaliczn� blaszk� i kilka przymocowanych do niej drucik�w. Pr�d biegnie po tych drutach - zabrzmia�o echem w jej g�owie. - Cho� wpierw musi dosta� si� do rury. Jeden z ko�eczk�w wydawa� si� zgi�ty i wyprostowanie go trwa�o moment. Znowu zatkn�a rur� na swe miejsce i pod��czy�a odbiornik. Z zachwytem patrzy�a, jak rurka zaczyna si� jarzy� i ocean statyki elektrycznej wzbiera wok� niej. Niespokojnie zerkaj�c ku zamkni�tym drzwiom, skr�ci�a nieco ga�k� g�o�no�ci i tak d�ugo obraca�a tarcz� z napisem "cz�stotliwo��", a� trafi�a na niezmiernie podekscytowany g�os m�wi�cy - tyle potrafi�a zrozumie� - o rosyjskiej maszynie, kt�ra wypuszczona w niebo bez ko�ca b�dzie kr��y� wok� Ziemi. Bez ko�ca, pomy�la�a. Zn�w obr�ci�a tarcz� w poszukiwaniu innej stacji, ale po chwili, l�kaj�c si�, �e j� w ko�cu odkryj�, wy��czy�a radio, lu�no przykr�ci�a pokryw� i z wi�ksz� ni� przedtem fatyg� d�wign�a je, by umie�ci� z powrotem na p�ce.
Wpad�a na matk�, kiedy troch� zdyszana opuszcza�a pok�j.
- Wszystko w porz�dku, Ellie?
- Tak, mamo.
Pr�bowa�a normalnie nabra� powietrza, lecz serce jej ko�ata�o i poci�y si� d�onie. Siad�a w swym ulubionym k�ciku na ma�ym podw�rku i z kolanami podci�gni�tymi pod brod� rozmy�la�a o wn�trzu radia. Czy te wszystkie rurki rzeczywi�cie s� potrzebne? Co by by�o, gdyby je po kolei usun��? Ojciec kiedy� nazwa� je lampami pr�niowymi - co si� odbywa we wn�trzu pr�niowej rury? Czy naprawd� nie ma tam powietrza? Jak do radia dostaj� si� d�wi�ki orkiestry i g�osy spiker�w? Ludzie m�wi�: "z powietrza". Jak to wszystko mo�e lecie� w powietrzu? I co si� dzieje w radiu, kiedy zmienia si� stacj�? Co to znaczy "cz�stotliwo��"? I po co trzeba radio w��czy� do pr�du, �eby to wszystko pracowa�o? Czy mo�na by wyrysowa� co� w rodzaju mapy, na kt�rej wida� by by�o, jak w radiu p�ynie pr�d? Czy mo�na je rozebra� tak, �eby ci� nie kopn�o. I z�o�y� je od nowa?
- Ellie, nad czym ty tak medytujesz? - rozleg� si� g�os matki, kt�ra z porcj� prania podesz�a do sznura.
- Nic, mamo, tak sobie. My�l�.
Gdy uko�czy�a dziesi�� lat, zabrano j� na letnie wakacje do kuzyn�w, kt�rych nie cierpia�a i kt�rzy mieszkali na polu kempingowym ci�gn�cym si� wzd�u� Jeziora Michigan, na wybrze�u P�wyspu P�nocnego. Nie mog�a zrozumie� ludzi, kt�rzy mieszkaj�c nad jeziorem w Wisconsin, m�cz� si� pi�� godzin za kierownic�, by dotrze� nad drugie jezioro, w Michigan. Tym bardziej �e oznacza to r�wnie� spotkanie z dwoma t�pymi dzieciuchami: jednym dziesi�cio- i drugim jedenastoletnim. Obaj zdrowo stukni�ci. Czy to mo�liwe, �e ojciec - taki zawsze wra�liwy na wiele jej spraw - ��da, aby dzie� w dzie� bawi�a si� z dwoma takimi typami? Ca�e �wczesne lato polega�o na tym, �e przed nimi ucieka�a.
Kt�rego� upalnego, bezksi�ycowego wieczoru wysz�a samotnie po kolacji na drewniane molo. Jaka� motor�wka akurat t�dy przejecha�a i wy�cigowa ��d� jej wuja, przycumowana do przystani, lekko zako�ysa�a si� na o�wietlonej gwiazdami wodzie. By�o zupe�nie cicho, pomin�wszy daleki g�os cykad i ledwie s�yszalne wo�anie nios�ce si� hen, znad jeziora. Unios�a wzrok ku niebu usianym diamentami i serce jej zabi�o. Nie odrywaj�c oczu, a tylko macaj�c wko�o wyci�gni�t� r�k�, odszuka�a trawiast� p�ache�, na kt�rej si� wyci�gn�a. Niebosk�on p�on�� gwiazdami. By�y ich tysi�ce i wi�kszo�� mruga�a, cho� niekt�re �wieci�y jasno i pewnie. Gdyby dok�adniej im si� przyjrze�, mo�na by dostrzec niewielk� r�nic� w ich zabarwieniu. Czy ta jaskrawa, tam, nie by�a bardziej niebieska?
Zn�w pomaca�a grunt wok� siebie: by� solidny, spokojny, budz�cy zaufanie. Unios�a si� lekko i popatrzy�a w lewo i w prawo, to znaczy w g�r� i w d� rozci�gaj�cej si� szeroko pla�y. Widzia�a kra�ce wody - �wiat tylko zdaje si� p�aski, pomy�la�a - bo naprawd� jest kul�. Wielk� pi�k�, kt�ra obraca si� w �rodku nieba wykonuj�c jeden obr�t na dzie�. Pr�bowa�a wyobrazi� sobie, jak ta kula wiruje z milionami ludzi przyczepionymi do niej, kt�rzy gadaj� r�nymi j�zykami, nosz� �mieszne rzeczy na sobie i wszyscy s� jej uczepieni.
Zn�w p�asko si� wyci�gn�a i spr�bowa�a odczu�, jak ziemia si� obraca. Mo�e nawet troszeczk� to poczu�a. W g��bi nad jeziorem jasna gwiazda mruga�a mi�dzy najwy�szymi konarami drzewa - przymru�ywszy oczy mo�na by�o rozkaza� promieniom ta�czy� wok� niej, a zmru�ywszy jeszcze bardziej - odkszta�ci� ich d�ugo�� i bieg. Czy rzeczywi�cie gwiazda nagle znalaz�a si� nad samym drzewem, czy tylko tak si� zdawa�o? Jeszcze par� minut temu na pewno raz chowa�a si� za ga��ziami, raz kuka�a zza nich... Ale� na pewno! - jest teraz wy�ej. To wtedy doro�li m�wi�, �e gwiazda "wschodzi" - pomy�la�a. Obr�t Ziemi nast�puje w odwrotnym kierunku. Na jednym ko�cu nieba gwiazdy wschodz�, i ten kierunek nazywa si� Wschodem, na drugim, tam za ni� i za kempingami, gwiazdy zachodz� i ten kierunek nazywa si� Zachodem. Raz na dob� Ziemia wykonuje pe�ny obr�t i wtedy te same gwiazdy zn�w wschodz� na tym samym miejscu.
A je�li obraca si� co� tak ogromnego, jak Ziemia, to musi si� to dzia� nies�ychanie pr�dko... Zdawa�o si� jej, �e teraz to ju� naprawd� czuje obr�t Ziemi, i ju� nie taki wyobra�ony, ale co�, co si�gn�o jej a� do �o��dka. Jak zjazd pospieszn� wind� w d� - odchyli�a g�ow� jeszcze bardziej do ty�u, tak �e nic ju� na Ziemi jej nie przeszkadza�o i widzia�a tylko czarne rozgwie�d�one niebo. Z uczuciem wdzi�czno�ci pomy�la�a o trawie, kt�rej k�pek w razie czego mo�na by si� chwyci�, ratuj�c swe cenne �ycie - bo w przeciwnym razie run�aby ku niebu - jej cia�o coraz g��biej zapadaj�ce si� w przestrze�...
Krzykn�a, zanim zd��y�a r�k� zas�oni� usta. I tylko dzi�ki temu znale�li j� kuzyni - zgramoliwszy si� w d� po zboczu, stan�li nad ni�, zanim z jej twarzy znikn�� niezwyk�y wyraz trwogi zmieszany z ol�nieniem: �up, kt�ry ochoczo ponie�li - t� ma��, rozkoszn� niedyskrecj� - jej rodzicom.
Ksi��ka by�a lepsza ni� kino. Po pierwsze - by�o w niej wi�cej wszystkiego ni� w filmie. R�wnie� niekt�re sceny zupe�nie w filmie pozmieniano, za to i w jednym, i w drugim Pinokio - drewniany ch�opiec cudownie o�ywiony - nosi� co� w rodzaju staniczko-kurteczki, a drewienka r�k i n�g mia� po��czone �wiekami. Kiedy D�epetto sko�czy� struga� Pinokia, na chwil� obr�ci� si� do niego plecami, i nagle polecia� g�ow� w prz�d - takiego celnego dosta� kopniaka. W tej chwili nadszed� przyjaciel stolarza i pyta - co robisz na pod�odze?
- Ucz� - z godno�ci� m�wi D�epetto - mr�wki alfabetu. To zdawa�o si� Ellie nies�ychanie dowcipne i lubi�a kole�ankom i kolegom opowiada� t� historyjk�. Ale zawsze, gdy do niej wraca�a, zza skraju jej �wiadomo�ci wy�ania�o si� nieme pytanie: Czy mo�na mr�wki nauczy� alfabetu? Przede wszystkim - komu chcia�oby si� gania� za tymi setkami insekt�w rozbieganych po twoim ciele, z kt�rych ka�dy mo�e ci� uk�si�? Aaale, czy takie mr�wki w og�le by si� czego� nauczy�y?
Czasem w �rodku nocy budzi�a si� i sz�a do �azienki, gdzie natyka�a si� na ojca w samych spodniach od pid�amy, z wypr�on� szyj� i z twarz�, na kt�rej by� krem do golenia oraz wyraz jakiej� szczeg�lnej arystokratycznej wzgardy. "Cze��, S�onku", m�wi�, co by�o skr�tem "s�oneczka", a ona uwielbia�a, gdy j� tak przezywa�. Ale po co goli� si� w �rodku nocy, kiedy nikogo nie obchodzi�o, czy ma zarost, czy nie? "Dlatego", t�umaczy� z lekkim u�miechem, "�e obchodzi to twoj� mam�". Dopiero po latach zrozumia�a to �artobliwe t�umaczenie. Po prostu - jej rodzice byli w sobie zakochani.
Po lekcjach bra�a rower i jecha�a do niewielkiego parku nad jeziorem. Z torebki przy siode�ku wyci�ga�a Poradnik radioamatora i Jankesa na Dworze Kr�la Artura. Chwil� waha�a si�, po czym wybiera�a to drugie: bohater Twaina akurat dosta� w �eb i kiedy ockn�� si�, by� w arturia�skiej Anglii. Mo�e to mu si� �ni�o, a mo�e mia� halucynacje? Niewykluczone jednak, �e to wszystko by�o prawd�. Chyba mo�na wstecz podr�owa� w czasie? Z podbr�dkiem na kolanach w�drowa�a wzrokiem po linijkach, zn�w odczytuj�c ulubione kawa�ki, na przyk�ad, gdy bohatera na samym pocz�tku bierze w niewol� facet w zbroi, kt�rego ten uwa�a za uciekiniera z tutejszego domu wariat�w. I kiedy docieraj� na szczyt wzg�rza, sk�d wida� roz�o�one przed nimi miasto...
"Bridgeport? - spyta�em.
Camelot - powiedzia�".
Gapi�a si� w b��kit jeziora, pr�buj�c wyobrazi� sobie takie miasto, kt�re by�o i Bridgeport z dziewi�tnastego wieku i Camelotem z sz�stego, gdy nagle wyros�a nad ni� zadyszana matka.
- Szukam ci� wsz�dzie, dlaczego nigdy ci� nie ma tam, gdzie mo�na by ci� znale��? Och, Ellie - szepn�a - sta�o si� co� okropnego.
W si�dmej klasie uczyli si� liczby "pi". To by�a grecka litera, kt�ra wygl�da�a jak kamienne budowle w Stonehenge, w Anglii: dwa pionowe s�upy z u�o�on� na wierzchu belk� w poprzek - ?. Czyli to, co si� otrzymuje podzieliwszy obw�d ko�a przez jego �rednic� - w domu Ellie wzi�a zakr�tk� od majonezu, owi�za�a j� sznurkiem, potem go wyprostowa�a i linijk� zmierzy�a jego d�ugo��. Tak samo post�pi�a w poprzek zakr�tki, a potem to podzieli�a. Otrzyma�a 3,21. Doprawdy, nie by�o to nic trudnego.
Nazajutrz pan od matematyki, Weisbrod, powiedzia�, �e "pi" wynosi oko�o 22/7, czyli 3,1416. Z tym, �e je�li kto� chcia�by by� bardzo dok�adny, to otrzyma u�amek, kt�ry ci�gnie si� i ci�gnie w niesko�czono��, kombinacjami cyfr, kt�re nigdy si� nie powtarzaj�. W niesko�czono��, pomy�la�a Ellie i podnios�a r�k�. To by� pocz�tek roku szkolnego i Ellie nie zada�a jeszcze w klasie �adnego pytania.
- Sk�d ludzie wiedz�, �e ten u�amek ci�gnie si� i ci�gnie w niesko�czono��
- Bo wiedz� - ch�odno powiedzia� pan od matematyki.
- Ale jak? Sk�d wiedz�? Czy mo�na obliczy� u�amek, kt�ry nigdy si� nie ko�czy?
- Panno Arroway - powiedzia� pan Weisbrod, otwieraj�c dziennik - to pytanie jest g�upie, zabierasz nam czas po�wi�cony na lekcj�.
Nikt dot�d nie powiedzia� Ellie, �e jest g�upia, poczu�a wi�c, �e jeszcze chwila i si� rozp�acze. Bili Horstman, z kt�rym dzieli�a �awk�, leciutko przykry� jej d�o� swoj� r�k�. Akurat oskar�ono jego ojca o fa�szowanie przebiegu u�ywanych samochod�w, kt�rymi handlowa�, wi�c Billy wiedzia� dobrze, co to znaczy publiczne poni�enie. Ellie szlochaj�c wybieg�a z klasy.
A po szkole pojecha�a rowerem do biblioteki miejscowego koled�u, aby przejrze� matematyczne ksi�gi. I z tego, co uda�o si� jej wyczyta�, nabra�a prze�wiadczenia, �e jej pytanie wcale nie by�o g�upie. Bo z Biblii, na przyk�ad, wynika, �e staro�ytni Hebrajczycy uwa�ali "pi" za r�wne dok�adnie trzem. Natomiast Grecy i Rzymianie, kt�rzy o matematyce mn�stwo wiedzieli, nie mieli poj�cia o tym, �e liczby w u�amku za tr�jk� biegn� w niesko�czono�� i nigdy si� nie dubluj�, bo fakt ten odkryto zaledwie dwie�cie pi��dziesi�t lat temu. Wi�c je�li odm�wi� prawa do pyta�, jak mo�na si� czegokolwiek dowiedzie�? Co prawda pan Weisbrod mia� racj�, gdy sz�o o pierwszych par� cyfr - "pi" to nie by�o 3,21. Mo�e zakr�tka od majonezu by�a wygi�ta, a mo�e Ellie niedok�adnie zmierzy�a linijk� sznurek? Cho� przecie� niechby i najdok�adniej mierzy�a, jak mo�na spodziewa� si�, �e zmierzy u�amek niesko�czony?
A jednak istnia�a jeszcze inna mo�liwo��: liczba "pi" pozwala obliczy� siebie rachunkiem r�niczkowym do takiego poziomu dok�adno�ci, jaki tylko przyjdzie do g�owy. Bo je�li si� znasz na r�niczkach, mo�esz wyprowadzi� wz�r, z kt�rego mo�na obliczy� u�amek dziesi�tny liczby "pi" tak d�ugi, na jaki pozwoli ci czas. W podr�czniku znalaz�a wzory dla "pi" dzielonego przez cztery - niekt�rych zupe�nie nie zrozumia�a, ale by�y te� takie, kt�re j� ol�ni�y: ?/4, m�wi� podr�cznik, to tyle samo co 1-1/3+1/5-1/7... u�amki, kt�re mo�na wyci�gn�� w niesko�czono��. Spr�bowa�a zaraz je prze�wiczy�, na przemian dodaj�c i odejmuj�c. Suma wypada�a raz wi�ksza raz mniejsza ni� ?/4, cho� ju� wkr�tce by�o jasne, �e te tasiemce liczb prowadz� jak strzeli� do w�a�ciwej odpowiedzi. �cis�y wynik by� nieosi�galny, ale mo�na by�o przy odrobinie cierpliwo�ci podej�� do niego jak najbli�ej. Graniczy�o to dla niej z cudem, �e ka�dy, absolutnie ka�dy okr�g na �wiecie ma taki �cis�y zwi�zek z tymi szeregami u�amk�w. Sk�d okr�gi dowiedzia�y si� o u�amkach? Postanowi�a nauczy� si� r�niczek.
W ksi��ce wyczyta�a co� jeszcze: na przyk�ad, �e "pi" nazywano liczb� "transcendentaln�". Nie by�o w matematyce takiego r�wnania, kt�re pos�uguj�c si� zwyk�ymi liczbami, da�oby w wyniku liczb� "pi", chyba �e by�oby to r�wnanie niesko�czenie d�ugie. Zna�a si� ju� troch� na algebrze i wiedzia�a, co to znaczy. Ale "pi" nie by�a jedyn� liczb� transcendentaln�. W rzeczywisto�ci istnia�a niesko�czona ilo�� takich liczb. Co wi�cej, by�o niesko�czenie wi�cej transcendentalnych liczb, ni� zwyk�ych, cho�, "pi" by�a jedyn�, o kt�rej zdarzy�o si� jej s�ysze�. Ponad wszelk� w�tpliwo�� istnia�o wi�cej powod�w ni� ten jeden, dla kt�rych liczba "pi" mia�a zwi�zek z wieczno�ci�.
Poczu�a, �e na sekund� musn�� j� cie� jakiego� majestatu. Oto w�r�d pospolitych cyfr ukrywa si� gdzie� wieczno�� liczb transcendentalnych, na kt�re nie trafi nikt g��boko nie zaznajomiony z matematyk�. Wprawdzie niekt�re wyskakiwa�y czasem - jak cho�by liczba "pi" - na powierzchni� normalnego �ycia, lecz wi�ksza ich cz�� (ilo�� niesko�czona, przypomnia�a sobie) pozostawa�a w ukryciu, zajmuj�c si� tylko sob�, i ponad wszelk� w�tpliwo�� niedost�pna oczom ludzi poirytowanych, na przyk�ad, pana Weisbroda.
Pierwszym rzutem oka przejrza�a Johna Staughtona na wylot. Tajemnic� by�o dla niej, jak matka mog�a pomy�le� o ma��e�stwie z kim� takim - niewa�ne ju�, �e ledwie dwa lata po �mierci ojca. Wprawdzie prezentowa� si� niczego sobie, i je�li mocno na siebie uwa�a�, m�g� nawet wywo�a� wra�enie, �e nie tak zupe�nie ma ciebie gdzie�. Co weekend zaprasza� student�w do ich nowego domu, kaza� im pieli� ogr�dek i wykonywa� r�ne domowe prace, by potem drwi� z nich, gdy ju� poszli. Ellie powiedzia�, �e skoro dopiero zaczyna liceum, nie wypada, by wi�cej ni� raz spogl�da�a na ka�dego z pi�knych m�odzie�c�w, kt�rzy tu przychodzili. By� rozd�ty uczuciem swej wa�no�ci i pewna by�a, �e w cicho�ci ducha gardzi� ojcem, kt�ry by� tylko w�a�cicielem sklepu. Staughton nie ukrywa�, �e uwa�a zainteresowanie radiem i elektronik� za niew�a�ciwe dla dziewcz�t, �e nigdy nie z�apie m�a i �e zg��bianie fizyki jest w jej przypadku zaj�ciem g�upim, zboczonym. Oraz "pretensjonalnym", dodawa�. Brak jej po prostu naturalnych zdolno�ci. To fakt obiektywny, kt�ry powinna zaakceptowa�. M�wi to dla jej dobra, kiedy� mu b�dzie dzi�kowa�a. Jest w ko�cu docentem fizyki. On wie, ile to kosztuje. Doprowadza� j� do sza�u upokorzeniami, mimo �e nigdy dot�d (Staughton w to nie wierzy�) nie my�la�a powa�nie o karierze naukowej.
By� �le wychowany, odwrotnie ni� ojciec, i nie mia� poj�cia o poczuciu humoru. Do furii doprowadza�o j�, gdy brano j� za c�rk� Staughtona, tote� ani matka, ani on nawet jej nie proponowali, by zmieni�a nazwisko. Odpowied� znali a� za dobrze.
Czasami w tym cz�owieku zatli�a odrobina ciep�a, jak wtedy, gdy le�a�a w szpitalnej sali po operacji migda�k�w, i on przyni�s� jej wspania�y kalejdoskop.
- Kiedy b�d� operowa�? - sennie zapyta�a.
- Ju� operowali - powiedzia� Staughton. - Wszystko b�dzie dobrze.
Fakt, �e z jej �ycia mo�na wyj�� kawa� czasu, tak �e nawet tego nie poczu�a, uzna�a za niepokoj�cy. I do niego mia�a o to pretensj�, cho� czu�a, �e zachowuje si� jak dzieciak.
Czy to mo�liwe, �e matka naprawd� go kocha�a? Mo�e samotno��, mo�e kobieca s�abo�� sk�oni�y j� do ponownego zam��p�j�cia? Jest typem, kt�rym wci�� trzeba si� zajmowa�, wi�c Ellie z�o�y�a �lubowanie, �e nigdy przenigdy nie dopu�ci do sytuacji, w kt�rej by�aby od kogo� zale�na. Ojciec jej zmar�, matka robi�a si� coraz odleglejsza, a ona sama zamkni�ta na dworze tyrana. Nie ma nikogo, kto nazwa�by j� "S�onek", jak�e pragn�a ucieczki...
"Bridgeport? - spyta�em.
Camelot - powiedzia�".
ROZDZIA� 2
Koherentna wi�zka �wiat�a
Odk�d zyska�am zdolno�� pos�ugiwania si� rozumem, moje pragnienie zdobycia wiedzy sta�o si� tak pot�ne i gwa�towne, �e ani upomnienia drugich... ani moje w�asne rozeznanie... mog�y powstrzyma� ten naturalny impuls od Boga mi dany. On jeden wie po co; i wie te�, �e b�aga�am Go, by odebra� mi �wiat�o my�li zostawiwszy tyle, ile bym nie przekroczy�a Jego praw; ka�da wszak rzecz u kobiety �atwo staje si� przesad� - wiem to po innych ludziach. I mo�e to si� sta�, jak powiadaj�, dla drugich pokrzywdzeniem.
JUANA INES DE LA CRUZ
Odpowied� Biskupowi Puebli (1691), kt�ry zaatakowa� jej rozprawy jako nie licuj�ce z jej p�ci�.
Chcia�bym �askawej uwadze czytelnika przedstawi� pogl�d, kt�rego paradoksalno��, jak si� obawiam, i wywrotowo�� mog� okaza� si� nie do przyj�cia. Wspomniana teoria jest nast�puj�ca: b��dem jest zawierzy� twierdzeniu, gdy nie istnieje grunt, by domniemywa� o jego prawdziwo�ci. Oczywi�cie, podkre�li� musz�, �e je�li taki punkt widzenia rozpowszechni�by si� w spo�ecze�stwie, ca�kowicie odmieni�by jego �ycie oraz polityczny system; skoro oba w obecnej chwili s� nienaganne, taka rzecz musia�aby zawa�y� przeciw nim.
BERTRAND RUSSELL
Eseje sceptyczne, t. I (1928)
Wok� r�wnika bia�oniebieskiej gwiazdy znajdowa� si� szeroki pier�cie� kosmicznego gruzu - ska�, lodu, metali i substancji organicznych - kt�ry by� czerwie�szy na obwodzie, a w pobli�u gwiazdy b��kitnawy. Mnogo�cian wielki jak planeta pionowo przelecia� przez rozziew mi�dzy pier�cieniami w d�, na ich drug� stron�. Dop�ki przebywa� w poziomie pier�cieni, przes�ania�y go czasem bry�y lodowe i strzaskane g�azy, lecz teraz, gdy wr�ci� na sw� trajektori� ku punktowi ponad drugim biegunem gwiazdy, rozb�ys� s�onecznym �wiat�em odbitym od milion�w przyczepionych do siebie muszelek. Patrz�c uwa�nie spostrzeg�by�, jak jedna z nich wykonuje nieznaczne kierunkowe namiary. Ale ju� nie dostrzeg�by�, jak buchn�a ze� radiowa fala i run�a w g��bin� kosmosu.
Dla wszystkiego, co zamieszkuje Ziemi�, niebo noc� zawsze by�o przyjacielem i natchnieniem. Przyjemno�� sprawia� widok gwiazd, bo zdawa�y si� one g�osi�, �e niebo stworzono dla dobra ludzi i dla pomocnego przewodnictwa nimi. Ta pr�na i patetyczna my�l zyska�a rang� powszechnej, �wiatowej m�dro�ci - �adnej z kultur nie omin�a. Dla wielu niebo sta�o si� bram� dla ich uniesie� religijnych; innych wspania�o�� i ogrom kosmosu przejmowa�y l�kiem i pokor�; byli te� tacy, kt�rych fantazj� niebo prowokowa�o do najdziwniejszych wyskok�w.
Ludzie, gdy tylko odkryli, jaka jest skala wszech�wiata i kiedy doszli do wniosku, �e nawet naj�mielsze ich wyobra�enia by�y niczym w por�wnaniu z rzeczywistym ogromem cho�by Mlecznej Drogi, zacz�li tak post�powa�, aby ich nast�pcy nie mogli ju� si�gn�� gwiazd. Przez milion lat ludzka istota mia�a jak�� sw� osobist�, codzienn� wiedz� o tym, czym jest to niebo nad nim. Ale w ostatnich kilku tysi�cleciach zacz�to wznosi� miasta i do nich emigrowa�. W ci�gu ostatnich dekad ogromna cz�� ludzko�ci ju� ca�kiem porzuci�a wiejski tryb �ycia, za� w miar� rozwoju technologii i zatrucia miast, niebo stawa�o si� coraz bardziej bezgwiezdne. Nowe pokolenia wzros�y w pe�nej ignorancji, czym jest niebo - to samo, kt�re budzi�o taki l�k w ich przodkach i kt�re sta�o si� bod�cem dla wieku nowoczesnej nauki i technologii. Niepostrze�enie, gdy tylko astronomia zacz�a wkracza� w sw�j z�oty wiek, ludzie odci�li si� od nieba, popadli w kosmiczny izolacjonizm, kt�rego kres nast�pi� dopiero z pierwszym lotem w kosmos.
Ellie cz�sto spogl�da�a na Wenus i wyobra�a�a sobie, �e jest to planeta troch� taka jak Ziemia - s� te� na niej ro�liny, zwierz�ta i cywilizacje, cho� wszystkie inne ni� to, co tu mamy. Gdy na jej podmiejskim osiedlu s�o�ce ju� zaczyna�o zachodzi�, wpatrywa�a si� w przedwieczorne niebo, a ju� szczeg�lnie d�ugo w t� nieruchom�, jasn� kropk� �wiat�a. Pr�bowa�a wyobrazi� sobie, co tam si� dzieje - nawet wspina�a si� na palce, byle lepiej przyjrze� si� planecie. I przysi�g�aby, �e widzi - czasem, kiedy zakole ��tej chmury nagle na kr�tko si� przeja�ni�o - wielkie miasto z drogich kamieni. Powietrzne samochody mkn�y w�r�d kryszta�owych spiczastych wie�, i czasem wyobra�a�a sobie, �e zagl�da do �rodka kt�rego� z tych pojazd�w. I widzi - jednego z nich. Albo fantazjowa�a, �e kto� m�ody - tam - gapi si� w jasnoniebieski punkt �wiat�a na ich niebie, i te� wspina si� na palce i duma o mieszka�cach Ziemi. Co za nieodparta my�l o gor�cej, tropikalnej planecie, kt�ra kipi rozumnym �yciem, i to tu�, tu�, obok!
Godzi�a si� na wkuwanie wiedz�c, �e to tylko jest pusta skorupa dla wiedzy. Pracowa�a tyle, ile potrzeba dla jakich� tam wynik�w, za� wi�kszo�� czasu po�wi�ca�a innym zagadnieniom. Wolne chwile po lekcjach, a nawet ca�e godziny, udawa�o si� jej przep�dza� w czym�, co nazywano "warsztatem" - to znaczy, w brudnej, ciasnej fabryczce, kt�r� otwarto w czasach, kiedy szko�a po�wi�ca�a wi�cej uwagi "edukacji zawodowej", ni� to obecnie jest w modzie. Co�, co nazywano "edukacj� zawodow�", ogranicza�o si� zreszt� do prac r�cznych - st�d w warsztacie tokarki, wiertarki i inne narz�dzia, do kt�rych nie wolno jej by�o si� zbli�a�, albowiem bez wzgl�du na talenty, jakie by� mo�e mia�a, przecie� "by�a dziewczyn�". Z oporami wyra�ono zgod�, by prowadzi�a swe prace w elektronicznej cz�ci "warsztatu". Wi�c najpierw sk�ada�a ma�e radio, pos�uguj�c si� mniej lub bardziej odr�cznym szkicem, by wkr�tce przerzuci� si� na co� o wiele bardziej interesuj�cego.
Skonstruowa�a maszyn� szyfrow� - do�� prymitywn�, ale dzia�a�a. Ka�d� wiadomo�� wrzucon� do niej w j�zyku angielskim, umia�a przetworzy� prostym szyfrem na co�, co mog�o zdawa� si� be�kotem. Ale zbudowa� maszyn�, kt�ra dzia�a�aby odwrotnie, to znaczy, odtwarza�aby wiadomo�� z zaszyfrowanej w zrozumia��, przy nieznajomo�ci kodu - oho, to by by�o co�. Mo�na by przecie� skonstruowa� maszyn�, kt�ra sprawdza�aby ka�d� z mo�liwych podmianek (na przyk�ad, A zamiast B, A zamiast C, A zamiast D), przy czym nale�a�oby pami�ta� o tym, �e niekt�re litery w angielskim s� cz�ciej u�ywane od innych.
Maszyna dekoduj�ca sta�a si� zabawk� tylko dla niej samej, bo nigdy nie pos�u�y�a si� ni� do posy�ania kole�ankom lub kolegom jakich� supertajnych informacji. W�tpi�a, czy cho� jedno z nich mog�oby si� sta� zaufanym powiernikiem jej elektronicznych i kryptograficznych nami�tno�ci - ch�opcy tylko by wrzeszczeli i latali, za� kole�anki jako� dziwnie na ni� spogl�da�y.
�o�nierze armii Stan�w Zjednoczonych walczyli w dalekim kraju, kt�ry nazywa� si� Wietnam. Miesi�c w miesi�c coraz wi�cej m�odych ludzi zgarniano z ulic i gospodarstw i odprawiano do Wietnamu. Im ja�niej zaczyna�a rozumie�, sk�d si� bior� wojny i im wi�cej wys�uchiwa�a publicznych wypowiedzi wodz�w narodu, tym wi�ksza ogarnia�a j� w�ciek�o��. I Prezydent i Kongres k�ami�, zabijaj� - my�la�a sobie - a prawie ca�a reszta w milczeniu si� na to godzi. Jej bunt wzm�g� si� zw�aszcza po tym, jak jej przybrany ojciec wyrazi� swoje oficjalne stanowisko w sprawie dotrzymywania uk�ad�w sojuszniczych, teorii domina i bezczelnej agresji komunistycznej. Zacz�a si� wi�c wymyka� na odbywaj�ce si� niedaleko, w jednym z koled��w, wiece i mityngi. Ludzie, kt�rych tam spotyka�a zdawali si� jej o wiele bystrzejsi, otwarci, i �ywi, ni� towarzystwo w gimnazjum - zgrzebne i gu�owate. John Staughton wpierw par� razy ostrzeg� j�, a� wreszcie zabroni� zadawa� si� ze studentami. Nie uszanuj� jej - powiedzia� - wykorzystaj�. Za� ona pozuje na intelektualistk�, kt�r� nie jest i nigdy nie b�dzie. Gorsz�cy jest te� spos�b, w jaki si� ubiera: czy kurtka wojskowa to str�j odpowiedni dla dziewczyny? To n�dzna maskarada pe�na hipokryzji, maj�ca niewiele wsp�lnego z zamanifestowaniem sprzeciwu wobec ameryka�skiej interwencji w po�udniowo-wschodniej Azji.
Matka nie uczestniczy�a w tych sporach, ograniczaj�c si� do patetycznych nawo�ywa�, by Ellie i Staughton ze sob� "nie walczyli". Za to, gdy zostawa�y same naciska�a na Ellie, by podda�a si� woli przybranego ojca i �eby "by�a mi�a". Ale Ellie zacz�a podejrzewa� Staughtona, ze o�eni� si� z matk� tylko dla pieni�dzy z ubezpieczenia, jakie dosta�a po �mierci ojca. Czy m�g� by� jaki� inny pow�d? Kt�rego� dnia matka przybieg�a do Ellie w stanie podenerwowania i nagle za��da�a, by Ellie zrobi�a "co� dla nich wszystkich" - aby zacz�a ucz�szcza� na wyk�ady z Pisma �wi�tego. Jak mama mog�a po�lubi� Staughtona? - to pytanie ju� tysi�czny raz w niej krzycza�o. Wyk�ady z Pisma �wi�tego - ci�gn�a matka - u�atwiaj� przyswajanie sobie tradycyjnych cn�t, no i co wi�cej, poka�� Staughtonowi, �e Ellie szczerze pragnie jakiego� porozumienia - "A wszystko to zr�b z mi�o�ci dla matki i ze wsp�czucia dla niej" - mo�na by zako�czy�.
I tak ka�dej niedzieli, przez prawie ca�y rok szkolny, Ellie regularnie ucz�szcza�a na spotkania dyskusyjne odbywaj�ce si� w pobliskim ko�ciele. By� to jeden z tych protestanckich zbor�w, kt�rych nawet nie musn�� o�ywczy niepok�j ewangelizacji. Przychodzi�o tam paru gimnazjalist�w, troch� doros�ych - g��wnie kobiet w �rednim wieku - a tak�e �ona pastora pe�ni�ca rol� przewodnika wsp�lnoty. Nigdy przedtem Ellie powa�nie nie czyta�a Biblii, raczej godz�c si� z ma�oduszn� definicj� ojca, �e "jest to na p� historia barbarzy�stwa, na p� zestaw bajek". Tak wi�c podczas weekendu poprzedzaj�cego pierwsze spotkanie przeczyta�a (pr�buj�c nie m�ci� swego krytycyzmu) to, co wydawa�o si� jej najwa�niejszymi cz�ciami Starego Testamentu. Od razu zauwa�y�a, �e w pierwszych dw�ch rozdzia�ach Ksi�gi Rodzaju znajduj� si� dwie odr�bne i zupe�nie sobie przeciwne historie Stworzenia. Nie rozumia�a, jak mog�o istnie� �wiat�o i cie�, zanim zosta�o stworzone S�o�ce, mia�a problem z odgadni�ciem, czyim w�a�ciwie m�em by� Kain i wprost zadziwi�y j� opowie�ci o Locie i jego c�rkach, o Abrahamie i Sarze w Egipcie, o zar�czynach Dinah, Jakubie, i Ezawie. Rozumia�a, �e tch�rzostwo jest czym�, co zdarza si� na tym �wiecie, i �e synowie mog� ok�amywa�, nawet oszukiwa� starego ojca, za� nikczemny m�� mo�e zgodzi� si� na to, by jego �ona by�a na�o�nic� kr�la. Nawet zdarza si� i to, �e kto� namawia do zgwa�cenia swych c�rek. Ale jednego w tej �wi�tej ksi�dze brakowa�o: s�owa niezgody na te okropno�ci, co wi�cej, zdawa�o si�, �e te zbrodnicze czyny s� akceptowane, nawet pochwalane.
Od pocz�tku spotkania nie mog�a doczeka� si� dyskusji nad tym, co uwa�a�a za irytuj�ce nielogiczno�ci. Spodziewa�a si�, �e troch� uchyli si� przed ni� kurtyna przes�aniaj�ca Boskie Zamiary, albo przynajmniej znajdzie si� wyt�umaczenie, dlaczego oczywiste zbrodnie nie znajduj� pot�pienia w oczach autora, czy raczej Autora. Czeka�o j� rozczarowanie - �ona pastora podda�a si� bez wystrza�u: takie sprawy po prostu nigdy nie by�y przedmiotem ich dyskusji. Gdy Ellie upiera�a si�, aby dociec, jak to mo�liwe, �e c�rki faraona jednym rzutem oka do koszyka wiedzia�y, �e maj� do czynienia z �ydowskim dzieckiem, �ona pastora sp�on�a g��bokim rumie�cem i poprosi�a, by Ellie nie zadawa�a niew�a�ciwych pyta� (w tym momencie w g�owie Ellie zaja�nia�a odpowied�).
Gdy przeszli do Nowego Testamentu, podniecenie Ellie jeszcze wzros�o. Mateusz i �ukasz wywodzili drzewo rodowe Jezusa od samego kr�la Dawida, lecz dla Mateusza mi�dzy jednym a drugim by�o dwadzie�cia osiem pokole�, za� dla �ukasza czterdzie�ci trzy. Na obu listach nie zgadza�o si� prawie ani jedno nazwisko. Jak�e wi�c obie Ewangelie - i Mateusza, i �ukasza - mog� by� tym samym S�owem Boga. Sprzeczne ze sob� genealogie wyda�y si� jej jaskrawym przyk�adem dopasowywania p�niejszych wydarze� do proroctwa Izajaszowego, preparowaniem danych, kt�re w chemii nazywa si� "laboratork�". G��boko poruszy�o ni� Kazanie na G�rze, ale r�wnie g��boko rozczarowa�o upomnienie, aby oddawa� co cesarskie cesarzowi i dwukrotnie do �ez i krzyk�w doprowadzi�a j� pastorowa, pr�buj�ca unikami zby� pytanie o prawdziwy sens zdania: "Nie przychodz� czyni� pokoju, lecz wojn�". Wreszcie powiedzia�a matce za�amuj�cej nad ni� d�onie, �e zrobi�a co mog�a, ale ju� nikt nawet ko�mi nie zawlecze jej na nast�pne spotkanie.
Le�a�a na tapczanie. By�a upalna letnia noc. Elvis �piewa�: "B�agam o jedn� noc z tob�..." - ci ch�opcy w szkole, tacy niedojrzali. I takie sprawia�o k�opoty - zwa�ywszy policyjny nadz�r, pod jakim przybrany ojciec j� trzyma� - rozwini�cie znajomo�ci z pewnym studentem, kt�rego spotyka�a na wyk�adach i podczas wiec�w. Niech�tnie przed sob� przyznawa�a, �e przynajmniej co do jednego John Staughton si� nie myli�: m�odym m�czyznom w wi�kszo�ci przypadk�w chodzi�o wy��cznie o korzy�ci seksualne. Ale zarazem byli oni, wbrew temu, czego mo�na by si� spodziewa� - emocjonalnie du�o bardziej wra�liwi. Mo�e z powodu tej pierwszej cechy?
Ju� by�a na p� pogodzona z my�l�, �e ze studi�w nici, ale bez wzgl�du na wszystko zamierza�a opu�ci� dom. Staughton nie da�by jej ani grosza na drog� i psu na bud� zda�yby si� potulne or�downictwa mamy... gdy wtem na egzaminach wst�pnych Ellie wypad�a tak �wietnie, �e - ku w�asnemu zaskoczeniu - uzyska�a, jak twierdzili nauczyciele, szans� na stypendium w jednym z najlepszych uniwersytet�w w kraju. W�r�d pyta� testowych uda�o jej si� par� trafie�, i uwa�a�a to za fuks. Je�li si� przecie� ma minimum wiedzy, ot tyle, by umie� wykluczy� wszystkie opr�cz dwu najbardziej prawdopodobnych odpowiedzi, a potem nie sypn�� si� w zestawie dziesi�ciu prostych pyta� - oblicza�a sobie - to istnieje szansa jedna na tysi�c, �e si� trafi ca�y test. Przy dwudziestu prostych pytaniach szans� malej� do jednego na milion. A je�li oko�o miliona uczni�w zdawa�o w tym roku egzamin, to temu jednemu po prostu musia�o si� uda�.
Cambridge w Massachusetts to do�� daleko, by wymkn�� si� spod kurateli Staughtona, ale zarazem do�� blisko, by na wakacje je�dzi� zn�w do domu na spotkania z matk� - dla kt�rej zreszt� ca�a domowa sytuacja stawa�a si� coraz trudniejszym wyborem pomi�dzy nieustann� zdrad� c�rki, a doprowadzaniem w�asnego m�a do wybuch�w w�ciek�o�ci. Ku w�asnemu zdziwieniu Ellie nie wybra�a Instytutu Technologii Stanu Massachusetts, lecz Harvard.
Pojecha�a wi�c studiowa� - �adna, m�oda, ciemnow�osa i niewysoka kobieta, z u�mieszkiem b��kaj�cym si� w k�ciku ust i gotowo�ci� nauczenia si� wszystkiego. Postanowi�a wzbogaci� sw� wiedz� wszelkimi mo�liwymi kursami, jakie si� nawin� i nie ogranicza� si� do swych g��wnych przedmiot�w, czyli matematyki, fizyki i in�ynierii. Niestety, w dziedzinie g��wnych przedmiot�w napotka�a pewne trudno�ci: z ch�opakami, kt�rzy stanowili wi�kszo�� w jej grupie - nie do��, �e ledwie mo�na by�o pogada� o problemach fizyki, to ju� w og�le mowy nie by�o o jakiej� ich g��bszej analizie. Wpierw z czym� w rodzaju "wybi�rczego roztargnienia" przys�uchiwali si� jej uwagom, potem zapada�a minuta ciszy, po kt�rej wracali do swoich spraw tak, jakby w og�le niczego nie powiedzia�a. Zdarza�o si�, �e owszem, przyznali jej w czym� racj�, nawet pochwalili, i zaraz zn�w niezachwianie kontynuowali swe w�asne rozwa�ania. Nie mia�a w�tpliwo�ci, �e to co m�wi�a, nie by�o w ko�cu takie zupe�nie g�upie i nie �yczy�a sobie, by j� tak bezczelnie ignorowano. Ignorowano albo, po ojcowsku, poklepywano po ramieniu - na przemian. S�abo�� g�osu by�a w cz�ci, ale tylko w cz�ci, tego przyczyn�. Zacz�a wi�c trenowa� "g�os fizyczny" - jasny, kompetentny g�os wyk�adowy, o kilka decybeli g�o�niejszy od rozmowy. Z takim g�osem nale�a�o mie� racj�. I czeka� na sw�j moment, zna�a przecie� sw� sk�onno�� do atak�w �miechu, kt�rymi mog�a zrujnowa� ka�dy tak opracowany wyw�d. Zdecydowa�a si� wi�c na metod� szybkich, ostrych wtr�ce�, kt�re najlepiej przykuwaj� uwag� s�uchacza. Po czym� takim mog�a m�wi� jeszcze przez chwil�, ju� swoim w�asnym g�osem. Ilekro� znalaz�a si� w�r�d nowych dyskutant�w, od nowa musia�a walczy� o prawo do uczestnictwa w rozmowie - cho�by na tyle, ile potrzeba, aby w jej nurcie umoczy� wios�o. Ch�opcy na jej problemy pozostawali �lepi i g�usi, a nierzadko podczas �wicze� laboratoryjnych lub seminari�w asystent potrafi� powiedzie�: "a teraz, panowie, przejd�my do...", po czym spostrzeg�szy, �e Ellie marszczy brwi, dodawa�: "o, przepraszam, panno Arroway, ale my�l� o pani jak o jednym z nas". Najwi�kszym komplementem, na jaki mogli si� zdoby�, by�o uznanie, �e widz� w niej odrobin� wi�cej, ni� tylko kobiet�. Wi�c musia�a pilnowa�, aby nie rozwin�a si� w niej osobowo�� kombatantki, albo po prostu normalna mizantropia. Nagle uderzy�a j� my�l: "mizantrop" to taki kto�, kto w og�le nie lubi ludzi, nie tylko m�czyzn. Za� dla kobiet wymy�lono, oczywi�cie, co� zupe�nie osobnego: "mizogynizm". Widocznie m�czy�ni, kt�rzy opracowywali s�owniki, jako� zaniedbali s�owo, kt�re opisywa�oby wy��cznie niech�� do nich. Wygl�da na to - my�la�a - �e wszyscy leksykografowie byli m�czyznami i nie widzieli rynkowej potrzeby dla produkcji takiego s�owa.
Wi�cej ni� innych osacza�y j� obci��enia rodzinno-domowe. Rado�ci� napawa�a odzyskana swoboda - intelektualna, towarzyska, seksualna - a przecie� podczas gdy jej r�wie�nicy oddawali si� modzie bezkszta�tu, kt�ry zamazywa� r�nice mi�dzy p�ciami, ona aspirowa�a ku elegancji i prostocie w doborze sukienek i makija�u, oczywi�cie na tyle, na ile pozwala� chudy bud�et. Dla sprzeciw�w politycznych - my�la�a - istniej� bardziej skuteczne sposoby. Dorobi�a si� wi�c ledwie paru bli�szych przyjaci�, a za to masy dora�nych wrog�w, kt�rzy nie cierpieli jej ubior�w, jej politycznych i religijnych pogl�d�w oraz energii, z jak� broni�a swych przekona�. Wiele dziewcz�t, sk�din�d nieg�upich, bra�o jej wiedz� i zami�owanie do nauk za kamie� osobistej obrazy, ale za to par� innych patrzy�o na ni� jak na co�, co matematycy nazywaj� twierdzeniem pochodnym - dedukcyjny dow�d na istnienie kobiety umiej�tnej, nawet wybitnej, jak na model wzorcowy.
Poddaj�c si� fali rewolucji seksualnej, zacz�a i w tej dziedzinie eksperymentowa� z coraz wi�kszym entuzjazmem, by doj�� do smutnego wniosku, �e jej kochankowie in spe po prostu boj� si� jej. �aden zwi�zek nie trwa� d�u�ej ni� par� miesi�cy... jedynym godnym wyj�ciem by�aby wi�c demonstracja wzgardy dla erotycznych zainteresowa� - zd�awienie samej siebie, czyli co�, przeciw czemu tak ostro wyst�powa�a jeszcze w szkole �redniej. Przera�a� j� obraz matki skazanej na potuln� wegetacj� w domowym wi�zieniu... zacz�a wi�c zwraca� sw� uwag� ku m�czyznom nie zwi�zanym z nauk� ani z uniwersytetem.
Mia�a wra�enie, �e niekt�rym kobietom obce s� wszelkie mi�osne zachody i jedyne, co potrafi�, to rzuci� komu� do st�p pe�ni� swoich uczu� bez cho�by krztyny krytycznego zastanowienia. Inne oddawa�y si� istnym kampaniom wojennym: tkaniu sieci misternych intryg i taktykom odwrotu, a wszystko po to, by "z�owi�" upatrzonego. S�owo "upatrzony" m�wi�o samo za siebie - biedny m�czyzna nie by� "upragniony", tak jak si� kogo� pragnie - rozmy�la�a - a tylko "upatrzony", jako obiekt godny zainteresowania w opinii tych, dla kt�rych t� �a�osn� �amig��wk� uk�ada�y. Za to wi�kszo�� kobiet trzyma�a si�, w jej opinii, strefy �rodkowej, gdzie mog�y zado��uczyni� swym nami�tno�ciom d�ugotrwa�ymi korzy�ciami, jakich si� spodziewa�y. Niewykluczone, �e interes w�asny czasem krzy�owa� si� w nich z mi�o�ci�, cho� t� drug� raczej trudno by�o w nich dojrze�, nawet uwa�nym okiem. Ca�y ten pomys� wykalkulowanej pu�apki po prostu je�y� jej w�os na g�owie - w tych sprawach nie mia�a w�tpliwo�ci, �e ca�ym sercem jest po stronie tego, co si� odbywa samo. I tak to z ni� by�o w chwili, gdy spotka�a Jesse.
Jaka� randka zaprowadzi�a j� do piwnicy przy Kenmore S�uare. Jesse �piewa� rhytm and bluesa przy wt�rze gitary prowadz�cej. To co �piewa� i spos�b, w jaki si� porusza�, lepiej ni� ona sama, u�wiadomi� jej, czego ca�e �ycie pragn�a. Nast�pnego wieczoru sama tu wr�ci�a. Usadowi�a si� przy najbli�szym sceny stoliku i razem z Jessem przymyka�a oczy, gdy �piewa� oba swoje kawa�ki. Po dw�ch miesi�cach zamieszkali razem.
Pracowa�a tylko wtedy, kiedy kontrakty zmusza�y go do wyjazd�w do Hartford albo Bangor. Nadal sp�dza�a dzie� po dniu w�r�d student�w: ch�opc�w z ostatni� generacj� suwak�w logarytmicznych dyndaj�cych u ich pask�w; ch�opc�w z plastikowymi nakr�tkami od d�ugopis�w zatkni�tymi za kieszenie na piersiach; pedantycznych chudzielc�w �miej�cych si� nerwowo; powa�nych ch�opc�w, kt�rzy ka�d� chwil� nie przeznaczon� na sen po�wi�cali karierze naukowej. Zaabsorbowani zg��bianiem tajnik�w przyrody prawie bezradni byli wobec zwyczajnych ludzkich spraw, kt�re ujmowali, mimo swej ca�ej erudycji, albo z patosem a