3931

Szczegóły
Tytuł 3931
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3931 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3931 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3931 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MIECZYS�AW SMOLARSKI BIA�E MOCE POWIE�� NA TLE �YCIA KORSARZY POLSKICH XVI WIEKU. Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 I. W pogodny, wrze�niowy dzie� dwa statki kapr�w czyli korsarzy kr�lewskich, Imci Pan�w W�sowicza i Sierpinka stan�y w porcie gda�skim. By�o to w epoce pr�b stworzenia polskiej floty na Ba�tyku przez ostatniego z Jagiellon�w. Rozpali�a si� w owych czasach wojna pomi�dzy, Fryderykiem II, kr�lem du�skim, a Erykiem XIV, kr�lem szwedzkim, i Rzeczpospolita wzi�a w niej udzia� po stronie Danji. Wtedy Zygmunt August powzi�� plan poparcia dalekiego swego sprzymierze�ca � na morzu. Gdy chciwe bogactw, a l�kaj�ce si� o swe wolno�ci miasto Gda�sk wym�wi�o si� od dostarczania pomocy, zg�osi�o si� dw�ch zuchwalc�w, kt�rzy, posiadaj�c w�asne statki, uzyskali od kr�la pozwolenie na prowadzenie wojny korsarskiej. Zygmunt August nietylko przeznaczy� im na w�asno�� ca�y przysz�y �up zdobyty, ale nadto podda� ich pod opiek� w�asn�, uwolni� od grodzkich s�d�w gda�skich i swoim kosztem zwerbowa� im marynarzy. Poczem pu�ci� ich na �ask� szcz�cia i dzielno�ci na niespokojne losy i wody. Panowie Sierpinek i W�sowicz mieli zadanie nie�atwe. Obowi�zkiem ich by�o przeszukiwa� okr�ty handlowe z Anglji i Niderland�w, zabiera� kontraband� i broni� wybrze�y. Musieli natomiast uchodzi� przed dobrze uzbrojon� flot� szwedzk�, kt�ra gotowa by�a �ciga� ich do samego Gda�ska, oraz strzec si� wsp�zawodniczych korsarzy cudzoziemskich. Mieli nadto, jako cel dalszy, przeszkadzanie �egludze narewskiej, gdy� w owym to czasie, od 1550 roku pot�ga moskiewska zdobywa�a Narw� i spojrza�a ku Ba�tykowi. Zdobycz� ich natomiast bez �adnej w�tpliwo�ci stawa� si� ka�dy handlowy okr�t szwedzki lub moskiewski. Mi�dzy obu kaprami wybuch�y jednak wkr�tce spory. Spowodowa�a je r�nica temperament�w. W�sowicz, bardziej �mia�y, zapala� si� do niebezpiecze�stwa, zdawa� si� zazdro�ci� s�awy flibustjerom francuskim, prowadzi� te� wojn� cz�sto na w�asn� r�k� i tak, jak mu kaza�a fantazja. Na statku jego po dniach wyt�onego po�cigu panowa�y dnie s�odkiego lenistwa, kapela gra�a, a okr�t p�yn�� sobie jak chcia� po niebiesko- siwych falach Ba�tyku. Ale w towarzystwie swojem mia� m�odego przyjaciela, niejakiego Piotra Hellburga, z rodziny szlachty pomorskiej, od lutyckich ksi���t si� wywodz�cej, kt�ry namawia� go do wypraw coraz �mielszych. Porzucaj�c wybrze�e polskie i inflanckie, poci�gn�li pod Rewal w Estonji i tam kolejno, zanim si� wie�� roznios�a, jak ryby w sie� �owili statki handlowe moskiewskie. Zamkn�li tak dost�p do portu i byliby mo�e nawet wykonali napad na to miasto, po to tylko, by da� dow�d, �e nie l�kaj� si� �adnych niebezpiecze�stw, gdyby nie to, �e drog� powrotn� zast�pi� im okr�t korsarski moskiewski. Rzucili si� na przeciwnika, zmusili go do ucieczki z niema�ym obustronnej krwi przelewem, ale, �e nabrali ju� rozp�du, wi�c skierowali si� z powrotem wzd�u� wybrze�y pruskich, ku Gda�skowi. Pan Sierpinek, kupiec z pochodzenia, rozumuj�c wi�cej po kupiecku, rusza� na przedsi�wzi�cia jedynie pewne. Z tego jednak w�a�nie powodu uchyla�a mu si� wszelka wi�ksza zdobycz. Natomiast odznacza� si� wi�kszem okrucie�stwem i �atwo nieprzyjaci�mi zdobi� maszty, gdy na okr�cie broni�cym si� znalaz� kontraband�. Nie by�o w tem nic w owej epoce dziwnego, gdy� korsarze wiedzieli, �e w razie uj�cia czeka ich samych, jak zwyk�ych zb�jc�w, �ci�cie na placu publicznym. Ale co gorsza, oskar�ono go, �e rzuca� si� nawet na handlowe statki du�skie, wywo�uj�c s�uszne skargi zaprzyja�nionego z Rzeczypospolit� kr�la Fryderyka. Niebardzo wi�c trzyma� si� tamtych dw�ch wojownik�w kompanji. Teraz jednak, widz�c, �e wracaj� w s�awie, a z �upem o wiele od niego bogatszym, do��czy� si� do nich i razem stan�li u uj�cia Wis�y, w pobli�u Gda�ska, przy latarni. Do samych bulwark�w dojecha� nie mogli, gdy� p�ytki port nie dawa� dost�pu nawet sporszym okr�tom kupieckim. 5 Stan�y dwie wielkie nawy na tle pot�nego morza, uspokoi�y si� na kotwicy, ch�opcy stra�uj�cy zeszli z najwy�szego masztu, �agle na sznurach odpad�y, wiatr wydyma� tylko zostawione dla odznaki polskie bandery. Ju� za�oga gotowa�a si� do wyl�dowania, gdy przys�any pacho�ek miejski zwiastowa� przybycie rych�e burmistrza Klefelda. Klefeld by� r�wnocze�nie prze�o�onym kapr�w w my�l polityki kr�lewskiej, kt�ry obdarzaj�c go t� godno�ci�, spodziewa� si� pozyska� dla swych plan�w miasto. Mo�na stra�nica Wis�y jednak spogl�da�a na korsarzy niech�tnie. Przeszkadzali jej, kr�powali swobod� prowadzenia handlu z kim zechcia�a, nape�niali j� l�kiem, by pot�ga kr�lewska nad ni� nie wyros�a. Dlatego te� ku okr�tom nie ruszy� nikt z miejskich patrycjuszy, a sam burmistrz wyszed� naprzeciw nie uroczy�cie, ale w szatach codziennych, spe�niaj�c obowi�zek, by przyj�� sprawozdanie z wyprawy i upomnie� si� o dziesi�cin�, kt�ra wed�ug zwyczaj�w owych czas�w przynale�n� by�a w�adcy kraju. Natomiast za�ogi stoj�cych w porcie �aglowc�w du�skich, hanowerskich, angielskich, holenderskich nawet hiszpa�skich ruszy�y ciekawe, by zobaczy� cho� zdaleka nowych morskich przeciwnik�w. Za nimi �ci�gn�li i flisy polscy, kt�rzy z galarami pe�nemi zbo�a stali o tej porze licznie u uj�cia rzeki. Burmistrz nadszed�. Zaproszono go najpierw na okr�t pana W�sowicza, kt�ry przyj�� go w pancerzu cyzelowanym, berecie w�oskim z pi�rem, z czekanem za pasem, a wschodni� szabl� przy boku, go�cinny i zadowolony z siebie, �e mo�e zdobycz swoj� pokaza�. Za nim stan�a za�oga ca�a, wilki morskie i w��cz�gi, zbieranina ze wszystkich kraj�w, ale przecie� z Kaszub�w rodzimych przewag�. Stan�li, je��c si� gro�nie berdyszami, toporami i hakami do przeci�gania obcych okr�t�w, trzymaj�c w r�ce muszkiety, uzbrojeni nieregularnie, ale staraj�c si� zachowa� parad� wojskow�. Zaproszono tak�e i pana Sierpinka. Spojrza� burmistrz z zazdro�ci� na bogate �upy, kt�re cz�ciowo roz�o�ono na pok�adzie w�r�d dzia�. Z kupieck� ciekawo�ci� bra� do r�ki rzadkie futra, ko�paki, wschodnie materje, at�asy, srebrem tkane chresty i suknie jedwabne, a pr�cz tego le��c� pokotem bro�, muszkiety, samopa�y do�skie i pistolety, a nadto klejnot prawdziwy, z�ocist� moskiewsk� chor�giew z Bohorodyc�. � Nie mog� si� �ali� � che�pi� si� pan W�sowicz � na brak �upu. Zanim si� o nas wie�� rozesz�a bra� ich mo�na by�o �atwo. Nie zapomnia�em te� o swoim domu. Po drodze spotka�em okr�t, kt�ry wi�z� pe�no kafelek z Delft. Wy�o�� tam sobie niemi �ciany, jako teraz jest moda zagranic�. B�d� patrzy� na wymalowanych na nich ludzi morskich i budynki, i w staro�ci jeszcze przypomina� sobie b�d� dzieje tej podr�y... Jako� kafelki te zaj�y burmistrza, kt�ry zna� si� na sztuce. Wszak�e do tego Gda�ska, w kt�rym si� wychowa�, zwozili bogaci patrycjusze na budow� dom�w rze�b� kryty marmur z Florencji. Dlatego te� uwa�nie przyjrza� si� tym wyrobom i podziwiaj�c je, doda� jednak z odcieniem w�asnej pychy: � Pi�kne to, nie pi�kniejsze jednak od kominka, kt�ry mamy, wyrobiony na miejscu, w Dworzyszczu Artusowym. � Ma�o bo te� wyrob�w na �wiecie gda�skim r�wne... � odpar� grzecznie pan W�sowicz. � Mam tu jednak co� tak�e dla Waszej Mi�o�ci...�i prowadz�c go do jednej ze skrzy� wydoby� niepospolitej wagi �a�cuch z�oty. � A tu � dla kr�la Jegomo�ci... By� to kielich na wino p�garncowej obj�to�ci. Czar� wy��obion� z kryszta�u g�rnego podtrzymywa�a rze�biona z�ota podstawa. Przedstawia�a ona okr�t z�oty ze srebrnemi �aglami, bij�cy si� z falami morza. Z morza tego wychyla�y si� �piewaj�ce Syreny i Tryton, kt�ry w ustach wyd�tych r�g trzyma�. Kielich ten, ozdobiony drogiemi kamieniami, posiada� dla z�otnika wielk� cen�, ale wi�ksz� jeszcze jako dzie�o sztuki. Co wa�niejsze, na czarze by�y wyr�ni�te herby Szwecji. 6 � Jest to � ci�gn�� pan W�sowicz � dar kr�la Fryderyka dla cara Iwana za wystawienie pierwszych statk�w korsarskich. S�uszniej jest zatem, aby dar od nieprzyjaciela dla nieprzyjaciela spocz�� w skarbcu naszego �askawego kr�la Jegomo�ci. Datki te, po za dziesi�cin� zdawa�y si� rozpogadza� Klefelda. R�wnocze�nie gospodarz da� znak, zagrzmia�a muzyka i pocz�to prosi� go do sto�u: � Zanim b�dziemy pana naszego cz�� odbiera�, na co i jutro czas b�dzie, prosimy Wasz� Mi�o�� na w�grzyna. Puchary nasze nie b�d� r�wnie pi�kne, ze szk�a prostego, ale za to, jak nasze serce � obszerne. Burmistrz jednak, chmurny znowu, wym�wi� si�, bo kaza� ju� dla nich nagotowa� wieczerz� w domu. Wypiwszy wi�c w r�ce gospodarza kielich podanego sobie wina, uda� si� na pok�ad drugiego statku. Nie znalaz� tutaj r�wnie cennych rzeczy, le��cych, jak prawdziwa zdobycz, w obfito�ci i bez�adzie, ale pan Sierpinek mia� za to pe�ne skrzynie talar�w, przewa�nie ze sprzeda�y �upu, kt�ry si� do d�ugiego trzymania nie nadawa�. Poczem z obu statk�w wzi�li pacho�kowie skrzynki z podarunkami dla pani burmistrzowej, i tak udali si� razem obaj korsarze z burmistrzem, poprzedzani dla przepychu stra�� �o�nierzy okr�towych, do miasta. Zapad� ju� zmierzch, wi�c na statkach zapalono latarnie. R�wnocze�nie morze rozpocz�o si� silniej ko�ysa�, wi�c Klefeld mrukn�� tonem znawcy, bo wszak�e te wody przynios�y jego bogactwo i zna� je od dziecka: � Oho! idzie fala jesienna! Sz�a fala jesienna, pienista, rzucaj�ca bursztynem na brzegi i nios�a, gdzie wzrokiem obj��, szum pot�ny. Uderza�a o wybrze�a skaliste, sosnami kryte i zalewa�a d�ugie piask�w p�aszczyzny, obija�a si� o porty i strzelisto zbudowane miasta, porusza�a okr�ty wszech ziem i wszech narod�w, tutaj jednak, poni�ej uj�cia rzeki zaledwo ko�ysa�a stoj�ce statki. W zmierzchu wydawa�y si� kontury wielkiego grodu bardziej jeszcze chmurne i fantastyczne. Wtem z wie�y ratuszowej uderzy� zegar godzin� si�dm�. I oto naraz odezwa�a si� melodja dzwonk�w, melodja czarodziejska, d�wi�cz�ca pie�ni� i unosz�ca w za�wiaty fantazji harmonijnym brz�kiem mijaj�cej chwili. Nie prowadzi� burmistrz jednak korsarzy do ratusza, ani do Dworca Artusowego, ale podj�� ich prywatnie w domu swoim przy D�ugiej ulicy. Wok� na renesansowych gankach schodz�cych na ulic� pe�no by�o rodzin kupieckich, kt�re, korzystaj�c z ciep�ego dnia, poi�y si� �wie�em powietrzem i cisz� wieczoru. Gdzieniegdzie s�ycha� by�o lekkie pobrz�kiwanie muzyki. Burmistrza witano poufale, ale wsz�dzie g�osy milk�y, gdy dowiedziano si� jakich wiedzie go�ci. By�o to milczenie bardzo chmurne i niech�tne. Klefeld wprowadzi� towarzysz�w swoich na pierwsze pi�tro. By�a tam komnata jasno o�wiecona, wygodna, ze wspania�emi sprz�tami z d�bowego drzewa. Mia�y one swoj� tradycj� i wiek, bo na szafie by�o jasnym inkrustem na�o�one: �A. D. 1524�. Zaniesiono skrzynki do pani burmistrzowej. Stra� zostawiono na dole. Do komnaty weszli: dwudziestoletni, go�ow�sy syn Klefelda i szwagier jego Stumberg, za�ywny i pewny siebie miejski urz�dnik, by przeprosi�, �e pani na uczt� przyj�� nie mo�e, gdy� jest niezdrowa, ale �e dzi�kuje za podarki. W�sowicz i Sierpinek czuli si� nieco dotkni�ci, bo rozumieli, �e przerazi�a si� ich rzemios�a korsarzy. Niebardzo te� im dobrze by�o w tem towarzystwie. Zw�aszcza pana W�sowicza, kt�ry przywyk� na ucztach do ha�asu, kr�powa�a cisza, majestet sali i powaga gospodarza. Rozpogodzili si� rycerze nieco, gdy przyniesiono im w�dk� gda�sk� w szklannej flaszy ze s�awnego ju� handlu �Pod �ososiem� i gdy przed nimi ustawiono kielichy na w�grzyna. Uczta by�a dostatnia, z�o�ona z pieczonych czeczostek, �ubrzej pieczeni, dobrze skrusza�ej i biamek migda�owych. 7 Podpili te� ju� sobie dobrze i podjedli, ale mimo wszystko czuli si� dziwnie obco. Zapas humoru nie mia� si� gdzie uzewn�trzni�. Mieli wra�enie, �e m�ody Klefeld i Stumberg raczej boj� si� ich i szpieguj�, ani�eli bior� udzia� w zabawie. Pocz�o to dra�ni� nawet spokojnego wi�cej na poz�r, ale ambitnego i bardzo gwa�townego Sierpinka. Wieczerza ko�czy�a si�, gdy pod domem us�yszeli szcz�k broni i wymy�lanie sobie wzajemne czeladzi. Na pierwszy plan wybi�y si� dobrze rozwini�te g�osy ich pacho�k�w. Chcieli spieszy� z pomoc�, gdy stary Klefeld powstrzyma� ich: � Prosz� waszmo�ci�w pozosta�! Ja tu jestem, wszystko zaraz b�dzie w porz�dku. Zeszed�, a oni czekali niecierpliwie, imaj�c si� za or�e. Za chwil� wr�ci� zadowolony, zna�, �e mu wszystko posz�o po my�li. � Co si� sta�o? � spyta� W�sowicz. � Rzecz zwyk�a � odrzek� pan Klefeld. � Miejska stra� zasta�a przed moim domem ludzi uzbrojonych o porze, gdy nie wolno nikomu zatrzymywa� si� na ulicach. Pacho�kowie waszmo�� pan�w nie chcieli ust�pi�. St�d zgie�k. � Wasza Mi�o�� oddali�a wi�c stra�? � spyta� pan W�sowicz. � Odes�a�em �o�nierzy waszmo�� pan�w ku okr�tom i powiedzia�em, �e taka jest wola waszmo�ci�w. � I wasze� odes�a� nasz� asystencj�, stra� ludzi kr�lewskich?! � spyta�, bledn�c, pan Sierpinek. � Nie wiedzia�em, �e waszmo�ciom zrobi� tak� dywersj� � odpar� ch�odno burmistrz. Mog� za to wasze mi�o�cie odprowadzi� do okr�t�w sam i z miejsk� stra��. � Mog�e� Waszmo�� zrobi� dla nas wyj�tek od swoich miejskich praw. W ca�ej Rzeczypospolitej wolnoby nam by�o ze swoj� stra�� chodzi�. � Od praw naszego miasta natomiast nie ma ust�pstwa nawet dla kr�la jegomo�ci! � rzek� Stumberg, dot�d pos�pny i milcz�cy. � Wasze obra�asz kr�la! � krzykn�� pan W�sowicz, nadaj�c swej mowie umy�lnie ton ubli�aj�cy. � Zapomni o tem, gdy znowu poprosi miasto o po�yczk� na wojn�! � odpar� tamten. Na to pan W�sowicz, kt�rego podnieci�y �wie�e zaj�cia, uraza, gniew i wino, cisn�� na st� szklany kielich, t�uk�c go przed pochylon� twarz� Stumberga. Stumberg tch�rzliwie poblad�, lecz chcia� zwr�ci� si� ku niemu, gdy czujny burmistrz wstrzyma� go okrzykiem: � Zapominacie gdzie jeste�cie. Nie u mnie b�dziecie si� bili waszmo�ciowie! A W�sowicz, w kt�rym wezbra�a ca�a wzgarda z powodu tej nieszlacheckiej, milcz�cej uczty, wo�a�: � Znam was, zdrajcy! Szarpiecie si� nawet na imi� kr�lewskie. Czemu� to? Boicie si� o k�t sw�j i pierzyny. Kazano wam w roku zesz�ym uj�� w porcie sze�� okr�t�w szwedzkich, kt�re�cie w gar�ci mieli, a wy pozwolili�cie im odjecha� swobodnie. Kupczy� wam jeno a przedawa�, czartowi oddaliby�cie dusz� za pieni�dze. L�kacie si� do�o�y� troch� krwi i trudu do dobra Rzeczypospolitej, kt�ra was �ywi, a wszystko, aby talera nie straci�, swawole jednej nie uroni�. Prosicie nas na wieczerz�, a uczciwem s�owem do nas si� nie odezwiecie! Czekajcie tylko, a da B�g, stanie tu ca�a polska pot�ga na Ba�tyku. Ja jestem pierwszym, ale za mn� b�dzie dziesi�ciu innych. Co z wami stanie si�, gdy wtedy b�dziecie musieli je�dzi� ca�owa� r�k� kr�lewsk� i o �askawo�� j� prosi�!� Burmistrz stara� si� zwa�nionych pogodzi�. Ale panowie Sierpinek i W�sowicz nie chcieli ju� pozosta�. Zm�wili si� z Klefeldem na nazajutrz rano, pozostawili strwo�onych mieszczan, a sami poszli spa� na okr�cie. 8 Kiedy rozeszli si� wszyscy, burmistrz w pokoju swojej �ony, kt�ra oczekiwa�a go ju� le��c w ��ku, otwar� skrzynki z podarkami, a tocz�c przez palce l�ni�ce srebrnym po�yskiem sznurki pere� i korali, tak � razem zadowolony i niech�tny � prawi�: � Dobrze, �em odes�a� �o�nierzy tych hultaj�w. Obawia�em si� jakiej� burdy, wi�c zes�a�em im stra� miejsk� na karki. A oni si� tu zaraz w moim domu do korda brali! B�g mi�o�ciw, �e za wszystkie strapienia, kt�re mam z ich powodu, mnie pozosta� z�oty �a�cuch, a z tych pere� b�dzie pi�kny czepiec dla pani burmistrzowej. Musz� ja jednak tych pyszni�cych si� frejbajter�w przykr�ci�, by nadto nie wyro�li!... Panowie Sierpinek i W�sowicz wracali na statki dumni i pewni siebie, nie wiedz�c, �e dzi� by� dopiero wst�p do dramatu, kt�ry mia� odby� si� za trzy lata. Wyp�dzono w�wczas z miasta bezprawnie kapr�w, kilku �mierci� ukarano, a gawied� rozp�dzi�a budowniczych, stawiaj�cych pa�ac kr�lewski. Rozpocz�y si� d�ugie instygacje sejmowe, Klefelda razem z drugim Gda�szczaninem �piesz�cego na sejm, uwi�ziono i zamkni�to w wie�y na zamku w Piotrkowie, ale wypadki powstrzyma�y na razie, wbrew intencjom kr�la, stworzenie polskiej pot�gi na Ba�tyku. 9 II. Przyjaciel W�sowicza, Piotr Hellburg p�yn�� ju� w barce po morzu. W czasie, gdy towarzysz jego przyjmowa� burmistrza Klefelda, on wynaj�� ��d� w zatoce gda�skiej i odp�yn�� w z�otych blaskach zachodu. By� to m�ody cz�owiek w wieku lat dwudziestu kilku, smuk�y, cho� w ramionach, delj� teraz okrytych, barczysty, z twarz� szczup��, �mia�emi brwiami, o oczach ciemnych, bystro w dal zapatrzonych. Gasn�ce s�o�ce ton�o w morzu, nurzaj�c si� w blaskach b��kitu i czerwieni. R�wnocze�nie zerwa� si� silny wiatr, wi�c wyd�� tr�jk�tny �agiel �odzi i ni�s� j� szybko, jak sierpem rzuci�, przez fale. Przy sterze czuwa� stary Kaszuba, rodem ze wsi rybackiej u Helu. �yj�c jak inni z morskiego po�owu, podje�d�a� nieraz pod Gda�sk i czeka� na przyjezdnych. Powoli zmierzch�y blaski ostatnie, wysrebrza�y si� otch�anie, a na wielkiem zwierciadle przestrzeni odbija�y tylko kontury �odzi i dw�ch podr�nych. Milczeli obaj. Woko�o rozpocz�a si� ju� wieczorna, pot�na modlitwa fal. Ale nap�yw silniejszych z nich powstrzymywa� daleko p�wysep Helu, wi�c stary rybak �eglowa� bez trwogi, wiedz�c, �e na miejscu stanie przed p�noc�. Piotr Hellburg, korzystaj�c z ostatnich blask�w dnia, doby� jeszcze i przeczyta� list, kt�ry oczekiwa� go w Gda�sku od dw�ch miesi�cy u w�adz portowych. Zawiera� on zaproszenie do Rz�nej, niedaleko st�d le��cego maj�tku Jak�ba Wadzkiego, brata jego matki. By�a to zarazem pr�ba nawi�zania stosunk�w, od szeregu lat zerwanych. A poniewa� znu�y� si� ju� �yciem na okr�cie, zapragn�� sta�ego l�du i nieco samotno�ci, wi�c po�egna� si� z towarzyszem, kt�ry, rozstaj�c si� z nim niech�tnie,, przyobieca� odwiedzie go wkr�tce na wsi i przywie�� sam nale�ny mu dzia� ze zdobyczy. Piotr Hellburg czyta�: �Mnie wielce mi�y siestrzanie i panie bracie! Nie widzia�em wa�ci od wielu lat, gdy� przej�cia, jakie.by�y mi�dzy mn� i ojcem twoim, cho� maj�tno�ci nasze �Rz�na� i �Kamienne� nie by�y odleg�e, zda�y si� czyni� jednak mi�dzy nami przepa�� po�rodku. Dzi� pozosta�e� sam po skonie ojca i �wi�tej pami�ci siostry mojej, a swej macierzy. Ona gro��ca nam wszystkim �mier� zagl�dn�� wrychle mo�e i do mnie pod dach m�j, gdzie przed sze��dziesi�ciu pi�ciu laty sta�a moja kolebka. S�ysza�em, jako miejsca nie zagrzewasz, tylko, kr�lowi s�u��c, po bujnych falach �Oceani� fortun� lotn� gonisz. Nie wiem, by szlachcicowi godzi�o si� inaczej, jak galarem z w�asnem zbo�em na flis jecha�, tandem, �e czasy zmieniaj� si� i nasz pan tak chce, za z�e ci nie mam. Je�eli jednak �yczysz sobie otrzyma� moje b�ogos�awie�stwo, a w synu moim znale�� brata, je�liby� i w nocy przyby�, �cordialiter� ci� przywitamy. Nie zwlekaj jeno, aby ci� z�e go�cie nie przegoni�y. Zaczem ci� los�w i Boga �asce polecam. Tw�j wuj Jak�b�. M�ody rycerz zmru�y� oczy i wyobrazi� sobie przed sob� ros�� jak d�b posta� starego szlachcica. Stary wuj humanist� troch� by�, sk�ada� wiersze i lubi� mie� muzyk� wsz�dzie, wi�c stale ze sob� ch�opca ze skrzypcami wozi�. Ale ojciec Hellburga, przy wst�pie do panowania �askawie zapowiadaj�cego si� Zygmunta Augusta, jak wielu w�wczas ze szlachty i mieszczan polskich, przyst�pi� do Reformacji. Uczyni� to, jak si� zdawa�o, nie przez ferwor religijny, ale g��wnie przez przyja�� do wybitnych os�b, kt�re znalaz�y si� w jej obozie. W�wczas Wadzki by� u nich po raz ostatni. Kiedy wyje�d�a� wieczorem, p�aka�a matka, rodzic zamkn�� si� w swoim pokoju, a na drodze od dwora g�ucho zadzwoni�y podkowy. Nie za�agodzi� si� ju� sp�r od tej pory. Jak�b 10 nie przyjecha� te� p�niej na pogrzeb jego w lat dziesi�tek, cho� matka Hellburga, kt�ra pozosta�a przy katolicyzmie, uprosi�a jakiego� ksi�dza, kt�ry, modl�c si� za siebie i za zmar�ego, zw�oki trwo�nie pokropi�. Potem pochowano je prawie pokryjomu, krzy�em miejsce znacz�c, za sadem nieopodal domu. Corocznie na wiosn� synowska r�ka znosi�a na ten gr�b bia�e ga��zie jab�oni lub r�owe kwiecie wi�ni, a matka modli�a si� tam, kl�cz�c d�ugiemi godzinami, za zbawienie duszy grzesznika. Chmurne mia� dzieci�stwo Piotr, bo rado�� w nim z�ama�y k��tnie, gorycze i swary. Wychowany w niesnaskach religijnych, nosi� jednak w piersi wiar� czyst�, marzycielsk�, zagadnie� trudnych mimo mody czasu ma�o szukaj�c�. Kocha� przyrod�, lecz cho� czu� w duszy swojej skrzyd�a, kt�re mia�y zanie�� go wysoko, ma�o we w�asne przysz�e szcz�cie wierzy�. Wzr�s� bez towarzystwa m�odych, lecz wrychle wszystkich swoich preceptor�w przegoni�. Kocha� ksi�gi i lubi� je czyta� albo w wirydarzu na �awce pod drzewem osypanem li��mi i kwiatami, albo cho�by w zimie, w izbie dworu, ale przez okna w dalekie o�nie�one pola spogl�daj�c. Najch�tniej czyta� te, kt�re opowiada�y o dalekich krajach, fantastycznych ludach napotykanych, ptaku Feniksie i innych jeszcze cudach, podaj�c je za prawd� widzian�. By�a mi�dzy niemi ksi��ka, kt�r� poi� si� najch�tniej: g�o�ne na�wczas �Podr�e i przygody Aleksandra Wielkiego�. Czyta� je, cho� niebardzo w tre�� ich wierzy�, ale nikt nie m�wi� mu napewno, �e nie by�y prawd�. �wiat jest tak szeroki, a tak ma�o znany... Hej! kto wie co tam jeszcze by� mo�e! Wyszed� w owym czasie zakaz kr�lewski wyje�d�ania do niemieckich uniwersytet�w, a zw�aszcza do Wirtembergji z powodu szerz�cej si� tam�e nowej wiary. Matka Piotra, kt�ra l�ka�a si�, by syn nie wst�pi� w �lady ojca, wys�a�a go wi�c do Akademji Krakowskiej. Przybywszy na miejsce, wszed� tam po raz pierwszy w �ycie swoich r�wie�nik�w, kt�rzy wymieniali �mia�o idee, �yli po bursach i oddzielnie, bujnie i po renesansowemu swawolnie. Bra� udzia� w ich zabawach, o ile mu wrodzona duszy wysoko�� na nie pozwala�a. W �ycie jego pe�ne dot�d marzenia wesz�y weso�o�� i s�o�ce. Ale zabarwiony sceptycyzmem, nie wierzy� w tej swojej rado�ci trwa�o��. Dosz�a go istotnie wkr�tce wie�� o �mierci matki. Pozostawa� ju� na wsi, gospodaruj�c przez kilka lat pilnie, jako ju� szlachta pocz�a, a czego wymaga�a zreszt� maj�tno�� jego, jednowioskowa. �y� nieco odludnie i przyzwyczai� si� je�dzi� z rybakami na d�ugie po�owy na morze. S�ucha� ich powie�ci, kocha� burze i fale. N�ci�o go to, czego nie widzia�, skryte oddaleniem, w mg�ach horyzontu. Ale poniewa� mia� w sobie dusz� �mia�� i m�sk�, wi�c przysta� na statek, gdy dowiedzia� si�, �e pan W�sowicz szuka na towarzyszy i oficer�w szlachty braci. Okr�t pana W�sowicza zwa� si� �Centhaurus� W werbowaniu za�ogi dopom�g� im starosta gda�ski, kt�ry kr�lewsk� kies� potrz�sn�� i wrychle im na okr�t ca�� zbieranin� sprowadzi�. Byli tam pomniejsi kupczykowie, rybacy z pod Pucka i Helu, troch� drobnej szlachty, Angielczyk, dwaj Du�czycy z floty kr�lewskiej, pacho�kowie z Prus Ksi���cych, cz�� wytrawnych, a cz�� goni�ca za lekkim zarobkiem. Z�e j�zyki m�wi�y, jakoby pan W�sowicz przyjmowa� wprost wszystkie z�oczy�ce z wie�y wypuszczone. Wszystko zla�o si� jednak w jedn� ca�o��, skoro dow�dca wni�s� w to sw�j impet kawalerski. Zjednoczy�a ich ch�� zysku, a przeszkadza�o zmowie, �e jeden ba� si� drugiego. Piotr, jako szlachcic �posessionatus�, uczony i dzielny, sta� si� wkr�tce przyjacielem i druhem pana W�sowicza. W�a�ciciel �Centaura� czu� si� zreszt� dobrze po�r�d swojej ha�astry. Oto wreszcie on, szlachcic polski, nie mia� nikogo ponad sob�. Hetmani� sobie na okr�cie i prowadzi� wojn� z kim chcia�, jako, �e wi�cej spotyka�o si� po drodze nieprzyjaci� ni� przyjaci�. Sprawia� si� tak dobrze, �e pisa� o nim p�niej rymopis, opiewaj�c s�abym wierszem zas�ugi Zygmunta Augusta: 11 �I morscy rozb�jnicy odnie�li karanie Niejednego narodu: kt�rzy �eglowanie Niebezpieczne okr�tom do Gda�ska czynili, Bo w kr�tkim czasie srodze pora�eni byli. Zaczem Ba�tyckie morze spokojnem si� sta�o I m�stwa jego ludzi rycerskich dozna�o...� A jednak W�sowicz mia� w sobie wad� jedn�, cho� by� rycerzem o fantazji kr�lewi�cia, odwadze nieustraszonej i stworzonym poprostu by� na korsarza. Oto zanadto lubi� ucztowa�. �owi� ryby po drodze, sprowadza� inne produkty ze sta�ego l�du, i jak tylko m�g�, prosi� go�ci do siebie z brzegu na mi�d kowie�ski. Przedsi�wzi�cie rych�o te� posz�oby w niwecz, gdyby nie silna wola Piotra Hellburga. Nie przysta� on do korsarzy dla �upu, ani dla samej morskiej swawoli. Odpowiada�o to jedynie jego ��dzy znaczenia swojego szlaku w �wiecie, pragnieniu czynu, ale poza tem, skoro ju� wsiad� na okr�t, rwa�o go co� poprostu w �wiat, byle dalej. Nigdyby nie przesta�, nigdyby mu nie by�o dosy� daleko! Jecha�by a� hen! ku skandynawskim fiordom, ku dalekiej P�nocy, cho� wiedzia�, �e tam jako korsarza czeka�aby go �mier� niechybna. Zapala� si� do niebezpiecze�stwa. Upaja� si� groz� �mierci, gdy haki ju� po��czy�y dwa statki a czelad� bra�a si� za topory. Wrza�a mu wtedy krew i upaja� si� jego duch wojownika. Pochodz�c z rodziny rycerzy, namawia� W�sowicza na wyprawy coraz �mielsze. Rozpocz�li swoj� prac� od statku, kt�ry p�yn�� z w�asnego ich Gda�ska bez flagi w podejrzane strony. Kapitan zdo�a� im wyt�umaczy� si�, ale czuj�c, �e na� patrz�, zawr�ci� z drogi, bo wi�z� kontraband� w krainy skandynawskie. Mieli p�niej sposobno�� do schwytania szwedzkich pos��w, kt�rzy jechali do elektora, ale, �e by�o to blisko wybrze�a, wi�c statek ich ukry� si� w porcie ksi���cym. Chcieli go tam szuka�, ale port i statek pokaza�y dzia�a, a gdy pos�ali pos��w i skar�yli si� w dotkliwych s�owach na ho�downika najmi�o�ciwszego pana, komendant, dobrze, �e pos�a�c�w wypu�ci�, bo odrzek�, �e nic nie wie, jako kr�l polski ma swoich korsarzy. Z �alem wi�c w sercu i z uraz� do sprzymierze�ca urz�dzili ze zmartwienia uczt� na pok�adzie, gdy ch�opak z bocianiego gniazda obwie�ci� statek elektorski, wioz�cy �adunek zbo�a do Rzeszy. Schwycili go zatem, zbo�e wysypali do morza, a oficerowi polecili powiedzie� elektorowi, �e skoro nic nie wie o istnieniu kr�lewskich korsarzy, to oni nie b�d� si� k�opota� w zabieraniu mu, co im si� po drodze przygodzi. Nie wprowadzali tego jednak w czyn, ale pocz�li kr��y� pomi�dzy Szwecj� a Moskw�, w pobli�u Inflant. Tutaj dopiero zbierali g�sty �up, a Kawalerowie Mieczowi witali ich w kraju swoim go�cinnie. W�r�d tego spotka�o ich istotne niebezpiecze�stwo. Ko�o Rewalu, gdzie �upili statki kupieckie i nawet wysiedli na l�d pod miastem, ukaza� si� przed nimi pot�ny, o p�tora raza wi�kszy korsarski okr�t moskiewski. Zagrzmia�y dzia�a z obu stron. Kule podziurawi�y im �agle i bander�. Spodziewali si� walki na �mier� i �ycie, ale kule ich uczyni�y szcz�liwie otw�r w boku przeciwnika, kt�ry l�kaj�c si� zaton��, jak ongi okr�t szwedzki w Prusach Ksi���cych, ukry� si� w porcie. Wreszcie znudzi�a ich obu ta walka. Poznali wiele �wiata, statek na�adowali bogato, stali si� gro�nymi, wi�c postanowili odpocz��. Gdy przeje�d�ano ko�o Prus, przesy�ano im prowianty i pytano pokornie, cze go im potrzeba? Spotkali po drodze pana Sierpinka i razem przyjechali do Gda�ska. Tutaj Piotr otrzyma� sw�j list. Dzi� wuj stanowi� ostatnie ogniwo ��cz�ce go z rodzin�, wi�c nie mia� serca odpycha� podanej sobie r�ki. By� sam na �wiecie, rad wi�c wst�powa� w otwieraj�ce si� przed nim progi rodzinne. Mrok ju� zapad�. By�a wietrzna noc ksi�ycowa. Ksi�yc spogl�da� przez p�dz�ce chmury, a morze by�o mleczno-bia�e. 12 Piotr spyta� rybaka, kt�ry siedzia� milcz�c przy sterze �odzi: � Daleko jeszcze? � Ju� nie � odpar�, wskazuj�c brzegi, obok kt�rych si� snuli. � Piachy i sosny, jak tu wsz�dzie? � Nie � odpar�. � Po �anach pszenice si� z�oc�. � Ho! ho! � pomy�la� m�ody korsarz g�o�no.� To kraj zaczarowany. U mnie mo�na si� ledwo �yta doczeka�. A to co? � spyta�, wskazuj�c w ciemno�ci pot�n� grup� postaci fantastycznych. � To ska�y. Po niejednej �odzie drzewa by tu szuka� mo�na. � Brzeg niego�cinny � mrukn�� szlachcic. � Wnosz�c z listu, wuj m�j takim nie jest. Wysiedli z �odzi, i na brzeg j� wyci�gali. Kaszuba szed� i prowadzi�, nios�c tob� Hellburgowy. By�o tak jasno, �e nie zapala� latarni. Dw�r spa�... Kto inny niech�tnie mo�e by�by budzi� go w tej ciszy. Ale Hellburg, bywaj�c wiele po �wiecie, nabra� �mia�o�ci i swobody. Wiedzia�, �e kto nie zechce to nie wstanie, a po�piech jego t�umaczy�y s�owa wujowego listu. Weszli w alej� otwart�. Rzuci�y si� na nich szczekaj�ce psy, kt�re nie chcia�y ich pu�ci� i pr�no odgania� je stary Kaszuba, potrz�saj�c kijem i wo�aj�c: A tu�! a tu�! Harmider zbudzi� jednak nocnego str�a, kt�ry w psy wierz�c widocznie, rozci�gn�� si� pod jab�oni�. Odwo�a� je, zbli�y� si� z kijem pot�nym, ale widz�c go�cia, a za nim Kaszub� z tobo�em, zaraz do dworu ich prosi�. Ale Piotr przedstawi� si� sam: � Jestem Hellburg, siostrzan jegomo�ci. Zali pan wasz dobrze si� miewa i �yje jeszcze? � Z �aski Boskiej �ywie, cho� mu � dzisiaj trzy tygodnie � w�adz� nieco w nogach odj�o. Ale wes� pan i krzepki, go�ci rad widzi. Mamy ich ju� dw�ch dzisiaj, ale gotowy stoi jeszcze panie�ski pok�j go�cinny. Prosz� za mn�. � Panie�ski! � mrukn�� korsarz w k�opocie. � Chod� Wasza Mi�o��! u nas daje si� zawsze go�ci, gdzie jest miejsce, byle by�o wygodnie. Kaszub prze�pi si� na sianie, bo noc pi�kna, a za to nie obudzima s�u�by w czeladnej. � To� widz� �wiadomy jak na nocnego str�a!� rzek� Piotr, patrz�c na� bystro. � U nas wszyscy musz� wiedzie�... � odpar� str�, �wiec�c latarni�. Nie zostawiono jednak Hellburga na jego �asce, bo w tej chwili obudzona ha�asem wysun�a si� jaka� posta� m�ska, otulona dla po�piechu w p�aszcz futrzany, z pod kt�rego wygl�da�y go�e nogi. � Kto Waszmo�� jeste�? � spyta� przyby�y. Prosz� w dom... � Piotr Hellburg, siostrzan gospodarza. � Tomasz Wadzki. Witaj bracie! � i r�wnocze�nie nowoprzyby�y rozwar� jak m�g� ramiona i u�ciska� go�cia. � Skoro tak, to nie b�d� sobie z tob� robi� k�opotu i ubiera� si�. Spirydjonie! �wie� latarni�! � Rad ojciec ci b�dzie � m�wi�, prowadz�c go dalej. � Szcz�ciem, �e obudzi�em si�, cho� Spirydjon da�by sobie rady, bo u nas �atwiej w domu o go�cia, jak o z�odzieja. Psy dobrze strzeg�. A teraz � rzek�, prowadz�c go do pokoju � masz tu wszystko przygotowane, czego dla go�cia trzeba. �e to pok�j damski, wi�c nie masz zaraz przy ��ku butelczyny, ale Spirydjon ma klucz od �pi�arni i co chcesz, to ci przyniesie. A teraz u�ciskaj mnie i pozw�l, �e p�jd� si� wyspa�. Ramiona p�aszcza rozwar�y si� znowu, poczem Tomasz, zamykaj�c ju� z g�ry oczy, odszed�, a w pokoju pozosta� Piotr sam ze Spirydjonem. � Id� spa�! � rzek� do� Hellburg, zabawiony tem przyj�ciem. Spirydjon nie ust�pi�, tylko przyni�s� domowe zak�ski i flaszk� miodu. Poczem usun�� si�. Piotra otoczy�a cisza �pi�cego wok� domu. Psy szczekaj�ce zamilk�y... Przez otwarte okno wbieg�a do niego wo� kwiat�w. Po tylu podr�ach na morzu wyda�a mu si� cudown� ta noc w�r�d wiejskiego dworu. Usn�� i mia� jak marzenie pi�kne, ciche jak bajka, dobre i dziwnie wr�ce sny. 13 III. Przez otwory w okiennicach przegl�da�o ju� dawno poranne s�o�ce, gdy Piotr pocz�� si� zbiera�. Jak powinno by� w go�cinnym dworze, zaledwie w pokoju jego dostrze�ono ruch, przyniesiono mu rann� polewk� z wina, cukru, jaj i szafranu. Got�w by� zupe�nie i wi�za� pas, gdy otwar� na o�cie� skrzyd�a okiennic. I oto w ogrodzie przed sob� w altanie chmielowej pos�ysza� m�ody, d�wi�czny �miech niewie�ci. Nie mog�o to do niego odnosi� si�, bo zas�ania�y go wina i krzewy. Kto to by� mo�e? Wszak�e wuj nie mia� c�rki. Widocznie w go�cinie u niego by�a jaka� m�oda niewiasta? Nie zaprz�taj�c sobie tem g�owy, wyszed� na jej spotkanie do ogrodu. Musia� przej�� przez sie�, obwieszon� rogami �osi�w i jeleni. Ujrza� przed sob� sad, drzewa obci��one owocami, a w r�wnych kolonjach kwiaty �wie�e, r�e, tulipany, glicynje i tytonie, ruta i lawenda. Sn�� przyk�adano ogrodowi wiele starania, bo widzia� tam r�ne krzewy u nas rzadkie, sprowadzone z za morza. W ch�odniku na �awce czeka� na� wuj w towarzystwie t�giego Bernardyna i �ysego szlachcica, do�� milcz�cego i spogl�daj�cego z pode�ba. Byli to dwaj wczorajsi go�cie. Jeden dla gospodarza go�� mi�y � Bernardyn, a drugi � szlachcic do rodziny podr�uj�cy, kt�ry chcia� zajecha� do karczmy, wi�c godzi�o si� w dom go zaprosi�. Nie by�o tam ju� jednak wi�cej nikogo. Nie wsta� wuj z �awki, gdy� i tak ju�, gdy chodzi�, musiano go prowadzi�, ale jak wczoraj syn wyci�gn�� d�onie do Hellburga i pochylonego do swej ojcowskiej piersi przyci�gn�� serdecznie. S�abo�� i wiek wycisn�y znami� na jego barczystej postaci, ale z ust okolonych siwym w�sem i przymru�onych weso�o oczu tryska� humor, kt�rego nic znu�y� nie mog�o. Zaraz te� wys�a� Bernardyna ku znajomym miejscom w agre�cie, gdzie pod krzakiem sta�y kieliszki i ku porzeczkom, gdzie duma�a s�dziwa flaszka miodu. � Czekali�my Wa�ci � rzek� do siostrzana � ale� snad� znu�ony spa� mocno. Nie dziw zreszt�, bo dosta�e� pok�j, w kt�rym przebywa staro�cianka Sieniatycka, ile razy nas nawiedzi. Pi�kna to panienka i da B�g, narzeczona mojego syna. Pi�kna� ona, ojcze Bonifacy? � Pi�kna bo jest, ale sroga! � rzek� Bernardyn. � Co ksi�dz wygadujesz! jaka sroga? � Trapi tak okrutnie syna Waszej jegomo�ci, �e schnie jak szczypa, a staje si� niemow�, jak rura od barszczu. � Pij ksi�dz mi�d i chowaj sobie swoje �jowialitates�. Zwyk�e to rzeczy w takiej mi�o�ci, �e jedna strona schnie albo zgo�a obie. Dobrze zreszt�, �e go trzyma, bo ju� ch�opak zanadto w moje �lady wst�powa�. Prawda to, panie Korabiewski? �ysy szlachcic b�ysn�� okiem, spojrza� w szklenic�, poci�gn�� �yk i nic nie odpowiedzia�. Stary Wadzki spojrza� na niego z niech�ci�, zlekka splun�� mu za plecy i ci�gn�� dalej: � Tomasz wyjecha� rankiem konno i dlatego wa�ci przywita dopiero p�niej. Nie wyszed�em do ciebie wczoraj w nocy, bo mi widzisz w�adz� w nogach odj�o i cho� i�� mog�, ale na dw�ch s�ugach wsparty, i to z k�opotem. Nie spodziewa�em si� ciebie tak rych�e, albo ju� wcale nie, bo nie masz dla szlachcica nic zdradliwszego, jak g�adka bia�og�owa, albo podr� morska. Mieszkamy wszyscy z �aski Boskiej nad Ba�tykiem, jest tu u nas i statek niewielki nowy. bo stary u brzegu burza rozbi�a, ale przecie� wola�em zawsze je�dzi� konno, l�dem. Nie rwa�em si� do cudzych kraj�w, a dobra do�� mam z �askawo�ci Boskiej, bym jeszcze potrzebowa� za morze za niem goni�... � Wiedz�c te� o tem � rzek� Piotr � nie �mia�em wujowi jegomo�ci z podr�y �adnych wi�kszych dar�w przywozi�. Natomiast znaj�c jego zami�owanie do muzyki, postanowi�em 14 za �yczliwo�� jego da� mu dow�d swojej o nim pami�ci. Przywioz�em mu te� instrument, na kt�rym nieprzyjaciele nasi g�o�ne harmonje wyczyniaj�. � Co to przywioz�e� Waszmo��? � spyta� szlachcic, pomimowoli pe�en ciekawo�ci. � Musz� i�� do swego pokoju. Nie wzi��em tego z sob�, gdy� w jednej r�ce si� nie zmie�ci... � Id�cie� pom�c, ojcze Bonifacy! � rzek� starzec, kt�ry spodziewa� si� jakiego� �artu, ale poniewa� nad �ycie kocha� muzyk�, umiera� z niecierpliwo�ci. Piotr z Bernardynem odeszli, zaczem zaraz wr�cili, nios�c wielki sprz�t w kolorowe chusty zawini�ty. M�ody korsarz odda� go w r�ce Wadzkiego. � Nie wiem, �ali muzyka jego ucieszy ucho wuja jegomo�ci, ale jest to ob�j moskiewski tak silny, �e od wszystkich rog�w g�o�niejszy, a w�r�d burzy i zgie�ku fal s�ysze� go mo�na prawie na mil�. � Ob�j! � zdumia� si�, spogl�daj�c na instrument, wychylaj�cy si� z ukrycia pan Korabiewski. Stary szlachcic spr�bowa� gra�. Nie umia� jednak wydoby� �adnego d�wi�ku. W�wczas Piotr pokazuj�c, jak to nale�y czyni� nie ca�ym tchem, ale kunsztownie, zad�� tak silnie, �e szklanice zastrz�s�y si�, wuja unios�o a� na krze�le, a pan Korabiewski uczyni� r�k� znak krzy�a, jaki, b�d�c pobo�nym, czyni� w�r�d grzmot�w. � Dzi�kuj� ci, siostrzanie � rzek� ubawiony szlachcic. � Rozumiem, �e u�ywacie tego w s�u�bie morskiej, gdy trzeba czasem porozumie� si� daleko. B�d� m�g� pokazywa� go�ciom, na czem nieprzyjaciele nasi graj�. Zgad�e� moj� sk�onno�� i daj Bo�e, by�, odje�d�aj�c odemnie, nie powiedzia� czego innego. Zabawiali si� tak d�ugo opowiadaniem przyg�d, a� wreszcie ucichli. I oto przysz�y do nich z g��bi ogrodu lekkie d�wi�ki muzyki innej, weso�ej, a melancholijnej, kt�re wype�ni�y przestrze� ca��. Zdawa�o si�, jakby d�wi�cza�y li�cie i drzewa, s�ycha� by�o brz�ki pszcz� i lot drobnych much o skrzyd�ach b��kitnych, jaka� �wie�o�� wiosny nape�ni�a ten ogr�d, przepe�niony ju� bogactwem jesieni. � Kto to gra? � spyta� Hellburg. � Nie dziwi� si�, �e nie wiesz, m�j siostrze�cze! rzek� Wadzki. � Nie widzieli�my si� tyle lat! Mamy tu pann� w domu. �Ondyna�. Grywa rzadko, ale pi�kniej nawet od mego Czecha muzykanta, a jak pocznie muzykowa�, ogarnia nas wszystkich melancholja i t�sknota. Nie owe czarne, z�e smutki, ale takie, jakie id� ku nam od rozkwit�ych wi�ni, lub takie, kiedy w s�o�cu stoi sad pe�en grusz przed jesieni�. Stary jestem i chory, ale kiedy to s�ysz�, budzi si� we mnie krew i czuj� si� pe�nym si� i m�odo�ci. � Musz� ja dzieweczk� poprosi�, by zagra�a mi raz na sumie w ko�ciele � m�wi� my�l�cy zawsze o chwale Bo�ej Bernardyn. � �Qui cantat, bis orat�, a taka muzyka wi�cej jeszcze od �piewu warta. Muzyka sz�a dalej, ale zmieni�a si� i zrozumia� j� tylko Piotr. �piewa�a teraz jaki� sen jesienny, opowie�� o mi�o�ci odzyskanej i znowu straconej, o bia�em morzu w zimowej szacie zastyg�em w�r�d g�r lodowych, o g�rskich limbach, �wie�ych g�r powiewach i o t�sknocie wszystkich dusz za szcz�ciem. Nie wszyscy j� rozumieli. Ale wszyscy s�uchali w zamy�leniu. Nagle muzyka, kt�ra podesz�a ju� blisko, ucich�a. Stary Wadzki zawo�a�: � Ondyno! Z krzak�w jak kwiat wychyli�o si� dziewcz�, ubrane bia�o, powiewnie. W jej ubraniu by�o co� dziwnego, od innych odmiennego. By�a przystrojona w mod� w�osk� i mia�a r�kawy bufiaste, krzy� ko�o szyi, a na stopach aksamitne, bia�e pantofelki. Suknia jej by�a skromna, jak na dzie� powszedni, ale kibi� jej obejmowa� z�ocisty, w�ski pasek ze sztyletem. Na ramieniu, na ta�mie przewiesi�a lute�k�. 15 Mia�a oczy w�skie, zadumane, bladoniebieskie, du�e, gdy si� ku niebu podnios�y... Twarz bia��, w�osy jasne, r�ce g�adkie i delikatne. By�a pi�kna, ale uderza�a przedewszystkiem cudowno�ci�, jak�� odmienno�ci� od innych. Odznacza�o si� to w ruchach, w g�osie, w postaci. Stary Wadzki rzek�: � Panna ju� znasz pana Korabiewskiego. Oto m�j siostrzan imci Hellburg, kt�ry, jak wiesz, po morzu zb�jowa�. Spojrzeli na siebie, nic nie m�wi�c. Lecz stary szlachcic ci�gn�� dalej: � Id�cie si� przej��, a nas starych przy miodzie ostawcie! Hellburg nie da� si� prosi�. R�wnocze�nie zastanawia� si� jednak: � Kto ona jest? taka pi�kna i niezwyk�a. Nie s�ysza� nigdy, by wuj jego c�rk� posiada�. Wszystkie te my�li, z poczuciem czego� niezwyk�ego, b��ka�y mu si� w duszy. Ona odgad�a je. Patrzy�a na� u�miechni�ta. Ale nie pomog�a mu w niczem. Szli dalej. Wreszcie rzek�a: � Musia�e� Waszmo�� widzie� wiele dziw�w przyrody w podr�ach swoich? � Nie pi�kniejsze one jednak od naszych polskich brzeg�w � odpar�. � Poc� w takim razie je�dzi�? � spyta�a. � By nasyci� dusz� �ycia pragn�c�. Oto teraz tutaj jesie� szcz�liwa i bogata, a na Ba�tyku gotuj� si� burze, tem silniejsze, im dalej jest na P�noc. Ci�g�a rozmaito��... walka... nie�wiadomo��, czy si� jutra doczeka. Niepok�j si� ma jako �ycie, a spok�j � jako nagrod�. � Czyli taka wielka nagroda w spokoju? � Gdy w tym spokoju jest mi�o��, szcz�ciem on jest, cho� jest niepokojem. � Czyli: Waszmo�� wierzysz w mi�o��? � Nie wierz� w ni� w �yciu mojem. Z�e moce mi� nios�. Wol� podr�owa�. Gdyby nie by�a wojna, pojecha�bym statkiem swoim jeszcze daleko, a� za fiordy skandynawskie. � Niebezpiecznie tam je�dzi� � odpar�a. Czy Waszmo�� zna bajk� o tamtych krajach? � R�ne znam, kt�re s� sagi albo legendy, ale nie wiem, czy znam opowie�� Wa�panny. � M�wi�, �e jak na morzu bywaj� zwodnice, albo Syreny, tak samo takie zwodnice s� i na dalekiej P�nocy. S� �nie�nobia�e, urodzone z blask�w srebrnego miesi�ca, wywodz� podr�nego w dalekie �niegi, a� ginie tam z ch�odu i g�odu. St�d nikt z podr�nych, kt�rzy tam i�� spr�buj�, nie powraca. � Azali nie mo�na im si� obroni�? � spyta� Piotr. � Silne s� i oprze� im si� nikt nie mo�e. Szli dalej i milczeli przez chwil�. � A ludzie � spyta�a. � Jakich Waszmo�� ludzi spotyka�? � Najbiedniejsi s� ci, kt�rym wolno�� odebrano. Wi�cej jest takich, kt�rzy stworzeni s�, by s�ucha�, ale nie zawsze rz�dz� najlepsi. � A wa�� � spyta�a � na co jest stworzony? � Na to, by walczy� i szuka�. � Czego? � spyta�a. � Po�owy duszy, kt�ra ginie, nie mog�c doczeka� si� sn�w swoich spe�nienia. � W czem si� one sprawdzi� mog�? Na to odpar�, pr꿹c swoje m�odzie�cze ramiona: � Mo�e we w�adzy, mo�e w �mierci, mo�e w s�awie... Spodoba� jej si�. Ona zdumiewa�a go. Szuka� dot�d u kobiet dobroci sielskiej, s�odyczy z�otych �an�w i b�awatk�w. Tutaj spotyka� dziwczyn� m�od�, troch� sobie obc�, ale z piersi� siln�, nad czo�em z soko�em pi�rem. � Wa�� nie l�kasz si� �mierci? � spyta�a. � Nie! � odrzek�. � Lubi� jej zagl�da� w oczy. Zagl�da�em jej nieraz w czasie walk na morzu, ale ona ba�a si�. Uchodzi ona od tych, co jej si� nie l�kaj�. C� zreszt� ma czyni� m�ody szlachcic, dla kt�rego wojna jest matk� i od niej zale�y jego przysz�o��. 16 � Nie masz Wa�pan nikogo drogiego na �wiecie? � Sam jestem � odpar� smutnie. Przeszed�szy si� po ogrodzie, znale�li si� znowu przed dworem. Zastali tam kolask�, kt�r� kaza� sobie sprowadzi� pan Korabiewski. Ale stary Wadzki z synem, kt�ry ju� powr�ci�, nie mieli serca pu�ci� go�cia, chocia� by� im niemi�y. Stary Wadzki trzyma� go za po�� i wo�a�: � Nic to, dobrodzieju. Nie pu�cimy Wa�pana bez obiadu. Pan Korabiewski udawa� przez chwil� jeszcze, �e chce odjecha�, poczem machn�� r�k� i kaza� koniom zawraca� z powrotem. � Zobaczysz Wa�pan, �e zostanie tu teraz przez dwa tygodnie... � trapi� starego szlachcica Bernardyn, kt�ry z nimi sta� na ganku i skorzysta� z chwilowego odwr�cenia si� go�cia. � Wola nieba, a dopust Bo�y! Na czczo go jednak nie puszcz� � odpar� szlachcic, kt�ry kaza� si� ju� zawie�� do sto�u na krze�le tocz�cem si� na k�kach. Piotr z Tomaszem przywitali si� serdecznie. By�o mi�dzy nimi podobie�stwo rodzinne, cho� Tomasz by� silniej zbudowany i o dwa lata m�odszy. Mia� Hellburg i dla niego podarek, karabel� tureck� w jaszczur oprawn�. A kiedy Tomasz wymawia� si�, rzek�: � �atwiej mi to przysz�o ni� my�lisz, panie bracie. Nie sz�a ona tu prost� drog�, ale z�upion� by�a przez Moskali na Turkach, a na Moskalach przezemnie. Dobra wszelkiego do�� nawioz�em, by ca�y m�j dw�r ozdobi� i �ciany puste przystroi�. A mi�o�ci braterskiej potrzeba mi jako chleba powszedniego. Uca�owa� go za to Tomasz w oba policzki, gdy� mia� serce mi�kkie i �atwo topniej�ce, a ojciec, kt�ry to zobaczy�, klasn�� w r�ce i zawo�a�: � Widz�, i� s�usznie uczyni�em, prosz�c Waszmo�ci. Rodzina nasza rozesz�a si� po �wiecie, nie wiedzie� gdzie, niech�e si� trzymaj� ci, co zostali. Bola�em ja kiedy� nad tem, gdy posprzeczali�my si� z ojcem twoim. Wszelako wiesz, �e by�y potemu przyczyny, kt�rych usun�� si� nie da�o. Bola�a te� nad niemi i p�aka�a przez lat tyle matka wa�ci. B�g jednak strzeg�, �e w tobie nic z zasad rodzica nie zosta�o. Potem pocz�� wypytywa� go o stosunki maj�tkowe, s�siedztwo i odniesione w ostatniej wyprawie zwyci�stwa. Dziwi� si� kr�lowi, �e zapragn�� morskiej pot�gi i prawi�: � Gdyby to nasz najmi�o�ciwszy Zygmunt August mia� te miljony, kt�re wywioz�a z sob� kr�lowa Bona i zostawi�a w Neapolu, to m�g�by sobie pi�kn� flot� wystawi�. Tutaj spr�bowa� wtr�ci� si� ojciec Bonifacy i powiedzia�: � Ale gdyby te� zebra�a si� nasza szlachta, a ka�dy da�, mo�naby ma�ym wydatkiem utrzyma� nietylko flot�, ale wojsko najemne. Na to obruszy� si� pan Korabiewski, kt�ry dot�d siedzia� milcz�cy: � Niedoczekanie! � rzek�.� Wszystko na szlacht�! Niedo�� jej samej rzemios�o rycerskie sprawowa�, krew przelewa�, ziemi swej broni�, urz�dy nosi�, jeszcze podatku ��daj�. Dam ja, dam, gdy tylko Sejm uchwali, raz i drugi, skoro potrzeba kr�lowi jegomo�ci. Ale abym p�aci� co rok i przez to oprymowa� swoj� wolno�� z�ot�, na to si� nie zgodz�. Tu grzmotn�� pi�ci� w st�, a� szk�o zabrz�k�o. Tymczasem zaproszono ich do drugiej izby, gdzie ju� sta� przygotowany st� pod�u�ny, bia�ym obrusem przykryty. Ozdobiony by� serwisem srebrnym, w kt�rym miejsce najbardziej zaszczytne zajmowa� srebrny kosz na owoce, ozdobiony Or�em polskim. Przed obiadem obnoszono do r�k umycia mis� z wod� i r�cznik d�ugi, pi�knie haftowany. Sztu�ce, �y�ki i no�yki ka�dy mia� ze sob�, sk�d panowa�a wielka w nich rozmaito��. Niekt�re by�y bardzo pi�kne, jak przybory Ondyny o koralowej r�koje�ci. Piotr usiad� naprzeciwko swej towarzyszki z ogrodu, dalej jednak, ku ko�cowi sto�u, bo go�ci starszych wiekiem by�o wi�cej. Spogl�da� wi�c zdaleka na jej twarz i w�osy jasne, przyczem zauwa�y�, �e usta jej, rankiem blade, teraz zarumieni�y si� i nabra�y barwy szkar�atu. I ona rzuca�a czasem ku niemu wzrok, kt�ry niepokoi� go i zdawa� mu si� w sercu ogie� jaki� zapala�. Przez otwarte okno bieg� �wiergot i won ogrodu. 17 Stary Wadzki opowiada� anegdoty o ojcu Bonifacym: � Bo to, prosz� waszmo�ci�w, go�ci u siebie lubi, a daj�cych na klasztor nad �ycie kocha. Opowiem wam, przy jakiej pozna�em go sposobno�ci. Polowali�my raz we czterech w kniei na jelenie, wstali�my rano wcze�nie, by�o ju� na po�udnie. Ma�o tam co kt�ry do ust wzi��, widzimy, jedzie drog� ksi�dz Bernardyn. �Pozw�lcieno Waszmo�ciowie do mnie na obiad. Ko�ci� pi�kny, chuda fara, ale dla dobrodziej�w b�dzie indyk i dobre piwo st�d o p� godziny�. Nie bardzo nam by�o por�cznie tam jecha�, bo ju� jeden z nas obiad przygotowa�. Ale by�a mila, wi�c do ksi�dza bli�ej. A przytem ksi�dz serdeczny, a weso�y, zaprasza, �e ani mu odm�wi�. Jedziemy. Z p� godziny zrobi�o si� trzy, a gdy przyjechali�my, furt� otwarto, wybieg� naprzeciw nam brat kanafarz. Pyta si� ojciec Bonifacy: � Jest obiad? � Niema � m�wi brat kanafarz. � Niema? � a gdzie� indyk? � Indyka w nocy kuna zjad�a, wi�c uprosili�my sobie rybk� ze dworu, ale �e bracia byli g�odni, a ojca nie by�o wida�, wi�c nawet o�ci nie zosta�y. Musieli�my jak niepyszni jecha� z powrotem. Ale pojecha� z nami ju� i ojciec Bonifacy, kt�ry wzi�� z sob� dwie butelki na drog� i dwa wie�ce obwarzank�w. Take�my z jego go�cinno�ci obiadu do wieczora nie jedli. Stropi� si� ojciec Bernardyn, ale pocieszy� go zaraz Wadzki, m�wi�c, �e przez jego �jovialitates� wcale g�odu nie poczuli. Sna� s�usznie m�wi�, �e �pokarm jest w s�owie Bo�em�. Pan Korabiewski, kt�ry wysili� si�, by przem�wi� w obronie z�otej wolno�ci, spo�ywa� teraz nieustannie i co si� da�o, ale w skupieniu ducha i milczeniu. S�owem zachowywa� si� jak ten, o kt�rym m�wi�a wsp�czesna piosenka: �Siedzi sobie niby k�, Patrzy tylko milcz�c w st�, Pcha na �rodek swe talerze, Tobie daj�, a on bierze...� Wreszcie wstali od sto�u. W czasie obiadu przygrywa� im Czech, nadworny starego szlachcica lutnista. Przy winie pocz�y si� ju� piosenki, a potem po�egnania, bo pan Korabiewski, mimo przypuszcze�, jednak odje�d�a�. Zajecha�a czw�rka brz�cz�c chom�tami, prowadz�c wyszarzan� mocno przez drogi kolebk� i go�� obca�owa� wszystkich � i �pi�cy, jako �e du�o zjad� i wypi�, pomkn�� ku dalszym swoim losom, �egnany s�owami: � Niechaj B�g prowadzi! M�odzi we troje wyszli przed dom. W�wczas Tomasz do Hellburga rzek�: � Nie widzia�e� jeszcze naszej maj�tno�ci. Chod�! p�jdziemy we troje na czaple. � Mamy i soko�a � odpar�. � Ale my p�jdziemy z kusz�. � Dobrze � powiedzia� Piotr, nie dziwi�c si�, bo �uki by�y jeszcze dosy� w zwyczaju. � Pozw�lcie mi tylko wa�panowie przybra� inne szaty � rzek�a panna � poczem p�jdziemy razem. Chcia� Hellburg skorzysta� z chwili i spyta� swego wujecznego: kim i sk�d jest Ondyna, ale ten pocz�� mu zaraz opowiada� o swojej staro�ciance Sieniatyckiej, nie przypuszczaj�c, by, chocia� on jej nie zna, co innego mog�o go zajmowa�. Widocznie Tomasz i Ondyna przywykli patrze� na siebie, jak na brata i siostr�. Tomasz by� zreszt� za prosty, za zwyk�y dla niej, ona wi�cej by�a marzycielsk� i fantastyczn�. Nie chcia� Piotr przeszkadza� mu w temacie, kt�ry go tak zajmowa�. Dowiedzia� si�, �e staro�cianka jest ciemnow�os�, �redniego wzrostu, ale bardzo �yw� i dowcipn�, lekko wa��c� sobie serce ludzkie. Jest gryma�n� i uwa�a si� za zm�czon�, jad�c nawet kolebk�. Ale po za 18 tem, nie m�wi�c o stosunkach rodzinnych i fortunie, posiada tyle cn�t, tyle zacno�ci najr�niejszych, �e Tomasz mi�knie w jej r�kach jak wosk i wog�le nie wie, co si� z nim dzieje. Tymczasem towarzyszka ich powr�ci�a otulona w p�aszczyk lekki i w czapce z kit� na g�owie. W�wczas po raz pierwszy Piotrowi si� wyda�o, �e w zarysowanych jej s�odko ustach �pi jaki� nieugi�ty wyraz stanowczo�ci. Wog�le ca�a wyda�a mu si� muzyk�, ale nie umia� zda� sobie sprawy z wra�enia, kt�re, nie wywo�uj�c w nim jeszcze mi�o�ci, budzi�o ju� niepok�j. Po za dworem, w pobli�u folwarku by� staw. Wznosi�o si� nad nim wzg�rze, przez olsze pokryte. Ujrzeli nad niem czaple ko�uj�ce. Podeszli le�n� �cie�k�, gdzie sta� samotny, stary d�b i skradali si� ku niemu cicho, bo ujrzeli, �e na nim ptaki usiad�y. Poda� Tomasz Ondynie kusz�: � Chcesz? � spyta�. � Nie! � odrzek�a, nie przyjmuj�c, � wszak wiesz, �e nigdy czapli nie zabijam. Nagle dzikie go��bie, kt�re nieraz z czaplami razem chodz�, zerwa�y si� czujne pierwsze, bo dostrzeg�y nieprzyjaciela. Ale Tomasz zdj�� ju� t�oczony sajdak ze sk�ry i strza�a le�a�a w kuszy. Sprawna ci�ciwa wybieg�a szybko, w oczach ledwo widoczna i jedna ze wznosz�cych si� ju� czapli wyda�a krzyk, zgi�a szyj� i w niedalekiej przestrzeni od nich w d� upad�a. Rzuci� si� ku niej chart, kt�ry by� z nimi, ale w tej chwili dopad� j� Tomasz, i wyrywaj�c jej czub pi�r, najpi�kniejsze zatkn�� przy czapce Ondyny. Biedna czapla le�a�a u ich st�p, w bieli swoich pi�r, zbroczona krwi� i martwa. Ale wnet mia�o zgasn�� inne tak�e �ycie. Ondyna wysun�a r�k�, by wzi�� kusz� od Tomasza... Nad g�owami ich wysoko uk