1690

Szczegóły
Tytuł 1690
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1690 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1690 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1690 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "PLAN IKAR" (tom II) autor:Robert Ludlum prze�o�y�: Wiktor T. G�rny tekst wklepa�: Krecik Tom II Wydawnictwo AiB Warszawa 1992 Copyright (c) by Robert Ludlum 1988 Redaktor: Janusz W. Piotrowski Zdj�cie na ok�adce: Rafa� Wojew�dzki Opracowanie graficzne serii: sk�ad i �amanie Studio Q For the Polish Edition Copyright (c)1992 by Wydawnictwo AiB Adamski i Bieli�ski s.j. Wydanie I ISBN 83-85593-03-9 Wydawnictwo AiB Adamski i Bieli�ski s.j. Warszawa 1992 ark wyd. 20, ark druk. 22 Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca w Krakowie, ul. Wadowicka 8 zam. 6528/92 * * * Rozdzia� 23 Emmanuel Weingrass siedzia� w czerwonej plastikowej lo�y z kr�pym, w�satym w�a�cicielem barku w Mesa Verde. Ostatnie dwie godziny up�yn�y mu pod znakiem wielkiego napi�cia, co mu przypomnia�o owe szalone dni w Pary�u, kiedy pracowa� dla Mosadu. Wprawdzie obecna sytuacja mia�a w sobie niepor�wnanie mniej dramatyzmu, i przeciwnicy raczej nie czyhali na jego �ycie, lecz przecie� by� teraz starszym panem, a musia� si� porusza� tak, �eby go nie widziano ani nie zatrzymano. W Pary�u musia� pokona� niepostrze�enie tras� od SacreCoeur na Boulevard de la Madelaine obstawion� szczelnie terrorystami. Tutaj, w Kolorado, musia� si� przemkn�� z domu Evana do miasteczka Mesa Verde tak, aby nie zatrzyma�a go i nie przymkn�a dru�yna jego piel�gniarek, kt�re kr�ci�y si� wsz�dzie z powodu zamieszania na zewn�trz. - Jak ty� to zrobi�? - spyta� GonzalezGonzalez, w�a�ciciel barku, nalewaj�c Weingrassowi szklank� whisky. - Wykorzysta�em drug� w kolejno�ci, historycznie rzecz bior�c, potrzeb� odosobnienia cywilizowanego cz�owieka, GeeGee. Toalet�. Uda�em si� do toalety i wyszed�em przez okno. Nast�pnie zmiesza�em si� z t�umem pstrykaj�c zdj�cia aparatem Evana niczym zawodowy fotograf, a wreszcie z�apa�em taks�wk� tutaj. - Wiesz, cz�owieku - wtr�ci� GonzalezGonzalez - taryfiarze naprawd� si� dzisiaj ob�owi�! - Z�odzieje i tyle! Ledwo wsiad�em, a ten ganef z miejsca mi m�wi: "Sto dolar�w na lotnisko, �askawco." No wi�c mu odpowiedzia�em, uchylaj�c kapelusza: "Stanowa Komisja do spraw Taks�wkarstwa zainteresuje si� na pewno nowymi taryfami w Verde", na co on do mnie: "A, to pan, panie Weingrass. Przecie� ja �artowa�em, panie Weingrass." No to mu odparowa�em: "Licz im pan dwie�cie, a mnie pan zawie� do GeeGee!" Obaj m�czy�ni zanie�li si� g�o�nym �miechem, gdy wtem automat telefoniczny na �cianie tu� za ich lo�� zadzwoni� g�o�nym staccato. Gonzalez po�o�y� r�k� na ramieniu Manny'ego. - Garcia odbierze - rzek�. - Dlaczego? M�wi�e�, �e m�j ch�opak dzwoni� ju� dwa razy! - Garcia wie, co powiedzie�. W�a�nie go poinstruowa�em. - To powiedz i mnie! - Da kongresmanowi numer telefonu w moim kantorze i poprosi, �eby za dwie minuty zadzwoni� jeszcze raz. - GeeGee, co ty, do licha, wyprawiasz? - Kilka minut po tobie wszed� tu jaki� nie znany mi gringo. - No i co z tego? Du�o tu si� przewija ludzi, kt�rych nie znasz. - Manny, on mi tu jako� nie pasuje. Nie ma prochowca, kapelusza ani aparatu fotograficznego, ale i tak nie pasuje. Ma na sobie garnitur... z kamizelk�. - Weingrass ju� mia� odwr�ci� g�ow�. - Nie - rzuci� ostro Gonzalez, �ciskaj�c r�k� Weingrassa. - Facet co jaki� czas spogl�da tutaj. Na pewno chodzi mu o ciebie. - No to co robimy? - Na razie czekaj. Wstaniesz, kiedy ci powiem. Kelner imieniem Garcia odwiesi� s�uchawk�, kaszln�� jeden raz i podszed� do rudego nieznajomego w ciemnym ubraniu. Nachyli� si� i �ciszonym g�osem powiedzia� co� elegancko ubranemu go�ciowi. M�czyzna spojrza� ch�odno na tego nieoczekiwanego pos�a�ca; kelner wzruszy� ramionami i wr�ci� za bar. M�czyzna powoli, dyskretnie, po�o�y� na stole kilka banknot�w, wsta� i wyszed� najbli�szymi drzwiami. - Teraz - szepn�� GonzalezGonzalez, wstaj�c i pokazuj�c gestem Manny'emu, �eby pod��y� za nim. Dziesi�� sekund p�niej znajdowali si� ju� w zaniedbanym kantorze w�a�ciciela. - Kongresman zadzwoni za jak�� minut� - oznajmi� GeeGee, wskazuj�c krzes�o za biurkiem, kt�re przed kilkudziesi�ciu laty widzia�o lepsze czasy. - Jeste� pewien, �e to by� Kendrick? - spyta� Weingrass. - Potwierdzi�o mi to kaszlni�cie Garcii. - A co powiedzia� tamtemu facetowi przy stole? - �e wiadomo�� przez telefon musia�a by� chyba do niego, bo �aden inny go�� nie odpowiada temu rysopisowi. - Jak brzmia�a wiadomo��? - Ca�kiem prosto, amigo. �e musi si� koniecznie skontaktowa� ze swoimi lud�mi na zewn�trz. - Tylko tyle? - Przecie� wyszed�? To nam co� m�wi, prawda? - Na przyk�ad co? - Uno, �e musi si� porozumie� z jakimi� lud�mi, tak? Dos, �e znajduj� si� albo przed tym wspania�ym lokalem, albo mo�e si� z nimi porozumie� w inny spos�b, na przyk�ad przez luksusowy telefon w swoim samochodzie, tak? Tres, �e nie przyszed� tu w tym swoim luksusowym garniturze tylko po to, �eby si� napi� teksa�skomeksyka�skiego piwa, kt�rym si� praktycznie krztusi, podobnie jak ty si� krztusisz moim winem z b�belkami, tak? quatro, nie ma dw�ch zda�, �e to kto� nas�any z Waszyngtonu. - Z rz�du? - spyta� zdumiony Manny. - Osobi�cie nigdy nie mia�em bynajmniej do czynienia z nielegalnymi uchod�cami, kt�rzy przekraczaj� granice z mojego ukochanego kraju na po�udniu, ale r�ne pog�oski docieraj� nawet do tak niewinnych uszu jak moje... Wiemy, czego szuka�, przyjacielu. Comprende, hermano? - Zawsze m�wi�em - rzek� Weingrass siadaj�c za biurkiem - �e wystarczy znale�� najbardziej obskurne bary w mie�cie, a cz�owiek wi�cej si� dowie o �yciu ni� we wszystkich rynsztokach Pary�a. - Pary� du�o dla ciebie znaczy, prawda, Manny? - To mi ju� mija, amigo. Sam nie wiem dlaczego, ale mija. Co� si� tu dzieje z moim ch�opcem, a ja tego nie rozumiem. Ale to wa�ne. - On te� du�o dla ciebie znaczy, prawda? - To m�j syn. " Zadzwoni� telefon, Weingrass porwa� s�uchawk� do ucha, GonzalezGonzalez wyszed� z pokoju. - To ty, pr�niaku? - Co si� tam u ciebie dzieje, Manny? - spyta� Kendrick na linii z czy��ca na Wschodnim Wybrze�u Marylandu. - Obstawia ci� ca�y oddzia� Mosadu? - Mam znacznie skuteczniejsz� obstaw� - odpar� stary architekt z Bronxu. - �adnych ksi�gowych, �adnych rewident�w, kt�rzy by liczyli szekle nad likierem jajecznym. Ale co z tob�? Co si�, do diab�a, sta�o? . - Nie wiem, przysi�gam, �e nie wiem! Evan zrelacjonowa� szczeg�owo ca�y sw�j dzie�, pocz�wszy od zaskakuj�cych wie�ci, jakie przekaza� mu na basenie Sabri Hassan, poszukanie schronienia w podrz�dnym motelu w Wirginii; od swojej konfrontacji z Frankiem Swannem z Departamentu Stanu po sw�j przyjazd pod eskort� do Bia�ego Domu; od spotkania wrogo usposobionego szefa personelu Bia�ego Domu a� po wizyt� u prezydenta Stan�w Zjednoczonych, kt�ry wszystko jeszcze gorzej zam�ci�, planuj�c uroczysto�� wr�czenia medalu w B��kitnej Sali na najbli�szy wtorek, i to z orkiestr� wojskow�. Sko�czywszy wreszcie na tym, �e kobieta imieniem Khalehla, kt�ra najpierw uratowa�a mu �ycie w Bahrajnie, okaza�a si� w istocie pracowniczk� Centralnej Agencji Wywiadowczej przys�an� tam po to, �eby go wypyta�. - Z tego, co mi m�wi�e� wynika, �e nie mog�a ci� wyda�. - Niby dlaczego? - Bo� jej uwierzy�, kiedy ci powiedzia�a, �e jest Arabk� przepe�nion� wstydem, sam mi m�wi�e�. Pod pewnymi wzgl�dami, pr�niaku, znam ci� lepiej ni� ty sam siebie. Nie�atwo ci� nabra� w takich sprawach, Dlatego by�e� taki dobry w Grupie Kendricka... Gdyby ta kobieta ci� wyda�a, powi�kszy�aby tylko sw�j wstyd i jeszcze bardziej rozj�trzy�a ob��kany �wiat, w kt�rym �yje. - Manny, tylko ona mi pozosta�a. Inni nie wchodz� w rachub�. - To znaczy, �e s� jacy� inni poza tymi innymi. - Na mi�o�� bosk�, ale kto? Tylko ci ludzie wiedzieli, �e tam jestem. - Podobno Swann ci powiedzia� o rozmowie z jakim� blondasem z obcym akcentem, kt�ry wykombinowa�, �e jeste� w Maskacie. A sk�d on zaczerpn�� informacje? - Nikt nie mo�e go odnale��, nawet Bia�y Dom. - Mo�e ja znam ludzi, kt�rzy zdo�aj� go odnale�� - rzuci� Weingrass. - Nie, Manny - sprzeciwi� si� Kendrick stanowczo. - To nie Pary�, a o tych Izraelczykach nie ma mowy. Za du�o im zawdzi�czam, chocia� pewnego dnia poprosz� ci� o wyja�nienie tego ich zainteresowania pewnym je�cem w ambasadzie. - Nigdy mi tego nie powiedziano - odpar� Weingrass. - Wiedzia�em o wst�pnym planie akcji, do kt�rej przysposobiono oddzia�, zak�ada�em, �e chodzi o kogo� wewn�trz, ale nigdy tego przy mnie nie omawiano. Ci ludzie umiej� trzyma� j�zyk za z�bami... Jaki jest tw�j nast�pny ruch? - Jutro rano z t� Rashad, ju� ci m�wi�em. - A potem? - Nie ogl�dasz chyba telewizji. - Jestem u GeeGee. On tylko uznaje wideokasety, pami�tasz? Puszcza powt�rk� z fina��w baseballa w osiemdziesi�tym drugim, i prawie wszyscy go�cie w barze s�dz�, �e to dzisiaj. A co jest w telewizji? - Prezydent. Og�osi�, �e jestem w bezpiecznym odosobnieniu. - Dla mnie to brzmi jak wi�zienie. - Poniek�d masz racj�, ale warunki s� zno�ne, a poza tym nadzorca da� mi pewne przywileje. - Dostan� numer telefonu? - Sam go nie znam. Na aparacie nic tu nie ma, tylko czysty pasek, ale b�d� z tob� w kontakcie. Zadzwoni�, je�li si� st�d rusz�. Nikt nie mo�e wytropi� tej linii, chocia� i tak nic by to nikomu nie da�o. - Dobra, teraz ja ci� o co� spytam. Wspomnia�e� komukolwiek o mnie? - Na mi�y B�g, sk�d�e znowu. Zapewne figurujesz w tajnych aktach z Omanu, m�wi�em te�, �e poza mn� wiele innych os�b zas�uguje na uznanie, ale nigdy nie wymieni�em twojego nazwiska. Dlaczego pytasz? - Bo jestem �ledzony. - Co? - Nie podoba mi si� ta zagrywka. GeeGee twierdzi, �e ten b�azen, co mi siedzi na ogonie, jest nas�any z Waszyngtonu i �e nie dzia�a sam. - Mo�e Dennison wyci�gn�� twoje nazwisko z akt i przydzieli� ci ochron�. - Przed czym? Nawet w Pary�u jestem bezpieczny jak sejf. Gdybym nie by�, ju� od trzech lat bym nie �y�. A dlaczego s�dzisz, �e figuruj� w jakichkolwiek aktach? Poza oddzia�em nikt nie zna� mojego nazwiska, poza tym �adne z naszych nazwisk nie pad�o na konferencji tego ranka, kiedy wszyscy wyjechali�my. Wreszcie, pr�niaku, gdyby kto� chcia� mnie ochroni�, mo�e warto by�oby mnie o tym. powiadomi�. Bo je�li jestem na tyle gro�ny, �ebym wymaga� takiej ochrony, mog� kropn�� jakiego� nieznajomego, kt�ry mnie b�dzie chroni�. - Jak zwykle - przyzna� Kendrick - na tej twojej pustyni niewiarygodno�ci mo�e si� kry� ziarnko zdrowego rozs�dku. Sprawdz� to. - Bardzo ci� prosz�. Mo�e nie zosta�o mi tak wiele lat �ycia, ale nie chcia�bym go skraca� kul� w g�owie z kt�rejkolwiek ze stron. Zadzwo� jutro, bo teraz musz� wraca� na ten sw�j sabat czarownic, zanim wied�my zg�osz� moje znikni�cie czarownikowi w osobie szefa policji. - Pozdr�w ode mnie GeeGee dorzuci� Evan. - I powiedz mu, �e kiedy wr�c� do domu, niech si� lepiej trzyma z daleka od interes�w importowych. Aha, i podzi�kuj mu, Manny. Kendrick od�o�y� s�uchawk� na wide�ki, ale nie odrywaj�c r�ki zn�w j� podni�s� i wykr�ci� 0. - Centrala - zg�osi� si� jakby z wahaniem damski g�os po d�u�szej, nienaturalnie chyba d�ugiej chwili." - Nie wiem dlaczego - zacz�� Evan - ale tak mi si� zdaje, �e nie jest pani normaln� telefonistk� z Towarzystwa Telefonicznego Bell. - S�ucham pana...? - Mniejsza o to. Moje nazwisko Kendrick, musz� si� porozumie� jak najszybciej z panem Herbertem Dennisonem, szefem personelu Bia�ego Domu, w bardzo pilnej sprawie. Prosz� go odnale�� i sprawi�, �eby oddzwoni� w ci�gu pi�ciu minut. Gdyby okaza�o si� to niemo�liwe, b�d� zmuszony zadzwoni� do m�a mojej sekretarki, porucznika waszyngto�skiej policji, i o�wiadczy� mu, �e jestem wi�ziony w miejscu, kt�re z du�� doz� prawdopodobie�stwa m�g�bym do�� dok�adnie okre�li�. - Ale�, prosz� pana! - Wyra�am si� chyba jasno i logicznie - przerwa� jej Evan. - Pan Dennison ma si� ze mn� skontaktowa� w ci�gu pi�ciu minut, zaczynam mierzy� czas. Dzi�kuj� pani, �egnam. Kendrick ponownie od�o�y� s�uchawk�, ale tym razem oderwa� od niej r�k� i podszed� do barku w �cianie, w kt�rym sta� pojemnik z lodem i bateria butelek drogich gatunk�w whisky. Nala� sobie kielicha, spojrza� na zegarek, po czym podszed� do du�ego okna kwaterowego, z kt�rego rozci�ga� si� widok na rz�si�cie o�wietlony teren z ty�u domu. Rozbawi� go widok trawiastego pola do krykieta obstawionego bia�ymi ogrodowymi meblami z kutego �elaza; mniej go natomiast rozbawi� widok stra�nika ubranego w cywilny uniform s�u��cego posiad�o�ci. M�czyzna przemierza� alejk� w ogrodzie pod kamiennym murem, z przodu mia� przewieszony zgo�a nie cywilny, zdecydowanie wojskowy karabin automatyczny. Manny si� nie myli� Evan by� w wi�zieniu. Po chwili zadzwoni� telefon, kongresman z Kolorado wr�ci� do aparatu. - Cze��, Herbie, co s�ycha�? - Co s�ycha�, ty skurwysynu? Jestem, do cholery, pod prysznicem, oto co s�ycha�. Ca�y mokry! Czego chcesz? - Chc� wiedzie�, dlaczego Weingrass jest �ledzony. Chc� wiedzie�, dlaczego jego nazwisko w og�le wyp�yn�o na powierzchni�, ale lepiej mi podaj jaki� cholernie dobry pow�d, na przyk�ad jego bezpiecze�stwo osobiste, - Wolnego, niewdzi�czniku - uci�� szorstko szef personelu. - Co zn�w, psiakrew, za Weingrass? Co�, co podrzuci� Manischewitz? - Emmanuel Weingrass to architekt o mi�dzynarodowej s�awie. Jest r�wnie� moim przyjacielem i mieszka teraz w moim domu w Kolorado. A z powod�w, kt�rych nie musz� ci t�umaczy�, jego pobyt tam jest �ci�le tajny. Gdzie i komu przekaza�e� jego nazwisko? - Nie mog� przekazywa� czego�, czego w �yciu nie s�ysza�em, ty durniu. - Chyba mnie nie ok�amujesz, co, Herbie? Bo je�li ��esz, ju� ja dopilnuj�, �eby ci najbli�szych kilka tygodni posz�o w pi�ty. - Gdybym tylko s�dzi�, �e k�amstwami si� ciebie pozb�d�, zaraz uda�bym si� do tego �r�d�a. Ale w sprawie Weingrassa nie mam �adnych k�amstw w zanadrzu, bo go nie znam. Musisz mi wi�c pom�c... - Czyta�e� raporty przes�ucha� z Omanu, prawda? - To by�a jedna teczka akt, ju� zreszt� spalona. Oczywi�cie, �e czyta�em. - I nigdy nie pojawi�o si� w niej nazwisko Weingrassa? - Nie, a na pewno zapami�ta�bym. Bo to dziwne nazwisko. - - Dla Weingrassa akurat nie. - Kendrick przerwa�, ale nie na tak d�ugo, �eby Dennison zd��y� co� wtr�ci�. - Czy ktokolwiek z Centralnej Agencji Wywiadowczej, Pa�stwowej Agencji Bezpiecze�stwa lub podobnych instytucji m�g� da� nadz�r mojemu go�ciowi nie informuj�c ci� o tym? - Nie ma mowy! - wykrzykn�� suzeren Bia�ego Domu. - W sprawie twojej osoby i k�opot�w, jakich nam narobi�e�, nikt nie ma prawa kiwn�� cho�by ma�ym palcem, �ebym o tym nie wiedzia�! - I ostatnie pytanie. Czy w aktach z Omanu by�a jaka� wzmianka o osobie, kt�ra przylecia�a ze mn� z Bahrajnu? Teraz z kolei Dennison zawiesi� g�os. - Chyba ods�ania pan karty, panie kongresmanie. - Jeszcze chwila, a sam wyjdziesz na ciep�e kluchy. Je�eli s�dzisz, �e ju� teraz wpakowa�e� w kaba�� siebie i twojego szefa, tym bardziej nie wa� si� nawet snu� domys��w na temat powi�za� tego architekta. Zapomnij o tym. - Dobrze, zapomn� - zgodzi� si� szef personelu. - Z takim nazwiskiem jak Weingrass m�g�bym si� dopatrze� innych powi�za�, a to mnie ju� przera�a. Podobnie jak Mosad. - To �wietnie. A teraz odpowiedz tylko na moje pytanie. Co by�o w tych aktach na temat mojego przylotu z Bahrajnu do Andrews? - Na pok�adzie znajdowa�e� si� ty i pewien stary Arab ubrany w zachodnim stylu, wieloletni subagent Operacji Konsularnych, kt�ry przylecia� tu na leczenie. Nazywa� si� Ali Jaki�tam. Departament Stanu go przepu�ci� i facet si� zmy�. Wszystko jasne, Kendrick. Nikt tu w rz�dzie nie ma poj�cia o �adnym panu Weingrassie. - Dzi�ki, Herb.Dzi�ki za form� "Herb"..W czym� jeszcze m�g�bym ci pom�c? Evan wyjrza� przez kwaterowe okno, rzuci� okiem na rz�si�cie o�wietlony teren, stra�nika przed domem i ca�� t� sceneri�. - B�d� tak mi�y i powiem, �e nie. - odpar� cicho. - Przynajmniej na razie. Ale m�g�by� mi co� wyja�ni�. Ten telefon jest na pods�uchu, prawda? - Tak, ale nie na zwyk�ym. Ma tak� ma�� czarn� skrzynk� jak w samolotach. Mo�e j� usun�� tylko powo�any do tego personel, a ta�my podlegaj� procedurze �cis�ego utajnienia. - Czy m�g�by� wy��czy� pods�uch na jakie� p� godziny, dop�ki si� z kim� nie skontaktuj�? Wierz mi, �e to r�wnie� dla twojego dobra. - Zgadzam si�... Jasne, pods�uch mo�na zablokowa�. Nasi ludzie cz�sto z tego korzystaj�, kiedy przebywaj� w takich domach. Daj mi tylko pi�� minut, a potem dzwo� sobie cho�by i do Moskwy. - Pi�� minut. - Mog� teraz wr�ci� pod prysznic? - Spr�buj tym razem bielinki. Kendrick od�o�y� s�uchawk�, wyj�� portfel, wsun�� palec wskazuj�cy pod skrzyde�ko z prawem jazdy z Kolorado. Wyci�gn�� �wistek papieru z zapisanymi dwoma numerami prywatnych telefon�w Franka Swanna i zn�w spojrza� na zegarek. Odczeka dziesi�� minut, oby tylko zasta� zast�pc� dyrektora Operacji Konsularnych pod jednym z nich. I zasta�. Oczywi�cie w jego apartamencie. Po wymianie uprzejmych pozdrowie� Evan wyja�ni�, gdzie si� znajduje, przynajmniej wedle swojego rozeznania. - I jak to "bezpieczne odosobnienie"? - spyta� Swann znu�onym jakby g�osem. - �adnych kilka razy bawi�em w takich domach, kiedy przes�uchiwali�my zbieg�w. Mam nadziej�, �e trafi�a ci si� rezydencja ze stajniami albo przynajmniej z dwoma basenami, jednym, rzecz jasna, w �rodku. Wszystkie s� do siebie podobne. Rz�d kupuje je chyba w ramach politycznej rekompensaty dla bogaczy, kt�rym nudz� si� ich du�e domy i chc� dosta� jeden za darmo. Mam nadziej�, �e kto� tego s�ucha. Bo ja ju� nie mam basenu. - Widzia�em tylko trawnik do krykieta. - Kiepskie czasy. Co mi masz do powiedzenia? Zanosi si� na to, �e wyjd� ca�o z operacji? - Mo�e. Przynajmniej usi�owa�em wyci�gn�� ci� troch� z tego bagna... Frank, musz� ci� o co� spyta�, a wiedz, �e mo�emy m�wi�, co nam si� �ywnie podoba, wymienia� dowolne nazwiska. Telefon nie jest teraz na pods�uchu. - Kto ci to powiedzia�? - Dennison. - I ty� mu uwierzy�? Nawiasem m�wi�c, guzik mnie obchodzi, �e trafi do niego zapis tej rozmowy. - Wierz� mu, bo facet wyczuwa, co mia�bym do powiedzenia, i ch�tnie oddali�by nasz� rozmow� od rz�du o tysi�c kilometr�w. Obieca�, �e zablokuje pods�uch. - I pewnie ma racj�. Boi si�, �eby jaki� zapl�tany pistolet nie us�ysza� twoich s��w. No wi�c, co takiego? - Manny Weingrass, a przez niego powi�zania z Mosadem... - Ju� ci m�wi�em, nie i nie - przerwa� mu zast�pca dyrektora, - A, zreszt�, niech b�dzie, �e nie jeste�my na pods�uchu. M�w dalej. - Dennison powiedzia� mi, �e w aktach z Omanu na li�cie pasa�er�w samolotu z Bahrajnu do Bazy Si� Powietrznych w Andrews owego ostatniego ranka figuruj� ja i pewien stary Arab ubrany w zachodnim stylu, subagent Operacji Konsularnych... - Kt�ry przylecia� tu na leczenie - przerwa� mu Swann. - Po latach nieocenionej wsp�pracy Alego Saada nasz wywiad jest winien przynajmniej tyle jemu i jego rodzinie. - Pami�tasz dok�adnie sformu�owanie? - Kto mia�by lepiej pami�ta�? Sam je pisa�em. - Ty? Czyli wiedzia�e�, �e to Weingrass? - Nietrudno by�o zgadn��. Twoje instrukcje przekazane przez Graysona by�y Cholernie wyra�ne. Domaga�e� si�, podkre�lam, domaga�e�, �eby anonimowa osoba towarzyszy�a ci w samolocie z powrotem do Stan�w... - Os�ania�em w ten spos�b Mosad. - Ewidentnie. Ja te�. Widzisz, wwo�enie kogo� takiego jest niezgodne z naszymi przepisami, nie m�wi�c ju� o prawie, chyba �e figuruje w naszych aktach. No wi�c wpisa�em go do akt jako kogo� innego. - Ale sk�d wiedzia�e�, �e to Manny? - Z tym ju� posz�o naj�atwiej. Zamieni�em s�owo z szefem Stra�y Kr�lewskiej Bahrajnu, kt�rego wyznaczono do"twojej ochrony. Wystarczy�by mi zapewne rysopis, ale kiedy tamten mi powiedzia�, �e ten stary dra� kopn�� jednego z jego ludzi w kolano, bo dopu�ci� do tego, �e si� potkn��e� wsiadaj�c do samochodu na lotnisku, mia�em ju� pewno��, �e to Weingrass. Poprzedza�a go zawsze, jak to si� m�wi, jego reputacja. - Doceniam tw�j gest - odpar� mi�kko Evan. - Zar�wno dla niego, jak i dla mnie. - To by� jedyny spos�b, �eby ci podzi�kowa�. - Mog� wi�c zak�ada�, �e nikt z kr�g�w wywiadu w Waszyngtonie nie wie, �e Weingrass by� wmieszany w spraw� Omanu. - Absolutnie. Je�li chodzi o Maskat, on nie istnieje. Podobnie zreszt� tutaj, w kraju. - Dennison nawet o nim nie s�ysza�... - Ma si� rozumie�. - Frank, Manny ma ogon. Kto� go �ledzi tam w Kolorado. - Nikt z naszych. Nieca�e trzysta metr�w na p�noc od czy��ca nad Chesapeake Bay znajdowa�a si� posiad�o�� doktora Samuela Wintersa, wybitnego historyka, a od przesz�o czterdziestu lat przyjaciela i doradcy kolejnych prezydent�w Stan�w Zjednoczonych. W m�odszym wieku ten nies�ychanie zamo�ny uczony cieszy� si� ponadto renom� znakomitego sportsmena; liczne trofea zdobyte w grze w polo, w tenisie, w narciarstwie i �eglarstwie sta�y rz�dem na p�kach jego prywatnego gabinetu, �wiadcz�c o dawniejszych wyczynach. Teraz starzej�cemu si� wyk�adowcy pozosta�a bardziej bierna gra, stanowi�ca od pokole� uboczn� pasj� rodziny Winters�w, kt�ra po raz pierwszy wkroczy�a na trawnik ich posiad�o�ci w Zatoce Ostryg na pocz�tku lat dwudziestych. T� gr� by� krykiet, tote� gdziekolwiek jakikolwiek cz�onek rodziny budowa� now� posiad�o��, jednym z pierwszych wymog�w by� odpowiedni trawnik przepisowych rozmiar�w, nieodmiennie 40 na 75 st�p, okre�lonych w roku 1882 przez Krajowy Zwi�zek Krykieta. Dlatego go�ciom posiad�o�ci doktora Wintersa od razu rzuca�o si� w oczy pole krykietowe na prawo od olbrzymiego domu nad wodami Chesapeake. Jego uroki podkre�la�y liczne bia�e meble z kutego �elaza okalaj�ce pole, przeznaczone dla graczy, kt�rzy chc� odpocz�� analizuj�c nast�pny ruch albo si� czego� napi�. By�o ono identyczne z polem krykietowym w czy��cu nieca�e trzysta metr�w na po�udnie od posiad�o�ci Wintersa, nic zreszt� dziwnego, albowiem ziemia, na kt�rej znajdowa�y si� obie rezydencje nale�a�a pierwotnie do Samuela Wintersa. Przed pi�ciu laty - przy cichym wskrzeszeniu Inver Brass - doktor Winters podarowa� bez rozg�osu swoj� po�udniow� posiad�o�� rz�dowi Stan�w Zjednoczonych na "bezpieczny dom", czyli w �argonie czy�ciec. Aby odstraszy� niewinnych ciekawskich, a tak�e zapobiec wrogim knowaniom potencjalnych przeciwnik�w Stan�w Zjednoczonych, transakcji nigdy nie ujawniono. Zgodnie z zapisami w ksi�gach hipotecznych przechowywanych w ratuszu Cynwid Hollow, dom i przyleg�e grunty nadal pozostawa�y w�asno�ci� Samuela i Marthy Jennifer Winters�w - cho� ta ostatnia ju� nie �y�a, za kt�r� ksi�gowi rodziny p�acili rokrocznie wyj�tkowo s�ony podatek nadbrze�ny, refundowany w tajemnicy przez wdzi�czny rz�d. Je�eli ktokolwiek ciekawski, czy to �yczliwie, czy wrogo nastawiony, dopytywa� o funkcjonowanie tego arystokratycznego maj�tku, nieodmiennie dostawa� odpowied�, �e nic si� nie zmieni�o, �e te wszystkie luksusowe samochody i liczna s�u�ba oddane s� do dyspozycji wi�kszych i mniejszych znakomito�ci �wiata nauki i przemys�u reprezentuj�cych zr�nicowane zainteresowania Samuela Wintersa. Brygada krzepkich m�odych ogrodnik�w utrzymywa�a posiad�o�� w nieskazitelnym stanie, a tak�e �wiadczy�a pos�ugi nap�ywaj�cym strumieniem go�ciom. Stwarzano wi�c wra�enie, �e jest to wiejski o�rodek intelektualny multimilionera przeznaczony do rozmaitych cel�w - zbyt otwarty, �eby s�u�y� czemukolwiek innemu, ni� rzekomo s�u�y�. Aby podtrzyma� to wra�enie, wszystkie rachunki przesy�ano ksi�gowym Samuela Wintersa, kt�ry je sumiennie p�aci�, kopie za� przekazywa� adwokatowi owego historyka, kt�ry z kolei dor�cza� je osobi�cie do Departamentu Stanu, �eby uzyska� potajemnie zwrot koszt�w. By� to bardzo prosty uk�ad, wygodny dla wszystkich zainteresowanych, tak prosty i wygodny jak propozycja doktora Wintersa przedstawiona prezydentowi Langfordowi Jenningsowi, �e kongresmanowi Evanowi Kendrickowi mog�oby po prostu wyj�� na dobre kilka dni sp�dzonych z dala od �wiate� rampy �rodk�w masowego przekazu, w czy��cu na po�udniu jego posiad�o�ci, bo nic si� tam akurat nie dzia�o. Prezydent przyj�� z wdzi�czno�ci� t� propozycj�; zaleci� Herbertowi Dennisonowi, �eby go tam ulokowa�. Milo� Varak zdj�� z g�owy wielkie s�uchawki i zamkn�� konsol� elektroniczn� na stole przed sob�. Podjecha� z krzes�em w lewo, wy��czy� przycisk na najbli�szej �cianie i natychmiast us�ysza� cichy szum urz�dzenia, kt�re opuszcza�o spodek anteny na dachu. Nast�pnie wsta� z krzes�a i zacz�� si� przechadza� bez celu po�r�d supernowoczesnej aparatury telekomunikacyjnej w d�wi�koszczelnym studio w piwnicach domu Samuela Wintersa. Ogarn�� go niepok�j, To,, co pods�ucha� z rozmowy telefonicznej przeprowadzonej z czy��ca przekracza�o jego poj�cie. Jak to potwierdzi� Swann z Departamentu Stanu nikt z kr�g�w wywiadu w Waszyngtonie nie wiedzia� o istnieniu Emmanuela Weingrassa. Nie przypuszczano nawet, �e �w "stary Arab", kt�ry przylecia� z Bahrajnu wraz z Evanem Kendrickiem to w�a�nieWeingrass. Wedle s��w Swanna podzi�kowanie Evanowi Kendrickowi za jego dokonania w Omanie polega�o na sekretnym wywiezieniu Weingrassa z Bahrajnu i r�wnie sekretnym wwiezieniu do Stan�w Zjednoczonych pod os�on� i w przebraniu. Zar�wno cz�owiek, jak i przebranie w formalnym sensie znikli; Weingrass na dobr� spraw� nie istnia�. Ponadto wybieg Swanna by� absolutnie konieczny ze wzgl�du na powi�zania Weingrassa z Mosadem, co Kendrick doskonale rozumia�, W istocie kongresman r�wnie� podj�� nadzwyczajne kroki, �eby zatai� obecno�� i to�samo�� swojego starszego przyjaciela. Milo� dowiedzia� si�, �e starszy pan zg�osi� si� do szpitala pod nazwiskiem Manfred Weinstein, gdzie umieszczono go na sali w prywatnym skrzydle z osobnym wej�ciem, a po wypisie odwieziono prywatnym odrzutowcem do Mesa Verde w Kolorado. Wszystko by�o utajnione; nazwisko Weingrassa nie figurowa�o dos�ownie nigdzie. A podczas kilku miesi�cy rekonwalescencji porywczy architekt bardzo rzadko opuszcza� dom, przy czym nigdy nie odwiedza� miejsc, w kt�rych znano kongresmana. Cholera! pomy�la� Varak. Pomin�wszy bliskie grono Kendricka, kt�re wyklucza�o wszystkich poza zaufan� sekretark�, jej m�em, par� Arab�w z Wirginii i trzema przep�acanymi piel�gniarkami, zobowi�zanymi sowitym wynagrodzeniem do pe�nej dyskrecji, Emmanuel Weingrass po prostu nie istnia�! Varak wr�ci� do konsoli, wy��czy� guzik nagrywania, cofn�� ta�m� i odnalaz� s�owa, kt�re chcia� jeszcze raz us�ysze�. "Mog� wi�c zak�ada�, �e nikt z kr�g�wwywiadu w Waszyngtonie nie wie, �e Weingrass by� zamieszany w spraw� Omanu. Absolutnie. Je�li chodzi o Maskat, on nie istnieje. Podobnie zreszt� tutaj, w kraju. Dennison nawet o nim nie s�ysza�... Ma si� rozumie�. Frank, Manny ma ogon. Kto� go �ledzi tam w Kolorado. Nikt z naszych." "Nikt z naszych..." Czyli kto? W�a�nie to pytanie tak zaniepokoi�o Varaka. Jedyne osoby, kt�re wiedzia�y o istnieniu Emmanuela Weingrassa, kt�rym powiedziano, ile ten starszy pan znaczy dla Evana Kendricka, to pi�ciu cz�onk�w Inver Brass. Czy�by kt�ry� z nich...? Milo� nie chcia� ju� d�u�ej o tym my�le�. W danej chwili sprawia�o mu to zbyt du�o cierpienia. Adrienne Rashad zosta�a gwa�townie wyrwana ze snu przez nieoczekiwany wstrz�s samolotu wojskowego. Zerkn�a na drug� stron� sk�po o�wietlonej kabiny wyposa�onej poni�ej standardu pierwszej klasy. Attache z ambasady w Kairze najwyra�niej odczuwa� niepok�j, a �ci�le m�wi�c - strach. By� jednak na tyle obeznany z takimi samolotami, �e wzi�� ze sob� przyjaciela dla pokrzepienia serca, a dok�adnie poka�n� butelk� w sk�rzanym pokrowcu, kt�r� wyrwa� dos�ownie z walizeczki i teraz z niej poci�ga�, dop�ki nie poczu� na sobie wzroku wsp�pasa�erki. Z zak�opotaniem wyci�gn�� piersi�wk� w jej stron�. Kobieta potrz�sn�a g�ow� i odezwa�a si� przekrzykuj�c ryk silnik�w. - To tylko dziury powietrzne wyja�ni�a. - Hej, kochani! - zawo�a� g�os pilota przez g�o�nik. - Przepraszam za te dziurypowietrzne, ale niestety taka pogoda potrwa jeszcze przez jakie� p� godziny. Musimy si� trzyma� naszego korytarza, z dala od pasa�erskich szlak�w. Trzeba by�o wybra� kursowy rejs po przyjaznym niebie, moi drodzy. Trzymajcie si�! Attache zn�w poci�gn�� z butelki, tym razem wi�kszy i g��bszy �yk. Adrienne odwr�ci�a wzrok, bo arabska cz�� duszy podpowiada�a jej, �eby nie patrze� na strach m�czyzny, zachodnia za� cz�� pod wsp�czesnym makija�em powiada�a, �e jako osoba zaprawiona w lotach wojskowych powinna rozproszy� l�k towarzysza podr�y. Wygra�a synteza; Adrienne u�miechn�a si� do attache dla dodania mu otuchy, po czym wr�ci�a do swoich my�li przerwanych przez sen. Dlaczego tak kategorycznie wezwano j� z powrotem do Waszyngtonu? Je�eli by�y jakie� nowe instrukcje, tak delikatne, �e nie da�o si� ich przekaza� przez dekodery, dlaczego Payton niczego nawet jej nie zasugerowa�? "Wujek Mitch" nie dopu�ci�by do �adnego zak��cenia w jej pracy, nie zawiadamiaj�c jej o tym. Nawet podczas zesz�orocznej zawieruchy w Omanie czy przy ka�dej innej nadzwyczajnej sytuacji Mitch wysy�a� jej przez kuriera dyplomatycznego zapiecz�towane instrukcje prosz�c j� bez wyja�nie� o wsp�prac� z Operacjami Konsularnymi Departamentu Stanu, cho�by czu�a si� nie wiadomo jak ura�ona. Bo istotnie czu�a si� tym dotkni�ta. A teraz ni st�d, ni zow�d wezwano j� do Stan�w, praktycznie wieziono ciupasem, i to bez s�owa od Mitchella Paytona. Kongresman Evan Kendrick. Przez ostatnie osiemna�cie godzin jego nazwisko przetacza�o si� po �wiecie niczym grzmot nadci�gaj�cego piorunu. Widzia�o si� niemal wystraszone twarze tych, kt�rzy kiedykolwiek mieli z Amerykaninem kontakt, jak patrz� w niebo rozwa�aj�c, czy powinni od razu si� kry�, �eby ratowa� w pop�ochu �ycie wobec gro�by nadchodz�cej burzy. Na pewno zemsta b�dzie pr�bowa�a dosi�gn�� tych wszystkich, kt�rzy wspomagali owego intruza z Zachodu. Zachodzi�a w g�ow�, kto te� m�g� wsypa� jego dzia�alno�� nie, "wsypa�" to zbyt niewinne okre�lenie - kto tak roztr�bi�.t� spraw� na ca�y �wiat! Od wiadomo�ci na jego temat a� si� roi�o we wszystkich gazetach Kairu, a szybki rekonesans potwierdza�, �e na ca�ym Bliskim Wschodzie Evan Kendrick uchodzi albo za umi�owanego �wi�tego, albo za haniebnego z�oczy�c�. Czeka�a go wi�c kanonizacja lub �mier� w m�czarniach zale�nie od stanowiska os�dzaj�cego, nierzadko mieszka�c�w tego samego kraju. Dlaczego? Czy�by Kendrick sam si� o to postara�? Czy�by ten wra�liwy cz�owiek, niezbyt pasuj�cy na polityka, kt�ry nara�a� �ycie, �eby pom�ci� straszliw� zbrodni�, postanowi� nagle po roku pokory i wyrzecze� si�gn�� po premi� polityczn�? Je�eli tak, nie by� to ten sam cz�owiek, z kt�rym mia�a przelotny, aczkolwiek jak�e intymny kontakt przed czternastoma miesi�cami. Przypomnia�a sobie wszystko z pewnymi wprawdzie zastrze�eniami, ale bez cienia �alu. Kochali si� - niesamowicie, nami�tnie, mo�e te� nieuchronnie zwa�ywszy okoliczno�ci - ale o tych kr�tkich chwilach cudownych prze�y� nale�a�o zapomnie�. Je�eli wieziono j� teraz do Waszyngtonu z powodu tego poch�oni�tego nagle ambicj� kongresmana, trzeba je wymaza� raz na zawsze. * * * Rozdzia� 24 Kendrick sta� przy oknie wychodz�cym na szeroki, kolisty podjazd przed czy��cem. Ju� przesz�o godzin� temu zadzwoni� do niego Dennison z wiadomo�ci�, �e samolot z Kairu wyl�dowa� i �e "t� Rashad" zaprowadzono do czekaj�cego samochodu rz�dowego; by�a wi�c pod eskort� w drodze do Cynwid Hollow. Szef personelu zawiadomi� te� Evana, �e agentka CIA gwa�townie zaprotestowa�a, kiedy nie pozwolono jej zadzwoni� z Bazy Si� Powietrznych w Andrews. - Zapar�a si� jak o�lica i za nic nie chcia�a wsi��� do samochodu - ur�ga� Dennison Twierdzi�a, �e nie mia�a bezpo�redniej wiadomo�ci od swoich zwierzchnik�w i �e Si�y Powietrzne mog� si� wypcha�. Co za cholerna baba! Jecha�em w�a�nie do pracy, ale z�apali mnie przez telefon w mojej limuzynie. I wiesz, co mi powiedzia�a? "Kim pan, do diab�a, jest?" Tak mi zasun�a! Po czym �eby mi dosoli�, odsun�a s�uchawk� od ust i spyta�a g�o�no:"Co to za jaki� Dennison?" - Widzisz, Herb, to dlatego, �e si� nie obnosisz ze swoim stanowiskiem. I kto� j� u�wiadomi�? - Te �ajdaki si� tylko roze�mia�y! Wtedy ja j� u�wiadomi�em, �e jest pod rozkazami prezydenta, wi�c albo wsi�dzie do wozu, albo sp�dzi pi�� lat w Leavenworth. - "Przecie� to m�skie wi�zienie. - Wiem. H�, h�! Za jak�� godzin� tam u ciebie b�dzie. Pami�taj, je�li to ona uruchomi�a przeciek, bior� j� w swoje r�ce. - Mo�e. - Dostan� nakaz prezydencki! - A ja go odczytam w wiadomo�ciach wieczornych. I to z przypisami. - Psiakrew? Kendrick ju� mia� odej�� od okna na kolejn� fili�ank� kawy, kiedy u wylotu kolistego podjazdu zjawi� si� niepozorny szary samoch�d. Pokona� zakr�t i zatrzyma� si� przed kamiennymi schodami, gdzie z tylnego siedzenia wyskoczy� dziarsko major Si� Powietrznych. Obszed� pr�dko samoch�d i otworzy� drzwi, �eby wypu�ci� s�u�bowego pasa�era. W porannym s�o�cu ukaza�a si� kobieta znana Evanowi jako, Khalehla, mru��c oczy w jaskrawym �wietle, zaniepokojona i niepewna. Ciemne w�osy opada�y jej na ramiona, mia�a na sobie marynark�, zielone spodnie i pantofle na niskich obcasach. Pod praw� pach� �ciska�a du�� bia�� torebk� damsk�. Kiedy Kendrick si� jej przygl�da�, wr�ci�o mu wspomnienie tamtego wieczoru w Bahrajnie. Przypomnia� sobie dreszcz, jaki go przeszy�, gdy Khalehla wkroczy�a do tamtej niecodziennej kr�lewskiej sypialni, rozbawiona tym, �e Evan odskoczy� po narzut� z ��ka. I jak, mimo jego przera�enia, zak�opotania i b�lu - a mo�e w po��czeniu z tymi trzema uczuciami - oszo�omi� go ch�odny wdzi�k jej ostro zarysowanej europejskoarabskiej twarzy oraz b�ysk inteligencji w oczach. I nie omyli� si�; by�a to osza�amiaj�ca kobieta, kt�ra nosi�a si� prosto, niemal wyzywaj�co, nawet teraz, kiedy sz�a w stron� masywnych drzwi czy��ca,na spotkanie z nieznanym. Kendrick przygl�da� si� jej beznami�tnie; nie by�o w nim teraz krztyny ciep�ych wspomnie�, jedynie zimna, intensywna ciekawo��. Owego wieczoru w Bahrajnie ok�ama�a go i to zar�wno w tym, co m�wi�a, jak w tym, czego nie powiedzia�a. Zastanawia� si�, czy zn�w go ok�amie. Major Si� Powietrznych otworzy� przed kobiet� drzwi olbrzymiego salonu, Adrienne Rashad wesz�a i stan�a bez ruchu wbijaj�c wzrok w Evana pod oknem. W jej oczach nie by�o zdziwienia, tylko mro�ny b�ysk intelektu. - To ja ju� p�jd� - powiedzia� oficer Si� Powietrznych. - Dzi�kuj�, panie majorze. - Drzwi si� zamkn�y, Kendrick podszed� bli�ej. Witam, Khalehlo. Bo tak brzmia�o pani imi�, prawda? - Wedle uznania - odpar�a spokojnie. - Ale w rzeczywisto�ci brzmi inaczej? Adrienne... Adrienne Rashad. - Wedle uznania - powt�rzy�a. - To zreszt� nieistotne, prawda? - Wszystko to jest bardzo g�upie, panie kongresmanie. Po to mnie pan tu �ci�gn��, �ebym z�o�y�a kolejny dow�d uznania? Bo je�li tak, niech pan na to nie liczy. - Dow�d uznania? Jestem od tego jak najdalszy. - �wietnie si� sk�ada. Z pewno�ci� pose� z Kolorado ma wszelkie poparcie, jakiego mu trzeba. Czyli osoba, kt�rej �ycie, podobnie jak �ycie wielu jej koleg�w, zale�y od anonimowo�ci, nie musi wychodzi� z cienia i do��cza� do tego huraganu braw. - Tak pani sobie wymy�li�a? �e chodzi mi o poparcie, o brawa? - A co mam my�le�? �e oderwa� mnie pan od pracy, ujawni� przed ambasad� i Si�ami Powietrznymi, niszcz�c zapewne parawan, kt�rego si� dorobi�am, przez �adnych kilka lat s�u�by tylko dlatego, �e posz�am z panem do ��ka? Raz si� zdarzy�o i zapewniam, �e nigdy wi�cej si� nie powt�rzy. - Chwileczk�, bystra damo - zmitygowa� j� Evan. - Nie szuka�em b�yskawicznego rozwoju wypadk�w. Na mi�o�� bosk�, nie wiedzia�em nawet w�wczas, gdzie jestem, co si� sta�o, ani co si� stanie za chwil�. By�em �miertelnie przera�ony, ale wiedzia�em, �e mam zadanie do wykonania, na kt�re nie s�dzi�em, �e mnie sta�.No i by� pan potwornie wyczerpany doda�a Adriann� Rashad. - Ja zreszt� te�. To si� zdarza. - Tak to skomentowa� Swann... Ten �ajdak. , - Zaraz, chwileczk�. Frank Swann nie jest �ajdakiem,.. - Mam u�y� innego s�owa? Na przyk�ad alfons? Jest nieludzkim alfonsem. - Myli si� pani. Nie wiem, jak si� z nim pani uk�ada�a wsp�praca, ale on te� mia� misj� do spe�nienia. - Po�wi�ci� pana? - Mo�e... Przyznaj�, �e ta my�l nie jest mi szczeg�lnie bliska, ale sam by� w�wczas w niew�skich tarapatach. - Niech pan da spok�j, panie kongresmanie. Po co mnie tu sprowadzono? - Bo musz� si� czego� dowiedzie�, a tylko pani mi pozosta�a z os�b, kt�re mog�yby mi udzieli� odpowiedzi. - Co to takiego? - Kto mnie wsypa�? Kto pogwa�ci� zawart� przeze mnie umow�? Powiedziano mi, �e z tych, kt�rzy wiedzieli o moim wyje�dzie do Omanu... a by�a to garstka os�b, jak to si� m�wi, bardzo w�skie grono... nikt z nich nie mia� powodu mnie wyda�, raczej wszelkie powody, �eby mnie nie wydawa�. Pomin�wszy Swanna i jego speca od komputer�w, za kt�rego r�czy g�ow�, w rz�dzie by�o tylko siedem os�b, kt�re wiedzia�y. Sze�� z nich ju� sprawdzono, wszystkie absolutnie odpadaj�. Pani jest si�dma, jedyna, kt�ra pozosta�a. Adrienne Rashad sta�a bez ruchu z oboj�tn� min�, tylko oczy wyra�a�y furi�. - Ty ciemny, arogancki amatorze - wycedzi�a zjadliwym g�osem. - Mo�e mnie pani wyzywa� do woli - zacz�� gniewnie Evan - ja i tak... - Mo�e wyszliby�my na spacer, panie kongresmanie? - wpad�a mu w s�owo agentka z Kairu, przechodz�c do wielkiego okna wykuszowego po drugiej stronie pokoju, z kt�rego rozci�ga� si� widok ponad basenem portowym na skalisty brzeg Chesapeake. - Co? - Powietrze tu przygniataj�ce, podobnie jak towarzystwo. Prosz�, chod�my na spacer., Rashad unios�a r�k� i wskaza�a na zewn�trz, po czym dwa razy kiwn�a g�ow�, jak gdyby chcia�a wzmocni� sw�j rozkaz. - No dobrze - wyb�ka� zdumiony Kendrick. - Tam jest boczne wyj�cie - Widz� - powiedzia�a AdrianneKhalehla, podchodz�c do drzwi w g��bi pokoju. Wyszli na wyk�adane p�ytami kamiennymi patio, kt�re prowadzi�o na wypiel�gnowany trawnik i na �cie�k� wiod�c� do basenu portowego. Je�eli nawet przedtem ko�ysa�y si� tu �odzie uwi�zane do pali albo przymocowane do pustych beczek cumowniczych unosz�cych si� na wodzie, zabrano je st�d przed jesiennymi wiatrami. - Prosz� kontynuowa� swoj� oracj� panie kongresmanie - ci�gn�a agentka CIA. - Niechsi� pan nie pozbawia tej przyjemno�ci. - Czekaj no, panno Rashad czy jak tam si� pani, do diab�a, nazywa! - Evan przystan�� na bia�ej cementowej alejce w p� drogi do brzegu. - Je�eli pani uwa�a, �e to, o czym m�wi� sprowadza si� do "oracji", �a�o�nie si� pani myli... - Na mi�o�� bosk�, prosz� i�� dalej! Porozmawiamy, o czym pan tylko zechce albo i nie zechce. Ale z pana ci�ki idiota. - Brzeg zatoki na prawo od basenu portowego by� pokryty mieszanin� ciemnego piasku i kamieni, jak�e typow� dla Chesapeake; na lewo mie�ci�a si� przysta�, te� bardzo typowa. Nietypowa natomiast, wyj�wszy olbrzymie posiad�o�ci, by�a g�stwina wysokich drzew jakie� pi��dziesi�t metr�w zar�wno na p�noc, jak na po�udnie od basenu i przystani. Zapewnia�y poniek�d zaciszne schronienie, bardziej wprawdzie z pozoru ni� w rzeczywisto�ci, ale ich widok spodoba� si� agentce z Kairu. Skierowa�a si� na prawo, przez piasek i kamienie tu� obok �agodnie bij�cych fal. Min�li granic� drzew i szli dalej,a� dotarli do wielkiej ska�y wystaj�cej z ziemi na skraju wody. Spoza niej nie wida� by�o ogromnego domu. - Ju� wystarczy - oznajmi�a Adrienne Rashad. - Wystarczy? - zawo�a� Kendrick. - Po co ta ca�a musztra? A skoro ju� przy tym jeste�my, wyja�nijmy sobie kilka spraw. Doceniam fakt, �e przypuszczalnie uratowa�a mi pani �ycie... przypuszczalnie, cho� �adn� miar� nie da si� tego dowie��... ale nie mam zamiaru przyjmowa� od pani rozkaz�w. Ponadto moim skromnym zdaniem nie jestem wcale ci�kim idiot�, i niezale�nie od mojego statusu amatora, to pani ma odpowiada� mnie, a nie ja pani! Trzeba sprawdza� i jeszcze raz sprawdza�, moja damo? - Sko�czy� pan? - Nawet nie zacz��em. - To zanim pan zacznie, spr�buj� ustosunkowa� si� do szczeg��w, kt�re pan podni�s�. Ta musztra, jak j� pan nazywa, mia�a na celu wyci�gn�� nas stamt�d. Chyba pan wie, �e to czy�ciec. - Jak najbardziej. - I �e cokolwiek si� powie w kt�rymkolwiek pomieszczeniu, ��cznie z toalet� i kabin� prysznicow�, jest nagrywane. - Wiedzia�em, �e telefon jest... - Dzi�kuj�, panie amatorze. - Za choler� nie mam nic do ukrycia... - Niech pan �ciszy g�os i m�wi w stron� wody, tak jak ja. - Co? Dlaczego? - Elektroniczny wykrywacz g�osu. Drzewa rozprosz� d�wi�ki, bo nie ma bezpo�redniego promienia �wiat�a.Co takiego? - Lasery udoskonali�y technik�... - Co? - Ciszej! Prosz� m�wi� szeptem. - Powtarzam, �e nie mam, cholera, nic do ukrycia. Mo�e pani ma, ale ja nie! - Doprawdy? - spyta�a Rashad opieraj�c si� o ska�� i m�wi�c prosto w drobne, powoli nadp�ywaj�ce fale. - Chcia�by pan wsypa� Ahmata? - Wspomnia�em o nim prezydentowi. Powinien wiedzie�, jak bardzo mi" ten ch�opak pom�g�... - Och, Ahmat to doceni. A jego osobisty lekarz? A dw�ch kuzyn�w, kt�rzy panu pomagali i zapewniali obstaw�? A ElBaz i ten pilot, kt�ry pana zawi�z� do Bahrajnu?... Wszyscy mog� zgin��. - Poza Ahmatem nie wymieni�em nikogo z nazwiska... - Nazwiska si� nie licz�. Licz� si� funkcje. - Na mi�o�� bosk�, to by� prezydent Stan�w Zjednoczonych! - I wbrew p�otkom rozmawia nie tylko przez mikrofon? - Oczywi�cie. - A wie pan, z kim rozmawia? Zna pan tych ludzi osobi�cie? Wie pan, czy mo�na na nich polega� w sprawach �ci�le tajnych? A on wie? Zna pan ludzi, kt�rzy zajmuj� si� pods�uchem w tym domu? - No, sk�d�e. - A ja? Jestem agentk� terenow� z przyzwoitym parasolem w Kairze. Wspomnia� pan o mnie? - Tak, ale tylko Swannowi. - Nie m�wi� o naszym pracodawcy, kt�ry wiedzia� wszystko, bo tym zawiaduje, ale o ludziach tam u g�ry. Skoro zacz�� mnie pan wypytywa�fw tym domu, czy nie mo�na za�o�y�, �e wspomnia�by pan jedno lub wszystkie nazwiska ludzi, kt�rych w�a�nie wymieni�am? I wreszcie, panie amatorze, czy mo�na wykluczy�, �e wspomnia�by pan Mosad? Evan przymkn�� oczy. - Owszem - powiedzia� cicho, kiwaj�c g�ow�. - Gdyby�my si� zacz�li k��ci�. - K��tnia wisia�a w powietrzu, dlatego wyci�gn�am nas a� tutaj. - Wszyscy tam na g�rze s� po naszej stronie! - zaoponowa� Kendrick.O, na pewno - zgodzi�a si� Adrienne - ale nie znamy mocnych i s�abych stron ludzi, kt�rych nie poznali�my osobi�cie i kt�rych nie mo�emy zobaczy�. - To ju� paranoja. - Zale�nie od okoliczno�ci, panie kongresmanie. Ponadto jest pan ci�kim idiot�, czego ju� chyba wystarczaj�co dowiod�am, wytykaj�c panu ignorancj� w kwestii czy��c�w. Pomin� pytanie, kto tu komu wydaje rozkazy, bo jest to nieistotne, i wr�c� do pa�skiego pierwszego stwierdzenia. Wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa nie uratowa�am panu �ycia w Bahrajnie, a wr�cz przeciwnie przez tego �ajdaka Swanna, wpakowa�am w kaba��, kt�r� my i niekt�rzy piloci nazywamy punktem, sk�d nie ma ju� odwrotu. Mia� pan zgin��, panie Kendrick, a ja si� temu sprzeciwi�am. - Dlaczego? - Bo mi zale�a�o. - Dlatego, �e my oboje... - To te� jest nieistotne. By� pan przyzwoitym cz�owiekiem usi�uj�cym zrobi� co� przyzwoitego, do czego nie mia� pan przygotowania. Jak si� okaza�o, znale�li si� inni, kt�rzy pomogli panu znacznie bardziej ni� ja. Siedzia�am w gabinecie Jimmy'ego Graysona i oboje odetchn�li�my z ulg�, kiedy dotar�a do nas wiadomo��, �e wylatuje pan z Bahrajnu. - Graysona? To jeden z tej si�demki, kt�ra wiedzia�a, �e tam jestem. - Nie wiedzia� a� do ostatnich kilku godzin - odpar�a Rashad. - Nawet ja bym mu tego nie powiedzia�a. Wie�� musia�a nadej�� z Waszyngtonu. - W �argonie Bia�ego Domu wczoraj rano przypiekano go naro�nie. - Dlaczego? - �eby si� przekona�, czy to nie on uruchomi� przeciek. - Jimmy? To jeszcze g�upszy pomys� ni� podejrzewa� mnie. Grayson tak bardzo chce zosta� dyrektorem, �e niemal czuje pod sob� ten sto�ek. Poza tym nie mia�by ochoty, �eby mu poder�ni�to gard�o i pokiereszowano cia�o, podobnie zreszt� jak i ja. - M�wi pani to wszystko bardzo swobodnie. �atwo to pani przychodzi, mo�e za �atwo. - Na temat Jimmy'ego? - Nie. Na sw�j. - A, rozumiem, - Kobieta, kt�ra niegdy� kaza�a si� nazywa� Khalehl�, odsun�a si� od ska�y. - S�dzi pan, �e wyre�yserowa�am to wszystko... oczywi�cie sama, bo za choler� nie zd��y�abym si� z nikim skontaktowa�. No i, oczywi�cie, jestem p�krwi Arabk�... - Wesz�a� tam do pokoju Jak gdyby� spodziewa�a si� mnie zasta�. M�j widok ci� nie zaskoczy�. - Owszem, spodziewa�am si�. Wcale mnie nie zaskoczy�. - Dlaczego tak i dlaczego nie? Prosz� wyja�ni�. - Zapewne w wyniku eliminacji i... uk�adu z cz�owiekiem, kt�ry chroni mnie przed wszelkimi prawdziwymi zaskoczeniami. Przez ostatnie p�torej doby mia� pan niebywa�y rozg�os Wok� basenu Morza �r�dziemnego, panie kongresmanie, co przyprawia wielu ludzi, w tym i mnie, o dreszcze. Ba�am si� nie tylko o w�asn� sk�r�, ale te� o �ycie wielu innych os�b, z kt�rych pomocy korzysta�am i nadu�ywa�am, �eby nie traci� pana z pola widzenia. Kto� taki jak ja tworzy ca�� sie� opart� na zaufaniu, i w�a�nie teraz owo zaufanie, najistotniejsze narz�dzie mojej pracy, zosta�o nadszarpni�te. Niech�e pan zrozumie, panie Kendrick, �e zmarnowa� pan nie tylko m�j czas i koncentracj�, lecz r�wnie� mas� pieni�dzy podatnik�w, �eby mnie tu sprowadzi� i zada� mi pytanie, na kt�re odpowiedzia�by ka�dy do�wiadczony funkcjonariusz wywiadu. - Mog�a mnie pani wyda�, sprzeda� moje nazwisko za okre�lon� cen�. - Za jak�? Cen� w�asnego �ycia? �ycia tych, kt�rzy pomagali mi pana tropi�, ludzi jak�e cennych dla mnie i mojej pracy. A ma ona dla mnie prawdziwy sens, co usi�owa�am wyja�ni� panu w Bahrajnie? Pan w to naprawd� wierzy? - Chryste, samju� nie wiem, w co wierzy�! - przyzna� Evan ci�ko oddychaj�c i potrz�saj�c g�ow�. - Wszystko, na czym mi zale�a�o, wszystko co sobie zamierzy�em, posz�o na marne. Ahmat nie chce mnie wi�cej widzie�, nie mam powrotu ani tam, ani nigdzie indziej do Emirat�w czy nad Zatoki, On ju� tego dopilnuje. - A chcia� pan wr�ci�? - Bardziej ni� czegokolwiek innego. Chcia�em rozpocz�� nowe �ycie tam, gdzie dokona�em czego� najsensowniejszego. Ale najpierw musia�em odszuka�, a potem unieszkodliwi� tego skurwysyna, kt�ry sia� zniszczenie, kt�ry zabija� dla samego zabijania, i to tylu ludzi. - Mahdiego - wtr�ci�a Rashad kiwaj�c g�ow�. - Ahmat mi opowiedzia�. I dokona� pan tego. Ahmat jest m�ody, jeszcze si� zmieni. Z czasem zrozumie, co pan dla nich wszystkich zrobi� i b�dzie panu wdzi�czny... Nawiasem m�wi�c, odpowiedzia� mi pan w�a�nie na pewne pytanie. Bo s�dzi�am, �e pan sam m�g� rozdmucha� t� histori� o sobie, ale myli�am si�, prawda? - Ja? Czy pani oszala�a? Wyje�d�am st�d za p� roku! - Czyli nie z�era pana ambicja polityczna? - Chryste, nie! Zwijam interes i wyje�d�am! Tyle �e teraz nie mam dok�d. Kto� mnie usi�uje powstrzyma�, wrabia mnie w co�, co jest mi obce. Co tu si�, do diab�a, wyprawia? - Tak bez namys�u odpowiedzia�abym, �e kto� pana ekshumuje. - Jak to? Kto taki? - Kto�, kto uwa�a, �e pana nie doceniono. Kto�, kto s�dzi, �e zas�uguje pan na publiczne uznanie, na s�aw�. - Kt�rej nie chc�! A prezydent wcale mi w tym nie pomaga. W najbli�szy wtorek ma mi wr�czy� Medal Wolno�ci w tej cholernej B��kitnej Sali, i to z ca�� orkiestr� wojskow�! M�wi�em mu, �e nie chc�, ale ten skurczybyk powiedzia�, �e musz� si� stawi�, bo on z kolei nie chce wyj�� na "pospolitego drania". Co to za logika? - I�cie prezydencka... - Rashad nagle przystan�a. - Przejd�my si� - rzuci�a, kiedy nad basenem portowym ukaza�o si� dw�ch cz�onk�w personelu w bia�ych uniformach. - Prosz� si� nie ogl�da�, i�� swobodnie. Przespacerujemy si� w d� t� niezbyt spacerow� pla��. - Mog� m�wi�? - spyta� Kendrick, kiedy z ni� zr�wna� krok. - Nic wprost. Poczekajmy, a� znajdziemy si� za zakr�tem. - Dlaczego? Mog� nas us�ysze�? - Mo�e. Nie jestem pewna. - Poszli po �uku linii brzegowej, a� drzewa zas�oni�y dw�ch m�czyzn w porcie. Japo�czycy wynale�li przeka�nik kierunkowy, chocia� nigdy nie widzia�am takiego urz�dzenia - ci�gn�a Rashad bez celu. Po chwili zn�w przystan�a, spojrza�a na Evana bystrym pytaj�cym wzrokiem. - Rozmawia� pan z Ahmatem? - Wczoraj. Kaza� mi i�� do diab�a, bylebym nie wraca� do Omanu. Pod �adnym pozorem. - Rozumie pan chyba, �e z nim to sprawdz�? Evan si� zdumia�, a po chwili rozz�o�ci�. To ona go wypytywa�a, oskar�a�a, sprawdza�a. - Nie obchodzi mnie, co pani, do cholery, zrobi, obchodzi mnie tylko, co pani ewentualnie zrobi�a. Brzmisz przekonuj�co, Khalehlo... prosz� wybaczy�, panno Rashad. Mo�e te� wierzy pani w to, co m�wi, ale tych sze�ciu ludzi, kt�rzy o mnie wiedzieli, mia�o wszystko do stracenia i naprawd� nic do zyskania rozpowiadaj�c, �e w zesz�ym roku przebywa�em w Maskacie. - A ja nie mia�am nic do stracenia poza w�asnym �yciem i �yciem tych, kt�rych prowadzi�am na tym obszarze, przy czym tak si� sk�ada, �e niekt�rzy z nich s� mi bardzo bliscy. Niech pan porzuci ten wy�wiechtany argument, panie kongresmanie, bo si� pan o�miesza. Nie tylko jest pan amatorem, ale w dodatku niezno�nym. - Przecie� mog�a pani pope�ni� b��d! - zawo�a� Kendrick wyprowadzony ju� z r�wnowagi. - By�bym niemal sk�onny rozpatrywa� w�tpliwo�ci na pani korzy��, co te� zasugerowa�em Dennisonowi, m�wi�c mu, �e nie pozwol� mu pani za to powiesi�. - Zbytek �aski, drogi panie. - M�wi� powa�nie. Naprawd� uratowa�a mi pani �ycie, je�li wi�c nawet przez omy�k� wymkn�o si� pani moje nazwisko... - Ju� niech si� pan nie pogr��a dalej w swojej durnocie - przerwa�a mu Rashad. Znacznie, ale to znacznie bardziej prawdopodobne, �e ktokolwiek z pozosta�ej pi�tki m�g� pope�ni� taki b��d ni� Grayson czy ja. My pracujemy w terenie, a tam si� takich b��d�w nie pope�nia. - Przejd�my si� - zaproponowa� Evan, chocia� w poblii�u nie by�o stra�nik�w, a tylko w�asne w�tpliwo�ci i m�tlik w g�owie kaza�y mu ruszy� naprz�d. Najgorsze, �e wierzy� tej kobiecie, wierzy� w to, co mu o niej powiedzia� Manny Weingrass: ... nie mog�a ci� wyda�... powi�kszy�aby tylko sw�j wstyd i jeszcze bardziej rozj�trzy�a ob��kany �wiat, w kt�rym �yje. A kiedy Kendrick zaoponowa�, �e inni nie mogli tego zrobi�, Manny doda�: To znaczy, �e s� jacy� inni poza tymi innymi... Podeszli do dzikiej �cie�ki pn�cej si� mi�dzy drzewami najwyra�niej ku kamiennemu murowi okalaj�cemu posiad�o��. Zapu�cimy si� tu? - spyta� Evan. - Czemu nie? - odpar�a ch�odno Adrienne. - A zatem - podj�� rozmow�, kiedy wspinali si� obok siebie zalesionym zboczem - powiedzmy, �e pani wierz�... - Stokrotnie panu dzi�kuj�. - No dobrze, wierz� pani! I dlatego powiem pani co�, o czym wiedz� tylko Swann i Dennison, nikt inny. Przynajmniej o ile si� orientuj�. - Jest panpewien, �e pan powinien?