7710
Szczegóły |
Tytuł |
7710 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7710 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7710 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7710 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gentry Lee
Rama 6 Dom w przestworzach
1
We wn�trzu kosmicznej kapsu�y przez kilka chwil po za-
mkni�ciu drzwi panowa�a nieprzenikniona ciemno��. P�niej
zapali�o si� dwana�cie ma�ych lamp umieszczonych w pod-
�odze, po dwie wzd�u� ka�dego boku sze�ciok�ta. Pod
ka�d� z pi�ciu solidnie wygl�daj�cych �cian siedzia�o dwoje
ludzi, tylko fotel Fernanda ustawiono przy tej samej �cianie,
w kt�rej znajdowa�y si� drzwi wej�ciowe.
Wszystko zacz�o si� dzia� bardzo szybko. Kilka sekund
po zapaleniu �wiate� Johann poczu�, jak jakie� ta�my
opasuj� g�rn� cz�� he�mu, pier� i uda, unieruchamiaj�c go
w fotelu. W s�uchawkach us�ysza� kilka okrzyk�w strachu,
ale zag�uszy� je ryk dochodz�cy spod pod�ogi. Zorientowa�
si�, �e lec� z du�ym przyspieszeniem. Czu� si� tak, jakby
jaka� nieziemska si�a stara�a si� wy�upi� mu oczy. Zobaczy�,
�e siedz�ca po przeciwnej stronie siostra Beatrice mocuje
si� z ta�mami. Po kilku chwilach uwolni�a r�ce i z�o�y�a
d�onie do modlitwy.
Po up�ywie nieca�ej minuty przeci��enie zn�w wr�ci�o do
normy. Kiedy ta�my opasuj�ce jego da�o pu�ci�y i schowa�y
si� w kapsule, fragment �ciany nad g�ow� odsun�� si� na
bok, ods�aniaj�c wysokie, chocia� w�skie okno. Okaza�o si�,
�e kapsu�a w kszta�cie pud�a na kapelusze szybuje
trzydzie�ci kilometr�w nad powierzchni� Marsa i z ka�d�
chwil� wznosi si� coraz wy�ej. Kopu�y Valhalli nie mo�na
by�o ju� dojrze�, ale widok szalej�cej piaskowej burzy, kt�ra
teraz obj�a zasi�giem dwie trzecie planety, zapiera� dech w
piersiach.
- No c�, Asie - odezwa� si� Yasin, kiedy sta�o si� jasne,
�e nikt inny nie chce tego zrobi� pierwszy. Wsta� z fotela i
stan�� obok Johanna, wygl�daj�c przez okno. - Jak s�dzisz,
dok�d lecimy?
- Nie mam poj�cia - odpar� zapytany.
Spogl�da� na ogromne, wiruj�ce chmury marsja�skiego
py�u, przes�aniaj�ce w tej chwili niemal ca�� planet�. My�la�
o Narongu i o tym, jaka walka o przetrwanie czeka wkr�tce
Valhall�, plac�wk�, kt�rej by� dyrektorem. B�d� co b�d�
opu�ci�o j� jedena�cioro cz�onk�w dotychczasowej za�ogi.
- Nie martw si�, dadz� sobie rad� - powiedzia� Yasin,
jakby umia� czyta� w my�lach. - Maj� o jedena�cie g�b mniej
do wykarmienia... A ten tw�j zast�pca, Narong, te� ma �eb
nie od parady.
- Bracie Johannie - odezwa�a si� Beatrice, staj�c po jego
lewej r�ce i patrz�c przez okno. - Zamierzamy si� pomodli�,
�eby podzi�kowa� Bogu za ratunek. Czy nie chcia�by�
pomodli� si� razem z nami?
- Do jakiego boga chce si� siostra modli�? - zapyta� Yasin.
-Do chrze�cija�skiego, do Allacha, czy mo�e do jakiego�
innego? Siostra Beat�ce odwr�ci�a si� i spojrza�a na Araba.
- Panie al-Kharif - odezwa�a si� do mikrofonu he�mu. -
Jeszcze me zostali�my sobie formalnie przedstawieni.
Jestem siostra Beatrice z zakonu �wi�tego Micha�a...
- Wiem dobrze, kim siostra jest - przerwa� jej szorstko
Yasin. - Jest siostra s�awna, a mo�e nies�awna, na ca�ym
Marsie. Do diab�a, nawet w Alcatraz mieli�my do czynienia z
par� waszych b�azn�w.
- Panie al-Kharif - ci�gn�a Beatrice, nie zwracaj�c uwagi
na szyderczy ton odpowiedzi Araba. - Cz�onkowie naszego
zakonu wierz�, �e istnieje tylko jeden B�g. I to me tylko dla
wszystkich ludzi, ale dla ca�ego wszech�wiata. Nie ma naj-
mniejszego znaczenia, czy nazywamy go Allachem, Jehow�
czy jeszcze inaczej. Liczy si� tylko cze��, jak� mu
oddajemy, oraz mi�o�� i szacunek wzgl�dem bli�nich... Za
chwil� z��czymy si� w dzi�kczynnej modlitwie, kt�ra ma
stanowi� wyraz naszej pokory w obliczu oczywistego cudu,
jaki sta� si� naszym udzia�em. Byliby�my wi�c zachwyceni,
gdyby zechcia� pan przy��czy� si� i modli� z nami.
Widoczna za oknem tarcza Marsa zmniejsza�a si� z ka�d�
chwil�. Po raz pierwszy od momentu startu by�o wida� ca��
planet�. Jej powierzchni� skrywa�y jednak chmury
wznoszonego przez burz� py�u, tak �e mo�na by�o zobaczy�
jedynie okolice bieguna p�nocnego i wierzcho�ek Mount
Olympus. Ca�� reszt� spowija� gro�ny, rdzawobr�zowy ca�un
wiruj�cego piasku.
Yasin i Johann nie odrywali oczu od planety widocznej w
dole, pod kapsu��.
- Dobry Bo�e - us�yszeli nagle s�owa zaczynaj�cej modlit-
w� Beatrice. Odwr�cili si�, by ujrze� pozosta�ych
dziewi�cioro cz�onk�w grupy, kl�cz�cych ze z�o�onymi
r�kami na �rodku sze�ciok�tnej pod�ogi.
- Co ty wyprawiasz, Hassanie? - odezwa� si� ostro Yasin. -
Jeste� przecie� muzu�maninem, a nie chrze�cijaninem.
Kwame kl�cza� mi�dzy siostr� Vivien a siostr� Nub�.
- W tej chwili, Yasinie, ta r�nica nie wydaje mi si�
szczeg�lnie wa�na - powiedzia� Tanza�czyk. - A teraz, je�eli
pozwolisz, chcieliby�my kontynuowa� mod�y.
Johann odszed� od okna i ukl�kn�� obok siostry Beatrice,
kt�ra odwr�ci�a g�ow� i u�miechn�a si� do niego.
- Dobry Bo�e... - zacz�a po raz drugi.
- No dobra, siostro - przerwa� jej Yasin, stanowczo chc�c
mie� ostatnie s�owo. - Zgodz� si� wzi�� udzia� w waszych
mod�ach, ale tylko pod jednym warunkiem. Czy nie mo�esz
w modlitwie wyrecytowa� jakiej� sury z Koranu?
- Oczywi�cie, panie al-Kharif - bez wahania odpar�a siost-
ra Beatrice. - Prawd� m�wi�c, mia�am zamiar od niej
zacz��.
Gestem zaprosi�a Yasina do zaj�cia jedynego wolnego
miejsca w kr�gu kl�cz�cych ludzi.
- Czy teraz zechcesz si� do nas przy��czy�? - zapyta�a.
Yasin nieporadnie ukl�kn��.
- Dobry Bo�e - odezwa�a si� Beatrice. - Chcieliby�my za-
cz�� nasz� modlitw� dzi�kczynn� za Twoj� mi�o�� do nas i
okazane nam mi�osierdzie od s��w sury ze sto dwunastego
rozdzia�u Koranu: Przyznajcie, �e On jest Jedynym
Bogiem...
Ka�de okr��enie oko�omarsja�skiej orbity zajmowa�o im
oko�o siedemdziesi�ciu minut. Poniewa� rozmiary widocznej
w dole planety nie ulega�y prawie �adnym zmianom, Johann
doszed� do wniosku, �e ich orbita musi mie� kszta�t zbli�ony
do ko�owego. W czasie pierwszego okr��enia ka�dy
pasa�er kapsu�y sp�dzi� chocia� kilka minut przy oknie.
Johann i Yasin byli jedynymi znaj�cymi si� nie�le na fizyce.
Na zmian� odpowiadali na pytania dotycz�ce ruchu ich
kapsu�y, pojawiania si� terminatora pod nimi oraz po�o�enia
i rozmiar�w obu marsja�skich ksi�yc�w.
Zachowanie si� pud�a na kapelusze by�o bardzo proste.
Jedyne okno kierowa�o si� zawsze w stron� najbli�szego
punktu na powierzchni Marsa. W zwi�zku z tym nie mo�na
by�o przez nie dojrze� �adnych gwiazd, chyba �e tarcza w
dole stawa�a si� zupe�nie czarna, ale to trwa�o bardzo
kr�tko. Dopiero w�wczas udawa�o si� dostrzec kilka jasno
�wiec�cych punkt�w.
Pod koniec pierwszego okr��enia Johann zarz�dzi�
dok�adne przeszukanie wn�trza ma�ej kapsu�y. Siostra
Vivien odkry�a spi�arni� pod ruchom� p�yt� w samym
centrum sze�ciok�tnej pod�ogi, a w niej kilka naczy� z wod�
i prawie sto nieprzezroczystych pojemnik�w w kszta�cie
walc�w o mi�kkich �ciankach. Yasina bawi� stan
niewa�ko�ci, zachowywa� si� jak dziecko, a� przypadkowo
odkry� drzwi w suficie. Otworzy� je.
- To chyba jaki� schowek - o�wiadczy�. - Widz� pe�no
p�ek z le��cymi na nich dziwnymi przedmiotami. S� bia�e i
maj� czerwone oznaczenia... Jest r�wnie� jaka� dziura,
kt�ra mog�aby doskonale pe�ni� funkcj� toalety, gdyby nie te
przekl�te kombinezony.
Na pocz�tku trzeciego okr��enia wszyscy stali si� tak nie-
spokojni, �e niemal zapomniano o rozmowach. Podniecenie
spowodowane startem ust�pi�o, a rado�� poruszania si� we
wn�trzu pozbawionej d��enia kabiny znikn�a. Przeszukano
wielokrotnie ka�dy centymetr kwadratowy pomieszczenia.
Johann siedzia� w fotelu, kiedy podesz�a do niego Anna.
- Nie, �ebym si� martwi�a albo co� takiego - powiedzia�a -
ale jak s�dzisz, przez ile czasu te skafandry utrzymaj� nas
przy �ydu?
- To wszystko s� bardaye, wersja D - odpar� Johann. -Je�li
wierzy� konstruktorom, mo�na w nich przebywa� do
osiemnastu godzin bez wymiany powietrza... My�l� jednak,
�e znacznie wcze�niej mo�esz poczu� si� g�odna czy
zm�czona.
- Czy wzi�li�my jakie� przyrz�dy, kt�re powiedzia�yby nam
cokolwiek na temat warunk�w panuj�cych w �rodku kap-
su�y? - zapyta�a.
- Niech to diabli, nie - rzek� Johann. - Przyznaj�, �e to
powa�ne niedopatrzenie z mojej strony. Przez ten po�piech
nie pomy�leli�my o szczeg�ach. - Ziewn�wszy usadowi� si�
wygodniej w fotelu. - Nie wiem, jak pozostali - doda� - ale ja
teraz zamierzam troch� si� zdrzemn��.
- Jak, u licha, m�g�by� zasn��? - zdziwi�a si� Anna. -
Przebywamy we wn�trzu orbituj�cego wok� Marsa
dziwnego statku, zbudowanego przez obcych, nie mamy
zielonego poj�-da, co si� za chwil� stanie. Nie zmru�y�abym
oka, nawet gdyby� da� mi ca�y s�oik tabletek nasennych.
- Mnie to nie przeszkadza - o�wiadczy� Johann. Jeszcze
raz ziewn�� i u�miechn�� si� do niej. - Je�eli chcesz, mo�esz
zapyta� tej kobiety, dlaczego - ci�gn��, pokazuj�c na Beat-
rice. - To przez ni� w ci�gu ostatnich dw�ch dni nie spa�em
d�u�ej ni� pi�� godzin.
Pod koniec drzemki Johanna nawiedza�y dziwne sny.
Sceny i miejsca z czas�w dzied�stwa miesza�y si� w nich z
osobami, kt�re pozna�, kiedy by� doros�y. W jednym �nie
znajdowa� si� w rodzinnym domu, w kuchni, gdzie matka
przyrz�dza�a w�a�nie obiad. Siostry Beat�ce i Vivien
rozmawia�y beztrosko z Frau Eberhardt, pomagaj�c jej
przygotowywa� Kartoffel-salat. Obie by�y ubrane w habity i
kornety swojego zakonu.
- Jakie mi�e dziewczyny, Johannie - stwierdzi�a jego mat-
ka, odci�gn�wszy go na stron�. - Ale powiedz mi, kt�ra jest
twoj� narzeczon�?
Usi�owa� wyja�ni� matce, �e Beat�ce i Vivien s� zakon-
nicami, kt�re z�o�y�y �luby wstrzemi�liwo�ci. W jego �nie
matka jednak tego nie zrozumia�a.
- Ale s� kobietami, nieprawda�? - pyta�a. - A ich zacho-
wanie wskazuje, �e obu si� bardzo podobasz.
Johann by� sfrustrowany, �e matka nie mo�e poj��, i�
Beat�ce i Vivien r�ni� si� od innych kobiet. Mia� w�a�nie
krzykn�� na ni� w swoim �nie, kiedy obudzi� si�, poczuwszy
lekki dotyk d�oni na ramieniu.
Z trudem otworzy� oczy i popatrzy� przez szyb� he�mu.
Obok niego sta�a siostra Beatrice ubrana w kosmiczny kom-
binezon. Szeroko si� u�miecha�a.
- Przepraszam, �e zak��cam ci spok�j, bracie Johannie -
powiedzia�a.
- Mam wra�enie, �e ju� kiedy� to s�ysza�em, siostro
Beatrice -odrzek� Johann. Pokr�ci� g�ow� i wzni�s� oczy ku
g�rze. - Co w�a�ciwie si� z tob� dzieje? - zapyta�. - Czy do
swoich innych obowi�zk�w do��czy�a� te� pilnowanie,
�ebym za d�ugo nie spa�?
Zdawszy sobie spraw� z tego, �e m�czyzna �artuje,
zakonnica si� roze�mia�a.
- Na to wygl�da - przyzna�a. - Chocia� mo�esz by� pe-
wien, �e robi� to pod�wiadomie.
- A wi�c o co chodzi tym razem, siostro Beatrice? - zapyta�
z emfaz� Johann. - Jakie� �wiat�a na niebie? Wi�cej pude�
na kapelusze na zachodnim p�askowy�u? A mo�e jaki�
nowy kryzys?
Spowa�nia�a.
- Spa�e�, brade Johannie, przez cztery okr��enia. W tym
czasie ja i pozostali michalici rozmawiali�my ze sob�,
medytowali�my i modlili�my si� do Boga, prosz�c o
wskaz�wki. Musisz wiedzie�, �e niekt�rzy pasa�erowie
kapsu�y niecierpliwi� si� coraz bardziej i moim zdaniem
zaczynaj� zachowywa� si� irracjonalnie.
- Zaczynaj� zachowywa� si� irracjonalnie? - powt�rzy� Jo-
hann, nie mog�c powstrzyma� chichotu. - Przecie� ju� to, co
zrobili�my przed siedmioma godzinami, by�o szczytem irrac-
jonalno�d. Nawet teraz, kiedy patrz� przez okno na Marsa i
zdaj� sobie spraw� z tego, �e nie mam poj�cia, co si�
dzieje, nadal nie mog� uwierzy� w to, �e w ko�cu
zdecydowa�em si� wej�� po tej drabince...
Nie doko�czy� zdania.
- Przy��czy�e� si� do nas, jak s�dz�, gdy� masz wiar� -
odezwa�a si� po kr�tkiej przerwie siostra Beatrice. - A przy-
najmniej mia�e� j� w tamtej chwili. Wiara, brarie Johannie,
jest pot�n� si��. - Po�o�y�a d�o� na ramieniu m�czyzny. -I
dlatego, kieruj�c si� wiar�, zamierzam zdj�� kombinezon.
- Co takiego? - zapyta�, zrywaj�c si� z fotela. - Czy dobrze
ci� zrozumia�em? Zamierzasz zdj�� kombinezon, cho� me
wiesz, jakie warunki tu panuj�? Czy zupe�nie postrada�a�
zmys�y? Zaledwie siedem godzin wcze�niej ta kapsu�a by�a
otwierana na Marsie, siostro Beatrice. W chwili startu ci�-
nienie musia�o by� zbli�one do tego, jakie panuje na tej
planecie. Czy wiesz, co si� stanie w chwili, kiedy twoje cia�o
zostanie poddane dzia�aniu ci�nienia o warto�ci sze�ciu mili-
bar�w? Ka�da cz�steczka gazu w kom�rkach twojego da�a
b�dzie chda�a rozerwa� nask�rek, �eby znale�� si� w
obszarze dzia�ania o wiele mniejszego ci�nienia. W d�gu
kilku sekund eksplodujesz i umrzesz w okropnych
cierpieniach.
Zakonnica przem�wi�a, pocz�tkowo zwraca�a si� tylko do
Johanna, ale po chwili spacerowa�a po kapsule, a jej s�owa
dociera�y do innych cz�onk�w grupy.
- W czasie mod��w dosz�am do wniosku, �e nie mia�oby
sensu, gdyby anio�owie zbudowali t� kapsu�� z my�l� o nas i
nie pomy�leli przy tej okazji o zaspokojeniu wszystkich
naszych najwa�niejszych potrzeb - m�wi�a. - Odkryli�my, �e
pod pod�og� znajduj� si� tuby z wod� pitn�, a siostra Vivien
i ja s�dzimy, �e te cylindryczne pojemniki zawieraj�
po�ywienie. Dop�ki jednak przebywamy w kombinezonach,
nie mo�emy ani napi� si� tej wody, ani te� po�ywi� si�
mann�, zes�an� niew�tpliwie przez Najwy�szego.
Jestem pewna, �e anio�owie mogli przyby� do nas ju�
dawno, gdyby chdeli, tak samo jak nie w�tpi�, �e zrobi� to w
najbli�szej przysz�o�d, ale B�g postanowi� wypr�bowa�
przedtem si�� naszej wiary. Dostarczy� nam statek
kosmiczny, by uwolni� nas od niebezpiecze�stw gro��cych
nam na Marsie, zapewni� fotele do siedzenia i wymy�lne
pasy bezpiecze�stwa, by�my nie odnie�li obra�e� podczas
startu. Czy naprawd� uwa�asz, �e nie zapewni�by nam
tak�e w�a�dwej atmosfery?
Beatrice sta�a teraz samotnie na �rodku pomieszczenia.
Jej g�os sta� si� jeszcze bardziej melodyjny i �agodny, kiedy
powiedzia�a:
- Modli�am si� do Niego, b�agaj�c, �eby zechda� pokaza�
mi, czy si� myl�. Nie zes�a� mi jednak �adnego znaku;
niczego, by wykaza�, �e jestem w b��dzie. A zatem
zamierzam udowodni� Mu, �e mam wiar�. Mam zamiar
zdj�� ten kombinezon.
- Poczekaj chwil�, siostro - odezwa� si� natychmiast
Yasin, pospiesznie podchodz�c do niej. - Je�eli chcesz,
masz prawo si� zabi�, ale nie mo�esz nara�a� przy tym
innych na �mier�. Je�eli w tym pomieszczeniu panuje
pr�nia albo tak ma�e ci�nienie, jakie mieli�my na
powierzchni Marsa, od�amki he�mu, rozerwanego wskutek
rozhermetyzowania kombinezonu, mog� si� sta�
pociskami... Mog� zrani� wszystkich pozosta�ych. Daj nam
czas, by�my mogli si� gdzie� ukry�.
Podszed�szy do Johanna, rozmawia� z nim przez chwil�. Z
pocz�tku przekonywa�, �e m�g�by uciec si� do u�yda si�y,
�eby obezw�adni� zakonnic� i w ten spos�b uniemo�liwi� jej
zdj�cie kombinezonu. Johann jednak o�wiadczy�, �e to, co
chce zrobi�, jest niepraktyczne; kombinezon zaprojektowano
bowiem w taki spos�b, �eby da�o si� go zdj�� bez trudu. Po
wewn�trznej strome szyby he�mu znajdowa�o si� nawet
urz�dzenie, kt�rego przygryzienie umo�liwia�o
rozhermetyzowanie ca�ego kombinezonu.
Yasin usi�owa� w�wczas dokona� kilku pospiesznych ob-
licze�, �eby oszacowa� pr�dko��, jak� mog� osi�gn��
od�amki he�mu Beatrice. Wkr�tce jednak on i Johann doszli
do wniosku, �e wiele w�tpliwych za�o�e� sprawia, i�
obliczenia takie nie maj� sensu.
W ko�cu obaj m�czy�ni poprosili Beatrice, by stan�a
pod jedn� z sze�du �dan pomieszczenia, i zasugerowali,
�eby wszyscy inni, zas�aniaj�c d�o�mi tylne cz�ci he�m�w,
po�o�yli si� na pod�odze jak najdalej od zakonnicy.
Us�yszawszy te wszystkie rady, siostra Vivien uzna�a za
konieczne wtr�d� si� do rozmowy.
- To absurdalne - oznajmi�a podniesionym g�osem. - Po-
patrzde na nas... Siostra Beatrice jest gotowa zaryzykowa�
�yde, by wykaza�, i� ma wystarczaj�co du�o wiary, a wy
wszyscy my�licie tylko, by nie odnie�� obra�e� od od�amk�w
he�mu. Jestem przera�ona.
Zakonnica wysz�a na �rodek pomieszczenia i stan�a u
boku swojej prze�o�onej i przyjad�ki.
- O�wiadczam, �e i ja zdejm� kombinezon -powiedzia�a. -
Musz� przyzna�, �e z dr�eniem serca, ale zdejm�.
Udowodni� wam, �e moje oddanie dla siostry Beatrice jest
silniejsze od mojego strachu.
Przez d�ug� chwil� Beatrice i Vivien patrzy�y sobie w oczy
przez szyby he�m�w, a p�niej stan�y pod �dan� pomiesz-
czenia.
- A teraz d, kt�rzy si� boj�, mog� po�o�y� si� na pod�odze
- d�gn�a Vivien. - My za� odm�wimy kr�tk� modlitw�, po
kt�rej policzymy do trzech. Na d�wi�k s�owa: �trzy"
zdejmujemy he�my.
Na pod�odze po�o�y� si� tylko Yasin. Johann sta� jak
zahipnotyzowany na �rodku kapsu�y. Obie kobiety pomodli�y
si� i policzy�y do trzech. Kiedy zwolni�y zatrzaski he�m�w, nie
sta�o si� nic strasznego. Kilka sekund p�niej oczom
wszystkich ukaza�y si� g�owy zakonnic.
Beatrice i Vivien natychmiast ukl�k�y na pod�odze.
- Dzi�kujemy, dobry Bo�e, za to, �e pokaza�e� nam, jak
wa�na jest wiara - odezwa�a si� Beatrice. - Modlimy si�,
by�my rozumia�y Ciebie coraz lepiej i �eby�my mog�y wyko-
nywa� Twoj� wol�. W imi� �wi�tego Micha�a. Amen.
Min�y dwa dni bez �adnej zmiany warunk�w Fizycznych
panuj�cych we wn�trzu statku. W tym czasie kapsu�a nadal
kr��y�a wok� Marsa, a przez okno wd�� by�o wida�
powierzchni� planety. Jedena�cioro pasa�er�w czu�o si�
jednak o wiele swobodniej. Z�o�ywszy kombinezony na
p�kach w schowku, ludzie pili wod� i jedli znajduj�ce si� w
dziwnych cylindrach po�ywienie, kt�re smakowa�o jak
surowa pszenica o zapachu podobnym do cytryny. Yasin
domy�li� si� nawet, jak korzysta� z toalety, i potem deszy�
si� jak dziecko b�d�ce w centrum zainteresowania
doros�ych, kiedy wyja�nia� to wszystkim innym cz�onkom
grupy.
Niespo�yta energia i niesamowite zapasy dobrego
humoru siostry Beatrice by�y bardzo dobrym przyk�adem dla
pozosta�ych. Nie przestawa� docina�jej tylko Yasin,
zazdrosny o szacunek, jakim darzyli j� inni, ale zakonnica
nigdy nie okaza�a ani �ladu zdenerwowania albo gniewu.
Mimo otwarde demonstrowanej wrogo�d czy zupe�nie
przejrzystych z�o�liwych uwag, Beatrice ani razu nie
odpowiedzia�a mu w ten sam spos�b.
Nie ka�dy tolerowa� derpkie uwagi Yasina tak wyrozumia-
le. Kwame Hassan i meksyka�ski technik, Fernando Gomez,
kt�rzy nigdy si� nie uczyli pacyfistycznych metod,
g�oszonych przez michalit�w, kilka razy byli bliscy rzucenia
si� na Araba z pi�ciami. Johann musia� nawet
powstrzymywa� Tanza�-czyka, kiedy podczas jakiej�
dyskusji z siostr� Vivien na temat zakonu �wi�tego Micha�a i
�lubu czysto�ci, Yasin pozwoli� sobie na szydercz�,
wulgarn� aluzj� do intymnych cz�d da�a zakonnicy.
Johann z rado�ci� obserwowa� rozw�j stosunk�w mi�dzy
pasa�erami kapsu�y. Przygl�da� si�, jak z ka�d� up�ywaj�c�
godzin� ro�nie szacunek, jakim darz� siostr� Beatrice inni
cz�onkowie grupy, nawet d nie b�d�cy michalitami.
Przypuszcza�, �e arogancja i agresywne zachowanie Yasina
ju� wkr�tce spowoduj�, �e zostanie zbojkotowany przez
pozosta�ych. I jak przysz�o�� pokaza�a, mia� racj�. Po dw�ch
dniach tylko siostra Beatrice odzywa�a si� do niego
uprzejmie.
Uwolniony od konieczno�d zajmowania si� sprawami Val-
halli, Johann odda� si� medytacjom. Z�apa� si� na tym, �e
nie mo�e przesta� my�le� o �ydu jako pewnej ca�o�d, nie
zadaj�c sobie pyta� na takie tematy, jak cel �ycia, mi�o��,
religia czy przyja��, pyta�, kt�rych nie stawia� sobie nigdy
przedtem. Od czasu do czasu zastanawia� si�, dok�d
zabierze ich to pud�o na kapelusze, w kt�rym zamieszkali,
choda� wiedzia�, �e pytanie o to nie mia�o sensu.
Dok�dkolwiek by�my poledeli - powiedzia� sobie - b�dzie to i
tak o wiele bardziej zdumiewaj�ce, ni� mog� sobie
wyobrazi�.
Kiedy w ko�cu kapsu�a zmieni�a trajektori� lotu, wszyscy
poza Satoko Hayakaw� spali. Obr�t kapsu�y i zmiana orbity
dokona�y si� w taki spos�b, �e nie zak��ci�y im wypoczynku.
Japonka spostrzeg�a zmian�, gdy podesz�a do okna, by
popatrzy� na powierzchni� Marsa. Zamiast niej zobaczy�a
jednak setki gwiazd jasno �wiec�cych na tle atramentowej
czerni nieba. Mniej wi�cej po�rodku okna by�o wida�
ja�niejsze �wiat�o, nieznacznie tylko odr�niaj�ce si� od
pozosta�ych jasnych punkt�w na firmamende.
Po pewnym czasie, gdy obudzi� si� Fernando i kiedy
Satoko pokaza�a mu tamten jasny punkt na niebie, oboje
postanowili obudzi� Johanna. Blask bij�cy od dziwnego
obiektu by� tak silny, �e dominowa� nad �wiat�em innych
gwiazd, widzianych w oknie. Johann patrzy� na� przez kilka
minut, staraj�c si�
oceni� jego pr�dko��, a potem zdecydowa� si� obudzi�
pozosta�ych.
W ci�gu nast�pnej godziny wszyscy pasa�erowie
zgromadzili si� przy oknie i patrzyli z niejak� obaw� na bia��
kul�, kt�ra z ka�d� chwil� zbli�a�a si� coraz bardziej do
kapsu�y. Sprawia�a przy tym dziwne wra�enie, jakby �y�a.
By�a bia�a, b�yszcz�ca i mia�a dwa czerwone okr�gi,
rozmieszczone symetrycznie na powierzchni g�rnej p�kuli.
Na g�rnym biegunie by�o wida� co� w rodzaju czerwonej
czapy, a wzd�u� r�wnika namalowano dwa czerwone pasy
rozdzielone wyj�tkowo denka bia�� lini�.
Dopiero jednak gdy �wiec�ca kula znalaz�a si� troch�
bli�ej, Johann i pozostali zacz�li zdawa� sobie spraw� z jej
ogromu. Dwa czerwone pasy na r�wniku pozosta�y
widoczne w �rodkowej cz�ci okna, ale najpierw
oko�obiegunowa czapa, a p�niej dwa czerwone okr�gi
przywodz�ce na my�l oczy znikn�y
poza g�rn� kraw�dzi� okna.
W �rodku kapsu�y prawie nikt si� nie odzywa�. Je�eli
nawet pad�o jakie� pytanie albo zwr�cono na co� uwag�,
najcz�ciej nie by�o komentarza. Jedena�cioro ludzi by�o
podnieconych i zarazem przera�onych, nie w�tpi�c, �e oto
patrz� na co�, na
co nie by�o dane spogl�da� �adnemu innemu
przedstawidelo-
|wi ludzkiej rasy.
', Tymczasem przez okno by�o wida� dwa czerwone pasy,
"rozdziela�a je denka bia�a linia. Ich widok przywodzi�
ludziom na my�l dziwne usta. W pewnej chwili czerwone
wargi wype�ni�y ca�e okno, ale p�niej i one znik�y poza
g�rn� i doln� kraw�dzi� okna, a ca�� woln� przestrze�
zacz�a zajmowa�
coraz szersza bia�a linia.
~ Jak wielkie jest to dra�stwo? - zapyta� Fernando, nie
adresuj�c tego pytania do jakiej� konkretnej osoby.
- Ogromne - odpar� Johann. Przez chwil� dokonywa� w
my�lach oblicze�. - Ma co najmniej dwadzie�cia pi�� kilo-
metr�w �rednicy.
- Wi�cej - stwierdzi� Yasin. - Id� z ka�dym o zak�ad, �e
ma prawie pi��dziesi�t.
- Jest wielko�d sporej asteroidy - przyzna� Johann.
Ostatnie fragmenty czerwonych warg znikn�y ca�kowicie i
przez okno by�o teraz wida� morze bieli. Tam gdzie znaj-
dowa� si� w�a�ciwy r�wnik kuli, wida� by�o drug� cienk�
ciemn� lini�.
- Czy za chwil� zderzy si� z nami? - zapyta�a Anna, nie
potrafi�c ukry� przera�enia.
- Na to wygl�da - burkn�� Yasin.
W tej samej chwili g�rna p�kula zbli�aj�cego si� obiektu
zacz�a oddziela� si� od dolnej wzd�u� widocznej przez
okno ciemnej linii. We wn�trzu powsta�ej w ten spos�b
szczeliny nie mo�na by�o jednak niczego dostrzec. Kiedy
przerwa mi�dzy obu p�kulami stawa�a si� coraz szersza,
widoczne w g�rnej i dolnej cz�ci okna bia�e pasy znikn�y
ca�kowicie. Wkr�tce za oknem zapanowa�a nieprzenikniona
ciemno��.
- Zjad�a nas - odezwa�a si� Vivien.
- Jeste�my w �rodku, nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci -
potwierdzi� Johann.
Kiedy siostra Beatrice zaproponowa�a, �e mo�e to by�
dobra chwila na zbiorow� modlitw�, nawet Yasin ukl�kn�� w
kr�gu modl�cych si� ludzi.
2
Nie zdziwi�o ich, kiedy drzwi si� otworzy�y. Rozwa�ali t�
mo�liwo�� wiele razy w czasie po�owy godziny, jak� sp�dzili,
oczekuj�c nieuniknionego. Okno za Johannem
automatycznie si� zamkn�o kilka minut po zako�czeniu
modlitwy i wszyscy naraz zacz�li m�wi�.
- Powoli, powoli! - krzykn�� Johann. - Po kolei... Tylko w
ten spos�b si� dowiemy, co ka�de z was chce powiedzie�.
Pozostali zasypali i jego, i zakonnic�, gradem pyta�, ale
�adne nie potrafi�o udzieli� na nie odpowiedzi. Beatrice trys-
ka�a optymizmem, by�a pewna, �e we wn�trzu gigantycznej
kuli nie mo�e spotka� ich nic z�ego. Johann by� ostro�niejszy
w formu�owaniu s�d�w i jak w wielu innych sytuacjach
zaleca� rozwag�.
W pewnej chwili Anna zapyta�a, czy kiedy drzwi si� ot-
worz� i wszyscy opuszcz� kapsu��, powinni zn�w za�o�y�
kosmiczne kombinezony, czy tylko mie� je ze sob�. Siostra
Beatrice powiedzia�a, �e nie musz� ich bra�, gdy� jest jasne,
i� B�g i Jego anio�owie doskonale znaj� warunki niezb�dne
ludziom do prze�ycia. Johann stwierdzi� jednak, �e zamierza
zabra� kombinezon ze sob�; nie dlatego, i� nie wierzy w
zdolno�ci Boga jako in�yniera, lecz dlatego, �e przypuszcza,
i� B�g m�g� powierzy� trosk� o tak przyziemne szczeg�y
mniej odpowiedzialnym, po�ledniejszym istotom.
P�niej drzwi si� otworzy�y. Z pocz�tku wszyscy stali jak
sparali�owani. Za drzwiami znajdowa� si� d�ugi o�wietlony
bia�y korytarz. Ko�ca korytarza nie mo�na by�o dojrze�. Po
chwili do drzwi podszed� Yasin. Trzymaj�c si� kraw�dzi,
wysun�� g�ow� i popatrzy� w g�r�.
- Nie wida� sufitu � zameldowa�. Michalici ustawili si� w
kolejce, z przodu stan�a siostra Beatrice.
- Czy jeste�my gotowi? - zapyta�a, ruszaj�c do drzwi.
Johann, Yasin i Anna wyj�li kombinezony ze schowka i
zaj�li miejsca na ko�cu kolejki.
Potem wszyscy wyszli z kapsu�y i znale�li si� w korytarzu.
Kiedy w ko�cu i Anna, ostatnia z grupy, opu�ci�a ich dotych-
czasowe pomieszczenie, drzwi kapsu�y zamkn�y si� za jej
plecami. Obejrzawszy si� za siebie, g��boko westchn�a.
- Teraz wiemy, �e mo�liwo�� powrotu nie istnieje - powie-
dzia�a.
- Nigdy nie istnia�a - przypomnia� jej Johann. Anna uj�a
go za r�k�.
- Czy tylko ja jedna jestem przera�ona? - zapyta�a.
- Au contraire - odpar�, nie mog�c powstrzyma� nerwowe-
go �miechu, - Ci, kt�rzy si� nie boj�, znajduj� si� na
pocz�tku kolejki... Czasem jednak mam w�tpliwo��, czy s�
przy zdrowych zmys�ach.
Korytarz by� bardzo d�ugi i �agodnie zakr�ca� w lewo.
Pierwsza sz�a siostra Beatrice, za ni� Vivien, dalej bracia
Ravi i Jose, potem siostra Nub�, Fernando i Satoko, a za
nimi Kwame, Yasin, i Johann z Ann�. Przez pi�� minut szli
korytarzem, pow��cz�c nogami z powodu panuj�cej
niewa�ko�ci, i nic wok� nich si� nie zmieni�o. A� wreszcie
Beatrice zarz�dzi�a kr�tki post�j, by mogli odpocz��. Ona i
Vivien pu�ci�y w obieg tub� z wod�.
- Powiedz mi, siostro, czy to wszystko wygl�da jak niebo?
- odezwa� si� Yasin, kiedy zaspokoi� pragnienie. - Czy
uwa�asz, �e w ka�dej nast�pnej minucie mo�emy stan��
oko w oko ze �wi�tym Piotrem?
Beatrice podesz�a do miejsca, w kt�rym sta� ma�y Arab.
- Panie al-Kharif-powiedzia�a. -Nie mam w g�owie �adnych
konkretnych wzorc�w, jak powinno wygl�da� niebo. Jestem
pewna, �e B�g mo�e stworzy� niebo wspanialsze i
pi�kniejsze od wszystkiego, co kiedykolwiek mog�abym
sobie wyobrazi�.
Yasin u�miechn�� si�.
- Ale to, co t y uznasz za niebo, dla mnie mo�e nie by�
nawet przyjemne. I na odwr�t. Je�eli istnieje tylko jeden
B�g, jak nam powiedzia�a�, mog� s�dzi�, �e istnieje tak�e
tylko jedno niebo. W jaki spos�b mo�e stworzy� B�g jedno
miejsce, kt�re sprawi przyjemno�� nam obojgu, nie
wspominaj�c o wszystkich innych? Czy mo�e, chc�c spe�ni�
nasze oczekiwania, prowadzi� obliczenia statystyczne
metod� najmniejszych kwadrat�w?
Roze�mia� si� z tego, jaki jest uczony, i powi�d�
spojrzeniem po innych, domagaj�c si� wyraz�w uznania dla
swojej m�dro�ci.
Beatrice podesz�a jeszcze o krok bli�ej.
- Pa�skie nieco naiwne spojrzenie na nasz� religi�
przywodzi mi na my�l jeden z kuplet�w Alexandra Pope'a -
powiedzia�a tonem przyj adelskiej pogaw�dki. - �Troch�
nauki to marnowanie znoju, pij wi�c do syta albo odst�p od
zdroju". Nie napi� si� pan jeszcze do syta, panie al-Kharif...
Niebo wed�ug wierze� chrze�cija�skich nie jest miejscem,
ale ide�. Jest obietnic�, �e dusza b�dzie �y�a na wieki w
harmonii z ca�ym wszech�wiatem, otoczona przez inne
dusze czuj�ce to samo co ona. A zatem nie ma potrzeby,
�eby pa�skie niebo by�o moim niebem. B�g mo�e stworzy�
ich tyle, ile zechce.
- Twoja wiedza o islamie jest tak samo powierzchowna,
jak moja o chrze�cija�stwie, siostro - odezwa� si� szorstko
Yasin. - Tylko dlatego, �e potrafisz wyrecytowa� kilka sur...
- Ciesz� si� bardzo na my�l, �e zechcesz powiedzie� mi
co� wi�cej o swoich pogl�dach religijnych, panie al-Kharif -
przerwa�a mu Beatrice. - Tak�e ja b�d� mog�a w�wczas
opowiedzie� d o swoich. Nie wydaje mi si� jednak, �eby
teraz by�a na to w�a�dwa pora.
Odwr�d�a si� i odesz�a, nie przestaj�c si� u�miecha�.
Stoj�cy prawie na ko�cu kolejki Johann zauwa�y� przelotny
b�ysk z�o�d w oczach Yasina. Nie lubi de, siostro - pomy�la�.
I to nie tylko dlatego, �e jeste� kobiet�, cho� z pewno�d� i
ten fakt odgrywa du�� rol�...
Ruszyli w dalsz� drog� i cz�apali korytarzem przez
nast�pne kilka minut, a� w ko�cu dotarli do wysokiego,
maj�cego
kszta�t cylindra pokoju o bia�ej pod�odze i takiej samej barwy
�cianach. W samym �rodku pomieszczenia znajdowa�y si�
dwie bia�e spiralne zje�d�alnie, z kt�rych ka�da mia�a
szeroki czerwony pas biegn�cy przez �rodek. Obie spirale
gin�y w ciemno�ciach panuj�cych pod niewidocznym
sufitem wielkiej sali. Jedyne o�wietlenie zapewnia�y lampy
znajduj�ce si� dwa metry nad pod�og� w �cianie.
W �cianie tej znajdowa�o si� wiele drzwi, szafek, skrytek i
schowk�w. Po kr�tkim badaniu ludzie odkryli dwie toalety i
du�� �azienk� z kabinami i natryskami dla trojga ludzi, a w
niej kilka bia�ych r�cznik�w z czerwonymi paskami.
Znaleziono te� jedena�cie mat do spania i dwie szafki pe�ne
jakich� ubra�, co do kt�rych nie by�o w�tpliwo�ci, �e musz�
by� czym� w rodzaju bielizny. W jednej szafce znajdowa�o
si� tak�e jedena�cie par dziwnych, bia�o-czerwonych but�w.
Pierwsza zdecydowa�a si� przymierzy� je siostra Nub�.
- Hej, popatrzcie tylko! - zawo�a�a, ale po chwili zawsty-
dzi�a si� swojego g�o�nego okrzyku. Wsta�a i zrobi�a kilka
krok�w. - S� bardzo lekkie - odezwa�a si� ju� nie tak entuz-
jastycznie. - I maj� namagnesowane podeszwy czy co�
takiego. Mo�na w nich o wiele �atwiej chodzi�.
Wszyscy chcieli wzi�� natrysk. Postanowiono, �e
pierwsze udadz� si� do �azienki kobiety, mimo �e Yasin
usi�owa� protestowa�. Kiedy pierwsza tr�jka kobiet bra�a
natrysk, Kwame i Johann podeszli do zako�czenia jednej
zje�d�alni.
- Czy s�dzisz, �e mamy si� wspina� po niej w g�r�? -
zapyta� Tanza�czyk. Johann odwr�ci� si� do niego i
u�miechn��.
- Wiem dok�adnie tyle samo co ty - odpar�. Kwame odchyli�
g�ow� i popatrzy� w g�r�.
- S�dz�, �e mo�e by� tylko jeden pow�d, dla kt�rego jest
tam tak ciemno - powiedzia�. - Kimkolwiek s� ci, kt�rzy
przywiedli nas tutaj, nie chc�, �eby�my wiedzieli, co jest pod
sufitem. A zatem m�j logiczny umys� podpowiada mi, �e nie
powinni�my wchodzi� na g�r� tej zje�d�alni.
- My�l�, �e to ma sens - przyzna� Johann.
Po przeciwnej stronie Yasin wspina� si� jednak ju� po
drugiej. Kiedy w panuj�cych ciemno�ciach by�o go ledwo
wida�, pomacha� wpatrzonym w niego innym ludziom.
- Czy s�dzi pan, �e to m�dre? - krzykn�a do niego
siostra Beat�ce, kt�ra w�a�nie sko�czy�a bra� natrysk, Yasin
wzruszy� ramionami.
- A jak my�lisz, siostro, po co to tutaj jest? - zapyta�. |
Spojrza� w g�r�, a potem wyci�gn�� i w��czy� kieszonkow� |
latark�. - Id� dalej! - oznajmi�.
Po chwili znikn�� w mroku. Pozostali ludzie widzieli tytko
od czasu do czasu promie� �wiat�a jego latarki. Po mniej
wi�cej dw�ch minutach us�yszeli jednak dobiegaj�cy z g�ry
zduszony krzyk, podobny bardziej do skowytu. Po nast�p-
nych kilku sekundach ujrzeli Yasina, kt�ry kozio�kuj�c w po-
wietrzu, lecia� ku pod�odze.
Wyl�dowa� na plecach. Nie zrobi� sobie �adnej krzywdy,
ale by�o wida�, �e straci� wiele animuszu.
- Co� schwyci�o mnie i zrzuci�o z prowadnicy - powiedzia�
do tych, kt�rzy podeszli do niego, by pom�c mu si� pod-
nie��. - Nie wiem, co to by�o ani sk�d si� wzi�o, ale by�o
bardzo silne.
- Jak tam jest w g�rze? - zapyta� go Johann.
- Zje�d�alnie ci�gn� si� bez ko�ca - o�wiadczy� Yasin. -
Dotar�em na wysoko�� pi��dziesi�ciu, a mo�e
sze��dziesi�ciu metr�w i wszystko nade mn� wygl�da�o tak
samo jak pode mn�. Nawet �ciany...
- Pos�uchajcie! - odezwa� si� nagle brat Ravi. - Czy s�yszy-
cie ten odleg�y hurkot?
Wszyscy umilkli. Od strony niewidocznego sufitu
dochodzi� jaki� �oskot, z ka�d� chwil� przybieraj�cy na sile.
Nietrudno by�o si� domy�li�, �e co� opuszcza si� po jednej
albo obu prowadnicach. Kiedy dziwny d�wi�k nasili� si� i sta�
wyra�-niejszy, Johann i Yasin stwierdzili, �e jest to odg�os
metalu tr�cego o inny metal.
Dwa identyczne wehiku�y wype�nione pojemnikami z po�y-
wieniem i wod� pojawi�y si� r�wnocze�nie i znieruchomia�y
na zako�czeniach obu zje�d�alni. Mia�y kszta�t
prostopad�o�den-nej szuflady barwy bia�ej z czerwonymi
znakami na bocznych �cianach. Porusza�y si� na k�kach
�lizgaj�cych si� po szynach, zamocowanych po bokach
ka�dej prowadnicy. W jednym znajdowa�o si� osiem du�ych
naczy� z wod�, a w drugim czterdzie�ci cztery cylindry
zawieraj�ce �ywno�� i u�o�one
w stosy po jedena�cie cylindr�w w ka�dym. Kiedy ludzie
wyj�li zawarto�� z szuflad, dziwaczne wehiku�y odjecha�y w
g�r�.
- Cholera - zakl�� Yasin, obserwuj�c, jak znika drugi. -
Chcia�em przyjrze� si� im dok�adniej. - Ujrzawszy nadcho-
dz�c� Beatrice, mrugn�� porozumiewawczo do Johanna. -
By zobaczy�, jakimi in�ynierami s� bo�y anio�owie - doda�.
- Jestem pewien, �e doskona�ymi - odpar� Johann. - Przy-
najmniej s�dz�c po tym, co widzieli�my do tej pory.
Johann le�a�, ale nie zd��y� jeszcze zasn��, kiedy
podszed� do niego Kwame.
- Czy nie jeste� zbyt zm�czony, �eby ze mn� porozma-
wia�? - poprosi�. Johann usiad�.
- Co de gryzie? - zapyta�.
Ma�y Tanza�czyk kucn�� obok maty Niemca.
- Jak s�dzisz, co w�a�ciwie si� tutaj dzieje? - powiedzia�
p�g�osem. - Czy mo�liwe, �e te dziwne bia�e wst�gi nas
porwa�y?
- Nie wiem nic wi�cej opr�cz tego, �e zostali�my zabrani
na przeja�d�k� statkiem kosmicznym nale��cym do o wiele
bardziej od nas zaawansowanej technicznie cywilizacji i
znale�li�my si� w tej gigantycznej kuli z jakiego� nie
znanego nam powodu... Zgadzam si� z siostr� Beatrice, �e
pud�o na kapelusze zaprojektowano z my�l� o nas, ale nie
mam poj�cia ani dlaczego, ani co teraz si� z nami stanie.
- Ale kim s� d obcy? - nalega� Kwame. - Sk�d przybyli?
Czego chc� od nas? Co robili na Marsie? Czy mog� mie�
jaki� zwi�zek z tym kosmicznym statkiem zwanym Ram�,
kt�ry odwiedzi� nasz uk�ad s�oneczny przed czternastu laty?
Johann u�miechn�� si�.
- Jak zwykle, Kwame, zadajesz same najwa�niejsze pyta-
nia - stwierdzi�. - Obawiam si� jednak, �e nie mam na nie
�adnej odpowiedzi.
- Ale co z nami teraz b�dzie? - zapyta� Tanza�czyk. - Czy
nie s�dzisz, �e mog� nas wszystkich p�niej zabi�?
Dlaczego mieliby troszczy� si� o nas bez ko�ca?
Johann po�o�y� si� zn�w na macie.
- Moim zdaniem - powiedzia� - cokolwiek z nami zrobi�,
normalne �yde, jakie kiedy� wiedli�my, nale�y nieodwo�alnie
do przesz�o�d... Nawet gdyby mieli jutro odstawi� nas na
Ziemi� i wysadzi� mnie w Berlinie, a ciebie w Dar es-
Salaam, �aden z nas nie b�dzie m�g� ju� nigdy prowadzi�
normalnego �yda w tamtym �wiecie. Przekroczyli�my pewn�
granic�, Kwame... Do�wiadczyli�my czego�, co
psychologowie okre�laj� mianem prze�ycia rujnuj�cego
dotychczasowe �yde.
Obok nich wyr�s� nagle Yasin.
- Jezu, Asie - powiedzia�. - Nie mia�em poj�da, �e jeste�
takim filozofem... Przyszed�em jednak, bo chc� pogada� z
tob� o czym� innym. Chodzi mi o t� zwariowan� zakonnic�.
Wygl�da na to, �e mianowa�a siebie przyw�dczyni� ca�ej
naszej cholernej grupy. Musimy po��czy� si�y i pokaza�,
gdzie naprawd� jest jej miejsce.
- Mo�e b�dzie d trudno w to uwierzy�, Yasinie - zacz��
Johann - ale wcale mi nie przeszkadza ani siostra Beatrice,
ani to, jak� pe�ni funkcj�. Mo�liwe, �e nie zgadzam si� z jej
pobudkami ani wyd�ganymi przez ni� wnioskami, ale z dru-
giej strony uwa�am, �e jest uzdolniona i inteligentna. A poza
tym, absolutnie niestrudzona.
- Mimo to, bez wzgl�du na to, jak jest uzdolniona, dra�ni
mnie, �e wszyscy musimy s�ucha� rozkaz�w jakiej� religijnej
fanatyczki - upiera� si� Arab.
- Dobranoc, Yasinie - odrzek� Johann. - Dobranoc, Kwa-
me.
Bia�a wst�ga pojawi�a si� w ich sali w nocy, kiedy wszyscy
spali. Przez ca�y dzie� pozostawa�a dok�adnie w tym samym
miejscu, w pobli�u dw�ch spledonych ze sob� �lizgowych
prowadnic, unosz�c si� o jaki� metr nad g�owami ludzi. Jej
obecno�� wyra�nie wszystkich deprymowa�a. Rozmawiano
o wiele mniej i po cichu, niemal szeptem. Ludzie bardzo
uwa�ali na to, co m�wi� i robi�, maj�c wra�enie, �e wst�ga
rejestruje jako� ich zachowanie.
Anna Kasper sp�dzi�a wi�ksz� cz�� dnia w toalecie lub
pod prysznicem, pr�buj�c ukrywa� si� przed dziwaczn�
wst�g�.
Nie chcia�a ani jej widzie�, ani nawet my�le� o niej. Kiedy po
d�u�szym czasie wysz�a z �azienki, ustawicznie wpatrywa�a
si� w pod�og�.
Obcy przybysz wyra�nie fascynowa� dch� japo�sk�
piel�gniark�, Satoko Hayakaw�, Zachowywa�a si�, jakby
bia�a wst�ga j� zahipnotyzowa�a. Przez kilka godzin
Japonka sta�a tak blisko niej, jak mog�a, �ledz�c
spojrzeniem poruszaj�ce si� w jej obr�bie indywidualne
cz�stki. P�niej nawet zacz�a p�g�osem m�wi� co� do
wst�gi, a w pewnej chwili wybuch-n�a histerycznym
p�aczem. Nawet Fernando, jej narzeczony, nie umia� jej
pocieszy�.
- Zabije nas - powtarza�a w k�ko. - Jestem pewna, �e nas
zabije.
Kiedy p�nym wieczorem o�wietlenie niemal zupe�nie
zgas�o, wszyscy byli w ponurych nastrojach. Kilkoro
cz�onk�w ich grupy bez s�owa wyci�gn�o si� na matach.
Siostry Beatrice i Vivien podesz�y do Johanna.
- Mo�e wszyscy poczuliby si� troch� ra�niej - zacz�a
Beatrice - gdyby�my opowiedzieli im o swoich poprzednich
spotkaniach z tymi drobinami.
Johann przez kilka chwil zastanawia� si� nad jej
propozycj�.
- Nie s�dz� - powiedzia� w ko�cu. - Pami�taj, �e wszystkie
tamte spotkania wydarzy�y si� w miejscach, kt�re wydawa�y
si� nam znajome. Rzecz jasna, uznali�my �wietliste cz�stki
za dziwne, ale wszystko inne, co nas otacza�o, nie budzi�o
uczucia strachu... A teraz najbardziej przera�a nas i
obecno�� wst�gi, i �wiadomo��, �e jeste�my zagubieni w
obcym, nieznanym �wiecie.
Beatrice obdarzy�a go u�miechem.
- Poddaj� si� - o�wiadczy�a z o�ywieniem. - Bardzo chcia-
�abym jednak zrobi� co�, �eby wszyscy poczuli si� cho�
troch� pewniej... Wygl�da na to, �e ju� nawet moje modlitwy
nie skutkuj�.
- Mo�e powinna� za�piewa� - zasugerowa� Johann. - Nie
mog� si� wypowiada� w imieniu innych, ale wiem, �e mnie
doda�oby to otuchy.
- To wspania�y pomys�, siostro Beatrice - popar�a go en-
tuzjastycznie Vivien. - To z pewno�ci� pomog�oby nam ode-
rwa� my�li od naszych zmartwie�.
- Ale co mia�abym za�piewa�? - zapyta�a Beatrice, marsz-
cz�c brwi pod kraw�dzi� kornetu.
- Co� lekkiego, najlepiej nie zwi�zanego z religi� - rzek�
Johann. - Czy nie wspomina�a�, �e kiedy�, zanim wst�pi�a�
do zakonu, �piewa�a� w wielu popularnych musicalach?
Wybierz jaki� ulubiony. Je�li chcesz, mo�e by� nawet
Disney, pod warunkiem, �e za�piewasz co� lekkiego.
- No, nie wiem - odpar�a Beatrice, przez chwil� nie wie-
dz�c, co powiedzie�. Johann podni�s� si� z maty, a potem
trzy razy klasn��
w d�onie.
- Prosz� wszystkich o uwag� - powiedzia�. - Za chwil�
czeka nas prawdziwa duchowa uczta. Zanim udamy si� na
spoczynek, siostra Beatrice za�piewa nam kilka piosenek.
Kilka os�b wznios�o niepewne okrzyki rado�ci. Oczy
wszystkich skierowa�y si� na kobiet�.
- Jeszcze mnie popami�tasz, bracie Johannie - odezwa�a
si� z u�miechem zakonnica, a potem powt�rzy�a to samo
londy�sk� ^gwar�: - Jeszcze mnie popami�tasz, bracie
Johannie.
�piewa�a przez p� godziny. Zacz�a od utwor�w
pochodz�cych z naj �wietniej szego okresu
dwudziestowiecznych komedii muzycznych, a potem
za�piewa�a kilka lepszych piosenek z musicali popularnych
w po�owie dwudziestego pierwszego wieku; z czas�w, kiedy
ten gatunek rozrywki prze�ywa� drug�
m�odo��.
Nastr�j w sali zdecydowanie si� poprawi�. Nawet niewyso-
ka Satoko wygl�da�a, jakby w ko�cu wyrwa�a si� z przy-
gn�bienia. Tak�e siostra Vivien z ka�d� nast�pn� piosenk�
stawa�a si� coraz bardziej radosna i o�ywiona.
- Za�piewaj teraz co� z �Upiora", B - poprosi�a, kiedy
siostra Beatrice sko�czy�a �piewa� tytu�ow� piosenk� z
musicalu politycznego �Gorbaczow".
�Upi�r z opery" nale�a� do ulubionych musicali Johanna.
Zachwyca�a si� nim zreszt� wi�kszo�� ludzi na ca�ym
�wiecie, dzi�ki czemu wznawiano go regularnie co jaki�
czas przez ca�e sto pi��dziesi�t lat od dnia premiery.
Johann widzia� jego wystawienie tylko raz, w czasie studi�w
na uczelni; w�wczas jednak rozczarowa�a go m�oda kobieta
graj�ca rol� Christine, kt�ra nie potrafi�a wyci�gn�� kilku
wyj�tkowo wysokich
d�wi�k�w. Beat�ce za�piewa�a najpierw �My�l o mnie", a
potem �Anio�a muzyki" tak czysto i bezb��dnie, �e jej g�os
przyda� dobrze znanym piosenkom nowego blasku. Johann
przypomnia� sobie, �e kiedy w Mutchville po raz pierwszy
us�ysza� �piewaj�c� Beatrice, wykonywa�a te same dwie pio-
senki z �Upiora". Teraz wi�c, kiedy sko�czy�a, wyprzedzi� o
sekund� innych, wznosz�c entuzjastyczne okrzyki. Beat�ce
wyci�gn�a r�ce do niego i siostry Vivien.
- Czy mogliby�my teraz uj�� si� za r�ce? - poprosi�a.
Kiedy wszyscy utworzyli kr�g i uj�li si� za r�ce, Beat�ce
odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a na wst�g�,
- Udowodnijmy naszemu go�ciowi - powiedzia�a - �e
umiemy si� zjednoczy� i nie ba� niczego, co mo�e si� nam
jeszcze zdarzy�.
B�ogos�awiona niech b�dzie wi�, kt�ra nas ��czy - za-
�piewa�a. - Kt�ra jednoczy w braterskiej mi�o�ci nasze
serca... Wsp�lnota wszystkich, tak samo my�l�cych ludzi
�wiata...
Johann, czuj�c w swojej d�oni ciep�� d�o� zakonnicy, deli-
katnie j� u�cisn��. Beat�ce odwzajemni�a ten u�cisk na znak
przyja�ni, ale Johann odczu� to tak, jakby ca�e jego cia�o
przeszy�a b�yskawica.
Nast�pnego dnia obecno�� wst�gi ju� tak bardzo ludzi nie
razi�a. Nikt nie by� nawet wystraszony, kiedy wst�ga zacz�a
si� przemieszcza�, jakby chcia�a pods�ucha�, o czym roz-
mawiaj�.
- Chlusn��em na ni� wod� - pochwali� si� wszystkim Kwa-
me, kiedy dziwna formacja bia�ych cz�stek postanowi�a
towarzyszy� mu w czasie brania natrysku. Roze�mia� si�. -
Zacz�a si� wygina� i otrz�sa� jak pies, kiedy wyjdzie z
wody.
Fernando i brat Jose ca�kiem �wiadomie zatrzymali si� w
miejscu, nad kt�rym unosi�a si� wst�ga, i wdali si� w d�ug� i
o�ywion� dyskusj� po hiszpa�sku.
- Ciekaw jestem, co z tego zrozumia�a -powiedzia�, rado�-
nie si� u�miechaj�c Fernando, kiedy relacjonowa� to p�niej
swojej narzeczonej.
Nikt nie zauwa�y�, kiedy z korytarza, kt�rym przyszli,
wy�oni� si� �niegowy ba�wan. Siostra Vivien, kt�ra dostrzeg�a
go pierwsza, wyda�a kr�tki, zduszony krzyk i pokaza�a go
pozosta�ym. W wielkiej cylindrycznej sali zapad�a
natychmiast g�ucha cisza. Johann rozmawia� z bratem
Ravim o spowodowanych przez kryzys strasznych
warunkach �yda w po�udniowych rejonach Indii. Na widok
ba�wana poczu�, jak jego serce przeszy� skurcz b�lu.
Dziwny stw�r wygl�da� dok�adnie tak samo jak te, z kt�ry-
mi Johann i Kwame spotkali si� w korytarzach wykutych
g��boko pod powierzchni� marsja�skiego podbiegunowego
lodowca. Sk�ada� si� z dw�ch du�ych bia�ych ku�, kt�re
pozbawione by�y czerwonych ozd�b i sta�y jedna na drugiej.
Dolna, troch� wi�ksza, spoczywa�a na bia�ej p�ycie zaopat-
rzonej w czerwone k�ka. Ba�wan sta� nieruchomo prawie
przez minut�, a potem potoczy� si� powoli w stron� ludzi.
Jakby tylko czekaj�c na ten znak, bia�a wst�ga opad�a i
znieruchomia�a w pobli�u zako�czenia jednej zje�d�alni.
Kiedy ba�wan znalaz� si� o jakie� dziesi�� metr�w od
najbli�szego cz�owieka, �rodkowa cz�� g�rnej kuli
konwulsyj-nie zadr�a�a i wy�oni� si� z niej d�ugi cienki
wyrostek, zako�czony dwoma palcami i bardzo grubym
kciukiem. Kiedy stw�r toczy� si� w stron� ludzi, wszyscy
odruchowo cofn�li si� pod przeciwn� �cian�. Ba�wan
skierowa� si� prosto ku siostrze Beat�ce, kt�ra nawet nie
usi�owa�a przed nim uciec.
Dziwny stw�r owin�� wyrostek wok� przedramienia za-
konnicy i zacz�� �agodnie ci�gn�� j� w stron� tej zje�d�alni,
obok kt�rej zawis�a bia�a wst�ga. Siostra Beat�ce si� nie
opiera�a. Johannowi wyda�o si� jednak, �e widzi, jak wargi
kobiety poruszaj� si� w bezg�o�nej modlitwie.
Ba�wan uwolni� r�k� zakonnicy, gdy znalaz�a si� pod wst�-
g�, a potem potoczy� si� zn�w w stron� zbitej w stado grupy
ludzi. Tym razem wybra� Johanna. M�czyzna drgn��, kiedy
poczu� silny uchwyt bia�ych palc�w na przedramieniu, ale
tak�e nie pr�bowa� si� opiera�. Czu�, �e ba�wan chce
zaci�gn�� go w to samo miejsce, w kt�rym sta�a teraz
siostra
Beat�ce. Kiedy znalaz� si� u jej boku, bia�a wst�ga zacz�a
si� unosi�
w pobli�u wij�cej si� zje�d�alni. Dziwny stw�r pu�ci� r�k�
m�czyzny i skierowa� d�ugi wyrostek do g�ry, jakby chcia�
pokaza� wznosz�c� si� wst�g�.
- Przypuszczam, �e oznacza to, i� mamy si� teraz wspi-
na� - odezwa�a si� ochoczo siostra Beatrice.
- Ja te� tak my�l� - odpar� Johann, staraj�c si� walczy� z
przenikaj�cymi jego da�o na przemian falami przera�enia i
paniki.
Beatrice pierwsza zacz�a wspina� si� po zje�d�alni. Po
chwili Johann pod��y� za ni�. Kiedy znale�li si� o kilka
metr�w wy�ej ni� pozostali, do zako�czenia zje�d�alni pod-
bieg� Yasin. Wymin�wszy stoj�cego tam �niegowego
ba�wana, chcia� tak�e zacz�� wchodzi�. Obcy stw�r
pochwyci� go jednak i trzyma� w u�cisku.
- Przesta�! - zawo�a� Arab. - Mo�esz zrobi� mi krzywd�!
Kiedy ba�wan go pu�ci�, Yasin wspi�� si� do miejsca, w
kt�rym na chwil� si� zatrzymali siostra Beatrice i Johann.
Tors ba�wana ponownie konwulsyjnie zadr�a� i po chwili
bia�y wyrostek sta� si� ponad dwukrotnie d�u�szy. Tym
razem uni�s� Yasina jak pi�rko i rzuci� w stron� pozosta�ych
ludzi. Zdumiony Arab przekozio�kowa� kilka razy po
pod�odze, zanim zatrzyma� si� u st�p Kwamego.
Wst�ga, kt�ra w tym czasie wisia�a nieruchomo, zn�w
zacz�a si� unosi�. �niegowy ba�wan ponownie skierowa�
wypustk� do g�ry i Johann z siostr� Beatrice podj�li wspina-
czk� w nieznan�, mroczn� przysz�o��.
3
�lizgowa prowadnica owija�a si� wok� swojej bli�niaczej
siostry wiele razy. Beatrice i Johann 'dotarli wkr�tce na tak�
wysoko��, �e spogl�daj�c w d�, nie widzieli �wiat�a docho-
dz�cego z cylindrycznej sali. Jedyny blask promieniowa�
teraz od towarzysz�cej im �wietlistej wst�gi. Dobrze chocia�,
�e nie ma grawitacji - pomy�la� Johann, kiedy min�o
dwadzie�cia minut takiej wspinaczki.
- No c�, bracie Johannie - odezwa�a si� troch�
zadyszana, ale wci�� id�ca przodem siostra Beatrice. -
Ciekawa jestem, jakie jeszcze cuda chowa dla nas w
zanadrzu B�g.
Zar�wno jej urywany oddech, jak i zgarbiona postawa
�wiadczy�y, �e zaczyna m�czy� si� t� wspinaczk�. Przez
ca�y czas szli dosy� szybko.
- Przypuszczam, �e nikt nie b�dzie si� sprzeciwia�, gdy na
chwil� si� zatrzymamy - odpar� Johann. - Dlaczego nie mieli-
by�my odpocz��?
- To �wietny pomys� - odwr�ciwszy si�, powiedzia�a za-
konnica.
Sta�a teraz zwr�cona przodem w jego stron�. Z pocz�tku
�wietlista wst�ga znajdowa�a si� tu� za ni�, tak �e Johann
nie m�g� widzie� ani jej oczu, ani wyrazu twarzy. Przesun��
si� lekko na bok, a i Beatrice zrobi�a to samo.
- Nie s�dzisz, �e to fantastyczne? - zapyta�a. - Czy kiedy
by�e� dzieckiem, �ni�o d si�, �e m�g�by� prze�y� co� po-
dobnego?
Johann przygl�da� si� jej twarzy, ale nie ujrza� na niej
najmniejszej oznaki strachu.
- Czy ty nigdy si� nie boisz, siostro? - zapyta�. - Chodzi o
to, �e znale�li�my si� we wn�trzu gigantycznej kuli, w jakim�
dziwnym �wiecie stworzonym przez istoty dysponuj�ce nie-
ograniczonymi mo�liwo�ciami. Wspinamy si� w
ciemno�ciach po nie ko�cz�cej si� zje�d�alni ku nie
znanemu celowi, a ty zachowujesz si� tak, jakby� by�a w
weso�ym miasteczku albo na wycieczce.
Zakonnica obdarzy�a go promiennym u�miechem.
- Hej - powiedzia�a. - To jest ca�kiem przyjemne... Dopiero
teraz wiem, jakie to uczucie, kiedy jest si� takim wysokim jak
ty.
Johann pokr�ci� g�ow� i z rezygnacj� uni�s� r�ce.
Siostra Beatrice si� roze�mia�a.
- Nie przejmuj si� tak, bracie Johannie - powiedzia�a. -
Zobaczysz, �e wszystko si� dobrze sko�czy. Na tym w�a�nie
polega wiara. Kiedy z�o�ysz sw�j los w r�ce Boga i
przyjmiesz to, czym chce de obdarowa�, sko�cz� si�
wszystkie twoje troski i zmartwienia. Que sera. sera.
Znajdziesz w�wczas czas nawet na to, by w�cha� r�e.
Albo cieszy� si� wspinaczk� po wij�cej si� zje�d�alni
zbudowanej przez anio��w bo�ych... albo, je�eli wolisz,
przez obcych.
- Aha - rzek� Johann. - Wi�c i ty uwa�asz w ko�cu za
mo�liwe, �e to wszystko zosta�o zbudowane przez istoty
pozaziemskie?
- Oczywi�cie, bracie Johannie - odpar�a. - Ale to naprawd�
nie ma znaczenia. Obcy czy anio�owie. I jedni, i drudzy
zostali stworzeni przez Boga. A ja nawet nie chc� udawa�,
�e rozumiem Jego metody.
Johann zamy�li� si� na chwil�.
- Masz gotow� odpowied� na wszystko - powiedzia�.
- Ja nie - odrzek�a przekornie siostra Beatrice. - Ale B�g
ma... A teraz, czy nie powinni�my rusza� w dalsz� drog�?
Nasz przewodnik wygl�da na zaniepokojonego.
Unosz�ca si� nad nimi wst�ga wyra�nie dr�a�a, skr�caj�c
si� na ko�cach i ta�cz�c w powietrzu. Zacz�li si� zn�w
wspina�.
Zanim dotarli do ko�ca spiralnej prowadnicy, przebyli trzy
czy cztery kilometry. Oboje byli bardzo zm�czeni. S�dz�c po
tym, co widzieli, znale�li si� w ogromnym, pozbawionym
sufitu pomieszczeniu. Pod�oga by�a nadal bia�a. �dan nie
da�o
si� zobaczy�.
Pod��aj�c za wst�g� przez nast�pne pi�� czy sze��
minut, doszli do kana�u o szeroko�d oko�o trzydziestu
metr�w. Wst�ga zatrzyma�a si� nad wartko p�yn�c� wod�.
Na brzegu, o kilka metr�w na prawo od nich, le�a�y dwie
maty, dok�adnie takie same jak te, na kt�rych spali w
cylindrycznej sali, dwie tuby z