Romcio i Tomcio przygody dwóch kamratów

Szczegóły
Tytuł Romcio i Tomcio przygody dwóch kamratów
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Romcio i Tomcio przygody dwóch kamratów PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Romcio i Tomcio przygody dwóch kamratów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Romcio i Tomcio przygody dwóch kamratów - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 liiu in u MiEiia b. € » Napisała K. M. ■ _:jKSfś 'M Pf WARSZAWA. Skład główny w „Księgarni P o l s k i e j W a r e c k a 14 Strona 2 Tanie w ydaw nictw a dla dzieci, młodzieży i samouków. K*p. Klf- A ntek s ie r o ta , p rzer. R M. z pow. ,S tac h ó “ — T eresy J a d y i gi wyd. 2-gle, Vi arsz. 1907.............................................. He* r o d z in y , p. H ek to ra M alot’a. P rzer. i". M., wyd. 2-gie, C z te ry p o w ia s tk i, p rz e ło ż y ła z czeskiego A nto ezk a,W y d . 2-gie Dla sw o ic h ,— F. Rosińska, W yd. 4-tc. W a m . 1908. D o k tó r M ałtontefc.~ F . Sosiusfea. I)«?hy c z a rn e g o b o r u , c z y li K a m ie n n e se rc e , W y d an ie 3-e. D z ie ln i c h ło p c y - Z francuskiego przysw oiła A. Morzkowska. W a m . 1904 , -.24 D la ro d z in y . — Z pow ieści M alot'a przero b iła dla młodzieży F. M. W a m . 1904 . -.30 D n ie drog-i- F r. Ocneówna. . -.30 D zik a F r a n k a —M. Bogusławska. W arsz. 1903 . . . -.10 Ja k u rz ą d z a ć g n ia z d a i o p ie k o w a ć s ię p ta k a m i. - B. Dya­ kowski 7, rysunkami. W arsz. w yd. 2-gie 1907. ... ». K łosy, książka do czytania d la dziatw y nł. E . M, . K siążeczk a d la ty c li, co c h c ą d o b rz e m ó w ić , c z y ta ć i p i- sa ć po p o ls k u .—W ł. W eychertów na, W a rsz. 1893. L ećcie p ie ś n i - W y b ór j oezyl z różnych autorów polskich. L e g ie n d y , c z y li cu d o w n e p o w ie śc i z d a w n y c h czasów , i-szy zbiorek, wyd. 3-ci.e. W ers z. 1906.................................. L eg ieh d y , zbiorek III-ei. W arsz. 1905, wyd. 2-gie. ■ L e g ie n d y , zbiorek V-ty. F . R. . . . . . . P ie rw s z e p o c z ą tk i p o p ra w n e g o p i s a n i a , - R . M., W arsz 1907 M oje w a k a c je n a w si. — M. Brzeziński. Z rysunkam i, wyd. H-glc karto n , W arsz., 1903. .. ' M ały e le m e n ta r z —R. M, Wydw VU!% W arsz. 1909. M iłość m a c ie rz y ń s k a w św ieci© z w ie rz ę c y m .— S tefanow ska W arsz. 1902. . i.. < , M lp d z ie ń c z e l a t a B o le sła w a K rz y w o u ste g o , w edług kronik) D alia, przero b iła R. M W arsz. 1900.........................................- N auka p o p ra w n e g o w y s ła w ia n ia s ię i p is a n ia — W ł. W ey - eheT tów na,' •. ;; • . . v S asz m a ł y - W . K osiakiewicza. wyd. 3 -e le ,'W a rsz . 1908. . Sow y z b io r e k p o w ie ś c i i b a ś n i.—Z eb rała R. M. z rysunkam i wyd. 2-gic, W arsz. 1903. .20 O św . W o jc ie c h u m ę c z e n n ik u , o B o le sła w ie C h ro b ry m i o O tto p ic U l- c in i c e s a rz u —W yd. 3*cie. W arsz. 1907 O W ład y sław ie S y ro k o m li, p. K. S. Domagalską, Wyd. 2-gle. • Od n ie w o li do w o ln o ś c i.- A. C zerw ińska iskonfiskowano.) P o d z ie m n e m ie s z k a n ia z w ie rz ą t. Pogadanka naukow a. W ł. Umiński. W a rs z . 1 9 0 4 . ........................................................ —.12 P r z y g o d y J a k ó b a . Z pow ieści Alfonsa D a n d e t'a p rzysw oiła *■• Morzycka. W arszaw a 1903................................................. - -3 6 P a m ię tn ik k o n ia .- W a rsz . wyd. 2-gie 1907. . —.12 "i P o d a n ia h is to ry c z n e z p ie r w s z y c h w iek ó w c h rz e ś c ija ń s tw a . F. E . W arsz., 1903. . i —.IĆ-',* , ‘r ;. [ P ro m y k i ś w i a t ł a —H elena Dędzka. . . . . . — 26 Rok 171)3 w ed łu g V. Hugo.— M. Czarnocka. . . . . — 25 P a n n a H e n ia ^ T ę r e s y Jadw igi, wyd. 2-gie. W utsz. 1907. T .1 0 •‘It /•>>/ P a w ło w a .—15. Je rlic z . . . . . . —. 6 P ie rw s z e c z y ta n iu d la m a ły c h d z ie c i. P rz e z R. M. z liez- nemi rysunkam i, wyd. 7-e W arsz., 1909. —.20 mm Strona 3 Romcio i Tomcio. PRZYGODY DWÓCH KAMRATÓW. N apisała R. M. WARSZAWA. S k ład główny w „K sięgarni P o lsk ie j”, W a rec k a 14 Strona 4 i r Biblioteka Narodowa Warszawa 30001006156105 D ru k ^ J. Sikorskiego. W arazawa, W areck a 14 Strona 5 W ypraw a do gniazda bocianiego. Była sobie wdowa jedna nie bogata, i nie biedna, i nie młoda, i nie stara — nazywała się Barbara, a po mężu Wojciechowa. Miała ona go­ spodarkę: krowy, owce, koni parkę, gruntu mor­ gów dziesięcioro, no, a dziatwy aż pięcioro. Ko­ ło koni ehodził Franek, krowy pasał młodszy Janek, Magda matce pomagała, Antka gąski wciąż pasała, tylko jeden Tomcio mały bąki zbi­ jał przez dzień cały. Tuż pod lasem, blizko wdowy, mieszkał stary Jan, gajowy. Miał on wnuczka. Oj, ten wnuczek, łobuz pierwszy, zuch do sztuczek, zuch do figlów i do psoty, a ladaco do roboty. Nieraz dziadzio woła: Romek! — On tymczasem szust za domek, myk pod płotem, pod krzewiną i z najlepszą so­ bie miną między palce jak nie gwiźnie, aż się Kundys, pies obliźnie. A najmłodszy synek wdo­ wy, Tomcio, zaraz biedź gotowy, leci, jak na za­ wołanie, gdy posłyszy to gwizdanie. * * # Romcio-Tomcio przyjaciele, jakich w świę­ cie nazbyt wiele. Tomcio młodszy wesół, żywy, Strona 6 ) lubi figle, lecz poczciwy, chciałby psocić, lecz się w stydzi.—Romcio za to z niego szydzi, zowie b a ­ bą i mazgajem swoim pięknym obyczajem. To­ m e k krzepi w sobie ducha i we w szystkiem R om ­ k a słucha. * * # Strona 7 Gwiznął Romek, Tomcio bieży, gdzie zw a­ lona kłoda leży. — Coś tam mówią, coś tam r a ­ dzą, aż coprędzej płot przesadzą, jak złodziej­ skie jakie licho, ta k się k ra d n ą chyłkiem, cicho do tej lipy przy parkanie, kędy gniazdo je st bo­ cianie. Romek mówi: — Właź-że Tomciu, w szak tyś lżejszy, tobie łatwiej, tyś zgrabniejszy: ja podsadzę, ja pom o­ gę. Dalej, Tomek, dalej w-drogę! * * * Tomcio chętn y do tej próby, choć pień śliz- ki i zagruby, on nie zważa: śmiało skoczył, k o ­ lanami pień otoczył, w spina się, już je st wysoko, już do gniazda w sadził oko, sięga ręk ą, jajo ła­ pie... Ale bocian ciął po łapie ostrym dziobem, aż k re w ścieka. Tomcio w rz asn ą ł i ucieka, s p a ­ da na dóf jak w ó r sieczki — w drodze pękły mu majteczki, zw ichnął nogę, nabił guza — ot, wi­ dzicie wy łobuza! Na k rzy k Tomcia biegną ludzie, Kundys szczeka w swojej budzie; Rom ek, sp ra w c a ca­ łej burzy, zm yk a aż się za nim kurzy. Kasinę jagody. Jeszcze ziemia w ro sie stała, jeszcze mgłą się otulała, jeszcze gw iazda jedna, d ru g a jasnem oczkiem z nieba m ruga, już K asieńka nasza m a­ ła, ja k św it tylko się zerw ała, w zięła chleba i dwojaki, w p ad ła w gaik między krzaki, gdzie jagódki się rumienią, um ajone tra w zielenią. Strona 8 Chodzi Kasia lasem, borem, pod choiną, pod jaw orem , jałowcami, m anow cam i z a k ra ś n e m i jagodami. Bo m atu ch n a w domu chora, trza na leki i doktora. - • * V # Pełne jagód już garnuszki, ale za to bolą nóżki, w ięc K asieńka siadła w cieniu pod d rze­ w iną na kamieniu, siedzi sobie odpoczywa... Ale głów ka coś się kiwa, wciąż pochyla się na stronę, oczki m rużą się zm ęczone, aż na traw ie w n e t spoczęła i głębokim snem zasnęła. *' * Śpi Kasieńka słodko, mile, nad nią k rążą dwa motyle, ptaszki ślicznie gdzieś śpiewają, Kasię do snu usypiają. W tym z pomiędzy drzew i k rz a k ó w w yszło naraz dw óch chłopaków : Tomcio rzuca w p raw o okiem, Romcio w lewo zerk a bokiem, tak się czają jak dw a k oty — oj, narobią Kasi psoty! Romcio Tomcia pod bok trąca: — Patrzaj, Kasia leży śpiąca, a koło niej pod krzakam i, sto ­ ją garn k i z jagodami. Zaraz je tu ściągniem w krzaki i w ypróżnim w n et dwojaki. Garścią jedzą te jagody, uwalali nosy, b ro ­ dy; opróżnione w n e t garnuszki koło Kasi staw ią nóżki i zm ykają w las z pośpiechem, niepoczci- wie drw iąc ze śmiechem. * * * P ołudniow e lśni słoneczko w p ro s t nad ga­ jem, w p ro s t nad rzeczką, cień króciutki idzie Strona 9 — 7 — drogą, ż e p rz e s tą p ić jeno nogą —więc K asieńka się ocknęła, po dwojaczki sw e sięgnęła, o nic w świecie się nie troska. Aż tu Jezu! Matko Boskal R adość zgasła niby świeca: w p u sty ch g a rn ­ kach dno prześw ieca, jagódeczki ani jednej... Łzy pociekły Kasi biednej, ja sn e oczy pociem ­ niały, sm utkiem ok rył się św iat cały. Płacz roz- 4 lega się po lesie, narzekanie w ietrzyk niesie, aż ptaszęta w całym gaju zmilkły od wielkiego } żalu. Wyprawa po miód. Ponad łą k ą lecą pszczółki, p ach ną miodem dzwonki, smółki, miodem pachnie już zdaleka Strona 10 P io tra Ł uki też pasieka. W całej w iosce w szy ­ scy w iedzą, ja k u Ł uki m iodek jedzą, ile w osku, ile m iodu Ł u k a znosi wciąż z ogrodu, gdy w y ­ próżnia kłody, ule — ile złota m a w szkatule, kiedy m iodek sw ój w yprzeda! Tylko z tym je st w ielka bieda, że i Romek, a z nim Tom ek, choć pod Łuki chodzą dom ek, chociaż oczy w y p a tru ­ ją, m iodu nigdy nie skosztują! * Ale Rom ek m ąd ra sztuka, rad ę na to w n et w yszuka, na strap ien ie w n et poradzi. Oto p la­ stry stoją w kadzi pod drabiną, w ro g u sieni, — w ięc od ran a zaczajeni siedzą obaj chłopcy w row ie. N ikt się o nich tu nie dow ie, o bo dzi­ siaj w e w si całej już w ażniejszej niem a spraw y, jak koszenie traw na łące, moje dzieci k o ch a­ jące. Po śniadaniu w ięc Ł u k o w a resz tę straw y w piecyk chow a, Ł u k a o d szed ł już z synami, po­ brzękując w ciąż kosam i; dziew ki g rab ie sw e p o rw ały i za m a tk ą poleciały; n aw et Zabój gna pod borem , z w yw alonym w dół ozorem . Strona 11 A w obejściu cisza głucha, słychać jak gdzieś brzęczy m ucha — chata stoi opuszczona tylko kołkiem założona. Romcio z Tomciem chyłkiem dążą, dookoła dom okrążą: łatw o k o ­ łek w yszedł z klam ki... już są w sieni, — już do kadzi Romcio Tomcia w p ro st prowadzi, gdzie z plastram i leżą ramki, słodki miodek po nich kapie. Romcio pierw szy p laster łapie, Tomcio, sapiąc na kształt miecha, miód zajada — ot uciecha! * * * Aż zapachem przynęcone lecą pszczoły roz­ złoszczone, koło Tomcia k rą ż ą wkoło: jedna siadła mu na czoło, po czuprynie d ru g a krąży, trzecia w śro d e k nosa dąży i, nie bacząc na w rz a sk dziki, na Tomusia skoki, krzyki, ja d o ­ w ita jako żmija, ostre żądło w sam nos wbija. Jęcząc, płacząc, Tomcio zmyka, Romcio za nim drzwi zamyka, na drabinie sobie siada, Strona 12 — 10 — z złym uśm iechem m iodek zjada. A o Tomciu myśli w duszy: „kiep on, dureń! gdzie się ruszy, zaraz wlezie w k aw a ł jaki. Ja rzecz inna, ja nie taki,., w szystko idzie mi jak z płatka, mam ja rozum w młode latka! Co tu mówić, zuch, zuch ze mnie'.“ * * * Gdy rozm yśla tak przyjem nie i językiem m iodek mlaska, aż tu raptem - co u djaska? coś ten m iodek rani, kłuje... Romcio kaszle, Romcio pluje i językiem wymachuje... A w języku, o nie­ stety! aż dw a żądła, jak sztylety, tkw ią głęboko utopione. Nikt nie śpieszy na obronę, w szyscy sianem się kłopocą, by je skopić w stó g przed nocą. Strona 13 A tymczasem, Panie święty! język siny, opu­ chnięty na pół łokcia sterczy z gęby, zakrył so ­ bą nos i zęby! * * * Ktoż opowie, któż opisze, jak są piękni to ­ warzysze! Ich p o rtre ty tuśm y dali, żebyście i w y poznali, jakie m iew a ten przygody, kto po cudze sięga miody. Papierosik. Zaszło słońce, cień zapada, tw arz księżyca świeci blada i ośw ietla stożek słomy, gdzie w ci­ śnięty i skulony siedzi sobie Tomcio mały obok Romcia, co zuchw ały z tęgą m iną tytoń pali, a dym kłębem w górę wali, ja k z ko m ina—z gęby, z nosa. — „Tak się pali papierosa! widzisz T o­ mek, widzisz, bratku? a i tobie dam w o sta tk u ‘£. * ' * * A w ię c te ra z ,ja k widzimy, Tomcio sobie cią­ gnie dymy — choc się krzywi, kaszle, krztusi, lecz dokończyć przecie musi, choćby nie wiem ja k a męka, bo się kpinek Romka lęka. Strona 14 — 12 — W tym zakrzyknie Romek: „babo, ciągniesz dym ek coś za sła b o —widzisz, do cna ci zagasło, ach ty gapo! ciepłe masło!" I Tomciowi z po­ pod nosa Romek w y rw a ł papie­ rosa, zapałeczki w n et d o b y w a . Trzask! — zapał­ ka n i b y ż y w a z rą k skoczyła, w s i a n o le c i, d ro b n ą gw iazd­ ką w ś r o d k u świeci, płom yk p u s z c z a nicią złotą, wije s i ę między ździeb- łami, aż w y b u ­ cha płomienia- Pośród g w a­ ru i l a m e n t u stóg się spalił w mig do szczę­ tu; ale tego jesz­ cze mało — i obórce się dostało, od iskierki się zajęła, w ogniu, w dymie w n et stanęła. .Krowy ryczą, kw iczą św inie—co tu począć w tej godzi­ nie?. W p o śró d czarnej, głuchej nocy uratow ać nie je s t w m ocy już niczyjej. Panie miły! K row y Strona 15 — 13 świnie się spaliły, pozostały zgliszcza sam e P rz y nich stoją zapłakane — dzieci czworo, z niemi wdowa, m atk a Tomcia, Wojciechowa; a i T om ek stoi z boku, z sm u tn ą miną, ze łzą w oku, bo rozumie, ja k a szkoda, gdy się spali bydło, trzoda. * * * Oj, minęły już te czasy, gdy na mleczko Tomcio łasy, miewał na sw e zawołanie, na w ie­ czerzę i śniadanie — serek, masło i śmietanę. Teraz, dziateczki kochane, siedzi sm utny przy wieczerzy, przy nim suchy chlebek leży; cienki żurek niebielony Tom ek miesza w różne strony, lecz zjeść musi do kropelki, boby głód dokuczał wielki, w yjeść musi aż do spodu, boby pewnie um arł z głodu. W ypraw a na gruszki. Już jesienna p o ra wraca; słonko bieg swój dzienny skraca, w polach rży sk a już szarzeją, Strona 16 — 14 — mgły po łąkach błękitnieją, w sadach pachną już jabłuszka i dojrzała spada gruszka. Oj te gruszki! ja k dzbanuszki słodkim mio­ dem napełnione, św iecą w słońcu wyzłocone. Dziwi im się stary, młody, tak prześlicznej są urody. Niejednemu, wierzcie dzieci, na ich w i­ dok ślinka leci. Lecz ogrodnik — toż to sknera! co do jednej je zabiera, kładzie w papier, m orskie traw y i zawozi do W arszawy! * 9 * Któż to w ciemnej nocnej porze nie zażywa snu w kom orze, lecz cichaczem się przem yka koło stajni i kurnika, i do sadu do sąsiada w cie­ niu nocy się zakrada? — Hej! o dgadnąć to nie sztuka, kto to przygód nocnych szuka! Romcio, w ódz nie od parady, naprzód Tomcia śle na zwiady: a gdy poznał że bezpiecznie, T om ka po ­ p chnął niezbyt grzecznie, i już rusza naprzód śmiało, bo na w odza ta k przystało. * * # Strona 17 — 15 — N ocka cicha i p o g o d n a —czasem tylko só w ­ k a głodna ostrym krzykiem tr\Vogę sieje; cza­ sem puszczyk się zaśmieje, a od staw u przy p arkanie słychać żabie rechotanie. Pospali się w e w si ludzie, chrapnął Zabój przy swej budzie, i ogrodnik w raz z stróżami, gdzieś spoczęli pod drzewami. Chłopcy z tego skorzystali, sp o ro g ru sze k nastrząsali, i w ypchali dzielne zuchy i kieszenie i pazuchy. Oprócz tego nasz Romeczek do k o ­ białki tych gruszeczek zgarnął też zapasik sp o ­ ry, korzystając z dobrej pory. * *• * Ze zdobyczą, ja k bandyci, dążącieniem k rz a ­ k ó w skryci, tam gdzie p ark a n je st dziurawy, w ięc łatwiejszy do przepraw y . Lecz tu k r e s był pomyślności nieproszonych nocnych gości. W gąszczu k rzak ó w od ulicy skryci byli w artow nicy—ci ja k z procy wyskoczyli, Romcia Strona 18 — 16 — z Tomciem pochwycili i odrazu na kolanie s p r a ­ wili im srogie lanie: w ytrzepali tak niegodnie, że nazajutrz niewygodnie siedzieć było im na ła ­ wie, o! i naw et w miękkiej trawie. I dlatego, jak zasłyszę, w olą obaj tow arzysze, zasmuceni w iel­ ce w duchu, leżeć cały dzień na brzuchu, p rzy ­ kładając z drugiej strony ręcznik w wodzie um o­ czony. Pi f! p a f ! Nasz gajowy po obiedzie do miasteczka spiesznie jedzie kutym wozem, p a rą koni; tuż za wozem Lutnia goni, a za Lutnią Zagraj leci, w domu został piesek trzeci — Bekas, wyżeł młody, żwawy. Interesa, w ażne sp raw y dzia­ dzio m a załatwić w mieście, zabrał z sob ą rubli dwieście, więc go strzeże p sów aż dwa, a i fuzję także ma. Ciotka Magda a z nią Romek, mają w pieczy las i domek. Strona 19 - 17 — Stara ciotka, jak to bywa, warzy, piecze, sprząta, zm ywa, od św itania do w ieczora wciąż się kręci, wciąż się pora, zakrzątana, s p ra c o w a ­ na, nie uw aża na Romana; a o n —rzecz to oczy­ w ista —z dobrej pory w n et korzysta. Do alkie­ rza się zakrada, gdzie nad łóżkiem wiszą dziada: fuzje, szable, pistolety, rew o lw ery i kastety, błyszczy w słońcu stal na ścianie... Ach! nako- niec ją dostanie — dziadzi niema, nie zabroni, upragnionej użyć broni! Ale gdzie się podział . Tomcio? więc na niego gwiznął R om cio—niech­ że przecie się przekona, co to jego d ru h do­ kona. Zadyszany, a ciekawy, przybiegł zaraz T om ­ cio żwawy, a i Bekas też się kręci, bo wie, co się tutaj święci... Po izdebce Rom ek hasa i p rze­ m aw ia do Bekasa.- — Ciesz się, piesku, bo mospanie, zaraz bę­ dzie polowanie! w ezm ę fuzję, Bekasiku, i nabiję k u r bez liku, i nastrzelam jak najwięcej lisów, w ilków i zajęcy! Skoczył R om ek już na łóżko, depcze kołdrę w raz z poduszką, po fuzyjkę sięga śmiało, ale fuzja—to za mało, nasz chłopaczek ani pyta i r e ­ w olw er także chw yta. Coś ogląda, coś m ajstru ­ je i przym ierza i celuje — a Tomeczek, choć się boi, z rozdziaw ioną gęb ą stoi. # * * W idząc broń w ręk u Rom ana, Bekas sko ­ czył na kolana, bryka, skomli, poszczekuje i ogo­ nem w ym achuje. Gdy w radości w padł on szały, Romcio i T om cio. 2 Strona 20 — 18 — trącił kurek... aż dw a strzały hukły naraz... Bo­ że drogi! i trafiły Romka w nogi... P adł na zie­ mię, k re w się leje, tw arz, jak płótno, mu biele­ je,—leży jako ścięte kłosy... Tomcio krzyczy w niebogłosy, na ratu n e k ludzi woła. Hej! ze w szystkich k rań ców sioła nazbiegali się ludzi­ ska, każdy pracę sw o ją ciska, śpieszy z radą, póki pora. Oj, trza śpiesznie do doktora, kulki w yjąć doktór może, więc powieźli w imię Boże. * * * Czas nie stoi, p ręd k o bieży, już w szpitalu Romcio leży, przy nim leki, gorzkie ziółka, nóż d oktorski i pigułka; boli w nodze straszn a rana, bandażami owiązana. Biedak zbytków ani zby­ li—i już teraz, moi mili, postanaw ia sobie szcze­ rze, że do pracy się zabierze. T ak przeleżał miesiąc cały, aż go kości roz­ bolały. W rócił wreszcie, lecz, o Boże! skakać, b ry k ać już nie może; idąc, jeszcze z bólu sy ka i na nogę wciąż utyka...