16473
Szczegóły |
Tytuł |
16473 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16473 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16473 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16473 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SOHEIR KHASHOGGI
PIEŚŃ NADII
ISBN 83-7298-853-6
Chciałabym zadedykować tę książkę pamięci mego najdroższego bratanka, Dodiego
Fayeda.
Od dnia, w którym się urodziłeś, kochałam cię jak najdroższego młodszego brata.
A ty, kiedy wyrosłeś na łagodnego i troskliwego człowieka, zawsze traktowałeś
mnie uprzejmie i okazywałeś mi miłość.
Odszedłeś — za wcześnie — lecz w moim sercu będziesz żył
zawsze.
Pot>zickow*tita
Jestem wdzięczna Lillian Africano za jej ogromną pracę, cudowną motywację i
zainteresowanie, które umożliwiły mi napisanie tej książki. Jestem ogromnie
wdzięczna za wszelką pomoc, jakiej mi udzieliła w odtworzeniu fascynującej
atmosfery Aleksandrii, wielkiego, tajemniczego, podniecającego i pięknego miasta,
w którym się wychowałam. Zawsze pragnęłam napisać historię, która opiera się na
cudach Egiptu. Lillian, praca z tobą jak zawsze była niezwykłą przyjemnością.
Dziękuję ci.
Wszystkim wspaniałym ludziom, którzy mieszkali tam i poznali piękno Egiptu,
dziękuję za ich pomoc.
Wdzięczność należy się również mojemu agentowi, Sterlin-gowi Lordowi, oraz
wszystkim moim przyjaciołom za ich poparcie i zachęty. W szczególności
chciałabym podziękować Zohrehowi. Twoje poparcie, entuzjazm i odwaga
niewyobrażalnie mi pomogły.
Na koniec chciałabym podziękować moim cudownym córkom. Samiha, Naela, Farida i
Hana podtrzymywały mnie na duchu w trakcie wielu czarnych dni, a ich miłość i
troska są dla mnie całym światem.
?ro1o5
Córka Słowika
Aleksandria, Egipt, 1983 rok
2 Zawodzenie kobiet wydawało się wręcz ogłuszające, L bolesny, przenikliwy
lament Bliskiego Wschodu, uno-Ji szący się z pół miliona gardeł. Cała nadmorska
droga przekształciła się w rzekę czerni zasłaniającą znajdujący się poza nią
błękit morza.
Idąc za trumną, Gabrielłe usiłowała nie słyszeć tych dźwięków. Pierwotny żal,
jaki one wyrażały, zdawał się nie mieć nic wspólnego z jej własnym. Był
rzeczywisty, lecz należał jakby do innego świata, świata istniejącego poza jej
sercem.
Już po raz drugi w swym życiu Gabrielłe Misry brała udział w pogrzebie swojej
matki.
Gdzieś z przodu tłumy zaczęły napierać na trumnę i żołnierze odparli je,
bynajmniej nie łagodnie. Karima Ahmad była legendą z powodu swoich występów na
rzecz wojska na egipskich frontach i czczona za swą hojność dla weteranów po
zakończeniu walk — nikomu nie wolno było wywoływać zamieszek w trakcie jej
ostatniej drogi. Niosący trumnę sami byli odznaczonymi medalami bohaterami walk
ze wszystkich służb wojskowych w kraju. Gaby widziała, że niektórzy z nich
płakali. Według gazet mężczyźni bili się o przywilej niesienia Kari-my na
miejsce jej ostatniego spoczynku.
Pojedyncze głosy wybijały się ponad wrzawą.
— Żegnaj, Karimo, kochamy cię!
Albo:
7
— Dlaczego nas opuściłaś, o Karawan}
Karawan — Słowik. Przydomek ten odzwierciedlał czyste, rozdzierające serce
piękno głosu Karimy i naturalną, niczym nie upiększaną wirtuozerię jej śpiewu.
Profesjonalistka w Gaby nie mogła powstrzymać się od porównywania rozgrywającej
się wokół niej sceny z jedyną podobną do niej, jakiej była świadkiem sześć lat
wcześniej, kiedy w ramach części programu dla NBC robiła reportaż w Kairze z
procesji pogrzebowej Um Kalthum, największej śpiewaczki egipskiej i bohaterki
Karimy, jej byłej mentorki i przyjaciółki.
Tłumy były wówczas większe, o wiele większe, lecz tamten pogrzeb miał miejsce w
Kairze. A Um Kalthum była czymś więcej niż legendą. Wszelki biznes, ruch uliczny
i rozmowy — dosłownie wszystko — ustawało w całym arabskim świecie, kiedy
nadawano przez radio jej głos. Mówiono nawet, że sam prezydent Naser nigdy nie
planował choćby nie wiadomo jak ważnego przemówienia w czasie audycji, w których
występowała Um Kalthum.
Jakaś kobieta w średnim wieku ruszyła do przodu, płacząc.
— Utracona córka! Niech Bóg okaże ci miłosierdzie, biedna dziewczyno!
Ktoś ją odciągnął.
„Utracona córka" — pomyślała Gaby. „Nadia. To ja".
Nagle to wszystko wydało jej się już nie do zniesienia — ten cały tłum,
zawodzenie, słońce Aleksandrii, kołysząca się czarna trumna. Jej matka — zmarła
w wieku pięćdziesięciu trzech lat. Dlaczego?
Jakaś mocna ręka ujęła ją pod łokieć.
— Nie zasłabłaś? — Generał Farid Hamza, wyłoniwszy się niczym czołg, spoglądał
na nią zatroskany.
— Nie, to nic takiego — odpowiedziała. Przez chwilę pomyślała o swoim ojcu,
żałując, że go tu nie ma. Jednakże biorąc pod uwagę okoliczności, naturalnie
dokonał właściwego wyboru.
Hamza pozostał u jej boku, podpierając ją siłą, jaką — zro-
8
zumiała nagle Gaby — musiał być dla Karimy, aż stało się coś, przed czym już nie
mógł jej osłonić.
Kiedy Gaby poznała generała, przypuszczała, że on i Karima byli kochankami.
Przypuszczenie okazało się jednak błędne. Tych dwoje ludzi łączyło coś zupełnie
innego — doskonała przyjaźń oparta na granicie niewzruszonego oddania Farida.
Twarz Hamzy zdawała się brązową maską smutku, lecz nie ronił łez. Po lewej
stronie Gaby, jej wuj, brat Karimy — Omar, nie kontrolował tak swego żalu,
płacząc jak dziecko i błagając dobroczynnego i miłosiernego Boga, aby zabrał go
wraz z jego siostrą do nieba.
— Wszystko będzie dobrze, wujku — próbowała go uspokoić, lecz on kręcił jedynie
szaleńczo głową, niepocieszony.
Władze najwidoczniej zapamiętały lekcje z pogrzebu Um Kalthum, w trakcie którego
tłum tak się podniecił, iż trzeba było włożyć trumnę do karetki pogotowia, aby
ochronić ją przed żałobnikami. Dzisiejsza piesza procesja była jedynie
ustępstwem na rzecz tradycji — nie przemierzyła nawet kilometra. Szereg
żołnierzy utrzymywał tłum w ryzach, podczas gdy ci w paradnych mundurach,
niosący trumnę, wsunęli ją na karawan, którym odbędzie resztę ostatniej drogi na
cmentarz, gdzie Karima miała zostać pochowana obok swojego męża.
Odchodząc od tradycji, Hamza załatwił wojskowy samochód dla rodziny Karimy, tak
aby dać Gaby parę chwil wytchnienia od tysięcy zgłodniałych oczu. Otworzył przed
nią drzwiczki. Omar, nadal płacząc, wszedł do wozu z drugiej strony. Kiedy Gaby
osuwała się z wdzięcznością pod osłonę samochodu, zobaczyła skierowane z tłumu
prosto na siebie soczewki aparatu fotograficznego. Wszędzie roiło się od
fotoreporterów. W większości krajów muzułmańskich zdarto by im z karków te ich
nikony, lecz to był Egipt.
Coś nakazało Gaby patrzeć dalej, kiedy mężczyzna skończył ujęcie i opuścił
aparat. Jego oczy doszukały się oczu kobiety i zatrzymały jej wzrok — to był
Sean McCourt, światowej sławy fotoreporter, który uganiał się za konfliktami,
tak jak
9
inni poszukiwali skarbów. Sean był dla niej niegdyś bohaterem, a na bardzo
krótko nawet czymś więcej. A potem pojawiał się i znikał z jej życia niczym
piękny sen, który ulatniał się nad ranem.
W oczach Seana widoczne było to samo zatroskanie, jakie Gaby widziała u Farida
Hamzy. A potem na jego ustach pojawił się smutny uśmieszek i mężczyzna podniósł
dłoń — powitanie po latach. Powitanie i pożegnanie zarazem. Jutro znajdzie się
być może w Afganistanie albo w Argentynie. Takie bowiem było życie Seana
McCourta.
Generał Hamza zamknął drzwiczki.
I było po wszystkim.
Gaby zasiedziała się w willi swego wuja, nadal usiłując sklecić to wszystko
razem, odnaleźć sens w tej bezsensownej śmierci swej matki. Omar tłumaczył jej
jakieś prawne szczegóły, mówiąc, że Karima nie spisała testamentu. Zgodnie z
egipskim prawem dwie trzecie jej majątku przechodziło zatem na jej brata, a
jedynie trzecia część na córkę. To były spore pieniądze.
—- Masz wziąć połowę — powiedział do Gaby głosem ochrypłym z płaczu. — Prawo
jest niesprawiedliwe.
— Nie. Nie jest mi to potrzebne i wolę uniknąć komplikacji. Tych wszystkich
prawników.
— No cóż — odpowiedział Omar z roztargnieniem. — Przypuszczam, że kiedyś i tak
to wszystko będzie twoje. — Nigdy się nie ożenił i nie miał własnych dzieci.
Krążyły plotki, że to ze względu na oddanie siostrze i jego zakrojoną na szeroką
skalę działalność dobroczynną.
Od czasu do czasu przychodzili przyjaciele Omara, aby złożyć kondolencje.
Wydawało się, że byli to przeważnie ludzie tacy jak on — posiadający rozległe
interesy i liczne polityczne powiązania. Rozmawiali z nim krótko na temat tego
czy innego przedsięwzięcia na rynku albo zmiany sił politycznych w rządzie.
Niektórzy z nich wydawali się zatroskani. Wraz
10
z zamachem na Anwara Sadata nastąpiły poważne zmiany. Nagle grunt pod nogami nie
wydawał się już taki pewny.
W chwili kiedy pozostała wreszcie sama z wujem, Gaby zadała pytanie, które
zadawała sobie od czasu, gdy dotarła do niej wiadomość o śmierci Karimy.
— Wujku, ale dlaczego? Nie mogę uwierzyć, że ona umarła tak... jak mówią. A ty?
Karima zmarła w pokoju hotelowym w Damaszku w trakcie koncertowego tournee. Z
szacunku dla ikony uwielbianej przez cały arabski świat, syryjskie władze celowo
wymijająco wyjaśniły okoliczności jej śmierci, lecz wkrótce wiadomości prasowe
stwierdziły, że było to przedawkowanie: barbiturany i alkohol, ten ostatni
bardziej szokujący dla dobrych muzułmanów niż to pierwsze. Po ujawnieniu
informacji policja w Damaszku tylko potwierdziła, że wielka piosenkarka
faktycznie zmarła w taki sposób.
— Nie wierzę w to — oświadczył Omar kategorycznie. Lecz potem machnął bezradnie
ręką. — Ach, któż to wie? Świat, w którym żyła, to całe uwielbienie — tak się
różnił od naszego. Naturalnie ty również wiesz coś niecoś na temat sławy. Lecz
Karima — ona była ponad sławą. I kto wie, jak coś takiego wpłynie na człowieka.
— Opadł ciężko na krzesło. — Zawsze będziemy się zastanawiać — i ty, i ja, moja
najdroższa siostrzenico. Lecz proszę, proszę cię — rozmawiajmy o czymś innym. To
za bardzo bolesne.
Smutek wyryty na twarzy wuja nakazał Gaby zaniechać tematu. Niedługo potem
pożegnała się z nim, zanim opuściła Aleksandrię. Złożyła wizytę ?????'??? ?
Catherine Auste-nom, starszemu małżeństwu, którzy zatrudniali swojego czasu ojca
Karimy. Jedynie kilka osób wiedziało, a wraz z odejściem Karimy jeszcze mniej,
że Austenowie byli w rzeczywistości dziadkami Gabrielli. Omar był jednym z tych,
którzy wiedzieli, on jednak pogardzał Austenami. Henrym, dlatego że był
Anglikiem, a Catherine, ponieważ zaprzeczała swemu egipskiemu pochodzeniu.
11
Farid Hamza odwiedził starszą parę, która robiła wrażenie zdruzgotanej utratą
Karimy. Gaby pocieszała ich, jak mogła. Kiedy Hamza wychodził, udało jej się
zostać ż nim na moment samej.
— Dziękuję panu za pańską uprzejmość, generale. Ale proszę, muszę o to zapytać.
Znał pan moją matkę równie dobrze jak inni. Jak mogło do tego dojść?
Hamza pokręcił głową.
— Nie wiem, dziecko. To nie ma sensu. Lecz kiedy udałem się do Damaszku, by...
przywieźć twoją matkę z powrotem, rozmawiałem z naczelnikiem syryjskiego urzędu
bezpieczeństwa, starym przyjacielem. Zapewniał mnie, że nie ma mowy o pomyłce.
— Była taka młoda — powiedziała Gaby miękko, głos jej się załamał. — To
niesprawiedliwe. Myślałam, że spędzimy razem trochę czasu, nadrobimy to, co
straciłyśmy. Te wszystkie lata.
— Ja również. — Ponownie mocna ręka dotknęła jej ramienia. — Bądź dzielna,
Gabrielle. Twoja matka kochała cię z całej duszy. Allah zsyła na nas wiele
rzeczy, których nie rozumiemy i których niemal nie jesteśmy w stanie znieść,
lecz mimo to musimy je zaakceptować.
„Nie!" — pomyślała Gaby. „Ja nie mogę. Nie mogę zaakceptować jej ponownej utraty,
nie w taki sposób. Nie mogę pogodzić się z tym, że moja matka była narkomanką i
alkoho-liczką. Słowik był czymś więcej niż głosem swego kraju, jego wieszczką.
Karima śpiewała o chwale Egiptu, o jego smutkach i triumfach — a Egipt kochał ją
za to. A teraz, skończyć w ten sposób, w taki nędzny sposób — nie, tego nie
można zaakceptować".
Nie polemizowała z fatalizmem generała. Mimo iż Hamza dźwigał swój smutek z o
wiele większym stoicyzmem niż Omar, on również zdawał się cierpieć podczas
jakiejkolwiek dyskusji na temat smutnej i nieszczęsnej śmierci Karimy.
Przyrzekłszy, że pozostanie z nim w kontakcie — widziała bowiem
12
jasno, ile to znaczyło dla starego przyjaciela matki — Gaby impulsywnie
pocałowała generała i wróciła do swego hotelu.
Zastała tam niezliczone telegramy i listy kondolencyjne. Jeden z nich był od
Seana McCourta — żadnej notatki, jedynie zdjęcie łąki pełnej polnych kwiatów
wraz z jego podpisem. Spakowała się i zadzwoniła po taksówkę. Ojciec będzie
czekał, żeby ją pocieszyć. On jednak, naturalnie, nie był wcale jej ojcem — a w
każdym razie nie rodzonym.
Na lotnisku ludzie gapili się na nią. Wszyscy w Egipcie znali — a przynajmniej
wydawało im się, że znali — historię córki ich Słowika.
Gabrielle nigdy przedtem nie czuła się tak osamotniona.
?*
RorbrUł 1
Aleksandria, 1940 rok
5&$S ?° r°ku n<* wiosnę, kiedy w Kairze robi się nieznośnie ?*???? gorąco, król
Faruk opuszczał swoje dwa wspaniałe, kair-tok> «*» skie pałace i szukał
schronienia w pieszczotliwych morskich wietrzykach Aleksandrii, gdzie również
utrzymywał dwa pałace. Starszy z nich, Ras-eł-Tin, stanowił oficjalną rezydencję
i był miejscem formalnych funkcji państwowych, obciążonych protokołem i
krasomów-stwem dyplomatów. Do prawdziwych przyjemności Faruk wolał paląc Muntaza,
położony parę kilometrów na wschód przy nadmorskiej drodze, która wiła się
zmysłowo wzdłuż Morza Śródziemnego. Pięciopiętrowa fantazja we florenckim stylu,
z przyłączoną doń bezsensowną, dziesięciopiętrową dzwonnicą, Muntaza leżał
pośród kołyszących się drzew palmowych, jego długie, białe balkony uśmiechały
się ponad prawie trzydziestoma hektarami pieczołowicie utrzymanych ogrodów i
najwspanialszej plaży w Egipcie.
Było to marzenie uwodziciela, oaza egzotycznych kwiatów, stad kolorowo
upierzonych ptaków importowanych z Sudanu i gazeli wędrujących swobodnie,
oswojonych na tyle, by pić z ukrytych stawów, w których w późniejszych latach
król będzie się oddawał erotycznym wodnym zabawom z jedną ze swoich
niezliczonych kochanek, którą akurat w tym momencie najbardziej faworyzował. O
północy, według najlepiej poinformowanych gości, pałac ów stawał się być może
najbardziej romantycznym miejscem na ziemi.
Krótko mówiąc, Muntaza kojarzył się z zabawą, a wiosną 1940 roku Farukowi bardzo
była zabawa potrzebna. Miał dopiero dwa-
17
dzieścia łat, był władcą zaledwie trzy lata, mężem jedynie dwa, a mimo to miał
wrażenie, że rozstępuje mu się ziemia pod nogami. Jego żona, Farida, urodziła mu
niedawno drugie dziecko, lecz podobnie jak to pierwsze, była to dziewczynka. I
tak jak żaden arabski mężczyzna nie był w pełni mężczyzną, dopóki nie spłodził
syna, tak żaden monarcha nie był w pełni krółem, dopóki nie miał męskiego
dziedzica. Po gorzkim rozczarowaniu, w stosunkach między mężem a żoną nastąpiło
oziębienie i teraz Faruk miał powody, by wierzyć, że Farida miała — łub
przynajmniej zamierzała mieć — romans z przystojnym, młodym pilotem sił
lotniczych, który, niestety, był również jego dalekim krewnym.
No i do tego była jeszcze ta wojna, która niszczyła Europę. Egipt pozostawał
neutralny, ale na jak długo? Dwieście tysięcy włoskich żołnierzy stało
zgromadzonych na granicy Libii, a w Aleksandrii obowiązywało zaciemnienie. Jeśli
zaś chodziło o Niemców, nikt nie wiedział, kiedy łub skąd mogliby uderzyć, lecz
niewielu wątpiło, że atak taki nastąpi. Tymczasem Brytyjczycy napływali
tysiącami, ażeby bronić Kanału Sueskiego, strategicznej drogi komunikacyjnej dla
ich imperium. Nie cenili też sobie wcale wysiłków Farukapróbującego uchronić
swój kraj przed konfliktem. Wiedział, że istniała możliwość, iż go usuną z tronu,
mogliby to osiągnąć w każdej chwili przy użyciu paru czołgów — a w Egipcie
brytyjskich czołgów nie brakowało.
A co najgorsze, przynajmniej z punktu widzenia młodego monarchy, jego uroda
zaczynała cierpieć z powodu tego napięcia. Zaczęła mu się cofać Unia włosów i
codziennie przybywał na wadze —jeśli nie będzie uważał, wkrótce stanie się wręcz
gruby. Jeśli jednak istniała jakaś cecha, której Faruk zdecydowanie nie posiadał,
to była nią skłonność do zamartwiania się, a jego lekarstwem na wiele przykrości
było to, które stosował w każdej kryzysowej sytuacji aż do końca swego życia.
Urządzał przyjęcie.
— Och, tu jest po prostu wspaniale! — wykrzyknęła Ca-therine Austen do męża,
kiedy ich samochód w szeregu setek innych wjechał w wysokie bramy Muntazy.
18
— Rzeczywiście, cudownie — skomentował Henry Austen swym najbardziej ugodowym
głosem. Cały ranek sprzeczali się ze sobą, do czego dochodziło ostatnio tak
często, a on nade wszystko pragnął spokoju, zwłaszcza w obecności ich
dziesięcioletniego syna, Charlesa.
— Wspaniale! — powtórzyła Catherine. — Tak właśnie wyobrażam sobie Tarę. —
Przeczytała Przeminęło z wiatrem na długo, zanim przyszło zaproszenie
wyznaczające akurat tę powieść za temat spotkania w pałacu Muntaza.
Przygotowując się do tej zabawy, studiowała książkę niczym Biblię. Rozpaczliwie
miała nadzieję, że jej kinowa wersja dotrze do Aleksandrii przed owym wielkim
wydarzeniem, ale niestety nie dotarła.
Henry nie zdołał jeszcze przebrnąć przez powieść i posiadał jedynie niejasne
wyobrażenie o Tarze. Odwiedził jednak niegdyś plantacje na amerykańskim Południu,
sam był posiadaczem plantacji w Egipcie, lecz żadna z nich nie przypominała mu
za bardzo roztaczającej się przed nimi sceny. Miało się wrażenie, że połowa
Nubii została importowana do ogrodów Muntazy i poprzebierana w kostiumy
zajmowała się wykonywaniem różnych wieśniaczych czynności pomiędzy belami
bawełny porozrzucanymi pod gałęziami mirtu i wiciokrzewu.
Jakież to ironiczne. Henry mógł doszukiwać się źródeł swego majątku — bardzo
dużego zresztą — bezpośrednio w amerykańskiej wojnie domowej. Kiedy północna
blokada morska odcięła dopływ do Anglii bawełny z Południa, Egipt wypełnił tę
lukę. To, co do tej pory stanowiło niewielką, lokalną uprawę, stało się nagle
najważniejszym towarem eksportowym kraju. Wkrótce potem przyjechał tu dziadek
Henry'ego, zaczął skupywać pola bawełny i stopniowo się wzbogacił.
Ojciec Henry'ego, tak jak wielu milionerów z drugiej generacji, niemal wszystko
przepuścił, marnotrawiąc czas i pieniądze w Londynie, podczas gdy najemni
zarządcy w Egipcie okradali go do ostatniego grosza. I tylko pierwsza wojna
światowa wraz ze swoim nienasyconym zapotrzebowaniem na bawełnę do produkcji
wszystkiego, począwszy od mundurów i namiotów po
19
płócienne obicia samolotowych skrzydeł, uchroniła go od utraty ziemi. Nie
trzymało się go jednak szczęście. Dwa lata po zawieszeniu broni zmarł na zawał
serca wywołany piciem i przemęczeniem nadmiernymi wyczynami w londyńskim burdelu.
Jego starszy syn, brat Henry'ego, odziedziczył pieniądze i tytuł — choć niewiele
znaczący — wraz z majątkiem ziemskim w Anglii. Henry otrzymał bawełniane
plantacje pośrodku światowego załamania się cen na bawełnę. Ale to nic. Sam
będąc jeszcze prawie nastolatkiem, pojechał do Egiptu, zwolnił zarządców i krok
po kroku odbudował interes, aż zaczął przynosić mu korzyści i w końcu się
wzbogacił. A teraz następna wojna czyniła go jeszcze bogatszym, niż mógł to
sobie wymarzyć — czy też w ogóle jakim kiedykolwiek chciał być.
— Czy ci czarni ludzie to niewolnicy, ojcze? — zapytał Charles. Była to jego
pierwsza wizyta w pałacu Muntaza i zdawał się tym podniecony. Miał na sobie coś,
co matka jego uważała za mundur konfederackiego dobosza.
— To służba, synu — odpowiedział Henry, mając nadzieję, że to prawda. Bóg
wiedział, że linia pomiędzy tymi dwoma kategoriami mogła być na Bliskim
Wschodzie bardzo cienka.
— Ale oni udają, że są niewolnikami — dodała Catherine usłużnie.
— Dlaczego?
— Dla pieniędzy — odpowiedział Henry w tym samym momencie, w którym jego żona
powiedziała:
— Dla zabawy.
Nastała krótka, nieprzyjemna cisza, zanim Charles roześmiał się z ich nieudanych
prób.
— Słyszałem — odezwał się Henry dla nawiązania rozmowy — że Faruk zatrudnia tu
trzystu ogrodników na pełnym etacie.
— Naprawdę? Aż trzystu? — Każdy szczegół o pałacowym życiu fascynował Catherine.
— Czy rzeczywiście potrzebuje ich tak wielu?
— O, wydaje mi się, że tak. Większość z nich naturalnie
20
nie robi nic innego poza podlewaniem. — Henry rozglądnął się w skupieniu. —
Byłbym w stanie uprawiać następne cztery tysiące hektarów przy mniejszej pomocy.
Catherine nic nie odpowiedziała, a on skrzywił się bezgłośnie. Cóż za
niezręczność, żeby tak wtrącić praktyczną uwagę w coś, co ona najwyraźniej
uważała za baśń, która ziściła jej się w życiu.
Spojrzał na nią ukradkiem. Zdał sobie nagle sprawę z uczucia pożądania i
frustracji, że była tak piękna jak zawsze — w jej błękitnych niczym morze oczach
odbijała się głęboka zieleń sukni, mającej imitować, jak to mu wyjaśniła, suknię,
którą Scarlett ?'???? zrobiła sobie z zasłon. Dopasowany kolorem parasol chronił
ją przed ostrym, południowym słońcem, kremowa skóra — spuścizna po angielskiej
matce, córce misjonarza — była jej skrzętnie chronioną dumą.
Rzeczywiście, poza kruczoczarnymi włosami odziedziczonymi po egipskim ojcu,
Catherine wyglądała jak prawdziwa Ingliziya. „A jednak to dziwne" — pomyślał
Henry. Gdyby była czystą Angielką, może nie widziałby w niej nic poza piękną
kobietą. Jednakże to Egipt w niej przywabił go i zafascynował, nakazał mu miłość,
tak jak nakazywała mu ją sama ziemia.
Spochmurniał jak zawsze, kiedy omijał prawdę o ich problemach. Odsuwali się od
siebie jak dwa statki mijające się w nocy i na tyle, na ile rozumiał, powodem
tego stanu było to, że on kochał Egipt i życie, które tu sobie zbudował, podczas
gdy ona zdawała się coraz bardziej pogardzać i jednym, i drugim. Henry spokojnie
i radośnie zasymilował się — jak to lubili określać jego angielscy przyjaciele —
a Catherine równie spokojnie odwróciła się plecami do kraju, w którym się
urodziła, i stała się zaciekłą anglofilką. Wydawało się, że nic dla niej nie
znaczyło, iż powszechnie nazywano go „paszą", określeniem wyrażającym najwyższy
szacunek, jakiego mężczyzna mógł się dopracować w Egipcie — najprawdopodobniej
zamieniłaby ten tytuł na najlichszy tytuł baroneta w Dorset.
21
Zbliżali się już do pałacu, na trawniku unosiły się dźwięki orkiestry smyczkowej.
Henry wiedział, że w środku będzie pewno jeszcze jedna lub dwie — król nie
należał do oszczędzających na swoich rozrywkach.
Krawat Henry'ego na przodzie koszuli z żabotem rozwiązał się, więc niezdarnie
usiłował go zawiązać. Według Catherine przebrany był za Ashleya Wilkesa. Z tego,
co przeczytał na temat tego książkowego bohatera, Henry nie był za bardzo pewien,
czy miało to mu pochlebiać, czy też raczej go przerażać.
Catherine patrzyła na męża zmagającego się z krawatem.
— Chodź tu — powiedziała w końcu. — Ja to zrobię. — Jego szybki uśmiech
wdzięczności przygnębił ją. Przez myśl przemknęło jej określenie „obowiązek
żony". Mocno opalony, był tak brązowy od słońca jak pierwszy lepszy wieśniak
znad Nilu. To pewno nieuniknione, skoro był plantatorem, lecz w każdej chwili
mógłby się przebrać w galabiję i nawiedzać meczety.
— A cóż to za melodia, którą grają? — zapytał.
— To muzyka z filmu — odpowiedziała. Jakież to do niego podobne, żeby jej nie
rozpoznać. Słyszała ją już ze sto razy w radiu.
Jednakże Cathrine nie mogła podtrzymywać swego rozdrażnienia. W końcu był to
królewski pałac. Trzeba to było przyznać Henry'emu. Był właściwie stałym
bywalcem w Mun-taza i w Ras-el-Tin. Król po prostu go lubił — przynajmniej tak
powiedziała żona attache z ambasady. Zręcznie ukryta pod tym wiadomość mówiła
jednak, że być może Henry okazywał królowi zbyt wiele szacunku, jak na Anglika.
Sam ambasador brytyjski, Miles Lampson, często i otwarcie nazywał Faruka
„chłopcem".
Samochód zatrzymał się i wysoki Nubijczyk w zielonych niczym Nil jedwabiach
pałacowej liberii pośpieszył, aby pomóc im wysiąść. Przywitał ich licznymi
pozdrowieniami. Catherine
22
zobaczyła z przyjemnością, że goście byli w większości cudzoziemcami — głównie
Brytyjczykami, lecz obficie zmieszanymi z aleksandryjskimi Grekami i
Syryjczykami, a niekiedy z Francuzami i Amerykanami. Chateau Lafitte-Rothschild
'29 dla większości gości, podczas gdy dla wstrzemięźliwych muzułmanów i kilkorga
dzieci dostępne były słodzone, owocowe soki.
— Catherine Austen! Panna ?'????. ? pan Wilkes, jak sądzę?
— Jackie! Miło cię tu widzieć — odpowiedziała szczerze Catherine. Jackie
Lampson, absurdalnie młoda żona ambasadora, zaledwie dwudziestokilkuletnia, była
żwawą, ładną kobietką, która pomimo swej słynnej kokieterii i wręcz laleczko-
watej urody nie miała ani jednego wroga na świecie.
— A ja — powiedziała Jackie, wskazując na swój kostium — jestem Melanią o
złotym sercu. Wydaje mi się, że nazywa się to obsadą roli niezgodnej z
charakterem.
Nagle wyłonił się Miles Lampson, potężny przy swoich stu dziewięćdziesięciu
pięciu centymetrach wzrostu i prawie stu trzydziestu kilogramach żywej wagi, i
zasalutował Charlesowi.
— Wojskowa dyscyplina — zwrócił się do Henry'ego. — Niezbędna w dzisiejszych
czasach, lecz niestety, w niektórych kwaterach zupełnie nieistniejąca.
Przypuszczam, że będę musiał porozmawiać na ten temat z naszym chłopcem.
— Z Farukiem? — zapytał Henry. — A o co chodzi?
— O zaciemnienie — odrzekł Miles. Nie przebrał się w żaden kostium, lecz jego
tradycyjny surdut i muszka nie wydawały się nie na miejscu. Górował nad swoją
drobniutką żoną i był od niej niemal o czterdzieści lat starszy. Nikt, a
zwłaszcza Catherine, nie mógł zrozumieć, dlaczego Jackie go poślubiła.
— Pewien kapitan z jednego z naszych statków złożył interesujący raport —
ciągnął Miles. — Powiedział, że w ostatnią sobotę widział Aleksandrię z
odległości pięćdziesięciu kilometrów. Jak sądzisz, co było źródłem światła?
— Nie mam pojęcia — odparł Henry.
— Właśnie pośród niego stoimy. Pałac Muntaza świeci ni-
23
czym latarnia morska. — Miles westchnął głęboko. — Nie mówię naturalnie, że to
celowe. Ale kto wie? Połowa tych hul-tajów czeka z zapartym tchem na Muhammada
Haidara, żeby wkroczył i nas przegonił.
Na tę wzmiankę wszyscy uśmiechnęli się ponuro. Za pomocą znakomitego
pociągnięcia propagandowego Niemcy zaczęli szerzyć pogłoski, że Adolf Hitler był
w rzeczywistości muzułmaninem urodzonym jako Muhammad Haidar w jakiejś egipskiej
wiosce. Fellachom uprawiającym ziemię tylko tego trzeba było do wyboru strony,
po której należało się opowiedzieć w wojnie. Wykształceni Egipcjanie mieli
naturalnie więcej rozumu w głowie, ale nawet i pośród nich powszechnie uważano,
że Niemcy nie mogli być przecież gorsi od Anglików.
— Z całą pewnością, kochanie, nie będziemy tu stać i przez cały dzień rozmawiać
o tych okropieństwach. Ludzie już wchodzą do środka. Chodźmy, Catherine. Ja
wprowadzę twojego przystojnego męża. Użyję wszelkich sztuczek, żeby go zmusić do
zatańczenia ze mną
— To się może zakończyć twoim pogrzebem — odparła Catherine. Henry słynął z
tego, że nienawidził tańczyć i był boleśnie niezdarny, kiedy go do tego zmuszano.
Jackie wyciągnęła w stronę Henry'ego rękę
— Ashley jest moim bratem — powiedziała, usiłując naśladować południowy akcent.
— Ale cóż znaczy małe kazirodztwo pomiędzy bratem a siostrą?
Wewnątrz pałac Muntaza błyszczał. Inkrustowane złotem, nefrytami i topazami
wizerunki tańczących dziewcząt w różnych stadiach roznegliżowania poruszały się
na ścianach z marmuru i drogocennego drzewa. Jarzyły się żyrandole. Wystawiony w
wejściu do ogromnego salonu jadłospis obiecywał ucztę z dwudziestu dań —
przepiórek w białym winie, podsmażanych krewetek śródziemnomorskich, pieczonych
na roż-
24
nach królików, fig i miękkich serów, prowansalskiej zupy rybnej z szafranem —
Catherine przestała czytać. Jedzenie było w końcu tylko jedzeniem. Przyjemność
sprawiali jej ludzie — te wszystkie cudowne kobiety i przystojni mężczyźni
przebrani w stroje bohaterów powieści, której akcja toczyła się w odległych
czasach i kraju, który niewielu z nich kiedykolwiek w ogóle widziało. To, że
większość z nich była Anglikami, odpowiadało jej jeszcze bardziej.
Salon był zatłoczony. Na odległym końcu siedziała czterdziestoosobowa orkiestra,
akurat w tym momencie cicha. Jackie szczebiotała do Henry'ego, który zdawał się
nie wiedzieć, co dalej robić. Miles zniknął gdzieś, również Charles ulotnił się
z paroma innymi młodzieńcami, którzy nie mieli ochoty uczestniczyć w tym nudnym
rytuale dorosłych.
Catherine poczuła lekkie uderzenie na ramieniu. Spojrzała w dół i spostrzegła
kulkę chleba wielkości ziarenka grochu, upadającą na posadzkę. Uniosła wzrok i
spostrzegła następną, przelatującą nad głową Jackie, by trafić Henry'ego w oko.
Henry nie wydawał się zaskoczony.
— Wasza wysokość — powiedział.
Catherine odwróciła się i zobaczyła nadchodzącego króla. Niejasno przypomniała
sobie, jak Henry opowiadał jej o dziecięcej przyjemności, jaką czerpał ten młody
mężczyzna z zajęcia takiego jak rzucanie kulkami chleba w ludzi, których uważał
za nudnych i nadąsanych.
Faruk śmiał się.
— Henry paszo, widzisz, co ze mnie uczyniły te angielskie szkoły wojskowe?
Zepsuły moją celność oka. Nigdy już nie zostanę artylerzystą. — I zwrócił się do
Catherine. Był wyższy, niż pamiętała. — Stokrotnie przepraszam, madam. Błagam,
niech mi pani wybaczy. Proszę poświęcić mi taniec. Aby okazać mi przebaczenie.
Stało się to tak szybko. Jak za sprawą czarów, muzykanci zaczęli grać walca
Straussa, a król porwał ją do tańca po całej sali. Tańczył cudownie.
25
— Jesteś tu najpiękniejszą kobietą — powiedział. Zabrzmiało jak dobrze
wyćwiczona rola. Bardzo dobrze wyćwiczona. Catherine jednak upajała się chwilą.
— Jak się ma twój ojciec? — zapytał. Była to ostatnia rzecz, jakiej się
spodziewała. Przecież on chyba nie znał jej ojca, skromnego nauczyciela?
— Był przyjacielem mojego ojca — wyjaśnił Faruk, jak gdyby wyczuwając jej
wątpliwości. Z całą pewnością to również było kłamstwo.
— Dobrze. Dziękuję — odpowiedziała.
— Dlaczego nie zostawisz swego męża i nie zostaniesz ze mną?
Zdawało się, że uśmiech zamarł jej na twarzy.
— Wasza wysokość jest dzisiaj w żartobliwym nastroju.
— Wcale nie. Cudownie zrobiłoby to nam obojgu. — Uśmiechnął się. Miał w sobie
prawie niemowlęcą delikatność, lecz był również bardzo przystojny.
Żartował. Musiał sobie żartować. A jeśli nie? Reputacja tego człowieka! A do
tego był królem — absolutnym władcą. Krążyły różne pogłoski...
Catherine uśmiechnęła się. No bo cóż innego mogłaby zrobić? Jedno wszak było
pewne — nie miała zamiaru podczas walca powiedzieć królowi Egiptu, że była już
na tyle stara, iż mogłaby być jego matką.
Faruk zmarszczył ze smutkiem brwi.
— Cóż za szkoda. To nigdy nie miałoby szans. Wszak jestem żonaty. — A potem
mrugnął okiem i uśmiechnął się. — Ale czy wszyscy tu nie jesteśmy żonaci?
Catherine roześmiała się. To było śmieszne. I zabawne. Czyż nie tak?
Zastanawiała się, czy przypadkiem nie wypiła za dużo szampana. A jeśli nawet?
Cały świat oszalał. Padały bomby. Była Catherine Kemal, córką kairskiej
burżuazji, z matki Angielki i egipskiego ojca. Była żoną najzamożniejszego
Anglika w Aleksandrii. Tańczyła z czarującym chłopcem będącym
26
najwidoczniej w okresie permanentnego podniecenia. I tak się składało, że był on
również królem.
Roześmiała się ponownie i popłynęła w takt muzyki.
Henry wolno sączył różową jałowcówkę, gratulując sobie, że przeżył walca z
Jackie, nie wyrządziwszy żadnych trwałych obrażeń żadnemu z nich. Catherine
tańczyła drugą rundę fokstrota z Farukiem. W trakcie takich okazji jak ta król
zazwyczaj nie tańczył dwa razy z rzędu z tą samą kobietą i Henry bardzo łatwo
mógł się poczuć zagrożony. Ale nie poczuł się. Znał Fa-ruka — a w każdym razie
tak mu się wydawało. Jeśli zaś chodziło o Catherine — oczywisty fakt, że się
dobrze bawiła, był według niego jedynie pozytywny. Być może wyciągnie ją to z
sakramenckiego dna, w które popadła.
— On jest niesamowity, nieprawdaż? Ten nasz pan Faruk? Amerykański akcent.
Henry odwrócił się i ujrzał mężczyznę
o brązowych włosach i oczach, który nie mógł mieć więcej niż trzydziestkę.
— Jake Farallon — przedstawił się Amerykanin, wyciągając dłoń.
Henry nie miał innego wyjścia i musiał ją uścisnąć.
— Henry Austen.
— Wydawało mi się, że pana rozpoznałem. Bawełniany pasza. Miło mi pana poznać.
— Mnie również, to pewne. — Henry uważał niektórych Amerykanów za nazbyt
nachalnych.
— Nie powinienem tutaj być — powiedział miłym tonem gość. — Nie byłem
zaproszony. Mój szef przyprowadził mnie ze sobą. Jestem z ambasady.
Henry domyślał się, że ten facet musiał być jakimś agentem wywiadu.
Farallon wskazał głową na taneczny parkiet.
— Tak, Faruk. Śmieszne, kiedy tu przyszedłem po raz
27
pierwszy, natknąłem się na Egipcjanina, którego żona miała romans z jego
wysokością. To było największe szczęście, jakie trafiło się temu facetowi. Nie
tylko się na tym wzbogacił, ale gdy fala uniesienia minęła, oszalała na jego
punkcie. Doszła do wniosku, że z niego diabeł, nie mężczyzna — zniżył w zaufaniu
głos. — Słyszał pan chyba coś na temat królewskiego przyrodzenia, co?
Niezupełnie takie, jakie przystoi królowi, jeśli rozumiesz pan, o co mi chodzi.
Henry słyszał opowieści na temat „królewskiego przyrodzenia", lecz lubił Faruka,
a nie lubił plotek. Jego zdaniem, „królewskie przyrodzenie" nie powinno
obchodzić nikogo poza królem. Dokończył swego drinka.
— Wybaczy pan — powiedział do Amerykanina i odszedł.
Przechodził bez celu pomiędzy grupami rozmawiających i śmiejących się kobiet i
mężczyzn, zdecydował się na kolejną jałowcówkę i znalazł ją. Ponownie sposępniał.
Niezależnie od jego własnej opinii na ten temat, jeśli król zatańczy z Catherine
po raz trzeci, jutro plotki rozniosą się po całej Aleksandrii.
Błyskotliwe, swawolne bogactwo Muntazy wydawało mu się ciężkie i monotonne.
Zabawa trwała zaledwie pół godziny, a Henry pragnął, żeby się już skończyła.
Chciał usiąść swobodnie na balkonie swej willi z widokiem na miasto i port,
porozmawiać i pośmiać się z kimś. Pośmiać się z Catherine, tak jak to zwykle
czynili, kiedy Charles był małym dzieckiem.
Dostrzegł przed sobą Ahmeda Hassaneina, najbardziej szanowanego naukowca w
Egipcie, a w swych wcześniejszych latach wielkiego odkrywcę, który również był
nauczycielem króla. Henry był lekko zdziwiony jego obecnością — plotki głosiły,
że był zaangażowany w miłosną aferę z królową Nazli, owdowiałą matką Faruka, i
że Faruk był tym głęboko urażony.
Jakiś młody mężczyzna, który wydawał mu się niejasno znajomy, wyraźnie
rozentuzjazmowany rozmawiał z Hassanei-nem. U jego boku młoda kobieta, tak
modnie ubrana, że
28
mogła być tylko Francuzką, łowiła każde jego słowo. „Nowożeńcy" — domyślił się
Henry. Albo wkrótce nimi będą.
— Niech pan spojrzy tylko na jedną chorobę — mówił młody człowiek. —
Schistosomatoza. Powodowana, jak pan zapewne wie, Ahmedzie paszo — przez
pasożyta spotykanego w wodzie, atakującego wątrobę, pęcherz, płuca i centralny
układ nerwowy, a w końcu zabijająca swe ofiary. Istnieją wioski, ba — setki
takich wiosek, w których więcej niż połowa ludności zostaje nią dotknięta, zanim
dożyje średniego wieku. Żaden kraj do niczego nie dojdzie, dźwigając taki ciężar.
A to jest tylko jedna z chorób.
— Jesteś pan doktorem — powiedział prosto Hassanein. — Znajdź więc pan na to
lekarstwo.
— Badania medyczne pochłaniają sporo pieniędzy — odpowiedział młody człowiek. —
Lecz w Egipcie pieniądze przeznacza się na inne cele. — Machnął ręką na
otaczający go pałac.
— Ja to rozumiem — powiedział Hassanein. — Lecz inni mogą tego nie pojąć.
Niektórzy nawet mogliby uważać pańskie idee za rewolucyjne.
Stwierdzenie to było ostrzeżeniem, a nie komplementem.
— Niewątpliwie — mruknął młody człowiek.
Henry przyłączył się do tej małej grupy i przywitał z Hassa-neinem. Młody
człowiek rozchmurzył się.
— Henry pasza! Jak dobrze, że cię widzę! — zorientowawszy się, że Henry jest
zakłopotany, dodał prędko: — Tarik Mis-ry, syn Hassana Misry'ego.
— Ach tak, oczywiście! — powiedział Henry. Hassan Mis-ry był jego znajomym,
urzędnikiem w Ministerstwie Rolnictwa. — A jak się miewa twój ojciec?
— Dobrze, dzięki niech będą Allahowi.
— Wybacz, że cię nie rozpoznałem. Kiedy widziałem cię po raz ostatni, byłeś
zaledwie chłopcem.
— Przez kilka lat przebywałem w Paryżu, w college'u.
— Studiował medycynę — doprecyzowała młoda kobieta.
— Moja żona, Celinę — przedstawił ją Tarik z dumą.
29
— Madame. Czy przyjechaliście niedawno z Francji? — zapytał Henry.
— Dwa tygodnie temu — odrzekł Tarik. — Iw samą porę. Niemców nic już nie
powstrzyma.
— Smutna wiadomość.
— To świnie! — stwierdziła Celinę z nagłą zjadliwością.
— Zrobiło na mnie wrażenie, że w takim momencie nadal myślisz o Egipcie —
zwrócił się Henry do Tarika. — Podsłuchałem co nieco z waszej rozmowy. No i
naturalnie wiem coś o schistosomatozie, choć z całą pewnością nie jestem
lekarzem. Ile pieniędzy byłoby potrzeba, żeby uczynić jakiś postęp?
Tarik wzruszył ramionami.
— Kto wie? Prawdopodobnie miliony.
— Nie jestem w stanie podarować milionów, ale być może mógłbym w jakiś sposób
pomóc. Przyjdź do mnie do mojej willi, jak będziesz miał czas, porozmawiamy na
ten temat.
— Jest pan bardzo uprzejmy. — Młody doktor zdawał się szczerze wzruszony. — Nie
jestem specjalistą, ale postaram się zebrać dla pana pewne fakty. Zrobiono już
coś w tej dziedzinie. Niestety, nie za wiele.
— Wpadnij również do mnie, jeśli chcesz — zaproponował Hassanein. — Nie jestem
taki bogaty jak Henry pasza, lecz być może zdołam ci pomóc w jakiś inny sposób.
— Po prostu nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję.
— Ach, tutaj jesteś, kochanie! — To była Catherine, promieniejąca z radości. —
Cóż za urocza zabawa!
— Co się stało z twoim partnerem?
— Och, w tym momencie zajął się Jackie. Wydaje się, że zamierza obtańczyć
wszystkie kobiety na tej sali.
— Aha. Zatem nic wielkiego nie zagraża światu.
Henry przedstawił ich, a Tarik szarmancko poprosił Catherine do następnego tańca,
Henry'emu nie pozostało nic innego, jak poprosić Celinę. „Biedna dziewczyna" —
pomyślał, prowadząc ją na parkiet. „Najpierw hitlerowcy, a teraz ja".
30
ca
Słońce zachodziło już, lecz dla wielu gości zabawa dopiero się rozpoczynała.
Uroczystości w Muntaza trwały często aż do świtu. Austenowie musieli jednak
myśleć o Charlesie, a Henry był nieugięty w decyzji dotarcia do domu przed
wprowadzeniem obowiązkowego zaciemnienia.
Catherine zrzędząc, zgodziła się w końcu. Czuła się niczym senne dziecko, które
mimo to chce zostać z dorosłymi. Dlaczego Henry nie mógł sam zabrać chłopca i
pozwolić, aby ktoś inny podwiózł ją do domu? No cóż, naturalnie było to
nonsensowne. Dlaczego czuła się taka zmęczona? Był czas, kiedy mogła tańczyć
całymi godzinami. Czyżby się zestarzała? Myśl o tym wcale nie poprawiła jej
nastroju.
Odnaleźli Charlesa z małą grupą chłopców, bawiących się w ogrodach w Saracenów i
krzyżowców. Był brudny i Catherine nakrzyczała na niego. A potem, za zakrętem
ścieżki, natknęli się na Faruka i Lampsona. Król sam robił wrażenie złajanego
dziecka. Lampson musiał go karcić za pałacowe gwałcenie nakazów zaciemnienia.
Faruk spojrzał na nich niczym tonący, który zobaczył linę ratowniczą.
— Henry! Chyba jeszcze nie wychodzicie, co? Tak wcześnie? Mam tu coś, co
chciałbym wam pokazać. Lubisz samochody? A ty, młody człowieku?
Charles przyznał nieśmiało, że faktycznie lubi samochody.
Król poprowadził ich, zbierając po drodze innych ludzi — oczywiste było, że nie
miał zamiaru pozostać znowu sam na sam z Lampsonem.
Garaż Muntazy był przebudowaną stajnią, niemal tak dużą jak cały dom Austenów,
którego bynajmniej nie można było nazwać małym. Służący wpuścił grupę do środka.
Miejsce to było oświetlone jak muzeum. Bo to było muzeum. Catherine zazwyczaj
nie zwracała uwagi na samochody, lecz ta kolekcja zapierała dech w piersiach.
Faruk wymieniał nazwy — due-senberg, bugatti, rolls-royce, packard, cadillac i
tak dalej.
31
Wszystkie były jasnoczerwone — królewskim dekretem były to jedyne czerwone
samochody w całym Egipcie.
— A ten — powiedział Faruk, zatrzymując się przed pięknym, sportowym mercedesem
— jest prezentem ślubnym. Zgadnijcie, kto mi go dał? — Tu uczynił dramatyczną
przerwę. — Hitler!
Anglicy w tej grupie przestali się uśmiechać. Catherine miała nadzieję, że nie
zaczną politykować. Dostała pulsującego bólu głowy.
— Otrzymałem również piękny prezent od jego wysokości króla Jerzego — ciągnął
dalej Faruk, najwyraźniej dobrze się bawiąc. — Parę pistoletów firmy Purdey,
najlepszych na świecie, oraz — po następnej przerwie — parę kijów golfowych! —
Zamachnął się niewidocznym kijem golfowym tak komicznie niezgrabnie, że nawet
Anglicy się roześmiali.
— Jak sądzisz, Henry? — zapytał król. — Czy uważasz, że mam jakieś szanse
wygrania otwartych mistrzostw?
— Sądzę, wasza wysokość — odpowiedział Henry spokojnie — że powinieneś trzymać
się tego mercedesa. Pewnego dnia, przy odrobinie szczęścia, może się okazać, że
będzie ostatnim egzemplarzem na ziemi.
— Brawo! Brawo! — odezwało się parę głosów i przez chwilę Faruk zdawał się
zażenowany. Potem jednak roześmiał się na całe gardło.
— Odpowiedź jak przystało na prawdziwego Anglika!
Catherine była zaskoczona — i przepełniona dumą. Henry naturalnie nienawidził
Niemców i w tej wojnie liczył na brytyjskie zwycięstwo, lecz rzadko manifestował
swoje uczucia. Egipt był neutralny, a on najwidoczniej uważał się za Egipcjanina.
A teraz powiedział coś tak patriotycznego — i to do tego w twarz królowi
Farukowi w obecności tuzina osób! Może mimo wszystko istniały jakieś szanse?
Może wreszcie dostrzeże swój obowiązek, zabierze ją i Charlesa do domu — do domu,
do Anglii. Wyobrażała sobie wspaniały ziemski majątek gdzieś na zielonej wsi.
Henry mógłby zajmować stanowisko oficerskie
32
—- nie był jeszcze na to za stary, miał zaledwie czterdzieści dwa lata.
Wyobrażała go sobie w mundurze. Bohater wojenny. Tytuł szlachecki, a może nawet
tytuł lorda. Jaśnie pani, lady Catherine.
Marzenia te mogłyby się tym zakończyć, ale jednak nie. Nadszedłby taki tragiczny
dzień, żołnierze przybyliby pod jej drzwi. Zwróciliby się do Charlesa tytułem
jaśnie pana. I nawet milion funtów nie byłby pocieszeniem — z początku. Ale po
odpowiednim okresie żałoby...
Prawie zaczerwieniła się ze wstydu. Żadna przyzwoita osoba nie miałaby takich
myśli. Ona ich nie miała. One przyszły same. Boże, jakżeż bolała ją głowa!
Przydałoby się coś do picia. Weźmie sobie coś, jak tylko wrócą do domu. Nie
szampana. Coś, co posiadałoby leczniczą moc.
Król pożegnał się z nimi. Miles Lampton również. Zabawa trwała. Kiedy Catherine
szła z powrotem przez ogród, fantazja znowu nasunęła jej się na myśl. Tak sama z
siebie.
Mustafa Ismail spojrzał w tylne lusterko. Pani zdawała się w kiepskim humorze.
Pasza siedział z tyłu, a nie z przodu z Mustafą, jak to zazwyczaj czynił.
Mustafa wiedział dlaczego. To dlatego, że pani była w złym nastroju i pasza nie
chciał jej denerwować. Irytowało ją to, że pasza siadał z przodu. Mustafa
podsłuchał kiedyś, jak karciła za to męża. „Dlaczego — domagała się, żeby jej
powiedział — tak ją upokarzał, traktując kierowcę, służącego, jakby był jego
najdroższym przyjacielem? Był Anglikiem. Powinien się zachowywać jak Anglik.
Anglicy byli tu panami. Egipcjanie — służbą. Tak już było. Dlaczego chciał się
zachowywać jak służący?".
Mustafa nie pozwoliłby swojej żonie mówić do siebie w taki sposób. Z drugiej
jednak strony, wydawało mu się, że pani miała rację. Gdyby on był na miejscu
paszy, z całą pewnością nie siadałby ze służbą.
Mustafa uważał się za człowieka, któremu się poszczęściło.
33
Był jednym z fellachów, zwykłym wieśniakiem, kiedy pasza przyjechał do Egiptu.
Pracował jednak ciężko i uczciwie, a pewnego dnia pasza zawołał go z pola i
wysłał na kurs jazdy samochodem. Od tego czasu został kierowcą paszy. Dom jego w
kwaterze dla służby zbudowany był z cegieł i miał trzy pokoje, a każdy z nich
był większy od glinianej chaty, w której się wychował. Miał żonę i dzieci, oni
również pracowali u paszy. Wszystko to stawiało Mustafę tak wysoko ponad
fellachami, jak pasza stał ponad Mustafą i nie miał ochoty udawać, że jest
inaczej. A więc owszem, w tej kwestii wydawało mu się, że pani miała rację.
Z drugiej jednak strony, pomimo niekiedy mało dystyngowanych zwyczajów, pasza
był doskonałym i sprawiedliwym panem. I to bardzo dobrze, gdyż w obecnej chwili
mieli w willi kryzys, za który ostrzejszy pan mógłby obwiniać Mustafę, jako że
był starszym człowiekiem, który powinien utrzymywać porządek pośród pozostałej
służby.
— Mustafa, zwolnij! Zwolnił lekko nacisk na gaz.
— Tysiące przeprosin, proszę pani.
— Pęka mi z bólu głowa, a ten człowiek jedzie z prędkością osiemdziesięciu
kilometrów na godzinę! — zwróciła się pani do paszy.
Czując potrzebę usprawiedliwienia się, Mustafa zdecydował się oznajmić złą
nowinę teraz.
— Tysiące przeprosin, paszo. Jechałem tak prędko, jest bowiem pewien mały
problem, o którym — jak sądzę — chciałby pan wiedzieć.
— Cóż to za problem?
— Jedna z dziewcząt, Fariza, jest chora. — Fariza była więcej niż chora. Fariza
była z całą pewnością umierająca, jeśli już nie umarła.
— A co jej jest?
— Ja... ja nie wiem, paszo. — Mustafa nie mógł zmusić się, by powiedzieć w
obecności pani, że dziewczyna, która nie
34
była mężatką, próbowała wywołać u siebie poronienie i że teraz nikt nie potrafił
powstrzymać krwawienia.
— Uhm. Pójdę ją zobaczyć, jak tylko dojedziemy na miejsce.
Do willi znajdującej się tuż przy nadmorskiej szosie mieli zaledwie parę minut.
Pani wraz z paniczem Charlesem weszła do domu. Pasza udał się w towarzystwie
Mustafy do kwater dla służby. Po drodze Mustafa powiedział to, co mu było
wiadomo.
Pasza spojrzał tylko na Farizę, popielatą jak popiół i jęczącą, że jej zimno.
— Przynieście jakieś koce. Dziewczyna jest w szoku. Mustafa, wracaj do pałac