9623
Szczegóły |
Tytuł |
9623 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9623 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9623 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9623 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Chris Bunch
Maska Ognia
Ostatni Legion tom II
Przek�ad Rados�aw Kot
Dla Knicks�w Kelly, Eda, Erwin i Eda juniora, Kt�rzy uczynili �ycie znacznie �a-
twiejszym
Przed bitw� wspomnij trzyna�cie prawd o ogniu:
1. Silniejszy jest ni� najro�lejszy rumak, a jednak ukry� go mo�na w dzieci�cych
szatach.
2. Jasny i �ywy, raduje serce ka�dego, kto go u�ywa.
3. Jego widok ujmuje si� wrogowi, kt�ry wie, �e w spotkaniu z nim nie mo�e
liczy� na
lito��.
4. Wzniecony w odpowiednim miejscu nigdy si� nie podda.
5. Gdy ju� gorzeje, wojownik mo�e spokojnie czyni� swoje.
6. Cho� niewiele zach�ty mu trzeba, ma�o po�ywienia ponad gar�� chrustu, b�dzie
walczy� bez wytchnienia.
7. Zawsze toczy w�asn� bitw�, kieruj�c si� raz tutaj, raz tam, i nikt nigdy do
ko�ca nie
odgadnie, dok�d jeszcze.
8. Znosi niemal wszystkich, czy wrogowie to, czy sojusznicy, wiatr jest mu
rumakiem,
ziemia fortec� i dopiero wielka woda mo�e stawi� mu czo�o.
9. Wojownik skryty za mask� ognia mo�e spokojnie obmy�la� swoje posuni�cia.
10. Gdy strze�e ze skrzyde�, mo�na mie� pewno��, �e nikt wojownika stamt�d nie
zaskoczy.
11. Niszczy wszelk� maj�tno�� wroga, jego wozy, konie i prowiant, tak samo jak
dzier��cych miecze �ucznik�w.
12. Rany przez niego zadane s� straszne i niewielu wraca po nich do zdrowia.
13. Po jego przej�ciu zostaje naga pustynia, na kt�rej kr�luje rozpacz.
Rozwa� te prawdy, przemy�l, ile daje maska ognia i jak j� wykorzysta�, a potem
ruszaj do boju z wiecznym p�omieniem w sercu.
Rady dla samotnego wojownika walcz�cego z zast�pami wroga
Lai Shi-Min, p�niejszy cesarz Tai Tsung, ok. 630 r.n.e.
1
Langnes 37421/Czwarta Planeta/ Miejsce Spotka�
Ledwie okr�ty pojawi�y si� w normalnej przestrzeni, wzi�y kurs na czwart�
planet�
uk�adu. Gdy by�y ju� blisko niej, luki stan�y otworem i wychyn�y z nich
p�koliste
my�liwce, �mierciono�ne aksaie. Otoczy�y jednostki macierzyste zwartym szykiem.
Wygl�da�o to na przygotowania do ataku, ale nimi nie by�o.
Przyw�dcy klan�w musth�w zbierali si� na narad�, aby postanowi� o losie ludzi
okupuj�cych odleg�y uk�ad Cumbre.
Dotyczy�o to w ka�dym razie tych przyw�dc�w, kt�rzy byli w jaki� spos�b
zainteresowani spraw�. Reprezentowali nie wi�cej ni� jedn� pi�t� wszystkich
klan�w.
Pozostali albo woleli pozosta� neutralni, albo zamierzali zaanga�owa� si�
dopiero p�niej.
Wedle mitologii musth�w, Czwarta by�a ich kolebk�, chocia� naukowcy g�osili, �e
ich
rasa wyewoluowa�a jednocze�nie na wielu, mo�e nawet ponad dziesi�ciu planetach,
co mia�o
dowodzi� praw musth�w do ca�ego wszech�wiata. Za potwierdzenie tego uznawali
�atwo��,
z jak� opanowali swoj� gromad� gwiezdn� i inne jego regiony.
Czwarta by�a spokojn� planet�. Pokrywa�y j� wielkie masy kontynent�w z niskimi
g�rami i trawiastymi r�wninami poprzedzielanymi skromnymi sp�achetkami puszcz.
S�o�ce
nale�a�o do typu G, jego blask by� jednak zdecydowanie zbyt przenikliwy i
naznaczony
b��kitem, aby Ziemianin m�g� czu� si� w nim dobrze. By�o tu r�wnie� nieco za
zimno, ale
�nieg pada� bardzo rzadko, podobnie jak sezonowe deszcze, kt�re niekiedy jednak
przeradza�y
si� w porz�dne ulewy.
Nie zawsze tak by�o. Przez tysi�ce lat planeta t�tni�a �yciem. Uprawiano na niej
pola,
dr��ono kopalnie, wycinano lasy, budowano miasta i fabryki. A� w ko�cu musthowie
odlecieli do gwiazd.
Teraz, niemal opuszczona, Czwarta wraca�a do swojego naturalnego stanu. Miasta
zr�wnano z ziemi�, trawom i lasom pozwolono zarosn�� dawne tereny uprawne,
zatrute rzeki
i jeziora z wolna znowu si� oczy�ci�y. Obecnie by� to �wiat niemal tak samo
czysty jak
u zarania historii musth�w.
Problem przeludnienia znikn��, jakby nigdy nie istnia�, zatem te kilka milion�w
musth�w, kt�rzy zostali na planecie, przenios�o si� do specjalnie wybudowanych
podziemnych miast. Po jednym na klan.
�lady cywilizacji wida� by�o tylko na samotnym ma�ym kontynencie. Tutaj mie�ci�y
si� bazy wojskowe, wielkie lotniska, zautomatyzowane fabryki i stocznie oraz
wcale nie taki
wielki o�rodek administracyjny, z kt�rego rz�dzono tysi�cami zamieszkanych przez
musth�w
planet. To w�a�nie by�o Miejsce Spotka�.
W jego centrum rozci�ga� si� cylindryczny budynek o �rednicy dw�ch kilometr�w,
kt�rego kopulasty dach wznosi� si� na trzysta metr�w. Przybywali tu wszyscy
musthowie,
kt�rzy mieli problemy przerastaj�ce kompetencje przyw�dc�w klan�w albo
potrzebowali
mediacji w zagra�aj�cym wojn� sporze.
Gmach nie mia� �adnej nazwy, co musthowie uwa�ali za nad wyraz logiczne. Skoro
w ca�ym imperium nie by�o drugiego takiego, nazwa stawa�a si� zbyteczna.
Kr��y�o w�r�d tej rasy ironiczne powiedzenie: �Tylko dlatego nie panujemy nad
ca�ym wszech�wiatem, �e musimy nieustannie jednym okiem strzec naszej
przysz�o�ci,
drugim godno�ci, trzecim za� naszych ty��w, a Prastary da� nam tylko po dwoje
oczu�.
W murach olbrzymiej rotundy mie�ci�y si� apartamenty, ka�dy z platform�
l�dowiska
wystarczaj�c� na zaparkowanie dw�ch statk�w. Przyw�dca klanu m�g� przyby� tu ze
swoj�
�wit� i za�atwi� wszystko, co zamierza�, nie opuszczaj�c tego bogato
wyposa�onego
w elektronik� lokum. Apartamenty by�y ca�kowicie niezale�ne, z w�asnymi
generatorami
i filtrami powietrza na wypadek, gdyby kto� wpad� na pomys� zagazowania
przeciwnika.
Je�li udawa�o si� za�egna� sp�r, przyw�dcy klan�w, ich podw�adni i krewni mogli
si�
spotka� oko w oko.
Tym razem zjawi�o si� prawie pi�ciuset klanowych przyw�dc�w. Niekt�rzy mieli we
w�adaniu po kilka �wiat�w, inni kontrolowali cechy albo gildie, inni jeszcze
dowodzili
flotami wojennymi.
Podczas gdy aksaie kr��y�y po niebie czujne i zwinne niczym ziemskie jask�ki,
w�adcy po kolei docierali do swoich apartament�w. Komputer gmachu pilnowa�, aby
nie
dosz�o przy tym do spotkania wrog�w, kt�rzy mogliby wykorzysta� okazj� do
konfrontacji.
Wysiadali z �adownik�w dumni i pe�ni arogancji w�a�ciwej rasie, kt�ra mia�a si�
za
panuj�c�. Wysocy na dwa metry, a wyprostowani nawet wy�si, z szorstk� sier�ci�,
czasem
��t�, czasem ciemniejsz� a� do rudego br�zu, z ma�ymi g�owami osadzonymi na
d�ugich
w�owych szyjach szybkim krokiem znikali w kwaterach.
Wszyscy nosili pasy z broni�, kt�ra pod �adnym wzgl�dem nie by�a ceremonialna.
W nocy przed oficjalnymi rozmowami ��cza rozgrza�y si� od nieustannej wymiany
pomys��w, sugestii taktycznych i strategii.
W�a�ciwe spotkanie zacz�o si� o wschodzie s�o�ca.
Niekt�rzy skorzystali z wielkich ekran�w �ciennych, na kt�rych ukaza�a si�
wielopolowa mozaika przedstawiaj�ca oblicza uczestnik�w. Nie wszystkich, bo
niekt�rzy nie
w��czyli kamer.
Przedstawieniem sprawy zaj�� si� Aesc, by�y ambasador w uk�adzie Cumbre.
Wspomnia�, �e chocia� stosunki mi�dzy lud�mi a musthami zawsze by�y napi�te,
ostatnio
znacznie si� zaogni�y za spraw� tak zwanych Raum�w, nieco mniejszych i o
ciemniejszej
sk�rze ni� pozostali ludzie. S�udzy zbuntowali si� przeciwko swoim panom i
zaatakowali
tak�e musth�w.
- Dlaczego? - spyta� jeden z przyw�dc�w klan�w. - Niewiele wiem o ludziach,
ledwie
tyle, by si� nimi brzydzi�, ale wydawa�o mi si�, �e ostatnim razem, gdy
zawierali�my pok�j,
uda�o si� uzgodni� stanowiska. Przynajmniej oni tak twierdzili.
- Raumowie �ywi� przekonanie, �e s� nacj� wybran�, aby rz�dzi� nie tylko ca��
ras�
ludzk�, ale te� wszystkimi innymi istotami i ca�ym wszech�wiatem po wieki wiek�w
-
wyja�ni� Aesc.
Rozleg�y si� pomruki i warkni�cia �wiadcz�ce o rozbawieniu, kto� krzykn��:
�Herezja!�, inni si� roze�miali.
- Nasz dow�dca Wlencing mia� okazj� walczy� z nimi w sojuszu z ludzk� armi� -
doda� Aesc.
- I jak pan to widzi, Wlencing? - spyta� Keffa, jeden z przyw�dc�w klan�w.
- Ludzie nazywaj� Raum�w �robakami�, czyli stworzeniami pe�zaj�cymi w b�ocie -
powiedzia� Wlencing, cytuj�c ludzkie s�owo. - To tch�rze, kt�rzy unikaj�
otwartej walki,
a je�li ju� musz� j� podj��, nie staj� do niej jak si� godzi wojownikom.
Potrafili jednak zada�
nam bolesne straty, wysy�aj�c statek do samob�jczego ataku na nasz� kwater�
g��wn� na
trzeciej planecie.
- Jak mo�na wyczyta� w dostarczonych panom dokumentach, to w�a�nie sk�oni�o nas
do wycofania si� z tamtego uk�adu - wtr�ci� Aesc.
- Czyta�em - powiedzia� Keffa. - Ale Wlencing nie sko�czy� jeszcze odpowiada� na
moje pytanie. Ma�o mnie obchodz� ci g�upcy, kt�rzy maj� si� za wybranych,
szczeg�lnie �e,
jak s�ysz�, zostali rozbici.
- Nie ca�kiem - sprostowa� Wlencing. - Raczej zap�dzeni z powrotem do nor.
- Tak czy owak, najbardziej interesuje mnie ludzka armia i o ni� chc� spyta�.
Jacy s�
ich �o�nierze? Wlencing zastanowi� si�, kr�c�c g�ow�.
- Jako wojownicy niekt�rzy radz� sobie bardzo dobrze - odezwa� si� po chwili -
szczeg�lnie ci wyszkoleni do indywidualnej walki. Jak zachowuj� si� jako armia
podczas
d�u�szego konfliktu, trudno powiedzie�. Konflikt z Raumami sk�ada� si� z szeregu
drobniejszych potyczek. A co do nas... Konfederacja, z kt�r� kiedy� walczyli�my,
najwyra�niej przesta�a wspiera� ten sektor, wi�c brakuje im zaopatrzenia i musz�
improwizowa�. Jednak nale�y wspomnie�, �e przynajmniej cz�� z nich ma
szczeg�lny talent
do b�yskawicznego znajdowania zast�pczych rozwi�za�, zw�aszcza w nag�ej
potrzebie.
- Gdy kto� tak cz�sto bierze si� do sprawy od z�ego ko�ca i z byle czym, nic
innego
mu nie zostaje - prychn�� niejaki Paumoto, budz�c og�ln� weso�o��.
Paumoto by� rzecznikiem najbardziej radykalnych musth�w, kt�rzy niczego tak nie
pragn�li, jak zniszczenia chwiej�cej si� obecnie Konfederacji. Spo�r�d
wszystkich ras tylko
ludzie mogli zagrozi� musthom i vice versa. Wszystkie inne by�y mniej ambitne,
niezdolne do
ekspansji albo znajdowa�y si� na ni�szym etapie rozwoju, ewentualnie po prostu
nie nale�a�y
do tlenodysznych, co stawia�o je poza konkurencj�, jako �e wybierane przez nie
�wiaty nie
nadawa�y si� ani dla musth�w, ani dla ludzi.
Jak dot�d Paumoto nie zyska� wielkiego poparcia. Przewa�aj�ca cz�� musth�w nie
mia�a �adnego kontaktu z lud�mi, nie by�a nimi zainteresowana albo wierzy�a, �e
rasa ta jest
skazana na wymarcie z powodu wrodzonej g�upoty.
Jednym z najsilniejszych sprzymierze�c�w Paumota by� Keffa, kt�ry jednak
reprezentowa� zbyt wielkie i zbyt m�ode pieni�dze.
- Mo�e to i prawda, ale nie lekcewa�y�bym przeciwnika - odezwa� si� Wlencing,
gdy
ucich�y odg�osy �wiadcz�ce o rozbawieniu. - Niemniej jestem dog��bnie
przekonany, �e
m�drze walcz�c, zdo�amy ich zniszczy�.
- Podziwiam i ciebie, wodzu, i twoich co bardziej spostrzegawczych podw�adnych -
powiedzia� Paumoto. - Zrozumieli�cie to, przed czym ostrzegali�my po�ow� naszego
�ycia.
Poj�li�cie, �e musimy stawi� czo�o cz�owiekowi. Musimy to zrobi� jak najszybciej
i na
naszych warunkach. Ta galaktyka i wszystkie w jej okolicy mog� mie� tylko
jednego pana
i naszym zadaniem jest pokaza� ludziom ich miejsce, zanim zdo�aj� wzrosn�� w
si��! Chaos,
kt�ry zapewne ogarn�� Konfederacj�, stwarza nam niepowtarzaln� okazj�.
- S�uszne s�owa - odezwa� si� kolejny klanowy przyw�dca imieniem Senza. -
Pami�tajmy jednak, czym sko�czy�o si� kiedy� lekcewa�enie ludzi.
Przed trzydziestoma pi�cioma standardowymi latami musthowie wys�ali liczn�
wypraw� kolonizacyjn� do bogatej w surowce mineralne gromady gwiezdnej, kt�ra
zosta�a
odkryta r�wnocze�nie przez obie rasy, ale zaj�li r�wnie� te planety, kt�re
ludzie og�osili ju�
swoj� w�asno�ci�. Konfederacja odpowiedzia�a uderzeniem, zniszczy�a wi�kszo��
si�
musth�w i narzuci�a twarde warunki rozejmu, na mocy kt�rego przeciwnik poza
spornymi
obszarami musia� odda� jeszcze kilka innych uk�ad�w planetarnych w tym sektorze.
Przyw�dcy klan�w poruszyli si� niespokojnie, paru gniewnie postawi�o uszy. �aden
musth nie lubi, �eby mu wypomina� przesz�o��, a szczeg�lnie tak�, kt�ra wi�za�a
si� z kl�sk�.
Senza by� powszechnie uwa�any za niezr�wnowa�onego, przy czym niekt�rzy
twierdzili nawet, �e sprowadza nieszcz�cie. Gdyby nie by� taki ostro�ny,
zapewne dawno ju�
sko�czy�by marnie.
Niemniej szanowano go, gdy� sta� na czele wszechobecnego i energicznego
Polperra,
szczeg�lnego klanu, do kt�rego nale�eli musthowie z wszystkich innych, gromadzi�
bowiem
dyplomat�w i prawnik�w, g��wne �smarowid�o� ca�ej tej cywilizacji, ratuj�ce j�
od
nieustannej wojny domowej.
W odr�nieniu od wi�kszo�ci musth�w, Senza dobrowolnie sk�ada� wizyty na
planetach zasiedlonych przez ludzi i nie kry�, �e zrobi�y one na nim wra�enie.
Uwa�a�, �e obie
rasy mog�yby si� wiele od siebie nauczy�, i sk�ania� si� ku sojuszowi z lud�mi.
Jego
stanowisko by�o popularne tylko w�r�d m�odych musth�w, dopuszczaj�cych
odst�pstwa od
tradycji, albo w�r�d radykalnych element�w pragn�cych zmian dotychczasowego
porz�dku.
- Przesz�o�� jest martwa - warkn�� Keffa.
Senza machn�� �ap� w ge�cie pow�tpiewania.
- Jest - doda� stanowczo Paumoto. - Przynajmniej teraz i tutaj. W tej chwili
musimy
si� zastanowi�, co zrobi� z obecno�ci� ludzi w uk�adzie Cumbre. Mamy akurat
szans�. Jakie�
propozycje?
- Powinni�my tam wr�ci�, tym razem z wojskiem, a nie z g�rnikami - odezwa� si�
Wlencing. - Uderzymy raz a mocno i uk�ad b�dzie nasz. Zostawili�my tam do�� sond
zwiadowczych, aby wr�ci� jak po swoje. Je�li Konfederacja jeszcze istnieje,
postawimy j�
przed faktem dokonanym. Je�li nie... - uni�s� �ap� z rozczapierzonymi palcami -
powr�cimy
na �cie�k� podboj�w. Moim zdaniem nie ma innego rozwi�zania, nie ryzykujemy te�
wi�kszych strat.
- A co z tymi lud�mi, kt�rzy nie zgodz� si� potulnie umrze�? - spyta� Senza. -
Skierujemy na nich ��d�a?
��d�a by�y jedn� z bardziej paskudnych broni stosowanych przez musth�w.
Upakowane w niej owadopodobne stworzenia budzi�y si� b�yskawicznie po uwolnieniu
i atakowa�y wszystko co �ywe w najbli�szej okolicy.
- Nie jeste�my potworami - powiedzia� Wlencing. - Nie chcia�bym zabija�
niewinnych
m�odych ani samic. Jednak nie mo�emy pozwoli�, �eby uciekli po naszym
zwyci�stwie.
Mogliby sprowadzi� si�y Konfederacji. Na szcz�cie zawsze jest sporo zaj��,
kt�rymi sami
woleliby�my si� nie para�. B�dzie trzeba znale�� g�rnik�w, ca�e zast�py s�ug.
Ci, kt�rzy
prze�yj� walk� i nie b�d� my�le� o dalszym oporze, bardziej przydadz� nam si�
�ywi.
- Nie! - warkn�� Keffa z p�on�cymi gniewem �lepiami. - Je�li musthowie zaczn�
uwa�a�, �e jaka� praca im nie przystoi, b�dzie to w praktyce oznacza�o gotowo��
przekazania
w�adzy innej, silniejszej i bardziej �ywotnej rasie! Senza m�g� nie traktowa�
swoich s��w
metaforycznie, ale ma racj�. Je�li teraz zadzia�amy zdecydowanie, a nawet
brutalnie,
oszcz�dzimy sobie k�opot�w w przysz�o�ci.
- Keffa jest nader pewny siebie - mrukn�� Senza. - Jeszcze nie zacz�li�my
przygotowa� do walki, a ju� pr�bujemy dzieli� �upy i zastanawiamy si�, jak
usun�� tych zbyt
g�upich, aby si� z nami dogada�.
- Pow�tpiewasz w nasze zwyci�stwo? - spyta� zaczepnie Paumoto.
- Oczywi�cie, �e nie. Je�li, podkre�lam, je�li zdecydujemy si� na wojn�. Zanim
jednak
temperatura dyskusji wzro�nie za bardzo, chcia�bym spyta�, ilu w�a�ciwie
przyw�dc�w
klan�w zamierza ruszy� przeciwko ludziom?
- Ledwie zacz�li�my o tym rozmawia�... - rzuci� Keffa.
- Jednak bior�c pod uwag� cel spotkania, taka informacja mo�e mie� olbrzymie
znaczenie dla jego dalszego przebiegu. Wzywam do zdeklarowania si�.
Senza pierwszy wyci�gn�� �ap� ku przyciskom. Kilka sekund p�niej na ekranie
zaja�nia�y wyniki.
Niemal dok�adnie jedna trzecia by�a za, jedna trzecia przeciwko i tyle samo
zebranych
nie podj�o jeszcze decyzji.
- Nasza wielka rasa jako� nie podziela stanowiska Wlencinga, Paumota i Keffy -
powiedzia� Senza, k�ad�c lekki nacisk na s�owo �wielka�. - Wi�kszo�� nie uwa�a
starcia za
nieuniknione.
- Chcesz przez to powiedzie�, �e powinni�my pogodzi� si� z kl�sk�? - spyta�
Aesc. -
Mam pokornie zaakceptowa� wygnanie z Cumbre?
- Wedle oficjalnych raport�w to w�a�nie pan, razem z Wlencingiem, podj�� decyzj�
o wycofaniu naszych tamtejszych si�, �eby naradzi� si� z nami. Trudno tu m�wi� o
wygnaniu.
- Pa�skim zdaniem ludzie te� tak to widz�? - sykn�� Aesc. W ca�ym gmachu
podni�s�
si� gwar.
- Nie obchodzi mnie, jak widz� to ludzie. To tylko ludzie. Za bardzo ufam
w przeznaczenie naszej rasy, aby przejmowa� si� ludzkimi rozterkami. Dodam
jeszcze, �e
pa�skie dokonania w uk�adzie Cumbre nie budz� mego podziwu. To samo dotyczy
pana,
Aesc. Uwik�ali�cie si� w ma�o istotn� operacj�, nie dostrzegaj�c, ile naprawd�
by�o do
zyskania. Niewiele nam przysz�o z waszego wojowania. A teraz chcecie, aby�my
zwi�kszyli
zaanga�owanie w tym systemie. My�l�, �e to g�upota. Powinni�my raczej obra� inny
kurs,
a w�a�ciwie jeden z dw�ch kurs�w, kt�re chc� wam zaproponowa�.
Pierwszy to wznowienie zaanga�owania w uk�adzie Cumbre, ale si�ami nie wi�kszymi
ni� przedtem. Zaraz poddam to pod g�osowanie, ale prosz� o cierpliwo��, p�ki nie
przedstawi� drugiej propozycji. Chodzi mianowicie o to, aby ca�kiem zarzuci�
plany podboju
Cumbre i wys�a� tam jedynie kupc�w, kt�rzy b�d� normalnymi metodami nabywa� dla
nas
kopaliny, w kt�re obfituje ten uk�ad. Mo�e si� zdarzy�, �e w przysz�o�ci
spotkamy jeszcze
inne rasy zajmuj�ce t� sam� nisz� �ycia opartego na w�glu. Mog� to by� rasy
r�wnie ambitne
jak my. Je�li teraz, w spotkaniu z lud�mi, nauczymy si� rozpoznawa� zamiary i
mo�liwo�ci
przeciwnika, �atwiej poradzimy sobie w przysz�o�ci, b�dziemy umieli oceni�, czy
mamy do
czynienia z wrogiem, czy z potencjalnym sojusznikiem. Zastan�wcie si� nad obiema
tymi
mo�liwo�ciami, panowie. Chocia� dzi� wspomniany problem nie wydaje si� wielce
znacz�cy,
ostatecznie mo�e zdecydowa� o ca�ej naszej polityce. A teraz prosz� o
g�osowanie.
Senza nie by� zdziwiony, gdy obie propozycje zosta�y zdecydowan� wi�kszo�ci�
odrzucone.
- Zatem, skoro ju� nie musimy zajmowa� si� g�upstwami, zabierzmy si� bez
sentyment�w do tego, co najwa�niejsze - powiedzia� Paumoto. - Wzywam, by�my
wr�cili do
Cumbre, ale ze znaczniejszymi i lepiej wyposa�onymi si�ami. Dowodzenie obj��by
Aesc, jako
�e on najlepiej zna ten uk�ad, a jego zast�pc� by�by Wlencing. Zast�pc�, �e
zaznacz�, we
wszystkim, nie tylko w kwestiach militarnych. Zamiast skupia� si�y na Silitricu,
powinni�my
za�o�y� bazy we wszystkich wi�kszych miastach na planecie ludzi.
- Nie rozumiem po co - wtr�ci� Aesc.
- Oficjalnie dla zmniejszenia napi�cia pomi�dzy oboma rasami. W rzeczywisto�ci
po
to, �eby�my mogli lepiej kontrolowa� poczynania ludzi i w razie potrzeby
szybciej na nie
reagowa�.
- A mo�e kryje si� pod tym jeszcze inna sugestia? - spyta� cynicznie Senza. -
Ludzie
otrzymaliby �atwe cele, a my przy pierwszym ataku zyskaliby�my pretekst do
masakry...
- Przecie� nie namawia�bym do czego�, co poci�gn�oby za sob� �mier� musth�w! -
obruszy� si� Paumoto.
- Tego nie powiedzia�em - odpar� Senza.
- Za du�o my�lisz, Senza - wtr�ci� si� Keffa, a wszyscy ujrzeli na ekranach, jak
wysuwa i chowa pazury. - Kiedy� napytasz sobie przez to biedy.
- Czy to wyzwanie? - spyta� Senza. - Wobec mnie osobi�cie czy ca�ego mojego
klanu?
Je�li to pierwsze, pami�taj, co kiedy� powiedzia�em, �e nie mam zwyczaju si�
pojedynkowa�.
Rozlana krew ma�o co za�atwia. Sam si� o tym przekonasz, Keffa, gdy b�dziesz w
moim
wieku. O ile go do�yjesz.
- Starczy - rzuci� Paumoto. - Chcia�bym podda� moj� propozycj� pod g�osowanie.
Przypominam, �e ci, kt�rzy si� za ni� opowiedz�, b�d� zobowi�zani do
wsp�finansowania
kampanii. I do udzia�u w niej, oczywi�cie.
Przeplatana kolejnymi g�osowaniami dyskusja trwa�a jeszcze kilka godzin.
Przerzucano si� argumentami, jedne klany wycofywa�y poparcie, inne waha�y si�,
oczekuj�c
konkretnych korzy�ci, kt�re mog�yby wynie�� z ca�ej awantury. Ostatecznie stu
dwunastu
przyw�dc�w klan�w zadeklarowa�o sw�j udzia�, przeciwko by�a tylko garstka.
Wi�kszo��,
w tym Senza, pozosta�a neutralna. - Czy to wystarczy? - dyskretnie spyta�
Wlencinga Aesc.
- A� nadto. Mamy wi�kszo�� tych z najlepszym uzbrojeniem, najlepszym wojskiem.
Najbogatszych. Gdy stanie si� to, co sta� si� musi, reszta si� do nas przy��czy.
To pocz�tek
nowego. Wkr�tce wszyscy musthowie stan� u naszego boku i nadejdzie dzie�, w
kt�rym raz
na zawsze usuniemy ludzi z drogi naszej rasy.
Nast�pnego dnia statek Senzy wystartowa� z planety.
- Tw�j ucze� Alikhan, potomek Wlencinga, pozosta� na Czwartej - powiedzia�
Kenryo, asystent przyw�dcy klanu, gdy byli ju� w pr�ni.
Senza uni�s� �ap� w ge�cie zdziwienia.
- Postanowi� s�u�y� ojcu na Cumbre - doda� Kenryo.
- To znaczy, �e przegrali�my jeszcze jedn� bitw� - rzek� Senza. - Jeszcze jeden
wybra�
drog� przemocy, kt�ra nie wymaga my�lenia ani wa�enia argument�w.
- Podwa�asz w�asne nauki?
- A to dlaczego?
- Nie s�dz�, �eby Alikhan postrada� zmys�y. Nie wydaje mi si� te�, aby zmarnowa�
czas nauki. Chyba przyswoi� sobie co� z twojej m�dro�ci.
- Dzi�kuj� za komplement, ale je�li masz racj�, to ten m�odzieniec niebawem
wielce
si� rozczaruje, widz�c rozziew pomi�dzy tym, w co wierzy, a post�powaniem ojca.
Obawiam
si�, �e jak to ju� wielokrotnie bywa�o, i tym razem podj�� decyzj� wiedziony
tylko z�o�ci�.
2
Uk�ad Cumbre/Cumbre D
- Naprawd� nie podoba ci si� armia okresu pokoju? - wydysza� alt Garvin Jaansma,
obecnie dow�dca kompanii zwiadu. - Zadajemy szyku w mundurach prosto spod ig�y,
wszyscy gapi� si� na nas z podziwem, forsa brz�czy w kieszeni...
- Zamknij si� i wsad�my t� cholern� form� na miejsce, zanim Monique nas zaleje -
warkn�� jego zast�pca, aspirant Njangu Yoshitaro.
Obaj oficerowie mieli ledwie po dwadzie�cia standardowych lat, obaj te� nosili
sfatygowane i przepocone podkoszulki, robocze buty i poplamione cementem portki.
W ciemnogranatowych, paradnych mundurach wygl�daliby o niebo lepiej.
Szczeg�lnie Jaansma.
Mia� prawie dwa metry, blond w�osy, dobrze rozwini�te musku�y i nader
proporcjonaln� sylwetk�. Mo�na by�o i�� o zak�ad, �e je�li pozostanie do�� d�ugo
w armii
i prze�yje wszystkie zwi�zane z tym zawieruchy, za sam wygl�d awansuje w ko�cu
na sam
szczyt hierarchii. Przyszed� na �wiat w rodzinie cyrkowc�w, a zaci�gn�� si�
pospiesznie zaraz
po tym, jak zdarzy�o mu si� wypu�ci� tygrysy na ludzi, kt�rzy powa�nie mu si�
narazili.
Njangu Yoshitaro by� nieco ni�szy, smuklejszy, czarnow�osy i �niady. Nie
osza�amia�
urod�, a jego oczy by�y nieustannie czujne. Nigdy nie wspomina� o swojej
przesz�o�ci, nie
rozwodzi� si� te� nad wyrokiem i wyborem, przed kt�rym postawi� go s�d:
uwarunkowanie
albo kamasze.
Spotkali si� jako ca�kiem zieloni rekruci na pok�adzie ostatniego transportowca
wys�anego ze �wiata Centralnego, stolicy Konfederacji, a podczas niedawnego
powstania
Raum�w wyr�nili si� jako agenci oraz �o�nierze, za co ich awansowano. Obecnie
stali na
dnie do�u o wymiarach pi�� na pi�� na sze�� metr�w, kt�ry wykopali wraz z innymi
zwiadowcami. Nie oby�o si� bez materia��w wybuchowych, ale wi�kszo�� roboty
odwalili
�opatami. Du�� rol� odegra�y te� kosze z repulsorami i obsceniczne wyra�enia.
Wysp� Chance i Leggett, stolic� Cumbre D, owiewa� ch�odny wiaterek znad zatoki
Dharma, niebo by�o niewiarygodnie niebieskie, piasek ��ty, przyb�j znaczy�
biel�
powierzchni� oceanu.
Jednak z dna jamy nie by�o wida� zbyt wielu tropikalnych urok�w. W pewnej chwili
nad kopaczami zawis� poobijany cook z �adowni� pe�n� cementu. Za sterami
siedzia�a tweg
Monique Lir. By�a to pani podoficer o wybitnie wojskowej postawie i ca�kiem
interesuj�co
rozwini�tej muskulaturze, lecz mimo to mo�na by j� by�o wzi�� za modelk�. Albo
aktork�.
- Gotowi do wylewania?! - zawo�a�a.
Njangu spojrza� sceptycznie na szalunek.
- Wiesz, �e gdyby nas zabetonowa�a, to w�a�nie ona obj�aby dow�dztwo kompanii?
- Dzi�ki niech b�d� Allahowi i jego hurysom, �e to dziewcz� ma do�� rozumu, aby
trzyma� si� z dala od blasku reflektor�w - mrukn�� Garvin. - Dawaj! - krzykn�� w
g�r�.
- To ona tak twierdzi - odpar� Yoshitaro i doda� co�, co zgin�o w bulgocie
sp�ywaj�cego gwa�townie cementu.
- A tak w�a�ciwie, co my robimy w tej dziurze...? - odezwa� si� znowu, gdy ha�as
troch� przycich�. - Co robi tu dw�ch podobno niez�ych oficer�w, skoro koniec
ko�c�w
pozbyli�my si� ju� wszystkich drani w okolicy?
- Genialne pytanie - sapn�� Garvin. - To mo�e i ja dorzuc� swoje. Kto wpad� na
ten
pomys�, �e dow�dca nie powinien zagrzewa� s�owem, ale przyk�adem?
- Ty, dupku. Musia�e� to chyba przeczyta� w jakim� poradniku.
- Szlag... Powinni�my teraz spacerkiem robi� inspekcj�. Najlepiej z zimnym piwem
w ka�dej �apie. A tymczasem...
- W�a�nie u�y�e� a� dw�ch przykrych wyraz�w w jednym zdaniu: zimne i piwo. Zaraz
ci� udusz�, mimo �e jeste� wy�szy stopniem.
- Puste! - krzykn�a Lir. - Lec� po wi�cej!
- Co w nas jest takiego szczeg�lnego? - zaduma� si� Garvin. - Dobra, ruszaj! -
zawo�a�
do Lir.
- A w�a�ciwie to dlaczego ona pilotuje? Jakim cudem Dill si� wy�ga� od wo�enia
cementu?
- Robi dzisiaj za pilota do�wiadczalnego i ma nadziej� zgin�� �mierci� bohatera
nad
Mullion. Nie ma dla nas czasu.
- Dupek. Nie powinni przyjmowa� s�oni do wojska.
Wyspa Lanbay, na kt�rej si� znajdowali, niegdy� nie tylko nie zamieszkana, ale
te�
uznawana za niezdatn� do zamieszkania, by�a obecnie przemieniana w ma�� fortec�
z p�tuzinem silos�w na rakiety i bunkrem dowodzenia. To samo robiono
pospiesznie
z wieloma innymi wyspami. Umocnienia wyrasta�y te� na Mullion oraz na obu
p�wyspach
okalaj�cych zatok� Dharma. Cz�� z nich zamierzano od razu obsadzi�, pozosta�e
mia�y
czeka� na wypadek, gdyby musthowie spe�nili rzucon� przed kilkoma miesi�cami
gro�b�
i wr�cili w z�ych zamiarach.
Albo gdyby Alena Redruth, protektor Lariksa i Kury, nabra� ochoty na ponown�
wizyt�. Tym razem na czele floty dodaj�cej wagi jego propozycjom roztoczenia
�opieki� nad
uk�adem Cumbre.
Grupa Uderzeniowa by�a bardzo zaj�ta i wszystko �wiadczy�o o tym, �e w
niedalekiej
przysz�o�ci b�dzie jeszcze gorzej. Na dodatek czeka�a ich d�u�sza wyprowadzka z
wygodnego
obozu Mahan, kt�ry w razie ataku nazbyt �atwo by�oby zniszczy�.
Grupa, kt�ra otrzyma�a kiedy� paradn� nazw� Szybka Lanca, mia�a strzec uk�adu
Cumbre. Oraz maj�tku i �ycia kolonist�w. G��wnie przed innymi kolonistami.
Dwa miejscowe lata wcze�niej, gdy Jaansma i Yoshitaro przybyli na planet�,
w Szybkiej Lancy panowa� typowy rozlaz�y porz�dek ty�owego garnizonu.
Polerowanie na
b�ysk guzik�w i te rzeczy. Jednak powstanie Raum�w przywo�a�o wszystkich do
porz�dku.
Tyle �e by�a to terapia wstrz�sowa.
Obecnie formacj� t� dowodzi� caud Prakash Rao, st�d zyska�a ona miano RaoGrupy,
chocia� coraz cz�ciej m�wi�o si� po prostu o Grupie albo o Legionie. W ka�dym
razie
wtedy, gdy z jakiego� powodu nie wypada�o wyra�a� si� wulgarnie.
Podczas powstania ponie�li wielkie straty, wliczaj�c w to g��wnodowodz�cego
i wi�kszo�� jego sztabu, a ocaleli �o�nierze, tacy jak Yoshitaro i Jaansma,
szybko awansowali.
Dziury zapchano miejscowymi rekrutami. Tak jak przewidzia� Jon Hedley,
niegdysiejszy
dow�dca kompanii zwiadu, w wi�kszo�ci byli to dopiero co pokonani Raumowie.
Je�li
ktokolwiek z nich okazywa� nadspodziewanie dobr� znajomo�� broni, nie pytano go,
gdzie si�
tego nauczy�, ale wyznaczano do wcze�niejszego awansu.
RaoGrupa liczy�a teraz ju� prawie dziesi�� tysi�cy ludzi, ale mia�a o wiele
ubo�sze
wyposa�enie ni� przed konfliktem. Wci�� nie by�o ��czno�ci z Konfederacj�, o
dostawach czy
uzupe�nieniach nie wspominaj�c. Musieli rekonstruowa� wraki albo adaptowa� to,
co znale�li
na rynku sprz�tu cywilnego.
Wszyscy wiedzieli, �e nie zosta�o ju� wiele czasu. Zastanawiali si� jedynie, czy
najpierw przyjdzie im stawi� czo�o ludziom, czy musthom.
Dec Biegn�cy Nied�wied� przeci�gn�� si� za sterami smuk�ej luksusowej limuzyny
pokrytej plamistym kamufla�em.
- Je�li zesztywnia�e�, mog� ci� zmieni� - powiedzia� siedz�cy z ty�u caud Rao. -
Umiem tym lata�.
- Nie, sir - odpar� Biegn�cy Nied�wied�. - Upewnia�em si� tylko, �e to nie sen i
nie
obudz� si� za chwil� w zwyk�ym cooku.
Rao spojrza� na niego sceptycznie i wr�ci� do prowadzonej p�g�osem narady z
milem
Angara, zast�pc� dow�dcy Grupy, i adiutantem, altem Erikiem Penwythem.
Ciemnow�osy i nieco �niady Rao m�g�by uchodzi� za Rauma. By� �redniego wzrostu
i masywnej budowy, mia� oko�o pi��dziesi�ciu lat. Angara, chocia� wci��
przypomina� atlet�,
zaczyna� ju� przegrywa� walk� z nieub�agan� grawitacj� i dok�adkami deser�w.
Penwyth
nosi� nieco za d�ugie w�osy, kt�re niezbyt przystawa�y oficerowi, m�g� si� za to
poszczyci�
poci�g�� arystokratyczn� twarz�. �aden z nich nie nadawa� si� na plakat
werbunkowy.
Biegn�cy Nied�wied� wiedzia�, �e co� si� sta�o. Co� powa�nego. Trzej oficerowie
byli
zbyt milcz�cy, zbyt oboj�tni. No, ale to nie by�a jego sprawa.
Zastanowi� si� nad propozycj� Rao, �e zmieni go przy sterach. Niegdy� nie do
pomy�lenia. Caud Williams by� mi�ym cz�owiekiem, ale nigdy, przenigdy nie
usiad�by na
miejscu kierowcy.
Zreszt� nawet latanie t� limuzyn�, darem przekazanym wojsku w chwili s�abo�ci
przez
wdzi�cznych miejscowych rentier�w, by�o ju� wielk� zmian�.
Biegn�cy Nied�wied� musn�� palcami nowe pagony i wisz�cy na jego piersi Krzy�
Konfederacji, najwy�sze odznaczenie imperium. Rany troch� jeszcze dokucza�y, ale
nie
przejmowa� si� nimi. Wracaj�cy co jaki� czas b�l przypomina� mu, �e na dobr�
spraw�
powinien zgin�� niczym tamten bia�oloki Cutter czy Cluster, czy jak si� go��
nazywa�,
i narzekanie na cokolwiek by�oby teraz co najmniej niestosowne.
Zmiany... Zerkn�� w okno po lewej na pla�e Leggett, a potem na pustkowie, kt�re
niegdy� by�o gettem Raum�w. Eckmuhl zosta�o niemal ca�kowicie zniszczone podczas
ostatniego, desperackiego kontrataku przeciwnika.
Nied�wied� wci�� nie by� pewien, czy ma ochot� s�u�y� w jednym szeregu z lud�mi,
kt�rzy jeszcze tak niedawno do niego strzelali, ale gdy podzieli� si� kiedy�
tymi
w�tpliwo�ciami z Rao, dow�dca kaza� mu si� nie przejmowa� takimi drobiazgami.
Pos�ucha�
wi�c i wysz�o mu to na dobre, szczeg�lnie gdy jeden ze szturmowc�w z jego
dru�yny, Raum
z pochodzenia, zabra� go do siebie, kiedy dostali przepustk�, i przedstawi�
swojej siostrze.
Nie znaczy�o tu jednak, �e �ycie wr�ci�o ca�kiem do normy. Odbudowa Leggett nie
przebiega�a tak szybko, jak mo�na by sobie by�o �yczy�. Wojna domowa kosztowa�a
nie
tylko �ycie wielu tysi�cy ludzi, ale te� horrendalne sumy pieni�dzy. Mimo pokoju
trudno by�o
teraz doj�� do �adu z bud�etem, szczeg�lnie �e brak�o pozauk�adowego rynku na
tutejsze
kopaliny.
Potomek ameryka�skich autochton�w wzruszy� ramionami. To nie jego sprawa, nie
jego zmartwienie.
- Dolatujemy, sir - powiedzia� i skierowa� limuzyn� w d�, ku nowemu budynkowi
z prefabrykat�w, obecnej siedzibie rz�du planetarnego. Wzniesiono go nieca�y
kilometr od
ruin starego gmachu, kt�ry run�� w piekle p�omieni, grzebi�c wi�kszo��
miejscowych oficjeli.
Pojazd wyl�dowa� i oficerowie wysiedli. Penwyth zabra� ma�y projektor i ekran.
- Zaparkuj w cieniu i zjedz co� w kantynie - powiedzia� Rao do Nied�wiedzia. -
Zabawimy tu pewnie ca�y dzie�.
- Tak jest, sir - odpar� Indianin i wystartowa�.
- No to zaczynamy - mrukn�� Rao. - Penwyth, ty znasz wy�sze sfery, wi�c kopnij
mnie, gdybym zacz�� si� podlizywa� niew�a�ciwym osobom. Musimy dosta� to, czego
chcemy.
Penwyth u�miechn�� si� lekko, ale nic nie powiedzia�. Istotnie nale�a� to elity
Cumbre
D. Zaci�gn�� si� z nie znanych nikomu powod�w, a potem tak wysz�o, �e o ma�o nie
trafi�
pod s�d polowy za podszywanie si� pod oficera, lecz ostatecznie uznano, �e
pro�ciej b�dzie
rzeczywi�cie zrobi� go oficerem. Ale ju� nie w zwiadzie.
- Ciekawe, jak nam p�jdzie - b�kn�� mil Angara. - I tak ju� jest paskudnie, a
kiedy
jeszcze us�ysz� nasze rewelacje...
- Szczeg�lnie �e wielu z nich ma krewnych na Lariksie albo Kurze - doda�
Penwyth. -
B�d� si� burzy�. W ko�cu jednak powinni zrozumie�.
- Zabij� nas �miechem - mrukn�� Rao. - Ale nic, idziemy - doda� i ruszy� do
gmachu.
- Podobno jak co� �adnie wygl�da, powinno dobrze lata� - powiedzia� alt Ben
Dill,
dow�dca dru�yny rozpoznania powietrznego przeniesionej ostatnio do kompanii
zwiadu
i wywiadu polowego.
- Ani my�l� zaprzecza� - odpar� haut Jon Hedley, szef Sekcji II, czyli wywiadu.
Ten
pozornie rozlaz�y i leniwy oficer jakim� cudem potrafi� tak przegoni� dowolny
pluton, �e
�o�nierze ledwo dope�zali do obozu. On za� wraca�, nios�c ich plecaki. Ze
�piewem na ustach.
Obaj k�amali dla dobra sprawy. Ka�dy m�g�by wymieni� ze sto przyk�ad�w maszyn
o zachwycaj�cej linii, kt�re lata�y gorzej ni� muszla klozetowa.
Dillowi troch� brakowa�o do rozmiar�w s�onia, chocia� niezbyt wiele. Mia� oko�o
trzydziestki i przedwczesn� �ysin�. Mimo masywnej postury by� zaskakuj�co
sprawny
fizycznie.
Dowodzi� griersonem, czyli standardowym bojowym pojazdem powietrznym
piechoty, do kt�rego Garvin Jaansma zosta� przydzielony zaraz po zameldowaniu
si�
w jednostce. Podczas powstania Raum�w da� si� pozna� jako mistrz operacji na
ty�ach
przeciwnika. Po ustaniu walk otrzyma� zadanie zreorganizowania zwiadu
powietrznego jako
integralnej cz�ci jego dawnej kompanii. Mimo zupe�nie niewojskowej postawy by�
�wietny
w swoim fachu. Nie robi�o mu najmniejszej r�nicy, jaki sprz�t akurat pilotuje.
W ka�dej
maszynie czu� si� tak, jakby urodzi� si� za sterami.
Obszed� aksaia i zbli�y� si� do kokpitu. By� to jeden z kilku my�liwc�w musth�w
porzuconych podczas ich nag�ego wycofania si� z uk�adu.
Grupa po cichu przej�a te maszyny, chocia� wszystkie by�y zdekompletowane, i
wraz
z r�nego rodzaju cywilnymi pojazdami i statkami kosmicznymi obcych zgromadzi�a
w tajnej, pospiesznie zbudowanej w d�ungli bazie na wyspie Mullion. Technicy
zaraz wzi�li
je w obroty, aby pozna� ich nap�d i wyja�ni�, jakim cudem utrzymuj� si� w
powietrzu.
Hedley mia� nadziej�, �e nie b�d� musieli si�ga� po sprz�t obcych, kt�rego
koszty
utrzymania zosta�y dobrze zakamuflowane w tajnym bud�ecie wywiadu, ale wola�
przygotowa� si� na najgorsze.
- Jeste� pewien, �e si� zmie�cisz, Ben? - spyta�. O ile nie by�o w pobli�u
jakiego�
wy�szego rang� oficera spoza kompanii, wszyscy w zwiadzie zwracali si� do siebie
po
imieniu. A do dow�dcy �szefie�.
- B�dzie troch� ciasno, ale przed tygodniem odstawi�em piwo, wi�c pewnie si�
wcisn�. Na wazelin�, ale zawsze.
Obok sta�o dw�ch technik�w. Jeden pilnowa� w�zka rozruchowego, drugi drabinki.
Dill ponownie obszed� aksaia.
- Nic nie dynda, wi�c chyba wszystko gotowe - powiedzia� i raz jeszcze sprawdzi�
kombinezon, a szczeg�lnie uk�ady ratunkowe. - Powiedzcie mojej mamie, �e
poleg�em na
polu chwa�y - rzuci�, wdrapuj�c si� do kabiny pilota. Drabinka zatrzeszcza�a,
ale jako� to
znios�a.
Poszczeg�lne wersje aksai�w r�ni�y si� liczb� wie�yczek strzeleckich
rozmieszczonych na ca�ej d�ugo�ci sierpowatego kad�uba licz�cego od jednego do
drugiego
rogu oko�o dwudziestu pi�ciu metr�w. Pilot spoczywa� w pozycji le��cej w
niesymetrycznie
zamontowanej �wannie�. Dill wpe�z� do niej ty�em.
- Chyba si� wpasowa�em. Niech nikt si� nie wa�y wspomina� teraz o klaustrofobii.
Zamkn�� oczy i przebieg� palcami po kontrolkach, kt�re nie zosta�y
zaprojektowane
dla cz�owieka. Wcze�niej sp�dza� w kokpicie ka�d� darowan� przez technik�w
minut� i stara�
si� zapami�ta� po�o�enie poszczeg�lnych prze��cznik�w i urz�dze� oraz dociec do
czego
s�u��. W ostatnim opiera� si� na tym, co podpowiada�o mu do�wiadczenie wsparte
komputerow� analiz� danych oraz pr�bami, kt�re mo�na by�o przeprowadzi� na
ziemi.
Wsz�dzie naklejono kartki z opisami, ale Dill wola� polega� na swoich odruchach.
- Uruchamiamy - rozkaza�, dotykaj�c prze��cznika chronionego odsuwan� kopu�k�.
W��czy� te� zwyk�� radiostacj�, kt�r� zamontowano tu specjalnie na jego cze��, i
nastroi� j�
na rzadko wykorzystywan� cz�stotliwo��.
- Szybki Jeden, tutaj Test Alfa, jak mnie s�yszysz?
Cywilna maszyna akrobacyjna z oficerem Grupy Uderzeniowej za sterami unosi�a si�
tysi�c metr�w wy�ej.
- Test Alfa, tutaj Szybki Jeden. Na pi�� punkt�w.
- M�wi Alfa. Silniki zapali�y. Dajcie mi zna�, gdybym zgubi� jaki� wi�kszy
kawa�ek.
W g�o�niku rozleg�o si� pojedyncze klikni�cie.
Dill poczu� wibracje kad�uba. Technicy uwijali si� przy w�zku rozruchowym. Na
os�onie kabiny pojawi�o si� kilka �wietlnych kresek, kt�re jednak zaraz zgas�y.
Dill doceni�
podej�cie do sprawy in�ynier�w musth�w. P�ki nie by�o k�opot�w, przyrz�dy nie
podnosi�y
alarmu. �aden z sygna��w nie by� barwy fioletowej, kt�ra oznacza�a u obcych
niebezpiecze�stwo.
Wibracje usta�y.
Dill znowu dotkn�� sensor�w. Wszystko zdawa�o si� przebiega� jak powinno.
W��czy� kolejn� dodan� do wyposa�enia skrzynk�.
- Alfa do Kontroli Testu. Telemetria w��czona. Zaczynam pr�bny lot.
Haut Chaka, na co dzie� dow�dca klucza ci�kich zhukov�w, przycisn�� do krtani
laryngofon.
- M�wi Kontrola Testu. Odbieramy dane z telemetrii. Jeste�my gotowi. Powodzenia.
- Alfa do wszystkich uczestnik�w testu - powiedzia� Dill i zmarszczy� brwi,
zauwa�ywszy, �e nie wiedzie� sk�d przypl�ta�a mu si� lekka chrypka.
Przeprowadzi� ju� na
tym aksaiu wszystkie mo�liwe pr�by statyczne i symulacje i nie by�o �adnych
powod�w do
niepokoju. Naprawd� �adnych. - Startuj�.
Przesun�� palcami po kilku sensorach i maszyna zako�ysa�a si�, po czym unios�a
nieco
nad ziemi�. Mocniej nacisn�� ostatni sensor.
My�liwiec z lekkim wahaniem ruszy� pionowo w g�r�.
- Chowam podwozie. - P�ozy wsun�y si� g�adko w przewidziane dla nich szczeliny.
-
Przechodz� na nap�d g��wny i zaczynam realizacj� programu testu. - Zwi�kszy� moc
i aksai
zacz�� si� wznosi� szybciej, Dill mia� jednak k�opoty z opanowaniem bocznego
ko�ysania
i musia� przej�� do lotu poziomego.
- A to dra� - mrukn�� pod adresem my�liwca.
- M�wi Kontrola - powiedzia� spokojnie Chaka. - Co si� dzieje?
- Stateczno��. �atwiej balansowa� talerzem na kiju. Nie przeszkadzaj.
Haut Chaka nie zwr�ci� uwagi na niesubordynacj�. Wpatrywa� si� pilnie w trzy
ekrany
ukazuj�ce wznosz�c� si� coraz wy�ej maszyn�.
- Dobra - us�ysza� g�os Dilla. - Ju� go mam.
Dill zwi�kszy� moc i znowu przeszed� na wznoszenie.
- Test Alfa, tutaj Szybki Jeden - odezwa� si� pilot maszyny akrobacyjnej. -
Przelecia�e� obok jak dzie� wyp�aty. Id� za tob� na pe�nym ci�gu... ale i tak mi
uciekasz.
- Ja mam chyba po�ow� mocy - powiedzia� Dill. - Zdaje si�, �e wszystko gra.
Zaczynam wi�zank� akrobacji.
Si�gn�� ku kolejnym sensorom. Aksai przechyli� si� w lewo, potem w prawo
i wywin�� beczk�. Trwa�o chwil�, zanim Dill zdo�a� ustabilizowa� maszyn�.
- Cholernie wra�liwe stery. Spr�buj� raz jeszcze.
Powt�rzy� manewr kilkakrotnie na r�nej wysoko�ci i przy r�nej szybko�ci.
- Chyba chce, �ebym zacz�� si� stara� - powiedzia�. - No, to teraz co�
trudniejszego.
Zanurkowa� ku l�ni�cemu daleko w dole oceanowi.
- Radar m�wi, �e masz siedem mach�w - odezwa� si� po chwili Chaka. - Zszed�e�
poni�ej pi�ciu tysi�cy metr�w.
- Czuj� te machy. Zaczynam wyprowadza�. Dajcie znak, gdyby skrzyd�a odpad�y.
Skrzyd�a czy co to tam jest...
Dill mocniej przycisn�� sensor i aksai bez problemu wyszed� z nurkowania,
wyr�wna�
i g�adko wystrzeli� ku niebu.
- �adnie urz�dzone - powiedzia� Dill. - Modu� antygrawitacyjny w��cza si� chyba
przy
pi�ciu G. Nie zd��ysz si� nawet porz�dnie porzyga�. Tak to mog� ca�y dzie�.
Szybki Jeden,
uwa�aj na mnie. Zamierzam wyskoczy� w pr�ni�. Kontrola, powiadomili�cie Wielkie
Ucho?
Nie chcia�bym, �eby odstrzelili mi dup�.
- Za�atwione - odpar� Chaka. - Wszyscy maj� na chwil� o�lepn��.
Stacje wczesnego ostrzegania na obu biegunach Cumbre C i na ksi�ycach Fowey
i Bodwin otrzyma�y rozkaz, aby nie odnotowywa� przebiegu test�w.
- Ucho o�lep�o... no, no. Ha! Szybki Jeden, min��em ci�, jakby� sta� w
miejscu...
Szybki Dwa, m�wi Test Alfa, widzisz mnie?
Przebudowany z prywatnego jachtu patrolowiec wisz�cy na niskiej orbicie mia�
wreszcie okazj� si� odezwa�.
- Mam ci� na radarze. �adnie idziesz.
- Zbli�am si� na dw�ch trzecich mocy. Zaraz zobaczymy, co to cude�ko potrafi.
Wy��czam si�.
Dwie godziny p�niej Dill ponownie w��czy� mikrofon.
- Kontrola Testu, Kontrola Testu, m�wi Test Alfa. Wracam z lotu na przeciwn�
stron�
ksi�yca.
- Widz� ci�, Alfa.
- Fenomenalny grat. Szkoda, �e nie mia�em zgody na w��czenie nap�du
nadprzestrzennego. Ciekawe, co by si� sta�o, gdybym nacisn�� ten du�y czerwony
guzik...
- Tym zajmie si� ju� nast�pny bohater - powiedzia� Chaka. - Sprowad� maszyn� do
domu. Chyba nam si� uda�o.
- Poczekajcie, a� wyl�duj�. O ile wyl�duj�. Jak si� uda, otw�rzcie szampana
i szykujcie awans. Rada, czyli rz�d planetarny, przed powstaniem Raum�w sk�ada�a
si�
przede wszystkim z polityk�w przys�anych przez w�adze Konfederacji, jednak
dwudziestka,
kt�ra obj�a w�adz� po zamachu, w komplecie pochodzi�a z Cumbre. Caud Rao bardzo
si�
napoci�, zanim przekona� rentier�w, �e nie mog� sami obsadza� wszystkich
sto�k�w, dzi�ki
czemu w tym gronie znalaz�o si� te� trzech reprezentant�w Raum�w, jeden kupiec,
jeden
rybak, dw�ch g�rnik�w, r�wnie� Raum�w, oraz przedstawiciel Grupy, tyle �e jako
obserwator, bez prawa g�osu. Reprezentowali niemal wszystkie klasy tutejszego
spo�ecze�stwa, chocia� oczywi�cie wi�kszo�� wci�� by�a tu w mniejszo�ci.
Niemniej od
czego� trzeba by�o zacz��, a w ci�gu roku mia�y si� odby� wolne wybory.
Rentierzy ucierpieli w zamieszkach nie mniej ni� wszyscy, wi�c obecna �rednia
wieku
ich reprezentant�w by�a o wiele ni�sza ni� przed powstaniem.
By� w�r�d nich Loy Kuoro, przystojny dziedzic imperium prasowego Matin,
najwi�kszego i najbardziej konserwatywnego koncernu informacyjnego. Jego ojciec
zgin��
w eksplozji, kt�ra zniszczy�a poprzedni gmach rz�du. By�a te� Jasith Mellusin,
kt�ra po
tym�e wybuchu sta�a si� nagle g�ow� Mellusin Mining.
Poza tym ��czy�o ich jeszcze jedno: znajomo�� z Garvinem Jaansm�. Kuoro sta� si�
jego wrogiem po pewnej drobnej awanturze na przyj�ciu, Jasith za� by�a jego
kochank�,
jednak nagle, zaraz po ustaniu walk, bez wyja�nienia zerwa�a znajomo��.
Caud Rao odczeka�, a� Rada upora si� z zaplanowanymi sprawami, po czym poprosi�
o w��czenie jego wyst�pienia do porz�dku obrad. Nie odm�wiono mu. Pami�� o
powstaniu
by�a jeszcze �wie�a i wszyscy pami�tali, kto ocali� skorumpowany re�im przed
ca�kowit�
zag�ad�.
- Chyba wszystkich nas obecnie niepokoi g��wnie jedna sprawa - zacz�� Rao. - Co
sta�o si� z Konfederacj�, a �ci�lej: dlaczego Cumbre ca�kowicie utraci�o kontakt
z innymi
�wiatami. Nie znamy odpowiedzi, jednak co nieco uda�o nam si� ustali�.
Podstawowym
powodem takiego stanu rzeczy jest dzia�alno�� naszych wieloletnich pozornych
sojusznik�w
z Lariksa i Kury. Ju� od jakiego� czasu przechwytywali oni wszystkie konwoje, a
nawet
pojedyncze statki przelatuj�ce przez ich sektor.
Rao zamilk� i odczeka�, a� ucichnie szmer zaskoczenia. Skin�� na Penwytha, kt�ry
ju�
ustawi� sprz�t.
- Dotyczy to nie tylko jednostek zd��aj�cych do nas, z kt�rych ostatnia zjawi�a
si� tu
ponad dwa lata temu. R�wnie� statki wysy�ane z uk�adu Cumbre przepada�y bez
wie�ci, i to
niezale�nie od tego, dok�d w obr�bie Konfederacji si� kierowa�y. Postanowili�my
wi�c na
miar� naszych skromnych mo�liwo�ci sprawdzi�, co si� dzieje. Znale�li�my niedu�y
frachtowiec, kt�ry zosta� wyposa�ony w automat sterowniczy i najlepsze czujniki,
jakimi
dysponowali�my. Jego �ladem mia�a ruszy� druga jednostka, tyle �e z za�og� na
pok�adzie.
Pierwszy statek zosta� zaprogramowany na typowy lot z Cumbre na �wiat Centralny,
stolic� Konfederacji. Zwykle podczas takich rejs�w trzeci albo czwarty skok
odbywa si� obok
Lariksa i Kury. Zautomatyzowana jednostka mia�a zaraz po ka�dym skoku
wystrzeliwa�
kapsu�� z nap�dem nadprzestrzennym. Wszystkie dane uzyskiwane ze statku by�y
przekazywane w�sk� wi�zk� do kapsu�y. W razie zerwania transmisji mia�a ona
zaraz wej��
w nadprzestrze� i przekaza� namiar na siebie drugiemu statkowi.
Przy pierwszym skoku nic si� nie zdarzy�o, wydano wi�c polecenie wykonania
nast�pnego. Z podobnym skutkiem. Niemniej trzeci mia� inny przebieg. Znajduj�cy
si� nadal
w nadprzestrzeni frachtowiec zosta� namierzony, a gdy wyszed� z niej,
natychmiast otrzyma�
wezwanie do poddania si�. Poniewa� nie by�o na pok�adzie za�ogi, kt�ra mog�aby
odpowiedzie�, zosta� zaatakowany.
Je�li to kogo� interesuje, mamy pe�ny raport na temat przebiegu lotu do tego
miejsca,
jednak najciekawsze jest to, co sta�o si� p�niej. Skin�� znowu na Penwytha,
kt�ry w��czy�
projektor.
- Oto obraz mozaikowy sporz�dzony na podstawie danych dostarczanych przez
czujniki zamontowane na pierwszym frachtowcu. Tutaj wida� jednostk� wychodz�c�
z nadprzestrzeni. Zosta�a ona niemal na pewno zidentyfikowana jako niszczyciel,
zbudowany
w stoczni Konfederacji przewodnik flotylli nale��cy do klasy Remora. Przypomn�,
�e Alena
Redruth dysponuje tak� jednostk�. Nosi ona nazw� Corfe.
To oczywi�cie jeszcze niczego nie przes�dza. W ci�gu ostatnich dwudziestu lat do
s�u�by wesz�o ponad dwie�cie takich okr�t�w, a niekt�re mog�y wpa�� w r�ce
pirat�w, rzecz
jasna o ile takowi istniej�.
Naszemu frachtowcowi nakazano zmieni� szybko�� oraz kurs i przygotowa� si� do
inspekcji. By� to praktycznie rozkaz nie zostawiaj�cy miejsca na dyskusj�, nic
te� nie
zdradza�o, kto w�a�ciwie go wyda�. Statek oczywi�cie nie odpowiedzia�. A
teraz... widzicie
trzy kolejne jednostki, kt�re pojawi�y si� na ekranie? Tutaj, tutaj i tutaj? To
niezwyk�y widok,
chodzi bowiem o ca�kiem nowe patrolowce klasy Nirvana. To konstrukcja z
ostatnich lat,
wci�� jeszcze tajna i kierowana wy��cznie do obrony stolicy Konfederacji.
Nie potrafi� powiedzie�, jakim sposobem m�j poprzednik, caud Williams,
dowiedzia�
si�, �e powsta�y, i zdoby� kilka z nich. Zrobi� to jednak i mia�y one do nas
trafi� na pok�adzie
Malverna, wielkiego transportowca, kt�ry znikn�� tajemniczo razem z ca�ym naszym
zaopatrzeniem. Na jego pok�adzie by�o te� siedmiuset pi��dziesi�ciu rekrut�w.
Czystym przypadkiem tylko trzech spo�r�d nich unikn�o niewoli u tych �pirat�w�.
Uda�o im si� dotrze� na Cumbre w szalupie ratunkowej. Dw�ch wci�� s�u�y w armii.
Trzeci,
do�wiadczony �o�nierz Konfederacji, bez �adnych w�tpliwo�ci zidentyfikowa�
jednego z tych
�pirat�w� jako weterana, kt�ry wyst�pi� z szereg�w si� zbrojnych Konfederacji,
aby zaci�gn��
si� u Aleny Redrutha. Niestety, ten trzeci m�czyzna nie �yje, zgin�� podczas
niedawnych...
zaj��. Niemniej jego przyjaciele widzieli t� osob� w �wicie Aleny Redrutha
podczas jego
ostatniej wizyty na Cumbre C.
Nie s�yszeli�cie o tym dot�d, poniewa� nieod�a�owani gubernator Haemer i caud
Williams nakazali im milczenie. Nawiasem m�wi�c, te jednostki klasy Nirvana
towarzyszy�y
Corfe podczas wspomnianej wizyty. Nie wiem, czy caud Williams je rozpozna� ani
czy
wspomnia� o tym gubernatorowi Haemerowi, ale poniewa� obaj nie �yj�, to w
zasadzie bez
znaczenia. I tak dysponujemy w tej chwili dowodami, �e tym �piratem�, kt�ry
blokuje
��czno�� pomi�dzy nami a Konfederacj�, jest nasz przyjaciel Alena Redruth.
Rada nie kry�a zaskoczenia i niedowierzania. Rao czeka� cierpliwie.
Pierwszy odezwa� si� Kuoro.
- Ale co to oznacza? - zapyta� nieswoim g�osem.
- Na pocz�tek tyle, �e mamy nie jednego, ale co najmniej dw�ch wrog�w. Gdy
protektor Redruth zjawi si� u nas ponownie, zapewne podyktuje o wiele surowsze
warunki
ni� ostatnio. Nie waha si� wzbudzi� gniewu Konfederacji, wi�c zapewne bez
skrupu��w
b�dzie chcia� zagarn�� bogactwa Cumbre, je�li tylko nadarzy mu si� okazja.
- A co my zrobimy?
- Przysi�g�em broni� Konfederacji - powiedzia� Rao. - Tak jak wszyscy moi
oficerowie. Je�li ktokolwiek spr�buje obali� legalny rz�d Cumbre, b�dziemy
walczy�.
- Ale� oni maj� okr�ty kosmiczne, ci�ki sprz�t i o wiele wi�cej wojska ni� my,
prawda? - spyta� inny cz�onek Rady.
- Tak wynika z naszego rozpoznania - przyzna� Rao.
- Pokonamy ich? - odezwa�a si� Jasith Mellusin.
- Nie wiem - szczerze odpar� oficer. - Dlatego w�a�nie tu przyby�em. Musimy jak
najszybciej przestawi� gospodark� Cumbre na tory wojenne. Lada miesi�c mo�emy
spodziewa� si� ataku, a mo�e nawet inwazji. - Kolejne pytanie - ci�gn�a Jasith
- wa�ne
szczeg�lnie dla mnie i kompanii g�rniczych, kt�re odziedziczy�am po ojcu.
Jeszcze przed
wojn� podczas wizyty protektora Redrutha us�yszeli�my, �e zamierza on zwi�kszy�
zakupy
rudy w naszym uk�adzie i wybuduje do jej transportu wiele statk�w. Jednak nigdy
do tego nie
dosz�o. Moi doradcy m�wi�, �e sprawa nie by�a p�niej omawiana z moim ojcem, nie
znale�li�my te� �adnego �ladu nowych kontrakt�w. Nie domy�la si� pan, co mo�e
by� tego
przyczyn�?
- Nie wiem. Gdybym by� cyniczny, powiedzia�bym, �e Redruth czeka zapewne na
lepsz� okazj� do po�o�enia �apy na tej rudzie.
- Kiedy b�dzie m�g� j� sobie po prostu wzi��?
- To bardzo prawdopodobne.
Jasith skrzywi�a si�, ale nic ju� nie powiedzia�a.
- Chc� spyta� o co� odbiegaj�cego troch� od zasadniczego tematu - spyta�a cicho
kobieta, kt�ra by�a nowa w tym gronie. Raumka. Rao sprawdzi�, jak si� nazywa. Jo
Poynton.
- Tak?
- Nie znam si� na podr�ach mi�dzygwiezdnych, ale czy jest tylko jedna trasa,
je�li to
w�a�ciwe s�owo, prowadz�ca do Konfederacji? Tylko ta, kt�ra wiedzie obok Lariksa
i Kury?
- Nie, ale ta jest najekonomiczniejsza. Dot�d powszechnie z niej korzystano.
- Gdyby Konfederacja trwa�a jak dot�d i wci�� by�a zainteresowana utrzymaniem
granicznych uk�ad�w w rodzaju Cumbre, to po kolejnej nieudanej pr�bie dotarcia
do nas
chyba spr�bowa�aby drugiej, a mo�e i trzeciej trasy?
- Na