8709
Szczegóły |
Tytuł |
8709 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8709 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8709 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8709 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Uuk Quality Books
Yann Martel
�ycie Pi
Przek�ad: Zbigniew Batko
Tytu� orygina�u: Life of Pi
Data wydania: 2003 r.
Data wydania oryginalnego: 2001 r.
Nagroda Bookera 2002
CZʌ� PIERWSZA Toronto i Puttuczczeri
CZʌ� DRUGA Ocean Spokojny
CZʌ� TRZECIA Lecznica Benito Ju�reza, Tomatl�n, Meksyk
OD AUTORA
Ta ksi��ka powsta�a w czasie, kiedy dr�czy� mnie g��d. Spr�buj� to wyja�ni�. Wiosn� 1996 roku ukaza�a si� w Kanadzie moja druga powie��. Nie odnios�a sukcesu. Krytyka by�a albo zdezorientowana, albo wyra�a�a sw� dezaprobat� w formie zdawkowych pochwa�. Czytelnicy zupe�nie zignorowali ksi��k�. Nie pom�g� mi te� promocyjny cyrk, pomimo podejmowanych przeze mnie pr�b wcielenia si� w rol� klauna b�d� akrobaty. Ksi��ka po prostu nie zaistnia�a. Sta�a na p�kach ksi�gar� w�r�d innych, ustawionych w szeregu niczym wyrostki przed meczem baseballu lub pi�ki no�nej, i by�a jak niezdarny s�abeusz, kt�rego nikt nie chce mie� w swojej dru�ynie. Znik�a z pola widzenia szybko i po cichu.
Jej fiasko nie zrobi�o na mnie zbyt wielkiego wra�enia. Zabra�em si� ju� do pisania kolejnej powie�ci, kt�rej akcja mia�a si� rozgrywa� w Portugalii w 1939 roku. Tyle �e ogarn�o mnie zniecierpliwienie. I nie mia�em pieni�dzy.
Polecia�em wi�c do Bombaju. Nie jest to, wbrew pozorom, takie nielogiczne, je�li wzi�� pod uwag� trzy sprawy: �e asceza bytowania w Indiach nauczy cierpliwo�ci ka�dego, �e nawet ma�e pieni�dze mog� tam wiele za�atwi� i �e powie�� rozgrywaj�ca si� w Portugalii w 1939 roku nie musi mie� wiele wsp�lnego z Portugali� i 1939 rokiem.
By�em ju� wcze�niej w Indiach, na p�nocy; sp�dzi�em tam pi�� miesi�cy. Przyby�em wtedy na ten subkontynent kompletnie nieprzygotowany. W�a�ciwie ca�e moje przygotowanie ogranicza�o si� do jednego s�owa. Kiedy powiedzia�em o planowanej podr�y znajomemu, kt�ry zna� dobrze ten kraj, zauwa�y� zdawkowo: �M�wi� tam zabawn� angielszczyzn�. Lubi� na przyk�ad takie s�owa, jak �oszkapi櫄. Przypomnia�em to sobie kiedy samolot podchodzi� do l�dowania w Delhi. A zatem s�owo �oszkapi� by�o ca�ym wyposa�eniem, z jakim wkroczy�em w bogat�, ha�a�liw�, dynamiczn� i szalon� rzeczywisto�� Indii. U�ywa�em go od czasu do czasu i musz� przyzna�, �e dobrze mi s�u�y�o. Na jednej stacji kolejowej powiedzia�em kiedy� do kasjera: �Nie s�dzi�em, �e bilety b�d� tak drogie. Nie pr�buje mnie pan chyba oszkapi�?�. U�miechn�� si� i odpowiedzia� �piewnie: �Nie, sir. Absolutnie nie zamierzam pana oszkapi�. Poda�em panu oficjaln� cen�.
Podczas powt�rnego pobytu w Indiach wiedzia�em ju� lepiej, czego si� spodziewa�, wiedzia�em te�, czego chc�. Postanowi�em, �e zainstaluj� si� w jakim� g�rskim kurorcie i napisz� swoj� powie��. Widzia�em oczyma wyobra�ni, jak siedz� na wielkiej werandzie, przy stole, na kt�rym le�� notatki i stoi fili�anka paruj�cej herbaty. U moich st�p zielone wzg�rza spowite g�st� mg��, w uszach rozbrzmiewaj� przenikliwe wrzaski ma�p. Pogoda jest w sam raz, wystarczy cienki sweterek rano i wieczorami i koszula z kr�tkim r�kawem w ci�gu dnia. W takiej scenerii, z pi�rem w d�oni, zaczn� przeobra�a� Portugali� w literack� fikcj�, by dotrze� do wy�szej prawdy. Bo czy� pisanie powie�ci nie polega na selektywnym przetwarzaniu rzeczywisto�ci? Na takim jej przekszta�caniu, kt�re wydob�dzie sam� jej esencj�? Po co mia�bym jecha� w tym celu do Portugalii?
W�a�cicielka pensjonatu opowie mi o walce Indus�w o wyzwolenie spod brytyjskiej dominacji. B�dziemy uzgadnia� m�j jad�ospis na nast�pny dzie�. Po wykonaniu dziennej normy b�d� si� przechadza� po wzg�rzach w�r�d plantacji herbaty.
Niestety, moja powie�� st�ka�a, kaszla�a i w ko�cu zdech�a. Dokona�a �ywota w Matheranie, ma�ej, po�o�onej niedaleko od Bombaju miejscowo�ci w�r�d wzg�rz, z ma�pami, ale bez herbacianych plantacji. Moja pora�ka by�a typowa dla ambitnych pisarzy. Cz�owiek ma dobry temat i nie najgorszy styl. Postacie s� tak krwiste, �e brakuje im tylko �wiadectw urodzenia. Obmy�lona dla nich fabu�a jest wspania�a � prosta i jednocze�nie frapuj�ca. Autor zebra� stosown� dokumentacj�, ponotowa� sobie fakty � historyczne, spo�eczne, informacje o klimacie, kulinaria � kt�re powinny nada� ca�ej historii pi�tno autentyzmu. Dialog toczy si� wartko, napi�cie takie, �e a� trzeszczy. Opisy wprost kipi� od barwnych, wyrazistych szczeg��w i kontrastowych zestawie�. Rzecz powinna wyj�� naprawd� wspaniale. Ale to wszystko nie zdaje si� na nic. Wbrew tej oczywistej, �wietlanej i obiecuj�cej perspektywie przychodz� takie momenty, kiedy autor u�wiadamia sobie, �e ten beznami�tny wewn�trzny g�osik, kt�ry go przez ca�y czas prze�ladowa�, m�wi straszn� prawd�: nic z tego nie b�dzie. Brakuje pewnego wa�nego elementu, owej iskry, kt�ra o�ywia prawdziw� histori�, bez wzgl�du na to, czy sama ta historia lub jej tworzywo s� w�a�ciwe. Problem w tym, �e rzecz jest emocjonalnie martwa. Takie odkrycie mo�e naprawd� z�ama� w cz�owieku ducha. I pozostawia bolesne uczucie, kt�re mo�na por�wna� do g�odu.
Z Matheranu wys�a�em notatki do mojej nieudanej powie�ci na fikcyjny adres gdzie� na Syberii, podaj�c adres zwrotny, r�wnie� fikcyjny, w Boliwii. Kiedy ju� urz�dnik na poczcie przybi� stempel i wrzuci� kopert� do przegr�dki, usiad�em, przygn�biony i zniech�cony, i zada�em sobie pytanie: �I co teraz, panie To�stoj? Jaki masz kolejny �wietny pomys� na �ycie?�.
Mia�em jeszcze troch� pieni�dzy i wci�� mnie nosi�o. Wsta�em i wyszed�em z poczty z postanowieniem, �e spenetruj� po�udniowe regiony Indii.
Tym, kt�rzy mnie pytaj�, czym si� zajmuj�, chcia�bym odpowiada�, �e jestem doktorem, poniewa� lekarze s� wsp�czesnymi dostarczycielami cud�w i magii. Nie ulega jednak w�tpliwo�ci, �e gdyby�my, jad�c autobusem, rozbili si� za nast�pnym zakr�tem i gdyby oczy wszystkich zwr�ci�y si� w moj� stron�, wyja�ni�bym w�r�d krzyk�w i j�k�w ofiar, �e jestem doktorem praw. A gdyby w tej sytuacji poprosili mnie o pomoc w uzyskaniu odszkodowa� na drodze prawnej, musia�bym wyzna�, �e tak w�a�ciwie to jestem magistrem filozofii, je�liby za� domagali si� g�o�no, �ebym wyja�ni� sens tej tragedii w kategoriach filozoficznych, musia�bym przyzna�, �e nawet nie zajrza�em do Kierkegaarda, i tak dalej, i tak dalej. Wobec tego wola�em si� trzyma� szarej � i kalekiej � prawdy.
Od czasu do czasu spotyka�em si� z reakcj�: �Jeste� pisarzem? Naprawd�? Mam dla ciebie �wietn� histori�. Najcz�ciej historie te by�y zaledwie anegdotami, kt�rym brakowa�o oddechu i tak zwanego mi�sa.
Dotar�em do Puttuczczeri, po�o�onego na po�udnie od Madrasu na wybrze�u Tamilnadu o�rodka administracyjnego ma�ego autonomicznego terytorium o tej samej nazwie. Pod wzgl�dem obszaru i liczby mieszka�c�w jest to ma�o znacz�ca cz�� Indii � w por�wnaniu z ni� kanadyjska Wyspa Ksi�cia Edwarda to prawdziwy gigant � ale bieg historii sprawi�, �e �w skrawek ziemi od��czy� si� od reszty. Bo Puttuczczeri by�o kiedy� stolic� tego najskromniejszego z imperi�w kolonialnych, jakim by�y Indie Francuskie. Francuzi chcieli rywalizowa� z Anglikami, i to bardzo, ale jedyne, co zdo�ali sobie wykroi�, to panowanie w kilku ma�ych portach. Trzymali si� ich przez blisko trzysta lat. Opu�cili Puttuczczeri w 1954 roku, pozostawiaj�c po sobie pi�kne bia�e budynki, szerokie prostopad�e wzgl�dem siebie ulice razem z nazwami, takimi jak rue de la Marine czy rue Saint-Louis, oraz k�pis, czapki policjant�w.
Pewnego dnia wst�pi�em do Kawiarni Indyjskiej przy ulicy Nehru. Jest to jedna wielka, wysoka sala o zielonych �cianach. Pod sufitem wiruj� wentylatory, wprawiaj�c w ruch gor�ce, parne powietrze. Sala jest zastawiona identycznymi kwadratowymi stolikami z kompletem czterech krzese� przy ka�dym. Siada si� tam, gdzie wolne miejsce, cz�sto przysiadaj�c si� do nieznajomych. Kawa jest tu dobra, serwuj� te� francuskie grzanki. �atwo poza tym nawi�za� rozmow�. I w�a�nie tego dnia zagadn�� mnie jaki� czerstwy i bystrooki starszy pan z grzyw� bia�ych jak �nieg w�os�w. Potwierdzi�em, �e w Kanadzie jest surowy klimat i �e w niekt�rych prowincjach m�wi si� po francusku, powiedzia�em mu te�, �e lubi� Indie, i tak dalej � jednym s�owem, uci�li�my sobie pogaw�dk� typow� dla ciekawego �wiata Indusa i zagranicznego turysty. Na informacj� o tym, czym si� zajmuj�, zareagowa�, otwieraj�c szeroko oczy i kiwaj�c z aprobat� g�ow�. Zrobi�o si� p�no. Podnios�em r�k�, �eby zwr�ci� uwag� kelnera.
I wtedy starszy pan powiedzia�: �Znam pewn� histori�, kt�ra sprawi, �e uwierzy pan w Boga�.
Opu�ci�em r�k�. By�em jednak ostro�ny. Czy�by puka� do mych drzwi �wiadek Jehowy?
� Czy pa�ska historia rozgrywa si� dwa tysi�ce lat temu w odleg�ym zak�tku imperium rzymskiego? � zapyta�em.
� Nie.
Mo�e to jaki� islamski ewangelista?
� Czy nie chodzi wobec tego o si�dmy wiek i Arabi�?
� Nie, nie. Wszystko zacz�o si� tutaj, w Puttuczczeri, kilka lat temu, i sko�czy�o, o czym informuj� z prawdziw� przyjemno�ci�, w pa�skim kraju.
� I ta historia ma sprawi�, �e uwierz� w Boga?
� Tak.
� To b�dzie trudne.
� Nie tak trudne, �eby by�o niewykonalne.
Zjawi� si� kelner. Zawaha�em si�, po czym zam�wi�em dwie kawy. Przedstawili�my si� sobie wzajemnie. Starszy pan nazywa� si� Francis Adirubasamy.
� Niech pan mi opowie t� histori� � poprosi�em.
� Ale musi pan s�ucha� uwa�nie � odpar�.
� Dobrze.
Wyj��em pi�ro i notes.
� Prosz� mi powiedzie�, czy by� pan kiedy� w ogrodzie botanicznym? � zacz��.
� By�em, nawet wczoraj.
� Zauwa�y� pan tory kolejki dla dzieci?
� Owszem.
� Kolejka wci�� jeszcze kursuje, w niedziele, ku uciesze dzieci. Ale kiedy� je�dzi�a codziennie, dwa razy na godzin�. A czy zauwa�y� pan nazwy stacji?
� Jedna nazywa si� Roseville. Jest tu� przy ogrodzie r�anym.
� Zgadza si�. A druga?
� Nie pami�tam.
� Bo zdj�li tablic�. Kiedy� nazywa�a si� Zootown. Kolejka mia�a dwa przystanki: Roseville i Zootown. Bo kiedy� w ogrodzie botanicznym w Puttuczczeri by�o zoo.
On opowiada�, a ja notowa�em sobie r�ne szczeg�y.
� Musi pan z nim porozmawia� � rzek� wreszcie, maj�c na my�li g��wnego bohatera opowie�ci. � Zna�em go bardzo dobrze. Teraz to doros�y m�czyzna. Musi pan go o wszystko dok�adnie wypyta�.
P�niej, ju� w Toronto, odszuka�em mojego przysz�ego g��wnego bohatera w dziewi�ciu kolumnach Patel�w, kt�re znalaz�em w ksi��ce telefonicznej. Z bij�cym sercem wykr�ca�em jego numer. G�os, kt�ry mi odpowiedzia�, mia� hinduski akcent, nieznaczny, ale jednak wyczuwalny, jak nik�y �lad kadzide�ka w powietrzu. �To bardzo stara historia�, powiedzia�. A jednak zgodzi� si� spotka� ze mn�. Spotykali�my si� potem wielokrotnie. Pokaza� mi dziennik, kt�ry prowadzi� wtedy, przed laty. Pokaza� mi te� po��k�e wycinki z gazet, dzi�ki kt�rym sta� si� na kr�tko s�awny. Opowiedzia� mi ca�� swoj� histori�, ja za� przez ca�y czas skrz�tnie notowa�em. Po prawie roku stara� i przezwyci�eniu wielu trudno�ci dosta�em ta�m� i raport z japo�skiego Ministerstwa Transportu. W�a�nie to nagranie przes�uchuj�c, doszed�em do wniosku, �e pan Adirubasamy mia� racj� � �e istotnie jest to historia, dzi�ki kt�rej mo�na uwierzy� w Boga.
Wydawa�o mi si� czym� naturalnym, �e historia pana Patela powinna by� opowiedziana przede wszystkim w pierwszej osobie � jego g�osem i tak, jak on j� widzia�. Wszelkie niedok�adno�ci czy pomy�ki pochodz� ode mnie.
Winien jestem podzi�kowania kilku osobom. Najwi�cej zawdzi�czam oczywi�cie bohaterowi powie�ci; moja wdzi�czno�� dla pana Patela jest tak bezgraniczna, jak Ocean Spokojny. Mam nadziej�, �e spos�b, w jaki opowiedzia�em jego histori�, nie rozczarowa� go. Musz� te� podzi�kowa� za pierwszy impuls do napisania tej ksi��ki panu Francisowi Adirubasamy. Za pomoc w jej uko�czeniu wdzi�czny jestem trzem reprezentuj�cym najwy�szy profesjonalizm urz�dnikom: panu Kazuhiko Odzie, obecnie pracownikowi japo�skiej ambasady w Ottawie, panu Hiroshi Watanabe z Oika Shipping Company, a zw�aszcza panu Tomohiro Okamoto, dzi� emerytowanemu urz�dnikowi japo�skiego Ministerstwa Transportu. Je�li chodzi o tchnienie �ycia, to ksi��ce przys�u�y� si� bardzo pan Moacyr Scliar. Wreszcie na ko�cu chcia�bym wyrazi� szczer� wdzi�czno�� wspania�ej instytucji, jak� jest Canada Council for the Arts, bez kt�rej wsparcia finansowego nie m�g�bym uko�czy� tej historii, niemaj�cej nic wsp�lnego z Portugali� 1939 roku. Je�li my, obywatele, nie b�dziemy wspiera� naszych artyst�w, z�o�ymy nasz� wyobra�ni� na o�tarzu topornego realizmu, a to oznacza utrat� wiary i pogr��enie si� w ja�owych snach.
CZʌ� PIERWSZA
Toronto i Puttuczczeri
ROZDZIA� 1
Cierpienie pozostawi�o po sobie osad smutku i przygn�bienia.
Dzi�ki studiom i regularnym, starannym praktykom religijnym z wolna odzyska�em ch�� do �ycia. Niekt�rzy uwa�ali moj� konsekwencj� w tym zakresie za dziwactwo. Po roku nauki w szkole �redniej podj��em studia na uniwersytecie w Toronto i uzyska�em dyplom w dw�ch dziedzinach, religioznawstwa i zoologii. Napisana na czwartym roku praca magisterska z religioznawstwa dotyczy�a pewnych aspekt�w teorii kosmogonii Izaaka Lurii, wielkiego szesnastowiecznego kabalisty z Safedu. Praca z zoologii by�a natomiast analiz� funkcji tarczycy leniwca tr�jpalczastego. Wybra�em akurat to zwierz� dlatego, �e jego usposobienie � spokojne, �agodne i introspektywne � wp�ywa�o koj�co na moj� udr�czon� psychik�.
Leniwce dziel� si� na dwupalczaste i tr�jpalczaste, co rozpoznaje si� po przednich �apach tych zwierz�t, jako �e tylne ko�czyny wszystkich leniwc�w maj� po trzy pazury. Mia�em to wielkie szcz�cie, �e dane mi by�o studiowa� �ycie i obyczaje leniwc�w tr�jpalczastych in situ, w r�wnikowych d�unglach Brazylii. Leniwiec to zwierz� szalenie intryguj�ce, jego jedynym autentycznym nawykiem jest bierno��. �pi lub odpoczywa przeci�tnie dwadzie�cia godzin na dob�. Nasz zesp�l badawczy podda� testom pi�� dzikich leniwc�w tr�jpalczastych, umieszczaj�c im na g�owach wczesnym wieczorem, kiedy zasypia�y, czerwone plastikowe miseczki z wod�. Miseczki te tkwi�y na g�owach leniwc�w do p�nych godzin rannych nast�pnego dnia, tyle tylko, �e w wodzie roi�o si� od insekt�w. Leniwiec wykazuje najwi�ksz� aktywno�� o zachodzie s�o�ca, przy czym s�owo �aktywno�� oznacza tu tylko pewne nieznaczne o�ywienie. Zwierz� przemieszcza si� wtedy wzd�u� ga��zi drzewa z pr�dko�ci� jakich� czterystu metr�w na godzin�, zwieszaj�c si� w charakterystyczny spos�b g�ow� w d�. Na ziemi leniwiec porusza si� od drzewa do drzewa w tempie dwustu pi��dziesi�ciu metr�w na godzin�, i to tylko wtedy, kiedy ma jak�� motywacj�; jest to pr�dko�� czterysta czterdzie�ci razy mniejsza od pr�dko�ci o�ywionego konkretn� motywacj� geparda. Leniwiec pozbawiony jakichkolwiek bod�c�w pokonuje dystans czterech-pi�ciu metr�w w godzin�.
Leniwiec tr�jpalczasty jest s�abo obeznany ze �wiatem zewn�trznym. W skali od dw�ch do dziesi�ciu, gdzie dwa oznacza nieprzeci�tn� t�pot�, a dziesi�� wyj�tkow� bystro��, Beebe (1926) daje leniwcowi ocen� dwa za zmys� smaku, dotyku i wzroku oraz trzy za w�ch. Je�li natrafimy w d�ungli na �pi�cego leniwca tr�jpalczastego, powinny wystarczy� dwa-trzy szturcha�ce, �eby go obudzi�, kiedy si� jednak ocknie, b�dzie si� nieprzytomnie rozgl�da� na wszystkie strony i nawet nie spojrzy na tego, kto go obudzi�. Nie jest spraw� jasn�, po co si� w og�le rozgl�da, poniewa� leniwce postrzegaj� wszelkie obiekty jako zamazan� plam�. Co do s�uchu, leniwiec jest nie tyle przyg�uchy, ile zupe�nie niezainteresowany d�wi�kami. Beebe pisze, �e karabinowa palba w pobli�u �pi�cych lub �eruj�cych leniwc�w nie wywo�uje �adnej gwa�towniejszej reakcji. Nieco lepszego w�chu leniwca tak�e nie nale�y przecenia�. Potrafi on rzekomo wyczu� w�chem przegni�� ga��� i unika� jej, ale u Bullocka (1968) czytamy, �e przypadki, kiedy leniwiec spada na ziemi�, w�a��c na tak� ga���, s� �nader cz�ste�.
Tu zapytacie pewnie, w jaki spos�b udaje si� temu zwierz�ciu prze�y�.
Ot� udaje mu si� to w�a�nie dzi�ki jego oci�a�o�ci. Senno�� i gnu�no�� pozwala mu ustrzec si� ryzyka, sprawia, �e leniwiec trzyma si� z dala od jaguar�w, ocelot�w, harpii i anakond. Jego sier�� pokrywaj� glony, kt�re s� brunatne w porze suszy i zielone w porze deszcz�w, a zatem zwierz�ta te wtapiaj� si� w t�o mch�w i listowia, upodabniaj�c si� do kopca bia�ych mr�wek, do gniazda wiewi�rek albo po prostu do kawa�ka pnia.
Leniwiec tr�jpalczasty wiedzie spokojny �ywot wegetarianina w idealnej harmonii ze �rodowiskiem naturalnym. �Na jego obliczu go�ci nieustannie dobrotliwy u�miech�, pisze Tirler (1966). Widzia�em ten u�miech na w�asne oczy. Nie jestem bynajmniej sk�onny przypisywa� zwierz�tom ludzkich cech i emocji, ale wielokrotnie w ci�gu miesi�ca sp�dzonego w Brazylii, przypatruj�c si� wypoczywaj�cym leniwcom, odnosi�em wra�enie, �e patrz� na wisz�cego do g�ry nogami jogina pogr��onego w medytacji lub pustelnika zatopionego w modlitwie, a w ka�dym razie na rozumn� istot�, kt�rej bogate �ycie wewn�trzne jest niedost�pne dla naukowc�w z ca�ym ich oprzyrz�dowaniem.
Czasami obie moje specjalno�ci ulega�y kontaminacji. Niekt�rzy moi koledzy z religioznawstwa � nieumiej�cy zliczy� do pi�ciu zagubieni agnostycy urzeczeni racjonalnym rozumowaniem, tym tombakiem, kt�ry uchodzi powszechnie za szlachetny kruszec m�dro�ci � przypominali mi te leniwce tr�jpalczaste, a same leniwce tr�jpalczaste, owe pi�kne przyk�ady cudu �ycia, przypomina�y mi o Bogu.
Nigdy nie mia�em problem�w z kolegami naukowcami. Naukowcy s� przyjaznymi lud�mi, ateistami, ci�ko pracuj�cymi i popijaj�cymi piwko facetami, kt�rych umys� � kiedy nie zajmuj� si� nauk� � poch�oni�ty jest seksem, szachami i baseballem. Nale�a�em do bardzo dobrych student�w, je�li mog� tak powiedzie� sam o sobie. Przez cztery kolejne lata by�em w college�u prymusem. Dosta�em wszelkie mo�liwe nagrody i odznaczenia przyznawane przez Wydzia� Zoologii. Je�li nie dosta�em ich z Wydzia�u Religioznawstwa, to tylko dlatego, �e tu nie przyznawano studentom �adnych wyr�nie� (wiadomo przecie�, ze nagrodami na tego rodzaju studiach nie rz�dz� �miertelnicy). Dosta�bym te� Akademicki Medal Gubernatora, najwy�sze przyznawane przez uniwersytet w Toronto odznaczenie, kt�rym poszczyci� si� mo�e spora liczba znamienitych Kanadyjczyk�w, gdyby nie pewien mi�so�erny, rumiany m�odzian z karkiem jak pie� drzewa i m�cz�co pogodnym usposobieniem.
Wci�� to do�� bole�nie prze�ywam. Kiedy si� wiele w �yciu wycierpia�o, ka�de dodatkowe cierpienie jest jednocze�nie i czym� nie do zniesienia, i b�ahostk�. Moje �ycie przypomina motyw memento mori z jakiego� europejskiego obrazu: mam zawsze pod r�k� szczerz�c� z�by czaszk�, kt�ra przypomina mi o marno�ci ludzkich ambicji. Wykrzywiam si� do tej czaszki. Patrz� na ni� i m�wi�: �Wybra�a� nie tego faceta. Mo�e ty nie wierzysz w �ycie, ale ja nie wierz� w �mier�. Spadaj!�. Czaszka u�miecha si� szyderczo i przysuwa si� jeszcze bli�ej, ale to nie jest dla mnie �adn� niespodziank�.
Powodem, dla kt�rego �mier� tak mocno trzyma si� �ycia, nie jest biologiczna konieczno��, lecz zawi��. �ycie jest tak pi�kne, �e �mier� si� w nim zakocha�a zazdrosn�, zaborcz� mi�o�ci�, kt�ra zagarnia wszystko, co si� da. Ale �ycie przeskakuje lekko nad niebytem, gubi�c po drodze tylko par� drobiazg�w bez znaczenia, a przygn�bienie jest niczym wi�cej, jak przelotnym cieniem chmury. �w rumiany m�odzian zyska� zatem przychylno�� komitetu stypendialnego. Kocham go i mam nadziej�, �e jego pobyt w Oksfordzie jest dla� owocnym do�wiadczeniem. Je�li Lakszmi, bogini szcz�cia i bogactwa, obdarzy mnie pewnego dnia hojnie swymi �askami, Oksford b�dzie � po Mekce, Waranasi, Jerozolimie i Pary�u � na pi�tym miejscu w�r�d miast, kt�re chcia�bym odwiedzi�, nim odejd� na zawsze.
O swojej pracy nie mam nic do powiedzenia opr�cz tego, �e krawat to p�tla (cho� mo�na powiedzie�, �e bywa te� odwrotnie) � je�li cz�owiek nie b�dzie ostro�ny, mo�e na nim zawisn��.
Kocham Kanad�. Brakuje mi upa��w Indii, tamtejszych potraw, jaszczurek na �cianach, hinduskich musicali na srebrnym ekranie, kr�w w�druj�cych po ulicach, kracz�cych kruk�w, nawet spor�w podczas mecz�w krykieta, ale kocham Kanad�, ten wielki, zdecydowanie zbyt zimny kraj, zamieszkany przez wra�liwych, inteligentnych, �le uczesanych i �le ostrzy�onych ludzi. W ka�dym razie nie mam po co wraca� do Puttuczczeri.
Richard Parker jest ca�y czas ze mn�. Nigdy go nie zapomnia�em. Czy mog� ze spokojnym sumieniem powiedzie�, �e za nim t�skni�? O, tak. T�skni� za nim. Wci�� pojawia si� w moich snach. S� to przewa�nie koszmary, ale koszmary pe�ne mi�o�ci. Taka ju� dziwna natura ludzkiego serca. Do dzi� nie mog� zrozumie�, jak m�g� mnie opu�ci� tak bezceremonialnie, bez �adnego po�egnania, bez obejrzenia si� cho�by raz za siebie. Ten b�l tkwi w moim sercu jak sztylet.
Lekarze i piel�gniarki w szpitalu w Meksyku byli dla mnie niewiarygodnie mili. Pacjenci te�. Chorzy na raka, ofiary wypadk�w samochodowych, kiedy tylko us�yszeli moj� histori�, ku�tykali lub przyje�d�ali na w�zkach, �eby mnie zobaczy�. Razem z rodzinami, mimo �e nikt z nich nie m�wi� po angielsku, a ja nie rozumia�em hiszpa�skiego. U�miechali si� do mnie, �ciskali mi d�o�, g�askali mnie po g�owie, zostawiali na ��ku drobne upominki, co� do jedzenia, co� z garderoby. Przyprawiali mnie o ataki niepohamowanego �miechu lub p�aczu.
Po kilku dniach mog�em ju� stan��, a nawet zrobi� dwa-trzy kroki pomimo zawrot�w g�owy i og�lnego os�abienia. Badania wykaza�y, �e mam anemi� i �e poziom sodu we krwi jest bardzo wysoki, a potasu niski. Moje cia�o zatrzymywa�o p�yny i strasznie puch�y mi nogi. Wygl�da�em tak, jakby przeszczepili mi nogi s�onia. M�j mocz mia� ciemno��ty, prawie brunatny kolor. Mniej wi�cej po tygodniu mog�em ju� chodzi� prawie normalnie i w butach, cho� niezasznurowanych. Wygoi�a si� te� sk�ra, cho� na ramionach i plecach pozosta�y blizny.
Kiedy po raz pierwszy odkr�ci�em kurek, ha�a�liwy, marnotrawny, niesamowicie obfity strumie� wody przyprawi� mnie o taki szok, �e zacz��em be�kota�, ugi�y si� pode mn� nogi i zemdla�em, osuwaj�c si� w ramiona piel�gniarki.
Kiedy po raz pierwszy poszed�em do indyjskiej restauracji w Kanadzie, zacz��em je�� palcami. Kelner popatrzy� na mnie krytycznie i powiedzia�: �Pewnie dopiero co pan przyjecha�, co?�. Zblad�em. Moje palce, kt�re jeszcze przed sekund� zast�powa�y mi kubki smakowe badaj�ce potraw�, zanim trafi do ust, sta�y si� pod jego spojrzeniem brudne. Znieruchomia�y jak przest�pcy przy�apani na gor�cym uczynku. Nie odwa�y�em si� ich obliza�. Z poczuciem winy wytar�em je w serwetk�. Kelner nie mia� poj�cia, jak g��boko zrani�y mnie jego s�owa. By�y jak gwo�dzie wbijane w moje cia�o. Si�gn��em po n� i widelec. Rzadko pos�ugiwa�em si� sztu�cami. R�ce mi si� trz�s�y. M�j sambar ca�kiem straci� smak.
ROZDZIA� 2
Mieszka w Scarborough. Jest niski, szczup�y, ma nie wi�cej ni� metr sze��dziesi�t. Czarne w�osy, czarne oczy. Siwieje na skroniach. Nie przekroczy� czterdziestki. Przyjemna dla oka kawowa karnacja. Jest ciep�a jesie�, ale on, id�c na kolacj�, wk�ada obszern� zimow� park� z kapturem obszytym futrem. Twarz ma pe�n� wyrazu. M�wi szybko, �ywo gestykuluje. �adnego towarzyskiego ple-ple. Same konkrety.
ROZDZIA� 3
Moje imi� pochodzi od nazwy k�pieliska, co jest bardzo dziwne, zwa�ywszy, �e moi rodzice nie przepadali za wod�. jednym z najwcze�niejszych wsp�pracownik�w ojca by� Francis Adirubasamy. Zaprzyja�ni� si� z nasz� rodzin�. Nazywa�em go Mamaji (mama to po tamilsku wujek, a ji jest przyrostkiem u�ywanym w Indiach do wyra�ania szacunku i ciep�ych uczu�). W m�odo�ci, na d�ugo przed moimi narodzinami, by� wyczynowym p�ywakiem, mistrzem ca�ych Indii Po�udniowych. By� do tego stworzony. M�j brat Ravi opowiada� mi kiedy�, �e kiedy Mamaji si� rodzi�, chcia� nadal oddycha� wod�, i lekarz, �eby go ratowa�, z�apa� go za nogi i zacz�� wywija� nim nad g�ow�.
� I to pomog�o! � powiedzia� Ravi, wymachuj�c gwa�townie r�k�. � Odkaszln��, wykrztusi� wod� i zacz�� oddycha� powietrzem, ale jednocze�nie ca�a jego masa i krew przesun�y si� jak gdyby w g�r� i dlatego w�a�nie ma tak� pot�n� klatk� piersiow� i takie chude nogi.
Wierzy�em mu. (Ravi by� bezlitosnym prowokatorem. Kiedy po raz pierwszy nazwa� Mamajiego �Panem Ryb��, pod�o�y�em mu w ��ku sk�rk� od banana). Nawet po sze��dziesi�tce, kiedy Mamaji lekko si� zgarbi� i po latach �kontrpo�o�niczej grawitacji� jego masa zacz�a jakby obsuwa� si� w d�, przep�ywa� co rano trzydzie�ci razy basen w Aurobindo A�ram.
Pr�bowa� nauczy� p�ywa� moich rodzic�w, ale nigdy nie uda�o mu si� sk�oni� ich do czego� wi�cej ni� brodzenie w wodzie po kolana i wykonywanie groteskowych kolistych ruch�w ramionami, co kiedy �wiczyli �abk�, wygl�da�o tak, jakby przedzierali si� przez d�ungl�, rozgarniaj�c wysokie trawy. Kiedy za� by� to kraul, mia�o si� wra�enie, �e zbiegaj� ze wzg�rza, machaj�c r�kami jak wiatrak, �eby nie upa��. Ravi tak�e nie przejawia� entuzjazmu dla p�ywania.
�eby znale�� ch�tnego i pilnego ucznia, Mamaji musia� czeka�, a� na horyzoncie pojawi� si� ja. W dniu, w kt�rym dojrza�em do nauki p�ywania � co, jak u�wiadomi� mojej strapionej matce, nast�pi�o w moje si�dme urodziny � zabra� mnie nad morze, wyci�gn�� r�ce ku wodzie i powiedzia�:
� To jest m�j dar dla ciebie.
� A potem o ma�o ci� nie utopi� � stwierdzi�a p�niej matka.
Pozosta�em wierny mojemu �akwatycznemu� guru. Pod jego czujnym okiem k�ad�em si� na piasku i zaczyna�em wierzga� nogami i rozgarnia� piach r�kami, unosz�c za ka�dym wymachem g�ow� dla zaczerpni�cia oddechu. Musia�em wygl�da� jak rozpuszczony bachor, kt�ry dosta� dziwacznego, rozgrywaj�cego si� w zwolnionym tempie napadu histerii. W wodzie, podtrzymywany przez nauczyciela, stara�em si�, jak mog�em, utrzyma� si� na powierzchni. By�o to znacznie trudniejsze ni� na pla�y. Mamaji by� jednak cierpliwy i potrafi� zach�ci� mnie do wysi�ku.
Kiedy uzna�, �e poczyni�em wystarczaj�co du�e post�py, wypi�li�my si� na wrzaskliwych, biegaj�cych i chlapi�cych wod� pla�owicz�w, na b��kitnozielony bezmiar oceanu i spienion� fal� przyboju i udali�my si� tam, gdzie czeka� na nas regularny prostok�t o idealnie g�adkiej powierzchni (oraz obowi�zek wniesienia op�aty), czyli basen w a�ramie.
Chodzi�em tam z Mamajim trzy razy w tygodniu, w poniedzia�ki, �rody i pi�tki, przez ca�e dzieci�stwo; by� to wczesnoporanny rytua�, odprawiany z regularno�ci� rytmu uderze� ramion w dobrze opanowanym kraulu. Zachowa�em w �ywej pami�ci tego dystyngowanego starszego pana, rozbieraj�cego si� do naga obok mnie. Pami�tam, jak jego cia�o wy�ania�o si� z wolna, w miar� jak odk�ada� pieczo�owicie kolejne cz�ci garderoby, przy czym na samym ko�cu czyni� zado�� wymogom przyzwoito�ci, odwracaj�c si� lekko i wk�adaj�c wspania�e zagraniczne k�piel�wki. Potem pr�y� si� jak struna i oto by� gotowy. Uderza�a w tym jaka� wznios�a prostota. Podporz�dkowanie si� jego instrukcjom, kt�re z czasem przeobra�a�y si� w p�ywack� praktyk�, wymaga�o morderczego wysi�ku, ale towarzyszy�a temu upajaj�ca przyjemno�� wykonywania wymach�w ramion z coraz wi�ksz� �atwo�ci� i pr�dko�ci�, raz za razem, a� do osi�gni�cia stanu hipnotycznego transu, kiedy to woda zamienia�a si� z p�ynnego o�owiu w p�ynne �wiat�o.
Ju� z w�asnej inicjatywy, z poczuciem, �e si�gam po zakazany owoc, wr�ci�em do morza, wabiony przez pot�ne fale, kt�re rozbija�y si� o brzeg i spokornia�e, li��c piasek, chwyta�y mnie niczym delikatne lassa, zarzucane na pe�nego gotowo�ci indyjskiego malca.
Moim prezentem urodzinowym dla Mamajiego � a mia�em wtedy chyba trzyna�cie lat � by�o przep�yni�cie sporego dystansu ca�kiem przyzwoitym motylkiem. Zako�czy�em ten popis tak wyczerpany, �e po wszystkim nie mia�em nawet si�y mu pomacha�.
Opr�cz samego p�ywania by�y te� nieko�cz�ce si� o tym rozmowy, kt�re uwielbia� ojciec. Im wi�kszy stawia� op�r, je�li chodzi�o o uprawianie tego sportu, tym bardziej go on fascynowa�. Gaw�dy o p�ywaniu stanowi�y wytchnienie od codziennych rozm�w zwi�zanych z prowadzeniem ogrodu zoologicznego. Zdecydowanie wola� wod� bez hipopotama od wody, w kt�rej tkwi�o to zwierz�.
Mamaji, dzi�ki kolonialnej administracji, studiowa� dwa lata w Pary�u. Wspomina� te studia jako najwa�niejszy okres w swoim �yciu. By�o to na pocz�tku lat trzydziestych, kiedy Francuzi pr�bowali jeszcze uczyni� Puttuczczeri miastem galijskim w takim samym stopniu, w jakim Anglicy usi�owali uczyni� ca�� reszt� Indii brytyjsk�. Nie pami�tam dok�adnie, co studiowa� Mamaji, przypuszczam, �e co� co mia�o zwi�zek z handlem. By� �wietnym gaw�dziarzem, ale zapomnia� o swoich studiach i wie�y Eiffla, o Luwrze, kafejkach i Polach Elizejskich. Wszystkie jego opowie�ci zwi�zane by�y z p�ywaniem i zawodami p�ywackimi. By� na przyk�ad w Pary�u, otwarty w 1796 roku, najstarszy basen w mie�cie, Piscine Deligny, czyli wielka nape�niona wod� barka przycumowana do Quai d�Orsay. Tam w�a�nie rozgrywano konkurencje p�ywackie podczas igrzysk olimpijskich w 1900 roku. �aden z uzyskanych wtedy czas�w nie zosta� jednak uznany przez Mi�dzynarodow� Federacj� P�ywack�, poniewa� basen by� o sze�� metr�w za d�ugi. Wype�nia�a go woda z Sekwany, niefiltrowana i niepodgrzewana. �By�a zimna i brudna�, opowiada� Mamaji. �Przep�ywaj�c przez ca�y Pary�, zd��y�a si� porz�dnie zabagni�. A pogarszali jeszcze sytuacj� ludzie, kt�rzy k�pali si� w basenie, tak �e by�a wprost obrzydliwa�. Konspiracyjnym szeptem, przytaczaj�c na poparcie swej teorii szokuj�ce szczeg�y, zapewnia� nas, �e je�li chodzi o higien� osobist�, Francuzi reprezentuj� bardzo niski poziom. �K�pielisko Deligny by�o fatalne. Bain Royal, inna p�ywaj�ca latryna na Sekwanie � jeszcze gorsza. W Deligny wy�awiali przynajmniej �ni�te ryby�. A jednak basen olimpijski by� basenem olimpijskim, okrytym nie�mierteln� chwa��. Cho� Deligny przypomina�o szambo, Mamaji m�wi� o nim z czu�ym u�miechem.
Nieco lepiej by�o w Piscines Ch�teau-Landon, Rouvet lub w k�pielisku przy bulwarze de la Gare. By�y to kryte baseny pod dachami, na ziemi, nie na wodzie, czynne przez ca�y rok. Woda by�a dostarczana z urz�dze� parowych pobliskich fabryk, a zatem czystsza i cieplejsza. Jednak i te baseny by�y zamulone, a przede wszystkim panowa� tam straszny t�ok. �Na wodzie unosi�o si� tyle smark�w i plwociny, �e cz�owiek mia� wra�enie, jakby p�ywa� w�r�d che�bi�, m�wi� Mamaji, chichocz�c.
Piscines H�bert, Ledru-Rollin i Butte-aux-Cailles by�y widne, nowoczesne i przestronne; woda pochodzi�a ze studni artezyjskich. To one wyznacza�y najwy�szy standard miejskiego k�pieliska. By�a te� oczywi�cie Piscine des Tourelles, inny wspania�y basen olimpijski, otwarty podczas drugich paryskich igrzysk, w 1924 roku. I wiele, wiele innych.
�aden jednak z tych basen�w nie m�g� si� r�wna� w oczach Mamajiego z Piscine Molitor. By�a to prawdziwa chluba Pary�a, per�a w koronie jego basen�w, a w�a�ciwie k�pielisk ca�ego cywilizowanego �wiata.
�By� to basen, kt�rym mogliby si� rozkoszowa� bogowie. Dzia�a� tam najlepszy klub p�ywacki w Pary�u. K�pielisko sk�ada�o si� z dw�ch basen�w, krytego i otwartego. Oba mia�y rozmiary ma�ych ocean�w. Basen kryty mia� zawsze dwa tory zarezerwowane dla p�ywak�w, kt�rzy chcieli pokonywa� d�ugie dystanse. Woda by�a tak czysta i przejrzysta, �e mo�na j� by�o wykorzysta� do parzenia porannej kawy. Basen okala�y ustawione w dw�ch kondygnacjach bia�o-niebieskie drewniane kabiny do przebierania. Mo�na by�o stamt�d patrze� na wszystko i wszystkich z g�ry. �eby zasygnalizowa�, �e kabina jest zaj�ta, portierzy, utykaj�cy starsi panowie o szorstko-przyjaznym usposobieniu, znaczyli jej drzwi kred�. �adne wrzaski ani b�aze�stwa nie mog�y wyprowadzi� ich z r�wnowagi. Dla odpr�enia mo�na by�o wzi�� gor�cy natrysk. W k�pielisku znajdowa�a si� te� �a�nia parowa i sala gimnastyczna. Otwarty basen zamienia� si� zim� w lodowisko. By� tam bar, kawiarnia, wielki taras do opalania, nawet dwie ma�e pla�e z prawdziwym piaskiem. Ka�da p�ytka, ka�dy kawa�ek mosi�dzu i drewna a� l�ni�y. To by�... to by�o...�.
To by� jedyny basen, na kt�rego wspomnienie Mamaji milk�, bo jego pami�� musia�aby pokona� zbyt d�ugi dystans.
Mamaji wspomina�, ojciec zatapia� si� w marzeniach.
Tak oto, kiedy przyszed�em trzy lata po Ravim na �wiat jako ostatni, oczekiwany dodatek do rodziny, nazwano mnie Piscine Molitor Patel.
ROZDZIA� 4
Nasz zacny stary kraj od zaledwie siedmiu lat by� republik�, kiedy powi�kszy� si� o niewielki obszar. 1 listopada 1954 roku Puttuczczeri zosta�o w��czone do Indii. Jeden sukces poci�gn�� za sob� drugi. Cz�� obszaru ogrodu botanicznego w Puttuczczeri zwolniono od op�at, �eby stworzy� korzystniejsze warunki rozwoju, i oto Indie zyska�y nowiutki ogr�d zoologiczny, zaprojektowany i prowadzony zgodnie z najnowocze�niejszymi, ekologicznymi zasadami.
By�o to zoo ogromne, rozci�gaj�ce si� na niezliczonych akrach ziemi, tak wielkie, �e trzeba by�o skorzysta� z kolejki, �eby zwiedzi� je w ca�o�ci, cho� w miar� jak dorasta�em, wydawa�o mi si�, podobnie jak kolejka, coraz mniejsze. Teraz jest tak ma�e, �e ca�e mie�ci mi si� w g�owie. Musicie sobie wyobrazi� t� gor�c� i parn� enklaw�, sk�pan� w s�o�cu i mieni�c� si� feeri� jaskrawych barw. Kwietne szale�stwo trwa tam nieustannie. W ogrodzie jest te� mn�stwo drzew, krzew�w i pn�czy � figowc�w indyjskich, kr�lewskich poincjan, zwanych inaczej le�nymi p�omieniami, puchowc�w, palisandr�w, mango, chlebowc�w i wielu innych ro�lin, kt�rych nazwy pozostawa�yby tajemnic�, gdyby owe ro�liny nie by�y opatrzone tabliczkami. Na ustawionych g�sto �awkach widuje si� �pi�cych m�czyzn i zakochanych, kt�rzy popatruj� na siebie nie�mia�o, trzepoc�c nerwowo d�o�mi, je�li si� przypadkiem dotkn�. I nagle w�r�d wysokich, wysmuk�ych drzew dostrzegasz obserwuj�ce ci� spokojnie �yrafy. Ich widok nie jest jedyn� niespodziank�. Ju� w nast�pnej sekundzie mo�na si� przestraszy� w�ciek�ego ma�piego wrzasku, z kt�rym pod wzgl�dem nat�enia mo�e konkurowa� tylko wrzask niekt�rych egzotycznych ptak�w. Podchodzisz do ko�owrotu przy wej�ciu. P�acisz w roztargnieniu jakie� grosze. Wchodzisz. Widzisz niski mur. Czego mo�na si� spodziewa� za niskim murem? Na pewno nie p�ytkiej fosy z dwoma wielkimi nosoro�cami indyjskimi. Tymczasem to w�a�nie one tam siedz�. A kiedy odwr�cisz g�ow�, dostrzegasz nagle s�onia, kt�ry by� tam ca�y czas, tak wielki, �e go nie zauwa�y�e�. Przy sadzawce uprzytamniasz sobie, �e w wodzie p�ywaj� hipopotamy. Im bardziej si� rozgl�dasz, tym wi�cej widzisz. Jeste� w Zootown!
Przed przeprowadzk� do Puttuczczeri ojciec prowadzi� wielki hotel w Madrasie. Nieustaj�ce zainteresowanie zwierz�tami zaprowadzi�o go do biznesu zoologicznego. Naturalne przej�cie, mo�na by rzec, od hotelarstwa dla ludzi do hotelarstwa dla zwierz�t. A jednak nie tak bardzo naturalne. Prowadzenie zoo jest pod wieloma wzgl�dami najwi�ksz� zmor�, kt�ra mo�e prze�ladowa� hotelarza. Bo zwa�my: go�cie nigdy nie opuszczaj� swoich kwater; wymagaj� nie tylko miejsca do spania, ale pe�nego utrzymania i obs�ugi; przyjmuj� nieko�cz�cy si� korow�d odwiedzaj�cych, przy czym niekt�rzy z nich s� ha�a�liwi i niesforni. Obs�uga musi czeka�, a� go�cie zechc� wyj�� z oci�ganiem na, nazwijmy to tak, balkon, �eby mo�na by�o posprz�ta� w pomieszczeniu, a potem z kolei musi czeka�, a� znudzeni widokiem wr�c� do �rodka i b�dzie mo�na posprz�ta� na balkonie. A sprz�tania jest co niemiara, bo go�cie s� niechlujni jak alkoholicy. Ka�dy z nich ma okre�lone wymagania co do jad�ospisu, wci�� narzeka na opiesza�o�� obs�ugi i nigdy, ale to nigdy nie daje napiwk�w. M�wi�c otwarcie, wielu go�ci to seksualni dewianci, osobniki t�umi�ce pop�dy � i wobec tego gotowe w ka�dej chwili da� nag�y upust swym dzikim ��dzom � albo po prostu jawnie zdeprawowane. We wszystkich przypadkach obra�aj� moralno��, swobodnie uprawiaj�c seks i dopuszczaj�c si� akt�w kazirodztwa. Czy takich go�ci powitaliby�cie z otwartymi ramionami, prowadz�c zajazd czy pensjonat? Zoo w Puttuczczeri dostarcza�o z rzadka pewnej przyjemno�ci, za to cz�sto przyprawia�o o b�l g�owy pana Santosha Patela, za�o�yciela, w�a�ciciela, dyrektora, szefa pi��dziesi�ciotrzyosobowego personelu � i mojego ojca.
Dla mnie ogr�d by� rajem na ziemi. Mam wy��cznie jak najlepsze wspomnienia z okresu dorastania w zoo. Wiod�em �ywot prawdziwie ksi���cy. Kt�ry syn maharad�y ma do dyspozycji tak olbrzymi, tak wspania�y plac zabaw? W jakim pa�acu jest taka mena�eria? Dzwonek budzika zast�powa� mi w dzieci�stwie dumny ryk lw�w. Cho� nie by�y to szwajcarskie chronometry, mog�em na nich polega� i by� pewien, �e co rano mi�dzy pi�t� trzydzie�ci a sz�st� b�d� rycze� na ca�e gard�o. �niadaniu towarzyszy�y wrzaski i piski wyjc�w, skrzeczenie szpak�w azjatyckich i papug kakadu z Moluk�w. Wychodzi�em do szko�y odprowadzany nie tylko dobrotliwym spojrzenie matki, ale tak�e bystrookich wydr, pot�nego bizona i przeci�gaj�cych si� leniwie, ziewaj�cych orangutan�w. Przebiegaj�c pod niekt�rymi drzewami, musia�em uwa�a� i patrze� w g�r�, bo inaczej pawie mog�y narobi� mi na g�ow�. Ju� lepiej by�o biec pod drzewami, w kt�rych chroni�y si� ca�e wielkie kolonie nietoperzy kalong�w; jedyn� przykro�ci�, jaka mog�a mnie spotka� z ich strony o tak wczesnej porze, by�y kakofoniczne koncerty pisk�w i skrzecze�. Mog�em te� przystan�� przy terrariach, �eby rzuci� okiem na l�ni�c�, jakby glazurowan�, jaskrawozielon� lub ��to-granatow� czy brunatno-zielonkaw� �ab�. Moj� uwag� mog�y przyci�gn�� ptaki: r�owe flamingi, czarne �ab�dzie, jednokoralowe kazuary lub co� mniejszego � go��bki diamentowe, szpaki o l�ni�cym upierzeniu, brzoskwiniowog�owe papu�ki faliste, konury lub pomara�czowe papu�ki d�ugoogonowe. By�o raczej nieprawdopodobne, �eby wsta�y ju� s�onie, foki, wielkie koty czy nied�wiedzie, ale pawiany, makaki, mangaby, gibony, jelenie, tapiry, lamy, �yrafy i mangusty budzi�y si� wcze�nie. Co rano, zanim min��em g��wn� bram�, rejestrowa�em jaki� jeden ostatni obraz lub impresj�, zwyk�� i zarazem niezapomnian�: piramid� ��wi, opalizuj�cy pysk mandryla, uroczyste milczenie �yrafy, ��tawy, rozdziawiony pysk opas�ego hipopotama, ekwilibrystyczne wyczyny ary zawieszonej dziobem i pazurami na drucianej siatce, powitalny klekot trzewikodzioba, lubie�ne spojrzenie starego rozpustnika wielb��da. I ca�e to bogactwo wra�e� przemyka�o mi b�yskawicznie przed oczami, kiedy �pieszy�em do szko�y. Dopiero gdy z niej wraca�em, odkrywa�em bez po�piechu przyjemno�ci, jakich dostarcza przeszukiwanie przez s�onia zakamark�w mojego ubrania w nadziei na znalezienie ukrytego orzecha czy przeczesywanie w�os�w przez poszukuj�cego insekt�w orangutana, kt�re zawsze ko�czy�o si� westchnieniem rozczarowania, kiedy okazywa�o si�, �e moja g�owa jest kompletnie pust� spi�arni�. �a�uj�, �e nie potrafi� odda� w s�owach perfekcji ruch�w foki ze�lizguj�cej si� do wody i skok�w szerokonosych ma�p przerzucaj�cych si� z ga��zi na ga��� czy majestatu lwa po prostu odwracaj�cego g�ow�. Ale j�zyk jest tak bezradny! Lepiej wyt�y� wyobra�ni� i zobaczy� to jej oczami.
W zoo, podobnie jak w naturze, najlepsz� por� na ogl�danie takich cud�w jest �wit i zmierzch. To w�a�nie wtedy wi�kszo�� zwierz�t si� o�ywia. Zaczyna si� ruch, opuszczanie kryj�wek, dreptanie do wodopoju. Zwierz�ta prezentuj� swoj� urod� w ca�ej okaza�o�ci. �piewaj� swe pie�ni. Popisuj� si� przed sob�, odprawiaj�c rozmaite rytua�y. Ten, kto ma bystre oko i wyostrzony s�uch, zostaje wynagrodzony stokrotnie! Sp�dzi�em niezliczone godziny, obserwuj�c w milczeniu wyszukane i r�norodne przejawy �ycia, kt�re s� ozdob� naszej planety. Jest to co� tak ol�niewaj�cego, ha�a�liwego, niesamowitego i zarazem delikatnego, �e wprost osza�amia.
S�ysza�em w �yciu prawie tyle samo nonsens�w na temat ogrod�w zoologicznych, ile jest ich na temat Boga i religii. Pe�ni dobrej woli, ale niezorientowani ludzie uwa�aj�, �e zwierz�ta na �onie natury s� �szcz�liwe�, bo �wolne�. Ludzie ci maj� zwykle na my�li wielkiego, okaza�ego drapie�nika w rodzaju lwa lub geparda (rzadko bierze si� pod uwag� �ycie gnu czy mr�wnika). Wyobra�aj� sobie to dzikie zwierz�, jak przetrawiaj�c po�art� przed chwil� ofiar�, kt�ra z pokor� przyj�a sw�j los, flegmatycznie przemierza sawann� lub uprawia jogging, aby zachowa� smuk�� sylwetk� po tym, jak pofolgowa�o ob�arstwu. Widz� takie zwierz�, jak z dum� i czu�o�ci� dogl�da swego potomstwa albo w gronie rodzinnym podziwia zach�d s�o�ca, le��c na konarze drzewa i wydaj�c z siebie pomruki zadowolenia. �ycie dzikich zwierz�t jest w wyobra�eniu tych ludzi proste, szlachetne i wype�nione poczuciem sensu. Tymczasem chwytaj� je �li ludzie i zamykaj� w ciasnych klatkach. Ich �szcz�cie� diabli bior�. Takie uwi�zione zwierz� t�skni straszliwie za �wolno�ci�� i robi wszystko, �eby uciec. Odebranie mu owej �wolno�ci� sprawia, �e po latach nieszcz�nik staje si� w�asnym cieniem, a jego duch zostaje z�amany. Tak sobie przynajmniej niekt�rzy wyobra�aj�.
W rzeczywisto�ci jest zupe�nie inaczej.
Zwierz�ta w naturze prowadz� �ywot nacechowany poczuciem przymusu i konieczno�ci; egzystuj� w �wiecie, w kt�rym istnieje nienaruszalna spo�eczna hierarchia, w �rodowisku, w kt�rym l�ku jest w nadmiarze, a po�ywienia nigdy dosy�, w kt�rym trzeba nieustannie broni� swego terytorium przed intruzami i gdzie nigdy nie mo�na si� pozby� paso�yt�w. Jakie znaczenie ma wolno�� w takim kontek�cie? �yj�ce dziko zwierz�ta nie s� naprawd� wolne ani w kategoriach przestrzeni, ani czasu, ani te� w kategoriach wzajemnych relacji. Teoretycznie � gdy chodzi o zwyk��, fizyczn� mo�liwo�� � zwierz� mo�e si� podnie�� i i�� sobie, dok�d chce, prezentuj�c dumnie wszelkie spo�eczne nawyki � i ograniczenia � w�a�ciwe swemu gatunkowi. Jednak jest to mniej prawdopodobne ni� sytuacja, kiedy przedstawiciel naszego gatunku, powiedzmy sklepikarz, uwik�any we wszystkie zwyk�e wi�zi i powinno�ci � rodzinne, przyjacielskie, spo�eczne � rzuci wszystko i z gar�ci� drobnych w kieszeni, w jednej kapocie na grzbiecie, p�jdzie sobie w �wiat, porzucaj�c dotychczasowe �ycie. Je�li cz�owiek, naj�mielsze i najinteligentniejsze ze wszystkich stworze�, nie w�druje z miejsca na miejsce, wsz�dzie obcy i do nikogo ani do niczego nie przywi�zany, dlaczego mia�oby to robi� zwierz�, znacznie bardziej konserwatywne z samej swej natury? Bo takie w�a�nie s� zwierz�ta � konserwatywne, mo�na by nawet powiedzie�: reakcyjne. Byle drobiazg mo�e je wyprowadzi� z r�wnowagi. Zwierz�ta chc�, �eby wszystko pozostawa�o niezmienione, ca�ymi dniami, tygodniami, miesi�cami. Niespodzianki i zaskoczenia s� dla nich czym� wielce nieprzyjemnym. Obserwujemy to na przyk�adzie ich relacji przestrzennych. Zwierz� ma swoj� przestrze�, czy to w zoo, czy w �rodowisku naturalnym, i porusza si� po niej podobnie, jak poruszaj� si� figury na szachownicy � w przemy�lany spos�b. Ruchy jaszczurki, nied�wiedzia czy jelenia nie s� bynajmniej bardziej przypadkowe ni� ruchy konika szachowego. I tu, i tu mamy do czynienia z szablonem i celowo�ci�. Zwierz�ta �yj�ce dziko trzymaj� si� w okre�lonych porach roku zawsze tych samych �cie�ek z tych samych wa�nych powod�w. Je�li zwierz� w zoo nie znajduje si� w swoim normalnym miejscu i w swojej zwyk�ej pozycji o okre�lonej porze, musi to co� oznacza�. Mo�e to by� spowodowane jak�� naprawd� drobn� zmian� w otoczeniu. Zwini�ty w�� do podlewania pozostawiony przez dozorc� mo�e wydawa� si� zagro�eniem. Ka�u�a przybiera niepokoj�cy dla zwierz�cia kszta�t. Drabina rzuca cie�. Ale mo�e te� chodzi� o co� wi�cej. W najgorszym razie mo�e to by� rzecz najbardziej znienawidzona przez dyrektor�w ogrod�w zoologicznych, czyli symptom choroby, zwiastun k�opot�w, znak, �e nale�y uwa�nie przyjrze� si� odchodom, przepyta� dozorc�, wezwa� weterynarza. A wszystko dlatego, �e bocian nie stoi w swoim zwyk�ym miejscu!
Pozw�lcie jednak, �e zajm� si� przez chwil� bli�ej tylko jednym wyodr�bnionym aspektem zagadnienia.
Czy my�licie, �e gdyby kto� wtargn�� do jakiego� domu, otwieraj�c drzwi kopniakiem, wygoni� mieszkaj�cych w nim ludzi na ulic� i powiedzia�: �Jazda! Jeste�cie wolni! Wolni jak ptaki! A sio! A sio!�, ludzie ci �piewaliby i ta�czyli z rado�ci? Na pewno nie. Ptaki wcale nie s� wolne. Wyp�dzani zapytaliby oburzeni: �Jakim prawem nas wyganiasz? To nasz dom. Nasza w�asno��. Mieszkamy w nim od lat. Zaraz wezwiemy policj�, ty �obuzie!�.
Czy� nie m�wimy: �Nie ma to jak w domu�? To w�a�nie z pewno�ci� odczuwaj� zwierz�ta. S� przywi�zane do okre�lonych terytori�w. To jest klucz do ich sposobu rozumowania. Tylko znajomo�� terytorium pozwala im kierowa� si� bez przeszk�d dwoma imperatywami rz�dz�cymi �wiatem natury: nakazem unikania wrog�w i potrzeb� zdobycia po�ywienia i wody. Biologicznie zdrowy azyl ogrodu zoologicznego � czy to b�dzie klatka, fosa, wysepka, zagroda, terrarium, woliera, czy akwarium � jest tylko jeszcze jednym terytorium, kt�rego jedyn� osobliwo�ci� jest jego rozmiar i bliskie s�siedztwo obszaru zamieszkanego przez ludzi. To, �e jest ono znacznie mniejsze, ni� by�oby w naturze, jest rzecz� zrozumia��. Terytoria w naturze s� wielkie nie dlatego, �e takie s� upodobania zwierz�t, ale z konieczno�ci. W ogrodach zoologicznych robimy dla zwierz�t wszystko, co robiliby�my dla siebie w domach: skupiamy na ma�ej przestrzeni to, co w warunkach naturalnych jest rozrzucone na wielkim obszarze. Kiedy�, w zamierzch�ych czasach, mieli�my tu jaskini�, tam rzek�, jeszcze dalej tereny �owieckie, w innym miejscu punkt obserwacyjny, gdzie� tam jeszcze polan� z jagodami � a dooko�a roi�o si� od lw�w, w�y, mr�wek, pijawek i pe�no by�o truj�cych ro�lin � teraz rzek� mamy w kranie, w zasi�gu r�ki, mo�emy my� si� i pra� tam, gdzie �pimy, je��, gdzie gotujemy, otoczy� wszystko ochronnym murem i utrzymywa� w jego obr�bie czysto�� i ciep�o. Dom jest poddanym kompresji terytorium, gdzie nasze podstawowe potrzeby mog� by� zaspokajane w jednym miejscu i bezpiecznie. Zdrowe ekologicznie zoo jest ekwiwalentem domu przeznaczonym dla zwierz�cia (bez, co istotne, �adnych palenisk ani tym podobnych urz�dze� obecnych w siedzibach ludzkich). Znajduj�c w obr�bie klatki czy wybiegu wszystko, czego potrzebuje � czatowni�, legowisko, �erowisko, wodop�j i k�pielisko � i widz�c, �e nie musi polowa�, skoro sze�� razy w tygodniu po�ywienie zjawia si� samo, zwierz� obejmuje terytorium w posiadanie tak samo, jak zaw�adn�oby nim w naturze, penetruj�c je i znacz�c w spos�b w�a�ciwy swemu gatunkowi, na przyk�ad moczem. Kiedy si� to ju� stanie, kiedy odb�dzie si� stosowny rytua� i zwierz� osi�dzie w okre�lonym miejscu, nie przeobrazi si� w nerwowego lokatora, lub tym bardziej wi�nia, ale raczej poczuje si� jak w�a�ciciel ziemski i b�dzie si� zachowywa� w obr�bie tego zamkni�tego obszaru dok�adnie tak, jak zachowywa�oby si� na swoim terytorium, �yj�c w stanie dzikim, ��cznie z zaciek�� obron� w sytuacji zagro�enia z zewn�trz. �ycie na takim zamkni�tym obszarze nie jest dla zwierz�cia subiektywnie ani lepsze, ani gorsze od �ycia w naturze; terytorium to � czy naturalne, czy stworzone sztucznie � je�li tylko zaspokaja jego potrzeby, jest po prostu czym� odbieranym bezrefleksyjnie, czym� danym, jak c�tki lamparta. Mo�na wr�cz zaryzykowa� stwierdzenie, �e gdyby zwierz� by�o obdarzone inteligencj� i potrafi�o dokona� wyboru, wybra�oby �ycie w zoo, bo najwi�ksz� przewag� ogrodu jest nieobecno�� paso�yt�w i wrog�w oraz obfito�� po�ywienia, wobec obfito�ci tych pierwszych i niedostatku drugiego w warunkach naturalnych. No bo pomy�lcie sami: czy woleliby�cie mieszka� w Ritzu, z pe�n� obs�ug� i nieograniczonym dost�pem do lekarza, czy by� bezdomnym, o kt�rego nie zatroszczy si� �ywa dusza? Zwierz�ta nie potrafi� dokonywa� takich rozr�nie�. Przy wszystkich ograniczeniach swej natury radz� sobie z tym, co akurat maj�.
Dobre zoo jest miejscem, w kt�rym mamy do czynienia ze starannie zaplanowanymi zderzeniami racji � tam, gdzie zwierz�ta ostrzegaj� nas za pomoc� moczu lub innej wydzieliny: �nie wchod� tu!�, my odpowiadamy mu za pomoc� rozmaitych barier: �nie wychod� stamt�d!�. W warunkach tak dyplomatycznie wypracowanego pokoju wszystkie zwierz�ta s� zadowolone, a my odpr�eni � i mo�emy si� wzajemnie sobie przypatrywa�.
W literaturze przedmiotu mo�na znale�� ca�� mas� przyk�ad�w sytuacji, w kt�rych zwierz� mog�o uciec, a nie zrobi�o tego, albo te� uciek�o, ale zaraz wr�ci�o. Opisany jest przypadek szympansa, kt�rego klatki nie domkni�to; kiedy drzwi otworzy�y si� szeroko, coraz bardziej wystraszona ma�pa zacz�a wrzeszcze� i pr�bowa�a je bezskutecznie zatrzasn��, czyni�c przy tym potworny ha�as, dop�ki zaalarmowany przez zwiedzaj�cych dozorca nie po�pieszy� jej z pomoc� i nie rozwi�za� problemu. W jednym z europejskich ogrod�w wysz�o przez niedomkni�t� furtk� stado saren. Przestraszone widokiem zwiedzaj�cych zwierz�ta pomkn�y jak strza�a do pobliskiego zagajnika, w kt�rym rezydowa�o ju� inne, dzikie stado i kt�ry m�g� jeszcze swobodnie pomie�ci� kilka dodatkowych sztuk. A jednak sarny z zoo wr�ci�y szybko do swej zagrody. W innym ogrodzie jeden z pracownik�w szed� wczesnym rankiem do pracy, nios�c pod pach� deski, kiedy nagle, ku jego przera�eniu, z porannej mg�y wynurzy� si� nied�wied� i pewnym krokiem ruszy� w jego stron�. Robotnik rzuci� deski i salwowa� si� ucieczk�. Personel zoo ruszy� natychmiast na poszukiwanie zbieg�ego misia. Znale�li go w jego w�asnej klatce; wr�ci� tam t� sam� drog�, kt�r� uciek� � po pniu drzewa le��cego w poprzek fosy. Jak si� domy�lono, wystraszy� go huk spadaj�cych na ziemi� desek.
Nie b�d� jednak obstawa� przy swoim. Nie zamierzam broni� ogrod�w zoologicznych. Je�li chcecie, pozamykajcie je wszystkie (i miejmy tylko nadziej�, �e te resztki dzikich zwierz�t przetrwaj� w�r�d resz