7987

Szczegóły
Tytuł 7987
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7987 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7987 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7987 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Agatha Christie Zerwane zar�czyny Sad Cypress T�umaczy�: Tadeusz Jan Dehnel Wydanie oryginalne: 1940 Wydanie polskie: 1992 �mierci, �mierci przyb�d� po mnie, Cia�o me w cyprysach z��, Bo dziewczyna, bo dziewczyna W serce moje wbija n�. Niech ca�un bia�y cisy przystroj�, Uczy�cie tak! Bo jaki� lepiej gorzk� �mier� moj� Op�acze znak. Szekspir � Wiecz�r Trzech Kr�li, Akt II. scena 4 (przek�ad Stanis�awa Dyga�a) Prolog � Oskar�ona Elinor Katharine Carlisle stoi pod zarzutem morderstwa dokonanego na osobie Mary Gerrard dnia 27 lipca bie��cego roku. Czy oskar�ona przyznaje si� do winy? Elinor Carlisle sta�a wyprostowana z podniesion� g�ow�. By�a to pi�kna, wdzi�cznie uformowana g�owa o czarnych w�osach i szafirowych oczach pod cienkimi �ukami ciemnych brwi. Zapanowa�a cisza � wymowna cisza. Sir Edwin Bulmer, rzecznik obrony, odczu� dreszcz zniech�cenia. Pomy�la�: �M�j Bo�e! Przyzna si�. Straci�a pewno�� siebie�. Elinor Carlisle rozchyli�a wargi. � Nie jestem winna � powiedzia�a. Rzecznik obrony usiad� wygodniej, chustk� otar� pot z czo�a. Dobrze rozumia�, �e niewiele brakowa�o... Sir Samuel Attenbury wsta�, aby scharakteryzowa� spraw� jako rzecznik oskar�enia publicznego. � Wysoki S�dzie! Panowie przysi�gli! Dnia 27 lipca o p� do czwartej po po�udniu w posiad�o�ci Hunterbury pod Maidensford zmar�a Mary Gerrard... G�os brzmia� d�wi�cznie, mi�o dla ucha. Usposabia� sennie Elinor, do kt�rej �wiadomo�ci trafia�y tylko oderwane zdania jasnej, tre�ciwej przemowy. � ...przypadek szczeg�lnie prosty i nie nastr�czaj�cy w�tpliwo�ci... Obowi�zkiem oskar�enia jest wykazanie motywu i okoliczno�ci... Niepodobna dostrzec, aby ktokolwiek inny z wyj�tkiem oskar�onej mia� pow�d, by zabi� nieszcz�sn� Mary Gerrard... By�a to m�oda dziewczyna o ujmuj�cym charakterze, og�lnie lubiana, nie mia�a ani jednego wroga... Mary... Mary Gerrard. Jak odleg�e wydaje si� to wszystko, jak nierealne. � ...Baczn� uwag� nale�y zwr�ci� w pierwszym rz�dzie na nast�puj�ce okoliczno�ci: Po pierwsze: W jakiej sytuacji oskar�ona dzia�a�a? Po drugie: Jaki mia�a motyw? � ...Obowi�zek nakazuje mi powo�a� �wiadk�w, kt�rzy b�d� w stanie pom�c Wysokiemu S�dowi przy formu�owaniu wniosk�w odpowiadaj�cych stanowi faktycznemu i prawdzie... � ...W zasadniczej kwestii otrucia Mary Gerrard postaram si� wykaza�, �e nikt pr�cz oskar�onej nie mia� mo�liwo�ci, by zbrodni dokona�... Elinor odnosi�a wra�enie, �e spowija j� g�sta mg�a, �e przez k��by mg�y dochodz� do niej tylko pojedyncze wyrazy: � ...Kanapki... Pasta rybna... Pusty dom... S�owa dr��y�y grub� pow�ok� my�li Elinor, przerywa�y gdzieniegdzie ich zwart�, t�umi�c� wszystko warstw�. S�d... Twarze ludzkie... Nieprzeliczone rz�dy twarzy! Zw�aszcza jedna o d�ugich, czarnych w�sach i bystrych oczach... Herkules Poirot... G�ow� pochyla na bok, wzrok ma skupiony, zwr�cony ku Elinor. Elinor my�la�a: �Ten cz�owiek stara si� odkry�, dlaczego to zrobi�am. Pr�buje trafi� do wn�trza mojego m�zgu, przenikn�� my�li, uczucia...� Uczucia...? Przelotne zamroczenie... wstrz�s. Twarz Roddy�ego, najdro�sza twarz! Z d�ugim nosem i wyrazistymi ustami. Roddy! Zawsze Roddy � zawsze, odk�d pami�� si�ga, od tamtych dni w Hunterbury w�r�d malinowych zaro�li, w kr�likami, w dolince nad strumieniem... Roddy... Roddy! A oto inne twarze: �wie�a, piegowata, pochylona troch� do przodu twarz z rozchylonymi ustami: piel�gniarka O�Brien... Godna, surowa mina piel�gniarki Hopkins... I Peter Lord o twarzy poczciwej, wra�liwej, koj�cej... Dzi� Peter Lord ma inny wyraz... Jaki? Przygn�bienia, zawodu...? Jest wyra�nie strapiony... A ona sama, bohaterka, czuje si� oboj�tna, daleka wszystkiemu. Spokojna, ch�odna zajmuje miejsce na �awie oskar�onych, pod zarzutem morderstwa. Stoi przed s�dem! Co� drgn�o, rozproszy�o opary spowijaj�ce umys�... S�d... Publiczno��... Ludzie pochyleni do przodu, znieruchomiali... Maj� otwarte usta... Wytrzeszczonymi oczami poch�aniaj� j�, Elinor Carlisle... Z okropnym, upiornym zadowoleniem delektuj� s�uch tym, co opowiada o niej wysoki m�czyzna w todze... � ...Fakty zwi�zane z tym przypadkiem s� wyj�tkowo �atwe do ustalenia i nie podlegaj� dyskusji. Postaram si� wy�uszczy� je w najprostszy spos�b. Na pocz�tek... �Pocz�tek... Jaki by� pocz�tek?... Wszystko zacz�o si� w dniu, kiedy przyszed� ohydny list anonimowy...� Rozdzia� pierwszy List anonimowy! Elinor Carlisle przypatrywa�a si� roz�o�onej na d�oni �wiartce taniego r�owego papieru, zagryzmolonej niekaligraficznie, z b��dami. Nigdy nie otrzyma�a czego� podobnego. Dozna�a bardzo niemi�ych uczu�. Dla Przestrogi! Przez nazwiska pisz�, �e jest kto�, co buja twoj� Ciotk�, a jak nie bendziesz uwarza�, to pewnie wszystko ci przepadnie. M�oda panienka potrafi by� ca�kiem sprytna, a Starsza Pani da si� cz�sto nabra�, jak j� kto dobrze buja i si� umizga, a pisz� to, bo lepiej �eby� pszyjecha�a i na w�asne oczy zobaczy�a, co si� �wi�ci, bo mo�esz by� wykiwana ty Sama i tw�j Kawaler z tego, co si� wam Obu nale�y. Bo ona jest cwana, a Starsza Pani mo�e w ka�dej chwili wykitowa�. �yczliwa Dusza Elinor marszczy�a jeszcze z niesmakiem cienkie �uki brwi i spogl�da�a na anonim, kiedy drzwi si� otworzy�y. � Pan Welman � oznajmi�a s�u��ca i do pokoju wszed� Roddy. Roddy! Jak zawsze na jego widok Elinor odczu�a lekki zawr�t g�owy, przyjemny dreszczyk i jak zawsze pomy�la�a, �e musi by� bardzo trze�wa, nie ulega� wzruszeniom. Dok�adnie zdawa�a sobie spraw�, �e Roddy kocha j� wprawdzie, ale zupe�nie inaczej ni� ona jest w nim zakochana. Przy ka�dym spotkaniu z Roddym co� nawiedza j�, �ciska serce prawie do b�lu. To czysty nonsens, �eby m�czyzna � przeci�tny, absolutnie przeci�tny m�ody cz�owiek � m�g� budzi� podobne uczucia! �eby �wiat wirowa� na jego widok, a sam d�wi�k g�osu wywo�ywa� niepoj�t� ch�� do p�aczu. Mi�o�� winna by� przecie� przyjemnym uczuciem, nie wywo�ywa� cierpienia. Jedno jest pewne. Trzeba nie ujawnia� tego wszystkiego, dba� o naturalne zachowanie. M�czy�ni na og� nie lubi� przesadnego uwielbiania, a Roddy � z pewno�ci�. � O, Roddy! Jak si� miewasz? � rzuci�a swobodnie Elinor. � Co s�ycha�, kochanie? � odpowiedzia�. � Widz�, �e masz tragiczn� min�. Co to? Rachunek? Zaprzeczy�a ruchem g�owy. � A my�la�em, �e tak � podj��. � Mamy pe�ni� lata, czas rusa�ek i istnej powodzi rachunk�w. � Nie. To list anonimowy. Obrzydliwo��! Wyrazista, pogodna twarz Roddy�ego zmieni�a si�, zastyg�a; brwi unios�y si� pytaj�co. � Niepodobna! � zawo�a� tonem odrazy. � Obrzydliwo��! � powt�rzy�a Elinor i zrobi�a krok w kierunku biurka. � Najlepiej podrze� to zaraz. Mia�a szczery zamiar tak post�pi�, bo osoba Roddy�ego i anonim dziwnie nie pasowa�y do siebie. Mog�aby list wyrzuci� i nie wraca� wi�cej do tej sprawy. Roddy nie przeszkodzi�by jej na pewno, bo duma g�rowa�a w nim nad ciekawo�ci�. Ale Elinor, pod wp�ywem nag�ego impulsu, rozmy�li�a si�. � Przeczytaj najpierw � powiedzia�a. � P�niej list spalimy. Chodzi o cioci� Laur�. � O cioci� Laur�? � Roddy zn�w uni�s� brwi. Si�gn�� po �wiartk� papieru, przebieg� j� wzrokiem i odda� z wyrazem niesmaku na twarzy. � Tak � powiedzia�. � To trzeba spali�. Dziwni s� ludzie! � Kto� ze s�u�by, jak s�dzisz? � Prawdopodobnie... � zawaha� si�. � Ciekaw jestem kto... co to za osoba? O kim tu mowa? � Moim zdaniem to Mary Gerrard � odpar�a po namy�le Elinor. � Mary Gerrard... � zastanowi� si� Roddy. � Kt� to taki? � C�rka tych z domku od�wiernego. Chyba pami�tasz j� jako dziecko. Ciocia Laura mia�a zawsze s�abo�� do tej dziewczynki, interesowa�a si� jej losem. P�aci�a za szko�� Mary i rozmaite lekcje: gry na fortepianie, francuskiego. � Aha! Pami�tam. Taki chudy podlotek, same r�ce i nogi, a tak�e masa jasnych w�os�w. � W�a�nie! Chyba jej nie widzia�e� od tamtych letnich wakacji, kiedy mama i tatu� byli za granic�. Znacznie rzadziej ni� ja odwiedzasz Hunterbury, a ostatnio Mary uzupe�nia�a edukacj� w Niemczech. Ale w dziecinnych latach bawili�my si� we troje. � Jak ona teraz wygl�da? � Bardzo �adnie wyros�a. Ma poprawne maniery i... i w og�le. To skutki dobrej szko�y. Nigdy nie wzi��by� jej za c�rk� starego Gerrarda. � Prawdziwa dama, co? � Tak. Pewno dlatego nieszczeg�lnie czuje si� w portierni. Pani Gerrard umar�a par� lat temu, a stosunki mi�dzy Mary a jej ojcem kiepsko si� uk�adaj�. Stary kpi cz�sto z jej wykszta�cenia i �fason�w�. Roddy wzruszy� ramionami. � Ludziom rzadko przychodzi do g�owy, �e mo�na kogo� skrzywdzi� troskliw� opiek�. Cz�sto to raczej okrucie�stwo ni� dobro�. � O ile wiem, Mary jest cz�stym go�ciem cioci Laury. W ka�dym razie czytuje jej g�o�no od czasu tego ataku. � Piel�gniarka nie mo�e tego robi�? � Piel�gniarka? � u�miechn�a si� Elinor. � Siostra O�Brien ma akcent taki twardy, �e mo�na by go kraja� no�em. Ciocia Laura woli Mary. Nic dziwnego. Roddy kilkakrotnie przemierzy� pok�j nerwowym krokiem tam i z powrotem. � Wiesz co, Elinor? � odezwa� si� wreszcie. � Moim zdaniem trzeba tam pojecha�. � Z takiego powodu? � wzdrygn�a si� z obrzydzeniem. � Nie... Sk�d znowu! Chocia�... Do licha! Postawmy spraw� uczciwie. Wi�c: tak! Anonim to nikczemno��, ale mo�e kry� si� za nim troch� prawdy. Na przyk�ad to, �e ciocia Laura jest powa�nie chora. � Rozumiem, Roddy. Spojrza� na ni� z �yczliwym u�miechem, jak gdyby pojmowa� i rozgrzesza� u�omno�ci natury ludzkiej. � A na pieni�dzach zale�y � podj�� � tobie, Elinor, i mnie. � Masz s�uszno�� � przyzna�a �wawo. � Nie �wiadczy to o moim wyrachowaniu � ci�gn�� powa�nie Roddy � ale ostatecznie sama ciocia Laura sto razy powtarza�a, �e nie ma innych zwi�zk�w rodzinnych, pr�cz ciebie i mnie. Ty jeste� jej najbli�sz� krewn�, c�rk� brata, a ja bratankiem m�a. Cz�sto dawa�a do zrozumienia, �e po jej �mierci ca�y maj�tek przypadnie jednemu z nas lub najprawdopodobniej obydwojgu. Chodzi, Elinor, o bardzo poka�ny maj�tek. � Niew�tpliwie � przyzna�a tonem g��bokiego zastanowienia. � To nie �arty utrzyma� tak� rezydencj� jak Hunterbury � umilk� na moment. � Stryj Henry by�, jak to si� m�wi, niezale�ny finansowo, kiedy �eni� si� z cioci� Laur�. Ale to ona odziedziczy�a wielk� fortun�. By�a r�wnie bogata, jak tw�j ojciec. Niestety, tw�j ojciec ryzykowa� zanadto i straci� prawie wszystko. � Biedny tatu� � westchn�a Elinor. � Nigdy nie mia� g�owy do interes�w. Przed �mierci� okropnie trapi� si� niepowodzeniami. � Ciocia Laura radzi�a sobie lepiej. Po �lubie z moim stryjem kupili Hunterbury... No i m�wi�a mi nieraz, �e lokowa�a zawsze kapita�y bardzo szcz�liwie. W rezultacie jej scheda nie zmniejszy�a si� wcale. � Wuj Henry jej zostawi� wszystko, prawda? � Oczywi�cie � Roddy skin�� g�ow�. � To smutne, �e umar� tak wcze�nie. A ona nie wysz�a za m�� powt�rnie, dochowa�a mu wiary. Mnie traktowa�a zupe�nie jak krewnego, pomaga�a mi w k�opotach, co, chwa�a Bogu, zdarza�o si� nie za cz�sto. � Dla mnie te� by�a zawsze hojna � doda�a Elinor. � Kochana staruszka! � podj�� z uznaniem Roddy. � Ale widzisz, Elinor, musimy przyzna� �e, zapewne bez z�ej woli, obydwoje �yjemy troch� nad stan, nie ogl�daj�c si� na �rodki, jakimi rzeczywi�cie dysponujemy. � Chyba masz s�uszno�� � przyzna�a pos�pnie. � Tylko �e wszystko tak drogo kosztuje... Ubranie i kosmetyki, no i takie drobnostki jak kino czy kawiarnia... Ba! Nawet p�yty gramofonowe. � Kochanie � roze�mia� si� m�ody cz�owiek. � Jeste� jak ptaszkowie niebiescy, nie orzesz ani siejesz. � Czy s�dzisz, �e powinnam to robi�? � oburzy�a si� Elinor. � Nie. Podobasz mi si� taka, jaka jeste�: delikatna, wynios�a, ironiczna. Martwi�bym si�, gdyby� by�a zbyt serio. Chcia�em tylko powiedzie�, �e bez pomocy cioci Laury musia�aby� zapewne poszuka� jakiej� nudnej pracy � umilk� na chwil�, by podj��. � To samo odnosi si� do mnie. Oczywi�cie mam zaj�cie. Posada u Lewisa i Hume�a nie jest zbyt wyczerpuj�ca. Odpowiada mi bez zastrze�e�. Wiem, �e nie pr�nuj� i �wiadomo�� tego pomaga mi zachowa� szacunek do samego siebie. Ale, zwr�� prosz� uwag�, mog� nie martwi� si� o przysz�o�� dzi�ki nadziejom zwi�zanym z cioci� Laur�. � W tym �wietle sprawiamy wra�enie pijawek � wtr�ci�a Elinor. � Sk�d znowu! Dawano nam do zrozumienia, �e w swoim czasie b�dziemy mieli pieni�dze, w tym rzecz. Ten stan musia� wp�yn�� na nasze zachowanie. � Ciocia Laura � odezwa�a si� Elinor po kr�tkim namy�le � nigdy nie powiedzia�a wyra�nie, jak rozporz�dzi�a maj�tkiem. � To bez znaczenia! � pochwyci�. � Najprawdopodobniej podzieli�a maj�tek mi�dzy nas dwoje. A je�eli nawet sta�o si� inaczej, je�eli ca�o�� albo lwi� cz�� zapisa�a tobie, jako krewnej, c� st�d, kochanie? M�j udzia� nie przepadnie, bo o�eni� si� z tob�. We�my drug� mo�liwo��. Poczciwa starowina dosz�a do wniosku, �e mnie si� wi�cej nale�y, poniewa� jestem m�skim potomkiem Welman�w. Ty r�wnie� nic nie stracisz, bo wyjdziesz za mnie. Jak to szcz�liwie, �e kochamy si� wzajemnie � doda� z tkliwym u�miechem. � Kochasz mnie? Prawda, Elinor? � Kocham � odpowiedzia�a sucho, niemal ozi�ble. � Kocham! � powt�rzy� przedrze�niaj�c ton jej g�osu. � Cudowna jeste�, Elinor! Wynios�a, niedosi�na... la Princesse Lointaine. Chyba w�a�nie dlatego tak bardzo ci� kocham. � Naprawd�? � zapyta�a zd�awionym g�osem. � Tak... Oczywi�cie � zmarszczy� czo�o. � Kobiety bywaj� cz�sto... Jak by to powiedzie�... Piekielnie zach�anne, przywi�zane na psi� modl�... A� tryska z nich uczucie. Nie cierpi� tego! A z tob�, kochanie, nigdy nic nie wiadomo. Jeste� opanowana, wynios�a... W ka�dej chwili mo�esz odwr�ci� si� i tym swoim ch�odnym, rzeczowym tonem oznajmi� o zmianie plan�w. Tak mi si� przynajmniej zdaje. Urzekaj�ca jeste�, Elinor! Przypominasz dzie�o sztuki, takie... takie idealnie wyko�czone. Roddy umilk� na moment, a potem rzek�: � S�dz�, �e nasze ma��e�stwo powinno by� wzorowe. Kochamy si� wzajemnie w miar�, lecz bez przesady. Jeste�my przyjaci�mi. Mamy wsp�lne zainteresowania i gusty. Wiemy o sobie wszystko i znamy si� na wylot. Mo�emy liczy� na dobre strony powinowactwa bez komplikacji, jakie tworz� wi�zy krwi. Ja nie znudz� si� tob�. Jeste� niezwyk�� istot�... Oczywi�cie tobie mo�e si� sprzykrzy� taki przeci�tny, tuzinkowy cz�owiek... � Nigdy mi si� nie sprzykrzysz, Roddy � przerwa�a z moc�. � Nigdy! � Moja najmilsza! � obdarzy� j� poca�unkiem i zaraz podj��: � Ciocia Laura orientuje si� dok�adnie, jak wygl�daj� nasze sprawy, chocia� nie byli�my u niej po ostatecznym porozumieniu. Aha! To przecie� doskona�y pretekst do naszej wizyty w Hunterbury! � Tak... Zastanawia�am si� kt�rego� dnia... � �e nie bywamy tam tak cz�sto, jakby nale�a�o � doko�czy� rozpocz�t� my�l. � Mnie r�wnie� przychodzi�o to do g�owy. Bezpo�rednio po ataku cioci Laury sp�dzali�my w Hunterbury prawie wszystkie weekendy. A teraz... Chyba min�y dwa miesi�ce od naszych ostatnich odwiedzin? � Gdyby �yczy�a sobie tego, byliby�my do dyspozycji w ka�dej chwili � wtr�ci�a Elinor. � Bez w�tpienia... Bez w�tpienia, kochanie. No i wiemy, �e ciocia Laura ma troskliw� opiek� i lubi t� O�Brien. Ale mo�e byli�my odrobin� zbyt opieszali... M�wi� to, Elinor, nie ze wzgl�du na pieni�dze, lecz pod k�tem widzenia zwyczajnych ludzkich uczu�. � Rozumiem... � Wi�c w ostatecznym wyniku ten wstr�tny list zrobi co� dobrego. Pojedziemy do Hunterbury, by chroni� swoje prawa, ale tak�e dlatego, �e naprawd� jeste�my przywi�zani do zacnej staruszki. Potar� zapa�k� i podpali� list, kt�ry wyj�� z palc�w narzeczonej. � Ciekawe, kto to napisa�? � zapyta�. � To ma�o istotne, ale... W ka�dym razie kto�, kto jest po naszej stronie, jak m�wi�o si� w dziecinnych latach. Mo�e nawet odda� nam przys�ug�? Matka Jima Partingtona wyjecha�a na Rivier�, gdzie trafi�a pod opiek� m�odego lekarza, bardzo przystojnego W�ocha. Zupe�nie straci�a g�ow� i zapisa�a mu ca�y maj�tek, do ostatniego pensa. Jim i jego siostra pr�bowali uniewa�ni� testament, ale nie dali rady. � Ciocia Laura lubi nowego lekarza, kt�remu doktor Ransome przekaza� praktyk�. My�l� jednak, �e nie do tego stopnia. G�upstwo! Autor listu wspomina o m�odej panience. To mo�e by� tylko Mary Gerrard. � Pojedziemy, przekonamy si� sami � zako�czy� Roddy. Piel�gniarka O�Brien przesz�a zamaszy�cie z sypialni pani Welman do �azienki. � Postawi� tylko czajnik � rzuci�a przez rami�. � Na po�egnanie nie zaszkodzi fili�anka herbaty, prawda siostro? Piel�gniarka Hopkins u�miechn�a si� zach�caj�co. � To nigdy nie zaszkodzi � powiedzia�a. � Nie ma jak fili�anka herbaty. Mocnej herbaty! Piel�gniarka O�Brien nalewa�a wod� do czajnika i zapalaj�c gaz m�wi�a dalej: � Mam w tym schowku wszystko: imbryk, fili�anki, cukier, a Edna przynosi �wie�e mleko dwa razy dziennie. Nie musz� ci�gle dzwoni�. No i kuchenka gazowa doskona�a; w mgnieniu oka jest wrz�tek. Piel�gniarka O�Brien � wysoka kobieta lat trzydziestu � mia�a ol�niewaj�co bia�e z�by, ujmuj�cy u�miech i piegi. Dzi�ki pogodzie i �ywotno�ci by�a z regu�y ulubienic� swoich pacjent�w. Siostra Hopkins � piel�gniarka rejonowa, kt�ra ka�dego rana przychodzi�a pomaga� przy s�aniu ��ka i toalecie pani Welman � by�a osob� w �rednim wieku o pospolitym wygl�dzie, energicznym wyrazie twarzy i �ywych ruchach. � W tym domu wszystko jest idealnie zorganizowane � powiedzia�a tonem uznania. � Tak � przyzna�a siostra O�Brien. � Chocia� to i owo wygl�da troch� staro�wiecko. Na przyk�ad brak centralnego ogrzewania. Ale za to komink�w ile trzeba, wszystkie s�u��ce s� sympatyczne, no i pani Bishop pilnuje ich doskonale. � Ach, te dzisiejsze s�u��ce! � westchn�a piel�gniarka Hopkins. � Nie mam do nich cierpliwo�ci... Przynajmniej do niekt�rych. Same nie wiedz�, czego chc� i �adna nie potrafi wykorzysta� dnia pracy jak nale�y. � Mary Gerrard to udana dziewczyna � stwierdzi�a piel�gniarka O�Brien. � S�owo daj�, nie mam poj�cia, co pani Welman zrobi�aby bez niej. Trzeba te� przyzna�, �e jest naprawd� �adna i ma poprawne maniery. � �al mi jej � wtr�ci�a piel�gniarka Hopkins. � Ojciec dokucza biedaczce, ile mo�e. � Stary gbur! Nie sta� go nigdy na dobre, uprzejme s�owo. O! Czajnik syczy! Zaraz woda zakipi i naparz� herbaty. Dwie piel�gniarki zasiad�y przy gor�cej, mocnej herbacie w pokoju siostry O�Brien, s�siaduj�cym z sypialni� chorej. � Pan Welman i panna Carlisle wybieraj� si� do nas � podj�a piel�gniarka O�Brien. � Dzi� rano przyszed� telegram. � To dobrze, moja droga � ucieszy�a si� piel�gniarka Hopkins. � Ostatnio pani Welman robi�a wra�enie zdenerwowanej. Dawno nie byli tutaj, prawda? � Co najmniej dwa miesi�ce. Pan Welman to bardzo przyjemny m�ody cz�owiek. Tylko troch� za wynios�y, co? � Aha � zgodzi�a si� piel�gniarka Hopkins. � Niedawno �Tatler� zamie�ci� fotografi� panny Carlisle. By�a z przyjaci�k� za wy�cigach w Newmarket. � To osoba szeroko znana w towarzystwie. I zawsze ubiera si� �licznie. Czy pani uwa�a, �e ona jest naprawd� �adna? � Dzisiejsze panny tak si� maluj�, �e trudno powiedzie�, czy naprawd� s� �adne. Moim zdaniem daleko jej do urody Mary Gerrard. Piel�gniarka O�Brien wyd�a wargi, pochyli�a na bok g�ow�. � Mo�e to i racja. Ale Mary nie ma takiego stylu. � Pi�kne pi�ra ma ten ptak � powiedzia�a sentencjonalnie piel�gniarka Hopkins. � Mo�e jeszcze herbatki? � Bardzo dzi�kuj�, siostro. Poprosz�. Pochyli�y si� nad paruj�cymi fili�ankami i piel�gniarka O�Brien zacz�a znowu bardziej poufnym tonem: � Ostatniej nocy zdarzy�a si� dziwna historia. Oko�o drugiej wesz�am do sypialni, �eby jak zawsze u�o�y� wygodniej moj� biedulk�. Nie spa�a, ale co� musia�o jej si� niedawno �ni�, bo na m�j widok powiedzia�a: �Fotografia. Musz� mie� fotografi�. Ja na to: �Dobrze, prosz� pani. Ale zaczekamy chyba do rana�. A ona: �Nie, chc� na ni� spojrze� zaraz�. �Dobrze, prosz� pani � m�wi� � Ale gdzie j� znajd�? Czy to fotografia pana Rodericka?� Pani Welman pokr�ci�a g�ow� i powiada: �Roderick... Nie... Nie... Lewis�. Spr�bowa�a si� d�wign��, a kiedy jej pomog�am, wyj�a klucz ze szkatu�ki, co stoi na szafce nocnej i kaza�a mi otworzy� drug� szufladk� wysokiej kom�dki. Rzeczywi�cie znalaz�am du�e zdj�cie w srebrnej ramce. Jaki to przystojny m�czyzna! I w rogu podpisane: �Lewis�. Naturalnie to staro�wiecka fotografia, zrobiona wiele lat temu. Zanios�am j� mojej biedulce, a ona wzi�a i d�ugo ogl�da�a. P�niej westchn�a: �Lewis... Lewis�, no i odda�a mi zdj�cie i kaza�a od�o�y� na dawne miejsce. Zrobi�am to, a gdy si� odwr�ci�am, spa�a ju� s�odko, jak ma�e dziecko. Trudno uwierzy�, prawda? � A mo�e to jej m��? Nie s�dzi siostra? � zapyta�a piel�gniarka Hopkins. � Nic podobnego! Zaraz rano zapyta�am przy sposobno�ci pani� Bishop, jak mia� na imi� nieboszczyk pan Welman. Powiedzia�a, �e Henry. Wymieni�y znacz�ce spojrzenia. Koniuszek d�ugiego nosa piel�gniarki Hopkins zadr�a� lekko z mi�ego podniecenia. � Lewis... Lewis � podj�a z namys�em. � Ciekawe... Nie pami�tam nikogo o tym imieniu w naszej okolicy. � Chodzi o bardzo dawne czasy � przypomnia�a jej piel�gniarka O�Brien. � Oczywi�cie... Oczywi�cie... A ja mieszkam tu ledwie od dwu lat. Ciekawa historia. � Bardzo, bardzo przystojny m�czyzna. Wygl�da na oficera kawalerii. � Ciekawa historia � powt�rzy�a piel�gniarka Hopkins s�cz�c powoli herbat�. � Mo�e kochali si� w zaraniu �ycia i roz��czy� ich srogi ojciec? � szepn�a romantycznie piel�gniarka O�Brien. � Mo�e on poleg� na wojnie? � westchn�a piel�gniarka Hopkins. Mary Gerrard wybieg�a za piel�gniark� Hopkins, gdy ta wysz�a wreszcie z domu przyjemnie o�ywiona herbat� i romantycznymi dociekaniami. � Siostro! � zawo�a�a dziewczyna. � Czy mog� przej�� si� z pani� do wioski? � Oczywi�cie, kochanie. � Musz� z pani� pom�wi� � podj�a z przej�ciem Mary. � Tyle mam zmartwie� i k�opot�w. Starsza kobieta spojrza�a na ni� �yczliwie. W dwudziestym pierwszym roku �ycia Mary Gerrard by�a czaruj�c� istot� o wdzi�ku polnej r�y. Mia�a smuk��, delikatn� szyj�, kszta�tn� g�ow� okolon� z�ocistymi w�osami uk�adaj�cymi si� w naturalne fale i �ywe, b��kitne oczy. � Jakie� to k�opoty. Mary? � zapyta�a piel�gniarka Hopkins. � Czas mija, siostro, a ja wci�� pr�nuj�. � Nic pilnego, moja droga. � Tak... Ale... Widzi pani, dr�czy mnie niepewno��. Pani Welman jest dla mnie bardzo, bardzo dobra... Da�a mi takie kosztowne wykszta�cenie. Ale teraz wci�� my�l�, �e powinnam zacz�� sama na siebie zarabia�. Uczy� si� czego� po�ytecznego. Piel�gniarka Hopkins przytakn�a ruchem g�owy z �yczliwym zrozumieniem. � Je�eli nadal nic nie b�d� robi�... To takie marnotrawstwo! Pr�bowa�am t�umaczy� pani Welman, jak to odczuwam. Trudna sprawa! Wcale nie rozumia�a, o co chodzi. Powiada tylko, �e na wszystko przyjdzie pora. � Nie zapominaj, Mary, �e pani Welman jest ci�ko chora. � Wiem... Wiem � zarumieni�a si� lekko. � Nie mo�na jej nudzi�. Ale to wszystko jest przykre i ojciec zachowuje si� niemo�liwie. Kpi ci�gle. Nazywa mnie wielk� dam�. A ja naprawd� nie chc� wci�� siedzie� bezczynnie. � Nie w�tpi�. � K�opot w tym, �e nauka czego� praktycznego drogo kosztuje. Nie�le znam niemiecki i my�l�, �e mog�oby si� to na co� przyda�. Ale tak naprawd� to chcia�abym by� piel�gniark� w szpitalu. Bardzo lubi� opiekowa� si� chorymi. � Pami�taj, �e taka praca wymaga ko�skich si� � odparta trze�wo piel�gniarka Hopkins. � Ja jestem silna. Naprawd�! I lubi� opiekowa� si� chorymi. Siostra mamy, ta z Nowej Zelandii, by�a piel�gniark�. Mo�e po niej odziedziczy�am zami�owanie. � Nie odpowiada�by ci masa�? � podj�a starsza kobieta. � Albo dom wychowawczy w Norland? Przecie� lubisz dzieci, co? Masa� by�by chyba lepszy. Mo�na tym dobrze zarabia�. � Ale nauka drogo kosztuje, prawda? � zaniepokoi�a si� zn�w Mary Gerrard. � Liczy�am troch�... Ale nie chcia�abym by� zanadto chciwa... Ona tyle ju� dla mnie zrobi�a. � M�wisz o pani Welman? Nie masz racji, Mary. Ona da�a ci og�lne wykszta�cenie i poza tym nic konkretnego. Moim zdaniem nale�y ci si� wiele i s�usznie. Mo�e chcia�aby� zosta� nauczycielk�? � Nie jestem taka zdolna � westchn�a dziewczyna. � Czy ja wiem? S� r�ne zdolno�ci... Pos�uchaj, Mary, mojej rady i b�d� przez pewien czas cierpliwa. Od pani Welman s�usznie nale�y ci si� start �yciowy i jestem pewna, �e ona o tym my�li. W tym sedno sprawy, �e bardzo si� do ciebie przywi�za�a i nie chcia�aby straci� ulubienicy przedwcze�nie. � Aa... � Mary zaj�kn�a si� lekko. � Naprawd� tak siostra s�dzi? � Nie mam cienia w�tpliwo�ci. Biedna staruszka jest bezradna, sparali�owana jednostronnie i z pewno�ci� ma�o kto i ma�o co j� bawi. Pomy�l, jak wiele dla niej znaczy obecno�� w domu takiej m�odej, �wie�ej istoty. Masz, Mary, talent do piel�gnowania chorych. � Je�eli siostra m�wi serio, to... to wielka dla mnie pociecha � odrzek�a cicho Mary Gerrard. � Kochana pani Welman! Bardzo, bardzo j� lubi�. Zawsze traktowa�a mnie tak serdecznie, �e dla niej wszystko ch�tnie zrobi�. � Wi�c najlepiej sied� spokojnie na miejscu i przesta� si� trapi� � powiedzia�a rzeczowo siostra Hopkins. � To nie potrwa d�ugo. � Czy... rzeczywi�cie?... � w szeroko otwartych oczach Mary pojawi� si� wyraz przestrachu. � Rzeczywi�cie � piel�gniarka rejonowa powa�nie skin�a g�ow�. � Pani Welman przysz�a do siebie cudownie, lecz nie na d�ugo. B�dzie drugi atak, p�niej trzeci. Ju� ja si� znam na takich sprawach. Cierpliwo�ci, moja droga... Spe�nisz istotnie dobry uczynek, je�eli os�odzisz i wype�nisz ostatnie dni biednej staruszki. Na dalsze plany przyjdzie pora p�niej. � Siostra jest bardzo dobra � szepn�a dziewczyna. � Patrz! Tw�j ojciec wychodzi z portierni... No i wygl�da niezbyt zach�caj�co, �e si� tak wyra�� � zmieni�a temat piel�gniarka Hopkins. Zbli�a�y si� w�a�nie do wielkiej �elaznej bramy i domku od�wiernego, gdzie stary, przygarbiony m�czyzna schodzi� nieporadnie z dw�ch stopni. � Dzie� dobry, panie Gerrard � zagadn�a go pogodnie piel�gniarka. � Ehem... � odburkn�� niech�tnie Ephraim Gerrard. � �liczna pogoda, prawda? � podj�a starsza kobieta. � Mo�e dla pani � odrzuci� szorstko. � Dla mnie nie. Lumbago dokucza, jak wszyscy diabli. Piel�gniarka rejonowa nie straci�a dobrego humoru. � To skutki zesz�otygodniowych deszcz�w � powiedzia�a. � Teraz tak ciep�o, sucho. Na pewno b�l ust�pi. Zawodowe o�ywienie i pogoda siostry Hopkins zdawa�y si� dra�ni� starego. � Ech, piel�gniarki... Piel�gniarki! Wszystkie jeste�cie podobne. Nic si� nie przejmujecie cudzymi dolegliwo�ciami. Co to was obchodzi? A moja Mary ci�gle teraz gada, �e chce zosta� piel�gniark�. Powinna my�le� o czym� lepszym, h�? Francuszczyzna, niemiecki, psia ma�! Fortepian, taka pierwszorz�dna szko�a, zagraniczne podr�e... � Zupe�nie mi wystarczy praca piel�gniarki w szpitalu � wtr�ci�a Mary. � Pewnie, �e wystarczy � gdera� dalej stary. � A najbardziej chcia�aby� nic nie robi�, h�? Chodzi� z fasonem, wa�n� min� i wa�koni� si�, jak prawdziwa wielka dama, h�? Pr�niactwo, moja c�rko! To ci najlepiej pasuje! � Nic podobnego, tatusiu! � dziewczyna mia�a �zy w oczach. � Nie wolno m�wi� takich rzeczy. Piel�gniarka Hopkins usi�owa�a robi� dobr� min� do z�ej gry. � Humorek dzi� nie dopisuje, prawda Gerrard? Przecie� nie m�wi pan powa�nie. Mary to bardzo dobra panienka i dobra c�rka. Stary spojrza� na dziewczyn� niemal z odraz�. � Jaka tam c�rka! Z jej francuskim i histori� i salonowym gadaniem! Odwr�ci� si� i znikn�� za drzwiami domku od�wiernego. � A widzi siostra! � westchn�a Mary bliska p�aczu. � Czy to nie trudna sprawa? On jest taki nielogiczny... Nigdy nie lubi� mnie naprawd�, nawet jak by�am zupe�nie ma�a. Mama musia�a cz�sto wstawia� si� za mn�. � Nie martw si�, moja droga, nie martw si� � podj�a piel�gniarka �agodnym, �yczliwym tonem. � Przykro�� to cz�sto dobra szko�a... M�j Bo�e! Musz� si� spieszy�! Mam dzisiaj du�y obch�d. Dziewczyna spogl�da�a za oddalaj�c� si� �ywo starsz� kobiet� i my�la�a smutnie, �e nikt nie kocha jej prawdziwie i nie potrafi skutecznie pom�c. Siostra Hopkins jest �yczliwa, dobra, ale sta� j� jedynie na stek komuna��w wypowiadanych odkrywczym tonem. � I co ja mam zrobi�? � szepn�a rozpaczliwie Mary Gerrard. Rozdzia� drugi Pani Welman le�a�a wsparta o starannie u�o�one poduszki. Oddech mia�a g��boki, chocia� nie spa�a. Oczy � tak samo ciemnob��kitne, jak oczy jej bratanicy Elinor � zwraca�a ku sufitowi. By�a to du�a, t�ga kobieta o szlachetnym orlim profilu. Jej twarz wyra�a�a dum� i stanowczo��. Po pewnym czasie chora skierowa�a wzrok ku postaci siedz�cej opodal okna. Przygl�da�a si� jej d�ugo, serdecznie. � Mary � szepn�a wreszcie. Dziewczyna odwr�ci�a si� �ywo. � O! Nie �pi pani? � Nie �pi� od kilku minut. � Nie zauwa�y�am... Powinnam, prosz� pani... � Dobrze, kochanie, dobrze � przerwa�a Laura Welman. � My�la�am... My�la�am o rozmaitych sprawach. � Naprawd�? �yczliwe spojrzenie i g�os pe�en wsp�czucia wzruszy�y starsz� kobiet�; twarz jej przybra�a tkliwy wyraz. � Lubi� ci�, moja kochana � powiedzia�a cicho chora. � Jeste� dla mnie dobra, bardzo dobra. � Ach, prosz� pani! � zaprotestowa�a �ywo Mary. � To pani zawsze by�a dla mnie bardzo dobra. Gdyby nie pani, nie wiem, co sta�oby si� ze mn�. Pani zawdzi�czam wszystko. � Czy ja wiem, moja droga... Czy ja wiem... � poruszy�a si� niespokojnie; jej prawa r�ka drgn�a, lewa pozosta�a bezw�adna. � Cz�owiek chce post�powa� jak najlepiej, ale... bardzo trudno oceni�, co jest dobre i s�uszne. By�am zbyt pewna siebie. Mary. � Nie, prosz� pani! Z pewno�ci� wiedzia�a pani doskonale, co jest s�uszne i dobre. � Mylisz si�, dziecko � chora pokr�ci�a g�ow�. � Bardzo si� trapi�. Zawsze grzeszy�am pych�. A pycha jest dzie�em szatana. To nasz grzech rodzinny, Mary. Elinor wda�a si� we mnie. Dziewczyna zmieni�a szybko temat rozmowy. � Ciesz� si�, �e panna Elinor i pan Roderick przyje�d�aj�. B�dzie pani mia�a mi�� odmian� i rozrywk�. Tak ju� dawno nie byli. � Dobre dzieci � szepn�a chora � bardzo dobre. Kochaj� mnie obydwoje. Nie w�tpi�am nigdy, �e ch�tnie przyjad� na ka�de moje wezwanie. Ale wola�am nie zaprasza� ich zbyt cz�sto. S� m�odzi i szcz�liwi... �ycie przed nimi. Nie trzeba zbli�a� ich przedwcze�nie do cierpienia i �mierci. � Z pewno�ci� zapatruj� si� na t� spraw� inaczej � wtr�ci�a Mary Gerrard. � Od dawna mam nadziej�, �e si� pobior� � ci�gn�a pani Welman, m�wi�c bardziej do siebie ni� do s�uchaczki. � Ale wystrzegam si� wszelkich aluzji na ten temat. U m�odych jest zawsze tyle ducha przekory. Mog�abym ich zrazi�. Dawno, kiedy byli prawie dzie�mi, s�dzi�am, �e Elinor kocha si� w Roddym. Nigdy jednak nie potrafi�am zg��bi� jego uczu�. To dziwny cz�owiek... Dziwny... Henry by� podobny... Pow�ci�gliwy i wymagaj�cy... Henry... Na moment umilk�a, pogr��ona w my�lach o zmar�ym m�u. � To by�o dawno, bardzo dawno... Nasz zwi�zek trwa� tylko pi�� lat... On umar� na obustronne zapalenie p�uc... Byli�my szcz�liwi, bardzo szcz�liwi... C�, dzisiaj tamte czasy wydaj� si� czym� nierealnym... By�am ledwie doros��, romantyczn� os�bk�. G�ow� mia�am pe�n� idea��w, kultu bohaterstwa... Nie zdawa�am sobie sprawy z rzeczywisto�ci. � Z pewno�ci� czu�a si� pani strasznie osamotniona... p�niej � szepn�a Mary. � P�niej?... O tak!... Strasznie osamotniona. Mia�am dwadzie�cia sze�� lat. Obecnie przekroczy�am sze��dziesi�tk� � urwa�a, by podj�� z niespodziewan� nut� goryczy: � A teraz znowu to! � Pani choroba? � W�a�nie! Zawsze dr�a�am na my�l o parali�u. To poni�aj�ce, piel�gnuj� mnie i myj� jak niemowl�. Nic nie mog� zrobi� sama! Ta O�Brien... Przyznaj�, jest poczciwa i nie gorsza idiotka ni� inne. Nie d�sa si�, je�eli czasami na ni� warkn�. Ale to wielka r�nica mie� ciebie obok, Mary. Wielka r�nica! � Na serio, prosz� pani? � pochwyci�a zarumieniona dziewczyna. � Jak�e mi mi�o! � Martwisz si� ostatnio i niepokoisz, prawda? � podj�a Laura Welman z domy�ln� min�. � Chodzi ci o przysz�o��. Mnie to pozostaw, kochanie. B�dziesz mia�a �rodki, by zdoby� niezale�no�� i zaw�d. Ale chwilowo b�d� cierpliwa, bo bardzo wiele dla mnie znaczy twoja obecno�� tutaj. � Ach, prosz� pani! Oczywi�cie! Za nic nie opu�ci�abym pani. Je�eli jestem naprawd� potrzebna... � Jeste� potrzebna � przerwa�a chora niezwykle g��bokim, silnym g�osem. � Uwa�am ci�, Mary, prawie za c�rk�. Tutaj w Hunterbury ros�a� w moich oczach od niemowl�cia i wyros�a� na �liczn� dziewczyn�. Jestem z ciebie dumna, moje dziecko. Mam nadziej�, �e zrobi�am dla ciebie wszystko, co mog�am zrobi�. � Je�eli pani podejrzewa � odpar�a �ywo Mary � �e pani dobro� i zapewnienie mi wykszta�cenia... wykszta�cenia nad m�j stan budzi we mnie rozgoryczenie i jak m�j ojciec m�wi �fasony� wielkiej damy... myli si� pani. Jestem za wszystko bardzo wdzi�czna, a zarabia� na siebie chc� dlatego, �e moim zdaniem tak by� powinno. Nie chcia�abym... nie chcia�abym pr�nowa� otrzymawszy od pani tak wiele. Nie chcia�abym paso�ytowa�... G�os Laury Welman zabrzmia� szorstk�, gniewn� nut�: � A wi�c Gerrard nabija ci g�ow� takimi my�lami! Nie dbaj o niego, moje dziecko. Nie by�o nigdy i nie b�dzie mowy o jakim� paso�ytowaniu. Tylko przez wzgl�d na siebie prosz�, aby� zosta�a jaki� czas w Hunterbury. To nie potrwa d�ugo... Gdyby podej�� do zagadnienia, jak nale�y, moje �ycie powinno rych�o dobiec kresu, zamiast wlec si� niesko�czenie po�r�d b�aze�stw lekarzy i piel�gniarek. � Nic podobnego, prosz� pani! Nic podobnego! Doktor Lord twierdzi, �e mo�e pani �y� d�ugie lata. � Dzi�kuj�! Wcale mi na tym nie zale�y. Wiesz, co raz powiedzia�am Lordowi? W prawdziwym cywilizowanym spo�ecze�stwie powinno wystarczy� jedno moje s�owo, �e nie my�l� �y� w podobnych warunkach, by lekarz u�mierci� mnie bezbole�nie jakim� specyfikiem. Doda�am jeszcze: �I pan zrobi�by to, doktorze, gdyby zdoby� si� pan na odwag�. � Co te� pani m�wi! � zawo�a�a przera�ona dziewczyna. � A ten �le wychowany m�ody cz�owiek � ci�gn�a chora � u�miechn�� si� krzywo i b�kn��, �e nie ma ochoty wisie�. Powiedzia� r�wnie�: �Gdyby szanowna pani zapisa�a mi ca�y maj�tek... Ha! Inna sprawa�. Bezczelny osio�. Ale lubi� smarkacza. Jego odwiedziny pomagaj� mi wi�cej ni� lekarstwa. � Jest bardzo sympatyczny � podchwyci�a Mary. � Siostra O�Brien i siostra Hopkins wynosz� go pod niebiosa. � Hopkins mog�aby mie� wi�cej rozumu w swoim wieku � obruszy�a si� starsza dama. � A ta O�Brien wzdycha: �Ach, pan doktor� i przewraca oczami na jego widok. � Biedna siostra O�Brien. � Niez�a kobieta, tylko r�wnie uprzykrzona, jak inne piel�gniarki. Wszystkim im si� zdaje, �e �fili�aneczka doskona�ej herbatki� musi ucieszy� chorego o pi�tej rano � urwa�a nagle. � Co to? Samoch�d? Mary wyjrza�a przez okno. � Samoch�d � potwierdzi�a. � Panna Elinor i pan Roderick przyjechali. � Bardzo si� ciesz� z powodu ciebie i Roddy�ego � powiedzia�a bratanicy pani Welman. � My�la�am, �e si� ucieszysz, ciociu � u�miechn�a si� dziewczyna. � Ty... ty go kochasz, prawda? � Oczywi�cie � Elinor unios�a delikatny �uk brwi. � Wybacz, moja droga � podj�a �ywo chora. � Jeste� bardzo pow�ci�gliwa. Trudno odgadn��, co my�lisz i czujesz. Kiedy obydwoje byli�cie znacznie m�odsi, odnosi�am chwilami wra�enie, �e Roddym interesujesz si�... mo�e troch� zanadto. � Zanadto? � brwi Elinor pow�drowa�y zn�w w g�r�. � Tak. Przykro mi by�o chwilami. Przesadne zainteresowanie �wiadczy o braku rozs�dku. Zdarza si� to bardzo m�odym dziewcz�tom... By�am zadowolona, kiedy wyjecha�a� do Niemiec dla doko�czenia edukacji. Wr�ci�a� stamt�d odmieniona... powiedzia�abym na poz�r zupe�nie oboj�tna dla niego. Martwi�am si� i z tej przyczyny. Widzisz, jestem star�, kapry�n� nudziark�. Trudno zadowoli� mnie w zupe�no�ci. Wyobra�a�am sobie zawsze, �e mo�esz mie� zbyt gor�c� natur�... Trafia si� to w naszej rodzinie... To cecha niezbyt korzystna dla jej posiadacza. Jak ju� wspomnia�am, wr�ci�a� z zagranicy jak gdyby oboj�tna dla Roddy�ego. Niepokoi�am si�, bo od dawna mia�am nadziej�, �e wy dwoje b�dziecie razem. Tak si� sta�o obecnie, chwa�a Bogu. I ty go kochasz, prawda? � Kocham Roddy�ego tyle, ile nale�y, lecz nie zanadto � odrzek�a powa�nie Elinor. � No to powinni�cie by� szcz�liwi. Roddy potrzebuje mi�o�ci, ale nie lubi gwa�townych uczu�. Cofn��by si� wobec zbyt silnego instynktu posiadania. � Ciocia zna go doskonale � wtr�ci�a Elinor. � Je�eli Roddy b�dzie interesowa� si� tob� odrobin� wi�cej ni� ty nim, to... To trudno o co� lepszego. � Wyj�tek z rubryki �Dobre rady ciotki Agaty� � roze�mia�a si� dziewczyna. � �Podsycaj w�tpliwo�ci wielbiciela. Niech nie b�dzie ciebie zbyt pewien�. � Niezadowolona jeste�, drogie dziecko? � zapyta�a �ywo Laura Welman. � Czy co� jest nie w porz�dku? � Nie... Nie... Wszystko w porz�dku. � Pomy�la�a� tylko, �e to zabrzmia�o troch�... troch� banalnie. Moja kochana, jeste� m�oda i wra�liwa. Widzisz, �ycie bywa zazwyczaj banalne. � Ja te� tak podejrzewam � przyzna�a Elinor z nut� rozgoryczenia. � Moje dziecko! Jeste� nieszcz�liwa. Dlaczego? � zapyta�a chora. � Ale� nie... Sk�d znowu � wsta�a, odesz�a w stron� okna. � Ciociu Lauro, powiedz, tak z r�k� za sercu, czy s�dzisz, �e mi�o�� zawsze jest radosna? Twarz pani Welman spowa�nia�a: � W takim sensie, jak ty rozumiesz, Elinor... nie, zapewne nie. Gwa�towne ukochanie innego cz�owieka daje zazwyczaj wi�cej smutku ni� rado�ci. Ale trudno, moja droga, unikn�� takiego do�wiadczenia. Kto�, kto nigdy nie kocha� naprawd�, nie pozna� �ycia. � Tak... Ty to rozumiesz, ciociu Lauro. Wiesz, jak sprawy wygl�daj� i... � urwa�a, spojrza�a pytaj�co w oczy chorej. � Ciociu Lauro... W tym momencie drzwi si� otworzy�y i do pokoju wesz�a rudow�osa piel�gniarka O�Brien. � Prosz� pani � odezwa�a si� weso�o. � Pan doktor przyszed�. M�ody trzydziestodwuletni doktor Lord mia� p�owe w�osy, nie�adn�, lecz sympatyczn�, piegowat� twarz, bardzo wyra�nie zarysowany podbr�dek i bystre, jasnoniebieskie oczy. � Witam �askaw� pani� � powiedzia�. � Dzie� dobry, doktorze, Moja bratanica, panna Carlisle. Na wyrazistej twarzy lekarza odmalowa� si� szczery podziw. � Witam pani�. � Niepewnie uj�� r�k� Elinor, jak gdyby l�ka� si�, �e j� z�amie. � Elinor i m�j bratanek przyjechali, aby rozerwa� mnie troch� � podj�a chora. � Doskonale! � ucieszy� si� doktor Lord. � W�a�nie tego trzeba �askawej pani. Z pewno�ci� poczuje si� pani niepor�wnanie lepiej � ci�gn�� nie odrywaj�c od Elinor wzroku pe�nego zachwytu. Panna Carlisle post�pi�a w kierunku drzwi. � Chcia�abym pom�wi� z panem doktorem po wizycie � powiedzia�a. � Aa!... tak... ee... naturalnie. Elinor zamkn�a za sob� drzwi. Lekarz w asy�cie kryguj�cej si� piel�gniarki podszed� do ��ka. Pani Welman zerkn�a na� spod oka. � Normalna seria sztuczek, prawda, doktorze? T�tno, oddech, temperatura? Lekarze to okropni szarlatani! � Ach, prosz� pani! � westchn�a siostra O�Brien. � Jak mo�na m�wi� co� podobnego lekarzowi! � Pani Welman, siostro, przejrza�a mnie na wskro� � powiedzia� z u�miechem doktor Lord. � Ale trudna rada, prosz� pani, swoje zrobi� musz�. Ca�y k�opot w tym, �e za nic nie potrafi� nauczy� si� manier obowi�zuj�cych przy ��ku chorego. � Pa�skie maniery przy ��ku chorego s� bez zarzutu. Wie pan o tym, doktorze. Jest pan z nich dumny. � To tylko zdanie �askawej pani � roze�mia� si� pogodnie m�ody lekarz. Po kilku stereotypowych pytaniach i odpowiedziach usadowi� si� wygodniej na krze�le i z u�miechem spojrza� na pacjentk�. � No c� � podj��. � Radzi sobie pani wspaniale! � Innymi s�owy � podchwyci�a Laura Welman � za par� tygodni wstan� i zaczn� spacery po domu. Czy to mia� pan na my�li? � No... Raczej nie tak rych�o, �askawa pani. � Oczywi�cie! Szarlataneria, wieczna blaga! Jaka korzy�� z �ycia, je�eli cz�owiek musi le�e� dogl�dany niczym noworodek? � A jaka korzy�� z �ycia og�lnie bior�c? To naprawd� pytanie zasadnicze. Czyta�a pani kiedy o mi�ym �redniowiecznym wynalazku, klatce w Tower1 zwanej �Niewyg�dk��? Nie mo�na by�o tam sta�, siedzie� ani le�e�. Zdawa�oby si�, �e wi�zie� musi umrze� w kr�tkim czasie. Nic podobnego! Kto� sp�dzi� w tej �elaznej klatce szesna�cie lat, a po zwolnieniu doczeka� s�dziwego wieku. � A mora� z tej bajeczki? � zapyta�a Laura Welman. � Mora�? � powt�rzy� Peter Lord. � �e cz�owiek ma zawsze instynkt �ycia. Nie �yje dlatego, �e nakazuje mu to takie czy inne rozumowanie. Kto�, o kim m�wimy: �lepiej, �eby umar��, wcale nie �yczy sobie �mierci. Z drugiej strony ludzie posiadaj�cy na poz�r logiczny cel w �yciu odchodz�, poniewa� brak im si� do walki. � S�ucham dalej, doktorze. � To wszystko. Pani nale�y do os�b, kt�re chc� �y�, bez wzgl�du na to, co m�wi�. A je�eli pani cia�o pragnie �ycia, nie warto medytowa� o czym innym. � Jak si� pan czuje w naszej okolicy? � zmieni�a nagle temat Laura Welman. � Doskonale pod ka�dym wzgl�dem � u�miechn�� si� Peter Lord. � Troch� tu martwo dla takiego m�odego cz�owieka. Nie chcia�by pan odby� specjalizacji? Praca prowincjonalnego �omnibusa� jest troch� nudna, co? Lekarz pokr�ci� g�ow�. � Nie, �askawa pani. Odpowiada mi to zaj�cie. Lubi� prostych ludzi ich zwyczaje, codzienne niedomagania. Nie zale�y mi na wykrywaniu niezwyk�ego mikroba jakiej� tajemniczej choroby. Wol� odr�, wietrzn� osp� i podobne historie. Ch�tnie obserwuj�, jak r�nie reaguj� rozmaite organizmy. Zastanawiam si� nad mo�liwo�ciami ulepszenia og�lnie przyj�tej terapii. Jestem absolutnie wyprany z wielkich ambicji. Zostan� tutaj, p�ki nie wyhoduj� bokobrod�w, a wtedy ludzie zaczn� m�wi�: �C�, od niepami�tnych czas�w mamy doktora Lorda. To bardzo mi�y staruszek, ale stosuje piekielnie przestarza�e metody. Mo�e lepiej by�oby wezwa� m�odego X czy Y. Ten przynajmniej idzie z duchem post�pu�. � Hm... � b�kn�a Laura Welman. � Widz�, �e pan wszystko zaplanowa�. Lekarz wsta� z krzes�a. � Czas na mnie, �askawa pani. � Moja bratanica chcia�a zdaje si� porozmawia� z panem. Chyba nie pozna� pan jej dot�d, prawda? Jak si� panu podoba? Peter Lord zarumieni� si� mocno, po bia�ka oczu. � O... o... Niezwyk�a uroda... co? Wida�, �e panna Carlisle jest inteligenta i... i w og�le... �Jaki on m�ody� � pomy�la�a z u�miechem Laura Welman i dorzuci�a na g�os: � Czas si� o�eni�, doktorze. Roddy zaw�drowa� do parku. Przeci�� szeroki trawnik i przy ko�cu brukowanej alejki odnalaz� furtk�, za kt�r� by� ogr�d warzywny � dobrze zaopatrzony i starannie utrzymany. Roddy zastanowi� si�, czy w swoim czasie zamieszka z Elinor w Hunterbury. Spodziewa� si�, �e tak. Lubi� �ycie na wsi, mia� jednak pewne w�tpliwo�ci, czy odpowiada ono Elinor. Mo�e wola�aby Londyn? Troch� trudno wiedzie� co� pewnego o Elinor, kt�ra tak niewiele okazuje ze swoich my�li i uczu�. Dlatego w�a�nie jest interesuj�ca. Roddy nie cierpia� ludzi, kt�rzy opowiadaj� szeroko komu� drugiemu, co my�l� albo czuj�, przekonani, �e ten kto� pragnie zbada� mo�liwie szczeg�owo ca�y ich wewn�trzny mechanizm. Rezerwa jest z regu�y niepor�wnanie ciekawsza. Z przekonaniem my�la�, �e Elinor jest rzeczywi�cie doskona�a. Nic w niej nie odpycha, nie razi. �adna, lotna w rozmowie... jednym s�owem, najbardziej czaruj�ca towarzyszka �ycia. �Diablo dopisa�o mi szcz�cie, �e na ni� trafi�em � medytowa� z przyjemno�ci�. � Ale nie mam poj�cia, co ona widzi w takim, jak ja, przeci�tnym facecie�. Nie by� zarozumia�y, mimo pozornej wynios�o�ci. Istotnie dziwi� si�, dlaczego Elinor chce zosta� jego �on�. Przysz�o�� widzia� w r�owych barwach lub przynajmniej tak j� sobie wyobra�a�, co graniczy ze szcz�ciem. Liczy� na stosunkowo rych�e ma��e�stwo... to znaczy, je�eli Elinor tak postanowi. Mo�e b�dzie wola�a poczeka�? Nie trzeba jej przynagla�. Z pocz�tku b�dzie im oczywi�cie cokolwiek ci�ko, ale nie ma si� jednak czym przejmowa�. A p�niej... Roddy �yczy� sobie szczerze, by ciocia Laura �y�a jak najd�u�ej. Lubi� j� naprawd�, a ona by�a dla� bardzo dobra. Zaprasza�a go na �wi�ta i wakacje, interesowa�a si�, co robi. Roddy wola� nie my�le� o �mierci stryjenki, bo zazwyczaj cofa� si� wobec przykrych spraw. Nie lubi� wyobra�a� ich sobie zbyt plastycznie. Ale p�niej... C�? Mi�o b�dzie mieszka� tutaj, zw�aszcza �e nie zabraknie pieni�dzy na utrzymanie w porz�dku Hunterbury. B�dzie ich nawet za du�o. Pocz�� medytowa�, jak w�a�ciwie ciocia Laura rozporz�dza�a maj�tkiem? Dla wielu kobiet to kwestia nader wa�na, kto dysponuje pieni�dzmi � m�� czy �ona. Ale Elinor jest inna. Ma mn�stwo taktu i nie dba o pieni�dze w takim stopniu, by robi� wok� nich wiele ha�asu. �Nie! � my�la� Roderick Welman. � Nie ma powodu do zmartwienia, bez wzgl�du na to, co si� oka�e�. Z okolonego murem ogrodu warzywnego wyszed� bram� po jego przeciwleg�ej stronie. Znalaz� si� w ma�ym lasku, w kt�rym wiosn� kwit�y �onkile. Naturalnie nie by�o ich obecnie. Ale seledynowe �wiat�o po�yskiwa�o uroczo w miejscach, gdzie blask s�oneczny przenik� g�stwin� li�ci. Na moment Roddy uleg� szczeg�lnemu niepokojowi � uczuciu ca�kowicie sprzecznemu z dotychczasow� pogod�. �Jest jednak co�... co�, czego nie mam i pragn�... nami�tnie pragn�...� Z�ocistozielone �wiat�o i �agodno�� powietrza przyspiesza�y puls, kaza�y krwi �ywiej kr��y�, budzi�y podniecenie. Nagle Roderick Welman spostrzeg� dziewczyn� id�c� w jego kierunku mi�dzy drzewami � dziewczyn� o bujnych, jasnych w�osach i ol�niewaj�co r�owej cerze. �Pi�kna � pomy�la�. � Niewypowiedzianie pi�kna�. Co� �cisn�o go za serce, wi�c przez moment sta� cicho, nieruchomo, jak skamienia�y. Mia� wra�enie, �e wszystko wok� m�tnieje, wiruje, �e ca�y �wiat oszala� � nagle, niewiarygodnie, cudownie. Dziewczyna zatrzyma�a si� na chwil�. P�niej podesz�a do Rodericka Welmana, kt�ry tkwi� w miejscu niedorzecznie oszo�omiony, z ustami otwartymi jak ryba. � Nie poznaje mnie pan, panie Rodericku? � zapyta�a z lekkim wahaniem. � Prawda, �e to tak dawno... Jestem Mary Gerrard z portierni. � Aa... oczywi�cie... � b�kn��. � Panna Mary Gerrard... � Tak � potwierdzi�a i zaraz podj�a dosy� niepewnie. � Zmieni�am si� od czasu, kiedy pan mnie ostatni raz widzia�. To zrozumia�e. � Naturalnie... � przyzna�. � Ee... Zmieni�a si� pani... Nigdy bym nie pozna�... Sta� zapatrzony w ni�, wi�c nie us�ysza� odg�osu zbli�aj�cych si� krok�w. Jednak�e Mary us�ysza�a i odwr�ci�a si� szybko. Elinor milcza�a przez kilka sekund. Nast�pnie powiedzia�a: � O... O... Jak si� masz, Mary? � Dzie� dobry, panno Elinor � odrzek�a Mary. � Bardzo dobrze, �e pani przyjecha�a. Pani Welman czeka�a niecierpliwie... � W�a�nie... Dawno nie by�am, ale... Siostra O�Brien prosi�a, �eby ci� poszuka�, Mary. Chce przes�a� ��ko pani Welman... Twierdzi, �e jej zwykle przy tym pomagasz. � Ju� id�, panno Elinor � Mary odwr�ci�a si� i odesz�a szybko. Wkr�tce zacz�a biec. Elinor sta�a sztywno i spogl�da�a za dziewczyn� urzekaj�c� wdzi�kiem w ka�dym ruchu. � Atalanta � szepn�� Roddy. Elinor milcza�a. Wreszcie rzuci�a sucho: � Nied�ugo obiad. Chod�my ju� lepiej, Roddy. Rami� w rami� ruszyli bez s�owa w stron� domu. � Zg�d� si�, Mary. To bardzo fajny film o Pary�u. Oparty na powie�ci doskona�ego autora. Jest i taka opera. � Bardzo dzi�kuj�, Ted, ale naprawd� nie p�jd�. � Ani rusz nie mo�na ci� teraz zrozumie�! � obruszy� si� Ted Bigland. � Jeste� inna, Mary, ca�kiem inna. � Sk�d znowu! � Wiem, co m�wi�. Pewno dlatego, �e by�a� w jakiej� wa�nej szkole w Niemczech. Za dobra dla nas jeste�, co? � Nieprawda, Ted. Bardzo si� mylisz. Przystojny, dobrze zbudowany m�ody cz�owiek by� wzburzony, lecz patrzy� na Mary z podziwem. � Nie myl� si� � rzuci�. � Wyros�a� na dam�... prawie dam�. � �Prawie� to niezbyt przyjemny dodatek � podchwyci�a z nag�� nut� roz�alenia. � Chyba niezbyt przyjemny � zgodzi� si� Ted. � Ostatecznie, nikt nie dba dzi� o takie co� jak prawdziwy d�entelmen czy prawdziwa dama � zmieni�a ton dziewczyna. � Nie tak jak dawniej... Pewnie � przyzna� Ted po kr�tkim namy�le. � Ale zawsze... Jak Boga kocham, Mary, wygl�dasz na hrabin� albo lepiej. � To niewiele m�wi. Widywa�am hrabiny wygl�daj�ce na stare szmaciarki. � Mo�liwe. Ale rozumiesz przecie�, co mia�em na my�li? W tym momencie nadesz�a okaza�a, majestatyczna posta� ubrana w wytworn� czer� i surowym spojrzeniem zmierzy�a m�od� par�. � Moje uszanowanie pani � powiedzia� Ted ust�puj�c grzecznie z drogi. Pani Bishop � gospodyni z Hunterbury � �askawie sk�oni�a g�ow�. � Dzie� dobry, Ted. Dzie� dobry, Mary � rzuci�a i odp�yn�a niby okr�t pod pe�nymi �aglami. Ted spogl�da� za ni� z szacunkiem. � Ona rzeczywi�cie wygl�da na ksi�n� � szepn�a Mary. � Aha... I trzyma fason. Zawsze poc� si� troch� pod ko�nierzykiem, jak j� zobacz�. � Nie lubi mnie � podj�a Mary. � Co ty pleciesz, dziewczyno! � M�wi� powa�nie. Zawsze zwraca si� do mnie szorstko. Ted pokiwa� g�ow� z g��bokim zrozumieniem. � Zazdro��. Powiadam ci, Mary, zazdro��, nic wi�cej. � Czy ja wiem? � b�kn�a bez przekonania. � Mo�e... � Na pewno! Ja ci to m�wi�. Od lat jest gospodyni� w Hunterbury. Do niedawna rz�dzi�a wszystkim, robi�a, co si� jej podoba�o. A teraz ty przypad�a� do gustu pani Welman. To odsuwa j�. Kapujesz? M