9588
Szczegóły |
Tytuł |
9588 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9588 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9588 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9588 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Cameron Verney Lovett
Czarny Ksi���
Pewnego wieczora siedzia�em sobie wygodnie w zacisznej gospodzie Woolpack Inn. przy ulicy Dale w Liverpoolu, poci�gaj�c z fajki nape�nionej karoli�skim tytoniem i rozkoszuj�c si� wraz z mym gospodarzem, Johnem Pye, wazk� ponczu przyrz�dzonego z cytryn i rzetelnego rumu, kt�ry przywioz�em mu z Jamajki w Indiach Zachodnich. Nagle drzwi otworzy�y si� i wszed� m�j stary przyjaciel z lat szkolnych, Tom Merrick, strz�saj�c krople deszczu z w�ochatego p�aszcza. - Dowiedzia�em si�, Bob, �e tu jeste� i przyszed�em co� ci zaproponowa� w imieniu mego ojca i jego wsp�lnika, starego Floyda. Dyskutowali oni w�a�nie, komu by powierzy� dow�dztwo ich statku, Black Prince, co s�ysz�c, powiedzia�em: "Jest tu w�a�nie m�j szkolny towarzysz, Hawkins, chwilowo bez statku" - dodaj�c, �e najlepiej by uczynili, gdyby ci oddali dow�dztwo. Orzekli z pocz�tku, �e skoro chodzi�e� ze mn� do szko�y, musisz by� jeszcze dzieciuchem, zapominaj�c - jak to zwykle starzy ludzie - �e gdy sami si� starzej�, to ci, kt�rych pami�taj� jako dzieci, dochodz� ju� �redniego wieku. Co prawda, je�li ju� o to chodzi, to - jak my�l� - �aden z nas w wieku trzydziestu o�miu lat nie stacza si� jeszcze z �yciowej g�rki, ale w ka�dym razie, zanim zgodzili si�, abym do ciebie przyszed�, musia�em ich d�ugo przekonywa� i opowiada�, jak to stary Grog Vernon wychwala� twoje' zas�ugi przy zdobywaniu Porto Bello i twoje umiej�tno�ci �eglarskie, jakie okaza�e� prowadz�c z Charlestonu do kraju ten stary, rozsypuj�cy si� statek, Elizabeth. Teraz goni� za tob� od trzech godzin i wreszcie ci� tu dopad�em. A wi�c czyni� ci propozycj�: Czy zgadzasz si� obj�� dow�dztwo Black Prince'a?
Czy zgadzam si� dowodzi� Black Prince'em? No chyba, �e si� zgadzam! To najlepszy statek w Liverpoolu. Nigdy nie zapomn�, jak �miga� pod wiatr mimo przyl�dka Tom Shot przy Kalabar i jak manewrowa� nim Price, czy te� Ap Rhys, jak lubi�, aby go nazywano. Ale co si� sta�o z Price'em? Z nim przecie� nie mogli si� chyba por�ni�.
- Och nie, nie by�o �adnego por�nienia, ale kapitanowi Ap Rhysowi, jak musimy go teraz nazywa�, jaki� krewny pozostawi� w spadku ferm� w Walii, wobec czego zmieni� on teraz kurs na rol�, tym bardziej, �e - jak s�ysz� - dziedziczy nie tylko ferm�, lecz i ambon� ma�ej kapliczki, z kt�rej naucza� jego kuzyn.
- My�l�, �e Ap Rhys oka�e si� r�wnie dobrym rolnikiem i kaznodziej� jak �eglarzem. By� zawsze, jak m�wi� marynarze, ch�opem z t�g� g�ow�. Jestem niesko�czenie wdzi�czny jego krewniakowi, �e pozostawi� mu ferm� i umo�liwi� mi obj�cie dow�dztwa Black Prince'a.
- A zatem, Bob, bierzesz go? By�em pewien, �e si� zgodzisz, ja za� p�jd� jako supercargo. I powiem ci co� wi�cej. S�yszeli�my, �e zanosi si� na wojn� z Francj� i ojciec m�j oraz pan Floyd postanowili stara� si� o list kaperski.
- Co? A wi�c b�d� dow�dc� okr�tu korsarskiego? To� to prawie jakby dow�dztwo okr�tu wojennego.
- Tak, m�j drogi, ale statek p�jdzie nie tylko w rejs korsarski, lecz ma przy tym zrobi� dalek� podr� do Afryki i Indii Zachodnich, pilnuj�c dobrze �agli i dzia�, aby si� nie da� przychwyci�.
- Och, statek �egluje znakomicie, to pewne, trzeba tylko dobra� mu dzieln� za�og�. Byli tu gdzie� trzej spo�r�d czterech dobrych marynarzy z tej starej krypy Elizabeth i je�li tylko nie schwycili ich werbownicy-naganiacze, to o�mielam si� twierdzi�, �e uda mi si� ich dosta�; wszyscy s�u�yli na okr�tach wojennych. Jest tu Czarny Jack Jago i jego wierny druh Cundy, zwany Krwawym Billem, a tak�e John Beer, Tom Batten i Sam Moxon - wszystko ludzie z Falmouth i dobrzy �eglarze. A ponadto mo�na wzd�u� brzeg�w Mersey znale�� jeszcze wielu chwackich marynarzy.
- Widz�, �e jeste� w swoim �ywiole. Przyjd� wi�c jutro rano na nabrze�e do kantoru, a otrzymasz instrukcje.
- Zgoda. Ale gdzie jest teraz statek? Powr�ci�em ze stryjowskiej fermy dopiero dzi� po po�udniu, przebywa�em tam od chwili zej�cia z Elizabeth i nie wiem, co si� dzieje w mie�cie.
- Statek le�y teraz na brzegu w Runcorn, gdzie wymieniaj� mu cz�ci poszycia kad�uba i opalaj� obrosty. Tu� przed zej�ciem kapitana Ap Rhysa statek dosta� nowy komplet dolnego takielunku i pierwszy oficer zaj�ty jest teraz jego stawianiem. Zdaje mi si�, �e m�j stary ojczulek dobrze zrobi� buduj�c ten! statek. W ostatnim rejsie Ap Rhys wi�z� sze�ciuset pi��dziesi�ciu siedmiu niewolnik�w z Kalabar do Jamajki i nie straci� podczas ca�ej podr�y ani jednego cz�owieka. Wszyscy w Liverpoolu m�wili, �e statek o pi�ciuset tonach jest za du�y, aby odbywa� na nim podr�e handlowe do Afryki lub dok�dkolwiek.
- Czy�by on mia� pi��set ton? Nie przypuszcza�em, �e jest tak du�y. Ma budow� fregaty i przy swoim kszta�cie rufy jest r�wnie przestrzenny jak niekt�re nasze dwupok�adowce; jest to raczej statek innej klasy ni� stara Elizabeth.
- Zdaje si�, �e masz racj�, drogi ch�opcze, i statek, jak m�wisz, �egluje dobrze. Poka�e zawsze g�adko ruf� ka�demu "francuzowi", kt�ry m�g�by by� dla niego za silny. A teraz musz� ju� i��. Powiem ojcu, �e zajdziesz do kantoru oko�o �smej z rana. Jeszcze jedn� szklank� ponczu za zdrowie kapitana Black Prince'a.
- Z ch�ci�, Tom. Gospodarzu, nalej do pe�na szklanic� pana Merricka i moj� i wypij z nami za pomy�lno�� Black Prince'a i jego nowego kapitana.
John Pye us�ucha� skwapliwie i toast spe�niono z zapa�em, po czym wymieniono �yczenia dobrej nocy i Tom odjecha�.
Skoro tylko nas opu�ci�, spyta�em Pye'a, czy nie wie, gdzie by m�g� obraca� si� teraz Jack Jago i jego starzy okr�towi kamraci.
- Jack Jago? Czy ma pan na my�li cz�owieka zwanego Czarnym Jackiem, kt�ry by� w niewoli u Maur�w?
- Tak, tego samego.
- No, dok�adnie nie wiem. S�ysza�em, �e widziano go przed kilku dniami, lecz pewnie przycupn�� gdzie� cicho, kryj�c si� przed werbownikami. Na szcz�cie kuter naganiaczy utkn�� dzi� po po�udniu na. �awicy u wej�cia do portu i Jack jest teraz bezpieczny. Znam chyba wszystkie dziury, w kt�rych ukrywaj� si� marynarze, ale Jack jest bardzo czujny je�li chodzi o naganiaczy i trzeba b�dzie troch� czasu, aby go znale��. W ka�dym razie po�l� ch�opaka, by si� za nim rozejrza� i je�li da si� go znale�� do si�dmej rano, to stawi si� tu na pewno.
- Doskonale. Mo�esz to uczyni� natychmiast?
- Tak, wy�l� natychmiast. �ycz� dobrej nocy. Czym mo�na jeszcze s�u�y� przed udaniem si� na spoczynek?
- Dzi�kuj�, niczym wi�cej.
John Pye wyszed� z izby, ja za� odda�em si� rozmy�laniom nad dalszymi widokami na przysz�o��. C� za szcz�liwy traf zdarzy�, �e m�j druh szkolny ofiarowa� mi dow�dztwo Black Prince'a. Z wyj�tkiem starego gruchota Elizabeth nie dowodzi�em dot�d �adnym innym statkiem, a teraz zosta�em oto dow�dc� jednego z najlepszych statk�w w Liverpoolu, a by� mo�e we wszystkich angielskich portach.
Dot�d - raczej obija�em si� po �wiecie. M�j ojciec by� ongi� porucznikiem marynarki, ale gdy si� o�eni�, porzuci� s�u�b� w marynarce wojennej, zamierzaj�c osi��� jako rolnik w pobli�u fermy swego brata w Cumberland. Kiedy jednak matka moja zmar�a przy po�ogu, ojciec powr�ci� na morze, otrzymuj�c dow�dztwo statku handlowego w Liverpoolu. Do si�dmego roku �ycia przebywa�em u stryja, drobnego w�a�ciciela ziemskiego w Cumberland, potem za� ojciec - ju� wtedy w�a�ciciel p�ywaj�cego pod jego dow�dztwem statku, na kt�rego nabycie po�wi�ci� wszystkie swe oszcz�dno�ci - zabra� mnie ze sob� na morze na cztery lata. Za rad� przyjaci� odda� mnie p�niej do szko�y w Liverpoolu, gdzie kszta�ci� si� Tom Merrick. Tam zawar�em z nim znajomo��, a ta rozwin�a si� w gor�c� przyja��, przetrwa�� d�ugo poza szkolne lata.
Gdy mia�em pi�tna�cie lat, nauk� moj� przerwa�a nagle �mier� ojca, poleg�ego podczas bezskutecznej obrony swego statku przed nieprzyjacielsk� fregat�. �e za� ojciec w�o�y� wszystko, co posiada�, w statek i jego �adunek, pozosta�em sierot� bez grosza. Stryj, maj�cy liczn� rodzin�, wzi��by mnie ch�tnie do swego domu i u�atwi� zdobycie zawodu na r�wni z kuzynami, ale jeden z przyjaci� ojca zaproponowa�, �e zabierze mnie ze sob� na morze. Od�o�y�em wi�c na bok szlachetne urodzenie i j�wszy si� najczarniejszej roboty dobi�em si� dzi�ki zapa�owi i dobremu sprawowaniu stopnia oficerskiego. W 1739 roku bra�em udzia� w zdobywaniu Porto Bello przez admira�a Vernona, zwanego przez marynarzy Starym Grogiem, i tam zdarzy�o mi si� zwr�ci� na siebie jego uwag�, gdy przenosi�em meldunki pod ogniem. Potem uczestniczy�em w nieszcz�snych operacjach przeciw Cartagenie, gdzie szkorbut i choroby zdziesi�tkowa�y nasze za�ogi. Okr�t, na kt�rym s�u�y�em, p�ywa� w czarterze jako transportowiec. W tym czasie pozna�em Rodericka Randoma, pomocnika lekarza na jednym z okr�t�w wojennych. �odzi, na kt�rej si� znajdowa�em, uda�o si� pewnej nocy uratowa� go od utoni�cia w chwili, gdy jego w�asna ��d� przewr�ci�a si� st�pk� do g�ry.
Maj�c lat dwadzie�cia dwa zosta�em pierwszym oficerem kapitana Howa, mego starego przyjaciela i opiekuna. A� do jego �mierci, kt�ra nast�pi�a kilka lat p�niej, s�u�y�em pod jego rozkazami na tym stanowisku, odbywaj�c przewa�nie rejsy handlowe do Afryki i Indii Zachodnich. Po �mierci kapitana Howa dow�dztwo statku obj�� nowy kapitan, kt�ry zatrudni� jako pierwszego oficera jakiego� swego krewnego, wobec czego straci�em na pewien czas prac� i musia�em przenie�� si� do marynarskiego kubryku. Jako starszy marynarz odby�em podr� do Indii Wschodnich, gdzie toczy�a si� nieustaj�ca walka mi�dzy angielsk� i francusk� Kompani� Wschodnioindyjsk�, mimo i� oba pa�stwa nie znajdowa�y si� ze sob� w stanie wojny. W owych jednak czasach nie by�o pokoju po drugiej stronie r�wnika.
Podczas starcia, jakie mieli�my z francuskim okr�tem wojennym, poszcz�ci�o mi si� zwr�ci� na siebie uwag� naszego kapitana. Ten, poznawszy moje koleje losu, powierzy� mi stanowisko trzeciego oficera,, na miejsce poleg�ego w walce, i usi�owa� uzyska� zatwierdzenie dla mnie tej funkcji po powrocie statku do Anglii. Wniosek jednak odrzucono, poniewa� miejsca tego za��da� jeden z urz�dnik�w departamentu do spraw Indii dla pewnego m�odego cz�owieka, swego protegowanego.
Pozostawszy zn�w bez �rodk�w do �ycia zamierza�em zaci�gn�� si� na jeden z okr�t�w kr�lewskich, gdy oto natkn��em si� na mego przyjaciela, Toma Merricka, kt�ry by� przez pewien czas zatrudniany w jednym z londy�skich dom�w handlowych. Zdziwi� si� widz�c mnie w tak n�dznych warunkach i wys�a� mnie natychmiast do Liverpoolu, gdzie dzi�ki jego wp�ywom uzyska�em miejsce pierwszego oficera na statku uprawiaj�cym rejsy handlowe do Gwinei. W s�u�bie tej pozostawa�em a� do chwili, w kt�rej rozpoczyna si� ta opowie��. Podczas ostatnie] podr�y statek, na kt�rym p�ywa�em, zosta� doszcz�tnie zniszczony przez huragan i tylko mnie oraz dw�m innym cz�onkom za�ogi uda�o si� uratowa� na jakich� jego szcz�tkach. Gdy wy�owiono nas po trzech dniach straszliwych m�czarni, dwaj moi towarzysze znajdowali si� ju� w stanie tak wielkiego wycie�czenia, �e zmarli wkr�tce potem, mnie za� przewieziono do szpitala w Port Royal, gdzie przez d�ugi czas walczy�em z niebezpieczn� chorob�.
Po powrocie do zdrowia uda�em si� do firmy utrzymuj�cej stosunki handlowe z mymi armatorami i t� drog� otrzyma�em od nich polecenie, aby zaokr�towa� si� w podr� powrotn� na jeden z ich statk�w maj�cy zawin�� do Charlestonu w drodze do kraju. W Charlestonie zasta�em statek Elizabeth, kt�ry schroni� si� tam podczas sztormu. Jego kapitan i kilkunastu cz�onk�w za�ogi zmar�o na ��t� febr�. Statek by� w tak lichym stanie, �e trudno by�o znale�� kogokolwiek, kto by zgodzi� si� na nim p�yn�� przez ocean. Widz�c w tym okazj� do otrzymania dow�dztwa, zg�osi�em si� ochotniczo i zaproponowa�em, �e doprowadz� statek do kraju, o ile uda mi si� znale�� za�og�. Kupiec, do kt�rego statek zosta� skierowany, przyj�� skwapliwie moj� propozycj� i tak by� uradowany okazywan� przeze mnie gotowo�ci� do odbycia ryzykownej podr�y, i� nalega�, abym zamieszka� w jego domu przez ca�y czas potrzebny na dokonanie niezb�dnych napraw Elizabeth.
Zar�wno pan Penmore, potomek starego angielskiego rodu, jak jego ma��onka i c�rki, byli nader mi�ymi lud�mi. Zw�aszcza jedna z c�rek by�a tak zachwycaj�ca, i� nie mog�c oprze� si� jej urokom, zakocha�em si� w niej wkr�tce na um�r. Muriel Penmore odwzajemnia�a moje afekty i zgodzi�a si�, abym zaloty ujawni� jej ojcu. Penmore, kt�ry mimo opuszczenia ojczystego kraju zachowa� nadal rodow� dum�, wpad� w pasj�. Uzna� moje zamiary za zuchwa�o�� i kaza� opu�ci� sw�j dom; nazwa� mnie impertynentem i morskim wycieruchem po�ledniego urodzenia, zakazuj�c nawet po�egna� si� z Muriel. Musia�em wi�c wynaj�� kwater� w mie�cie. Pan Penmore przynagla� przygotowania statku do podr�y i by�by zaiste nie omieszka�, jak s�dz�, odebra� mi dow�dztwa, gdyby by� pewny, �e nie pozostan� w Charlestonie i gdyby m�g� znale�� innego kapitana.
Usi�owa�em na wszelkie sposoby skomunikowa� si� z Muriel, ale nie powiod�o mi si� i wszystkie listy, jakie posy�a�em do niej i do jej ojca, wraca�y do mnie nie otwierane. Stara�em si� tak�e wielokrotnie spotka� Penmore, lecz unika� mnie tak dalece, �e nawet sprawy handlowe zwi�zane ze statkiem musia�em za�atwia� z jego zast�pc�.
W ko�cu powiadomiono mnie, �e Elizabeth jest ju� gotowa do wyj�cia na morze, wobec czego przenios�em si� na statek i przygotowa�em go ostatecznie do wyruszenia. Poniewa�, mimo dokonanych napraw, statek w dalszym ci�gu mocno przecieka�, zaokr�towano grup� dwudziestu niewolnik�w, aby mogli cz�ciowo zast�pi� marynarzy w pracy przy pompach. W �odzi, kt�ra ich przywioz�a, dostrzeg�em ch�opaka stale widywanego w domu Penmore'a. Uda�o mu si�, poza plecami dozorcy, kt�ry przyby�, aby przekaza� niewolnik�w i otrzyma� na nich pokwitowanie, poda� mi karteczk� od ukochanej. Muriel zapewnia�a w niej o nie s�abn�cych ku mnie afektach. Przez tego� ch�opaka mog�em pos�a� odpowied� u�o�on� w najbardziej nami�tnych s�owach, na jakie potrafi�em si� zdoby�. W podzi�ce za lok w�os�w przys�any mi przez Muriel ofiarowa�em jej taki� w�asny lok, wraz z pier�cieniem nabytym w mie�cie; od dawna czeka�em z ut�sknieniem okazji, by go jej przes�a�.
Nast�pnego ranka wyruszyli�my z Charlestonu i po niezwykle uci��liwej i niebezpiecznej podr�y, w kt�rej jedynie umiej�tno�ci �eglarskie za�ogi i niestrudzona praca Murzyn�w przy pompach uratowa�y statek od zag�ady, Elizabeth przyby�a do Liverpoolu. Znajdowa�a si� jednak w tak nieprzydatnym do �eglugi stanie, �e porzucono wszelk� my�l o naprawie, a tym samym pogrzebano �ywion� przeze mnie nadziej�, �e obejm� dow�dztwo tego statku, gdy zn�w wyruszy na morze.
Jak to zawsze mia�em w zwyczaju, ilekro� przybywa�em do Liverpoolu, uda�em si� do Cumberland, aby odwiedzi� stryja a kuzyn�w i w�a�nie tego dopiero popo�udnia powr�ci�em stamt�d w poszukiwaniu pracy. Zamierza�em zobaczy� si� nast�pnego dnia z Tomem Merrickiem i dowiedzie� si�, czy nie m�g�by mi, pom�c w znalezieniu zaj�cia.
Uradowa�em si� widokami, jakie otwiera�y si� teraz przede mn�, wierz�c, i� kilka pomy�lnych podr�y pozwoli mi powr�ci� do Charlestonu, aby zn�w ubiega� si� o r�k� Muriel. Gdyby ojciec jej trwa� nadal w uporze, zamierza�em nak�oni� Muriel, aby porzuci�a dom i zwi�za�a swe losy z moimi.
Gdy tak rozmy�la�em nad mymi projektami, wszed� z powrotem do izby gospodarz i rzek�:
- Czarny Jack zjawi si� tu jutro rano. Jeden z moich najsprytniejszych ch�opc�w powiedzia�, �e wie, gdzie ukrywa si� Jago z towarzyszami, ale trzeba mu dobrze zap�aci�, aby tam poszed�. Musi, on mie� ponadto jaki� znak od was, panie, aby wykaza�, �e przybycie jego nie jest podst�pem naganiaczy. Ch�opak, zwany Rat, mo�e tam p�j�� natychmiast i przekaza� ludziom zlecenia, je�li pan sobie tego �yczy.
- Doskonale, Pye. Oto m�j pugina� - ludzie znaj� go dobrze. Ja id� do ��ka, ale daj mi natychmiast zna�, gdy zjawi� si� rano. W nocy �ni�em o pomy�lnych bojach i pryzach ob�adowanych dublonami i o tym, �e powracam jako bogaty cz�owiek do Charlestonu, aby zdoby� r�k�, Muriel, Ze sn�w tych obudzi�o mnie pukanie do drzwi, po czym do izby wszed� jeden ze s�u��cych oznajmiaj�c, ze jest godzina wp� do si�dmej i �e na dole dopytuje si� p mnie dw�ch marynarzy.
Zerwa�em si� bezzw�ocznie i ubra�em napr�dce, a zeszed�szy na d� zasta�em czekaj�cych na mnie Czarnego Jacka Jago i jego nieod��cznego przyjaciela Cundy'ego, zwanego pospolicie Krwawym Billem. Trudno by�o sobie wyobrazi� dw�ch ludzi o bardziej r�nym wygl�dzie. Jago mierzy� ponad sze�� st�p wzrostu, by� chudy, ponury i - jak wskazywa�o jego przezwisko - czarny jak Hiszpan. W�osy jego zaczyna�y z lekka siwie�, a jedna strona twarzy zeszpecona by�a blizn� po ranie, jak� otrzyma� podczas ucieczki z niewoli algierskiej, w kt�rej sp�dzi� pi�� lat. Nigdy nie mo�na go by�o sk�oni�, aby opowiedzia� o swoich tam prze�yciach, ale cia�o jego nosi�o liczne �lady okrucie�stwa i zn�cania si�, jakim musia� by� poddawany. Na przegubach r�k i n�g widnia�y blizny po kajdanach, kt�rymi by� skuty. Chocia� piraci naruszyli jego pow�ok� cielesn�, nie potrafili jednak os�abi� w nim ducha; ci, co go znali, uwa�ali, �e jest to jeden z najlepszych i najdzielniejszych brytyjskich marynarzy. Towarzysz jego by� t�gim, niskim cz�owiekiem, wzrostu nie wi�kszego ni� pi�� St�p i trzy cale, a przy pot�nej budowie wygl�da� jak skr�cony olbrzym. Wiatry i bryzgi wielu sztorm�w spali�y mu twarz na czerwono, tak�e i w�osy mia� ognistoczerwone, z czego wywodzi�o si� jego przezwisko. Ale jakkolwiek przezwisko to uosabia�o dziko�� i okrucie�stwo, jasnoniebieskie oko - mia� bowiem tylko jedno - i igraj�cy na wargach u�miech zupe�nie temu przeczy�y. By� on wsp�ziomkiem Jaga i nale�a� do za�ogi statku, kt�ry wy�owi� Jaga na morzu, jako jedynego pozosta�ego przy �yciu spo�r�d sze�ciu ludzi, kt�rym uda�o si� skra�� ��d� w Algierze i dokona� na niej ucieczki. Jago le�a� bez zmys��w na dnie �odzi, w�r�d trup�w swych towarzyszy, i nikt si� nigdy nie dowiedzia�, ile. dni sp�dzi� tak bez wody i po�ywienia. M�wiono, �e wyzdrowienie zawdzi�cza� tylko troskliwo�ci, jak� otoczy� go Cundy. P�niej kiedy� Cundy wypad� w Indiach Zachodnich za burt� w porcie, w kt�rym roi�o si� od rekin�w. Zraniwszy si� podczas upadku nie m�g� utrzyma� si� na wodzie i albo by niechybnie uton��, albo pad� ofiar� tych drapie�nych potwor�w, gdyby Jago - nie bacz�c na niebezpiecze�stwo - nie skoczy� mu z pomoc� i nie przyholowa� bezpiecznie do okr�tu.
Od tego czasu obaj stali si� nieroz��cznymi przyjaci�mi Zawsze zaci�gali si� razem na statki i starali si� nawet pe�ni� s�u�b� w jednej wachcie i mieszka� w tym samym kubryku; gdziekolwiek zobaczono jednego, mo�na by�o by� pewnym, �e i drugi kr�ci si� w pobli�u.
Zasta�em obu siedz�cych w izbie, kt�rej umeblowanie stanowi�y drewniane �awy, a pod�oga wysypana by�a piaskiem. Zerwali si� na m�j widok, przyg�adzaj�c zwichrzone czupryny, i powiedzieli jednocze�nie:
- Dzie� dobry i pok�on, kapitanie.
- Dzie� dobry, ch�opcy - odrzek�em. - Chcia�bym wiedzie�, czy gotowi jeste�cie ze mn� pop�yn��? Obiecano mi dow�dztwo Black Prince'a, statku nale��cego do pan�w Merricka i Floyda.
- Pop�yn�� z wami? Pewnie, �e chcemy! Nieprawda�, Bo? - powiedzia� Cundy, zwracaj�c si� do Jaga. - Wiemy, �e kapitan Hawkins jest dobrym i zr�cznym marynarzem, potrafi rozumie� ludzi i o nich dba�.
- A wi�c dobrze, kochani ch�opcy, ale nie wiecie jeszcze dok�d mamy p�yn�� i co mamy robi�.
- To nam wszystko jedno. Nawet szczypty tytoniu nie warte namy�lanie si�, czy to b�d� Indie Wschodnie, Morza Po�udniowe, czy morza hiszpa�skie. Dla nas wa�ny tylko dobry kapitan i dobry statek, a tu jest jedno i drugie. Nie, Bo? - tu Cundy swym zwyczajem zwr�ci� si� do Jaga, kt�ry skinieniem g�owy i mrukni�ciem wyrazi� aprobat�.
- A wi�c p�jdziemy wzd�u� wybrze�y Afryki, a potem przez ocean do Indii Zachodnich, przy czym, jak si� spodziewam, b�dziemy mieli list kaperski. C� wy na to?
- My? P�jdziemy cho� w dwadzie�cia takich podr�y.
- Dobrze, moi drodzy. Statek le�y teraz na brzegu w Runcorn, gdzie mu opalaj� obrosty i dokonuj� napraw. Musicie p�j�� i rozejrze� si� za jakimi� dobrymi lud�mi. Znacie takich?
- Tak, John Beer i Sam Moxon s� w tym samym miejscu, gdzie i my kryli�my si� przed naganiaczami, a znajdzie si� tam jeszcze siedmiu czy o�miu odpowiednich ludzi. Na wiadomo�� o rejsie korsarskim na morza hiszpa�skie powy�a�� ze spelunek.
- Zwa�cie, co m�wi�: nie potrzeba mi m�t�w portowych ani nadbrze�nych w��cz�g�w, ka�dy, kogo przyprowadzicie, musi by� marynarzem.
- To si� wie, kapitanie! Jak dobra za�oga, to i lekka praca. Nie chcemy na statku leni�w, gamoni i niedorajd�w, co to pierwsi do �arcia, a jak przyjdzie! ci�ga� talie, to r�ki nie przy�o��.
- O to chodzi. A teraz krzyknijcie na gospodarza, aby da� wam co� zje�� i nie zapomnia� o napitku. Ja musz� i�� na nabrze�e do armator�w.
Za czym uda�em si� na g�r� do mej izby, aby doko�czy� ubioru. Przy pomocy mego czarnego s�u��cego, Toby'ego, na�o�y�em najlepsz� peruk�, granatowy surdut lamowany srebrn� ta�m�, a do boku przypasa�em kr�tk�, wysadzan� srebrem szpad� pozostawion� mi przez ojca. Na g�ow� wdzia�em troch� na bakier tr�jgraniasty kapelusz. Tak przybrany wygl�da�em, jak mi si� zdawa�o, na najbardziej szykownego kapitana, jakiego da�oby si� dojrze� na liverpoolskim bruku.
Gdy ko�czy�em ju� prawie ubieranie, dos�ysza�em t�tent konia na ulicy, a w nast�pnej chwili Tom Merrick wpad� do mej izby.
- No jazda, leniuchy! Jad� z domu pana Floyda, a ty� jeszcze nie ubrany.
- Chwileczk�. Toby, daj no mi chusteczk�. Teraz ju�em got�w, cho� jestem na nogach od dawna. Na dole mam ju� dw�ch ludzi do za�ogi Black Prince'a, kt�rych szuka�em; m�wi�, �e znajd� dalszych.
- To dobrze. A teraz chod�. Wygl�dasz jak istny dandys z kontynentu, ale wida� te� �e� marynarz, M�j ojciec oraz pan Floyd maj� g�ow� nabit� tym listem kaperskim trzeba nam jednak b�dzie jecha� do Londynu, aby go dosta�. Mog� z tym by� pewne trudno�ci, jako �e wojna nie zosta�a jeszcze wypowiedziana, ale my�l�, �e pomo�e nam Sir John Dormer, przyjaciel ojca b�d�cy w �askach u dworu dzi�ki us�ugom, jakie odda� rz�dowi podczas powstania jakobit�w.
Wraz z Tomem Merrickiem znale�li�my si� wkr�tce w domu jego ojca, kt�rego dolne izby s�u�y�y za biura; tam oczekiwali nas panowie Merrick i Floyd.
Gdy wszed�em, pan Merrick powita� mnie s�owami:
- Dzie� dobry, kapitanie Hawkins. S�dz�, �e syn m�j powiedzia� ju� panu, i� potrzebujemy kapitana na Black Prince'a, poniewa� kapitan Price postanowi� rozsta� si� z morzem. Tom poleci� nam pana, my za� - po zasi�gni�ciu starannych opinii u w�a�cicieli Elizabeth - zdecydowali�my zaofiarowa� mu dow�dztwo Black Prince'a. Pami�tamy dobrze pa�skiego ojca, kt�ry by� zawsze cz�owiekiem honoru i dobrym marynarzem. Je�li tylko wda�e� si� pan w niego, jestem pewien, �e nigdy nie znajdziemy powodu, aby �a�owa�, i� powierzyli�my mu dow�dztwo jednego z naszych statk�w.
- Mog� zapewni�, panie - odrzek�em - i� uczyni� wszystko, by zas�u�y� na wasze uznanie. Nie wypada mi teraz wiele m�wi� ponad to, �e sk�adam wam, panie, i panu Floydowi me pokorne us�ugi i podzi�kowanie za honor, jaki wy�wiadczyli�cie, obdarzaj�c mnie dowodem tak wielkiego zaufania.
- To nam si� podoba - przy��czy� si� pan Floyd. - Nie my�l pan jednak, �e wyb�r nasz zawdzi�czasz temu oto nowicjuszowi w sprawach morskich; kierowali�my si� tylko zas�ugami pana i jego zdolno�ciami �eglarskimi. By�em wczoraj u braci Malcolmson, w�a�cicieli Elizabeth, i dowiedzia�em si� od nich, jake� to trzyma� w kupie ten stary, rozsypuj�cy si� statek podczas podr�y do kraju i jak doprowadzi�e� go do Mersey, z czym inni nie daliby sobie rady.
- Tak, panie, nie�atwa to by�a robota, ale jestem za wszelkie trudy sowicie wynagrodzony powierzeniem mi takiego statku jak Black Prince. Rad jestem oznajmi�, �e b�d� m�g� zwerbowa� na m�j statek najlepszych ludzi, jacy p�ywali ze mn� na Elizabeth.
- To bardzo dobrze - rzek� pan Merrick - ale pom�wmy teraz o interesach. Z Londynu mamy wiadomo�ci, �e w najbli�szym czasie zanosi si� na wojn� z Francj�, my za� uwa�amy, �e zamiast nara�a� si� na zw�ok� spowodowan� �eglug� w konwoju, uzbroimy Black Prince'a i pozwolimy mu samemu dba� o w�asne bezpiecze�stwo; aby za� w pewnym stopniu odzyska� zwi�zane z tym wydatki, zamierzamy wystara� si� o list kaperski przeciw Francuzom:
- Nie pragn� niczego wi�cej. Wiesz, panie, �e ojciec m�j s�u�y� w marynarce kr�lewskiej, a i ja te� pow�cha�em troch� prochu. Ale czy� Black Prince nie jest jeszcze uzbrojony?
- Oczywi�cie, �e jest. Ma dzia�a, jako �e na wybrze�u Sierra Leone i wsz�dzie na wybrze�ach afryka�skich kr�ci si� wielu pirat�w; pragniemy jednak uzbroi� go tak, by m�g� nawi�za� r�wnorz�dn� walk� z ka�dym okr�tem jego wielko�ci.
- Je�li uczynicie tak, panie, mam nadziej�, �e potrafi� da� dobr� odpraw� ka�demu napotkanemu "francuzowi". Widzia�em, jak statek �egluje i wiem, �e mo�e prze�cign�� prawie wszystkie okr�ty.
- Dobrze, kapitanie Hawkins. Teraz we�miemy ��d� z przystani i powios�ujemy z przyp�ywem do Runcorn, gdzie statek le�y na brzegu.
Zeszli�my po schodach wiod�cych do rzeki, po czym wsiedli�my do �odzi nale��cej do pana Merricka. P�yn�c z pr�dem przyp�ywu, dobili�my wkr�tce do miejsca w g�rze rzeki, gdzie wyci�gni�ty by� na brzeg Black Prince. Cie�le uwijali si� przy kad�ubie, my za�, wspinaj�c si� i gramol�c, dostali�my si� wreszcie na pok�ad. I je�li Black Prince podoba� mi si� ogl�dany z zewn�trz, znalaz�em podw�jny pow�d do rado�ci, gdy poszed�szy na ruf� mog�em istotnie os�dzi� jego wielko�� i przestrzenno��. Na rufie znajdowa�y si� z ka�dej burty po trzy furty dla dzia�, r�wnie� na nadburciach przewidziane by�y miejsca do ustawienia dzia� obrotowych; dzia�a znajdowa�y si� tak�e na g��wnym pok�adzie i na forkasztelu., Wszystkie by�y zdj�te na l�d, na czas naprawy statku. Cz�� okr�tu pomi�dzy forkasztelem a pok�adem sza�cowym przykryta by�a uszczelnionym, ruchomym pok�adem, kt�ry mo�na by�o usuwa�, aby umo�liwi� dost�p powietrza dla niewolnik�w pomieszczonych w mi�dzypok�adach i �adowniach.
Pierwszego oficera wraz z grup� robotnik�w portowych zastali�my przy stawianiu nowego dolnego takielunku. Nie wydawa� si� zbytnio zachwycony moim przybyciem, tote� rad by�em s�ysz�c, �e prosi pana Merricka, aby wolno mu by�o zmieni� kurs na l�d. Przekona�em si�, �e robota nie by�a wykonywana tak, jak bym sobie tego �yczy�, wobec czego postanowi�em, �e Jago i Cundy oraz ludzie, kt�rych b�d� mogli zwerbowa�, przyst�pi� od nast�pnego dnia do roboty, za� Jones, jak zwa� si� pierwszy oficer, b�dzie m�g� opu�ci� statek natychmiast. Stanowisko drugiego oficera Black Prince'a zdecydowa�em si� powierzy� niejakiemu Harry'emu Trenalowi, obiecuj�cemu m�odzie�cowi, pe�ni�cemu ongi� obowi�zki trzeciego oficera na Elizabeth, i zleci� mu og�lny nadz�r nad pracami do czasu, dop�ki nie znajd� dobrego i godnego zaufania marynarza na miejsce pierwszego oficera. Stengi, reje, �agle i ca�y ruchomy takielunek, podobnie jak pozosta�y osprz�t i zapasy znajdowa�y si� na l�dzie, na pok�adzie pozosta�y tylko dwie kotwice z �a�cuchami oraz balast niezb�dny przy przeholowywaniu statku.
Mogli�my obejrze� bardzo dok�adnie ca�y statek, przy czym przekona�em si� z zadowoleniem, �e nie zaniedbano silnego umocnienia rufy i forkasztelu, co bywa cz�sto lekcewa�one na statkach trudni�cych si� handlem na w�dach afryka�skich. Po szczeg�owym zbadaniu statku, zanotowaniu przer�bek niezb�dnych w celu przystosowania go do roli okr�tu korsarskiego i udzieleniu potrzebnych wskaz�wek cie�lom oraz Jonesowi, powr�cili�my do kantoru pana Merricka.
Skoro tylko tam przybyli�my, rozes�ali�my go�c�w w celu natychmiastowego sprowadzenia pana Trenala, Jaga i Cundy'ego, po czym zacz�li�my omawia� kroki, jakie nale�a�o przedsi�wzi�� dla uzyskania listu kaperskiego.
Pan Merrick oznajmi�, �e b�d� z tym du�e trudno�ci, gdy� wojna nie zosta�a jeszcze wypowiedziana; nie by�o jednak w�tpliwo�ci, �e wkr�tce to nast�pi, poniewa� istniej�cy stan rzeczy nie m�g� d�u�ej trwa�. Pan Merrick pok�ada� wielkie nadzieje we wp�ywach, jakie mia� u dworu jeden z jego londy�skich przyjaci�, Sir John Dormer, piastuj�cy dawniej godno�� burmistrza Londynu. Sir John, pr�cz tego �e by� doradc� dworu w sprawach finansowych, odda� mu wielkie us�ugi podczas powstania jakobit�w w 1745 roku przez to, �e maj�c rozleg�e stosunki w Szkocji i na p�nocy Anglii, m�g� dostarcza� stamt�d cennych wiadomo�ci. Jakkolwiek przyczyni� si� do utrzymania dynastii Hanowerskiej i za swe us�ugi otrzyma� tytu� szlachecki, by� rzetelnym Anglikiem, u�ywaj�c ca�ej swej w�adzy i wp�yw�w, aby uchroni� Kawalera od gniewu kr�la i udzielaj�c wielu znajduj�cym si� w potrzebie jakobitom pieni�nego wsparcia i pomocy w przedostaniu si� na kontynent. By� on r�wnie� w dobrych stosunkach z panem Pittem i nikt bardziej od niego nie m�g� liczy� na uzyskanie wzgl�d�w.
Postanowiono wkr�tce, �e Tom Merrick i ja, skoro tylko puszcz� w ruch roboty na Black Prince'ie, udamy si� do Londynu z listami do Sir Johna. W Londynie powinni�my jednocze�nie zaanga�owa� lekarza i wywiedzie� si�, jak si� tylko da, o krokach, jakie rz�d zamierza przedsi�wzi�� na wypadek wojny z Francj�.
Zaledwie sko�czyli�my rozmowy, gdy goniec wys�any po pana Trenala wr�ci� z oznajmieniem, �e zjawi si� on za p� godziny. Zaraz potem dosz�y nas d�wi�ki piszcza�ek, b�bna i skrzypiec, a gdy wyszli�my, aby zobaczy�, co by�o przyczyn� tego ha�asu, ujrzeli�my Jaga i Cundy'ego oraz ich druh�w Beera i Moxona wraz z oko�o dwudziestu innymi zuchowatymi �eglarzami. O�wiadczyli, �e przyszli zamustrowa� na statek Black Prince, pod rozkazy kapitana Roberta Hawkinsa.
Cundy wyst�pi�, jak zwykle, jako rzecznik ca�ej gromady, zwracaj�c si� co chwila do Jaga o potwierdzenie swych s��w. Oznajmi�, �e ludzie ci, wszystko dobre ch�opy i prawdziwi marynarze, gotowi s� pop�yn�� ze mn� do ka�dej cz�ci �wiata i �e mog� wyszuka� jeszcze wielu innych, jako �e kuter naganiaczy opu�ci� ju� rzek�.
Spyta�em pana Merricka, czy mo�na tych ludzi zaraz zamustrowa� i kaza� im przyst�pi� do prac przy wyposa�eniu Black Prince'a, wiedzia�em bowiem z do�wiadczenia, �e marynarze maj� du�o wi�cej zaufania do takielunku i osprz�tu, kt�ry sami przygotowali, ni� gdy uczynili to inni, zainteresowani tylko w jak najszybszym pozbyciu si� roboty.
Przyniesiono zaraz ksi�g� za�ogi, do kt�rej wpisa�em Jaga jako g��wnego kanoniera, za� jego przyjaciela Cundy'ego jako bosmana okr�towego.. Sam Moxon otrzyma� funkcj� �aglomistrza, do czego, jak nauczy�o mnie do�wiadczenie z Elizabeth, bardzo si� nadawa�. Wszystkich pozosta�ych zamustrowano jako starszych marynarzy, od kt�rych, wed�ug zwyczaj�w panuj�cych w marynarce brytyjskiej wymagano, aby umieli: refowa�, zwija�, sterowa�, zszywa�, stawia�, sondowa�.
Gdy umow� opatrzono stemplami, oznajmi�em im, �e mamy dobry statek, na kt�rym spodziewam si� odby� szcz�liw� i pomy�ln� podr� zako�czon� powrotem z kieszeniami pe�nymi dolar�w. Da�em im r�wnie� kilka dublon�w, aby wypili za pomy�lno�� Black Prince'a, jego w�a�cicieli oraz kapitana i kaza�em stawi� si� na drugi dzie� rano do pracy.
Wydali trzy gromkie "hurra!" i odmaszerowali kup� z orkiestr� na czele, uradowani nadziej� zabawy, jak to zwykle marynarze na l�dzie.
W tym czasie nadszed� Trenal i ustalili�my wkr�tce, �e obejmie on od nast�pnego dnia obowi�zki Jonesa, po czym zwolni ludzi zatrudnionych obecnie przy taklowaniu statku i przyst�pi do pracy z marynarzami przed chwil� zamustrowanymi. Pan Merrick obieca�, �e w razie potrzeby doda im do pracy tuzin Murzyn�w sprowadzonych z rynku, gdzie w tej chwili by�o ich wielu na sprzeda�. Znajdowali si� w�r�d nich tacy, kt�rzy nale�eli do za��g statk�w przyby�ych z Indii Zachodnich, jako �e du�a cz�� tych za��g wymar�a na ��t� febr�. Prosi�em go, aby stara� si� szczeg�lnie o tych, kt�rzy p�ywali ze mn� na Elizabeth, gdy� by�o mi�dzy nimi wielu dobrych marynarzy. Mia�em przy tym nadziej�, �e w razie gdyby�my przypadkiem zaszli do Charlestonu, mo�e uda�oby mi si� przy ich pomocy porozumie� si� z moj� drog� Muriel.
Te i tym podobne sprawy zape�ni�y nam ca�y dzie� i prawdziwie si� ucieszy�em, gdy pan Merrick zaproponowa�, abym zjad� kolacj� z nim i jego rodzin�. By�o to znacznie przyjemniejsze ni� towarzystwo mego gospodarza Johna Pye'a, poczciwego zreszt� jegomo�cia, w gospodzie Woolpack.
Ju� przedtem pozna�em matk� i dwie siostry Toma, tak �e nie czu�em si� tam obco. Sp�dzi�em bardzo mi�y wiecz�r i, gdy oko�o dziewi�tej nadesz�a pora po�egnania, nie zauwa�y�em, �e czas min�� tak szybko.
Tom Merrick towarzyszy� mi do Woolpack na fajk� i szklank� ponczu, przy kt�rej omawiali�my nasz� blisk� podr� do Londynu. Chc�c uniezale�ni� si� od wiatru i pr�du, postanowili�my odby� podr� konno zamiast morzem. Tom zapewni�, �e mo�e dostarczy� mi dzielnego wierzchowca, jak r�wnie� dobrych koni dla Toby'ego i Standena. Zaproponowa�, aby po��czy� si� z grup� jego przyjaci�, wybieraj�cych si� do Londynu w interesach, da�oby nam to potrzebn� ochron� przeciwko opryszkom i innym niebezpiecze�stwom mog�cym czyha� na drodze.
Gdy powiedzia�em Toby'emu, �e zobaczy Londyn, kt�rego nigdy nie widzia�, cho� nas�ucha� si� mn�stwo o jego dziwach, ucieszy� si� okrutnie. Rado�� jego przygas�a jednak nieco, gdy mu o�wiadczy�em, �e ca�� drog� b�dzie musia� odby� konno, jako �e nigdy dot�d nie zdarzy�o mu si� siedzie� na ko�skim grzbiecie.
Po dwu dniach zako�czyli�my przygotowania. W tym czasie, co mnie bardzo uradowa�o, Black Prince sp�yn�� na wod� i rzuci� kotwic� naprzeciw kantoru pana Merricka. Pod kierunkiem Trenala prace post�powa�y na nim szybko.
Rankiem trzeciego dnia opu�cili�my z Tomem dom pana Merricka, dosiad�szy dw�ch dzielnych i pewnych wierzchowc�w. Za nami jechali Toby i Standen, ka�dy uzbrojony w gar�acz i par� pistolet�w. My z Tomem opr�cz pistolet�w mieli�my jeszcze kr�tkie miecze o szerokiej klindze. Do siode� przytroczyli�my zwini�te, obszerne p�aszcze, za� w wewn�trznej kieszeni ka�dy z nas mia� akredytyw� i listy polecaj�ce. Po�egnawszy si� z mymi pracodawcami i rodzin� Toma podjechali�my do wzg�rza granicznego, gdzie um�wili�my si� z towarzyszami maj�cymi odby� wraz z nami podr� do Londynu. Gdy nadjechali, okaza�o si�, �e grupa nasza sk�ada si� z czternastu dobrze uzbrojonych ludzi, co - jak s�dzili�my - by�o dostateczn� liczb� dla odparcia ataku rozb�jnik�w lub bandy dezerter�w, kt�rych wielu w tym czasie w��czy�o si� po drogach, �ci�gaj�c haracz z ka�dego, kogo uda�o im si� zastraszy� i zmusi� do uleg�o�ci.
Podr� mija�a nam bez �adnego godnego wzmianki wypadku do chwili opuszczenia gospody na Spustoszonych Wzg�rzach, gdzie przystan�li�my na popas i posi�ek. Jechali�my do�� szybko, ja za� z Tomem, siedz�c na lepszych od innych koniach, wysforowali�my si� nieco naprz�d. Nagle, tu� po zapadni�ciu zmierzchu, kula �wisn�a mi nad g�ow� i czterech je�d�c�w, przeskoczywszy �ywop�ot, zakrzykn�o:
- St�j, poddaj si�!
Wyszarpn��em pistolet z olstra i wycelowawszy w najbli�szego opryszka poci�gn��em za cyngiel, pistolet jednak nie wypali�. Doby�em przeto miecza i rzuci�em si� na napastnik�w. Z ich strony pad�o kilka strza��w pistoletowych, z kt�rych jeden zabi� konia pod Tomem, pozbawiaj�c mnie na pewien czas pomocy. Zr�cznymi ruchami konia uda�o mi si� udaremni� pr�by �ci�gni�cia mnie z siod�a, sam za� zdo�a�em zada� jednemu z opryszk�w cios mieczem w g�ow�, kt�ry zwali� go na ziemi�.
Tom, uwolniwszy si� od swego rumaka, schwyta� konia powalonego rabusia, a trzej jego kamraci, widz�c nadje�d�aj�cych naszych towarzyszy, umkn�li. Kaza�em Toby'emu zaj�� si� le��cym na drodze rannym, j�cz�cym i na wp� og�uszonym. Toby zaaplikowa� mu �yk mocnego trunku, po kt�rego prze�kni�ciu ranny uni�s� g�ow�, a otwar�szy oczy i ujrzawszy tu� obok swej twarzy czarn� twarz Toby'ego, wykrzykn��:
- O Bo�e, diabe� mnie schwyci� i leje mi w gard�o p�ynny ogie�! - po czym porwa� si� na nogi i przesadziwszy p�ot, znikn��.
Cz�� towarzyszy chcia�a go �ciga�, ale pozostali doradzili, aby tego zaniecha� ze wzgl�du na trudno�� dostawienia go do miasta i mo�liwo�� d�ugiego przetrzymania nas jako �wiadk�w; zdanie to przewa�y�o. Zdj�li�my siod�o, uzd� i czaprak z konia Toma, mocuj�c je na jego walizie za Standenem. Tom za� dosiad� wierzchowca zdobycznego nie mog�c zaprzeczy�, �e dokona� zamiany na lepsze. Nowy ko� okaza� si� bowiem pi�knym i dobrze odkarmionym zwierz�ciem.
Pozostawiwszy na drodze martwego rumaka ruszyli�my w dalsz� drog�, postanawiaj�c mie� si� na baczno�ci a� do osi�gni�cia celu podr�y. Obejrzawszy nasz� bro� stwierdzili�my, �e podsypka zosta�a wsz�dzie usuni�ta z panewek, co wskazywa�o, �e rabusie musieli by� w zmowie ze stajennymi w gospodzie na Spustoszonych Wzg�rzach, gdzie stawali�my na popas.
Po przybyciu do Londynu po�egnali�my z Tomem naszych towarzyszy podr�y i skierowali�my si� do gospody w Holborn, gdzie, zleciwszy opatrzy� konie, zjedli�my kolacj� i udali�my si� na spoczynek.
Rano obudzi� nas dono�ny, rozlegaj�cy si� na zewn�trz ha�as. Podszed�szy do okna zobaczy�em zebrany pod gospod� t�um, a otwar�szy je dos�ysza�em, jak ci�ba krzycza�a co� o rozb�jnikach. W tej samej chwili drzwi naszej izby otwar�y si� z trzaskiem, po czym wkroczy�o do niej kilku ludzi o�wiadczaj�c, �e jeste�my aresztowani. Tom, b�d�c jeszcze w ��ku, dopytywa� w czym rzecz, stajenny za� krocz�cy u boku tych ludzi, kt�rych czerwone kubraki wskazywa�y, �e s� stra�nikami miejskimi, zawo�a�:
- Tak, to ten w ��ku! On jecha� na du�ym kasztanie o bia�ych p�cinach, ze strza�k� na �bie. To kapitan Starlight!
- Kapitan Starlight? Ludzie, o co wam chodzi? - rzek� Tom.
- Chod�, kapitanie - powiedzia� przyw�dca. - Nie ma co si� wy�giwa�, capn�li�my ci� i musisz p�j�� z nami.
- O czym my�licie? - wtr�ci�em si�. - To jest m�j przyjaciel, pan Merrick z Liverpoolu, armator, a ja jestem kapitanem jednego z jego statk�w.
- Dobrze, dobrze. Nigdy nie s�ysza�em, aby opryszkowie drogowi mieli co� wsp�lnego z morzem. Port wasz, jest daleko, jak si� o tym zaraz przekonacie. Nigdy nie przypuszcza�em, �e kapitan b�dzie tak szalony, aby swego kasztana umieszcza� tu, w Holborn.
- Mo�emy dowie�� kim jeste�my. Oto nasze papiery.
- Papiery zostan� sprawdzone, ale teraz musicie obaj i�� z nami. Ubierajcie si� szybko i jazda!
Widz�c, �e op�r jest bezcelowy, na�o�yli�my ubrania i o�wiadczyli�my, �e mo�emy by� zaraz gotowi, ale niech nam b�dzie wolno napisa� par� s��w do Sir Johna Dormera.
- Och, mo�ecie pisa�, jak zap�acicie... Ale to pisanie... Ha, ha! Oprychy koresponduj� z radnym miejskim! Chod� lepiej, kapitanie Starlight, gwineje przydadz� si� wam w Newgate . Jestem dobry cz�owiek i wol�, aby�cie zatrzymali wasz� kiesk�. Wielu ju� takich capn��em, ale �adnego z tak� fantazj� jak wasza.
- Cz�owieku, nie jestem rozb�jnikiem. Je�li ko�, kt�rego wczoraj dosiad�em, nale�a� do takowego, mog� �atwo wyja�ni�, w jaki spos�b dosta� si� w moje posiadanie.
- Tak, mo�esz wyja�ni�. Ale co do mnie wiem, �e� wart sto gwinei, a ka�dy z twojej kompanii - pi��dziesi�t. Capn��em ju� trzech; robi to razem dwie�cie pi��dziesi�t gwinei i sta� mnie na wspania�omy�lno��. Pisz, nie policz� wi�cej jak pi�� gwinei.
Ubrali�my si� szybko i Tom skre�li� kilka s��w do Sir Johna, prosz�c go, aby przyby� i uwolni� nas z k�opotliwego po�o�enia, w jakie popadli�my.
Gdy list zosta� napisany, oficer zapyta�, czy chcemy i�� pieszo, czy te� �yczymy sobie - jako arystokracja w�r�d opryszk�w - by� niesieni w lektykach. Powiedzia�, �e dziesi�� gwinei nie b�dzie za wiele dla nas i naszych s�u��cych, je�li pragniemy by� zaniesieni we czterech przed trybuna� s�dziowski. Po czym wydoby� kajdanki i rzek�:
- A teraz, panowie, za�o�ymy bransoletki.
Tego by�o ju� dla nas za wiele. Rzucili�my si� na stra�nik�w i kilku z nich powalili�my na ziemi�, ale na nic si� to nie zda�o, gdy� byli liczniejsi. Obezw�adniono nas i za�o�ono nam kajdanki na r�ce. Biedny Toby nie m�g� zupe�nie zrozumie�, co to wszystko znaczy i zapewnia� stra�nik�w uroczy�cie, �e nie jest niewolnikiem, lecz wolnym cz�owiekiem.
Dow�dca stra�nik�w wyrazi� nam uznanie za odwag� i obieca�, �e przyjdzie popatrze�, jak b�dziemy dyndali na stryczku w Tyburn.
Po wyprowadzeniu z gospody usadowiono nas pojedynczo w lektykach, dodaj�c ka�demu do asysty stra�nika i odniesiono do aresztu w�r�d wrzask�w i ryk�w gawiedzi, ��dnej rzuci� okiem na s�ynnego kapitana Starlighta.
Dowiedzia�em si� od mego stra�nika, chocia� bawi�a go moja rzekomo udana nie�wiadomo��, i� kapitan Starlight by� notorycznym rozb�jnikiem, kt�ry wraz z band� towarzyszy terroryzowa� od d�ugiego czasu podr�nych przybywaj�cych drog� p�nocn�.
W areszcie osadzono nas w du�ej celi, w kt�rej znajdowali si� r�nego rodzaju przest�pcy, kobiety w�tpliwej konduity, rzezimieszki, w��cz�dzy, m�odzi dandysi, kt�rzy pobili si� ze stra��, jak i nowicjusze usi�uj�cy ich na�ladowa�, s�owem wszystkie m�ty uliczne Londynu oczekuj�ce na s�d.
Tu zdj�to nam kajdanki, przy czym zauwa�yli�my, �e przybycie rzekomego kapitana Starlighta i jego kompanii uczyni�o niema�e wra�enie. Wielu spo�r�d wi�ni�w s�dz�c, �e w ten spos�b oka�e nam dow�d wysokiego uznania, nalega�o, aby z nimi wypi�, mo�na tam by�o bowiem bez trudu dosta� porter i gorza�k� po bardzo s�onych cenach, je�li kto� mia� pieni�dze.
Odm�wili�my tych pocz�stunk�w, co wsp�wi�niom nie przypad�o do gustu i zostaliby�my niechybnie poturbowani, gdyby rzucone przeze mnie marynarskie przekle�stwa nie przywo�a�y na pomoc kilku �eglarzy zamkni�tych tam za pijackie burdy. Ci zapowiedzieli, �e nie znios�, aby nas �le traktowano. Krzepkie ich pi�ci rych�o rozproszy�y najbardziej krewkich napastnik�w! po czym zostawiono nas w spokoju. Sil�c si� na pogod� ducha czekali�my wi�c na s�dzi�w lub na pos�a�ca od Sir Johna Dormera.
Szcz�ciem dla nas zacny szlachcic by� w�a�nie w swym domu w Great St. Helen, gdy dor�czono mu list Toma. Nie zadowalaj�c si� wys�aniem kogo�, kto by nas mia� uwolni�, przyby� natychmiast osobi�cie, by rozejrze� si� w ca�ej sprawie. Istotnie, zaledwie p� godziny up�yn�o od chwili, kiedy nas uwi�ziono, gdy wszed� do celi cz�owiek b�d�cy komendantem aresztu i p�aszcz�c si� uni�enie, rzek�:
- Prosz� o wybaczenie, wasze dostojno�ci. Sir John Dormer oczekuje was na zewn�trz. Uni�enie prosz� przyj�� z powrotem pi�tna�cie gwinei i nic o tym nie wspomina�.
- O, nie - rzek� Tom. - Kaza�e� nam je zap�aci�, wi�c albo otrzymamy je z powrotem w drodze urz�dowej, albo wcale.
Wprowadzono nas bezzw�ocznie do wystarczaj�co, cho� do�� obskurnie umeblowanej izby, w kt�rej na kominku pali� si� jasny ogie�. Tu czeka� na nas Sir John.
- Jak si� macie, panie Merrick? Przykro mi, �e te s�ugusy zgotowa�y wam smutne przyj�cie w naszym pi�knym Londynie. A to, jak s�dz�, jest wasz przyjaciel, pan Hawkins, tamci za� to wasi s�u��cy. Powiedz�e mi, jak wpad�e� w te tarapaty, znam ci� bowiem od dawna jako spokojnego, trze�wego i dobrze prowadz�cego si� m�odzie�ca.
- Wprost trudno to wyrazi�. Gdy przedwczoraj wiecz�r jechali�my od strony Spustoszonych Wzg�rz, zostali�my napadni�ci przez opryszk�w, przy czym ko� m�j pad� od kuli. Tu obecny kapitan Hawkins zwali� z konia jednego ze zb�j�w,, kt�ry potem zbieg�, przeraziwszy si� czarnego oblicza tego oto Toby'ego. Ja za�, chc�c nie chc�c, musia�em dosi��� jego wierzchowca, aby nie dra�owa� pieszo do Londynu.
- To nic, m�odzie�cze, zaraz si� wszystko wyja�ni. Czcigodni s�dziowie b�d� tu za chwil� i postaram si�, aby was szybko uwolniono. Je�li za� te ,,czerwone drozdy" zrobi�y wam tu jak� przykro��, dochodzenie zostanie natychmiast przeprowadzone. Co prawda, bardzo by�o lekkomy�lne nie liczy� si� z tym, �e si� jedzie na wierzchowcu nale��cym do opryszka.
- Zapewne, panie, ale wiecie chyba jak� zw�ok� powoduje taka przygoda, my za� chcemy wraca� na p�noc, jak tylko za�atwimy nasze sprawy w Londynie, w czym te� b�dziemy was, panie, prosi� o pomoc i �askawo��.
- Na to b�dzie do�� czasu, bylebym tylko wydosta� was z tego piek�a.
W tym miejscu wtr�ci�em si� do rozmowy i spyta�em Sir Johna, czy nie zechcia�by tak�e wstawi� si� u s�du za marynarzami, kt�rzy stan�li w naszej obronie w celi, gdzie nas wi�ziono, w innym bowiem razie rych�o sko�czy si� ich wolno�� i niechybnie wy�l� ich z twierdzy Tower do Nore na wi�ziennym kutrze znanym pod nazw� "londy�skiej karetki".
- S�usznie, kapitanie - powiedzia� Sir John. - Nigdy nie zapominaj o przyjacielu w potrzebie. Nie w�tpi�, �e przewinienia ich s� b�ahe i dadz� si� Bez trudu darowa�. Musz� i�� teraz do s�dzi�w, a wy czekajcie tu, p�ki nie wr�c�.
Sir John powr�ci� wkr�tce z rozkazem uwolnienia zar�wno nas, jak i naszych marynarzy obro�c�w. Kaza� potem Tomowi i mnie uda� si� z nim do pokoju narad s�du, gdzie opowiedzieli�my o zasz�ych zdarzeniach. Z zadowoleniem byli�my �wiadkami tego, jak surowo potraktowano stra�nik�w, kt�rzy nas pojmali i jak kazano im zwr�ci� wy�udzone od nas pi�tna�cie gwinei.
Sir John zaprosi� nas potem na obiad na godzin� drug� i zapowiedzia�, �e rad b�dzie w�wczas us�ysze�, co sprowadzi�o nas do Londynu. Wezwali�my zatem lektyki i powr�cili�my do gospody w towarzystwie Toby'ego i Standena oraz marynarzy uwolnionych dzi�ki wstawiennictwu Sir Johna.
Zam�wili�my natychmiast �niadanie i udali�my si� do izby, by przebra� si� stosownie do oczekuj�cego nas dnia. Tom, widz�c, �e wk�adam granatowy frak, z kt�rego by�em tak dumny w Liverpoolu, rzek�:
- S�uchaj Bob, m�j ch�opcze, wypada by� w�o�y� inny str�j, gdy� chcia�bym zapozna� ci� w kilku kawiarniach z literatami i lud�mi b�yskotliwymi, kt�rym musisz dor�wna�.
- Ale�, m�j drogi, nie sta� mnie teraz na inny str�j. Za pieni�dze otrzymane od w�a�cicieli Elizabeth odkupi�em zaledwie to, co straci�em podczas katastrofy w Indiach Zachodnich, a teraz pozosta�o mi wszystkiego kilka groszy.
- Nonsens, masz u mnie kas�. Oto zaliczka na poczet Black Prince'a. A poza tym za�atwiasz w Londynie interesy w imieniu mego ojca i pana Floyda i chc�, aby kapitan Black Prince'a prezentowa� si� godnie, gdy stawi si� przed lordami Admiralicji po list kaperski. Ka�� zaraz krawcowi przynie�� odpowiednie stroje, a �e i sam potrzebuj� ubioru, b�dziemy wybiera� razem.
Po �niadaniu przyby� wezwany krawiec w asy�cie dw�ch tragarzy nios�cych, spore paki, z kt�rych wydobyto i roz�o�ono przed nami kaftany i inne stroje najprzer�niejszych kroj�w, kolor�w i rodzaj�w.
Zanim zdo�a�em si� opatrze�, krawiec bardzo wymownie zachwalaj�cy swe towary, by�by mnie ju� wcisn�� w bramowany srebrn� lam� at�asowy kaftan koloru zielonego groszku, gdyby Tom, kt�ry zna� go od dawna, nie wmiesza� si� w t� spraw�.
- Nie tak pr�dko, Kersey. Nie jeste�my fircykami czy dandysami i nie trzeba nam takich fata�aszk�w, lecz czego� co mo�e w�o�y� na grzbiet przyzwoity cz�owiek.
- Do us�ug, szlachetny panie. Przyjacielowi by�oby doskonale w tym szkar�atnym kaftanie, zw�aszcza je�liby nosi� jedn� z ozdobnych peruk, �wie�o sprowadzonych z Francji. Zapewniam, �e s� to peruki ostatniej mody.
- Schowaj sobie te, peruki francuskiej mody. Niech no zobacz�, co tam masz. Chcia�bym dla ciebie, Bob, co� marynarskiego.
- Ach, co s�ysz�, towarzysz wasz, panie, jest oficerem marynarki? Mam akurat, co potrzeba. Oto jest ciemnogranatowy surdut z bia�ymi wy�ogami, zupe�nie taki sam. jak ten, co go robi�em miesi�c temu dla dow�dcy okr�tu jego kr�lewskiej mo�ci, Raisonable.
- �wietnie, Bob - rzek� Merrick. - To chyba najlepsze dla ciebie. A teraz co� dla mnie. O, ten �liwkowy aksamit by�by niez�y, je�li mojej miary.
- B�dzie le�a� na was, panie, jak r�kawiczka. A mo�e jeszcze co� do wyboru? Wybaczcie, panie, ale noce s� ch�odne, a ten lu�ny p�aszcz jest ciep�y i mo�na w nim swobodnie w�ada� broni�; z t� my�l� go kroi�em. �aden szlachcic 'nie wie, kiedy b�dzie musia� jej u�y�. Pe�no teraz noc� na ulicach fircykowatych awanturnik�w, co przej�� ludziom nie daj�.
Ma�y krawczyna gada� i gada�, a Tom wybiera� za nas obu, a� w ko�cu musia�em go powstrzyma� okrzykiem:
- St�j! Do�� tego!
Po odprawieniu krawca przysz�a kolej na szewca i fryzjera, wreszcie na p�atnerza. Tom nalega�, abym przyj�� od niego w podarunku pi�kn� i por�czn� szabl� aborda�ow�.
Gdy�my ju�, jak m�wi� Tom, otaklowali si� odpowiednio, nadszed� czas udania si� do Sir Johna Dormera na obiad. Pozostawili�my za sob� wynios�y masyw katedry �w. Paw�a, a potem ruchliw� ulic� Chepe i mijali�my w�a�nie Mansion House, gdy dojrzeli�my wychodz�cego z niego Sir Johna Dormera, kt�ry wsiad� do swej lektyki. Kazali�my przeto naszym tragarzom i�� w �lad za nim i przybyli�my niemal jednocze�nie do Great St. Helen.
Wysiadaj�c z lektyki Sir John pozdrowi� nas serdecznie i oznajmi�, �e dopiero co dowiedzia� si� w rezydencji burmistrza o maj�cym nast�pi� nazajutrz wypowiedzeniu wojny Francji.
- To w�a�nie sprowadza nas do tego miasta, sir - powiedzia� Tom. - Ojciec m�j posiada okr�t, kt�ry odda� pod komend� tu obecnego kapitana Hawkinsa. Dla tego okr�tu pragn��by otrzyma� list kaperski, my za� przybyli�my prosi� o pomoc w tym przedsi�wzi�ciu.
- Wojna b�dzie popularna i nie s�dz�, aby robiono wam w tej sprawie trudno�ci. Kogo macie za por�czycieli?
- Ojciec obawia si�, �e nadu�ywa przyja�ni waszej, sir, prosz�c, by� zechcia� by� jednym z nich. Mam upowa�nienie od ojca i jego wsp�lnika pana Floyda, aby wystawi� por�czenie w ich imieniu. Mam tu wszelkie papiery do wgl�du i wy, panie, mo�ecie da� odpowied� po ich przejrzeniu. Je�li b�dzie potrzeba, z�o�� stosown� kwot�, by zabezpieczy� was przed jak�kolwiek strat�.
- Dobrze, panie Merrick, teraz wam nie odpowiem. �ona moja i c�rki pewnie nas oczekuj�, p�jd� wi�c pan odnowi� dawn� z nimi znajomo�� i przedstawi� swego przyjaciela.
Ma��onka Sir Johna i jego dwie nadobne c�rki przywita