7734

Szczegóły
Tytuł 7734
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7734 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7734 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7734 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADY FIEDLER I ZNOWU KUSZ�CA KANADA (Indianie, bizony, szczupaki) \ ISKRY-WARSZAWA- 1 t t i Obwolut�, ok�adk�, wyklejke. i karty rozdzia�owe projektowa! MIECZYS�AW KOWALCZYK Zdj�cia Arkady Fiedler, Witold Chrorni�ski oraz Canadian Pacific Railways i Canadian National Railways Ksi��ka zatwierctzona przez ~%inlstersfwo O�wiaty da bibliotek lice�w og�lnokszta�c�cych, zak�ad�w kszta�cenia nauczycieli i technik�w PRINTED IN POLAND Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1965 r. Nak�ad 30 000 + 280 egz. Ark. wyd. 18,9. Ark, druk. 17 + a arkusze wk�adek. Papier druk. m/gl., 60 g, �1 X 83 z f-:ki w Kluczach. Oddano do sk�adania w kwietniu 1964 r. Druk uko�czono w styczniu 1965 r. Zak�ady Graf. �Dom S�owa Polskiego" .w W-wie. Zam. nr 28is/a. Z-76. Cena zl 30.� A R 1. Witold M< .�j towarzysz w podr�y do Kanady 1961 roku, Witold Chro-mi�ski, magister in�ynier i by�y dyrektor stoczni, a dzi� artysta--fotografik i wielki cygan (�e nie powiem: czaruj�cy p�dzi-wiatr) � uderza� ka�dego swym niezwyk�ym wygl�dem: m�� w sile wieku, o kapitalnie atletycznej cho� niewysokiej postaci, o m�odych, pa�aj�cych oczach i czarnych, kruczoczarnych brwiach, mia� siwiute�k� czupryn� � a czupryna ani brwi bynajmniej nie farbowane. �w efektowny kontrast odnosi� si� chyba tak�e do wielu innych cech Witolda, nie tylko do jego wygl�du. Bajecznie zbudowany, by� szeroki w ramionach, w�ski w biodrach, o rasowej twarzy niby herosa greckiego, niby bojownika machabejskiego, i by� niezawodnie jednym z najprzystojniejszych m�czyzn w Polsce. Jego m�ska uroda podbija�a wst�pnym bojem ka�dego, z kt�rym si� styka�; nawet jego fotografie urzeka�y ludzi. Gdy moja m�oda sekretarka ujrza�a go na zdj�ciach znad brzeg�w Peace River w Kolumbii Brytyjskiej, wpad�a w rzetelny zachwyt � tak samo jak ja w pierwszym dniu naszego spotkania. Witold posiada� rzadki dzi� w�r�d �miertelnik�w dar: dar wybuchania wielkim zapa�em i porywania nim ludzi. Oczy jego w takich wypadkach zachodzi�y niebem, blaski n�c�ce pada�y na cz�owieka, kt�rego Witold czarowa� � i tak powstawa� legion jego ol�nionych przyjaci�. Mia� ich do licha i troch� w Polsce, pe�no by�o ich wsz�dzie w Europie, w Ameryce, we wszystkich Torontach i Montrealach � gdzie ich nie mia�? Jego urok osobisty, zw�aszcza w pierwszych chwilach poznania si� z lud�mi, by� bezprzyk�adnym fenomenem, bezprzyk�adnym i szczeg�lnie niebezpiecznym dla niego samego: oducza� go, jak przypuszczam, od wysi�ku w mozolniejszych sprawach. Ja tak�e uleg�em urokowi i nie �a�uj� tego: postanowi�em zabra� Witolda do Kanady. Przyrzeka�, pe�en ognia, wszystko: oddanie wyprawie ca�ego zapa�u serca i si� swych mi�ni tudzie� wsp�lne ze mn� do�wiadczanie wra�e� w lasach kanadyjskich � i wiele dotrzyma�. Jak m�ody b�g przepycha� ��dki przez by-strzyny g�rskich rzek, rozbija� namioty, przenosi� tobo�y � niezr�wnany fizycznie. �e w innych sprawach okaza� si� mniej pomocny, to w�a�ciwie moja wina, bo prawdopodobnie zbyt wielkie wi�za�em z nim nadzieje. Jak wysz�o na jaw w czasie podr�y, by�a to diabelnie samoistna osobowo��, swego �ycia wewn�trznego zazdro�nie strzeg�ca przed �wiatem. R�wnie� przede mn�, i to by�o nieraz przykre. Witold nie lubi� zwierza� si� ze swych my�li; je�li co spostrzega�, to raczej dla siebie. Miewa� ca�e dni milczenia, jak gdyby przyt�acza� go ogrom kanadyjskich przestrzeni, a nadmiar wra�e� osza�amia�. By�a to zapewne wina Kanady, nie jego. Przez kilka miesi�cy upajali�my si� feeri� w�r�d las�w i niepospolitych ludzi prze�ywaj�c jaki� barwny film, pi�kny, pienisty i p�odny � prze�ywaj�c niestety przewa�nie ka�dy sam dla siebie. Gdy ch�on�o si� takie cuda, gdy ociera�o si� o niespodziane skarby, dobrze by�o dzieli� z kim� rado��. Tymczasem niecz�sto tak si� dzia�o. A jednak nie zapomn� nigdy pewnego sierpniowego popo�udnia w Kolumbii Brytyjskiej. Obozowali�my ju� par� dni u uj�cia potoku Clearwater do Rzeki Pokoju, Peace River, w samym sercu G�r Skalistych. Na niepowszednie pi�kno otaczaj�cej nas przyrody niestety nie mieli�my, Witold ani ja, nale�ytego oka, rozprasza�y bowiem nasz� uwag� dziwaczne nastroje w obozie: boskonoga Jaga, m�oda �ona Roberta, kierownika naszej rzecznej wyprawy w pi�tk�, by�a babsztylem fest i nieszpetnym, ale tak gryma�nie despotycznym, �e swymi gro�nymi kaprysami piekielnie zatruwa�a nam �ycie. Ratuj�c siebie i resztki zdrowego humoru wymykali�my jak sztubaki z obozu, gdzie tylko si� da�o. Tak samo i tego popo�udnia. O jak� mil� od g��wnej rzeki by�y pono� w potoku g��bokie dziury, roj�ce si� od pstr�g�w, wi�c tam wyruszyli�my z w�dkami. Brn�li�my przez nieprawdopodobnie okaza�� puszcz�, a olbrzymie �wierki wznosi�y si� jak kolumny, pe�ne majestatu i monstrualno�ci. Nieco dalej od obozu krzewy podszycia zni-kn�y, pozosta�y tylko drzewa. Same bia�e �wierki, w�r�d kt�rych w pewnym miejscu rozgrywa�o si� ciekawe misterium �wiat�a. Mianowicie od strony potoku, gdzie by�o przestrzenniej, pada�y w las uko�ne promienie s�o�ca i przesadnie r�owi�y najbli�sze pnie �wierk�w, ale ju� kilkadziesi�t krok�w dalej traci�y jasno�� i gubi�y si� w tajemniczym p�mroku. Cisza, gra �wiate� i ziej�ca w g��bi pomroka stwarza�y tak silne nat�enie czego� upiornie fantastycznego, �e niewiele brakowa�o, a mo�na by�o sobie wyobrazi� pojawienie si� w�r�d pni mitologicznego satyra lub le�nej nimfy. Zabawne to wra�enie stawa�o si� niemal op�taniem i w pewnej chwili stan��em zatrzymuj�c r�wnocze�nie Witolda. � S�uchaj! � szepn��em wzruszony. � Sp�jrz na ten las, do licha! Gdzie�my to ju� widzieli? Witolda nie zaskoczy�a moja uwaga. I zaledwie dwie, trzy sekundy p�niej, uradowani, jak gdyby dokonuj�c wa�nego odkrycia, zawo�ali�my obydwaj prawie r�wnocze�nie: � Bocklin! � Bocklin! Oczywi�cie, tak by�o, nie podlega�o w�tpliwo�ci: �w le�ny pejza� nad Clearwater Creek w Kolumbii Brytyjskiej by� jakby �ywcem zdj�ty z p��cien Arnolda B�cklina, szwajcarskiego malarza, kt�ry swymi trytonami, driadami, syringsami na tle widmowych krajobraz�w pot�nie zap�adnia� wyobra�ni� kulturalnego �wiata w XIX wieku. Ma�a to rzecz � takie wsp�lne, szcz�liwe odkrycie, a jednak mia�o ono dziwnie krzepi�ce warto�ci, bo odt�d u�miechni�ci, ju� nie brali�my szus�w cholerci Jagi za ostatnie skaranie boskie. A Witold? Nieodst�pnie mi towarzyszy� przez wszystkie wertepy kanadyjskiej puszczy. Na kolejach, w samochodach, samo- lotach, na motor�wkach, w kanu i pieszo bok w bok obijali�my si� o siebie przez szesna�cie tysi�cy kilometr�w, lecz ostatnie szesna�cie krok�w � na trapie do M/S �Batorego" � sam przej�� musia�em: podczas gdy ja wraca�em do Polski, on jeszcze przez dwa miesi�ce buja� po Ameryce P�nocnej, by, wierny cyga�skiej naturze i nakazowi serca, wszystkim swym przyjacio�om od Nowego Jorku po Los Angeles u�cisn�� d�onie. 2. Puszcza Puszcza, w roku 1935 opisana przeze mnie w ksi��ce �Kanada pachn�ca �ywic�", by�a czym� bezbrze�nym, w�a�ciwie ogromem bez ko�ca, by�a fantastyczn� pot�g�, zniewalaj�c�, tajemnicz� i niebezpieczn�. Opisy jej dzikiej dziewiczo�ci, a szczeg�lnie uderzaj�cej miejscami obfito�ci zwierzyny i ryb, wydawa�y si� niejednemu czytelnikowi przejaskrawieniem, nawet poczciwa �ywica budzi�a zastrze�enia. (Nawiasem m�wi�c, z t� �ywic� mieli�my teraz pocieszne zdarzenie. Gdy w lipcu 1961 roku dotarli�my do naj�liczniejszego zak�tka w Narodowym Parku Banff, mianowicie nad Jezioro Luizy, i ja na chwil� oddali�em si� nieco od wody w g��b kniei, stan��em nagle jak wryty, rzetelnie przej�ty: dosta�em si� w ob�ok tak intensywnego zapachu �ywicy, �e czu�em si� prawie odurzony. Widocznie s�o�ce nagrzewa�o tu jaki� szczeg�lnie soczysty �wierk. Przywo�a�em zaraz Witolda i nic mu nie m�wi�c wskaza�em tylko na sw�j nos. Witold natychmiast zrozumia�. � Pachn�ca �ywic�! � krzykn�� uradowany i buchn�li�my weso�ym �miechem: obydwaj przypomnieli�my sobie niekt�rych niedowiark�w w Polsce, maj�cych w�tpliwo�ci, czy puszcza kanadyjska rzeczywi�cie tak mocno pachnia�a. Ale mniejsza o �ywic�). Wracaj�c do mej dawnej ksi��ki przyznaj�, �e w istocie nie szcz�dzi�em licznych opis�w, a�eby uwypukli� pr�no�� kanadyjskiej puszczy i jej �wczesne bogactwo zwierzyny. Niekt�re 10 ustronia wydawa�y mi si� wprost eldoradem to my�liwskim, to rybnym, eldoradem tym godniej szym zapami�tania, �e wed�ug wszelkich przewidywa� skazanym na rych�� zag�ad�: szybki post�p cywilizacji wsz�dzie na �wiecie okazywa� si� bezwzgl�dnym wrogiem nied�wiedzi, �osi i szczupak�w. Je�li wi�c zwierzyna zosta�a przetrzebiona w s�siednich Stanach Zjednoczonych, to jak�e mog�a uchroni� si� w Kanadzie? A cywilizacja rwa�a tu naprz�d" jak sto piorun�w. Od czas�w mej pierwszej podr�y do Kanady zasz�y tu zdumiewaj�ce zmiany. Ludno�� pomno�y�a si� w dw�jnas�b, kraj niepomiernie si� wzbogaci�; tysi�ce mil nowych autostrad i innych dr�g, tak�e kolejowych, przecina�o g�usz� le�n� i m�ci�o jej spok�j, zaleg�y od prawiek�w; co wi�cej, nasta�a gor�czkowa era Dalekiej P�nocy: niezliczone chmary poszukiwaczy minera��w dociera�y do ustronnych zakamark�w i odkrywa�y wielkie skarby ziemi; w puszczy wystrzeliwa�y jak grzyby po deszczu miasteczka i osiedla g�rnicze, tysi�ce nowoczesnych pionier�w za�, le�nych pilot�w na hydroawionetkach, goni�o w powietrzu ��cz�c jeziora Kanady � kt�rych jest chyba milion � w jedn� gigantyczn� sie�. Nie do�� tego: ostatnimi czasy co roku, w miesi�cach lato-wych, przesz�o dwudziestopi�ciomilionowa lawina wycieczkowicz�w, kampingowych zapale�c�w z Kanady i ze Stan�w Zjednoczonych, wt�acza�a si� w lasy. Tam na brzegach jezior, rzek i potok�w nape�nia�a zgie�kiem schroniska, rozbija�a namioty, za�ywa�a uciech biwakowania i poi�a si� urokami krajobrazu. Wielu �owi�o ryby, a co zagorzalsi t�ukli jesieni� grubego zwierza. Czy wobec powy�szej krz�taniny nie nale�a�o przypuszcza�, �e dawna �wietno�� kanadyjskiej puszczy min�a z kretesem, raz na zawsze? Dziewicze ongi� lasy, dzi� przetrzebione, wydeptane, poprzecinane, wyja�owione, wypolowane � czym�e wita� mog�y nowego przybysza, je�li nie �a�osn� ja�owizn�? Ot� nie, nie ja�owizn�! Kanada roku 1961 zgotowa�a mi niespodziank�. Puszcza bynajmniej nie zmarnia�a, lecz przeciwnie, zachowa�a w pe�ni sw� dawn� kras�, ba, ku mojemu zdumieniu teraz jak gdyby wi�cej ni� przed dwudziestu sze�ciu laty buszo- wa�o w niej grubej zwierzyny, �osi i nied�wiedzi, w wielu rzeczkach dziwnie du�o �erowa�o bobr�w, a wi�kszo�� jej jezior ci�gle roi�a si� od ryb. Wyt�umaczenie zagadki proste: by� to wynik m�drej zapobiegliwo�ci gospodarzy puszczy, Kanadyjczyk�w. Zanim wybi�a ostatnia godzina, u�wiadomili sobie gro��ce niebezpiecze�stwo i z rozmachem, cechuj�cym tych dzielnych ludzi, zabrali si� do ratunku. Osi�gn�li pe�ne powodzenie, a przy tym zrozumieli sw�j istotny interes: zniszczone lasy, pozbawione zwierzyny i ryb, przesta�yby przyci�ga� owe miliony turyst�w z USA, przywo��cych do Kanady cenne dewizy: bagatela, jedn� trzeci� miliarda dolar�w rocznie. Dzi�ki surowym i szczeg�owym ustawom, jakimi tutejsi ludzie os�onili przyrod�, i dzi�ki sumiennemu dopilnowaniu przepis�w, pi�kne lasy unikn�y zag�ady. Do tego dochodzi�o niezwyk�e zjawisko, �e Indianie od kilku lat znacznie mniej dybali na grubego zwierza ni� dawniej: ju� nie utrzymywali si� z polowania, od kiedy rz�d zaopatrywa� ich w �ywno��. Wi�c uchowa� si� zwierz, a nawet rozpleni�, i kanadyjskie ost�py pozosta�y nadal kusz�cym matecznikiem, w kt�rym ka�dy odwa�niejszy my�liwy, je�li nie by� ostatnim pechowcem, niechybnie zdobywa� niez�e futro nied�wiedzia czy dobre �opaty �osia. Sympatyczny rodak, Henryk Tomczyk, w po�owie czerwca wi�z� nas swym samochodem z Marathonu nad Jeziorem G�rnym do Jeziora* Cedrowego, gdzie mieli�my �owi� ryby. Przez pierwsze dwie, trzy mile okolica by�a wzgl�dnie zaludniona. Wspania�a autostrada, przed kilku zaledwie miesi�cami wyko�czona, wiod�a przez typow� w Ontario kniej�, przewa�nie �wierkow�, upstrzon� tu i �wdzie mozaik� topoli i brz�z. Nagle o kilka mil za Marathonem spostrzegli�my go: powoli przeci�ga� przed nami przez drog� wielki zwierz. � Ale� to �o�! � zawo�a�em. � �o�! � potwierdzi� spokojnie Tomczyk i opowiedzia� nam przygod�, jaka go spotka�a przed dwoma miesi�cami: przeje�- 12 d�aj�c w�wczas t�dy pod wiecz�r ze znaczn� szybko�ci�, zauwa�y� niedaleko przed sob� �osz�, wychodz�c� w�a�nie z zaro�li na autostrad�. Nie by�o ju� czasu, by samoch�d przyhamowa�. Niew�tpliwie �osza zauwa�y�a p�dz�ce auto, ale, dufna w swe si�y, nie my�la�a si� cofn��. Na szcz�cie uderzy�a tylko w tylny b�otnik; samoch�d niewiele ucierpia�, zwierz zapewne wi�cej. Na tym odcinku autostrady cz�sto bywa�y �miertelne katastrofy, gdy nieobliczalne �osie wpada�y mi�dzy ko�a i wywraca�y samochody. Nieco dalej za miejscem, w kt�rym zobaczyli�my �osia, uwag� nasz� zwr�ci�y na siebie wymowne ostrze�enia na przydro�nych tablicach: Moose Crossing Area For 10 miles � Rejon przej�cia �osi przez 10 mil. Zaledwie kilka prostych s��w, a jak �wietnie uzmys�awia�y ca�y pasjonuj�cy nastr�j tutejszych las�w. Zapala�y wyobra�ni� przejezdnych, zw�aszcza tych z USA, i by�y kusz�c� reklam�, a jednak nie mija�y si� z prawd�: niebezpiecze�stwo rzeczywi�cie istnia�o. 3. Muskinongi Od czasu mej pierwszej podr�y do Kanady mia�em lekkiego chysia na punkcie wielkich szczupak�w. �ni�em o kanadyjskich goliatach nieraz nad Wart�, nieraz u podn�y Tatr, to nad Ba�tykiem, raz nawet nad Rzek� Czerwon� w Wietnamie. A �ni�em o nich tym zapami�ta�ej, im mniej ich by�o u nas, w naszych wyja�owionych wodach, podczas gdy znad kanadyjskich jezior niekiedy przecieka�y do mnie podniecaj�ce wie�ci o rekordowych �owach. � Czy te wiadomo�ci nie s� przesadzone? Czy to nie hum-bug ameryka�ski? � pow�tpiewa� m�j dobry znajomy, Konrad Sinnicki z Poznania, wielki mistrz w�dki, niezr�wnany znawca tajemnic rybnych, ulubieniec bog�w wodnych, zagorzalszy nawet ni� Jerzy Putrament. A �e Konrad mia� gor�ce serce i zna� si� na rzeczy, lubi�em pasjami snu� z nim pogaw�dki i nawet k��ci� si�. K��ci� si�, bo 13 nie bardzo dowierza�em naszej wodnej gospodarce. W pierwszych latach po wojnie dorwa�a si� u nas do jezior i rzek wszelka drapie�na ho�ota i miejscami wytrzebi�a w wodzie wszystko, co tylko �y�o. P�niej przyszli nad wod� ludzie mo�e lepszej woli, ale jak gdyby nieudolni, nieporadni. Na ca�ym cywilizowanym �wiecie zarybia�o si� sztucznie ka�d� mo�liw� wod�, a my co? � Czy umieli�my nale�ycie zarybia�? � perorowa�em. � Czy umiemy wody nasze cho�by uchroni� od k�usownictwa? j ' � Czy w Kanadzie jest lepiej? � pyta� Konrad wojowniczo. � Ha!! � odpowiada�em mo�e zbyt ufnie. Z biegiem czasu to butne �ha!!" nabiera�o niby mocy zobowi�zania, z kt�rego nale�a�o si� wywi�za�. Wi�c w�r�d plan�w, zwi�zanych z ponownym wyjazdem do Kanady, gdzie� tam majaczy�a sympatyczna posta� Konrada: postanowi�em przekona� jego i siebie, �e to �ha" by�o uzasadnione. Wracaj�c do wie�ci, przychodz�cych z Kanady: pono� w jeziorach Ontario grasowa�y potwory szczeg�lnie okaza�e, o niesamowitej zreszt� nazwie muskinong�w, barczyste olbrzymy z rodu szczupakowego. Dochodzi�y podobna do czterdziestokilogra-mowej wagi, a bestie o trzydziestu kilogramach nie nale�a�y wcale do rzadko�ci. Mia�y siarczysty temperament. Z�apane na haczyk, walczy�y jak furie. Ogarnia� je istny sza�, zanosi�y si� od w�ciek�o�ci, nieledwie wci�ga�y w�dkarza do wody; cz�sto wyskakiwa�y w powietrze, i to cz�sto skutecznie: wyzwala�y si� z haka lub zrywa�y �y�k� nylonow�. Wy�mienite aktorzyska, urz�dzaj�ce takie chryje, budzi�y, rzecz prosta, nasz� rzeteln� po��dliwo�� i Witold, i ja jeszcze w Polsce chciwie roztrz�sali�my problem, jak si� dobra� do foto-genicznych drapie�nik�w. Gdzie by�y muskinongi? Czy u was s� muskinongi? � w listach pyta�em rodak�w �yj�cych nad Jeziorem G�rnym, dok�d zamierzali�my jecha�. Lecz niestety �aden z nich niewiele wiedzia� o rozg�o�nych monstrach: po prostu wiod�y srogi �ywot gdzie indziej, w innych stronach Ontario. W kt�rych? Po dociekliwych badaniach na podstawie r�nych sprawozda�, przys�anych mi przez instytucje kanadyjskie do Polski, stwierdzili�my, �e �owiono muskinongi g��wnie w zachod- 14 nim Ontario, w rejonie Jeziora Le�nego, Lak� of the Woods. Okolica ta, obejmuj�ca prawie tysi�c jezior, s�yn�a z krajobrazu 0 niedo�cignionym uroku, c�, kiedy mo�e w�a�nie dlatego mia�a znowu poskudne �ale": �atwo dost�pna dobrymi autostradami ze Stan�w Zjedoczonych, zwabia�a corocznie plag� kilkudziesi�ciu tysi�cy ameryka�skich turyst�w, w tym sporo ruchliwych w�dkarzy. Dwa razy w �yciu, w Meksyku i w�r�d ruin Angkoru w dalekiej Kambod�y, zetkn��em si� z tym rekordowym gatunkiem, jakim jest homo americanus migratorius, i pe�en respektu dla jego ha�a�liwej dzielno�ci, wola�em go unika� jak ognia. �liczne lasy doko�a Jeziora Le�nego, nawiedzane zgie�kliw� ha�astr�, traci�y powab. Nie wchodzi�y dla nas w gr�. Pierwszy popas w kanadyjskiej puszczy wyznaczyli�my sobie w zapleczu Marathonu, mie�ciny u wschodnio-p�nocnego wybrze�a Jeziora G�rnego. G�sta knieja w tej cz�ci Ontario by�a wci�� jeszcze dzika, prawie bezludna, za to bogata w zwierzyn� 1 przypuszczalnie ma�o zbadana. Wi�c oddawali�my si� cichej nadziei, �e mo�e odkryjemy tam utajone, zagubione w ustroniach jeziora z muskinongami, nie dostrze�onymi jeszcze przez w�dka-rzy-turyst�w � i tam znajdziemy nasz raj. Terefere kuku! Utrapie�ce muskinongi sp�ata�y nam psikusa i miejscowi w�dkarze w Marathonie kl�li si� na wszystkie rybackie honory, �e muskinong�w ani dudu w tych stronach. By�y, owszem, szczupaki, nawet pot�ne sobie i chlubne northern pi-kes, p�nocna odmiana tych drapie�nik�w, ale nikt nie z�owi� tu jeszcze muskinonga. I z tym trzeba by�o si� pogodzi�. 4. Zacisze A pogodzili�my si� tym �atwiej, �e Marathon okaza� si� �liczn� mie�cin�, niedawno powsta�� wraz z wielk� fabryk� celulozy, nowiute�k� mie�cin� o ulicach i domkach jakby z ig�y zdj�tych, a ludziach-brylantach. Owych dwa tysi�ce mieszka�c�w �y�o w dostatku, jak u Pana Boga za piecem, u�miecha�o si� do �wia- ta i go�cinno�� uwu�ulo za kr�low� cn�t. Henrykostwo Tomczy-kowl*, c*l* Ich czw�rka, rodzice i dwoje dorastaj�cych dzieci, byli nieprawdopodobnie mili. W ich domu p�awili�my si� w cie-|>U iM'1-�ircziin ,i-i i brakowa�o nam u nich tylko ptasiego mleka. A jwtrni z Filadelfii zjawi�a si�, jak dwoje radosnych zwfes-lurn.w, urocza para, m�j przyjaciel z lat wojennych Zygmunt 1'iotrowHki z m�od� �on�: istoty o niegasn�cym w duszy s�o�cu wnios�y now� porcj� weso�ego gwaru. A �e naczelny in�ynier fabryki celulozy f Kanadyjczyk Frombach, nie chcia� pozostawa� w tyle, zaproponowa� nam sielank� nad sielankami. Posiada� dii nad jeziorem Cedar Lak�, le��cym o czterdzie�ci mil na wsch�d od Marathonu, �liczny bungalow kampingowy z bierwion zbudowany. Zaofiarowa� nam pobyt w tym bungalowie wraz z �odzi� motorow� i benzyn�, z uroczyst� cisz� okolicznych las�w i z obfito�ci� ryb w jeziorze. � Czy tylko szczupak�w? � wtr�ci�em. � Szczupak�w i pickerel�w. �owiono tam nieraz olbrzymie szczupaki... � A tej ciszy las�w nikt nie zak��ca? � spyta�em ze znacz�cym u�miechem, gdy� przed chwil� rozmawiali�my o pladze ameryka�skich turyst�w nad Jeziorem Le�nym. Sympatyczny in�ynier zapewni�, �e o tej wczesnej porze roku, w czerwcu, turyst�w z po�udnia jeszcze nie by�o, w ka�dym razie nie by�o wielu, ju� cho�by dlatego, �e jego Cedar Lak� le�a�o na uboczu, nad autostrad� uko�czon� zaledwie kilka miesi�cy temu, a wi�c jeszcze ma�o znan� turystom. � Cedar Lak� � pi�knie rozmarza� si� Frombach � przypomina mi jezioro Otsego, owo L�ni�ce Zwierciad�o, zacisze z �Pogromcy Zwierz�t", mej ulubionej ksi��ki Coopera z ch�opi�cych lat. Cedar Lak� jest r�wnie zaciszne... Wi�c uzbrojeni w w�dki i w klucze do rajskiego bungalowu, z motor�wk� na przy czepce samochodowej, ruszyli�my pewnego poranku wraz z Piotrowskim� do Jeziora Cedrowego. Byli�my wszyscy w szampa�skich humorach i upajali�my si� pierwotno-�ci� otaczaj�cej nas puszczy. �osz�, przechodz�c� przez drog�, witali�my rado�nie jak symbol bezludnej kniei i czekaj�cych nas rozkoszy samotno�ci. 16 **� ...Co lato dwudziestopi�ciomilionoioa lawina wycieczkowicz�w z Kanady i USA wt�acza�o si� w lasy, rozbija�a namioty... (str.'U) �ebrz�ce nied�wiedzie znikn�y z autosirad, parki wiele straci�y... (str. SK) Jezioro Cedrowe si�ga�o niemal do samej autostrady i gdy doje�d�ali�my do celu, nagle wyda�o nam si�, �e�my w sztok ur�ni�ci. Co za niespodzianka, czy�by nam si� w oczach roi�o? Mo�na by�o ca�kiem zbaranie�, ale zaraz buchn�li�my gromkim �miechem: podobnych do nas amator�w le�nego zacisza by�o tu wi�cej, zjecha�o ich si� zatrz�sienie. Zacisze przesta�o by� zaciszem. W�dkarska wiara g�sto obsadzi�a brzeg jeziora rojem aut, przy czepek, przer�nych namiot�w; z obozowych kuchenek wznosi�y si� dymy, rozchodzi�y j�drne zapachy sma�onych kotlet�w. Byli to Amerykanie, zwabieni rozg�osem uroczego Cedar Lake'u. Przyjechali, a�eby wytchn�� w ciszy kanadyjskiego ustronia � i stworzyli gwarne obozowisko. 5. Bungalow Mo�na by�o si� w�ciec albo u�mia�. U�miali�my si�. Ostatecznie pogoda by�a pyszna, czerwcowe s�o�ce grza�o, wietrzyk pie�ci�, od lasu sz�y poprzez zapachy sma�onego mi�siwa miodowe wonie, ale przede wszystkim przy�wieca�a nam kusz�ca wizja dalekiej chaty Frombacha, ukrytej gdzie� w tajemniczym g�szczu. Wizja, kt�ra nie zawiod�a. Kompleks Cedar Lake'u sk�ada� si� z dw�ch jezior: w�a�ciwego Jeziora Cedrowego, kt�re przylega�o do autostrady i by�o prawie okr�g�e, i z Ma�ego Jeziora Cedrowego. W�ska, kr�tka cie�nina ��czy�a du�e jezioro z ma�ym. Ma�e jak ma�e, ci�gn�o si� na jakie cztery mile, a szerokie by�o na p�tora tworz�c kszta�t serdelka. Na p�nocnym brzegu tego �ma�ego" Frombach wyczarowa� sw�j bungalow w bezpiecznej odleg�o�ci dobrych sze�ciu mil od autostrady i miejsca, kt�re opad�a chmara wycieczkowicz�w. W pierwszej chwili ludzkie zbiorowisko przy autostradzie przypomina�o nam mrowie chrz�szczy grabarzy, ob�eraj�cych zdech�ego szczura, ale wkr�tce wydali nam si� mniej gro�ni. Wygodnisie mieszczuchy, mimo �e wyposa�eni w �wietne motor�wki, nie wyp�ywali daleko na wod� i woleli trzyma� si� blisko � I znowu... 17 brzegu tudzie� niedaleko swych przyczep-trailer�w, kuchenek, �on i dzieci: to nie byli rasowi w�dkarze. Sprawnie spu�cili�my nasz� ��d� na wod�, przyczepili motor, prze�adowali zapasy �ywno�ci i ruszyli co duchu. Gdy po kwadransie zbli�ali�my si� do cie�niny, by�o czym oczy syci�: sto metr�w przed �odzi� �o� spokojnie przep�ywa� z brzegu na brzeg, jak gdyby tu nigdy nie m�ci�y ciszy terkoty motor�w. Kanadyjczyk, kt�ry nam towarzyszy�, by zawie�� nas do bungalowu, zapewni�, �e to w porz�dku, gdy� okoliczne lasy roi�y si� od �osi. � W porz�dku? � zdziwi�em si�. � �osie, wiadomo, to p�ochliwa zwierzyna. A ten zuchowaty jegomo�� nie ma przed nami respektu... � Bo dobrze wie, �e mu nic z�ego nie zrobimy w czasie ochrony. � Ej, taki m�drala? W�tpliwo�ci moje by�y nie na miejscu, bo ju� inni opowiadali mi o dziwacznej poufa�o�ci czy roztargnieniu �osi w okresie ochronnym, gdy nie polowano na nie. Wtedy w dwuno�nej istocie nie widzia�y wcale gro�nego drapie�nika i jakie� butne i pewne siebie, na grand� pcha�y si� na samochody. Ale zaledwie rankiem trzydziestego wrze�nia rozlega� si� pierwszy strza� w pobli�u i �wisn�a pierwsza kula ko�o uszu, jakby piorun strzela� w r�d �osiowy. W diab�y sz�o ich mazgajstwo, migiem rodzi� si� nowy zwierz i odt�d by� to ju� tylko nerwowy k��bek czujno�ci, trudny do podej�cia. Kr�lestwo zwierzyny! � pomy�la�em sobie, gdy �o� po przebyciu cie�niny znikn�� w zaro�lach. Wnet wydostali�my si� na drugie jezioro, owo Ma�e Jezioro Cedrowe, i tu raptem sko�czy� si� zgie�k cywilizacji, a zacz�o co� zgo�a inego. Jak okiem si�gn��, �adnego ju� Amerykanina, �adnego w�dkarza, �adnej w og�le ��dki, nic, jeno niezm�cona tafla wody. Wsz�dzie okala� j� g�sty, pierwotny las. Taki sam las, niewiele zmieniony od prawiek�w, rozpiera� si� i mroczy� nad wod� L�ni�cego Zwierciad�a, kiedy przed dwustu przesz�o laty snuli si� tam bohaterowie Coopera. Jak�e �atwo by�o tu przeskoczy� wyobra�ni� w przesz�o�� i ile� w tym tkwi�o nieodpartego czaru! Wielkie, jasne czaple, 18 niech�tnie wzlatuj�ce przed nami, pot�ne �wierki i sosny, przechylone daleko ponad brzegiem wody, w lesie liczne obumar�e pnie drzew, powalone starczym uwi�dem, nade wszystko za� uroczysta pustka i koj�cy spok�j przyrody, jakby to nazwa� sam Cooper � oto, co na tym jeziorze niezwykle silnie narzuca�o si� zmys�om i pobudza�o fantazj�. Jak�e chcia�oby si� odlecie� my�lami ku odleg�ym, dawnym wypadkom! Ale nie zd��y�em daleko odlecie� ani rozsmakowa� si� w b�ogiej ciszy, gdy Kanadyjczyk skierowa� ��d� w stron� l�du i dobili�my do brzegu. Bungalow Frombacha widnia� o kilkadziesi�t krok�w od wody, w cieniu drzew. Cudo. Wdzi�czy�a si� do nas nie chata kampingowa, lecz t�ga, roz�o�ysta willa, z�o�ona z malowniczych bierwion. Blokhauz, zaprawiony jasnobr�zowym pokostem, po�yskiwa� jak lukrowany piernik. Bungalow sta� na palach, wchodzi�o si� do niego schodkami. Dwa pokoje, sypialny z czterema kojami i salon-kuchnia, tchn�y przytulno�ci�. Panowa� wsz�dzie luksusowy nie�ad. Sta�o, le�a�o, wisia�o tu tysi�c wymy�lnych przybor�w, po�ytecznych rzeczy typowo ameryka�skich, i zapewnia�o ludziom p�awienie si� w wygodach. Niczego tu nie brakowa�o, pocz�wszy od l�ni�cej lod�wki na benzyn�, powabnej kuchenki z butl� gazow� ostatniego modelu 1960 roku, poprzez bogaty wyb�r w�dzisk, w�dek i b�ys-tek, jakich� pas�w ratunkowych, jakich� nart wodnych i B�g wie czego � a� do dw�ch przymilnych kanap i okr�g�ego sto�u z mahoniu. Na stole sta�y dwie napocz�te butelki Johnny Walke-ra i Vat 69, i kilka kieliszk�w. Rozrzucone na stole do�� �wie�e magazyny z sex-babkami tudzie� z powa�niejszymi artyku�ami o polowaniu i w�dkarstwie n�ci�y do zagl�dania. A gdy ujrza�em pod powa��, na belkach spoczywaj�ce, �licz-no�ci kanu o wykwintnym kszta�cie i p�on�co czerwonej barwie, stwierdzi�em, �e tu �y� i nie umiera�. Wielkim za� b�d�c patriot� zaraz wybieg�em rzewn� my�l� w nadwi�la�skie strony do wszystkich nieszcz�snych par zakochanych, nie posiadaj�cych tam swego k�ta do gruchania � i wyobrazi�em sobie, jakie mieliby tutaj przednie u�ywanie, jakie niebo! Patrz�c przez okno bungalowu w stron� jeziora, widzia�em w pobli�u brzoz�. Na jej korze odkryli�my przedtem �wie�e za- 19 drapania nied�wiedzich pazur�w. By�a to zatem kraina zar�wno nied�wiedzi, jak �osi. W jej serce nowoczesny cz�owiek w�cibi� swe trzy grosze i stworzy� w le�nym uroczysku czupurny przybytek wyrafinowanej cywilizacji. O niedorzecznie male�ki krok s�siadowa�y tu biegunowe sprzeczno�ci: g�ucha puszcza z ostatnim wykwitem techniki. W mgnieniu oka przeciwie�stwa zlewa�y si� w jedno, zamierzch�e wieki spotyka�y si� z dniem dzisiejszym. Cz�owiek m�g� przez okno ujrze� nied�wiedzia i r�wnocze�nie s�ucha� przez radio wyk�adu o energii atomowej � i to fantastyczne zaz�bianie si� odmiennych element�w by�o chyba w�a�ciw� cech� dzisiejszej kniei kanadyjskiej. By�o jej nowym urokiem. Paradoksem, jak gdyby ogie� ��czy� si� tutaj z wod�. 6. Instynkt Pierwszego wzruszenia nie zgotowa� nam nied�wied� ani �o�, ani szczupak, ni cz�owiek, lecz wywo�a� ptak. Niewielki ptak, kurowaty, troch� wi�kszy ni� europejska kuropatwa. W kwadrans po naszym przybyciu odkry�em go w�r�d zaro�li o kilkadziesi�t zaledwie krok�w od bungalowu. Dziwnie si� zachowywa�: nie ucieka� nale�ycie, jak gdyby co� mu dolega�o. Zbli�y�em si� na kilka krok�w, a on wcale nie zerwa� si� z ziemi, tylko podrepta� nieco dalej i znowu stan��. Patrza� na mnie wyzywaj�co jak na przykrego natr�ta: pomyleniec. �atwo m�g�bym go zdzieli� kijem i u�mierci�. Na ten widok przypomnia�em sobie z dawnego pobytu w que-beckich lasach nad jeziorem Marmette dobre znajome, tak zwane kury narwane, �fool hens". Tak Kanadyjczycy przezywali jarz�bki �wierkowe, spruce grouses, bo nie ucieka�y wcale przed cz�owiekiem. Rzecz prosta, �e wyt�pione w bardziej zaludnionych okolicach, owe fool hens bytowa�y ju� tylko w odleg�ych, mniej dost�pnych lasach. Czy�by takie narwane dziwacz�tko i tutaj si� napatoczy�o? Podnosz�c alarm przywo�a�em Witolda z aparatem fotografiez- I nym i zacz�li�my obskakiwa� ofiar� naszego zapa�u. Kura niezbyt zmyka�a, bynajmniej si� nie kry�a, po prostu idiotka. Witold podchodzi� do niej na dwa kroki i pstryka�. Tymczasem stwierdzi�em, �e to wcale nie fool hen. Doko�a szyi mia�a pi�ra mocno napuszone, a na g�owie stercz�cy czub: by� to inny gatunek kanadyjskiego jarz�bka, mianowicie jarz�bek kreziasty, ruffed grouse, ptak zazwyczaj niezmiernie pierzchliwy i dziki. Wi�c c�, do kaduka? Chory by� czy niespe�na rozumu? Nagle us�ysza�em spod pobliskiego krzewu przyt�umione pi�niecie i spojrzawszy tam bystrzej odkry�em kilka piskl�t, chowaj�cych si� w�r�d listowia. Zagadka wyja�niona! Kura o cudacznych manierach by�a normalna i zdrowa, tylko maj�c przy sobie piskl�ta, zaniepokojona stara�a si� je obroni� przed dwuno�nym wrogiem i uwag� jego przyku� do siebie. Czego dzielna matka nie wyrabia�a, by dopi�� swego i by�my na nic innego nie patrzeli, jak tylko na ni�! Udawa�a, �e ma z�amane skrzyd�o i �atwo jej dopa��; potem, �e jest kulawa; potem wskakiwa�a na pie� zwalonego drzewa i stawa�a nieruchoma udaj�c Greka i �atw� dla nas zdobycz. Zreszt� by�aby �atw� zdobycz�, gdyby�my jeno chcieli. W pewnej chwili uprzytomni�em sobie ca�e bezprzyk�adne, olbrzymie bohaterstwo ma�ego serduszka: mi�o�� macierzy�ska le�nej kury okaza�a si� tak ogromna, �e matka gotowa by�a ponie�� �mier�, byleby uratowa� �ycie swych m�odych. Mi�o�� macierzy�ska u ludzi uchodzi za jedn� z najwznio�lejszych cn�t, za szlachetn� w�a�ciwo�� ludzkiego serca i ludzkiej duszy. Czy s�usznie? Czy � jak wykazywa� przyk�ad samiczki-jarz�bka � nie by� to tylko zwyczajny, naturalny instynkt, bardzo podobny do instynktu zwierz�cego? Czy cz�stokro� �w instynkt nie wyst�powa� s�abiej u ludzi ni� u zwierz�t, u kt�rych przecie� matka, broni�c swych m�odych, nigdy nie my�la�a o tym, jakie korzy�ci b�dzie mia�a kiedy�, p�niej z potomstwa? A c� dopiero niejedna ludzka matka, pe�na samolubnej mi�o�ci, przykuwaj�ca do siebie swe dziecko, c�rk� czy syna, na ca�e �ycie? Takich cieni nigdy nie wykazywa� instynkt u zwierz�t. Ich mi�o�� macierzy�ska by�a bezinteresowna, absolutna: n�kana przez nas matka-jarz�bek po kilku tygodniach rozstanie si� ze 20 21 swymi brzd�cami i straci je na zawsze z oczu, a mimo to dzi�, gdy one s�abe, ona zdolna by�a odda� �ycie w ich obronie. � Znikajmy! � zawo�a�em do towarzysza, gdy zrobi� ju� kilka czy kilkana�cie zdj��. � Jeste�my tu personae ingratae! Nasza bohaterka wci�� dzielnie si� stawia�a i puszy�a, ale wida� by�o z jej kurczowej postawy i coraz bardziej przera�onych �lepsk, �e trzyma fason resztkami nerw�w. �� Znikajmy! Gdy odszed�szy o jakie trzydzie�ci krok�w obr�cili�my si�, kury ju� nie iby�o, Czmychn�a, Najad�a si� strachu i niechybnie na ca�e �ycie starczy jej przykrego do�wiadczenia z cz�owiekiem. � Na pewno pochwali si� dzieciom � zauwa�y�em z u�miechem � �e zmusi�a nas do ucieczki. � A czy tak nie by�o? � zdumia� si� Witold. 7. Szczupacz�tko Opr�cz �osi, nied�wiedzi i jarz�bk�w kreziastych niew�tpliwie �y�y tu urodziwe najady i inne dobre wr�ki. One to wczarowa�y w nasz bungalow tyle s�oneczno�ci, �e by�o nam tu jak p�czkom w ma�le. Zreszt� stanowili�my paczk� kapitalnie zgran�: Zygmunt Pio-trowski, najm�drszy z nas, wielce dowcipny narrator, opowiada� ze swad� Woltera o swych ciekawych do�wiadczeniach jako psycholog na ameryka�skiej uczelni; przemi�a jego �ona, Halina, dzielnie mu wt�rowa�a; Witold, promienny jak zawsze, tryska� musuj�c� werw� (bo dopiero znacznie p�niej ogrom Kanady przypali� mu skrzyd�a); ja dorzuca�em swego obola, jak mog�em. W tej samotni mieli�my prze�y� razem tylko cztery dni, wystarczaj�co kr�tko, a�eby utrzyma� nerwy na wodzy i nie poczubi� si�. Bungalow ja�nia� niezm�con� pogod� i rodzi� serdeczne u�miechy. i By�o tak mi�o, �e po odje�dzie Kanadyjczyka najch�tniej pozostaliby�my, Witold i ja, niby dwa piecuchy w przytulnej chacie do samego wieczoru, gdyby nie honor w�dkarzy. Wi�c wyrwa- 22 li�my si�, wzi�li w�dki i wyp�yn�li na jezioro. Witold przy motorze, ja z przodu ��dki. Niezm�cona pogoda sprzyja�a pierwszemu po dwudziestu sze�ciu latach wyruszeniu na po��w tutejszych ryb. Czerwcowe popo�udnie le�a�o na jeziorze ca�ym przepychem s�onecznych barw, jakie� przyjemnie omdla�e, �e mimo woli przywodzi�o na pami�� le��c� Maj� z p��tna Francisca Goyi. Ale potem od nowa nasuwa� si� Cooper, bo jezioro by�o g�adkie, jakby u�pione, i wci�� ca�kiem puste, wi�c przypomina�o L�ni�ce Zwierciad�o z ksi��ki. Czy jednak by�o tak puste? Oddaliwszy si� od brzegu, �atwo odkryli�my w�r�d zaro�li wi�cej domk�w kampingowych. Dzi� co prawda nikogo nie by�o, ale to pewne, �e ludzie przyje�d�ali tu na wczasy. Wed�ug s��w publicysty B. K. Sandwella Kanadyjczycy stali si� najbardziej wodnym narodem na �wiecie. Zakochali si� w swych jeziorach, kt�rych mieli przecie� bez liku, i popadli w wodny sza�. Nad jeziorami budowali chaty, �wi�tynie swej nowej religii. Rzucali w jeziora w�dki i �owili poezj�, maj�c� da� im ukojenie. Przyroda by�a dla nich nowoczesn� Mekk�, a zarazem masowym uzdrowiskiem znacznie wcze�niej ni� u nas w Europie. Ryby w Ma�ym Jeziorze Cedrowym �owi�o si� wzd�u� przeciwleg�ego brzegu i tam pop�yn�li�my. Krajobraz wodny by� idealnie urozmaicony: g��bokie miejsca przeplata�y si� mieliznami, kusz�ce zatoki wchodzi�y w l�d, a na spodzie jeziora pieni�a si� bujna d�ungla wodorost�w. W takim mateczniku powinno by�o roi� si� od ryb. Tu i �wdzie, niby wyspy, wyrasta�y z wody po�acie rzadkiego sitowia, ulubione zasadzki zb�jeckich szczupak�w. Pogoda by�a zbyt pi�kna: wprawdzie rozaniela�a dusz�, ale ryby huncfoty nie bra�y. Witoldowi i wszem ludziom tyle razy wynosi�em pod ob�oki bogactwo ryb w Kanadzie, tyle �piewa�em hymn�w o tym, �e wystarcza�o wrzuci� miejscami w�dk� do wody, a�eby ju� tam si� szamota�o szczupaczyd�o � �e teraz wobec fiaska zacz�o mi si� robi� g�upio. Ma�e Jezioro Cedrowe haniebnie zawodzi�o czyni�c z mej g�by cholew�. Dobr� godzin� wymachiwali�my daremnie w�dzisk�mi, gdy nagle Witold zje�y� grzbiet, twarz nasro�y�, wzrok wytrzesz- 23 czy�: wzi�a mu ryba. W�dk� z b�ystk� wl�k� dotychczas daleko za �odzi�. Teraz, poddawszy, zacz�� nawija� �y�k� na szpul� ko�owrotka. Sz�o opornie. A wi�c jezioro o�y�o, popu�ci�o tajemnicy. Ucieszy�em si�, �e to Witold rozpocz�� szcz�liwe �owy, bo jako nowicjuszowi tak mu si� nale�a�o. On tymczasem milcza�, ani s��wkiem nie zdradza� swego podniecenia � wzorowy sportsmen. W�dzisko jego wygi�o si� w efektowny kab��k, widocznie ryba by�a t�ga. M�wili nam w Marathonie, �e zdarza�y si� tu ogromne szczupaki. Czy�by taki chwyci�? Dozna�em przyp�ywu wielkiej rado�ci. Na chwil� wybieg�em my�lami do Poznania i Konrada. Da�bym wiele, �eby on m�g� teraz widzie� Witolda, .zmagaj�cego si� z kanadyjsk� ryb� na haku. Tymczasem ryba, stawiaj�ca zrazu zaci�ty op�r, szybko zdawa�a si� opada� z si�. Ju� nie wyrywa�a si� w bok ani w g��bin�, podczas gdy Witold z nieust�pliwo�ci� cz�owieka z charakterem miarowo kr�ci� ko�owrotkiem i bez przerwy wci�ga� �y�k� metr za metrem. Dorodne jego oblicze naczupurzy�o si�, oczy przybra�y wyraz chmurny i g�rny. Patrzy�em na niego z zachwytem i g��boko odczuwa�em pi�kno triumfu cz�owieka nad si�ami przyrody. Potem, gdy ryba znalaz�a si� ju� o kilka metr�w od �odzi, zab�ys�a raz i drugi bia�ym brzuchem sprawiaj�c wra�enie czego� pot�nego. Napi�cie ros�o! �lepia wbijali�my w wod� jak urzeczeni, a w miar� skracania �y�ki prze�ywali�my wariackie z�udzenia; ryba, kt�ra zacz�a si� znowu rzuca�, to ros�a nam w oczach niby rekin, to karla�a do rozmiar�w wypasionej p�otki. By� to szczupak. Niestety nie �aden lewiatan, zapowiedziany w Marathonie, ani �aden potw�r z mych wieloletnich sn�w o Kanadzie, nawet nie potworek, raczej ch�ystek, raczej smarkacz albo �led�. Wa�y� znacznie mniej ni� kilogram. Gdy pochwyci�em go w siatk� podrywk� i wrzuci�em do �odzi, zabawne trofeum miota�o si� zuchowato mi�dzy stopami. Spogl�dali�my na nie zmieszani, odurzeni, niemal ze wstydem. Tkwi� w tym upiorny humor. Wi�c na to by�y zawi�e starania 24 o paszporty, o dolary, o przejazdy �Batorym", na to rozmowy z ministrami i ambasadorami, a�eby w ko�cu wita� nas na rzekomo najrybniej szych wodach �wiata taki czupurny maluda, taki makabryczny komik? Porwa� nas zdrowy, homeryczny �miech. Gwa�townie zat�sknili�my do przyjaci� Piotrowskich i w te p�dy, co si� w motorze, wracali�my do bungalowu. Nie chcia�bym, �eby Konrad czyta� ten rozdzia�. 8. Niedosyt W bungalowie nad Little Cedar Lak� wszystkie �niadania, obiady, podwieczorki i kolacje, nie zapominaj�c o drinkach mi�dzy posi�kami, przeobra�a�y si� w lukullady podniebienia i ducha. Przede wszystkim radosnego ducha. Prze�ywali�my czaruj�c� lab� i by�y to niezapomniane uczty rozm�w, przyja�ni i u�miechu. Mimo to o �wicie drugiego ranka, po�wi�caj�c �niadanie, zapu�cili�my motor i ruszyli na �owisko, Witold i ja. Zapowiada� si� znowu s�oneczny, obrzydliwie pi�kny dzie�. Poranna mg�a niby dra�ni�ca zagadka przys�ania�a drugi brzeg jeziora. Zaledwie tam dop�yn�li�my, opary posz�y w g�r� i zacz�y si� ryby. By�y, a jak�e, by�y i bra�y. Nie �adne wieloryby, nie tuzy, nie grube ryby, jeno same �redniaki i wymoczki oko�o kilogramowe � ale nie�le bra�y. W ci�gu niespe�na godziny z�owili�my ich po kilka, a� nadto wystarczaj�c� porcj� na obiad i kolacj�. By�y to szczupaki i tak zwane okonie bielmowate. Okonie te, obok pstr�g�w najprzedniejsze w smaku ryby, z kszta�tu i cierniowatej p�etwy grzbietowej troch� podobne do naszych sandaczy, mia�y dziwne oczy, bo bez �renic, natomiast wype�nione bielmem. Wszak�e musia�y nie�le widzie�, skoro chwyta�y na metalowe b�ystki, wiruj�ce w wodzie. W�r�d wielu nazw, jakie im w r�nych stronach nadawano, chyba najodpowiedniejsz� by�a ameryka�ska: walleye, czyli bielmowate oko. W dodatku oko, kt�re zapala�o si� dziwacznymi refleksami t�- 25 czowych blask�w, gdy promienie s�o�ca pada�y do �rodka pod pewnym k�tem. Wi�c by�o u nas co je�� (opr�cz sutych zapas�w przywiezionych z Marathonu), poza tym Witold okaza� si� mistrzem wycinania z ryb filet�w, Halina pysznie sma�y�a, humory dopisywa�y, tylko nie jezioro ani �owiska. By�y wspania�e, to nie ulega�o w�tpliwo�ci, c�, kiedy ju� dawno wy�owiono z nich co pot�niejsze sztuki i pozosta�y jeno rybie niedolatki. I, niestety, to nie by�o odludne jezioro z ksi��ek Coopera, Co dzie� rano s�yszeli�my od strony po�udniowej stukot p�dz�cego poci�gu. Cywilizacja diabelnie napiera�a na Jeziora Cedrowe: le�a�y w kleszczach toru kolejowego z jednej strony i autostrady z drugiej strony. Zreszt� nie wszyscy Amerykanie, obozuj�cy nad wielkim jeziorem, byli ciurami: niejeden ruchliwszy w�dkarz przyp�ywa� na nasze jezioro i �owi� nam pod nosem. Kt�rego� popo�udnia wpad�a na nasze wody stukonna super-motor�wka z czterema Jankesami na pok�adzie i krz�ta�a si� po naszych �owiskach. Patrzyli�my na to z daleka z sardonicznym u�miechem politowania, bo tego dnia ryby nam wcale nie bra�y. Po godzinie tamci byli gotowi, lecz zamiast wraca� do swego obozu, podp�yn�li pod nasz bungalow i wyl�dowali. Byli to m�odzi, dziarscy i weseli Amerykanie, robotnicy z fabryki Forda w Stanach: jakie� atletyczne typy, jak gdyby �ywcem wyj�te z rysunk�w naszej Mai Berezowskiej. Prosili, �eby�my im pomogli i odebrali od nich kilkana�cie ryb, bo w ferworze na�apa�o im si� za du�o. Ka�demu wolno by�o w Ontario z�owi� dziennie nie wi�cej ni� po sze�� szczupak�w i tyle� walley�w, a oni mieli ich znacznie wi�cej. � Do kaduka, na jak� przyn�t� �e�cie je z�apali? � wykrztusi�em oszo�omiony widz�c w ich �odzi ca�� kup� ryb, oczywi�cie jak zwykle m�okos�w. � Minnows! � odrzekli kr�tko. Minnows to zbiorowa nazwa niedu�ych rybek z rodziny karpi o watych. Wi�c oni �owili na prawdziwe, nie�ywe rybki i szczupaki bra�y im jak zwariowane gardz�c tego dnia nasz� �liczn�, locz sztuczn� przyn�t� z blaszek: oto sakramenckie fanaberie wody! 26 Pewnie opu�ciliby�my Jezioro Cedrowe wcze�niej, ni� by�o w planie, gdyby nie arkadyjskie nastroje w naszym bungalowie i nie krztyna nadziei, tlej�cej w nas, dw�ch w�dkarzach. Durzyli�my si� skromn� otuch�, �e przecie� napotkamy w ko�cu jednego z owych legendarnych olbrzym�w, o kt�rych b��ka�y si� g�uche wie�ci w�r�d ludzi w Marathonie. Potrzebowali�my takiego szatana do zdj�� fotograficznych i do filmu. Przebywaj�c w le�nym ustroniu, gdzie wszystko doko�a, z wyj�tkiem jednych ryb, gra�o naj�arliwszymi barwami przyrody, gdzie lasy �piewa�y i podbija�y serce, a �ycie uk�ada�o si� jak w b�ogim �nie � w tym �licznym ustroniu jednak wzbiera�o w nas uczucie osobliwe i coraz bardziej niepokoj�ce: zacz�li�my marzy� o Kanadzie. O tej prawdziwej, dziewiczej, niezawodnej Kanadzie. Coraz cz�ciej si�gali�my w naszym bungalowie do map � w Kanadzie ma si� pod r�k� zawsze zatrz�sienie r�nych map � i g�odnym wzrokiem wodzili�my po p�nocnych wertepach. Ile� tam by�o przestronnej puszczy, bez tor�w kolejowych i autostrad, ile zagubionych w g�uszy jezior! Posun�� troch� palcem ku p�nocy, a oto wdzi�czy�y si� tajemne uroczyska, jakie� jeziora Killala, Kassaginini, Pagwachuan, Nagagami i tak mo�na by odkrywa� jednym niemal tchem dziesi�tki jezior. Jezior przez w�dkarzy nie tkni�tych! W przeddzie� naszego powrotu do Marathonu kr��yli�my, jak zazwyczaj, po drugiej stronie jeziora w pobli�u cypla, gdzie niedaleko g��bokiej wody z rzadka wyrasta�y trzciny, gdy wzi�a mi ryba. Jak zwykle w tym miejscu szczupak, bo chwyciwszy przyn�t�, gwa�townie rwa� w g��bin�. Podci��em i ledwo go powstrzyma�em; by� to nie lada okaz. Ale skoro tylko zacz��em go przyci�ga�, on z niebywa�� moc� szarpn�� i uwolni� si�. Po prostu zerwa� grub� �y�k� i da� drapaka z b�ystk� i hakiem. Spojrzeli�my na siebie zd�biali: mo�e to by� �w wy�niony olbrzym? Nast�pnego dnia mieli zjawi� si� po nas przyjaciele z Marathonu, lecz zanim przybyli, wczesnym rankiem wypadli�my jeszcze raz na nasze �owiska, zafascynowani besti�, kt�ra mi uciek�a poprzedniego dnia. Rwali�my motorem wprost na cypel. Przy czwartym czy pi�tym rzucie w�dk� poczu�em, �e co� wzi�o. Czy�by on? Jako� dziwnie zadrga�o i poci�gn�o, a gdy 27 zacz��em nawija� �y�k�, op�r ryby nagle os�ab�: cz�sto bywa�o, �e wielkie szczupaki, podci�te, sun�y w stron� w�dkarza. Lecz niestety tym razem tak nie by�o. By�o inaczej, by�o okropnie! Ale� sp�ata�o nam niespodziank�! Po prostu by� to oko�. Okonek. Okoniuszek. Zwyk�y okonek z �adnymi pr�gami, ale nie wi�kszy ni� palec wskazuj�cy. Zuchwa�a gnida rzuci�a si� na b�ystk�, dwa razy wi�ksz� od siebie, i ci�gn�a, ile w niej p�tackich si�: z bajki �abka, kt�ra chcia�a by� koniem. � Dawid! � krzykn�� Witold. � To� to Dawidek: silny duchem, n�dzny cia�em! Wi�c pozosta�y nam tu jeno marzenia o innych jeziorach. INDIANIE OD�IBUEJE 9. Beniaminek JL o cudaczny paradoks, jaka� nemezys dziejowa, �e w Kanadzie, tak wzbogaconej po drugiej wojnie �wiatowej i rozkwitaj�cej w ka�dej dziedzinie �ycia, jednocze�nie istnieje wci�� owa plama: sprawa Indian. Po wojnie bol�czka nagle nabiera wagi, wychodzi na forum publiczne, nara�a na wstyd za granic�, s�owem: zak��ca sen niejednemu ministrowi w Ottawie. Na gwa�t Kanadyjczycy staraj� si� rozwi�za� dra�liw� kwesti�, ale niespodzianie okazuje si�, �e to orzech piekielnie twardy i trudny do zgryzienia. Oto mszcz� si� wiekowe zaniedbania, wi�cej, zbrodnie, pope�niane od pokole� na Indianach, i uderzaj� w bia�ych mieszka�c�w dzisiejszej Kanady. Los gotuje tu zemst� niezwykle wyrafinowan�: kierownik�w kanadyjskiego spo�ecze�stwa obarcza nieczystym sumieniem i nie pozwala w spokoju za�ywa� dobrobytu, jakiego doznaje kraj. Jak dosz�o do tego zaognienia? Niew�tpliwie pr�dy wyzwole�cze, budz�ce do nowego �ycia ciemi�one ludy Azji i Afryki, odbi�y si� echem tak�e i w kanadyjskich lasach. Indianin zacz�� sobie u�wiadamia� swe poni�enie. Dalej: w czasie ostatniej wojny �wiatowej dziesi�tki tysi�cy ameryka�skich robotnik�w budowa�o w Kanadzie wielk� autostrad� na Alask�, a wraz z nimi mn�stwo in�ynier�w, etnograf�w, socjolog�w z USA zala�o ca�y kanadyjski zach�d, dzicz prawie bezludn�. Oni to, jak gdyby nie pope�niali ci�kich grzech�w na w�asnym podw�rku, wszcz�li ha�a�liwy alarm w prasie ameryka�skiej na temat n�dzy kanadyjskich Indian, alarm wielce k�opotliwy dla rz�dowych uszu w Ottawie. 31 Ale chyba nnjdotkliwszc szturcha�ce sz�y od strony Organizacji Narod�w Zjednoczonych, maj�cej sw� siedzib� o miedz�, w Nowym Jorku. 7. trybuny Organizacji pada�y w obronie wy-vcl> lud�w wa�kie s�owa, kt�rych ca�y �wiat musia� pi/ojydem, zw�aszcza gdy twardo wypowiadali je przed-� �� Zwiij/.ku Radzieckiego. Kanada chcia�a nale�e� do awan-wiir�d narod�w post�powych i nie�� pomoc obcej biedocie . .wlcclr, c�, kiedy niejeden urz�dnik ONZ-u mia� czelno�� � y�yka� ji>j nietaktownym palcem �a�osny los Indian kanadyj-iilch: �e niby Kanada dostrzega�a �d�b�a w oczach innych naro-�l'>w, a tramu we w�asnym oku nie widzia�a. Wi�c Kanada zauwa�y�a w�asny tram i, nieco zawstydzona, .1 b�d�c ambitnym krajem na wielkim dorobku, postanowi�a ekspresem z�o naprawi� i z�o�liwcom oenzetowym radykalnie zamkn�� g�by. Wi�c na Indianina zacz�y spada� dary i �aski jak z rogu obfito�ci. Od tego czasu sfery rz�dowe, pragn�ce oczy�ci� si� z zarzut�w, nie szcz�dz� wysi�ku ni pieni�dzy, by �wiatu udowodni�, �e zasypuj� Indianina przywilejami, �e jest on ich beniaminkiem, ich oczkiem w g�owie. I rzeczywi�cie zasypuj� do tego stopnia, �e wymizerowanym potomkom dawnych wojownik�w niemal w g�owie si� kr�ci. P�tora wieku temu upijano ich do nieprzytomno�ci zab�jcz� w�dk�, dzi� Indian osza�amia si� lawin� samaryta�skiej szczodrobliwo�ci. �Winnetou w inkubatorze", tak nazwa� dosadnie ten stan rzeczy redaktor Stefan Bratkowski w tygodniku Dooko�a �wiata. 10. Od�ibueje Na p�nocnych brzegach Jeziora G�rnego zetkn�li�my si� z wielu Indianami ze szczepu Od�ibuej�w (w pisowni angielskiej: Ojibway, a tak�e Chippewa), -wi�c ich losem szczeg�lnie si� zaj��em. �w szczep, jeden z najpot�niejszych w Ameryce P�nocnej, licz�cy dzi� jeszcze dwadzie�cia tysi�cy dusz, �y� i �yje na olbrzymiej przestrzeni przesz�o tysi�ca mil w p�nocnym Ontario ..Okoliczne lasy roi�y ai� od tost... (str. 1H) 32 ...Od kilkudziesi�ciu lat nie strzelane przytvykly uwa�a� cz�owieka- za jednego ze swoich... (atr. 80) i w przyleg�ych Stanach Zjednoczonych od brzeg�w rzeki Otta-wa, doko�a Jeziora G�rnego i dalej na zach�d' a� do skraju prerii w Manitobie. Do po�owy mniej wi�cej osiemnastego wieku by� to zdrowy, t�gi szczep pe�en godno�ci, o lu�nym co prawda uk�adzie politycznym, za to zwarty silnymi wi�zami swej prostej kultury, szczep o do�� wyrobionym charakterze i chlubnych obyczajach. Do po�owy tego� osiemnastego wieku Od�ibueje nie znali g�odu. Ruchliwi koczownicy, �yj�cy g��wnie z polowania i rybo��wstwa, przepadali tak�e za pokarmem ro�linnym: wiosn� warzyli syrop klonowy, latem zbierali dziki ry� na mieliznach swych jezior, a nieco p�niej jagody w lesie. Odwa�ni, umieli si� bi�, ale nie byli zaczepni. Wiedli wojny raczej obronne przeciw napastliwym wrogom, Irokezom na wschodzie i Sjuksom na zachodzie. I nie byli okrutni: z pogard� spogl�dali na srogich Iro-kez�w, przej�ci wstr�tem do ich nieludzkiego zwyczaju torturowania pojmanych je�c�w. Nieuchronny upadek Od�ibuej�w rozpocz�� si� w drugiej po�owie osiemnastego wieku, spowodowany, jak u innych Indian, przede wszystkim dwoma straszliwymi darami bia�ego cz�owieka: osp� i alkoholem. Indianie, nie uodpornieni na t� chorob�, gin�li w okresach epidemii jak muchy, alkohol za�, wmuszany im przez nikczemnych handlarzy sk�rek a� do utraty zmys��w, czyni� r�wnie zgubne spustoszenie. W pocz�tkach dziewi�tnastego wieku jak gdyby zabrak�o grubego zwierza w lasach, a ryb w jeziorach: g��d zagl�da� do india�skich wigwam�w rokrocznie przez par� miesi�cy i poch�ania� nowe ofiary. Dumny ongi� szczep by� ju� tylko kup� roztrz�sionych degenerat�w. Przewidywano rych�e jego wygini�cie. Wtedy rz�d angielski uzna� za po�yteczne, by wej�� legalnie w posiadanie ziem india�skich u�wi�conym sposobem �kupna". Wi�c z niedobitkami szczepu zawar� w 1850 roku traktat, jak gdyby czyni� to r�wny z r�wnym, wykupuj�c india�skie tereny, wynosz�ce 52 400 mil kwadratowych (przesz�o dwie pi�te Polski), za cztery tysi�ce funt�w szterling�w got�wk� i za dalsze raty /.coroczne w wysoko�ci tysi�ca stu.funt�w. Dobry dla bia�ych in- fjferes! Od�jjbuejom wyznaczono ma�e rezerwaty w r�nych oko- 33 licach p�nocnego Ontario niby to na w�asno�� szczepu, ale an-gielsko-kanadyjskie w�adze zaraz zastrzeg�y sobie w stosunku do Indian i do ziemi w rezerwatach bezwzgl�dniej sze prawa, ni� mia� na przyk�ad kierownik zak�adu poprawczego w stosunku do nieletnich delikwent�w. Jedno obostrzenie w rezerwatach wysz�o Indianom bezsprzecznie na dobre: zakazano im pi� wod� ognist� i zakazano handlarzom, by sprzedawali im alkohol. Natomiast pozwalano Indianom polowa� jak dotychczas i zak�ada� pu�apki na zwierz�ta futerkowe (bo to by�o w interesie bia�ych ludzi), ale poza tym � jakie spad�o na nich piek�o! Z ob�udn� bezwzgl�dno�ci�, tak znamienn� dla wielu dzia�aczy ery wiktoria�skiej, zacz�to traktowa� Indianina jak wynaturzone dziecko i zboczonego dzikusa, wi�c wypowiedziano bezlitosn� wojn� po prostu ca�ej jego in-dia�sko�ci, jego pi�knej, acz prostej kulturze, wojn� jego wierzeniom i obyczajom. Z zawzi�to�ci� barbarzy�c�w u w�adzy zdzierano z niego wszystko, co by�o drogie jego duszy, nie darowano nawet jego �piewom i ta�com, ba, zwalczano jego niewinne uczty i objawy go�cinno�ci. Czy�by wed�ug plan�w fanatycznych reformator�w Indianin mia� sta� si� jakim� makabrycznym, osowia�ym, z�amanym psychopat� i jako taki wygin��? Na szcz�cie oko�o 1