11943
Szczegóły |
Tytuł |
11943 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11943 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11943 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11943 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MAURYCY MAETERLINCK
YCIE MRÓWEK
POZNAŃ WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA
MAURYCY MAETERLINCK
ŻYCIE MRÓWEK
(LA VIE DES FOURMIS) PRZEKŁAD AUTORYZOWANY
ADAMA I MARJI CZARTKOWSKICH
POZNAŃ WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA
I.
Nieraz już zapytywano mnie, dlaczego nie uzupełniam mej trylogji o owadach
żyjących społecznie,
której dwie części, a mianowicie “Życie pszczół" i “Życie termitów", zostały
przyjęte tak życzliwie.
Powstrzymywałem się od tego czas dłuższy. Mrówka wydawała mi się tematem
niesympatycznym,
niewdzięcznym i zbyt znanym. Byłem zdania, że niema pożytku z powtarzania
wiadomości o jej
inteligencji, pilności, skąpstwie, przewidywaniu, zabiegach życia codziennego i
społecznego, słowem
wszystkiego tego, o czem najszerszy ogół dowiaduje się zwykle już w szkole
powszechnej i co
pozostaje w naszej pamięci obok jakichś dat odnoszących się do bitwy pod
Termopilami lub zdobycia
Jerycha.
Mieszkając przeważnie na wsi, oczywiście, nieraz zwracałem uwagę na te tak
pospolite owady, a
nawet zamykałem je w oszklonych pudłach i obserwowałem – co prawda bez żadnego
celu i
jakiejkolwiek metody - ich pracowite zachowanie się, z czego zresztą niewiele mi
przyszło.
Potem jednak, powróciwszy jeszcze raz do tego tematu, stwierdziłem, że pomimo
przekonania, iż
wszystko już o nim wiemy, w istocie nie znamy go prawie zupełnie, a ta drobina
wiadomości poucza
nas raczej, czego się jeszcze dowiedzieć mamy.
Przede wszystkiem poznajemy trudności samego problemu. Istnieje jeden typ roju
lub
społeczeństwa termitów, istnieje typowa pszczoła, typowy termit, społeczeństw
mrówczych zaś jest
tyle, ile gatunków tych owadów, tyleż odmiennych rodzajów, sposobów życia, ile
gatunków mrówek.
Tu nigdy się nie widzi jasno objektu, nie wie się od czego zacząć. Temat jest
zbyt bogaty, zbyt
obszerny, wciąż się rozgałęzia i wciąż rozprasza uwagę badacza w rozmaitych
kierunkach.
Nie można tu ustalić jakiegoś typu, który mógłby tworzyć stały ośrodek. Nie
można napisać w tym
razie dziejów jednej rodziny czy jednego społeczeństwa, trzeba wciąż pisać
roczniki stu
najrozmaitszych narodów.
A ponadto już na samym początku człowiek się gubi w literaturze mrówkoznawczej.
Jest ona równie
obszerna, jak literatura pszczołoznawcza, która w zakładzie entomologicznym w
Waszyngtonie liczy
przeszło 20 tysięcy kartek. Indeks bibljograficzny, zamieszczony przez Wheeler'a
w końcu jego dzieła
p. t. Ants (Mrówki), zapełniłby 130 stron tej książki. A spis ten, daleki od
kompletności, nie uwzględnia
prac ogłoszonych w ciągu ostatnich lat dwudziestu.
II.
Trzeba tedy ograniczyć się do pewnego zakresu i pozwolić się prowadzić mistrzom
w fachu. Nie
zatrzymując się na poprzednikach - Arystotelesie, Plinjuszu, Aldrovandim,
Swammerdamie,
Linneuszu, Williamie Gould'zie, De Geer'ze i szeregu innych, zwróćmy raczej
uwagę na tego, kto jest
istotnym ojcem mrówkoznawstwa, a mianowicie na Renego Antoniego Ferchault de
Reaumur'a.
Rćaumur jest ojcem dzieci, które go nie znały. Na bruljon jego dzieła Histoire
des Fourmis, znaleziony
wśród innych jego pośmiertnych rękopisów, zwrócił uwagę Flourens w 1860 r., lecz
później
zapomniano o tem zupełnie. Odkrył go ponownie w 1925 r. wielki myrmekolog
amerykański W.
M.Wheeler i ogłosił w New-Yorku w roku następnym, zaopatrzywszy tekst francuski
w przypisy i
przekład angielski. Badania Reaumur'a, chociaż nie wywarły żadnego wpływu na
entomologów
ostatniego wieku, zasługują jednak na wzmiankę, gdyż zapoznanie się z niemi jest
i pożyteczne i
przyjemne: Reaumur, który liczył 32 lata w chwili śmierci Ludwika XIV, pisze
jeszcze językiem
wielkiego okresu. Znajdujemy tu w zarodku, a czasami nawet w stanie doskonałego
rozwoju zagad-
nienia, o których, zdawałoby się, pomyślały dopiero czasy ostatnie. Ta mała
rozprawka, zresztą
niewykończona, która liczy zaledwie setkę stron, stawia myrmekologję na poziomie
dążeń jak
najbardziej nam współczesnych.
Reaumur rozpoczyna swą “Historję mrówek" od zburzenia bezliku legend i przesądów
od czasów
Salomona, św. Hieronima i wieków średnich, które przeszkadzały należytemu
podejściu do tematu.
Przede wszystkiem podaje myśl obserwowania mrówek w tak przez niego zwanych
poudriers
(piaseczniczkach) czyli, jak to sam określa, “w butelkach szklanych takich
samych, jakich używa się w
gabinetach osobliwości, a opatrzonych szyjką prawie tej samej średnicy, co dno."
A więc Reaumur
pierwszy podał sposób sztucznych gniazd, za pomocą których entomologowie
dokonali tylu odkryć w
czasach późniejszych. Stwierdza on dalej, że, jak to wykazały doświadczenia,
mrówka może żyć w
wilgotnej glebie prawie rok bez pożywienia. Rozumie znaczenie oraz istotę
zjawiska lotu weselnego i
pierwszy ustala, że samice mrówek posiadają skrzydła, które tracą rychło po
zapłodnieniu, zbija to
powszechne wówczas mniemanie, jakoby te narządy wyrastały im dopiero w starości,
na pocieszenie,
aby mogły umrzeć z większą godnością. Poprzednik W. Gould'a opisuje, w jaki
sposób zapłodniona
samica zakłada gniazdo. Obserwuje zjawisko składania jaj i przewiduje endosmozę,
która tłumaczy
nam tajemnicę ich wzrostu. Opisuje, w jaki sposób larwa przędzie swój kokon,
którego ściana
“utworzona z wielu warstw nici sklejonych ze sobą jest tak ścisła, że możnaby ją
wziąć za błonę,
gdyby się nie wiedziało, jak jest sporządzona." Nie pomija też wydzielania
płynnego pożywienia z
wola, co - jak zobaczymy dalej - jest zjawiskiem pierwszorzędnego znaczenia w
życiu mrowiska.
Rćaumur przeczuwa nawet - że tak powiem - fototropizm, który gra tak ważną rolę
w pierwszych
przejawach życia, i oprócz kilku mniejszych błędów popełnia jeden tylko większy,
uważając termity za
gatunek mrówek; błąd ten jednak był w owych czasach nieunikniony, gdyż różnica
między termitem i
mrówką została ustalona zaledwie w końcu XVIII wieku.
III.
Opuśćmy, acz z żalem, entomologów czasów przejściowych. Niestety, muszę się
skracać.
Opuśćmy Leuwenhoeck'a, który badał przeobrażenia mrówki, - Latreille'a,. który
dał podwaliny
klasyfikacji tych owadów, - Karola Bonnet'a, który poznał partenogenezę
(dzieworództwo) mszyc czyli
- bydła mrówczego, - opuśćmy wielu innych - i przejdźmy odrazu do myrmekologów
doby najnowszej.
Na czele położymy Piotra Huber'a i jego ojca Franciszka, badacza pszczół, obu
obywateli genewskich.
Ich współrodak August Forel, który przecie zna się na tem, gdyż razem z
Waśniami'em, Wheeler'em,
Emery'm i kilku innymi należy do czołowego hufca myrmekologji współczesnej -
uważa pracę Piotra
Huber'a, ogłoszoną w 1810 r. pt.: Les Recherches sur les Moeurs des Fourmis
indigenes za biblję
mrówkoznawstwa. I nie przesadza: jest to dzieło, w którem zestarzała cokolwiek
tylko jego urocza
rozwlekłość. Wywołało ono wielkie wrażenie po swem ukazaniu się i było
gwałtownie krytykowane,
ścisłe jednak i ogrzane prawie ojcowskiem uczuciem obserwacje Huber'a nad
mrówkami Czarno-
popiołowemi, Ryjącemi, Amazonkami - gdyż tak zwano za jego czasów gatunki
noszące obecnie
naukowe miano “Pratensis", “Rufibarbis" i “Polyergus Rufescens" - ostały się w
całości przed zarzu-
tami w ciągu całego wieku. I nic dziwnego, punktem wyjścia dla niego była bowiem
zasada, której
nigdy nie tracił z oczu i która stała się podstawą entomologji: “Im bardziej
pociągają mnie cuda
przyrody, tem mniej ma dla mnie uroku chęć przysłaniania ich mgiełkami
fantazji."
Jeśli dzieło Piotra Huber'a jest biblją myrmekologji, to praca Augusta Forel'a o
mrówkach
szwajcarskich (Les Fourmis de la Suisse) jest jej wierzchołkiem. Drugie wydanie
tego dzieła z roku
1920 to prawdziwa encyklopedja wiadomości o mrówkach, która niczego nie
pozostawia w cieniu, ma
jednak wady wynikające z jego zalet - tzn. jest zbyt skondensowana. Jest to las,
którego całości nie
możemy ogarnąć z powodu wielkiej ilości drzew i w którym się czytelnik gubi
odrazu. Zresztą nic nie
wyrówna ścisłości i pewności spostrzeżeń Forel'a, oraz rozległości i jasności
jego erudycji. Nie sposób
mówić o mrówkach bez zawdzięczenia mu przynajmniej trzeciej części swych
wiadomości. Coprawda
on sam zawdzięcza dwie trzecie swoich wiadomości innym specjalistom. Ale tak
rozwija się nauka,
która przerasta zbyt krótkie - niestety - dni życia ludzkiego. Albo - jeśli
wolicie - tak rozwija się historja,
gdyż myrmekologja jest w gruncie rzeczy historja niezwykłego narodu. Trzeba ją
jak każdą historję
często dopełniać i pisać na nowo - a dziesięciu istnień ludzkich nie starczyłoby
na zebranie tych
wiadomości, które posiadamy obecnie, a które są owocem dwuwiekowej pracy. Z tych
niezliczonych
drobnych szczególików, napozór sprzecznych ze sobą i nie dających się powiązać,
trzeba wysnuć
ideę zasadniczą. A zaprawdę, łatwiej pokusić się o to, niż to wykonać.
Po Forel’u godzi się wymienić Wasmann'a, jezuitę niemieckiego, którego nazwisko
spotykamy na
każdej karcie myrmekologji. Wasmann zajął się głównie rasami mrówek
niewolniczych i poświęcił 30
lat niezwykle trudnym, jak zobaczymy później, badaniom, nad pasorzytami mrowisk.
Jest to
nadzwyczajny obserwator, o wyjątkowej cierpliwości i przenikliwości.
Już sam spis dzieł, broszur i artykułów Wasmann'a w poważnych czasopismach,
zająłby
przynajmniej dwanaście stron tej książki. Należy jednak wyrazić żal, że w tych
razach, kiedy
tłumaczenie zjawisk staje się trudnem, nad uczonym bierze górę teolog lub
kazuista i stara się
wyjaśnić wszystko wolą Boga, pojmowanego zbyt po jezuicku.
U Williama Mortona Wheeler'a, profesora entomologji na uniwersytecie Harvard'a,
łączy się z nauką i
ożywia ją nie teologja, lecz lotna myśl ludzka. Wheeler jest nie tylko
obserwatorem równie ścisłym i
pilnym, jak Forel i Wasmann, lecz posiada jeszcze umysł niezwykle dalekowidzący
i przenikliwy, który
pozwala mu z dostrzeżonych faktów wyciągać wnioski ogólne, znacznie głębsze, niż
wnioski jego
kolegów.
Muszę wspomnieć dalej o inżynierze Karolu Janet, którego niezliczone studja,
poszukiwania,
komunikaty, monografje - ścisłe, dokładne, wykonane bez zarzutu i ozdobione
tablicami
anatomicznemi, uznanemi za klasyczne, prawie od pół wieku wzbogacają nieustannie
nietylko
myrmekologję, lecz również inne gałęzie wiedzy. Jest to jeden z tych wielkich
pracowników, którym
przyznaje się słuszność dopiero po śmierci.
Nie można też zapomnieć o Włochu Emeryk, wielkim klasyfikatorze, który poświęcił
się pracy
niewdzięcznej i żmudnej, lecz niezbędnej, nad ustaleniem cech większości
gatunków mrówek, co
pozwala na niezawodne ich określanie. Należy przypuścić, że dobre fotografje
kolorowe, odpowiednio
powiększone, zastąpią w przyszłości te opisy cech, równie zawodne jak opis osoby
zawartej w
paszporcie. Taką samą pracą zajęli się Ernest Andre i Bondroit. Ernest Andre
jest oprócz tego
autorem jedynej monografji popularnej i ogólnie dostępnej. Niestety, obecnie nie
ma ona już większej
wartości, gdyż ukazała się bezmała pięćdziesiąt lat temu, t. j. w tych czasach,
kiedy Forel zaledwie
zdołał wydać swoje “Mrówki Szwajcarji" a Wasmann i Wheeler rozpoczynali dopiero
badania. A więc
Andre nie zna jeszcze mrówek hodujących grzyby, nazywa je mrówkami krającemi
liście, i opowiada -
że kawałeczkami liści wyściełają one chodniki swych mrowisk. Nieznane mu są
również szczególne
mrówki szyjące, dalej spostrzeżenia nad wędrownemi Dorylinami, jakoteż niezwykle
ciekawe
doświadczenia nad węchem mrówek i ich sposobem orjentowania się, nie zna też
Andre sposobu, w
jaki samica zakłada gniazdo. Obok tego, acz z pewnemi zastrzeżeniami, snuje on
rozczulające
fantazje o rzekomych cmentarzach, o kulcie umarłych, pochodach pogrzebowych,
sposobie grzebania
itp., gdy w rzeczywistości, mrówki jak najprędzej starają się usunąć trupy z
mrowiska, i jeśli ich nie
zjadają - jak to się dzieje u termitów, to tylko dlatego, że nie potrafiłyby ich
strawić.
IV.
Czas jednak chyba przerwać ten nużący wykaz badaczy. Innych wymienię przy
nadarzonej
sposobności na dalszych kartach tej książki - jak również w podanej przy końcu
bibljografji bardzo
treściwej, zawierającej jednak dzieła zasadnicze.
Niejeden czytelnik powie może, że setki ludzi, nie pierwszych lepszych przecie,
lecz mogących
dokonać wielu bardziej pożytecznych rzeczy, straciło tyle czasu i zadało sobie
dużo trudu, aby zbadać
malutkie tajemnice malutkich zwierzątek. Trzeba jednak pamiętać, że niema małych
i wielkich zjawisk,
gdy chodzi o tajniki życia. Wszystko leży tu na jednej płaszczyźnie, wszystko
stoi na jednym poziomie,
wszak astronom wykonywa pracę o tem samem znaczeniu, co entomolog.
W nauce nie istnieje żadna hierarchja, niema gałęzi nauk pierwszego rzędu lub
drugiego, i
myrmekologja jest nauką, która obok wielu innych dotyka zagadnień najbardziej
subtelnych,
najbardziej tragicznych i najbardziej niepokojących. Z pewnych względów
najmniejsze nawet
mrowisko, skrót naszego istnienia, jest czemś bardziej zaciekawiającem niż
olbrzymie kuliste
skupienie mgławic, łączące miljony światów tysiąc razy większych od naszego
słońca. Poznanie tego
mrowiska może pozwoli nam znacznie prędzej i znacznie skuteczniej przeniknąć
choć w części myśl
Natury i jej tajniki, które przecie zarówno na ziemi jak i na niebie - wszędzie
są jednakowe.
Mając się tą sprawą zaciekawić tak, jak na to zasługuje, przypuśćmy, że jest to
historja jakiejś rasy
praludzkiej, która istniała na ziemi na wiele miljonów lat przed nami. Nic
wszakże nie sprzeciwia się
temu, że taka rasa istniała, jak również, że za wiele wiele miljonów lat po nas
przyjść może jakaś rasa
od naszej odmienna. W nieskończoności wieków przeszłość, przyszłość to pojęcia
równoznaczne.
WIADOMOŚCI OGÓLNE
I.
Przypomnijmy sobie jak najbardziej treściwie te dane ogólne o mrówkach, które
mogą się nam
przydać. Mrówki należą do owadów błonkoskrzydłych, uzbrojonych w żądło i
żyjących społecznie.
Dotychczas opisano sześć tysięcy gatunków o swoistych zwyczajach i swoistym
charakterze. Bardzo
być może, że po zastosowaniu klasyfikacji bardziej udoskonalonej ilość gatunków
podwoi się. Nie
będę wchodził w szczegóły klasyfikacji entomologicznej, gdyż zaprowadziłoby to
nas zbyt daleko a nie
ma w tym wypadku żadnego znaczenia. Wystarczy, jeśli idąc za Wheeler'em,
podzielimy mrówki na
osiem głównych działów, a mianowicie: 1. Dorylinae, 2. Cerapachyinae, 3.
Ponerinae, 4. Leptanillinae,
5. Pseudomyrminae, 6. Myrmici-nae, 7. Dolichoderinae i 8. Formicinae.
Kosmopolitami są tylko
Myrmicinae i Formicinae, wszystkie inne zamieszkują kraje tropikalne lub
okoliczne. Wszystkie te
grupy zdaje się, pochodzą od grupy Ponerinae. Dodajmy ponadto, że cała ta
nomenklatura, która u
Forel'a i Emery'ego jest jeszcze bardziej złożona, interesuje tylko zawodowych
myrmekologów.
Mrówki, podobnie jak i termity, są owadami żyjącemi tylko społecznie. Inaczej ma
się sprawa z
pszczołami, wśród których tylko wyjątki tworzą społeczeństwo. Jakoż na 10
tysięcy gatunków pszczół
zaledwie pięćset gatunków żyje społecznie, gdy tymczasem nie znamy ani jednego
gatunku termitów i
ani jednego gatunku mrówek, który nie tworzyłby społeczeństwa.
W przeciwieństwie do termitów zamieszkujących tylko kraje o klimacie ciepłym,
mrówki
rozpowszechniły się prawie we wszystkich częściach świata za wyjątkiem krajów
polarnych i wysoko-
górskich. Geologicznie biorąc mrówki są późniejsze od termitów, te bowiem
pochodzą od przodków
Blattoideae - żyjących pojedynczo w epoce kredowej - a są potomkami
hipotetycznych
Protoblattoideae, które prawdopodobnie istniały już w epoce permskiej.
II.
Należą mrówki do owadów najobficiej występujących w epoce trzeciorzędowej.
Znajdujemy je już w
pokładach eocenicznych, coprawda dość jeszcze rzadko.
W pokładach oligocenu i miocenu mrówki spotyka się bardzo często. Zbadano
dotychczas jedenaście
tysięcy siedemset jedenaście okazów, znalezionych w bursztynach z nad Bałtyku, i
kilkaset w
bursztynach sycylijskich ze środkowego miocenu. I oto badając te bursztyny,
uczyniono wielce
zastanawiające spostrzeżenie, a mianowicie, że mrówki najdawniejsze nie są
formami prostszemi w
porównaniu z temi, które wykryto w bursztynach, i znowu te ostatnie, pomimo iż
są starsze od form
współczesnych o parę miljonów lat, znajdują się prawie na tym samym stopniu
rozwoju, co one.
“Wiele z nich - powiada Wheeler - odwiedzało również mszyce, czyli należało do
organizmów
“trofobiotycznych"; jeden z ułamków bursztynu, w zbiorach królewieckich, zawiera
pewną ilość
robotnic “Iridomyrmex Goep-perli" razem z kilkudziesięciu osobnikami mszyc.
Również nie podlega
wątpliwości, że mrówki z bursztynu hodowały w swych gniazdach owady mrówkolubne.
Pomiędzy
tęgopokrywemi, które znalazł w bursztynie, wymienia Klebs trzy rodzaje
“Paussidae". A właśnie
Paussidae wraz z chrząszczykiem Claviger należą do najniebezpieczniejszych
pasorzytów mrowiska.
Robotnice mrówek upijają się wydzielinami ich larw, rozwijających się w
mrowiskach.
A właśnie hodowla mszyc wraz z tolerowaniem pasorzytniczych chrząszczyków, które
dostarczają
napojów odurzających, stanowią, jak zobaczymy niżej, szczyt rozwoju mrówki
współczesnej. Jakiż z
tegb wniosek? Jeśli zechcemy - będzie on nawet bardzo szczególny, - pouczy nas
bowiem, że ewo-
lucja świata organicznego jest faktycznie mniej pewną, mniej dowiedzioną, niż
się przyjmuje ogólnie,
że jest ona tylko złudzeniem, że wszystkie gatunki, znajdujące się rzekomo na
rozmaitych stopniach
rozwoju, pochodzą z jednych czasów i zostały, jak twierdzi Biblja, stworzone
jednego dnia, że
wreszcie tradycja jest bliższa prawdy niż twierdzenia naukowe. Tu dodajemy w
nawiasie, że
powszechne rozprzestrzenienie ter-mitów i mrówek, spotykanych wszędzie zarówno w
starym jak
nowym świecie, przemawia jeszcze za jedną tradycją, również zbliżoną do Biblji,
według której życie
powstało w krajach borealnych i że istniał jakiś pomost antarktyczny, równie
gorący jak pas
równikowy, który łączył wszystkie kontynenty.
Nie zapuszczając się jednak w takie ostateczności, można bardzo rozsądnie
przyjąć, że mrówki są
znacznie starsze, niż wszystkie dotychczasowe ich znaleziska. Trzeba przypuścić,
że pochodzą one z
końca okresu permskiego, który charakteryzuje wysoka temperatura i znaczna
suchość. Nie
posiadamy jednak znalezisk z tych czasów.
Możnaby również utrzymywać, że ewolucja świata organicznego odbywa się tysiąc
razy powolniej,
niż my sobie to wyobrażamy, a mianowicie tak niesłychanie powolnie, iż zanim
doszłaby do swego
celu, jeśli o celu w danym razie wolno mówić, ziemia przestałaby już istnieć
wogóle.
Tern niemniej, według zdania pewnych myrmekologów, w szczególności Wheeler'a,
daje się w
dziejach rodu mrówczego ustalić wyraźna ewolucja, której wszystkie etapy można
ściśle określić.
Według tych uczonych, mrówki, pod wpływem rozmaitych czynników, przeszły od
życia w glebie, jakie
było właściwe postaciom prymitywnym, do życia na drzewach, i od pożywienia
mięsnego, zdo-
bywanego przez polowanie na inne owady, do odżywiania się wydzielinami
hodowanych mszyc oraz
grzybnią hodowanych pleśni. Ta ewolucja, która zresztą nie jest ustalona z
bezwzględną pewnością, i
której poszczególne etapy występują obecnie równocześnie, wydaje się
zadziwiająco podobną do
ewolucji człowieka, który był naprzód myśliwym, następnie pasterzem a wreszcie
stał się rolnikiem.
Etapy ewolucji mrówek odpowiadałyby również trzem okresom w dziejach ludności -
ustalonym przez
Augusta Comte'a - a mianowicie okresowi zdobywania, okresowi obrony i okresowi
przemysłu. Jest w
tem niewątpliwie podobieństwo może najciekawsze.
III.
Społeczeństwo mrówek składa się z królowych czyli samic zapłodnionych, żyjących
do 12 lat, dalej z
niezliczonych mas robotnic bez określonej płci, które, mniej zatrudnione niż
robotnice pszczół, żyją
trzy do czterech lat, wreszcie z kilkuset samców, ginących po pięciu do sześciu
tygodniach życia, gdyż
w świecie organicznym samce znajdują się prawie zawsze na szarym końcu.
Tylko samice i samce posiadają skrzydła, które zresztą tracą po locie weselnym.
I wówczas, gdy w
roju pszczelim jest zawsze jedna tylko królowa czyli matka, u mrówek znajdujemy
ich tyle, ile uzna za
niezbędne tajemniczy czynnik, kierujący losami mrówczej rzeczypospolitej. W
małych
społeczeństwach bywa ich dwie lub trzy, w liczniejszych do pięćdziesięciu, w
gniazdach zaś złożonych
ilość ich jest nieokreślona.
Tu znowu, podobnie jak w roju lub społeczeństwie termitów, spotykamy się z
wielkiem zagadnieniem.
Kto rządzi społeczeństwem? Gdzie jest głowa lub ośrodek, skąd wychodzą rozkazy,
spełniane zawsze
z bezwzględnem posłuszeństwem, bez cienia protestu ? Współdziałanie wszystkich
członków spo-
łeczeństwa jest tu również zadziwiające i równie nie podlega wątpliwości, jak u
tamtych owadów,
chociaż w danym razie jest znacznie trudniejsze do osiągnięcia, gdyż życie
mrówek, biorąc ogólnie,
jest znacznie bardziej złożone, znacznie bardziej zależne od zbiegu
okoliczności, znacznie bardziej
urozmaicone.
Zanim znajdzie się lepsze, najlepszem wytłumaczeniem jest zapewne to, które
wypowiedziałem w
mojem “Życiu termitów". A mianowicie: społeczeństwo mrówcze należy mojem zdaniem
rozpatrywać
jako organizm, złożony z jednostek - komórek, nie połączonych w jedną całość jak
te sześćdziesiąt
tryljonów, które wchodzą w skład naszego organizmu, lecz rozluźnionych,
zdysocjonowanych,
pozostających w pewnej dalszej od siebie odległości, a jednak pomimo tej
pozornej niezależności
podległych jednemu ośrodkowi kierującemu. Bardzo być może, że któregoś dnia uda
się nam wykryć
jakieś związki elektromagnetyczne, eteryczne lub psychiczne, o których obecnie
mamy ledwie jakieś
mgliste wyobrażenie.
IV.
Zresztą, jeśli się przyjrzeć temu bliżej, sześćdziesiąt tryljonów komórek,
aczkolwiek znajdują się w
naszem ciele, są stosunkowo tak samo rozproszone jak tysiące pszczół, termitów
lub mrówek poza
swojemi gniazdami. Odległości, przedzielające komórki naszego ciała, są
proporcjonalne do ich
wielkości a przynajmniej do wielkości elektronów, tworzących ich duszę;
odległości te stosunkowo
muszą być równie wielkie jak te, które oddzielają ciała niebieskie, gdyż
nieskończona małość
odpowiada nieskończonej wielkości. “Gdybyśmy - powiada Wheeler - mogli ścisnąć
ciało ludzkie tak,
aby wszystkie elektrony w niem się znajdujące stykały się z sobą, to ciało
miałoby objętość niewiele
większą niż kilka milimetrów sześciennych." Taka gęstość nie jest niemożliwą;
przecie przyroda ją
zrealizowała na pewnych ciałach niebieskich, zwanych “Białe karły", a mianowicie
na tajemniczym
satelicie Syrjusza, na którym litr wody, gdyby woda mogła tam pozostawać w
stanie płynnym, ważyłby
50 000 kilogramów.
Jeśli tak jest istotnie, to łatwiej zrozumiemy, dlaczego w olbrzymiem, jak
zobaczemy niżej, gnieździe
złożonem robotnice wiedzą, a raczej “czują", ze ścisłością, która nas zachwyca,
ile w danym razie
potrzeba samic zapłodnionych. Kiedy czujemy głód lub pragnienie, zachodzi w
naszem
olbrzymiolicznem skupieniu komórek zjawisko analogiczne. Panuje tu zbiorowy głód
lub zbiorowe
pragnienie. Wszystkie sześćdziesiąt tryljonów komórek, stanowiących nasze ciało,
czują jedno i to
samo i rozkazują tym komórkom, które leżą na powierzchni, aby one wykonały to,
co prowadzi do
zaspokojenia głodu lub pragnienia. Podobnie następuje rozkaz wstrzymania tych
czynności, po
zaspokojeniu głodu lub pragnienia. Widzimy więc, że nasze porównanie jest mniej
dziwne, niż się
wydaje na pierwszy rzut oka. Każdy z nas jest istotą złożoną, zbiorowiskiem
komórek, kolonją
komórek, żyjących społecznie.
I nie wiemy, kto rozkazuje i rządzi, kto kieruje niezwykle złożonemi
czynnościami naszego organizmu,
gdzie jest podstawa istnienia, którego przejawy świadome, intelektualne są
zjawiskami dodatkowemi,
bo występują późno i przemijają. Skoro nie znamy, nie rozumiemy, w czem kryje
się tajemnica
naszego własnego organizmu, skądże tedy możemy żywić nadzieję rozwiązania
wielkiej zagadki,
która kryje się w kolonji owadów żyjących społecznie?
V.
A więc przedewszystkiem mrowisko prowadzi życie zbiorowe, wspólne dla wszystkich
osobników.
Ale w tym ogólnym ruchu zarysowuje się masa czynności indywidualnych. Widzimy
tu, jak w dziejach
ludzkości, pewną dowolność fatalizmu. Aby zdać sobie z tego sprawę, wystarczy
przyjrzeć się pracy
mrówek. Spostrzeżemy odrazu obraz, opisany przez Huber'a, który przytoczę zaraz
- bo pocóż starać
się opisywać lepiej, niż on to uczynił. “Otóż, kiedy mrówki rozpoczynają jakąś
pracę, wydaje się,
jakgdyby w ich myśli powstawała jakaś idea i była wykonywana w następstwie.
Gdy jedna mrówka znajdzie na powierzchni mrowiska dwa skrzyżowane źdźbła trawy,
które mogą
ułatwić jej zbudowanie komory, lub kilka małych beleczek, które zarysowują jej
kąty i ściany, to
zobaczymy, że naprzód bada ona wszystkie części tej całości, następnie zaś z
ogromną
skwapliwością umieszcza cząstki gleby wzdłuż tych łodyg i pomiędzy niemi.
Materjał do tej pracy
zbiera mrówka wszędzie, nie szczędząc nawet budowli, wykonanych przez inne
mrówki; tak dalece
jest opanowana przez myśl, którą powzięła, i którą wykonywa pomimo wszystkie
przeszkody.
W innej części mrowiska kilka źdźbeł słomy ułożyły się tak, jakgdyby tworzyły
skład budulca na
dach wielkiej komory. Jedna z mrówek zrozumiała, jak z tego skorzystać. Kawałki
słomy leżały
poziomo i krzyżując się, tworzyły prostokąt. Pracowity owad naprzód umieścił
grudki gleby w rogach
tej figury i wzdłuż beleczek, które tworzyły jej boki, a następnie ułożył kilka
rzędów tego budulca obok
siebie, tak, że dach komory zarysował się wyraźnie, potem ta sama mrówka
spostrzegła inną łodygę,
która umożliwiała oparcie ściany pionowej, i zajęła się założeniem jej
fundamentów. Inne, które w tym
czasie zjawiły się obok niej, dokończyły wspólnie pracy, przez nią rozpoczętej."
VI.
Zaobserwowałem sceny podobne, gdy chodziło o przeniesienie źdźbła trawy, o
pocięcie na kawałki
owada i wciągnięcie go do gniazda zbyt ciasnego, o przejście przez bagno itp.
Powtarza się to
zazwyczaj w każdej trudnej i niezwykłej sytuacji, to jest w wypadkach
zrozumiałych dla nas i
dostępnych, choć są one dość rzadkie w porównaniu z wypadkami, uchodzącemi
naszej uwagi. Myśl
bywa wykonywana tylko wówczas, gdy prowadzi do czegoś użytecznego. Niema wśród
mrówek
poprzedniego porozumiewania się ani roztrząsań; mamy tu raczej do czynienia z
oceną i powzięciem
postanowienia natychmiast od wypadku do wypadku, jakgdyby u ludzi, którzy
ułożyli tylko ogólny plan
budowy domu. Rzuca się to w oczy jeszcze wyraźniej, gdy mrówki muszą zdecydować
się na coś, co
wywrze wpływ na przyszłość społeczeństwa, naprzykład w wypadku emigracji i
opuszczenia gniazda,
jak to bywa w społeczeństwach mieszanych, t. j. złożonych z dwóch gatunków
odrębnych o rozmaitym
poziomie inteligencji i odmiennych zwyczajach, z których jeden tworzy kastę
panów, drugi zaś kastę
niewolników albo pracowników. Gdy n.p. Glaberje, będące robotnicami Amazonek,
dochodzą do
przekonania, że gniazdo jest za ciasne; jest to dla nich, znających wszystkie
zakątki mieszkania,
znacznie zrozumialsze, niż dla ich apatycznych i przez nie żywionych panów. I
oto jedna z tych
zabiegliwych pracownic znajduje podczas swych nieustannych wycieczek w okolice
gniazda
obszerne, opuszczone mrowisko w pobliżu, które wydaje się jej znacznie
wygodniejszem lub lepiej
położonem od dotychczasowego. Dotknięciem swych czułek zawiadamia o tem kilka ze
swych sióstr,
zaciąga je prawie siłą do znalezionego gniazda, wykazując wszystkie jego zalety.
Gdy te ściągnięte
osobniki nabiorą przekonania, zkolei przeprowadza się agitację wśród innych i
wkrótce już mniejszość
mrówek, ale w pełnem przeświadczeniu, zgadza się na przenosiny. Teraz trzeba
przetransportować
apatycznych rycerzy, którzy ujawniają ruchliwość tylko w wypadku wojny.
Wątpliwem jest, czy ich kto
pyta o zdanie. Każda z niewolnic chwyta jedną z pań, dźwiga ją do nowego
mieszkania, i składa ją u
wejścia, gdzie czekają na nią inne służebne. Te prowadzą swe panie do wnętrza
gniazda - a po
ulokowaniu zajmują się transportem jaj, larw i poczwarek.
Niekiedy zdarza się w tych razach trochę zamieszania - pewna część społeczeństwa
nie chce się
zastosować do powziętego postanowienia, niekiedy emigranci ujawniają żal po
opuszczonem
gnieździe i powracają doń masowo.
Fakty podane nie są jednak wymysłem, ani zbytnią antropomorfizacją. Stwierdzono
je już wiele razy i
każdy może je stwierdzić ponownie, kto chce zadać sobie trud odpowiedni. Widzimy
więc, że
tajemnicze współdziałanie i wrodzone porozumienie może być w pewnym stopniu
ograniczone. To
porozumienie przejawia się w rozdziale czynności, w ustalaniu ilości samców i
samic, niezbędnej do
pomyślnego rozwoju społeczeństwa, jak również w innych ważnych wypadkach. Ale
czy jest to odruch
spontaniczny i tylko instynktowny. Muszę wyznać, że o tem nie mamy żadnego
pojęcia. Nie możemy
być obecni przy rozprawach i nie wiemy prawie nic o tem, co się dzieje we
wnętrzu mrowiska. A
interpretacja zjawiska nie zawsze równa się jego zrozumieniu. Najwyżej możemy
stwierdzić, że
mrówki niekiedy jak gdyby - podobnie do nas - wahały się pomiędzy instynktem,
wyczuwającym los, i
rozumowaniem, które krzywi jego prostą linję. Ale od chwili, gdy na świecie
zjawia się inteligencja,
budzi ona niebezpieczeństwa i powoduje trudności, nieznane instynktowi.
A jednocześnie usuwa inne, których nie zdołałby uniknąć. Mrówka poszła po linji,
którą i my idziemy, i
dlatego podlega błędom i niebezpieczeństwom, będących udziałem człowieka.
Kieruje nią, podobnie
jak nami, nieznany los, może jednak działać równie, jak my, w pewnym zamkniętym
zakresie. Czy
owe wewnętrzne szamotania się zmieniły bieg spraw tej sfery? Aby pojąć choć
cokolwiek z tego, jak i
z wielu innych rzeczy, musielibyśmy wpierw wiedzieć bardzo dużo.
VII.
Jak mamy nazwać tę formę porozumienia i wynikającego zeń rządu? Które z naszych
ludzkich
formułek można byłoby choć w przybliżeniu tu zastosować. Czy to jest prosta
rzeczpospolita
odruchów ? Taka jednak republika czyż mogłaby doprowadzić do czego innego, jak
do śmierci? A
może jest to, jak wyrażono się ostatnio, “zorganizowana anarchja" lub “zbiorowy
kolektywizm?" Kto
wyjaśni nam sens tych słów?
Odrzućmy teokrację i monarchję, jako pojęcia mało w danym razie prawdopodobne;
pozostają
demokracja, oligarchja, arystokracja i gerontokracja. Spostrzegamy, że mrówki w
swych pracach idą
zawsze śladem kilku robotnic, wykazujących więcej inicjatywy od innych. Te nie
wyróżniają się niczem
w tłumie swych towarzyszek; nie noszą ani odrębnego ubioru, ani też posiadają
jakiejś specjalnej
odznaki, jednak współpracowniczki poznają je i poddają się chętnie ich
inicjatywie. Czy to są pełni
doświadczenia weterani, czy też genjalne młodziki? Rozkazy wydają się raczej
radami, które się
często uzasadnia, wyjaśniając ich zalety. To też perswazja bierze w mrowisku
górę nad władzą.
Można to określić jako rząd prowizoryczny najlepszej idej na mocnej i stałej
podstawie ogólnego
instynktu. Pamiętajmy, że w danym razie dokonywa się wszystko pod znakiem
jedności i miłości -
miłości czystej i bezinteresownej, o której my, ludzie, nigdy nie będziemy mieli
należytego pojęcia, co
tem więcej mocy i trwałości nadaje społeczeństwu mrówek.
Przeczuł to już Huber, gdy powiedział: “A więc, wielki sekret harmonji,
zadziwiająca cecha tych
republik, nie jest mechanizmem tak skomplikowanym, jak się ogólnie przypuszcza;
tkwi on we
wzajemnej przychylności wszystkich osobników". A ta przychylność - jak zobaczymy
niżej - jest
wynikiem istnienia pewnego swoistego narządu, który wywiera decydujący wpływ na
całą psychologję
i na całą moralność mrowiska.
Do uwagi Huber'a zupełnie słusznie dorzuca Espinas: “Tajemnicy wzajemnej
życzliwości mrówek
należy mojem zdaniem doszukiwać się raczej we wspólnej im wszystkim miłości ku
larwom oraz -
skoro obok celu trzeba wskazać również środki - w słabej dozie inteligencji
indywidualnej, którą
posiadają owady błonkoskrzydłe - wzmocnionej przez prawo naśladownictwa i
akumulacji, na które już
wskazaliśmy."
Istotnie daje się stwierdzić, że odwrotnie do tego, co dzieje się w tłumie
ludzkim, u owadów żyjących
społecznie, inteligencja zbiorowiska wzrasta proporcjonalnie do wzrostu ilości
jednostek, które je
tworzą; jakoż istotnie gatunki tworzące społeczeństwa najliczniejsze, ogólnie
biorąc, są najbardziej
przedsiębiorcze, najbardziej pomysłowe, stojące na najwyższym stopniu rozwoju.
Jakkolwiekbądź “wzajemna życzliwość" Huber'a i “wspólna miłość ku larwom"
Espinas odpowiadają -
mojem zdaniem - najbardziej istocie rzeczy. Mamy tu do czynienia z
rzecząpospolitą wysoce idealną,
której my ludzie - niestety - nie znamy - z rzecząpospolitą matek. Aczkolwiek
bezpłciowe są z
obowiązku ożywione głębszem i gorętszem poczuciem macierzyństwa, niż właściwe
rodzicielki.
Szukajcie, gdzie wola, w przyrodzie, a nigdzie nie znajdziecie równie
płomiennego uczucia
macierzyństwa. Kwoka broni swych kurcząt przed każdem niebezpieczeństwem, ale
nie zdradza
miłości ku jajom, które znosi. Urwij odwłok mrówce-robotnicy, która stara się
uratować kokon, odetnij -
jeśli będziesz miał wstrętną odwagę to uczynić - dwie tylne nogi, na czterech
nogach, które jej
pozostały - robotnica nie wypuszczając swego drogiego ciężaru, i wlokąc swe
wnętrzności - gdyż
zdolność zachowania życia jest u niej równie niesłychana jak miłość - pójdzie
dalej i zginie dopiero
wówczas, gdy larwa lub poczwar ka, reprezentująca przyszły owad, znajdzie się w
pewnem
schronieniu.
W tym tedy heroicznym matrjarcharcie każdy osobnik z całem oddaniem spełnia swój
obowiązek ku
pożytkowi wszystkich, tak jakgdyby całe społeczeństwo składało się tylko z niego
jednego. Inny tu jest
środek ciężkości sumienia i szczęścia, niż w naszym świecie. Spoczywa on nie na
jednostce, lecz
tam, gdzie znajdzie się jedna komórka całości, której składnikiem jest dana
jednostka. Dlatego też
postać rządu jest tu wyższa od tej, którą gdziekolwiek realizuje człowiek.
TAJEMNICA MROWISKA
I.
Od bajek Ezopa, których źródła gubią się w czasach przedhistorycznych, do
utworów Jana de La
Fontaine'a, mrówka zpośród owadów była najczęstszym przedmiotem obmowy.
Przeciwstawiana
konikowi polnemu, którego, nie wiadomo czemu, wyposażono we wszystkie łatwe a
ozdobne cnoty,
stała się ona nieznośnym symbolem podejrzliwego skąpstwa, zazdrosnej nędzoty,
nareszcie niskiego,
zawistnego i wstrętnego sobkostwa. Obok wielkiego artysty o wielkim geście,
zapoznanego zresztą
przez otoczenie, mrówka była przedstawiana jako drobno-mieszczanka, mała
rentjerka, urzędniczka
niskiego rzędu, sklepikarka z zapadłej uliczki małego miasteczka, bez urządzeń
sanitarnych - i nawet
ci, których miała ona być prototypem, pogardzali nią głęboko. Dla rehabilitacji
i oddania należnej
mrówce sprawiedliwości potrzebne były prace naszych wielkich myrmekologów, z
których pierwszym -
jak widzieliśmy - był Jan Piotr Huber. Dla nas dziś jest to już faktem
najzupełniej pewnym, że mrówka
jest niezaprzeczenie jednem z najszlachetniejszych, naj miłosierniejszych,
najbardziej oddanych,
wspaniałomyślnych i altruistycznych wśród stworzeń, które bytują na naszej
planecie. Nie ma ona w
tem wszakże żadnej zasługi, tak, jak i my jej sobie nawet w drobnej mierze
przypisać nie możemy,
gdy jest mowa o przejawach najwyższej inteligencji na kuli ziemskiej.
Zawdzięczamy tę przewagę
pewnemu niezwykle rozwiniętemu narządowi, którym natura nas uposażyła; podobnie
zalety mrówki
wynikają z posiadania przez nią organu odmiennego rodzaju, którym kaprys,
doświadczenie lub
dziwactwo tej samej natury specjalnie ją obdarzyło. Istotnie, mrówka posiada w
przednim odcinku
odwłoka szczególną torebkę, którą możnaby nazwać torebką lub wolem społecznem.
To wole
tłumaczy nam całą psychologję, całą moralność, i zasadniczą linję życia owada i
dlatego - zanim
pójdziemy dalej - musimy się z nim bliżej zapoznać. Wole nie jest bynajmniej
żołądkiem, nie posiada
ani jednego gruczołu trawiennego i pokarm, który się tu zbiera, pozostaje
niezmieniony. Chociaż
mrówki posiadają potężne szczęki, zapomocą których mogą chwytać i przebijać
swoją zdobycz lub
swego wroga, pokrajać go, podzielić na części, zmiażdżyć lub poszarpać, są
jednak pozbawione
zębów, ułatwiających żucie. Pokarm ich składa się tylko z płynów, przeważnie ze
słodkiej cieczy - i
właśnie wole służy im za jej zbiornik. Ściśle biorąc, jest to zbiornik
pożywienia, przeznaczonego
głównie dla społeczeństwa, gdyż mądrze i starannie oddzielony od indywidualnego
żołądka
przepuszcza doń pokarm dopiero po utuleniu głodu społecznego, co może nastąpić
dopiero po kilku
dniach. Wole to, zajmując cztery piąte wnętrza odwłoka i spychając w kąt
wszystkie inne narządy, jest
elastyczne i da się tak rozciągać, że u pewnego gatunku mrówek, mianowicie u
północno-
amerykańskiego Myrmecocystus Hortus Deorum, wole, wypełnione zebranym pokarmem,
dochodzi
do wielkości, która cztero- lub pięciokrotnie przewyższa rozmiary całego odwłoka
w stanie normalnym.
Robotnice z tak wypełnionem i rozszerzonem wolem, zwane “garnkami miodu", są
jakgdyby
społecznemi rezerwoarami żywności. Skazując się na dobrowolne dożywotnie
więzienie, przyczepiają
się przedniemi łapkami jedna obok drugiej do pułapu komory, która dzięki temu
staje się podobna do
dobrze zaopatrzonej spiżarni. Tu odwiedzają je inne członkinie społeczeństwa i
wywołując u nich
wymioty, spijają przechowywany w takiem wolu miód. Proszę mi wybaczyć, że użyłem
słowa,
przypominającego przykre objawy niestrawności. Lecz innego nie mogę użyć, gdyż
zachodzące tu
zjawisko niema nic wspólnego z przeżuwaniem wołu lub krowy. Jest to termin
techniczny, stale
używany przez myr-mekologów, gdyż samo zjawisko jest aktem zasadniczym,
podstawowym, na
którym o-piera się całe życie społeczne mrowiska, wszystkie zalety, cała jego
moralność i polityka.
Podobnie wszystko to, co nas dzieli od innych żyjących na ziemi organizmów,
tłumaczy się
posiadaniem przez nas mózgu.
II.
“Mrówka nic nie pożycza" - powiedział bajkopisarz. Istotnie, ona nie udziela
nikomu pożyczki (jest to
udziałem skąpców) - ona daje bez rachunku i nigdy nie żąda zwrotu. Nie
posiada żadnej własności,
nawet tego co przechowuje w swojem wnętrzu. Żyje niewiadomo czem, powietrzem,
rozproszoną
elektrycznością, parą wodną. Każ jej pościć we wnętrzu sztucznego gniazda,
dostarczając zaledwie
trochę wilgoci, nie spostrzeżesz żadnej różnicy: nie zdradza żadnych objawów
głodu, jest równie
czynna i równieżwawo krząta się koło swych spraw, jakgdyby miała do
rozporządzenia dobrze
zaopatrzoną spiżarkę. Dla jej indywidualnegożołądka wystarczy zaledwie kropelka
słodkiej rosy.
Wszystko co wyszukuje i zbiera skrzętnie, z niebezpieczeństwem życia, idzie do
wola społecznego,
do bezdennego worka zbiorowego. Wszystko to dostaje się larwom, towarzyszkom, a
nawet wrogom.
Ona samajest narządem dobroczynnym. Niestrudzona pracownica, ascetyczna, czysta,
dziewica
bezpłciowa nieomal, zna tylko jedną rozkosz - udzielania każdemu, kto tego
zażąda, chociażby
wszystkich owoców swych trudów. Wydzielanie z wola jest zapewne dlaniej taką
samą przyjemnością,
jak dla nas delektowanie się najsmakowitszemi potrawami i najwyszukańszemi
winami. Widocznie
natura nadała temu aktowi tyleż rozkoszy, co miłości, której w danym razie
poskąpiła. Mrówka,
wydzielająca słodki sok z wola - ma, jak to zauważył August Forel, ze swojemi
czułkami wtył
odrzuconemi wygląd pełen ekstazy i prawdopodobnie odczuwa więcej uniesienia, niż
ta co spija jej
wydzieliny. Zresztą w większości społeczeństw mrówczych, wydzielanie z wola trwa
nieustannie i
przerywa się zaledwie dla pracy, dla zabiegów wychowawczych nad proge-niturą,
dla odpoczynku i
wojny.
Można nawet zadać pytanie, czy mrówka, która ma wole napełnione po same brzegi,
jest w stanie
wziąć z niego chociaż kroplę dla siebie. Wiadomo przecie, że pewien gatunek
mrówki wojowniczej,
mianowicie Polyergus Rufescens, zwany przez Huber'a Amazonkami, nie może
przyjmować pokarmu
bez pomocy niewolnic-robotnic wydzielających z wola miód i osobniki tego gatunku
zmarłyby z głodu,
kąpiąc się same w pożywieniu. Takie nieustanne podawanie sobie pokarmu z ust do
ust jest
zwyczajną, prawie powszechną formą alimentacji.
W celu poznania jak się to odbywa, dość zabarwić na błękitno parę kropel miodu i
dać go kilku
naszym żółtym mrówkom, których ciało jest prawie przezroczyste. Widzimy wówczas,
jak odwłoki ich
pęcznieją i nabierają barwy błękitnej. Napełniwszy swe wole, mrówki udają się do
gniazda. Pół tuzina
głodnych towarzyszek, zwabionych zapachem miodu, otacza tam każdą z nich i
zaczyna pieścić ją
swojemi czułkami. Następuje wydzielanie zawartości wola i wszystkie karmione
osobniki zabarwiają
się na błękitno. Ledwo to nastąpi, ledwo się same nasycą, a już otaczają je inne
głodne, przybyłe z
wnętrza gniazda. Po chwili już te ostatnie pełnią czynność karmicielek - i tak
wkrótce cały zapas
żywności przyniesiony przez pierwsze robotnice, zostaje rozdzielony pomiędzy
liczne grono
mieszkanek mrowiska. Pierwsze zaś karmicielki, oddawszy wszystko, co przyniosły,
oddalają się
drepcąc i widocznie znacznie bardziej zadowolone, niż gdyby same objadły się do
sytości.
III.
Obdzieleni zostają nietylko współziomkowie. Każda cudzoziemka, woniejąca
podobnie jak członkowie
społeczeństwa, do którego należy karmicielka, każda członkini rasy, która nie
jest zbyt albo
zasadniczo wrogą i którą wpuściły do gniazda strażniczki, stojące u wejść; każdy
pasorzyt - nieraz
nawet szkodliwy - ale niewiadomo dlaczego tolerowany i otaczany życzliwością -
każdy kto umie
zabrać się do rzeczy i odpowiednio prosić - dostanie tyle, ile zechce. Niezwykle
łatwo dają się zwieść
te proste, dobroczynne serca. Zdarza się, że podczas najbardziej zażartej walki
- karmicielka obdziela
jednego z wrogów, który zwraca się do niej z prośbą o zaspokojenie głodu. Daje
mu jałmużnę i
wzmacnia jego siły do dalszej walki.
Niekiedy dobroczynność posunięta zbyt daleko wywołuje ruinę całej kolonji. Na-
przykład jedna z
tuniskich mrówek, zbadana przez dra Santschii, Wheeleriella sprowadza do
własnego mrowiska
osobniki innego gatunku Monomorium Salomonis. Początkowo przybysz jest
traktowany dość ozięble,
wkrótce jednak dzięki umiejętnym karesom pozyskuje tak dalece przychylność
robotnic, że te
zapominają zupełnie o własnych matkach, nie pamiętają o ich potrzebach,
maltretują je i poddają się
w zupełności urokowi przebiegłej Monomorium. Wkrótce przybyła znosi jajka,
dzięki czemu gatunek
jej, zasadniczo pędzący żywot paso-rzytniczy i nigdy nie pracujący, rozwija się
w mrowisku coraz
bardziej, by wreszcie pomału zająć miejsce gatunku, który go tak gościnnie
przyjął. Gdy ostatnie
robotnice Wheelerielli wymrą, następuje w społeczeństwie pasorzytnem Monomorium
głód a zatem
idzie śmierć. Pasorzyty wymierają również, padając ofiarą swego zbyt całkowitego
zwycięstwa. Czyż
mamy w danym razie do czynienia ze zjawiskiem zupełnie bez-sensownem, właściwem
tylko owadom
? Czyż nie spotykamy i w życiu ludzkości równie niepojętych zjawisk? Czyż nie
jest to ciekawy i
znaczący przykład instynktu, w zasadzie nieomylnego, który u rasy zbyt
cywilizowanej, podobnie jak u
człowieka, popełnia błąd śmiertelny pod wpływem inteligencji lub uczucia?
Pomówimy o tem jeszcze
przy innej sposobności.
IV.
Czy jednak interpretacja powyższa nie jest zbyt antropomorficzna ? A może
dotyk czułków wywołuje
tylko refleks, podobny do refleksu erotycznego, nieświadomego i niezależnego
od woli? Bardzo być
może, ale, tłumacząc w ten sposób większość naszych czynności, dojdziemy
wreszcie do takich
samych wniosków. Nie posuwajmy zbyt daleko obawy przed antropomorfizmem; jeśli
wszystko ma
być zjawiskiem tylko mechanicznem lub chemicznem, nie stałoby miejsca dla życia
w właściwem tego
słowa znaczeniu, a życie właśnie zadaje zawsze kłam najbardziej jakoby ustalonym
zasadom
determinizmu.
Mianowicie bardzo często mrówka-karmicielka odtrąca wyraźnie i z całą mocą
pieszczoty
natarczywego intruza, poczem wypędza go i maltretuje. Nie śpieszmy z
twierdzeniem, że żywienie
mrówek przez karmicielki jest tylko zjawiskiem refleksu, zjawiskiem
automatycznem i niewiadomem.
Co zostałoby z większości naszych czynności i zalet, gdybyśmy takie same
tłumaczenie zastosowali
do nas? Bez względu na to, jaka interpretacja jest słuszna, fakty przytoczone
przeze mnie są zupełnie
ścisłe i ustalone przez wszystkich myrmekologów, którzy badali tę sprawę.
Zresztą każdy, kto zechce
je sprawdzić, może to łatwo uczynić, gdyż mrówki, które wałęsają się wszędzie w
naszem otoczeniu
po powierzchni ziemi, a nawet w naszych mieszkaniach, dają się badać znacznie
łatwiej niż termity.
V.
Przy sposobności należy zaznaczyć ciekawy fakt, że trzy rodzaje owadów, o
inteligencji znacznie
wyższej niż u innych przedstawicieli tej gromady, posiadają narząd, służący dla
celów społecznych,
który - jeśli nie jest identyczny, to w każdym razie pełni podobne czynności. A
więc pszczoły żywią
również swe larwy i matki drogą częściowego wyrzucania nazewnątrz zawartości
przewodu
pokarmowego, tym razem żołądka. Wszystek miód w ulu jest tego właśnie
pochodzenia. U termitów
narządem altruistycznym jest albo żołądek, albo częściej dolny odcinek przewodu
pokarmowego.
Czy istnieje jakiś związek pomiędzy altruizmem mocniej lub słabiej wyrażonym
narzędu społecznego,
a stopniem cywilizacji tych trzech rodzajów ? Nie wiem tego, gdyby jednak ode
mnie zależało, to na
pierwszem miejscu postawiłbym mrówki, poniżej termity, a jeszcze niżej -
pszczoły, chociaż cieszą się
one ogólnem uznaniem dla swego tyle ruchliwego życia, wzbudzają podziw budową
swej woszczyny i
są nader popularne z powodu wosku i miodu.
Przypuśćmy na chwilę, że i my, ludzie, posiedlibyśmy narząd mniej więcej
takiegoż rodzaju. Do
czego doprowadziłaby ludzkość, gdyby jej ideałem i głównem zadaniem istnienia
stał się pęd
poświęcania się dla innych, praca dla szczęścia bliźnich? Gdyby to było jej
jedyn�