9783

Szczegóły
Tytuł 9783
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9783 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9783 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9783 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

C R ONICA CONFLICTUS WLADISLAI REGIS POLONIAE CUM CRUCIFERIS ANNO CHRISTI 1410 z �aci�skiego r�kopisu Biblioteki K�rnickiej wydanego w Poznaniu w roku 1911 przez Zygmunta Celichowskiego prze�o�yli JOLANTA DANKA i ANDRZEJ NADOL NAJPIERW WE WTOREK, W SAM DZIE� �w. Jana Chrzciciela [24 czerwca 1410 r.| najja�niejszy pan W�adys�aw kr�l Polski odprawi� w mie�cie Wolborzu walny zjazd wraz ze wszystkimi dostojnikami, nobilami, dygnitarzami, rycerzami etc. A zako�czywszy narad� we czwartek [26 czerwca] oddali� si� stamt�d i roz�o�y� swoje obozy na polu pewnej wsi [zwanej] Lubochnia, z kt�rych to [oboz�w] wnet nazajutrz poci�gn�� dalej. I tego� dnia wyruszaj�c, granice swego kr�lestwa przekraczaj�c, wszed� w granice Mazowsza, przez kt�re ci�gn�c doszed� w pi�tek [27 czerwca � w rzeczywisto�ci dopiero w poniedzia�ek 30 czerwca] do rzeki Wis�y i przez t� rzek� wraz z cz�ci� swych wojsk, kt�re w�wczas nie zebra�y si� jeszcze przy nim w ca�o�ci, a tak�e z dzia�ami, machinami i innym sprz�tem wojennym bez �adnej szkody i niebezpiecze�stwa przeprawi� si� po mo�cie wspania�ej konstrukcji. Kt�ry to [most] przeszed�szy spotka� si� ku wielkiej rado�ci i zadowoleniu ze swym bratem, przes�awnym ksi�ciem Litwy Aleksandrem zwanym Witoldem i ze wszystkimi lud�mi z jego [ksi�cia] wojska. Tam zatrzymawszy si� przez trzy dni ostatecznie postanowili podj�� poch�d przeciw Prusakom. I stamt�d oddaliwszy si� ci�gn�li przez nast�pne dwa dni i doszli do pewnej rzeki, ponad kt�r� roz�o�yli obozy. Nazajutrz w dniu �w. Processusa [2 lipca] przybyli do kr�la pos�owie kr�la W�gier, pan Miko�aj de Gara palatyn kr�lestwa w�gierskiego, Scibor palatyn Siedmiogrodu i Krzysztof de Concendorf, z ramienia tego� kr�la W�gier i fz ramienia] Krzy�ak�w, zapytuj�c kr�la, czy da�by si� nak�oni� do pokoju, kt�ry kr�l W�gier pomi�dzy nim [kr�lem polskim] a Krzy�akami chcia�by zaprowadzi�. Kr�l zasi� odpowiedzia�: �Mili panowie i moi przyjaciele! Zawsze pragn��em pokoju, nigdy nie chcia�em odst�pi� od sprawiedliwo�ci i teraz, gdybym j� m�g� otrzyma�, ch�tnie [j�] przyjm�, i got�w jestem wej�� w ugod�". OS�OWIE za� nast�pnego dnia [3 lipca] obejrzawszy wojska kr�lewskie przybyli do mistrza i wy�o�yli mu w nale�ytym porz�dku s�owa kr�la, zach�caj�c go do zgody i pokoju. Mistrz im odpowiedzia�: �Moi przyjaciele! Kr�l Polski �yczy sobie pokoju, kt�rego �adn� miar� mie� nie mo�e, poniewa� na naszych oczach wni�s� ogie� w nasze ziemie i okaza� wobec nas pych�, jakiej nasz Zakon nigdy jeszcze i od nikogo nie dozna�. Czemu wi�c, je�li pragn�� pokoju, nie prosi� o niego przed naj�ciem ziem naszych? Nale�y zatem, aby za to co uczyni�, otrzyma� od nas nale�n� kar�. Niechaj nie wyjdzie bezkarnie z granic naszych ziem i nie ujdzie naszym d�oniom. Zwaliby�my si� bowiem kobietami, nie m�ami, gdyby�my nie chcieli odnie�� nad wrogami naszymi zwyci�stwa, kt�re samo si� nam nastr�cza". OS�OWIE tedy, wys�uchawszy tych nies�usznych s��w nie chcieli wi�cej powraca� do kr�la. W t� zatem niedziel� [6 lipca] kr�l sam wkroczy� w nieprzyjacielskie ziemie, przez pana Siemowita za pewn� sum� pieni�dzy zastawione Krzy�akom i poleci� je pustoszy�. Na tych ziemiach, zastawionych przez pana Siemowita rzeczonym Krzy�akom, kr�l zatrzyma� si� przed wkroczeniem w ich w�asne ziemie, zwlekaj�c od wspomnianej niedzieli a� do �rody i w �rod� [9 lipca] przed po�udniem P P wkroczy� w ich kraj. Wspaniale i pot�nie rozwin�� swoje chor�gwie i znaki i poleci� [im] okaza� si� na pewnym polu w pobli�u ma�ego Olsztyna, kt�re to [pole] ze wszech stron otoczone by�o lasami i gajami. Rozwin�wszy zatem chor�gwie przyby� a� do miejsca, na kt�rym rozbito obozy i tu wraz z wojskami przebywa� jeden dzie�. W obozach pochwycono pewnych [ludzi], niepomnych na w�asne zbawienie, kt�rzy odwa�yli si� wedrze� do dom�w bo�ych i w nich dopu�ci� si� rabunk�w; z ca�� powag� zostali skazani, aby sami siebie w�asnymi r�kami powiesili, co te� musieli uczyni�. A potem [10 lipca] kr�l pod��y� ze swym wojskiem na odleg�o�� 2 mil i zatrzymuj�c si� tam w czwartek przez ca�y dzie�, nast�pnego dnia wyruszy� z oboz�w i znowu do [tych�e] oboz�w, z kt�rych wyszed�, powr�ci�, porzuciwszy w rzeczonych obozach pewn� ilo�� kamiennych kul dzia�owych. Prusacy, gdy znale�li je porzucone, powiedzieli mistrzowi: �Mistrzu, kr�l ju� uciek�, a jako �lad pozostawi� kule kamienne na tym miejscu, na kt�rym wczoraj sta�". ISTRZ pocz�� nastawa� na pos�a�c�w; nie m�g� jednak rozezna� dlaczego kr�l cofn�� si�, [a sta�o si� tak) poniewa� [d���c dalej] t� drog�, kt�r� rozpocz�� [marsz], nie m�g�by przej�� bez bardzo wielkich strat, [a to] ze wzgl�du na rzek� Drw�c� i inne przeszkody. Musia� wi�c kr�l zawr�ci� i obej�� rzeczon� rzek� u jej �r�de�. Tak wi�c w pi�tek [11 lipca] przed �wi�tem Ma�gorzaty kr�l roz�o�y� swe obozy w 3 mile od miasta D�br�wna, kt�re w sam dzie� Ma�gorzaty [13 lipca] si�� zdoby�. W tych obozach wypoczywa� przez dwa dni i wyruszaj�c z tych�e oboz�w w sam dzie� �w. Ma�gorzaty roz�o�y� si� taborem ko�o wzmiankowego miasta. I nad wieczorem poleci� zdoby� rzeczone miasto nie rycerstwu swemu, lecz pospolitemu ludowi. I tym�e [miastem] z miejsca, w ci�gu niespe�na trzech godzin si�� zaw�adn��. Pod tym miastem pozosta� przez dwa dni. Gdy za� nadesz�a noc przed owym dniem, w kt�r� mieli wyruszy� ze wspomnianych M oboz�w, by�y wielkie b�yskawice, pioruny i grzmoty, i wielki deszcz spad� tej nocy; sprawi� on im znaczn� dogodno��, poniewa� zmoczy� i zwil�y� ziemi�, od nadmiaru s�onecznego upa�u niezmiernie si� kurz�c�, tak i� kiedy wojska ci�gn�y polami, jeden drugiego nie m�g� dojrze� w tumanach py�u. Taki za� wicher powia� owej nocy, �e wszystkie obozy i namioty powywraca�. Powtarza si� przytem s�owa godnych wiary rycerzy, kt�rzy m�wili, �e w ow� noc widzieli ksi�yc obr�cony w krew i ukazuj�cy si� ponad nim jakoby miecz czerwony. AK tedy we wtorek, w sam dzie� Rozes�ania Aposto��w [15 lipca], ruszyli spod rzeczonego miasta i natychmiast po wyruszeniu spad� bardzo wielki deszcz, kt�ry zmoczy� ca�� bro� naszych rycerzy. Zaraz te� gdy ust�pi�a ulewa i gdy rozesz�y si� ciemne chmury zab�ys�o jasne s�o�ce, skoro zasi� owa pogoda utrzymywa�a si�, kr�l poleci� kapelanom przygotowa� si� do mszy, poniewa� nie m�g� wed�ug swego sta�ego zwyczaju wys�ucha� [dot�d] mszy, a to z powodu przeszkody, jak� stanowi�y wiatry wiej�ce, gdy wyruszono z oboz�w. I kiedy sam zatrzyma� si� na szczycie pewnego wzg�rza, a wojska stoj�ce wok� wzg�rza podziwia�y p�omienie ogni buszuj�cych po kraju, zdumiewaj�ce sw� liczb� i rozmiarami, dosz�a kr�la wie�� o nadej�ciu wrog�w, niepewna wprawdzie i dla kr�la niewiarygodna. Wszyscy zatem ludzie w wojskach uzbrojeni dosiedli koni, kt�re tylko dla u�ycia w bitwie przed nimi prowadzono. Kr�l zasi� przyst�pi� wtedy do boskiego obowi�zku wys�uchania mszy, modl�c si� pokornie na kl�czkach. Pewien jego dworzanin, kt�ry tego dnia postawiony by� na stra�y wojska, rozmawia� z kr�lem, m�wi�c i zapewniaj�c, �e widzia� wrog�w. Kr�l zasi� zapyta� zwiastuna [tej wie�ci] o liczb� wrog�w, a ten powiedzia�, �e dostrzeg� tylko dwa ich hufce. I rzek� kr�l: �Niechaj wyruszy przeciw nim cztery lub sze�� hufc�w z marsza�kiem wojska [jako dow�dc�], a my przez ten czas wys�uchamy mszy". Gdy to jeszcze m�wi�, przyby� T inny goniec o�wiadczaj�c: �Kr�lu, nie zwlekaj, wrogowie ci�gn� przeciw tobie". I natychmiast kr�l skierowa� go�c�w do brata swego, Witolda z nast�puj�cymi s�owami: �Najmilszy bracie! Przygotuj si� do bitwy i naka� przygotowa� si� wojskom twoim wraz z rycerzami, poniewa� jeste�my ju� upewnieni o wrogach". Odprawiwszy go�c�w natychmiast na usta swoje na�o�y� milczenie i wzni�s�szy ku niebu oczy i r�ce zacz�� modli� si� i nie chcia� na niczyje s�owa odpowiada� przed uko�czeniem modlitwy i wys�uchaniem mszy. Taka jest tre�� tej modlitwy: �Tobie � powiedzia� � Panie Bo�e powierzam ducha mojego i oddaj� moich towarzyszy broni. Zachowaj mnie Panie razem z nimi. A was, mili towarzysze broni, upominam i ��dam, aby�cie pami�tali o mojej duszy". TYM czasie szybko biegn�c, przyby� goniec m�wi�c: �Kr�lu najja�niejszy! Wrogowie twoi stoj� o p� mili od ciebie, zgromadzeni w wielkiej sile. Oczekuj� ciebie. Nie zwlekaj! Dosi�d� konia i ruszaj przeciw nim, poniewa� im bardziej zwlekasz z rozpocz�ciem bitwy, na tym wi�ksze nara�asz si� niebezpiecze�stwo, albowiem ta sprawa nie cierpi zw�oki i zaniedbania!" Kr�l, aczkolwiek uwa�a�, �e te s�owa s� dla niego istotne, nie nak�oni� im ucha, albowiem ca�ym sercem wzdycha� do Boga. A powstawszy z modlitwy natychmiast poleci, wszystkim opasa� si� jakimi� przepaskami ze s�omy dla wzajemnego rozpoznania i poda� rycerzom te s�owa jako zawo�anie bojowe: Krak�w, Wilno; sam za� dosiad�szy konia, w�asn� osob� pospieszy� przyjrze� si� wrogom i natychmiast rozpocz�� ustawia� szyki na p�aszczy�nie pewnego pola pomi�dzy dwoma gajami; nast�pnie w�asn� r�k� dokona� pasowania do tysi�ca albo i wi�cej rycerzy, tak �e a� si� zm�czy� tym pasowaniem. I gdy ju� wi�cej pasowa� nie wydo�a�, przybyli do kr�la dwaj heroldowie, jeden [z nich] kr�la w�gierskiego, nios�cy kr�lowi [polskiemu] nagi miecz z ramienia mistrza, drugi, ksi�cia szczeci�skiego, dzier��cy w d�oni podobny miecz, da- W ny przez marsza�ka ksi�ciu Witoldowi. [Jeden z nich] powiedzia�: �Kr�lu! Mistrz przesy�a ci ten oto miecz, a ten drugi przekaza� mamy w imieniu marsza�ka bratu twemu Witoldowi, je�li spotka� go b�dziemy mogli". Kr�l natychmiast pos�a� po Witolda zaufanych go�c�w i poleci� powstrzyma� go od rozpocz�cia bitwy, do kt�rej ju� z ludem swym wyst�pi�. Pozostawiwszy zatem swych rycerzy, Witold szybko przyby� do kr�la, a po jego przybyciu, rzeczeni heroldowie oddali mu miecz w imieniu marsza�ka, m�wi�c do kr�la i Witolda: �Kr�lu i Witoldzie! Mistrz i marsza�ek przesy�aj� wam te miecze jako wsparcie i wyzywaj� was do bitwy, zapytuj� was [przytem] o miejsce spotkania, przedk�adaj�c, aby�cie sami je wybrawszy, sami [ich] o dokonanym przez was wyborze zawiadomili. I nie chciejcie kry� si� w g�stwinie tego lasu, ani te� nie zwlekajcie z wyst�pieniem do boju, poniewa� w �adnym razie nie uda wam si� unikn�� bitwy". Kr�l zasi� i Witold przyj�li rzeczone miecze z wielk� �agodno�ci� ducha i tak odpowiedzieli mistrzowi i marsza�kowi przez [owych] pos��w: �Przyjmujemy pomoc bo�� jako najwa�niejsz�, a wraz z ni� te miecze jako nasz� podpor� i chcemy z mistrzem stoczy� b�j. Nie kryjemy si� te� po lasach, poniewa� przybyli�my tu w zamiarze zmierzenia si� w wami, albowiem nie mo�emy od was otrzyma� sprawiedliwo�ci. A miejsce bitwy zdajemy na wol� i �ask� bo��". ARAZ te� z p�aczem i wielkim �ez wylaniem kr�l zacz�� przemawia� do swoich rycerzy i [tak ich] zach�ca�: �O rycerze moi, przyjaciele i s�awni [m�owie]! Wiadomo wam, jakimi utrapieniami i nieprawo�ciami niepokoili nas i poprzednik�w naszych ci oto [ludzie] pysznego umys�u, na kt�rych patrz� oczy wasze, ile i jak wiele wyrz�dzali [z�a] naszym ziemiom, jak zniewa�ali �wi�tynie bo�e i bezcze�cili osoby Bogu po�wi�cone. Pomnijcie na �wi�tokradztwa, gwa�ty, zbrodnie i uciemi�enia, kt�re wyrz�dzali w niedawnym jeszcze czasie! Przyj�wszy za- Z tem jako podpor� sprawiedliwo�� t�, kt�r� ka�dy jasno dostrzec mo�e, bo ona sama za nas walczy� b�dzie, uzbr�jcie si� ku obronie tej�e sprawiedliwo�ci i nie l�kajcie si� teraz raczej zgin�� za ni� wraz ze mn� ni� [bez niej] �y�! Ja bowiem, o rycerze moi, got�w jestem p�j�� z wami na �ycie lub na �mier� przeciw tym, kt�rzy knuj� nasz� zag�ad�". DY sko�czy�, wszyscy zgodnie pocz�li z p�aczem �piewa� �Bogarodzica" i ruszyli do bitwy, wylawszy �zy, kt�re sam kr�l doby� z ich serc swymi s�owami. A prawym skrzydle wyst�pi� do boju ksi��� Witold ze swym ludem, z chor�gwi� �wi�tego Jerzego i chor�gwi� przedniej stra�y. Na kr�tk� zasi� chwil� przed samym rozpocz�ciem bitwy spad� lekki i ciep�y deszcz, [kt�ry] zmy� kurz z ko�skich kopyt. A na samym pocz�tku tego deszczu, dzia�a wrog�w, bo wr�g mia� liczne dzia�a, dwukrotnie da�y salw� kamiennymi pociskami, ale nie mog�y naszym sprawi� tym ostrza�em �adnej szkody; i wnet [wrogowie] przy pierwszym starciu z lud�mi kr�la zostali odrzuceni od tych�e dzia� na bez ma�a staje. Rozgorza� w�wczas bardzo srogi b�j. IEDY ju� oba wojska, tak kr�lewskiej, jak i Witoldowe, zwar�y si� i boryka�y ze wszystkimi hufcami wroga, a wi�ksza cz�� wojska Prusak�w [z�o�ona] z wyborowych hufc�w, ustawiona by�a naprzeciw ludzi ksi�cia Witolda, chor�gwi �wi�tego Jerzego i chor�gwi naszej przedniej stra�y, spotkali si� z wielkim zgie�kiem i niezmiernym p�dem koni w pewnej dolinie w ten spos�b, �e przeciwna strona z g�ry, a nasza strona r�wnie� z g�ry wzajemnymi ciosami razi� si� pocz�y. W tym zasi� miejscu po bitwie, z w��czni, kt�re w�wczas skruszono [utworzy� si� niby most], ze wzgl�du na to, �e nogi ko�skie str�ca�y w to [miejsce] z wysoka, ze szczytu obu pag�rk�w po�amane drzewca, kt�re gdy dla pochy�o�ci [stoku] nie mog�y utrzyma� si� na wierzcho�ku wzg�rza, gromadzi�y si� i zbiera�y w dolinie pomi�dzy tymi wzg�rzami, G N K tak i� wydawa�y si� jakoby jednolity most u�o�ony r�k� [ludzk�] z tych w��czni. NNA zasi� cz�� wrog�w spo�r�d tych�e wyborowych ludzi krzy�ackich zwar�a si� z najwi�kszym impetem i krzykiem z ludem ksi�cia Witolda i po bez ma�a godzinie wzajemnej walki liczni z obu stron polegli, tak i� ludzie ksi�cia Witolda przymuszeni byli do odwrotu. Tedy wrogowie �cigaj�cy ich s�dzili, �e ju� odnie�li zwyci�stwo i w rozproszeniu odbiegli od swych chor�gwi i szyku swoich hufc�w i przed tymi, kt�rych [uprzednio] do odwrotu zmusili, zacz�li [z kolei] uchodzi�. Niebawem, gdy pragn�li zawr�ci�, oddzieleni od swych ludzi i chor�gwi przez ludzi kr�lewskich, kt�rzy ich chor�gwie na wprost od skrzyde� przeci�li, przepadli albo wzi�ci [w niewol�], albo wyt�pieni mieczem. Ci zasi�, kt�rzy stali w lewo od tamtych co zostali odci�ci, pozostali przy �yciu, powr�cili do swoich ludzi [nale��cych do] nieprzyjacielskiego wojska i zn�w [z nimi] po��czeni zwarli si� wzajemnie z wielk� chor�gwi� kasztelana krakowskiego, [z chor�gwiami] wojewody sandomierskiego, ziemi wielu�skiej, ziemi halickiej i wieloma innymi chor�gwiami. W tym zwarciu toczy� si� najsro�szy b�j i z tej przyczyny wielu w�wczas poleg�o. Trwa�a zasi� bitwa przez sze�� godzin i w�wczas dopiero Krzy�acy zwr�cili si� do odwrotu. Tym razem uszli a� do [swoich] oboz�w. EBRAWSZY tedy na powr�t si�y mistrz ze swym pozosta�ym ludem, maj�c ze sob� pi�tna�cie lub wi�cej chor�gwi, [wysuwaj�c si�] z pewnego ma�ego lasku, zapragn�� obr�ci� swoje hufce przeciw osobie kr�la; i ju� kopie i w��cznie zdj�te z ramion z�o�yli na tarczach i stali w miejscu, pragn�c rozezna�, gdzie oka�e si� �atwiejsze i korzystniejsze starcie z wrogami. Kr�l za� w�wczas, skoro Krzy�acy sprawiwszy szyki stali przeciw niemu, chcia� pochwyciwszy kopi� w d�o� z najwi�ksz� �mia�o�ci� skierowa� przeciw nim konia, lecz powstrzymany wbrew [swej] woli si�� i z najwi�kszym trudem przez I Z dostojnik�w, nie m�g� uczyni� zado�� swoim ch�ciom. Przeto pewien dobrze zbrojny rycerz z Zakonu Krzy�ak�w, chc�c w pojedynk� zwr�ci� swego konia przeciw kr�lowi, podjecha� bli�ej ku niemu. Kr�l za� uj�wszy w d�o� sw� w��czni� zrani� go �miertelnie w twarz i zaraz te� [Krzy�ak] przez innych z konia str�cony, pad� na ziemi� martwy. Owe za� hufce mistrza z miejsca na kt�rym sta�y ruszaj�c przeciw kr�lowi, natkn�y si� na [nasz�] wielk� chor�giew i wzajem m�nie zderzy�y si� [z ni�] w��czniami. I w pierwszym starciu mistrz, marsza�ek, komturzy ca�ego Zakonu Krzy�ackiego zostali zabici. Pozostali za�, kt�rzy ocaleli, widz�c �e mistrz, marsza�ek i inni dostojnicy Zakonu polegli, zwr�ciwszy si� do odwrotu, cofn�li si� w owym czasie a� do swych, uprzednio roz�o�onych, tabor�w. A gdy ju� do tabor�w przybyli, widz�c, i� wiele jeszcze by�o hufc�w kr�lewskich, kt�re [dot�d] nie wesz�y do bitwy, zobaczywszy te�, i� w�dz ich pad� zabity, rzucili si� do prawdziwej ucieczki i w rozsypce pocz�li pierzcha�. Kr�l zasi� za rad� swoich baron�w nie pozwoli� [swoim] �ciga� tak szybko uchodz�cych wrog�w, nie chc�c, aby lud [jego] oddali� si� ode� w rozproszeniu, lecz zdj�wszy ze wzgl�du na nadzwyczajny upa� sw�j he�m, ze wszystkimi swymi lud�mi podszed� ku obozom krzy�ackim. miejscu zasi� oboz�w liczni [wrogowie] widz�c, �e ucieczk� �adnym sposobem nie zdo�aj� uj�� �mierci, utworzywszy z woz�w jakoby wa�, tam�e wszyscy zacz�li si� broni�, lecz niebawem pokonani wszyscy w paszczy miecza pogin�li. W owym za� miejscu wi�cej poleg�ych stwierdzono ni�li na ca�ym pobojowisku. R�L przeto przechodz�c przez ma�y lasek z miejsca rzeczonych oboz�w przyby� na szczyt pewnego wzg�rka na kt�rym natychmiast zsiad� z konia i ukl�kn�wszy na ziemi zacz�� dzi�kowa� Bogu za zwyci�stwo, kt�re B�g da� mu nad jego wrogami. Na �w za� wzg�rek przyprowadzono do kr�la niezliczonych je�c�w, w�r�d kt�- W K rych dw�ch szczeg�lnie [dostojnych] ksi���t: Kazimierza Szczeci�skiego i Konrada ksi�cia �l�ska; r�wnie� wielu rycerzy, baron�w etc., ludzi z r�nych stron �wiata i r�nych narod�w, kt�rzy przybyli z pomoc� Krzy�akom. Stamt�d zasi� kr�l odszed�szy, przyby� do pewnego miejsca, w kt�rym poleci� roz�o�y� obozy i zsiad�szy z konia kaza� na�ama� ga��zek z drzewa i rozes�a� [je] na ziemi, na kt�rych po trudzie leg� i tam�e spocz�� etc. Bitwa za� zacz�a si� na trzy godziny przed po�udniem, a zako�czy�a na niespe�na godzin� przed zachodem s�o�ca [9.00�19.00]. AZAJUTRZ wi�c rano kr�l poleci� �piewa� msze bardzo uroczy�cie, mianowicie o Duchu �wi�tym, o �wi�tej Tr�jcy, o Rozes�aniu Aposto��w. Po mszach przeto przez ca�y ten dzie� i podobnie przez nast�pny znoszono do kr�la wzi�te w bitwie chor�gwie wroga i przyprowadzano je�c�w. Przez trzy dni bez przerwy kr�l zatrzyma� si� na miejscu bitwy, w ci�gu kt�rych to [dni] przynoszono kr�lowi chor�gwie nieprzyjaci�, tak �e wszyscy mogli je ogl�da�. W tych dniach r�wnie� kr�l poleci� odszuka� w�r�d trup�w cia�o mistrza, a znalezione kaza� przynie�� do swego namiotu, owin�� w bia�e prze�cierad�o, okry� z wierzchu najdro�sz�, kr�lewsk� purpur� i z czci� na wozie odwie�� a� do Malborka. Pozosta�e za� zw�oki poleg�ych dostojnych m��w tak naszych, jak i nieprzyjaci�, z czci� i szacunkiem pochowa� kaza� w pewnym ko�ciele w pobli�u pola bitwy. RZECIEGO zasi� dnia [18 lipca] porzuciwszy pobojowisko, przyby� do pewnego miasta Mayenstorg [Olsztynek?], kt�re to [miasto] i zamek bez �adnej trudno�ci i oporu zaj��, po czym wkroczy� bez oporu do innego miasta zwanego Mor�g i zaj�� [je]. Podobnie w sam dzie� Arnolfa [18 lipca] przybywaj�cy obywatele z�o�yli samemu kr�lowi ho�d wierno�ci z nadmorskiego miasta Elbl�ga i dw�ch ziem pruskich. Opr�cz tego, w sam dzie� Marii Magdaleny [22 lipca] podda� si� kr�lowi bardzo zacny za- N T mek, mianowicie Olsztyn. W sam zatem dzie� �wi�tego Jakuba [25 lipca] obieg� kr�l zamek Malbork. I zdobywa� go od tego dnia a� do �wi�ta aposto�a Mateusza [21 wrze�nia], po kt�rym to czasie ca�a ziemia Prus i Pomorza, z wyj�tkiem pewnych zamk�w w Prusach, mianowicie Malborka, zgodnie z prawem, przyrzek�a kr�lowi zachowa� statecznie wieczn� wierno��, kt�r� nast�pnie �ami�c, tak duchowni, jak �wieccy panowie, obywatele i wszyscy [mieszka�cy] ze wszech ziem Prus i Pomorza, nie dbaj�c o sw�j honor i niepomni na w�asne zbawienie, haniebnie i bez jakiejkolwiek przyczyny zbezcze�cili i z�amali, odst�puj�c bez powodu od pos�usze�stwa samemu kr�lowi i swojej Polskiej Koronie. FINIS