7962

Szczegóły
Tytuł 7962
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7962 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7962 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7962 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Peter Mayle Dobry rok A good year Prze�o�y�a: Hanna Pasierska Pr�szy�ski i S-ka Dla Jennie oraz wszystkich, kt�rzy trudz� si� w winnicach Francji, by przemieni� winne grona w nektar Nota Autora Jest to utw�r literacki. Postaci, jak r�wnie� ich nazwiska, zosta�y wymy�lone i nie maj� nic wsp�lnego z realnym �wiatem. Mi�dzy wierszami jednak�e napomykam o kilku naprawd� istniej�cych osobach. Za decyduj�cy wk�ad w powstanie tej ksi��ki chcia�bym podzi�kowa� Ridleyowi Scottowi; gdyby nie jego nos do dobrych opowie�ci, chyba nie zabra�bym si� do pisania. Mia�em r�wnie� ogromne szcz�cie zasi�gn�� fachowych porad natury alkoholowej u Allena Chevaliera z Luberon oraz Anthony�ego Bartona z Medoc. Praca z Allie Collins jak zawsze by�a ogromn� przyjemno�ci�. Mille mercis � tous. 1 W Londynie by�a pe�nia lata i kiedy Max Skinner wbiega� przez Rutland Gate do Hyde Parku, krople deszczu zdawa�y mu si� niemal ciep�e. Ruszy� krzywizn� Serpentine, a tymczasem sylwetki innych osobnik�w zdecydowanych pocierpie� przed �niadaniem pojawia�y si� i znika�y w mroku przed�witu - twarze l�ni�ce od deszczu i potu, ruch znaczony wilgotnym plaskaniem st�p na �cie�ce. Pogoda zniech�ci�a wszystkich pr�cz najwytrwalszych biegaczy. By�o zbyt mokro dla podskakuj�cych niczym pi�ki dziewcz�t o r�anych policzkach, przynosz�cych niekiedy Maxowi chwile po��danego zapomnienia. Zbyt mokro dla miejscowego ekshibicjonisty czuwaj�cego zwykle na posterunku w krzakach obok estrady - z lubie�nym u�miechem i prochowcem w gotowo�ci. Zbyt mokro nawet dla pary Jack�w russell�w, kt�rych ulubion� rozrywk� by�o rzucanie si� na przemykaj�ce obok nogi, gdy tymczasem zaambarasowany w�a�ciciel ps�w wl�k� si� w tyle ci�kim krokiem, bezg�o�nie mamrocz�c przeprosiny. Zbyt mokro, a zapewne te� za wcze�nie. Max ostatnimi czasy zjawia� si� w biurze p�no, cz�sto dopiero o si�dmej trzydzie�ci, na co Amis, jego szef i nemezis, patrzy� niech�tnym okiem. Tego dnia b�dzie inaczej, obieca� sobie Max. Zjawi si� pierwszy i zadba, by ten �a�osny palant go zauwa�y�. To by� najwi�kszy problem w �yciu zawodowym Maxa: lubi� prac�, lecz nie znosi� swoich wsp�pracownik�w, szczeg�lnie za� Amisa. Zawr�ci� na szczycie Serpentine i ruszy� z powrotem w kierunku Albert Memorial, my�l�c o czekaj�cym go dniu. Istnia�a pewna transakcja, kt�r� dopieszcza� od miesi�cy; interes maj�cy mu przynie�� prowizj� na tyle du��, by zdo�a� zap�aci� swemu niesko�czenie cierpliwemu krawcowi oraz, co znacznie wa�niejsze, uwolni� si� od nagabywa� banku. Okazjonalne pomruki niezadowolenia wywo�ane rozmiarami debetu zmieni�y si� w listy pe�ne coraz wyra�niejszych pogr�ek, kt�re przypomina�y Maxowi wci�� od nowa, �e jak dot�d rok nie jest udany. Lecz to si� zmieni, na pewno. Czuj�c przyp�yw optymizmu, przebieg� Rutland Gate, przy wej�ciu otrz�sn�� si� niczym pies i wszed� do georgia�skiego domu ze stiukowym frontonem, kt�ry developer wypatroszy� i przerobi� na co�, co nazywa� niezwykle atrakcyjnymi apartamentami dla kadry kierowniczej. Portier, gnom o pergaminowej cerze mieszka�ca podziemi, podni�s� wzrok znad odkurzacza i mlasn�� z niesmakiem na widok mokrego szlaku, jaki Max zostawi� za sob� na dywanie. - Wp�dzi mnie pan do grobu, s�owo daj�. Niech pan tylko spojrzy, ile b�ocka pan rozni�s� po moim axminsterze. - Przepraszam, Bert. Ci�gle zapominam zdj�� buty przed wej�ciem. Portier prychn��. Taka wymiana zda� powtarza�a si� za ka�dym razem, gdy pada�o, i zawsze ko�czy�a si� tym samym pytaniem. Bert nale�a� do gorliwych admirator�w gie�dy i marzy�, �e wzbogaci si� kiedy� dzi�ki nielegalnie zdobytym informacjom. - I co, da mi pan dzisiaj jak�� dobr� rad�? Max przystan�� przy drzwiach windy, po�o�y� palec na ustach, po czym szepn��: - Kupowa� tanio, sprzedawa� drogo. Nie powtarzaj nikomu. Bert pokr�ci� g�ow�. Bezczelny smarkacz. Z drugiej strony Max jeden w ca�ym domu pami�ta� o urodzinach portiera, u�wietniaj�c je butelk� szkockiej, zawsze te� z okazji �wi�t wr�cza� mu przyjemnie wypchan� kopert�. W sumie porz�dny ch�opak, my�la� Bert, wodz�c tam i z powrotem ssawk� odkurzacza po �ladach b�ota. Apartament Maxa na drugim pi�trze znajdowa� si� permanentnie w trakcie urz�dzania, czy te� - jak to uj�� jeden z jego przyjaci�, licz�c na lukratywne zlecenie - przypomina� niedoko�czon� symfoni�. Obecnie by�o to miejsce u�ywane do spania i w�a�ciwie niczego wi�cej. Na wyposa�enie sk�ada�y si� dwa dobre wsp�czesne obrazy oparte o �cian�, kilka kanciastych, awangardowych mebli, zakurzony i nieszcz�liwy z wygl�du fikus oraz bateria sprz�tu stereo i wideo. Cho� Max mieszka� tu od ponad dw�ch lat, jakim� cudem uda�o mu si� nie nada� wn�trzu �adnych osobistych akcent�w, je�li nie liczy� le��cego w k�cie niewielkiego stosu but�w do biegania. Wszed� do male�kiej, nieu�ywanej kuchni, otworzy� lod�wk� - pust� z wyj�tkiem butelki w�dki i kartonu soku pomara�czowego - i zabra� ten ostatni ze sob� do �azienki. Gor�ca woda i zimny sok. Prysznic po przebie�ce stanowi� codzienn� nagrod� za jeden z nielicznych zdrowych nawyk�w. Max pracowa� zbyt ci�ko, jada� nieregularnie, jak maj� w zwyczaju kawalerowie, nie dosypia� i z pewno�ci� wypija� tygodniowo wi�cej ni� pi�� jednostek alkoholu, na kt�re ob�udnie zezwala� firmowy lekarz. Biega� za to, i by� m�ody. Do czterdziestki zosta�o mu jeszcze par� lat, a wtedy, powtarza� sobie, uporz�dkuje swoje �ycie i finanse, b�dzie got�w si� ustatkowa� i - kto wie - mo�e kolejny raz spr�buje wst�pi� w �wi�ty zwi�zek ma��e�ski. Przyjrza� si� w�asnemu odbiciu w lusterku do golenia. Niebieskie oczy, tylko odrobin� przekrwione; ciemnobr�zowe w�osy ostrzy�one kr�tko zgodnie z ostatni� mod�; elastyczna sk�ra opinaj�ca wydatne ko�ci policzkowe. Jak dotychczas, brak widocznych obwis�o�ci czy zmarszczek. Mog�o by� gorzej, pomy�la�, przest�puj�c przez le��cy na pod�odze mokry r�cznik i rozrzucone cz�ci stroju do biegania. Pi�� minut p�niej got�w by� rusza� na podb�j �wiata finans�w, w uniformie i rynsztunku m�odego rekina finansjery: ciemny garnitur, ciemnob��kitna koszula, ciemny krawat, wielki zegarek zaprojektowany z my�l� o nurkach cierpi�cych na obsesj� punktualno�ci, kom�rka i kluczyki do wozu w zasi�gu r�ki. Skulony przebieg� poprzez deszcz do obowi�zkowego czarnego bmw i ruszy� do City, gdzie tego dnia, nie mia� w�tpliwo�ci, d�ugo oczekiwana transakcja dojdzie do skutku. A potem prowizja. Umebluje do ko�ca mieszkanie, wynajmie gosposi�, by je utrzymywa�a w nienagannej czysto�ci, we�mie par� dni wolnego i pojedzie na po�udnie do Saint-Tropez, zanim wszystkie dziewczyny zd��� wr�ci� do Pary�a. Nawet prognoza pogody w radiu - przelotne opady, a nast�pnie powa�niejsze ulewy z mo�liwo�ci� gradu - nie zepsu�a mu humoru. To b�dzie dobry dzie�. O tak wczesnej porze dwadzie�cia minut powinno wystarczy� a� nadto na dotarcie do biur firmy Lawton Brothers. Znajdowa�y si� one na bli�szym kra�cu Threadneedle Street: ��eby nie trzeba by�o daleko chodzi� do Bank of England�, jak lubi� powtarza� potencjalnym klientom starszy z braci Lawton�w. Za�o�ona pod koniec lat osiemdziesi�tych firma rozkwit�a jak wiele innych w ci�gu nast�pnej dekady, dokonuj�c fuzji i przej��, lawiruj�c i robi�c uniki oraz zyskuj�c sobie reputacj� brutalnego �upie�cy aktyw�w - za pomoc� kt�rego to okre�lenia mniej drapie�ni i bardziej etyczni rywale wyra�ali swoj� zawi��. Obecnie w prasie finansowej opisywano j� cz�sto jako modelowy przyk�ad twardego, skutecznego zarz�dzania sprawdzaj�cego si� doskonale w ci�kich czasach. M�odzi ludzie, kt�rzy przetrwali kilka lat u Lawton�w, potrafili przetrwa� wsz�dzie. Kom�rka Maxa zadzwoni�a, kiedy zje�d�a� z Ludgate Hill. Dochodzi�a sz�sta trzydzie�ci. - Bierzemy sobie wolny ranek, co? - us�ysza� g�os Amisa, nosowy i napastliwy. Szef nie czeka� na odpowied�. - Musimy pogada�. Zobaczymy, czy zdo�asz tu dotrze� do po�udnia. Tracy da ci zna�, w kt�rej restauracji. To tyle, je�li chodzi o m�j dobry dzie�, pomy�la� Max. Co prawda, je�li mia� by� ze sob� szczery, �aden dzie�, w kt�rym ogl�da� Amisa, nie by� do ko�ca dobry. Poczuli do siebie wzajemn� niech�� w chwili, gdy zobaczyli si� po raz pierwszy. Amis przyby� kierowa� londy�skim biurem wprost z Nowego Jorku, gdzie sp�dzi� trzy lata. Jak cz�sto si� zdarza w Anglii, na ich wzajemnych stosunkach od samego pocz�tku zaci��y� spos�b m�wienia. Ich akcent. Max by� produktem drugorz�dnej szko�y prywatnej i dorasta� po�r�d wzg�rz hrabstwa Surrey, otoczony zieleni� i komfortem klasy �redniej. Amis urodzi� si� i wychowa� na ponurych przedmie�ciach po�udniowego Londynu, ani zielonych, ani komfortowych. W istocie dorastali w miejscach oddalonych od siebie nie wi�cej ni� trzydzie�ci kilometr�w, lecz r�wnie dobrze mog�oby ich dzieli� trzydzie�ci tysi�cy. Max lubi� my�le�, �e nie ma w sobie ani odrobiny snobizmu. Amis lubi� my�le�, �e wcale nie czepia si� wszystkich wok�. Obaj si� mylili. Zarazem jednak ka�dy z nich �ywi� niech�tny szacunek dla kompetencji drugiego, wi�c - cho� z trudem - tolerowali si� wzajemnie. Parkuj�c bmw na wyznaczonym miejscu w podziemnym gara�u, Max pr�bowa� odgadn�� pow�d dzisiejszego spotkania. Lunch u Lawton�w mia� zwykle posta� kanapki poch�anianej przy w�asnym biurku z oczyma wlepionymi w monitor. Tylko ofermy jadaj� lunch, mawia� Amis, kt�ry podchwyci� to powiedzonko w Nowym Jorku. A mimo to zaprasza� Maxa na prawdziwy lunch, z u�yciem widelca i no�a - lunch dla oferm - do restauracji. Dziwne. Max wci�� jeszcze �ama� sobie nad tym g�ow�, gdy wychodzi� z windy i szed� wzd�u� rz�d�w �cianek do w�asnej zagr�dki. Lawtonowie wynajmowali ca�e pi�tro klocka ze szk�a i betonu. Pomijaj�c mahoniowo-sk�rzany przepych wielkiego biura dzielonego przez braci, wn�trze zaprojektowano tak, by oddawa�o ducha firmy: �adnych ozd�bek, �adnych akcent�w estetycznych. To by�a fabryka, gdzie wytwarzano pieni�dze, dominowa�a wi�c surowo��. Lawtonowie mieli w zwyczaju zabiera� klient�w na obch�d maszynowni, jak j� nazywali, by im pokaza� za�og� przy pracy. �Oto i oni, czterdzie�ci najlepszych biznesowych m�zg�w, jakie mo�na znale�� w City. I ka�dy z nich my�li o pa�skich problemach�. Nie zadowalaj�c si� wcze�niejszym telefonem, Amis przys�a� Maxowi e-mail z napomnieniem, by si� nie sp�ni�. Max oderwa� wzrok od monitora i zerkn�� w stron� przeszklonego naro�nego pokoju, gdzie zwykle mo�na by�o zobaczy� szefa przechadzaj�cego si� tam i z powrotem ze s�uchawk� przyklejon� do ucha. Tego dnia jednak biuro wygl�da�o na puste. Palant nad palanty pewnie je �niadanie w jakim� barze, pomy�la� Max, albo bierze lekcj� wymowy. Powiesi� marynark� i zabra� si� do pracy, ostatni raz obliczaj�c warto�� TransAx i Richardson Bell, dw�ch firm, kt�rych wdzi�ki chcia� zareklamowa� jednemu z wa�niejszych klient�w Lawton�w. Gdyby transakcja dosz�a do skutku, prowizja Maxa, jak wyliczy�, wynios�aby znacznie wi�cej ni� roczne zarobki premiera. Sprawdza� wci�� od nowa i za ka�dym razem wszystko si� zgadza�o. Nareszcie mo�e zaprezentowa� spraw� braciom. Powinni w ni� wej��, dzi�ki czemu stanie si� o sze�� cyfr bogatszy. Odchyli� si� na krze�le, przeci�gn�� i zerkn�� na zegarek. Min�a dwunasta, a on nie ma poj�cia, gdzie powinien si� stawi� na lunch, u�wiadomi� sobie nagle. Skierowa� si� do miejsca, gdzie Tracy, energiczna i pulchna m�oda kobieta, pe�ni�a stra� przed naro�nym biurem. Ostatnio awansowa�a z sekretarki Amisa na jego osobist� asystentk� (jak g�osi�a biurowa plotka, by� to bezpo�redni skutek romantycznego weekendu sp�dzonego z szefem w Pary�u). Niestety, skok w hierarchii �le na ni� wp�yn��, sprawiaj�c, �e sta�a si� zarozumia�a i wynios�a. Max przysiad� na brzegu biurka i ruchem g�owy wskaza� pusty pok�j szefa. - Nadal jestem z nim um�wiony na lunch, czy te� nie ma czasu, bo sieje spustoszenie na gie�dzie? Kobieta spojrza�a na niego, jakby mu chcia�a wlepi� mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu. - Pan Amis spotka si� z tob� w Leadenhall Cellars. Punktualnie o dwunastej trzydzie�ci. Masz si� nie sp�ni�. Max uni�s� brwi. Cellars, gdzie niegdy� mie�ci�y si� sk�ady dawnego targowiska Leadenhall, przerobiono na elegancki wine bar, w kt�rym m�odzi brutale z City umawiali si� na m�skie lunche - p�aty krwistego mi�sa i ser stilton - popijali nieprzyzwoicie drogi claret lub zbierali si�y do wyzwa� popo�udnia, pokrzepiaj�c si� portwajnem, ciesz�cym si� z�� s�aw� niezwykle mocnego trunku. Mimo nagich ceglanych �cian i trocin rozsypanych na pod�odze by�a to jedna z najdro�szych restauracji w City. - Naruszy� oszcz�dno�ci, co? - skomentowa� Max. - Wiesz przypadkiem, o co w tym chodzi? Spu�ci�a wzrok na biurko i prze�o�y�a jakie� papiery. - Nie mam poj�cia - odpar�a. Lekcewa��cy ton jej g�osu wyda� mu si� nieprzekonuj�cy i - doszed� do wniosku - dra�ni�cy. - Tracy, jest jedna rzecz, o kt�r� strasznie chcia�em ci� zapyta�. Popatrzy�a na niego. - Jak by�o w Pary�u? A wi�c to prawda. Pozostawi� j� w p�sach i wr�ci� do siebie po marynark� oraz parasol, przygotowuj�c si� do biegu w deszczu na Leadenhall Street. W bramie zawaha� si� moment, nim zanurkowa� w g�szcz wielkich parasoli golfowych - niezb�dnego gad�etu tego lata - kt�re wyros�y wsz�dzie niczym barwne grzyby, tarasuj�c chodniki i hamuj�c ruch. Wygl�da�o na to, �e nie uniknie sp�nienia. Kiedy przyby� do zat�oczonej sklepionej sali, zasta� Amisa ju� przy stoliku z kom�rk� przy uchu. W czasach gdy obraca� si� w�r�d mo�nych tego �wiata na Wall Street, Amis przej�� ich krzykliwy styl ubierania - koszula w agresywne paski, bia�y ko�nierzyk, czerwone szelki, krawat z wizerunkami byk�w i nied�wiedzi - oraz sk�onno�� do efekciarskich ozd�bek, kt�re k��ci�y si� z jego zaci�t� twarz� o w�skich wargach i w�osami ostrzy�onymi jak u skaza�ca. Cokolwiek na siebie w�o�y�, i tak wygl�da� jak bandyta. By� jednak geniuszem w interesach i za to kochali go bracia Lawton. Sko�czy� rozmow� i ostentacyjnie spojrza� na zegarek - z�oty i jeszcze wi�kszy ni� czasomierz Maxa, z tarcz� upstrzon� wska�nikami: g��boko�� w metrach, czas zanurzenia, oraz dodatek ekstra: wzrosty i spadki Nasdaqa. - Co si� sta�o? Zab��dzi�e�? Max nala� sobie czerwonego wina z butelki na stole. - Przepraszam - mrukn��. - Parasolowy zator na Leadenhall Street. Amis chrz�kn��, przywo�a� gestem kelnerk� i nagle sta� si� jowialny. - Wiesz, co uczyni�oby mnie cz�owiekiem szcz�liwym, skarbie? - Mrugn�� do niej i u�miechn�� si� z fa�szyw� poufa�o�ci�. - Pi�kna soczysta pol�dwica, dobrze wysma�ona; �eby mi nie tryska�a krwi� na wszystkie strony. Krwi mam dosy� w biurze. - Kobieta zmusi�a si� do u�miechu. - I frytki. A na deser poprosz� cr?me br?l�e. Zapisa�a�? Jego kom�rka za�wierka�a; podczas gdy Amis mamrota� co� do mikrofonu, Max zamawia� kotlety jagni�ce i sa�at�. Po chwili Amis od�o�y� aparat i �ykn�� wina. - No, dobrze - powiedzia�. - Przedstaw mi kr�tko, jak wygl�da sytuacja TransAx i Richardson Bell. Przez nast�pne p� godziny Max prezentowa� liczby i kalkulacje, swoj� analiz� stylu zarz�dzania oraz szans� na przeprowadzenie korporacyjnego najazdu, nad kt�rym pracowa� od pocz�tku roku. Amis jad� w trakcie wyk�adu, zapisuj�c co� w notesie le��cym obok talerza, lecz powstrzymuj�c si� od pyta� czy wyra�ania opinii. Max sko�czy� m�wi�, odsun�� na bok wystyg�e resztki kotlet�w. - I jak? To z tej okazji tu jemy? - Niezupe�nie. Amis zabra� si� do sondowania wyka�aczk� dziur w trzonowcach, ogl�daj�c to, co w nich odkry�, z umiarkowanym zainteresowaniem, i z rozkosz� trzymaj�c Maxa w niepewno�ci. Zjawi�a si� kelnerka, by uprz�tn�� talerze; jak si� okaza�o, szef na to w�a�nie czeka�. - Gada�em z bra�mi - oznajmi�. - Podzielaj� moje zaniepokojenie. - O czym ty m�wisz? - O twoich osi�gni�ciach, przyjacielu. Twojej produktywno�ci. Od pocz�tku roku nie ma z ciebie �adnego po�ytku. �enuj�ce. - Wiesz, czym si� zajmowa�em przez ostatnich sze�� miesi�cy... przed chwil� ci wyja�ni�em. - Max musia� si� zdoby� na wysi�ek, �eby nie podnie�� g�osu. - I wiesz cholernie dobrze, �e takie okazje nie trafiaj� si� co par� tygodni. To wymaga czasu. Amis powita� przybycie swojego cr?me br?l�e kolejnym mrugni�ciem do kelnerki. - Kiepska wym�wka, przyjacielu, kiepska wym�wka. Chcesz wiedzie�, co jest nie tak? - Popatrzy� na Maxa i pokiwa� g�ow�. - �ycie osobiste wchodzi ci w parad�. Zbyt wiele przebalowanych nocy, zbyt wiele pogoni za laskami. Straci�e� instynkt zab�jcy. Uj�� �y�eczk� i przeszy� deserowi serce. - To bzdura i dobrze o tym wiesz. Obie firmy dojrza�y do oskubania. Sprawa jest praktycznie zaklepana. Amis popatrzy� na niego; na brodzie mia� odrobin� ��tego kremu. - Tu przynajmniej masz racj�. - Co to znaczy? - Przejmuj� j�. Wpakowa� sobie do ust kolejn� �y�k� deseru; skarmelizowany cukier trzeszcza� mu w z�bach. Max wzi�� g��boki oddech. - Zobaczymy, co na to powiedz� Lawtonowie. Oni... - Za p�no, s�oneczko. Ju� zdecydowali. Od dzisiejszego ranka mam zielone �wiat�o. Max zobaczy�, jak ca�e miesi�ce jego pracy id� na marne. Gorzej, zobaczy�, jak jego prowizja znika w kieszeni Amisa, niezap�acone rachunki pi�trz� si� coraz wy�ej, a na koniec wkracza bank i zak�ada mu p�tl� na szyj�. - Nie mo�esz tego zrobi�. To cholerny rozb�j w bia�y dzie�. To z�odziejstwo. - Na jakim ty �wiecie �yjesz? To si� nazywa biznes, i tyle. Biznes. Nie przyjmuj tego osobi�cie, nic do ciebie nie mam. Co� ci powiem. Dosta�em cynk w sprawie jednej firmy in�ynieryjnej, ale teraz nie b�d� mia� na ni� czasu. Mo�esz si� tym zaj��. W umy�le Maxa pojawi�o si� wspomnienie sprzed wielu lat, kiedy to stryj Henry udziela� mu lekcji na temat �ycia: �Lepiej umrze� stoj�c, ni� �y� na kolanach�. Podj�� decyzj�. - Mog� si� ni� zaj��, tak? Mog� j� rozpracowa�, a jak wszystko b�dzie gotowe, znowu mnie wykolegujesz. To chcesz mi powiedzie�? - Nachyli� si� nad sto�em. - Wi�c mo�esz si� wypcha� swoj� ma�� firm� in�ynieryjn� i mo�esz si� wypcha� swoj� robot�. Nie b�d� tyra� na takiego z�odzieja i palanta jak ty. Amis poczu� przyp�yw zadowolenia, kiedy Max odsuwa� krzes�o. Lunch przebieg� zgodnie z planem; prawd� m�wi�c, sprawy nie mog�y u�o�y� si� lepiej. Otrzyma� szczeg�owe, aktualne sprawozdanie na temat transakcji, a poniewa� Max zrezygnowa�, nie b�dzie si� musia� z nikim dzieli� zyskiem. Idealnie. - Jak chcesz - odpar�. - Sam zdecydowa�e�. I postaraj si� uprz�tn�� biurko dzisiaj do wieczora, okej? Max podni�s� si�, lecz Amis jeszcze z nim nie sko�czy�. - Nie zapomnia�e� o czym�, przyjacielu? A firmowy w�z? - Wyci�gn�� r�k�. - Poprosz� kluczyki, je�li �aska. Max wyj�� kluczyki z kieszeni, zawaha� si� przez moment, po czym upu�ci� je prosto w niedojedzony deser by�ego szefa. Amis popatrzy� w �lad za nim, potem si�gn�� po kom�rk� i wystuka� numer Tracy. *** W drodze powrotnej do biura Maxem targa�y mieszane uczucia: niepokoju wywo�anego tym, co w�a�nie zrobi�, i uniesienia, �e si� na to odwa�y�. Prawda, nie by� to najlepszy moment, by zosta� bez pracy. Lecz my�l o �yciu bez Amisa i jego nieustannego sm�dzenia stanowi�a pewn� pociech�; niestety, o wiele za ma��, by wynagrodzi� �al z powodu utraconej prowizji. Postanowi� sp�dzi� ostatnie popo�udnie u Lawton�w, dzwoni�c w par� miejsc. Mo�e nawet do Nowego Jorku. Po powrocie okaza�o si� jednak, �e ledwo mo�e si� wcisn�� do swojej zagr�dki. Tracy i dw�ch ochroniarzy ju� na niego czekali. - Jezu! - zawo�a�. - Czego si� tak boicie? �e gwizdn� dywan? - To standardowa procedura przy zwolnieniu - wyja�ni�a asystentka. Zwr�ci�a si� do stra�nik�w. - Zosta�cie z nim, a� sko�czy, a potem przyjd�cie mi z�o�y� raport. - Zanim wysz�a, stan�a tu� przed Maxem i u�miechn�a si� s�odko. - Jak by�o na lunchu? Max obj�� wzrokiem miejsce, gdzie sp�dzi� wi�ksz� cz�� ostatnich osiemnastu miesi�cy, kiedy nie spa�. Co chcia�by ze sob� zabra�? Co pozwol� mu zabra�? Dyskietki? Na pewno nie. Oficjalny terminarz firmowy? Bo�e uchowaj. Co wi�cej posiada? Niewiele. Wzruszy� ramionami i spojrza� na ochroniarzy. - Bierzcie, co chcecie, ch�opaki. Na zewn�trz, na Threadneedle Street, zobaczy� pust� taks�wk�, przebijaj�c� si� przez strugi deszczu. Podni�s� r�k�, chc�c j� zatrzyma�, przypomnia� sobie jednak, �e w�a�nie zasili� szeregi bezrobotnych, i machni�ciem kaza� kierowcy jecha� dalej. Nie m�g� sobie przypomnie�, kiedy ostatni raz korzysta� z londy�skiego metra. To b�dzie nowe do�wiadczenie. Rozpryskuj�c wod�, ruszy� w stron� Bank Station, czuj�c, jak przez podeszwy zaczyna przenika� wilgo�. W mieszkaniu nie mia� co szuka� pociechy. Zrzuci� buty i zdj�� skarpetki. O�owiane �wiat�o popo�udnia, przywodz�ce na my�l raczej zim� ni� lato, s�czy�o si� przez okna. Automatyczna sekretarka mruga�a czerwonym okiem. - Ty draniu! Gdzie� ty by� wczoraj wieczorem? Nigdy w �yciu nie czu�am si� tak upokorzona. Te wszystkie upiorne typy pr�buj�ce mnie obmacywa�. Nie wa� si� nigdy wi�cej... Skrzywi� si� i przerwa� diatryb�, nim dobieg�a ko�ca. Wczorajszej nocy pracowa� do p�na i kompletnie zapomnia�, �e mia� si� spotka� ze swoj� rozm�wczyni� w barze Chelsea Arts Club. Zna� niekt�rych spo�r�d cz�onk�w klubu, potrafi� wi�c sobie wyobrazi�, �e mogli ze zbyt wielkim entuzjazmem dawa� upust pragnieniu, by pi�kna nieznajoma poczu�a si� w�r�d nich mile widziana. Och, Bo�e. Lepiej po�le kwiaty i odpowiednio pokorny li�cik. Zdj�� krawat i marynark�, po czym wyci�gn�� si� na kanapie. Ca�a energia i optymizm gdzie� si� ulotni�y. W mieszkaniu panowa� ba�agan. W jego �yciu panowa� ba�agan. Maj�c do wyboru sprz�tanie lub w�dk�, zdecydowa� si� w��czy� telewizor. Program o gotowaniu. Dokument o salamandrach. Go�� z natapirowan� fryzur� recytuj�cy wiadomo�ci na CNN. Golf, b�yskawiczny �rodek nasenny. Zapad� w drzemk�; przy�ni�o mu si�, �e topi Amisa w kadzi pe�nej cr?me br?l�e. Zrobi�o si� ju� ciemno, gdy obudzi� go d�wi�k telefonu. Wygl�da�o na to, �e golfi�ci na ekranie nie zrobili najmniejszych post�p�w, odk�d ich zostawi� samym sobie przed kilkoma godzinami. Mo�e by� to wyj�tkowo d�ugi do�ek. Max wy��czy� telewizor i si�gn�� po s�uchawk�. - Tu jeste�, stary �ajdaku. Pr�bowa�em ci� z�apa� w biurze, ale powiedzieli, �e wcze�niej wyszed�e�. Wszystko okej? Charlie, jego najbli�szy przyjaciel, a niegdy� te� szwagier. Max ziewn��. - W porz�dku. Nie, prawd� m�wi�c, nie w porz�dku. Rozumiesz, jeden z tych koszmarnych dni. - B�dzie lepiej. Dzi� wieczorem obaj uczcimy awans Charlesa Willisa, wschodz�cej gwiazdy handlu nieruchomo�ciami. Bingham & Trout po po�udniu mianowali mnie wsp�lnikiem. Potrzeba nam �wie�ej krwi, powiedzieli. Rynek nieruchomo�ci si� zmienia, musimy i�� z duchem czasu, trzeba nam silnej r�ki na sterze, i tak dalej. - To fantastycznie. Gratuluj�. - No, wi�c nie sied� tam. Rusz si� i pom� mi obali� tego Kruga. - Gdzie jeste�? - Jeden z moich dawnych klient�w otworzy� w�a�nie knajp� niedaleko Portobello Road. Nazywa si� Pinot: �wietny bar, �wietna lista win i nawet w tej chwili a� si� roi od panienek. Wszystkie �licznotki z Notting Hill w seksownych szmatkach. Nie mog� si� op�dzi�. Max u�miecha� si�, kiedy odk�ada� s�uchawk� i szed� si� przebra� do �azienki. Odk�d poznali si� w szkole, Charlie zawsze znakomicie wp�ywa� na jego morale. Wyjrza� przez okno i zobaczy�, �e przesta�o pada�. Podniesiony na duchu, przy�apa� si� na tym, �e gwi�d�e, zbiegaj�c po schodach. W drodze przez hol zatrzyma� si�, by zajrze� do skrzynki. Znalaz� w niej zwyk�� kolekcj� ostatecznych ��da� zap�aty oraz ok�lnik�w, jedno czy dwa zaproszenia na kolacj�, jakie docieraj� do ka�dego londy�skiego kawalera, lecz tak�e intryguj�c� kopert� z francuskim znaczkiem. W lewym g�rnym rogu widnia� niewielki stylizowany rysunek bogini sprawiedliwo�ci, pod kt�rym wydrukowano dane nadawcy: Cabinet Auzet, Notaires, Rue des Remparts, 84903 St.-Pons. Max zacz�� otwiera� kopert�, po czym postanowi�, �e zrobi to p�niej, dla oderwania my�li od grozy metra. Wsun�� list do kieszeni, wcisn�� reszt� korespondencji z powrotem do skrzynki i ruszy� w stron� stacji South Kensington. 2 Gdy wagon toczy� si� z ha�asem w kierunku Notting Hill, �ci�ni�ty w t�umie Max na nowo odkrywa� uroki publicznego transportu. Zdawa�o si�, �e wszyscy wok� poddali si� plemiennemu rytua�owi kolczykowania. Przebite nozdrza, �uki brwiowe, wargi i uszy, kilka bladych, lecz dumnie stercz�cych przedziurawionych p�pk�w. Inne widoczne cz�ci cia�a, kt�rych nie przek�uto, zosta�y wytatuowane. Garstka starszych, bardziej konserwatywnych pasa�er�w bez bi�uterii w nosie lub b�yskotek w uszach wygl�da�a jak relikty z odleg�ej, nieznaj�cej upi�ksze� przesz�o�ci. Zas�aniali twarze ksi��k� lub gazet�, starannie unikaj�c kontaktu wzrokowego z t�ocz�cymi si� wok� przedstawicielami generacji zakolczykowanych. Max wcisn�� si� w k�t trz�s�cego wagonu i wyj�� list z kieszeni. Przeczyta� go raz, potem drugi, przypominaj�c sobie dawno zapomnian� francuszczyzn�, gdy si� przedziera� przez oficjalne sformu�owania. Zatopiony w my�lach, omal nie przegapi� swojej stacji i wci�� nieobecny duchem pchn�� restauracyjne drzwi z grubego, przydymionego szk�a. Zgie�k panuj�cy w tym modnym lokalu w godzinie szczytu run�� na� niczym fala. D�ugie pomieszczenie o niskim suficie, pe�ne g�adkich powierzchni i wibruj�ce echem, dzia�a�o jak gigantyczny wzmacniacz - zgodnie z popularn� teori� g�osz�c�, �e wysoki poziom decybeli jest niezb�dny, by doceni� kart� da�. By� to jeden z tych przybytk�w, w kt�rych trzeba rycze� czu�e s��wka do ucha ukochanej, je�li jest si� w romantycznym nastroju. Lecz najwyra�niej to w�a�nie dodawa�o mu atrakcyjno�ci, wygl�da�o bowiem na to, �e wszystkie stoliki s� zaj�te. Gibka m�oda kobieta ciasno owini�ta w co�, co przypomina�o czarn� foli� samoprzylepn�, podp�yn�a do Maxa, unosz�c pytaj�co brwi i trzepocz�c rz�sami. - Ma pan u nas rezerwacj� na dzisiejszy wiecz�r? - Jestem um�wiony z panem Willisem. - A, z Charliem. Oczywi�cie. Zechce pan i�� za mn�? - Cho�by na koniec �wiata. Zachichota�a i ruszy�a przodem rozko�ysanym, dumnym krokiem, jakim bez obawy zwichni�cia biodra umiej� si� porusza� jedynie modelki na wybiegu i hostessy w restauracji. Charlie siedzia� przy naro�nym stoliku, na kt�rym sta� kube�ek wype�niony lodem. Na widok przyjaciela wyszczerzy� z�by. - Widz�, �e ju� pozna�e� pi�kn� Monice. Niez�a, prawda? Jedyna dziewczyna, jak� znam, kt�ra grywa w tenisa w szpilkach. Monica u�miechn�a si� do nich i odp�yn�a do recepcji. Max spojrza� na rozpromienion�, zar�owion� twarz przyjaciela. Kochany, stary Charlie. Nikt nie nazwa�by go przystojnym - z jego lekk� nadwag�, niedba�ym strojem i wiecznie rozczochranymi w�osami - lecz natura wyposa�y�a go w ogromne zasoby wdzi�ku, bystre br�zowe oczy i wyra�ne upodobanie do towarzystwa kobiet, kt�remu te ostatnie najwyra�niej nie potrafi�y si� oprze�. Zdo�a� jak dot�d unikn�� ma��e�stwa, cho� z pewnym trudem. Max nie mia� tyle szcz�cia. Par� lat wcze�niej pope�ni� b��d, po�lubiaj�c siostr� Charliego, Annabel. Zwi�zek od pocz�tku by� burzliwy i zako�czy� si� kl�sk�. Ku wielkiej dezaprobacie brata Annabel uciek�a do Los Angeles z jakim� re�yserem filmowym i teraz mieszka�a w wartej cztery miliony drewnianej cha�upie na pla�y w Malibu. Kiedy Charlie widzia� j� ostatnio, da�a si� zwie�� obietnicy wiecznej m�odo�ci, oferowanej przez botox i power joga. �Nie ma dla niej nadziei - zwierza� si� Charlie Maxowi. - Ale i tak nigdy jej nie lubi�em, a i tobie lepiej si� bez niej powodzi�. W ten oto spos�b ich d�ugoletnia przyja�� przetrwa�a ma��e�stwo Maxa, by� mo�e nawet silniejsza ni� poprzednio. - A teraz - zacz�� Charlie, nalewaj�c szampana - pos�uchaj tylko. Podwoili mi pensj�, dali mercedesa oraz udzia�y wsp�lnika i o�wiadczyli, �e mam rusza� na podb�j �wiata. Wi�c dzisiaj ja stawiam. - Uni�s� kieliszek. - Za ceny nieruchomo�ci w Londynie. Oby zawsze szybowa�y w niebo. - Moje gratulacje, Charlie. Nie mog�o trafi� na sympatyczniejszego �ajdaka. Max upi� wina i przygl�da� si� w skupieniu b�belkom unosz�cym si� z dna kieliszka. Szampan, pomy�la�, kojarzy si� ze szcz�liwymi wydarzeniami - trunek optymist�w. Charlie spojrza� na niego, przechylaj�c g�ow�. - Wspomnia�e�, �e to jeden z tych koszmarnych dni. Co si� sta�o? Nie zosta�a �adna firma do obdarcia? Max opowiedzia� o lunchu z Amisem i drobnych upokorzeniach, jakich do�wiadczy�, gdy musia� odda� kluczyki od wozu, a potem natkn�� si� na dw�ch goryli w mundurach przy swoim biurku. - Wi�c z�e wie�ci brzmi�, jak nast�puje: brak premii, brak pracy, brak wozu. Ale p�niej znalaz�em w skrzynce to. Pchn�� kopert� w kierunku Charliego. Przyjaciel spojrza� na ni� i pokr�ci� g�ow�. - Nic z tego, synu. Moja francuszczyzna nie doros�a do takich wyzwa�. B�dziesz musia� przet�umaczy�. - Pami�tasz, jak w szkolnych czasach rodzice wysy�ali mnie na wakacje do Francji? Brat ojca, stryj Henry, mieszka� jak�� godzin� drogi od Awinionu. Mia� wielki stary dom otoczony winnicami, niedaleko ma�ej wioski. Stryj grywa� ze mn� w tenisa i szachy, a wieczorami upija� rozcie�czonym winem i uczy� �ycia. Bardzo porz�dny staruszek. - Max przerwa�, by wypi� jeszcze �yk szampana. - Nie widzia�em go od wiek�w. Teraz �a�uj�, �e si� z nim cz�ciej nie spotyka�em, bo zmar� par� tygodni temu. Charlie mrukn�� wsp�czuj�co i ponownie nape�ni� przyjacielowi kieliszek. - Tak czy inaczej nigdy si� nie o�eni� i nie mia� dzieci. - Max si�gn�� po list. - I zgodnie z testamentem jestem jego jedynym �yj�cym krewnym. Wygl�da na to, �e zapisa� mi wszystko: dom, dwadzie�cia hektar�w ziemi, meble i ca�� reszt�. - Dobry Bo�e! - wykrzykn�� Charlie. - Dwadzie�cia hektar�w to ponad czterdzie�ci akr�w, tak? Brzmi dla mnie jak ca�a posiad�o��. Chateau. - Niezupe�nie tak to zapami�ta�em, ale bez w�tpienia dom jest spory. - I z winnic�, m�wi�e�? - Jasne. Winoro�l ro�nie wsz�dzie doko�a. - Rozumiem - skwitowa� Charlie. - Trzeba to uczci� czym� szczeg�lnym. - Uni�s� r�k� i energicznie zatoczy� d�oni� kilka k�ek, daj�c znak kelnerowi, �e prosi o list� win. Potem zwr�ci� si� znowu do Maxa: - Wiesz, �e zawsze lubi�em wino. No wi�c, postanowi�em si� tym zaj�� powa�niej i za�o�y� piwniczk�. Chodz� nawet na wieczorowy kurs dla degustator�w. To strasznie ciekawa rzecz. A, jest pan. Kr�tko wyja�ni� sommelierowi, jak sprawy stoj�. - �wi�tujemy - powiedzia�. - M�j obecny tu przyjaciel w�a�nie odziedziczy� chateau i winnic� we Francji, szukamy zatem czego� odpowiedniego, w rodzaju wina domowego wyrobu. - Pogrozi� palcem. - Z okolic Bordeaux, prosz� pami�ta�. Jaki� klasyczny claret. �adne tam nowinki z Nowego �wiata. Nachylili si� obaj nad list�, wymieniaj�c p�g�osem fachowe uwagi, a tymczasem Max rozgl�da� si� po sali pe�nej efektownych kobiet i zamo�nych z wygl�du m�czyzn, przedstawicieli uprzywilejowanych klas Londynu, krzycz�cych do siebie ile si� w p�ucach. Poczu� nag�e pragnienie, by znale�� si� w jakim� cichym miejscu, i w tym momencie przypomnia� sobie puste mieszkanie. Nie a� tak cichym. Znowu spojrza� na list, zastanawiaj�c si�, ile mog�aby mu przynie�� posiad�o��, gdyby zdecydowa� si� j� sprzeda�; z pewno�ci� wi�cej ni� potrzeba, by si� wygrzeba� z finansowego do�ka, w jakim si� znalaz�. Uni�s� kieliszek w prywatnym toa�cie na cze�� stryja Henry�ego. - Wy�mienicie - ucieszy� si� Charlie. - To jest to. Sommelier �ci�gn�� wargi i skin�� z milcz�c� aprobat�, po czym uda� si� na poszukiwania. - Patrz. - Przyjaciel wskaza� wybrany trunek na li�cie. - Leoville Barton rocznik 82. Nie znajdziesz lepszego. Max spojrza� na pozycj�, kt�r� wskazywa� palec Charliego. - Czy� ty zwariowa�? Trzysta osiemdziesi�t funt�w? - To tyle co nic w dzisiejszych czasach. Niedawno p� tuzina facet�w na przeja�d�ce �odzi� - zdaje si�, m�odych bankowc�w - zatrzyma�o si� w St. James�s na kolacj� i kompletnie im odbi�o. Wybulili czterdzie�ci cztery tysi�ce funt�w szterling�w na sze�� butelek wina. Szef kuchni tak si� ucieszy�, �e postawi� im kolacj�. Musia�e� o tym czyta�. Sommelier wr�ci� i Charlie przerwa�, by obserwowa� ceremoni� otwierania. Butelka zosta�a im podsuni�ta do obejrzenia w ten sam spos�b, w jaki dumny rodzic prezentuje szczeg�lnie udanego potomka. Przeci�to o�owiany kapsel; wyj�to i pow�chano d�ugi, arystokratyczny korek; ciemny, rubinowy p�yn rozlano z wypraktykowan� trosk� do karafki oraz kieliszk�w - do tych ostatnich trafi�o niewiele wi�cej ni� po �yku. Teraz nadszed� czas na wyst�p Charliego. - Istnieje pi�� etap�w - zacz��, si�gaj�c po kieliszek - decyduj�cych o r�nicy mi�dzy sztuk� picia wina i zwyk�ym aktem prze�ykania. Sommelier przygl�da� mu si� z t� pob�a�liw� cierpliwo�ci�, kt�ra rodzi si� z my�li o hojnym napiwku. - Po pierwsze - ci�gn�� dalej przyjaciel - przygotowanie psychiczne. Przez par� chwil trzyma� kieliszek z niejakim nabo�e�stwem, nim uni�s� go do �wiat�a. - Nast�pnie przyjemno�� dla oczu. Przechyli� kieliszek, tak by da�y si� widzie� r�nice w barwie: g��boka czerwie� przy dnie przechodz�ca w g�rze w ja�niejsz�, rdzaw� barw�, przy brzegu lekko mu�ni�t� br�zem. - Teraz dla nosa. Lekko zakr�ci� winem, po czym przysun�� kieliszek do nosa i wci�gn�� powietrze. - Mmm - mrukn��, u�miechaj�c si� niespiesznie z zamkni�tymi oczami. - Mmm. Max poczu� si� niczym voyeur podgl�daj�cy kogo� w g��boko intymnej sytuacji. W ci�gu lat znajomo�ci z Charliem zawsze bawi�a go nami�tno��, z jak� przyjaciel oddawa� si� kolejnym pasjom, pocz�wszy od jazdy na desce w czasach szkolnych po karate w ubieg�ym roku. Wygl�da�o na to, �e teraz ich miejsce zaj�o wino. U�miechn�� si�, widz�c, jak na twarzy Charliego pojawia si� wyraz prawdziwej b�ogo�ci. - Ujdzie? - spyta�. Przyjaciel uda�, �e nie s�yszy. - Teraz pora na rozkosz dla ust, j�zyka i podniebienia. Upi� �yk wina, przytrzyma� je w ustach i wci�gn�� odrobin� powietrza, wydaj�c dyskretne mlaszcz�ce d�wi�ki. Przez par� chwil jego dolna szcz�ka porusza�a si�, jak gdyby prze�uwa�, zanim wreszcie prze�kn��. - Mmm - powt�rzy�. - Ostatni etap to ocena. Sygna�y z podniebienia do m�zgu. My�li o winie, kt�re wypijesz. - Skin�� sommelierowi. - Nada si� doskonale. Prosz� je zostawi�, niech chwil� pooddycha. Nie, mam lepszy pomys�: niech mu pan pozwoli odzyska� r�wnowag�. - Bardzo to efektowne - odezwa� si� Max. - Nie mog� si� ju� doczeka�. To tego si� uczy�e� na swoim kursie? Charlie przytakn��. - Podstawowe sprawy, ale zdumiewaj�ce, jak wielk� r�nic� sprawia cho�by chwila koncentracji nad tym, co pijesz. Dzisiaj wieczorem mamy szcz�cie. Kiedy czekali�my, zajrza�em do menu. Maj� comber jagni�cy. Fantastycznie si� komponuje z dobrym bordeaux. Pomy�la�em te�, �e mo�emy zacz�� od paru blin�w do reszty szampana. Co ty na to? Wystyg�e kotlety z lunchu z Amisem wydawa�y si� bardzo odleg�e. - Brzmi jak idealna dieta dla bezrobotnego. Charlie zby� problem machni�ciem r�ki. - Dasz sobie rad�. Poza tym masz spadek. Zasili�e� szeregi w�a�cicieli ziemskich. Opowiedz mi o tym zamku. - Domu, Charlie, domu. Max milcza� przez chwil�, pogr��aj�c si� we wspomnieniach. - Jest do�� stary; zdaje si�, �e pochodzi z osiemnastego wieku. Miejscowi nazywaj� je bastide; to o oczko czy dwa wy�ej od zwyk�ego domu ch�opskiego. Du�e, wysokie pokoje, terakota na pod�odze, wysokie okna, grube �ciany. Pami�tam, �e wewn�trz zawsze panowa� ch��d. Ch��d i, szczerze m�wi�c, pewien ba�agan. Stryj Henry nie by� szczeg�lnie wymagaj�cy, je�li chodzi o prace domowe. Urocza starsza pani przyje�d�a�a na rowerze raz w tygodniu i mi�dzy jednym drinkiem a drugim odkurza�a troch� po wierzchu. Do obiadu zawsze by�a zalana w pestk�. Za kuchni� znajdowa�a si� ma�a pomywalnia; zawsze tam odsypia�a popo�udnia. Charlie skin�� g�ow�. - Pewnie nic si� nie zmieni�o. Dalej, podaj mi jakie� konkrety, kt�re mog� interesowa� agenta nieruchomo�ci: liczba sypialni, pokoj�w dla go�ci, �azienek - mam nadziej�, �e mieli�cie tam to, co nazywamy w tym fachu urz�dzeniami sanitarnymi - kosztowne elementy wyposa�enia, styl architektoniczny, wie�yczki, krenela�e, tego rodzaju rzeczy. Wyprostowa� si�, by kelner m�g� poda� bliny oraz kawior. Przes�uchanie zosta�o na jaki� czas przerwane, gdy poch�aniali wy�mienite z�ociste placuszki - idealny dodatek do s�onych czarnych kuleczek p�kaj�cych im w ustach. - M�g�bym tak jada� codziennie - oznajmi� Max, wycieraj�c talerz do czysta. - S�dzisz, �e kawior smakowa�by r�wnie dobrze, gdyby go nazywano rybimi jajami? Charlie osuszy� usta serwetk� i dopi� szampana. - Nie dostaniesz ani kropli wina, p�ki mi nie podasz wi�cej szczeg��w. Szczeg�y, m�j synu. Wzboga� mnie o detale. - Wzbogaci� ci�? Bo�e, brzmisz jak reklama posiad�o�ci w Country Life. - Charlie wyszczerzy� z�by i kiwn�� g�ow� na potwierdzenie; Max podj��: - Min�o sporo czasu, odk�d tam by�em. Ca�e lata, �ci�le rzecz bior�c. Daj mi si� skupi�. Pami�tam bibliotek� z wielkim wypchanym nied�wiedziem, jadalni�, kt�rej nie u�ywali�my, bo zawsze jadali�my w kuchni, ogromny salon z �ukowatym sklepieniem, piwniczk� na wino... - Nie�le, nie�le - pochwali� Charlie. - To zawsze bardzo po��dany dodatek. - ...rz�d facjatek biegn�cych przez ca�� d�ugo�� drugiego pi�tra... - Nie facjatek, Max. Pokoj�w dla s�u�by - skorygowa� przyjaciel. - Doskonale. Pod dostatkiem miejsca dla ewentualnej pokoj�wki i kamerdynera. - ...zdaje mi si�, �e by�o te� z p� tuzina sypialni i dwie albo trzy �azienki. Aha, i trawiasty kort do tenisa, i budynki gospodarcze, stodo�y i inne takie. I dziedziniec ze star� fontann�. - Mam ju� og�lne wyobra�enie. Wygl�da mi to na ca�kiem okaza�e domostwo. Og�lny stan utrzymania i wystr�j? Czy przez ostatnich sto lat widziano w okolicy specjalist�w od renowacji? Max pokr�ci� g�ow�. - Nie? No c�, pewnie urabiali sobie r�ce w Cotswolds. A wi�c jak by� opisa� wn�trze? - Niezbyt efektowne. Rozumiesz, do�� zapuszczone. Teraz to Charlie pokr�ci� g�ow�. - Nie, nie, Max. Nie m�wi si� �zapuszczone�. To si� nazywa patyna i sp�owia�y wdzi�k minionych wiek�w. - Oczywi�cie, masz racj�. No wi�c jest tego od groma. Zjawi�a si� jagni�cina, soczysta i delikatna. Nalano wino, obejrzano je pod �wiat�o i wypito. Charlie, z nosem wci�� nad kieliszkiem, popatrzy� na przyjaciela. - I jak by� je oceni�? Max napi� si� znowu i przep�uka� usta, jak zrobi� to wcze�niej Charlie. - Cholernie dobre. Cholernie. Charlie uni�s� oczy do sufitu. - Tak nie wolno, m�j synu. Nie mo�esz w ten spos�b opisywa� dzie�a sztuki. Musisz si� poduczy� �argonu u�ywanego przez koneser�w. - Uni�s� d�o�, uprzedzaj�c reakcj� przyjaciela. - Wiem, wiem. Zawsze powtarzacie, �e my, po�rednicy nieruchomo�ci, wciskamy ludziom kit. Ale uwierz mi, my to nic w por�wnaniu z tymi go��mi od wina. - Przyj�� wyszukan� poz�, uj�� kieliszek za podstaw� i zako�ysa� nim delikatnie. - Czy�bym wyczuwa� przywi�d�e tulipany? Beethovena w jowialnym nastroju? Z�o�ono��, niemal gotyck� konstrukcj�... - Wyszczerzy� z�by, widz�c wyraz twarzy Maxa. - Nigdy w �yciu nie s�ysza�em wi�kszych bzdur, ale naprawd� niekt�rzy z nich tak w�a�nie nawijaj�. Nast�pnie opowiedzia� przyjacielowi o Klubie M�odych Koneser�w, do kt�rego zosta� wprowadzony przez Billy�ego, kumpla zajmuj�cego si� handlem winem. P� tuzina m�odych m�czyzn - entuzjastycznych konsument�w, lecz z pewno�ci� nie znawc�w - zebra�o si� w szacownych komnatach w St. James�s, w siedzibie czcigodnej firmy handlowej. Tu, w otoczeniu spluwaczek i migocz�cych �wiec, pod portretami d�entelmen�w z bokobrodami, za�o�ycieli przedsi�wzi�cia, mieli przeprowadzi� degustacj� trunk�w z paru mniej znanych posiad�o�ci w Bordeaux oraz jednego czy dw�ch obiecuj�cych parweniuszy z Australii i Kalifornii. Gospodarz, Billy, by� m�ody jak na kupca winnego. Zatrudniono go, gdy jego starsi koledzy u�wiadomili sobie, �e zakupy ich r�wnie wiekowych klient�w si� zmniejszaj�, cz�ciowo z przyczyn naturalnych (czyli, jak uj�liby to niekt�rzy, z powodu zgonu). Misja Billy�ego mia�a polega� na znalezieniu m�odszych, bardziej spragnionych dusz, maj�cych przed sob� ze trzydzie�ci lub czterdzie�ci lat picia, wyedukowaniu ich oraz, naturalnie, uczynieniu z nich wiernych nabywc�w. Charlie znalaz� si� w pierwszej grupie pe�nych zapa�u, lecz niewykszta�conych adept�w, wi�c Billy rozpocz�� wyk�ad od zademonstrowania podstawowych etap�w degustacji. �Patrzcie na mnie - o�wiadczy� s�uchaczom - i r�bcie to, co ja�. Uczniowie zdumieli si� nieco, widz�c, �e pierwsza cz�� rytua�u dotyczy jego krawata - z grubego jedwabiu w kropki, ozdobnego dzie�a sztuki rodem z Jermyn Street. Billy starannie wsun�� jego koniec za pasek spodni, radz�c pozosta�ym, by uczynili to samo. Nast�pnie uni�s� kieliszek - nie nonszalancko, lecz delikatnie, trzymaj�c jego podstaw� mi�dzy kciukiem a palcem wskazuj�cym i wielkim. Klasa sta�a przed nim rz�dem, w gotowo�ci, z krawatami wetkni�tymi w spodnie i pustymi jeszcze kieliszkami, czekaj�c na dalsze instrukcje. �Ko�ysanie - powiedzia� Billy. - Musicie nauczy� si� ko�ysa� kieliszkiem tak, by wpu�ci� do �rodka powietrze i pozwoli� winu oddycha�. Klasa na�ladowa�a, najlepiej jak potrafi�a, delikatne koliste ruchy jego d�oni, kr�c�c nieistniej�cym winem w pustych kieliszkach i czuj�c si� troch� �miesznie. Najgorsze by�o jednak przed nimi. Unie�li puste szk�o do p�omienia �wiecy, by si� zachwyca� wyimaginowanymi subtelno�ciami barwy wyimaginowanego trunku. Przysun�li do pustych kieliszk�w nosy, wdychaj�c wyimaginowany bukiet. Wzi�li w usta po wyimaginowanym �yku i splun�li na niby, zadowoleni, �e �adna wyimaginowana kropla nie spadnie im na krawat. W tym momencie ka�dy z ch�ci� strzeli�by sobie du�� szkock�, lecz nie by�o na to szans. W ko�cu Billy nala� pierwszego z szeregu win, kt�rych mieli skosztowa�, rozpoczynaj�c cz�� drug� kursu oceny dla pocz�tkuj�cych. By�o to co� na kszta�t lekcji anatomii. Wino posiada nos, oznajmiono zebranym. Wino ma cia�o i nogi. Ma szat�, bukiet, osobowo��, istot�. Zdaniem Billy�ego, nie wystarczy po prostu wykona� kolejne gesty sk�adaj�ce si� na degustacj�; nale�y tak�e umie� opisa� to, czego si� w�a�nie spr�bowa�o. A zatem gdy uczniowie pilnie kr�cili, popijali i pluli, Billy na bie��co opisywa� oceniane wina. Pierwsze, oznajmi�, jest �ywe i dobrze zbudowane, nawet odrobin� przy ko�ci. Drugie nazwa� �elazn� pi�ci� w aksamitnej r�kawiczce. Trzecie wydawa�o si� odrobin� wystrz�pione na brzegach, lecz potencjalnie do zaakceptowania. Czwarte by�o nieco za m�ode, by si� tak d�ugo ko�czy�. I tak dalej. W miar� jak pocz�tkuj�cy koneserzy przechodzili do coraz to nowych butelek, opisy stawa�y si� coraz dziwaczniejsze: trufle, hiacynty, siano, mokra sk�ra, wilgotny tweed, �asica, zaj�czy brzuch, stary dywan, skarpetki z dobrego rocznika. Na kr�tko wkroczy�a muzyka, gdy wyd�u�ony fina� jednego z win por�wnano do ostatnich nut drugiej symfonii Rachmaninowa (Adagio). Co zaskakuj�ce, nie pojawi�a si� nawet najmniejsza aluzja do g��wnego sk�adnika, zapewne dlatego �e winogrona, cho� mo�e godne szacunku i w rzeczy samej absolutnie niezb�dne, nie zosta�y uznane za wystarczaj�co egzotyczne, by zyska� miejsce w leksykonie mi�o�nika win. - Tak wygl�da�a tylko pierwsza sesja - wyja�ni� Charlie. - Potem by�o lepiej i rzeczywi�cie sporo si� nauczy�em. - Spowa�nia� ze wzrokiem utkwionym w rubinowe serce swojego kieliszka. - To naprawd� niezwyk�e - m�wi� dalej, bardziej do siebie ni� do Maxa. - Najbardziej wyrafinowany nap�j na �wiecie. Jak si� dorobi�, b�d� je pija� codziennie. Mo�e nawet sprawi� sobie winnic�. - Otrz�sn�� si� z marze� i u�miechn�� si� szeroko do przyjaciela. - Ty ju� jedn� masz. Cholerny farciarz. - Nie na d�ugo. Obawiam si�, �e b�d� musia� j� sprzeda�. Charlie skrzywi� si�, po czym spr�bowa� przybra� jak najsurowszy i najbardziej profesjonalny wyraz twarzy. - Nigdy, przenigdy nie decyduj pochopnie o sprzeda�y ziemi. Jak powiadaj�, nikt jej nie produkuje w dzisiejszych czasach. Wydzier�aw j� albo na niej osi�d�, ale si� jej nie pozbywaj. W ka�dym wypadku z dwudziestu hektar�w winnic powiniene� wyci�gn�� dosy�, by �y� na bardzo przyzwoitym poziomie. Max przypomnia� sobie zielony ocean otaczaj�cy stary dom. W jego wspomnieniach gdzie� na horyzoncie zawsze majaczy�a sylwetka m�czyzny na traktorze. Stryj Henry nazywa� go Russellem, lecz nie mog�o to by� prawdziwe nazwisko pracownika. Kiedy przychodzi� do domu, wnosi� ze sob� zapach czosnku i oleju silnikowego. Wymieniaj�c z nim u�cisk d�oni, mia�o si� wra�enie, jakby �ciska�o si� nagrzan� ceg��. - Nie jestem pewien, Charlie. To nie zabawa dla amator�w. Przyjaciel prze�kn�� k�s jagni�ciny i bez po�piechu, w skupieniu, napi� si� z kieliszka. - To si� zmieni�o, s�owo ci daj�. Go�� na kursie, kt�ry pracuje dla jednego z naprawd� wielkich po�rednik�w, opowiada� mn�stwo fascynuj�cych rzeczy. Na przyk�ad o winach z gara�u. S�ysza�e� o nich? Max pokr�ci� g�ow�. - Je�li chcesz zrobi� wra�enie w towarzystwie, nazywaj je winami butikowymi albo haute couture. Male�kie winnice, niewielka produkcja, naprawd� powa�ne ceny. W tej chwili chyba najlepiej znane jest Le Pin. Pi�� tysi�cy funt�w za skrzynk�, czasem wi�cej. I to za wino, kt�rego nie b�dziesz pi� jeszcze przez wiele lat. Nie�le, je�li to ty jeste� w�a�cicielem winnicy, co? - Spojrza� na Maxa, zatrzymuj�c widelec w p� drogi do ust. - A na dwudziestu hektarach mo�esz uprawia� od groma winogron. Charlie pos�a� w kierunku Maxa przeci�g�e, znacz�ce spojrzenie - g�owa opuszczona, oczy rzucaj�ce b�yski spod zmarszczonego czo�a - kt�re �wiczy� z doskona�ym skutkiem na kobietach i swoich klientach, gdy im przedstawia� szczeg�lnie atrakcyjn� nieruchomo��. Max odni�s� wra�enie, �e w ma�o subtelny spos�b przyjaciel nak�ania go do rozpocz�cia nowej kariery winiarza, a w miar� jak poziom trunku w karafce opada�, upewnia� si� o tym coraz bardziej. W pewnej chwili Charlie porzuci� ca�kowicie racjonaln� argumentacj� na rzecz apelu do u�pionego w duszy Maxa pragnienia, by zosta� francuskim wie�niakiem. - Kup sobie beret! - zach�ca�. - We� lekcje jazdy na traktorze! Ubrud� sobie r�ce! Pokochasz to. Jedli i pili w pogodnym milczeniu, jak to przyjaciele; co jaki� czas Charlie zerka� na swego towarzysza, jakby pr�bowa� odgadn�� jego my�li. �ci�le rzecz bior�c, Max sam mia� k�opot z ich odczytaniem. Zawsze poci�ga�y go zmiany i pomys�, by opu�ci� mokry, ubogi w posady Londyn na rzecz ciep�ego i s�onecznego po�udnia, bardzo trafia� mu do przekonania. Chcia� si� te� przekona�, na ile rzeczywisto�� odpowiada jego wspomnieniom: czy stary dom jest tak wielki, jak go zapami�ta�; czy w pokojach nadal unosi si� suchy, przenikliwy zapach zi� i lawendy; czy odg�osy letniego popo�udnia pozosta�y takie jak dawniej; czy dziewcz�ta we wsi nadal s� r�wnie pi�kne. Niestety, jego bud�et, r�wny zeru, nie pozwala� na nostalgiczne podr�e. - K�opot w tym - odezwa� si� - �e jestem sp�ukany. Nie, gorzej ni� sp�ukany. Czynsz, karty kredytowe, rozmaitego rodzaju zobowi�zania: jestem chodz�c� finansow� katastrof�. Nie mog� sobie pozwoli� na wycieczki po po�udniowej Francji. Musz� znale�� robot�. Proste jak drut. - Zam�wmy jeszcze ser do reszty wina, okej? A ja ci wyja�ni�, czemu to nie takie proste. - Charlie nachyli� si� nad stolikiem, stukaj�c palcem w obrus dla podkre�lenia wagi swoich s��w. - Po pierwsze, w tym w�a�nie momencie swego �ycia zyska�e� cudown� swobod�. �adnych termin�w, um�wionych spotka�, obowi�zk�w... - Pieni�dzy - dorzuci� Max. - ...szczeg�, do kt�rego przejd� za chwil�. To punkt zwrotny, idealny moment, �eby� wzi�� sobie wolne, przyjrza� si� temu, co ofiarowuj� ci do sp�ki los i stryj Henry, i zdecydowa�, co chcia�by� robi�. Tam, na po�udniu, pogoda b�dzie przepi�kna, a podr� �wietnie ci zrobi. Przywr�ci rumieniec na twoje policzki. - Charlie, przesta�... - Wys�uchaj mnie do ko�ca. W najgorszym razie zdecydujesz si� sprzeda� dom i wystawisz go u miejscowego agenta, jak ju� b�dziesz na miejscu. W najlepszym... no c�, w najlepszym razie postanowisz zosta� na sta�e i zrobisz to, co ja bym ch�tnie zrobi�: zajmiesz si� produkcj� porz�dnego ma�ego wina. Potrafisz sobie wyobrazi� przyjemniejsze �ycie? Doskona�e warunki pracy, pieni�dze sypi�ce si� z nieba i tyle darmowego wina, ile zdo�asz wypi�. Sielanka. Jak zwykle, gdy ponosi� go entuzjazm, Charlie zignorowa� problemy praktyczne - w tym wypadku, jak zwr�ci� mu uwag� Max, brak funduszy. Ledwo go sta� na bilet kolejowy do Brighton, nie wspominaj�c o wyprawie odkrywczej na po�udnie Francji. - W�a�nie do tego dochodzi�em - zaprotestowa� przyjaciel. Poklepa� si� po kieszeniach marynarki, wyj�� ksi��eczk�