13145
Szczegóły |
Tytuł |
13145 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13145 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anne Robillard
Szmaragdowi Rycerze
Ogień na niebie
(Les Chevaliers d’emeraude)
Przełożył Adam Bobrowicz
Zakon
Szmaragdowy Rycerz Welland
Giermek Bridżes
Szmaragdowy Rycerz Bergo
Giermek Buchanan
Szmaragdowy Rycerz Kloe
Giermek Wanda
Szmaragdowy Rycerz Dempsej
Giermek Kewin
Szmaragdowy Rycerz Falko
Giermek Wimme
Szmaragdowy Rycerz Jason
Giermek Nogat
Szmaragdowy Rycerz Santo
Giermek Kerns
1. POWRÓT RYCERZY
Królestwa wielkiego kontynentu Eukidii zaznały pokoju dopiero w setki lat po straszliwej
wojnie, jaką toczyły z Amekaretem, cesarzem ludzi-owadów Mężczyźni, kobiety i dzieci ginęli
rażeni włóczniami wojowników, rozszarpani pazurami ich przerażających smoków – sami
bogowie musieli interweniować, aby rasa ludzka nie została zmieciona z powierzchni ziemi.
Rozkazali jednemu ze swoich nieśmiertelnych sług, Kryształowemu Czarodziejowi, zgromadzić
wielkie wojska i wyposażyć je w magiczne moce. Ci wspaniali żołnierze byli pierwszymi
Szmaragdowymi Rycerzami i to oni zepchnęli w końcu najeźdźcę do oceanu, skąd przybył.
Z biegiem stuleci ludzie stopniowo zapomnieli o tych tragicznych wypadkach. Jedynie
czarownicy zachowali je w pamięci, ponieważ gwiazdy nadal mówiły o nieustającym zagrożeniu
nadciągającym z zachodu. Król Szmaragd I, panujący w królestwie położonym w środkowej
części kontynentu, u stóp Kryształowej Góry, podjął mądrą decyzję powołania nowego zakonu
rycerskiego, którego głównym zadaniem byłaby obrona wszystkich mieszkańców Eukidii. Lecz
nie każdy mógł zostać rycerzem. Król sporządził długą listę cech, jakimi powinno się odznaczać
dziecko już we wczesnym wieku, aby mieć nadzieję, że pewnego dnia będzie służyć pod
Szmaragdową tarczą.
Kandydatami na rycerzy mogli być i chłopcy, i dziewczynki, byle odznaczali się uczciwością
i odwagą, a także umiejętnością komunikowania się ze światem niewidzialnym. Król pragnął,
aby wszyscy rycerze zdobywali wiedzę pod opieką jego starego przyjaciela, czarownika Elunda,
i potrafili panować nad otoczeniem, czytać znaki na niebie i lojalnie walczyć. Rozpoczynali więc
swoje rycerskie życie w szkole na zamku, który król zamierzał pozostawić Zakonowi, jako że los
nie dał mu spadkobiercy. Przyszli obrońcy sprawiedliwości uczyli się bez przerwy do
jedenastego roku życia, kiedy to zostawali giermkami i zajmowali się bardziej sztuką wojenną.
Mieli oni w przyszłości tworzyć nowy Zakon Szmaragdowych Rycerzy, tymczasem jednak
ćwiczyli się w walce z żołnierzami króla. Rycerzami mieli zostać po ukończeniu dwudziestego
roku życia, kiedy to każdy z nich wziąłby pod swoje skrzydła młodego giermka. W myśl
słusznych zaleceń nadwornego czarownika król postanowił, że każdy Szmaragdowy Rycerz
może kształcić tylko jednego giermka naraz: miał obowiązek trzymać go przy sobie przez całe
dziewięć lat nauki, chyba żeby giermek popełnił jakieś poważne wykroczenie przeciwko
Zakonowi.
Król Szmaragd I kazał wyryć te reguły złotymi literami na murach wielkiego zamkowego
podwórca, aby wszyscy jego poddani mogli je widzieć, i rozesłał po kontynencie heroldów, aby
je obwieścili na cztery strony świata.
Ze wszystkich królestw zjechały się dzieci. Czarownik Elund poddał je egzaminowi, który
pomyślnie przeszło tylko siedmioro kandydatów. Z miejsca też rozpoczęli naukę w zamku. Od tej
pory owe wybrane dzieci nie mogły już nigdy wrócić do swoich rodziców, chyba że czarodziej
by je odesłał. Zakon stał się ich domem, a Szmaragd – nazwiskiem. Nie należały już do żadnej
określonej rasy czy królestwa, lecz zostawały spadkobiercami i obrońcami całego kontynentu.
Król nie miał jednak zamiaru uczynić z nich samotnych pustelników: przyznał kandydatom
prawo do żeniaczki i posiadania dzieci, jednak dopiero wtedy, gdy zostaną pasowani na rycerzy
i w takim okresie życia, kiedy nie będą mieli pod opieką żadnego giermka. Było oczywiste, że
gdyby Zakon z jakichkolwiek powodów ich potrzebował, Szmaragdowi Rycerze musieliby
opuścić swoje rodziny i służyć jego sprawie.
Z siedmiorga pierwszych wybrańców, sześciu chłopców i jednej dziewczynki, czworo było
królewskiej krwi, reszta pochodziła z ludu. Wszyscy od kołyski wykazywali się niezwykłymi
talentami. Niektórzy potrafili mówić niemal od urodzenia, inni potrafili na odległość przenosić
przedmioty, nie dotykając ich, lub też przepowiadać ważne wydarzenia czekające rodzime
królestwa. Nie były to zwykłe dzieci, lecz takie, które los wybrał, aby zostały nowymi
Szmaragdowymi Rycerzami.
Król z bliska śledził postępy uczniów, w zamku rozbrzmiewały ich wesołe głosy. Żadne inne
dziecko nie miało zostać przyjęte do przyzamkowej szkoły, zanim król nabierze pewności, że
dzięki pierwszym wychowankom ziści się jego wielki sen o bezpieczeństwie i sprawiedliwości.
Kiedy kandydaci na rycerzy ukończyli piętnaście lat, król Szmaragd I pozwolił mieszkańcom
Eukidii przystać kolejne dzieci, z których zakwalifikowało się dziesięcioro. Po pasowaniu na
rycerzy pierwszej siódemki zjawiła się trzecia fala uczniów, niewielu jednak dostało się do
szkoły. Czarownik krążył teraz między kilkoma klasami na różnym poziomie, składającymi się
z dzieci wszelkich ras. Najzdolniejsze spośród nich oddzielił od reszty i wyznaczył im trudniejsze
zadania. Król nigdy jeszcze nie widział Elunda pałającego tak wielkim entuzjazmem. Spotykał
się z nim regularnie w wielkiej zamkowej auli i wysłuchiwał, jak się pyszni postępami swoich
uczniów. Niektóre imiona często się powtarzały w tych pochwałach, zwłaszcza imię Wellana.
Urodzony w Rubinowym Królestwie młodzieniec był najmłodszym synem króla Burga, po
którym odziedziczył krzepką posturę i siłę mięśni. Przewyższał o głowę swoich towarzyszy
broni. Z łatwością wywijał najcięższym nawet mieczem. Wielkiej odwadze zawdzięczał, że
został wodzem rycerzy w swojej klasie. Żaden z jego druhów nie podejmował decyzji bez
uprzedniego porozumienia się z nim. Król miał więc powody, aby być dumnym ze
Szmaragdowego Wellana, i ufnie patrzył w przyszłość, wierząc, że ujrzy go w akcji, gdy sytuacja
będzie wymagać interwencji Zakonu.
Nie musiał długo czekać, tyle że pierwszy wielki wyczyn Wellana nie nastąpił w starciu
z wrogami królestwa. Faktycznie miał on miejsce na dziedzińcu Szmaragdowego Zamku.
Podczas gdy siedmiu młodych rycerzy ćwiczyło się w sztuce wojennej, walcząc ze sobą,
usłyszeli hałaśliwy zgiełk za murami obronnymi. Wrota zamkowe zawsze były otwarte przed
ludem, toteż młodzi wojownicy niebawem odkryli źródło tego tumultu. Wieśniacy towarzyszyli
grupie pielgrzymów ubranych w luźne tuniki i skrywających twarze pod wielkimi kapturami,
mimo że promienie popołudniowego słońca ostro paliły.
Wellan szybkim gestem ręki przerwał ćwiczenia i rycerze zwrócili się w stronę tłumu
wkraczającego na zamkowy podwórzec. Nastawiwszy ucha i otworzywszy serce przed tym
morzem ludzi, Wellan zrozumiał, że poddani Szmaragda I są zagniewani i gotowi zaatakować
pielgrzymów. Słuchając jedynie własnej odwagi, wyciągnął miecz i podszedł do tych
nieboraków, najwyraźniej nieuzbrojonych. Jego towarzysze ruszyli za nim i, z mieczami w ręku,
otoczyli kołem przybyszy. Wieśniacy stanęli jak wryci.
– Dlaczego grozicie tym ludziom? – zagrzmiał Wellan, przeszywając tłum lodowatym
spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
– Nie chcemy ich tutaj! – zawołał jakiś człowiek.
– Oni są z Szoli! – krzyknął inny i splunął na ziemię.
– Czy uczynili jakiś zaczepny gest przeciwko wam? – spytał Wellan, groźnie się prostując.
Nikt nie odpowiedział. Pielgrzymi zatrzymali się w środku koła utworzonego przez ubranych
w zielone tuniki rycerzy i cierpliwie czekali na dalszy bieg wydarzeń. Było ich tylko dziesięciu
i Wellan nie wyczuł w ich sercach żadnej wrogiej intencji.
– Wszyscy obywatele Eukidii mają prawo prosić króla Szmaragda o posłuchanie –
powiedział władczym tonem. – Nawet Szolijczycy. Wracajcie do swoich zajęć, my zajmiemy się
pielgrzymami.
Tłum najpierw wrogo pohukiwał, później przycichł, wreszcie opuścił fortecę. Wellan
zaczekał, aż wszyscy wieśniacy wyjdą, po czym obrócił się w stronę cudzoziemców.
– Dziękujemy ci, rycerzu – odezwał się spod kaptura kobiecy głos. – Przychodzimy z daleka,
żeby się spotkać z najmądrzejszym królem na kontynencie.
– Kogo mam zaanonsować Jego Królewskiej Mości? – spytał Wellan tonem łagodniejszym,
lecz jednak surowym.
– Królową Fan z Szoli.
Szmaragdowi Rycerze wymienili niespokojne spojrzenia, wsunęli miecze do pochew, lecz
nie odezwali się słowem. Decyzja zaprowadzenia bądź nie Szolijczyków przed oblicze króla
należała do Wellana. Królowa odgadła ich myśli: nawet ci mężni rycerze o czystych sercach nie
mogli pozostać obojętni wobec potomków jedynego króla, który ośmielił się zaatakować
Szmaragdowe Królestwo. Draka, niegdyś władca Srebrnego Królestwa, ich sąsiad od zachodu,
próbował powiększyć swoje terytorium, zajmując słynny zamek u stóp Kryształowej Góry.
W końcu poniósł porażkę, gdyż wszystkie królestwa sprzymierzyły się przeciwko niemu, lecz
nim to się stało, siał na swojej drodze śmierć i zniszczenie.
Fan była małżonką Szila, jednego z dwóch synów Draki. Głęboko upokorzony machinacjami
swojego ojca, Szil schronił się wraz z nim w Szoli, najodleglejszym królestwie, i tam znalazł
w sobie siłę, aby żyć dalej poza zasięgiem pełnych wyrzutu spojrzeń innych mieszkańców
kontynentu. Zakochał się w księżniczce Fan, połączył swój los z jej losem i po śmierci króla
Szoli naturalną drogą zasiadł na tronie. Jego brat Kul, bardziej nieustępliwy i niekrępujący się
opinią ludu, pozostał w Srebrnym Królestwie, gdzie zamierzał panować do końca życia.
– Muszę porozmawiać z królem Szmaragdem w bardzo pilnej sprawie – powtórzyła
z naciskiem królowa Fan.
Wellan zawahał się, choć nie wyczuł agresywnych zamiarów u młodej kobiety i jej świty.
Pierwszym obowiązkiem rycerza jest przecież chronić króla.
– Czy jesteście uzbrojeni? – spytał w końcu.
– Szolijczycy nie mają żadnej broni, rycerzu – odpowiedziała nieskończenie łagodnym
tonem.
Powoli zsunęła kaptur z głowy i wśród otaczających ją rycerzy rozległ się szmer podziwu.
Matka Fan pochodziła z Królestwa Elfów, a jej babka z Królestwa Wróżek. Młoda królowa
odziedziczyła po nich delikatne rysy twarzy i niemal przezroczyste, jasne włosy. Szczupła
i krucha, wyróżniała się niezwykłą urodą. Jej srebrzyste oczy błyszczały w ostrych promieniach
słońca, lecz godnie wytrzymała spojrzenie Wellana. Nie nosiła korony, ale wszystko w niej
tchnęło szlachetnością. Skóra królowej lśniła, biała i czysta jak jej śnieżna ojczyzna,
w rozchylonych różowych ustach widać było doskonale równe, perłowe zęby. Nie było takiej
kobiety w Szmaragdowym Królestwie, żadna nie mogła się z nią równać i Wellan złapał się na
myśli, że gdyby Fan nie była żoną króla czarownika Szoli, to natychmiast poprosiłby ją o rękę.
Falko, jeden z towarzyszy broni, podszedł do niego i szepnął mu do ucha:
– Nie daj się zauroczyć, Wellanie. To czarodziejka.
Falko miał rację. Mieszkańcy krajów magicznych mocą samego spojrzenia mogli zmusić
całą armię do ucieczki. Wellan spuścił oczy i odezwał się do Fan z szacunkiem należnym
królowej.
– Zechcesz podążać za mną, milady. Tutejsze słońce musi być ciężkie do zniesienia dla
mieszkańców Szoli – powiedział, złożywszy krótki ukłon.
Rycerz Bergo, porywczy młodzieniec, wywodzący się ze szczepów Pustyni, podszedł do
Wellana, nie kryjąc głębokiego niepokoju.
– Chyba nie zamierzasz tego zrobić! – zaprotestował.
– Uprzedź króla, że ma ważnych gości – odparł Wellan tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Bergo zawahał się, zatopił spojrzenie w lodowatych oczach Wellana, potem skłonił się przed
Fan, mamrocząc coś pod nosem, i ruszył w stronę zamku. Wellan popatrzył w ślad za nim, potem
podał ramię królowej i zaprowadził ją do wielkich zielonych wrót Szmaragdowego Zamku.
Pozostali pielgrzymi podążali za nimi w milczeniu. Jak tego wymagały obyczaje, w chłodnej
zamkowej auli Wellan kazał podać gościom napoje. Kiedy towarzysze królowej zdjęli kaptury
z głów, zobaczył, że mają skórę białą jak śnieg, wieńczący szczyt Kryształowej Góry.
Czarodziej Elund opowiadał mu już, że nad Szolą prawie nigdy nie świeci słońce,
a powietrze jest tam bardziej rozrzedzone niż w innych królestwach na kontynencie. Niegościnne
kamieniste terytorium, prawie stale pokryte śniegiem, leżało na dalekiej północy Eukidii, na
płaskowyżu górującym nad zieloną krainą Elfów. W Królestwie Szoli nic nie rosło i żadne
zwierzęta nie śmiały się tam zapuszczać, z wyjątkiem legendarnych morskich smoków, które
niekiedy sypiały na pokrytych lodem plażach. W kronikach historycznych można było
przeczytać, że tamtejszy klimat był niegdyś bardziej łaskawy, lecz trzęsienia ziemi i zmiany
klimatyczne radykalnie przeobraziły ten kraj. Dlaczego tak piękna kobieta jak Fan wybrała na
miejsce życia tę rozległą, arktyczną pustynię?
Na korytarzu pojawił się Bergo i Wellan ujrzał wyraz niezadowolenia malujący się na jego
twarzy. Ukłonił się szybko przed gośćmi.
– Król jest zaszczycony waszą wizytą i zaprasza na spotkanie do sali tronowej – wycedził,
nie kryjąc niechęci.
Wellan pomyślał, że powinien był wysłać do króla rycerza Santo, który miał przyjemniejsze
maniery i lepiej by się zachował w takich okolicznościach. Ale brak taktu rycerza Bergo
najwyraźniej nie zraził królowej. Zwróciła swoje srebrzyste oczy na Wellana, który znów podał
jej ramię. Zadrżał, poczuwszy na skórze dotyk jej długich palców, a jego ogorzałą od słońca
twarz rozświetlił rzadko goszczący na niej uśmiech. Powoli poprowadził królową Szoli na
spotkanie z królem Szmaragdem, tuż za nimi podążała jej świta. Bergo i inni rycerze zamykali
pochód, zachowując pełen szacunku dystans.
– Jestem pewien, że rzuciła na niego urok – oświadczył Falko idącemu obok niego rycerzowi
Bergo.
– Mężczyzna nie może pozostać obojętny wobec tak pięknego oblicza – rzekł na to Jason,
starając się nie podnosić głosu.
– Przecież ona przybywa z Szoli – przypomniał idący za nimi rycerz Dempsej.
– Od kiedy to rycerze stali się rasistami? – zwróciła im uwagę Kloe, jedyna kobieta wśród
Szmaragdowych Rycerzy.
Umilkli zawstydzeni i nie odzywając się więcej szli za Szolijczykami do ogromnej,
udekorowanej zielonymi draperiami auli z białego marmuru. Szmaragd I z wolna powstał z tronu
wysadzanego drogocennymi kamieniami i z wyciągniętą ręką ruszył na spotkanie królowej. Fan
podała mu dłoń i złożyła ukłon. Król Szmaragd był najstarszym, jak również najmądrzejszym ze
wszystkich monarchów Eukidii. Słusznego wzrostu, korpulentny, ze spadającymi na ramiona
gładkimi siwymi włosami i przyciętą w szpic bródką, z szaroperłowymi oczyma, patrzącymi
otwarcie i szczerze, nie był człowiekiem uśmiechającym się na zawołanie, lecz królowa Szoli
najwyraźniej urzekła monarchę tak samo jak wodza jego rycerzy.
– Proszę powstać – powiedział z zachwytem.
Wellan, stojący kilka kroków dalej, widział, że uroda Fan oczarowała króla.
– Przybywasz z daleka, żeby mnie odwiedzić – powiedział monarcha, z żalem wypuszczając
jej dłoń ze swej ręki.
– Wasza Królewska Mość, przyszłam przede wszystkim po to, by nawiązać stosunki między
naszymi królestwami – odpowiedziała melodyjnym głosem. – To powinno się stać już dawno.
– Zgadzam się najzupełniej – przytaknął król. – Bądź łaskawa usiąść przy mnie.
– Obawiam się, że to niemożliwe, Wasza Królewska Mość. Spędziłam wystarczająco dużo
czasu z dala od mego ludu, muszę czym prędzej wracać do Szoli. Lecz zanim odejdę, pragnę
zostawić wam dowód naszej dobrej woli.
Jedna z towarzyszących królowej Szolijek podeszła do niej i zaczęła coś wyciągać spod
obszernej tuniki. Wellan dyskretnie położył rękę na rękojeści miecza, lecz kobieta wydobyła
spod fałd ubrania jakieś stworzenie przypominające dziecko. Chudziutka istotka miała fiołkową
skórę i uszy spiczaste jak u kota. Jej fioletowe włosy były usiane jaśniejszymi kosmykami.
Wszyscy obecni cofnęli się z wrażenia, zwłaszcza zabobonny rycerz Falko. Bergo położył mu
rękę na ramieniu, żeby dodać druhowi otuchy.
– Oto moja córka Kira – powiedziała królowa. – Słyszeliśmy, że szukacie dzieci, aby je
wychować na mężnych wojowników, jak rycerz Wellan.
Mówiąc to, spojrzała czule na rycerza, który nie mógł powstrzymać uśmiechu. Krew
zawrzała mu w żyłach, poczuł, że kocha tę cudowną kobietę.
– Otwieram drzwi przed kandydatami tylko raz na sześć lub siedem lat, milady. I nie
wszyscy, którzy się zgłaszają, zostają przyjęci – wyjaśnił król.
– Kira to moje jedyne dziecko – odparta królowa. – Królowi Szilowi i mnie samej bardzo
zależy na tym, aby zapomniano o wybrykach jej dziadka, Draki, niegdyś władcy Srebrnego
Królestwa. Pomyśleliśmy, że lud kontynentu chętniej okaże nam łaskawość, jeśli jego wnuczka
zostanie Szmaragdowym Rycerzem.
Szolijka postawiła dziecko na marmurowej posadzce. Kira miała chyba nie więcej niż dwa
lata i najwidoczniej była niedożywiona. Z opuszczoną głową wpatrywała się w swoje stopy, nie
wydając najmniejszego dźwięku. Król obszedł ją dookoła.
– Musiałaby zdać egzaminy, których nie jest nawet w stanie zrozumieć – zaprotestował.
– Nie trzeba jej lekceważyć – odparła łagodnie królowa.
Dziecko wydawało się onieśmielone obecnością tylu obcych ludzi, lecz nie próbowało
uczepić się matki czy innych pielgrzymów. Wreszcie dziewczynka podniosła głowę i Szmaragd
I mógł skonstatować, że jej twarz, mimo niezwykłego ubarwienia, jest jak najbardziej ludzka.
Miała delikatne rysy swojej matki, ledwo widoczny nos w trójkątnej twarzyczce, fioletowe wargi
kreśliły cienką linię nad podbródkiem. Za to jej oczy były nie z tego świata: tej samej barwy co
włosy, dziwnie wydłużone i zachodzące na skronie; czarne jak noc, pionowe źrenice przecinały
w środku fosforyzujące tęczówki.
– Dasz mi, pani, kilka dni, aby mój czarownik ocenił jej talenty?
– Nie mogę zostać, panie. Jeśli się jej nie powiedzie, niechaj będzie twoją służącą.
Po tym zdumiewającym oświadczeniu Fan złożyła głęboki, wdzięczny ukłon i opuściła salę
wraz ze swą świtą. Na miejscu została tylko malutka Kira, dziwnie pogodzona z losem. Król
natychmiast wezwał służące i kazał im się zająć dzieckiem.
– Przede wszystkim ją nakarmcie! – zawołał.
Potem zwrócił się do swoich rycerzy i nakazał im eskortować Szolijczyków do granicy.
Wellan ruszył przodem, za nim sześciu pozostałych rycerzy, ich kroki rozbrzmiewały w wielkim
korytarzu. Kiedy wyszli na zalany słońcem zamkowy dziedziniec, po gościach nie było śladu. Od
stajennych, rzemieślników i robotników dowiedzieli się, że pielgrzymi już opuścili fortecę.
Zdumiony Wellan kazał siodłać konie, rycerze wskoczyli na nie czym prędzej i przez wielkie
wrota murów obronnych ruszyli na północ. Daremne jednak okazały się ich poszukiwania.
Wypytywali po drodze chłopów pracujących w polu: wszyscy oni widzieli przechodzących gości,
tyle że w rozmaitych kierunkach.
– Przecież to niemożliwe! Jakże mogli iść w różne strony? – uniósł się Jason, najmłodszy
z rycerzy.
– A nie mówiłem! – grzmiał Falko. – Oni potrafią rzucać czary!
– Może wysłał ich władca Królestwa Cieni, aby rzucili zły urok na króla? – zaniepokoił się
Bergo.
– Albo żeby nie dopuścić do założenia Szmaragdowego Zakonu? – zasugerował Dempsej.
Rozdrażniony Wellan podniósł gwałtownie rękę, nakazując im milczenie.
– Gdyby wszyscy mieszkańcy kontynentu was nienawidzili, to czy wy również nie
mielibyście ochoty posłużyć się magią i zniknąć, aby was nie ukamienowano, nim dojdziecie do
domu? – spytał surowym głosem.
– Wellan ma rację – poparła go Kloe. – Inaczej nigdy nie udałoby im się dotrzeć aż do nas.
– Ale dlaczego córka królowej jest taka brzydka? – wybuchnął gniewnie Bergo.
– Ma wśród swoich przodków Elfy i Wróżki, a to są dziwne stworzenia – westchnął Wellan,
który wolałby, żeby jego druhowie byli bardziej tolerancyjni.
– Nie rozumiem, jak matka może porzucić swoją jedyną córkę, nie wiedząc nawet, co się
z nią stanie – oświadczył Santo, marszcząc brwi.
– Przecież nietrudno to zrozumieć – rzekł na to Wellan łagodniejszym tonem. – Szolijczycy
cierpią, odkąd Draka schronił się na ośnieżonych szczytach ich krainy. Liczne królestwa, które
dostarczały im niezbędnych do życia produktów w zamian za wspaniałe drogocenne kamienie
wydobywane w górach, odwróciły się do nich plecami. Myślę, że królowa rozstała się z córką
w nadziei, że zostanie ona mężnym rycerzem i w ten sposób przywróci stosunki dyplomatyczne
między Szolą a resztą kontynentu.
– Wierzysz, że ten plan się powiedzie? – spytał Falko.
– Wystarczy popatrzeć na Wellana, żeby się domyślić, że tak – roześmiał się Jason.
Wellan wyprężył się w siodle. Zrozumieli, że nie zniesie żadnych żartów na temat swoich
uczuć do królowej. Nie powiedziawszy nic więcej, spiął konia do jazdy w kierunku zamku. Jego
druhowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli w ślad za nim.
2. FIOŁKOWE DZIECKO
Służące otoczyły kołem dziwaczną istotkę ubraną w tunikę o wiele dla niej za dużą.
Posadziły ją na drewnianym stole tronującym pośrodku kuchni i przyglądały się jej spiczastym
uszom oraz miękkim jak jedwab, fioletowym włosom. Dziewczynka nie wydawała się
przestraszona, ale na pewno była zawstydzona, że budzi tak wielkie zainteresowanie.
– Ta mała jest w rzeczywistości księżniczką – oświadczyła Armena, najstarsza ze służących.
– Jej matką jest Fan, królowa Szoli, a ojcem książę czarownik Szil ze Srebrnego Królestwa,
ogłoszony suwerennym władcą po śmierci króla Szoli.
Służące cofnęły się kilka kroków, słysząc nazwy przeklętych krain. Armena wytknęła im
ignorancję: król Szmaragd I przygarnął ją, gdy była młodziutką sierotą i niejedno w swoim życiu
widziała...
Armenę od początku przydzielono do obsługi króla. Z wiekiem jej protektor wymagał coraz
więcej starań ze strony otoczenia. Gotowała królowi ulubione potrawy, podawała mu z dobrym
skutkiem wywary z leczniczych ziół. Była krzepką kobietą o kwadratowych ramionach i obfitych
piersiach, umiała wzbudzać posłuch. Swoje długie kasztanowe włosy plotła w dwa warkocze,
które wiązała na plecach, aby jej nie przeszkadzały w pracy. Miała złote serce, a jej wielkie
ciemne oczy błyszczały dobrocią i współczuciem.
– Myślicie, że ta dziewczynka pójdzie w ślady swojego dziadka? Ja wam mówię, że jeśli
będziemy ją dobrze traktować, zostanie Szmaragdowym dzieckiem, jak wszystkie, które się tu
uczą na zamku. Ale najpierw trzeba ją porządnie nakarmić. Toż to sama skóra i kości!
Jedna z kobiet przyniosła dziewczynce miseczkę gorącej kaszy i złotą łyżeczkę. Kira
z ciekawością obejrzała zawartość naczynia i narzędzie, lecz ich nie tknęła.
– Nie jest głodna? – zdziwiła się kucharka.
– Pewnie nie wie, co to jest – domyśliła się Armena i wzięła łyżeczkę do ręki.
Zanurzyła ją w ciepłej kaszce i podniosła do swoich ust, wydając pomruki zadowolenia. Kira
uniosła nagle głowę i wszystkie kobiety z wyjątkiem Armeny wstrzymały oddech na widok jej
fioletowych oczu, przeciętych czarnymi jak noc, pionowymi źrenicami.
– Czy to dziecko, czy zwierzę? – zawołała z przerażeniem jedna ze służących.
Kira nie zwróciła na nią uwagi, lecz rzuciła przeszywające, nierealne spojrzenie na wargi
Armeny. Wreszcie na jej trójkątnej twarzyczce zakwitł uśmiech i sięgnęła ręką po łyżeczkę.
W kuchni zapanowała panika, ponieważ rączka dziewczynki liczyła tylko cztery palce
zakończone fioletowymi szponami, tak samo zresztą jak stopy. Służące, krzycząc ze strachu,
wybiegły na korytarz, tylko Armena stała spokojnie przy dziwnej księżniczce. Podała
dziewczynce złotą łyżeczkę i przyglądała się, jak je z apetytem. Kiedy Kira oddała jej miseczkę,
Armena zrozumiała, że nadal jest głodna. Dała więc małej drugą porcję kaszy, grubą kromkę
chleba posmarowaną miodem oraz kubek wody, którą Kira wypiła jednym haustem.
Armena, sądząc, że dziecko nie ma dość siły, żeby wstać od stołu, zaniosła naczynia do
wielkiej kadzi. Gdy się odwróciła, Kiry nie było. Szukała jej we wszystkich zakamarkach
wielkiego pomieszczenia. Na próżno. Dziewczynka była tak malutka, że mogła się wcisnąć
dosłownie wszędzie. Wtem służąca usłyszała ptasi śpiew i podniosła oczy w stronę okien
przebitych w kamiennych murach na wysokości kilku metrów od ziemi. Tam siedziała Kira
z usadowionym na jednym palcu kolorowym ptakiem.
– Ale jakżeś tam wlazła? – zdumiona kobieta wzięła się pod boki.
Pod oknem nie stało nic, co pozwalałoby szybko się na nie wdrapać. Zanim jednak Armena
zdążyła podejść i zachęcić dziewczynkę do zejścia, do kuchni wkroczył król w zwiewnej zielonej
pelerynie.
– Armeno, wytłumacz mi, dlaczego moje służące są takie wystraszone! – burknął, gniewnie
marszcząc brwi.
– To z powodu małej, panie – odpowiedziała Armena. – To nie jest zwyczajne dziecko.
Król obrócił się kilka razy dokoła, lecz nigdzie nie dostrzegł maleńkiej chudziny. Armena
z westchnieniem wskazała mu palcem okno. Szmaragd I, niespokojny o bezpieczeństwo dziecka,
kazał służącej natychmiast ją stamtąd zdjąć. Oboje przemawiali do Kiry we wszystkich językach
używanych na kontynencie, aby dać jej do zrozumienia, że za oknem znajdują się głębokie fosy
broniące dostępu do zamku. Dziewczynka przyglądała im się, nie rozumiejąc ani słowa.
Wreszcie Armena wpadła na pomysł. Wyciągnęła z jednej z licznych szaf srebrną butelkę ze
smoczkiem, umyła ją i napełniła ciepłym mlekiem. Znajomy zapach przykuł uwagę fiołkowej
dziewczynki. Pozwoliła ptakowi odlecieć i utkwiła fioletowe oczy w nieznajomych.
– Chodź, Kira, chodź – powiedział król, otwierając ramiona.
Bez najmniejszego wahania Kira skoczyła i wylądowała na piersi Szmaragda I, uczepiwszy
się pazurkami jego aksamitnej szaty. Armena podała jej butelkę z mlekiem, a mała schwyciła ją
łapczywie, jakby jej życie od tego zależało. Tuląc się w królewskich ramionach, łakomie ssała
i mrużyła oczy z zadowolenia.
– Przecież to jeszcze niemowlę – wzruszył się monarcha.
Wpatrywał się w Kirę z rozczuleniem, którego Armena dotąd u niego nie spotkała. Szmaragd
I od początku swego panowania był dwukrotnie żonaty, lecz obie żony umarły, nie
pozostawiwszy spadkobiercy. Teraz, gdy tak pieścił tę małą, wyglądało jednak na to, że jego
ojcowski instynkt nie wygasł. Wyszedł z kuchni, unosząc Kirę w ramionach, aby ją umieścić
w luksusowej kołysce w swoich prywatnych apartamentach.
Kołysał dziecko i przyglądał się, jak zachłannie pije mleko, rytmicznie kurcząc
i rozkurczając osiem fiołkowych paluszków na srebrnej butelce. Dziewczynka nie znała go,
a przecież wydawało się, że ufa mu instynktownie.
– Zabawne z ciebie stworzenie.
Kira otworzyła oczy i spojrzała uważnie na króla. W mroku jej pionowe źrenice rozszerzyły
się i król miał przez chwilę wrażenie, że trzyma w ramionach fioletowego kotka. Wiele
podróżował w młodości, lecz nigdy nie spotkał niczego, co by przypominało tę dziewuszkę. Obaj
synowie wojowniczego króla Draki byli biali, chociaż ich matka należała do świata Wróżek.
A królowa Fan, mimo że w jej żyłach płynęła krew Elfów i Wróżek, z pewnością nie miała
fiołkowej skóry. Co też się takiego stało, że mała księżniczka urodziła się taka inna?
Kira skończyła mleko i oddała królowi pustą butelkę. Odstawił ją na marmurowy stolik tuż
obok. Nim zdążył się podnieść, dziewczynka wczepiła się w jego szaty jak malutki nietoperz,
szukający ciepła i bezpieczeństwa na matczynym łonie. Szmaragd I poczuł, że między nim
a dziewczynką zawiązuje się potężna więź – nie próbował się przed tym bronić. Królowa Fan
miała rację, mówiąc, że jej dziecko nie jest takie jak inne. Mimo fizycznej ułomności
dziewczynki, nie mógł jej nie pokochać.
Długo kołysał ją w ramionach, zapomniawszy o mijającym czasie i czekających go
obowiązkach. Kira usnęła mu na rękach. Król delikatnie głaskał jej odchylone do tyłu spiczaste
uszka i ku jego zdumieniu dziecko zaczęło mruczeć jak kot.
Te zaczarowane chwile przerwał raptownie nadworny mag, który wpadł jak burza do
królewskich apartamentów. Był niewysoki, a upodobanie do dobrego jadła i trunku sprawiło, że
co roku przybywało mu kilka centymetrów w pasie, przez co wydawał się jeszcze mniejszy. Miał
długie siwe włosy usiane jaśniejszymi kosmykami, a jego czarne oczy przeszywały człowieka na
wskroś. Orli nos upodabniał czarownika do starej sowy, zwłaszcza gdy się zirytował. Elund był
porządnym człowiekiem, lecz niekiedy przesadnie dramatyzował, jak na królewski gust.
Mag zbliżał się wielkimi krokami, luźna suknia tańczyła wokół niego w powietrzu, jeszcze
bardziej upodobniając go do sowy.
– Jego Królewska Mość powinien...
Ujrzał dziecko w objęciach monarchy i o mało nie zawył z rozpaczy. Padł na kolana,
przyciskając do czoła srebrny wisior, który nosił na szyi. Szmaragd I tylko raz widział go
czyniącego ten gest, gdy kilka lat wcześniej skrzydlaty potwór przeleciał nad twierdzą.
– Co się stało, Elundzie? – zaniepokoił się król. – Przed jakim nieszczęściem się bronisz?
– Gdzieś znalazł tego demona, panie? – zawołał czarownik, który z trudem panował nad
własnymi emocjami.
Jego krzyk rozbudził dziewczynkę – wlepiła w niego fioletowe oczy i tym razem mag
przycisnął do czoła wszystkie swoje amulety, wypowiadając przy tym niezrozumiałe słowa,
zapewne zaklęcia. Król nakazał mu surowo wytłumaczyć się z tego co najmniej zaskakującego
zachowania. Elund cofnął się parę kroków na kolanach i spuścił głowę.
– Jego Królewska Mość, na północy kontynentu leży przeklęte królestwo...
– Nie potrzebuję lekcji geografii – zirytował się król.
– Wysłuchaj mnie, panie – błagał czarownik, pocąc się ze strachu.
Król niecierpliwym gestem pozwolił mu mówić. Elund wyjął z kieszeni chustkę i szybko
wytarł twarz.
– To królestwo zamieszkują demony, które pożerają się nawzajem! – oświadczył w końcu,
zebrawszy całą odwagę.
– I co dalej? – spytał coraz bardziej zniecierpliwiony Szmaragd I.
– Mają fioletową skórę, spiczaste uszy oraz pazury i zęby tnące jak nasze najlepsze szpady.
Król włożył dwa palce do ust dziewczynki, aby sprawdzić, że istotnie ma ostre jak brzytwa
zęby. Ale mimo to zaprotestował:
– Przecież to córka Fan, królowej Szoli!
– Z pewnością poczęła ją z demonem!
– To bardzo poważne oskarżenie – powiedział król, marszcząc brwi.
– Mam wszystkie pergaminy potwierdzające jego prawdziwość, panie.
Król milczał przez chwilę, zastanawiając się, dlaczego królowa Fan powierzyła mu demona
na dowód przyjaźni między ich dwoma królestwami. Fiołkowe dziecko z ciekawością
przyglądało się czarownikowi, doprowadzając go tym do szczytu zdenerwowania. Potem
dziewczynka zwinnie jak kot zeskoczyła na ziemię i zbliżyła się do maga.
– Niechaj bogowie mają mnie w swojej opiece! – krzyknął Elund, przekonany, że wybiła
jego ostatnia godzina.
Dziewczynka stanęła przed nim i z widocznym zainteresowaniem dotknęła koniuszkami
pazurków wisiora błyszczącego na piersi czarownika. Na jej trójkątnej twarzyczce, do tej pory
bardzo poważnej, pojawił się szeroki uśmiech.
– Szola – powiedziała cicho cienkim głosikiem.
Czarownik, drżąc, spuścił oczy na brelok i zmuszony był z niechęcią przyznać, że potężna
pięcioramienna gwiazda, z którą nigdy się nie rozstawał, rzeczywiście stamtąd pochodzi.
– Ona mówi! – zachwycił się król.
– Co nie zmienia faktu, że jest istotą przeklętą – wyrzucił z siebie czarownik, próbując
oddalić się od dziecka na kolanach.
– Szola di jama – powiedziała Kira, podnosząc rękę.
Metalowy talizman wyprężył się na łańcuchu i zaczął zataczać koła wokół szyi starego
czarownika, który o mały włos nie uległ panice.
– W dodatku ma magiczne zdolności! – zawołał z dumą król.
– Litości! – jęczał czarownik bliski płaczu.
– Chodź tu, Kira – rozkazał Szmaragd I.
Dziewczynka odwróciła się do niego, jej oczy były pełne niepokoju. Zapewne nie rozumiała
słów, lecz doskonale chwytała jego uczucia.
– Elund jest naszym przyjacielem i cennym współpracownikiem. Nie trzeba go straszyć –
wyjaśnił król.
– Straszyć... – powtórzyła dziewczynka, skłaniając lekko głowę w bok.
Jednym susem wskoczyła na kolana monarchy, lecz nie spuszczała z oczu czarownika, od
stóp do głów zlanego potem.
– Nie straszyć – zapewniła Kira władczym tonem swego opiekuna.
Król wybuchnął śmiechem i dziewczynka zrozumiała, że to wszystko komedia. Odsłoniła
w uśmiechu spiczaste ząbki. Czarownik na próżno usiłował przekonać króla, że mała mimo
młodego wieku stanowi zagrożenie dla królestwa i że należy ją czym prędzej oddać matce.
Zaproponował nawet, by powierzyć to zadanie rycerzom. Szmaragd I zamyślił się, a później
zdecydował, że lepiej najpierw dokładnie wypytać królową o pochodzenie dziewczynki. W tym
celu jutro wyruszy do niej posłaniec z listem.
– Ależ Jego Królewska Mość... – oponował czarownik.
– Powiedziałem.
Elund wstał na trzęsących się nogach, złożył niepewny ukłon i wycofał się powoli
w kierunku drzwi. Fiołkowe dziecko na kolanach króla gwałtownie się uniosło.
– Szola! – krzyknęła wysokim głosem.
Błyszczący wisior oderwał się od łańcucha i przeleciał w powietrzu do ręki dziecka, które go
przytuliło do piersi. Obaj mężczyźni skamienieli: Kira była jeszcze prawie niemowlęciem, a już
dysponowała mocami potężniejszymi niż moce Szmaragdowych Rycerzy.
– Jego Królewska Mość, ten talizman należy do mnie – poskarżył się czarownik.
– Oddam ci go, jak tylko mała uśnie.
Elund opuścił ręce. Już miał wyjść, gdy Szmaragd I zatrzymał go, unosząc dłoń.
– Jeżeli nauczymy ją panować nad własnymi mocami, to z pewnością wyrośnie na
walecznego rycerza – powiedział z nadzieją w głosie.
– Chyba nie zamierzasz tego uczynić, panie...
– Musimy się upewnić, że wykorzysta te moce w służbie dobra.
– Ależ to demon!
– Jej matka na pewno zdoła nam dowieść, że się mylisz, czarowniku.
Elund przestał nalegać i opuścił królewskie pokoje. Od przeszło dwudziestu lat służył
Szmaragdowemu Królowi i nigdy dotąd nie widział go tak upartym i niezważającym na rady
swego czarownika. Ta mała czarownica to na pewno ostatnia zemsta Draki, głęboko
upokorzonego wygnaniem do śnieżnej krainy.
Czarownik wrócił do wielkiej wieży, gdzie mieszkał sam ze swoimi kotami i magicznymi
eliksirami. Niebo było bezchmurne. Za kilka godzin będzie mógł czytać w gwiazdach i upewnić
się co do przyszłych losów królestwa. Niebo mu powie, czy ten straszliwy fiołkowy demon został
wysłany do zamku, żeby zniszczyć króla i jego otoczenie. Usiadł więc przed wykutym
w kamieniu wielkim oknem, przez które wpadały ostatnie blaski zachodzącego słońca, i czekał,
aż zapanuje ciemność.
***
Na drugim końcu zamku, w oddzielnym budynku Szmaragdowi Rycerze jedli wieczerzę.
Jadalnia znajdowała się w środku gmachu, wokół niej były rozmieszczone pokoje rycerzy
i kuchnia z bezpośrednim dostępem do stajni; piętro wyżej mieściły się sypialnie młodych
uczniów. W głębi sali wznosił się wielki kamienny kominek, w którym zimową porą płonął
ogień. W letnich miesiącach służący usuwali ogromne gobeliny przysłaniające okna i wtedy do
wnętrza sali wpadała świeża bryza.
Na środku pomieszczenia stał długi drewniany stół, przy którym siedmiu rycerzy posilało się,
dyskutując przy tym o swojej roli obrońców Eukidii. Na wysokości piętra salę otaczała galeria,
gdzie siadywali uczniowie, żeby zza krat obserwować rycerzy i wybrać tego, któremu chcieliby
służyć.
Owego wieczoru Dempsej oświadczył swoim druhom, że król zapewne powołał ich Zakon
w obawie przed grożącym niebezpieczeństwem, chociaż inni władcy na kontynencie zgodnie
uznawali jego zwierzchnictwo.
– Z wyjątkiem króla Kula ze Srebrnego Królestwa oraz jego brata, króla czarownika Szila
z Królestwa Szoli – przypomniał mu Falko. – Nie wybaczyli Szmaragdowi I, że wygnał ich ojca
do niegościnnej krainy.
– Żaden z synów Draki nigdy nie okazał wrogości wobec Szmaragdowego Królestwa –
powiedziała z naciskiem Kloe.
– A jednak Dempsej ma rację – rzekł z niepokojem Falko. – Jego Królewska Mość nie
powołałby Zakonu, gdyby żadne niebezpieczeństwo nie wisiało nad kontynentem.
– Sądzę, że wskrzeszając Zakon Szmaragdowych Rycerzy, którzy niegdyś zapewniali pokój
i sprawiedliwość, chciał po prostu wskazać poddanym rzetelne wartości – powiedział Santo
o czarnych, żarliwie błyszczących oczach.
– No właśnie, dlaczego oni znikli? – spytał Bergo, gryząc jabłko.
Wszyscy zwrócili się ku Wellanowi, który był z nich najbardziej wykształcony. Jeśli ktoś
znał odpowiedź na to pytanie, to tylko on. Ale Wielki Rycerz wydawał się zatopiony w myślach.
Na ostrzu jego noża tkwił nietknięty kawałek chleba. Siedzący obok Jason stwierdził, że Wellan
niczego jeszcze nie wziął do ust.
– Falko dobrze mówi! Rzucono na niego urok! – zagrzmiał Bergo, waląc w stół potężną
pięścią.
Hałas wyrwał Wellana z zadumy. Powiódł wzrokiem po swoich towarzyszach broni,
zastanawiając się, czy rzeczywiście odgadli rozterkę w jego sercu, czy też po prostu niepokoją
się, że nie uczestniczy w wieczornej rozmowie.
– Można by powiedzieć, że miłość odebrała ci apetyt – zażartował Jason.
– To z powodu tej kobiety z Szoli, prawda? – spytał Falko oskarżycielskim tonem.
Ale Wellan nie lubił, by rozprawiano na temat jego rozkazów, a tym bardziej uczuć. Z tego
też powodu szybko został wodzem drużyny.
– Sądziłem, że wszyscy zrozumieli, iż nie mam ochoty o tym mówić – powiedział, patrząc na
nich lodowatym wzrokiem.
– Tak, to prawda. Opowiedz nam lepiej, jak znikli pierwsi Szmaragdowi Rycerze – wtrąciła
szybko Kloe, żeby zażegnać konflikt.
Z siedmiu rycerzy to ona zawsze opowiadała się za rokowaniami, a przeciwko starciom.
Miała rękę równie silną jak jej druhowie i często zapędzała ich w kozi róg w ćwiczeniach ze
szpadą, lecz jej ulubioną bronią pozostawała łagodność.
– Znikli, ponieważ zastanawiali się nad uczuciami swego wodza – powiedział ponuro
Wellan, rzucając kawałek chleba w ogień.
Wsunął nóż za pas i wstał od stołu, nie tknąwszy jedzenia. Sześciu kompanów popatrzyło za
nim bez słowa. Wellan miał ogromne zalety, ale i wielkie wady, w tym skłonność do wpadania
w gniew.
– Czy wybierzemy ochotnika, żeby go uspokoił? – zapytał Dempsej.
– Nie. Niech sam ochłonie – zdecydowała Kloe. – Tak będzie lepiej dla wszystkich.
***
Wewnętrznym korytarzem otaczającym wielką salę rozdrażniony Wellan poszedł do swojego
pokoju. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął z ulgą. Myślał, że twardy rycerski trening
przygotował go do stawienia czoła wszelkim sytuacjom, ale ani czarownik, ani fechtmistrze nie
przestrzegli go przed niebezpieczeństwami serca. Zdjął broń i powiesił ją na ścianie przy
drzwiach, by w razie czego była na podorędziu, potem zrzucił z siebie tunikę. Służący zostawili
czyste ubranie na jedynej komodzie znajdującej się w pokoju i zmienili wodę w misce. Ukląkł na
ziemi i spryskał sobie twarz.
Dlaczego nie jest w stanie wygnać ze swej głowy pięknego oblicza królowej Fan? Dlaczego
serce mu się ściska na myśl, że jest ona teraz w drodze do swego małżonka? Rycerze nigdy nie
powinni ulegać negatywnym emocjom jak żądza czy zazdrość, ale Wellan nie potrafił przywołać
się do porządku. Całe jego jestestwo domagało się ramion królowej o satynowej skórze i oczach
głębokich jak ocean. Chwycił ręcznik i wytarł twarz, dusząc w sobie pożądanie.
A jeśli rzeczywiście go zaczarowała, jak twierdzą druhowie? Nigdy w życiu nie padł ofiarą
uroku. Jak się czują ci, co dali się urzec magicznym wdziękom czarodziejki? Elund z pewnością
mógłby go oświecić w tej sprawie. Ktoś nieśmiało zapukał do drzwi, Wellan, dzięki swym
nadprzyrodzonym zdolnościom, wiedział, że to dziecko.
– Wejdź – powiedział z westchnieniem, choć nie miał ochoty nikogo widzieć.
Mały paź pchnął ciężkie drzwi i skłonił się przed Wellanem. Kolor jego tuniki wskazywał, że
należy do bezpośredniego otoczenia króla.
– Panie, mam dla ciebie wiadomość od Jego Królewskiej Mości – powiedział chłopiec, wciąż
zgięty we dwoje.
– Wyprostuj się i mów.
Paź wyprostował się posłusznie, lecz nie śmiał spojrzeć rycerzowi w oczy. Jąkając się
wydukał, że król pragnie widzieć Wellana jutro o świcie, aby powierzyć mu nader ważną misję.
Wellan zdziwił się, sięgnął ręką do sakiewki i rzucił chłopcu złotą monetę.
– Nie mogę tego przyjąć, panie – powiedział chłopiec, łapiąc ją w locie i szeroko otwierając
zdumione oczy.
– Czyżbyś podważał rozkaz rycerza?
– Och, nigdy w życiu, panie.
– Więc zmykaj.
Chłopak wziął nogi za pas, przez nieuwagę głośno zatrzaskując drzwi. Na ustach Wellana
zarysował się uśmiech rozbawienia. Elund nieraz mu mówił, że będzie nieznośnym panem, kiedy
przyjdzie pora przyjąć ucznia. „Wszyscy przed tobą uciekną, jeśli się nie zmienisz, Wellanie”,
przestrzegał go czarownik.
Czy to naprawdę konieczne wychować giermka, jak sobie życzy król? On sam nie miał nigdy
mistrza i świetnie dawał sobie radę. Po cóż narzucać sobie krępującą obecność dziecka
w sytuacjach, które wymagają rozwagi i lotności dorosłego? Nie rozumiał intencji Szmaragda I,
ale wypadki, jakie miały się wydarzyć, sprawiły, że zmienił zdanie...
Wstał i podszedł do okna. Słońce zaszło po stronie Srebrnego Królestwa, na niebie pojawiły
się pierwsze gwiazdy. Czy Fan patrzy teraz w niebo tak samo jak on? Czy widzi te same
gwiazdy? Czy jest szczęśliwa w swoim wielkim lodowym pałacu na drugim końcu świata? Czy
ramiona jej męża dają jej ciepło, jakiego potrzebuje? Czy jest kochana?
Wtem ogromna czerwona gwiazda rozdarła ciemności, lecąc na północ. Wellan, jak wszyscy
Szmaragdowi Rycerze, opanował sztukę czytania znaków na niebie: ta ognista lanca nie wróżyła
nic dobrego. Kiedy uzmysłowił sobie, że zapowiada ona nieszczęście Królestwu Szoli, stłumił
krzyk rozpaczy.
***
Czarownik ze swojej wieży obserwował to samo zjawisko. Z przerażenia aż przysiadł na
drewnianym zydlu. Stało się to, czego od tak dawna się obawiali, król i on. Zagrożenie, które
jeszcze jako młodzi ludzie ujrzeli w wielkim zwierciadle przeznaczenia, przybrało konkretny
kształt.
3. PIERWSZA MISJA
Gdy tylko słońce wstało, Wellan wdział najpiękniejszą tunikę i kazał służącym włożyć na
siebie zielony pancerz z emblematem Zakonu – inkrustowanym w skórze złotym krzyżem,
wewnątrz którego cztery pięcioramienne gwiazdy z pięknym szmaragdem w środku tworzyły
mniejszy krzyżyk, spoczywający na koncentrycznych kołach. Jego zdaniem zawsze należało
pięknie się prezentować przed królem, który przyjął go w swoim zamku i czuwał nad jego
edukacją. Wciągnął najbardziej lśniące wysokie buty i zapiął pas na biodrach. Wsunął miecz
i nóż do pochwy ukrytej pod długą zieloną peleryną.
Jego towarzysze broni rzucili się każdy do swojego okna, żeby popatrzeć, jak kroczy
środkiem zamkowego dziedzińca.
– Gdzież się on wybiera w tak paradnym stroju? – zawołał Bergo, który dopiero co otworzył
oczy.
Wellan nie widział żadnego powodu, żeby powiadomić swoich towarzyszy o zleceniu, jakie
dostał od króla. Gdyby Szmaragd I chciał, aby mu towarzyszyli, powiedziałby o tym. Było rzeczą
niezmiernie ważną, żeby rycerz wykonywał królewskie rozkazy, nie próbując ich interpretować
po swojemu.
Paziowie zaprowadzili Wellana do nieznanej mu części zamku. Dlaczego Jego Królewska
Mość nie przyjmuje go w sali tronowej, jak to jest w zwyczaju? Otworzono przed nim wielkie
złote wrota i Wellan zdumiał się, widząc władcę siedzącego w olbrzymim fotelu z otwartą księgą
na kolanach. Nigdy dotąd nie zauważył, aby król sam cokolwiek czytał. Miał służących
zatrudnionych tylko w tym celu. Wellan wciągnął głęboko powietrze i podszedł do monarchy,
jego kroki dźwięczały na posadzce z błyszczących płytek. Król podniósł oczy znad księgi i na
widok rycerza jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
– Oto człowiek, którego pragnąłem zobaczyć. Zbliż się, Wellanie – powiedział
z zadowoleniem.
Rycerz zatrzymał się kilka kroków przed monarchą, jak każe etykieta, potem przykląkł na
kolanie. Szmaragd opuścił wtedy księgę i Wellan ujrzał przeraźliwe fiołkowe stworzenie
siedzące mu na kolanach. Zdecydowanie mniej zawstydzone od niego, stworzonko patrzyło mu
prosto w oczy, obgryzając coś, co wyglądało na srebrny breloczek. Wellan niczego się nie bał,
a jednak pionowe źrenice otoczone fioletową tęczówką wprawiły go w zmieszanie. Przeniósł
spojrzenie na bardziej serdeczne oczy króla.
– Jego Królewska Mość chciał mnie widzieć...
– Mam dla ciebie misję, Wellanie.
„Najwyższy czas”, pomyślał rycerz, który tylko marzył o tym, żeby się wykazać.
– Chcę, abyś zaniósł ode mnie list do królowej Szoli.
Wellan poczuł, że serce zamarło mu w piersi. A więc bogowie ulitowali się nad nim
i postanowili dać mu szansę, aby mógł otwarcie wyznać miłość najpiękniejszej kobiecie na
kontynencie. Nie chciał jednak okazać, jak bardzo mu na tej misji zależy, bo wtedy Szmaragd
I powierzyłby ją innemu posłańcowi.
– Kiedy mam wyruszyć, panie? – zapytał, skrywając radość.
– Jeszcze dziś, jeśli to możliwe.
– Dziś – powtórzyło stworzenie cienkim głosikiem. Wellan spojrzał na nie, zastanawiając się,
czy to naprawdę dziecko, czy też jakieś domowe zwierzątko.
– Dopiero zaczyna mówić – powiedział król, czule głaszcząc fioletowe włosy dziewczynki. –
Nie zawsze rozumie, co mówi.
Dziewczynka z chyżością Elfa zeskoczyła na ziemię i podeszła do Wellana, patrząc
z podziwem na klejnoty zdobiące jego pancerz. Pokazała mu talizman, który trzymała
w zaciśniętej dłoni, i Wellan cofnął się lekko na widok jej ostrych pazurków.
– Ty Szola – powiedziała tonem niewątpliwie zapożyczonym od króla.
Wellan odruchowo posłu�