8053
Szczegóły |
Tytuł |
8053 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8053 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8053 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8053 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arkadiusz Niemirski
Pan Samochodzik i� Zagadka kaszubskiego rodu
WST�P
W szuwarach, na wschodnim brzegu jeziora, ustawili statywy i wmontowali w nie
mikrofony skierowane na najbli�sz� wysepk�, kt�ra w zachodz�cym kwietniowym
s�o�cu
spot�nia�a w cieniu w�asnych drzew i milcz�co drzema�a. Dogasaj�ce w resztkach
dnia
niebieskie lustro wody spokojnie obmywa�o zaro�ni�ty, niedost�pny brzeg, na
kt�rym
ptactwo znalaz�o sobie przysta�, a rybitwy miejsce na sw� o�cist� kolacj�.
Komary ci�y
dzisiaj na deszcz, dra�ni� je zapach ludzkiego potu, ale nie przeszkodzi�y dw�m
m�odym
ch�opcom zamocowa� podp�rki, na kt�rej tkwi�y czu�e mikrofony kierunkowe z
okaza��
tarcz� lunety. Z ma�ego g�o�nika polecia�y niewyra�ne odg�osy przyrody, pomruk
drzew,
szelest li�ci oraz ptasi szczebiot, kt�ry zamierzali rozszyfrowa�. Nie byli
ornitologami, ale
cz�onkami szkolnego oddzia�u Ligi Ochrony Przyrody. Sprawdzili wzrokiem niebo i
upewniwszy si�, �e deszcz jeszcze przed nimi, zmienili baterie, ustawili czu�o��
sprz�tu i
w��czyli ma�y magnetofon. Na paluszkach cofn�li si� w g��b brzegu pod du�y grab
i z
pozostawionych tam plecak�w wyj�li bidony. Z ulg� �ykn�li kompotu, kt�ry
przyrz�dzi�a im
wczoraj Kolasiowa, �ona le�niczego.
W g�rze, w koronach drzew za�wiergota� sennie, po raz ostatni, drozd, tak
przynajmniej wydawa�o si� m�odszemu. By�o ciep�o, troch� duszno i jak dotychczas
bezwietrznie.
- Powiedz teraz - zwr�ci� si� do kompana starszy, opar�szy si� o grab - co to s�
jeziora
lobeliowe?
- Nazwa ich pochodzi od lobelii jeziornej, inaczej stroiczki wodnej -
odpowiedzia�
tamten �piewaj�co, jakby wyku� si� tego na pami��. - To taka ro�lina wodna,
zimozielona. W
Polsce rzadka i gin�ca.
- �Li�� ich zielony jak jod�owe szpilki, kiedy je �niegi pobiel�� - wyrecytowa�
starszy,
ale zaraz spowa�nia� i popatrzy� na m�odszego, piegowatego ch�opca. - A teraz,
sprawdzimy
twoj� �acin�. Tracz nurog�?
- Mergus merganser.
- G�go�?
- Bucephala clangula.
- Dobrze.
Na wyspie z wysokich trzcin wystrzeli�o stado kaczek. Poderwa�y si� do lotu z
determinacj� walcz�cych o �ycie istot, ale zaraz z pluskiem opad�y trzydzie�ci
metr�w dalej
na spokojn� wod� i zwr�ci�y si� dziobami ku oczeretom po�udniowego cypla. Po
jeziorze
nadp�ywa� z p�nocy stary ponton z dwoma miejscowymi, kt�rzy kierowali si�
wprost na
wysp�. Byli zaro�ni�ci i niedbale ubrani. Palili papierosy i cicho rozmawiali,
ale w ich
zachowaniu by�o co� konspiracyjnego i niepokoj�cego. Pojawili si� tutaj nagle i
cicho.
Starszy i m�odszy przykucn�li automatycznie, a� ortalionowe kurtki zaszele�ci�y
nieprzyjemnie o omsza�y pie� drzewa, i w milczeniu obserwowali ponton.
- K�usownicy - szepn�� starszy i zerkn�� na m�odszego.
Przestali rozmawia�, bo oto jeden z k�usownik�w wyj�� wiatr�wk� i stan�� na
dziobie
��dki. Z g�stwiny oczeretu broni�cego dost�pu do ma�ej wysepki wylecia�
sp�oszony �ab�d�
�redniej wielko�ci. Pisn�� ostrzegawczo, a potem bij�c w�ciekle skrzyd�ami
p�dzi� po
powierzchni jeziora w pozycji niemal wyprostowanej, gnany wy��cznie przez
strach. A
ucieka� przed nieznajomymi, jakby przeczu� nadp�ywaj�c� �mier�. Mia� racj� ten
ptak. Jeden
z m�czyzn, ten z wiatr�wk�, wycelowa� w bia�ego i dumnego ptaka. Rozleg� si�
suchy
trzask, kt�ry tutaj w samym sercu rezerwatu ciszy zabrzmia� niczym armatni
wystrza�.
Trafiony �ab�d� spad� do wody, a wtedy k�usownik raz jeszcze poprawi� z
wiatr�wki, tak na
wszelki wypadek. Zaj�ci wios�owaniem nie zwa�ali na drugiego �ab�dzia
uciekaj�cego przed
nimi nad sam� wod� i kieruj�cego si� na zachodni� wysp�.
- Bandyci - wyszepta� m�odszy ch�opiec. - Widzia�e�? Zamordowa� �ab�dzia. To nie
k�usownicy. To mordercy.
Starszy nic nie m�wi�. Po�o�y� si� na ziemi ostro�nie, tak aby nie zwr�ci� uwagi
m�czyzn na ��dce i podczo�ga� si� wolno pod sam brzeg, gdzie sta� mikrofon z
lunet�.
M�odszy szybko poszed� w jego �lady. W tym czasie dw�ch k�usownik�w dobi�o do
brzegu
wysepki zabrawszy uprzednio martwego �ab�dzia z powierzchni jeziora. Prz�d
pontonu
rozsun�� zielsko po obu stronach burty i po chwili zielone badyle podnios�y si�
mniej
ochoczo, zakrywaj�c cz�ciowo gumowy ponton.
A na jeziorze by�o znowu spokojnie. K�usownicy zapalili papierosa. Jeden z nich
zakl�� siarczy�cie. Rzucone przez niego przekle�stwo, kt�re ponios�a woda na
brzeg jeziora,
brzmia�o jak z�e zakl�cie.
Starszy ch�opiec przesun�� lunet� mikrofonu i skierowa� j� na wprost ukrytego na
brzegu wyspy pontonu. Ustawi� odleg�o�� na aparacie i w��czy� pods�uch. M�odzi
ch�opcy
szybko przekonali si�, �e rozmowa dotyczy�a nie tylko �ab�dzi.
ROZDZIA� PIERWSZY
ACH, WAKACJE! � AUTOSTOPOWICZKA � KIM JEST CZAPLA? � OSTRE
PO�EGNANIE � NA JASIE� � �KOLAS�WKA� I SZCZE�UJ � KOLASIOWA O
WYPADKU LE�NICZEGO � B�OGO�� POOBIEDNIA � CO MNIE TU
SPROWADZA? � O DW�CH K�USOWNIKACH � CO MAJ� WSP�LNEGO
�AB�D�, KӣKO LOP I NASZ DEPARTAMENT? � O DZIWNYM NAGRANIU �
BIWAK � PRZYRODA JASIENIA I DOLINY S�UPI � STRA�NIK W MOIM
NAMIOCIE
Prze�om czerwca i lipca ka�dego roku mia� co� z radosnego uniesienia. Rzecz
zrozumia�a - wakacje! Jad�c od Warszawy do L�borka, mijaj�c miasta i wsie,
wsz�dzie
s�ysza�em �w powszechny oddech ulgi. Ca�a przyroda zdawa�a si� oddycha� tym
leniwym,
spoconym rytmem letniego b�ogostanu. Szczeg�lnie po m�odych ludziach wida� by�o
objawy
wakacyjnej �choroby� - zachowywali si� wbrew troskom �ycia codziennego. W ich
nonszalanckim sposobie chodzenia i ja�niejszych, zdrowych twarzach objawia�o si�
nasze
w�asne dzieci�stwo, a ich u�miechy, wrzaski i k��tnie przypomina�y nasze dawne
szale�stwa.
Wakacje. Czas amnestii dla szkolnych obibok�w, czas wytchnienia i opami�tania
dla
pracusi�w i prymus�w. Ach, wakacje!
Czas s�o�ca i luzu nie oznacza� jednak dla wszystkich bezczynno�ci i biernego
odpoczynku. We�my mnie - mia�em urlop, pierwszy od kilku lat pracy w
Departamencie
Ochrony Zabytk�w przy Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie, ale wcale nie
zamierza�em jecha� nad morze i lec na morskim piasku na ca�e dwa tygodnie albo
p�ywa� na
mazurskim jeziorze ca�ymi dniami. Z pocz�tku by�em nawet niezadowolony z wyboru
miejsca na sp�dzenie urlopu. Kaszuby. Pomorze. Kocha�em przyrod� i jej dzikie
�ono, ale
lepiej si� czu�em, wiedz�c, �e w pobli�u rezerwatu s� ciekawe zabytki. A co mo�e
by� na
Kaszubach? Jeden stary ko�ci� na wsi albo zdewastowany poniemiecki dworek.
Jak tylko m�j szef, zwany Panem Samochodzikiem, podpisa� mi podanie o urlop
udzieliwszy wcze�niej odpowiednich wskaz�wek, pojecha�em do swego mieszkania na
Ursynowie spakowa� potrzebne rzeczy. Wyj��em z pawlacza stary, nieu�ywany od lat
namiot
dwuosobowy, kt�ry zmie�ci�by si� w niedu�ym plecaku, i pobie�nie go sprawdzi�em.
�adnej
dziury! Potem by�o kompletowanie pozosta�ego sprz�tu, koszmarnie d�ugie pranie i
ma�e
zakupy w pobliskim supermarkecie. Nastawi�em budzik na czwart� rano, ale
zrobi�em to z
przyzwyczajenia. Nie musia�em obawia� si�, �e zasn�, gdy� prawie nie zmru�y�em
oka. Ca��
noc przewraca�em si� z boku na bok, ale zawsze tak reaguj� przed wakacyjn�
podr�.
Wyjazd w pi�kne miejsca, kt�re wprawdzie znam, ale wy��cznie z przewodnik�w i
folder�w,
by� zawsze rodzajem wyzwania. Wyzwania przed konfrontacj�. Oczekiwanie to mia�o
co� z
tremy przed randk� z nieznajom� dziewczyn�. Miejsca, kt�rych nigdy si� nie
widzia�o, ale
zna�o si� z opis�w, hipnotyzuj�. Niechby to by�a nawet zabita deskami wie� -
zawsze
oczekiwa�em takiego spotkania z pe�n� nabo�e�stwa ciekawo�ci�. Wtedy zwyk�y
drewniany
p�ot na ulicy, dzwonnica ko�cio�a czy opuszczony dom wydawa� si� ciekawszy o to
poprzedzaj�ce wra�enie ponadzmys�owego kontaktu.
Ale do�� ju� tych refleksji. Min��em przejazd kolejowy i w dalszym ci�gu
zbli�a�em
si� od wschodu do centrum roz�o�ystego L�borka, kt�re niczym na patelni sma�y�o
si� w
ostrym s�o�cu. Daleko przede mn�, nieco na prawo niebie�ciutkie niebo ��czy�o
si� nad
miastem z ciemnozielonymi wzg�rzami, u st�p kt�rych leg� stary, �redniowieczny
L�bork.
Znalaz�em jak�� przy dro�n� stacj� benzynow� i postanowi�em zatankowa� do pe�na
i
dokupi� w sklepie troch� wody mineralnej.
- Do pe�na - powiedzia�em do milcz�cego pracownika stacji, gdy stan��em przy
dystrybutorze.
Kiedy ten wykonywa� swoj� prac� oparty plecami o Rosynanta, ja z postanowieniem
rozprostowania ko�ci przystan��em przed wystaw� z okularami przeciws�onecznymi,
ustawion� przed wej�ciem do sklepu. Obraca�em w palcach jedn� par�, tak�, kt�ra
poch�ania
promienie ultrafioletowe, sprawdzi�em z ciekawo�ci zamki, stan pi�tek i
no�nik�w, gdy nagle
w odbiciu szkie� zauwa�y�em co� ciekawego.
Za dachem Rosynanta przesun�a si� jaka� g�owa. Dziewczyna. Tyle zd��y�em
zauwa�y�. Trwa�o to kr�tko i nagle nieznajoma otworzy�a drzwi i b�yskawicznie
wpe�z�a do
�rodka jeepa.
�Co za czort?� - pomy�la�em zdumiony i na wszelki wypadek nie odwraca�em si�,
aby
jej nie sp�oszy�. Mia�em bowiem zamiar j� z�apa�.
Dodam, �e nasz ministerialny pojazd, kt�ry uda�o mi si� na czas mojego urlopu
wypo�yczy� (szef wyrusza� w s�u�bow� podr� do Pary�a, wi�c nie potrzebowa�
samochodu)
by� wyposa�ony w specjalny wtrysk gazu obezw�adniaj�cego. Przezroczysty i
bezwonny gaz
ulatnia� si� w chwili w�amania. Jednak podczas kr�tkich, kontrolowanych postoj�w
nie
uruchamia�em tego zabezpieczenia i dlatego osobie, kt�ra z niejasnych dla mnie
powod�w
wskoczy�a przed chwil� na tylne siedzenie jeepa, nic si� nie sta�o.
Udaj�c oboj�tnego, zap�aci�em za paliwo i kupi�em okulary z granatowymi szk�ami.
Usiad�em za kierownic�, ale d�ugo nie zapala�em silnika. Mog�em wprawdzie
nacisn��
specjalny przycisk uruchamiaj�cy automatyczne z�o�enie si� tylnego siedzenia i
uwi�zi�
intruza na dobre. Ale nie chcia�em korzysta� z tej pu�apki. Zamiast tego wyj��em
map� ze
schowka i udawa�em, �e j� studiuj�. Na moment wstrzyma�em oddech i dzi�ki temu
us�ysza�em cichy szelest za swoim siedzeniem. Tajemnicza dziewczyna lekko si�
poruszy�a.
�Kim jeste�?� - zgadywa�em w my�lach, ogl�daj�c plan miasta w�o�ony w map�.
�Mo�e z�odziejk�? Jako� nie wygl�da�a� mi na tak�. A je�li w r�ce trzymasz n�?�
Dopiero gdy za jeepem rozleg� si� klakson zniecierpliwionego klienta w
polonezie,
ruszy�em. Zdawa�o mi si�, �e dziewczyna ukryta z ty�u odetchn�a z ulg�.
Komisariat policji znalaz�em bez trudu, znajdowa� si� blisko centrum w
zabytkowej
cz�ci miasta s�yn�cej z pot�nych budynk�w neogotyckich przypominaj�cych
ko�cio�y.
Zaparkowa�em w miejscu niedozwolonym na poboczu, zgasi�em silnik i zablokowa�em
wszystkie drzwi.
- Je�li nie powiesz mi - odezwa�em si� do nieznajomej g�osem spokojnym, ale
stanowczym, ca�y czas siedz�c za kierownic� - co robisz w moim samochodzie, to
id� na
policj�.
Zapanowa�a cisza. W lusterku wstecznym nie pojawi�a si� �adna g�owa, us�ysza�em
jednak szmer, po kt�rym nast�pi� gwa�towny atak na drzwi Rosynanta. Dziewczyna
rzuci�a
si� z furi� na klamk� i za wszelk� cen� pr�bowa�a otworzy� drzwi.
- Ej, spokojnie! - upomnia�em j� odwr�ciwszy si� do ty�u. - Wyrwiesz mi klamk�!
Wreszcie ujrza�em �adn� dziewczyn� w wieku szesnastu lat z kr�tko przyci�tymi na
wysoko�ci p�atk�w uszu ciemnymi i l�ni�cymi w�osami. Na sobie ma�a jasn� koszul�
bez
r�kaw�w i lnian� sukni�. By�a opalona w kolorze tabliczki mlecznej czekolady. I
by�a bardzo
szczup�a. Wra�enie jej chudo�ci pog��bia�a jeszcze d�uga i w�ska szyja jak u
czapli. To
skojarzenie z czapl� nasun�o mi si� automatycznie.
- Co jest?! - z�o�ci�a si� Czapla, szarpi�c niemi�osiernie za klamk�. - Otw�rz
pan, no
ju�!
- A kto tutaj wszed� bez pytania? - warkn��em. - I przesta� szarpa�! Wiesz, ile
kosztuje klamka do jeepa grand cherokee? Starczy�oby na bilet kolejowy nad morze
i z
powrotem. Przesta�!
M�j krzyk j� ostudzi�. Pad�a na tylne siedzenie zrezygnowana, oddycha�a szybko i
nerwowo. Patrzy�a na mnie spode �ba, a� wreszcie jej wzrok spocz�� na wysokich
schodach
prowadz�cych do budynku policji.
- Niech pan mnie pu�ci - poprosi�a spokojniejszym g�osem. - P�jd� sobie i ju�.
Po co
komu policja?
- A ja wiem, kto ty jeste�? - zapyta�em. - Z�odziejka? A mo�e uciekinierka?
- A wygl�dam na tak�?
- Nie. Ale w jakim� celu wesz�a� do mojego samochodu. Jaka� dziwna jeste�.
Nie dowiedzia�em si� prawdy. W nasz� stron� zmierza� bowiem czujnym krokiem
policjant w mundurze. Wy�oni� si� nagle zza rogu, pewnie stra�nik, kt�ry nas
zauwa�y� i szed�
wypisa� mandat, w najlepszym wypadku przegoni�.
- B�agam - zaj�cza�a Czapla zerkaj�c na policjanta.
- Kim jeste�?! - zapyta�em ostrym tonem. - Powiesz, to odjad� i nic nie powiem
temu
policjantowi.
- Jestem Agata z Cz�stochowy - wyrecytowa�a szybko, wi�c upewni�o mnie to, �e
nie
zmy�la. Mo�e i jestem cz�owiekiem naiwnym, ale uwierzy�em. - Wybra�am si�
autostopem
nad morze do �eby, ale sko�czy�y mi si� pieni�dze. Pomy�la�am, �e przejad� si�
na gap�...
pan ma warszawsk� rejestracj� i pewnie jedzie pan nad morze... O Bo�e, on ju� tu
jest!
Mia�a na my�li policjanta.
- Ile ty masz lat?
- Ja? - zastanawia�a si� ciut przyd�ugo. - Sko�czone osiemna�cie!
- O - zdziwi�em si� i zaraz pos�a�em jej ironiczny u�miech. - To tyle, co ja.
Policjanta dzieli�o od nas zaledwie kilka krok�w.
- A dobrze si� uczysz?
- �rednio.
Uwierzy�em jej. W to, �e uczy�a si� �rednio.
Zapali�em silnik i uspokoiwszy uniesion� r�k� policjanta, odjecha�em.
- Dok�d pan jedzie? - zainteresowa�a si� zaraz, gdy oddalili�my si� od komendy.
- Nad jezioro Jasie� w powiecie bytowskim.
- A gdzie to?
- Na po�udnie od L�borka. Za godzin� b�d� na miejscu. Rozbij� nad brzegiem sw�j
dwuosobowy namiocik w kolorze khaki i...
- Mog� jecha� z panem? - wbi�a we mnie pe�ne oczekiwania spojrzenie.
- Zaraz - zdenerwowa�em si�. - Twierdzi�a�, �e wybierasz si� nad morze. Do �eby!
- Ale nie mam pieni�dzy, wi�c mog�abym zabra� si� z panem - zaproponowa�a. - Co
mi za r�nica, czy b�d� opala�a si� na pla�y, czy nad jeziorem.
- Moja droga - za�mia�em si� i uwa�niej jej si� przyjrza�em. - Moim zdaniem, ty
co�
kr�cisz. Ha, ja uwa�am, �e w�a�nie wracasz znad morza!
- Jak to? - obruszy�a si�.
- Twoja opalenizna - pos�a�em jej s�odki u�miech.
Wzruszy�a ramionami, a nast�pnie zacz�a t�uc pi�ciami w szyb�.
- Zbrojone - o�wiadczy�em. - Pr�dzej rozwalisz sobie r�czki.
- Pu�� mnie! - zacz�a krzycze�. - Policja! Ratunku!
- W�a�nie stamt�d wracamy. Czego ty chcesz? - uspokaja�em j�. - W porz�dku, ju�
ci�
wypuszczam. Nie chcia�em ci� porywa�, ale odstawi� na dworzec. Ale co mnie
mo�esz
obchodzi�, dziewczyno?
Wzruszy�em ramionami i zatrzyma�em samoch�d. Nie chcia�em jej przecie� wie�� nad
Jasie�, ale pr�bowa�em cokolwiek z niej wyci�gn��.
- Wysiadaj - nakaza�em surowym g�osem. -Albo jad� prosto na policj�.
Zawaha�a si�.
- Ale gdzie ja p�jd�? - wymamrota�a.
- Chcia�a� nad morze do �eby, no to jazda!
Wysiad�em i otworzy�em drzwiczki z jej strony.
- Na co czekasz? - popatrzy�em w jej br�zowe oczy, kt�re by�y tak samo urocze,
jak i
smutne.
Ale Czapla nie odpowiada�a. My�la�a intensywnie, zagryzaj�c dolnymi z�bami g�rn�
warg�, a� wreszcie popatrzy�a na mnie z pocz�tku boja�liwie, a potem z wi�kszym
zainteresowaniem.
- A ty kim jeste�?
- Pawe� Daniec z Warszawy. Pracownik Departamentu Ochrony Zabytk�w.
Poszukiwacz przyg�d i tropiciel przemytnik�w dzie� sztuki.
Wytrzeszczy�a zdumiona oczy, ale zaraz pomy�la�a, �e �artuj�. Nie wysiad�a z
jeepa.
Ocenia�a mnie bystro wzrokiem i chyba dosz�a do wniosku, �e jestem raczej
porz�dnym
go�ciem, bo pokiwa�a z aprobat� wie�cz�c� d�ug� szyj� g��wk�. Spr�bowa�a si�
u�miechn��.
- I jak? - zwr�ci�em si� do niej.
- A �adnie tam chocia�? - zapyta�a z rozbrajaj�c� niewiedz�. - Nad tym pa�skim
jeziorem?
- Wynocha - rzek�em �artobliwym tonem, wyci�gaj�c j� jednocze�nie z samochodu. -
Nie wiem, co z ciebie za zi�ko, �adne, bo �adne, ale nie mog� bra� za ciebie
odpowiedzialno�ci. Jeste� krn�brnym stworzeniem i pewnie przynosisz pecha.
Mog�a�
zapyta�, poprosi�, a nie wchodzi� bez pytania. Prosz�! - wyj��em z kieszeni
banknot
pi��dziesi�cioz�otowy i wr�czy�em jej. - To na bilet do Cz�stochowy. Ulgowy.
Niech strac�.
Nie chc� mie� �adnej smarkuli na sumieniu. Wracaj do domu. �egnam!
Wreszcie Czapla wysz�a niech�tnie z jeepa i ruszy�a przed siebie. Nawet si� nie
obejrza�a. Powoli wsiad�em do samochodu i przez pewien czas obserwowa�em j�, a�
znik�a
mi z oczu.
�Mo�e i ma te osiemna�cie lat� - pociesza�em si� w duchu. �Skoro rodzice pu�cili
j�
nad morze, to znaczy, �e jest doros�a�.
Odjecha�em, wierz�c, �e nic jej si� nie stanie. Jednego by�em pewny, Czapla mnie
oszuka�a m�wi�c, �e jedzie nad morze. By�a opalona - to raz. Dwa - jak mog�a
wybra� si� nad
morze bez pieni�dzy? Ona wraca�a znad morza, bo sko�czy�y si� jej pieni�dze.
Wi�cej ju� o
niej nie my�la�em.
Do Jasienia jecha�em wolno, podziwiaj�c zza szyby senny kaszubski krajobraz,
prowincjonalne miasteczka bez fantazji i wsie s�siaduj�ce z zielonymi ��kami,
torfowiskami i
ma�ymi jeziorami, osady le��ce u podn�a wi�kszych i mniejszych wzniesie�, ju�
to
zalesionych, ju� to poros�ych trawami, kt�rych ziele� zosta�a przybrana rdzawymi
zaciekami
szczawiu.
Jeszcze tylko Rokitki i Rokity, potem las ust�pi� pag�rkom a� do Mydlity, by
znowu
wy�oni� si� i towarzyszy� drodze na odcinku kilku kilometr�w po sam� granic� wsi
Jasie�. Ta
ma�a i zaciszna wie� po�o�ona na wschodnim brzegu jeziora o tej samej nazwie
nawet latem
nie t�tni�a �yciem, a liczni tury�ci przebywali najcz�ciej w o�rodkach
wypoczynkowych.
Przejecha�em wolno g��wn� ulic�, kt�ra za �adnymi, kolorowymi domami opada�a
nieco w d�, a� po samo jezioro zas�oni�te z tego miejsca rz�dami wysokich
sosen. Niebieska,
spokojna tafla jeziora migota�a ja�niejszymi plamami s�o�ca mi�dzy br�zowymi
pniami
drzew. �wietliki na niebieskim zwierciadle uk�ada�y si� w fantazyjne kompozycje
daj�ce
uczucie letniej fatamorgany.
Droga bieg�a dalej, ��cz�c wschodni brzeg z cyplem przeciwleg�ego brzegu,
uformowanym na kszta�t wyspy. Ten cypel i ta droga przecinaj�ca szerok� rynn�
dzieli�y
jezioro na dwa akweny: po�udniowy i p�nocny. Wnet pojawi� si� wi�kszy prze�wit
mi�dzy
drzewami po lewej, ukazuj�c szerszy obraz po�udniowego akwenu z bujnie
zaro�ni�tymi
wyspami. Natomiast po prawej stronie drogi poros�a �wierkami wysoka skarpa
ko�czy�a si�
piaszczyst� le�n� dr�k� odbijaj�c� prostopadle w las. Nie pokona�em drewnianego
mostku
przede mn�, a skr�ci�em w prawo do le�nicz�wki, jad�c nieco pod g�rk�, w b�ogim
cieniu,
jaki tworzy�y g�ste korony drzew mieszanego lasu.
Le�nicz�wka sta�a blisko brzegu na zalesionym klifie w po�owie d�ugo�ci jeziora.
Teren by� tu podmok�y, wyludniony i pachnia� wilgotnym igliwiem, tak �wie�ym,
jak
wstawiona na Wigili� w r�g pokoju �wie�a choinka. Tyle �e tutejsze drzewka by�y
wy�sze i
starczy�oby ich dla ca�ej Warszawy.
Pi�trowy dom z g�ralskim dachem postawiono z bali, teren otoczono drewnianym
p�otem, a za otwart� bram� a� pod sam dom rozci�ga� si� ubity dziedziniec, na
kt�rym sta�y
gazik i kilkuletnia �koda. Z ty�u domu bieg�a do jeziora alejka, a drzewa wzd�u�
niej
wykarczowano, dzi�ki czemu z tarasu mo�na by�o od biedy podziwia� p�nocny akwen
z
lasem porastaj�cym jego przeciwleg�y brzeg i kawa�ek cypla �rodkowej wyspy.
Pierwszy przywita� mnie pies. Wybieg�szy zza rogu domu zacz�� szczeka� na
Rosynanta, a kiedy w drzwiach pojawi�a si� starsza, korpulentna pani w letniej
sukience, pies
natychmiast podbieg� do niej i pos�usznie oczekiwa� dalszych polece�.
Zgasi�em silnik i wyszed�em kobiecie naprzeciw.
- Cicho, Szcze�uj! � upomnia�a go gospodyni i pokr�ci�a niezadowolona g�ow�. -
Wcale mnie nie s�uchasz, �apserdaku!
Przyjrza�a si� lepiej numerom rejestracyjnym jeepa.
- Czy mam przyjemno�� z panem Da�cem?
- On gryzie? - spojrza�em z niepokojem na ciemnego miesza�ca przypominaj�cego
skrzy�owanie sznaucera z wy��em.
- Szcze�uj? - u�miechn�a si� kobieta. - Owszem, gro�ny to on jest, ale
zazwyczaj,
gdy jest g�odny. Niech si� pan nie boi, p� godziny temu dosta� misk� pe�n�
�arcia.
Wyci�gn��em do kobiety r�k�.
- Pawe� Daniec z Warszawy.
I przykucn��em z wyci�gni�t� do psa r�k�. Szcze�uj siedzia� na zadzie i patrzy�
na nas
uwa�nie, z zainteresowaniem.
- Dlaczego �Szcze�uj�? - zapyta�em.
- A bo on lubi ma��e - wzruszy�a ramionami kobieta. - Kiedy�, jak by� u nas PGR,
zakrada� si�, �apserdak, i wyjada� ma��e podawane do paszy. A ma�� to szcze�uja.
Tak jako�
zosta�o. Szcze�uj to ukochany pies m�a. Mnie wcale nie s�ucha. Znam tylko jedn�
komend�,
na jak� reaguje. Ale i tak tylko wtedy, gdy jest g�odny. Ale zapraszam pana do
cha�upy. Nie
przedstawi�am si�. Kolasiowa, �ona le�niczego. Maria Kolas. Niestety, wczoraj
wydarzy� si�
wypadek, o niczym pan nie wie, m�� trafi� do szpitala i prawdopodobnie wyjdzie
dopiero za
tydzie�, taki pech...
- Co� powa�nego? - zainteresowa�em si�, gdy w dw�jk�, nie licz�c Szcze�uja,
kt�rego
z kolei zainteresowa�a opona jeepa, szli�my w stron� domu. - Przedwczoraj
rozmawia�em z
le�niczym Kolasiem i by� pe�en energii...
- Tak, wiem, ale to wydarzy�o si� wczoraj - pokiwa�a smutno g�ow�. - M�� wraca�
z
rezerwatu �Gniazdo Or�a Bielika�. To niedaleko st�d na zach�d, za Dzik� G�r� nad
jeziorem
Sko�awsko Du�e. Napadni�to go we wsi �upawsko po drugiej stronie Jasienia. W
szpitalu
powiedzieli, �e ma lekki wstrz�s m�zgu. Trzymaj� go na obserwacji.
Weszli�my do sieni, a stamt�d do urz�dzonego w drewnie salonu, z kt�rego
wychodzi�o si� na szeroki taras z widokiem na cz�� jeziora.
- Kim byli napastnicy? - zapyta�em. - Czy pan le�niczy widzia� mo�e ich twarze?
- By�o ich dw�ch. Tylko tyle widzia�, a raczej us�ysza�. M�� obserwowa� z
zachodniego brzegu wyspy na Jasieniu. To wszystko. S�dzi jednak, �e wypadek mo�e
mie�
zwi�zek z ostatnimi morderstwami... �ab�dzi. Kto� je nadal zabija, z wiatr�wki.
- Niewykluczone, �e pan Kolas zosta� zaatakowany przez k�usownik�w zabijaj�cych
�ab�dzie - zauwa�y�em.
- M�� tak uwa�a.
- A policja?
- A policja jak zwykle ma r�ce pe�ne roboty. Innej.
Usiad�em na wiklinowym fotelu, aby nieco odsapn��.
- Gdzie s� nasi m�odzi detektywi z LOP?
- Przyjad� dzisiaj - odpowiedzia�a kobieta. - Z instruktork�, pann� Ma�gorzat�.
Ale
do�� gadania. Zapraszam na obiad.
Zjad�em kasz� gryczan� polan� �wi�skim t�uszczem, z misk� zsiad�ego mleka.
Prawdziwe wiejskie jedzenie. Przepyszne! Inna sprawa, �e szybko zmorzy� mnie sen
- posi�ek
i zm�czenie podr� da�y o sobie zna�. Kolasiowa posz�a zmywa� i porobi� co� za
domem,
wi�c usiad�em na fotelu w cieniu, jaki zapewnia� na tarasie spad dachu.
Odpoczynek. Drzewa
sta�y nieruchome niczym zielone pos�gi i chroni�y ptaki oraz ziemi� przed
spiekot�. Spokojne
jezioro mieni�o si� z�otymi refleksami na tle niebieskiej toni, a one zdawa�y
si� ko�ysa� nas do
snu niezliczonymi mira�ami. Nie chcia�o si� i�� nad wod�, do pachn�cego �ywic� i
jagodami
boru - tak bardzo zachcia�o mi si� spa�.
By�em ju� bliski z�o�enia swojej �wiadomo�ci w ofierze Morfeuszowi, gdy z
b�ogiego
letargu wyrwa�y mnie g�osy turyst�w p�yn�cych ��dk� wypo�yczon� prawdopodobnie z
kt�rego� z o�rodk�w nad brzegiem.
Otrz�sn��em si� jak pies po k�pieli. Szkoda by�o czasu na spanie. Nie po to
przyjecha�em w te strony!
Po�egna�em Kolasiowa i Szcze�uja. �ona le�niczego gor�co zaprasza�a mnie na
kwater�, staraj�c si� wybi� mi z g�owy pomys� zamieszkania nad jeziorem w
namiocie, a pies
t�sknie na mnie szczeka�. Obieca�em wpa�� na kolacj�. Przede wszystkim chcia�em
spotka�
si� z ch�opcami, kt�rzy nieca�y miesi�c temu prze�yli na jeziorze prawdziw�
przygod�.
Przygoda ta by�a interesuj�ca z kilku powod�w.
Ale do rzeczy. W maju tego roku dw�ch k�usownik�w zastrzeli�o na jeziorze
�ab�dzia,
za� wy�ej wspomniani uczniowie l�borskiego liceum byli �wiadkami tego
makabrycznego
wydarzenia. Wybrali si� na ptasie ��owy� w ramach programu szkolnego k�ka Ligi
Ochrony
Przyrody. W majowy weekend Ballada z M�okosem, ukrywszy si� na brzegu Jasienia z
mikrofonem kierunkowym w r�ku, chcieli nagra� �piew ptak�w o zachodzie s�o�ca na
jednej
z wysp jeziora. Ch�opcy zamierzali nagra� ptasi� �mow� w celach poznawczych i
dla
potrzeb sprawozdania w �Zeszytach Informacyjnych� LOP. Wszystko sz�o zgodnie z
planem,
gdy oto pojawi� si� ponton z k�usownikami, kt�rzy zastrzelili jednego �ab�dzia.
Jak donosi�
wychowawca ch�opc�w z L�borka, a m�j dawny znajomy, k�usownicy wci�� polowali na
te
bia�e i dumne ptaki, kt�re po Jasieniu p�ywa�y g�sto. K�usownicy byli
przebiegli. Znali teren i
poruszali si� po jeziorze pontonem. To utrudnia�o wytropienie przest�pc�w i
u�atwia�o im
prowadzenie przest�pczej dzia�alno�ci. Do�wiadczony le�nik, pan Kolas, nie
potrafi� do tej
pory z�apa� ich na gor�cym uczynku ani przewidzie� ich kolejnego ataku. A jak
si�
dowiedzia�em od jego �ony, zosta� on prawdopodobnie zaatakowany przez nich na
�upawskim
brzegu.
Pewnie dziwi Was fakt, �e nasz departament - zajmuj�cy si� przecie� skarbami
polskiej kultury - zainteresowa� si� spraw� jasie�skich �ab�dzi. To by�a robota
dla le�niczego i
policji, a nie dla pracownika Ministerstwa Kultury i Sztuki. Jednak nie
wspomnia�em do tej
pory, �e Balladzie i M�okosowi uda�o si� nagra� z brzegu rozmow�, kt�r�
k�usownicy
przeprowadzili w pontonie zacumowanym na brzegu wyspy. Mikrofon kierunkowy ma t�
zalet�, �e potrafi nagra� nawet kroki osoby znajduj�cej si� ponad sto metr�w od
nas. Dzi�ki
specjalnie skonstruowanej lunecie otaczaj�cej swoim szerokim ko�nierzem czu�y
mikrofon,
dzia�a ten aparat jak mikrofon i wzmacniacz. Gorsze jako�ciowo mikrofony mo�na
ju� kupi�
za p�tora tysi�ca z�otych, nie licz�c magnetofonu i dodatkowych akcesori�w.
Takie cacko
mo�e by� idealnym instrumentem poznawczym ka�dego ornitologa, ale cz�ciej
s�u�y�o do
ochrony obiekt�w, a tak�e szpiegom do nagrywania z ukrycia rozm�w obserwowanych
osobnik�w. Ch�opcy z L�borka pragn�c zosta� s�awnymi ornitologami, zostali
szpiegami.
�artowali�my nawet z panem Tomaszem, �e Ballada z M�okosem chcieli nagra� mow�
jasie�skich ptaszk�w, a nagrali rozmow� niebieskich ptaszk�w.
Bardzo chcia�em z nimi porozmawia� i przes�ucha� dok�adnie ta�m� z nagraniem
rozmowy k�usownik�w. Skoro Ballada i M�okos jeszcze nie zjawili si� nad
jeziorem, nale�a�o
zaj�� si� teraz znalezieniem odpowiedniego miejsca na biwak.
Miejsce takie szybko wybra�em.
Po ujechaniu ponad kilometra na po�udnie szos� towarzysz�c� wiernie wschodniemu,
zalesionemu brzegowi jeziora, znalaz�em le�n� dr�k� gin�c� w lesie, ale
wyra�nie
zmierzaj�c� ku wodzie. Zatoczy�em ni� du�y �uk przyleg�y z jednej strony do
lasu, a z drugiej
opadaj�cy ubitym zboczem ku nieu�ytkowanej ��ce, i niebawem znalaz�em si� na
roz�o�ystej
polanie, kt�rej brzeg op�ukiwa�y spokojne wody Jasienia. St�d mia�em dobry widok
na kilka
r�nej wielko�ci wysp, na przeciwleg�y brzeg z kilkoma o�rodkami wypoczynkowymi
ukrytymi pod iglastym p�aszczem sosen, a przede wszystkim nie mia�em daleko do
le�nicz�wki Kolesi�w i Jasienia. Panowa� tu wreszcie spok�j, pachnia�o lasem i
wod�, ale te�
i ci�y niezno�nie gzy.
Dzi�ki wa�nej legitymacji LOP, kt�r� wyrobi�em sobie w czerwcu, i znajomo�ciom
mojego starszego kolegi z L�borka, mog�em �mia�o rozbi� si� tutaj, nie zwa�aj�c
na zakaz i
surowe oko le�niczego. Inna sprawa, �e le�niczy le�a� teraz w szpitalu z
rozwalon� g�ow�, a
k�usownicy dalej cieszyli si� wolno�ci�.
Samoch�d ukry�em w cieniu mi�dzy drzewami, aby nie by� widoczny z jeziora, a
namiot postawi�em na cyplu wysuni�tym ku p�ytkiemu brzegowi, cz�ciowo jednak
obros�ym
m�odymi wierzbami. Szare khaki tropiku idealnie stapia�o si� z wszechobecn�
tutaj zieleni�,
wi�c miejsce na sw�j urlop uzna�em za wspania�e. By�em niewidoczny dla innych,
ale
jednocze�nie mia�em na oku po�udniowy akwen jeziora Jasie� z wyspami.
Mo�e s��w kilka o samym Jasieniu, najwi�kszym jeziorze w Parku Krajobrazowym
�Dolina S�upi�. Ma ono powierzchni� ponad pi��set siedemdziesi�t hektar�w i
�redni�
g��boko�� niewiele ponad osiem metr�w (maksymalna: trzydzie�ci dwa metry). Ta
d�uga na
ponad osiem i szeroka na p�tora kilometra ��ledziona� jest podzielona wyra�nie
na cz��
p�nocn� i po�udniow�, a oddziela je od siebie usypana grobla. Jezioro jest
otoczone
zalesionymi wa�ami morenowymi, a jego dnem biegnie trzeci wa�, kt�rego szczyty
wy�aniaj�
si� jako malownicze wysepki. Do Jasienia Po�udniowego wpada rzeka Obr�wka, z
Jasienia
P�nocnego wyp�ywa w Zawiatach rzeka �upawa. W spokojnych wodach jeziora �yje
wiele
gatunk�w ryb, w tym cenne sieje i sielawy z rodziny �ososiowatych. Po
powierzchni p�ywaj�
�ab�dzie, w trzcinach i oczeretach gnie�d�� si� kaczki, a g�ste korony drzew na
siedmiu
wyspach daj� schronienie wielu ptakom. Jezioro zach�ca do �lizg�w, ale niewiele
po nim
p�ywa �agli i ��dek, a ju� wcale nie spotkamy tutaj motor�wki. Co za szcz�cie,
�e s� jeszcze
na �wiecie miejsca oddane wy��cznie przyrodzie, w kt�rych cz�owiek mo�e zmierzy�
si� z
natur� bez pomocy ubezw�asnowolniaj�cej go techniki. Wprawdzie bez niej nie
spos�b si�
dzisiaj praktycznie obej��, ale ograniczenia w jej stosowaniu uwa�a�em w takich
miejscach za
idealny spos�b na sp�dzenie prawdziwych wakacji.
Zanim opu�ci�em m�j biwak, aby na wsi zrobi� zakupy, wyj��em z samochodu pewien
tajemniczo wygl�daj�cy przyrz�d w�asnej konstrukcji. By�o to ma�e pude�eczko z
kablami i
dwoma g�o�nikami bezprzewodowymi, pe�ni�ce rol� alarmu na wypadek, gdyby kto�
niepowo�any zakrad� si� do namiotu. Nie by�o w jego konstrukcji niczego
niezwyk�ego. Ot,
zwyk�y obw�d elektryczny, kt�rego zamkni�cie powodowa�o wys�anie impulsu
radiowego do
dw�ch g�o�nik�w. Imitowa�y one ostrzegawcze g�osy - warczenie i szczekanie psa.
Aby
ca�o�� zadzia�a�a, potrzebna by�a r�ka intruza.
Wyobra�my sobie z�odzieja. Zakrada si� pod namiot, kl�ka przed wej�ciem i z
bij�cym z podniecenia sercem chwyta za j�zyczek suwaka. Jego r�ka unosi si�
stopniowo ku
g�rze, powoli ust�puj� z cichym trzaskiem z�bki spod suwaka, a� wreszcie na
wysoko�ci
trzydziestu centymetr�w od ziemi wewn�trz namiotu suwak dotyka specjalnej p�ytki
zamocowanej w linii zamka, po��czonej z pude�eczkiem - nadajnikiem dzia�aj�cym
na ma�e
litowe baterie. To zetkni�cie zamyka obw�d. Nadajnik wysy�a fale radiowe do
umieszczonych w namiocie g�o�niczk�w. Intruz z przera�eniem s�yszy warczenie psa
w
�rodku namiotu, a potem jego szczekanie. Rzuca si� do ucieczki, pewny, �e
unikn��
rozszarpania przez w�ciek�e bydl�, w czym utwierdza go szczekaj�cy w namiocie
bez
opami�tania pies.
To zabezpieczenie nie gwarantowa�o stuprocentowego bezpiecze�stwa, o nie, ale z
pewno�ci� mog�o wystraszy� niejednego z�odzieja.
Zamkn��em starannie zamek. Spokojniejszy o sw�j nowy nocleg wyjecha�em jeepem
na szos� na ma�y rekonesans po okolicy.
ROZDZIA� DRUGI
JEZIORO � KTO� SI� TOPI � FORTEL � Z�ODZIEJE JEEPA � POKONANY I
BEZRADNY � ZOSTAJ� OTOCZONY � MA�GORZATA I GAWRY�KO
PRZEPRASZAJ� � CZY W JASIENIU GRASUJE POTW�R? � DO KOLAS�WKI �
NAGRANIE M�OKOSA I BALLADY � HERR KALTZ, LEGENDA NO�Y�SKA I
MA�Y ZIUTEK � WARTA Z MIKROFONEM ZAMIAST PISTOLETU � KTO
PODGL�DA� NAS W NOCY? � WITAJ, NOWY DZIONKU!
Objecha�em jezioro, kieruj�c si� najpierw na po�udnie i okr��aj�c tym samym
zbiornik
zgodnie z ruchem wskaz�wek zegara. Odpocz��em na chwil� na jego po�udniowym
kra�cu, a
by� to le�ny parking, z kt�rego podziwia�em niebieskie lustro wody prze�wituj�ce
przez proste
jak deski pnie dorodnych sosen po�o�onych w zacisznej i bajecznie pi�knej
dolince.
Wr�ci�em do Jasienia po p�torej godzinie i w sklepie kupi�em kie�bas�, chleb,
kilka
konserw i musztard�. Na biwak wr�ci�em ju� porz�dnie g�odny i z ulg�
stwierdzi�em, �e
podczas mojej nieobecno�ci nikt nie dobiera� si� do namiotu, co dobrze wr�y�o
mojemu
pobytowi w tych stronach.
Dochodzi�a siedemnasta.
Ostro�nie zablokowa�em alarm - a polega�o to na odsuni�ciu zamka do wysoko�ci
trzydziestu centymetr�w, w�o�eniu do wn�trza namiotu r�ki i zdj�ciu p�ytki
po��czonej z
ma�ym nadajnikiem - i dopiero wtedy zabra�em si� do przyrz�dzania posi�ku. Nie
rozpala�em
ogniska, a skorzysta�em z dobrodziejstwa gazowej butli - opiek�em p�to kie�basy
na
specjalnym ruszcie turystycznym i usadowiwszy si� po kwadransie na brzegu z
widokiem na
spokojn� wod�, z kie�bas� w jednej i z pajd� chleba w drugiej r�ce, odda�em si�
wy��cznie
posi�kowi po��czonemu z kontemplacj� przyrody. W dalszym ci�gu by�em bowiem
zauroczony spokojem tej okolicy. Jezioro zdawa�o si� sennie opluskiwa� zielony
brzeg, jakby
pogr��a�o si� w z�ocisto-b��kitnym �nie, w kt�rym rola anio�k�w przypad�a
tutejszym
ptakom. Niezbyt to mo�e eleganckie por�wnanie, ale co� w tym by�o - ptaki
podobnie do
anio��w �y�y nad nami, w g�rze, i posiada�y skrzyd�a.
Na jeziorze nie by�o �agli, od pewnego czasu nie widzia�em nawet ��dek. Nagle
jaki�
krzyk, dochodz�cy od strony jeziora, nieomal postawi� mnie na nogi. Krzycza�a
kobieta, a jej
przera�liwe zawodzenie �wiadczy�o, �e sta�o si� co� z�ego. G�os wo�aj�cy o
ratunek dobiega�
z kierunku p�nocnego i zrozumia�em, �e kto� si� topi. Z miejsca, w kt�rym
posila�em si�, nie
widzia�em jej, widoczno�� zas�ania�y mi k�py wierzby i inne krzaki, ale wypadek
mia�
miejsce blisko mego brzegu.
- Ratunku! Pomocy! - krzycza�a nieznajoma. - Nie umiem p�ywa�!
Nast�pi�a przerwa, a po nim g�o�ny plusk wody za krzakami przy brzegu.
Od�o�y�em kie�bas� i szybko zdj��em koszulk� i spodnie. Z determinacj� wpad�em
do
ch�odnej wody i od razu na przywitanie moja noga nadepn�a na co� ostrego i
ukrytego w
�wirowatym dnie. Nie zwa�a�em na b�l. Pokona�em p�ycizn� i wyszed�em na nieco
g��bsz�
wod� z widokiem na lini� brzegow�. Dwadzie�cia metr�w ode mnie zauwa�y�em g�ow�
i r�ce
trzepi�ce wod� wok� siebie.
- Ratunku!
Da�em nura w wody Jasienia i szybko znalaz�em si� przy nieznajomej dziewczynie.
- Spokojnie! - wrzasn��em chwyciwszy j� za r�k�. - Tutaj jest p�tora metra
g��boko�ci. Nie krzycz tak! To rezerwat przyrody.
Nie s�ucha�a mnie wcale.
Posz�a na dno jak kukie�ka, szybko i bez walki jak o�owiany ci�arek, wi�c czym
pr�dzej obj��em r�kami jej j�drn� kibi�, a� nasze twarze znalaz�y si� blisko
siebie. Gdyby
kto� teraz podgl�da� nas z brzegu, pomy�la�by niechybnie, �e jeste�my par�
zakochanych, a ja
obejmuj� czule swoj� lub�.
Niespodziewanie dziewczyna straci�a przytomno��.
Wyci�gn��em j� zwiotcza�� na brzeg i u�o�y�em mi�dzy krzakami na piasku. Tam
zreszt� znalaz�em jej ubranie - d�insy i T-shirt. Pierwsze co mi si� rzuci�o w
oczy, to zgrabna
sylwetka blondynki. By�a mniej wi�cej w moim wieku, mo�e ciut m�odsza, ale
wygl�da�a na
wysportowan� i tward� sztuk�, co wydawa�o si� ze wszech miar dziwne zwa�ywszy,
�e topi�a
si� na p�yci�nie. Ale s�ysza�em o wielu wysportowanych ludziach, kt�rzy
odczuwali silny l�k
przed wod�, kt�ry ich parali�owa� i by� najcz�ciej spowodowany niemi�ymi b�d�
tragicznymi prze�yciami z dzieci�stwa. Takie osoby uprawia�y lekk� atletyk�,
gra�y w
siatk�wk�, je�dzi�y brawurowo wierzchem i szusowa�y jak szalone na g�rskich
stokach, ale w
wodzie traci�y g�ow�. I przytomno��.
No dobrze, ale je�li ta oto wysportowana dziewczyna nie umia�a p�ywa�, ba�a si�
wody, czemu zatem zdj�a z siebie ubranie i w kostiumie wskoczy�a do jeziora?
Czy chcia�a
za wszelk� cen� nauczy� si� p�ywa�?
Tajemnicza blondynka le�a�a na trawie nieruchomo, ale widzia�em, jak jej
kszta�tne
piersi schowane pod b��kitnym kostiumem nieznacznie si� unios�y i dopiero po
chwili opad�y.
Oddycha�a.
Klepn��em jaw policzek.
- Obud� si� - rzuci�em. - Halo! S�yszysz mnie?
Nie odpowiada�a, wi�c szybko przeszed�em do sztucznego oddychania. Najpierw
porusza�em ko�czynami, tak jak to nieraz widzia�em na plakatach instrukta�owych
pierwszej
pomocy, a potem przeszed�em do metody usta-usta. Przyznam si�, �e troch�
straci�em
panowanie nad sytuacj�. Improwizowa�em.
I kiedy moje usta zbli�y�y si� do ust dziewczyny, poczu�em silne kopni�cie w
udo.
Krzykn��em z b�lu. B�yskawicznie zosta�em odepchni�ty przez niewiast� na bok, a
ona
zerwa�a si� mi�kko z trawy porastaj�cej p�aski brzeg i nie zwa�aj�c na mnie,
wskoczy�a
efektownym �lizgiem do wody. Ale� ona by�a silna! I jaka� przytomna! Ju� po
chwili mia�em
si� przekona�, �e by�a z niej doskona�a p�ywaczka, a� wzi�a mnie zwyk�a
zazdro�� i gniew z
kawa�u, jaki mi sp�ata�a. Wskoczy�em ponownie do wody z zamiarem dogonienia tej
�licznotki.
Kraul by� moj� siln� stron�. Ale oddalaj�ca si� w kierunku drugiego brzegu
dziewczyna tak�e upodoba�a sobie ten p�ywacki styl. Niebawem mia�em si�
przekona�, �e
kraul �le�a�� jej bardziej ni� mnie. Po prostu dziewczyna powi�ksza�a swoj�
przewag�, mimo
�e stara�em si� m��ci� wod� ko�czynami w wielkim stylu.
P�yn�c zastanawia�em si�, czy powinienem j� w og�le �ciga�, tym bardziej, �e
moja
pora�ka wisia�a w powietrzu. To� ona zamierza�a dop�yn�� do przeciwleg�ego
brzegu jeziora
oddalonego od mojego o ponad kilometr. Mo�e planowa�a kr�tki post�j na wyspie,
ale zanim
ja bym tam dop�yn��, ona pewnie zd��y�aby ju� odpocz��.
Dziewczyna nabra�a mnie podw�jnie. Oszuka�a i zakpi�a.
By�em jednak �mieszny. To nie mia�o sensu. �ciga�em jak�� mistrzyni� w p�ywaniu.
Jej przewaga uros�a do dwudziestu pi�ciu metr�w i stale si� powi�ksza�a. A ja
s�ab�em.
Zatrzyma�em si�. Zatrzyma�a si� i ona. Unosili�my si� teraz w toni jeziora
patrz�c na siebie z
odleg�o�ci trzydziestu metr�w. Ja zdyszany i ona zdyszana. Wydawa�o mi si�
jednak, �e zerka
nerwowo i z zainteresowaniem na pole biwakowe za moimi plecami.
Odwr�ci�em si� szybko i wtedy zrozumia�em, �e zosta�em oszukany potr�jnie. Kiedy
dziewczyna udawa�a przede mn� topielca, a potem wzi�a mnie na ambicj�,
zmuszaj�c do
po�cigu, jej towarzysze pl�drowali m�j samoch�d. Psiakrew! Zapomnia�em go
zamkn��, ale
przecie� nic nie zapowiada�o nieszcz�cia. Odpoczywa�em, posila�em si�,
kontemplowa�em
przyrod�, wi�c nie by�o powod�w do przesadnej ostro�no�ci. Okaza�o si�, �e licho
nie �pi.
Oto bowiem na brzegu dw�ch wyrostk�w wybiega�o z Rosynanta, potrz�saj�c
kluczykami, kt�re zostawi�em w stacyjce. Zanim przep�yn��em dziel�cy mnie do
brzegu
dystans, ich ju� nie by�o. Znikn�li w g�stym tutaj borze i na nic zda�by si�
po�cig za nimi. Po
pierwsze - mieli przewag�, po drugie - krwawi� mi palec u nogi. W wodzie
musia�em
nadepn�� na ostr� muszl� zagrzeban� w �wirowym piasku.
Zerkn��em za siebie na jezioro i od razu zamar�em. Dziewczyna znikn�a. Naprawd�
nigdzie jej nie by�o! Powierzchnia jeziora trwa�a nieruchomo w b�ogiej senno�ci
i zamiast
dziewczyny widzia�em dwa �ab�dzie op�ywaj�ce wsyp�. Przecie� w tak kr�tkim
czasie
dziewczyna nie zd��y�aby dop�yn�� do zielonej wyspy i tam si� ukry�; tym
bardziej nie
dop�yn�aby na przeciwleg�y brzeg. Ale gdzie� przecie� musia�a by�.
Kto� si� zabawia� moim kosztem, bo w czary-mary nie wierzy�em.
- Hej! - krzykn��em gro�nie w ciemny las. - Oddajcie mi kluczyki! �obuzy!
Po chwili wo�ania da�em spok�j. Moje gard�o s�ab�o, a mog�o si� jeszcze tutaj
przyda�. Tajemnicza blondynka w dalszym ci�gu nie wyp�ywa�a na powierzchni�
jeziora,
jakby poch�on�a j� g��bia, ale przecie� widzia�em, jaka z niej by�a doskona�a
p�ywaczka. Nie
mog�a si� utopi�.
�A mo�e wci�gn�� Jana dno miejscowy potw�r �yj�cy w Jasieniu?� - pomy�la�em.
- Dzi�ki ci, potworze! - rykn��em na jezioro, czym sp�oszy�em ptaki na brzegu i
na
wyspie.
To by�y ponure �arty, o �adnym p�ywaj�cym monstrum bowiem w tych stronach nie
s�ysza�em. Dziewczyna da�a pewnie solidnego nurka i przep�yn�a po dnie
kilkadziesi�t
metr�w, by nast�pnie wynurzy� si� gdzie� bli�ej brzegu. A ja przeoczy�em jej
powr�t na
brzeg.
Wr�ci�em do miejsca, w kt�rym wyszed�em z ni� na brzeg. D�insy i T-shirt le�a�y
rzucone niedbale na piaszczysty brzeg, a zatem niewiasta nie zd��y�a wr�ci� tu
przede mn�
po swoje rzeczy. Sprawdzi�em kieszenie d�ins�w - by�y puste.
Z samochodu ukradziono mi, opr�cz kluczyk�w, telefon kom�rkowy. Poza tym nic
nie zgin�o. Zdziwi�o mnie, �e wsp�lnicy blondynki zabrali tak ma�o. Mieli
przecie� du�o
czasu na przetrz��ni�cie ca�ego mojego dobytku, podczas gdy ja bezsensownie
pluska�em si�
w jeziorze. Powinni chyba zabra� co� wi�cej. I dlaczego nie zakradli si� do
namiotu? Mo�e
obserwowali mnie wcze�niej z ukrycia i widzieli, jak instaluj� w namiocie alarm.
Bzdura! To
by�o prawie dwie godziny temu i zaraz po moim wyje�dzie mieli czas na dok�adne
spl�drowanie wszystkiego. Nie o to im chodzi�o. Niemniej jednak wszystko
wskazywa�o, �e
mia�em do czynienia ze zorganizowan� grup� z�odziei, przebieg�� i do�wiadczon�
szajk�. �A
ju� my�la�em, �e odpoczn� w tych stronach� - pomy�la�em z �alem do swego losu,
kt�ry
zawsze wpl�tywa� mnie w niesamowite przygody.
Z�y na ca�y �wiat zabra�em si� do opatrzenia palca u nogi. Na szcz�cie mia�em w
jeepie zestaw pierwszej pomocy. Zdezynfekowa�em palec i obwi�za�em plastrem.
Je�� mi si�
ca�kowicie odechcia�o, nawet pobyt tutaj przesta� mnie cieszy�. W tej chwili
powinienem by�
zawiadomi� policj� o ca�ym zaj�ciu i wyjecha� st�d na dobre. Ale nie mia�em jak
zawiadomi�
policji i nie mia�em czym odjecha�. Do wsi by� kilometr i czeka�a mnie piesza
w�dr�wka z
krwawi�cym palcem u nogi. Taki wymarsz oznacza� jednak pozostawienie s�u�bowego
samochodu na pastw� losu.
Ale nagle sobie o czym� przypomnia�em. Ubranie dziewczyny! Istnia�a szansa, �e
dziewczyna wr�ci po nie.
Postanowi�em usi��� na brzegu i wypatrzy� jak�� ��dk� z turystami. A wtedy
przywo�am ich i poprosz� o zawiadomienie policji. Ale jak na z�o�� jezioro by�o
ju�
wyludnione, nawet odg�osy z o�rodk�w wczasowych umilk�y, a ptaki jakby mniej
ochoczo
otwiera�y dzioby.
Siedzia�em cierpliwie i czeka�em, wdychaj�c orze�wiaj�cy zapach wody zmieszanej
z
lasem. By�a za kwadrans dziewi�tnasta, a ja wci�� zbiera�em si� do wymarszu, gdy
dos�ownie
znienacka zosta�em otoczony przez cztery osoby. Poderwa�em si� z mokrej trawy i
ujrza�em
za sob� le�niczego w zielonym mundurze i z wycelowan� w moj� pier� strzelb�. Od
strony
wsi na brzegu sta�a blondynka - p�ywaczka ubrana w sztruksy i ciemn� koszulk�, a
po prawej
dw�ch wyrostk�w - z�odziei.
- Nie rusza� si�! - warkn�� w�saty le�niczy i pos�a� mi pe�ne ostrze�enia
spojrzenie. -
Najpierw oddaj ubranie tej pani.
Nie wiedzie� czemu u�miechn��em si�.
- Na pocz�tek niech pan powie tej pani - zacz��em - �eby odda�a mi kluczyki i
telefon
kom�rkowy. Jakim prawem...
- Jakim prawem tutaj jeste�?! - wesz�a w s�owo blondynka i r�k� zakre�li�a przed
sob�
�uk. - To rezerwat!
- Ot� to! - zagrzmia� m�czyzna ze strzelb�. - Wst�p wzbroniony.
- To rezerwat ciszy nale��cy do Parku Krajobrazowego �Dolina S�upi� -
poinformowa� mnie wy�szy z wyrostk�w, chwal�c si� swoj� wiedz�.
Zaraz! Przecie� le�niczy Kolas le�a� z rozwalon� g�ow� w szpitalu, wi�c kim by�,
do
licha ci�kiego, ten facet z sumiastym w�sem, kt�ry wymachiwa� przede mn� nabit�
broni�?
- A pan kim jeste�? - zapyta�em m�czyzn�.
- Nie wida�? Le�niczym.
- Doprawdy?
- Z drugiej le�nicz�wki. Zast�puj� le�niczego Kolasia. Gawry�ko jestem.
- W takim razie, prosz� zawiadomi� policj� - warkn��em. - Czy pan wie, �e ta
pani - tu
wskaza�em na blondynk� patrz�c� na mnie z jawn� niech�ci� - odegra�a przede mn�
teatr, a w
tym czasie ci oto dwaj smarkacze w�amali si� do mojego samochodu?
- Tylko nie smarkacze! - zdenerwowa� si� m�odszy z nich.
- Ha, ha - za�mia� si� nerwowo le�niczy Gawry�ko. - Specjalnie to zrobili,
smyki.
�eby� nie m�g�, ch�opie, odjecha� st�d i zawiadomi� przez telefon swoich kumpli.
Blondynka wyj�a z kieszeni m�j telefon kom�rkowy i podrzuci�a go wyzywaj�co w
d�oni.
- O jakich kumplach m�wicie? - mrukn��em i popatrzy�em na ni� zawistnie. -
Jestem
tu sam. Czy wy si� dobrze czujecie?
Rozejrzeli si� uwa�nie dooko�a.
- M�wimy o k�usownikach - zacz�� nerwowo Gawry�ko. - Zaraz si� przekonamy, co
masz, ch�opie, w baga�niku.
- Nie jestem k�usownikiem! - zaprotestowa�em. - I zabraniam zagl�dania do mojego
baga�nika! Prawd� jest jednak, �e przyjecha�em z Warszawy w sprawie k�usownik�w.
Morderc�w �ab�dzi. By�em nawet w le�nicz�wce u pani Kolasiowej, ale �e nikogo
nie by�o
poza ni�, rozbi�em si� tutaj. W samochodzie mam te� co�, co powinno pana
przekona� do
mnie.
Le�niczy Gawry�ko rzeczywi�cie okaza� du�e zainteresowanie t� propozycj�, ale na
twarzach dziewczyny i wyrostk�w pojawi�o si� nagle zak�opotanie. Patrzyli w
milczeniu na
siebie i da�bym uci�� sobie g�ow�, �e blondynka zarumieni�a si�.
Podszed�em do samochodu.
- Tylko spokojnie - upomnia� mnie le�niczy. - �adnych zb�dnych ruch�w, ch�opie.
Pokaza�em mu legitymacj� LOP. Szczerze zdumiony Gawry�ko odebra� j� ode mnie i
przez chwil� ogl�da� uwa�nie. W milczeniu poda� j� blondynce, a potem obejrzeli
j� sobie
ch�opcy.
- Pawe� Daniec z Warszawy - przeczyta� m�odszy, piegowaty ch�opiec, kt�ry jak mi
si� zdawa�o nosi� pseudonim M�okos.
- Tak jest - doda�em z przek�sem. - Pracuj� w Ministerstwie Kultury i Sztuki. A
wy
zapewne jeste�cie z l�borskiego LOP? M�okos i Ballada?
Ch�opcy wytrzeszczyli zdumione oczy i zerkn�li natychmiast na blondynk�.
- A pani? - przeszy�em j� zimnym wzrokiem.
- Nauczycielka biologii - odpowiedzia�a.
Le�niczy Gawry�ko opu�ci� strzelb� i rykn�� zara�liwym �miechem na ca�� okolic�.
Zara�liwym, gdy� zaraz zacz�li �mia� si� ch�opcy i kobieta. Jeszcze chwila, a
�mia� si�
zacz�yby ptaki i le�na zwierzyna, wszystkie o�rodki wczasowe po drugiej stronie
brzegu, i
tylko ja sta�em nieporuszony, wci�� �miertelnie obra�ony na nich za kawa�, kt�ry
mi
zafundowali.
- Ma�gorzata - poda�a mi nie�mia�o r�k�, ale jej twarz zdradza�a zaawansowany
poziom rozbawienia. - Prosz� si� nie obra�a�. Przepraszam w imieniu nas
wszystkich. Nie
wiedzieli�my, kim jeste�.
- Pawe� - b�kn��em wci�� obra�onym tonem.
- My�leli�my, �e jest pan k�usownikiem - doda� Ballada. - Zobaczyli�my pana z
lasu i
obmy�lili�my plan zasadzki.
- Pani Ma�gosia uda�a topielca - wtr�ci� M�okos - a my wtedy do samochodu po
kluczyki. I telefon!
- Po co?
- Kluczyki, �eby pan nie odjecha�. A telefon, �eby udaremni� porozumienie z
ewentualnymi wsp�lnikami.
- A dajcie wy mi wszyscy �wi�ty spok�j - machn�� r�ka zdegustowany Gawry�ko. -
Wracam do siebie. Mam do�� tej szopki, moi pa�stwo! Wy sobie gadajcie.
Przepraszam,
ch�opie. O niczym nie wiedzia�em.
Klepn�� mnie po ramieniu i oddali� si�. Jak wyja�nili zaraz ch�opcy, le�niczego
zawiadomili przez m�j telefon i natychmiast przyjecha� samochodem, kt�ry
zaparkowa� przy
szosie.
Odda�em Ma�gorzacie jej ubranie. Ta o�wiadczy�a, �e le�niczy Gawry�ko przywi�z�
jej ubranie swojej siostrzenicy, kt�ra mia�a podobn� figur�.
Jako� nie mog�em si� wyluzowa�. Czu�em do dziewczyny uraz�. Chodzi�o nie tylko o
numer, jaki mi zrobi�a z ch�opcami, ale o jej wybitny talent p�ywacki. Tak,
by�em z�y! Ta
�adna kobieta mnie zdeklasowa�a i o�mieszy�a.
- Dobrze p�ywasz - mrukn��em. - My�la�em, �e porwa� ci� potw�r z jeziora.
- Kiedy patrzy�e� na brzeg, nabra�am w p�uca powietrza i da�am nurka pod wod� -
�mia�a si� ubawiona tym wspomnieniem. - Podp�yn�am pod sam brzeg. Kilkadziesi�t
metr�w
dalej w kierunku wsi wysz�am w las.
- A my zatoczyli�my �uk i spotkali�my si� z pani� Ma�gosi� przy szosie - dodali
ch�opcy. - O �adnym potworze z jeziora nie s�yszeli�my.
- Ja te� - pos�a�em dziewczynie kwa�ny u�miech i wbi�em w ni� sw�j wzrok. - Ale
mia�em s�ab� nadziej�, �e jakie� monstrum p�ywa jednak w tych wodach.
Zrozumia�a aluzj� i nachmurzy�a si�.
Okaza�o si�, �e Ma�gorzata i ch�opcy nie wiedzieli o moim przyje�dzie w te
strony,
gdy� od rana byli poza le�nicz�wk� Kolasia. Owszem, wiedzieli od mojego
znajomego z
L�borka, �e niejaki Pawe� Daniec jest zainteresowany spraw� k�usownik�w
morduj�cych
�ab�dzie, ale nie wiedzieli na m�j temat zbyt wiele. Oni nie mieli nawet
poj�cia, �e przyjad� z
Warszawy. Podczas powrotu z obchodu pojezierze natkn�li si� na mnie przypadkiem,
a reszt�
ju� znacie.
- Zapraszam do Kolas�wki - rzek�a cieplejszym g�osem Ma�gorzata. - Od rana
tropimy
k�usownik�w i padam ju� ze zm�czenia.
Pojechali�my tam jeepem.
W trakcie jazdy mog�em dyskretnie przyjrze� si� moim nowym kompanom.
Ma�gorzata - nauczycielka biologii z L�borka i eks-p�ywaczka klubu sportowego -
mia�a jasne i proste w�osy, a przedzia�ek na samym �rodku g�owy rozdziela� je na
dwie
identyczne po��wki przypominaj�ce okienne zas�ony. Wy�szy i starszy Ballada by�
�ywym i
inteligentnym szatynem w wieku szesnastu lat. M�okos ust�powa� mu wzrostem i
wiekiem.
By� przy rym blondynem o rudym odcieniu w�os�w, a jego twarz zdobi�y setki
pieg�w.
Kolasiowa pocz�stowa�a nas wiejskim chlebem z d�emem i mlekiem. Proste jedzenie,
kt�re podczas wakacyjnej przygody smakowa�o inaczej ni� w mie�cie. Nakarmiony
Szcze�uj
oboj�tnie nam si� przygl�da� i zupe�nie nie reagowa� na komendy Kolasiowej.
Dopiero jak
wysz�a na zewn�trz i co� krzykn�a, pies o�ywi� si� i wybieg� z cha�upy.
- On mnie wcale nie s�ucha - �ali�a si�, gdy wr�ci�a z dworu. - Tylko m�a
pos�ucha.
Co za psisko.
Ma�gorzata zerkn�a jeszcze na m�j rozci�ty palec.
- W jeziorze jest pe�no rak�w i muszli racicznic - rzek�a. - W�a�nie nadepn��e�
na
jedn� z nich. Daj, zrobi� ci �wie�y opatrunek.
- Nie trzeba - odm�wi�em. - Potrafi� sam o siebie zadba�.
Jako