Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7651 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Noah Gordon
Medicus z Saragossy
Noah Gordon
Urodzi� si� w Worcester w stanie Massachusetts, kszta�ci� w prywatnych szko�ach tego miasta, potem studiowa� na uniwersytecie w Bostonie, gdzie uko�czy� dziennikarstwo (1950) oraz filologi� angielsk� (1951). Przez kilka lat pracowa� w jednym z nowojorskich wydawnictw jako redaktor, p�niej by� reporterem w "Boston Herald" i wydawc� czasopism medycznych ("Psychiatrie Opinion", "The Journal of Hu-man Stress"), przez wiele lat asystentem wolantariuszem na oddziale chirurgii Szpitala Miejskiego w Bostonie, sanitariuszem pogotowia ratunkowego, pracownikiem szpitala dla umys�owo chorych. Jego zwi�zki z medycyn�, zainteresowania i fascynacje znalaz�y sw�j wyraz w trylogii o dziejach lekarskiej rodziny Cole'�w (Medicus, Szaman, Spadkobierczyni Medicusa), we wsp�czesnej powie�ci Lekarze, a tak�e w barwnych dziejach syna toleda�skiego z�otnika, bohatera ksi��ki Medicus z Saragossy. Powie�ci te przynios�y mu mi�dzynarodow� s�aw� i wiele nagr�d, m.in. nagrod� J. F. Coopera przyznawan� przez Stowarzyszenie Historyk�w Ameryka�skich "za wysoki poziom literacki fikcji historycznej, ��cz�cej talent historyka z kunsztem pisarza".
Nak�adem Wydawnictwa "Ksi��nica"
ukaza�y si� ponadto powie�ci Noaha Gordona
DIAMENT JEROZOLIMSKI LEKARZE MEDICUS
RABIN
SPADKOBIERCZYNI MEDICUSA SZAMAN
Noah Gordon
Medicus z Saragossy
Prze�o�y�a z angielskiego Barbara Korzon
Wydawnictwo " Ksi��nica "
Tytu� orygina�u The Last Jew
Opracowanie graficzne Mariusz Banachowicz
Na ok�adce wykorzystano fragment obrazu
"Widok Saragossy" Juana Bautisty Martineza del Mazo
Copyright (c) 2000 by Lise Gordon, Jamie Beth Gordon, Michael Seay Gordon
Wszelkie prawa zastrze�one. �aden fragment niniejszego utworu niemo�e by� w jakikolwiek spos�b wykorzystywany lub reprodukowany bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, z wyj�tkiem kr�tkich cytat�w w��czanych do recenzji i tekst�w krytycznych.
For tbe Polish edition
Copyright (c) by Wydawnictwo "Ksi��nica", Katowice 2000
W ksi��ce wykorzystano cytaty z Pisma �wi�tego w przek�adzie Jakuba Wujka
ISBN 83-7132-644-0
Wydawnictwo "Ksi��nica" sp. z o.o.
ul. Konckiego 5/223
40-040 Katowice
tel. (032) 757-22-16, 254-44-19
faks (032) 757-22-17
Sklep internetowy: http://www.ksiaznica.com.pl
e-mail:
[email protected]
Wydanie drugie Katowice 2003
Sk�ad i �amanie:
Z.U. "Studio P", Katowice
Druk i oprawa: OpolGraf SA
Kalebowi, Emmie
i Babci
z mi�o�ci�
Cz�� pierwsza
Pierworodny
Toledo (Kastylia) 23 sierpnia 1489 roku
Rozdzia� 1
Syn z�otnika
Nieszcz�cia Bernarda Espiny zacz�y si� w pewien upalny dzie� z powietrzem ci�kim niczym kawa� �elaza i jaskrawym, bezlitosnym s�o�cem wisz�cym na niebie jak kl�twa. W chwili gdy tego ranka brzemiennej niewie�cie z nag�a odesz�y wody, t�ok w jego lecznicy ju� si� przewali�, a dw�ch pozosta�ych jeszcze pacjent�w czym pr�dzej przep�dzi� z izby. Kobieta nie przyby�a tu rodzi�; przywioz�a swojego starego ojca, n�kanego uporczywym kaszlem. Dzieci�tko by�o jej pi�tym i nie zwleka�o z przyj�ciem na �wiat. Espina pochwyci� �liskie r�owe cia�ko, a gdy poklepa� drobniutkie po�ladki, krzepki ma�y peon wyda� z siebie cienki a dono�ny wrzask, na co czekaj�cy za oknem j�li �mia� si� i wznosi� wiwaty.
Pomy�lny por�d wprawi� medyka w dobry humor, budz�c w nim z�udn� nadziej�, i� ca�y ten dzie� oka�e si� r�wnie szcz�liwy. Na popo�udnie nie mia� �adnych wezwa�, zamy�la� wi�c na�adowa� kosz �akociami, wzi�� flaszk� czerwonego wina i wraz z rodzin� wybra� si� nad rzek�, gdzie dzieci b�d� mog�y popluska� si� w wodzie, on za� i Estrella, siedz�c w trawie pod cienistym drzewem, b�d� s�czy� wino, raczy� si� s�odyczami i spokojnie sobie gaw�dzi�.
Ko�czy� bada� ostatniego ju� pacjenta, gdy na dziedziniec ci�ko wtoczy� si� zdro�ony osio� - nadmiernie wida� poganiany w tej spiekocie - nios�c na grzbiecie cz�owieka w br�zowej szacie nowicjusza. G�osem urywanym z t�umio-
nego podniecenia przybysz powiadomi� medyka, i� wzywa go padre Sebastian Alvarez, przeor klasztoru Wniebowzi�cia.
Przeor �yczy sobie, by�cie przybyli niezw�ocznie.
Musia� wiedzie�, �e ma do czynienia z przechrzt�, Espina od razu to wyczu�. Go�� okazywa� mu wprawdzie tyle szacunku, ile si� nale�y profesji medyka, przemawia� do� jednak prawie tak wynio�le, jakby si� zwraca� do �yda.
Bernardo w milczeniu skin�� g�ow�. Osio�kowi nakaza� da� wody, po trochu, nie za du�o naraz, a je�d�cowi jad�o i napitek. Niespiesznie wyszed� odda� mocz, obmy� twarz i r�ce, po czym prze�kn�� kawa�ek chleba. Nowicjusz jeszcze si� posila�, kiedy on dosiada� ju� konia, by stawi� si� na wezwanie.
Min�o jedena�cie lat, odk�d przyj�� chrzest i sta� si� �arliwym wyznawc� swojej nowej wiary. Czci� ka�d� niedziel�, codziennie chodzi� na msz� wraz z �on� i zawsze ch�tnie s�u�y� Ko�cio�owi. Teraz te� bezzw�ocznie pod��y� na rozkaz przeora, bacz�c jednak, by zanadto nie zmordowa� konia; o tej godzinie s�o�ce mia�o kolor p�ynnej miedzi.
Do klasztoru hieronimit�w przyby� akurat w por�, by us�ysze� rozg�o�ny d�wi�k dzwon�w wzywaj�cych wiernych na Anio� Pa�ski. Ujrza� czterech spoconych braciszk�w z koszem czerstwego chleba i wielkim kot�em sopa boba, pe�nych chrze�cija�skiej nadziei, i� cienka zakonna wodzian-ka doda nieco cia�a wychud�ym n�dzarzom zebranym u klasztornej furty.
Przeor pogr��ony w poufnej rozmowie z bratem zakrystianem, Juliem Perezem, przechadza� si� po kru�ganku. Espin� uderzy�a niezwyk�a powaga maluj�ca si� na obu twarzach i... tak, oszo�omienie. S�owo to nagle przysz�o mu na my�l, kiedy padre Sebastian bardzo pos�pnie pozdrowi� go imieniem Jezusa Chrystusa, odprawiwszy wpierw zakrystiana.
- W naszym gaju oliwnym znaleziono zw�oki m�odzie�ca. Zosta� zamordowany - powiadomi� go kap�an. By� w �rednim wieku, a do twarzy na sta�e przyr�s� mu wyraz g��bokiej troski, jakby wiecznie si� martwi�, �e B�g nie
10
pochwala jego uczynk�w. Neofit�w wszak�e zawsze traktowa� przyzwoicie.
Bernardo pokiwa� g�ow�, lecz w m�zgu odezwa� mu si� sygna� ostrzegawczy. Prawda, �e w �wiecie kr�luje zbrodnia, �e z po�a�owania godn� regularno�ci� ludzie znajduj� wci�� czyje� zw�oki, jednak�e... po co umar�emu lekarz?
- Chod�my.
Ojciec Sebastian poprowadzi� go do celi, gdzie z�o�ono cia�o. Roi�o si� tu ju� od much, a w powietrzu wisia� s�odkawy od�r ludzkich szcz�tk�w. Bernardo stara� si� oddycha� p�ytko, lecz niewiele to pomog�o.
Odchyliwszy narzucon� mi�osiernie derk�, zobaczy� krzepkie m�odzie�cze cia�o odziane jedynie w koszul�. Z nag�ym skurczem b�lu rozpozna� t� twarz i szybko nakre�li� znak krzy�a, nie bardzo wiedz�c, dla kogo to czyni - dla martwego �ydowskiego ch�opca, dla samego siebie czy ze wzgl�du na obecno�� mnicha.
Przeor popatrzy� mu w oczy.
- Dowiemy si� wszystkiego o tej �mierci - powiedzia�
cicho. Wszystkiego, co mo�liwe.
Bernardo milcza�. Dziwi� si� coraz bardziej, cho� pewne rzeczy dla obu od pocz�tku by�y oczywiste.
� To Meir, syn Chilkiasza Toledana - rzek� po
kr�tkiej chwili, co przeor potwierdzi� skinieniem g�owy.
Ojciec zabitego ch�opca by� znanym z�otnikiem, najlepszym
w ca�ej Kastylii. - Je�li mnie pami�� nie myli - doda�
medyk - ten m�odzik mia� ledwo pi�tna�cie lat. Wkracza�
dopiero w wiek m�ski. W tym stanie go znaleziono?
� Tak. Znalaz� go brat Angelo, kt�ry zaraz po jutrzni
poszed� zebra� oliwki, korzystaj�c z porannego ch�odu.
� Czy pozwolisz mi go zbada�, ojcze? - zapyta�
Espina. Przeor w odpowiedzi machn�� tylko niecierpliwie
r�k�.
Twarz ch�opca by�a nietkni�ta i tak m�odzie�czo niewinna! Na jego ramionach i piersi widnia�y jednak sine, podbieg-�e krwi� pi�tna, uda pokryte by�y ca�� siatk� sp�kanych �y�ek. Na plecach zmar�ego Espina odkry� trzy powierzchowne zranienia zadane czym� t�pym a ci�kim, na lewym
11
boku ponad trzecim �ebrem ci�cie od miecza b�d� lancy. Odbyt by� rozerwany, mi�dzy po�ladkami pozosta�a sperma. Paciorki zakrzep�ej krwi otacza�y wianuszkiem podci�te gard�o. Bernardo zna� rodzin� ch�opca. Byli to zawzi�ci �ydzi, niez�omnie wierni swojej religii, nienawidz�cy takich jak on odszczepie�c�w, kt�rzy dobrowolnie wyrzekli si� wiary ojc�w.
Kiedy uko�czy� badanie, ojciec Sebastian poprowadzi� godo �wi�tyni, gdzie kl�cz�c na twardej kamiennej posadzce, wsp�lnie odm�wili Pater Noster. Przeor, podni�s�szy si� z kl�czek, wydoby� ze stoj�cej za o�tarzem szafki ma�� szkatu�k� z drzewa sanda�owego, z niej za� prostok�tny, mocno uperfumowany zwitek szkar�atnego jedwabiu. Gdy go rozwin��, Bernardo ujrza� jasny wysuszony szcz�tek d�ugo�ci oko�o p� pi�dzi.
- Czy wiesz, co to jest? - spyta� zakonnik i z pewn�
niech�ci� wr�czy� mu �w przedmiot.
Espina podsun�� si� bli�ej ku pe�gaj�cemu �wiat�u wotywnych �wieczek i zacz�� go bacznie studiowa�.
� To fragment ludzkiej ko�ci, wasza wielebno��.
� Tak jest, m�j synu.
Bernardo by� w pe�ni �wiadom, �e stoi na skraju zdradliwej przepa�ci, ujawniaj�c wiedz� zdobyt� podczas d�ugich godzin sp�dzonych potajemnie przy stole sekcyjnym. Ko�ci� surowo zabrania� sekcji zw�ok, on jednak pope�ni� �w grzech, kiedy jeszcze by� �ydem, w czasach gdy terminowa� u Samuela Prova, s�ynnego �ydowskiego lekarza, kt�ry stale uprawia� te niedozwolone praktyki.
� To fragment ko�ci udowej, najd�u�szej ko�ci ludzkiego
cia�a. Jej koniec, ten przy kolanie - powiedzia�, patrz�c
przeorowi prosto w oczy. Ponownie skupi� uwag� na zbiela�ym kawa�ku ko�ci, badaj�c jego ci�ar, wygi�cie, bruzdy
i inne znaki szczeg�lne. - Pochodzi z prawej nogi niewiasty.
� Potrafisz wszystko to rozpozna� tylko patrz�c?
� Tak.
P�omienie �wiec barwi�y oczy przeora na ��to.
- To naj�wi�tszy ze szcz�tk�w. Ko�� osoby bliskiej
Zbawicielowi.
Relikwia. Espina z nowym zainteresowaniem przyjrza� si� ko�ci. Nigdy nawet przez my�l mu nie przesz�o, �e kiedykolwiek b�dzie trzyma� w r�ku tak� �wi�to��.
� Czy to ko�� jakiej� m�czennicy, ojcze?
� �wi�tej Anny, m�j synu - cicho odrzek� przeor.
Bernardo dopiero po chwili poj�� znaczenie tych s��w.
Matka Naj�wi�tszej Dziewicy? Nie, to nie do wiary, pomy�la� i nagle u�wiadomi� sobie ze zgroz�, �e c� za g�upota! wyrazi� sw� w�tpliwo�� g�o�no.
- To prawda, synu. Potwierdzili j� rzymscy duchowni
biegli w takich sprawach. Relikwi� przys�a� nam jego eminencja kardyna� Rodrigo Lanzol.
Bernardowi zadr�a�a r�ka, a przecie� by� dobrym chirurgiem! Ostro�nie zwr�ci� ko�� przeorowi, po czym znowu opad� na kl�czki. Prze�egnawszy si� zamaszy�cie, zacz�� wraz z zakonnikiem odmawia� nast�pn� modlitw�.
Kiedy nieco p�niej znale�li si� znowu pod kopu�� upalnego nieba, dostrzeg�, �e po�r�d klasztornych zabudowa� kr�c� si� jacy� uzbrojeni ludzie nie wygl�daj�cy na mnich�w.
� Wielebny ojcze, czy wczoraj wieczorem widzia�e�
mo�e tego Meira? - zagadn�� przeora.
� Nie - odrzek�padre Sebastian i wreszcie zdecydowa�
si� wyjawi� Bernardowi, po co go tu zawezwa�. - Nasz
zakon zam�wi� u mistrza Chilkiasza, ojca tego ch�opca,
relikwiarz z kutego srebra i z�ota. Mia� to by� szczeg�lny
relikwiarz, w kszta�cie cyborium, godny pomie�ci� szcz�tek
�wi�tej Anny, dop�ki nie zdo�am zbudowa� odpowiedniej
kaplicy ku jej czci. Rysunki Chilkiasza by�y wspania�e.
Zapowiada�y zaiste niezr�wnane dzie�o. I oto wczoraj wiecz�r �w m�odzik mia� je nam dostarczy�, lecz gdy znaleziono jego cia�o, obok le�a� tylko pusty worek. By� mo�e zabili go �ydzi, cho� r�wnie dobrze mogli to uczyni� chrze�cijanie. Ty
jako lekarz masz wst�p do wielu dom�w. Jeste� chrze�cijaninem, ale by�e� przecie �ydem. Chc�, aby� wykry�
zab�jc�w.
13
Bernardo Espina z trudem st�umi� fal� zdumienia i urazy. C� za ignorancja! Jak mo�na my�le�, �e przechrzta wsz�dzie jest mile widziany?
- Wielebny ojcze, jestem chyba ostatni� osob� zdoln� wykona� to zadanie. Nie mnie powiniene� je powierzy�.
- A jednak to czyni� - mnich wlepi� w niego twarde spojrzenie. Mia�o w sobie nieub�agan� zawzi�to�� cz�owieka, kt�ry po to wyrzek� si� ziemskich dostatk�w, by w zamian kupi� sobie wszystko, co da si� osi�gn�� w niebiesiech.
Masz odnale�� tych morderc�w, synu. Trzeba im pokaza�, �e kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, my za� nie jeste�my bezbronni. To �wi�te zadanie i ty je musisz wype�ni�.
Rozdzia� 2
Dar od Boga
Ojciec Sebastian zna�dobrze brata Pereza. Wiedzia�, �e to cz�owiek niezachwianej wiary i �e bez w�tpienia dost�pi�by godno�ci przeora klasztoru Wniebowzi�cia, gdyby on sam umar� albo awansowa�. Zakrystian klasztornej kaplicy grzeszy� wszak�e wad� nadmiernej ufno�ci. Przeor uzna� za rzecz mocno niepokoj�c� ju� cho�by to, �e spo�r�d sze�ciu surowookich stra�nik�w wynaj�tych przez brata Pereza do patrolowania klasztoru trzech zaledwie znanych jest im obu osobi�cie. Mia� przy tym bolesn� �wiadomo��, �e ca�a przysz�o�� klasztoru, nie m�wi�c ju� o jego w�asnej, spoczywa w ma�ej drewnianej szkatu�ce ukrytej w skromnej kaplicy. Obecno�� relikwii przepe�nia�a go wdzi�czno�ci� i nie s�abn�cym zdumieniem, �e zdarzy� mu si� taki cud, lecz budzi�a zarazem ogromny niepok�j: powiernictwo takiej �wi�to�ci to wielki honor, ale te� straszna odpowiedzialno��.
Jako dwunastoletni zaledwie ch�opiec Sebastian Alvarez zobaczy� kiedy� co� niezwyk�ego w wypolerowanej powierzchni czarnego ceramicznego dzbana. Ta wizja - bo do ko�ca dni swoich mia� wierzy�, �e musia�o to by� �wi�te widzenie - objawi�a mu si� pewnej nocy w rodzinnym domu w Walencji, w sypialnej komnacie, kt�r� dzieli� z bra�mi, Augustinem i Juanem Antoniem. Obudzi� si� nagle i w oblanej ksi�ycowym blaskiem czarnej polewie dzbana zobaczy� um�czonego Pana Jezusa na krzy�u. Zar�wno posta� Zbawiciela, jak i krzy� by�y niewyra�ne, nie dostrzeg� wi�c �adnych
15
szczeg��w, prawie zaraz te� zapad� na powr�t w jaki� s�odko koj�cy sen. Kiedy zbudzi� si� rankiem, dzban wygl�da� jak zwykle, obraz znikn��, lecz wspomnienie tej sceny, jasne i wyraziste, na zawsze wry�o mu si� w pami��.
Nigdy nie wyjawi� nikomu, �e B�g uczyni� go swoim wybra�cem, zsy�aj�c mu ow� wizj�. Starsi bracia szydziliby z niego, m�wi�c, �e tym, co zobaczy�, musia� by� sierp ksi�yca, co na chwil� odbi� si� w dzbanie. Ojciec, mo�ny grand, kt�ry z racji swego rodowodu i w�o�ci uwa�a�, �e wolno mu by� okrutnikiem, wygarbowa�by sk�r� g�upiemu synowi. Matka, zaszczute stworzenie �yj�ce w wiecznym strachu przed m�em, rzadko otwiera�a usta, do dzieci za� nie odzywa�a si� prawie nigdy. Ale on, Sebastian, jasno zrozumia� tej nocy, jakie odt�d ma by� jego �ycie. Zacz�� objawia� tak wielk� nabo�no��, �e bez trudu nak�oni� ojca, aby odda� go w s�u�b� Ko�cio�a.
Po �wi�ceniach kap�a�skich z chrze�cija�sk� pokor� zadowala� si� pe�nieniem r�nych ma�o znacz�cych funkcji. Dopiero w sz�stym roku kap�a�stwa przysz�o mu w sukurs rosn�ce znaczenie �redniego brata, Juana Antonia. Tytu� szlachecki i dobra rodowe w Walencji odziedziczy� najstarszy, Augustin, ale Juan Antonio zawar� �wietne ma��e�stwo w Toledo, a rodzina jego ma��onki, pot�ni Borgiowie, sprawi�a, �e Sebastian zosta� przydzielony do tutejszej kurii.
Biskup Toledo mianowa� go kapelanem nowego klasztoru hieronimit�w i praw� r�k� przeora, ojca Jeronima Degasa. Klasztor ten, pod wezwaniem Wniebowzi�cia, by� nies�ychanie ubogi. Nie mia� w�asnych ziem z wyj�tkiem owego skrawka, na kt�rym sta�y budynki, ani innej trwa�ej substancji. Mnisi dzier�awili jedynie niewielki oliwny gaik, a Juan Antonio zezwoli� im w drodze �aski uprawia� winn� latoro�l na obrze�ach swojej posiad�o�ci. Klasztor zbiera� mniej ni� skromne datki - ani Juan Antonio, ani inni okoliczni posiadacze nie byli zbyt szczodrzy - nie przyci�ga� te� bogatych nowicjuszy.
Gdy po �mierci ojca Degasa braciszkowie wybrali go przeorem, Sebastian Alvarez uleg� grzechowi pychy, cho� w g��bi ducha podejrzewa�, �e �w zaszczyt przypad� mu
16
w udziale g��wnie z powodu brata. Pierwsze pi�ciolecie kierowania klasztorem nie tylko umniejszy�o jego dobre mniemanie o sobie, lecz i podkopa�o w nim si�� ducha. Mimo to nadal o�miela� si� marzy�. Olbrzymi zakon cysters�w zosta� wszak za�o�ony przez garstk� dzielnych ludzi, ubo�szych ni� jego mnisi, a teraz jest pot�g�. Gdy tylko jaka� spo�eczno�� bia�o odzianych braciszk�w osi�ga�a liczb� sze��dziesi�ciu, dwunastu natychmiast rusza�o w drog� zak�ada� nowy klasztor i tak oto rozsiedli si� po ca�ej Europie ku chwale Jezusa Chrystusa. Padre Sebastian powiedzia� sobie, �e jego skromne zgromadzenie r�wnie� zdolne jest tyle osi�gn��, je�li tylko B�g mi�o�ciwy zechce mu wskaza� drog�.
W roku pa�skim 1488 nadzieje ojca Alvareza od�y�y: zapowiedziano wizyt� dostojnego go�cia ze �wi�tej Stolicy Apostolskiej. Wszyscy kastylijscy duchowni byli ni� niezmiernie poruszeni. Kardyna� Rodrigo Lanzol mia� wszak hiszpa�skie korzenie, urodzi� si� bowiem w pobli�u Sewilli jako Rodrigo Borgia. Adoptowany w m�odo�ci przez swego stryja, papie�a Kaliksta III, wyr�s� z czasem na osobisto��, kt�rej zacz�to si� l�ka�, tak wielk� posiada� w�adz�. Al-varezowie dawno ju� dowiedli swej lojalno�ci wobec rodu Borgi�w. ��czy�y ich przyja�nie i przymierza, teraz za� wi�zy mi�dzy rodzinami umocni�y si� jeszcze dzi�ki ma��e�stwu Eleonory Borgii z Juanem Antoniem Alvarezem. Za spraw� tych�e koneksji Juan Antonio sta� si� znan� postaci� u dworu, gdzie pe�ni� r�ne zaszczytne funkcje. M�wiono, �e jest ulubie�cem samej kr�lowej Izabeli.
Eleonora i kardyna� Lanzol byli kuzynami w pierwszej linii.
- Potrzebna jest nam relikwia - zwr�ci� si� do niej Sebastian. Ci�ko mu by�o wyst�pi� z t� pro�b�. Nie znosi� bratowej za jej pr�no��, nieszczero�� i straszn� k��liwo��, kiedy kto� j� czymkolwiek rozdra�ni�. - Relikwia jakiego� m�czennika lub mo�e kt�rego� z pomniejszych �wi�tych. Gdyby jego eminencja pom�g� klasztorowi w zdobyciu �wi�tej pami�tki, by�aby to dla nas rzecz wielka. Pewien
17
jestem, �e rad by�by przyj�� nam z pomoc�, gdyby� tylko go poprosi�a.
- Och nie, nie mog�! - zaprotestowa�a Eleonora.
Sebastian nie skapitulowa�. Im bli�ej by�o wizyty, tym bardziej poni�a� si� przed bratow� b�aganiem o wstawiennictwo, ona za� stopniowo mi�k�a. Na koniec aby si� pozby� natr�ta, z�o�y�a mu obietnic�, �e uczyni dla jego sprawy wszystko co w ludzkiej mocy. Wiadomo by�o powszechnie, �e brat jej ojca, Garci Borgia Junez, b�dzie podejmowa� kardyna�a w swojej posiad�o�ci w Cuence.
- Pom�wi� ze stryjem - obieca�a Sebastianowi. - B�d� go prosi�, aby si� za wami wstawi�.
Tu� przed wyjazdem z Toledo kardyna� Lanzol odprawi� w miejscowej katedrze uroczyst� msz�, w kt�rej uczestniczyli wszyscy bracia zakonni, ksi�a i dostojnicy ko�cielni z ca�ego regionu. Po nabo�e�stwie sta� jeszcze chwil� przed o�tarzem otoczony t�umem oddanych stronnik�w. Na g�owie mia� mitr� kardynalsk�, w r�ku wielki pastora�, na szyi za� paliusz darowany mu przez papie�a.
Sebastian, patrz�c na niego z daleka, mia� uczucie, �e do�wiadcza drugiej w swym �yciu nabo�nej wizji. Nie stara� si� zbli�y� do kardyna�a. Eleonora ju� mu powiedzia�a, �e Garci Borgia Junez przed�o�y� Lanzolowi wiadom� pro�b�, a jak m�drzej� uzasadni�! Przypomnia�, �e po ka�dej wielkiej krucjacie rycerstwo i piesze wojska ze wszystkich kraj�w Europy wracaj� do domu przez Hiszpani�, oga�acaj�c kr�lestwo z cennych relikwii. Wykopuj� z ziemi ko�ci �wi�tych i m�czennik�w, rabuj� ich szcz�tki z ka�dego prawie ko�cio�a czy katedry napotkanych na swojej drodze. Stryj, m�wi�a Eleonora, delikatnie napomkn�� kardyna�owi, �e gdyby m�g� ofiarowa� jak�� niewielk� relikwi� pewnemu hiszpa�skiemu ksi�dzu spowinowaconemu z rodem Borgi�w przez jej ma��e�stwo, zyska�by sobie w zamian wdzi�czno�� ca�ej Kastylii.
Teraz, my�la� Sebastian, wszystko w r�ku Boga i Jego rzymskich namiestnik�w.
18
Dni mija�y mu bardzo powoli. Z pocz�tku o�miela� si� marzy�, �e darowana relikwia b�dzie mie� moc spe�nienia chrze�cija�skich modlitw i �e B�g mi�osierny obdarzy j� �ask� uzdrawiania chorych. Taka �wi�to�� �ci�ga�aby wiernych z najdalszych stron. I hojne datki. Ubogi klasztor sta�by si� wielk�, kwitn�c� kongregacj�, a jego przeor... W miar� jak dni oczekiwania urasta�y w tygodnie, a potem w miesi�ce, zakaza� sobie tych my�li. Ju� prawie straci� wszelk� nadziej�, kiedy nadesz�o wezwanie z biskupstwa. Do kurii dotar� w�a�nie worek pocztowy z Rzymu - co zdarza�o si� dwa razy w roku - w nim za� w�r�d innych przesy�ek znaleziono zapiecz�towan� kopert� dla ojca Sebastiana AWareza z klasztoru Wniebowzi�cia.
Nie by�a to rzecz zwyk�a, aby skromny kap�an otrzymywa� listy opatrzone piecz�ci� �wi�tej Stolicy Apostolskiej. Biskup pomocniczy Guillermo Ramero by� tym mocno zaintrygowany, tote� wr�czaj�c Sebastianowi przesy�k�, patrzy� na� wyczekuj�co, przekonany, �e przeor zaraz j� otworzy i ujawni zawarto�� swemu zwierzchnikowi - jak przysta�o dobremu s�udze Ko�cio�a. By� w�ciek�y, gdy padre Alvarez zwyczajnie odebra� kopert� i oddali� si� zaraz z po�piechem.
Dopiero w zaciszu swej celi przeor palcami dr��cymi z emocji prze�ama� woskow� piecz��. W �rodku znajdowa� si� dokument zatytu�owany "Translatio Sanctae Annae". Osun�wszy si� na krzes�o, zacz�� go odczytywa� i wtedy, dopiero wtedy j�� z wolna pojmowa�, �e �w dokument to historia ziemskich szcz�tk�w �wi�tej Anny, rodzicielki Naj�wi�tszej Dziewicy.
�yd�wka Chana, ma��onka Joachima, zmar�a w Nazarecie i tam te� z�o�ono jej cia�o do grobu. Ju� pierwsi chrze�cijanie darzyli j� g��bok� czci�. Wkr�tce po �mierci Chany dwie Marie, jej krewne, i dalszy kuzyn imieniem Maksymin wyruszyli w �wiat g�osi� s�owo Ewangelii w obcych krajach. W uznaniu �wi�to�ci tej misji ofiarowano im drewnian� szkatu�k� z kilkoma relikwiami matki Naj�wi�tszej Dziewicy. Tr�jka pielgrzym�w, przebywszy Morze
19
�r�dziemne, wyl�dowa�a w Marsylii. Kobiety osiad�y w pobliskiej wiosce rybackiej, by nawraca� mieszka�c�w na prawdziw� wiar�, �e jednak �w przybrze�ny obszar pada� ofiar� cz�stych najazd�w, Maksyminowi powierzono misj� ukrycia �wi�tych ko�ci w bezpieczniejszym miejscu. Dalsza w�dr�wka zaprowadzi�a go do miasta Apt, gdzie umie�ci� je w �wi�tynnym relikwiarzu.
Spoczywa�y tam setki lat. W �smym wieku po narodzinach Chrystusa miasto odwiedzi� ten, kt�rego �o�nierze zwali "Carolus Magnus" - Karol Wielki, kr�l Frank�w. Zdumia� si�, ujrzawszy relikwiarz i wyryt� na nim inskrypcj�: "Tu oto spoczywaj� szcz�tki �wi�tej Anny, matki Przenaj�wi�tszej Maryi Dziewicy".
�w kr�l wojownik, wydobywszy ko�ci z kawa�ka zbutwia�ego p��tna, dozna� poczucia Boskiej obecno�ci - trzyma� wszak w r�ku szcz�tki niewiasty, z kt�rej krwi narodzi� si� Chrystus! Kilka tych relikwii ofiarowa� swym najbli�szym druhom, te, kt�re zatrzyma� sobie, wyprawi� do Akwizgranu. Nakaza� sporz�dzi� inwentarz wszystkich ko�ci znalezionych w Apt, kt�rego kopi� wys�a� papie�owi, pozosta�e za� szcz�tki powierzy� opiece biskupa Apt i jego nast�pc�w. W roku pa�skim osiemsetnym, gdy po zwyci�skim podboju ca�ej zachodniej Europy Karol Wielki w�o�y� na skronie koron� �wi�tego Cesarstwa Rzymskiego, jego szaty koronacyjne zdobi� haft przedstawiaj�cy posta� �wi�tej Anny.
Z grobowca w Nazarecie wcze�niej ju� wydobyto pozosta�e tam jeszcze ko�ci. Kilka spo�r�d nich otrzyma�y ko�cio�y w r�nych krajach, trzy ostatnie powierzono pieczy Ojca �wi�tego. Te trzy przez ponad stulecie spoczywa�y w rzymskich katakumbach, ale oto nadszed� rok 830 i pewien z�odziej relikwii, nazwiskiem Duesdona, diakon Ko�cio�a rzymskiego, zuchwale spl�drowa� katakumby, chc�c zaopatrzy� w relikwie germa�skie klasztory. Sprzeda� im mi�dzy innymi szcz�tki �wi�tych Sebastiana, Fabiana, Aleksandra, Emerencji, Felicyty, Felicjana i Urbana, dziwnym wszak�e trafem przeoczy� trzy ko�ci �wi�tej Anny. Kiedy w�adze ko�cielne odkry�y bezbo�n� grabie�, przeniesiono je do
20
magazyn�w, gdzie przez kilka nast�pnych stuleci bezpiecznie obrasta�y kurzem.
Teraz zawiadamiano ojca Sebastiana, i� wkr�tce otrzyma jedn� z tych bezcennych ko�ci.
Przez ca�� dob�, od jutrzni do jutrzni, na kolanach dzi�kowa� Bogu za �ask�, nie przyjmuj�c jad�a ni napoju. Kiedy wreszcie spr�bowa� si� podnie��, nie mia� czucia w nogach. Zaniepokojeni bracia musieli go wynie�� z kaplicy i z�o�y� na ��ku w celi. Pan B�g wszak�e przywr�ci� mu si�y; wtedy poszed� pokaza� "Translatio" Juanowi Antoniowi i Garciemu Borgii. Zdj�ci nabo�nym podziwem, zobowi�zali si� pokry� koszt relikwiarza, w kt�rym cz�stka babki Zbawiciela mia�a czeka� na godn� kaplic�. D�ugo deliberowali nad wyborem rzemie�lnika, kt�ry sprosta�by temu zadaniu. Za rad� Juana Antonia postanowili na koniec zleci� je Chilkiaszowi Toledanowi, �ydowskiemu z�otnikowi, kt�ry zyska� sobie znaczny rozg�os tak oryginalno�ci� swych wzor�w, jak i pi�knem ich wykonania.
Sebastian odby� z nim p�niej dyskusj� w sprawie kompozycji relikwiarza oraz zap�aty za dzie�o. Wtedy te� przysz�o mu na my�l, jak dobrze by�oby pozyska� dla Chrystusa dusz� tego �yda. Wszak dzie�o Chilkiasza s�u�y� ma Jego chwale.
Rysunki przed�o�one przez z�otnika �wiadczy�y wymownie, �e jest on nie tylko bieg�ym w swej sztuce rzemie�lnikiem, lecz i prawdziwym artyst�. Ca�y kielich wraz z kwadratow� podstaw� i pokryw� mia� by� wykonany z litego polerowanego srebra. Chilkiasz zaproponowa�, by umie�ci� na nim dwie postacie wykonane technik� filigranu - z cieniutkich srebrnych niteczek. Widoczne by�y tylko ich plecy, jednak�e p�e� postaci nie budzi�a �adnych w�tpliwo�ci - promienia�y kobiecym wdzi�kiem. Po lewej stronie sta�a matka, po prawej c�rka, nie ca�kiem jeszcze dojrza�a niewiasta, �atwa wszak�e do rozpoznania po otaczaj�cej g�ow� aureoli. Na ca�ej powierzchni cyborium Chilkiasz chcia� wycyzelowa� mn�stwo ro�lin znanych Chanie za �ycia - winoro�l i drzewa oliwne, granaty, daktyle i figi, pszenic� orkisz i j�czmie�. Po drugiej stronie kielicha, ukryte przed wzrokiem kobiet,
21
tak jak ukryta jest przysz�o��, jawi�o si� wyobra�enie tego, co nadejdzie - wyrze�biony w litym srebrze krzy�, kt�ry wiele lat po �mierci Chany mia� sta� si� symbolem nowej religii. U st�p krzy�a widnia�a szczeroz�ota posta� Dzieci�tka.
Padre Sebastian obawia� si� troch�, i� dwaj fundatorzy mog� zg�osi� w�asne pomys�y, przez co sprawa ulegnie zw�oce, jednak�e ku jego uldze szkice Chilkiasza wprawi�y ich w zachwyt.
Nie min�y nawet dwa tygodnie, kiedy sta�o si� dla niego jasne, �e rych�a pomy�lno�� klasztoru nie jest ju� tajemnic�. Kto� - Juan Antonio, Garci Borgia b�d� z�otnik - pochwali� si� wida� relikwi�. A mo�e komu� w Rzymie wymkn�o si� niebaczne s��wko. Ko�ci� czasami przypomina wiosk�, pomy�la� nieco zgry�liwie. Duchowni z Toledo, kt�rzy do tej pory nie raczyli bodaj zauwa�y� osoby skromnego przeora, teraz przygl�dali mu si� bacznie, a w ich oczach czai�a si� wrogo��. Do klasztoru przyby� biskup sufragan Guillermo Ramero i j�� szczeg�owo lustrowa� kaplic�, kuchni� i cele mnich�w.
� Eucharystia to cia�o Pana naszego - zauwa�y�
- czy� jest wi�c pot�niejsza od niej relikwia?
� Nie, wasza ekscelencjo - potulnie odrzek� Sebastian.
� Skoro relikwi� �wi�tej Rodziny ofiarowano naszemu
miastu, powinna ona sta� si� w�asno�ci� biskupstwa w Toledo, nie za� podleg�ej mu instytucji - zagrzmia� jego ekscelencja.
Sebastian tym razem zmilcza�, zmierzy� si� jednak z biskupem d�ugim, nieruchomym spojrzeniem, z kt�rego znik-n�a wszelka potulno��. Biskup parskn�� ze z�o�ci� i da� znak swej �wicie, �e wizyta sko�czona.
Zanim ojciec Sebastian zdecydowa� si� podzieli� donios�� nowin� z bratem zakrystianem, ten dowiedzia� si� ju� wszystkiego od swego krewniaka, ksi�dza z diecezjalnego �wi�tego Oficjum. Przeor wkr�tce odkry�, �e o relikwii m�wi� ju� wszyscy, nie wy��czaj�c jego w�asnych mnich�w, a nawet nowicjuszy. Krewniak z diecezji powiadomi� r�wnie� zakrystiana, i� szpiedzy donosz� o licznych przygotowa-
22
niach do r�nych drastycznych akcji. Franciszkanie i benedyktyni wystosowali do Rzymu ostre listy protestacyjne. Cystersi, kt�rzy sw� pot�g� zbudowali na szczeg�lnym kulcie Przenaj�wi�tszej Maryi Panny, zawrzeli oburzeniem, �e relikwia Jej rodzicielki ma przypa�� w udziale zgromadzeniu hieronimit�w. Wynaj�li ju� adwokata, by przed�o�y� ich spraw� Rzymowi. Nawet w�r�d samych hieronimit�w dawa�y si� s�ysze� szepty, i� tak czcigodnej relikwii nie powinno si� powierza� tak skromnemu klasztorowi.
Ojciec Sebastian i brat Julio doskonale zdawali sobie spraw�, czym gro�� owe dzia�ania: wysy�ka relikwii mo�e zosta� wstrzymana. Dla klasztoru by�aby to kl�ska, sp�dzali zatem d�ugie godziny na modlitwie, b�agaj�c Boga o �ask�.
Wreszcie jednak pewnego letniego dnia u wr�t klasztoru Wniebowzi�cia pojawi� si� krzepki brodaty w�drowiec w ubogim odzieniu peona. Przyby� w porze wydawania wodzianki, kt�r� zacz�� zajada� z takim samym zapa�em jak wszyscy g�odni petenci. Kiedy ju� t� cienk� polewk� wy-ch�epta� do ostatniej kropli, zapyta� o ojca Sebastiana, a zostawszy sam na sam z przeorem, przedstawi� mu si� jako ojciec Tullio Brea z Rzymu, przybywaj�cy z b�ogos�awie�stwem jego eminencji kardyna�a Rodriga Lanzola. Po tych s�owach wydoby� ze swej wyszarganej sakwy ma�� drewnian� szkatu�k�. Przeor, podni�s�szy wieczko, znalaz� w �rodku mocno pachn�cy zwitek jedwabiu koloru krwi, w nim za� tak d�ugo oczekiwany u�omek bezcennej ko�ci.
W�oski duchowny nied�ugo zabawi� w klasztorze. Zosta� na nieszporach, kt�rych nigdy jeszcze nie celebrowano tu tak rado�nie i z tak� wdzi�czno�ci�, lecz gdy tylko przebrzmia�y ostatnie d�wi�ki pie�ni wieczornej, r�wnie niepostrze�enie jak przyby�, rozp�yn�� si� w mroku nocy.
Przeor po tej wizycie nieraz rozmy�la� t�sknie, jak beztroska by� musi taka s�u�ba Bogu: w�drowa� sobie po �wiecie w przebraniu... Podziwiaj�c zr�czno�� takiego posuni�cia, jakim by�o niew�tpliwie powierzenie cennej przesy�ki niepozornemu pielgrzymowi bez �adnej eskorty, pchn�� do Chilkiasza go�ca z listem, w kt�rym radzi� mu zrobi� to
23
samo. Niech uko�czony relikwiarz dostarczy samotny pos�aniec po zapadni�ciu zmroku.
Z�otnik us�ucha� i wys�a� w drog� swego syna, tak jak kiedy� uczyni� to B�g. Z takim samym te� rezultatem, my�la� przeor. Ten ch�opak, Meir, by� �ydem, nie dost�pi wi�c nigdy Kr�lestwa Bo�ego, mimo to padre Sebastian zm�wi� pacierz za jego dusz�. Morderstwo i kradzie� pokaza�y mu jasno, ile niebezpiecze�stw grozi zewsz�d powiernikom bezcennej relikwii, pomodli� si� wi�c tak�e za powodzenie medyka, kt�remu w imi� Bo�e nakaza� odnale�� z�oczy�c�w.
Rozdzia� 3
�yd, kt�ry sta� si� chrze�cijaninem
Bernardo Espina l�ka� si� przeora Alvareza. M�dry cz�ek i zarazem taki nierozumny, rozmy�la� markotnie, oddalaj�c si� od klasztoru. Wszak on, Bernardo Espina, jest bodaj ostatnim z ludzi zdolnym dowiedzie� si� czegokolwiek tak od �yd�w, jak i chrze�cijan, gdy� gardz� nim jedni i drudzy.
Zacz�� my�le� o swym pochodzeniu i historii swojej rodziny - a zna� j� w ca�o�ci. Wed�ug legendy pierwszy Espina, kt�ry osiad� na P�wyspie Iberyjskim, by� przedtem kap�anem w �wi�tyni Salomona. Jego potomkowie i inni �ydowscy przybysze przetrwali w Hiszpanii rz�dy Wizygot�w, a potem podboje Maur�w i chrze�cijan. Zgodnie z nakazami swych rabin�w zawsze skrupulatnie przestrzegali praw ka�dej monarchii i ludu, w�r�d kt�rego �yli. Osi�gn�li w Hiszpanii najwy�sze godno�ci. S�u�yli w�adcom jako wezyrowie, op�ywali w dostatki jako lekarze i dyplomaci, lichwiarze i bankierzy, poborcy podatk�w i kupcy, posiadacze ziemscy i s�ynni rzemie�lnicy. R�wnocze�nie prawie ka�de pokolenie pada�o ofiar� pogrom�w, do kt�rych biernie lub czynnie zach�ca� wiernych Ko�ci� katolicki. "�ydzi to ludzie wp�ywowi i niebezpieczni, przywodz�cy dobrych chrze�cijan ku zw�tpieniu" - surowo pouczy� Bernarda ksi�dz, kt�ry udziela� mu chrztu.
Dominikanie i mnisi spod znaku �wi�tego Franciszka przez setki lat podburzali przeciw �ydom pueblo menudo,
� 25
"ma�ych ludzi", jak zwali ni�sze warstwy, wzniecaj�c w nich niech�� przeradzaj�c� si� nieraz w zaciek�� nienawi��. I tak po krwawym pogromie w roku 1391 - wymordowano wtedy pi��dziesi�t tysi�cy �yd�w! - nast�pi�o jedyne w ich dziejach masowe nawr�cenie, podczas kt�rego setki tysi�cy wyznawc�w Jahwe przyj�y wiar� Chrystusow�. Jedni uczynili to w obronie �ycia, inni dla maj�tku i wp�yw�w. W�r�d konwertyt�w byli ludzie tacy jak Espina, kt�rzy szczerze pokochali Zbawiciela, jednak�e wielu g�o�no wyznaj�c katolicyzm, nadal potajemnie przestrzega�o starej wiary. Byli oni tak liczni, �e w roku 1487 papie� Sykstus IV ustanowi� �wi�t� Inkwizycj�, kt�ra mia�a wykrywa� fa�szywych chrze�cijan i kara� ich �mierci�.
Bernardo s�ysza� nieraz, jak niekt�rzy �ydzi nazywaj� przechrzt�w: los marranos, wieprze, twierdz�c przy tym, �e skazani s� na wieczne pot�pienie i �e w Dniu S�du ich cia�a nie powstan� z martwych. Lito�ciwsi m�wili o nich anusim, przymuszeni, utrzymuj�c, i� B�g w mi�osierdziu swoim wybaczy� im grzech apostazji, rozumiej�c, �e zmuszeni go byli pope�ni�, by przetrwa�.
On sam nie nale�a� do "zniewolonych". Jako �ydowski ch�opiec zerkn�� kiedy� przez otwarte drzwi do katedry i zaintrygowa�a go posta� rozpi�ta na krzy�u. Ojciec i inni starsi nazywali tego kogo� "wisielcem". P�niej, kiedy jako czeladnik medyka stara� si� ul�y� ludzkiemu cierpieniu, m�ka Chrystusowa wywo�a�a w nim �ywy odd�wi�k i tak pocz�tkowe zainteresowanie Galilejczykiem przerodzi�o si� w �arliw� wiar� i wreszcie w gor�ce pragnienie osi�gni�cia chrze�cija�skiej czysto�ci, tego, co nazywano stanem �aski u�wi�caj�cej.
Pokocha� Syna Bo�ego ca�ym sercem. My�la� nawet, �e mi�uje Go mocniej ni� ten, kto urodzi� si� chrze�cijaninem. Kocha� Go mi�o�ci� r�wn� uwielbieniu Szaw�a z Tarsu, niezachwianie i bez zastrze�e�, mi�o�ci� bardziej nami�tn� ni�li po��danie m�a dla niewiasty.
Przyj�� chrzest w dwudziestym drugim roku �ycia, wkr�tce po rozpocz�ciu samodzielnej praktyki medycznej. Jego rodzina og�osi�a �a�ob�; odm�wiono za niego Kadisz, jakby
26
ju� nie �y�. Ojciec, tak dot�d kochaj�cy i dumny z syna, przeszed� obok niego na placu, nie odpowiadaj�c na pozdrowienie, jakby wcale go nie zna�. Jacob Espina zbli�a� si� ju� wtedy do kresu swych dni. Bernardo dowiedzia� si� o jego zgonie tydzie� po pogrzebie. Odprawi� nowenn� za dusz� ojca, lecz pchany wewn�trznym przymusem odm�wi� te� za niego Kadisz, p�acz�c samotnie w sypialnej alkowie. Nie by�o przy nim minjanu, wi�c s�owa tej modlitwy nie przynios�y mu �adnej pociechy.
Bogaci b�d� wp�ywowi konwertyci byli akceptowani przez hiszpa�sk� szlacht� i mieszcza�stwo, tote� wielu po�lubia�o rodowite chrze�cijanki. Sam Bernardo Espina poj�� za �on� Estrell� de Aranda, c�rk� szlacheckiej rodziny. Rado�� z przyj�cia go do tej rodziny oraz pierwsze uniesienia religijne pocz�tkowo kaza�y mu wierzy� - zaiste wbrew wszelkiej logice - i� tak�e chrze�cija�scy pacjenci uznaj� go za wsp�wyznawc�, nie zdziwi� si� wszak�e, gdy tak si� nie sta�o i nadal traktowano go z pogard�.
Za czas�w m�odo�ci jego ojca s�dziowie miasta Toledo uchwalili ustaw� przeciw przechrztom:
"Stanowimy tym oto aktem, �e ci, kt�rych zw� nawr�conymi, potomstwo przewrotnych �ydowskich przodk�w, maj� by� prawnie uznani za nies�awnych i bezecnych, niegodnych pe�nienia publicznych urz�d�w, jako te� niegodnych wszelkich beneficj�w w mie�cie Toledo i na ziemiach podleg�ych jego jurysdykcji i �e zakazuje im si� zasiada� w s�dach, by� notariuszami lub mie� jak�kolwiek w�adz� nad prawymi chrze�cijanami �wi�tego Ko�cio�a Katolickiego."
Jad�c przez miasto, Bernardo mija� liczne zakony, niekt�re niewiele wi�ksze od klasztoru Wniebowzi�cia, ale te� kilka takich, kt�re z �atwo�ci� pomie�ci�yby ma�� wiosk�. Pod rz�dami katolickich monarch�w s�u�ba Ko�cio�owi sta�a si� zaj�ciem nader cz�stym. Podejmowali j� segundones, m�odsi synowie szlacheckich rod�w, kt�rym prawo majoratu odbiera�o mo�liwo�� dziedziczenia d�br i tytu��w, w Ko�ciele natomiast mogli dzi�ki rodzinnym koneksjom liczy� na szybki awans. M�odsze c�rki szlacheckich rod�w te� cz�stokro� sz�y do klasztoru. Wydanie za m�� najstarszych wyma-
27
ga�o zwykle tak wielkiego wiana, �e reszta �e�skiego potomstwa zostawa�a z niczym. S�u�ba Bo�a poci�ga�a tak�e najubo�szych ch�op�w; ko�cielne prebendy i beneficja by�y dla nich jedyn� szans� wyrwania si� z n�dzy podda�stwa.
Rosn�ca wci�� liczba zgromadze� religijnych doprowadzi�a do r�wnie zaciek�ej, co nie przebieraj�cej w �rodkach rywalizacji o hojnych donator�w i t�uste ja�mu�ny. Przeor AWarez powiedzia� Bernardowi o knowaniach pot�nych benedyktyn�w, podst�pnych franciszkan�w, a nawet co ambitniejszych hieronimit�w i B�g wie ilu jeszcze innych, kt�rzy wszelkimi si�ami chc� wydrze� klasztorowi Wniebowzi�cia relikwi� �wi�tej Rodziny. Espina pomy�la� z niepokojem, �e staj�c na drodze tym pot�nym, zwalczaj�cym si� nawzajem frakcjom, mo�e zosta� zgnieciony jak mucha. Jak nieszcz�sny Meir Toledano.
Postanowi� rozpocz�� �ledztwo od pr�by odtworzenia drogi, kt�r� ch�opiec �w szed� po �mier�.
Dom Chilkiasza Toledana sta� w�r�d wielu innych mi�dzy dwiema synagogami. Jedna z nich, ta g��wna, zosta�a ju� dawno przej�ta przez Ko�ci� Chrystusowy, tote� obrz�dki �ydowskie odbywa�y si� teraz w synagodze lewickiej, kt�rej �wietno�� przypomina�a czasy znacznie pomy�lniejsze dla ludu Izraela. �ydowska spo�eczno�� Toledo by�a na tyle ma�a, �e wszyscy tutaj wiedzieli, kto porzuci� wiar�, kto udaje katolika, a kto pozosta� �ydem. Wierni literze Pisma unikali kontakt�w w przechrztami, jednak�e przed czterema laty zdj�ty desperacj� Chilkiasz wezwa� do siebie Espin�.
Estera, bogobojna ma��onka z�otnika, wywodz�ca si� z rodu wielkich rabin�w �wi�tyni Salomona, zacz�a z dnia na dzie� nagle marnie� w oczach, Chilkiasz za� zrobi�by wszystko, by utrzyma� przy �yciu matk� swoich trzech syn�w. Bernardo dok�ada� wszelkich stara�, aby jej pom�c; pr�bowa� wszystkich znanych sobie �rodk�w, modli� si� do Jezusa o �ycie niewiasty r�wnie �arliwie jak Chilkiasz do swego Jahwe, niestety, nie zdo�a� jej uratowa�. M�g� tylko b�aga� Boga, by zechcia� by� lito�ciw dla jej nie�miertelnej duszy.
28
Teraz pospiesznie min�� domostwo z�otnika. Nie chcia� by� pos�a�cem nieszcz�cia. I tak zawita tu ono ju� wkr�tce. Wiedzia�, �e lada chwila dwaj mnisi z klasztoru Wniebowzi�cia przywiod� do tego domu os�a ze zw�okami najstarszego syna.
Synagogi budowano przed wiekami zgodnie z �ydowsk� tradycj� nakazuj�c�, aby dom modlitwy sta� na najwy�szym wzniesieniu. Pod budow� �wi�ty� wybrano wi�c miejsce na stromym wysokim urwisku g�ruj�cym nad rzek� Tag. Klacz Bernarda sp�oszy�a si� nagle na samym skraju przepa�ci. Matko Bo�a! westchn�� w duchu, �ci�gaj�c wodze, gdy za� ko� odzyska� r�wnowag�, u�miechn�� si� z lekk� ironi� i powiedzia� g�o�no:
- Babka Zbawiciela! - Wci�� jeszcze nie m�g� wyj�� z podziwu nad tym wydarzeniem.
Wyobrazi� sobie Meira ben Chilkiasza, jak niecierpliwie czeka tu na zmierzch. Pewno nie ba� si� wcale tych ska� i przepa�ci. On sam, Bernardo, pami�ta� czasy, kiedy to o zmroku sta� w tym miejscu z ojcem, wypatruj�c na ciemniej�cym niebie pierwszych trzech gwiazd oznaczaj�cych koniec szabatu. Szybko odegna� t� my�l, jak zwyk� by� czyni� z ka�dym wspomnieniem swojej �ydowskiej przesz�o�ci. Burzy�y mu spok�j. Pomy�la�, �e Chilkiasz s�usznie post�pi�, powierzaj�c dostarczenie relikwiarza pi�tnastoletniemu m�odzikowi bez �adnej eskorty. Widok zbrojnego stra�nika by�by jawnym sygna�em dla �wiata przest�pc�w, �e w sakwie znajduje si� co� cennego. Ch�opiec z nie rzucaj�cym si� w oczy tobo�kiem mia� wi�ksze szanse donie�� go bezpiecznie, cho� jak teraz wida�, i tak nie najlepsze...
Zsiad� z konia i wprowadzi� go na stromy szlak biegn�cy w d� zboczem urwiska. Nad sam� kraw�dzi� sta�a kamienna chata zbudowana jeszcze przez Rzymian; str�cano st�d skazanych na �mier�. Daleko w dole mi�dzy urwiskiem a wznosz�cym si� naprzeciw granitowym wzg�rzem wi�a si� rzeka, pi�kna i niepomna niczego, co si� tu dzia�o. Toleda�s-cy ch�opcy po zmroku stronili od tego miejsca, m�wi�c, �e s�ycha� tu j�ki umar�ych.
29
Nadal prowadz�c konia za uzd�, powoli w�drowa� w d�, dop�ki w�ska stromizna nie przesz�a w zno�n� pochy�o��. Uchodzi�a st�d �cie�ka ku rzece, kt�r� po dobrej chwili dotar� na sam brzeg. Mostu Alcantara nie bra� pod uwag�, pewien, �e Meir ben Chilkiasz te� go omin��. Domys� �w wkr�tce zyska� potwierdzenie. Niedaleko od �cie�ki napotka� p�ycizn�. Przekonany, �e t�dy w�a�nie ch�opiec przeprawi� si� na drug� stron�, wsiad� na konia i skierowa� go do wody. Na przeciwleg�ym brzegu �atwo odnalaz� �cie�k� wiod�c� do klasztoru Wniebowzi�cia.
Nieco dalej le�a�y �yzne ziemie uprawne, tu jednak sucha, uboga gleba nadawa�a si� jedynie na pastwiska, i to tylko przez kr�tki czas w roku. Us�ysza� pobekiwanie owiec i po kilku krokach natkn�� si� na du�e stado pracowicie szczypi�ce n�dzn� traw�. Pilnowa� go znajomy starzec, Diego Diaz. Rodzina Diega by�a prawie tak liczna jak jego stado, tote� Bernardo rzadko kiedy nie leczy� kt�rego� z owych krewniak�w.
� Dzie� dobry, se�or Bernardo!
� Dzie� dobry, se�or Diaz - odrzek� medyk, zeskakuj�c z siod�a. Pozwoli� klaczy si� popa��, sam za� postanowi� pogada� z pasterzem. - Powiedzcie mi, Diego, czy znacie ch�opaka imieniem Meir, syna �yda Chil-
kiasza?
� Znam, se�or. M�wicie o bratanku Arona Toledana,
tego serowara?
� Tak. Dawno�cie go widzieli?
� Nie dalej jak wczoraj pod wiecz�r. Roznosi� sery
stryja i za solda sprzeda� i mnie kozi serek. Dobry by�!
Zjad�em go dzi� na �niadanie. Wielka szkoda, �e nie da� mi
dw�ch. - Zerkn�wszy spod oka na Espin�, stary spyta�
nieco podejrzliwym tonem: - Czemu� to go szukacie?
Przeskroba� co� ten m�odzik?
� Nie, nie! Nic z�ego nie zrobi�.
� Tak i my�la�em, bo to nie �adne ladaco ten m�ody
�ydek.
� A wczoraj wieczorem nie widzieli�cie tu jakich�
obcych?
30
Pasterz kiwn�� g�ow� i zacz�� opowiada�, �e nied�ugo po odej�ciu ch�opca przejechali t�dy dwaj konni, kt�rzy omal go nie stratowali. Nie wie, co to za jedni, bo si� nie okrzykn�li, a on te� o nic nie pyta�.
� Dw�ch, powiadacie? - Espina wiedzia�, �e mo�e
polega� na starym. Musia� przyjrze� si� z bliska owym
nocnym je�d�com. Pewnie by� kontent, �e nie zsiedli z koni,
by porwa� mu jedno albo dwa jagni�ta.
� Ksi�yc �wieci� jasno, tom widzia�, �e jeden to szlachcic, pewnikiem rycerz, bo mia� na sobie pi�kn� kolczug�.
Drugi by� ksi�dzem lub mnichem, ale koloru szaty nie
widzia�em... - Zawaha� si�, a potem doda�: - Ten mia�
oblicze �wi�tego.
� Do kt�rego ze �wi�tych wyda� si� wam podobny?
� Do �adnego w szczeg�lno�ci - odpar� troch� niecierpliwie pasterz. - M�wi� tylko, �e twarz mia� pi�kn�... jakby
sam B�g jej dotkn��. Takie oblicza maj� �wi�ci na obrazach
- o�wiadczy�, kre�l�c znak krzy�a. Poderwa� si� z miejsca
i pobieg� poszczu� psa, cztery owce bowiem od��czy�y si�
w�a�nie od stada.
Ciekawe, pomy�la� Bernardo. Twarz dotkni�ta przez Boga? Poszed� po konia i usadowi� si� w siodle.
- Zosta�cie z Bogiem, se�or Diaz.
Stary obrzuci� go kr�tkim, z lekka sardonicznym spojrzeniem:
- B�g z wami, se�or Espina.
N�dzne pastwisko wkr�tce ust�pi�o miejsca lepszej, bardziej urodzajnej ziemi. Ci�gn�y si� tu rz�dem pola i winnice. Znalaz�szy si� na ��ce przyleg�ej do k�py klasztornych oliwek, Bernardo zsiad� z konia, a wodze przywi�za� do drzewa. Trawa by�a tutaj mocno stratowana. Widnia�y na niej �lady ko�skich podk�w, ich liczba za� zdawa�a si� odpowiada� temu, co m�wi� pasterz: dwa konie... Kto� dowiedzia� si� pewnie o zleceniu danym Chilkiaszowi przez klasztor... Kto� wiedzia�, �e z�otnik ko�czy ju� swe dzie�o, zab�jcy �ledzili wi�c jego domostwo, czyhaj�c na pos�a�ca...
Tu go napadni�to.
31
Nikt nie s�ysza� krzyk�w Meira. Dzier�awiony przez mnich�w gaj oliwny r�s� z dala od ludzkich siedzib, kawa� drogi od klasztornej furty.
Krew. W tym miejscu ci�to ch�opca w bok.
Przemierzaj�c powoli le��c� pokotem traw�, Bernardo zobaczy� miejsce, gdzie je�d�cy dopadli Meira ben Chilkia-sza, a ich rumaki run�y na kark ofiary jak na zaszczutego lisa - st�d �lady kopyt na plecach. Tu zabrano mu worek z cenn� zawarto�ci�. Nieopodal, pokryte dziesi�tkami mr�wek, le�a�y dwa bia�e sery, takie, jak opisa� Diego; mia�y pos�u�y� ch�opcu za pretekst... Jeden by� nietkni�ty, drugi prze�amany i wbity w ziemi�, najpewniej ci�kim kopytem... St�d zawleczono m�odzie�ca pod os�on� oliwek, gdzie jeden z oprawc�w dokona� na nim gwa�tu. A mo�e zrobili to obaj. Na koniec poder�ni�to biedakowi gard�o.
Bernardo, wyobra�aj�c to sobie, poczu� zawr�t g�owy i md�o�ci.
Od �ydowskiego dzieci�stwa nie dzieli�o go a� tyle lat, aby m�g� zapomnie� przera�enie, jakie budzi� w nim widok zbrojnych nieznajomych. Wyrz�dzali wci�� tyle z�a. Zbyt ma�o up�yn�o czasu, odk�d przesta� by� wyznawc� Jahwe, by nie odczu� osobi�cie tego, co si� tu dzia�o. Na d�ug� chwil� sta� si� tym ch�opcem. S�ysza� g�osy z�oczy�c�w. Jego nozdrza �owi�y ich wo�. Dostrzega� wy�aniaj�ce si� z mroku z�owr�bne kszta�ty ko�skich bestii, czu� ich kopyta na karku...
Okrutne pchni�cie zimnym stalowym ostrzem... Gwa�t...
Zn�w sta� si� sob�, medykiem Bernardem Espin�. S�o�ce opuszcza�o si� ju� za horyzont. Chwiejnie ruszy� w stron� swojej klaczy, pchany �lepym pragnieniem ucieczki. Jak najdalej od tego miejsca! Nie wierzy�, �e o zmroku rozlegn� si� tu j�ki zmar�ego Meira, bynajmniej jednak nie pragn��, aby w tym gaju zasta�a go noc.
Rozdzia� 4
Przes�uchanie
Bernardo Espina rych�o zda� sobie spraw�, �e nie zbierze wi�cej informacji o zab�jstwie �ydowskiego ch�opca i kradzie�y srebrnego cyborium. Prawie wszystko, co wiedzia�, wykoncypowa� sam na podstawie po�miertnego badania cia�a, ogl�dzin miejsca zbrodni i rozmowy ze starym pasterzem. Po tygodniu bezowocnej �az�gi po mie�cie ca�kowit� pewno�� mia� wy��cznie co do jednego: �e zaniedba� swoich pacjent�w; z tym wi�kszym przeto zapa�em po�wi�ci� si� codziennym obowi�zkom. Zwyczajnym i tak bezpiecznym.
Dziewi�tego dnia, licz�c od pierwszej bytno�ci w klasztorze, postanowi� odwiedzi� ojca Sebastiana. Powie przeorowi, co zdo�a� ustali�, i na tym zako�czy sw�j udzia� w sprawie.
Ostatnim jego pacjentem by� owego dnia starzec, kt�ry z trudem oddycha�, cho� powietrze by�o ch�odne i rze�kie - a� dziw, �e taki dzie� zdarzy� si� w porze najwi�kszej spiekoty. Chude, wyniszczone cia�o starego cz�owieka m�wi�o wyra�nie, �e przyczyna cierpienia nie ma zwi�zku z aur�. Sk�ra na piersi by�a cieniutka jak welin, klatka piersiowa porusza�a si� niczym rybie skrzela. Kiedy Espina przy�o�y� do niej ucho, us�ysza� urywane bolesne rz�enie. By� pewien, �e pacjent umiera, lecz jaki� czas jeszcze to potrwa. Pragn�c przynie�� cierpi�cemu ulg� w ostatnich ju� dniach �ywota, zacz�� szuka� w swej aptece zi� na �agodz�cy napar, gdy do lecznicy wkroczy�o dw�ch niechlujnych uzbrojonych m�-
33
czyzn. Wkroczyli tak pewnie i butnie, jakby to oni byli tu w�a�cicielami.
Oznajmili, �e s� �o�nierzami alguacila, kr�lewskiego s�dziego Toledo. Jeden z nich, ni�szy, z piersi� jak bary�ka, powiedzia� urz�dowym tonem:
� Bernardzie Espino, macie zaraz i�� z nami.
� O co chodzi, se�or?
� Chc� was widzie� w �wi�tym Oficjum.
� Inkwizycja? - Espina stara� si� zachowa� spok�j.
- Doskonale. Zaczekajcie, prosz�, na dworze. Zaopatrz�
tylko pacjenta w niezb�dny mu medykament.
� Nie, macie i�� zaraz - odezwa� si� drugi �o�nierz.
Powiedzia� to cicho, lecz bardzo w�adczo.
Bernardo wiedzia�, �e jego s�uga, Joan Pablo, siedzi pod okapem, gaw�dz�c z synem pacjenta. Podszed� do drzwi i zawo�a�:
- Id� i powiedz pani, by podano go�ciom pocz�stunek!
Chleb z oliw� i miodem i sch�odzone wino!
Ludzie s�dziego spojrzeli po sobie, po czym ni�szy skin�� g�ow�. Twarz jego kompana pozosta�a bez wyrazu, ale �o�nierz nie zg�osi� obiekcji. Espina wr�ci� do pracy. Wsypa� zio�ow� mieszank� do glinianego naczy�ka i starannie zatka� je korkiem. Ko�czy� w�a�nie poucza� syna chorego starca, jak ma aplikowa� medykament, kiedy spiesznie przyby�a Estrella, a za ni� s�u�ebna z chlebem i winem. Gdy wyjawi� ma��once, kim s� dwaj przybysze, twarz jej st�a�a jak �ci�ta lodem.
� M�j drogi szepn�a - czeg� mo�e chcie� od ciebie
Inkwizycja?
� Pewnie potrzebny im medyk.
My�l ta uspokoi�a oboje. Podczas gdy �o�nierze jedli i pili, Joan Pablo osiod�a� konia. Bernardo by� kontent, �e dzieci s� u s�siada, gdzie raz w tygodniu pewien mnich naucza� m�odzie� katechizmu. Dobrze, �e nie widz� ojca opuszczaj�cego dom pod eskort�.
Siedzia� na drewnianej �awce w korytarzu i czeka�. Inni r�wnie�. Korytarzem raz po raz przechodzili duchowni
34
w czarnych sutannach. Od czasu do czasu stra� wprowadza�a do �rodka bladych ze strachu ludzi, m�czyzn lub kobiety, nakazuj�c im siada� na �awie, albo zabiera�a kogo� spo�r�d oczekuj�cych. Ci znikali na amen w czelu�ciach wielkiego budynku. Nikt z wyprowadzonych nie wr�ci�.
Zapalono pochodnie, a Espina wci�� czeka�. Czas d�u�y� mu si� niezno�nie. Zdecydowa� si� w ko�cu podej�� do stra�nika rozpartego przy niewielkim stole obok wej�cia i spyta�, kim jest ten, kto �yczy sobie go widzie�. Za ca�� odpowied� stra�nik zgromi� go wzrokiem i zdecydowanym gestem odes�a� na �awk�. Po jakim� czasie w korytarzu pojawi� si� inny stra�nik i zacz�� co� m�wi� do tego przy stole. Bernardo zauwa�y�, �e obaj patrz� na niego.
- Ten ma i�� do brata Bonestruki - dobieg�y go s�owa.
Toledo zaczyna�o by� ludnym miastem, lecz Espina tu si� urodzi� i jak s�usznie zauwa�y� przeor, dzi�ki swojej profesji dobrze zna� zar�wno miejscowych �wieckich, jak i duchownych. Nie pami�ta� jednak, aby kiedykolwiek zetkn�� si� z takim mnichem. Bonestruca? Nigdy nawet nie s�ysza� tego nazwiska.
W ko�cu i po niego przyszed� stra�nik. Wspi�li si� na g�r� po kamiennych schodach, przeszli kilka kiepsko o�wietlonych korytarzy, podobnych do tego, w kt�rym sp�dzi� d�ugie godziny, i wreszcie wprowadzono go do ma�ej celi, gdzie pod zatkni�t� w �cian� pochodni� siedzia� mnich. Musia� to by� kto� nowy, bo gdyby Espina cho� raz zobaczy� t� twarz na ulicy, ju� by jej nie zapomnia�.
By� to wysoki m�czyzna o klasycznie hiszpa�skiej urodzie, tak uderzaj�cej, �e Bernardo musia� u�y� ca�ej si�y woli, by nachalnie mu si� nie przygl�da�. Obrzuci� wi�c tylko przelotnym spojrzeniem g�ste czarne w�osy, d�ugie i �le przyci�te, szerokie czo�o, czarne brwi, ogromne szare oczy, prosty w�ski nos, szerokie usta o cienkich wargach i nieco kanciasty podbr�dek z leciutkim wg��bieniem w �rodku. Ani jeden z tych szczeg��w, gdyby go po��czy� z rysami innego cz�owieka, pewnie by nie zwr�ci� niczyjej uwagi, lecz u tego m�czyzny tworzy�y one nadzwyczajn� ca�o��. Tak, by�a to twarz nadz