3916
Szczegóły |
Tytuł |
3916 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3916 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3916 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3916 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
Czarna legenda dziej�w Polski
Jan Pawe� II apelowa� w listopadzie 1994 roku w kierowanych do m�odzie�y s�owach: Nie zagubcie pami�ci, bo cz�owiek bez pami�ci jest osob� pozbawion� przysz�o�ci. W Polsce powojennej kolejne pokolenia m�odzie�y mia�y to nieszcz�cie, �e wci�� natyka�y si� na uporczywe zabijanie pami�ci przez komunistycznych rz�dc�w, w interesie sowieckiego zwierzchnictwa. Pocz�wszy od doby stalinowskiej, gdy jak wspomina� p�niej s�ynny polski historyk profesor Tadeusz Manteuffel: wszystkie powsta�e w latach stalinowskich zarysy dziej�w Polski czyni� wra�enie, jak gdyby by�y pisane w stolicach nieprzyjaznych nam pa�stw zaborczych. Zabijanie narodowej pami�ci kontynuowano dalej, cho� nie w tak wielkich rozmiarach, tak�e i w nast�pnych dziesi�cioleciach PRL-u. Do�� przypomnie� ca�e wielkie kampanie atak�w na powstania narodowe i "polsk� bohaterszczyzn�" na prze�omie lat 50. i 60. czy ataki na "dzieje g�upoty" Polak�w w dobie jaruzelszczyzny, �wczesne wybielania Targowicy i w. ksi�cia Konstantego.
Nic dziwnego, �e tak wiele os�b oczekiwa�o po czerwcu 1989 roku, jako jednego z najbardziej widomych objaw�w przemian, w�a�nie powiedzenia ca�ej prawdy o historii Polski, sko�czenia z jej przyczernianiem. Srodze si� rozczarowali w swych nadziejach. W czasie, gdy jak�e cz�sto najbardziej wzruszaj�ce programy patriotyczne w�druj� w telewizji na "zsy�k� po p�nocy". Gdy mo�na t�umaczy� pomini�cie w TVP og�lnopolskich uroczysto�ci w dniu 28 marca 1993 r. ku czci 50-lecia akcji pod Arsena�em, zorganizowanej przez harcerzy z Szarych Szereg�w Armii Krajowej, tak jak zrobi�a Nina Terentiew: dla kilku dziadk�w nie b�d� przesuwa�a mojej audycji. Gdy tak, jak ostatnio, telewizja publiczna nie zdoby�a si� nawet na oczekiwan� przez miliony Polak�w bezpo�redni� transmisj� z uroczysto�ci w Katyniu. Gdy w najbardziej wp�ywowych polskoj�zycznych przekaziorach dominuje obraz Polski, tak kreowany, jakby go tworzyli najbardziej nie�yczliwi nam cudzoziemcy. I gdy, niestety, prawie nie s�ycha� g�os�w protestu przeciwko temu ze strony wybitnych profesjonalnych historyk�w. Inna sprawa, �e polska nauka historyczna ponios�a w ostatnich kilkunastu latach ogromne straty, straty nie do powetowania. Odeszli w zmrok tak wybitni znawcy naszych dziej�w, jak: Kieniewicz, Gieysztor, Czapli�ski, Skowronek, �ojek, �epkowski. Za to tym bardziej nasili�o si� w mediach bezkarne hulanie publicystycznych "odbr�zowiaczy" historii, zaj�tych oczernianiem dziej�w, bo to najwyra�niej jest popierane, odpowiednio forytowane i nagradzane. Niewiele os�b zdaje sobie spraw�, jak bardzo usilnie kreuje si� na naszych oczach odpowiednio ponur�, czarn� legend� dziej�w Polski. Tym szkicem chcia�bym obudzi� i zaalarmowa� tych wszystkich, kt�rzy jeszcze nie dostrzegaj� rozmiar�w s�czonych w mediach dzia�a� dla ukazania bezsensu i beznadziejno�ci polskich dziej�w, dzia�a� d���cych do zakompleksienia Polak�w. Niech do ko�ca strac� wiar� w siebie, i wierz� tylko w m�drych zagranicznych "cywilizator�w"!
Nieuk-laureat z "Rzeczpospolitej"
Szczeg�lnie obrzydliwym wyrazem "mody" na oszczercze przyczernianie obrazu dziej�w Polski jest wydana w 2000 roku przez Presspublic� ksi��ka filozofa Janusza A. Majcherka, zawieraj�ca w cz�ci po�wi�conej historii g��wnie artyku�y publikowane w ostatnich latach na �amach "Rzeczpospolitej". Pe�nym antypolskiego jadu jest ju� otwieraj�cy tom Majcherka artyku� Poprawka z historii, za kt�ry autor dosta� tytu� "najlepszego publicysty 1999" od redakcji miesi�cznika "Press". Nagrodzono zbi�r antypolskich brecht, wspieranych przez ca�kowit� ignorancj� domoros�ego historyka na temat prawdziwych fakt�w z historii Polski i Europy.
Majcherek z werw� anonsuje, �e chce zwalczy� powielane w oficjalnej - szkolno-podr�cznikowej historiografii "liczne schematy i stereotypy" ukszta�towane jeszcze w dobie rozbiorowej "ku pokrzepieniu serc" oraz w okresie komunistycznej propagandy - dla stworzenia zast�pczej legitymizacji �wczesnej w�adzy i uzasadnienia jej podporz�dkowania interesom Kremla. To, co g�osi Majcherek, to absolutne pomieszanie z popl�taniem. Jak mo�na w og�le stawia� znak r�wno�ci mi�dzy tym, co pisano w dobie rozbior�w "dla pokrzepienia serc" a tym, co pisano o historii w dobie PRL dla uzasadnienia jej podporz�dkowania interesom Kremla? Przecie� w czasach PRL-u oficjalnie wspierano nie argumenty historyczne dla "pokrzepienia serc", a dla ich upodlenia, pokazania, �e Polacy niepotrzebnie zderzali si� z "jedynie s�usznymi" celami swego rosyjskiego s�siada, a ich antyrosyjskie powstania by�y tylko "dziejami polskiej g�upoty". Ca�a za� Druga Rzeczypospolita - wed�ug oficjalnych tez PRL-owskiej historiografii - by�a jednym wielkim pasmem g�upot i zdrad. Podobnie jak dzia�ania zwi�zanego z Londynem Polskiego Pa�stwa Podziemnego. Co takie komunistyczne wywody mia�y wsp�lnego z XIX-wiecznym "pokrzepianiem serc", to ju� jest przedziwny sekret dywagacji pana Majcherka.
Pr�buj�c maksymalnie przyczerni� obraz Rzeczypospolitej Obojga Narod�w, Janusz Majcherek stara si� przedstawi� �wczesn� Polsk� jako kraj krzywdy i dyskryminacji innych narod�w. Pisze o utrudnianiu przez Polak�w identyfikacji z interesami pa�stwa rozlokowanych na zachodzie i p�nocy, przewa�nie niemieckoj�zycznych i protestanckich �rodowisk, jak i zamieszka�ych na wschodzie i po�udniu, g��wnie na wsi, rzesz ruskich i prawos�awnych. I dodaje: tym bardziej �e jednych i drugich jako mieszczan i ch�op�w, szlachecko-polski nar�d i tak dyskryminowa�. Publicysta-nieuk jak wida� nie wie nic o tym, �e w rzeczywisto�ci gros magnaterii i szlachty na wschodzie i na po�udniu dyskryminuj�cej ch�op�w i mieszczan na wschodzie i na po�udniu Polski stanowili panowie ruskiego pochodzenia, typu Wi�niowieckich, a nie szlacheccy przybysze z Polski. Jak wida� za wiele naczyta� si� r�nych stalinowskich uog�lnie� o "polskich panach". Niedouczonemu w wiedzy historycznej Majcherkowi warto zacytowa� opini� historyka, sk�din�d bardzo fetowanego w kr�gach naszych "Europejczyk�w" - profesora Janusza Tazbira. W publikowanym na �amach "Gazety Wyborczej" artykule prof. Tazbir o�miesza� powielany przez historyk�w rosyjskich i sowieckich mit o tym, jakoby w dawnej Polsce dokonywa�o si� "wynaradawiania Rusin�w" w warunkach brutalnego przymusu. Zdaniem prof. Tazbira: Jest to podobny mit historyczny, jak twierdzenie, i� powstania kozackie by�y walk� uciskanych wy��cznie ruskich ch�op�w z czysto polsk� magnateri�. W istocie za� s�abo nieraz spolonizowani kr�lewi�ta kresowi musieli si� �ciera� z podanymi, w�r�d kt�rych spor� cz�� stanowili zbiegowie z ziem etnicznie polskich (J. Tazbir: Unia wielkich nadziei, "Gazeta Wyborcza" 17-18 sierpnia 1996 r.). W zwi�zku z twierdzeniami Majcherka o rzekomym "dyskryminowaniu" obcych etnicznie mieszczan przez "szlachecko-polski nar�d", przypomnijmy oparte na znajomo�ci fakt�w historycznych oceny prof. Janusza Tazbira: W przeciwie�stwie do przywilej�w stanowych tolerancja narodowo�ciowa obejmowa�a nie tylko szlacht�, lecz r�wnie� i inne warstwy ludno�ci, z mieszcza�stwem na czele. Jak ju� wspominali�my, obce grupy etniczne mieszkaj�ce po miastach nie doznawa�y z powodu swego pochodzenia �adnej dyskryminacji (J. Tazbir: Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa 1980, s. 153).
I ten w�a�nie fakt sprawia� rzeczy tak szokuj�ce dla niekt�rych zagranicznych obserwator�w sceny polskiej pod koniec XVIII w. jak to, �e z�o�ona g��wnie z ludno�ci niemieckiej i protestant�w ludno�� Gda�ska w przewa�aj�cej cz�ci upiera�a si� przy pozostaniu przy katolickiej Rzeczypospolitej, broni�c si� przed wpadni�ciem pod rz�dy Prus. Skrajnie przyczerniaj�cy obraz dawnej Polski J.A. Majcherek ani s�owem nie wspomina o wyj�tkowym znaczeniu trwaj�cej przez stulecia Rzeczypospolitej Obojga Narod�w, jako dobrowolnej unii dw�ch narod�w, kt�re sfederowa�y si� na absolutnie r�wnych prawach. W tamtych wiekach znano za� na og� federowanie "tylko na drodze masowych egzekucji i zniszczenia". Tak na przyk�ad "federowa�a si�" Anglia z Irlandi�, Szkocj� czy Wali�. Wyj�tkowe znaczenie polskiej unii z Litw� na tle tego, co si� dzia�o w �wczesnym �wiecie eksponowali liczni zagraniczni badacze naszych dziej�w. Na przyk�ad �wietny historyk ameryka�ski Robert Howard Lord (1885-1954) pisa� o Rzeczypospolitej Obojga Narod�w, �e by�a to pierwsza przed zjawieniem si� Stan�w Zjednoczonych, na szerok� skal� podj�ta pr�ba republiki federacyjnej. Przypomnijmy r�wnie�, jak s�ynny angielski pisarz polskiego pochodzenia Joseph Conrad wys�awia� w 1916 roku w tek�cie Zbrodnia rozbior�w uni� polsko-litewsk� jako jedyn� w swoim rodzaju w historii �wiata spontaniczn� i ca�kowit� uni� suwerennych pa�stw, �wiadomie wybieraj�cych drog� pokoju.
Fa�sze o polskiej "nietolerancji"
Ulubionym motywem nieuka-laureata, powracaj�cym wci�� jak jedna z nici przewodnich jego artyku��w, jest podwa�anie znaczenia tolerancji w Polsce (por. J.A. Majcherek W poszukiwaniu nowej to�samo�ci, Warszawa 2000, s. 12-13, 23, 41, 72, 209). Majcherek g�osi, �e: Legenda polskiej tolerancji jest mocno zmitologizowana i zmistyfikowana, �e co do tolerancji za�, to k�opot z ni� g��wny ten, �e rozwin�a si� bardzo dawno i w toku dziej�w s�ab�a. Kiedy indziej twierdzi, �e w Polsce do�� szybko nast�pi� kres tolerancji, bo ju� w 1596 r. Ko�ci� katolicki odm�wi� r�wnouprawnienia (m.in. wej�cia do Senatu) biskupom unickim, a w 1658 r. nast�pi�o wygnanie Braci Polskich i Czeskich, w 1673 r. - pozbawienie niekatolik�w dost�pu do nobilitacji i indygenatu, w 1718 r. usuni�cie ostatniego pos�a kalwi�skiego z Senatu). Za to na zachodzie nagle zacz�� si�, wed�ug Majcherka, rozkwit tolerancji: po pokoju westfalskim w Europie prze�ladowania religijne stopniowo ustaj�, a nied�ugo potem (List o tolerancji Johna Locke'a z 1689 r.) nast�puje szybki wzrost tolerancji i praw obywatelskich w zachodnich spo�ecze�stwach. Czy J.A. Majcherek publicysta-nieuk z "Rzeczpospolitej" cokolwiek s�ysza� o tym, co dzia�o si� we Francji pod koniec XVII i na pocz�tku XVIII wieku, a wi�c wtedy, gdy wed�ug niego nast�pi� szybki wzrost tolerancji na Zachodzie? Czy s�ysza� o odwo�aniu przez kr�la Ludwika XIV w 1685 r. edyktu nantejskiego i postanowieniach wprowadzaj�cych zakaz nabo�e�stw kalwi�skich i wygnanie pastor�w, nie m�wi�c o surowych karach wobec wszystkich, kt�rzy chcieliby uchodzi� przed tymi represjami za granice pa�stwa (Francj� opu�ci�o a� 100 tys. protestant�w pomimo tych zakaz�w)? Czy s�ysza� o trwaj�cych ca�e lata okrutnych dragonadach? A mo�e co� s�ysza� o tym, �e okrutne kary wobec hugenot�w spowodowa�y wybuch tzw. powstania kamisard�w w latach 1702-1705? Przypomnijmy, �e w "tolerancyjnej" Francji protestanci odzyskali prawa cywilne dopiero w 1787 roku. I przypomnijmy tak�e, jak w tej "tolerancyjnej" Francji podczas rewolucji w latach 1792-1793 dosz�o do wybuchu prawdziwego amoku antyreligijnego (topienia setek ksi�y w Loarze, gilotynowanie karmelitanek, rzezi dziesi�tk�w tysi�cy katolickich ch�op�w w Wandei).
Czy nasz nieuk z tak� swad� powo�uj�cy si� na List o tolerancji angielskiego filozofa Johna Locke'a z 1689 roku co� wie o tym, �e w tej�e "tolerancyjnej" Anglii dok�adnie 30 lat p�niej - w 1719 - roku wydano straszne prawa karne przeciwko katolikom irlandzkim, zabraniaj�ce im w og�le nabywania ziemi w drodze kupna czy daru, czy nawet dzier�awienia jej na d�u�ej ni� 31 lat? Inne postanowienie zamyka�o katolikom drog� nawet do najdrobniejszych urz�d�w i funkcji publicznych i bardzo wielu zawod�w (np. nauczyciela, drukarza, ksi�garza). Dodajmy, �e za pobyt biskup�w czy zakonnik�w w Irlandii grozi�a kara �mierci (por. S. Grzybowski Historia Irlandii, Warszawa 1977, s. 242). Czy nieuk-publicysta co� s�ysza� o wielkich, krwawych rozruchach antykatolickich w Londynie w 1780 roku, znanych pod nazw� buntu Gordona? Czy s�ysza� o bezwzgl�dnych prze�ladowaniach katolik�w w Irlandii w XIX wieku? Czy co� wie o tym, �e g��wn� przyczyn� wybuchu najwi�kszego w�gierskiego powstania narodowego pod wodz� ksi�cia Franciszka II Rakoczego w 1703 roku by� okrutny spos�b, w jaki "tolerancyjna" Austria pod rz�dami fanatycznego rzecznika kontrreformacji - despotycznego cesarza Leopolda I - prze�ladowa�a w�gierskich protestant�w? Czy nieuk z "Rzeczpospolitej" co� wie o okrutnych prze�ladowaniach ludzi z innych ni� prawos�awne wyzna� w Rosji car�w w XVIII i XIX w., pocz�wszy od mordu bazylian�w w Po�ocku w 1705 roku za cara Piotra I, o tym, �e tysi�ce rosyjskich starowierc�w ucieka�o przed represjami do Polski? O tym, co przypomnia� w 1890 r. rosyjski historyk Wasilij A. Bilbasow, �e w XVIII wieku odgrywa�a Polska w stosunku do emigracji rosyjskiej rol� dzisiejszej Szwajcarii.
Gdyby nieuk-publicysta troch� wi�cej czyta�, to dowiedzia�by si�, cho�by z Dziej�w Polski nowo�ytnej W�adys�awa Konopczy�skiego (Warszawa 1986, t. II, s. 183), �e po�o�enie r�nowierc�w w Polsce by�o nawet bez por�wnania lepsze ni� po�o�enie ich we Francji, Hiszpanii lub Austrii, a tym bardziej ni� po�o�enie katolik�w w Anglii, Szwecji i Danii albo sytuacja unit�w i starowierc�w w Rosji. Dowiedzia�by si� r�wnie�, �e w Polsce w latach 1768 i 1773 zniesiono wszystkie poprzednie ograniczenia wobec r�nowierc�w, poza utrzymaniem jedynie zamkni�cia przed nimi drogi do stanowisk ministerialnych, krzese� senatorskich i wy�szych urz�d�w pa�stwowych.
Dodajmy to, o czym najwyra�niej nie wie niedouczek z "Rzeczpospolitej" - w ostatnim �wier�wieczu istnienia Rzeczypospolitej szlacheckiej nie odnotowano �adnego �ladu zatarg�w mi�dzy katolikami a przedstawicielami innych wyzna�. Symbolem panuj�cej w�wczas tolerancji religijnej by� wzniesiony w Warszawie w latach 1777-1781 okaza�y budynek zboru lutera�skiego, zbudowany przez s�ynnego architekta Szymona Bogumi�a Zuga. Wielki Sejm czteroletni uchwali� 3 maja 1791 r. pe�n� swobod� kultu dla wszystkich wyzna�, nie wy��czaj�c nawet kwakr�w, menonit�w czy anabaptyst�w. Wszyscy przedstawiciele innych wyzna�, podobnie jak katolicy, pe�ni� praw obywatelskich, a w tym prawo pos�owania na sejmy i sejmiki, udzia�u w trybuna�ach s�dowych etc. (Jedynie stanowiska ministr�w zastrze�ono dla katolik�w.) Bardzo wielk� rol� w upowszechnieniu idei tolerancji religijnej w Polsce odgrywa�y szko�y pod nadzorem powo�anej w 1773 r. Komisji Edukacji Narodowej, pierwszego w Europie ministerstwa o�wiaty. Uczy�y one szacunku dla innych wyzna�, wskazuj�c na korzy�ci dla narodu, wynikaj�ce z tolerancji religijnej. Przypomnijmy, �e w takiej np. Anglii ograniczenia prawne wobec katolik�w istnia�y jeszcze do 1829 roku, a w Szwecji nawet jeszcze 20 lat d�u�ej. Doda� mo�na przy tym, �e np. w Szwajcarii uprzedzenia na tle religijnym jeszcze w 1847 roku doprowadzi�y do wojny domowej mi�dzy kantonami katolickimi a protestanckimi. W Hiszpanii w XIX wieku dochodzi�o do przer�nych wybuch�w fanatyzmu religijnego i antyreligijnego (np. palenia ko�cio��w), a jeszcze w 1936 roku fanatyzm antyreligijnej polityki republikan�w by� jedn� z g��wnych przyczyn wybuchu krwawej wojny domowej. Nie trzeba dodawa�, co si� dzieje jeszcze dzi� pod koniec XX wieku w p�nocnej Irlandii mi�dzy katolikami a protestantami.
Przypomnia�em tak szeroko fakty o polskiej tolerancji, poniewa� w ostatnich latach coraz cz�ciej spotykamy si� z oszczerczymi pr�bami jej podwa�ania. Na �amach ulubionego organu J.A. Majcherka "Rzeczpospolitej" wyst�pi� w tym stylu m.in. by�y autor tamtejszych przegl�d�w prasy pt. Na zdrowy rozum - Szot. W przegl�dzie prasy z 29-30 lipca 1995 r. Szot, powo�uj�c si� na "odbr�zowiaj�ce" Polak�w stwierdzenia "Gazety Pomorskiej" g�osi�, �e przekonanie Polak�w o tym, jakoby byli niezwykle tolerancyjni, nie znajduje, poza chlubnymi wyj�tkami, potwierdzenia w historii. Z pot�pieniem przypominania o polskiej tolerancji wyst�pi� jeden z by�ych luminarzy stanu wojennego, Wac�aw Sadkowski, z nadania w�adz PRL by�y komisaryczny zarz�dca Pen Clubu w dobie jaruzelszczyzny (por. uwagi na temat jego �wczesnych "wyczyn�w" w "Kulturze Niezale�nej" z 1986 r., nr 22-23 i z 1987 r., nr 32). Wyst�puj�c na promocji albumu M. Niezabitowskiej i T. Tomaszewskiego o wsp�czesnych polskich �ydach, Sadkowski pochwali� autor�w za to, �e ustrzegli si� dw�ch obrzydliwo�ci (podkre�lenie - J.R.N.), cz�sto przy tym temacie (�ydowskim - J.R.N.) pope�nianych. Nie ma tam ani s�owa o tolerancji i ani s�owa o go�cinno�ci. Bo niby dlaczego cz�owieka, kt�ry umie �y� z drugim cz�owiekiem, nazywa� tolerancyjnym (por. A. Wr�blewska Samotni, biedni, starzy - ostatni �ydzi polscy, "�ycie Warszawy" z 12 pa�dziernika 1993 r.). Mamy wi�c nie pozwala� sobie na przypominanie polskiej tolerancji, a zamiast tego cierpliwie znosi� publicystyczne wybryki r�nych nieuk�w w stylu Majcherka, oskar�aj�cych w�a�nie Polak�w o nietolerancj�. I bezmy�lnie godzi� si� z przedrukami r�nych antypolskich g�upot na ten temat (vide przyk�ad Wichr�w wojny
popularnego ameryka�skiego pisarza Hermana Wouka, gdzie mo�na przeczyta� taki oto szokuj�cy komentarz, w�o�ony w usta �ydowskiej postaci ksi��ki - doktora Jastrowa: M�odzi ludzie, a szczeg�lnie m�odzi Amerykanie, nie zdaj� sobie sprawy, �e europejska tolerancja wobec �yd�w liczy sobie od pi��dziesi�ciu do stu lat i nigdy g��boko si� nie zakorzeni�a. Do Polski, gdzie si� urodzi�em, w og�le nie dosz�a" (H. Wouk Wichry wojny, Warszawa 1993, t. I, Natalia, s. 38). Polskie wydawnictwo nie zdoby�o si� nawet na opatrzenie krytycznym odno�nikiem tego tak ewidentnego, potwornego, antypolskiego fa�szu.
To nie Polacy wymy�lili "zmistyfikowan�" legend� o polskiej tolerancji. Prawd�, a nie legend�, o ogromnym znaczeniu polskiej tolerancji przyznawa� nawet zatwardzia�y wr�g Polski, pruski feldmarsza�ek Helmut von Moltke, pisz�c, �e: Przez d�ugi przeci�g czasu Polska przewy�sza�a wszystkie inne kraje Europy swoj� tolerancj� i to, �e w Polsce panowa�a daleko wi�ksza tolerancja ni� we wszystkich innych krajach Europy. Wr�g Polski von Moltke przyznawa� wi�c to, czemu usi�uje dzi� zaprzeczy� polskoj�zyczny filozof-nieuk J.A. Majcherek. To w Wielkiej Encyklopedii Francuskiej z XVIII wieku, redagowanej przez sk�din�d niezbyt lubi�cego Polsk� Denisa Diderota s�awiono polsk� tolerancj�, przypominaj�c, �e nar�d polski bra� bardzo ma�y udzia� we wszystkich wojnach religijnych (...) jest to kraj, gdzie spalono najmniej ludzi za to, �e pomylili si� w dogmacie. Mo�na by przytoczy� �wiadectwa ca�ego legionu cudzoziemc�w, wys�awiaj�cych niezwyk�e na tle ca�ej �wczesnej Europy rozmiary polskiej tolerancji religijnej (m.in. J. Bodina, T. Morysona, markiza d'Oria, J.S. Komenskyego, C.C. de Rulhiere, lorda H. Broughama, L.A. Carracioliego, kt�ry pisa�, �e je�li w Europie istnia� nar�d tolerancyjny, to byli nim bez w�tpienia Polacy.
Majcherek stara si� r�wnie� maksymalnie podwa�y� pochwa�y pod adresem parlamentaryzmu dawnej Polski, akcentuj�c, �e istniej� na �wiecie starsze i lepiej rozwini�te systemy parlamentarne, a to, co by�o specyfik� polskiego, zaszczytu mu akurat nie przynosi: brak uporz�dkowanej i sprawnej w�adzy wykonawczej (rz�du) oraz zasada powszechnej zgody, czyli liberum veto. Nieukowi-publicy�cie z "Rzeczpospolitej" radzi�bym przeczyta� to, co napisa� o dokonaniach dawnej Rzeczypospolitej, cho�by w zakresie tradycji praw cz�owieka, Jerzy Surdykowski, sk�din�d znany jako panegiryczny chwalca Zachodu, jak najodleglejszy od polskich opcji narodowych. Ot� - wed�ug Surdykowskiego: szlachecka Rzeczpospolita polsko-litewska mia�a ju� swoje pakty praw cz�owieka w drugiej po�owie XV wieku, ukszta�towany system parlamentarny i tr�jpodzia� w�adz na pocz�tku XVI wieku - dwa i p� stulecia przed Monteskiuszem (...) polska my�l demokratyczna - przez dwa stulecia udany i skuteczny - eksperyment szlacheckiej demokracji oddzia�a�y na zachodnioeuropejsk� my�l polityczn� (...). Frycz Modrzewski mia� na pewno wp�yw na Hugo Grotiusa - i tak dalej, i tak dalej, a� do wielkich postaci francuskiego O�wiecenia. Przecie� Artyku�y Henrykowskie z 1573 roku, opisuj�ce ca�okszta�t ustroju politycznego pa�stwa, s� w praktyce pierwsz� polsk� konstytucj�, o wiele wcze�niejsz� od ameryka�skiej, cho� wtedy nie u�ywano jeszcze tego miana (...) (J. Surdykowski Czego uczy� si� od Ameryki, "Rzeczpospolita" 5-6 lipca 1997 r.).
Nieukowi-lauretowi radzi�bym r�wnie� zajrze� do prac cytowanego ju� znakomitego, zagranicznego znawcy dziej�w Polski, s�ynnego, ameryka�skiego historyka Roberta Howarda Lorda. W ksi��ce Polska (Lw�w 1921) R.H. Lord pisa�: Dawne pa�stwo polskie to pr�ba o wysoce oryginalnym i zaciekawiaj�cym charakterze (...). W szesnastym i siedemnastym wieku republika ta by�a najswobodniejszym pa�stwem w Europie, pa�stwem, w kt�rym przewa�a�a wolno�� konstytucyjna, obywatelska i umys�owa. Niedouczkowi z "Rzeczpospolitej" radzi�bym zajrze� r�wnie� do obiektywnej oceny historii dawnej Polski danej przez wybitnego niemieckiego historyka Harolda Laeuena w ksi��ce Polnische Trag�die (wydanej w Stuttgarcie w 1955 r. - zyska�a ona sobie trzy wydania w Niemczech), Laeuen pisa� w swej historii Polski z prawdziwym entuzjazmem o dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narod�w jako wspania�ym pa�stwie ogromnych wolno�ci politycznych i religijnych, kt�re przeciwstawia� prymitywnemu pruskiemu drylowi i carskiemu barbarzy�stwu. Pioniersk� rol� Polski w dziedzinie parlamentaryzmu najlepiej ilustrowa� fakt, �e w XVI wieku a� 10 procent ca�ego spo�ecze�stwa wp�ywa�o na wyb�r pos��w do parlamentu, podczas gdy w Anglii jeszcze w 1832 roku tylko 4,9 procent ludno�ci mia�o prawo wyborcze. Jeszcze w 1505 roku w Polsce przyj�to uchwalon� na Sejmie ustaw� nihil novi gwarantuj�c�, �e w�adcy nie b�d� mogli wprowadza� �adnych nowych zarz�dze� bez wsp�lnego zezwolenia senator�w i pos��w do Sejmu. Ustawa Nihil novi zapobieg�a wszelkim mo�liwo�ciom absolutnych dzia�a� ze strony kr�l�w, nie m�wi�c ju� o gro�bie tyranii, tak cz�stej w�wczas w innych krajach Europy. W Polsce ju� w 1505 roku, a wi�c na sto kilkadziesi�t lat przed g�o�nym angielskim Habeas Corupus zapewniono bezpiecze�stwo obywatelom w sprawie gro�by naruszenia ich praw i nietykalno�ci osobistej przez arbitralne dzia�ania kr�la i jego urz�dnik�w.
Nihilista "buszuj�cy w historii"
Podobnym do Majcherka, maniakalnym wr�cz, "przyczerniaczem" i "odbr�zowiaczem" historii Polski jest sta�y felietonista "Polityki" Ludwik Stomma. W felietonach, wydanych w 1993 r. w formie ksi��kowej pt. Kr�l�w polskich przypadki Stomma wybra� bardzo prost� metod� "odbr�zowiania" dziej�w Polski. Polega�a ona na apoteozowaniu najwi�kszych niedo��g�w i g�upc�w lub szkodnik�w z historii Polski typu W�adys�awa Hermana, Micha�a Korybuta Wi�niowieckiego czy Augusta II Sasa i r�wnoczesnego starannego mieszania z b�otem najwi�kszych w�adc�w polskich, jak: Boles�awa Chrobrego, Krzywoustego, �okietka, Kazimierza Jagielo�czyka czy Batorego. Jak to trafnie podsumowa� Bronis�aw Wildstein W "Rzeczpospolitej" z 6-7 listopada 1993 r.: Metoda Stommy jest prosta. Je�li monarcha jaki� jest w historii powszechnie uznany za gnu�nego, nieudolnego czy wr�cz zbrodniczego, Stomma prezentuje go jako wz�r cn�t; i na odwr�t: je�eli wydarzenie jakie� uznane zostaje za brzemienne w z�owrogie konsekwencje, Stomma robi wszystko, aby ukaza�, �e by�o dok�adnie przeciwnie. I dokonuje tego, absolutnie nie licz�c si� z udokumentowanymi faktami historycznymi, dowolnie je fa�szuj�c i przeinaczaj�c. Wildstein uzna� tak� metod� pisania za jaskrawy przejaw "nihilizmu historycznego, buszowania w historii", byle tylko dowie�� z g�ry wymy�lonych tez. Takich na przyk�ad, jak w opowie�ci o W�adys�awie Hermanie ("Polityka", nr 42 z 1993 r.) dowodz�cej, �e trucicielscy w�oscy Borgowie r�nili si� od polskich Piast�w tylko brakiem hipokryzji.
Przy tym wszystkim Stomma ci�gle starannie zabiega o utrwalenie swego ulubionego schematu: �li Polacy i dobrzy cudzoziemcy, biedni prze�ladowani �ydzi i dobrzy Niemcy. �li Polacy, powszechnie uwa�ani za symbol patriotyzmu i "dobrzy" ci, kt�rzy powszechnie uwa�ani byli za zdrajc�w interes�w polskich. Na przyk�ad "z�y arcybiskup gnie�nie�ski" �winka i "dobry" zniemczony biskup-buntownik przeciw �okietkowi - Muskata. "Z�y" - "p�panek kujawski" - �okietek, kt�ry niepotrzebne przeciwstawia si� "wielkim" wizjom Wac�awa II. "P�atny propagandysta" (Gal Anonim) i przedstawiony przez Stomm� (s. 124) jako najwi�kszy karierowicz i dorobkiewicz w ca�ej historii Polski Jan Zamoyski. Maksymalnie wybielony August II Sas, tak konsekwentnie knuj�cy na szkod� Polski, wyrasta u Stommy do roli "przegranego tytana" jako utalentowany, "najbardziej wykszta�cony i najsubtelniej inteligentny, chc�cy dobrze". I "przeszkadzaj�cy" mu w jego tak dobrych ch�ciach polski nar�d - Nar�d bezrz�dny i zakleszczony w prymitywnych wa�niach, pogardzaj�cy jednak wszystkim i wszystkimi dooko�a (L. Stomma: Kr�l�w polskich przypadki, Warszawa 1993, s. 156).
Typowe dla metody pisania L. Stommy, sk�din�d gorliwego tropiciela "polskiego antysemityzmu", by�o przedstawienie wydarze� z czas�w buntu niemieckich mieszczan w Krakowie za �okietka. Stomma, fa�szuj�c histori�, przestawi� t�umienie tego buntu niemieckich mieszczan jako okrutny pogrom �yd�w. Zmuszanie przez Polak�w do wypowiadania przez mieszczan s��w: soczewica, ko�o, miele m�yn (kt�rych niepoprawne wym�wienie demaskowa�o Niemc�w) by�o wed�ug Stommy �wiadomym morderczym tekstem polskich czternastowiecznych rasist�w dla �yd�w. Niemieccy mieszczanie bowiem byli, wed�ug Stommy (s. 57), ju� dobrze zasymilowani i potrafili bez trudu przej�� przez niebezpieczn� pr�b�. A ofiar� polskiej "krwio�erczo�ci" padali jak zwykle biedni �ydzi (!).
Prof. Tazbir w pogoni za mod�
Trudno si� szczeg�lnie dziwi�, kiedy nieprawdziwe przyczerniaj�ce obraz Polski uog�lnienia wypowiadaj� r�ni publicy�ci i felietoni�ci tylu filozofa Majcherka i etnografa Stommy, nie maj�cych g��bszego poj�cia o historii Polski. Prawdziw� przykro�� sprawia jednak to, �e za mod� �atwych pejoratywnych uog�lnie� o dziejach Polak�w czasami id� nawet wybitni historycy, znani z erudycji. My�l� tu przede wszystkim o prof. Januszu Tazbirze, jednym z najbardziej oczytanych i wielostronnych polskich historyk�w, znanym z umiej�tno�ci ��czenia wiedzy o historii politycznej z g��bokim znawstwem dziej�w kultury, autorem pisz�cym �wietn� polszczyzn�. Profesor Tazbir, kt�ry tak samo zas�u�y� si� ksi��kami przypominaj�cymi znaczenie polskiej tolerancji (m.in. Pa�stwem bez stos�w), dzi� wyra�nie powiela r�ne stereotypy z "Gazety Wyborczej", snuj�c niczym nie uzasadnione, za to "modne" i wielce "poprawne politycznie" uog�lnienia o rzekomej polskiej "megalomanii i ksenofobii" w dawnych wiekach. Szczeg�lnie mocno rozpisuje si� na ten temat w ksi��ce Polska na zakr�tach dziej�w (por. np. s. 18, 37, 43, 192). Co zabawniejsze, jego pi�tnowania domniemanej "megalomanii" i "ksenofobii" polskiej szlachty nierzadko gruntownie kontrastuj� z innymi fragmentami jego ksi��ki. Kiedy na przyk�ad pisze (s. 43), i�: Rozw�j megalomanii narodowej, o kt�rej wspomina�em na wst�pie, nie po�o�y� wcale kresu powszechnym narzekaniom wszystkich i na wszystko. Jacy� dziwni byli ci polscy "megalomani", kt�rzy b�d�c przepe�nieni mani� wielko�ci, wci�� uparcie na wszystko narzekali?! Trudno tu nie zgodzi� si� z uwag� na temat ksi��ki prof. Tazbira, zawart� w szkicu Roberta Ko�cielnego Historyk na zakr�cie dziej�w ("Arcana" nr 5/17 z 1997 r.) pytaj�cego: Jak pogodzi� wybuja�� samoakceptacj� z radykaln� samokrytyk�, wie chyba tylko autor.
Dawni Polacy, tak niefortunnie ganieni przez prof. Tazbira za rzekom� ksenofobi�, w rzeczywisto�ci odznaczali si� niezwykle �yczliwym stosunkiem do cudzoziemc�w, na skal� wprost niespotykan� nigdzie indziej w Europie. Teresa Chynczewska-Hennel pisa�a w �r�d�owej ksi��ce Rzeczpospolita XVII wieku w oczach cudzoziemc�w (Wroc�aw 1993, s. 207), i�: Wszyscy cudzoziemcy zgodnie wychwalali polsk� go�cinno��, nie spotykan�, jak twierdzili zgodnie, w �adnym innym kraju europejskim (...). Od ubogiego w�gierskiego studenta pocz�wszy do wysokich dyplomat�w przybywaj�cych do Polski z r�nych strony Europy - zetkni�cie si� z polsk� go�cinno�ci� pozostawia�o na wszystkich niezatarte wspomnienia. Mo�na by bardzo d�ugo wylicza� pe�ne zachwytu relacje cudzoziemc�w o go�cinno�ci, z jak� traktuj� "obcych" w Polsce rzekomi polscy ksenofobi. Oto kilka jak�e wymownych przyk�ad�w. Francuski dworzanin Gaspar de Tende (Hauteville), kt�ry przebywa� w Polsce wiele lat za czas�w kr�la Jana Kazimierza, wspomina�: Polska szlachta jest z natury bardzo uprzejma. Kiedy cudzoziemcy przeje�d�aj� przez ich kraj (...) goszcz� ich jak mog� najlepiej (...). Zna�em takich, kt�rzy go�cili u siebie zupe�nie nieznanych im Francuz�w, W�och�w czy Niemc�w, �ywi�c ich, p�ki nie znale�li sobie zaj�cia. Inny cudzoziemiec - Fryzyjczyk Ulryk Werdum - pisa�, �e Polacy s� ciekawi �wiata tak bardzo, i� zaczepiaj� ka�dego napotkanego po drodze podr�nego, zapraszaj�c czy wr�cz zmuszaj�c do odwiedzin najbli�szej karczmy. Tam przy wsp�lnej wypitce wypytuj� swego go�cia o wszystko. Trudno chyba zaliczy� tak� ciekawo�� �wiata do objaw�w ksenofobii. Inny cudzoziemiec, francuski podr�nik po Polsce XVII wieku - Payen - pisa� o niezwyk�ej wr�cz go�cinno�ci w Polsce, wyra�aj�cej si� w i�cie zaborczym wr�cz stosunku do przypadkowo napotykanego cudzoziemca, zmuszanego do d�ugotrwa�ej go�ciny. Znana sk�din�d z ostro�ci spojrzenia pisarka francuska Germaine de Sta�l, nie ukrywaj�c przer�nych s�abo�ci Polski, r�wnocze�nie zauwa�a�a: Czego jednak nie mo�na si� nachwali�, to dobroci ludu i szlachetno�ci mo�nych. S�ynny XIX-wieczny historyk francuski tak pisa� o Polakach dzi� z tak� swad� pi�tnowanych jako rzekomych "ksenofobach": nar�d spomi�dzy wszystkich najbardziej ludzki (...). Nar�d wspania�y, go�cinny, nar�d daj�cy, �e tak powiem, nar�d, dla kt�rej hojno�� bez granic by�a potrzeb� serca (...). Wystawia� podobne cechy Polak�w s�ynny du�ski pisarz i krytyk �ydowskiego pochodzenia George Brandes (Morris Cohen), pisz�c m.in.: Go�cinno�� jest bardzo wielka i pe�na smaku (...) Polska jest symbolem, symbolem wszystkiego, co najszlachetniejsi w ludzko�ci umi�owali i za co walczyli. Wychwala� nie znaj�ce granic go�cinno�� i uprzejmo�� Polak�w r�wnie� ameryka�ski autor ksi��ki o Polsce z pocz�tk�w XX wieku Louis E. Van Norman. Sk�din�d sam prof. Janusz Tazbir, pi�tnuj�cy rzekomo "do�� powszechn� ksenofobi� Polak�w" - tu� obok przyznaje, i� Polacy wyr�niali si� "go�cinno�ci�, okazywan� podr�uj�cym po Rzeczypospolitej W�ochom, Francuzom czy Anglikom. Uderza�o to obcych podr�nik�w, doznaj�cych na zachodzie Europy do�� ch�odnego raczej przyj�cia. (J. Tazbir: Polska..., op.cit., s. 192). S�odk� tajemnic� prof. Tazbira jest wyja�nienie, jak Polacy godzili t� tak wielk� go�cinno�� wobec obcych z rzekom� ksenofobi�. Polemizuj�cy z tezami Tazbira Robert Ko�cielny przypomina w "Arcanach", �e rzekomo "ksenofobiczna" polska szlachta tylko cztery razy w ci�gu dwustu lat funkcjonowania wolnej elekcji si�gn�a po rodzimych kandydat�w. Tacy skrajni "ksenofobowie", a wci�� wybierali obcych na swych w�adc�w. Zdumiewa �atwo��, z jak� �wietny znawca historii Polski prof. Tazbir tak pochopnie rzuca oskar�enia na dawnych Polak�w. Jak s�usznie pisze o ksi��ce Tazbira Robert Ko�cielny: rzeczywisty mankament pracy objawia si� w tym, �e autor �adnego z poruszonych, istotniejszych problem�w nie wyja�nia, natomiast opinie wzi�te z poczytnych gazet przedstawia tak, jakby by�y prawdami objawionymi. Wyra�nie wygl�da na to, �e prof. Tazbir robi to "w pogoni za aktualn� mod�" (by tak parafrazowa� tytu� jego innej ksi��ki W pogoni za Europ� (Warszawa 1998).
Profesor Tazbir pi�tnuje "brzmi�ce dzi� nader aktualnie" "nasycone ksenofobi� tyrady" szlachty uskar�aj�cej si� na nadmierne faworyzowanie obcych na dworze kr�lewskim. Zastan�wmy si� jednak, czy te tyrady by�y rzeczywi�cie pozbawione uzasadnienia w sytuacjach, gdy jak�e cz�sto cudzoziemcy nadu�ywali polskiej go�cinno�ci, niemi�osiernie oskubuj�c naiwnie zawierzaj�cym go�ciom Polak�w. Przecie� ju� lekarz kr�la Jana III Sobieskiego Bernard O'Connor zauwa�y�, �e Polacy zawsze �atwiej dadz� si� oszuka� ni� oszukaj� innych. Przypomnijmy, co pisa� najs�ynniejszy �ydowski historyk XIX wieku Heinrich Graetz o "kr�tactwie" polskich �yd�w nagminnie oszukuj�cych swych polskich s�siad�w: Rzetelno�� i prawo�� nie wiedzie� gdzie si� u wielu podzia�y (...). T�um przyswoi� sobie t� kr�t� dialektyk� szk� talmudycznych i pos�ugiwa� si� ni� do wyprowadzenia w pole mniej sprytnych osobnik�w. Co prawda, trudno by�o za�y� z ma�ki kutych na cztery nogi wsp�wyznawc�w, ale �wiat nie�ydowski, z kt�rym obcowali, poczu� ku swojej szkodzie t� przewag� pomys�owego ducha �yd�w polskich (por. H. Gaetz: Historja �yd�w, Warszawa 1929, t. 8, s. 366). Czy trzeba przypomina�, ilu� cudzoziemskich oszust�w i szarlatan�w przewin�o si� przez dw�r wielce �askawego dla wszystkich zagraniczniak�w kr�la Stanis�awa Poniatowskiego? Czy reakcj� na nagminne oszustwa "cudzoziemc�w" wobec naiwnych Sarmat�w mo�na traktowa� jako ksenofobi�?!
Wybielanie Krzy�ak�w
Od pewnego czasu obserwujemy coraz wi�ksze nasilenie kampanii dla wybielenia roli Niemc�w w naszej historii, a w szczeg�lno�ci zacierania prawdy o co okrutniejszych przejawach niemieckiego "Drang nach Osten". W imi� nowej "poprawno�ci politycznej" konsekwentnie przemilcza si� wszystko to z przesz�o�ci, co obci��a i kompromituje nowych, tak idealizowanych niemieckich partner�w. Bo przecie� Niemcy s� dzi� na miejsce Rosji naszym nowym Wielkim Bratem, pardon
"adwokatem" w staraniach o wej�cie do UE. I tak jak w przypadku rosyjskiego Wielkiego Brata starannie oszcz�dzano jego "wra�liwo��", milcz�c o takich "szczeg�ach", jak wymordowanie 20 tysi�cy mieszka�c�w Pragi przez Suworowa, to teraz z kolei w imi� troski o wra�liwo�� niemieckiego Wielkiego Brata przemilcza si� informacje o rzezi gda�szczan przez Krzy�ak�w w 1308 r.
Ju� w czerwcu 1990 roku w najbardziej "elitarnym" pi�mie Europejczyk�w - "Res Publice" Tomasz Jastrun wyst�pi� w imieniu redakcji (wraz z E. Zaj�czkowskim) w obronie "biednych, oczernionych" Krzy�ak�w, kt�rzy stali si� ofiar� polskiej "manipulacji historycznej". Tak wi�c pewnie i rzezi Polak�w w Gda�sku nie by�o - wymy�lili j� "polscy, �redniowieczni manipulanci"!
Wszystkie rekordy wybielania niemieckiego "Drang nach Osten" pobi�a Zofia Kowalska w wydanej w 1996 roku ksi��ce skrajnie upi�kszaj�cej dzieje zakonu krzy�ackiego pt. Krzy�acy w innym �wietle. Pr�no szuka� informacji o okrucie�stwach i wiaro�omstwach Krzy�ak�w wobec Polak�w czy Litwin�w. Na przyk�ad autorka ani s�owem nie wspomnia�a o takim "drobiazgu", jak zachowanie Krzy�ak�w w czasie lipcowej wyprawy na Polsk� za czas�w �okietka w 1331 roku. Jak opisywa� Pawe� Jasienica w Polsce Piast�w: Krzy�acy wojowali zawsze nad wszelki wyraz okrutnie. Nie szcz�dzili ko�cio��w, wdzierali si� do nich nawet podczas nabo�e�stw i na oczach stoj�cego przy o�tarzu ksi�dza mordowali wiernych, obdzierali z sukien kobiety, grabili mienie. Zeznali to pod przysi�g� ksi�a - �wiadkowie w p�niejszym procesie (...). W czasie kolejnej wyprawy na Polsk� we wrze�niu 1331 r. zd��yli "pobo�ni bracia" spali� szesna�cie ko�cio��w.
Zabrak�o w ksi��ce Zofii Kowalskiej nawet cho�by jednego zdania o wcze�niejszym, okrutnym "wyczynie" Krzy�ak�w - rzezi polskiej ludno�ci Gda�ska w 1308 roku. Tym wi�cej za to mo�na by�o tam znale�� szczeg��w maj�cych dowodzi� r�nych zakonnych dobrodziejstw, i generalnie: wielkiej, cywilizacyjnej roli Krzy�ak�w. C�, mo�na i tak. By� mo�e niezad�ugo doczekamy si� i tego, �e nowi "cenzorzy" z klanu "Europejczyk�w" b�d� starannie wycina� jako niegodne "poprawno�ci politycznej" odpowiednie fragmenty Polski Piast�w Jasienicy, opisuj�cej jak Krzy�acy 14 listopada 1308 r. uderzyli na miasto (Gda�sk - J.R.N.), tn�c w pie� mieszka�c�w i puszczaj�c je z dymem (....) Polacy oskar�ali Zakon o wymordowanie dziesi�ciu tysi�cy ludzi. Krzy�acy przeczyli temu. Twierdzili, �e (...) gda�szczanie z w�asnej i nieprzymuszonej woli spalili swe domostwa i poszli gdzie indziej.
W�r�d wybielaczy Krzy�ak�w nie zabrak�o oczywi�cie i s�awetnego publicysty "Rzeczpospolitej", Janusza A. Majcherka. Nasz nieuk-publicysta wyst�pi� jako skrajny apologeta Krzy�ak�w - "emisariuszy cywilizacji zachodniej i chrze�cija�skiej", kt�rzy za�o�yli i zorganizowali (...) znaczn� liczb� miast i osad na obecnym terytorium Polski (...) spisali najstarsze normy polskiego prawa obyczajowego. Z twierdze� Majcherka wyra�nie wynika, �e Polacy celowo zmistyfikowali dla cel�w propagandowo-nacjonalistycznych obraz Krzy�ak�w, skrajnie go przyczerniaj�c, zamiast "zrozumie�" ich rol� "kulturotw�rcz�" i uwzgl�dni� ich "wysokie standardy cywilizacyjne".
Wed�ug Majcherka "przemoc, jak� si� pos�ugiwali" Krzy�acy "nale�a�a do �wczesnych metod ewangelizacyjnych" (krucjaty!) i mie�ci�a si� zupe�nie w obyczajowych i politycznych standardach epoki, od kt�rej bynajmniej nie odbiegali Piastowicze. Majcherek nie wyja�nia tylko tego, na jakiej zasadzie mo�na zalicza� do krucjat rzezie dokonywane na ludziach z narodu ochrzczonego ju� ponad trzysta lat wcze�niej. Czy to, jak mo�na t�umaczy� "metodami ewangelizacyjnymi" palenie przez Krzy�ak�w ko�cio��w i mordowanie katolickich wiernych przy o�tarzach?! Z wywod�w Majcherka dowiadujemy si�, �e nie warto by�o walczy� pod Grunwaldem - komentowa� Antoni Dudek w tek�cie Upiory libera��w ("�ycie" z 24 maja 2000 r.).
Zdaniem Majcherka, nigdy nie istnia� jaki� odwieczny "Drang nach Osten" - wymy�lili go dopiero XIX-wieczni propagandy�ci niemieccy. Nie wiadomo wi�c, kto okrutnie wytrzebi� S�owian po�abskich, dlaczego napadali na Polsk� ludzie typu Wichmana, Gera et consortes, sk�d wywodzi�a si� taka zapami�ta�o�� w wyniszczaniu S�owian w dzia�aniu Marchii Brandenburskiej czy Krzy�ak�w.
Nagrod� za skrajne przyczerniania i zafa�szowywania historii Majcherkowi mogli przyzna� tylko podobni mu kompletni nieucy, pozbawieni elementarnej wiedzy o dziejach Polski albo skrajni antypolscy fanatycy. Wybieram du�o �agodniejsz� wersj�. To byli chyba tylko biedni nieucy, niedokszta�ceni w PRL-owskich szko�ach.�
Profesor Zbigniew W�jcik, znany z nonkonformizmu wobec PRL-owskiej w�adzy (odm�wi� przyj�cia nagrody ministra kultury i sztuki w czasach rz�d�w Jaruzelskiego), pisa� w li�cie otwartym do ministra Kazimierza �ygulskiego: Mam powa�ne w�tpliwo�ci, czy historykowi wolno sia� pesymizm - polskiemu historykowi (...). Co innego (...) wyci�ganie w�a�ciwych wniosk�w z tragicznych lekcji historii, co innego s�czenie beznadziejno�ci. To ostatnie uwa�a�bym za pewnego rodzaju przest�pstwo wobec w�asnego narodu. Prof. Zbigniew W�jcik pisa� te s�owa w czasie, gdy w oficjalnej prasie dominowa�y skrajne negatywne uog�lnienia na temat historii Polski i wrodzonych "anarchicznych" cech Polak�w jako narodu. W czasie, gdy urz�dowe "s�czenie beznadziejno�ci" na temat dotychczasowych dziej�w Polski mia�o s�u�y uzasadnianiu "twardog�owej" polityki z pozycji si�y. Odg�rny masochizm i nihilizm historyczny, lansowany przez Urbana, G�rnickiego, KTT czy Ko�niewskiego mia� sw�j ewidentny, instrumentalny charakter. Na tym tle nasuwa si� pytanie: czemu dzi� s�u�y niemniej du�e, a nawet wi�ksze ni� kiedykolwiek od czas�w stalinizmu, tak systematyczne s�czenie poczucia beznadziejno�ci polskich dziej�w? By przypomnie� kilka jak�e wymownych przyk�ad�w. Wed�ug Tadeusza Konwickiego (z wywiadu dla "Gazety Wyborczej"): Polska by�a wrzodem na ciele Europy i ten wrz�d musia� by� wyci�ty. Wed�ug Jana Karskiego (w wywiadzie dla "Trybuny"), Polska by�a wrzodem w Europie XIX wieku. Wed�ug naczelnego redaktora "Res Publiki Nowej" Marcina Kr�la: Polska nigdy w swej najnowszej historii licz�cej dwie�cie lat krajem normalnym nie by�a. Znana "Europejka", krytyk Helena Zaworska powiedzia�a w rozmowie z Michnikiem dla "Odry": Zabory i niewole nauczy�y Polak�w raczej nienawi�ci, ksenofobii, dziko�ci zachowa�. Wt�rowa� tym lamentom na temat "dzikiego" narodu i noblista Czes�aw Mi�osz, pisz�c z emfaz� w Roku my�liwego: Polska mnie przera�a. Powiedzmy, �e przera�a�a mnie przed wojn�, podczas wojny i przera�a mnie ca�e te dziesi�ciolecia po wojnie. I jak tu �y� w takim "przera�aj�cym" kraju, w�r�d takiego "nienormalnego", "dzikiego" narodu?
P�niej zajm� si� bardziej szczeg�owo analiz� cytowanych powy�ej bzdurowatych bonmot�w. Sygnalizuj� tylko ju� na wst�pie, jak szeroka jest ta fala pot�pie�czych uog�lnie� na temat Polski i Polak�w przez przer�ne "autorytety". Szerzeniu "czarnej legendy" o polskich dziejach s�u�� r�wnie� coraz liczniejsze ksi��ki maj�ce na celu zniech�cenie raz na zawsze do narodowych tradycji, do historii kraju, o kt�rym s�ynny poeta Jan Lecho� pisa�: Czy� s� dzieje pi�kniejsze nad Twoje? Coraz pot�niejszy, wspierany i dotowany nurt "czarnej legendy" otwieraj� dwie ksi��ki odziedziczone z czas�w PRL-u i nadal bezkrytycznie fetowane: Dzieje g�upoty w Polsce Aleksandra Boche�skiego i Bi� si�, czy nie bi� Tomasza �ubie�skiego.
S�awienie kolaboranta A. Boche�skiego
Wiele k�amstw o historii, pochodz�cych z czas�w PRL-u dalej zatruwa �wiadomo�� rozlicznych Polak�w. Tak jak antypowsta�cze stereotypy by�ego wzorcowego wr�cz rzecznika kolaboracji z Rosj� - Aleksandra Boche�skiego. Jego pe�ne skrajnych b��d�w merytorycznych i nie�cis�o�ci oraz jaskrawych uproszcze� Dzieje g�upoty w Polsce s� nadal s�awione bezkrytycznie nawet w cz�ci kr�g�w prawicowych (!). Przypomnijmy wi�c, �e Boche�ski wyda� w 1947 roku po raz pierwszy sw� ksi��k� - apoteoz� kolaboracji z Rosj� car�w jako gorliwy zwolennik aktualnej kolaboracji z Rosj� Sowieck�. Ksi��k� Boche�skiego wznowiono po 1981 r. w aurze ogromnych pochwa� ze strony apologet�w stanu wojennego, a sam Boche�ski nale�a� do jego zdecydowanych rzecznik�w. w Rozmy�laniach o polityce polskiej (Warszawa 1987, s. 190) tak wychwala� "wyczyn" gen. W. Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r.: Wojsko wprowadzi�o na kilka miesi�cy stan wojenny. Nast�pi�o pewne ograniczenie praw obywatelskich, nieodzowne dla przywr�cenia �adu. W skali ca�ej historii polskiej by�o to jedno z nielicznych wyra�nych zwyci�stw dyscypliny nad anarchi� i rozumu nad uczuciem i naiwn� bezmy�lno�ci�. Przy okazji Boche�ski odpowiednio "do�o�y�" antyre�imowej solidarno�ciowej opozycji jako wspieranej z zewn�trz. Pisa� (s. 185), �e propaganda bloku wrogiego Uk�adowi Warszawskiemu nie zmarnowa�a okazji... rzuci�a powa�ne �rodki polityczne i finansowe na rozgrzanie uczu�.
Trzeba przyzna�, �e Aleksander Boche�ski by� bardzo konsekwentny w swej postawie kolaboracyjnej. Zanim podj��, i to dono�nie, ide� kolaboracji ze Zwi�zkiem Sowieckim, wpad� na pomys� kolaboracji z okupantami hitlerowskimi. Jerzy Giedroy� wspomina� w swej Autobiografii na cztery r�ce (Warszawa 1994, s. 84): Aleksander Boche�ski np. mia� projekty kolaboracji z Niemcami. Wyobra�a� sobie, �e wraz z Januszem Radziwi��em i innymi b�d� mogli stworzy� jaki� marionetkowy rz�d. Dosta�em od niego kartk�, zwyczajn� poczt�: "Nie b�d� g�upi, wracaj, robimy rz�d".
Wydane w 1947 r. i wznowione w czasach jaruzelszczyzny Dzieje g�upoty w Polsce by�y pe�nym zajad�o�ci i tendencyjno�ci atakiem na polskie powstania niepodleg�o�ciowe przeciw Rosji carskiej i gloryfikacj� postaw prorosyjskiej kolaboracji, od Targowicy do A. Wielopolskiego. Nie licz�c si� z �adnymi faktami, Boche�ski obci��a� "g�upich", "rzucaj�cych si�" przeciw Rosji Polak�w win� za wszystko z�o, jakie tylko mia�o miejsce w stosunkach z Rosj�, kt�ra jakoby by�a wielkoduszna i chcia�a dobrze dla Polski. Wystarcza�o si� tylko jej podporz�dkowa�. Gromi�c polskie "nierozumne" powstania, Boche�ski za nic mia� takie fakty, jak sprowokowanie Powstania Ko�ciuszkowskiego przez dzia�ania dla rozbrojenia resztek armii polskiej. Pomija� jak�e fataln� rol� terroru i bezprawia doby w.ks. Konstantego i Nowosilcowa w wywo�aniu Powstania Listopadowego. A wystarczy�o przecie�, by uwa�nie zajrza� do korespondencji g��wnego rzecznika orientacji prorosyjskiej w Polsce pierwszych dziesi�cioleci XX wieku ks. Adama Czartoryskiego, na kt�rego tylekro� si� powo�ywa�. Znalaz�by w�wczas liczne, pe�ne niepokoju listy ksi�cia Adama do swego przyjaciela cara Aleksandra I ostrzegaj�ce przed skutkami, jakie mo�e spowodowa� bezmy�lna polityka w.ks. Konstantego wobec Polak�w. Ju� 17 lipca 1815 r. ks. Czartoryski pisa� do cara Aleksandra II: W. Ksi��� Konstanty (...) pragnie kierowa� armi� kijem i zastosowuje go (...). Wra�enie tu jest og�lne, jakoby przeprowadzano plan zniszczenia i udaremnienia dobrodziejstw W.C.Mo�ci (...). Czas nagli, Najja�niejszy Panie. Ka�da godzina mo�e przynie�� burz� i katastrof�, o jakich my�l sama przera�a. W innym li�cie do cara - z 2 sierpnia 1819 r. ks. Czartoryski pisa� o fatalnych skutkach, jakie mo�e spowodowa� wprowadzenie do rz�du podw�adnych karierowiczy, chciwych, z najgorsz� s�aw�. Czy�by tych list�w nie zna� Boche�ski, domniemany znawca �wczesnych dziej�w Polski, czy je �wiadomie pomija, bo przecz� jego stereotypom, obci��aj�cym Polak�w win� za wszystko?
Szkoda, �e Boche�ski pi�tnuj�c "g�upich" Polak�w za to, �e o�mielili si� wywo�a� Powstanie Styczniowe, pomija to, co pisa� o przyczynach tego powstania i innych powsta� Rosjanin, o wiele bardziej racjonalny w swych s�dach od naszego prorosyjskiego kolaboranta. My�l� tu o gruntownym znawcy Polski Niko�aju W. Bergu, bliskim krewnym jednego z pogromc�w Powstania Styczniowego. W swych �wietnych, a dzi� niestety prawie zapomnianych, trzytomowych Zapiskach o polskich spiskach i powstaniach Berg tak pisa� o skrajnej g�upocie polityki Rosji w Polsce, wci�� prowokuj�cej powstania: Z drugiej jednak strony i rz�d rosyjski, jakby umy�lnie dopomaga�, aby g��wnie w tym zaborze powstawa�y spiski i wybucha�y powstania; otwiera� im po prostu drog� przez bez�adny zarz�d kraju (...) przez zupe�ny brak jakiego� prawid�owego systemu administracyjnego, a g��wnie przez t� niezwyk�� umiej�tno�� dra�nienia wszystkich w og�le i ka�dego z osobna, bez �adnej potrzeby lub przyczyny, ni st�d ani zow�d (...).
Pisanie o g�upocie rosyjskich rz�dc�w Polski wyra�nie jednak nie odpowiada�o Boche�skiemu. On wola� pi�tnowa� za wszystko "g�upich i niesfornych" Polak�w, kt�rzy o�mielali si� buntowa� przeciw kolejnym rz�dom. I zyskiwa� za to w�a�nie szczeg�lnie gor�ce pochwa�y w dobie jaruzelszczyzny. Jak�e klaska� i mlaska� na temat s�u�alczo prorosyjskiej ksi��ki Boche�skiego redaktor "Polityki" Andrzej Mozo�owski, wo�aj�c: Chwa�a "Czytelnikowi" za odwag� wydania ksi��ki Boche�skiego. I odnosi� si� ze zrozumieniem nawet do g�oszonej przez Boche�skiego chwalby targowiczan, pisz�c: Autor nie waha si� podnie�� pi�ra na stronnictwo patriot�w z okresu Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3 Maja - za fataln� polityk� zagraniczn�, w przeciwie�stwie do targowiczan, kt�rzy pod tym wzgl�dem byli znacznie lepsi, a szukaj�c oparcia w Rosji, nie w Prusach, lepiej si� ojczy�nie przys�u�yli (A. Mozo�owski Dzieje g�upoty nie�miertelnej "Polityka" 3 listopada 1984 r.). Autor "Polityki" w 1984 roku z ca�� swad� reklamowa� brechty Boche�skiego, wybielaj�c najhaniebniejszych zdrajc�w Polski - targowiczan, jako tych, kt�rzy si� "lepiej przys�u�yli ojczy�nie". Poprzez �ci�gni�cie wojsk rosyjskich na w�asn� ojczyzn� i przyspieszenie drugiego rozbioru (!).
Przypomnijmy tu, �e brechty ksi��ki Boche�skiego od pierwszych chwil po jej wydaniu w 1947 roku wywo�ywa�y gor�ce protesty ludzi wierz�cych w prawdziwie niepodleg�� Polsk�. Jan Ulatowski pisa� w paryskiej "Kulturze" (nr 2-3 z 1947 r., s. 157) o Dziejach g�upoty w Polsce: Ksi��ka Boche�skiego jest tylko na poz�r odwa�n� operacj� chirurgiczn�. Jest to operacja podj�ta z za�o�eniem, �e mo�e si� uda� - po wyj�ciu serca. Profesjonalni historycy ju� w 1947 roku wskazali na rozliczne b��dy merytoryczne dywagacji Boche�skiego. Jak przypomnia� J. Michalski w swej recenzji z ksi��ki Boche�skiego na �amach "Nowych ksi��ek" z wrze�nia 1984 r.: Pierwsze wydanie "Dziej�w g�upoty" nie spotka�o si� z dobrym przyj�ciem krytyki (...). Najistotniejsze zarzuty wysun�� autor najwcze�niejszej recenzji Stefan Kieniewicz ("Dzi� i jutro" nr 25 z 1947 r.). W sumie (...) Kieniewicz potraktowa� do�� lekcewa��co wywody Boche�skiego i przestrzega� go, aby kontynuuj�c sw� prac� w zakresie problematyki XIX w. stara� si� oprze� na solidniejszej wiedzy. Niewiele lepsz� opini� o znajomo�ci XVIII w. przez Boche�skiego wyrazi� po latach profesjonalny znawca tamtych dziej�w Jerzy Michalski. Zarzuci� Boche�skiemu, �e "jego erudycja nie jest imponuj�ca", �e niedostatecznie weryfikowa� postaw� �r�d�ow� omawianych prac i pisa� z niedostateczn� "odpowiedzialno�ci� za s�owa". Michalski uzna� r�wnie�, �e na skutek tendencyjno�ci Boche�skiego proponowana przeze� wyk�adnia dziej�w polskich jest "ma�o realistyczna".
Tego typu zarzuty pod adresem ksi��ki Boche�skiego ze strony prawdziwych, profesjonalnych znawc�w historii mo�na by jeszcze d�ugo cytowa�. C� z tego jednak, gdy u nas publicystyczne zakalce typu Dziej�w g�upoty czytaj� publicy�ci sami niezbyt oczytani w prawdziwych, �r�d�owych publikacjach naukowych. I potem mamy takie szokuj�ce mlaskania, ochy i achy na temat niem�drej, kolaboranckiej ksi��ki Boche�skiego, nawet ze strony niekt�rych publicyst�w prawicowych. Wszystko to jest jednym z wielu patologicznych symptom�w intelektualnego lenistwa du�ej cz�ci prawicy.
Antypowsta�czy paszkwil �ubie�skiego
Dofinansowanie przez Ministerstwo Kultury i Sztuki u�atwi�o kolejne wznowienie w 1996 r. wydanego po raz pierwszy ju� w 1978 roku antypowsta�czego paszkwilu Bi� si� czy nie bi� Tomasza �ubie�skiego. W przeciwie�stwie do tekst�w Aleksandra Boche�skiego, nie m�wi�c ju� o szczeg�lnie topornym Januszu A. Majcherku, tekst �ubie�skiego czyta si� lekko, potoczy�cie. To wci�ga. Tym, kt�rzy maj� niewiele wiedzy o historii Polski XIX wieku, zapewnia nawet prawdziw� przyjemno�� intelektualn� i mog� do woli delektowa� si� pi�knym stylem i przekonywuj�cymi zdawa�oby si� wyskokami wyobra�ni autora, nami�tnie strofuj�cego "niem�drych" polskich przodk�w. Historyk-profesjonalista niestety nie mo�e odda� si� tej przyjemno�ci delektowania, gdy co chwila natyka si� na skrajne banialuki, nieprawdy i przekr�cenia, tendencyjne przyczernienia czy tylko wi�zanki naci�ganych p�prawd. I tak