11943

Szczegóły
Tytuł 11943
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11943 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11943 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11943 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MAURYCY MAETERLINCK YCIE MRÓWEK POZNAŃ WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA MAURYCY MAETERLINCK ŻYCIE MRÓWEK (LA VIE DES FOURMIS) PRZEKŁAD AUTORYZOWANY ADAMA I MARJI CZARTKOWSKICH POZNAŃ WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNERA I. Nieraz już zapytywano mnie, dlaczego nie uzupełniam mej trylogji o owadach żyjących społecznie, której dwie części, a mianowicie “Życie pszczół" i “Życie termitów", zostały przyjęte tak życzliwie. Powstrzymywałem się od tego czas dłuższy. Mrówka wydawała mi się tematem niesympatycznym, niewdzięcznym i zbyt znanym. Byłem zdania, że niema pożytku z powtarzania wiadomości o jej inteligencji, pilności, skąpstwie, przewidywaniu, zabiegach życia codziennego i społecznego, słowem wszystkiego tego, o czem najszerszy ogół dowiaduje się zwykle już w szkole powszechnej i co pozostaje w naszej pamięci obok jakichś dat odnoszących się do bitwy pod Termopilami lub zdobycia Jerycha. Mieszkając przeważnie na wsi, oczywiście, nieraz zwracałem uwagę na te tak pospolite owady, a nawet zamykałem je w oszklonych pudłach i obserwowałem – co prawda bez żadnego celu i jakiejkolwiek metody - ich pracowite zachowanie się, z czego zresztą niewiele mi przyszło. Potem jednak, powróciwszy jeszcze raz do tego tematu, stwierdziłem, że pomimo przekonania, iż wszystko już o nim wiemy, w istocie nie znamy go prawie zupełnie, a ta drobina wiadomości poucza nas raczej, czego się jeszcze dowiedzieć mamy. Przede wszystkiem poznajemy trudności samego problemu. Istnieje jeden typ roju lub społeczeństwa termitów, istnieje typowa pszczoła, typowy termit, społeczeństw mrówczych zaś jest tyle, ile gatunków tych owadów, tyleż odmiennych rodzajów, sposobów życia, ile gatunków mrówek. Tu nigdy się nie widzi jasno objektu, nie wie się od czego zacząć. Temat jest zbyt bogaty, zbyt obszerny, wciąż się rozgałęzia i wciąż rozprasza uwagę badacza w rozmaitych kierunkach. Nie można tu ustalić jakiegoś typu, który mógłby tworzyć stały ośrodek. Nie można napisać w tym razie dziejów jednej rodziny czy jednego społeczeństwa, trzeba wciąż pisać roczniki stu najrozmaitszych narodów. A ponadto już na samym początku człowiek się gubi w literaturze mrówkoznawczej. Jest ona równie obszerna, jak literatura pszczołoznawcza, która w zakładzie entomologicznym w Waszyngtonie liczy przeszło 20 tysięcy kartek. Indeks bibljograficzny, zamieszczony przez Wheeler'a w końcu jego dzieła p. t. Ants (Mrówki), zapełniłby 130 stron tej książki. A spis ten, daleki od kompletności, nie uwzględnia prac ogłoszonych w ciągu ostatnich lat dwudziestu. II. Trzeba tedy ograniczyć się do pewnego zakresu i pozwolić się prowadzić mistrzom w fachu. Nie zatrzymując się na poprzednikach - Arystotelesie, Plinjuszu, Aldrovandim, Swammerdamie, Linneuszu, Williamie Gould'zie, De Geer'ze i szeregu innych, zwróćmy raczej uwagę na tego, kto jest istotnym ojcem mrówkoznawstwa, a mianowicie na Renego Antoniego Ferchault de Reaumur'a. Rćaumur jest ojcem dzieci, które go nie znały. Na bruljon jego dzieła Histoire des Fourmis, znaleziony wśród innych jego pośmiertnych rękopisów, zwrócił uwagę Flourens w 1860 r., lecz później zapomniano o tem zupełnie. Odkrył go ponownie w 1925 r. wielki myrmekolog amerykański W. M.Wheeler i ogłosił w New-Yorku w roku następnym, zaopatrzywszy tekst francuski w przypisy i przekład angielski. Badania Reaumur'a, chociaż nie wywarły żadnego wpływu na entomologów ostatniego wieku, zasługują jednak na wzmiankę, gdyż zapoznanie się z niemi jest i pożyteczne i przyjemne: Reaumur, który liczył 32 lata w chwili śmierci Ludwika XIV, pisze jeszcze językiem wielkiego okresu. Znajdujemy tu w zarodku, a czasami nawet w stanie doskonałego rozwoju zagad- nienia, o których, zdawałoby się, pomyślały dopiero czasy ostatnie. Ta mała rozprawka, zresztą niewykończona, która liczy zaledwie setkę stron, stawia myrmekologję na poziomie dążeń jak najbardziej nam współczesnych. Reaumur rozpoczyna swą “Historję mrówek" od zburzenia bezliku legend i przesądów od czasów Salomona, św. Hieronima i wieków średnich, które przeszkadzały należytemu podejściu do tematu. Przede wszystkiem podaje myśl obserwowania mrówek w tak przez niego zwanych poudriers (piaseczniczkach) czyli, jak to sam określa, “w butelkach szklanych takich samych, jakich używa się w gabinetach osobliwości, a opatrzonych szyjką prawie tej samej średnicy, co dno." A więc Reaumur pierwszy podał sposób sztucznych gniazd, za pomocą których entomologowie dokonali tylu odkryć w czasach późniejszych. Stwierdza on dalej, że, jak to wykazały doświadczenia, mrówka może żyć w wilgotnej glebie prawie rok bez pożywienia. Rozumie znaczenie oraz istotę zjawiska lotu weselnego i pierwszy ustala, że samice mrówek posiadają skrzydła, które tracą rychło po zapłodnieniu, zbija to powszechne wówczas mniemanie, jakoby te narządy wyrastały im dopiero w starości, na pocieszenie, aby mogły umrzeć z większą godnością. Poprzednik W. Gould'a opisuje, w jaki sposób zapłodniona samica zakłada gniazdo. Obserwuje zjawisko składania jaj i przewiduje endosmozę, która tłumaczy nam tajemnicę ich wzrostu. Opisuje, w jaki sposób larwa przędzie swój kokon, którego ściana “utworzona z wielu warstw nici sklejonych ze sobą jest tak ścisła, że możnaby ją wziąć za błonę, gdyby się nie wiedziało, jak jest sporządzona." Nie pomija też wydzielania płynnego pożywienia z wola, co - jak zobaczymy dalej - jest zjawiskiem pierwszorzędnego znaczenia w życiu mrowiska. Rćaumur przeczuwa nawet - że tak powiem - fototropizm, który gra tak ważną rolę w pierwszych przejawach życia, i oprócz kilku mniejszych błędów popełnia jeden tylko większy, uważając termity za gatunek mrówek; błąd ten jednak był w owych czasach nieunikniony, gdyż różnica między termitem i mrówką została ustalona zaledwie w końcu XVIII wieku. III. Opuśćmy, acz z żalem, entomologów czasów przejściowych. Niestety, muszę się skracać. Opuśćmy Leuwenhoeck'a, który badał przeobrażenia mrówki, - Latreille'a,. który dał podwaliny klasyfikacji tych owadów, - Karola Bonnet'a, który poznał partenogenezę (dzieworództwo) mszyc czyli - bydła mrówczego, - opuśćmy wielu innych - i przejdźmy odrazu do myrmekologów doby najnowszej. Na czele położymy Piotra Huber'a i jego ojca Franciszka, badacza pszczół, obu obywateli genewskich. Ich współrodak August Forel, który przecie zna się na tem, gdyż razem z Waśniami'em, Wheeler'em, Emery'm i kilku innymi należy do czołowego hufca myrmekologji współczesnej - uważa pracę Piotra Huber'a, ogłoszoną w 1810 r. pt.: Les Recherches sur les Moeurs des Fourmis indigenes za biblję mrówkoznawstwa. I nie przesadza: jest to dzieło, w którem zestarzała cokolwiek tylko jego urocza rozwlekłość. Wywołało ono wielkie wrażenie po swem ukazaniu się i było gwałtownie krytykowane, ścisłe jednak i ogrzane prawie ojcowskiem uczuciem obserwacje Huber'a nad mrówkami Czarno- popiołowemi, Ryjącemi, Amazonkami - gdyż tak zwano za jego czasów gatunki noszące obecnie naukowe miano “Pratensis", “Rufibarbis" i “Polyergus Rufescens" - ostały się w całości przed zarzu- tami w ciągu całego wieku. I nic dziwnego, punktem wyjścia dla niego była bowiem zasada, której nigdy nie tracił z oczu i która stała się podstawą entomologji: “Im bardziej pociągają mnie cuda przyrody, tem mniej ma dla mnie uroku chęć przysłaniania ich mgiełkami fantazji." Jeśli dzieło Piotra Huber'a jest biblją myrmekologji, to praca Augusta Forel'a o mrówkach szwajcarskich (Les Fourmis de la Suisse) jest jej wierzchołkiem. Drugie wydanie tego dzieła z roku 1920 to prawdziwa encyklopedja wiadomości o mrówkach, która niczego nie pozostawia w cieniu, ma jednak wady wynikające z jego zalet - tzn. jest zbyt skondensowana. Jest to las, którego całości nie możemy ogarnąć z powodu wielkiej ilości drzew i w którym się czytelnik gubi odrazu. Zresztą nic nie wyrówna ścisłości i pewności spostrzeżeń Forel'a, oraz rozległości i jasności jego erudycji. Nie sposób mówić o mrówkach bez zawdzięczenia mu przynajmniej trzeciej części swych wiadomości. Coprawda on sam zawdzięcza dwie trzecie swoich wiadomości innym specjalistom. Ale tak rozwija się nauka, która przerasta zbyt krótkie - niestety - dni życia ludzkiego. Albo - jeśli wolicie - tak rozwija się historja, gdyż myrmekologja jest w gruncie rzeczy historja niezwykłego narodu. Trzeba ją jak każdą historję często dopełniać i pisać na nowo - a dziesięciu istnień ludzkich nie starczyłoby na zebranie tych wiadomości, które posiadamy obecnie, a które są owocem dwuwiekowej pracy. Z tych niezliczonych drobnych szczególików, napozór sprzecznych ze sobą i nie dających się powiązać, trzeba wysnuć ideę zasadniczą. A zaprawdę, łatwiej pokusić się o to, niż to wykonać. Po Forel’u godzi się wymienić Wasmann'a, jezuitę niemieckiego, którego nazwisko spotykamy na każdej karcie myrmekologji. Wasmann zajął się głównie rasami mrówek niewolniczych i poświęcił 30 lat niezwykle trudnym, jak zobaczymy później, badaniom, nad pasorzytami mrowisk. Jest to nadzwyczajny obserwator, o wyjątkowej cierpliwości i przenikliwości. Już sam spis dzieł, broszur i artykułów Wasmann'a w poważnych czasopismach, zająłby przynajmniej dwanaście stron tej książki. Należy jednak wyrazić żal, że w tych razach, kiedy tłumaczenie zjawisk staje się trudnem, nad uczonym bierze górę teolog lub kazuista i stara się wyjaśnić wszystko wolą Boga, pojmowanego zbyt po jezuicku. U Williama Mortona Wheeler'a, profesora entomologji na uniwersytecie Harvard'a, łączy się z nauką i ożywia ją nie teologja, lecz lotna myśl ludzka. Wheeler jest nie tylko obserwatorem równie ścisłym i pilnym, jak Forel i Wasmann, lecz posiada jeszcze umysł niezwykle dalekowidzący i przenikliwy, który pozwala mu z dostrzeżonych faktów wyciągać wnioski ogólne, znacznie głębsze, niż wnioski jego kolegów. Muszę wspomnieć dalej o inżynierze Karolu Janet, którego niezliczone studja, poszukiwania, komunikaty, monografje - ścisłe, dokładne, wykonane bez zarzutu i ozdobione tablicami anatomicznemi, uznanemi za klasyczne, prawie od pół wieku wzbogacają nieustannie nietylko myrmekologję, lecz również inne gałęzie wiedzy. Jest to jeden z tych wielkich pracowników, którym przyznaje się słuszność dopiero po śmierci. Nie można też zapomnieć o Włochu Emeryk, wielkim klasyfikatorze, który poświęcił się pracy niewdzięcznej i żmudnej, lecz niezbędnej, nad ustaleniem cech większości gatunków mrówek, co pozwala na niezawodne ich określanie. Należy przypuścić, że dobre fotografje kolorowe, odpowiednio powiększone, zastąpią w przyszłości te opisy cech, równie zawodne jak opis osoby zawartej w paszporcie. Taką samą pracą zajęli się Ernest Andre i Bondroit. Ernest Andre jest oprócz tego autorem jedynej monografji popularnej i ogólnie dostępnej. Niestety, obecnie nie ma ona już większej wartości, gdyż ukazała się bezmała pięćdziesiąt lat temu, t. j. w tych czasach, kiedy Forel zaledwie zdołał wydać swoje “Mrówki Szwajcarji" a Wasmann i Wheeler rozpoczynali dopiero badania. A więc Andre nie zna jeszcze mrówek hodujących grzyby, nazywa je mrówkami krającemi liście, i opowiada - że kawałeczkami liści wyściełają one chodniki swych mrowisk. Nieznane mu są również szczególne mrówki szyjące, dalej spostrzeżenia nad wędrownemi Dorylinami, jakoteż niezwykle ciekawe doświadczenia nad węchem mrówek i ich sposobem orjentowania się, nie zna też Andre sposobu, w jaki samica zakłada gniazdo. Obok tego, acz z pewnemi zastrzeżeniami, snuje on rozczulające fantazje o rzekomych cmentarzach, o kulcie umarłych, pochodach pogrzebowych, sposobie grzebania itp., gdy w rzeczywistości, mrówki jak najprędzej starają się usunąć trupy z mrowiska, i jeśli ich nie zjadają - jak to się dzieje u termitów, to tylko dlatego, że nie potrafiłyby ich strawić. IV. Czas jednak chyba przerwać ten nużący wykaz badaczy. Innych wymienię przy nadarzonej sposobności na dalszych kartach tej książki - jak również w podanej przy końcu bibljografji bardzo treściwej, zawierającej jednak dzieła zasadnicze. Niejeden czytelnik powie może, że setki ludzi, nie pierwszych lepszych przecie, lecz mogących dokonać wielu bardziej pożytecznych rzeczy, straciło tyle czasu i zadało sobie dużo trudu, aby zbadać malutkie tajemnice malutkich zwierzątek. Trzeba jednak pamiętać, że niema małych i wielkich zjawisk, gdy chodzi o tajniki życia. Wszystko leży tu na jednej płaszczyźnie, wszystko stoi na jednym poziomie, wszak astronom wykonywa pracę o tem samem znaczeniu, co entomolog. W nauce nie istnieje żadna hierarchja, niema gałęzi nauk pierwszego rzędu lub drugiego, i myrmekologja jest nauką, która obok wielu innych dotyka zagadnień najbardziej subtelnych, najbardziej tragicznych i najbardziej niepokojących. Z pewnych względów najmniejsze nawet mrowisko, skrót naszego istnienia, jest czemś bardziej zaciekawiającem niż olbrzymie kuliste skupienie mgławic, łączące miljony światów tysiąc razy większych od naszego słońca. Poznanie tego mrowiska może pozwoli nam znacznie prędzej i znacznie skuteczniej przeniknąć choć w części myśl Natury i jej tajniki, które przecie zarówno na ziemi jak i na niebie - wszędzie są jednakowe. Mając się tą sprawą zaciekawić tak, jak na to zasługuje, przypuśćmy, że jest to historja jakiejś rasy praludzkiej, która istniała na ziemi na wiele miljonów lat przed nami. Nic wszakże nie sprzeciwia się temu, że taka rasa istniała, jak również, że za wiele wiele miljonów lat po nas przyjść może jakaś rasa od naszej odmienna. W nieskończoności wieków przeszłość, przyszłość to pojęcia równoznaczne. WIADOMOŚCI OGÓLNE I. Przypomnijmy sobie jak najbardziej treściwie te dane ogólne o mrówkach, które mogą się nam przydać. Mrówki należą do owadów błonkoskrzydłych, uzbrojonych w żądło i żyjących społecznie. Dotychczas opisano sześć tysięcy gatunków o swoistych zwyczajach i swoistym charakterze. Bardzo być może, że po zastosowaniu klasyfikacji bardziej udoskonalonej ilość gatunków podwoi się. Nie będę wchodził w szczegóły klasyfikacji entomologicznej, gdyż zaprowadziłoby to nas zbyt daleko a nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia. Wystarczy, jeśli idąc za Wheeler'em, podzielimy mrówki na osiem głównych działów, a mianowicie: 1. Dorylinae, 2. Cerapachyinae, 3. Ponerinae, 4. Leptanillinae, 5. Pseudomyrminae, 6. Myrmici-nae, 7. Dolichoderinae i 8. Formicinae. Kosmopolitami są tylko Myrmicinae i Formicinae, wszystkie inne zamieszkują kraje tropikalne lub okoliczne. Wszystkie te grupy zdaje się, pochodzą od grupy Ponerinae. Dodajmy ponadto, że cała ta nomenklatura, która u Forel'a i Emery'ego jest jeszcze bardziej złożona, interesuje tylko zawodowych myrmekologów. Mrówki, podobnie jak i termity, są owadami żyjącemi tylko społecznie. Inaczej ma się sprawa z pszczołami, wśród których tylko wyjątki tworzą społeczeństwo. Jakoż na 10 tysięcy gatunków pszczół zaledwie pięćset gatunków żyje społecznie, gdy tymczasem nie znamy ani jednego gatunku termitów i ani jednego gatunku mrówek, który nie tworzyłby społeczeństwa. W przeciwieństwie do termitów zamieszkujących tylko kraje o klimacie ciepłym, mrówki rozpowszechniły się prawie we wszystkich częściach świata za wyjątkiem krajów polarnych i wysoko- górskich. Geologicznie biorąc mrówki są późniejsze od termitów, te bowiem pochodzą od przodków Blattoideae - żyjących pojedynczo w epoce kredowej - a są potomkami hipotetycznych Protoblattoideae, które prawdopodobnie istniały już w epoce permskiej. II. Należą mrówki do owadów najobficiej występujących w epoce trzeciorzędowej. Znajdujemy je już w pokładach eocenicznych, coprawda dość jeszcze rzadko. W pokładach oligocenu i miocenu mrówki spotyka się bardzo często. Zbadano dotychczas jedenaście tysięcy siedemset jedenaście okazów, znalezionych w bursztynach z nad Bałtyku, i kilkaset w bursztynach sycylijskich ze środkowego miocenu. I oto badając te bursztyny, uczyniono wielce zastanawiające spostrzeżenie, a mianowicie, że mrówki najdawniejsze nie są formami prostszemi w porównaniu z temi, które wykryto w bursztynach, i znowu te ostatnie, pomimo iż są starsze od form współczesnych o parę miljonów lat, znajdują się prawie na tym samym stopniu rozwoju, co one. “Wiele z nich - powiada Wheeler - odwiedzało również mszyce, czyli należało do organizmów “trofobiotycznych"; jeden z ułamków bursztynu, w zbiorach królewieckich, zawiera pewną ilość robotnic “Iridomyrmex Goep-perli" razem z kilkudziesięciu osobnikami mszyc. Również nie podlega wątpliwości, że mrówki z bursztynu hodowały w swych gniazdach owady mrówkolubne. Pomiędzy tęgopokrywemi, które znalazł w bursztynie, wymienia Klebs trzy rodzaje “Paussidae". A właśnie Paussidae wraz z chrząszczykiem Claviger należą do najniebezpieczniejszych pasorzytów mrowiska. Robotnice mrówek upijają się wydzielinami ich larw, rozwijających się w mrowiskach. A właśnie hodowla mszyc wraz z tolerowaniem pasorzytniczych chrząszczyków, które dostarczają napojów odurzających, stanowią, jak zobaczymy niżej, szczyt rozwoju mrówki współczesnej. Jakiż z tegb wniosek? Jeśli zechcemy - będzie on nawet bardzo szczególny, - pouczy nas bowiem, że ewo- lucja świata organicznego jest faktycznie mniej pewną, mniej dowiedzioną, niż się przyjmuje ogólnie, że jest ona tylko złudzeniem, że wszystkie gatunki, znajdujące się rzekomo na rozmaitych stopniach rozwoju, pochodzą z jednych czasów i zostały, jak twierdzi Biblja, stworzone jednego dnia, że wreszcie tradycja jest bliższa prawdy niż twierdzenia naukowe. Tu dodajemy w nawiasie, że powszechne rozprzestrzenienie ter-mitów i mrówek, spotykanych wszędzie zarówno w starym jak nowym świecie, przemawia jeszcze za jedną tradycją, również zbliżoną do Biblji, według której życie powstało w krajach borealnych i że istniał jakiś pomost antarktyczny, równie gorący jak pas równikowy, który łączył wszystkie kontynenty. Nie zapuszczając się jednak w takie ostateczności, można bardzo rozsądnie przyjąć, że mrówki są znacznie starsze, niż wszystkie dotychczasowe ich znaleziska. Trzeba przypuścić, że pochodzą one z końca okresu permskiego, który charakteryzuje wysoka temperatura i znaczna suchość. Nie posiadamy jednak znalezisk z tych czasów. Możnaby również utrzymywać, że ewolucja świata organicznego odbywa się tysiąc razy powolniej, niż my sobie to wyobrażamy, a mianowicie tak niesłychanie powolnie, iż zanim doszłaby do swego celu, jeśli o celu w danym razie wolno mówić, ziemia przestałaby już istnieć wogóle. Tern niemniej, według zdania pewnych myrmekologów, w szczególności Wheeler'a, daje się w dziejach rodu mrówczego ustalić wyraźna ewolucja, której wszystkie etapy można ściśle określić. Według tych uczonych, mrówki, pod wpływem rozmaitych czynników, przeszły od życia w glebie, jakie było właściwe postaciom prymitywnym, do życia na drzewach, i od pożywienia mięsnego, zdo- bywanego przez polowanie na inne owady, do odżywiania się wydzielinami hodowanych mszyc oraz grzybnią hodowanych pleśni. Ta ewolucja, która zresztą nie jest ustalona z bezwzględną pewnością, i której poszczególne etapy występują obecnie równocześnie, wydaje się zadziwiająco podobną do ewolucji człowieka, który był naprzód myśliwym, następnie pasterzem a wreszcie stał się rolnikiem. Etapy ewolucji mrówek odpowiadałyby również trzem okresom w dziejach ludności - ustalonym przez Augusta Comte'a - a mianowicie okresowi zdobywania, okresowi obrony i okresowi przemysłu. Jest w tem niewątpliwie podobieństwo może najciekawsze. III. Społeczeństwo mrówek składa się z królowych czyli samic zapłodnionych, żyjących do 12 lat, dalej z niezliczonych mas robotnic bez określonej płci, które, mniej zatrudnione niż robotnice pszczół, żyją trzy do czterech lat, wreszcie z kilkuset samców, ginących po pięciu do sześciu tygodniach życia, gdyż w świecie organicznym samce znajdują się prawie zawsze na szarym końcu. Tylko samice i samce posiadają skrzydła, które zresztą tracą po locie weselnym. I wówczas, gdy w roju pszczelim jest zawsze jedna tylko królowa czyli matka, u mrówek znajdujemy ich tyle, ile uzna za niezbędne tajemniczy czynnik, kierujący losami mrówczej rzeczypospolitej. W małych społeczeństwach bywa ich dwie lub trzy, w liczniejszych do pięćdziesięciu, w gniazdach zaś złożonych ilość ich jest nieokreślona. Tu znowu, podobnie jak w roju lub społeczeństwie termitów, spotykamy się z wielkiem zagadnieniem. Kto rządzi społeczeństwem? Gdzie jest głowa lub ośrodek, skąd wychodzą rozkazy, spełniane zawsze z bezwzględnem posłuszeństwem, bez cienia protestu ? Współdziałanie wszystkich członków spo- łeczeństwa jest tu również zadziwiające i równie nie podlega wątpliwości, jak u tamtych owadów, chociaż w danym razie jest znacznie trudniejsze do osiągnięcia, gdyż życie mrówek, biorąc ogólnie, jest znacznie bardziej złożone, znacznie bardziej zależne od zbiegu okoliczności, znacznie bardziej urozmaicone. Zanim znajdzie się lepsze, najlepszem wytłumaczeniem jest zapewne to, które wypowiedziałem w mojem “Życiu termitów". A mianowicie: społeczeństwo mrówcze należy mojem zdaniem rozpatrywać jako organizm, złożony z jednostek - komórek, nie połączonych w jedną całość jak te sześćdziesiąt tryljonów, które wchodzą w skład naszego organizmu, lecz rozluźnionych, zdysocjonowanych, pozostających w pewnej dalszej od siebie odległości, a jednak pomimo tej pozornej niezależności podległych jednemu ośrodkowi kierującemu. Bardzo być może, że któregoś dnia uda się nam wykryć jakieś związki elektromagnetyczne, eteryczne lub psychiczne, o których obecnie mamy ledwie jakieś mgliste wyobrażenie. IV. Zresztą, jeśli się przyjrzeć temu bliżej, sześćdziesiąt tryljonów komórek, aczkolwiek znajdują się w naszem ciele, są stosunkowo tak samo rozproszone jak tysiące pszczół, termitów lub mrówek poza swojemi gniazdami. Odległości, przedzielające komórki naszego ciała, są proporcjonalne do ich wielkości a przynajmniej do wielkości elektronów, tworzących ich duszę; odległości te stosunkowo muszą być równie wielkie jak te, które oddzielają ciała niebieskie, gdyż nieskończona małość odpowiada nieskończonej wielkości. “Gdybyśmy - powiada Wheeler - mogli ścisnąć ciało ludzkie tak, aby wszystkie elektrony w niem się znajdujące stykały się z sobą, to ciało miałoby objętość niewiele większą niż kilka milimetrów sześciennych." Taka gęstość nie jest niemożliwą; przecie przyroda ją zrealizowała na pewnych ciałach niebieskich, zwanych “Białe karły", a mianowicie na tajemniczym satelicie Syrjusza, na którym litr wody, gdyby woda mogła tam pozostawać w stanie płynnym, ważyłby 50 000 kilogramów. Jeśli tak jest istotnie, to łatwiej zrozumiemy, dlaczego w olbrzymiem, jak zobaczemy niżej, gnieździe złożonem robotnice wiedzą, a raczej “czują", ze ścisłością, która nas zachwyca, ile w danym razie potrzeba samic zapłodnionych. Kiedy czujemy głód lub pragnienie, zachodzi w naszem olbrzymiolicznem skupieniu komórek zjawisko analogiczne. Panuje tu zbiorowy głód lub zbiorowe pragnienie. Wszystkie sześćdziesiąt tryljonów komórek, stanowiących nasze ciało, czują jedno i to samo i rozkazują tym komórkom, które leżą na powierzchni, aby one wykonały to, co prowadzi do zaspokojenia głodu lub pragnienia. Podobnie następuje rozkaz wstrzymania tych czynności, po zaspokojeniu głodu lub pragnienia. Widzimy więc, że nasze porównanie jest mniej dziwne, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Każdy z nas jest istotą złożoną, zbiorowiskiem komórek, kolonją komórek, żyjących społecznie. I nie wiemy, kto rozkazuje i rządzi, kto kieruje niezwykle złożonemi czynnościami naszego organizmu, gdzie jest podstawa istnienia, którego przejawy świadome, intelektualne są zjawiskami dodatkowemi, bo występują późno i przemijają. Skoro nie znamy, nie rozumiemy, w czem kryje się tajemnica naszego własnego organizmu, skądże tedy możemy żywić nadzieję rozwiązania wielkiej zagadki, która kryje się w kolonji owadów żyjących społecznie? V. A więc przedewszystkiem mrowisko prowadzi życie zbiorowe, wspólne dla wszystkich osobników. Ale w tym ogólnym ruchu zarysowuje się masa czynności indywidualnych. Widzimy tu, jak w dziejach ludzkości, pewną dowolność fatalizmu. Aby zdać sobie z tego sprawę, wystarczy przyjrzeć się pracy mrówek. Spostrzeżemy odrazu obraz, opisany przez Huber'a, który przytoczę zaraz - bo pocóż starać się opisywać lepiej, niż on to uczynił. “Otóż, kiedy mrówki rozpoczynają jakąś pracę, wydaje się, jakgdyby w ich myśli powstawała jakaś idea i była wykonywana w następstwie. Gdy jedna mrówka znajdzie na powierzchni mrowiska dwa skrzyżowane źdźbła trawy, które mogą ułatwić jej zbudowanie komory, lub kilka małych beleczek, które zarysowują jej kąty i ściany, to zobaczymy, że naprzód bada ona wszystkie części tej całości, następnie zaś z ogromną skwapliwością umieszcza cząstki gleby wzdłuż tych łodyg i pomiędzy niemi. Materjał do tej pracy zbiera mrówka wszędzie, nie szczędząc nawet budowli, wykonanych przez inne mrówki; tak dalece jest opanowana przez myśl, którą powzięła, i którą wykonywa pomimo wszystkie przeszkody. W innej części mrowiska kilka źdźbeł słomy ułożyły się tak, jakgdyby tworzyły skład budulca na dach wielkiej komory. Jedna z mrówek zrozumiała, jak z tego skorzystać. Kawałki słomy leżały poziomo i krzyżując się, tworzyły prostokąt. Pracowity owad naprzód umieścił grudki gleby w rogach tej figury i wzdłuż beleczek, które tworzyły jej boki, a następnie ułożył kilka rzędów tego budulca obok siebie, tak, że dach komory zarysował się wyraźnie, potem ta sama mrówka spostrzegła inną łodygę, która umożliwiała oparcie ściany pionowej, i zajęła się założeniem jej fundamentów. Inne, które w tym czasie zjawiły się obok niej, dokończyły wspólnie pracy, przez nią rozpoczętej." VI. Zaobserwowałem sceny podobne, gdy chodziło o przeniesienie źdźbła trawy, o pocięcie na kawałki owada i wciągnięcie go do gniazda zbyt ciasnego, o przejście przez bagno itp. Powtarza się to zazwyczaj w każdej trudnej i niezwykłej sytuacji, to jest w wypadkach zrozumiałych dla nas i dostępnych, choć są one dość rzadkie w porównaniu z wypadkami, uchodzącemi naszej uwagi. Myśl bywa wykonywana tylko wówczas, gdy prowadzi do czegoś użytecznego. Niema wśród mrówek poprzedniego porozumiewania się ani roztrząsań; mamy tu raczej do czynienia z oceną i powzięciem postanowienia natychmiast od wypadku do wypadku, jakgdyby u ludzi, którzy ułożyli tylko ogólny plan budowy domu. Rzuca się to w oczy jeszcze wyraźniej, gdy mrówki muszą zdecydować się na coś, co wywrze wpływ na przyszłość społeczeństwa, naprzykład w wypadku emigracji i opuszczenia gniazda, jak to bywa w społeczeństwach mieszanych, t. j. złożonych z dwóch gatunków odrębnych o rozmaitym poziomie inteligencji i odmiennych zwyczajach, z których jeden tworzy kastę panów, drugi zaś kastę niewolników albo pracowników. Gdy n.p. Glaberje, będące robotnicami Amazonek, dochodzą do przekonania, że gniazdo jest za ciasne; jest to dla nich, znających wszystkie zakątki mieszkania, znacznie zrozumialsze, niż dla ich apatycznych i przez nie żywionych panów. I oto jedna z tych zabiegliwych pracownic znajduje podczas swych nieustannych wycieczek w okolice gniazda obszerne, opuszczone mrowisko w pobliżu, które wydaje się jej znacznie wygodniejszem lub lepiej położonem od dotychczasowego. Dotknięciem swych czułek zawiadamia o tem kilka ze swych sióstr, zaciąga je prawie siłą do znalezionego gniazda, wykazując wszystkie jego zalety. Gdy te ściągnięte osobniki nabiorą przekonania, zkolei przeprowadza się agitację wśród innych i wkrótce już mniejszość mrówek, ale w pełnem przeświadczeniu, zgadza się na przenosiny. Teraz trzeba przetransportować apatycznych rycerzy, którzy ujawniają ruchliwość tylko w wypadku wojny. Wątpliwem jest, czy ich kto pyta o zdanie. Każda z niewolnic chwyta jedną z pań, dźwiga ją do nowego mieszkania, i składa ją u wejścia, gdzie czekają na nią inne służebne. Te prowadzą swe panie do wnętrza gniazda - a po ulokowaniu zajmują się transportem jaj, larw i poczwarek. Niekiedy zdarza się w tych razach trochę zamieszania - pewna część społeczeństwa nie chce się zastosować do powziętego postanowienia, niekiedy emigranci ujawniają żal po opuszczonem gnieździe i powracają doń masowo. Fakty podane nie są jednak wymysłem, ani zbytnią antropomorfizacją. Stwierdzono je już wiele razy i każdy może je stwierdzić ponownie, kto chce zadać sobie trud odpowiedni. Widzimy więc, że tajemnicze współdziałanie i wrodzone porozumienie może być w pewnym stopniu ograniczone. To porozumienie przejawia się w rozdziale czynności, w ustalaniu ilości samców i samic, niezbędnej do pomyślnego rozwoju społeczeństwa, jak również w innych ważnych wypadkach. Ale czy jest to odruch spontaniczny i tylko instynktowny. Muszę wyznać, że o tem nie mamy żadnego pojęcia. Nie możemy być obecni przy rozprawach i nie wiemy prawie nic o tem, co się dzieje we wnętrzu mrowiska. A interpretacja zjawiska nie zawsze równa się jego zrozumieniu. Najwyżej możemy stwierdzić, że mrówki niekiedy jak gdyby - podobnie do nas - wahały się pomiędzy instynktem, wyczuwającym los, i rozumowaniem, które krzywi jego prostą linję. Ale od chwili, gdy na świecie zjawia się inteligencja, budzi ona niebezpieczeństwa i powoduje trudności, nieznane instynktowi. A jednocześnie usuwa inne, których nie zdołałby uniknąć. Mrówka poszła po linji, którą i my idziemy, i dlatego podlega błędom i niebezpieczeństwom, będących udziałem człowieka. Kieruje nią, podobnie jak nami, nieznany los, może jednak działać równie, jak my, w pewnym zamkniętym zakresie. Czy owe wewnętrzne szamotania się zmieniły bieg spraw tej sfery? Aby pojąć choć cokolwiek z tego, jak i z wielu innych rzeczy, musielibyśmy wpierw wiedzieć bardzo dużo. VII. Jak mamy nazwać tę formę porozumienia i wynikającego zeń rządu? Które z naszych ludzkich formułek można byłoby choć w przybliżeniu tu zastosować. Czy to jest prosta rzeczpospolita odruchów ? Taka jednak republika czyż mogłaby doprowadzić do czego innego, jak do śmierci? A może jest to, jak wyrażono się ostatnio, “zorganizowana anarchja" lub “zbiorowy kolektywizm?" Kto wyjaśni nam sens tych słów? Odrzućmy teokrację i monarchję, jako pojęcia mało w danym razie prawdopodobne; pozostają demokracja, oligarchja, arystokracja i gerontokracja. Spostrzegamy, że mrówki w swych pracach idą zawsze śladem kilku robotnic, wykazujących więcej inicjatywy od innych. Te nie wyróżniają się niczem w tłumie swych towarzyszek; nie noszą ani odrębnego ubioru, ani też posiadają jakiejś specjalnej odznaki, jednak współpracowniczki poznają je i poddają się chętnie ich inicjatywie. Czy to są pełni doświadczenia weterani, czy też genjalne młodziki? Rozkazy wydają się raczej radami, które się często uzasadnia, wyjaśniając ich zalety. To też perswazja bierze w mrowisku górę nad władzą. Można to określić jako rząd prowizoryczny najlepszej idej na mocnej i stałej podstawie ogólnego instynktu. Pamiętajmy, że w danym razie dokonywa się wszystko pod znakiem jedności i miłości - miłości czystej i bezinteresownej, o której my, ludzie, nigdy nie będziemy mieli należytego pojęcia, co tem więcej mocy i trwałości nadaje społeczeństwu mrówek. Przeczuł to już Huber, gdy powiedział: “A więc, wielki sekret harmonji, zadziwiająca cecha tych republik, nie jest mechanizmem tak skomplikowanym, jak się ogólnie przypuszcza; tkwi on we wzajemnej przychylności wszystkich osobników". A ta przychylność - jak zobaczymy niżej - jest wynikiem istnienia pewnego swoistego narządu, który wywiera decydujący wpływ na całą psychologję i na całą moralność mrowiska. Do uwagi Huber'a zupełnie słusznie dorzuca Espinas: “Tajemnicy wzajemnej życzliwości mrówek należy mojem zdaniem doszukiwać się raczej we wspólnej im wszystkim miłości ku larwom oraz - skoro obok celu trzeba wskazać również środki - w słabej dozie inteligencji indywidualnej, którą posiadają owady błonkoskrzydłe - wzmocnionej przez prawo naśladownictwa i akumulacji, na które już wskazaliśmy." Istotnie daje się stwierdzić, że odwrotnie do tego, co dzieje się w tłumie ludzkim, u owadów żyjących społecznie, inteligencja zbiorowiska wzrasta proporcjonalnie do wzrostu ilości jednostek, które je tworzą; jakoż istotnie gatunki tworzące społeczeństwa najliczniejsze, ogólnie biorąc, są najbardziej przedsiębiorcze, najbardziej pomysłowe, stojące na najwyższym stopniu rozwoju. Jakkolwiekbądź “wzajemna życzliwość" Huber'a i “wspólna miłość ku larwom" Espinas odpowiadają - mojem zdaniem - najbardziej istocie rzeczy. Mamy tu do czynienia z rzecząpospolitą wysoce idealną, której my ludzie - niestety - nie znamy - z rzecząpospolitą matek. Aczkolwiek bezpłciowe są z obowiązku ożywione głębszem i gorętszem poczuciem macierzyństwa, niż właściwe rodzicielki. Szukajcie, gdzie wola, w przyrodzie, a nigdzie nie znajdziecie równie płomiennego uczucia macierzyństwa. Kwoka broni swych kurcząt przed każdem niebezpieczeństwem, ale nie zdradza miłości ku jajom, które znosi. Urwij odwłok mrówce-robotnicy, która stara się uratować kokon, odetnij - jeśli będziesz miał wstrętną odwagę to uczynić - dwie tylne nogi, na czterech nogach, które jej pozostały - robotnica nie wypuszczając swego drogiego ciężaru, i wlokąc swe wnętrzności - gdyż zdolność zachowania życia jest u niej równie niesłychana jak miłość - pójdzie dalej i zginie dopiero wówczas, gdy larwa lub poczwar ka, reprezentująca przyszły owad, znajdzie się w pewnem schronieniu. W tym tedy heroicznym matrjarcharcie każdy osobnik z całem oddaniem spełnia swój obowiązek ku pożytkowi wszystkich, tak jakgdyby całe społeczeństwo składało się tylko z niego jednego. Inny tu jest środek ciężkości sumienia i szczęścia, niż w naszym świecie. Spoczywa on nie na jednostce, lecz tam, gdzie znajdzie się jedna komórka całości, której składnikiem jest dana jednostka. Dlatego też postać rządu jest tu wyższa od tej, którą gdziekolwiek realizuje człowiek. TAJEMNICA MROWISKA I. Od bajek Ezopa, których źródła gubią się w czasach przedhistorycznych, do utworów Jana de La Fontaine'a, mrówka zpośród owadów była najczęstszym przedmiotem obmowy. Przeciwstawiana konikowi polnemu, którego, nie wiadomo czemu, wyposażono we wszystkie łatwe a ozdobne cnoty, stała się ona nieznośnym symbolem podejrzliwego skąpstwa, zazdrosnej nędzoty, nareszcie niskiego, zawistnego i wstrętnego sobkostwa. Obok wielkiego artysty o wielkim geście, zapoznanego zresztą przez otoczenie, mrówka była przedstawiana jako drobno-mieszczanka, mała rentjerka, urzędniczka niskiego rzędu, sklepikarka z zapadłej uliczki małego miasteczka, bez urządzeń sanitarnych - i nawet ci, których miała ona być prototypem, pogardzali nią głęboko. Dla rehabilitacji i oddania należnej mrówce sprawiedliwości potrzebne były prace naszych wielkich myrmekologów, z których pierwszym - jak widzieliśmy - był Jan Piotr Huber. Dla nas dziś jest to już faktem najzupełniej pewnym, że mrówka jest niezaprzeczenie jednem z najszlachetniejszych, naj miłosierniejszych, najbardziej oddanych, wspaniałomyślnych i altruistycznych wśród stworzeń, które bytują na naszej planecie. Nie ma ona w tem wszakże żadnej zasługi, tak, jak i my jej sobie nawet w drobnej mierze przypisać nie możemy, gdy jest mowa o przejawach najwyższej inteligencji na kuli ziemskiej. Zawdzięczamy tę przewagę pewnemu niezwykle rozwiniętemu narządowi, którym natura nas uposażyła; podobnie zalety mrówki wynikają z posiadania przez nią organu odmiennego rodzaju, którym kaprys, doświadczenie lub dziwactwo tej samej natury specjalnie ją obdarzyło. Istotnie, mrówka posiada w przednim odcinku odwłoka szczególną torebkę, którą możnaby nazwać torebką lub wolem społecznem. To wole tłumaczy nam całą psychologję, całą moralność, i zasadniczą linję życia owada i dlatego - zanim pójdziemy dalej - musimy się z nim bliżej zapoznać. Wole nie jest bynajmniej żołądkiem, nie posiada ani jednego gruczołu trawiennego i pokarm, który się tu zbiera, pozostaje niezmieniony. Chociaż mrówki posiadają potężne szczęki, zapomocą których mogą chwytać i przebijać swoją zdobycz lub swego wroga, pokrajać go, podzielić na części, zmiażdżyć lub poszarpać, są jednak pozbawione zębów, ułatwiających żucie. Pokarm ich składa się tylko z płynów, przeważnie ze słodkiej cieczy - i właśnie wole służy im za jej zbiornik. Ściśle biorąc, jest to zbiornik pożywienia, przeznaczonego głównie dla społeczeństwa, gdyż mądrze i starannie oddzielony od indywidualnego żołądka przepuszcza doń pokarm dopiero po utuleniu głodu społecznego, co może nastąpić dopiero po kilku dniach. Wole to, zajmując cztery piąte wnętrza odwłoka i spychając w kąt wszystkie inne narządy, jest elastyczne i da się tak rozciągać, że u pewnego gatunku mrówek, mianowicie u północno- amerykańskiego Myrmecocystus Hortus Deorum, wole, wypełnione zebranym pokarmem, dochodzi do wielkości, która cztero- lub pięciokrotnie przewyższa rozmiary całego odwłoka w stanie normalnym. Robotnice z tak wypełnionem i rozszerzonem wolem, zwane “garnkami miodu", są jakgdyby społecznemi rezerwoarami żywności. Skazując się na dobrowolne dożywotnie więzienie, przyczepiają się przedniemi łapkami jedna obok drugiej do pułapu komory, która dzięki temu staje się podobna do dobrze zaopatrzonej spiżarni. Tu odwiedzają je inne członkinie społeczeństwa i wywołując u nich wymioty, spijają przechowywany w takiem wolu miód. Proszę mi wybaczyć, że użyłem słowa, przypominającego przykre objawy niestrawności. Lecz innego nie mogę użyć, gdyż zachodzące tu zjawisko niema nic wspólnego z przeżuwaniem wołu lub krowy. Jest to termin techniczny, stale używany przez myr-mekologów, gdyż samo zjawisko jest aktem zasadniczym, podstawowym, na którym o-piera się całe życie społeczne mrowiska, wszystkie zalety, cała jego moralność i polityka. Podobnie wszystko to, co nas dzieli od innych żyjących na ziemi organizmów, tłumaczy się posiadaniem przez nas mózgu. II. “Mrówka nic nie pożycza" - powiedział bajkopisarz. Istotnie, ona nie udziela nikomu pożyczki (jest to udziałem skąpców) - ona daje bez rachunku i nigdy nie żąda zwrotu. Nie posiada żadnej własności, nawet tego co przechowuje w swojem wnętrzu. Żyje niewiadomo czem, powietrzem, rozproszoną elektrycznością, parą wodną. Każ jej pościć we wnętrzu sztucznego gniazda, dostarczając zaledwie trochę wilgoci, nie spostrzeżesz żadnej różnicy: nie zdradza żadnych objawów głodu, jest równie czynna i równieżwawo krząta się koło swych spraw, jakgdyby miała do rozporządzenia dobrze zaopatrzoną spiżarkę. Dla jej indywidualnegożołądka wystarczy zaledwie kropelka słodkiej rosy. Wszystko co wyszukuje i zbiera skrzętnie, z niebezpieczeństwem życia, idzie do wola społecznego, do bezdennego worka zbiorowego. Wszystko to dostaje się larwom, towarzyszkom, a nawet wrogom. Ona samajest narządem dobroczynnym. Niestrudzona pracownica, ascetyczna, czysta, dziewica bezpłciowa nieomal, zna tylko jedną rozkosz - udzielania każdemu, kto tego zażąda, chociażby wszystkich owoców swych trudów. Wydzielanie z wola jest zapewne dlaniej taką samą przyjemnością, jak dla nas delektowanie się najsmakowitszemi potrawami i najwyszukańszemi winami. Widocznie natura nadała temu aktowi tyleż rozkoszy, co miłości, której w danym razie poskąpiła. Mrówka, wydzielająca słodki sok z wola - ma, jak to zauważył August Forel, ze swojemi czułkami wtył odrzuconemi wygląd pełen ekstazy i prawdopodobnie odczuwa więcej uniesienia, niż ta co spija jej wydzieliny. Zresztą w większości społeczeństw mrówczych, wydzielanie z wola trwa nieustannie i przerywa się zaledwie dla pracy, dla zabiegów wychowawczych nad proge-niturą, dla odpoczynku i wojny. Można nawet zadać pytanie, czy mrówka, która ma wole napełnione po same brzegi, jest w stanie wziąć z niego chociaż kroplę dla siebie. Wiadomo przecie, że pewien gatunek mrówki wojowniczej, mianowicie Polyergus Rufescens, zwany przez Huber'a Amazonkami, nie może przyjmować pokarmu bez pomocy niewolnic-robotnic wydzielających z wola miód i osobniki tego gatunku zmarłyby z głodu, kąpiąc się same w pożywieniu. Takie nieustanne podawanie sobie pokarmu z ust do ust jest zwyczajną, prawie powszechną formą alimentacji. W celu poznania jak się to odbywa, dość zabarwić na błękitno parę kropel miodu i dać go kilku naszym żółtym mrówkom, których ciało jest prawie przezroczyste. Widzimy wówczas, jak odwłoki ich pęcznieją i nabierają barwy błękitnej. Napełniwszy swe wole, mrówki udają się do gniazda. Pół tuzina głodnych towarzyszek, zwabionych zapachem miodu, otacza tam każdą z nich i zaczyna pieścić ją swojemi czułkami. Następuje wydzielanie zawartości wola i wszystkie karmione osobniki zabarwiają się na błękitno. Ledwo to nastąpi, ledwo się same nasycą, a już otaczają je inne głodne, przybyłe z wnętrza gniazda. Po chwili już te ostatnie pełnią czynność karmicielek - i tak wkrótce cały zapas żywności przyniesiony przez pierwsze robotnice, zostaje rozdzielony pomiędzy liczne grono mieszkanek mrowiska. Pierwsze zaś karmicielki, oddawszy wszystko, co przyniosły, oddalają się drepcąc i widocznie znacznie bardziej zadowolone, niż gdyby same objadły się do sytości. III. Obdzieleni zostają nietylko współziomkowie. Każda cudzoziemka, woniejąca podobnie jak członkowie społeczeństwa, do którego należy karmicielka, każda członkini rasy, która nie jest zbyt albo zasadniczo wrogą i którą wpuściły do gniazda strażniczki, stojące u wejść; każdy pasorzyt - nieraz nawet szkodliwy - ale niewiadomo dlaczego tolerowany i otaczany życzliwością - każdy kto umie zabrać się do rzeczy i odpowiednio prosić - dostanie tyle, ile zechce. Niezwykle łatwo dają się zwieść te proste, dobroczynne serca. Zdarza się, że podczas najbardziej zażartej walki - karmicielka obdziela jednego z wrogów, który zwraca się do niej z prośbą o zaspokojenie głodu. Daje mu jałmużnę i wzmacnia jego siły do dalszej walki. Niekiedy dobroczynność posunięta zbyt daleko wywołuje ruinę całej kolonji. Na- przykład jedna z tuniskich mrówek, zbadana przez dra Santschii, Wheeleriella sprowadza do własnego mrowiska osobniki innego gatunku Monomorium Salomonis. Początkowo przybysz jest traktowany dość ozięble, wkrótce jednak dzięki umiejętnym karesom pozyskuje tak dalece przychylność robotnic, że te zapominają zupełnie o własnych matkach, nie pamiętają o ich potrzebach, maltretują je i poddają się w zupełności urokowi przebiegłej Monomorium. Wkrótce przybyła znosi jajka, dzięki czemu gatunek jej, zasadniczo pędzący żywot paso-rzytniczy i nigdy nie pracujący, rozwija się w mrowisku coraz bardziej, by wreszcie pomału zająć miejsce gatunku, który go tak gościnnie przyjął. Gdy ostatnie robotnice Wheelerielli wymrą, następuje w społeczeństwie pasorzytnem Monomorium głód a zatem idzie śmierć. Pasorzyty wymierają również, padając ofiarą swego zbyt całkowitego zwycięstwa. Czyż mamy w danym razie do czynienia ze zjawiskiem zupełnie bez-sensownem, właściwem tylko owadom ? Czyż nie spotykamy i w życiu ludzkości równie niepojętych zjawisk? Czyż nie jest to ciekawy i znaczący przykład instynktu, w zasadzie nieomylnego, który u rasy zbyt cywilizowanej, podobnie jak u człowieka, popełnia błąd śmiertelny pod wpływem inteligencji lub uczucia? Pomówimy o tem jeszcze przy innej sposobności. IV. Czy jednak interpretacja powyższa nie jest zbyt antropomorficzna ? A może dotyk czułków wywołuje tylko refleks, podobny do refleksu erotycznego, nieświadomego i niezależnego od woli? Bardzo być może, ale, tłumacząc w ten sposób większość naszych czynności, dojdziemy wreszcie do takich samych wniosków. Nie posuwajmy zbyt daleko obawy przed antropomorfizmem; jeśli wszystko ma być zjawiskiem tylko mechanicznem lub chemicznem, nie stałoby miejsca dla życia w właściwem tego słowa znaczeniu, a życie właśnie zadaje zawsze kłam najbardziej jakoby ustalonym zasadom determinizmu. Mianowicie bardzo często mrówka-karmicielka odtrąca wyraźnie i z całą mocą pieszczoty natarczywego intruza, poczem wypędza go i maltretuje. Nie śpieszmy z twierdzeniem, że żywienie mrówek przez karmicielki jest tylko zjawiskiem refleksu, zjawiskiem automatycznem i niewiadomem. Co zostałoby z większości naszych czynności i zalet, gdybyśmy takie same tłumaczenie zastosowali do nas? Bez względu na to, jaka interpretacja jest słuszna, fakty przytoczone przeze mnie są zupełnie ścisłe i ustalone przez wszystkich myrmekologów, którzy badali tę sprawę. Zresztą każdy, kto zechce je sprawdzić, może to łatwo uczynić, gdyż mrówki, które wałęsają się wszędzie w naszem otoczeniu po powierzchni ziemi, a nawet w naszych mieszkaniach, dają się badać znacznie łatwiej niż termity. V. Przy sposobności należy zaznaczyć ciekawy fakt, że trzy rodzaje owadów, o inteligencji znacznie wyższej niż u innych przedstawicieli tej gromady, posiadają narząd, służący dla celów społecznych, który - jeśli nie jest identyczny, to w każdym razie pełni podobne czynności. A więc pszczoły żywią również swe larwy i matki drogą częściowego wyrzucania nazewnątrz zawartości przewodu pokarmowego, tym razem żołądka. Wszystek miód w ulu jest tego właśnie pochodzenia. U termitów narządem altruistycznym jest albo żołądek, albo częściej dolny odcinek przewodu pokarmowego. Czy istnieje jakiś związek pomiędzy altruizmem mocniej lub słabiej wyrażonym narzędu społecznego, a stopniem cywilizacji tych trzech rodzajów ? Nie wiem tego, gdyby jednak ode mnie zależało, to na pierwszem miejscu postawiłbym mrówki, poniżej termity, a jeszcze niżej - pszczoły, chociaż cieszą się one ogólnem uznaniem dla swego tyle ruchliwego życia, wzbudzają podziw budową swej woszczyny i są nader popularne z powodu wosku i miodu. Przypuśćmy na chwilę, że i my, ludzie, posiedlibyśmy narząd mniej więcej takiegoż rodzaju. Do czego doprowadziłaby ludzkość, gdyby jej ideałem i głównem zadaniem istnienia stał się pęd poświęcania się dla innych, praca dla szczęścia bliźnich? Gdyby to było jej jedyn�