4208

Szczegóły
Tytuł 4208
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4208 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4208 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4208 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JERZY SZUMSKI PAN SAMOCHODZIK I... Z�OTO INK�W TOM I CZORSZTYN OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST�P Wykute z toleda�skiej stali ostrze szpady Francisca Pizarra ze �wistem przeci�o piasek Wyspy Koguciej, rysuj�c na nim g��bok� lini� na pla�y Galio. Kondotierzy patrzyli na swego dow�dc�. Wsparty na szpadzie ociera� pot z wychud�ej twarzy. - Amigos - zgrzytliwie chrypia� jego g�os - po jednej stronic bieda, g��d i har�wka, �zy i upokorzenia. A tu nadzieja na bogactwa. Stamt�d powraca si� do Panamy, do n�dzy. St�d rusza si� do Peru, ku jego kosztowno�ciom! W�r�d zgromadzonych na pla�y poruszenie, szepty: - Jak si� zwie to pa�stwo? Phiru? Op-hiru? Piru? Peru? - A diabe� z nim ta�cowa�, jak je zwa�! Byleby tam z�ota i kamuszk�w by�o po szyj�! - Taa... Ale po tamtej stronie wyci�tej w piasku krechy niedaleko zakotwiczony stoi statek, kt�ry ma resztk� nas ocalonych zawie�� do Panamy. Tam cho� medyk opatrzy rany, a tu? Z�ota jeszcze nie wida�, tylko wci�� nowe rany i wrzody... Tylko dwunastu stan�o po tej stronie wykre�lonej na piasku linii, gdzie zimno u�miecha� si� ich dow�dca. Ale oczy p�on�y mu odblaskiem dalekiego z�ota. Tak powsta� oddzia� nazwany przez histori� �Trzynastk� z Wyspy Koguciej�. Trzynastk�, kt�ra odkry�a Peru. By� rok 1527. Niby taki sam dla wszystkich czas, ale dla Tawantinsuju - �pa�stwa czterech stron �wiata�, czyli przysz�ego Peru, zacz�� on zatrwa�aj�co przyspiesza�. W 1535 roku powr�ci� Pizarro. Towarzyszy�o mu 63 je�d�c�w i 200 piechur�w; niekt�re �r�d�a wspominaj� o 62 je�d�cach i 106 pieszych ( w tym by�o 30 kusznik�w i 3 muszkieter�w). Prowadzili ze sob� trzy armatki strzelaj�ce kamieniami. Armatki wystrzeli�y tylko raz, 16 listopada 1532 roku w Cajamarce, podczas uj�cia w�adcy Ink�w, Atahualpy. Oko�o dwustu ludzi przeciwko dziesi�ciomilionowemu narodowi dysponuj�cemu trzystutysi�czn� armi�? Kpiny? Bezlitosny �art z tych kilkuset Hiszpan�w? Mo�e nadmiar pychy, porwanie si� z motyk� na s�o�ce? Nic z tego! Wyborne, przemy�lane dzia�anie. Oparte na znajomo�ci psychiki Indian. Wypr�bowane ju� podczas podboju Meksyku przez Corteza: pochwyci� w�adc� i nie dba� o reszt�! W dniu 16 listopada 1532 roku pot�ny w�adca Ink�w, Atahualpa, zosta� uj�ty przez garstk� napastnik�w po�r�d swej wielotysi�cznej �wity. Zwyci�zcy jeszcze �udzili swego je�ca: - Niech twoi poddani nape�ni� z�otem t� komnat� o wymiarach 9x7 metr�w tak wysoko, jak si�gniesz r�k�, a te dwie mniejsze komnaty srebrem, to b�dziesz wolny. Pos�uszni rozkazom Inkowie gromadzili kosztowno�ci... Wreszcie 29 listopada 1533 roku Atahualpa zosta� uduszony garot�, rodzajem metalowego pier�cienia zaciskanego gwintem. W zamian za przej�cie na katolicyzm uda�o mu si� unkn�� spalenia na stosie. Umar� wi�c z nadziej�, �e jego dusza nic straci�a swego cia�a, do kt�rego b�dzie mog�a w ka�dej chwili wr�ci�. Umar� ochrzczony jako Francisco... Czy�by jedyna udana kpina ze zwyci�skiego Pizarra?... * Min�y ponad cztery stulecia... W odleg�ej o tysi�ce kilometr�w od Peru Polsce, w miasteczku Bochnia, m�ody cz�owiek pisa�: Sprawozdanie z prac przeprowadzonych na zamku w Niedzicy dnia 31 lipca 1946 roku. Przeprowadzone dnia 31 lipca 1946 roku prace odkrywcze na zamku w Niedzicy by�y rezultatem odszukania w archiwum ko�cio�a �wi�tego Krzy�a w Krakowie dokumentu adopcji ostatniego potomka emigracyjnej linii Inkas�w przez rodzin� Benesz-Berzeviczych. Dokument ten, spisany dnia 21 czerwca 1797 roku na zamku w Niedzicy, mi�dzy innymi okre�la �ci�le miejsce, w kt�rym ukryto, celem zachowania go, najcenniejszy skarb sieroty, b�d�cy przynale�nym mu spadkiem jako testament Ink�w. Prace w Niedzicy rozpocz�to od formalnego zawiadomienia o tym i zaproszenia miejscowego so�tysa, przedstawicieli Stra�nicy WOP-u oraz Le�nictwa Spiskiego. Prace w�a�ciwe rozpocz�to o godz. 11.45. Prowadzili je pod moim kierunkiem szeregowcy WOP-u. Rozpocz�li�my je od stwierdzenia, �e ostatni stopie� schod�w pierwszej bramy g�rnego zamku, b�d�cy w�a�ciwie progiem tej bramy, jest jednolitym blokiem skalnym, w kt�rym wykuto pr�g o profilach renesansowych, przechodz�cych w swej dolnej partii w p�yt� o surowym obrysie, stanowi�c� cz�� pod�ogi wn�trza wspomnianej bramy. Blok ten, wpuszczony na wapnie pomi�dzy podstawy renesansowych odrzwi, by� od stu co najmniej lat nie naruszony, wnioskuj�c ze stanu skruszenia zaprawy wapiennej, kt�r� boki by�y zalane. Po odkopaniu z ziemi i gruzu przyst�piono do podwa�ania go w kierunku na zewn�trz bramy. Pr�g le�a� na podk�adzie z dzikiego kamienia i gruzu. Pierwszy przekop tego pod�o�a, rozpocz�ty od lewej strony na przeci�tnej g��boko�ci 30 cm, nie da� rezultat�w. Drugi, pog��biaj�cy, rozpocz�ty z przeciwnej strony, ods�oni� nie zauwa�ony w pierwszej chwili niewielki fragment ciemnego przedmiotu, przypominaj�cy kawa�ek zmursza�ej ga��zi. Dopiero w chwili rozpocz�cia trzeciego pog��bienia zainteresowano si� rzekom� ga��zi�, kt�ra okaza�a si� d�ug� na 18 cm, a na 3,5 cm grub� tub�, jak p�niej stwierdzono o�owian�, na ko�cach sp�aszczon�, pozawijan� i zaklepan�, a nast�pnie, jak �wiadcz� o tym zakrzep�e krople metalu, jeszcze raz roztopionym metalem oblewan�. Po jej otwarciu (no�em odkrojono jeden z zaklepanych bok�w) ukaza� si� p�k zbutwia�ych i jakby skwa�nia�ych rzemieni, powi�zanych w r�norodne w�z�y. Rzemienie te na swych dwunastu ko�c�wkach zaopatrzone by�y w sczernia�e blaszki. P�niejsza analiza wykaza�a, �e by�o to trzynastokaratowe z�oto. Og�lna waga tych blaszek wynosi oko�o 8 g. By�o to bez w�tpienia pismo kipu. Trzy wyra�nie odznaczaj�ce si� grupy blaszek odnosz� si� do trzech cz�ci testamentu, o kt�rych wspomina akt adopcji. Dalsze poszukiwania pod progiem ni da�y rezultat�w. Prace zako�czono za�o�eniem progu na jego pierwotne miejsce, usuni�ciem �lad�w rob�t oraz spisaniem i podpisaniem protoko�u przez ca�y czas obecnych dziesi�ciu �wiadk�w. Protok� uzupe�niono piecz�ciami Gminy i Stra�nicy WOP-u. Prace zako�czono o godz. 12.50. Andrzej Benesz ROZDZIA� PIERWSZY ALEKSANDER KOBIATKO I ZWARIOWANY WYKRYWACZ METALI � CZY INKOWIE TRAFILI DO NIEDZICY � MARZENIA, LEGENDY I AUTORYTETY � CZYM JEST KIPU � M�ODE ZIEMNIAKI I NOWY TRABANT PANA SAMOCHODZIKA � NOCNE SPOTKANIE Z HISTORI� INK�W Wr�ci�em w�a�nie z Podlasia, gdzie usi�owa�em rozwik�a� tajemnice �znikaj�cej Madonny� i rozpakowywa�em si� w mym mieszkaniu na Ursynowie, gdy zadzwoni� telefon. Podnios�em s�uchawk�. - A, jeste� wreszcie! - zadudni� w niej g�os pana Tomasza, mego prze�o�onego. - I jak posz�o? - Nieszczeg�lnie - wzruszy�em ramionami, cho� szef nie m�g� dostrzec tego gestu. - Nie przejmuj si� - wydawa�o mi si�, �e s�ysz� cichy chichot. - Wkr�tce b�dziesz mia� okazj� si� zrehabilitowa�. Tylko b�d� uprzejmy jutro pojawi� si� skoro �wit w robocie... Powitany przez weso�y u�miech sekretarki, panny Moniki, wszed�em do gabinetu pana Tomasza. Odziedziczone wraz ze stanowiskiem po dyrektorze Janie Marczaku ogromne biurko zawalone by�o ksi��kami. �Go�cinny� stolik za�ciela�y, jedna na drugiej, mapy. Ksi��ek nie brakowa�o tak�e i na fotelach. Szef nie wiedzie� dlaczego zatar� na m�j widok r�ce. B�yskawicznie uwolni� dwa fotele od balastu, ods�oni� skrawek stolika. Wcisn�� przycisk interkomu: - Kawencja dla mnie i to zielone �wi�stwo dla naszego juniora - zawo�a�, gdy zg�osi�a si� panna Monika. �Kawencja, zielone �wi�stwo (chodzi�o tu o m� ulubion� zielon� herbat�), junior...� - pan Tomasz w �wietnym humorze! - Junior! - dostosowa�em si� do jego nastroju. - R�wnie dobrze mo�e nazywa� mnie pan seniorem. Przecie� po wyniesieniu pana na dyrektorski fotel nasza kom�rka ma zn�w tylko jednego pracownika, czyli mnie. - Do czasu, Pawe�ku, do czasu! - za�mia� si� szef. - B�d� cierpliwy, a b�dziesz nagrodzony! Jak powiada... - Kawa i herbata - wtr�ci�a od progu panna Monika. Si�gn��em po tyto� i fajk�, pan Tomasz po paczk� �Wiarus�w�, kt�r� odrzuci� z udanym wstr�tem. Od dw�ch tygodni rzuca� powiem palenie. Tym razem pomocne mu w tym mia�o by� s�onecznikowe ziarno, kt�rego miseczk� postawi� na stoliku i j�� �uska� z wpraw� godn� wiewi�rki. Pyka�em fajeczk� pe�en szacunku dla prze�o�onego. - Bogate s� w skarby Pieniny - odezwa� si� po chwili szef i pog�adzi� le��c� przed nim map�. Skin��em g�ow�: - Ma pan na my�li bogactwa naturalne, �wiat zwierz�cy i ro�linny czy te� skarby ukryte w g�rach przez tych, kt�rzy w nich zb�jowali lub te� przed zb�jami i Tatarami uciekali? - Mam na my�li co� wi�kszego - pan Tomasz uni�s� w g�r� palec znacz�cym gestem. Popatrzy�em na �w palec z nag�ym zainteresowaniem. - Czy�by mia� pan na my�li skarb Ink�w? Pan Tomasz rozpar� si� w fotelu: - A je�li tak, to co? �ykn��em herbaty. - Owszem, mi�o by�oby go odnale��. Jednak trzeba chyba go zapisa� do legend, w kt�re tak bogate s� Pieniny. Najpowa�niejsze autorytety w tej dziedzinie s�dz�, �e t� legend� wykorzysta� na sw�j u�ytek m�ody jeszcze wtedy Andrzej Benesz, przysz�y przewodnicz�cy Stronnictwa Demokratycznego i wicepremier... - Autorytety? - zakrztusi� si� s�onecznikiem pan Tomasz. - Ile to razy dzia�a�em wbrew nim i to z jakim skutkiem! My�l sobie co chcesz, ale dzwoni� w�a�nie do mnie Aleksander Kobiatko... - Aha, ten emerytowany nauczyciel historii i spo�eczny opiekun zabytk�w z Olkusza. Czy�by jego wykrywacz metali natkn�� si� na co� ciekawego w Pieninach? - za�mia�em si�. Szef pokr�ci� g�ow�. - Nie �miej si� z jego wykrywacza metali, bo ten �Penetrator� jest lepszy od twojego �Rambo�. A natkn�� si� rzeczywi�cie. Kobiatko odwiedzi� Niedzic� i Czorsztyn, a przy okazji pow�drowa� troch� po okolicy. I wyobra� sobie, �e w jednym miejscu, na stoku nad zapor� czorszty�sk� jego wykrywacz, jak mi powiedzia�, �zwariowa��. - No, no... - W�a�nie: �no, no�. Wok� by�a lita ska�a, a �Penetrator� silnym sygna�em da� zna�, �e metal jest tu�, tu�! - �y�a rudy �elaza - mrukn��em. - Daj spok�j - ofukn�� mnie szef. - My�lisz, �e Kobiatko tego nie sprawdzi�? Poprawi�em si� w fotelu i przypali�em zgas�� fajk�: - Ale dlaczego akurat Inkowie? Nawet je�li naprawd� byli w Niedzicy w XVIII wieku? - To ju� sugestia pana Aleksandra - szef si�gn�� po now� porcj� S�onecznika. - Poniewa� inkascy in�ynierowie s�yn�li z obr�bki kamienia i przygotowywania w nim skrytek i kryj�wek niedost�pnych dla niepowo�anych, dlatego Kobiatko my�li, �e natkn�� si� na jedn� z nich. Inkowie... - Mo�e raczej Indianie - postanowi�em podroczy� si� z szefem. - Inka to tytu� kr�lewski, z czasem co prawda rozszerzony na ca�� rodzin� kr�la, arystokracj� i najwy�szych urz�dnik�w. Ale m�wi� o ka�dym mieszka�cu Peru Inka, to jakby ka�dego Polaka nazywa� kr�lem... - Nie m�drkuj - uci�� pan Tomasz. - W�r�d uciekinier�w z Peru, szukaj�cych schronienia w niedzickim zamku, by�a ksi�niczka Umina, �ona Haumana, w kt�rego �y�ach p�yn�a kr�lewska krew, Haumana Tupac Amaru. I jej syn, ostatni dziedzic rodu, Antonio. �e opiekunowie ich wywodzili si� z inkaskiej arystokracji, to pewne. Tak wi�c spokojnie mo�emy nazywa� tych przybyszy z Ameryki Po�udniowej Inkami! - �artowa�em tylko - unios�em pojednawczym gestem r�ce. - Czego mo�emy spodziewa� si� w tej zes�anej przez legend� kryj�wce? Pan Tomasz �ypn�� na mnie podejrzliwie, czy zn�w nie �artuj�: - Mo�e to by� srebrna trumna, w kt�rej z�o�ono zamordowan� przez hiszpa�skich siepaczy w Niedzicy ksi�niczk� Umin�, albo te� �posag� Antonia, na kt�ry sk�ada�y si� pono� trzy skrzynie z�ota. Do testamentu, wskazuj�cego miejsce ukrycia skarbu, a ukrytego pod progiem niedzickiego zamku dotar� pono� 1976 roku Andrzej Benesz, mianuj�cy si� spadkobiercy Antonia, ale nawet je�li jego relacja jest prawdziwa, to nic nie wskazuje na to, by skarb odszuka�. Z�oto czeka wi�c mo�e na odkrywc�. Ku twej przestrodze dodam, �e strze�e go tak�e kl�twa inkaskich kap�an�w. - Niech sobie strze�e, bo przyznam, �e cho� znana mi jest, tyle �e powierzchownie, opowie�� o pieni�skim skarbie Ink�w, to nie bardzo w ni� wierz�. Ot, legenda! - A ty w k�ko: legenda i legenda! - pstrykn�� ze mnie ziarenkiem s�onecznika pan Tomasz. - Heinrich Schliemann kieruj�c si� Iliad� odkry� skarb Troi! - Troja z Iliady okaza�a si� by� g��biej ukryt� ni� ta odkopana przez Schliemanna - mrukn��em. - Ale Schliemann skarb odkry� czy nie?! - zawo�a� pan Tomasz. - No tak - odpowiedzia�em potulnie - ale nieco trudno jest wyobrazi� sobie Ink�w nad Dunajcem. Gdzie Rzym, gdzie Krym... - Wystarczy chcie�, a wszystko staje si� proste - szef zapatrzy� si� w star� map�. - Sebastian Berzeviczy trafia do Peru. Tam �eni si� (z tego zwi�zku narodzi si� Umina). Gdy wybucha powstanie Tupaca Amaru, oczywi�cie staje po stronie Ink�w. Powstanie upada, a Hiszpanie gro�� wymordowaniem ca�ej rodziny Tupaca Amaru. Sebastian postanawia wi�c ukry� Umin� z jej synem i m�em w Europie. Chce te� dokona� zakup�w broni, aby lepiej przygotowa� nowe powstanie. Mamy wi�c dwa motywy przewiezienia skarbu do Europy: pierwszy - zabezpieczenie bytu przysz�ego w�adcy Ink�w, drugi - wspomniany ju� zakup mo�liwie du�ej ilo�ci r�norakiej broni. Trafia z rodzin� i towarzyszami do Wenecji. Ale tu wpadaj� na ich �lad Hiszpanie, kt�rzy morduj� Haumana. Sebastian postanawia ucieka� dalej. Poza zasi�g nieub�aganych wrog�w. Niedzica, rodowa siedziba Berzeviczych nadaje si� na tak� kryj�wk� doskonale. I tak oto mamy Ink�w w Pieninach. Niestety Hiszpanie nie spuszczaj� z nich oka. Ginie Umina, a Antonio cudem uchodzi z �yciem. Sebastian ukrywa go u swego brata, chrzci jako jedno z jego dzieci. Ale to ju� inna historia, jakby powiedzia� Kipling. Chcia�e� mie� Ink�w w Pieninach, to masz! Istnieje zreszt� wersja, �e �aden Sebastian do Peru nie zaw�drowa�, a dopiero �cigani przez Hiszpan�w wys�annicy po zakup broni odkupili od podupad�ego finansowo arystokraty niedzicki zamek, by tu si� ukry�. Ale tak czy inaczej Synowie S�o�ca trafili w Pieniny! No wi�c jak, Pawe�ku, wed�ug ciebie jest ziarno prawdy w legendzie niedzickiego zamku? U�miechn��em si�: - Poszuka� go zawsze mo�na! - W�a�nie! - rozpogodzi� si� ponownie pan Tomasz. - A poniewa� zachomikowa�e� kilka dni urlopu, wspania�omy�lnie pozwalam ci wykorzysta� je na w�dr�wk� w Pieniny w towarzystwie pana Kobiatko. Sprawdzisz, co tam pod ska�� piszczy. - A je�li �al mi b�dzie urlopu? Szef roz�o�y� r�ce: - W Archiwum G��wnym Akt Dawnych widzia�em w�a�nie kilka tom�w akt z czas�w W�adys�awa IV, kt�re a� prosz� si�, by kto� si� nimi zaj��! - To niech kto� si� zajmie. - A ty nie masz ochoty? - Nie mam czasu! Wyruszam z panem Aleksandrem nad Dunajec! Roze�mieli�my si� obaj. - Gdzie spotkam pana Kobiatko? I po czym go poznam? - Zarezerwowa�em od jutra na jedn� dob� dwa pokoje w Hotelu �Krakowiak�, jak sama nazwa wskazuje w Krakowie. A co do poznania, to spytasz w recepcji. Zreszt�, jak zobaczysz starszego pana o d�ugich siwych w�osach, to na pewno b�dzie on. - Dwa pokoje? A na c� taka rozrzutno��? - Kobiatko przeprasza�, ale nie przyjedzie sam. Chce zabra� ze sob� w Pieniny siostrze�ca... Niech�tnie wzruszy�em ramionami. - C�, niech b�dzie i siostrzeniec. Spotkam si� z nimi w �Krakowiaku�, pojad� w Pieniny... Ale w to kipu nie wierz�. Nawet je�li Andrzej Benesz naprawd� odnalaz� je pod progiem niedzickiego zamku. Przecie� kipu, kt�rego tajemnicy nie rozwi�zano do dzisiaj, to nie by�o pismo ani nawet alfabet. To tylko spos�b matematycznego zapisu, swego rodzaju liczyd�a! Tak uwa�aj� wszyscy fachowcy od inkaskiej historii. - Nie powiedzia�bym, �e wszyscy - szef popatrzy� na mnie spod oka, w kt�rym b�ysn�a iskierka. - I uwa�aj, jak m�wi� bowiem Tupac Inka Yupanqui, jeden z najbardziej czczonych w�adc�w peruwia�skich: �Nauka nie zosta�a wynaleziona dla posp�lstwa, ale ludzi szlachetnej krwi. Ludzi niskiego pochodzenia wbija ona tylko w pych�, czyni�c ich pr�nymi i aroganckimi. Tacy za� nie powinni zajmowa� si� rz�dami, gdy� to mog�oby podda� wysokie urz�dy w pogard� i narazi� pa�stwo szkody.� �achn��em si�: - Rozumiem, �e takim prostakiem- szkodnikiem mam by� ja? Pan Tomasz roz�o�y� szeroko r�ce. - Ty� powiedzia�. - A poza tym - doda� po chwili - jedziesz w Pieniny nie zajmowa� si� kipu, prawdziwym lub nie, a tylko pom�c wyja�ni� panu Kobiatko, dlaczego jego wykrywacz, metali �zwariowa�� na wapiennym zboczu. No, gdyby� co� tak przy okazji... to nie zabraniam, nie zabraniam! A ziemniaczki lubisz? - spyta� ni st�d ni zow�d. - M�odziutkie, z mase�kiem i koperkiem? Pycha! - odpowiedzia�em automatycznie. - Ale... - No w�a�nie - za�mia� si� szef - a zawdzi�czasz je Inkom, do kt�rych nie czujesz sympatii. Masz tu dwa z�ote... - A na co mi one? - Kupisz sobie za nie w ulicznym stoisku gotowan� kukurydz�. Pychota. I w dodatku te� dar z dalekiego Peru! Odtr�ci�em ze z�o�ci� monet� i wtedy zobaczy�em na nieskazitelnym mankiecie szefa smug� smaru. - Jak tam trabant? - spr�bowa�em odgry�� si� za ziemniaczki i kukurydz�. (Jak wiadomo, pan Tomasz, wypo�yczywszy im Rosynanta, zakupi� leciwego i kapry�nego trabanta, zwanego za Odr� � doro�k� Honeckera�.) - Znalaz�em na niego kupca! - odpar� z dum� m�j prze�o�ony. - I jaki w�z teraz pan sobie kupi? - Oczywi�cie, �e trabanta - odpowiedzia� Pan Samochodzik - tylko nie 601, a tego z silnikiem volkswagena polo. Odby�em ju� takim jednym, co go mam na oku, pr�bn� jazd�. Wyci�ga sto trzydzie�ci jak nic! C� mia�em powiedzie� na taki entuzjazm? Po�egna�em si� grzecznie i poprosi�em o wcze�niejsze zwolnienie z pracy dzisiejszego dnia. Szef wyrazi� zgod�, ale nie omieszka� spyta�: - A dok�d tak wcze�nie? Jaka� randka, co? Za�mia�em si�: - Owszem, randka. Z dzie�ami bogatymi w wiedz� o Inkach! - A widzisz! Szef zasalutowa� szklank� po kawie. I tak oto moje raczej ciasne mieszkanko opanowa� pot�ny nar�d Ink�w, kt�ry nie znaj�c ko�a potrafi� wznosi� ogromne gmachy i �wi�tynie tak dok�adnie, �e pomi�dzy ich wielotonowe g�azy �cian nie mo�na dzisiaj wcisn�� nawet �yletki. Zaw�adn�� mymi my�lami i co tu ukrywa� chyba sercem. �e wst�pi� w moje ciasne progi tylko na papierze? C� z tego. Liczy si� skutek! Ksi��ki, ksi��ki: Dzieje Ink�w przez nich samych opisane, Podb�j Peru Williama Prescotta, Pa�stwo Ink�w Siegfreda Hubera, Inkowie nar�d s�o�ca Carmen Bernard, Pod kl�tw� kap�an�w Aleksandra Rowi�skiego... Uff! Na jedne popo�udnie i noc stanowczo za du�o! Ale im d�u�ej czyta�em, przeskakuj�c od ksi��ki do ksi��ki, tym wi�ksza bra�a mnie ochota, by rozwi�za� tajemnic� ukrytego pono� w Pieninach skarbu Ink�w. Grozi�a mi co prawda kl�twa kap�an�w, przed kt�r� ostrzega� Rowi�ski, ale co tam! �wit zasta� mnie pogr��onego w lekturze i ob�o�onego stosami notatek... ROZDZIA� DRUGI ALEKSANDER KOBIATKO I JEGO SIOSTRZENIEC � TAJEMNICA JANUSZA � DORO�K� PRZEZ STARY KRAK�W � CZY�BY INKOWIE � KTO� NAS �LEDZI � ODKRYCIE PANA ALEKSANDRA � �SPACER� JANUSZA � NOCNY GO�� � CZY POZOSTA�Y JAKIE� �LADY WIZYTY Do Krakowa dojecha�em bez przeszk�d. Po nied�ugimi b��dzeniu odnalaz�em interesuj�cy mnie Hotel �Krakowiak�. Zaparkowa�em przed nim Rosynanta i wysiad�em z wozu, gdy podszed� do mnie opalony starszy pan o d�ugich bia�ych w�osach. - S�dz�c po superpoje�dzie mam przyjemno�� z panem Paw�em Da�cem - u�miechn�� si� do mnie wyci�gaj�c d�o�. - Kobiatko jestem. - S�dz�c po superfryzurze nie mo�e by� pan nikim innym - odpowiedzia�em �artem. Na �awce opodal mign�� mi b�ysk metalu. Zobaczy�em jak ci�ko wspieraj�c si� na Szwedkach (tak nazywaj� si� inwalidzkie kule) wstaje z �awki szczup�y ch�opak, szatyn lat oko�o pi�tnastu, w okularach. Rozszerzone u do�u w tak zwane �dzwony� spodnie usi�owa�y ukry� ortopedyczne buty. Lekko ko�ysz�cym si� krokiem ch�opak podszed� do nas. Uwolni� r�k� z uchwytu szwedki i wyci�gn�� j� ku mnie nie�mia�ym ruchem: - Jestem Janusz... - To m�j siostrzeniec, o kt�rym wspomina�em panu Tomaszowi - powiedzia� cicho Kobiatko, nerwowym ruchem poprawiaj�c spadaj�ce mu na oczy w�osy. U�cisn��em szczup�� d�o� o lekko przykurczony palcach, kt�re mocno zacisn�y si� na moich. - Pawe� Daniec. Mi�o mi, �e b�dziemy razem tropi� tajemnice Pienin - za�mia�em si�. - Niech dr�� duchy inkaskich kap�an�w, kt�re strzeg� z�ota Ink�w! Us�ysza�em westchnienie ulgi pana Aleksandra. Zza grubych szkie� okular�w Janusza b�ysn�a ni to weso�a, ni to ostra iskierka: - To mo�e si�dziemy na �awce i powiem panu Paw�owi, co i jak ze mn�. - Ale� Januszku, pan prosto z drogi! Mo�e potem, jak ju� si� rozpakuje, umyje... Ale ja ruszy�em w stron� �awki. Rozumia�em Janusza. Chcia� to mie� ju� za sob� - moje nieufne spojrzenia, szepty z jego stryjem, nie wypowiedziane pytania. Siedli�my na �awce. Janusz milcza� chwil�, wreszcie zacz�� m�wi� spokojnym, sil�cym si� nawet na pewne lekcewa�enie g�osem: - Jestem chory na �mpdz�. M�zgowe pora�enie dzieci�ce. Po �acinie nazywa si� to paralysis cerebralis infatum, po angielsku cerebral palsy. Moje przyj�cie na �wiat przeci�gn�o si� ponad miar� i st�d nast�pi�o niedokrwienie m�zgu. A gdy si� ju� urodzi�em, to le�a�em �sztywnym bykiem� przez dwa lata. Gdyby nie szczeg�lna troska rodzic�w, le�a�bym pewnie do dzi�, a mo�e nawet do �mierci. No, ale przejd�my do weselszych rzeczy: usiad�em maj�c dwa lata, maj�c trzy stan��em opieraj�c si� o por�cz ��eczka. Pierwszy krok zrobi�em maj�c lat pi��. W wieku lat siedmiu chodzi�em ju� trzymaj�c si� balkonika. Teraz wystarczaj� mi one - stukn�� Szwedkami. - Je�li nie liczy� ich, ortopedycznych but�w i szkie� w okularach, grubych jak szk�a butelek, to jest ze mnie ch�opak jak si� patrzy! - za�mia� si� kr�tko. Pan Aleksander odchrz�kn��. Popatrzy�em na Janusza uwa�nie: - Czemu kpisz z tego, co� osi�gn��? Ma�o znan� mi jest twoja choroba, ale wiem, jak wielkiego wysi�ku woli, cierpliwo�ci i wiary wymaga, by okaleczony ni� osi�gn�� to co ty. Mo�e wi�c lepiej m�wi�by�: �patrzcie, chodz� ni�: �jak kiepsko chodz�? Ch�opak wytrzyma� moje spojrzenie. U�miechn�� si�: - Skoro ju� jeste�my przy chodzeniu, to mo�e rzeczywi�cie pan Daniec p�jdzie rozgo�ci� si� w hotelowym pokoju, a my tu zaczekamy. Wsta�em z �awki. - Mam nadziej�, �e nie zapomnia� pan swego wykrywacza metali? - zatroszczy� si� nagle Kobiatko. - Ale� sk�d! - skin��em uspokajaj�co r�k�. - Ostatnio nigdzie si� nie ruszam bez mego �Rambo�. Wzi��em opr�cz niego par� drobiazg�w, kt�re pomog� nam w zmaganiach z tajemnicz� ska��. No, ale o tym jutro. Co panowie planuj� na dzisiaj? - Chcia�bym... - pan Aleksander poprawi� si� na �awce. - Janusz jeszcze nigdy nie by� w Krakowie... Chcia�bym mu pokaza� nasz� dawn� stolic�... I w�a�nie my�la�em, jak to zrobi� najlepiej... - O, �eby zwiedzi� dok�adnie ca�y Krak�w i tygodnia chyba by nie starczy�o, a tam skarb w Pieninach czeka - zamy�li�em si�. - Ju� wiem! Pojedziemy Rosynantem najdalej jak si� da w stron� G��wnego Rynku, a tam wynajmiemy doro�k�, kt�ra obwiezie nas po co ciekawszych zak�tkach. - Ale� to kosztuje! - �achn�� si� Kobiatko. - Nie ma sprawy - u�cisn��em go za rami� - ja stawiam! - Ale�!... - Panie Aleksandrze, ja te� mam ogromn� ochot� przejecha� si� krakowsk� doro�k�. A potem na obiadek do Restauracji �Pod Anio�ami�! Maj� tam ogr�dek i przepyszn� staropolsk� kuchni�! Ulica Grodzka 35, zapami�tajcie! No, a teraz z lekka si� och�do�� (m�wi�c po staropolsku) i ruszamy. Uda�o mi si� zaparkowa� Rosynanta w pobli�u ko�cio�a pod wezwaniem �wi�tych Piotra i Paw�a, s�ynnego ze znajduj�cego si� w podziemiach grobu kaznodziei jezuickiego Piotra Skargi (w�a�ciwe nazwisko: Pow�ski), kt�rego kazania wstrz�sa�y Polsk� na prze�omie XVI i XVII wieku. Ruszyli�my powoli Grodzk� w stron� Rynku odprowadzani muzyk� m�odocianych ulicznych akordeonist�w, preferuj�cych nie wiedzie� dlaczego repertuar znad Sekwany. Wchodz�c na Rynek zerkn�li�my na kamienic� Morsztynowsk�, gdzie kupiec i bankier krakowski Miko�aj Wierzynek podejmowa� w 1364 roku pi�ciu kr�l�w i dziewi�ciu ksi���t, go�ci Kazimierza Wielkiego. Obecnie mie�ci si� tu najs�ynniejsza w Polsce Restauracja �Pod Wierzynkiem�. Nale�a�oby tam zaj��, ale ceny! O rany! Skupili�my wi�c uwag� na ko�ciele �wi�tego Wojciecha, wzniesionym w miejscu, gdzie wed�ug tradycji wyg�asza� kazania patron �wi�tyni. Od wej�cia do Sukiennic odstraszy� nas t�ok panuj�cy mi�dzy kramami, a do mieszcz�cej si� na pi�trze galerii malarstwa z obrazami Matejki, Siemiradzkiego, Che�mo�skiego, Gierymskiego zabrak�o w�a�nie bilet�w. Ruszyli�my wi�c dalej, obok owini�tego w plastykowy kokon remontowanego w�a�nie pomnika Mickiewicza. I oto ju� post�j doro�ek! A na nim doro�ka numer 1, w�asno�� pana Wojciecha Ostrowskiego, zaprz�gni�ta w pi�knego kasztanka. - To Wojtek Liliput, ma siedem lat - przedstawi� nam swego rumaka doro�karz i dziarsko wskoczy� na kozio�. Janusz powoli podszed� do przodu doro�ki. Patrzy� to na wysoki kozio�, to na szwedki. - �mia�o, kawalerze! - zawo�a� pierwszy doro�karz Krakowa. - Najpierw na cienk� o�k�, potem na grub� i ju�! Dostrzeg�em, jak zadrga�y plecy Janusza. Zatrzyma� si� i ju� chcia� zawr�ci�. Po�o�y�em mu r�k� na ramieniu: - No, wskakuj na kozio�! - Co pan? - szarpn�� si�. - Nie dam rady. - Dasz - u�miechn��em si� do niego - tylko ci troch� pomog�. - Ale ja nie potrzebuj�! - Jeszcze rok jaki� b�dziesz potrzebowa�, a potem wespniesz si� nie tylko na kozio� doro�ki, a na dowolnie wybrany szczyt Tatr. Okulary zab�ys�y. - A �eby pan wiedzia�! �Ten ch�opak rzeczywi�cie pokona chorob�! - pomy�la�em, pomagaj�c Januszowi wspi�� si� na kozio�. Ostrowski przywita� go tam pe�nym uznania skinieniem g�owy. Wsiedli�my z panem Aleksandrem Kobiatko do doro�ki. I ju� mieli�my ruszy�, gdy doro�karz machn�� za siebie batem: - Za nami ko�ci� Mariacki, g��wna �wi�tynia �redniowiecznego Krakowa. Pierwotny roma�ski ko�ci� zosta� zast�piony w XIV wieku gotyckim. Wy�sza, licz�ca 80 metr�w wie�a zosta�a w XV wieku nakryta strzelistym he�mem. To z niej co godzin� gra hejna� tr�bacz. Hejna� jest urywany na ostatniej nucie, na pami�tk� tr�bacza ugodzonego strza�� wroga. Znajduj�cy si� wewn�trz ko�cio�a s�ynny o�tarz d�uta Wita Stwosza jest obecnie w remoncie. - Jedziemy! Uwag� moj� zwr�ci� stoj�cy za Sukiennicami archaiczny niebieski tramwaj. Doro�karz wcisn�� hamulec, w kt�ry, jak przysta�o na pojazd z ko�ca XX wieku, wyposa�ona by�a doro�ka. - Po lewej mijamy tramwaj przerobiony na studio Telewizji TVN, sk�d transmitowany jest program �Nocny tramwaj�. Janusz skin�� z uznaniem g�ow�. Ruszyli�my dalej. - Po lewej ko�ci� �wi�tego Marka, a po prawej Polska Akademia Umiej�tno�ci - kontynuowa� Ostrowski. - Ziele� przed nami to nasze s�ynne Planty zasadzone na miejscu rozebranych przez Austriak�w mur�w obronnych. Mijamy teraz ko�ci� Franciszkan�w-Reformat�w s�ynny z tego, �e specyficzny mikroklimat panuj�cy w kryptach powoduje mumifikacj� z�o�onych w nich zw�ok. Hetta! - ten okrzyk odnosi� si� ju� do Kajtka Liliputa. Ko� pos�usznie skr�ci� w prawo. - A co trzeba zawo�a�, by skr�ci� w lewo? - spyta� Janusz. - Wichta! - odpowiedzia� Ostrowski, o ma�o nie powoduj�c wypadku, bo Kajtek na ten okrzyk spr�bowa� skr�ci� w lewo. Ale pod dotkni�ciem bata wr�ci� do dawnego kierunku biegu. Skr�cili�my w Pijarsk�. - S�ynny Hotel �Francuski� - wskaza� r�k� pan Wojciech... A mnie dos�ownie zamurowa�o! Zobaczy�em bowiem ich! Dwoje Ink�w w centrum Krakowa! On wysoki, lekko przygarbiony. W czarnej koszuli ozdobionej pod ko�nierzem haftem. Starszy m�czyzna o ciemnej cerze odbijaj�cej od bieli w�os�w i rysach, kt�re przywykli�my nazywa� india�skimi. Ona - m�oda kobieta we wzorzystej sukni, kruczoczarne w�osy spina�a z�ota opaska. Napotka�em uwa�ny wzrok lekko sko�nych oczu. �Mo�e si� zatrzyma�. Podej�� do nich� - pomy�la�em. Ale zanim zawo�a�em: �St�j�, tamtych dwoje zas�oni�a rozgadana i rozgestykulowana wycieczka Niemc�w. Gdy przeszli, przed Hotelem �Francuskim� nie by�o ju� dwojga Ink�w... Nasza doro�ka toczy�a si� dalej, jej w�a�ciciel opowiada� w�a�nie o Muzeum Narodowym, do kt�rego si� zbli�ali�my i jego najwa�niejszym eksponacie �Damie z �asiczk�� p�dzla Leonarda da Vinci. A ja rozmy�la�em o zdumiewaj�cym spotkaniu pod hotelem: �Mo�e to nie byli Inkowie, a podobni do nich urod� zwykli polscy g�rale? A nawet je�li to przybysze z Peru, to nie mog� by� zwyk�ymi turystami? Koniecznie musz� czyha� na niedzicki skarb?� Zbli�yli�my si� do jedynego pozostawionego fragmentu krakowskich mur�w obronnych. - Oto stare mury - machn�� batem doro�karz. - Zachowa�y si� do dzisiaj trzy baszty: Pasamonik�w, Stolarska i Ciesielska oraz jedna brama, Brama Floria�ska, kt�ra nazw� swoj� wywodzi od patrona Krakowa, �wi�tego Floriana. Od niej zaczyna si� Droga Kr�lewska. Jak popatrzymy przez ni�, zobaczymy �redniowieczn� budowl� obronn�, Barbakan, okr�g�y budynek o murach grubych na trzy metry. Powsta� w ko�cu XV wieku. A tam, sp�jrzcie: na murze przylegaj�cym do Bramy Floria�skiej wystawiaj� swoje prace r�ni malarze, najcz�ciej amatorzy i studenci Akademii Sztuk Pi�knych. Wjechali�my na plac �wi�tego Ducha mijaj�c teatr imienia Juliusza S�owackiego, wzorowany na paryskiej Operze, i dom �Pod Krzy�em�, dawny, wzniesiony w XV wieku Szpital �wi�tego Rocha. - Daleko st�d do skarbu Ink�w - mrukn�� Kobiatko - w��czymy pana po Krakowie, a tymczasem... U�miechn��em si�: - Mo�e nie tak daleko, jak si� panu wydaje! Popatrzy� na mnie zdziwiony, a ja obejrza�em si� do ty�u, notuj�c w pami�ci posuwaj�ce si� za nami pojazdy. - ...nazw� ulica Szpitalna wzi�a st�d, �e du�o tu by�o w �redniowieczu szpitali i lazaret�w - dudni� g�os Ostrowskiego, przekrzykuj�cy uliczny ha�as. - A teraz Ma�y Rynek. Na kamienicy Szoberowskiej tkwi tablica na pami�tk� wydrukowania tu w 1661 roku najstarszej polskiej gazety - �Merkuriusza Polskiego�. - Mo�na si� zatrzyma� na chwil�! - zawo�a�em. - Chcia�bym popatrze� sobie na ten pi�kny rynek! Doro�karz zerkn�� na mnie zdziwiony tym nag�ym zainteresowaniem, ale pos�usznie zatrzyma� pojazd. Mog�em wi�c spokojnie �popatrze� sobie�. Na to, co zrobi jad�ca od d�u�szego czasu za nami doro�ka zaprz�ona w siwka. Tak! Zatrzyma�a si� przy wje�dzie na Rynek! Jej pasa�er�w interesowa�o wi�c nie tyle pi�kno Krakowa, co nasze skromne osoby! �Co robi�? Podbiec do niej, ktokolwiek ni� jedzie?... Nie! Sp�osz� go. Lepiej, �eby nie wiedzia�, �e ja o nim wiem! - za�mia�em si� w duchu. - Je�li naprawd� interesuje si� nami, to znajdzie si� okazja do bli�szego poznania!� - Jedziemy! - Wio! I doro�ka potoczy�a si� Stolarsk� w stron� Grodzkiej. Zerkn��em przez rami�. Siwek tak�e ruszy�. - Po prawej stronie trzy konsulaty niemiecki, ameryka�ski i francuski. Po lewej ko�ci� Dominikan�w. Jeszcze przed lokacj� miasta znajdowa� si� u roma�ski, wok� kt�rego zacz�to tworzy� miasto - podj�� Ostrowski - W 1922 roku biskup Iwo Odrow�� przekaza� �wi�tyni� sprowadzonym z Bolonii dominikanom. Skr�cili�my w Dominika�sk�, a nast�pnie w Grodzk�, Drog� Kr�lewsk� na zamek, mi�dzy ko�cio�ami �wi�tego Andrzeja i �wi�tych Piotra i Paw�a. W jego pobli�u dostrzeg�em oczekuj�cego nas Rosynanta. Jednak nie zako�czyli�my tu przeja�d�ki. Kajtek Liliput ci�gn�� dalej... Za bia�ym murem przesun�� si� po lewej klauzurowy, czyli �ci�le zamkni�ty klasztor si�str klarysek. Otoczy�y nas ko�cio�y: na lewo ewangelicko-augsburski �wi�tego Marcina, naprzeciw dwudzwonnicowy ko�ci� Bernardyn�w, po prawej gotycki ko�ci�ek �wi�tego Idziego z po�owy XIV wieku. Najcenniejszym jego zabytkiem s� stalle marmurowe, zmontowane z fragment�w nagrobka �wi�tego Jacka. - Przed ko�ci�kiem - poinformowa� doro�karz - znajduje si� Krzy� Katy�ski, upami�tniaj�cy ofiary stalinizmu. Tu odbywaj� si� manifestacje patriotyczne. Obejrza�em si�. Zaprz�ona w siwka doro�ka jecha�a za nami. - No, a teraz Wawel! - za�mia� si� Ostrowski. - Ale tam to panowie powinni wybra� si� specjalnie! Ja tyle powiem, co po drodze: po lewej stronie katedra wawelska, na kt�rej wie�y zawieszony jest dzwon Zygmunt, najwi�kszy w Polsce. Po prawej mamy wylot ulicy Kanoniczej. Jest to cz�� Drogi Kr�lewskiej, zamieszka�a niegdy� g��wnie przez kanonik�w krakowskich; jednym z nich by� Jan D�ugosz. Mieszkali tu Matejko, Wyspia�ski, a tak�e Karol Wojty�a, gdy by� jeszcze wyk�adowc� w Akademii Teologii. Tu od strony wjazdu na Wawel, naprzeciw Kanoniczej, na murze s� cegie�ki piaskowca - to cegie�ki darczy�c�w. By�o oko�o 2000 sztuk, zosta�o 925 cegie�ek. Kiedy Polska odzyska�a niepodleg�o��, nie by�o sponsor�w. To prywatne osoby dawa�y datki na utrzymanie Wawelu. Z Podzamcza skr�cili�my w prawo i pojechali�my wzd�u� Plant�w mijaj�c Papiesk� Akademi� Teologiczn�. Po lewej, w perspektywie ulicy Pi�sudskiego, ods�oni� si� widok na Kopiec Pi�sudskiego. - A oto g��wny gmach Uniwersytetu Jagiello�skiego, Collegium Novum, wzniesiony pod koniec XIX wieku. Przed Collegium Physicum mo�ecie zobaczy� pomnik Miko�aja Kopernika, dzie�o Cypriana Godebskiego, z 1900 roku. Teraz zbli�amy si� do najstarszego budynku uniwersyteckiego, Collegium Maius, wzniesionego w XIV-XV wieku. Cz�� pomieszcze� jest wykorzystywana obecnie na cele reprezentacyjne, w pozosta�ej mie�ci si� Muzeum Uniwersytetu Jagiello�skiego - pan Ostrowski nieco ju� ochryp�. - A teraz wje�d�amy pod ko�ci� uniwersytecki �wi�tej Anny (jedno z najcenniejszych dzie� baroku w Polsce), konsekrowany w 1709 roku, ufundowany przez profesor�w Uniwersytetu przy wsp�udziale Jana III Sobieskiego. Naprzeciw ko�cio�a po�o�one jest Kolegium Nowodworskie - dawne Gimnazjum �wi�tej Anny, gmach wzniesiony w XVII wieku. Uczniem tej najstarszej polskiej szko�y �redniej by� mi�dzy innymi Sobieski. Obecnie mie�ci si� tu Collegium Medicum UJ... Doro�ka min�a odrestaurowan� po po�arze Filharmoni� Krakowsk�. - Czy to nie zbyt m�cz�ce dla konia, tak codziennie kilka razy obiega� Krak�w? - zatroszczy� si� niespodziewanie Janusz. - Ee tam! - za�mia� si� w odpowiedzi doro�karz. - On tak biega tylko co drugi dzie�. Na zmian� z Jurkiem Siwkiem, szpakiem siedmiolatkiem. - Szpakiem? - za�mia� si� Janusz. - Taka sama dobra ma�� konia jak inne! - obruszy� si� pan Wojciech. Obejrza�em si� dyskretnie. I w tej chwili w jad�cej za nami, zaprz�onej w siwka doro�ce co� b�ysn�o. Szk�a lornetki? Nie! Raczej teleobiektyw aparatu fotograficznego. �Chc� utrwali� m�j obraz w pami�ci� - za�mia�em si� w duchu, poprawiaj�c na siedzeniu doro�ki. - I tak to doje�d�amy do Rynku - oznajmi� doro�karz. - Po lewej na rogu pa�ac �Pod Baranami�. To w nim mie�ci si� s�ynny kabaret, prowadzony przez wiele lat przez zmar�ego niedawno Piotra Skrzyneckiego. Owini�ta w plastyk budowla przed nami to wie�a ratuszowa, obecnie w remoncie, jedyna pozosta�o�� po zbudowanym w wiekach XIII-XIV ratuszu. W pobli�u wie�y wmurowano w nawierzchni� Rynku tablic� upami�tniaj�c� miejsce, gdzie w 1794 roku z�o�y� przysi�g� Tadeusz Ko�ciuszko. - Skoro jeste�my zn�w na Rynku, to podzi�kujemy panu - zwr�ci�em si� do doro�karza. Ten zatrzyma� pojazd. Ui�ci�em nale�ne pi��dziesi�t z�otych i po�egna�em si� z panem Ostrowskim serdecznym u�ciskiem d�oni. Pomog�em zsi��� z koz�a Januszowi i ruszyli�my w stron� Grodzkiej, przynaglani przez rozbudzone d�ug� przeja�d�k� apetyty. Doszli�my do Restauracji �Pod Anio�ami� i skierowali�my si� do jej ogr�dka. Modli�em si� w duchu, �eby trafi� si� nam wolny stolik. W sezonie ta znakomita restauracja jest dos�ownie obl�ona i nale�y rezerwowa� miejsca telefonicznie. Na szcz�cie ju� od wej�cia dostrzeg�em zwalniaj�cy si� stolik! Nagle zatrzyma�em si�. Twarz siedz�cego przy stoliku po prawej od wej�cia m�czyzny wyda�a mi si� dziwnie znajoma... Ale� tak! To premier Tadeusz Mazowiecki! Id�cy za mn� Kobiatko uk�oni� si� siedz�cemu. Ten odk�oni� si� mu z u�miechem. Gdy zasiedli�my ju� przy naszym stoliku, spyta�em: - To pan zna premiera? Kobiatko pokr�ci� g�ow�: - Nie. - Dlaczego wi�c pan mu si� uk�oni�? - S�awnym i dobrym Polakom nale�y odda� cze��! - oznajmi� stanowczo pan Aleksander si�gaj�c po kart� da�. Zam�wili�my po porcji ko�dun�w i po schabie a la Radziwi��. Niebo w g�bie! Zaprawd�, restauracja zas�ugiwa�a na nazw� �Pod Anio�ami�. Na deser wonna kawa dla pana Aleksandra i dla mnie oraz cola dla Janusza. Nabi�em krzepko fajk� i dopiero teraz, przypalaj�c j�, zada�em pytanie zasadnicze dla naszego spotkania: - C� to takiego wydarzy�o si� nad Dunajcem, �e pa�ski wykrywacz metali �zwariowa��? Kobiatko musia� wyczu� ironi� w moim g�osie, bo a� uderzy� d�oni� w st�: - A �eby pan wiedzia�, �e �zwariowa��! - Tak? - Zobaczy pan sam, jak dojedziemy na miejsce. Zobaczy pan i sprawdzi swoim �Rambo�. Jak wr�cimy do hotelu, to poka�� na mapie to zagadkowe miejsce! - Jak pan tam trafi�? Kobiatko �ykn�� kawy: - Ot, wybra�em si� raz jeszcze, by popatrze� na zamek w Czorsztynie i zamek w Niedzicy, zwany Dunajcem. Ciekawi�o mnie zw�aszcza, jak wp�yn�� na pi�kno otoczenia wype�niony rok przedtem zbiornik Jeziora Czorszty�skiego, spi�trzony przez tam� w Niedzicy. No, ale na szcz�cie wszystko by�o jeszcze pi�kniejsze ni� przedtem. A turyst�w! Jeszcze tylu tam nie widzia�em. Dyrektor Muzeum w Niedzicy, doktor Jerzy Baranowski, a� �ali� mi si�, �e mu nied�ugo zamek zadepcz�. Ponad dwa tysi�ce ludzi przechodzi codziennie jego komnatami i korytarzami! No, ale wr��my do mego odkrycia. Szed�em sobie �cie�k� po czorszty�skim brzegu jeziora z Niedzicy do Czorsztyna my�l�c, �eby odwiedzi� po drodze jaskini� zwan� Zb�jeck� Dziur�, wydr��on� w Zb�jeckich Ska�kach opodal Czubatej Ska�y, zwanej tak�e Czubatk�. A nu� m�j �Penetrator� wypenetruje w jaskini jakie� ciekawe pozosta�o�ci po zb�jcach... - Stryjkowi skarb si� zamarzy�! - roze�mia� si� Janusz. - Nie przeszkadzaj, jak starsi m�wi� - machn�� r�k� pan Aleksander. - Z daleka ju� dostrzeg�em wapienn� skalic� Czubatki i kryj�ce si� za drzewami Zb�jeckie Ska�ki. Zerkn��em jeszcze na le��cy akurat po drugiej stronie przew�ki jeziora zamek w Niedzicy i polaz�em w g�r�... Znalaz�em Zb�jeck� Dziur� do�� szybko, za to m�j znakomity wykrywacz metali nic w niej nie znalaz�. Wyszed�em jaskini i, chc�c odpocz�� chwil�, od�o�y�em na bok �Penetrator�, zapominaj�c go wy��czy�... Ledwo czujnik dotkn�� nagiej w tym miejscu ska�y, jak ci nie us�ysz� sygna�! Ech, p� dnia sp�dzi�em pr�buj�c rozwi�za� zagadk� ukryt� pod litym wapieniem. To tu pr�bowa�em podwa�y�, to w tamt� szczelin� wbi� klinik kamienny. Opuka�em ca�� ska�k� m�otkiem i nic! A wykrywacz a� si� sygna�em zanosi�! Pomy�la�em sobie wtedy o tym na po�y legendarnym pobycie Ink�w w Niedzicy i o ich mistrzostwie w budowaniu kamiennych skrytek. I ju� chcia�em wr�ci� po pomoc do Niedzicy, ale przypomnia�em sobie, �e tam nikt, opr�cz starego oprowadzacza wycieczek, Franciszka Szydlaka, nie wierzy w Ink�w nad Dunajcem. No i przestraszy�em si� �mieszno�ci - Kobiatko w zak�opotaniu przyg�adzi� w�osy. - Ale w tej�e chwili przyszed� mi na my�l pa�ski prze�o�ony, pan Tomasz, kt�rego mia�em szcz�cie pozna� latem ubieg�ego roku w Rynie. Pan Samochodzik i kolejna tajemnica... A �e s�ysza�o si� w naszej bran�y o pa�skich zesz�orocznych sukcesach: no bo jak nie skarb Hasan-beja, to pokonani niemieccy z�odzieje dzie� sztuki... - Hm - odchrz�kn��em za�enowany. - ...mo�e wi�c, jak nie pan Tomasz, to pan Pawe�? - u�miechn�� si� do mnie opiekun zabytk�w. - Z t� my�l� zaznaczy�em na skale miejsce, gdzie �Penetrator� odzywa� si� najg�o�niej i ruszy�em do Czorsztyna. Nast�pnego dnia wr�ci�em do Olkusza i zadzwoni�em do pana Tomasza. I tak to jeste�my tu razem. Nie widzia�em tylko, �e wypraw� po z�oto Ink�w zaczniemy od przeja�d�ki krakowsk� doro�k� - zerkn�� na siostrze�ca. Dostrzeg�em, �e Januszowi robi�o si� przykro. - Ale�, panie Aleksandrze! Wie pan od jak dawna marzy�em o takiej przeja�d�ce przez stary Krak�w?! - po�o�y�em d�o� na r�ce Janusza. - Ciesz� si�, �e wreszcie doczeka�em si� jej. I to w tak mi�ym towarzystwie! Ch�opak powesela�: - Ja te� bardzo chcia�em zobaczy� Krak�w! To wspania�e miasto. Tylko �e dotychczas... stukn�� jedn� szwedk� o drug� - musia�em zajmowa� si� czym� innym... Nad naszym stolikiem zapad�o milczenie. - Jeszcze tu wr�cimy - odezwa�em si� po chwili - ale na razie: po z�oto Ink�w! Oczy Janusza b�ysn�y za okularami: - Pan wi�c w nie wierzy?! U�miechn��em si�: - Drogi m�j, wykrywacze metali to raczej spokojne urz�dzenia i nie wariuj�. Zw�aszcza w tak do�wiadczonych r�kach jak twego stryja. Czy czeka nas w Zb�jeckich Ska�kach z�oto Ink�w, nie wiem, ale �e co� nader interesuj�cego, jestem pewien! Byle tylko umie� si� do tego czego� dosta�! Pomarzyli�my jeszcze chwil� o tym, jakie to skarby czekaj� na nas w Pieninach i wyszli�my z ch�odu ogr�dka Restauracji �Pod Anio�ami� w �ar i gwar Grodzkiej. W powietrzu miesza�y si� d�wi�ki akordeon�w i skrzypiec ulicznych grajk�w. Otoczy� nas r�nobarwny i r�noj�zyczny t�um turyst�w, ciesz�cych si� rzadk� tego lata pi�kn� pogod�. Na moment stan��em, bo wyda�o mi si�, �e mign�a mi zapami�tana spod Hotelu �Francuskiego� suknia. Ale chyba tylko mi si� tak wydawa�o... Postanowi�em wi�c nadal nie m�wi� nic o niej i o doro�ce zaprz�gni�tej w siwka, kt�ra jecha�a naszym �ladem... Wieczorem, po kolacji w hotelowym barze, Kobiatko zaproponowa� �wcze�niejsze przy�o�enie g�owy do poduszki�, aby�my nast�pnego dnia z nowymi si�ami zaatakowali Pieniny. Poniewa� Janusz milcza�, pomy�la�em, �e i on jest zm�czony. Powiedzieli�my sobie �dobranoc� i ruszyli�my do swoich pokoi. Wszed�em do swego i od razu poczu�em, jak czo�o pokrywaj� mi kropelki potu. To rozpra�one upalnym dniem mury promieniowa�y suchym i gor�cym powietrzem. Nawet szeroko otwarte okno niewiele pomaga�o. Na dworze te� wci�� jeszcze panowa� upa�. Zerkn��em tylko jeszcze raz na map� Pienin, by utrwali� w pami�ci po�o�enie Czubatej Ska�y i Zb�jeckich Ska�ek, i poczu�em ogromn� ochot� na wyj�cie do przyhotelowego parku. Tam, na �awce, w towarzystwie wiernej fajeczki, mia�em zamiar poduma� nad tajemnicami Pienin, zamku Dunajec (Niedzica) i niespodziankami dzisiejszego dnia. Z trudem uda�o mi si� znale�� woln� �awk�, gdy� wielu mieszka�c�w Hotelu �Krakowiak� wpad�o na taki sam pomys� jak ja i wola�o zaczeka� na parkowych �awkach, a� z ich pokoi ust�pi �ar lipcowego dnia. Zapada� zmrok. Nie rozpali�em jeszcze fajki jak nale�y, gdy na zakr�cie alejki dostrzeg�em znajom� mi ju�, wspart� na kulach, sylwetk�. Janusz! Zauwa�y�em, jak bardzo id�cy ku mnie ch�opak skupia ca�� swoj� uwag�, wszystkie si�y na tym, by jak najmniej korzysta� z pomocy szwedek. Chwilami, przez kilka krok�w, udawa�o mu si� na nich nie opiera�... Nagle dostrzeg� mnie i wyprostowa� si� jeszcze bardziej. - Dobry wiecz�r panu! - Witaj, Janusz! Sk�d bogi prowadz�? Ch�opak �miechem zag�uszy� ci�ki oddech: - W k�ko prowadz�, panie Pawle! Jeszcze dwa okr��enia skwerku i b�dzie dosy�! - Nie usi�dziesz na chwil�? - Dobrze. Ale za to do�o�� sobie jeszcze jedno okr��enie... spaceru - parskn�� ironicznie. Prawie nie by�o wida�, z jak� ulg� siada na �awk�. - B�d� ci towarzyszy�. Od�o�y� szwedki i otar� czo�o z potu. Wzruszy� ramionami. - Dzi�ki, ale nie trzeba. Ten spacer to sprawa moja i mej choroby... Zrobi�o mi si� g�upio. - Rozumiem i przepraszam. Nic lubisz kibicowania... Zamacha� r�koma. - Och nie, nie tak! G�upio im si� powiedzia�o! Gdyby nie �kibicowanie� moich rodzic�w, lekarzy, terapeut�w i przyjaci�, do dzi� nie wsta�bym z ��ka! To ja przepraszam! Wiem, �e pan chcia� jak najlepiej! Tylko czasem trudno... - si�gn�� po szwedki. - Przepraszam. I ju� sobie p�jd�... - podni�s� si� �awki jednym ruchem, jakby bez wysi�ku. - Nie m�wi� �dobranoc�, bo jeszcze b�d� t�dy trzy razy przechodzi�! - za�mia� si� i ruszy� alejk�. Zasalutowa�em mu r�k� bez s�owa. �Ile� w tym drobnym, chorym ch�opcu jest si�y i woli. Ile� wiary i nadziei w tym, kt�ry m�g�by nie wiedzie�, nie chcie� wiedzie�, �e one w og�le istniej�! Czy ja na jego miejscu by�bym tak samo silny?� D�ugo po Januszu wr�ci�em do hotelu. W pokoju ci�gle panowa�a duchota. Wzi��em zimny prysznic. Ale ten wida� zbytnio mnie orze�wi�, bo gdy po�o�y�em si� tylko w spodenkach na zas�ane ��ko, sen nie nadchodzi�. Mija� powoli czas jakich� porwanych my�li, marze�. W oddali ko�cielny zegar wydzwoni� godzin� drug�... Co� zasycza�o! Podnios�em si� powoli, niezbyt pewien, czy ten syk nie jest jeszcze jednym z�udzeniem tej upalnej, pl�cz�cej my�li nocy. Ale nie! Z szeroko otwartych drzwi do przedpokoju wype�za�a w mym kierunku sycz�c i po�yskuj�c w �wietle ksi�yca plastykowa rurka. Poderwa�em si� z ��ka a� j�kn�y spr�yny! Syk usta�. Nabra�em w p�uca powietrza, maj�c nadziej� jeszcze wolnego od gazu i skoczy�em do drzwi wej�ciowych. Chwila szamotania si� z opornym zamkiem... Wybieg�em na korytarz. Nikogo. Tylko ta przepchni�ta szczelin� pod drzwiami rurka, pod��czona do le��cego na wyk�adzinie zbiorniczka o jaskrawo pomara�czowej barwie, zapewne zawieraj�cego gaz usypiaj�cy. Nas�uchiwa�em przez chwil�, czy gdzie� w ciszy �pi�cego hotelu nie us�ysz� czyich� krok�w, czy nie zadudni ruszaj�ca winda. Cisza. Ale nagle wyda�o mi si�, �e s�ysz� lekkie kroki, zbiegaj�ce na d�. Pop�dzi�em za nimi. Jedno pi�tro, drugie... Dobieg�em ju� do zakr�tu na parter, gdy us�ysza�em cichy stuk wej�ciowych drzwi do hotelu. Bardziej ju� z obowi�zku ni� potrzeby nie zwalniaj�c kroku wbieg�em do holu. Znalaz�em si� naprzeciw otwartych drzwi hotelowych i recepcjonistki pr�buj�cej spojrze� na mnie gro�nie zaspanymi oczami - To pan wszed� teraz do hotelu? - st�umi�a ziewni�cie. - Przecie� drzwi by�y zamkni�te na klucz! - Ale� ja tu mieszkam. Prosz� sprawdzi�: Pawe� Daniec, pok�j 321... Ja tylko... zapalniczka mi nawali�a. A �e pracowa�em p�no w noc... - Pracowa�em? - u�miechn�a si� ironicznie recepcjonistka. - I tak nago przybieg� pan szuka� zapa�ek? Poczu�em, �e si� czerwieni�. Faktycznie, jako jedyny str�j mia�em na sobie spodenki k�pielowe, kt�rych nie omieszka�em wskaza� z udana nonszalancj�: - Nago? Przecie� jestem ubrany. W sam raz na tak gor�c� noc. - Niech b�dzie, �e jest pan ubrany - m�oda kobieta pokr�ci�a g�ow�. - Ale �e bosy, to ju� pan si� z tego nie wykr�ci. Prosz�, oto zapa�ki - przesun�a po kontuarze w moj� stron� firmowe pude�ko. - I niech pan z �aski swojej jeszcze zamknie drzwi, za kt�rymi szuka� pan �ognia�, i da mi klucz. Zrobi�em jak mi kaza�a �w�adczyni� hotelu. Ale k�ad�c przed ni� klucz nie omieszka�em doda�: - Naprawd� tych drzwi nie otwiera�em. By�y ju� otwarte, gdy zbieg�em na d�. I wydaje mi si�, �e tu� przed moim uroczym spotkaniem z pani� - teraz ja by�em ironiczny - kto� przez nie uciek�. - O Bo�e, z�odziej! - poderwa�a si� recepcjonistka. - I co ja teraz... - Bez nerw�w - uj��em j� za r�k� - to nie z�odziej. Raczej pewien pan, kt�rego czu�ego po�egnania z pani� z s�siaduj�cego z mym pokojem by�em s�uchaczem. Wie pani, jakie cienkie s� �ciany w hotelu... Tak wi�c prosz� nie przejmowa� si� ju� swoj� kr�tk� drzemk�... - si�gn��em po zapa�ki - a na przysz�o�� wypi� solidn� kaw� przed nocnym dy�urem. Dobranoc! - dumnie pocz�apa�em stopami po udaj�cej marmur posadzce. Tak wi�c uspokoi�em recepcjonistk�, ale mnie samemu daleko by�o do spokoju: �Kto i dlaczego chcia� z�o�y� nocn� wizyt� u mnie bez mojej wiedzy? Czy�by chodzi�o tu o wskaz�wki, gdzie znajduje si� intryguj�ca pana Aleksandra ska�a? Dlaczego nie szukano ich u niego? Sk�d wiesz, �e nie szukano?!� - pobieg�em do windy. Nieco dr��cym palcem wcisn��em przycisk trzeciego pi�tra. Ale zanim ten cud techniki dowl�k� si� na miejsce, och�on��em: �Nie szukano, bo ci, kt�rymi interesuj� si� na przyk�ad owi Peruwia�czycy spod �Francuskiego�, uwa�aj� ciebie, Pawle, za szefa. Maj�c do wyboru starszego pana w towarzystwie niepe�nosprawnego ch�opca i go�cia, kt�ry przyjecha� z Warszawy jeepem i o kt�rym mo�e ju� wiedz�, gdzie pracuje, a mo�e i co� wi�cej, wybrali ciebie! Mo�e nie znalaz�szy nic u ciebie zainteresowaliby si� i panem Aleksandrem, ale �e