7710

Szczegóły
Tytuł 7710
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7710 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7710 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7710 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gentry Lee Rama 6 Dom w przestworzach 1 We wn�trzu kosmicznej kapsu�y przez kilka chwil po za- mkni�ciu drzwi panowa�a nieprzenikniona ciemno��. P�niej zapali�o si� dwana�cie ma�ych lamp umieszczonych w pod- �odze, po dwie wzd�u� ka�dego boku sze�ciok�ta. Pod ka�d� z pi�ciu solidnie wygl�daj�cych �cian siedzia�o dwoje ludzi, tylko fotel Fernanda ustawiono przy tej samej �cianie, w kt�rej znajdowa�y si� drzwi wej�ciowe. Wszystko zacz�o si� dzia� bardzo szybko. Kilka sekund po zapaleniu �wiate� Johann poczu�, jak jakie� ta�my opasuj� g�rn� cz�� he�mu, pier� i uda, unieruchamiaj�c go w fotelu. W s�uchawkach us�ysza� kilka okrzyk�w strachu, ale zag�uszy� je ryk dochodz�cy spod pod�ogi. Zorientowa� si�, �e lec� z du�ym przyspieszeniem. Czu� si� tak, jakby jaka� nieziemska si�a stara�a si� wy�upi� mu oczy. Zobaczy�, �e siedz�ca po przeciwnej stronie siostra Beatrice mocuje si� z ta�mami. Po kilku chwilach uwolni�a r�ce i z�o�y�a d�onie do modlitwy. Po up�ywie nieca�ej minuty przeci��enie zn�w wr�ci�o do normy. Kiedy ta�my opasuj�ce jego da�o pu�ci�y i schowa�y si� w kapsule, fragment �ciany nad g�ow� odsun�� si� na bok, ods�aniaj�c wysokie, chocia� w�skie okno. Okaza�o si�, �e kapsu�a w kszta�cie pud�a na kapelusze szybuje trzydzie�ci kilometr�w nad powierzchni� Marsa i z ka�d� chwil� wznosi si� coraz wy�ej. Kopu�y Valhalli nie mo�na by�o ju� dojrze�, ale widok szalej�cej piaskowej burzy, kt�ra teraz obj�a zasi�giem dwie trzecie planety, zapiera� dech w piersiach. - No c�, Asie - odezwa� si� Yasin, kiedy sta�o si� jasne, �e nikt inny nie chce tego zrobi� pierwszy. Wsta� z fotela i stan�� obok Johanna, wygl�daj�c przez okno. - Jak s�dzisz, dok�d lecimy? - Nie mam poj�cia - odpar� zapytany. Spogl�da� na ogromne, wiruj�ce chmury marsja�skiego py�u, przes�aniaj�ce w tej chwili niemal ca�� planet�. My�la� o Narongu i o tym, jaka walka o przetrwanie czeka wkr�tce Valhall�, plac�wk�, kt�rej by� dyrektorem. B�d� co b�d� opu�ci�o j� jedena�cioro cz�onk�w dotychczasowej za�ogi. - Nie martw si�, dadz� sobie rad� - powiedzia� Yasin, jakby umia� czyta� w my�lach. - Maj� o jedena�cie g�b mniej do wykarmienia... A ten tw�j zast�pca, Narong, te� ma �eb nie od parady. - Bracie Johannie - odezwa�a si� Beatrice, staj�c po jego lewej r�ce i patrz�c przez okno. - Zamierzamy si� pomodli�, �eby podzi�kowa� Bogu za ratunek. Czy nie chcia�by� pomodli� si� razem z nami? - Do jakiego boga chce si� siostra modli�? - zapyta� Yasin. -Do chrze�cija�skiego, do Allacha, czy mo�e do jakiego� innego? Siostra Beat�ce odwr�ci�a si� i spojrza�a na Araba. - Panie al-Kharif - odezwa�a si� do mikrofonu he�mu. - Jeszcze me zostali�my sobie formalnie przedstawieni. Jestem siostra Beatrice z zakonu �wi�tego Micha�a... - Wiem dobrze, kim siostra jest - przerwa� jej szorstko Yasin. - Jest siostra s�awna, a mo�e nies�awna, na ca�ym Marsie. Do diab�a, nawet w Alcatraz mieli�my do czynienia z par� waszych b�azn�w. - Panie al-Kharif - ci�gn�a Beatrice, nie zwracaj�c uwagi na szyderczy ton odpowiedzi Araba. - Cz�onkowie naszego zakonu wierz�, �e istnieje tylko jeden B�g. I to me tylko dla wszystkich ludzi, ale dla ca�ego wszech�wiata. Nie ma naj- mniejszego znaczenia, czy nazywamy go Allachem, Jehow� czy jeszcze inaczej. Liczy si� tylko cze��, jak� mu oddajemy, oraz mi�o�� i szacunek wzgl�dem bli�nich... Za chwil� z��czymy si� w dzi�kczynnej modlitwie, kt�ra ma stanowi� wyraz naszej pokory w obliczu oczywistego cudu, jaki sta� si� naszym udzia�em. Byliby�my wi�c zachwyceni, gdyby zechcia� pan przy��czy� si� i modli� z nami. Widoczna za oknem tarcza Marsa zmniejsza�a si� z ka�d� chwil�. Po raz pierwszy od momentu startu by�o wida� ca�� planet�. Jej powierzchni� skrywa�y jednak chmury wznoszonego przez burz� py�u, tak �e mo�na by�o zobaczy� jedynie okolice bieguna p�nocnego i wierzcho�ek Mount Olympus. Ca�� reszt� spowija� gro�ny, rdzawobr�zowy ca�un wiruj�cego piasku. Yasin i Johann nie odrywali oczu od planety widocznej w dole, pod kapsu��. - Dobry Bo�e - us�yszeli nagle s�owa zaczynaj�cej modlit- w� Beatrice. Odwr�cili si�, by ujrze� pozosta�ych dziewi�cioro cz�onk�w grupy, kl�cz�cych ze z�o�onymi r�kami na �rodku sze�ciok�tnej pod�ogi. - Co ty wyprawiasz, Hassanie? - odezwa� si� ostro Yasin. - Jeste� przecie� muzu�maninem, a nie chrze�cijaninem. Kwame kl�cza� mi�dzy siostr� Vivien a siostr� Nub�. - W tej chwili, Yasinie, ta r�nica nie wydaje mi si� szczeg�lnie wa�na - powiedzia� Tanza�czyk. - A teraz, je�eli pozwolisz, chcieliby�my kontynuowa� mod�y. Johann odszed� od okna i ukl�kn�� obok siostry Beatrice, kt�ra odwr�ci�a g�ow� i u�miechn�a si� do niego. - Dobry Bo�e... - zacz�a po raz drugi. - No dobra, siostro - przerwa� jej Yasin, stanowczo chc�c mie� ostatnie s�owo. - Zgodz� si� wzi�� udzia� w waszych mod�ach, ale tylko pod jednym warunkiem. Czy nie mo�esz w modlitwie wyrecytowa� jakiej� sury z Koranu? - Oczywi�cie, panie al-Kharif - bez wahania odpar�a siost- ra Beatrice. - Prawd� m�wi�c, mia�am zamiar od niej zacz��. Gestem zaprosi�a Yasina do zaj�cia jedynego wolnego miejsca w kr�gu kl�cz�cych ludzi. - Czy teraz zechcesz si� do nas przy��czy�? - zapyta�a. Yasin nieporadnie ukl�kn��. - Dobry Bo�e - odezwa�a si� Beatrice. - Chcieliby�my za- cz�� nasz� modlitw� dzi�kczynn� za Twoj� mi�o�� do nas i okazane nam mi�osierdzie od s��w sury ze sto dwunastego rozdzia�u Koranu: Przyznajcie, �e On jest Jedynym Bogiem... Ka�de okr��enie oko�omarsja�skiej orbity zajmowa�o im oko�o siedemdziesi�ciu minut. Poniewa� rozmiary widocznej w dole planety nie ulega�y prawie �adnym zmianom, Johann doszed� do wniosku, �e ich orbita musi mie� kszta�t zbli�ony do ko�owego. W czasie pierwszego okr��enia ka�dy pasa�er kapsu�y sp�dzi� chocia� kilka minut przy oknie. Johann i Yasin byli jedynymi znaj�cymi si� nie�le na fizyce. Na zmian� odpowiadali na pytania dotycz�ce ruchu ich kapsu�y, pojawiania si� terminatora pod nimi oraz po�o�enia i rozmiar�w obu marsja�skich ksi�yc�w. Zachowanie si� pud�a na kapelusze by�o bardzo proste. Jedyne okno kierowa�o si� zawsze w stron� najbli�szego punktu na powierzchni Marsa. W zwi�zku z tym nie mo�na by�o przez nie dojrze� �adnych gwiazd, chyba �e tarcza w dole stawa�a si� zupe�nie czarna, ale to trwa�o bardzo kr�tko. Dopiero w�wczas udawa�o si� dostrzec kilka jasno �wiec�cych punkt�w. Pod koniec pierwszego okr��enia Johann zarz�dzi� dok�adne przeszukanie wn�trza ma�ej kapsu�y. Siostra Vivien odkry�a spi�arni� pod ruchom� p�yt� w samym centrum sze�ciok�tnej pod�ogi, a w niej kilka naczy� z wod� i prawie sto nieprzezroczystych pojemnik�w w kszta�cie walc�w o mi�kkich �ciankach. Yasina bawi� stan niewa�ko�ci, zachowywa� si� jak dziecko, a� przypadkowo odkry� drzwi w suficie. Otworzy� je. - To chyba jaki� schowek - o�wiadczy�. - Widz� pe�no p�ek z le��cymi na nich dziwnymi przedmiotami. S� bia�e i maj� czerwone oznaczenia... Jest r�wnie� jaka� dziura, kt�ra mog�aby doskonale pe�ni� funkcj� toalety, gdyby nie te przekl�te kombinezony. Na pocz�tku trzeciego okr��enia wszyscy stali si� tak nie- spokojni, �e niemal zapomniano o rozmowach. Podniecenie spowodowane startem ust�pi�o, a rado�� poruszania si� we wn�trzu pozbawionej d��enia kabiny znikn�a. Przeszukano wielokrotnie ka�dy centymetr kwadratowy pomieszczenia. Johann siedzia� w fotelu, kiedy podesz�a do niego Anna. - Nie, �ebym si� martwi�a albo co� takiego - powiedzia�a - ale jak s�dzisz, przez ile czasu te skafandry utrzymaj� nas przy �ydu? - To wszystko s� bardaye, wersja D - odpar� Johann. -Je�li wierzy� konstruktorom, mo�na w nich przebywa� do osiemnastu godzin bez wymiany powietrza... My�l� jednak, �e znacznie wcze�niej mo�esz poczu� si� g�odna czy zm�czona. - Czy wzi�li�my jakie� przyrz�dy, kt�re powiedzia�yby nam cokolwiek na temat warunk�w panuj�cych w �rodku kap- su�y? - zapyta�a. - Niech to diabli, nie - rzek� Johann. - Przyznaj�, �e to powa�ne niedopatrzenie z mojej strony. Przez ten po�piech nie pomy�leli�my o szczeg�ach. - Ziewn�wszy usadowi� si� wygodniej w fotelu. - Nie wiem, jak pozostali - doda� - ale ja teraz zamierzam troch� si� zdrzemn��. - Jak, u licha, m�g�by� zasn��? - zdziwi�a si� Anna. - Przebywamy we wn�trzu orbituj�cego wok� Marsa dziwnego statku, zbudowanego przez obcych, nie mamy zielonego poj�-da, co si� za chwil� stanie. Nie zmru�y�abym oka, nawet gdyby� da� mi ca�y s�oik tabletek nasennych. - Mnie to nie przeszkadza - o�wiadczy� Johann. Jeszcze raz ziewn�� i u�miechn�� si� do niej. - Je�eli chcesz, mo�esz zapyta� tej kobiety, dlaczego - ci�gn��, pokazuj�c na Beat- rice. - To przez ni� w ci�gu ostatnich dw�ch dni nie spa�em d�u�ej ni� pi�� godzin. Pod koniec drzemki Johanna nawiedza�y dziwne sny. Sceny i miejsca z czas�w dzied�stwa miesza�y si� w nich z osobami, kt�re pozna�, kiedy by� doros�y. W jednym �nie znajdowa� si� w rodzinnym domu, w kuchni, gdzie matka przyrz�dza�a w�a�nie obiad. Siostry Beat�ce i Vivien rozmawia�y beztrosko z Frau Eberhardt, pomagaj�c jej przygotowywa� Kartoffel-salat. Obie by�y ubrane w habity i kornety swojego zakonu. - Jakie mi�e dziewczyny, Johannie - stwierdzi�a jego mat- ka, odci�gn�wszy go na stron�. - Ale powiedz mi, kt�ra jest twoj� narzeczon�? Usi�owa� wyja�ni� matce, �e Beat�ce i Vivien s� zakon- nicami, kt�re z�o�y�y �luby wstrzemi�liwo�ci. W jego �nie matka jednak tego nie zrozumia�a. - Ale s� kobietami, nieprawda�? - pyta�a. - A ich zacho- wanie wskazuje, �e obu si� bardzo podobasz. Johann by� sfrustrowany, �e matka nie mo�e poj��, i� Beat�ce i Vivien r�ni� si� od innych kobiet. Mia� w�a�nie krzykn�� na ni� w swoim �nie, kiedy obudzi� si�, poczuwszy lekki dotyk d�oni na ramieniu. Z trudem otworzy� oczy i popatrzy� przez szyb� he�mu. Obok niego sta�a siostra Beatrice ubrana w kosmiczny kom- binezon. Szeroko si� u�miecha�a. - Przepraszam, �e zak��cam ci spok�j, bracie Johannie - powiedzia�a. - Mam wra�enie, �e ju� kiedy� to s�ysza�em, siostro Beatrice -odrzek� Johann. Pokr�ci� g�ow� i wzni�s� oczy ku g�rze. - Co w�a�ciwie si� z tob� dzieje? - zapyta�. - Czy do swoich innych obowi�zk�w do��czy�a� te� pilnowanie, �ebym za d�ugo nie spa�? Zdawszy sobie spraw� z tego, �e m�czyzna �artuje, zakonnica si� roze�mia�a. - Na to wygl�da - przyzna�a. - Chocia� mo�esz by� pe- wien, �e robi� to pod�wiadomie. - A wi�c o co chodzi tym razem, siostro Beatrice? - zapyta� z emfaz� Johann. - Jakie� �wiat�a na niebie? Wi�cej pude� na kapelusze na zachodnim p�askowy�u? A mo�e jaki� nowy kryzys? Spowa�nia�a. - Spa�e�, brade Johannie, przez cztery okr��enia. W tym czasie ja i pozostali michalici rozmawiali�my ze sob�, medytowali�my i modlili�my si� do Boga, prosz�c o wskaz�wki. Musisz wiedzie�, �e niekt�rzy pasa�erowie kapsu�y niecierpliwi� si� coraz bardziej i moim zdaniem zaczynaj� zachowywa� si� irracjonalnie. - Zaczynaj� zachowywa� si� irracjonalnie? - powt�rzy� Jo- hann, nie mog�c powstrzyma� chichotu. - Przecie� ju� to, co zrobili�my przed siedmioma godzinami, by�o szczytem irrac- jonalno�d. Nawet teraz, kiedy patrz� przez okno na Marsa i zdaj� sobie spraw� z tego, �e nie mam poj�cia, co si� dzieje, nadal nie mog� uwierzy� w to, �e w ko�cu zdecydowa�em si� wej�� po tej drabince... Nie doko�czy� zdania. - Przy��czy�e� si� do nas, jak s�dz�, gdy� masz wiar� - odezwa�a si� po kr�tkiej przerwie siostra Beatrice. - A przy- najmniej mia�e� j� w tamtej chwili. Wiara, brarie Johannie, jest pot�n� si��. - Po�o�y�a d�o� na ramieniu m�czyzny. -I dlatego, kieruj�c si� wiar�, zamierzam zdj�� kombinezon. - Co takiego? - zapyta�, zrywaj�c si� z fotela. - Czy dobrze ci� zrozumia�em? Zamierzasz zdj�� kombinezon, cho� me wiesz, jakie warunki tu panuj�? Czy zupe�nie postrada�a� zmys�y? Zaledwie siedem godzin wcze�niej ta kapsu�a by�a otwierana na Marsie, siostro Beatrice. W chwili startu ci�- nienie musia�o by� zbli�one do tego, jakie panuje na tej planecie. Czy wiesz, co si� stanie w chwili, kiedy twoje cia�o zostanie poddane dzia�aniu ci�nienia o warto�ci sze�ciu mili- bar�w? Ka�da cz�steczka gazu w kom�rkach twojego da�a b�dzie chda�a rozerwa� nask�rek, �eby znale�� si� w obszarze dzia�ania o wiele mniejszego ci�nienia. W d�gu kilku sekund eksplodujesz i umrzesz w okropnych cierpieniach. Zakonnica przem�wi�a, pocz�tkowo zwraca�a si� tylko do Johanna, ale po chwili spacerowa�a po kapsule, a jej s�owa dociera�y do innych cz�onk�w grupy. - W czasie mod��w dosz�am do wniosku, �e nie mia�oby sensu, gdyby anio�owie zbudowali t� kapsu�� z my�l� o nas i nie pomy�leli przy tej okazji o zaspokojeniu wszystkich naszych najwa�niejszych potrzeb - m�wi�a. - Odkryli�my, �e pod pod�og� znajduj� si� tuby z wod� pitn�, a siostra Vivien i ja s�dzimy, �e te cylindryczne pojemniki zawieraj� po�ywienie. Dop�ki jednak przebywamy w kombinezonach, nie mo�emy ani napi� si� tej wody, ani te� po�ywi� si� mann�, zes�an� niew�tpliwie przez Najwy�szego. Jestem pewna, �e anio�owie mogli przyby� do nas ju� dawno, gdyby chdeli, tak samo jak nie w�tpi�, �e zrobi� to w najbli�szej przysz�o�d, ale B�g postanowi� wypr�bowa� przedtem si�� naszej wiary. Dostarczy� nam statek kosmiczny, by uwolni� nas od niebezpiecze�stw gro��cych nam na Marsie, zapewni� fotele do siedzenia i wymy�lne pasy bezpiecze�stwa, by�my nie odnie�li obra�e� podczas startu. Czy naprawd� uwa�asz, �e nie zapewni�by nam tak�e w�a�dwej atmosfery? Beatrice sta�a teraz samotnie na �rodku pomieszczenia. Jej g�os sta� si� jeszcze bardziej melodyjny i �agodny, kiedy powiedzia�a: - Modli�am si� do Niego, b�agaj�c, �eby zechda� pokaza� mi, czy si� myl�. Nie zes�a� mi jednak �adnego znaku; niczego, by wykaza�, �e jestem w b��dzie. A zatem zamierzam udowodni� Mu, �e mam wiar�. Mam zamiar zdj�� ten kombinezon. - Poczekaj chwil�, siostro - odezwa� si� natychmiast Yasin, pospiesznie podchodz�c do niej. - Je�eli chcesz, masz prawo si� zabi�, ale nie mo�esz nara�a� przy tym innych na �mier�. Je�eli w tym pomieszczeniu panuje pr�nia albo tak ma�e ci�nienie, jakie mieli�my na powierzchni Marsa, od�amki he�mu, rozerwanego wskutek rozhermetyzowania kombinezonu, mog� si� sta� pociskami... Mog� zrani� wszystkich pozosta�ych. Daj nam czas, by�my mogli si� gdzie� ukry�. Podszed�szy do Johanna, rozmawia� z nim przez chwil�. Z pocz�tku przekonywa�, �e m�g�by uciec si� do u�yda si�y, �eby obezw�adni� zakonnic� i w ten spos�b uniemo�liwi� jej zdj�cie kombinezonu. Johann jednak o�wiadczy�, �e to, co chce zrobi�, jest niepraktyczne; kombinezon zaprojektowano bowiem w taki spos�b, �eby da�o si� go zdj�� bez trudu. Po wewn�trznej strome szyby he�mu znajdowa�o si� nawet urz�dzenie, kt�rego przygryzienie umo�liwia�o rozhermetyzowanie ca�ego kombinezonu. Yasin usi�owa� w�wczas dokona� kilku pospiesznych ob- licze�, �eby oszacowa� pr�dko��, jak� mog� osi�gn�� od�amki he�mu Beatrice. Wkr�tce jednak on i Johann doszli do wniosku, �e wiele w�tpliwych za�o�e� sprawia, i� obliczenia takie nie maj� sensu. W ko�cu obaj m�czy�ni poprosili Beatrice, by stan�a pod jedn� z sze�du �dan pomieszczenia, i zasugerowali, �eby wszyscy inni, zas�aniaj�c d�o�mi tylne cz�ci he�m�w, po�o�yli si� na pod�odze jak najdalej od zakonnicy. Us�yszawszy te wszystkie rady, siostra Vivien uzna�a za konieczne wtr�d� si� do rozmowy. - To absurdalne - oznajmi�a podniesionym g�osem. - Po- patrzde na nas... Siostra Beatrice jest gotowa zaryzykowa� �yde, by wykaza�, i� ma wystarczaj�co du�o wiary, a wy wszyscy my�licie tylko, by nie odnie�� obra�e� od od�amk�w he�mu. Jestem przera�ona. Zakonnica wysz�a na �rodek pomieszczenia i stan�a u boku swojej prze�o�onej i przyjad�ki. - O�wiadczam, �e i ja zdejm� kombinezon -powiedzia�a. - Musz� przyzna�, �e z dr�eniem serca, ale zdejm�. Udowodni� wam, �e moje oddanie dla siostry Beatrice jest silniejsze od mojego strachu. Przez d�ug� chwil� Beatrice i Vivien patrzy�y sobie w oczy przez szyby he�m�w, a p�niej stan�y pod �dan� pomiesz- czenia. - A teraz d, kt�rzy si� boj�, mog� po�o�y� si� na pod�odze - d�gn�a Vivien. - My za� odm�wimy kr�tk� modlitw�, po kt�rej policzymy do trzech. Na d�wi�k s�owa: �trzy" zdejmujemy he�my. Na pod�odze po�o�y� si� tylko Yasin. Johann sta� jak zahipnotyzowany na �rodku kapsu�y. Obie kobiety pomodli�y si� i policzy�y do trzech. Kiedy zwolni�y zatrzaski he�m�w, nie sta�o si� nic strasznego. Kilka sekund p�niej oczom wszystkich ukaza�y si� g�owy zakonnic. Beatrice i Vivien natychmiast ukl�k�y na pod�odze. - Dzi�kujemy, dobry Bo�e, za to, �e pokaza�e� nam, jak wa�na jest wiara - odezwa�a si� Beatrice. - Modlimy si�, by�my rozumia�y Ciebie coraz lepiej i �eby�my mog�y wyko- nywa� Twoj� wol�. W imi� �wi�tego Micha�a. Amen. Min�y dwa dni bez �adnej zmiany warunk�w Fizycznych panuj�cych we wn�trzu statku. W tym czasie kapsu�a nadal kr��y�a wok� Marsa, a przez okno wd�� by�o wida� powierzchni� planety. Jedena�cioro pasa�er�w czu�o si� jednak o wiele swobodniej. Z�o�ywszy kombinezony na p�kach w schowku, ludzie pili wod� i jedli znajduj�ce si� w dziwnych cylindrach po�ywienie, kt�re smakowa�o jak surowa pszenica o zapachu podobnym do cytryny. Yasin domy�li� si� nawet, jak korzysta� z toalety, i potem deszy� si� jak dziecko b�d�ce w centrum zainteresowania doros�ych, kiedy wyja�nia� to wszystkim innym cz�onkom grupy. Niespo�yta energia i niesamowite zapasy dobrego humoru siostry Beatrice by�y bardzo dobrym przyk�adem dla pozosta�ych. Nie przestawa� docina�jej tylko Yasin, zazdrosny o szacunek, jakim darzyli j� inni, ale zakonnica nigdy nie okaza�a ani �ladu zdenerwowania albo gniewu. Mimo otwarde demonstrowanej wrogo�d czy zupe�nie przejrzystych z�o�liwych uwag, Beatrice ani razu nie odpowiedzia�a mu w ten sam spos�b. Nie ka�dy tolerowa� derpkie uwagi Yasina tak wyrozumia- le. Kwame Hassan i meksyka�ski technik, Fernando Gomez, kt�rzy nigdy si� nie uczyli pacyfistycznych metod, g�oszonych przez michalit�w, kilka razy byli bliscy rzucenia si� na Araba z pi�ciami. Johann musia� nawet powstrzymywa� Tanza�-czyka, kiedy podczas jakiej� dyskusji z siostr� Vivien na temat zakonu �wi�tego Micha�a i �lubu czysto�ci, Yasin pozwoli� sobie na szydercz�, wulgarn� aluzj� do intymnych cz�d da�a zakonnicy. Johann z rado�ci� obserwowa� rozw�j stosunk�w mi�dzy pasa�erami kapsu�y. Przygl�da� si�, jak z ka�d� up�ywaj�c� godzin� ro�nie szacunek, jakim darz� siostr� Beatrice inni cz�onkowie grupy, nawet d nie b�d�cy michalitami. Przypuszcza�, �e arogancja i agresywne zachowanie Yasina ju� wkr�tce spowoduj�, �e zostanie zbojkotowany przez pozosta�ych. I jak przysz�o�� pokaza�a, mia� racj�. Po dw�ch dniach tylko siostra Beatrice odzywa�a si� do niego uprzejmie. Uwolniony od konieczno�d zajmowania si� sprawami Val- halli, Johann odda� si� medytacjom. Z�apa� si� na tym, �e nie mo�e przesta� my�le� o �ydu jako pewnej ca�o�d, nie zadaj�c sobie pyta� na takie tematy, jak cel �ycia, mi�o��, religia czy przyja��, pyta�, kt�rych nie stawia� sobie nigdy przedtem. Od czasu do czasu zastanawia� si�, dok�d zabierze ich to pud�o na kapelusze, w kt�rym zamieszkali, choda� wiedzia�, �e pytanie o to nie mia�o sensu. Dok�dkolwiek by�my poledeli - powiedzia� sobie - b�dzie to i tak o wiele bardziej zdumiewaj�ce, ni� mog� sobie wyobrazi�. Kiedy w ko�cu kapsu�a zmieni�a trajektori� lotu, wszyscy poza Satoko Hayakaw� spali. Obr�t kapsu�y i zmiana orbity dokona�y si� w taki spos�b, �e nie zak��ci�y im wypoczynku. Japonka spostrzeg�a zmian�, gdy podesz�a do okna, by popatrzy� na powierzchni� Marsa. Zamiast niej zobaczy�a jednak setki gwiazd jasno �wiec�cych na tle atramentowej czerni nieba. Mniej wi�cej po�rodku okna by�o wida� ja�niejsze �wiat�o, nieznacznie tylko odr�niaj�ce si� od pozosta�ych jasnych punkt�w na firmamende. Po pewnym czasie, gdy obudzi� si� Fernando i kiedy Satoko pokaza�a mu tamten jasny punkt na niebie, oboje postanowili obudzi� Johanna. Blask bij�cy od dziwnego obiektu by� tak silny, �e dominowa� nad �wiat�em innych gwiazd, widzianych w oknie. Johann patrzy� na� przez kilka minut, staraj�c si� oceni� jego pr�dko��, a potem zdecydowa� si� obudzi� pozosta�ych. W ci�gu nast�pnej godziny wszyscy pasa�erowie zgromadzili si� przy oknie i patrzyli z niejak� obaw� na bia�� kul�, kt�ra z ka�d� chwil� zbli�a�a si� coraz bardziej do kapsu�y. Sprawia�a przy tym dziwne wra�enie, jakby �y�a. By�a bia�a, b�yszcz�ca i mia�a dwa czerwone okr�gi, rozmieszczone symetrycznie na powierzchni g�rnej p�kuli. Na g�rnym biegunie by�o wida� co� w rodzaju czerwonej czapy, a wzd�u� r�wnika namalowano dwa czerwone pasy rozdzielone wyj�tkowo denka bia�� lini�. Dopiero jednak gdy �wiec�ca kula znalaz�a si� troch� bli�ej, Johann i pozostali zacz�li zdawa� sobie spraw� z jej ogromu. Dwa czerwone pasy na r�wniku pozosta�y widoczne w �rodkowej cz�ci okna, ale najpierw oko�obiegunowa czapa, a p�niej dwa czerwone okr�gi przywodz�ce na my�l oczy znikn�y poza g�rn� kraw�dzi� okna. W �rodku kapsu�y prawie nikt si� nie odzywa�. Je�eli nawet pad�o jakie� pytanie albo zwr�cono na co� uwag�, najcz�ciej nie by�o komentarza. Jedena�cioro ludzi by�o podnieconych i zarazem przera�onych, nie w�tpi�c, �e oto patrz� na co�, na co nie by�o dane spogl�da� �adnemu innemu przedstawidelo- |wi ludzkiej rasy. ', Tymczasem przez okno by�o wida� dwa czerwone pasy, "rozdziela�a je denka bia�a linia. Ich widok przywodzi� ludziom na my�l dziwne usta. W pewnej chwili czerwone wargi wype�ni�y ca�e okno, ale p�niej i one znik�y poza g�rn� i doln� kraw�dzi� okna, a ca�� woln� przestrze� zacz�a zajmowa� coraz szersza bia�a linia. ~ Jak wielkie jest to dra�stwo? - zapyta� Fernando, nie adresuj�c tego pytania do jakiej� konkretnej osoby. - Ogromne - odpar� Johann. Przez chwil� dokonywa� w my�lach oblicze�. - Ma co najmniej dwadzie�cia pi�� kilo- metr�w �rednicy. - Wi�cej - stwierdzi� Yasin. - Id� z ka�dym o zak�ad, �e ma prawie pi��dziesi�t. - Jest wielko�d sporej asteroidy - przyzna� Johann. Ostatnie fragmenty czerwonych warg znikn�y ca�kowicie i przez okno by�o teraz wida� morze bieli. Tam gdzie znaj- dowa� si� w�a�ciwy r�wnik kuli, wida� by�o drug� cienk� ciemn� lini�. - Czy za chwil� zderzy si� z nami? - zapyta�a Anna, nie potrafi�c ukry� przera�enia. - Na to wygl�da - burkn�� Yasin. W tej samej chwili g�rna p�kula zbli�aj�cego si� obiektu zacz�a oddziela� si� od dolnej wzd�u� widocznej przez okno ciemnej linii. We wn�trzu powsta�ej w ten spos�b szczeliny nie mo�na by�o jednak niczego dostrzec. Kiedy przerwa mi�dzy obu p�kulami stawa�a si� coraz szersza, widoczne w g�rnej i dolnej cz�ci okna bia�e pasy znikn�y ca�kowicie. Wkr�tce za oknem zapanowa�a nieprzenikniona ciemno��. - Zjad�a nas - odezwa�a si� Vivien. - Jeste�my w �rodku, nie ma najmniejszej w�tpliwo�ci - potwierdzi� Johann. Kiedy siostra Beatrice zaproponowa�a, �e mo�e to by� dobra chwila na zbiorow� modlitw�, nawet Yasin ukl�kn�� w kr�gu modl�cych si� ludzi. 2 Nie zdziwi�o ich, kiedy drzwi si� otworzy�y. Rozwa�ali t� mo�liwo�� wiele razy w czasie po�owy godziny, jak� sp�dzili, oczekuj�c nieuniknionego. Okno za Johannem automatycznie si� zamkn�o kilka minut po zako�czeniu modlitwy i wszyscy naraz zacz�li m�wi�. - Powoli, powoli! - krzykn�� Johann. - Po kolei... Tylko w ten spos�b si� dowiemy, co ka�de z was chce powiedzie�. Pozostali zasypali i jego, i zakonnic�, gradem pyta�, ale �adne nie potrafi�o udzieli� na nie odpowiedzi. Beatrice trys- ka�a optymizmem, by�a pewna, �e we wn�trzu gigantycznej kuli nie mo�e spotka� ich nic z�ego. Johann by� ostro�niejszy w formu�owaniu s�d�w i jak w wielu innych sytuacjach zaleca� rozwag�. W pewnej chwili Anna zapyta�a, czy kiedy drzwi si� ot- worz� i wszyscy opuszcz� kapsu��, powinni zn�w za�o�y� kosmiczne kombinezony, czy tylko mie� je ze sob�. Siostra Beatrice powiedzia�a, �e nie musz� ich bra�, gdy� jest jasne, i� B�g i Jego anio�owie doskonale znaj� warunki niezb�dne ludziom do prze�ycia. Johann stwierdzi� jednak, �e zamierza zabra� kombinezon ze sob�; nie dlatego, i� nie wierzy w zdolno�ci Boga jako in�yniera, lecz dlatego, �e przypuszcza, i� B�g m�g� powierzy� trosk� o tak przyziemne szczeg�y mniej odpowiedzialnym, po�ledniejszym istotom. P�niej drzwi si� otworzy�y. Z pocz�tku wszyscy stali jak sparali�owani. Za drzwiami znajdowa� si� d�ugi o�wietlony bia�y korytarz. Ko�ca korytarza nie mo�na by�o dojrze�. Po chwili do drzwi podszed� Yasin. Trzymaj�c si� kraw�dzi, wysun�� g�ow� i popatrzy� w g�r�. - Nie wida� sufitu � zameldowa�. Michalici ustawili si� w kolejce, z przodu stan�a siostra Beatrice. - Czy jeste�my gotowi? - zapyta�a, ruszaj�c do drzwi. Johann, Yasin i Anna wyj�li kombinezony ze schowka i zaj�li miejsca na ko�cu kolejki. Potem wszyscy wyszli z kapsu�y i znale�li si� w korytarzu. Kiedy w ko�cu i Anna, ostatnia z grupy, opu�ci�a ich dotych- czasowe pomieszczenie, drzwi kapsu�y zamkn�y si� za jej plecami. Obejrzawszy si� za siebie, g��boko westchn�a. - Teraz wiemy, �e mo�liwo�� powrotu nie istnieje - powie- dzia�a. - Nigdy nie istnia�a - przypomnia� jej Johann. Anna uj�a go za r�k�. - Czy tylko ja jedna jestem przera�ona? - zapyta�a. - Au contraire - odpar�, nie mog�c powstrzyma� nerwowe- go �miechu, - Ci, kt�rzy si� nie boj�, znajduj� si� na pocz�tku kolejki... Czasem jednak mam w�tpliwo��, czy s� przy zdrowych zmys�ach. Korytarz by� bardzo d�ugi i �agodnie zakr�ca� w lewo. Pierwsza sz�a siostra Beatrice, za ni� Vivien, dalej bracia Ravi i Jose, potem siostra Nub�, Fernando i Satoko, a za nimi Kwame, Yasin, i Johann z Ann�. Przez pi�� minut szli korytarzem, pow��cz�c nogami z powodu panuj�cej niewa�ko�ci, i nic wok� nich si� nie zmieni�o. A� wreszcie Beatrice zarz�dzi�a kr�tki post�j, by mogli odpocz��. Ona i Vivien pu�ci�y w obieg tub� z wod�. - Powiedz mi, siostro, czy to wszystko wygl�da jak niebo? - odezwa� si� Yasin, kiedy zaspokoi� pragnienie. - Czy uwa�asz, �e w ka�dej nast�pnej minucie mo�emy stan�� oko w oko ze �wi�tym Piotrem? Beatrice podesz�a do miejsca, w kt�rym sta� ma�y Arab. - Panie al-Kharif-powiedzia�a. -Nie mam w g�owie �adnych konkretnych wzorc�w, jak powinno wygl�da� niebo. Jestem pewna, �e B�g mo�e stworzy� niebo wspanialsze i pi�kniejsze od wszystkiego, co kiedykolwiek mog�abym sobie wyobrazi�. Yasin u�miechn�� si�. - Ale to, co t y uznasz za niebo, dla mnie mo�e nie by� nawet przyjemne. I na odwr�t. Je�eli istnieje tylko jeden B�g, jak nam powiedzia�a�, mog� s�dzi�, �e istnieje tak�e tylko jedno niebo. W jaki spos�b mo�e stworzy� B�g jedno miejsce, kt�re sprawi przyjemno�� nam obojgu, nie wspominaj�c o wszystkich innych? Czy mo�e, chc�c spe�ni� nasze oczekiwania, prowadzi� obliczenia statystyczne metod� najmniejszych kwadrat�w? Roze�mia� si� z tego, jaki jest uczony, i powi�d� spojrzeniem po innych, domagaj�c si� wyraz�w uznania dla swojej m�dro�ci. Beatrice podesz�a jeszcze o krok bli�ej. - Pa�skie nieco naiwne spojrzenie na nasz� religi� przywodzi mi na my�l jeden z kuplet�w Alexandra Pope'a - powiedzia�a tonem przyj adelskiej pogaw�dki. - �Troch� nauki to marnowanie znoju, pij wi�c do syta albo odst�p od zdroju". Nie napi� si� pan jeszcze do syta, panie al-Kharif... Niebo wed�ug wierze� chrze�cija�skich nie jest miejscem, ale ide�. Jest obietnic�, �e dusza b�dzie �y�a na wieki w harmonii z ca�ym wszech�wiatem, otoczona przez inne dusze czuj�ce to samo co ona. A zatem nie ma potrzeby, �eby pa�skie niebo by�o moim niebem. B�g mo�e stworzy� ich tyle, ile zechce. - Twoja wiedza o islamie jest tak samo powierzchowna, jak moja o chrze�cija�stwie, siostro - odezwa� si� szorstko Yasin. - Tylko dlatego, �e potrafisz wyrecytowa� kilka sur... - Ciesz� si� bardzo na my�l, �e zechcesz powiedzie� mi co� wi�cej o swoich pogl�dach religijnych, panie al-Kharif - przerwa�a mu Beatrice. - Tak�e ja b�d� mog�a w�wczas opowiedzie� d o swoich. Nie wydaje mi si� jednak, �eby teraz by�a na to w�a�dwa pora. Odwr�d�a si� i odesz�a, nie przestaj�c si� u�miecha�. Stoj�cy prawie na ko�cu kolejki Johann zauwa�y� przelotny b�ysk z�o�d w oczach Yasina. Nie lubi de, siostro - pomy�la�. I to nie tylko dlatego, �e jeste� kobiet�, cho� z pewno�d� i ten fakt odgrywa du�� rol�... Ruszyli w dalsz� drog� i cz�apali korytarzem przez nast�pne kilka minut, a� w ko�cu dotarli do wysokiego, maj�cego kszta�t cylindra pokoju o bia�ej pod�odze i takiej samej barwy �cianach. W samym �rodku pomieszczenia znajdowa�y si� dwie bia�e spiralne zje�d�alnie, z kt�rych ka�da mia�a szeroki czerwony pas biegn�cy przez �rodek. Obie spirale gin�y w ciemno�ciach panuj�cych pod niewidocznym sufitem wielkiej sali. Jedyne o�wietlenie zapewnia�y lampy znajduj�ce si� dwa metry nad pod�og� w �cianie. W �cianie tej znajdowa�o si� wiele drzwi, szafek, skrytek i schowk�w. Po kr�tkim badaniu ludzie odkryli dwie toalety i du�� �azienk� z kabinami i natryskami dla trojga ludzi, a w niej kilka bia�ych r�cznik�w z czerwonymi paskami. Znaleziono te� jedena�cie mat do spania i dwie szafki pe�ne jakich� ubra�, co do kt�rych nie by�o w�tpliwo�ci, �e musz� by� czym� w rodzaju bielizny. W jednej szafce znajdowa�o si� tak�e jedena�cie par dziwnych, bia�o-czerwonych but�w. Pierwsza zdecydowa�a si� przymierzy� je siostra Nub�. - Hej, popatrzcie tylko! - zawo�a�a, ale po chwili zawsty- dzi�a si� swojego g�o�nego okrzyku. Wsta�a i zrobi�a kilka krok�w. - S� bardzo lekkie - odezwa�a si� ju� nie tak entuz- jastycznie. - I maj� namagnesowane podeszwy czy co� takiego. Mo�na w nich o wiele �atwiej chodzi�. Wszyscy chcieli wzi�� natrysk. Postanowiono, �e pierwsze udadz� si� do �azienki kobiety, mimo �e Yasin usi�owa� protestowa�. Kiedy pierwsza tr�jka kobiet bra�a natrysk, Kwame i Johann podeszli do zako�czenia jednej zje�d�alni. - Czy s�dzisz, �e mamy si� wspina� po niej w g�r�? - zapyta� Tanza�czyk. Johann odwr�ci� si� do niego i u�miechn��. - Wiem dok�adnie tyle samo co ty - odpar�. Kwame odchyli� g�ow� i popatrzy� w g�r�. - S�dz�, �e mo�e by� tylko jeden pow�d, dla kt�rego jest tam tak ciemno - powiedzia�. - Kimkolwiek s� ci, kt�rzy przywiedli nas tutaj, nie chc�, �eby�my wiedzieli, co jest pod sufitem. A zatem m�j logiczny umys� podpowiada mi, �e nie powinni�my wchodzi� na g�r� tej zje�d�alni. - My�l�, �e to ma sens - przyzna� Johann. Po przeciwnej stronie Yasin wspina� si� jednak ju� po drugiej. Kiedy w panuj�cych ciemno�ciach by�o go ledwo wida�, pomacha� wpatrzonym w niego innym ludziom. - Czy s�dzi pan, �e to m�dre? - krzykn�a do niego siostra Beat�ce, kt�ra w�a�nie sko�czy�a bra� natrysk, Yasin wzruszy� ramionami. - A jak my�lisz, siostro, po co to tutaj jest? - zapyta�. | Spojrza� w g�r�, a potem wyci�gn�� i w��czy� kieszonkow� | latark�. - Id� dalej! - oznajmi�. Po chwili znikn�� w mroku. Pozostali ludzie widzieli tytko od czasu do czasu promie� �wiat�a jego latarki. Po mniej wi�cej dw�ch minutach us�yszeli jednak dobiegaj�cy z g�ry zduszony krzyk, podobny bardziej do skowytu. Po nast�p- nych kilku sekundach ujrzeli Yasina, kt�ry kozio�kuj�c w po- wietrzu, lecia� ku pod�odze. Wyl�dowa� na plecach. Nie zrobi� sobie �adnej krzywdy, ale by�o wida�, �e straci� wiele animuszu. - Co� schwyci�o mnie i zrzuci�o z prowadnicy - powiedzia� do tych, kt�rzy podeszli do niego, by pom�c mu si� pod- nie��. - Nie wiem, co to by�o ani sk�d si� wzi�o, ale by�o bardzo silne. - Jak tam jest w g�rze? - zapyta� go Johann. - Zje�d�alnie ci�gn� si� bez ko�ca - o�wiadczy� Yasin. - Dotar�em na wysoko�� pi��dziesi�ciu, a mo�e sze��dziesi�ciu metr�w i wszystko nade mn� wygl�da�o tak samo jak pode mn�. Nawet �ciany... - Pos�uchajcie! - odezwa� si� nagle brat Ravi. - Czy s�yszy- cie ten odleg�y hurkot? Wszyscy umilkli. Od strony niewidocznego sufitu dochodzi� jaki� �oskot, z ka�d� chwil� przybieraj�cy na sile. Nietrudno by�o si� domy�li�, �e co� opuszcza si� po jednej albo obu prowadnicach. Kiedy dziwny d�wi�k nasili� si� i sta� wyra�-niejszy, Johann i Yasin stwierdzili, �e jest to odg�os metalu tr�cego o inny metal. Dwa identyczne wehiku�y wype�nione pojemnikami z po�y- wieniem i wod� pojawi�y si� r�wnocze�nie i znieruchomia�y na zako�czeniach obu zje�d�alni. Mia�y kszta�t prostopad�o�den-nej szuflady barwy bia�ej z czerwonymi znakami na bocznych �cianach. Porusza�y si� na k�kach �lizgaj�cych si� po szynach, zamocowanych po bokach ka�dej prowadnicy. W jednym znajdowa�o si� osiem du�ych naczy� z wod�, a w drugim czterdzie�ci cztery cylindry zawieraj�ce �ywno�� i u�o�one w stosy po jedena�cie cylindr�w w ka�dym. Kiedy ludzie wyj�li zawarto�� z szuflad, dziwaczne wehiku�y odjecha�y w g�r�. - Cholera - zakl�� Yasin, obserwuj�c, jak znika drugi. - Chcia�em przyjrze� si� im dok�adniej. - Ujrzawszy nadcho- dz�c� Beatrice, mrugn�� porozumiewawczo do Johanna. - By zobaczy�, jakimi in�ynierami s� bo�y anio�owie - doda�. - Jestem pewien, �e doskona�ymi - odpar� Johann. - Przy- najmniej s�dz�c po tym, co widzieli�my do tej pory. Johann le�a�, ale nie zd��y� jeszcze zasn��, kiedy podszed� do niego Kwame. - Czy nie jeste� zbyt zm�czony, �eby ze mn� porozma- wia�? - poprosi�. Johann usiad�. - Co de gryzie? - zapyta�. Ma�y Tanza�czyk kucn�� obok maty Niemca. - Jak s�dzisz, co w�a�ciwie si� tutaj dzieje? - powiedzia� p�g�osem. - Czy mo�liwe, �e te dziwne bia�e wst�gi nas porwa�y? - Nie wiem nic wi�cej opr�cz tego, �e zostali�my zabrani na przeja�d�k� statkiem kosmicznym nale��cym do o wiele bardziej od nas zaawansowanej technicznie cywilizacji i znale�li�my si� w tej gigantycznej kuli z jakiego� nie znanego nam powodu... Zgadzam si� z siostr� Beatrice, �e pud�o na kapelusze zaprojektowano z my�l� o nas, ale nie mam poj�cia ani dlaczego, ani co teraz si� z nami stanie. - Ale kim s� d obcy? - nalega� Kwame. - Sk�d przybyli? Czego chc� od nas? Co robili na Marsie? Czy mog� mie� jaki� zwi�zek z tym kosmicznym statkiem zwanym Ram�, kt�ry odwiedzi� nasz uk�ad s�oneczny przed czternastu laty? Johann u�miechn�� si�. - Jak zwykle, Kwame, zadajesz same najwa�niejsze pyta- nia - stwierdzi�. - Obawiam si� jednak, �e nie mam na nie �adnej odpowiedzi. - Ale co z nami teraz b�dzie? - zapyta� Tanza�czyk. - Czy nie s�dzisz, �e mog� nas wszystkich p�niej zabi�? Dlaczego mieliby troszczy� si� o nas bez ko�ca? Johann po�o�y� si� zn�w na macie. - Moim zdaniem - powiedzia� - cokolwiek z nami zrobi�, normalne �yde, jakie kiedy� wiedli�my, nale�y nieodwo�alnie do przesz�o�d... Nawet gdyby mieli jutro odstawi� nas na Ziemi� i wysadzi� mnie w Berlinie, a ciebie w Dar es- Salaam, �aden z nas nie b�dzie m�g� ju� nigdy prowadzi� normalnego �yda w tamtym �wiecie. Przekroczyli�my pewn� granic�, Kwame... Do�wiadczyli�my czego�, co psychologowie okre�laj� mianem prze�ycia rujnuj�cego dotychczasowe �yde. Obok nich wyr�s� nagle Yasin. - Jezu, Asie - powiedzia�. - Nie mia�em poj�da, �e jeste� takim filozofem... Przyszed�em jednak, bo chc� pogada� z tob� o czym� innym. Chodzi mi o t� zwariowan� zakonnic�. Wygl�da na to, �e mianowa�a siebie przyw�dczyni� ca�ej naszej cholernej grupy. Musimy po��czy� si�y i pokaza�, gdzie naprawd� jest jej miejsce. - Mo�e b�dzie d trudno w to uwierzy�, Yasinie - zacz�� Johann - ale wcale mi nie przeszkadza ani siostra Beatrice, ani to, jak� pe�ni funkcj�. Mo�liwe, �e nie zgadzam si� z jej pobudkami ani wyd�ganymi przez ni� wnioskami, ale z dru- giej strony uwa�am, �e jest uzdolniona i inteligentna. A poza tym, absolutnie niestrudzona. - Mimo to, bez wzgl�du na to, jak jest uzdolniona, dra�ni mnie, �e wszyscy musimy s�ucha� rozkaz�w jakiej� religijnej fanatyczki - upiera� si� Arab. - Dobranoc, Yasinie - odrzek� Johann. - Dobranoc, Kwa- me. Bia�a wst�ga pojawi�a si� w ich sali w nocy, kiedy wszyscy spali. Przez ca�y dzie� pozostawa�a dok�adnie w tym samym miejscu, w pobli�u dw�ch spledonych ze sob� �lizgowych prowadnic, unosz�c si� o jaki� metr nad g�owami ludzi. Jej obecno�� wyra�nie wszystkich deprymowa�a. Rozmawiano o wiele mniej i po cichu, niemal szeptem. Ludzie bardzo uwa�ali na to, co m�wi� i robi�, maj�c wra�enie, �e wst�ga rejestruje jako� ich zachowanie. Anna Kasper sp�dzi�a wi�ksz� cz�� dnia w toalecie lub pod prysznicem, pr�buj�c ukrywa� si� przed dziwaczn� wst�g�. Nie chcia�a ani jej widzie�, ani nawet my�le� o niej. Kiedy po d�u�szym czasie wysz�a z �azienki, ustawicznie wpatrywa�a si� w pod�og�. Obcy przybysz wyra�nie fascynowa� dch� japo�sk� piel�gniark�, Satoko Hayakaw�, Zachowywa�a si�, jakby bia�a wst�ga j� zahipnotyzowa�a. Przez kilka godzin Japonka sta�a tak blisko niej, jak mog�a, �ledz�c spojrzeniem poruszaj�ce si� w jej obr�bie indywidualne cz�stki. P�niej nawet zacz�a p�g�osem m�wi� co� do wst�gi, a w pewnej chwili wybuch-n�a histerycznym p�aczem. Nawet Fernando, jej narzeczony, nie umia� jej pocieszy�. - Zabije nas - powtarza�a w k�ko. - Jestem pewna, �e nas zabije. Kiedy p�nym wieczorem o�wietlenie niemal zupe�nie zgas�o, wszyscy byli w ponurych nastrojach. Kilkoro cz�onk�w ich grupy bez s�owa wyci�gn�o si� na matach. Siostry Beatrice i Vivien podesz�y do Johanna. - Mo�e wszyscy poczuliby si� troch� ra�niej - zacz�a Beatrice - gdyby�my opowiedzieli im o swoich poprzednich spotkaniach z tymi drobinami. Johann przez kilka chwil zastanawia� si� nad jej propozycj�. - Nie s�dz� - powiedzia� w ko�cu. - Pami�taj, �e wszystkie tamte spotkania wydarzy�y si� w miejscach, kt�re wydawa�y si� nam znajome. Rzecz jasna, uznali�my �wietliste cz�stki za dziwne, ale wszystko inne, co nas otacza�o, nie budzi�o uczucia strachu... A teraz najbardziej przera�a nas i obecno�� wst�gi, i �wiadomo��, �e jeste�my zagubieni w obcym, nieznanym �wiecie. Beatrice obdarzy�a go u�miechem. - Poddaj� si� - o�wiadczy�a z o�ywieniem. - Bardzo chcia- �abym jednak zrobi� co�, �eby wszyscy poczuli si� cho� troch� pewniej... Wygl�da na to, �e ju� nawet moje modlitwy nie skutkuj�. - Mo�e powinna� za�piewa� - zasugerowa� Johann. - Nie mog� si� wypowiada� w imieniu innych, ale wiem, �e mnie doda�oby to otuchy. - To wspania�y pomys�, siostro Beatrice - popar�a go en- tuzjastycznie Vivien. - To z pewno�ci� pomog�oby nam ode- rwa� my�li od naszych zmartwie�. - Ale co mia�abym za�piewa�? - zapyta�a Beatrice, marsz- cz�c brwi pod kraw�dzi� kornetu. - Co� lekkiego, najlepiej nie zwi�zanego z religi� - rzek� Johann. - Czy nie wspomina�a�, �e kiedy�, zanim wst�pi�a� do zakonu, �piewa�a� w wielu popularnych musicalach? Wybierz jaki� ulubiony. Je�li chcesz, mo�e by� nawet Disney, pod warunkiem, �e za�piewasz co� lekkiego. - No, nie wiem - odpar�a Beatrice, przez chwil� nie wie- dz�c, co powiedzie�. Johann podni�s� si� z maty, a potem trzy razy klasn�� w d�onie. - Prosz� wszystkich o uwag� - powiedzia�. - Za chwil� czeka nas prawdziwa duchowa uczta. Zanim udamy si� na spoczynek, siostra Beatrice za�piewa nam kilka piosenek. Kilka os�b wznios�o niepewne okrzyki rado�ci. Oczy wszystkich skierowa�y si� na kobiet�. - Jeszcze mnie popami�tasz, bracie Johannie - odezwa�a si� z u�miechem zakonnica, a potem powt�rzy�a to samo londy�sk� ^gwar�: - Jeszcze mnie popami�tasz, bracie Johannie. �piewa�a przez p� godziny. Zacz�a od utwor�w pochodz�cych z naj �wietniej szego okresu dwudziestowiecznych komedii muzycznych, a potem za�piewa�a kilka lepszych piosenek z musicali popularnych w po�owie dwudziestego pierwszego wieku; z czas�w, kiedy ten gatunek rozrywki prze�ywa� drug� m�odo��. Nastr�j w sali zdecydowanie si� poprawi�. Nawet niewyso- ka Satoko wygl�da�a, jakby w ko�cu wyrwa�a si� z przy- gn�bienia. Tak�e siostra Vivien z ka�d� nast�pn� piosenk� stawa�a si� coraz bardziej radosna i o�ywiona. - Za�piewaj teraz co� z �Upiora", B - poprosi�a, kiedy siostra Beatrice sko�czy�a �piewa� tytu�ow� piosenk� z musicalu politycznego �Gorbaczow". �Upi�r z opery" nale�a� do ulubionych musicali Johanna. Zachwyca�a si� nim zreszt� wi�kszo�� ludzi na ca�ym �wiecie, dzi�ki czemu wznawiano go regularnie co jaki� czas przez ca�e sto pi��dziesi�t lat od dnia premiery. Johann widzia� jego wystawienie tylko raz, w czasie studi�w na uczelni; w�wczas jednak rozczarowa�a go m�oda kobieta graj�ca rol� Christine, kt�ra nie potrafi�a wyci�gn�� kilku wyj�tkowo wysokich d�wi�k�w. Beat�ce za�piewa�a najpierw �My�l o mnie", a potem �Anio�a muzyki" tak czysto i bezb��dnie, �e jej g�os przyda� dobrze znanym piosenkom nowego blasku. Johann przypomnia� sobie, �e kiedy w Mutchville po raz pierwszy us�ysza� �piewaj�c� Beatrice, wykonywa�a te same dwie pio- senki z �Upiora". Teraz wi�c, kiedy sko�czy�a, wyprzedzi� o sekund� innych, wznosz�c entuzjastyczne okrzyki. Beat�ce wyci�gn�a r�ce do niego i siostry Vivien. - Czy mogliby�my teraz uj�� si� za r�ce? - poprosi�a. Kiedy wszyscy utworzyli kr�g i uj�li si� za r�ce, Beat�ce odwr�ci�a g�ow� i spojrza�a na wst�g�, - Udowodnijmy naszemu go�ciowi - powiedzia�a - �e umiemy si� zjednoczy� i nie ba� niczego, co mo�e si� nam jeszcze zdarzy�. B�ogos�awiona niech b�dzie wi�, kt�ra nas ��czy - za- �piewa�a. - Kt�ra jednoczy w braterskiej mi�o�ci nasze serca... Wsp�lnota wszystkich, tak samo my�l�cych ludzi �wiata... Johann, czuj�c w swojej d�oni ciep�� d�o� zakonnicy, deli- katnie j� u�cisn��. Beat�ce odwzajemni�a ten u�cisk na znak przyja�ni, ale Johann odczu� to tak, jakby ca�e jego cia�o przeszy�a b�yskawica. Nast�pnego dnia obecno�� wst�gi ju� tak bardzo ludzi nie razi�a. Nikt nie by� nawet wystraszony, kiedy wst�ga zacz�a si� przemieszcza�, jakby chcia�a pods�ucha�, o czym roz- mawiaj�. - Chlusn��em na ni� wod� - pochwali� si� wszystkim Kwa- me, kiedy dziwna formacja bia�ych cz�stek postanowi�a towarzyszy� mu w czasie brania natrysku. Roze�mia� si�. - Zacz�a si� wygina� i otrz�sa� jak pies, kiedy wyjdzie z wody. Fernando i brat Jose ca�kiem �wiadomie zatrzymali si� w miejscu, nad kt�rym unosi�a si� wst�ga, i wdali si� w d�ug� i o�ywion� dyskusj� po hiszpa�sku. - Ciekaw jestem, co z tego zrozumia�a -powiedzia�, rado�- nie si� u�miechaj�c Fernando, kiedy relacjonowa� to p�niej swojej narzeczonej. Nikt nie zauwa�y�, kiedy z korytarza, kt�rym przyszli, wy�oni� si� �niegowy ba�wan. Siostra Vivien, kt�ra dostrzeg�a go pierwsza, wyda�a kr�tki, zduszony krzyk i pokaza�a go pozosta�ym. W wielkiej cylindrycznej sali zapad�a natychmiast g�ucha cisza. Johann rozmawia� z bratem Ravim o spowodowanych przez kryzys strasznych warunkach �yda w po�udniowych rejonach Indii. Na widok ba�wana poczu�, jak jego serce przeszy� skurcz b�lu. Dziwny stw�r wygl�da� dok�adnie tak samo jak te, z kt�ry- mi Johann i Kwame spotkali si� w korytarzach wykutych g��boko pod powierzchni� marsja�skiego podbiegunowego lodowca. Sk�ada� si� z dw�ch du�ych bia�ych ku�, kt�re pozbawione by�y czerwonych ozd�b i sta�y jedna na drugiej. Dolna, troch� wi�ksza, spoczywa�a na bia�ej p�ycie zaopat- rzonej w czerwone k�ka. Ba�wan sta� nieruchomo prawie przez minut�, a potem potoczy� si� powoli w stron� ludzi. Jakby tylko czekaj�c na ten znak, bia�a wst�ga opad�a i znieruchomia�a w pobli�u zako�czenia jednej zje�d�alni. Kiedy ba�wan znalaz� si� o jakie� dziesi�� metr�w od najbli�szego cz�owieka, �rodkowa cz�� g�rnej kuli konwulsyj-nie zadr�a�a i wy�oni� si� z niej d�ugi cienki wyrostek, zako�czony dwoma palcami i bardzo grubym kciukiem. Kiedy stw�r toczy� si� w stron� ludzi, wszyscy odruchowo cofn�li si� pod przeciwn� �cian�. Ba�wan skierowa� si� prosto ku siostrze Beat�ce, kt�ra nawet nie usi�owa�a przed nim uciec. Dziwny stw�r owin�� wyrostek wok� przedramienia za- konnicy i zacz�� �agodnie ci�gn�� j� w stron� tej zje�d�alni, obok kt�rej zawis�a bia�a wst�ga. Siostra Beat�ce si� nie opiera�a. Johannowi wyda�o si� jednak, �e widzi, jak wargi kobiety poruszaj� si� w bezg�o�nej modlitwie. Ba�wan uwolni� r�k� zakonnicy, gdy znalaz�a si� pod wst�- g�, a potem potoczy� si� zn�w w stron� zbitej w stado grupy ludzi. Tym razem wybra� Johanna. M�czyzna drgn��, kiedy poczu� silny uchwyt bia�ych palc�w na przedramieniu, ale tak�e nie pr�bowa� si� opiera�. Czu�, �e ba�wan chce zaci�gn�� go w to samo miejsce, w kt�rym sta�a teraz siostra Beat�ce. Kiedy znalaz� si� u jej boku, bia�a wst�ga zacz�a si� unosi� w pobli�u wij�cej si� zje�d�alni. Dziwny stw�r pu�ci� r�k� m�czyzny i skierowa� d�ugi wyrostek do g�ry, jakby chcia� pokaza� wznosz�c� si� wst�g�. - Przypuszczam, �e oznacza to, i� mamy si� teraz wspi- na� - odezwa�a si� ochoczo siostra Beatrice. - Ja te� tak my�l� - odpar� Johann, staraj�c si� walczy� z przenikaj�cymi jego da�o na przemian falami przera�enia i paniki. Beatrice pierwsza zacz�a wspina� si� po zje�d�alni. Po chwili Johann pod��y� za ni�. Kiedy znale�li si� o kilka metr�w wy�ej ni� pozostali, do zako�czenia zje�d�alni pod- bieg� Yasin. Wymin�wszy stoj�cego tam �niegowego ba�wana, chcia� tak�e zacz�� wchodzi�. Obcy stw�r pochwyci� go jednak i trzyma� w u�cisku. - Przesta�! - zawo�a� Arab. - Mo�esz zrobi� mi krzywd�! Kiedy ba�wan go pu�ci�, Yasin wspi�� si� do miejsca, w kt�rym na chwil� si� zatrzymali siostra Beatrice i Johann. Tors ba�wana ponownie konwulsyjnie zadr�a� i po chwili bia�y wyrostek sta� si� ponad dwukrotnie d�u�szy. Tym razem uni�s� Yasina jak pi�rko i rzuci� w stron� pozosta�ych ludzi. Zdumiony Arab przekozio�kowa� kilka razy po pod�odze, zanim zatrzyma� si� u st�p Kwamego. Wst�ga, kt�ra w tym czasie wisia�a nieruchomo, zn�w zacz�a si� unosi�. �niegowy ba�wan ponownie skierowa� wypustk� do g�ry i Johann z siostr� Beatrice podj�li wspina- czk� w nieznan�, mroczn� przysz�o��. 3 �lizgowa prowadnica owija�a si� wok� swojej bli�niaczej siostry wiele razy. Beatrice i Johann 'dotarli wkr�tce na tak� wysoko��, �e spogl�daj�c w d�, nie widzieli �wiat�a docho- dz�cego z cylindrycznej sali. Jedyny blask promieniowa� teraz od towarzysz�cej im �wietlistej wst�gi. Dobrze chocia�, �e nie ma grawitacji - pomy�la� Johann, kiedy min�o dwadzie�cia minut takiej wspinaczki. - No c�, bracie Johannie - odezwa�a si� troch� zadyszana, ale wci�� id�ca przodem siostra Beatrice. - Ciekawa jestem, jakie jeszcze cuda chowa dla nas w zanadrzu B�g. Zar�wno jej urywany oddech, jak i zgarbiona postawa �wiadczy�y, �e zaczyna m�czy� si� t� wspinaczk�. Przez ca�y czas szli dosy� szybko. - Przypuszczam, �e nikt nie b�dzie si� sprzeciwia�, gdy na chwil� si� zatrzymamy - odpar� Johann. - Dlaczego nie mieli- by�my odpocz��? - To �wietny pomys� - odwr�ciwszy si�, powiedzia�a za- konnica. Sta�a teraz zwr�cona przodem w jego stron�. Z pocz�tku �wietlista wst�ga znajdowa�a si� tu� za ni�, tak �e Johann nie m�g� widzie� ani jej oczu, ani wyrazu twarzy. Przesun�� si� lekko na bok, a i Beatrice zrobi�a to samo. - Nie s�dzisz, �e to fantastyczne? - zapyta�a. - Czy kiedy by�e� dzieckiem, �ni�o d si�, �e m�g�by� prze�y� co� po- dobnego? Johann przygl�da� si� jej twarzy, ale nie ujrza� na niej najmniejszej oznaki strachu. - Czy ty nigdy si� nie boisz, siostro? - zapyta�. - Chodzi o to, �e znale�li�my si� we wn�trzu gigantycznej kuli, w jakim� dziwnym �wiecie stworzonym przez istoty dysponuj�ce nie- ograniczonymi mo�liwo�ciami. Wspinamy si� w ciemno�ciach po nie ko�cz�cej si� zje�d�alni ku nie znanemu celowi, a ty zachowujesz si� tak, jakby� by�a w weso�ym miasteczku albo na wycieczce. Zakonnica obdarzy�a go promiennym u�miechem. - Hej - powiedzia�a. - To jest ca�kiem przyjemne... Dopiero teraz wiem, jakie to uczucie, kiedy jest si� takim wysokim jak ty. Johann pokr�ci� g�ow� i z rezygnacj� uni�s� r�ce. Siostra Beatrice si� roze�mia�a. - Nie przejmuj si� tak, bracie Johannie - powiedzia�a. - Zobaczysz, �e wszystko si� dobrze sko�czy. Na tym w�a�nie polega wiara. Kiedy z�o�ysz sw�j los w r�ce Boga i przyjmiesz to, czym chce de obdarowa�, sko�cz� si� wszystkie twoje troski i zmartwienia. Que sera. sera. Znajdziesz w�wczas czas nawet na to, by w�cha� r�e. Albo cieszy� si� wspinaczk� po wij�cej si� zje�d�alni zbudowanej przez anio��w bo�ych... albo, je�eli wolisz, przez obcych. - Aha - rzek� Johann. - Wi�c i ty uwa�asz w ko�cu za mo�liwe, �e to wszystko zosta�o zbudowane przez istoty pozaziemskie? - Oczywi�cie, bracie Johannie - odpar�a. - Ale to naprawd� nie ma znaczenia. Obcy czy anio�owie. I jedni, i drudzy zostali stworzeni przez Boga. A ja nawet nie chc� udawa�, �e rozumiem Jego metody. Johann zamy�li� si� na chwil�. - Masz gotow� odpowied� na wszystko - powiedzia�. - Ja nie - odrzek�a przekornie siostra Beatrice. - Ale B�g ma... A teraz, czy nie powinni�my rusza� w dalsz� drog�? Nasz przewodnik wygl�da na zaniepokojonego. Unosz�ca si� nad nimi wst�ga wyra�nie dr�a�a, skr�caj�c si� na ko�cach i ta�cz�c w powietrzu. Zacz�li si� zn�w wspina�. Zanim dotarli do ko�ca spiralnej prowadnicy, przebyli trzy czy cztery kilometry. Oboje byli bardzo zm�czeni. S�dz�c po tym, co widzieli, znale�li si� w ogromnym, pozbawionym sufitu pomieszczeniu. Pod�oga by�a nadal bia�a. �dan nie da�o si� zobaczy�. Pod��aj�c za wst�g� przez nast�pne pi�� czy sze�� minut, doszli do kana�u o szeroko�d oko�o trzydziestu metr�w. Wst�ga zatrzyma�a si� nad wartko p�yn�c� wod�. Na brzegu, o kilka metr�w na prawo od nich, le�a�y dwie maty, dok�adnie takie same jak te, na kt�rych spali w cylindrycznej sali, dwie tuby z