3972
Szczegóły |
Tytuł |
3972 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3972 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3972 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3972 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kazimierz Ko�niewski
Rehabilitacja
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Maj, 1956
Milcza�.
Towarzysz Gustaw Wagner milcza�. Zdj�� grube, dwustronnie szlifowane okulary, z kieszeni
wyj�� kawa�ek ��tej irchy i starannie przeciera� szk�a. Wykrzywi� si� przy tym � jak
krzywi� si� zawsze � i grymas kr�tkowidza zniekszta�ci� du�� kwadratow� twarz, z�o�on� z
geometrycznych figur. Od pocz�tku zebrania nie odezwa� si� ani jednym s�owem.
Czy�by oczekiwali, �e przem�wi pierwszy? �e prze�o�ony i rozkazodawca Bogdana Kilenia
zacznie si� usprawiedliwia�? U�atwi im sytuacj�? Wybawi z k�opotu? Raz jeszcze zadecyduje
za nich wszystkich? Nie wiedzieli wi�c, czy w tej chwili jest z nimi solidarny. Kogo
popiera, komu jest przeciwny? Czekali na jego zdanie. Czy�by l�kali si� rozbie�no�ci z generaln�
polityk� swego resortu? Ale� w�a�nie teraz tworz� j� bardziej samodzielnie ni� kiedykolwiek
dot�d. Od niedawna wszystkie decyzje s� nie ustalone, p�ynne, ci�gle si� zmieniaj�ce.
Oni jednak, od kt�rych w tej chwili zale�y dostatecznie wiele, nie posiadaj� jeszcze �adnego
wsp�lnego pogl�du. Patrz� na niego � siedz�cego w�r�d nich � czekaj�, a� si� odezwie.
Ponad konarami drzew roz�o�ystych, g�stych i ci�kich nap�ywa�o ku oknom wysokiego
pi�tra majowe powietrze � gor�ce, ju� przedwieczorne. Nie by� to czas sprzyjaj�cy naradom,
a przecie� odbywa�y si� one w ca�ym mie�cie, w ca�ym kraju. Przy tysi�cach zielonym suknem
ob�o�onych sto��w spierano si� w tej chwili o strategi� oraz pr�bowano ustala� taktyk�
najbli�szych tygodni. Wszystko si� zako�ysa�o i bardzo trudno by�o odzyska� zagubion� r�wnowag�.
Wzajemnie si� oskar�ano i indywidualnie broniono. Formu�owano pytania i unikano
odpowiedzi. Bito si� we w�asne i cudze piersi. Badano atuty, studiowano akta i mozolnie,
niezgrabnie stylizowano wnioski. Nikt nie by� pewien swej racji. M�wiono: trz�sienie ziemi.
Siedz�cy przodem do okien wzd�u� d�ugiego sto�u narad w skupieniu obserwowali ciemniej�cy
b��kit nieba nad Ujazdowem i Czerniakowem. Siedz�cy ty�em zajmowali si� byle
czym. Norbert Szper powoli i dok�adnie na czystej kartce papieru rysowa� fantazyjnego smoka,
niebiesk� plam� cieniowa� ostre szpony i jeden spiczasty r�g. Franciszek Partum brzu�cem
palca systematycznie zbiera� z ciemnozielonej materii niewidoczne dla oczu py�ki. Waldemar
Noco� ogl�da� swe kr�tko przyci�te, starannie utrzymane paznokcie.
Zazwyczaj nie pozwalali sobie na takie marnotrawienie czasu. Nie po to zwo�ywano egzekutyw�,
by celebrowa� wzajemne milczenie. Zbyt d�ugo i zbyt dobrze si� znali � Szper z Wagnerem
wyliczali ju� sobie ponad trzydzie�ci lat kontakt�w partyjnych, wsp�pracy, spor�w i
zgody, wsp�lnych cel wi�ziennych i wsp�lnej wolno�ci � by zabranie g�osu mia�o ich kr�powa�.
Wszyscy oni potrafili okre�la� i uzasadnia� swoje racje. Potrafili � a� dot�d, do dnia
dzisiejszego, mo�e do wczoraj jeszcze.
Pytanie � tym razem ju� niecierpliwie ponaglaj�ce � postawione przez sekretarza egzekutywy
organizacji partyjnej, towarzysza majora Henryka Wrzosa, godzi�o w nich wszystkich.
W niego, pu�kownika s�u�by bezpiecze�stwa Gustawa Wagnera, oraz w nich, najbli�szych
wsp�pracownik�w i podkomendnych. Wiedzieli, �e nie unikn� odpowiedzi � zreszt� nie wyobra�ali
sobie, �e mogliby jej nie udzieli�. Nie zamierzali si� uchyla�, cho� tak bardzo tego w
tej chwili pragn�li. �atwo by�o zwr�ci� legitymacj� partyjn� Bogdanowi Kileniowi � literalnie
czyni�c zado�� pytaniom postawionym przez Wrzosa. Kile� odbierze sobie zasekwestrowan�
przed laty legitymacj� � gdzie indziej b�dzie pracowa�, do innej nale�e� b�dzie organizacji
partyjnej, bez najmniejszego wi�c k�opotu, natychmiast, mogli powiedzie�: tak. Wiedzieli
jednak, �e manewr z legitymacj� Bogdana Kilenia posiada w tej chwili wag� szczeg�ln�.
Ich decyzja b�dzie wskazaniem � czy tego chc�, czy przed tym si� broni� � dla setek, dla
tysi�cy towarzyszy czekaj�cych w rozterce i niepewno�ci, aby wreszcie us�ysze�, jak zachowa�
si� winni wobec niepokoju politycznego, kt�ry od paru tygodni wstrz�sa krajem. Atako-
5
wano ich urz�d, kt�ry przyzwyczajono si� � i oni przyzwyczaili si� r�wnie� � uto�samia� z
parti� i z rz�dem. Rehabilitacja Bogdana Kilenia mog�a sta� si� ich samokrytyk� albo ich samoobron�.
Publicy�ci drukowali w gazetach rozdygotane artyku�y. W kawiarniach rzucano
oskar�enia � wszystkie i jakiekolwiek. W fabrykach gniewnie analizowano zarobki, a zebrania
organizacji partyjnych przemienia�y si� w k��bowisko inkwizytorskich ��da�. Mieli odpowiada�
na pytania majora Wrzosa, gdy nagle przesta�y ich obowi�zywa� dotychczasowe
miary i kryteria, gdy co godzina musieli rewidowa� dokonane przedwczoraj, powiedziane
wczoraj, pomy�lane dzi� rano.
Gustaw Wagner milcza�. Ka�dy musia� decydowa� o sobie. Pozostawi� im samodzielno��.
Ka�dy z nich � siedmiu cz�onk�w egzekutywy organizacji partyjnej departamentu ministerstwa
� zwi�zany by� z dramatem porucznika Bogdana Kilenia. W przypadku tym nie by�o
nic osobliwego: sprawa in�yniera Suchowilka � jej tajemnice i jej wa�no�� � znana by�a tylko
towarzyszom zajmuj�cym w departamencie stanowiska najwa�niejsze oraz paru innym, kt�rzy
stali si� znacz�cymi przez sw�j udzia� w tym misternym, jak im si� w�wczas zdawa�o, a
gro�nym, jak to dzisiaj maj� oceni�, planie. Wi�c ich w�a�nie wybierano potem do wielu kolejnych
egzekutyw, a� w ko�cu doszli do tej, od kt�rej za��dano generalnego rachunku. Ongi�
byli oni przyjaci�mi, prze�o�onymi b�d� kolegami Bogdana Kilenia, bardziej ni� inni pracownicy
departamentu prze�ywaj�cy sensacj� jego aresztowania i skazania. Wyrok s�du nie
okaza� si� ostateczny � jak zwykle �aden polityczny wyrok. Rzecz znowu wr�ci�a do nich:
mieli zadecydowa� o rehabilitacji partyjnej cz�owieka, kt�remu s�dy darowa�y niedawno
przewa�aj�c� cz�� kary. Darowanie kary, powoduj�c natychmiastow� wolno��, nie przywraca�o
jeszcze obywatelskiej czci. Bogdan Kile� za��da� partyjnej rehabilitacji. Do nich w�a�nie
nale�a�o odm�wi� mu jej � lub mu j� przyzna�.
Major Henryk Wrzos zaj�kn�� si� leciutko � a jednak us�yszeli i zareagowali � gdy w zagajeniu
wypad�o mu u�y� dw�ch s��w: oficer i towarzysz. Czy wszyscy oni wzdrygali si� na
my�l o ��cz�cej ich niegdy� wsp�lnocie partyjnej i ideowej?
Lata ca�e odtr�cali, grzebali pami�� o swoich dawno usuni�tych i polikwidowanych przyw�dcach,
przyjacio�ach, towarzyszach: postarali si� uwierzy� w sprawiedliwo�� oskar�e�, w
kt�re uwierzy� im by�o tak trudno, �e wiar� tak� niejeden spo�r�d nich tylko pozorowa�, zak�adaj�c
wy�szo�� interes�w spo�ecznych nad losami jednostki. Ju� niemal we wszystko
uwierzyli, ju� niemal zapomnieli i pogodzili si�, gdy oto zakomunikowano im o fa�szu, nieprawo�ci
i zbrodni. Wezwano ich � rozmaicie to okre�laj�c i nazywaj�c � by w dawno zaginionych
znowu uznali najlepszych, najwierniejszych sprawie towarzyszy. Poczuli rado�� i
ulg�, lecz r�wnocze�nie ogarn�� ich l�k i zagubienie. Stracili pewno�� dzia�ania oraz pewno��
my�lenia � niezb�dne dla wyrokowania. Spraw� Bogdana Kilenia odruchowo por�wnywali
teraz ze spraw� tamtych, oskar�onych o co� zupe�nie innego i przez inne zupe�nie s�dzonych
wokandy, gdy oni byli wy��cznie czytelnikami ba�amutnych relacji prasowych. Bogdana Kilenia
natomiast s�dzili sami i dobrze znali racje, kt�re spowodowa�y aresztowanie, oskar�enie
i wyrok. Dany im zosta� cz�owieczy przywilej w�tpienia w sprawiedliwo�� wykonywan�
przez innych � ale czy ktokolwiek kwestionuje w�asn� odpowiedzialno�� i przez siebie okre�lan�
miar� sprawiedliwo�ci?
Musieli odpowiedzie� na pytanie towarzysza Wrzosa. Domaga� si� tego od nich gwa�townie
i coraz natarczywiej � sam b�d�c ju� got�w da� ��dan� przez czasy odpowied�.
� Zawsze za pr�dko znasz prawid�owe odpowiedzi na zbyt pospiesznie formu�owane pytania
� niespokojnie u�miecha� si� Szper. W rozmowach prywatnych od dawna ju� przerzucali
si� spraw� Kilenia � wcze�niej, nim wznowi�a j� decyzja prokuratora, nim s�d uwolni� go z
wi�zienia. Ale ich rozmowy by�y tylko unikami. Nawet Henryk Wrzos nie wypowiada� si�
jasno i bez w�tpliwo�ci. Omijali wszelkie wyra�ne formu�y. Plastycznie poddawali si� wydarzeniom
w kraju, w mie�cie, w partii � uginali si�, odkszta�cali i z powrotem, elastycznie,
przybierali kszta�t, jaki wydawa� si� im pierwotny. Czy Kile� by� taki rzeczywi�cie? Jeszcze o
6
tym nikt nie wiedzia� i oni sami tego r�wnie� nie wiedzieli. Zmieniali swe opinie, poprawiali
� dla ich poparcia lub dla ich zwalczania odnajdywali coraz to nowe argumenty, mno�yli je,
wycofywali raz przyj�te, by nazajutrz do odrzuconych powr�ci�. Gustaw Wagner w rozmowach
tych nie bra� �adnego udzia�u.
Na koniec jednak pad�o pytanie oficjalne, ostateczne: tak � lub nie? Wydarzenia ��da�y od
nich o�wiadcze� mo�liwie najja�niejszych, a rzecznikiem tych wydarze� okaza� si� niespodziewanie
pierwszy sekretarz ich egzekutywy, major Wrzos, panicznie l�kaj�cy si�, by nie
pozosta� w ariergardzie wypadk�w. Istnia�y terminy �ledztw, s�d�w i wyrok�w � dla rehabilitacji
partyjnej takich termin�w jednak nie by�o: nikt dot�d spraw tego rodzaju nie przewidywa�.
Po kilkunastu minutach wzajemnego milczenia mogli odroczy� wydanie opinii jeszcze
o tydzie�, jeszcze o dwa tygodnie. I jeszcze milcze� o tym przy stole, a gada� poza tym pokojem.
�eby zebra� pe�niejszy materia�, �eby gruntowniej przemy�le� spraw� � do kt�rej ju�
�adnych wi�cej materia��w nie by�o i nad kt�r� ju� dostatecznie d�ugo rozmy�lali. Znali �onglerk�
takich s��w, znakomicie potrafili si� nimi pos�ugiwa� � zar�wno gwa�townie przyspieszaj�c
tok dzia�a�, jak i rozwlekaj�c je na miesi�ce, na lata ca�e. W�a�nie teraz, gdy w kraju
nie dosz�o ani do pokazowych proces�w schizmatyckich, ani do oskar�e� najpodlejszych � i
to w�a�nie okaza�o si� szcz�liwe � poznali dobrodziejstwo zw�oki, zysk dobroczynnej powolno�ci
w prowadzeniu spraw zawi�ych, korzy�� p�yn�c� z niezapad�ych wyrok�w. Pospieszyli
si� kiedy� ze skazaniem Kilenia � z tego czyniono im zarzut. Mo�e wi�c teraz nie nale�y
si� spieszy� z rehabilitacj�? Mo�e dzia�a� ostro�nie, powoli rozpatruj�c argumenty i krok w
tyle � a nie krok na przedzie � posuwa� si� za rzeczywisto�ci�. Mo�e ca�� spraw� uzna� za
niegodn� po�piechu � je�eli Kile� i tak jest ju� na wolno�ci! W czyim w�a�ciwie interesie
Wrzos tak j� przyspiesza? Kile� jest ju� z �on�, z dzieckiem. Mo�e poczeka�. Nie nale�y histeryzowa�
na temat godno�ci ludzkiej, co od paru tygodni modne jest w spos�b szczeg�lny,
ale nie powinno wa�y� na tej sprawie.
Dyskusja nie mo�e si� zacz��. Nikt jednak nie stawia wniosku o jej odroczenie. Milczy
Wagner � milcz� wszyscy.
Na pocz�tku zebrania towarzysz Wrzos okre�li� temat:
� Prawem zajm� si� prawnicy, histori� � historycy. My natomiast winni�my orzec, czy interes
polityczny dni dzisiejszych wymaga, by Kile� z powrotem otrzyma� legitymacj� partyjn�.
My zajmujemy si� tera�niejszo�ci�...
� Nie ma tera�niejszo�ci bez przesz�o�ci � mrukn�� Szper, � Powinni�my jednak zda� sobie
spraw�, czy s�uszny by� rozkaz wydany Kileniowi? Czy wolno nam by�o go wyda�? Od nas
zale�y...
� Czy cokolwiek jeszcze od nas zale�y? � szarpn�� si� Partum. Szper nie doko�czy� zdania.
Wrzos kontynuowa� zagajenie:
� Od nas zale�y, czy Bogdan Kile� b�dzie mia� zwr�con� legitymacj� partyjn�, czy nie.
Czy b�dzie zrehabilitowany jako towarzysz i oficer � w tym w�a�nie miejscu major leciutko
si� zaj�kn��. � S�dy maj� swoje oceny, prawa i kodeksy, my mamy swoje. Oczywi�cie nie
musz� by� one jednoznaczne. Tego ju� chyba nauczyli�my si� na ca�e �ycie. Jednoznaczno��
by�a zbyt kosztowna. Ale dalsze przewlekanie naszej oceny i decyzji, sprzeczne z tym odczuciem
powszechnym, kt�remu wyraz da� s�d, by�oby droczeniem si� z opini� publiczn�. Droczeniem
mo�e zbyt ju�... Czy ocena partii winna wi�c by� przeciwstawna wyrokowi s�du?
Kt� mo�e odnie�� korzy�� z takiej r�nicy?
� Zawsze tak mawiali�my, tylko odwrotnie ustawiali�my zale�no��. Przyzwyczajenie sta�o
si� nam natur�... � Szper przerwa� powt�rnie. Wrzos nie zareagowa�, tylko ko�czy�:
� Na razie nie chc� jeszcze wypowiada� swojego zdania. Kto z towarzyszy pragn��by w tej
sprawie...?
Nie chcia� nikt. Nie mogli potwierdzi� propozycji Wrzosa � taki unik by� dla nich nie do
przyj�cia. Decydowa� o partyjnej rehabilitacji Kilenia bez oceny tego wszystkiego, co wyda-
7
rzy�o si� przed pi�ciu laty? Nie! � zbyt wiele szacunku mieli dla samych siebie. Cho�by s�owa
g�o�no nie wym�wili � ka�dy z nich musia� t� ocen� sam przeprowadzi�, sam dla siebie tylko.
Z miasta nap�ywa�y meldunki o potwornej gadaninie, o plotkach rw�cych zar�wno spotkania
w kawiarniach, jak i narady partyjne. Dowiadywali si� w ten spos�b, �e w ich aparacie dzia�a�y
prowokacje. Kto ich prowokowa�? Kto nimi sterowa�? Wbrew nim samym? Mo�e w innej
jakiej� � ale nie w tej sprawie! Pami�tali dok�adnie: byli zupe�nie prze�wiadczeni o s�uszno�ci
w�asnego post�powania. Nie mogli nie by� o tym przekonani � Bogdan Kile� rzeczywi�cie
by� winien sabota�u. Sabota�u pope�nionego w s�u�bie.
Wyra�nie pami�tali okoliczno�ci, w jakich wiosn� pi��dziesi�tego pierwszego Gustaw
Wagner wyda� rozkaz, kt�ry wszyscy zgodnie uznali za celowy i s�uszny. Solidarnie �a�owali,
i� wykonanie zosta�o fatalnie pokrzy�owane post�powaniem Kilenia. Jego wina nie budzi�a �
budzi� nie mog�a � �adnych w�tpliwo�ci. Te pojawi�y si� o wiele p�niej � dopiero teraz.
Rozkazodawca nadal jest ich prze�o�onym, towarzyszem, cz�onkiem egzekutywy. Siedzi
w�r�d nich i w w�asnej sprawie powinien zabra� g�os. Niski, kr�py, zbudowany z geometrycznych
figur � kubistyczna rze�ba. Nie ma jeszcze sze��dziesi�ciu lat, ale wygl�da na
znacznie starszego. Z bardzo bogatej rodziny ��dzkiej, niegdy� niemieckich, p�niej dok�adnie
spolszczonych fabrykant�w. Od klas gimnazjalnych czynny w ruchu rewolucyjnym, kt�rego
walki, gorycze i sukcesy by�y dla� najwa�niejsz� i jedyn� tre�ci� �ycia. W milczeniu
bawi si� d�ugopisem, z cichutkim trzaskiem wyciska i chowa ruchomy grafit. Leciutkie
skrzywienie warg mo�e oznacza� zar�wno gorycz, jak szyderstwo. Powinien � mo�e? � oceni�
sw�j rozkaz wydany pi�� lat temu. Powinien � mo�e? � wyg�osi� samokrytyk�. Milczy.
Wyciska tylko i chowa grafit automatycznego instrumenciku.
Bogus�aw Damazyn wyj�� chustk� i wytar� spocone czo�o. Udr�ka wzajemnego milczenia.
Kt�ry� na koniec zerwie si� i wybiegnie st�d pierwszy, bez s�owa. Major Wrzos zmuszony
b�dzie odroczy� dyskusj� nad rehabilitacj� Kilenia do nast�pnego tygodnia. Dr�cz�ce rozmowy
prywatne, kuluarowe, korytarzowe rozpoczn� si� od nowa. Ale za tydzie� milczenie
b�dzie jeszcze trudniejsze do zniesienia. Milczenie nie b�d�ce zgod� ani na dalsz� dyskryminacj�,
ani na rehabilitacj� Kilenia.
Milczeli.
Bezradno��? L�k? Wiedzieli, �e to, co mi�dzy sob� nazywali si�� partii, co dla nich by�o
prawdziw� parti� � ich g�os wsp�lny i jednolity � teraz powinien da� si� s�ysze�. I wiedzieli,
�e w�a�nie teraz nie mo�e si� odezwa�. Nie mog�, nie potrafi� odezwa� si� razem i zgodnie �
wi�c milcz�, wi�c wahaj� si� przem�wi� samodzielnie. W tej chwili milczenie wydaje si� im
jedynym ratunkiem przed sporem mog�cym ich zniszczy�. Wi�c trudniej jest im w tej chwili
przerwa� to milczenie, ni� rehabilitowa� Kilenia.
Dot�d solidarni � ju� solidarni nie s�. To wiedzieli � i tego si� bali najbardziej. Braku jednomy�lno�ci.
Odzwyczaili si� od niej? L�kali si� sporu? L�kali r�nicy zda�? Sparali�owa�o
ich poczucie spo�ecznej odpowiedzialno�ci?
Henryk Wrzos zdj�� zegarek z r�ki i powoli, dok�adnie nakr�ca� spr�yn�. Szper meandrowa�
spiralny ogon smoka. Partum zbiera� py�ki ze sto�u. Janina �aszewska, zawsze ruchliwa,
teraz tkwi�a �ci�ta, zastyg�a, nieruchoma. Noco� zapali� papierosa. Damazyn �ama� zapa�ki i
uk�ada� wzorek na zielonym suknie. By�o coraz gor�cej i duszniej. Wagner milcza�. G�o�no
brz�cz�ca mucha obija�a si� o szyb�, nie umiej�c trafi� do otwartego okna.
� Qui tacet consentire videtur � Wrzos przerwa� milczenie. � Akceptujemy wi�c pro�b�
Kilenia. Notuj� uchwa�� egzekutywy pozytywnie zalecaj�c� organizacji partyjnej rehabilitacj�
towarzysza Bogdana Kilenia, skazanego...
� Szczury, szczury! � krzykn�� Partum i gwa�townie zerwa� si� od sto�u. � Ju� i my mamy
si� ba� tych g�wniarzy z redakcji �Zwyczajnie�? My...
� S�d... � zacz�� Wrzos, ale Partum nie da� sobie przerwa�.
8
� Sam powiedzia�e�: inne s� kryteria s�dowe, inne nasze. Nie chc� m�wi� o decyzji s�du w
tej sprawie i o tym, dok�d ona nas zaprowadzi. Ale dlaczeg� to my mamy kuli� ogon pod
siebie i odwo�ywa� to, co by�o najprawdziwsze i najs�uszniejsze. Stawiam wniosek formalny:
oddali� pro�b� Kilenia i zdj�� ten punkt z obrad naszej egzekutywy. Niech Kile� lata sobie po
Warszawie, gdzie chce i do kogo chce, ale nam tego akceptowa� nie wolno. � Partum cofn��
si� od sto�u, opar� o filar i szeptem, �wiszcz�cym, jakby si� zm�czy�, ko�czy� peror�: � Nie
wolno. Kwestionuj� i odrzucam t� ca�� rehabilitacyjn� fars�. �adnych w�tpliwo�ci nie mam i
mie� nie b�d�...
� Pozazdro�ci�... � mrukn�� Szper, wysoki, zwalisty, tyj�cy m�czyzna o du�ej nieregularnej
twarzy, pod praw� szcz�k� przeci�tej g��bok� blizn�. Siwe ruchliwe oczy, niesforna stercz�ca
czupryna i mi�kki, melodyjny g�os, w kt�rym znakomicie modulowa�y si� wszystkie
akcenty: w�tpliwo�ci, szyderstwa, nacisku. Nie przerywaj�c rysowania nast�pnego ju� smoka
� jednoro�ca, podj�� dyskusyjne wezwanie: � Pozazdro�ci� ci spokojnego sumienia.
� Jak chcesz: mo�esz zazdro�ci�. �adnych w�tpliwo�ci nie mam i mie� nie b�d�. Ani teraz,
ani p�niej... � warcza� Partum.
� Ani teraz, ani wtedy � Szper westchn��. Franciszek Partum, zanim przeszed� do ich departamentu,
by� prokuratorem. Oskar�a� w procesie Bogdana Kilenia.
� Ani teraz, ani wtedy � Partum nie my�la� ust�powa�, ale Wrzos wda� si� g�o�no i apodyktycznie:
� To nie jest �adne stanowisko. Ani wczoraj, ani dzi�, ani jutro, ani pojutrze... Up�r i bezmy�lno��.
Po prostu: bezmy�lno��. Dzie� dzisiejszy nie jest dniem wczorajszym. Co� si�, u
diab�a, tymczasem zdarzy�o. Zdarzy�o w�r�d nas. I zdarzy�o poza nami. A jakie b�dzie jutro?
Ty zawsze chcesz by� niezmiennie taki sam? Niezale�nie od okoliczno�ci? My�l�cy cz�owiek
ka�dy dzie� poddaje nowej analizie, aby wysnu� nowe wnioski i nowe powzi�� decyzje. Czasy
si� zmieniaj�...
� I w�adze si� zmieniaj�... � znowu mrukn�� Szper.
� Raczej powiedz: i w�adze te� musz� si� zmienia�, podlegaj� bowiem procesom... �
Wrzos z jawn� niech�ci� spojrza� na Szpera. Szper powt�rzy� swoje:
� Chcia�em powiedzie� to akurat, co powiedzia�em: i w�adze si� zmieniaj�...
� Masz racj�! � Wrzos holendrowa� zuchwale. � I w�adze si� zmieniaj�. Ju� si� zmieni�y i
w�adze naszego ruchu, naszego obozu r�wnie�. Ka�dy my�l�cy cz�owiek powinien z tego
faktu wyci�gn�� konsekwencje. My cenimy dialektyczn� zdolno�� my�lenia, a ona wymaga
od nas...
� ...u�askawiaj�cych glejt�w dla wszystkich naszych wrog�w? Tak? Powiedz to wreszcie
wyra�nie i bez os�onek. � Partum znowu wtargn�� w tok sporu. � Menu na dzi�: u�askawienie
wrog�w pod beszamelem. Szef kuchni poleca... Ale nam w�tpi� nie wolno, i nikt poza niekt�rymi
towarzyszami partyjnymi w to nie w�tpi, �e wtedy, przed pi�ciu laty, i wcze�niej, i p�niej,
�eb chciano ukr�ci� i nam, i naszej rewolucji. To by�a wojna, Kile� za sw�j sabota� i za
swoj� dezercj� powinien by� rozstrzelany. Zwyczajny dezerter. Jak�e byli�my wspania�omy�lni:
zamiast egzekucyjnego plutonu tylko wi�zienna cela. Gdyby oni nas wtedy zwyci�yli,
gdyby oni nas wtedy pokonali, nikt by dzi� nie gaworzy� o �adnej rehabilitacji, a sam
Kile� kiblowa�by w jednej celi ze szczeniakami ze �Zwyczajnie�...
� Co dobrze by i o nim, i o nich �wiadczy�o. Nie s�dzisz, �e tego rodzaju prognostyki musz�
nas tylko utwierdza� w rehabilitacyjnej decyzji? � Szper domy�la� rzecz do ko�ca.
� Mo�e i tak, ale ja pragn� zwr�ci� wam uwag�, �e nikt by si� z nimi nie patyczkowa�. I z
nami te� by si� nikt nie patyczkowa�. My tylko dyskutujemy nad rehabilitacj�. Mo�e go jeszcze
mamy przeprosi�?
Z identyczn� furi� Partum pi�tnowa� Kilenia na rozprawie s�dowej oraz przed procesem,
podczas �ledztwa, kt�re by�o bardzo kr�tkie. Dla Partuma sytuacja by�a zupe�nie jasna w�wczas,
jasna jest i teraz.
9
� Boisz si�, �e rehabilitacja Kilenia mo�e si� sta� degradacj� Partuma? � Szper szydzi� lekko.
� Moj� degradacj�? � eks-prokurator roze�mia� si�. � Tyle lat mnie znasz i wiesz dobrze,
�e mog� ruszy� do fabryki i toczy� wa�ki stalowe. Got�w jestem to uczyni� nawet wbrew
wszystkim, byle tylko...
� Byle tylko twoje by�o na wierzchu.
� Je�eli chcesz, to mo�esz tak powiedzie�. Byle tylko moje by�o na wierzchu. Dobra. Tylko
�e moje to jest i twoje. Mnie nie idzie o w�adz� i nie o te metamorfozy w�adzy, o jakich wy
z takim wdzi�kiem dyskutujecie. Ale je�eli chcemy, je�eli mamy wol� przekszta�ci� to spo�ecze�stwo,
nie mo�emy si� cofa� ani przed ulic�, ani przed literatami, ani przed kimkolwiek...
Partum siek� kantem d�oni w zielone sukno sto�u. Wybuchn��. Oskar�a� o tch�rzostwo
tych, kt�rzy po latach gotowi s� rehabilitowa� �wczesne tch�rzostwo Kilenia. Gdy na chwil�
zawiesi� g�os, Noco� skorzysta� z okazji:
� Chcia�em przypomnie�: Kilenia nigdy nie oskar�ali�my o tch�rzostwo. Kile� by� odwa�ny.
Ostatecznie przeciwstawi� si� nam wszystkim i w �ledztwie nie szuka� wykr�t�w. Oskar�ali�my
go o zdrad�, o zastarza�� prowokacj�, o konszachty z wrogiem, o wszystko, na co nie
posiadali�my najmniejszych dowod�w. Dlatego s�d zdj�� mu teraz porcj� kary, a my zastanawiamy
si�, czy nie powinni�my go rehabilitowa� z zarzut�w najci�szych i nieuzasadnionych.
� Noco� m�wi� powoli, z namys�em, z wysi�kiem wydobywa� s�owa. M�wi� bole�nie.
� Nie by�o dowod�w? � Partum demonstracyjnie si� zdziwi�. � Nie opowiadajmy sobie
bajek dla dzieci. Logika niezmiernie prosta: je�eli post�powaniem swoim dzia�am na korzy��
wroga, to znaczy, �e dzia�am, �e chc� dzia�a� na szkod� naszego ruchu, naszej idei i naszej
polityki. Nie lubicie, wiem, �e nie lubicie od pewnego czasu s��wka: obiektywnie. Ale ono
istnieje � jako s�owo i jako zjawisko. Obiektywnie bior�c Kile� swoim post�powaniem dzia�a�
na rzecz naszych wrog�w, bez wzgl�du na t�umaczenia i usprawiedliwienia. Regu�y walki
politycznej maj� swoj� prawid�owo��...
� Przesta�! � Szper przerwa� rysowanie i ca�ym swym wielkim cia�em zwr�ci� si� w stron�
s�siada. � Franek, przesta�! Tym �obiektywizmem� pos�ugiwali�my si� jak maczug�. To z�e
s�owo. Kilenia skazali�my nie dlatego, �e nas zdradzi� � cho� tak o tym krzycza�e� w s�dzie �
ale dlatego, �e wtedy my�la� po prostu inaczej ni� my wszyscy. My�la� uczciwiej. To by�
prawdziwy i autentyczny konflikt. R�nica pogl�d�w na walk� z wrogiem. Ale je�eli w
czymkolwiek zm�drzeli�my, to chyba w tym w�a�nie, i� przestali�my demonizowa� takie r�nice.
Czy ty naprawd� s�dzisz, �e obowi�zkiem komunisty znajduj�cego si� nawet w ogniach
spo�ecznych i politycznych walk jest rezygnacja z w�asnej, samodzielnej my�li? Czy nasze
prawo do my�lenia mamy cedowa� tylko na tych, kt�rych uprzednio obdarowali�my specjalnym
mandatem? Wst�puj�c do partii mamy przesta� my�le� samodzielnie, czekaj�c, a� nas
wybior� na odpowiedzialne stanowisko? Wybior� dlatego, �e nie my�leli�my samodzielnie...
Czy tak?
� Kile� by� nie tylko cz�onkiem partii, by� �o�nierzem skierowanym do walki frontowej...
� Demagogiczne rozr�nienie... � Szper zamacha� r�k� przed twarz� Partuma.
� Demagogiczne uto�samienie. Kile� by� oficerem s�u�by bezpiecze�stwa, mia� s�ucha�
rozkaz�w i wykonywa� je.
� Przyjmuj�c ich do aparatu m�wili�my � Szper kontynuowa� sp�r najostrzejszy � �e potrzebujemy
najlepszych komunist�w, a nie policjant�w, �andarm�w, stupaj�w...
Szper dok�adnie pami�ta� jesie� czterdziestego czwartego. Bogdan Kile� gwa�townie
wzdraga� si� przed s�u�b� w aparacie bezpiecze�stwa. Szper d�ugo musia� go namawia� i
przekonywa�. Ich wzajemne zaufanie datowa�o si� jeszcze z dawnych lat, gdy razem � Bogdan,
pocz�tkuj�cy student, oraz Norbert, cz�owiek ju� dojrza�y, matematyk pracuj�cy w zak�adzie
ubezpiecze� spo�ecznych � organizowali nielegalne przerzuty z kraju przez Zakopane
i tatrza�skie �cie�ki do Czechos�owacji, Francji i dalej, do Hiszpanii. Na koniec towarzysz
10
Norbert sam tam pow�drowa�, ostatecznie rozstaj�c si� z losem matematyka, a Kile� pozosta�
w Polsce, dziel�c z parti� dni najbardziej trudne. Po o�miu latach spotkali si� w Warszawie,
na Pradze, z kt�rej artyleria radziecka � mimo hitlerowskiego obstrza�u � wali�a w dymi�ce
coraz bardziej ruiny lewobrze�nego �r�dmie�cia.
Towarzysz J�zef � Norbert Szper � pierwszy w�r�d t�umu ulicznych przechodni�w rozpozna�
Kilenia: od wielu tygodni nastawiony by� na odnajdywanie starych przyjaci�. Jeszcze w
Lublinie opowiadali mu peperowcy, �e Kile� czynny by� w podziemiu warszawskim. Z �oliborza,
po kapitulacji dzielnicy, Kile� przedosta� si� na p�noc, wymin�� opanowany przez
akowc�w Kampinos, gdzie� na Kurpiach uda�o mu si� prze�lizn�� przez front i wr�ci� na
Prag�. W zimnym, nieprzytulnym pokoiku na Grochowie, w jakim Szper sypia� razem z gromad�
innych oficer�w, dwaj przyjaciele sk�adali sobie relacj� z wojennych prze�y�. Po d�ugiej
rozmowie Szper przedstawi� sw� propozycj�: szuka� towarzyszy do pracy w aparacie
bezpiecze�stwa. Wtedy zacz�li si� k��ci�. Praca w bezpiecze�stwie wyda�a si� Kileniowi
obrzydliwa. Szper d�ugo pami�ta� t� zdenerwowan� gadanin�: refren rozmowy powraca� do
niego natarczywie przez wszystkie lata. S�owa Bogdana, nerwowo rzucane w ciasnym pokoiku
odartej z tynku praskiej kamieniczki, d�wi�cza�y mu w uszach, gdy razem z Wagnerem
s�uchali ta�m nagranych na procesie Kilenia: �Dlaczeg� to akurat ja mam wsadza� ludzi do
wi�zienia, mam ich zamyka� nawet i wtedy, gdy wiem � a to wiem! � �e rewolucja powinna
niszczy� swoich wrog�w. Niezb�dne, konieczne � �wietnie to rozumiem, ale dlaczego akurat
ja? A gdyby� mnie dzisiaj nie spotka� na ulicy? No wi�c � wyobra� sobie, �e�my si� nie spotkali.
Zapomnij, �e mnie spotka�e�. Nie spotkali�my si�! Rozumiem: ka�dy ustr�j, ka�dy rz�d
musi posiada� policj�, kt�ra z jednej strony dba o spok�j reszty obywateli, ale z drugiej strony
robi ca�kiem brudn� robot�. Ale ka�dy ustr�j potrzebuje r�wnie� � ba, przede wszystkim �
in�ynier�w i nauczycieli, lekarzy i urz�dnik�w. Potrafi� robi� tyle innych rzeczy. Z wykszta�cenia
jestem przecie� mechanikiem. Dlaczeg� to ja mam by� tym, kt�ry aresztuje?� Zdenerwowany
Kile� biega� po przek�tnej ma�ego pokoiku. W�ciek�y, i� propozycja partyjna �
Szper tak zaakcentowa� jej charakter � trafi�a akurat na niego. W�druj�c dzisiaj rano ulic�
Kaw�czy�sk� m�g� spotka� towarzysza, przyjaciela z zupe�nie innego resortu pa�stwowego.
Zreszt� zamierza� wst�pi� do wojska. Szper ofukn�� go ostro: �Czy cz�onek partii ma prawo w
takim momencie historii uchyla� si� od trudnej, rzeczywi�cie delikatnej i moralnie niebezpiecznej
roboty? Je�eli w aparacie bezpiecze�stwa nie znajd� si� najlepsi partyjniacy � Szper
powtarza� argumenty z czas�w Dzier�y�skiego, jakby przemawia� na publicznym wiecu �
najlepsi towarzysze, na kt�rych uczciwo�ci mo�na bezwarunkowo polega�, niechybnie zaczn�
dzia�a� mechaniczne prawa ka�dego urz�du pa�stwowego. Instytucja, skoro jest potrzebna,
nie mo�e nie powsta� jedynie z tej przyczyny, i� nie ma stosownych pracownik�w, a �e istnie�
musi, wi�c zape�ni� j� lada jacy. A wtedy? Tam gdzie na ka�dym niemal dokumencie
znajduje si� symbol tajno�ci, gdzie pojedynczy cz�owiek otrzymuje niezmiernie szerokie prawa
decydowania o losie innego cz�owieka, tam gdzie metody dzia�ania �atwiej demoralizuj�
tych, kt�rzy si� nimi pos�uguj�, ni� tych, dla kt�rych zwalczania winny one s�u�y� � tam bardzo
du�o, niemal wszystko, zale�y od indywidualnego charakteru cz�owieka�. Szper dowodzi�
z ferworem, gdy� od d�u�szego ju� czasu przekonywa� sam siebie: nie wolno tej najprzykrzejszej
funkcji rewolucji spycha� na barki innych. Nie brudzi� sobie r�k � naj�atwiejsze! Nader
wygodnie jest upiera� si�, i� inni s� godniejsi, inni bywaj� lepsi. �aden z nich � Szper przekonywa�
Kilenia argumentami, z pomoc� kt�rych niedawno pokonywa� samego siebie � nie
jest w stanie os�dzi� w�asnej warto�ci ani w�asnej przydatno�ci. T� znaj� jedynie towarzysze.
Nie wolno m�wi�: niech robi� to inni.
Znali si� od wielu lat, a rozmawiali jakby po raz pierwszy. Osiem lat wojennego rozstania
by�o wystarczaj�co du�o, by musieli odnajdywa� si� na nowo. W�a�ciwie obcy �yciorys, obce
pogl�dy, nieznane reakcje. Szper pami�ta�: gdy do Moskwy przyw�drowa�a delegacja peperowc�w
z okupowanej przez hitlerowc�w Warszawy, bardzo d�ugo te same s�owa dla obu
11
grup komunist�w znaczy�y co� jednak innego. Teraz te� � rozmawia� z cz�owiekiem w�a�ciwie
mu obcym i �yrowa� mu swe specjalne zaufanie. Ale jak�e inaczej w czterdziestym
czwartym mo�na by�o post�powa� z lud�mi? Tych, kt�rych zna�o si� naprawd�, by�o tak niewielu,
rozpaczliwa garstka. Rachunek zaczyna� si� od nowa: ab urbe condita � powt�rzy potem
poeta. Na �lepo musieli ufa� � innym i nawet sobie samym.
Norbert Szper, towarzysz J�zef, darowa� Kileniowi szeroki kredyt. Darowa� mu tym skorzej,
im gwa�towniej Kile� przeciwstawia� si� jego propozycjom. Swoim wstr�tem i oporem
Kile� bardziej zyskiwa� Szpera ni� wsp�lnot� dawnej walki konspiracyjnej. Kile� tego nie
wiedzia�, nie zna� teorii Szpera. Szper l�ka� si� tych, kt�rzy do pracy w bezpiecze�stwie zg�aszali
si� sami lub kt�rzy na propozycj� takiej pracy reagowali z ochocz� gotowo�ci�. Zawsze
� zawsze! � ogarnia�a go odruchowa nieufno�� wobec tych, kt�rzy najtrudniejsze decyzje
polityczne, ideowe, osobiste, zawodowe podejmowali natychmiast, spontanicznie, bez jednej
cho�by bezsennej nocy. Jeszcze dawniej, przed wypraw� do Hiszpanii, dziwi� si�, a zdumienie
to kry�o ziarno odruchowej niech�ci, ilekro� kt�ry� z m�odszych towarzyszy zbyt skwapliwie
i beztrosko decydowa� si� na los dzia�acza nielegalnego, nieustannie poszukiwanego
przez policj�. Zdarza�o si�, i� uczyniwszy komu� propozycj� pracy partyjnej, sam a� podpowiada�
mu wahania, sam wylicza� tamtemu wszystkie jej niedogodno�ci, rozpo�ciera� przed
nim widma ewentualnych kl�sk. Pragn��, by ka�dy z nich parokro� cofa� si� i na nowo podejmowa�
raz przyj�te propozycje. Chcia�, by pierwszym s�owem ka�dej odpowiedzi by�o
s�owo: nic! By� podejrzliwy wobec wszelkich entuzjast�w. Dziwi� si� sam i namawia� na
zdziwienie innych, jak mo�na si� by�o tak �atwo, od razu i z miejsca, godzi� z perspektyw�
wi�zienia, z k�opotami i smutkiem z rzadka widywanej rodziny, z ryzykiem pedagogicznym
kryj�cym si� w wychowywaniu dziecka, cz�sto d�ugo � regu�ami konspiracji lub wyrokami
wi�ziennymi � pozbawionego ojca i matki. Szper, matematyk, kt�ry t� nauk� tyle razy zdradza�
dla drugiej wielkiej sprawy swego �ycia, dla partii komunistycznej � pragn��, by innym
matematykom �al by�o ich wspania�ej dyscypliny, by toczy� si� w nich permanentny konflikt
mi�dzy wielko�ci� pracy tw�rczej a ofiar� sk�adan� walce ideowej. Upiera� si�, i� ludzie �
m�odzi lub starsi � kt�rzy nie zdaj� sobie sprawy z gro��cych im niebezpiecze�stw i dramat�w,
s� potencjalnie niebezpieczni i dla siebie, i dla partii. Szper mawia� zawsze: nie ceni�
zapale�c�w, boj� si� fanatyk�w, wol� tych, kt�rzy maj� w�tpliwo�ci, mam zaufanie do tych
tylko, kt�rzy do siebie nie maj� zaufania. �ycie cz�owieka powodowane jest brakiem konfliktu
krwi u rodzic�w, ale byt cz�owieka tyle tylko jest wart, ile w nim samym istnieje wewn�trznych
konflikt�w ideowych i niepokoj�w intelektualnych. �atwo zapomnia� � a mo�e
zbyt dobrze pami�ta�? � jak on sam prosto, natychmiast i bez odwleka�, pi�tnastolatek w
gimnazjum, przyst�pi� do organizacji komunistycznej, wtedy jeszcze nazywanej jaczejk�. Z
najwy�szej klasy wyp�dzony za komunizm � matur� zdawa� jako ekstern. Maj�c pretensj� do
innych � mo�e mia� j� i do samego siebie, i� kiedy� zaniedba� jakiego� w�asnego rachunku.
Wi�c nieprzyja�ni� i niech�ci� reagowa� wobec tych, kt�rzy trudn� i moralnie ryzykown�
prac� w bezpiecze�stwie podejmowali z nadmiern� partyjn� karno�ci�, demonstrowali zadowolenie
z otrzymanego przydzia�u. Podejrzewa� ich o karierowiczostwo, o ch�� zemsty na
kim�, za co�. Gro�nymi i niebezpiecznymi mog� sta� si� w aparacie bezpiecze�stwa ci, kt�rzy
nosz� w sobie tajon� zemst� lub kt�rzy s� fanatykami. Mo�e oni nie lubi� ludzi? � podejrzewa�
ich Szper. W pierwszym odruchu winni mu byli odpowiedzie�: nie. Potem dopiero ulec
jego r�norakim perswazjom. Ulec naciskom autorytetu partyjnego � ale ulec wbrew sobie.
Na koniec Szper zmusi� Kilenia do s�u�by w aparacie bezpiecze�stwa. Wszystkich potrafi�
zmusi� do tego, do czego sk�oni� pragn��. Lubi� przekonywa� ludzi, spiera� si� z nimi, zbija�
ich argumenty � akurat takie same, jakie on by formu�owa� w tym sporze. Ceni� zgod� wynik��
ze starcia i k��tni. Wi�c i Kilenia ceni� w�a�nie za to, �e tamten, ju� b�d�c w aparacie,
nosi� sta�� niech�� do tej pracy. Kilenia dr��y�o nieustanne poczucie l�ku przed wywo�aniem
czyjej� krzywdy, przed sprowokowaniem katastrofy. By� szoferem nigdy wewn�trznie nie
12
pogodzonym z darowanym mu przywilejem prowadzenia maszyny, jak� mo�na przejecha�
cz�owieka. Zwierza� si� Szperowi, tym w�a�nie pos�uguj�c si� przyk�adem: �Jest mi nieustannie
wstyd przechodni�w, czuj� wobec nich sw� potencjaln� win�, wstyd mi obywateli, u kt�rych
pewnego dnia mog� odkry� wrogie wobec nas dzia�anie, a wtedy ich zaaresztuj� i zniszcz�.
Kile� nigdy nie sta� si� zawodowym tropicielem wrog�w � by� tylko sumiennym pracownikiem
aparatu. Gdy po raz pierwszy doprowadzi� do celi mokotowskiego wi�zienia
cz�onka konspiracyjnej bandy, przybieg� do Szpera z dramatycznym ��daniem dymisji. Wyrzek�
si� rangi oficera bezpiecze�stwa: �Zrobi�em, co do mnie nale�a�o, niech no ka�dy cz�onek
partii unieszkodliwi tylko jednego wroga, i teraz mog� ju� odej��. W gor�czkowym monologu
siebie samego podstawia� na miejsce przychwyconego, a r�wnocze�nie por�wnywa�
si� z agentami policyjnymi, kt�rzy aresztowali go przed wojn�. Ja � oni, tamci � ja, tamci �
oni. Nie umia� wywik�a� si� z sieci sylogizm�w, kt�r� zaci�gn�� na pole swego dzia�ania. Z
trudem dociera�y do niego argumenty �ci�le okre�laj�ce sytuacj� moraln�, polityczn�, spo�eczn�,
w jakiej rozgrywa�y si� fakty jedynie z pozoru identyczne. Ich to�samo�� by�a wy��cznie
to�samo�ci� gest�w � ale wykonywanych z r�nymi zamiarami. � Czy gesty mog�
decydowa� o istocie naszego post�powania? Sam pomy�l � Szper atakowa� Kilenia. � Je�eli
przyjmiemy za�o�enie o merytorycznej to�samo�ci gest�w, zagubimy si� w ahistorycznym,
ja�owym bezsensie. B�dziemy si� porusza� jak pijani w ciemno�ciach, wy��czymy motor my�lenia,
a mo�e w ko�cu zaczniemy celowa� w samych siebie � t�umaczy� m�odszemu przyjacielowi.
I Kile� styg� � na jaki� czas. Nie umia� jednak da� sobie z tym wszystkim rady, ale
kt� z nas � rozumowa� Szper � m�g�by o sobie powiedzie� z czystym sumieniem, �e opanowa�
w�tpliwo�ci i niepokoje, a� do samego kresu bia�ych nocy? Kt�ry z nas osi�gn��by tak�
spokojna pewno�� siebie � kiedy� Szper wyk�ada� to Wagnerowi � natychmiast powinien rzuci�
prac� w rewolucyjnym bezpiecze�stwie. � Nie rozumiem ciebie � odpowiedzia� mu wtedy
Wagner i zaleci� parotygodniowy odpoczynek, mo�e w jakim� zagranicznym kurorcie. Po
paru dalszych latach Szper przerazi� si�: wszystko wskazywa�o na to, i� on sam zdoby� ju�
sw�j zawodowy spok�j, funkcja sta�a si� dla� rutyn�. Kile� takiego spokoju najwyra�niej nie
zdoby� nigdy.
To Szper poradzi� Wagnerowi, by w sprawie in�yniera Suchowilka pos�u�y� si� Bogdanem
Kileniem.
� Policjant�w, �andarm�w, stupaj�w... mowa, trawa, jak �adnie to okre�la nasz najnowszy
i najm�odszy wieszcz narodowy. Ja go te� czytuj�, a jak�e � Partum ironizowa�. � Ale jak ty
sobie wyobra�asz pa�stwo, w kt�rym ka�dy funkcjonariusz b�dzie robi�, co mu si� �ywnie
podoba? �o�nierz � jak chce. Policjant � jak mu w duszy gra. Urz�dnik � wedle humorku.
Nawet w s�odkiej Francji tak nie ma, a komuni�ci nigdy nie byli dyskusyjnym klubem delikatnych
libera��w. Dlatego dzi� mamy pa�stwo socjalistyczne...
� Je�eli jeste� taki uprzejmy, to powstrzymaj si� od repetycji kr�tkiego kursu � sykn��
Wrzos. � Umiemy go na pami��.
� Min�� czas lekcji, ju� jest po dzwonku. Teraz jest czas dyskusji � sentencjonalnie zadekretowa�
Szper.
� Teraz... � Partum wzruszy� ramionami. � Teraz towarzysze rzucaj� legitymacje partyjne.
� Jedni rzucaj�, inni odbieraj� je znowu. To mo�e i normalniej... � Szper nie poddawa� si�
furii Partuma.
� Po prostu zmieniaj� si� uk�ady si� wewn�trz naszego obozu. To �wiadczy o naszej �ywotno�ci
� Wrzos stara� si� by� najbardziej rzeczowy.
� Ale wtedy, w pi��dziesi�tym, przecie� tak nie by�o � �aszewska odezwa�a si� po raz
pierwszy. Spojrzeli na ni�. Wysoka, szczup�a, jeszcze m�oda i efektowna, dot�d nie bra�a
udzia�u w chaotycznej dyspucie. Siedz�c naprzeciw Szpera uparcie �ledzi�a jego szerok� d�o�
kre�l�c� pokr�tne smoki. Janina Wanda Bratys-�aszewska � dwojga imion, dwojga nazwisk:
13
za dwie kobiety wysoka i przygarbiona, za p� kobiety szczup�a � �artowali z niej. Swego
czasu pierwsza znalaz�a si� na scenie, na kt�rej rozegra�a si� sprawa in�yniera Suchowilka � z
Berlina przywioz�a inicjuj�c� wiadomo��. M�wi�a szybko i cicho:
� Wtedy walczyli�my w Korei i wtedy do nas strzelano. M�wicie: jest czas walki i jest
czas dyskusji. Wtedy by� czas walki, mo�e teraz jest inaczej, ale... ale czy powinni�my tak
pr�dko zmienia� nasze zdania i pogl�dy? Czy to dopiero nie jest najbardziej podejrzane? Ledwo
zjazd co� uchwali�, a nawet tylko w tajemnicy nad czym� obradowa�, a my wszyscy ju�
od razu...
� To ju�, jak m�wisz, trwa bez ma�a dwa lata... � mrukn�� Szper. �aszewska nie zwr�ci�a
na niego uwagi. Ci�gn�a swoj� my�l:
� Ju�, od razu... Jakby wszystko dot�d to by�y tylko nasze maski, kt�re nareszcie z tak�
ulg� odrzucamy, jak kobiety odrzucaj� ju� niemodne sukienki. Towarzyszu Wrzos! To� to
dopiero teraz demonstrujecie, �e racj� mieli ci, kt�rzy narzucali nam rezygnacj� z w�asnych
przemy�le� na rzecz dyscypliny partyjnej.
� Powiedz mi, kiedy chcesz by� samodzielny, a powiem ci, kim jeste� � za�artowa� Szper.
� Mo�e to i dobrze, �e ka�dy z czym� innym kiedy indziej nie chce si� zgadza�.
� Wi�c lepiej upiera� si� przy b��dach raz pope�nionych? Czy tak mam ci� rozumie�? �
Noco� zapyta� �aszewsk�.
� Wi�c lepiej jest raz-dwa odrzuca� wszystko? � Pytaniem odparowa�a pytanie. Ale Noco�
zna� odpowied�:
� Bywaj� chwile, gdy upieranie si� przy starych b��dach rodzi b��dy nast�pne. Komuni�ci
zawsze potrafili dokonywa� oceny realistycznej.
� Gdy byli o swoim b��dzie przekonani. Ale ja wiem, �e Kile� nie mia� wtedy racji i nie
mia� prawa tak post�powa�, jak post�powa�. � �aszewska wo�a�a z pasj�: � Nie mia� prawa,
nie mia� prawa sabotowa� otrzymanego rozkazu!
� Ciekawe, czy pod Guadalajar� dyskutowa�e� wydawane ci rozkazy? � Partum chcia� bole�nie
dotkn�� Szpera. Wspomnienia hiszpa�skie by�y dla towarzysza J�zefa szczeg�lnie drogie.
Tym dro�sze, im bardziej podejrzewane i dyskryminowane. Zawsze wydawa�o mu si�, i�
tam, pod silnym s�o�cem, w�r�d obcego narodu, osi�gn�� apogeum swej ideowej walki. Wi�c
tylko odwarkn�� Partumowi:
� Ciebie pod Guadalajar� nie by�o.
� Ale w Warszawie te� by� front. Nie lada jaki.
� I jeszcze� si� nie nastrzela�? Ci�gle chcesz front montowa� w poprzek normalnego pa�stwa...
� W pi��dziesi�tym pierwszym to nie Partum tutaj front montowa�, ale oni nam nadsy�ali
dywersant�w � zauwa�y�a �aszewska. � Oni chcieli strzela�.
� I strzelali. Niejeden poleg� jeszcze wtedy � dopowiedzia� Damazyn. � I teraz te� b�d�
strzela�, je�eli im tylko na to pozwolimy. �upn�� ich po palcach, zanim si�gn� po bro�.
� Oszala�e�! � Szper nie wytrzyma�. Uni�s� si� ca�y i krzycza� w prawdziwym gniewie. �
Co was wszystkich opanowa�o? Jeszcze nikt do nas nie strzela� i w moim przekonaniu strzela�
nie b�dzie, tyle krzyczycie, a... taka gadanina to psu na bud�... Jakby�cie sobie co marzyli...
� Nagle si� uspokoi�, zmieni� ton i drwi�co zwr�ci� si� do Partuma: � Mo�e to do ciebie,
do ciebie jednego zaczn� strzela�...
� Jak nie zrehabilituj� Kilenia? Co? � Partum roze�mia� si� ha�a�liwie.
� Rehabilitacja Kilenia � Wrzos znowu podj�� zasadnicz� dyskusj� � to tylko logiczne domy�lenie
do ko�ca sytuacji, w jakiej znalaz�a si� nasza partia. I nie tylko nasza. By�oby bardzo
szcz�liwie, gdyby towarzysze zechcieli pami�ta� r�wnie� i o politycznych realiach naszego
po�o�enia.
� Gdyby�my wtedy nie pos�ali Kilenia na prowokacj�, powiedzmy to wreszcie wyra�nie:
na prowokacj�, to dzi�... � Szper zab�bni� palcami w blat sto�u.
14
� Gdyby�my wtedy nie posy�ali takich Kileni�w na prowokacj�, jak dzi� to odwa�nie okre�lasz
� Partum przerwa� Szperowi � czyli wszelkimi �rodkami nie bronili naszego pa�stwa
przed agresj� z zewn�trz, to dzi� nie my rozwa�aliby�my rehabilitacj� Kilenia, ale nam by
dor�czono wyroki skazuj�ce.
� Niekt�rzy spo�r�d nas mog� je i teraz otrzyma�. Poczta ju� zacz�a przekazywa� pierwsze
anonimy. � G�os �aszewskiej dr�a� lekko. By�a bardzo zdenerwowana. � Ale kto inny te�
nam mo�e wyrok dor�czy�.
� Czekasz na taki wyrok? Na kt�ry? � zapyta� Noco�. Moment ciszy. Wszyscy r�wnocze�nie
spojrzeli na Wagnera.
Wagner milcza�. Jakby nie us�ysza�. �aszewska nie cofn�a si� przed pytaniem. Po chwili
odpowiedzia�a:
� B�d� czeka�a i na anonim. B�d� czeka�a i na wyrok jawny. By� mo�e nawet, i� ten wyrok
podpisze Bogdan Kile�. B�d� czeka�a i b�d� broni�a mojego zdania. B�d� czeka�a, jak... �
szuka�a s�owa, zakl�cia czy por�wnania, kt�rym by mog�a wzmocni� wiarygodno�� swego
prze�wiadczenia i swego uporu.
� ...jak Kile� czeka� na swoje aresztowanie � g�o�no podpowiedzia� Noco�. Brutalnie i
okrutnie. Brutalnie wobec Wandy, okrutnie wobec siebie. Waldemar Noco� by� tym, kt�ry
przed pi�ciu laty aresztowa� Bogdana Kilenia.
Zatrzyma� si� na trzecim pi�trze. Niepewny, sp�oszony. Przed paru dniami � jak przed paru
laty. Waha� si� i ba� si�. Jak teraz powinien odezwa� si� do Kilenia? Po d�ugim namy�le, po
nocy bezsennej przyszed� tutaj, pod te drzwi, gdy nagle ogarn�y go wszystkie w�tpliwo�ci.
Nigdy Kilenia nie odwiedza� � ani dawniej, ani najdawniej. Z Kileniem nie ��czy�y go �adne,
nawet najl�ejsze stosunki towarzyskie. Nie mia� najmniejszego obowi�zku �wiadczy� jakiejkolwiek
pomocy jego �onie czy jego dziecku. Cz�sto rozmy�la� o Kileniu � nigdy o jego rodzinie.
Na drzwiach �lad usuni�tej tabliczki, wizyt�wki � jeszcze z powrotem nie przybitej. Kobieta
wida� pragn�a zej�� z oczu ludziom, s�siadom i go�ciom, l�kaj�c si� niech�ci b�d�
wsp�czucia. A mo�e zmieni�a nazwisko, sama pot�piaj�c m�a lub takich pot�pie� chc�c
oszcz�dzi� dziecku. Wszystko to by�o prawdopodobne � cho� chyba w takim wypadku Kile�
nie wr�ci�by do domu. Noco� pomy�la�: Kile� mieszka razem z �on� i dzieckiem w ich starym
mieszkaniu. Gdyby �ona wyrzek�a si� wi�zionego m�a, co� by m�wiono o tym u nich,
w ministerstwie, a o Kileniowej milczano przez ca�ych pi�� lat. Tragedia mia�a wi�c przebieg
normalny, bez scen czy zaburze� godnych lito�ciwej uwagi: by�o jej pewnie trudno, ale jako�
� drgn�� teraz na oboj�tno�� s�owa � jako� da�a sobie rad�. W szkole malec bywa� zapewne �
o takich historiach przychodzi�y meldunki � ofiar� z�o�liwo�ci jednych koleg�w, obiektem
podziwu innych. W tym wieku dzieci jeszcze powtarzaj� opinie rodzic�w. Do rozumienia
swego dramatu ch�opiec dorasta� dopiero z latami: by� ma�y, gdy pewnego dnia ojciec wyszed�
rano z domu i ju� nie wr�ci�. Noco� nagle si� zaniepokoi�: w jaki spos�b matka wtajemniczy�a
syna w katastrof� ojca? Co powiedzia�a dziecku? Przecie� musia� pyta�. Mia�
osiem lat i by� ju� zapewne z ojcem w przyja�ni. Jak w takich sytuacjach zachowuj� si� �ony?
Czy istnieje jaka� prawid�owo��, czy bywaj� jakie� psychiczne regu�y? Czy ch�opak maj�cy
teraz lat trzyna�cie nienawidzi tych, kt�rzy pozbawili go dzieci�stwa z ojcem? Noco� pomy�la�:
je�eli nas nienawidzi � ma racj�. Kile� b�dzie mia� prawo wobec �ony i syna ironicznie
przywita� swego dawnego koleg�: o! znowu po mnie przychodzisz... �art. Noco� ba� si� tych
�art�w � i pragn�� je us�ysze�. W tej chwili zapragn�� si� dowiedzie�, co prze�ywa cz�owiek,
kt�rego witaj� takimi s�owami? I jak ten cz�owiek powinien odpowiedzie�? Jak powinien si�
zachowa�?
Kroki. Kto� wchodzi� po schodach. Zostanie zaskoczony pod drzwiami � mog� pomy�le�:
na przeszpiegach... Spiesznie nacisn�� dzwonek.
15
Drzwi si� otworzy�y.
Chwil� przygl�dali si� sobie. Zdumienie w oczach, w ca�ej postaci Kilenia. Kile� si� zmieni�?
Twarz mu schud�a, �ci�gn�a si�? Posiwia�? Czy mo�e ju� w�wczas by� szpakowaty? W tej
akurat chwili Noco� nie potrafi� dok�adnie u�wiadomi� sobie twarzy tamtego Kilenia � a przecie�
podj�wszy dzisiaj decyzj� tej wizyty d�ugo i uwa�nie ogl�da� star� fotografi� dawnego
kolegi, przechowywan� w biurku. Jakby si� nic nie zmieni�. Powinien by� si� zmieni�. Grymas
� a mo�e to si� tylko Noconiowi tak wydawa�o? � z lekka zdeformowa� usta gospodarza.
Kroki ludzi id�cych od do�u by�y coraz g�o�niejsze. Kile� odsun�� si� � gest zapraszaj�cy.
Noco� wszed�.
Gospodarz bez s�owa pokaza� nast�pne drzwi. Niewielki pok�j. Jasny orzech: okr�g�y st�,
cztery krzes�a pokryte zielonym rypsem, ma�y kredens, tapczan zarzucony br�zowym kocem,
radio, wazonik ze sztucznymi kwiatami, du�y kryszta� z rachunkami za gaz i elektryczno��,
dwie reprodukcje szarych pejza�y, kilka bezbarwnych ksi��ek na eta�erce, roz�o�ona �Trybuna�.
Kile� odsun�� krzes�a. Nast�pny gest. Usiedli.
Ci�gle � bez jednego s�owa. Cisza przeci�ga�a si�. Dopiero teraz Noco� straci� �wiadomo��
celu tej wizyty. Kile� pstrykn�� w paczuszk� papieros�w � wysun�y si�. Noco� uda�,
�e nic zauwa�y� tego gestu.
Kile� zacz�� pierwszy, g�osem cichym, matowym, bardzo spokojnym:
� Chcia�bym, �eby� wiedzia�, �e ja nie mam do ciebie �alu. Do nikogo z was nie mam �alu.
Mo�e jeden tylko Partum, ten prokurator... Ale jego te� rozumiem...
� To �le... � Noco� parskn�� gwa�townie. Odzyska� mow�. Znowu rozumia� sens swojego
tutaj przyj�cia: � To �le!
� �le czy dobrze? Nie wiem. Nie czuj� �alu. Jestem bardzo spokojny.
� To �le. Nie powinno si� godzi� ze z�em. � Chcia� powiedzie�: nie powiniene� si� godzi�,
albo: nie powinni�my si� godzi�, ale owo tykanie czy owa wsp�lnota wyda�y mu si� tak niezr�czne,
moralnie nie usprawiedliwione, �e omin�� je zwrotem mniej obowi�zuj�cym.
� Nie godz� si�... � Kile� przytakn�� mi�kko i nijako.
� Bez �alu, bez gniewu nie przemienimy tego wszystkiego � Noco� nabra� impetu.
� Wszystkiego? � Kile� jakby si� zdziwi�.
� Wszystkiego z�ego, co nas oblepi�o...
� Aha...
Nieprzekonywaj�ce, wymuszone potwierdzenie zmrozi�o Noconia. Id�c tutaj l�ka� si� pogardy
i odtr�cenia. Ba� si� � i jako� tego oczekiwa�. Czu� potrzeb� takiej ekspiacji. Sprawiedliwo��
wymaga�a, aby Kile� �ywi� �al do cz�owieka, kt�rego gest i s�owo sta�y si� dla� pocz�tkiem
paroletniej n�dzy i upokorzenia. Noco� z gotowo�ci� czeka� na pierwszy cios Kilenia.
Ostatni rok, ostatnie miesi�ce i tygodnie by�y dla Noconia szczeg�lnie trudne. Czyn Kilenia,
los Kilenia wyda�y mu si� miar� rzeczy . Lecz oto Kile� jakby przesun�� si� na bok. Znowu
si� min�li? Znowu si� mijaj�? Nieporuszeni tkwili na brze�kach krzese� pokrytych zielonym
rypsem. Niewygodnie � ale wzajemnie sob� skr�powani, w ten spos�b pragn�li zaznaczy�
ulotno�� tego spotkania. Usi��� g��biej i wygodniej oznacza�oby zgod� na pe�n� obecno��
i d�ug� rozmow�. Tej zgody Noco� jeszcze nie otrzyma�. I sam nie by� pewien, czy jej
pragnie.
� Nie wolno tak � zaprzeczy� Kileniowi.
� Jak?
� Godzi� si�.
� Czy przyszed�e�, aby namawia� mnie na niezgod�?
Noco� otrzyma� cios. Poczu� b�l a� fizyczny. Gwa�towny skurcz gdzie� tam w �rodku my�li
i czucia. Bogdan Kile� te� tak namawia� � tamtego! Suchowilka! � do niezgody, do gniewu,
do buntu. Namawia�? � mia� namawia�!
� Czy z tym przyszed�e� do mnie? � Kile� powt�rzy� pytanie, wolno rozci�gaj�c s�owa.
16
� Nie... nie... � gwa�townie zaprzeczy�. � W�a�ciwie nie wiem, co mnie sk�oni�o, �eby
przyj�� tutaj. � Ci�gle wymija� jak�kolwiek bezpo�rednio��. Nagle odczu� potrzeb� desperackiej
jednoznaczno�ci. I natychmiast uczyni� jej zado��. � Pragn��em zobaczy� kogo�, kogo
sam niesprawiedliwie aresztowa�em...
� Sadyzm czy masochizm? � w rzeczowym pytaniu Kilenia przybysz wyczu� drwin�.
� Nie... nic takiego... po prostu... � zaj�kn�� si�.
� Powtarzam: nie mam �alu.
� Ale ja mam �al! � a� krzykn��. � To moja wiara zosta�a nadu�yta.
Kile� lekko wzruszy� ramionami.
� Mnie na wolno�� wypu�cili komuni�ci. � Da� do zrozumienia, �e jego wiara nadal mo�e istnie�.
� Ale� oskar�yli i uwi�zili te� komuni�ci!
� Tak jest. Ka�dy ruch polityczny przechodzi r�ne fazy. Pope�nia b��dy, niedorzeczno�ci i
zbrodnie. Tak jest. Ale wypu�cili, sami mnie wypu�cili. S�dz�, i� w tej chwili to jest najwa�niejsze.
Tamto sta�o si� wcze�niej, dawniej. Wa�ny jest porz�dek rzeczy ...
� A wi�c wszystko w porz�dku? � zapyta� Noco�.
� Nie. Tak upraszcza� nam nie wolno. Nie wszystko jest jeszcze w porz�dku. �S� w ojczy�nie rachunki
krzywd...� Pami�tasz? Pasuje, cho� on to pisa� na inn� okazj�, pod innym adresem, z inn� my�l�.
W �adn� stron� nie wolno upraszcza�. Od upraszczania zacz�o si� tamto z�o. Rozumiesz mnie?
Ja nie oskar�am komunizmu. Mog� oskar�a� tylko niekt�rych komunist�w. R�nica.
� Po tej mowie ostatniej... � Noco� j�kn��.
� Mnie ta mowa nie by�a potrzebna. Mnie uwolniono ju� na wiele miesi�cy przed ni�. A o
tym wszystkim wiedzia�em i tak...
� Mnie ona by�a potrzebna. Nie wierzy�em... � zaskomla� Noco�. � To znaczy wiedzia�em,
ale wierzy�em, �e to ma sens...
� To mia�o sw�j sens. Cel u�wi�ca� dla� �rodki... � znowu zadrwi� Kile�.
� ...straci�o sens. Nigdy go nie mia�o. Nasz cel tego nie potrzebowa�.
� Nasz cel mo�e tego nie potrzebowa�. Ale r�ne by�y cele. A zreszt�... Czy jeste� tego zupe�nie
pewien?
Noco� nie odpowiedzia�. Nie poj�� pytania. Dlaczego akurat w tej chwili Kile� zadaj