3737
Szczegóły |
Tytuł |
3737 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3737 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3737 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3737 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HONORIUSZ BALZAC
PROBOSZCZ Z TOURS
Prze�o�y�
Tadeusz �ele�ski � Boy
3
Tower Press 2000
4
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
5
Rze�biarzowi David
Trwanie dzie�a, na kt�rym kre�l� Twoje nazwisko, dwukrotnie s�awne w
tym stuleciu, jest nader problematyczne: podczas gdy Ty ryjesz moje na br�zie,
kt�ry prze�ywa narody, nawet cho�by by� bity tylko pospolitym m�otem
mincarza. Czy numizmatycy nie b�d� zak�opotani tyloma koronowanymi g�owami
w Twojej pracowni, kiedy w�r�d popio��w Pary�a odnajd� owe istnienia
uwiecznione przez Ciebie ponad trwanie lud�w, istnienia, w kt�rych oni b�d�
si� dopatrywali dynastyj? Tobie tedy przypad� ten boski przywilej, mnie
wdzi�czno��.
DE BALZAC
6
Z pocz�tkiem jesieni r. 1826 ksi�dza Birotteau, g��wn� osob� tego opowiadania,
zaskoczy�a ulewa w chwili, gdy wraca� z wieczornej wizyty. Przebieg�
tedy tak szybko, jak mu pozwala�a jego tusza, pusty placyk, zwany le Cloitre
(Klasztor), znajduj�cy si� za ch�rem ko�cio�a �wi�tego Gracjana w Tours.
Ksi�dz Birotteau, ma�y i kr�tki, o apoplektycznej budowie, licz�cy oko�o
sze��dziesi�ciu lat, przeby� ju� kilka atak�w podagry. Ot� ze wszystkich
drobnych niedoli ludzkiego �ycia wypadkiem, do kt�rego dobry ksi�dz mia�
najwi�kszy wstr�t, by�o nag�e skropienie trzewik�w z szerokimi srebrnymi
klamrami oraz przemokni�cie podeszew. W istocie, mimo flanelowych szmatek,
w kt�re stale zawija� nogi z i�cie ksi꿹 dba�o�ci� o swoj� osob�, zawsze
wra�liwy by� na wilgo�: nazajutrz podagra dawa�a mu niechybne dowody
swej pami�ci. Mimo to, poniewa� bruk na placyku jest zawsze suchy, poniewa�
ksi�dz Birotteau wygra� p�czwarta franka u pani de Listom�re, zni�s� z
rezygnacj� deszcz od po�owy placu arcybiskupiego, gdzie zacz�o pada� obficie.
W tej chwili pie�ci� zreszt� swoje marzenie, pragnienie hodowane od
dwunastu lat, klasyczne marzenie ksi�dza! Pragnienie to, kt�re nawiedza�o
go co wiecz�r, zdawa�o si� bliskie ziszczenia: s�owem, zbyt szczelnie zawija�
si� w pelerynk� kanonika, aby czu� wilgo�. Tego wieczora osoby zbieraj�ce
si� stale u pani de Listom�re niemal zar�czy�y mu, �e otrzyma kanoni� � w�a�nie
w kapitule katedralnej �w. Gracjana � dowodz�c mu, �e nikt nie zas�uguje
na t� posad� tyle, co on, i �e jego d�ugo pomijane prawa s� tym razem
niezaprzeczone. Gdyby by� przegra� w karty, gdyby si� by� dowiedzia�, �e
ksi�dz Poirel, jego rywal, ma zosta� kanonikiem, deszcz wyda�by si� poczciwinie
o wiele ch�odniejszy. Mo�e by�by z�orzeczy� istnieniu. Ale znajdowa� si�
w jednym z owych rzadkich moment�w, kiedy r�owe my�li pozwalaj� o
wszystkim zapomnie�. Je�li przy�pieszy� kroku, to jedynie machinalnie.
Prawda, owa prawda tak nieodzowna w historii obyczaj�w, ka�e wyzna�, �e
nie my�la� ani o ulewie, ani o podagrze.
Niegdy� istnia�y w Klasztorze od strony ulicy Wielkiej liczne domy zamkni�te
wsp�lnym ogrodzeniem, nale��ce do katedry i mieszcz�ce kilku dygnitarzy
kapitu�y. Od czasu zagarni�cia maj�tk�w kleru miasto uczyni�o z
przej�cia, kt�re dzieli te domy, ulic� nazwan� Psalette, kt�ra prowadzi od
Klasztoru do ulicy Wielkiej. Nazwa ta wskazuje dostatecznie, �e tam mie�ci�
si� niegdy� wielki kantor, jego szko�y i ca�y jego dw�r. Lew� stron� tej ulicy
wype�nia jeden dom, przez kt�rego mury przechodz� �ebra wspieraj�ce ko�ci�.
�ebra te tkwi� w ogr�dku ko�o domu, tak i� trudno by rozstrzygn��,
czy katedr� zbudowano dawniej, czy po tej starodawnej siedzibie. Ale badaj�c
arabeski i kszta�t okien, �uk drzwi i sczernia�� od staro�ci fasad� archeolog
pozna, �e zawsze stanowi�a ona cz�� wspania�ej budowli, z kt�r� jest zespolona.
Antykwariusz (gdyby taki istnia� w Tours, jednym z najmniej o�wieconych
miast we Francji) m�g�by nawet rozpozna� u wnij�cia pasa�u do Klasztoru
�lady arkady, kt�ra tworzy�a niegdy� portyk owych ksi�ych mieszka� i kt�ra
musia�a harmonizowa� z og�lnym charakterem budowli. Po�o�ony na p�noc
od �w. Gracjana dom znajduje si� stale w cieniu rzucanym przez t� wielk�
katedr�. Czas oblek� j� czarnym p�aszczem, wycisn�� na niej swe zmarszczki,
posia� sw�j wilgotny ch��d, swoje mchy i wysokie zio�a. Tote� mieszkanie to
jest zawsze spowite w g��bok� cisz�, przerywan� jedynie d�wi�kiem dzwon�w,
�piewami ko�cielnymi, przenikaj�cymi mury ko�cio�a, lub krakaniem kawek
7
gnie�d��cych si� w dzwonnicy. Zak�tek ten to pustynia kamienna, samotna,
pe�na wyrazu, gdzie mieszka� mog� jedynie istoty sprowadzone do zupe�nej
nico�ci lub obdarzone olbrzymi� si�� ducha.
W domu, o kt�rym mowa, mieszkali zawsze ksi�a, a nale�a� on do starej
panny nazwiskiem Gamard. Posiad�o�� t� naby� od narodu w czasie Terroru1
ojciec panny Gamard; ale poniewa� od dwudziestu lat stara panna wynajmowa�a
j� ksi�om, nikomu nie przysz�o na my�l gorszy� si� za Restauracji,
�e dewotka posiada realno�� pochodz�c� z tego �r�d�a. Mo�e duchowni przypuszczali,
�e panna Gamard ma zamiar zapisa� dom kapitule, �wieccy za�
nie widzieli zmiany w jego przeznaczeniu.
Ksi�dz Birotteau kierowa� si� tedy ku temu domowi, gdzie mieszka� od
dw�ch lat. Mieszkanie to by�o niegdy� � jak obecnie pelerynka � przedmiotem
jego pragnie� i jego hoc erat in votis2 przez jakich dwana�cie lat. By� pensjonarzem
panny Gamard i zosta� kanonikiem, to by�y dwie wielkie sprawy jego
�ycia; w istocie okre�laj� one do�� �ci�le ambicj� ksi�dza, kt�ry czuj�c si�
niejako pielgrzymem w drodze ku wieczno�ci, mo�e pragn�� na tym �wiecie
jedynie dobrego legowiska, dobrej kuchni, schludnej odzie�y, trzewik�w ze
srebrnymi klamrami, rzeczy wystarczaj�cych dla potrzeb zwierz�cych; kanonii
za� dla zadowolenia mi�o�ci w�asnej, tego szczeg�lnego uczucia, kt�re zaniesiemy
z sob� pono a� przed oblicze Boga, skoro istniej� stopnie pomi�dzy
�wi�tymi. Ale po��danie mieszkania, obecnie zajmowanego przez ksi�dza Birotteau,
owo uczucie tak blade w oczach �wiata, by�o dla� ca�� nami�tno�ci�,
nami�tno�ci� pe�n� przeszk�d i � jak najbardziej zbrodnicze nami�tno�ci
� pe�n� nadziei, upoje� i wyrzut�w.
Rozk�ad i charakter domu nie pozwala�y pannie Gamard mie� wi�cej ni�
dw�ch pensjonarzy. Ot� mniej wi�cej na dwana�cie lat przed dniem, w kt�rym
Birotteau rozgo�ci� si� u starej panny, podj�a si� ona hodowa� w zdrowiu
i weselu ksi�dza Troubert i ksi�dza Chapeloud. Ksi�dz Troubert �y�,
ksi�dz Chapeloud umar�, a Birotteau zaj�� natychmiast jego miejsce.
Nieboszczyk ksi�dz Chapeloud, za �ycia kanonik u �w. Gracjana, by� serdecznym
przyjacielem ksi�dza Birotteau. Za ka�dym razem, kiedy wikary zaszed�
do kanonika, stale podziwia� mieszkanie, meble i bibliotek�. Z tego podziwu
zrodzi�a si� pewnego dnia ��dza posiadania tych pi�knych rzeczy. Niepodobie�stwem
by�o ksi�dzu Birotteau zd�awi� to pragnienie, kt�re cz�sto
zadawa�o mu straszny b�l, skoro pomy�la�, �e jedynie �mier� najlepszego
przyjaciela mo�e zaspokoi� to ukryte, ale wci�� rosn�ce po��danie. Ksi�dz
Chapeloud i jego przyjaciel Birotteau nie byli bogaci. Obaj synowie ch�opscy,
nie mieli nic poza sk�p� ksi꿹 p�ac�, szczup�e za� oszcz�dno�ci posz�y na
przetrwanie nieszcz�snej doby rewolucji. Kiedy Napoleon przywr�ci� obrz�dek
katolicki, zamianowano ksi�dza Chapeloud kanonikiem �w. Gracjana, a
ksi�dza Birotteau wikariuszem katedralnym. W�wczas Chapeloud wprowadzi�
si� do panny Gamard. Kiedy Birotteau odwiedzi� kanonika na nowej siedzibie,
ujrza� mieszkanie bardzo wygodnie urz�dzone; ale nie widzia� w nim
nic wi�cej. Pocz�tek tej ��dzy podobny by� do szczerego uczucia, zaczynaj�cego
si� niekiedy u m�odego cz�owieka ch�odnym podziwem dla kobiety, kt�r�
p�niej pokocha� na zawsze.
1 Terror � okres rewolucji francuskiej trwaj�cy od upadku �yrondyst�w (31 maja 1793) do
upadku Robespierre�a (27 lipca 1794); zaznaczy� si� zaci�t� walk� z kontrrewolucj�.
2 Hoc erat in votis (�ac.) � To by�o moim pragnieniem (pocz�tek jednej z satyr Horacego).
8
Mieszkanie to, do kt�rego wiod�y kamienne schody, znajdowa�o si� w cz�ci
domu po�o�onej od po�udnia. Ksi�dz Troubert zajmowa� parter, a panna
Gamard pierwsze pi�tro od frontu.
Kiedy Chapeloud obj�� swoje mieszkanie, pokoje by�y nagie, a sufity czarne
od dymu. Kamienny i do�� grubo rze�biony kominek nigdy nie by� malowany.
Za ca�e urz�dzenie biedny kanonik ustawi� ��ko, st�, kilka krzese� i
tych niewiele ksi��ek, kt�re posiada�. Mieszkanie podobne by�o do �adnej kobiety
w �achmanach. Ale kiedy w par� lat p�niej pewna stara dama zapisa�a
ksi�dzu Chapeloud dwa tysi�ce frank�w, obr�ci� t� sum� na zakup du�ej d�bowej
biblioteki, pochodz�cej z zamku rozszarpanego przez Czarn� Band�3, a
uderzaj�cej rze�bami godnymi podziwu artyst�w. Ksi�dz naby� t� szaf� skuszony
nie tyle nisk� cen�, ile zupe�n� zgodno�ci� jej wymiar�w z wymiarami
sieni. Oszcz�dno�ci jego pozwoli�y mu w�wczas odnowi� salonik, dot�d biedny
i zaniedbany. Wywoskowano starannie posadzk�, wybielono sufit, pomalowano
boazeri� tak, aby imitowa�a s�oje i s�ki d�bowe. Marmurowy kominek
zaj�� miejsce dawnego. Kanonik mia� na tyle gustu, aby wyszuka� stare,
rze�bione orzechowe fotele. Wreszcie d�ugi hebanowy st� i dwa meble Boulle�a4
da�y tej izbie fizjonomi� pe�n� charakteru. W ci�gu dw�ch lat hojno��
pobo�nych os�b oraz legaty penitentek, mimo �e skromne, wype�ni�y ksi��kami
puste zrazu p�ki biblioteczne. Wreszcie wuj ksi�dza Chapeloud, by�y
oratorianin, zapisa� mu swoj� kolekcj� in folio Ojc�w Ko�cio�a i wiele innych
dzie�, cennych dla duchownego. Birotteau, coraz bardziej zdumiony przeobra�eniami
tej go�ej niegdy� izby, doszed� stopniowo do mimowolnej po��dliwo�ci.
Zapragn�� posiada� ten gabinet, tak zestrojony z powag� stanu duchownego.
Nami�tno�� ta ros�a z dnia na dzie�. Pracuj�c ca�e dni w tym
ustroniu wikariusz m�g� oceni� cisz� i spok�j mieszkania, kt�re zrazu zachwyci�o
go swoim wygodnym rozk�adem. W ci�gu nast�pnych lat Chapeloud
uczyni� ze swej celi modlitewni�, kt�r� jego nabo�ne przyjaci�ki skwapliwie
upi�ksza�y. Jeszcze p�niej dama jaka� ofiarowa�a kanonikowi haftowany
fotel, kt�ry sama d�ugi czas robi�a pod okiem tego sympatycznego cz�owieka,
nie domy�laj�cego si� jego przeznaczenia. W�wczas z sypialni� sta�o si� to,
co z gabinetem: ol�ni�a wikarego. Wreszcie na trzy lata przed �mierci� ksi�dz
Chapeloud dope�ni� upi�ksze� w swoim mieszkaniu stroj�c salon. Meble,
mimo i� po prostu obite czerwonym welwetem, oczarowa�y ksi�dza Birotteau.
Od dnia, w kt�rym ujrza� firanki w czerwone pasy, mahoniowe meble, dywan
i ca�y ten obszerny, nowo pomalowany pok�j, mieszkanie ksi�dza Chapeloud
sta�o si� dla� przedmiotem tajemnej monomanii. Mieszka� tam, po�o�y� si�
w ��ku o sutych jedwabnych firankach, gdzie sypia� kanonik, mie� ko�o siebie
wszystkie te wygody � to by� dla ksi�dza Birotteau szczyt szcz�cia : nie
widzia� nic ponad to. Wszystkie pragnienia i ambicje l�gn�ce si� w sercu ludzi
skupi�y si� u ksi�dza Birotteau w tajemnym i g��bokim uczuciu, z jakim
pragn�� mieszkania podobnego do gniazdka ksi�dza Chapeloud. Ilekro�
przyjaciel zachorowa�, Birotteau przybiega� wiedziony niew�tpliwie szczerym
przywi�zaniem; ale kiedy si� dowiadywa� o jego niemocy lub kiedy mu dotrzymywa�
towarzystwa, rodzi�o si� mimo woli w jego duszy tysi�c my�li, kt�-
3 Czarna Banda � tak nazywano po rewolucji 1789 r. sp�ki spekulant�w, kt�rzy kupowali
zabytkowe budynki na handel lub rozbi�rk�.
4 Andr� � Charles Boulle albo Boule (1642 � 1732) � wybitny stolarz � artysta, pierwszy stosowa�
zdobienie mebli inkrustacj� z br�zu, masy per�owej i szylkretu.
9
rym najprostszym wyrazem by�o zawsze: �Gdyby Chapeloud umar�, mo�e
odziedziczy�bym jego mieszkanie�.
�e jednak Birotteau mia� zacne serce, ciasny umys� i ograniczon� inteligencj�,
nie przychodzi�o mu na my�l uczyni� co�kolwiek w tym celu, aby mu
przyjaciel zapisa� bibliotek� i meble.
Ksi�dz Chapeloud, mi�y i pob�a�liwy egoista odgad� nami�tno�� przyjaciela,
co nie by�o trudne, i przebaczy� mu j�, co mo�e si� wyda� mniej �atwe u
ksi�dza. Ale te� wikary, kt�rego przyja�� by�a wci�� niezmienna, przechadza�
si� co dzie� z przyjacielem w jednej i tej samej alei, nie maj�c do� ani przez
chwil� �alu o czas, kt�ry od dwudziestu lat po�wi�ca� na t� przechadzk�. Birotteau,
kt�ry uwa�a� swoje mimowolne pragnienie za grzech, by�by zdolny
za pokut� do najg��bszych po�wi�ce�. Kanonik sp�aci� d�ug wobec tak naiwnie
szczerego braterstwa, m�wi�c na kilka dni przed �mierci� do wikarego,
kt�ry mu czyta� �Quotidienne�5:
� Tym razem dostaniesz mieszkanie. Czuj�, �e ju� koniec ze mn�.
W istocie ksi�dz Chapeloud zapisa� ksi�dzu Birotteau bibliotek� i meble.
Posiadanie tych rzeczy tak �ywo upragnionych oraz nadzieja zostania pensjonarzem
panny Gamard z�agodzi�y bole��, jak� zada�a ksi�dzu Birotteau
strata przyjaciela: nie by�by go mo�e wskrzesi�, ale p�aka� po nim. Przez kilka
dni by� jak Gargantua, gdy mu �ona umar�a daj�c �ycie Pantagruelowi: nie
wiedzia�, czy ma si� cieszy� z narodzin syna, czy te� martwi� si�, �e pochowa�
poczciw� Badebek; wci�� myli� si� ciesz�c si� ze �mierci �ony, a op�akuj�c
urodzenie Pantagruela. Birotteau sp�dzi� pierwsze dni �a�oby na sprawdzaniu
tom�w
s w o j e j biblioteki, na pos�ugiwaniu si� s w o i m i meblami, na ogl�daniu
ich; przy czym tonem, kt�rego na nieszcz�cie nikt nie m�g� utrwali�,
m�wi�: �Biedny Chapeloud!� Rado�� jego i b�l tak go poch�on�y, �e nie czu�
�adnej przykro�ci widz�c, �e kto inny otrzyma� kanoni�, kt�rej sukcesji nieboszczyk
Chapeloud spodziewa� si� dla przyjaciela. Panna Gamard z przyjemno�ci�
wzi�a wikariusza na pensj�; jako� odt�d dost�pi� wszystkich materialnych
szcz�liwo�ci �ycia, kt�re mu wychwala� zmar�y. Nieobliczalne korzy�ci!
Wedle tego, co m�wi� nieboszczyk Chapeloud, �aden z ksi�y mieszkaj�cych
w Tours, nie wyjmuj�c arcybiskupa, nie by� z pewno�ci� przedmiotem
r�wnie delikatnych, r�wnie drobiazgowych stara� jak te, kt�rymi panna
Gamard otacza�a swoich dw�ch pensjonarzy.
Pierwsze s�owa kanonika, kiedy si� spotka� z przyjacielem na przechadzce,
tyczy�y prawie zawsze smacznego obiadku, kt�ry w�a�nie spo�y�. Rzadko
si� zdarza�o, aby w ci�gu siedmiu spacer�w w tygodniu nie powiedzia� przynajmniej
czterna�cie razy:
� Ta zacna panienka ma wyra�ne powo�anie do s�u�by duchownej.
� Pomy�l � m�wi� kanonik Chapeloud do ksi�dza Birotteau � przez dwana�cie
lat z rz�du bielizna, alby, kom�e, rabaty, nigdy nie brakowa�o. Zawsze
znajduj� ka�da rzecz na miejscu, w dostatecznej ilo�ci, pachn�c� irysem.
Meble czyszczone i wytarte tak, �e od dawna nie wiem po prostu, co to kurz.
Czy widzia�e� kiedy u mnie bodaj �d�b�o kurzu? Nigdy! Drzewo na opa� pi�kne,
suche, ka�da rzecz wyborowa; zdawa�oby si�, �e panna Gamard przebywa
ustawicznie w moim pokoju. Nie przypominam sobie, abym w ci�gu dziesi�ciu
lat zadzwoni� dwa razy, by prosi� o cokolwiek. To si� nazywa �y�! Nie
5 �Quotidienne� (Gazeta Codzienna) � dziennik rojalistyczny, za�o�ony w 1792 r.
10
musie� niczego szuka�, nawet pantofli! Mie� zawsze dobry ogie� , dobry st�!
Na przyk�ad mieszek m�j mnie niecierpliwi�, �le ci�gn��. Nie poskar�y�em si�
ani dw�ch razy : ju� na drugi dzie� panna Gamard da�a mi bardzo �adny
mieszek i te szczypczyki, kt�rymi, jak widzia�e�, grzebi� sobie w ogniu.
Birotteau za ca�� odpowied� szepn�� tylko:
� Pachn�ce irysem!
To �pachn�ce irysem� wzrusza�o go zawsze. s�owa kanonika ods�ania�y
szcz�cie fantastyczne dla biednego wikarego, kt�ry mia� wieczny k�opot ze
swymi albami, ile �e nie mia� zmys�u porz�dku i do�� cz�sto zapomina� zadysponowa�
obiad. Tote�, czy to obchodzi� ko�ci� z kwest�, czy odprawia�
msz�, ilekro� spostrzeg� pann� Gamard, zawsze obejmowa� j� s�odkim i �yczliwym
spojrzeniem, jakie �wi�ta Teresa mog�a s�a� w niebo.
Szcz�cie, kt�rego pragnie ka�de stworzenie i o kt�rym tak cz�sto marzy�
Wikary, zi�ci�o si�. ale poniewa� trudno jest komukolwiek, nawet ksi�dzu,
�y� bez jakiej� pasji, od p� roku ksi�dz Birotteau zast�pi� swoje dwie zaspokojone
nami�tno�ci rz�dz� pelerynki. Tytu� kanonika sta� si� dla� tym, czym
godno�� para dla ministra � plebejusza. Tote� mo�liwo�ci tej nominacji, nadzieje,
jakie mu dano u pani de Listom�re, tak mocno zawr�ci�y mu w g�owie,
i� wr�ciwszy do domu przypomnia� sobie, �e zostawi� parasol. Gdyby nie
deszcz, kt�ry la� jak z cebra, mo�e nie by�by sobie w og�le o tym przypomnia�,
tak bardzo by� poch�oni�ty my�lami. Z rozkosz� przetrawia� wszystko,
co mu powiedzia�y w sprawie jego promocji osoby bywaj�ce u pani de Listom�re,
starszej damy, u kt�rej co �rod� sp�dza� wiecz�r. Wikary zadzwoni�
�ywo, jak gdyby chc�c tym powiedzie� s�u��cej, aby mu nie kaza�a czeka�.
Nast�pnie przytuli� si� do bramy, aby jak najmniej zmokn��; ale woda sp�ywaj�c
z dachu pada�a mu w�a�nie na ko�ce trzewik�w, a wiatr kierowa� na�
raz po raz strugi deszczu, do�� podobne do tuszu. Odczekawszy czas potrzebny,
aby s�u��ca mog�a wyj�� z kuchni i poci�gn�� za sznurek, kt�rym
otwiera�o si� bram�, wikary zadzwoni� ponownie, i to tak, aby uczyni� wymowny
ha�as.
� Nie mog�y przecie� wyj�� � powiedzia� sobie nie s�ysz�c �adnego odg�osu.
I zacz�� dzwoni� po raz trzeci, a dzwonek powt�rzony dono�nie przez
wszystkie echa katedry rozleg� si� tak cierpko, �e niepodobna by�a si� nie
obudzi�. Tote� w dobr� chwil� potem us�ysza� nie bez pewnej przyjemno�ci
zaprawnej irytacj�, saboty s�u��cej �omoc�ce po bruku podw�rza. Mimo to
udr�ki jego nie sko�czy�y si� tak pr�dko, jak ksi�dz si� spodziewa�. Zamiast
poci�gn�� za sznurek, Marianna musia�a otworzy� drzwi wielkim kluczem
oraz odsun�� rygle.
� Jak�e ty mo�esz da� mi trzy razy dzwoni� na taki czas? � rzek� do Marianny.
� Przecie ksi�dz widzi, �e brama by�a zamkni�ta. Wszyscy od dawna �pi�,
bi�y ju� trzy kwadranse na dziesi�t�. Nasza pani my�la�a pewnie, �e ksi�dz
jest w domu.
� Ale ty� przecie� widzia�a, jakem wychodzi�! Zreszt� pani wie dobrze, �e
bywam u pani de Listom�re co �rod�.
� C� powiem, prosz� ksi�dza? Zrobi�am, jak pani kaza�a � odpar�a Marianna
zamykaj�c bram�.
S�owa te zada�y ksi�dzu Birotteau cios tym dotkliwszy przez kontrast z doskona�ym
szcz�cie, w jakim w�a�nie ton�� w marzeniu. Zamilk� i uda� si� za
11
Mariann� do kuchni, aby wzi�� �wiec�, w przekonaniu, �e j� tam zostawi�.
Ale zamiast wej�� do kuchni, Marianna zaprowadzi�a ksi�dza na g�r�, gdzie
ujrza� w przedpokoju sw�j lichtarz na stole. Niemy ze zdumienia, wszed�
szybko do pokoju, zobaczy�, �e nie ma ognia w kominku, i przywo�a� Mariann�,
kt�ra jeszcze nie zd��y�a odej��.
� Nie zapali�a� ognia? � rzek�.
� Przepraszam ksi�dza � odpar�a. � Musia� zagasn��.
Birotteau spojrza� na nowo na kominek i przekona� si�, �e by� nietkni�ty
od rana.
� Musz� osuszy� nogi � odpar� � rozpal ogie�.
Marianna us�ucha�a z po�piechem osoby, kt�rej si� widocznie chce spa�.
Szukaj�c sam swoich pantofli i nie znajduj�c ich, jak bywa�o zwykle, na dywaniku,
ksi�dz przygl�da� si� Mariannie i uczyni� par� spostrze�e� �wiadcz�cych,
�e ona nie wsta�a prosto z ��ka, jak twierdzi�a. Uprzytomni� sobie
w�wczas, �e od dw�ch tygodni pozbawiono go wszelkich owych drobnych wyg�d,
kt�re przez p�tora roku uczyni�y mu �ycie tak s�odkim. Ot� poniewa�
ciasne umys�y sk�onne s� z natury do roztrz�sania drobiazg�w, ksi�dz pogr��y�
si� z miejsca w g��bokich dumaniach nad tymi czterema wypadkami,
kt�re, niedostrzegalne dla kogo innego, dla niego stanowi�y cztery katastrofy.
By�a to najoczywistsza ruina jego szcz�cia: to zapomnienie pantofli, to
k�amstwo Marianny o ogniu na kominku, to nies�ychane przeniesienie lichtarza
do przedpokoju i wreszcie ta przymusowa kwarantanna w deszcz pod
bram�.
Kiedy ogie� b�ysn��, kiedy zapalono lampk� nocn� i kiedy Marianna opu�ci�a
pok�j nie spytawszy jak niegdy�: �Czy ksi�dzu jeszcze czego nie trzeba?�,
Birotteau zanurzy� si� �agodnie w pi�knej i obszernej ber�erce zmar�ego
przyjaciela; ale ruch, jakim si� w ni� osun��, mia� co� smutnego. Oblega�o
nieboraka przeczucie jakiego� straszliwego nieszcz�cia. Oczy jego w�drowa�y
kolejno po pi�knej szafie, komodzie, krzes�ach, firankach, dywanach, po obszernym
��ku, kropielnicy, krucyfiksie, Madonnie Valentyna, Christusie Lebruna6,
s�owem, po wszystkich przedmiotach; a na jego twarzy odbi� si� b�l
najtkliwszego po�egnania, jakim kiedy kochanek darzy� pierwsz� kochank�
lub starzec swoje ostatnie zasadzone drzewa. Wikary pozna� w tej chwili, nieco
p�no co prawda, oznaki cichego prze�ladowania, jakie cierpia� od trzech
miesi�cy ze strony panny Gamard. Cz�owiek inteligentny by�by z pewno�ci�
odgad� jej niech�� o wiele wcze�niej. Albo� wszystkie stare panny nie maj�
specjalnego talentu akcentowania uczynk�w i s��w, jakie podsuwa nienawi��?
Drapi� jak koty. Przy tym nie tylko rani�, ale doznaj� rozkoszy w tym,
aby rani� i aby pokaza� ofierze, �e j� zrani�y. Tam, gdzie cz�owiek obyty w
�wiecie nie da�by si� drasn�� dwa razy, poczciwemu Birotteau trzeba by�o
kilku uderze� �ap� w twarz, nim uwierzy� w z�� intencj�.
Natychmiast z ow� drobiazgow� bystro�ci�, jakiej nabywaj� ksi�a przywykli
zg��bia� sumienia i roztrz�sa� b�ahostki przy konfesjonale, ksi�dz Birotteau
zacz�� budowa� � jak gdyby chodzi�o o kontrowersj� religijn� � nast�puj�cy
pewnik:
6 Valentin de Boulogne, zwany Valentin (1591 � 1634) � francuski malarz religijny: Charles
Lebrun albo Le Brun (1619 � 1690) � wybitny malarz francuski, malowa� wiele obraz�w na
zam�wienie Ludwika XIV.
12
�Przypu�ciwszy, �e panna Gamard zapomnia�a o wieczorze u pani de Listom�re,
�e Marianna zapomnia�a rozpali� ogie�, �e my�la�y, i� wr�ci�em;
zwa�ywszy, �e znios�em dzi� rano � i to osobi�cie! � m � j l i c h t a r z !!!,
niepodobie�stwem jest, aby panna Gamard widz�c go u siebie w sali mog�a
s�dzi�, �e ja jestem w domu. Ergo, panna Gamard chcia�a mnie wytrzyma�
pod bram� w deszcz; ka��c za� odnie�� lichtarz na g�r� mia�a zamiar okaza�
mi...� � Co? � rzek� g�o�no, przej�ty groz� wypadk�w, wstaj�c, aby zdj�� mokr�
odzie�, wzi�� szlafrok i fular na g�ow�.
Nast�pnie przeszed� od ��ka do kominka gestykuluj�c i rzucaj�c na rozmaite
tony nast�puj�ce zdania, ka�de przechodz�ce w dyszkant, jakby dla
zamarkowania wykrzyknik�w:
� C� ja jej u diaska, zrobi�em? Czego ona chce ode mnie? Marianna nie
mog�a zapomnie� o ogniu! To ona jej powiedzia�a, aby nie pali�! Trzeba by
by� dzieckiem, aby nie spostrzec z tonu i zachowania, �e ona ma co� do
mnie, �e mia�em nieszcz�cie jej si� narazi�. Nigdy ksi�dzu Chapeloud nie
zdarzy�o si� co� podobnego! Niepodobna mi b�dzie �y� z takim dokuczaniem...
W moim wieku!...
Ksi�dz po�o�y� si� w nadziei wy�wietlenia nazajutrz przyczyn nienawi�ci
niwecz�cej na zawsze owo szcz�cie, kt�rym cieszy� si� od dw�ch lat wyt�skniwszy
si� za nim tak d�ugo. Niestety! tajemne pobudki panny Gamard mia�y
dla� zosta� na wieki nie znane nie dlatego, aby je trudno by�o odgadn��, ale
dlatego, �e nieborakowi brak by�o owej szczero�ci, z jak� ludzie wy�si i hultaje
umiej� wejrze� w siebie i os�dzi� si�. Jedynie genialny cz�owiek lub filut
umie sobie powiedzie�: �Zb��dzi�em�. Interes i talent to jedyni sumienni i bystrzy
doradcy. Ot� ksi�dz Birotteau, kt�rego poczciwo�� graniczy�a z g�upot�,
kt�rego wykszta�cenie by�o jakby inkrustacj� wt�oczon� wysi�kiem pracy,
nie mia� najmniejszego poj�cia o �wiecie i o �yciu. �y� mi�dzy msz� a
konfesjona�em, wielce zaj�ty rozstrzyganiem najl�ejszych skrupu��w sumienia
jako spowiednik miejscowych pensjonat�w oraz kilku zacnych dusz, kt�re
umia�y go ceni�. By�o to wielkie dziecko, kt�remu mechanizm spo�eczny
by� prawie obcy. Jedynie egoizm wrodzony wszystkim ludzkim istotom,
wzmocniony swoistym egoizmem ksi�ym oraz ciasnym egoizmem prowincji,
rozwin�� si� w nim nieznacznie i mimo jego wiedzy. Gdyby kto� zada� sobie
ten trud, aby zg��bi� dusz� wikarego i wykaza� mu, �e w niesko�czenie
drobnych szczeg�ach jego egzystencji oraz drobnych obowi�zkach jego prywatnego
�ycia brak mu zasadniczo owego po�wi�cenia, kt�re g�osi�, by�by si�
sam ukara�, umartwi�by si� z dobr� wiar�. Ale ci, kt�rych zadra�niemy nawet
bezwiednie, nie troszcz� si� o nasz� nie�wiadomo��, chc� i umiej� si� zem�ci�.
Zatem Birotteau, mimo i� ma�y cz�eczyna, mia� pa�� ofiar� owej wielkiej
Sprawiedliwo�ci, kt�ra nieodmiennie ka�e �wiatu spe�nia� swoje wyroki,
zwane przez wielu dudk�w �nieszcz�ciami �ycia�.
Mi�dzy nieboszczykiem kanonikiem Chapeloud a jego wikariuszem by�a ta
r�nica, �e jeden by� egoista zr�czny i sprytny, a drugi egoista szczery i naiwny.
Kiedy ksi�dz Chapeloud osiad� u panny Gamard, umia� doskonale
oceni� charakter swojej gospodyni. Konfesjona� zdradzi� mu, ile goryczy wytwarza
w sercu starej panny nieszcz�cie stawiaj�ce j� poza obr�bem spo�ecze�stwa;
wytyczy� tedy rozwa�nie plan post�powania. Gospodyni, licz�ca
dopiero trzydzie�ci osiem lat, zachowa�a jeszcze pewne pretensje, kt�re u takich
szarych os�b zmieniaj� si� p�niej w wysokie mniemanie o sobie. Kano-
13
nik zrozumia�, �e aby dobrze �y� z pann� Gamard, musi mie� zawsze dla niej
jednak� uprzejmo�� i jednakie wzgl�dy, musi by� bardziej nieomylny ni� sam
papie�. Aby to osi�gn��, ograniczy� si� w stosunkach z ni� jedynie do tego, co
nakazuje prosta uprzejmo�� oraz za�y�o�� wytwarzaj�ca si� mi�dzy osobami
mieszkaj�cymi pod jednym dachem. I tak, mimo �e ksi�dz Troubert i on jadali
regularnie trzy razy dziennie, wym�wi� si� od wsp�lnego �niadania,
przyuczaj�c pann� Gamard, aby mu pos�a�a do ��ka kaw� ze �mietanka.
Nast�pnie oszcz�dzi� sobie nud�w odsiadywania kolacji wychodz�c na herbat�
do znajomych dom�w. W ten spos�b rzadko widywa� swoj� gospodyni�
poza obiadem, ale na obiad przychodzi� zawsze troch� wcze�niej. W czasie tej
niby � wizyty zawsze, przez dwana�cie lat, kt�re sp�dzi� pod jej dachem, zadawa�
jej te same pytania, otrzymuj�c te same odpowiedzi. Zainteresowanie
tym, czy dobrze spa�a, �niadanie, drobne sprawy domowe, jej wygl�d, zdrowie,
pogoda, czas trwania nabo�e�stw, epizody w czasie mszy, wreszcie
zdrowie tego lub owego ksi�dza � oto by�y tematy tej codziennej rozmowy.
Przy obiedzie operowa� zawsze metod� delikatnego pochlebstwa, raz po raz
przechodz�c od zalet ryby, do delikatno�ci zasma�ki lub przymiot�w panny
Gamard i jej zalet jako gospodyni. Umia� zr�cznie g�aska� pr�nostki starej
panny chwal�c jej konfitury, korniszony, konserwy, pasztety i inne gastronomiczne
wymys�y. Nigdy wreszcie sprytny kanonik nie opu�ci� ��tego saloniku
nie powiedziawszy jej wprz�dy, ze nigdzie, w ca�ym Tours, nie pija si�
r�wnie dobrej kawy.
Dzi�ki temu doskona�emu zrozumieniu charakteru panny Gamard oraz
dzi�ki tej sztuce �ycia, uprawianej przez kanonika w ci�gu dwunastu lat,
nigdy nie przysz�o mi�dzy nimi do najmniejszego nieporozumienia. Ksi�dz
Chapeloud od razu pozna� wszystkie kanty, szorstko�ci, zadziory starej panny
i uregulowa� nieuniknione punkty styczno�ci w ten spos�b, aby uzyska�
od niej wszystko, co by�o potrzebne do szcz�cia. Tote� panna Gamard m�wi�a,
�e ksi�dz Chapeloud jest to cz�owiek bardzo mi�y, �atwy w po�yciu i nader
dowcipny. Co si� tyczy ksi�dza Troubert, dewotka nie m�wi�a o nim bezwarunkowo
nic. Zupe�nie wszed�szy w kr�g jej �ycia jak satelita w sfer� swej
planety, Troubert by� dla niej czym� po�rednim mi�dzy cz�owiekiem a psem;
mie�ci� si� w jej sercu tu� przed miejscem przeznaczonym dla przyjaci� oraz
dla wielkiego, dychawicznego mopsa, kt�rego kocha�a tkliwie. W�ada�a nim
ca�kowicie. Zespolenie ich interes�w posun�o si� tak daleko, i� wiele os�b
�yj�cych blisko z pann� Gamard mniema�o, �e j� przywi�zuje do siebie bezgraniczn�
cierpliwo�ci� i powoduje ni� skuteczniej, udaj�c, �e sam jej s�ucha,
i nie zdradzaj�c najmniejszej ch�ci w�adzy.
Kiedy ksi�dz Chapeloud umar�, stara panna, kt�ra chcia�a mie� spokojnego
pensjonariusza, pomy�la�a z natury rzeczy o wikarym. Nim jeszcze
otwarto testament kanonika, ju� panna Gamard zamy�li�a odda� mieszkanie
zmar�ego swemu poczciwemu ksi�dzu Troubert, uwa�aj�c, �e mu jest niedobrze
na parterze. Ale kiedy ksi�dz Birotteau przyszed� spisywa� ze star�
pann� warunki, ujrza�a, �e tak jest rozkochany w tym mieszkaniu, kt�rego
po��da� tak d�ugo, dzi� dopiero mog�c zdradzi� si�� swoich pragnie�, i� nie
�mia�a mu wspomnie� o zamianie. Przyja�� po�wi�ci�a wzgl�dom interesu.
Aby pocieszy� ukochanego kanonika, da�a w jego mieszkaniu posadzk� zamiast
pod�ogi i przebudowa�a kominek, kt�ry dymi�.
14
Ksi�dz Birotteau odwiedza� przez dwana�cie lat przyjaciela swego, ksi�dza
Chapeloud, przy czym nigdy nie przysz�o mu na my�l dochodzi�, sk�d pochodzi
jego niezmierna ogl�dno�� w stosunkach z pann� Gamard. Kiedy si�
sprowadzi� do tej �wi�tobliwej panienki, znajdowa� si� w sytuacji kochanka,
kt�ry doczeka� si� uwie�czenia swych pragnie�. Gdyby nawet z natury nie
by� �lepy, oczy jego zanadto by�y ol�nione szcz�ciem, aby m�g� przejrze�
pann� Gamard i zastanowi� si� nad sposobem unormowania codziennych
stosunk�w. Panna Gamard widziana z daleka przez pryzmat doczesnych
szcz�liwo�ci, jakie wikary marzy� w jej domu, zdawa�a mu si� istot� doskona��,
wzorow� chrze�cijank�, osob� pe�n� mi�o�ci bli�niego, niewiast� ewangeliczn�,
pann� m�dr�, strojn� w owe ciche i skromne cnoty, nasycaj�ce �ycie
niebia�skim zapachem. Tote� z ca�ym zachwytem cz�owieka, kt�ry dochodzi
do dawno upragnionego celu, z naiwno�ci� dziecka oraz nieopatrzno�ci�
starca nie znaj�cego �wiata wszed� w �ycie panny Gamard, jak mucha
�apie si� w sie� paj�ka. I tak pierwszego dnia, kiedy mia� je�� i spa� w jej
domu, zosta� w salonie wiedziony pragnieniem bli�szego poznania, a r�wnie�
owym dziwnym zak�opotaniem, kt�re tak cz�sto parali�uje ludzi nie�mia�ych:
wydaje si� im, �e b�d� niegrzeczni, je�eli przerw� rozmow�, aby si� po�egna�.
Zosta� tedy na ca�y wiecz�r. Druga stara panna, przyjaci�ka ksi�dza Birotteau,
panna Salomon de Villenoix, przysz�a tego wieczora. Uszcz�liwiona panna
Gamard z�o�y�a partyjk� bostona. K�ad�c si� spa� wikary pomy�la�, �e
sp�dzi� bardzo mi�y wiecz�r. Znaj�c jeszcze bardzo niewiele pann� Gamard i
ksi�dza Troubert, widzia� jedynie powierzchnie ich charakter�w. Ma�o kto
ods�ania od razu swoje wady. Na og� ka�dy stara si� przybra� powabn� mask�.
Ksi�dz Birotteau powzi�� tedy uroczy projekt po�wi�cenia swoich wieczor�w
pannie Gamard, zamiast je sp�dza� w mie�cie.
Osoba ta hodowa�a od kilku lat pragnienie, kt�re pot�gowa�o si� w niej z
ka�dym dniem. Pragnienie owo z rz�du tych, kt�re hoduj� starcy, a nawet
�adne kobiety, sta�o si� u niej nami�tno�ci� podobn� nami�tno�ci ksi�dza
Birotteau do mieszkania swego przyjaciela. Tkwi�o ono w sercu starej panny
korzeniami pychy i egoizmu, zazdro�ci i pr�no�ci, jakie istniej� u ludzi
�wiatowych. Wieczna historia: wystarczy rozszerzy� nieco ciasny kr�g, w kt�rym
poruszaj� si� te osoby, aby otrzyma� wz�r wypadk�w zachodz�cych w
najwy�szych sferach towarzyskich.
Panna Gamard sp�dza�a wieczory kolejno w sze�ciu czy o�miu rozmaitych
domach. Czy dolega�o jej, �e musi szuka� ludzi, i czu�a si� w prawie � w
swoim wieku � ��da� od nich wzajemno�ci, czy rani�o jej mi�o�� w�asn�, �e
nie ma w�asnego towarzystwa, czy wreszcie pr�no�� jej ��da�a pochlebstw i
wzgl�d�w, jakimi cieszy�y si� jej przyjaci�ki, do��, �e ca�� jej ambicj� by�o
uczyni� sw�j salon punktem zbornym, do kt�rego co wiecz�r pewna ilo��
os�b d��y�aby z p r z y j e m n o � c i �. Kiedy Birotteau i jego przyjaci�ka,
panna Salomon, sp�dzili u niej kilka wieczor�w w towarzystwie wiernego i
cierpliwego ksi�dza Troubert, pewnego wieczora, wychodz�c od �w. Gracjana,
panna Gamard oznajmi�a przyjaci�kom, kt�rych dot�d czu�a si� jakby
niewolnic�, �e osoby pragn�ce j� widzie� mog� j� odwiedza� raz na tydzie� u
niej w domu, gdzie zbiera si� grono przyjaci� do�� liczne, aby z�o�y� partyjk�
bostona. Nie godzi si� jej (m�wi�a) zostawia� samego ksi�dza Birotteau, swego
nowego pensjonarza; panna Salomon nie opu�ci�a jeszcze ani jednego
dnia; ma obowi�zki wobec swych przyjaci�... i to, i owo... itd. S�owa te by�y
15
tym pokorniej dumne i tym obficiej s�odkawe, i� panna Salomon de Villenoix
nale�a�a do najarystokratyczniejszego towarzystwa w Tours. Mimo i� panna
Salomon przychodzi�a jedynie przez przyja�� dla wikarego, panna Gamard
pyszni�a si�, �e j� ma w swoim salonie, i czu�a si� dzi�ki ksi�dzu Birotteau
bliska ziszczenia wielkiego planu: stworzy� k�ko r�wnie liczne, r�wnie mi�e
jak salony pani de Listom�re, pani Merlin de la Blotti�re i innych dewotek
podejmuj�cych nabo�ne towarzystwo w Tours! Ale niestety, ksi�dz Birotteau
unicestwi� zamiary panny Gamard. Ot� je�eli wszyscy ci, kt�rzy osi�gn�li w
�yciu od dawna upragnione szcz�cie, zrozumieli rado��, jak� m�g� czu� wikary
k�ad�c si� w ��ku ksi�dza Chapeloud, powinni r�wnie� wytworzy� sobie
lekkie poj�cie o zgryzocie, jak� sprawi�o pannie Gamard zwalenie jej ulubionego
planu. �cierpiawszy przez p� roku do�� powolnie swoje szcz�cie,
Birotteau pierzchn�� z jej domu, uprowadzaj�c pann� Salomon. Mimo nies�ychanych
wysi�k�w ambitna panna Gamard zebra�a ledwie jakie� pi�� czy
sze�� os�b, ucz�szczaj�cych do�� nieregularnie, trzeba za� by�o co najmniej
czworo wiernych, aby podtrzyma� bostona. Musia�a tedy uderzy� w skruch� i
wr�ci� do dawnych przyjaci�ek, stare panny bowiem czuj� si� zbyt licho we
w�asnym towarzystwie, aby si� mog�y obej�� bez w�tpliwych przyjemno�ci
�wiata.
Przyczyn� tej dezercji �atwo odgadn��. Mimo i� wikary by� z rz�du tych, do
kt�rych ma kiedy� nale�e� raj na mocy wyroku: �B�ogos�awieni ubodzy duchem�
� nie m�g�, jak wielu ludzi g�upich, znosi� nudy, o jak� go przyprawiali
inni g�upcy. Ludzie nieinteligentni podobni s� do chwast�w, kt�re lubuj�
sobie w dobrej glebie; poniewa� sami si� nudz�, tym bardziej potrzebuj�,
aby ich bawiono. Wcielenie nudy, kt�rej s� pastw�, po��czone z ustawiczn�
potrzeb� ucieczki od samych siebie wytwarza t� nami�tno�� ruchu, t�
ci�g�� potrzeb� bycia tam, gdzie ich nie ma. To ich cecha, podobnie jak cecha
istot pozbawionych czucia oraz tych, kt�rzy chybi� w �yciu swego losu lub
cierpi� z w�asnej winy. Nie zg��biaj�c zbytnio pustki i nico�ci panny Gamard,
ani te� nie t�umacz�c sobie ciasnoty jej my�li, biedny ksi�dz Birotteau spostrzeg�
(nieco p�niej na swoje nieszcz�cie), wady, jakie dzieli�a z wszystkimi
starymi pannami oraz te, kt�re posiada�a osobi�cie. Z�o ogl�dane w drugich
odcina si� tak wyra�nie od dobrego, i� uderza nas prawie zawsze w oczy, zanim
nas jeszcze zrani. Ten objaw m�g�by usprawiedliwi� sk�onno��, kt�ra
nas mniej lub wi�cej popycha do obmowy. Tak naturaln� rzecz� jest drwi�
sobie z u�omno�ci drugich, i� powinni�my wybaczy� uszczypliwe plotki,
usprawiedliwione naszymi �miesznostkami, i dziwi� si� jedynie potwarzy. Ale
oczy poczciwego wikarego nigdy nie osi�gn�y tego punktu optycznego, kt�ry
pozwala �wiatowcom dojrze� rych�o kolc�w s�siada i unikn�� ich; na to, aby
pozna� wady swej gospodyni, musia� uczu� przestrog�, jakiej natura udziela
wszystkim stworzeniom: b�l! Stare panny, nie nagi�wszy swego charakteru i
�ycia do cudzego �ycia i charakteru, jak tego wymaga dola kobiety, maj�
przewa�nie t� mani�, aby wszystko nagina� do siebie. U panny Gamard
sk�onno�� ta wyrodzi�a si� w despotyzm; ale ten despotyzm umia� si� wyrazi�
tylko w drobiazgach. Tak wi�c w�r�d tysi�ca przyk�ad�w, koszyczek z fiszkami
i sztonami, postawiony na stoliku do kart dla ksi�dza Birotteau, powinien
by� zosta� tam, gdzie by�; i ksi�dz dra�ni� j� wielce, przesuwaj�c ten koszyczek,
co zdarza�o si� prawie co wiecz�r. Sk�d pochodzi�a owa dra�liwo��
tak niem�drze czepiaj�ca si� b�ahostek; i jaki by� jej cel? Nikt by tego nie
16
umia� powiedzie�, panna Gamard sama nie wiedzia�a. Mimo i� z natury potulny
jak owca, nowy pensjonarz � jak i owce zreszt� � nie lubi� zbyt cz�sto
czu� laski pastuszej, zw�aszcza opatrzonej kolcem. Nie t�umacz�c sobie bezgranicznej
cierpliwo�ci ksi�dza Troubert, Birotteau zrezygnowa� ze szcz�cia,
kt�re panna Gamard chcia�a mu przyrz�dzi� na sw�j spos�b, s�dzi�a bowiem,
�e ze szcz�ciem jest tak jak z konfiturami. Ale nieborak wskutek naiwno�ci
swego charakteru wzi�� si� do rzeczy do�� niezr�cznie; rozstanie nie
obesz�o si� tedy bez kwas�w i szpileczek, na kt�re ksi�dz Birotteau sili� si�
okaza� oboj�tny.
Z ko�cem pierwszego roku prze�ytego pod dachem panny Gamard wikariusz
wr�ci� do dawnych obyczaj�w sp�dzaj�c dwa wieczory w tygodniu u
pani de Listom�re, trzy u panny Salomon, a dwa pozosta�e u panny Merlin
de la Blottiere. Osoby te nale�a�y do miejscowej arystokracji, do kt�rej panna
Gamard nie mia�a wst�pu. Tote� gospodyni dotkliwie odczu�a ucieczk� ksi�dza
Birotteau, kt�ra da�a jej pozna� jej w�asn� nico��: wszelki wyb�r mie�ci
w sobie wzgard� porzuconego przedmiotu.
� Ksi�dz Birotteau nie czu� si� dobrze w naszym towarzystwie � powiada�
ksi�dz Troubert przyjacio�om panny Gamard, kiedy musia�a poniecha� swoich
wieczor�w. � To inteligencja, smakosz! Jemu trzeba wielkiego �wiata,
zbytku, dowcipnej rozmowy, ploteczek...
S�owa te pobudza�y zawsze pann� Gamard do wys�awiania swego charakteru
kosztem ksi�dza Birotteau.
� Nie taka zn�w inteligencja � m�wi�a. � Gdyby nie ksi�dz Chapeloud, nigdy
by si� nie w�rubowa� do pani de Listom�re. Och! wiele straci�am trac�c
ksi�dza Chapeloud. C� za mi�y cz�owiek, jaki �atwy! Do�� powiedzie�, �e w
ci�gu dwunastu lat nie mia�am z nim najmniejszego zaj�cia ani najmniejszej
przykro�ci.
Panna Gamard przedstawi�a ksi�dza Birotteau w �wietle tak ujemnym, �e
w tym mieszcza�skim �wiatku, tajemnie zawistnym o arystokracj�, zyska�
opini� cz�owieka bardzo przykrego i niezno�nego w po�yciu. Nast�pnie stara
panna mia�a kilka tygodni t� przyjemno��, i� s�ucha�a ubolewa� przyjaci�ek,
kt�re nie my�l�c ani s�owa z tego, co m�wi�y, powtarza�y bez ustanku:
�Jak to, pani, taka zgodna i dobra, pani �ci�gn�a na siebie niech��...?� Albo:
�Niech si� pani pocieszy, droga pani Gamard, zbyt dobrze pani� znaj�, aby...�
etc.
Ale wszyscy w duchu b�ogos�awili wikariusza, uszcz�liwieni, �e omin�� ich
wiecz�r w Klasztorze, miejscu najbardziej odludnym, pos�pnym i oddalonym
od centrum w ca�ym Tours.
Mi�dzy osobami wci�� stykaj�cymi si� z sob� nienawi�� i mi�o�� wci��
wzrastaj�; znajdujemy co chwila nowe przyczyny, aby bardziej kocha� lub
nienawidzi�. Tote� ksi�dz Birotteau sta� si� dla panny Gamard nie do zniesienia.
W p�tora roku od swego wprowadzenia si�, w chwili gdy poczciwiec
widzia� b�ogi spok�j w milczeniu nienawi�ci i rad by�, �e tak dobrze u�o�y�
swoje stosunki ze star� pann�, w istocie sta� si� dla niej celem tajemnej nagonki
i ch�odno obmy�lonej zemsty. Dopiero te cztery fundamentalne okoliczno�ci:
zamkni�te drzwi, zapomniane pantofle, brak ognia, lichtarz przeniesiony
do jego pokoju, zdo�a�y mu ods�oni� ow� straszliw� nienawi��, kt�rej
ostatnie ciosy mia�y na� spa�� a� w chwili, gdy b�d� nie do naprawienia.
17
Usypiaj�c tedy zacny wikariusz �ama� sobie daremnie biedn� g�owin�, aby
sobie wyt�umaczy� to szczeg�lnie niegrzeczne post�powanie panny Gamard.
Poniewa� swego czasu post�pi� bardzo logicznie trzymaj�c si� naturalnych
praw swego egoizmu, trudno mu by�o zrozumie�, w czym zawini� wobec gospodyni.
O ile wielkie rzeczy �atwo jest poj�� i wyrazi�, ma�ostki �ycia wymagaj�
wielu szczeg��w. Wypadki stanowi�ce niejako prolog tego mieszcza�skiego
dramatu, w kt�rym wszak�e nami�tno�ci s� r�wnie gwa�towne, co
gdyby p�yn�y z wielkich przyczyn, wymaga�y tego d�ugiego wst�pu i trudno
by�oby wiernemu historykowi ograniczy� si�.
Nazajutrz rano po przebudzeniu Birotteau tak usilnie my�la� o swojej kanonii,
�e nie pami�ta� ju� czterech ostatnich okoliczno�ci, w kt�rych w wili�
ujrza� z�owrog� wr�b� przysz�ych nieszcz��. Wikariusz nie by� cz�owiekiem,
kt�ry by wsta� z ��ka bez ognia, zadzwoni� tedy na Mariann�; po czym, wedle
zwyczaju, uton�� w sennych rojeniach. Zwykle s�u��ca rozpalaj�c ogie�
wyrywa�a go �agodnie z tego p�snu szmerem swoich pyta� i swego krz�tania.
Ksi�dz lubi� ten rodzaj muzyki. Up�yn�o p� godziny, a Marianna si� nie
zjawi�a. Wikariusz (na wp� ju� kanonik) mia� zadzwoni� na nowo, ale pu�ci�
ta�m� s�ysz�c na schodach m�skie kroki. By� to ksi�dz Troubert, kt�ry, zapukawszy
dyskretnie, wszed� na zaproszenie gospodarza. Wizyta ta, kt�r�
dwaj ksi�a wymieniali do�� regularnie raz na miesi�c, nie zaskoczy�a wikariusza.
Najpierw kanonik zdziwi� si�, �e Marianna jeszcze nie roznieci�a ognia
u kolegi. Otworzy� okno, ostro krzykn�� na Mariann� wzywaj�c j� do ksi�dza
Birotteau, po czym zwracaj�c si� do� rzek�:
� Gdyby panna Gamard dowiedzia�a si�, �e ksi�dz nie ma ognia, po�aja�aby
Mariann�.
To rzek�szy zagadn�� ksi�dza o zdrowie i spyta� �agodnie, czy ma jakie�
nowiny o swojej nominacji. Wikariusz opowiedzia� mu o swych zabiegach i
wymieni� naiwnie osoby, na kt�re stara si� wp�yn�� pani de Listom�re. Nie
wiedzia�, i� Troubert nigdy nie przebaczy� owej pani tego, �e nie m�g� si� dosta�
do jej domu, on, ksi�dz Troubert, dwa razy ju� omal nie mianowany generalnym
wikariuszem diecezji!
Niepodobna znale�� dw�ch twarzy, kt�re by przedstawia�y wi�cej sprzeczno�ci
ni� fizjonomie tych dw�ch ksi�y. Troubert, wysoki i chudy, mia� cer�
�niad� i ��ciow�, gdy wikariusz by� co si� nazywa pulchny. Twarz ksi�dza
Birotteau, okr�g�a i rumiana, wyra�a�a bezmy�ln� dobroduszno��, gdy twarz
Trouberta, d�uga i poorana bruzdami, nabiera�a chwilami wyrazu pe�nego
ironii i wzgardy; trzeba by�o wszak�e przyjrze� mu si� uwa�nie, aby odkry� te
dwa uczucia. Zwykle kanonik zachowywa� zupe�ny spok�j, maj�c powieki
wci�� prawie opuszczone na dwoje piwnych oczu, kt�rych spojrzenie stawa�o
si�, kiedy zechcia�, jasne i przenikliwe. Rude w�osy dope�ni�y tej pos�pnej fizjonomii,
bez ustanku powleczonej mrokiem powa�nych duma�. Wiele os�b
mniema�o zrazu, �e ksi�dza Troubert poch�ania jaka� wysoka i g��boka ambicja;
ale ci, co go rzekomo znali lepiej, obalili w ko�cu to mniemanie przedstawiaj�c
go jako cz�owieka og�upionego despotyzmem panny Gamard lub
wyczerpanego nadmiernymi postami. M�wi� rzadko i nie �mia� si� nigdy. Kiedy
mu si� zdarzy�o by� mile wzruszonym, wymyka� mu si� s�aby u�miech,
gubi�cy si� w fa�dach twarzy.
Birotteau by�, przeciwnie, z gruntu szczery, wylany, lubi�cy smacznie
zje��; bawi� si� lada czym z naiwno�ci� cz�owieka bez ��ci i zdrady. Ksi�dz
18
Troubert budzi� w pierwszej chwili mimowoln� groz�, gdy wikariusz sk�ania�
tych, co go widzieli, do �agodnego u�miechu. Kiedy przez arkady i nawy �w.
Gracjana wysoki kanonik szed� uroczystym krokiem, z pochylonym czo�em, z
surowymi oczami � budzi� szacunek: jego przygarbiona posta� harmonizowa�a
z po��k�ymi sklepieniami katedry, fa�dy jego sutanny mia�y co� monumentalnego,
godnego rze�biarza. Natomiast poczciwy wikariusz kr�ci� si� tam
bez �adnej powagi, drepta�, depta�, tocz�c si� jak kulka.
Ci dwaj ludzie mieli wszak�e jedno podobie�stwo. Tak jak ambitne wejrzenie
Trouberta, ka��c go si� obawia�, skaza�o go mo�e na nieznacz�c� rol�
zwyk�ego kanonika, tak samo charakter i posta� ksi�dza Birotteau skazywa�y
go niejako na wiekuisty wikariat. Jednak�e ksi�dz Troubert doszed�szy pi��dziesi�ciu
lat taktem swoim, pozorami zupe�nego braku ambicji i na wskro�
�wi�tym �yciem rozproszy� ca�kowicie obawy, jakie jego domniemane zdolno�ci
oraz gro�na fizjonomia obudzi�y w jego zwierzchnikach. Poniewa� zdrowie
jego by�o od roku powa�nie zachwiane, nominacja jego na generalnego wikariusza
arcybiskupstwa zdawa�a si� prawdopodobna. Nawet jego wsp�zawodnicy
�yczyli mu tej nominacji, pragn�c lepiej przygotowa� w�asn� przez tych
niewiele dni, kt�rych u�yczy�aby mu choroba, ju� chroniczna. Zupe�nie przeciwnie,
potr�jny podbr�dek ksi�dza Birotteau by� dla konkurent�w walcz�cych
z nim o miejsce kanonika znamieniem kwitn�cego zdrowia, jego za� podagra
zdawa�a si�, w my�l przys�owia, r�kojmi� d�ugowieczno�ci.
Ksi�dz Chapeloud, cz�owiek nader roztropny, mile widziany dla swoich towarzyskich
zalet przez arystokracj� oraz przez miejscowych dygnitarzy, zawsze
przeciwdzia�a� � tajemnie zreszt� i bardzo sprytnie � wywy�szeniu ksi�dza
Trouberta; bardzo zr�cznie nawet zamkn�� mu przyst�p do wszystkich znakomitszych
salon�w w Tours, mimo i� Troubert odnosi� si� do� z wielkim
szacunkiem, okazuj�c mu w ka�dej okazji wysok� cze��. Uni�ono�� ta nie
mog�a zmieni� opinii zmar�ego kanonika, kt�ry podczas ostatniej przechadzki
powtarza� ksi�dzu Birotteau:
� Strze� si� tego dryblasa Troubert! To Sykstus Pi�ty7 pomniejszony do
rozmiar�w konsystorza.
Takim by� przyjaciel i towarzysz sto�u panny Gamard, kt�ry nazajutrz po
dniu, w kt�rym stara panna wypowiedzia�a niejako wojn� biednemu Birotteau,
przyszed� go odwiedzi� z wylewami przyja�ni.
� Trzeba darowa� Mariannie � rzek� kanonik widz�c wchodz�c� s�u��c�. �
Zdaje si�, �e zacz�a od mojego mieszkania. U mnie jest bardzo wilgotno,
kaszla�em dzi� ca�� noc. Bardzo tu zdrowo ksi�dz mieszka � rzek� wodz�c
okiem po �cianach.
� Och! mieszkam jak kanonik � rzek� Birotteau z u�miechem.
� A ja jak wikariusz � rzek� pokorny ksi�dz.
� Tak, ale niebawem b�dzie ksi�dz mieszka� w konsystorzu � rzek� poczciwy
Birotteau, kt�ry chcia�, aby wszyscy byli szcz�liwi.
� Och! albo na cmentarzu. Ale niech si� dzieje wola Bo�a!
I Troubert podni�s� oczy do nieba z rezygnacj�.
� Przyszed�em � doda� � poprosi� ksi�dza o po�yczenie mi wykazu beneficj�w.
Jeden ksi�dz w ca�ym Tours masz to dzie�o.
7 Sykstus Pi�ty (1520�1590) � obrany papie�em w 1585 r., podobno udawa� ci�ko chorego,
aby zdoby� g�osy kardyna��w, kt�rzy liczyli, �e nie zdo�a mocno uchwyci� w�adzy w swoje
r�ce.
19
� Prosz�, niech ksi�dz we�mie z biblioteki � odpar� Birotteau, kt�remu
ostatnie s�owa Troubert uprzytomni�y wszystkie rozkosze w�asnego �ycia.
Wysoki kanonik przeszed� do biblioteki i zosta� tam przez czas, przez kt�ry
wikariusz si� ubiera�. Niebawem rozleg� si� dzwon na �niadanie, podagryk
za� pomy�lawszy, i� gdyby nie odwiedziny Trouberta, nie mia�by ognia przy
wstawaniu, powiedzia� sobie:
� Poczciwy cz�owiek!
Obaj ksi�a zeszli razem, uzbrojeni ka�dy olbrzymim in folio, kt�re z�o�yli
na konsolce w jadalni.
� C� to takiego? � spyta�a cierpko panna Gamard, zwracaj�c si� do ksi�dza
Birotteau. � Mam nadziej�, �e ksi�dz mi nie b�dzie zagraca� jadalni swymi
szparga�ami.
� To ja potrzebowa�em tych ksi��ek � odpar� Troubert � ksi�dz wikariusz
by� tak uprzejmy, �e mi ich po�yczy�.
� Powinnam si� by�a domy�li� � rzek�a u�miechaj�c si� wzgardliwie. �
Ksi�dz Birotteau niecz�sto zagl�da do tych folia��w.
� Jak si� pani miewa? � odpar� pensjonarz pieszczonym g�osem.
� Nieszczeg�lnie � odpar�a sucho. � Ksi�dz jest przyczyn�, �e mnie zbudzono
z pierwszego snu i ca�� noc mi to zepsu�o.
Panna Gamard doda�a siadaj�c:
� Mleko stygnie, moi dobrodzieje.
Zdumiony tym cierpkim przyj�ciem gospodyni, w�wczas gdy spodziewa� si�
przeprosin, ale przera�ony jak wszyscy ludzie nie�miali widokami dyskusji,
zw�aszcza gdy mia� by� jej przedmiotem, biedny wikariusz usiad� w milczeniu.
Nast�pnie widz�c na twarzy panny Gamard oznaki wyra�nej niech�ci
trwa� w niepewno�ci: rozum kaza� mu nie znosi� zuchwalstwa gospodyni,
charakter za� sk�ania� go do unikania sporu. W tej dusznej udr�ce Birotteau
j�� si� uwa�nie przygl�da� wielkim, zielonym kratom na grubej ceracie, kt�r�
od niepami�tnych czas�w panna Gamard zostawia�a podczas �niadania na
stole, bez wzgl�du na wytarte brzegi oraz liczne blizny tego nakrycia. Dwaj
pensjonarze znale�li si� ka�dy w swoim trzcinowym fotelu, naprzeciw siebie,
na dw�ch kra�cach tego prostok�tnego sto�u, kt�rego centrum zajmowa�a
gospodyni i nad kt�rym g�rowa�a z wysoko�ci swego krzes�a wymoszczonego
poduszkami i zwr�conego grzbietem do pieca. Ten pok�j oraz wsp�lny salon
znajdowa�y si� na parterze pod sypialni� i salonem ksi�dza Birotteau. Kiedy
wikariusz bra� z r�k panny Gamard fili�ank� kawy z cukrem, zmrozi�o go
g��bokie milczenie, w jakim mia� dope�ni� tego tak weso�ego zazwyczaj aktu
ko�cz�cego �niadanie. Nie �mia� patrze� ani na osch�� twarz Trouberta, ani
na gro�n� twarz starej panny; aby co� z sob� pocz��, obr�ci� si� w stron�
wielkiego, opas�ego mopsa, kt�ry nie rusza� si� nigdy z poduszki ko�o pieca,
zawsze znajduj�c po lewej talerz pe�en �akoci, po prawej za� miseczk� wody.
� I c�, kochasiu, czekasz na swoj� kawk�?
Osobnik ten, jeden z najwa�niejszych w domu, ale ma�o kr�puj�cy o tyle,
�e nie szczeka� ju� i zostawia� g�os swej pani, podni�s� na ksi�dza Birotteau
ma�e oczki ukryte pod fa�dami t�uszczu, po czym zamkn�� je ponuro. Aby
zrozumie� m�czarni� biednego wikariusza, trzeba powiedzie�, i� obdarzony
wymow� pust� i d�wi�czn� jak brz�czenie b�ka twierdzi� on, nie mog�c
zreszt� przytoczy� �adnego argumentu na poparcie swego mniemania, i�
mowa pomaga trawieniu. Panna Gamard, kt�ra podziela�a t� higieniczn� teo-
20
ri�, stale dot�d, mimo ich nieporozumie�, rozmawia�a z wikariuszem przy
stole; ale od kilku dni pr�no wyt�a� sw� inteligencj�, daremnie sili� si� na
chytre pytania, aby poci�gn�� j� za j�zyk. Gdyby szczup�e ramy tej powiastki
pozwoli�y przytoczy� bodaj jedn� z tych rozm�w, kt�re �ci�ga�y prawie zawsze
cierpki i sardoniczny u�miech na usta ksi�dza Trouberta, da�aby ona sko�czony
obraz prowincjonalnego b e o c j a n i z m u8 .Ubawi�yby mo�e czytelnik�w
osobliwe pogl�dy, jakie ksi�dz Birotteau i panna Gamard wyg�aszali w
zakresie polityki, religii i literatury. By�oby niew�tpliwie ucieszn� rzecz�
przedstawi� czy to powag�, z jak� w roku 1826 podawali w w�tpliwo��
�mier� Napoleona, czy to przypuszczenia, kt�re kaza�y im wierzy� w istnienie
Ludwika XVII9, ocalonego dzi�ki kryj�wce w dziupli grubego drzewa. Kt� by
si� nie u�mia� s�ysz�c, jak na mocy sobie tylko wiadomych racji orzekaj�, �e
kr�l francuski sam rozstrzyga o podatkach, �e parlament powo�any jest po
to, aby zniszczy� kler, �e w czasie rewolucji zgin�o przesz�o milion trzysta
tysi�cy os�b na rusztowaniu. Nast�pnie m�wili o prasie nie znaj�c liczby
dziennik�w, nie maj�c najmniejszego poj�cia, czym jest to nowoczesne narz�dzie.
Wreszcie ksi�dz Birotteau s�ucha� z uwag� panny Gamard, kiedy
m�wi�a, �e cz�owiek jedz�cy jedno jajko co rano musi niechybnie umrze� z
ko�cem roku i �e widywano takie fakty; �e pulchna bu�eczka, spo�ywana bez
napoju