3942

Szczegóły
Tytuł 3942
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3942 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3942 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3942 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tadeusz Komendant Zostaje kantyczka Eseje z pogranicza czas�w 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Brod� mam g�st�, oczy przes�oni�te Powiek�, jak u tych co znaj� cen� Rzeczy widzianych. Milcz� jak przystoi M�owi, kt�ry wie, �e ludzkie serce Wi�cej pomie�ci ni� mowa. Rodzinny Kraj, dom i urz�d publiczny rzuci�em Nie �ebym szuka� zysku albo przyg�d. Nie jestem cudzoziemcem na okr�tach. Twarz pospolita, poborcy podatk�w, Kupca, �o�nierza, nie r�ni mnie w t�umie. Ani si� wzbraniam odda� cze�� nale�n� Miejscowym b�stwom. I jem to co inni. Tyle wystarczy powiedzie� o sobie. (Czes�aw Mi�osz: Portret grecki) 5 ZOSTAJE KANTYCZKA TEKST WYG�OSZONY NA ZJE�DZIE POET�W Tytu� mego wyst�pienia pochodzi z wiersza Mi�osza Nie tak � jest cz�ci� frazy: I rozpada si� hymn albo psalm przewodnika ch�ru, zostaje kantyczka. Zdaj� sobie spraw�, �e w tym miejscu tytu� mo�e brzmie� prowokacyjnie. S�uchaj� mnie przecie� przede wszystkim poeci, kt�rzy w niedawnym czasie do�wiadczyli rozpadu hymn�w i psalm�w przewodnik�w ch�ru, kt�rych tw�rczo�� � cho� chcia�a by� liryk� obywatelsk�, cho� zastanawia�a si�, czy prywatno�� mo�e si� wybi� na niepodleg�o�� � nie znajdzie si� pewnie i w przysz�ej kantyczce. Cho� by�a to tw�rczo�� wa�na � dla poet�w, o ile s�u�y�a stworzeniu osobowo�ci: osobowo�ci nie w w�skim, pisarskim sensie, w kt�rym niejednokrotnie pr�bowano j� zamkn��, ale te� i nie w sensie jednoznacznie �yciowym, to�samym z deklaracj� polityczn�. Cho� jest to tw�rczo�� wa�na. Tak jak czytamy dzi� �yciem pisany tekst przez cyganeri� warszawsk� za czas�w Paskiewicza, tak samo dokumentem naszych czas�w pozostan� pisane i drukowane w latach siedemdziesi�tych wiersze (przyk�ad jest tu tylko przyk�adem, a nie por�wnaniem). Zar�wno Ptak w sieci dalekopisu Zawistowskiego, artystowski poemat o niemo�no�ci istnienia h o m o a r t i f i c i o s u s jak i okrutny przez sw� bezbronn� nago�� tomik Chojnackiego Z pozoru cisza, tomik o niemo�no�ci istnienia h o m o s o c i u s. �wiadomie wybra�em przyk�ady skrajne, mimo �e w wyznaczonej przez nie przestrzeni mo�na pewnie znale�� lepiej zrobione wiersze-bibeloty i mniej pora�one szcz�ko�ciskiem wiersze-ulotki. Ale ci dwaj autorzy najpe�niej zadokumentowali (cho� nie jestem pewien, czy znaczy to r�wnie�: u�wiadomili sobie) zasadnicz� niemo�liwo�� �ycia kulturalnego minionych lat: ot� wedle obowi�zuj�cych w nim norm nie spos�b by�o by� ani cz�owiekiem sztuki, ani cz�owiekiem spo�ecznym. �wiadectwem tej fa�szywej sytuacji by�y jeszcze w niedawnym czasie liczne dyskusje i zjazdy m�odoliterackie, na kt�rych to, co najbardziej osobiste � wyb�r �rodk�w ekspresji � pr�bowano uczyni� wsp�ln� p�aszczyzn� spotkania m�odych rocznik�w; to za�, co mo�e by� wsp�lne � postawa wobec �wiata � mia�o pozosta� w sferze prywatnych, indywidualnych wybor�w. Homo socius mia� by� cz�owiekiem prywatnym; zawsze prywatny homo artificiosus awansowa� do rangi cz�owieka publicznego. Trudno my�le� o tym bez rozgoryczenia: projektowana na pocz�tku dekady masowo�� � ale przecie� masowo�� ta opiera� si� mia�a na wsp�lnej postawie wobec �wiata � przemieni�a si� w mas� wierszy i t�um aspirant�w do roli poety. To, �e w tek�cie sprowokowanym przez my�lenie o poezji tak ma�o b�dzie mowy o poezji, wynika nie tylko z mojej reakcji obronnej wobec pierworodnego grzechu wszelkich zjazd�w literackich. Wynika to po prostu z sytuacji. Tak jak artystowski Ptak�by� poematem o niemo�liwo�ci napisania artystowskiego poematu, tak jak obywatelska poezja z tomu Z pozoru cisza by�a poezj� o niemo�liwo�ci poezji obywatelskiej, tak samo pisanie o poezji nieuchronnie przeradza si� w pisanie o niemo�liwo�ci pisania o poezji. Nie ma w tym nic dziwnego, �e w�a�nie t� drog� obra�a gda�ska szko�a krytyk�w � Rosiek, Chwin, Majchrowski, Adamiec; by�a to przecie� autentyczna krytyka towarzysz�ca, niezale�nie od tego, co na ten temat s�dzili sami poeci. Ja, poniewa� nie uwa�am si� za krytyka towarzysz�cego, poniewa� ca�y problem pokoleniowy uwa�am za wielk� manipulacj�, poniewa� w my�leniu o kulturze zajmuj� mnie niewi- 6 dzialne a obezw�adniaj�ce my�l pozory, mitologie � m�wi�c j�zykiem Rolanda Barthesa, mog� tu zaproponowa� tyle: zastan�wmy si� nad ow� niemo�liwo�ci�. Co� si� ko�czy, co� zaczyna Historyczno�� wydarze�, proces�w � je�eli nie jest to poz�r historii tworzony w gabinetach polityk�w � najcz�ciej uchodzi uwadze bezpo�rednich aktor�w. Pozostaj� w pami�ci drobne anegdotyczne szczeg�y. Na przyk�ad: �mieszne dzi� fryzurki dziewcz�t, religijna atmosfera wok� s�owa Pary�, film Beata, Bohdan �azuka w roli m�odzie�owego idola, pierwsze telewizory, kt�rych ekran przypomina� na�wczas modne prawdziwie abstrakcyjne obrazy, kult nowoczesno�ci, ob�e kszta�ty mebli na jednej z pierwszych stron ksi��eczki mieszkaniowej PKO, prasa nie zapominaj�ca o naszych zwi�zkach z Europ�, papierosy Mazur sprzedawane w kioskach na sztuki, barwne etykietki na pude�kach zapa�ek po 25 groszy � przedmiot zainteresowania filumenist�w, przeno�ne, cho� jeszcze lampowe radio Szarotka, przerwana w radiu audycja i komunikat o locie Gagarina, znak Zorro i niewidzialna r�ka, na s�owie harcerza polegaj jak na Zawiszy, s�uszne oburzenie wobec antypolskiej postawy biskup�w w or�dziu, zrobili�my, wygrzebane sk�d� pisane o��wkiem listy ojca z 1951 roku ze stemplem cenzurowano, wspania�e �liwki w czekoladzie i to dokuczliwe pytanie: jak wygl�da prawdziwy �yd? P�niej � ale by�o to p�niej � ten obraz retrospektywnie si� rozszerza�: o przeczytane ksi��ki i stare roczniki gazet (o zanikaj�ca instytucjo strychu!), o obejrzane filmy, o ju� �wiadomie widziany �wiat, kt�ry by� przecie� spadkobierc� tamtego bezrefleksyjnie przyjmowanego �wiata. Gdy dzi� my�l� o latach sze��dziesi�tych, musz� o nich my�le� jak o odleg�ej, zamkni�tej epoce. Jak przes�anie z innego �wiata odbieram �wczesn� szlachetn� retoryk�, ortodoksyjnie laick� postaw� inteligencji, awangardowe szale�stwo, formaln� �europejsko�� naszej kultury, inteligenckie rozrachunki w prozie i filmie. �mieszy mnie tamta wiara w normalne �ycie w nienormalnych warunkach. Cho� wiem, sk�d owa wiara si� bra�a: pracowa�y na ni� dzi� bezimienne, bo wykre�lone z podr�cznik�w historii i �wiadomo�ci, rzesze socjalist�w polskich; tworzy�a j� lewica laicka zafascynowana has�ami Rewolucji Francuskiej, zrzeszona cz�sto w lo�ach maso�skich i wok� rachitycznych post�powych czasopism, jeszcze cz�ciej skazana na samotno��; sk�ada�y si� na ni� utopijne wizje pierwszych awangardzist�w, dla kt�rych nowa sztuka by�� r�wnoznaczna z nowym wspanialszym �wiatem; wspiera�a si� na ch�odnych i g�odnych latach sp�dzonych w europejskich stolicach i na uniwersytetach przez tych, dla kt�rych kultura by�a religi� i poznaniem; zawiera�a w sobie do�wiadczenia tej typowo wschodnio-europejskiej, w�a�ciwej dla spo�ecze�stw wychowanych w duchowej niewoli, formacji � inteligencji: przecie� j�zyki zachodnie nie maj� nawet na to poj�cie w�asnego s�owa. Lata sze��dziesi�te by�y bowiem ostatnim okresem obecno�ci w naszej kulturze, a chyba i nie tylko w naszej, dziewi�tnastowiecznego sposobu my�lenia. Tomasz Burek, jeden z najwa�niejszych krytyk�w w owych latach, ksi��k� Dalej aktualne otworzy� artyku�em Genialny wiek XIX. Czytamy w nim: �Wszystko bowiem, co istotnie nowe w naszej epoce, odnajdywa�o sw�j rodow�d, swoje inspiracje, swoje ukryte �r�d�a w �staro�wieckim� XIX wieku, /�/ Czy� nie Leonardem jest ca�y wiek XIX? Wiek poetycki i naukowy zarazem, wizjonerski i pe�en mr�wczej pracy, zawieraj�cy w sobie, kiedy go pr�bowa� obj�� jednym spojrzeniem, nieogarnione bogactwo spe�nie� i dzie�, ale tak�e projekt�w, pomys��w, my�li zapocz�tkowanych, kt�re czekaj� na podjecie i kontynuacj�. Burek uwa�a� siebie i wsp�czesna sobie kultur� za kontynuator�w XIX wieku. Robi�c aluzj� do s�awnej ksi��ki Raymonda Arona napisa�: Wiek ideologii nie sko�czy� si� bynajmniej, on si� dopiero zaczyna wraz z pytaniem, co zrobi� z nagromadzon� si�� materialn� i energi� spo�eczn� cz�owieka. Dlatego wo�a� o napisanie ksi��ki najwa�niejszej z wa�nych 7 pod tytu�em Genialny wiek XIX: Zgodnie z duchem obrazowanego wieku, zgodnie z rewolucyjn� istot� ca�ej podj�tej w ksi��ce tradycji, jej motto, wzi�te z Mickiewicza, brzmia�oby nast�puj�co � pisa� � �Gotuj�c si� do przysz�o�ci, potrzeba wraca� si�� w przesz�o��, ale o tyle tylko, o ile cz�owiek gotuj�cy si� do przeskoczenia rowu wraca si� w ty�, aby si� tym lepiej rozp�dzi�. Pi�kne motto, pi�kna pewnie by�aby te� projektowana ksi��ka. Ale nie s�dz�, by zosta�a napisana. Oto bowiem okaza�o si�, �e �w r � w jest znacznie bli�ej, ni� ktokolwiek m�g� przypuszcza�. Tym rowem sta� si� marzec 1968 roku. Ta b�aha data � bo w gruncie rzeczy by�y to t y l k o wyst�pienia studenckie nawet nie�wiadome swych cel�w, brutalna interwencja milicji, zakulisowa walka polityczna w najwy�szym aparacie w�adzy, kt�ra sprowokowa�a re�yserowan� nagonk� antysemick� � okaza�a si� najwa�niejsz� dat� w powojennej kulturze polskiej. By� to prawdziwy koniec XIX wieku, cho� wiele os�b nie zdawa�o sobie z tego sprawy. Oto bowiem za jednym zamachem rozpad�y si� wszystkie drogie sercu iluzje i mity, kiedy bezwstydnie wysz�o na jaw orwellowskie prawo, i� jedyn� legitymacj� w�adzy jest sama w�adza. Bezradna wobec niej okaza�a si� i my�l socjalistyczna, i my�l laicka, i sztuka, i inteligencka powinno��. Nie stanowi�a OPUSTKA ani drugiej stronie rowu, za swoj� uznali modlitw� cz�owieka wolnego: Ocala�e� nie po to aby �y� Masz ma�o czasu trzeba da� �wiadectwo Ci, kt�rzy znale�li si� po drugiej stronie, musieli zacz�� my�le� inaczej. My�le� inaczej � to znaczy �y� na w�asny rachunek, skoro �adne przedustawne prawdy, �adne Wielkie S�owa nie mog� ju� da� oparcia. My�le� inaczej � to nieustannie mie� w pami�ci gorzkie s�owa � przestrog�: Ale by� mo�e zak�amali�my si� ju� tak doszcz�tnie, wykrygowali a� do md�o�ci, zw�aszcza my, m�odsi, kt�rzy�my ani jednej my�li nie prze�yli dot�d na w�asny rachunek i do samego ko�ca � do ko�ca, m�wi�, tam, gdzie problemy jak w�z�y drapie�ne zaciskaj� si� w m�zgu i nie pozwalaj� �y� dalej bez ich zadowalaj�cego rozwi�zania � �e cokolwiek powiemy, uczenie, patetycznie, pokr�tnie, strzeli�cie, odsy�a nas to ironicznie i nieuchronnie do spraw podstawowych, do oczywisto�ci gorsz�cych zaawansowany intelekt. Czy my w og�le mamy prawo g�osu, my, kt�rzy nie sformu�owali�my dot�d racji naszego istnienia? Ca�a r�nica mi�dzy nami sprowadza si� do tego, �e mnie, odwrotnie ni� Mencwela, dr�czy i niepokoi sta�e prze�lizgiwanie si� przez nas nad my�lami tak samo fundamentalnymi, jak chleb, szklanka wody, ksi��ka i n� na stole. M�wimy, piszemy, ro�niemy, starzejemy si�, lecz kto z nas wie, co ma zrobi� ze swoim �yciem? Przeczuwam, widz� to jasno, �e sko�czymy �le, kapitulacj� moraln� i kl�sk� intelektu, tym dotkliwsz�, �e w intelektualnym rozwoju najlepsi z nas zdawali si� pok�ada� wszystkie swe nadzieje, je�li nie zdob�dziemy si� na przemy�lenie od podstaw p r a w d y d w u d z i e s t u c z t e r e c h g o d z i n j a k i e g o k o l w i e k � y c i a p r z e � y t e g o w p e w i e n i e d a j � c y s i � z a f a � s z o w a � s p o s � b. S�owa te napisa� Tomasz Burek w polemice z Andrzejem Mencwelem w 1967 roku. Po marcu s�owa te nabra�y pe�nego sensu � sta�y si� wyzwaniem. Jak bohater �ozi�skiego Rozmawiam niekiedy z pewnym znajomym z czas�w akademika. Opr�cz tego, �e jest mym znajomym z akademika, jest on r�wnie� autorem odrzuconej przez wydawnictwa, a 8 moim zdaniem znakomitej ksi��ki, opartej w znacznej mierze na jego do�wiadczeniach z pracy w Sto�ecznej Estradzie. Jest to wsp�czesna wersja Zakl�tych rewir�w. R�nica mi�dzy tymi dwiema ksi��kami polega na tym, �e niegdy� ch�opak ze wsi trafia� do zakl�tych rewir�w bezpo�rednio, dzi� najpierw idzie na uniwersytet, gdzie czyta Hegla, Marksa i innych producent�w Wielkich S��w, a po tym wszystkim trafia np. do Sto�ecznej Estrady. Tak, m�j rozm�wca, bohater heroicznego imienia �ywcem przeniesiony z kart �ozi�skiego w rzeczywisto��, kt�ry sw� moraln� bezkompromisowo�� posun�� tak daleko, �e nie przyjmowa� koniak�w od artyst�w, za co go wylano z pracy, jest inteligentem z awansu. M�j rozm�wca wierzy w czyst� inteligencj�. Nie darmo przecie� przez pi�� lat �yka� tony papieru, czyta� �arliwe wyznania humanist�w, poznawa� ich recepty naprawy �wiata. Goreje w nim wiara, �e najwa�niejsz� form� cz�owiecze�stwa jest rozw�j intelektualny, marzy o spo�ecze�stwie takim, w kt�rym wszyscy swe spo�ecze�stwo rozwin� do tego stopnia, �e b�dzie m�g� o Heglu rozprawia� z wo�nic�. On zna pot�g� ciemnoty. I zna magi� Wielkich S��w, kt�rymi karmi� si� podczas g�odnych i ch�odnych lat uniwersyteckich, z kart filozof�w i pisarzy odczytywa� (a jego to by�y marzenia, jego pragnienia) nadzieje na nowy wspanialszy �wiat. Dlatego wierzy te� w inteligencj� realn� i jej powo�anie. Ta warstwa spo�eczna, jedyna, kt�ra w i e, powinna ten wspania�y �wiat pokazywa�, wytycza� do� drog�, upad�ych na duchu podtrzymywa�. Bo pewne jest, �e kiedy� nast�pi. Bo taka jest logika obiektywnego ducha. Bo tak jest napisane. Bo, bo, bo... Niech zatem �ywi nie trac� nadziei. Tymczasem niech pracuj� nad sob�. Gdziekolwiek s�, gdziekolwiek postawi� ich los. Je�li postawi� ich w Estradzie, niech nie przyjmuj� koniak�w od artyst�w. Jak �atwo uk�ada si� takie zdanie. Jak �atwo � nieprawda�? � takich zda� si� s�ucha. A przecie� to o nas, nie tylko o nim s� te zdania. I my po�ykali�my tony papieru. I my wierzymy w inteligencj�. I nami powoduje nadzieja na nowy wspanialszy �wiat. I my piszemy znakomite wiersze, powie�ci, erudycyjne szkice. Objawiamy te� w�asn� bezkompromisowo�� moraln� � �le my�limy, a czasem i piszemy o Machejku i paru innych: to nasza odmowa przyjmowania koniak�w od artyst�w. Ale wszyscy � chcemy czy nie � jeste�my pracownikami wielkiej estrady, kt�rej na imi� wsp�czesna kultura polska. M�j znajomy � wielbiciel czystej inteligencji, kt�ry w skromno�ci swojej twierdzi niekiedy, �e do miana inteligenta nie dorasta � przypomina sobie czasem w rozmowie (cho� przecie� o takich rzeczach w dobrym towarzystwie si� nie m�wi), �e by� pracownikiem Sto�ecznej Estrady, z kt�rej zosta� wylany; �e musi p�aci� trzy tysi�ce miesi�cznie za pok�j na S�u�ewcu; �e ma �on�, a nie ma nadziei na mieszkanie; �e jest autorem odrzuconej powie�ci; �e nijak si� maj� s�owa, w kt�re wierzy, do �wiata, w kt�ry musi uwierzy�. W�wczas �y�y nabiegaj� mu krwi� i wo�a r�n��. Pracownik�w Sto�ecznej Estrady, kamienicznik�w, polityk�w od gospodarki mieszkaniowej i ludzi z trzypokojowymi mieszkaniami, autor�w wydawanych powie�ci, wreszcie � inteligent�w, kt�rych Wielkie S�owa spsia�y. W�wczas m�g�by by� p�omiennym trybunem ludowym lub bardem rewolucji. M�j znajomy � jak bohater �ozi�skiego uwa�a, �e be�kot idioty musi by� zniszczony. Je�li kultura jest be�kotem idioty, trzeba zniszczy� kultur�; je�li rzeczywisto�� � trzeba rozprawi� si� z rzeczywisto�ci�. M�j znajomy nie robi w tym momencie nic innego ni� Jerzy Putrament, autor monumentalnego dzie�a Pisma zebrane � wydanie narodowe, kt�ry stwierdza w publicznym wywiadzie, �e o jako�ci dzie� wydawanych w ruchu niezale�nym �wiadczy jako�� papieru, na kt�rym zosta�y wydrukowane, albo Piotr Wierzbicki, kt�ry w Traktacie o gnidach i w felietonach za kryterium moralne inteligencji uznaje miejsce druku i stosunek do Iwaszkewicza. To samo robimy i my na mniejsz� skal�, przedk�adaj�c kryteria polityczne nad estetyczne i uwa�aj�c w zwi�zku z tym Ku�niewicza za socparnasizm, albo odwrotnie � i w zwi�zku tym krzywi�c si� na Bara�czaka z drugiej po�owy lat siedemdziesi�tych. Bo wszyscy s�yszymy gdzie� be�kot idioty, kt�ry nie mo�e by� do pogodzenia z nasz� kultur�, z naszym humanizmem. 9 M�j rozm�wca jak gdyby zst�pi� z kart powie�ci �ozi�skiego. M�j znajomy jest inteligentem z awansu. �ozi�ski napisa� w kt�rym� miejscu: wszyscy jeste�my awans. To jest w�a�nie najwi�ksze osi�gni�cie socjalizmu, �e wszyscy jeste�my awans. Mo�emy wierzy� kulturze, kt�ra jest bezradna wobec rzeczywisto�ci, kt�ra nie potrafi jej nawet wyt�umaczy�, bo nigdy nie mo�na wyt�umaczy� z�a. Mo�emy kulturze nie wierzy�, odrzuca� j�, ale i tak b�dziemy pisa� wiersze, powie�ci, eseje. Potem kto� napisze w prasie oficjalnej, �e robotnicy podarowali inteligentom ustaw� o cenzurze. I pewnie b�dzie mia� racj�. Inny kto� napisze w niezale�nym dzie�ku jak to gnidy pojecha�y do stoczni prosto � w ich poj�ciu � pod lufy czo�g�w. Imperatyw czynienia gnidziej powinno�ci (s�u�enia czerwonym) mo�e by� � okazuje si� � u gnid silniejszy ni� strach. I te� b�dzie mia� racj�. Zatem co? � robotnicy do fabryk, literaci do pi�ra? Niestety, wszyscy jeste�my awans, wszyscy zostali�my wykorzenieni. Tylko �e m y z o s t a l i � m y w y k o r z e n i e n i z k u l t u r y, a w a n s o w a l i � m y k u t a k i e m u m i e j s c u, k t � r e g o n i e m a. Wszyscy � i zale�ni, i niezale�ni � cho� nie r�wno rysuje si� rozk�ad szans na odzyskanie w�a�ciwego miejsca i mo�liwo�ci odzyskania tego miejsca. I to jest w�a�nie najwi�ksze osi�gni�cie socjalizmu. W ka�dym razie w naszym kraju. Przyzwyczajenie Marcowe zawo�anie pisarze do pi�ra przes�dzi�o na ca�e lata los naszej kultury. St�d bierze si� podzia� krajowej literatury na dwa niezbie�ne nurty, o�ywczy proces, kt�ry je�li nawet nie wyda� dzie� wybitnych (ale czy� takim dzie�em nie jest poezja Krynickiego?), doprowadzi� do prze�amania wielu dot�d istniej�cych tabu. Wielki strach Stryjkowskiego poezja i eseistyka Bara�czaka, Ma�a apokalipsa Konwickiego s � i b � d � � i je�li nawet d�ugo jeszcze �y� b�d� p�jawnie, nie zmieni to faktu, �e dzi�ki nim polska literatura jest ju� inna, ni� jeszcze par� lat temu. Na tej li�cie powinny znale�� si� i inne dzie�a � np. Trenta tre Schuberta, ksi��ki �ozi�skiego, Ucieczka do nieba Komolki, rozprawy Drewnowskiego o Borowskim i D�browskiej, niekt�re ksi��ki Terleckiego � i tylko z przyzwyczajenia nie wymieni�em ich jednym tchem. Problem w owym przyzwyczajeniu. Spadkiem marca jest bowiem r�wnie� fa�szywa sytuacja aksjologiczna, zgodnie z kt�r� polityczny wyb�r pisarza przek�ada si� bezpo�rednio na kategorie estetyczne. To sytuacja ka�e nam zachwyca� si� produkcyjniakami Or�osia i romansami z �ycia wy�szych sfer rz�dz�cych Kisielewskiego, za� tw�rczo�� Ku�niewicza opatrywa� mianem socparnasizmu. Wybra�em przyk�ady skrajne, cho� jednym wielkim skrajnym przyk�adem jest niemal ca�a dzia�alno�� krytyki literackiej po sierpniu. Oto bowiem okaza�o si�, �e jej wy��cznym przeciwnikiem jest estetyzm i � koncepcja literatury Henryka Berezy. Mimo �e literatura (przynajmniej ta, o kt�rej m�wi� warto) dawno potrafi�a pogodzi� poetyk� i etyk�, my�lenie o niej jak gdyby zatrzyma�o si� na roku 1968: przera�one mo�liwymi i rzeczywistymi konsekwencjami zawo�ania pisarze do pi�ra, egzorcyzmuje wszelkie literacko�ci, opowiada si� jednoznacznie po stronie etyki w w�skim, politycznym rozumieniu s�owa. Odczytuje bardziej gesty ni� sensy, bo miar� literatury czyni faktyczn� rzeczywisto��. Jest to sytuacja niewiarygodna. Misiorny wielbicielem Mi�osza. Ernest Bryll w �yciu i Nnowoczesno�ci jako or�downik prawdy. Putrament informuj�cy szerok� publiczno��, �e istnieli pisarze dworscy, aby szeroka publiczno�� zrozumia�a, �e nie on-ci to by�. A dalej festiwal tekst�w i om�wie� literatury do niedawna zakazanej. S� i winni � a jak�e. To tradycyjnie m�oda poezja i nowa proza. I w tej powodzi tekst�w, bardziej zapisowych ni� sam Zapis, nie ma cho�by jednego, kt�ry zaj��by si� na szerokim forum dzia�alno�ci� Machejka, punktualno�ci� Bratnego, rozkosznym debilizmem Sokorskiego, tw�rcami serialu �lad na ziemi, inteligenck� panoram� Les�awa M. Bartelskiego, szko�� antropologii marksistowskiej w oso- 10 bach profesor�w Kuczy�skiego, Jaroszewskiego i P�u�a�skiego. Oni wszyscy s� ju� zwolennikami odnowy... Mniej wa�ne, �e ta dzia�alno�� odbywa si� wbrew regu�om womitowania, przedstawionym po 56 roku przez Flaszena. Wa�niejsze, �e prowadzona jest tak, jakby si� nie odby�a jedyna naprawd� wa�na dyskusja o kulturze w ci�gu ostatnich pi�ciu lat, a zatem po dyskusji o Napchcie i Settenbrinim. My�l� o polemice Adama Michnika z Traktatem o gnidach. To prawda, jak pisa� Mi�dzyrzecki, w 68 roku, �eby czasem nie spodle�, trzeba wykona� jaki� gest. Ale w kulturze nie gesty si� licz�, lecz warto�ci: gest mo�e by� obron� warto�ci, ale sam warto�ci nie tworzy. Jest w tym co� niezwykle pocieszaj�cego, �e ta prawda zosta�a wypowiedziana w �rodowisku skazanym, zdawa�oby si�, na przecenienie gestu. Pozwol� sobie na przytoczenie paru fragment�w tego wspania�ego tekstu: Jestem za �szarganiem� i �kalaniem�, jestem za pamfletem oraz szyderstwem � nie na tym si� zasadza r�nica z Wierzbickim. Dra�ni mnie natomiast kierunek jego ataku; dra�ni mnie, �e nie pi�tnuje intelektualist�w za niedostatek my�li, lecz za niedostatek gestu. To polskie, arcypolskie uwielbienie dla gestu! /.../ L�kam si�, by reakcj� na nasze zniewolenie nie sta�a si� n i e w o l a g e s t u � i w konsekwencji pogarda dla warto�ci artystycznych i umys�owych, nie t�umacz�cych si� bezpo�rednio na j�zyk polityki. Kult m�cze�stwa, kult heroicznej ofiary ukonstytuowa�y w polskiej tradycji ethos pi�kny, ale i niebezpieczny. Dla spiskowca, ukszta�towanego przez ten ethos, wi�zienie by�o codzienn� realn� rzeczywisto�ci�, by�o fragmentem ceny p�aconej ca�ym, bezprzyk�adnie heroicznym �yciem. Spiskowiec musia� by� w ka�dej chwili got�w do m�cze�skiej �mierci. /.../ �wietlana przysz�o��. W imi� tego celu rozmaite pokolenia spiskowc�w os�dza�y �wiat na mod�� manichejsk�: co s�u�y�o celowi, by�o dobrem, co mu przeszkadza�o � by�o z�em, kto nie stawa� w szeregu bojownik�w s�usznej sprawy, zas�ugiwa� na pogard�. Manicheizm � postawa �wi�tych inkwizytor�w... Manicheizm � przekle�stwo spo�ecze�stw zniewolonych /.../. Cokolwiek by si� jutro mia�o wydarzy�, to ju� dzi� czuj� si� w obowi�zku wyzna�, i� � moim zdaniem � anio� ��daj�cy heroizmu nie tylko od siebie, ale i od innych neguj�cy totalnie warto�� postaw kompromisowych, postrzegaj�cy �wiat z manichejsk� prostot�, pogardzaj�cy lud�mi, kt�rzy inaczej pojmuj� swe powinno�ci wobec bli�nich � taki anio�, cho�by wielbi� niebo, wst�pi� ju� na drog� wiod�c� do piekie�. Nie wa�ne, czy motywuj� swoje post�pki frazeologi� niepodleg�o�ciow� czy te� socjalistyczno-uniwersalistyczn� utopi� � sieje ziarna p�niejszej nienawi�ci. Obecny stan �wiadomo�ci przy my�leniu o kulturze, objawiony drastycznie w poodnowowej publicystyce, jak gdyby uznaje za ostatnie s�owo artyku� Bara�czaka z 1975 roku. Opowiada si� jednoznacznie po stronie bezbronnej i bezsilnej literatury, kt�ra chce broni� bezbronnych, da� �wiadectwo. Za swoj� uznaje zatem fa�szyw� sytuacj� aksjologiczn�, spadek marca. Zachowuje si� niczym m�j znajomy jak z kart powie�ci �ozi�skiego, kt�ry chce wierzy� kulturze, cho� jej nie mo�e uwierzy�. Godzi si� �e wszyscy jeste�my awans, �e jeste�my wykorzenieni z kultury, z tego, co jest w spo�ecze�stwie warto�ci� nieprzemijaj�c�, ku najzupe�niej fa�szywemu miejscu gdzie nie my�l si� liczy, ale gest. Tymczasem prawdziwe miejsce polskiej kultury jest gdzie indziej. Wiadomo o tym na pewno od ukazania si� 9 numeru Zapisu, w kt�rym odby�a si� wspomniana wy�ej dyskusja. I nic tu nie ma do rzeczy, czy nazwisko Michnika b�dzie si� pojawia�o w oficjalnej prasie i w jakich kontekstach. Dzi� niedostatkiem tej kultury nie jest niedostatek gest�w, ale niedostatek my�li. Musimy bowiem zrozumie�, co to znaczy, �e wiek dziewi�tnasty sko�czy� si� w 1968 roku. Musimy na nowo przemy�le� wszystkie drogie temu wiekowi prawdy: a zatem w pierwszym rz�dzie marksizm, potem my�l laick�, miejsce kultury w spo�ecze�stwie, rol� inteligencji. Ta praca odbywa si� ju� dzi�. Bierze w niej udzia� Ko�akowski, pisz�c G��wne nurty marksizmu, bior� 11 w niej udzia� Cywi�ski i Michnik, pisz�c Rodowody niepokornych i Ko�ci� � lewic� � dialog; bior� w niej udzia� ci wszyscy, kt�rzy nie traktuj� kultury jako gotowego produktu, ale pytaj� o warunki mo�liwo�ci jej istnienia. Bo mo�e kultura � od dw�ch stuleci zawsze traktowana jako nadbudowa � wcale nadbudow� nie jest, ale jest czym� najzupe�niej pierwotnym, warto�ci� nieprzemijaj�c�, wok� kt�rej � a nie wok� stosunku do �rodk�w produkcji � dokonuje si� spo�eczna stratyfikacja? Musimy � jak pisa� Burek w 1967 roku � zdoby� si� na przemy�lenie prawdy dwudziestu czterech godzin jakiegokolwiek �ycia prze�ytego w pewien nie daj�cy si� zafa�szowa� spos�b. Norm� nocy zast�pi� pasj� dnia. Modlitwa cz�owieka niewolnego Chc� swoje wyst�pienie zako�czy� ca�ym wierszem Mi�osza Nie tak, kt�ry dostarczy� mi tytu�u rozwa�a�. Jest to modlitwa cz�owieka niewolnego: Przebacz. By�em strategiem jak wielu tych co przemykaj� si� noc� ko�o nocnych budowli. Oblicza�em gdzie stoj� stra�e nim odwa�y�em si� podej�� do zamkni�tych granic. Wiedz�c wi�cej, udawa�em �e wystarczy mniej, nie tak jak tamci kt�rzy daj� �wiadectwo. Oboj�tni na wystrza�y, pogo� w g�szczu i ur�ganie, Niech m�drcy i �wi�ci, my�la�em, ca�ej ziemi dar przynios� a nie j�zykowi. Ja chroni� dobre imi�, bo j�zyk jest moj� miar�. Sielankowy, dziecinny j�zyk, kt�ry wznios�e zamienia w tkliwe. I rozpada si� hymn albo psalm przewodnika ch�ru zostaje kantyczka. Niepe�ny by� zawsze m�j g�os, inne z�o�y� chcia�bym dzi�kczynienie. A szczodrze i bez ironii, tej chluby niewolnych. Za siedmiu granicami, pod gwiazd� zarann�, W mowie ognia i wody i wszelkich �ywio��w. Jest to wiersz fascynuj�cy. Ale pe�nego znaczenia nabiera dopiero, gdy zestawi� go z Przes�aniem Pana Cogito Zbigniewa Herberta, ow� modlitw� cz�owieka wolnego. Herbert w pa�stwie, kt�re wolno�� uznawa�o za inteligenck� fanaberi�, pisze modlitw� tych, kt�rzy id� �ladami swych przodk�w: Gilgamesza, Hektora, Rolanda / obro�c�w kr�lestwa bez kresu i mia- 12 sta popio��w. Mi�osz, wolny obywatel wolnego �wiata, pisze modlitw� niewolnych, sp�tanych przez kultur� obro�c�w kr�lestwa bez kresu i miasta popio��w. Polska kultura dostrzeg�a wolno�� w niewoli. Uzna�a przes�anie pana Cogito za sw�j najwa�niejszy wiersz. Ale dzi� musi dostrzec niewol� w wolno�ci. I to � chcemy czy nie � jest zadaniem dla nas. Inaczej sko�czymy �le, kapitulacj� moraln� i kl�sk� intelektu, tym dotkliwsz�, �e w�wczas nie b�dzie ju� �adnych, absolutnie �adnych usprawiedliwie�: nawet w obiektywnych warunkach historycznych. IV.1981 13 I. GODZINA ZERO No tak � czas mamy, zdaje si�. A przy tym uwa�am, jak tam nad naszymi g�owami piewiki, jak to zwykle w upa�, �piewaj� i co� rozmawiaj� z sob� i na nas patrz� z g�ry. /.../ Ot� powiadaj�, �e one by�y niegdy� lud�mi, kiedy jeszcze Muz nie by�o. A kiedy przysz�y Muzy i zjawi� si� �piew po raz pierwszy, taki zachwyt ogarn�� niekt�rych ludzi �wczesnych, �e dla �piewu zaniedbywali jad�a i napoju. �piewali tylko i marli, nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Od nich pochodzi r�d piewik�w, kt�re od Muz ten dar otrzyma�y, �e si� umiej� oby� bez jedzenia. Ju� od urodzenia nie potrzebuj� jad�a ani napoju, tylko �piewaj� wci��, a� do �mierci, a potem id� do Muz i opowiadaj� ka�dej, kto je czci� tutaj na ziemi. (Platon: Fajdros) ... bo przecie� umkn� sosny i g�ry w wodzie odbite, i �wiergot ptak�w, puste si� stanie morze, rozbite szk�o ,od wichru z p�nocy i z po�udnia, puste stan� si� oczy, bez �wiat�a dnia, kiedy milkn� nagle, wszystkie jednocze�nie cykady. (Jorgos Seferis, t�um. Zygmunt Kubiak) 14 KO�CA �WIATA NIE BY�O... Otwarcie W 1972 roku IX K�odzkiej Wio�nie Poetyckiej, kt�ra nieoczekiwanie sta�a si� miejscem konfrontacji poet�w, nazwanych p�niej pokoleniem Nowej Fali, z poprzedni� generacj� poetyck�, Adam Zagajewski powiedzia�: ... mamy do czynienia z czym�, co mo�na by nazwa� �symbolicznym pokoleniem 56�. To pokolenie 56 to co� wi�cej ni� grupa poet�w i krytyk�w. Dla mnie pan Artur Sandauer nale�y tak�e do pokolenia 56. Chodzi nie tylko o dat� urodzenia. Pokolenie 56 jest pokoleniem u�wi�conym niegdysiejszym buntem, do dzisiaj usi�uje zachowa� charyzmat tego buntu. Mo�e dlatego tak trudno z nim walczy�. Jest to poza tym pokolenie, kt�re dzisiejsze swe my�lenie usprawiedliwia postaci� np. Andrzeja Bursy. Andrzej Bursa, kt�ry umar� i kt�ry nie odby� tej ca�ej drogi post�puj�cego milczenia razem ze swoimi r�wie�nikami, pozosta� �ywym dowodem tego, czym mog�oby by� to pokolenie i dlatego on jest usprawiedliwieniem dzisiejszej postawy tego pokolenia. Tak, nie znam bardziej smutnej � bardziej przygn�biaj�cej lektury, ni� stare roczniki czasopism z po�owy lat pi��dziesi�tych. Wydawa�o si� � cztery dni, kt�re wstrz�sn�y Polsk�. Wydawa�o si� � autentyczna rewolucja spo�eczna. Wydawa�o si� � przewr�t w rz�dzeniu i my�leniu. Ale jak szybko po chwili, gdy dyskutowano z Prawd�, nasta�y d�ugie lata, gdy wyroczni� by�a Trybuna Ludu. Niewiele ocala�o z obietnic i zapowiedzi. Symboliczne pokolenie 56 wyda�o wiele indywidualnych talent�w � poet�w, pisarzy, naukowc�w, ale za cen� utraty tego, co je okre�la�o na pocz�tku. Tak, to prawda: nie by�o lata. Tak, po Pa�dzierniku by�y W�gry. Tak, ostatnim etapem polskiego pa�dziernika by� marzec 1968 roku i jak gdyby dla zachowania pe�nej symetrii � Czechos�owacja. I jeszcze raz tak: ma cz�ciow� racj� Artur Sandauer w Ewolucji polskiej poezji 1945 � 1968 � alianse z W�adz� to jeden z motor�w nap�dowych tej literatury. Cho� �w tekst i zaprezentowany w nim spos�b my�lenia wydaje si� dzi� by� podzwonnym pewnej epoki. Jeszcze raz wracam do wa�nego wyst�pienia Zagajewskiego: Ot� wydaje mi si�, �e to wielkie, symboliczne pokolenie 56 dokona�o z kultur� pewnej zasadniczej operacji. Pos�u�� si� pewnym por�wnaniem. W naszym j�zyku, j�zyku kt�rym pos�ugujemy si� na co dzie�, istnieje zasadnicze rozszczepienie OPUSTKA � wszelkich zebra�. Dzieje si� tak, �e nasza kultura jest j�zykiem swoistym. Nie stworzy�a mo�liwo�ci m�wienia o wszystkim, poniewa� to m�wienie jest w gruncie rzeczy wa�niejsze od tego, co powiedziano w referatach. Mo�na to sformu�owa� w ten spos�b, �e kultura wykluczy�a �e swego obr�bu ogl�d warunk�w naszego istnienia. Tu nie chodzi tylko o polityk�, chocia� polityka dlatego tak cz�sto tu wraca, �e w naszych warunkach jest ona czym�, co wszechstronnie ingeruje w nasze �ycie, jest czym�, co przynale�y niejako do warunk�w naszej egzystencji. /.../ To co jest dla nas najwa�niejsze, nie mo�e zosta� wyra�one w kulturze nie dlatego, �e jeste�my ma�o odwa�ni, ani dlatego, �e istnieje autocenzura, ale dlatego, �e ta kultura wytworzy�a takie narz�dzia, kt�re nie potrafi� zda� sprawy z tych problem�w najbardziej istotnych. Tak samo jak nie wystarczy wyja�ni� uto�samienia literatury z ideologi� w pierwszej po�owie lat pi��dziesi�tych li tylko politycznym przymusem (�r�d�a si�gaj� polemik czasu woj- 15 ny, a mo�e nawet i czas�w przedwojennych), r�wnie� licytowanie odwil�y przymrozkiem nie na wiele si� przydaje. Jest to temat nie do��, �e nie opisany, jest to temat, dla kt�rego brakuje w�a�ciwego j�zyka. A je�liby nawet schemat, gdzie po jednej stronie wyst�puje Manipulatorska W�adza, po drugiej Czysta Inteligencja by� prawdziwy � w co w�tpi� � pozostaje pytanie o p r z y z w o l e n i e. O zadziwiaj�c� �atwo�� pacyfikacji: jak w tylekro� opisywanym przez psycholog�w przypadku Zab�jcy i Ofiary � Ofiara, gdy znajdzie si� w polu dzia�ania Zab�jcy, nie ucieka, nie walczy, godzi si� zosta� ofiar�. By� mo�e rzeczywisto�� jest prostsza, ni� s�dz� � i nie jeszcze jeden j�zyk jest problemem, ale przywr�cenie godno�ci elementarnym s�owom. By� mo�e zafascynowany nie Zab�jc�, lecz Zab�jstwem niepotrzebnie komplikuj� fakty i pytam teksty-�wiadectwa o ich ukryte znaczenie. Ale przecie� inaczej potoczy�y si� losy drugiego wielkiego pokolenia w dziejach powojennej kultury � pokolenia nowej fali. Wyrzucone poza obr�b kultury oficjalnej, skazane � wydawa�oby si� � na milczenie stworzy�o b�d� przyczyni�o si� do wytworzenia kultury alternatywnej. Tu, w powielanych czasopismach i ksi��kach, w piosenkach wykonywanych w niewielkich gronach, w przedstawieniach Teatru �smego Dnia, w dzia�alno�ci samokszta�ceniowej powstawa�y istotne warto�ci kultury drugiej po�owy lat siedemdziesi�tych. A co wi�cej � to pozorne milczenie w obr�bie usankcjonowanej kultury sta�o si� problemem, kt�rego nie spos�b by�o nie dostrzec. Dlatego pytam, dlaczego tak �atwo symboliczne pokolenie 56 zrezygnowa�o ze swoich obietnic i nadziei, dlaczego tak szybko po czasie Wielkiej Odnowy nast�pi�a Ma�a Stabilizacja. Dlaczego proces by� tu zawsze indywidualny i objawia� si� w przegranej biografii. Dlaczego los tego pokolenia karykaturalnie uosabia Bohdan Drozdowski, kt�ry dzisiejsz� postaw� rozgrzesza Szesnastoletni� ukarminowan� i z szesnastoletni� ukarminowan�... Dlatego pisz�. �lady Oto st�, kartka papieru, narastaj�ce w niespiesznym tempie znaczki, zabarwione ostrze pozostawia na g�adkiej bieli �lad; powoli odk�adaj� si� wyrazy, zdania, ro�nie tekst poci�ty drogami akapit�w. Litery sp�ywaj� z pi�ra, wrastaj� w papier, bezosobowo i niemal obiektywnie jak inskrypcja w nieznanym j�zyku. Zewn�trzne wobec �wiadomo�ci znaki w kt�rych � mniema si� � zawarta jest jej tre�� (wed�ug Arystotelesa d�wi�ki emitowane przez g�os s� symbolami stan�w duszy, uniwersalnego j�zyka identycznego dla wszystkich ludzi, s�owa pisane natomiast s� symbolami s��w m�wionych), znaki te umieszczone na widzialnej powierzchni sprawiaj� wra�enie samowystarczalnych. Nie potrzebuj� ani nadawcy, ani odbiorcy; i mimo �e cz�owiek, aby usprawiedliwi� istnienie pisma, tworzy mit komunikacji, przyznaje mu statut narz�dzia przed�u�aj�cego niecielesn� egzystencj� s�d�w i wra�e� � pismo jest tylko dope�nieniem... � i mimo �e chcia�by je widzie� jako kontynuacj� przestrzeni w kt�rej �yje, pismo jest obce jego istocie. Tylko pozornie znika w akcie lektury, pojmowanej jako komunia dw�ch dusz przez przezroczyst� szyb� zapisanego s�owa. Og� tekst�w pisanych jest bezbrze�n� p�aszczyzn�, ziemi� ja�ow� o�ywion� na chwil� przej�ciem kolejnego w�drowca. Sterylno�� tej p�aszczyzny, jej doskona�a � nieludzka � funkcjonalno��, zdolno�� do samoorganizacji mrozi w�adz� m�wienia � ale oto nast�pny w�drowiec rozpoznaje tu swojskie krajobrazy i d�wi�ki, jak w lustrze dostrzega znajom� twarz, r o z u m i e. Ale mo�e tylko to rozumie, co ju� wcze�niej wiedzia�, nieznan� my�l obleka w swojskie kszta�ty, to znajduje, co uprzednio zgubi�. Plato�ski Sokrates tak oto ostrzega przed martwot� pisma: Ten wynalazek niepami�� w duszach ludzkich posieje, bo cz�owiek, kt�ry si� tego wyuczy, przestanie �wiczy� pami��; zaufa pismu i b�dzie sobie przypomina� wszystko z zewn�trz, ze znak�w obcych jego istocie, a nie z siebie samego. Wi�c to nie jest lekarstwo na pami��, tylko �rodek na przypomnienie 16 sobie. Uczniom swoim dasz tylko poz�r m�dro�ci, a nie m�dro�� prawdziw�. Posi�d� bowiem wielkie oczytanie bez nauki i b�dzie im si� zdawa�o, �e wiele umiej� a po wi�kszej cz�ci nie b�d� umieli nic i tylko obcowa� z nimi b�dzie trudno; to b�d� m�drcy z pozoru a nie ludzie m�drzy naprawd�. Sokrates chcia�by, aby pismo by�o tylko narz�dziem mnemotechnicznym, �rodkiem na przypominanie sobie. Ale ono jest te� inn� rzeczywisto�ci�, czym� z z e w n � t r z. L�k przed tym A l t e r ka�e sprowadza� go do funkcji narz�dzia, traktowa�, jak p�niej Arystoteles, s�owo pisane jako symbol s�owa m�wionego. Arystoteles ju� Innego nie dostrzega, cho� tak samo jak Sokrates uwa�a stan duszy za uniwersalny j�zyk i mow�. Czy zatem martwocie pisma nie trzeba przeciwstawi� pisma �ywego? Tak � odpowiada Sokrates: mistrz kt�ry wiedz� posiada pisze j� w duszy ucznia. Przeciwstawia w ten spos�b pismo i mow�, martw� liter� i �ywe s�owo. Mowa � w przeciwie�stwie do pisma, nale�y do ludzkiego obszaru; ci�gle niepewna ostatecznych cel�w, zawsze niedomkni�ta, na nowo atakuje podlegaj�c� wra�eniu tre��, oplata j� ze wszystkich stron (mo�e dlatego Platon, cho� pisa�, pos�ugiwa� si� g�osem m�wionym?). Mowa ujmuje, pismo jest zawsze czym� dodanym. Co� strasznie dziwnego ma do siebie pismo, Fajdrosie, a prawd� rzek�szy, to i sztuka malarska. To� i jej p�ody stoj� przed tob� jak �ywe, a gdy zapytasz o co � wtedy bardzo uroczy�cie milcz�. A tak samo s�owa pisane. Zdaje ci si� nieraz, �e one my�l� i m�wi�. A je�li ich zapytasz o co� z tego, o czym mowa bo si� chcesz nauczy�, one wci�� jedno wskazuj�; zawsze jedno i to samo; a kiedy si� mow� raz napisze, wtedy ta napisana mowa toczy� si� zaczyna na wszystkie strony i wpada w r�ce zar�wno tym kt�rzy j� rozumiej�, jak i tym kt�rym nigdy w r�ce wpa�� nie powinna, i nie wie do kogo warto m�wi�, a do kogo nie. A kiedy j� fa�szywie oceniaj� i nies�usznie ha�bi�, zawsze by jej si� ojciec przyda� do pomocy, bo sama si� od napa�ci uchroni� ani jej odeprze� nie potrafi. L�k zosta� za�egnany: Sokrates niezauwa�alnie przechodzi do drugiego sposobu rozumienia pisma, kt�ry przez dwa tysi�ce lat b�dzie obowi�zywa� kultur� europejsk�. Pismo jest skamienia�� mow�, pismo jest mow�, kt�ra straci�a status �ywego s�owa, bo zakrzep�a w martwych literach. Zapisany tekst zrywa zwi�zek z autorem. Zaczyna toczy� si� na wszystkie strony, dzieci�co bezbronny. Trwa �yciem utajonym. Dopiero w�a�ciwie odczytany wraca do pierwotnego statusu mowy, to znaczy na powr�t staje si� �ywym pismem. Pismo jest wi�c przetrwalnikiem mowy, kt�ra, nim dotrze do w�a�ciwego s�uchacza, �pi � pokonuj�c przedzia�y czasu niedost�pne cz�owiekowi, r o z s z e r z a j � c p r z e s t r z e � b e z p o � r e d n i e j k o m u n i k a c j i. Pismo jest mow� w zarodku, zanim wyro�nie i rozkrzewi si� na podatnym gruncie duszy o pokrewnej tw�rcy wra�liwo�ci; tekst zapisany � substytut mowy � jest najwy�ej szkicem: milczy zapytany, a milczenie to domaga si� w � a � c i w e j i n t e r p r e t a c j i. Interpretacja jest bezpo�redni� rozmow� ponad czasem � pismo zn�w staje si� g�osem; lektura s�uchaniem. Co znaczy i sk�d si� bierze Plato�ska dwoisto�� w ujmowaniu pisma (zewn�trzna wobec ludzkiego �wiata rzeczywisto�� � substytut mowy)? Po pierwsze wynika z ukrytej tezy Platona: Sokrates nie by� sofist�. Je�li jego posta� otwiera ponad dwutysi�cletnie dzieje filozofii europejskiej, kt�ra w powrotach i zaprzeczeniach ci�gle podejmuje ten sam projekt, w sofistach widzie� mo�na pierwszych przedstawicieli retoryki. Pot�pienie pisma przez Platona to pierwszy etap spor�w filozofii z retoryk�. Po drugie: pismo pojmowane jako inna OPUSTKA? z ludzkiej rzeczywisto�ci nie mie�ci si� w t y m projekcie filozofii � filozofii, kt�ra zadaniem swym czyni p r z e d s t a w i e n i e o b e c n o � c i. Dlatego pismo musi by� sprowadzone do roli narz�dzia: jego zdaniem b�dzie odt�d uzupe�nia� wygasaj�c� obecno��: wygasaj�c�, bo zwi�zan� z nieci�g�o�ci� ludzkiego �wiata i sko�czono�ci� cz�owieczego istnienia. Jedynie pismo jako narz�dzie neutralne poznawczo pozwala za�o�y� j e d n o r o d n � 17 p r z e s t r z e n k o m u n i k a c j i: pismo nie zna granic przestrzeni ni czasu, mowa ma ograniczony czasowo i przestrzennie zasi�g. �mier�, czas, historia mo�liwe s� w �wiecie ludzkiego do�wiadczenia; w jednorodnej przestrzeni komunikacji � dzi�ki przetrwalnikowi mowy, pismu � Sokrates jest moim wsp�czesnym. Dlatego mam prawo interpretowa� jego tekst. Mam prawo pyta�, co znaczy dziwaczne niezdecydowanie w okre�leniu pisma. Interpretacja nadaje tekstowi trzeci wymiar. P�askie s�owa umieszczone na powierzchni kartki otwieraj� si� w g��b, wci�gaj� w przepastn� otch�a� mo�liwych rozumie�. Jednolita p�aszczyzna zapisanego s�owa okazuje si� jedynie powierzchni� niewyczerpanego oceanu sensu, mrocznej historii j�zyka czy nawarstwiaj�cej si� segmentacji poj��, z kt�rych tylko to najbli�sze jest w pe�ni oczywiste. Pod spokojn� � u�pion� � powierzchni� pisma wre �ywio�: nieustanne �cieranie si� termin�w i dat, powstawanie i natychmiastowy rozpad zwi�zk�w i opozycji, ale i powolne narastanie zmian, nieznaczne odk�adanie si� dykcji i akcent�w, kt�re prowadzi� b�d� do tw�rczych zdrad. Oto zapisana kartka papieru, fantazyjne sploty linii, rozbiegaj�ce si� po sterylnej bieli, w�z�y i puste miejsca. I niesko�czony, bo powtarzalny wysi�ek interpretacji wy�owionego z g��bi s��w fragmentu sensu: pismo przypomina sie� zarzucon� w intymne g��bie kultury. U s t a l e n i e j e d n o r o d n e j p r z e s t r z e n i k o m u n i k a c j i n i w e c z y z a t e m h i s t o r y c z n e m i e j s c e t e k s t u, jego przynale�no�� do pewnego pola zdarze� dyskursywnych. Interpretator nie czerpie materia�u z zewn�trz, ze znak�w obcych jego istocie, lecz z siebie samego. Og� tekst�w pisanych, ich czasoprzestrzenne rozproszenie, pole zdarze� dyskursywnych, jak nazwa� je Foucault, zostaje uwewn�trznione w interpretacji, staje si� funkcj� �wiadomo�ci, dr��eniem g��bi s��w. H i s t o r i a p i s m a z m i e n i a s i � w n a t u r � j � z y k a. Ustalenie jednorodnej przestrze� komunikacji wprowadza zatem ostry rozdzia� �wiata kultury i �wiata historii. Ten pierwszy dotyczy spraw uniwersalnych, gardzi jednorazowym zdarzeniem, bo obejmuje to, co zawsze i wsz�dzie, to, co jest nieustann� obecno�ci�. Drugi zawiera jednorazowe zdarzenia, kt�re do �wiata kultury przedrze� si� mog� jedynie na zasadzie aluzji b�d� przyk�adu. W spo�ecze�stwach samosterownych, a demokracja zawsze jest umiarem, owe skrajne tendencje nigdy nie wyst�puj� w postaci czystej. Inaczej sta�o si� w naszej powojennej kulturze i �wiadomo�ci. Jest to kultura pozbawiona swojej historii. Brak j�zyka, umo�liwiaj�cego ogl�d warunk�w naszego istnienia o kt�rym m�wi� Zagajewski, to brak historii tej kultury. Nie chodzi tu tylko o dzia�alno�� cenzury, kt�ra pozbawi�a polski kalendarz kilku miesi�cy i paru lat. Rzecz w g��bszych przemianach �wiadomo�ci i praktyki spo�ecznej: to np. zadziwiaj�ca kariera pisarstwa Piotra Wojciechowskiego, w kt�rym historyczna materia zmienia si� w papier-mach�. To nieistnienie autobiografii, zast�powanej starczym gl�dzeniem na ostatnich stronicach tygodnik�w i wspominkowymi donosami. To rozrost pisarstwa aluzyjnego, kt�ry spowodowa� (a nie moja to tylko opinia), �e m�wienie wprost zaproponowane przez Now� Fal� nie wywo�uje w nas dozna� estetycznych. To ucieczka wielu wybitnych krytyk�w w karier� akademick�. H i s t o r i a s t a � a s i � l e k c j � m a r t w e g o j � z y k a. Jedn� z najwa�niejszych tendencji poetyckich i teoretycznych pokolenia 56 by� neoklasycyzm. Programy Jaros�awa Marka Rymkiewicza budowa�y tak� w�a�nie jednorodn� przestrze� komunikacji: Nie �yjemy bo wiem (na szcz�cie) tylko tu i teraz, ale tak�e tam i w�wczas. Tam, to znaczy w owym �wiecie zagospodarowanym i zaludnionym przez zmar�ych i przez przedmioty kultury. Tam, to znaczy w �wiecie zaludnionym przez to, co jeszcze nie zrodzone, ale ju� mo�liwe, ju� dzi�, tu i teraz, odwzorowywane. �yjemy w�wczas w czasie, kt�ry nazywamy przesz�ym. I w�wczas, w czasie, kt�ry nazywamy przysz�ym. W tym �wiecie Wielkiego Czasu nie ma miejsca na histori�, je�li przez histori� rozumie� to, co jednorazowe i niepowtarzalne. Wszystko ju� by�o i jeszcze b�dzie. Jest natomiast intymna blisko�� stuleci, solidarno�� ponad czasem ( Linearna koncepcja czasu bardzo jest co prawda naiwna i 18 bardzo anachroniczna...), nieustanne uzupe�nianie wygasaj�cej obecno�ci. Wszystko jest Natur� j�zyka � a jako �e Natura to te� Rzym, istnieje tylko jeden czas: obecno�� kultury. Teoria nowego klasycyzmu a� si� prosi o mitologiczn� interpretacj� w stylu Rolanda Barthesa. Oto bowiem sta�o si� tak, �e produkt sztuczny, tw�r Historii � kultura � przyjmowany jest za produkt naturalny i jedynie dost�pny. J�zyk zatem nie ma sposobu pyta� o warunki mo�liwo�ci kultury; co wi�cej, z tego punktu widzenia jest to pytanie pozbawione sensu. I doprawdy, nie przekonuje mnie argument, �e Rymkiewiczowska kultura liczy par� tysi�cleci, a nie trzydzie�ci kilka lat. Mechanizm bowiem nie zmienia si�: tak�e apologeci powojennej kultury pos�uguj� si� t� sam� struktur� my�low�. I oni uwa�aj�, �e ta kultura jest jedyna i naturalna. I oni s�dz�, ze indywidualny wk�ad mo�e by� jedynie niewielk� zmian� dykcji. Przesuni�ciem akcent�w. Nowy klasycyzm, rozpuszczaj�c wszystko w uniwersalnym czasie kultury, tworz�c przestrze� jednorodnej komunikacji okrada� cz�owieka z tego, co jednorazowe i niepowtarzalne � z historii. Ale dlatego sam pada� �upem kradzie�y, gdy� jego narz�dzia my�lowe uzasadnia�y oficjalny bizantynizm. Oczywi�cie o jakiejkolwiek genetycznej zale�no�ci mowy by� nie mo�e. Chodzi mi o podobie�stwo strukturalne: ten sam spos�b my�lenia, w�a�ciwy epoce, bywa udzia�em nawet przeciwnik�w ideowych. To co robi� jest jedynie lektur� tekst�w. Pr�buj� natomiast czyta� je jako �wiadectwa historyczne, to znaczy nie redukowa� ich do komunikatu, do przes�ania w nie wpisanego, ale traktowa� jako � l a d y, pozostawi� im zewn�trzno�� i czas. Jest to zatem okre�lanie formy pewnych signifi�, wyszukiwanie l o c o r u m c o m m u n i u m. W niejasnej nadziei � wspartej intuicj� Barthesa z Element�w semiologii � �e formy, kt�re znajduj� si� w pewnych tekstach, istniej� w podobnej postaci gdzie indziej i w ko�cu tworz� form� systemu ideologicznego naszego spo�ecze�stwa. Mo�e by� natomiast mowa o samooszustwie znacznej cz�ci naszej inteligencji, dla kt�rej �wiat kultury sta� si� ucieczka przed nazbyt dokuczliw� histori�. Niew�tpliwie, intencje by�y szlachetne. Jednak gra � gra o narodow� to�samo�� � nie toczy�a si� bezpo�rednio mi�dzy Manipulatorsk� W�adz� a Czyst� Inteligencj�. Jej po�rednikiem jest zawsze spo�ecze�stwo, wydane wsp�czesnym Kusicielom, obezw�adnione g�osem megafonu. Nie m�g� tego nie dostrzec tak przenikliwy artysta jak Jaros�aw Marek Rymkiewicz. �wiadectwem jest wa�ny, a jak�e niedoceniany tekst: komedia serio Dom nad Narwi� (1978). Gorzka rozprawa nie tylko z w�asnymi wcze�niejszymi teoriami (czy tylko przypadkiem autorskie pos�anie w�o�one zosta�o w usta Lutka � by�ego stalinowca?), ale przede wszystkim z narodowymi Zaduszkami, kt�re nie raz w minionych latach pe�ni�y dora�n� funkcj� kanalizowania nastroj�w (od Zielonej G�si po nie tak zn�w dawny horrendalny dekret, wedle kt�rego ojczyzna, nar�d i pa�stwo znacz� to samo � cho� przyk�ad Wielkiego J�zykoznawcy winien by� uchroni� naszych w�adc�w od docieka� lingwistycznych). Paradoks (jest to paradoks rzeczywisto�ci) polega tu na tym, �e teoria nowego klasycyzmu � zdawa�oby si�, my�lowa igraszka � okaza�a si� prawdziwa, bo empirycznie sprawdzalna. Nie dlatego Dom nad Narwi� pe�en jest duszyczek, �e tak wynika z poetyckiej teorii Rymkiewicza g�osz�cej, �e �mier� w kulturze nie istnieje, ale dlatego, �e nasze pozorne �ycie intelektualne ci�gle pe�ne jest owych zjaw, �ywi�cych si� nasz� krwi� i przemawiaj�cych naszym g�osem. Tote� s� to upiory bezz�bne. Tote� swoiste porozumienie ��czy powsta�czych genera��w, legionowych adiutant�w, egzaltowane hrabiny, romantycznych poet�w, pryszczatych naprawiaczy �wiata z hreczkosiejami wyznaj�cymi wieprzowato�� �ycia wiejskiego. I nie wiadomo, czy hreczkosieje owi pochodz� z okresu popowstaniowego, czy z lat siedemdziesi�tych naszego wieku. Bo jest � w i a t b e z h i s t o r i i. Ale nie dlatego, �e w my�l nowego klasycyzmu istnieje tylko jeden czas kultury, �e wszystkie czasy zbiegaj� si� w jednym Wielkim Czasie. Tu �adnego czasu nie ma � istnieje jedynie ograniczony i zamkni�ty system znak�w, kt�rymi wedle w�asnego widzimisi� mo�e operowa� Wielki Manipulator � Profesor. 19 W autorskim pos�aniu Rymkiewicz napisa� tak: Gdybym mia� po�o�y� nad tym tekstem � w �rodku tego tekstu � motto, kt�re najstosowniej my�l moja by uwyra�ni�o, to po�o�y�bym taki fragment z listu m�odego Fredry do Ignacego Konarskiego: �Kr��my si�, jak chcemy, b��d�my, igrajmy po ty, �wiecie, zawsze jednak przy ko�cu znajdziemy przed sob� drog�, kt�ra szli nasi poprzednicy i kt�r� p�jd� nasze potomki. Na tej drodze mieszka spokojne �ycie w�r�d rodziny i t� drog� najsnadniej zbli�a� si� do grobu, nie pragn�c go ani te� nie trwo��c si� z daleka�. Pi�kne zdania. Tym, kt�rzy nieuwa�nie s�uchaj�, chcia�bym zwr�ci� uwag�, �e jest w te zdanie wpisany � da si�, powiem inaczej z tych zda� wywie�� � ca�y program spo�eczny: a mianowicie program dziewi�tnastowiecznego polskiego konserwatyzmu. I dlatego te zdania jako motto bior�. Bo my�l naczeln�, pierwsz� tej komedii mojej z tego to programu � zaczerpn��em i za tymi to przodkami moimi my�l t� powtarzam. My�l moich przodk�w by�a taka: spo�ecze�stwo organiczne �adnego programu duchowego, �adnej idei nie potrzebuje. Aby si� mog�o rozwija�, aby naprz�d mog�o post�powa�, musi ono �y� i to mu wystarczy, to jest warunek jedyny i wystarczaj�cy. Musi, �y�, czyli istnie� jako spo�ecze�stwo organiczne czyli �yj�ce spo�ecze�stwo �ywych. Tyle w trybie przedmowy. Tak � wp� s�owa � urywa si� wpisane w tekst dyskursywne przes�anie. Ale gdyby chcie� ci�gn�� je dalej, by� mo�e brzmia�oby tak: �yj�ce spo�ecze�stwo �ywych �adnej idei nie potrzebuje, bo samo jest � jako �e �yje � tradycj�; nie potrzebuje historii, bo w nim i nim s� dzieje. Idee s� �mierci�, �mierci� jest historia, z�akniona krwi. Spo�ecze�stwo organiczne nie jest dla siebie problemem. Trwa. Dopiero w�wczas, gdy tradycja staje si� nie naturalnym dziedzictwem, ale zadaniem i obowi�zkiem � to znaczy, gdy zmienia si� w przesz�o��, kt�ra o�ywia tera�niejszo��, ale i tera�niejszo�ci� si� �ywi � w�wczas spo�ecze�stwo wkracza w obszar historii. Jego istnienie staje si� problematyczne, wspiera si� na programie duchowym, idei � ale i na setkach bezimiennych istnie�, kt�rych �mier� (a idee s� �mierci�, �mierci� jest historia) przemieniona zostaje w �ycie narodu. Nie ma tu zatem pewno�ci, �e zawsze przy ko�cu otwiera si� droga, kt�r� szli nasi poprzednicy � i p�jd� nasze po