8142
Szczegóły |
Tytuł |
8142 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8142 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
COLIN FORBES
SYNDYKAT ZBRODNI
Prze�o�y�: Juliusz P. Szeniawski
Tytu� orygina�u: THE STOCKHOLM SYNDICATE
Data wydania polskiego: 1991 r. Data pierwszego wydania oryginalnego: 1981 r.
ROZDZIA� 1
�miertelna gra rozpocz�a si�. Dochodzi�a p�noc, Jules Beaurain ruszy� przez
Grand� Place. Szed� na poz�r swobodnie, ale czujnie rozgl�da� si� na wszystkie
strony, z napi�ciem obserwuj�c okna, dachy i podcienia bram w poszukiwaniu
najmniejszego ruchu.
� Nie podoba mi si� ten pomys� � ostrzega� go sier�ant Henderson. � Ich najlepsi
snajperzy mog� wali� do pana jak do siedz�cej kaczki.
� Nie siedz�cej, tylko w ruchu � zaprotestowa� Beaurain i doda�: � Wzd�u� ca�ej
trasy rozstawisz swoich ludzi.
� Nie mog� zagwarantowa�, �e wypatrz� go wcze�niej ni� on pana � nie ust�powa�
Szkot. � Du�o nie trzeba, wystarczy jedna kula...
� Nie ma o czym m�wi�, Jock � uci�� Beaurain. � Musimy to przeprowadzi�. Uprzed�
swoich ch�opc�w, �e chc� go mie� �ywego.
W�a�nie rozpocz�li t� akcj�. Ciep�ej czerwcowej nocy Bruksela wydawa�a si�
niemal zupe�nie wyludniona. Tylko na obrze�ach placu sta�o kilku turyst�w,
kt�rzy jeszcze nie mieli ochoty i�� do ��ek, a nie bardzo wiedzieli, co ze sob�
pocz��. Beaurain zmierza� ku przeciwleg�ej, zaciemnionej stronie placu. Mia�
czterdzie�ci lat, pi�� st�p i dziesi�� cali wzrostu, ciemne brwi i g�ste w�osy,
zaczesane do ty�u nad wysokim czo�em; w jego postawie by�o co� wojskowego, a
wra�enie to pot�gowa�y silnie zarysowane szcz�ki i kr�tko przystrzy�ony w�s.
Pochodzi� z Liege, jego matka by�a Angielk�, ojciec Belgiem. W wieku trzydziestu
siedmiu lat doszed� do stopnia nadinspektora belgijskiej policji, kieruj�cego
pionem do walki z terroryzmem. Rok p�niej, kiedy jego �ona, Julie, dosta�a si�
w ogie� terroryst�w pr�buj�cych porwa� samolot na lotnisku w Atenach i zgin�a
na miejscu, wycofa� si� z pracy w policji. Wtedy stworzy� Teleskop.
W jednym z okien drgn�y zas�ony. Trzecie pi�tro, znakomity punkt strzelecki.
Rozsun�y si� do ko�ca. Jaki� m�czyzna w samej kamizelce wychyli� si� przez
okno, opar� �okciami o parapet i powi�d� spojrzeniem po placu. Beaurain straci�
zainteresowanie jego osob�. Okno by�o o�wietlone, sylwetka m�czyzny wyra�nie
rysowa�a si� na jasnym tle. �aden zawodowiec nie pope�ni�by takiego b��du.
Po raz trzeci pokonywa� t� drog� i po raz trzeci o tej samej porze. Przedtem
zmienia� zawsze zar�wno tras�, jak i godzin� przej�cia. By� to jedyny spos�b na
prze�ycie, je�li Syndykat postawi� na kim� krzy�yk. Przystan�� u wylotu rue des
Bouchers, w�skiej, brukowanej uliczki, pe�zn�cej pod g�r� od rozleg�ej, otwartej
przestrzeni placu. Potwornie chcia�o mu si� pali�.
� �adnych papieros�w � ostrzega� go Henderson. � To bardzo u�atwia strza� z
wi�kszej odleg�o�ci. A nam chodzi o to, �eby mu spraw� utrudni�, zmusi�, �eby
podszed� jak najbli�ej...
Po raz ostatni obejrza� si� przez rami�. Tury�ci s� zupe�nie nieszkodliwi,
stwierdzi� i wzruszywszy ramionami zapu�ci� si� w rue des Bouchers. Instynkt
podpowiada� mu, �e atak nast�pi w�a�nie w tym w�skim zau�ku. Wiod�o od niego
kilka dogodnych dr�g ucieczki � przecznic, podw�rek, przej�� mi�dzy domami.
� Niech pan si� trzyma cienia � m�wi� Henderson. � Trudniej mu b�dzie celowa�...
Dbaj�c o miarowo�� kroku, zacz�� pi�� si� uliczk� w g�r�. W strategicznych
punktach wzd�u� ca�ej trasy Henderson rozstawi� dwudziestu swoich ludzi. Jednych
na poziomie ulicy, innych w g�rnych oknach z widokiem na obie strony. Kilku na
pewno obstawia�o dachy. I jeszcze gdzie� tutaj musia� mie� sw�j punkt
dowodzenia, umo�liwiaj�cy ��czno�� za pomoc� walkie-talkie ze wszystkimi
cz�onkami oddzia�u. W tym momencie, kilkana�cie metr�w w przodzie, pojawi� si�
jaki� pijaczyna. Szed� powolnym, chwiejnym krokiem w stron� Beauraina,
pod�piewuj�c sobie co� pod nosem. Przystan��, opar� si� o �cian� i podni�s� do
ust butelk� � lew� r�k�. To by� Stig Palm�, jeden z ch�opc�w Hendersona. Praw�
r�k� zostawi� sobie woln�, by w ka�dej chwili m�c chwyci� za bro�. Kiedy Belg go
mija�, sta� nadal oparty o �cian�. Schemat obstawy zaczyna� si� klarowa�. Palm�
stanowi� dodatkowy odw�d, mia� zawr�ci� i zataczaj�c si� pod��y� za Beaura-inem
jako os�ona ty��w. Pozostawa� jeszcze jeden problem � by�o zbyt jasno.
Noc by�a bardzo ciep�a, przez otwarte okna dobiega�a paplanina znad zastawionych
kolacj� sto��w, �miech kobiet i brz�k szk�a. Na ulic� pada�y jasne smugi
�wiat�a. Nie mia� innego wyj�cia, musia� je przecina� � sun�cy wolno cel
strzelniczy.
Mia� na sobie zwyk�a ciemn� koszulk� polo. granatowe spodnie i buty na
kauczukowej podeszwie. Marynark� przerzuci� przez lew� r�k�. I wtedy ujrza� co�,
co go powa�nie zaniepokoi�o.
Nieco z przodu, przy skrzy�owaniu z pierwsz� przecznic�, sta�a kryta p�-
ci�ar�wka. W poprzek jej tylnych drzwiczek bieg� wielki bia�y napis Masarz.
Ka�da po�owa drzwiczek mia�a u samej g�ry okr�g�e okienko przypominaj�ce
iluminator. Dlaczego zak�ada�, �e Syndykat wys�a� tylko jednego cz�owieka? A
je�li otoczyli jego tras� ca�� grup�, kt�rej zadaniem by�o precyzyjnie
naprowadzi� morderc� na cel? A przede wszystkim, kto o tej porze odbiera dostaw�
mi�sa? Co� otar�o mu si� o nog�.
Nie podskoczy�, nie zatrzyma� si�. Spojrza� w d�. T�usty kocur jeszcze raz
otar� si� o niego i potruchta� do przodu, wymachuj�c kila ogona jak proporcem
i przystaj�c co kilka krok�w, jakby sprawdzaj�c, czy Beaurain gdzie� si� nie
zapodzia�. Mijaj�c wylot jakiej� bocznej uliczki. Beaurain dostrzeg� par�
kochank�w, splecionych w u�cisku. To te� m�g�by by� �wietny kamufla� dla
strzelca. �eby tak ten Palm�, kt�rego �piew ledwie do niego dociera�, by� cho�
troch� bli�ej. Ale para nawet nie drgn�a a� do chwili, kiedy straci� ja z oczu.
A teraz ju� za p�no na cokolwiek. Je�li to oni, Palm� b�dzie musia� jako� sobie
z nimi poradzi�. Wzrok Beauraina przyku�y okienka w tylnych drzwiczkach
furgonetki. Przeciwnik m�g� spokojnie go �ledzi�, gdy tymczasem on ca�y czas
musia� obserwowa� wszystko naraz � i p�ci�ar�wk�, i wyloty ulic, i
skrzy�owania, i okna nad restauracjami.
Nagle wszystko rozegra�o si� w�a�nie tak: jak to zupe�nie wykluczali. Morderca
wybra� bezpo�rednie podej�cie. Pojawi� si� nie wiadomo sk�d na rogu ulicy, tu�
obok p�ci�ar�wki, niski, mocno zbudowany, w lekkim p�aszczu przeciwdeszczowym,
i obiema r�kami zacz�� podnosi� na wysoko�� oczu wielkiego Lugera z lufa
paskudnie pogrubion� nakr�conym t�umikiem.
Beaurain zdo�a� tylko k�tem oka dostrzec jego twarz � nalan�, o zimnych oczach �
gdy� w tej samej chwili odrzuca� ju� marynark� i pada� na bruk, turlaj�c si�
zwinnie w bok. Zab�jca mia� dwa wyj�cia: przesun�� bro� poziomym �ukiem i zni�y�
j� na cel albo najpierw j� zni�y�, a dopiero potem przesun�� w bok. Wybra� to
drugie. I pope�ni� b��d. Podarowa� w ten spos�b Beaurainowi dwie dodatkowe
sekundy.
Unosz�c w g�r� pistolet gazowy, trzymany dotychczas pod marynark�, Beaurain
jednym p�ynnym ruchem wycelowa� i strzeli�. Pocisk trafi� niedosz�ego morderc� w
pier�, eksplodowa� i zasnu� mu gazem ca�� twarz. W tej samej chwili drzwiczki
furgonetki odskoczy�y na boki. Henderson jednym susem znalaz� si� przy
napastniku. Obiema d�o�mi chwyci� za r�k�, w kt�rej trzyma� bro�, i pot�nym
szarpni�ciem wykr�ci� j� w g�r� i do ty�u. Rozleg� si� st�umiony chrz�st.
M�czyzna otworzy� usta do krzyku.
Palm� w os�upiaj�cym tempie znalaz� si� tu� obok. Zaci�ni�t� pi�ci� trafi� w
otwarte usta, dusz�c w nich krzyk, i z ca�ych si� r�bn�� kolanem w brzuch. Gdyby
nie to, �e napastnik tkwi� nadal w �elaznym u�cisku Hendersona, impet tego ciosu
z�o�y�by go wp�. Henderson by� w przeciwgazowej masce, ale Palm� zaczyna�
odczuwa� skutki dzia�ania gazu i musia� si� cofn��.
Z wn�trza furgonu wyskoczy�o jeszcze kilku szturmowc�w, tak�e w maskach.
Otoczyli ciasno obu m�czyzn i pomogli Hendersonowi przenie�� i wci�gn�� je�ca
do samochodu. Tylne drzwiczki p�ci�ar�wki zatrzasn�y si� natychmiast za nimi.
Henderson zerwa� mask� z twarzy i poda� j� przez okienko kierowcy. Palm�
podni�s� z ziemi Lugera mordercy, wr�czy� Hendersonowi i wskoczy� do kabiny na
miejsce obok kierowcy. Furgonetka ruszy�a. Beaurain podni�s� i otrzepa�
marynark�, schowa� pistolet gazowy.
� W tej bocznej uliczce stoi pa�ski samoch�d � powiedzia� Henderson, ale uwag�
Beauraina przyku�o co innego. W oknie najbli�szej restauracji pojawi�a si�
na moment g�owa kobiety, kt�ra nachyli�a si� do kelnera podaj�cego jej ogie�.
Mia�a bardzo ciemne w�osy, siedzia�a sama przy stoliku.
� Lepiej znikajmy st�d, sir � ponagli� Henderson.
Dopiero kiedy znale�li si� w samochodzie, a Beaurain usiad� za kierownic�,
Henderson troch� si� rozlu�ni� i przekaza� posiadane informacje. Beaurain
uruchomi� swego Mercedesa 280E i ruszy� okr�n� tras�, kt�ra mia�a ich
wyprowadzi� z miasta na po�udnie.
� Facet, kt�rego z�apali�my, to Serge Lit�w. �ledzi�em go kiedy� w Pary�u.
� Nas�ali na mnie Rosjanina? Co� mi tu nie pasuje. Cho� faktycznie dotar�y do
nas s�uchy, �e przeszed� na drug� stron�. Czy wiemy, na czyj�?
� Spodziewa�em si� raczej, �e wy�l� Bauma. To jeszcze gro�niejszy facet.
� Rzeczywi�cie dziwne � przyzna� Beaurain. � A jak to zrobi�e�, �e ulokowa�e�
si� dok�adnie tam, gdzie trzeba?
� Po trosze zwyk�e szcz�cie, po trosze wynik rozpoznania. Przeczesali�my ca�y
ten sektor i niedaleko st�d natrafili�my na ukryte Suzuki. Pot�na maszyna,
doskonale nadaj�ca si� do b�yskawicznej ucieczki. Kaza�em wi�c Petersowi
przestawi� j� w inne miejsce i zaparkowa� nasz furgon w pobli�u tego
skrzy�owania. Wydawa�o si� to oczywiste. Nic si� panu nie sta�o, sir?
� Wiesz co, Henderson? Nie mam poj�cia dlaczego, ale ca�y jestem mokry od potu.
� To przez t� upaln� noc, sir.
� Nie wiem, czy przypadkiem nie po�pieszyli�my si� z tym odjazdem.
� Wydawa�o mi si�. �e wed�ug planu mieli�my znikn�� z miejsca akcji i wr�ci� do
bazy natychmiast, jak tylko ryba wpadnie w sieci.
� Nie, nie chodzi mi o furgonetk�. Mia�em na my�li nas dw�ch. Przypu��my, �e
Litowowi uda�oby si� mnie zabi�. I �e z kolei ty zabi�by� jego, co przecie� z
�atwo�ci� mog�oby si� zdarzy�. Syndykat musia� przewidzie� tak� ewentualno��. Co
w tej sytuacji robi?
� Stawia kogo� na czatach, �eby obserwowa� przebieg akcji i doni�s� o jej
wynikach. Ale czy tam w og�le by�o jakie� miejsce, w kt�rym mogliby bezpiecznie
umie�ci� swojego cz�owieka?
� Restauracja po przeciwnej stronie tej bocznej uliczki. � �eby wpu�ci� wi�cej
ch�odnego powietrza, Beaurain wcisn�� klawisz odsuwaj�cy automatycznie dach jego
ukochanego 280E. � Ale pewnie si� myl� � zako�czy� rozmow� i przy�pieszy�, by
dogoni� furgonetk� przewo��c� Litowa, kt�ra do tej pory musia�a ju� mocno ich
wyprzedzi�. Nie m�g� jednak zapomnie� szczup�ej, bia�ej d�oni z cygarniczk�,
kt�r� tamta dziewczyna wyci�ga�a ku kelnerowi. Nie dawa�o mu spokoju, �e nie
zdo�a� zobaczy� jej twarzy.
ROZDZIA� 2
Siedz�c samotnie przy stoliku pod oknem w Auberge des Roses, Sonia Karnell
obserwowa�a zaj�cie na rue des Bouchers w lusterku swojej puderniczki. Zrobione
z najlepszego szk�a i zawsze idealnie czyste, by�o jednym z narz�dzi bardzo
pomocnych w jej fachu. Podczas gdy pozostali go�cie w restauracji spo�ywali ze
smakiem kolacj�, nie zwracaj�c uwagi na to, co si� dzieje wok� nich, Sonia
Karnell gra�a rol� pr�nej trzydziestolatki, kt�ra nie mo�e si� powstrzyma� od
ci�g�ego zerkania w lusterko.
Widzia�a b�yskawiczny i zdecydowany atak na Serge'a Litowa. Mordercza
skuteczno�� operacji Teleskopu wywar�a na niej du�e wra�enie; uzna�a, �e musi to
w��czy� do swego raportu. Odczeka�a dziesi�� minut i poprosi�a o rachunek.
Opuszczaj�c restauracj� zignorowa�a pe�ne podziwu m�skie spojrzenia. Ruszy�a
spiesznie do wynaj�tego Peugeota, kt�rego zostawi�a �wier� mili od restauracji.
Drogi za miastem by�y o tej porze niemal zupe�nie puste, tote� do celu swej
podr�y dotar�a w nieca�e dwie godziny.
Wje�d�aj�c do Brugii cz�owiek czuje si� tak, jakby machina czasu przenios�a go
pi��set lat wstecz. Stare miasto stanowi istny labirynt kana��w,
�redniowiecznych uliczek, zau�k�w i placyk�w. W miar� zbli�ania si� do Hoogste
van Brugge czu�a narastaj�ce zdenerwowanie. Jego powodem by�o oczekiwane
spotkanie. Cz�owiek, do kt�rego w�a�nie jecha�a, nie zwyk� zbyt �askawie
traktowa� zwiastun�w z�ych nowin.
O drugiej nad ranem zaparkowa�a samoch�d, przesz�a pieszo kr�tk� boczn� uliczk�,
po czym skr�ci�a w brukowany, �lepy zau�ek nosz�cy nazw� Hoogste van Brugge. Tu
w�a�nie, pod numerem 285, zatrzymywa� si� doktor Otto Berlin podczas swych
rzadkich wizyt w Brugii.
Kiedy wk�ada�a klucz w zamek masywnych drzwi, nawet przez my�l jej nie przesz�o
obejrze� si� na dom po przeciwnej stronie ulicy.
Czuwa� w nim pewien cierpliwy Flamand z kamer� filmow�, wyposa�on� w noktowizor.
Uruchomi� j� ujrzawszy nadchodz�c� ciemnow�os� kobiet�, cho� wcale nie wiedzia�,
czy ma ona cokolwiek wsp�lnego z domem pod numerem 285. A wy��czy� dopiero
wtedy, gdy zamkn�a za sob� ci�kie drzwi. Okna w ca�ym domu przes�ania�y grube
story.
� Nic z tego, Lit�w nawali�. A co gorsza, ci z Teleskopu z�apali go �ywego i
wywie�li dok�d� furgonetk�, kt�ra czeka�a w pogotowiu.
Spodziewaj�c si� nieprzyjemnej reakcji swego szefa, postanowi�a ju� na wst�pie
przebrn�� przez najgorsze. Doktor Otto Berlin siedzia� przy obitym rypsem stole,
w ma�ym pokoiku na pierwszym pi�trze. Jedynym �r�d�em �wiat�a by�a stoj�ca na
tym samym stole mleczna kula, ocieniona kawa�kiem ciemnoczerwonego materia�u.
Sonia Karnell usiad�a naprzeciw niego, podsun�a krzes�o jak najbli�ej blatu i
wpar�a si� w nie mocno plecami. Nie doczekawszy si� �adnej odpowiedzi ze strony
m�czyzny, ci�gn�a dalej, chc�c go jako� ug�aska�. Cho� urodzi�a si� i
wychowa�a w Sztokholmie, m�wi�a p�ynnie po francusku.
� Teleskop mia� swoich ludzi dos�ownie wsz�dzie. Widzia�am wszystko z
restauracji, w kt�rej kaza� mi siedzie� Lit�w. Beaurain zn�w pojawi� si�
pieszo... Wszystko wygl�da�o tak niewinnie i naturalnie... Ta furgonetka, na
kt�r� nie zwr�ci�am �adnej uwagi, a w kt�rej si� ukryli... Wypadli ca�� hurm�,
dok�adnie w chwili, kiedy Lit�w mia� strzeli� zupe�nie na pewniaka. Po ka�dym
mo�na by si� tego spodziewa�, ale po Litowie? Jak on m�g� wpa�� w tak� pu�apk�?
� Wcale w ni� nie wpad�.
Doktor Otto Berlin z pewno�ci� przekroczy� ju� czterdziestk�, ale chyba jeszcze
nie dobi� sze��dziesi�tego roku �ycia. By� bardzo gruby, str�ki w�os�w zwisa�y
mu w nie�adzie na czo�o. Nosi� czarny w�sik opadaj�cy w d� ku k�cikom ust i
niezwykle silne okulary w rogowej oprawie, z wypuk�ymi soczewkami szkie�. I
czarne r�kawiczki ze �wi�skiej sk�ry. Odpowied� pad�a w tym samym j�zyku,
kt�rego u�y�a dziewczyna. Otworzy�a ze zdumienia szeroko oczy.
� Nie wpad�?! � powt�rzy�a. � Ale�... jestem pewna, �e to by� Lit�w!
� Owszem, to by� Lit�w � zgodzi� si� Berlin.
� Skoro to by� Lit�w, to ju� nic nie rozumiem! � wybuchn�a. � Mia� za zadanie
zabi� Beauraina i uciec.
� Nic podobnego. Jego zadaniem by�o przenikn�� do Teleskopu i zlokalizowa�
g��wn� baz�. Dopiero w�wczas b�dziemy mogli opracowa� plan zniszczenia tej
piekielnej organizacji i ca�ego jej diabelskiego pomiotu.
� I Lit�w � ci�gn�a z niedowierzaniem Sonia Karnell � tak po prostu ma si� da�
zabra� do tej bazy, ustali� jej po�o�enie i p�dem wr�ci� do nas z t� informacj�?
Bo prysn�� z takiego miejsca, to dla Litowa, oczywi�cie, jak splun��...
Berlin pochyli� si� nad sto�em. Jego wielki cie� wype�z� na ca�y sufit.
Wierzchem d�oni wymierzy� dziewczynie policzek.
� Nigdy wi�cej nie m�w do mnie takim tonem.
� To tylko dlatego � wyj�ka�a � �e to dla mnie szok. To, �e mi pan nie ufa.
� Znasz przecie� zasady naszej pracy, droga Soniu. � Mrucza� teraz przymilnie
jak kot, ale w jego g�osie nadal d�wi�cza�a gard�owa nuta zdradzaj�ca gro�b�
czaj�c� si� w s�owach. � Ka�dy wie tylko tyle, ile jest nieodzowne do wykonania
konkretnego zadania. Chyba pora zbiera� si� do wyj�cia. Zaparkowa�a� samoch�d
8
na TZandzie? To dobrze. Po drodze uprzedzimy nasz� siatk�, ca�� siatk�, �eby w
pe�nym pogotowiu oczekiwali na nast�pne posuni�cie Beauraina.
Policzek, kt�ry otrzyma�a, nie sprawi� jej w�a�ciwie b�lu: ot, taka sobie
nied�wiedzia pieszczota. Gdyby uderzy� j� naprawd�, wyl�dowa�aby na pod�odze pod
�cian�, zapewne z przetr�conym karkiem. Wsta�a z krzes�a, patrz�c z niesmakiem
na jego pomi�ty i wy�wiechtany garnitur. Berlin wyj�� z szafki dwa r�czne
granaty, dok�adnie je sprawdzi� i poutyka� w kieszeniach marynarki. By�y
odblokowane, w ka�dej chwili gotowe do u�ycia.
Zszed� pierwszy w�skimi schodami, przeciskaj�c si� mi�dzy por�cz� balustrady i
�cian� z odpadaj�cym tynkiem. Sonia Karnell spojrza�a na zegarek. By�a 2.30
rano. Berlin wola� podr�owa� i za�atwia� swoje sprawy noc�. �Zmrok mnie zawsze
o�ywia", lubi� mawia� p�artem.
W��czy�a kieszonkow� latark�, kt�r� zawsze nosi�a w torebce, i wysz�a za
Berlinem na ulic�. Domy przy Hoogste van Brugge, wszystkie przylegaj�ce �ci�le
do siebie i zbudowane przed wiekami, przypomina�y ustawione na sztorc pude�ka
zapa�ek, w�szym bokiem zwr�cone w stron� ulicy. Berlin wyci�gn�� z kieszeni
beret i wcisn�� na g�ow�.
� To has�o ma dotrze� do ca�ej siatki, na wszystkie poziomy? � upewni�a si�. �
A� do samej g�ry?
� A� do samej g�ry � potwierdzi�.
Zimne oczy za grubymi soczewkami nie zmieni�y wyrazu, kiedy o�wietli�a je na
sekund� latark�. Berlin zna� pow�d jej zaskoczenia, wiedzia�, sk�d ta potrzeba
upewnienia si�. Has�o, kt�re kaza� rozes�a�, wydawano rzadko. Stawia�o ono na
nogi ca�� armi� obserwator�w, nakazywa�o im �ledzi� i donosi� o wszystkich
poczynaniach, dzia�aniach, ruchach i rozmowach Julesa Beauraina, szefa
Teleskopu. Has�o to brzmia�o: ZENIT.
Mia�o ono dotrze� do recepcjonist�w w hotelach, obs�ugi dworc�w lotniczych i
kolejowych, pracownik�w stacji benzynowych, celnik�w i urz�dnik�w odprawy
paszportowej w portach. Teoretycznie Jules Beaurain nie m�g�by zrobi� nawet
kroku, �eby nie doniesiono o tym natychmiast doktorowi Berlinowi.
Ale has�o to mia�o trafi� tak�e do ludzi zajmuj�cych znacznie bardziej
eksponowane stanowiska. Co najwa�niejsze � i to w�a�nie tak wstrz�sn�o Soni�
Karnell � mia�o dotrze� do ludzi kontroluj�cych banki i ca�y przemys�, kt�rzy
r�wnie skwapliwie, ponaglani tym samym strachem, co najn�dzniejszy baga�owy,
b�d� od tej chwili informowa� o wszystkich swoich najdrobniejszych nawet
kontaktach z Julesem Beaurainem. Ca�a zachodnia Europa dowie si�, �e jego los
zosta� przes�dzony. Nast�pne has�o b�dzie rozkazem wykonania wyroku �mierci.
* * *
Na pierwszym pi�trze domu naprzeciwko Fritz Dewulf krz�ta� si� przy swojej
kamerze jak w ukropie. Zdj�cia kobiety powinny wyj�� zupe�nie dobrze. A
m�czyzny nawet jeszcze lepiej � tego Dewulf by� pewien. Z�apa� na ta�m� jego
ca�� twarz, gdy facet rozgl�da� si� po ulicy. Mia� nadziej�, �e to w�a�nie ten
cz�owiek zainteresowa� doktora Goldschmidta, bo doktor p�aci� wed�ug warto�ci �
rynkowej warto�ci.
� Ciekawe, komu to, w odpowiednim czasie, doktor Goldschmidt ma zamiar sprzeda�
te pi�kne zdj�cia � mrukn�� do siebie, usadawiaj�c si� wygodnie, by kontynuowa�
swe nocne czuwanie. Istnia�o pewne prawdopodobie�stwo powrotu w�a�ciciela domu
numer 285, cho� Dewulf raczej w to w�tpi�: w sposobie, w jaki t�uscioch
odchodzi� sprzed swego domu, by�o jakie� zdecydowanie sugeruj�ce, �e niepr�dko
pojawi si� z powrotem. W ka�dym razie nie w ci�gu najbli�szych kilku godzin.
Nagle wpad�a mu do g�owy pewna my�l i u�miechn�� si� pod nosem. A mo�e doktor
Goldschmidt sprzeda film w�a�nie temu grubasowi, kt�ry robi� w nim za g��wn�
gwiazd�? Takie rzeczy ju� si� zdarza�y.
By�o to przypuszczenie, kt�re nigdy nie posta�oby mu w g�owie, gdyby mia� cho�
blade poj�cie o to�samo�ci os�b zamieszanych w t� spraw�.
* * *
Berlin siedzia� bez s�owa i bez ruchu na przednim siedzeniu wynaj�tego Peu-
geota, zmierzaj�cego w stron� Gandawy i Brukseli. Sonia Karnell, kt�ra
prowadzi�a niemal ka�dy samoch�d z wpraw� i brawur� zawodowca Formu�y I � by� to
jeden z wielu jej talent�w cenionych przez Berlina � mocno si� pilnowa�a, �eby
nie przerwa� milczenia. Do�wiadczenie nauczy�o j� zwraca� baczn� uwag� na
nastroje szefa; najdrobniejszy b��d w ich ocenie m�g� sprowokowa� niebezpieczny
wybuch. Kiedy podejmowa� jak�� decyzj�, potrafi� czasami nie odezwa� si� s�owem
nawet przez godzin�.
� Ciemno�� pomaga mi si� skoncentrowa� � wyja�ni� jej kiedy�. � Pewnie nale�� do
stworze� wiod�cych nocny tryb �ycia. W wi�kszo�ci ludzi noc budzi strach. A ja
j� lubi�.
Po obu stronach drogi ci�gn�y si� szerokie pola bez jakiegokolwiek �ladu
ludzkich siedzib w zalegaj�cej ciemno�ci. Sonia skr�ci�a z g��wnej szosy,
zwalniaj�c przed ostrym zjazdem, po czym ostro�nie, na d�ugich �wiat�ach,
ruszy�a w d� w�sk� drog� wysypan� �wirem. Berlin drgn��, jak wyrwany ze
�pi�czki.
10
� Ju� dojechali�my? � spyta� z pewnym zdziwieniem.
� Tak, rozmy�la� pan � odpar�a w spos�b, w jaki kto� m�g�by powiedzie� �spa�
pan".
� Na wszelki wypadek od razu zawr��...
Tylko du�ym wysi�kiem woli powstrzyma�a wybuch irytacji. W przeciwie�stwie do
Berlina, kt�ry zdawa� si� nigdy nie czu� zm�czenia, by�a wyko�czona i o niczym
tak nie marzy�a, jak o tym, by jak najszybciej znale�� si� w ��ku. Przecie� to
oczywiste, �e najpierw by zawr�ci�a. A przez �wszelki wypadek" Berlin chcia�
powiedzie�, �e gdyby wpad�a w jakie� tarapaty, to on musi mie� mo�liwo��
natychmiastowego odjazdu � i zostawi j�, �eby radzi�a sobie sama. Nie budzi�o to
w niej buntu; rozumia�a t� konieczno��.
Natomiast do sza�u doprowadza� j� fakt, �e uwa�a� za konieczne o tym
przypomnie�.
Prze��czy�a �wiat�a na postojowe i zgasi�a silnik, zostawiaj�c kluczyki w
stacyjce. Nast�pnie bez s�owa si�gn�a pod fotel. Po�o�y�a mu na kolanach swego
Lugera i odwr�ci�a si�, �eby otworzy� drzwiczki.
� Przed wej�ciem na pok�ad sprawd�, czy Frans i ta suka na pewno s� sami. Ta
przestroga wprawi�a j� w os�upienie. Musia�o si� zanosi� na co� naprawd�
niezwyk�ego, skoro traktowa� j� w ten spos�b. Uzna�a, �e to pewnie z powodu
zbli�aj�cego si� kulminacyjnego momentu akcji przeciwko Teleskopowi. Zacisn�a w
r�ku latark� i zesz�a rzadko u�ywan� �cie�k�. W nos uderzy� j� smr�d kana�u.
Teraz zn�w w g�r�, na nabrze�e, przy kt�rym cumowa� Frans Darras. Kiedy dotar�a
do szczytu �cie�ki, snop �wiat�a jej latarki pad� na wielki kad�ub barki. W tym
samym momencie o�lepi� j� blask reflektora. Rany boskie, nic nie widz�! �
pomy�la�a gor�czkowo. Policja?! A ja mam w torebce automatycznego Walthera i
zapasowy magazynek! Os�oni�a r�k� oczy. Gdzie� z pobli�a dobieg� g�os Fransa
m�wi�cego po francusku:
� To ona, Roso. Mo�esz wy��czy� �wiat�o.
Nadal zupe�nie o�lepiona, Sonia Karnell da�a wreszcie upust swojej w�ciek�o�ci.
� Ty g�upia dziwko! Mog�a� zawo�a�, zamiast o�wietla� ca�� okolic� t� pieprzon�
lamp�!
Z ciemno�ci wy�oni� si� Frans z obrzynkiem w r�ku i uj�wszy d�o� Soni, jej
w�asn� latark� wskaza� wej�cie na bark�.
� Mamy ZENIT, Frans. Dlatego przyjecha�am.
� ZENIT!
� Ciszej, cz�owieku!
Frans wzi�� od Rosy reflektorek i poda� jej strzelb�.
� Pilnuj pok�adu � poleci�, a zwracaj�c si� do Soni spyta� przyciszonym g�osem,
wskazuj�c w kierunku zaparkowanego samochodu. � On tu jest?
� Tak. 1 nie b�dzie zachwycony tym idiotyzmem z lamp�. Zeszli pod pok�ad.
11
� To moja wina. Kaza�em jej w��czy� �wiat�o, sam stan��em w ciemno�ci ze
strzelb�. S�yszeli�my silnik samochodu. Sk�d mogli�my wiedzie�, �e to wy, a nie
policja albo tamci?
� Jacy tamci?
Sonia zdo�a�a si� opanowa� i zada� to pytanie normalnym tonem, ale odwr�ci�a
wzrok w obawie, �eby nie wyczyta� w nim szoku, w jaki wprawi�y j� jego s�owa.
� Jak to jacy? Z Teles... � urwa� nagle w p� s�owa. � Ju� nadaj� ten sygna� �
wymamrota� otwieraj�c szafk�. � Jak dok�adnie ma brzmie�? Zapisz� sobie.
� I dobrze zrobisz � odpar�a zimno, obserwuj�c teraz ka�dy jego gest. � Nadasz
do wszystkich kom�rek siatki: Jules Beaurain, by�y nadinspektor policji
belgijskiej, zamieszka�y w Brukseli w pobli�u Boulevard Waterloo, Zenit,
powtarzam, Zenit.
Darras wyci�gn�� z dolnej p�ki szafki k��b zmi�tego ubrania, pomajstrowa� co� w
rogu przy samej g�rze i na poz�r solidnie umocowana tylna �cianka odsun�a si� w
bok, otwieraj�c dost�p do pot�nego nadajnika. Nacisn�� inny guzik i z pok�adu
wysun�a si� automatycznie iglica anteny, pe�zn�c w g�r� wzd�u� masztu anteny
telewizyjnej, a� jej czubek rozp�yn�� si� w ciemno�ci nocy. Nadajnik by� got�w
do pracy, a jego moc w zupe�no�ci wystarcza�a, by wys�any st�d sygna� dotar� do
ka�dego zak�tka zachodniej Europy. Darras nastawi� zegar na trzy minuty; nie
wolno mu by�o ich przekroczy�. Wozy radiolokacyjne potrzebowa�y zwykle pi�ciu
minut, �eby namierzy� �r�d�o wychwyconych sygna��w.
� Wracam do samochodu � powiedzia�a Sonia wci�� lodowatym tonem. � Pami�tasz, �e
podczas nadawania barka ma by� w ruchu?
� Mia�em odbi�, jak tylko zejdziesz na l�d.
� No, to si� po�piesz!
Wchodz�c na pok�ad po lepi�cych si� od brudu schodkach, poczu�a pod stopami
dr�enie oznajmuj�ce, �e Darras w��czy� rozklekotany silnik. Rosy nigdzie nie
by�o wida�. Sonia zsun�a si� ze skarpy nabrze�a, po czym zaro�ni�t� pokrzywami
�cie�k� wdrapa�a si� z powrotem na �wirow� drog�. Berlin siedzia� przy
wy��czonych �wiat�ach postojowych i trzyma� w r�ku Lugera. Poda� go jej bez
s�owa. Kiedy si�gn�a do kluczyk�w w stacyjce, zatrzasn�� jej d�o� w �elaznym
u�cisku.
� Nie by�o ci� d�u�ej ni� zwykle. Co to by�o z tym �wiat�em? Jak najzwi�-lej �
doktor Otto Berlin nie znosi� zb�dnych s��w � zda�a mu sprawozdanie. Pochylony
lekko do przodu, wys�ucha� jej z wyra�n� uwag�.
� I co o tym wszystkim s�dzisz? � spyta� na koniec.
� Jestem zaniepokojona. Nie lubi� tej Rosy, ale to akurat nie ma nic do rzeczy.
Wydaje mi si� jednak, �e ona ma spory wp�yw na Fransa.
� A sam Frans?
12
� Sam Frans niepokoi mnie jeszcze bardziej. Odnosz� wra�enie, �e zaczyna goni� w
pi�tk�. Jestem pewna, �e nie mia� zamiaru odbi� od brzegu przed rozpocz�ciem
nadawania.
� To w�a�nie w twojej opowie�ci najbardziej mnie uderzy�o � odpar� Berlin w
zamy�leniu. � Teraz mo�esz zapali� silnik.
� S�dzi pan, �e powinni�my usun�� Darrasa z siatki? � spyta�a ruszaj�c �wirow�
drog� ku g��wnej szosie.
� To znacznie powa�niejsza sprawa � orzek� Berlin. � Chyba trzeba przys�a� im
kogo� w odwiedziny.
ROZDZIA� 3
Kiedy Serge'a Litowa wtaszczono do furgonetki i tylne drzwiczki zatrzasn�y si�
za nim z hukiem, odczuwa� ju� silny b�l w z�amanej przez Hendersona r�ce. Ale
jedn� z umiej�tno�ci, kt�re posiad� w swym twardym �yciu, by�a sztuka znoszenia
b�lu, tote� w chwili, gdy samoch�d rusza�, nadal dysponowa� pe�n� jasno�ci�
umys�u.
Po�o�ono go na noszach na obitej sk�r� kozetce przy�rubowanej do pod�ogi pod
lew� �cian�. Na drzwiach furgonetki widnia� wprawdzie napis Masarz, ale wewn�trz
wyposa�ono j� raczej jak zaimprowizowan� karetk� pogotowia. Pochyli� si� nad nim
jaki� m�czyzna w masce chirurgicznej na twarzy, zbada� mu rami� i odezwa� si�
po angielsku:
� Zrobi� panu zastrzyk z morfiny, �eby u�mierzy� b�l. Czy pan rozumie, co do
pana m�wi�?
Lit�w obrzuci� spojrzeniem dw�ch pozosta�ych pasa�er�w karetki, siedz�cych pod
przeciwleg�� �cian�. Obaj mieli na sobie kominiarki, rozpi�te pod szyj�
granatowe koszule i d�insy. Jeden z nich trzyma� na kolanach pistolet maszynowy.
Dwie pary oczu wpatrywa�y si� w niego zimno i beznami�tnie, gdy zastanawia� si�,
czy odpowiedzie� w tym samym j�zyku. Ta decyzja mog�a zawa�y� na jego
przysz�o�ci. Po angielsku m�wi� lepiej ni� p�ynnie; ukry�by w ten spos�b swoj�
prawdziw� narodowo��.
� A sk�d mog� wiedzie�, czy w tej strzykawce jest rzeczywi�cie morfina? �
spyta�.
� Obawia si� pan, �e mo�e to by� pentotal sodowy? �eby zacz�� pan m�wi�? Jako
lekarz nie m�g�bym tego zrobi�, zw�aszcza w pa�skim stanie. � Anglik m�wi�
�agodnym g�osem, a w jego oczach, kt�re patrzy�y uwa�nie sponad maski, by�o co�,
co w Litowie � wbrew wszystkiemu, co mu kiedykolwiek wpojono � wzbudza�o
zaufanie. � A poza tym, czeka pana lot. Dlaczego nie mia�by go pan odby� we w
miar� komfortowych warunkach?
Natychmiast po u�o�eniu go na noszach przykuto mu zdrow� r�k� kajdankami do
dr��ka. W podobny spos�b przytwierdzono w kostkach obie nogi, a klatk� piersiow�
przypi�to dodatkowo sk�rzanym pasem. By� zupe�nie bezradny, a fale
przeszywaj�cego b�lu grozi�y w ka�dej chwili utrat� przytomno�ci.
14
� R�b pan ten zastrzyk � odpar� szorstko. Lekarz odczeka�, a� samoch�d na chwil�
przystanie, zapewne pod �wiat�ami, po czym z wpraw� przetar� �rodkiem
odka�aj�cym z�aman� r�k� i wbi� ig��. Po pewnym czasie, na jakim� innym p�askim
odcinku drogi, nastawi� z�amanie i za�o�y� szyn�.
Czas p�yn��, a furgonetka mkn�a naprz�d; kierowca w�a�nie przy�pieszy�, jakby
zostawi� za sob� ostatnie zabudowania miasta. Lit�w za wszelk� cen� stara� si�
jak najdok�adniej ustali� dwa elementy: kierunek, w kt�rym si� posuwali � cho�by
orientacyjny � i szybko�� jazdy. W ten spos�b m�g�by z grubsza obliczy� przebyt�
odleg�o��.
Na pocz�tku wielokrotnie przystawali, prawdopodobnie pod �wiat�ami, teraz jednak
jechali ju� bez przerwy, chyba jak�� autostrad�. Bardzo starannie wybra� moment
� gdy w pewnej chwili samoch�d przystan��, a trio siedz�ce na kozetce
naprzeciwko spojrza�o w stron� kabiny kierowcy, jakby sprawdzaj�c, czy nie
zanosi si� na jakie� k�opoty � i zerkn�� ukradkiem na zegarek. Pozostawienie mu
zegarka by�o powa�nym przeoczeniem z ich strony.
Samoch�d ruszy� dalej i jego trzej stra�nicy wyra�nie si� rozlu�nili. Lit�w
przymkn�� oczy. Uwzgl�dniaj�c szybko�� furgonetki i dwana�cie kr�tkich postoj�w,
obliczy�, �e pokonali oko�o dwustu kilometr�w. Musieli ujecha� spory kawa� drogi
od Brukseli. Na zach�d, w kierunku wybrze�a? Dawno by do niego dotarli. Na
po�udnie, ku Francji? Ju� jaki� czas temu musieliby przekroczy� granic�, co
oznacza�o punkt kontroli dokument�w, a niczego takiego nie by�o. Na p�noc, w
stron� Holandii? Te same kontrargumenty. Do granicy z Holandi� by�o znacznie
bli�ej ni� dwie�cie kilometr�w. To samo odnosi�o si� do Niemiec. Pozostawa�
zatem tylko jeden kierunek i jeden obszar wchodz�cy w rachub�: po�udniowy wsch�d
i Ardeny.
* * *
Beaurain pojecha� t� sam� tras� i dawno ju� wyprzedzi� furgonetk�. Min�� w�a�nie
Namur, gdzie brzegi Mozy opadaj� pionowymi urwiskami do samej wody. O tej porze
szosa by�a niemal zupe�nie pusta, Mercedes Beauraina zdawa� si� szybowa� w
ciemno�ci. Za Namur skr�ci� na Marche-en-Famenne i Bastogne, gdzie Amerykanie
stoczyli w czasie drugiej wojny s�ynn� bitw� z Niemcami. Znale�li si� teraz w
odludnej okolicy, w�r�d wysokich wapiennych wzg�rz, parow�w i g�stych las�w.
� Jock � odezwa� si� Beaurain, zwalniaj�c przed ostr� serpentyn� na drodze �
tam, w Brukseli, mia�em na poz�r kup� szcz�cia. Gdyby Lit�w by� o sekund�, dwie
szybszy, to mnie wie�liby�cie teraz t� furgonetk�.
15
� Byli�my dobrze przygotowani. Pan sam by� bardzo szybki.
� A ten motocykl? Trudno go by�o znale��?
� Nie bardzo, cho� przyznam, w�a�nie czego� takiego szukali�my. Sta� oparty o
�cian� domu w jednej z uliczek tu� przy tamtym skrzy�owaniu.
� Ach tak... � Beaurain spojrza� k�tem oka na profil Hendersona. Piaskowe w�osy
mia� kr�tko przyci�te, by� g�adko ogolony, a jego ko�ciec znamionowa� si��.
Stanowcze usta, wydatne szczeki i czujne oczy, kt�re niczemu nie wierzy�y na
s�owo. Beaurainowi poszcz�ci�o si�, �e zdo�a� go pozyska�, gdy Henderson
odszed� z SAS � cho� w rzeczywisto�ci by�o akurat na odwr�t. To Henderson
porzuci� SAS, by wst�pi� do Teleskopu. Bomba, od kt�rej zgin�a w Belfa�cie jego
narzeczona, sk�oni�a go do zmiany ca�ego trybu �ycia. Wyszkolenie i
do�wiadczenie, jakie zdoby� w SAS, czyni�y z niego idealnego dow�dc� kluczowej
sekcji Teleskopu, zwanej potocznie sekcj� szturmow�.
Rozleg� si� brz�czyk radiotelefonu. Beaurain podni�s� s�uchawk�. Najpierw co�
zatrzeszcza�o, a potem ju� zupe�nie czysto zabrzmia� m�ski g�os.
� M�wi Alex Calder. Czy s� jakie� nowiny na temat przesy�ki? � m�wi� po
francusku, starannie odmierzaj�c s�owa.
� Tu Benedykt � odpar� Beaurain. � Prosz� oczekiwa� przesy�ki za trzydzie�ci
minut. Czy dokumenty spedycyjne gotowe?
� Oczywi�cie, sir. Mo�emy wyprawi� towar dalej dok�adnie w chwili jego
przybycia. Zw�aszcza teraz, gdy znamy ju� godzin� dostawy. Do widzenia.
Beaurain od�o�y� s�uchawk� i zwr�ci� si� do Hendersona:
� Helikopter czeka tylko na dostarczenie Litowa. Wszystko musi si� odby� jednym
p�ynnym ruchem. To warunek powodzenia.
� My�la�em nad tym, co pan powiedzia� na rue des Bouchers. Doszed�em do wniosku,
�e ma pan racj�. Syndykat rzeczywi�cie powinien by� mie� w pobli�u jakiego�
obserwatora.
� Co oznacza, �e w tej chwili ju� wiedz� o pojmaniu Litowa. Trzeba si�
zastanowi�, jak na to zareaguj�.
� Mnie co innego nie daje spokoju. � Szkot poruszy� si� niespokojnie w fotelu. �
Jeszcze o tym panu nie wspomnia�em, wszystko dzia�o si� tak szybko.
� O czym mi nie wspomnia�e�?
� �e kiedy wyrwali�my Litowowi Lugera, rewolwer nie by� odbezpieczony.
Wjechali ju� g��boko w arde�skie lasy. Ksi�yc w pe�ni chybota� si� jak
gigantyczny lampion mi�dzy palisad� sosen porastaj�cych z obu stron drog�. Na
przestrzeni ostatnich dwudziestu kilometr�w nie napotkali �adnego innego
pojazdu. Kiedy zbli�yli si� do kolejnego zakr�tu, reflektory Mercedesa wy�oni�y
z ciemno�ci kamienne s�upy i otwart� na o�cie� bram� z kutego �elaza. Ozdobny
napis na metalowej tabliczce przybitej do lewego s�upa g�osi�: Chdteau Wardin.
16
* * *
Chateau Wardin. To tu w�a�nie wszystko si� zacz�o, przebieg�o przez my�l
Beaurainowi, kiedy znale�li si� na kr�tej alei dojazdowej za bram�. To tu
powsta� Teleskop. Przez trzy dni po pogrzebie swojej �ony nie rusza� si� z
mieszkania w Brukseli, nie otwiera� nikomu drzwi, nie odpowiada� na telefony,
nic nie jad� i pi� tylko wod� mineraln�. Po up�ywie tych trzech dni wyszed� na
�wiat, z�o�y� rezygnacj� ze stanowiska szefa grupy antyterrorystycznej i zwr�ci�
si� do w�a�ciciela Chateau Wardin o wsparcie finansowe.
Baron de Graer, prezes Ban�ue du Nord i jeden z najbogatszych ludzi w Europie,
zaopatrzy� Beauraina w fundusze warto�ci miliona funt�w szterling�w. Jego te��,
w�a�ciciel jednego z londy�skich bank�w handlowych, dostarczy� drugiego miliona.
Ale to w�a�nie Chateau Wardin, ofiarowany mu na dok�adk� przez barona de Graer,
postawi� do dyspozycji Beauraina tereny poligonowe dla szturmowc�w, gdzie
Henderson zrobi� z nich najsprawniejszych komandos�w Europy.
Rekrutacj� przeprowadzono ze znacznie wi�ksz� staranno�ci�, ni� robi to przy
naborze nowych pracownik�w wi�kszo�� tak zwanych zawodowych s�u�b tajnych. Do
wszystkich podstawowych kryteri�w dodano kryterium motywu � kandydat�w, m�czyzn
i kobiet, poszukiwano wy��cznie w�r�d os�b, kt�re ponios�y podobne straty jak
Beaurain; w�r�d m��w, kt�rzy utracili �ony, i �on, kt�re utraci�y m��w, w tej
dwudziestowiecznej rzezi, zwanej na po�miewisko czasem pokoju. Henderson
przyprowadzi� ze sob� kilku ludzi ze Special Air Service, bacz�c pilnie, by
motywem, kt�ry nimi kierowa�, nie by�a ch�� zarobku. Szkot gardzi� najemnikami.
Ju� wkr�tce Teleskop przeprowadzi� trzy wi�ksze akcje. Na lotnisku w Rzymie
zastrzelono czterech porywaczy, kt�rzy uprowadzili samolot Air France. Nikt nie
zauwa�y� snajper�w Hendersona: ulotnili si� z miejsca akcji karetk� pogotowia,
przebrani za sanitariuszy. W Dusseldorfie policja oblega�a bank, w kt�rym
terrory�ci przetrzymywali zak�adnik�w. Nikt nigdy nie doszed� do tego, w jaki
spos�b nie zidentyfikowani osobnicy w maskach typu kominiarek dostali si� na
pierwsze pi�tro budynku, po czym zbiegli na parter i zlikwidowali grup� bandyt�w
uzbrojonych w granaty i pistolety maszynowe. W Wiedniu � porwanie dokonane przez
ormia�skich terroryst�w. Nie zidentyfikowani strzelcy wyborowi zabili pod os�on�
nocy wszystkich Ormian i rozp�yn�li si� w ciemno�ci jak duchy. Ale po ka�dej z
tych akcji � i wielu, wielu innych � policja natrafia�a na ten sam przedmiot
pozostawiony jako znak rozpoznawczy. Teleskop.
Wi�kszo�� rz�d�w europejskich by�a wrogo nastawiona do tej prywatnej
organizacji, kt�ra potrafi�a dokona� tego, czego oni nie byli w stanie. W obawie
jednak, by fakt istnienia Teleskopu nie przedosta� si� do publicznej wiadomo�ci,
17
zgodzono si� na kompromis. Zezwolono, by zas�ugi za uwie�czone powodzeniem akcje
w Rzymie, Diisseldorfie i Wiedniu przypisa�y sobie ich w�asne s�u�by
bezpiecze�stwa.
� Politycy wyszliby na strasznych g�upc�w, Mesie � t�umaczy� Ren� La-tour, szef
francuskiego kontrwywiadu, swemu staremu przyjacielowi, Julesowi Beaurainowi,
przy obiedzie, kt�ry jedli razem w czasie jego wizyty w Brukseli.
� Pami�tasz, jak jakie� trzy lata temu powiedzia�em ci, �e ze wzgl�du na moj�
dalekowzroczno�� prezydent nazywa mnie swoim teleskopem?
� Nie, nie pami�tam � sk�ama� Beaurain.
� Przypomnia�o mi si� to podczas pewnego zebrania, na kt�rym przedstawiciele
wszystkich naszych s�u�b specjalnych debatowali nad Teleskopem i zachodzili w
g�ow�, kto mo�e by� szefem tak niezwyk�ej organizacji.
� Co ty powiesz � zby� go w�wczas Beaurain i, ignoruj�c badawcze spojrzenie
przyjaciela, zmieni� temat.
Informacja. Belg od samego pocz�tku przewidywa�, �e spraw� najwy�szej wagi dla
jego organizacji, je�li ma dzia�a� odpowiednio szybko i bezwzgl�dnie, b�dzie
sta�y, b�yskawiczny dop�yw poufnych i tajnych informacji. I to by�a jedyna
dziedzina, w kt�rej pos�ugiwano si� pieni�dzmi. Wyp�acano poka�ne sumy starannie
dobranej siatce szpieg�w we wszystkich rodzajach �rodk�w masowego przekazu, w
wielu agendach rz�dowych i w wielu krajach. I zawsze korzystano z kana�u z
dwiema wodoszczelnymi grodziami: telefon pod numer, spod kt�rego kto� dzwoni�
pod inny numer.
Ale to Chateau Wardin z jego r�norodno�ci� ustronnych teren�w, zamaskowanym
pasem startowym i l�dowiskiem dla helikopter�w, stanowi� klucz do Teleskopu. Tu
w�a�nie Beaurain mia� swoj� g��wn� baz�.
Natychmiast po przepuszczeniu furgonetki brama Chateau Wardin szczelnie si�
zamkn�a. Lit�w nadal by� ca�kowicie przytomny. Skoncentrowa� si�, pr�buj�c za
wszelk� cen� odgadn��, co si� dzieje, dlaczego zwolnili. Przed ostrym zakr�tem,
niemal pod k�tem prostym, kt�ry pokonali ju� w znacznie spokojniejszym tempie,
jechali ze spor� pr�dko�ci� jak�� kr�t� drog�. Musieli znajdowa� si� w do��
odludnej okolicy, bo od d�u�szego ju� czasu nie s�ysza� �adnych innych pojazd�w.
Jeszcze co� wskazywa�o na to, �e chyba zbli�aj� si� do miejsca przeznaczenia
� lekkie poruszenie w�r�d stra�nik�w. Jeden z nich podszed� do Litowa, �eby
sprawdzi� kajdanki i sk�rzany pas. Lekarz pakowa� do torby swoje przybory.
Furgonetka toczy�a si� teraz bardzo wolno, nieustannie pokonuj�c liczne
obustronne zakr�ty. Litowa zacz�a niepokoi� uwaga lekarza: Czeka pana lot...
Polecenia, jakie otrzyma� osobi�cie od doktora Berlina, by�y jasne i
niedwuznaczne: Zostaniesz schwytany przez ludzi z Teleskopu, kt�rzy nast�pnie
zawioz� ci� na przes�uchanie do swojej bazy. O ni� w�a�nie mi chodzi, ojej
dok�adn� lokalizacj�. Ustalisz, gdzie ta baza si� znajduje, zaprz�gniesz do
roboty swoje rozlicz-
18
ne zdolno�ci i uciekniesz. Oboj�tne, ilu z nich mia�by� przy tym zabi�. A
wracaj�c do twojego pojmania w Brukseli � z ca�� pewno�ci� ci� nie zabij� ani
te� nie zrani� bardziej, ni� to b�dzie konieczne...
W�a�nie ta ostatnia przepowiednia nie przestawa�a zdumiewa� Litowa i omal nie
sk�oni�a go w�wczas do zapytania Berlina, sk�d bierze t� pewno��; tyle tylko, �e
doktorowi Berlinowi nie zadawa�o si� pyta�. Sk�d ten Berlin m�g� wiedzie�, �e ci
ludzie do�o�� wszelkich stara�, by zachowa� Litowa przy �yciu?
Furgonetka pokona�a serpentyny kr�tej alei dojazdowej, obsadzonej drzewami i
g�stymi krzewami. W odleg�o�ci p� mili od bramy zostawi�a za sob� ostatni
zakr�t. Aleja wyprostowa�a si� i w �wietle ksi�yca wy�oni� si� wielki zamek w
stylu burgundzkim z dachem krytym szar� dach�wk�. Mia� wysokie, strzeliste,
p�koli�cie zwie�czone okna i ogromny taras, do kt�rego prowadzi�y kamienne
schody.
Kierowca skr�ci� na �cie�k� wiod�c� wok� zamku i zapu�ci� si� ni� w g��b
g�stego lasu. Dopiero kiedy Chateau Wardin dawno ju� znikn�� za zas�on� drzew,
wyjecha� na obszern� polan� i tam si� zatrzyma�.
Napi�cie Litowa ros�o. Tylne drzwiczki odskoczy�y na boki i w tej samej chwili
b�benki uszu porazi� mu piekielny jazgot � ryk uruchamianych rotor�w �mig�owca.
W nozdrzach poczu� silny, �ywiczny zapach sosen. Stra�nicy chwycili jego nosze i
wynie�li z samochodu. Ujrza� nad sob� p�kole g�stego lasu i aureole ksi�yca,
kt�ry skrywa� si� w�a�nie za ciemn� chmur�.
Jego przypuszczenia okaza�y si� s�uszne � znajdowa� si� gdzie� w Ardenach. Kiedy
przenosili go z furgonetki, przy drabince do w�azu helikoptera zobaczy�
Beauraina. Typu maszyny nie uda�o mu si� ustali�.
Zd��y� jeszcze skorzysta� z ostatniej szansy i rozejrza� si� na wszystkie
strony, nim wniesiono go do wn�trza �mig�owca. Helikopter sta� po�rodku polany
otoczonej sosnowym lasem, dygoc�c niczym gigantyczny owad rw�cy si� do lotu.
Nigdzie ani �ladu drogi czy zabudowa�. Odszukanie tego miejsca p�niej, nawet z
powietrza, by�o zupe�nie nierealne. D�uga, prosta szosa, kr�ta boczna droga,
zapewne dom, chyba do�� du�y, i znajduj�ca si� gdzie� w pobli�u polana w
sosnowym lesie. Takich miejsc mog�o by� w Ardenach dziesi�tki, a mo�e i setki.
Wniesiono go po pochylni do tylnej cz�ci helikoptera i po�o�ono na kolejnej
sk�rzanej kozetce zabezpieczonej z boku metalow� por�cz�. Huk silnik�w zag�uszy�
zupe�nie pomruk unosz�cej si� pochylni w�azu. Nagle zapad�a ca�kowita ciemno��.
Jeden ze stra�nik�w wyj�� kajdanki i przyku� nosze do metalowej por�czy.
Dzia�ali, dranie, bardzo metodycznie. Jakby trzask zapinanych kajdank�w by�
sygna�em do startu, maszyna wzbi�a si� w noc.
19
* * *
W przedniej kabinie, odizolowanej od kabiny za�ogi i �adowni, w kt�rej znajdowa�
si� Lit�w i jego stra�nicy, Beaurain z Hendersonem pili kaw� przygotowan� przez
Luiz� Hamilton. Ciemnow�os� dwudziestosiedmioletni� Angielk�, ubran� w spodnie
od dresu i bluz�, kt�re nie do ko�ca maskowa�y jej znakomit� figur�. Mocno
zarysowane ko�ci policzkowe �wiadczy�y o sile charakteru. Nigdy nie rozstawa�a
si� z pistoletem kalibru 9 mm produkowanym w Herstal; spoczywa� w jej torebce
tak�e i teraz, gdy siedzia�a naprzeciwko Beauraina. Jak w czasie ka�dej podr�y,
kt�ra z konieczno�ci unieruchamia�a ich we wn�trzu pojazdu, �mig�owca czy
samolotu, Luiza Hamilton zdawa�a Beaurainowi sprawozdanie z przebiegu dnia i
spisywa�a, co jej podyktowa�.
� Alex twierdzi, �e to proste z�amanie � zacz�a. � Poboli kilka dni, ale zagoi
si� bez �ladu, je�li tylko nie b�dzie przy tej r�ce grzeba�. � Beaurain by� za
bardzo zm�czony, �eby cokolwiek odpowiedzie�. Henderson tak�e nie odezwa� si�
ani s�owem.
� Czyta�am jego akta, Julesie � Luiza nie dawa�a za wygran�. � Ma na swym
koncie takie rzeczy, �e ciarki chodz� po plecach. Naprawd� my�lisz, �e p�knie?
Beaurain popatrzy� na ni� ponad sto�em. Osi�gn�li w�a�nie pu�ap dw�ch tysi�cy
st�p i maszyna przesz�a g�adko do lotu w poziomie. Pilot otrzyma� �cis�e
instrukcje i wype�nia� je co do joty. Za okienkiem po prawej ja�nia�y pierwsze
pasma brzasku, zapowied� kolejnego pi�knego dnia. Beaurain poci�gn�� �yk kawy.
� Wcale nie musi p�ka�.
� Jak to, nie musi? Wi�c o co, u diab�a, w tym wszystkim chodzi?
� Szef ma racj� � odezwa� si� Henderson. � Wcale nie ma potrzeby dobiera� mu si�
do paznokci, cho� by� mo�e spu�cimy go par� razy ze schod�w, �eby nie zacz��
czego� podejrzewa�. Jedyne, co Lit�w musi, to da� si� nabra�.
* * *
Wed�ug prowizorycznych oblicze� Litowa helikopter przebywa� w powietrzu oko�o
trzech godzin. Dok�adniej nie zdo�a� ustali�, bo nie m�g� dojrze� zegarka. Nie
znalaz� te� sposobu na okre�lenie kierunku lotu. Wszystkie okna szczelnie
zaciemniono, uniemo�liwiaj�c mu orientacj� wedle po�o�enia ksi�yca czy
wschodz�cego s�o�ca. Raz jeden pojawi� si� Beaurain z kim�, kogo Lit�w uzna� za
jego szefa sztabu. Rzucili okiem na je�ca i zamienili kilka s��w z lekarzem i
stra�nika-
20
mi.
Zm�czenie zacz�o ju� podkopywa� jego niezwyk�� wytrzyma�o�� i z coraz wi�kszym
trudem walczy� ze snem, gdy poczu� nagle, �e helikopter zni�a lot. Trzy godziny.
Mogli by� w Anglii, we W�oszech, w Hiszpanii � dos�ownie wsz�dzie. Lekarz wsta�
ze swego fotela i podszed� do Litowa.
� Zawi��� panu oczy � powiedzia�. � Ale natychmiast po przybyciu na miejsce
zdejm� panu opask�.
Lit�w zacisn�� powieki i poczu� dotyk tkaniny zawi�zywanej szczelnie wok�
g�owy. Helikopter szybko traci� wysoko�� i opada� teraz zupe�nie pionowo. Lekarz
w�o�y� mu zatyczki do uszu i Lit�w przesta� s�ysze� cokolwiek poza wyt�umionym
dudnieniem silnik�w. Lekki wstrz�s i maszyna wyl�dowa�a. Kilka minut p�niej
kto� pochwyci� jego nosze i Lit�w poczu�, �e wyniesiono go na otwarte powietrze.
Nie pozbawiono go jednak w�chu; pierwsz� rzecz�, kt�ra przyku�a jego uwag� po
opuszczeniu helikoptera, by� gryz�cy zapach dymu palonego ogniska. Angielskiego
ogniska. Jak�e mia�by zapomnie� ten zapach? Pracowa� kiedy� w ambasadzie Zwi�zku
Radzieckiego w Londynie. Ogniska palono oczywi�cie i w innych rejonach Europy,
ale... Noszowi przystan�li na chwil� i lekarz wyj�� mu z uszu zatyczki. To
znaczy chyba lekarz. Transportuj�cy go m�czy�ni ruszyli dalej. Przez kilka
minut panowa�a niczym nie zm�cona cisza. Wy��czyli silniki helikoptera. �adnych
odg�os�w przeje�d�aj�cych samochod�w. I nagle cisz� t� zak��ci� dobiegaj�cy znad
g�owy ryk du�ego odrzutowca wzbijaj�cego si� w powietrze. Zanotowa� to sobie w
pami�ci. By� to tylko okruch informacji, ale Berlin zbiera� wszelkie okruchy.
� Uwaga na schody � powiedzia� kto� po niemiecku.
Niemcy? Tak, mo�e nawet Austria. Baza Teleskopu mog�a si� znajdowa� w obu tych
krajach. Zachrz�ci� �wir; po raz pierwszy od opuszczenia helikoptera us�ysza�
odg�os ich krok�w. Zapach dymu z ogniska ulotni� si�. W skupieniu ch�on��
wra�enia, usi�uj�c nie przegapi� �adnej z ewentualnych wskaz�wek.
Nosze przechyli�y si� wyra�nie, g�ow� mia� teraz znacznie ni�ej ni� nogi.
Naliczy� chyba sze�� schodk�w, po czym nosze powr�ci�y do poziomu. Tupot n�g na
kamiennej posadzce, nast�pny lekki przechy� i zn�w kroki, tym razem jednak mocno
st�umione � zapewne znale�li si� wewn�trz domu i szli po dywanie. Szcz�k
otwieranego zamka, stuk noszy stawianych na jakim� twardym pod�o�u, zgrzyt
domykanych ci�kich drzwi, ponowny szcz�k zamka, tym razem zamykanego. I zdj�to
mu opask�.
21
* * *
Ka�dy dzie� by� precyzyjn� kalk� poprzedniego; tak precyzyjn�, i� Lit�w nabra�
niemal ca�kowitej pewno�ci, �e jest przetrzymywany gdzie� na terenie Niemiec i
�e sam Teleskop kierowany jest g��wnie przez Niemc�w, co � o ile wiedzia� �
nikomu do tej pory nie wpad�o do g�owy. Na przyk�ad ten autobus. Pomieszczenie,
w kt�rym go wi�ziono, mierzy�o sobie szesna�cie na dwana�cie st�p, mia�o
kamienn� pod�og� i kamienne �ciany i ma�e okienko wysoko pod sufitem, na wprost
��ka, jedynego tu mebla. Szyba w okienku by�a chyba z kuloodpornego szk�a, ale
samo okienko trzymano stale uchylone.
To w�a�nie przez ten lufcik s�ysza� codziennie zatrzymuj�cy si� autobus, zawsze
dok�adnie o 15.50. S�ysza� wysiadaj�cych i wsiadaj�cych pasa�er�w, a
przynajmniej tak w�a�nie rozszyfrowa� dobiegaj�ce go d�wi�ki, cho� nigdy nie
uda�o mu si� zorientowa�, w jakim j�zyku rozmawiaj�. By�o jeszcze co�, czego nie
m�g� rozgry��.
Codziennie o 15.55 gdzie� w pobli�u zatrzymywa� si� inny pojazd, mniejszy,
s�dz�c po odg�osie pracy silnika. Przystawa� na jakie� dwadzie�cia pi�� sekund,
potem rozlega�o si� trza�niecie metalowych drzwiczek i pojazd odje�d�a�.
Lit�w daremnie �ama� sobie nad tym g�ow�. Jego frustracja by�a tym wi�ksza, �e
mia� pi�� st�p i sze�� cali wzrostu, a okienko znajdowa�o si� na wysoko�ci
sze�ciu st�p nad pod�og�. Nie by�o mowy, �eby uda�o mu si� przez nie wyjrze�. A
stan�� nie mia� na czym. Jedynym sprz�tem w tym, przypominaj�cym cel�,
pomieszczeniu by�o ��ko pod przeciwleg�� �cian�, solidnie przy�rubowane do
kamiennej posadzki. Tak�e w przyleg�ej, male�kiej i nieskazitelnie czystej
toalecie nie znalaz� niczego, co nada�oby si� do tego celu.
Jednego by� zupe�nie pewien: budynek, w kt�rym go przetrzymywano, musia�
znajdowa� si� gdzie� na wsi, a okienko jego celi musia�o wychodzi� na wiejsk�
drog�. Tylko jedno dziennie po��czenie autobusowe sugerowa�o do�� odludn�
okolic�. Pr�ba podniesienia krzyku w chwili, kiedy autobus si� zatrzymywa�,
tak�e nie wchodzi�a w rachub� � z doprowadzaj�c� do sza�u perfidi� t� w�a�nie
por� wybiera� sobie na odwiedziny przes�uchuj�cy go m�czyzna. Zjawia� si�
codziennie, dok�adnie o 15.30, nieodmiennie w towarzystwie uzbrojonego
stra�nika, przynosz�c ze sob� krzes�o, kt�re po zako�czeniu rozmowy zabiera�.
Beaurain osobi�cie przedstawi� mu przes�uchuj�cego, tego samego dnia, kiedy
umie�cili go tutaj, czyli B�g jeden raczy wiedzie� gdzie. � To jest doktor
Calder. Oczekujemy odpowiedzi na pewne pytania, kt�re panu zadamy. Do chwili ich
uzyskania pa�skie racje �ywieniowe zostan� �ci�le ograniczone.
To by� dla Litowa cios tylko do pewnego stopnia niespodziewany, ale jednak cios.
Nie pali�, alkoholu nie bra� nawet do ust, za to lubi� sobie zje�� i zazwy-
22
czaj siada� do trzech gor�cych posi�k�w dziennie. Skulony na brzegu swej pryczy,
przygl�da� si� uwa�nie obu m�czyznom, z kt�rymi zostawi� go Beaurain. Jeden z
nich by� najwyra�niej zwyk�ym stra�nikiem � poniewa� stale mia� na twarzy
kominiark�, Lit�w nie rozpozna� w nim S