7675
Szczegóły |
Tytuł |
7675 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7675 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7675 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7675 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CHRISTOPHER HYDE
Eksperyment
Zdecydowan� wi�kszo�� globalnych problem�w powinno si� rozwi�zy-
wa� na szczeblu lokalnym. Brak �ywno�ci, kanalizacja, woda, zanieczysz-
czenia, odzysk surowc�w wt�rnych i bieda - wszystkim tym nie spos�b za-
j�� si� skutecznie na skal� �wiatow� czy nawet narodow�. Trudno�ci te zostan�
rozwi�zane dopiero wtedy, gdy spo�eczno�ci lokalne u�wiadomi� sobie, �e
mog� wybiera�, jak chc� �y� w przysz�o�ci, by potem wyci�gn�� wnioski ze
swoich wybor�w.
Instytut Cold Mountain, projektuj�c i tworz�c spo�eczno�� Crestwood
Heights, pr�bowa� dowie��, �e taki projekt mo�na zrealizowa�. Zbudowali-
�my szcz�liw�, post�pow� spo�eczno��, kt�ra mo�e sta� si� inspiracj� dla
architekt�w i urbanist�w z ca�ego �wiata.
Crestwood Heighst to co� wi�cej ni� kolejne przedmie�cie, to alternaty-
wa wobec wielkich aglomeracji miejskich, kt�re zawiod�y oczekiwania Ame-
rykan�w. Ponadto Crestwood Heights pozwala na rzut oka w przysz�o��, aby
przekona� si�, na jakie wy�yny potrafi wspi�� si� nasz nar�d.
Dr M. P. Alexanian
Dyrektor Instytutu Cold Mountain
G��wny Planista Projektu Crestwood Heights
�Architectural Review", 17 lipca 1974
Rozdzia� 1
Kelly Rhine, pochyli�a si� w fotelu kabiny przyczepy kempingowej volks-
wagena i zacz�a szuka� papieros�w. Zapali�a kenta i na pr�no pr�bo-
wa�a si� nim z przyjemno�ci�zaci�gn��. Patrzy�a przekrwionymi oczami przez
przedni� szyb�. Podr� trwa�a ju� bardzo d�ugo. Droga wi�a si� po wzg�-
rzach i dolinach Karoliny Pomocnej, a za plecami kobiety, w przyczepie, le-
�a�o wszystko, co zosta�o po o�miu latach �ycia na Manhattanie. Nie by�o
tego du�o i Kelly mia�a wra�enie, �e pobyt w Nowym Jorku min�� j ak mgnie-
nie oka. Przedtem prze�y�a siedem lat w Los Angeles z m�em-alkoholikiem,
a jeszcze wcze�niej uczy�a si� w szkole plastycznej w San Francisco. W su-
mie ile, dwadzie�cia lat? Zdawa�o si�, �e to by�o zaledwie wczoraj. Nowojor-
skiemu narzeczonemu - pseudo filozofowi na pewno strasznie by si� to spodo-
ba�o: �ycie jako mgnienie oka.
Zamkn�a na chwil� oczy. Chcia�a wypr�bowa� stworzon� w�a�nie teo-
ri�, pobawi� si� w ciuciubabk� z nieznan� autostrad� i przywo�a� wspomnie-
nia przesz�o�ci. Raz jeszcze zaci�gn�a si� papierosem i potrz�sn�a g�ow�.
Niez�y spos�b na �ycie.
Zerkn�a w lusterko. W k�cikach wielkich, zielonych po irlandzkich
przodkach oczu pojawi�y si� niewielkie zmarszczki, a w czarnych w�osach
tu i �wdzie wida� by�o pasemka siwizny. To i tak nie�le jak na trzydziesto-
sze�cioletni� kobiet�, kt�ra bawi si� w Jacka Kerouaca. Mog�a jeszcze wy-
trzyma� bez usztywnianego biustonosza, karta MasterCard by�a zn�w czysta
jak �za, a zmartwie� przysparza�a jej tylko �ysawa przednia opona.
- No to powiedz, Kelly Kirkaldy Rhine, jak do tego wszystkiego dosz�o?
- odezwa�a si� na g�os, chc�c pozbawi� si� mglistego niepokoju, kt�ry czu�a
od chwili wyjazdu z Nowego Jorku. Odpowiedzia�a sobie sama, okropnie
zaci�gaj�c z irlandzkim akcentem:
- Jezus Maria, to by�o chyba tak ...
Jeszcze dwa tygodnie temu jej �ycie wygl�da�o zupe�nie inaczej. Praco-
wa�a jako g��wny grafik w Murray Robbins Campbell and Orr. Eksm�� ju�
zdecydowanie nale�a� do przesz�o�ci, ch�opak - zbijaj�cy b�ki, samozwa�-
czy aktor - powoli znika� w mroku niepami�ci, a dni by�y zaj�te od rana do
wieczora. Wynajmowa�a pracowni� na trzydziestym si�dmym pi�trze biu-
rowca w Midtown, poddasze za tysi�c dwie�cie dolar�w miesi�cznie w Tri-
bece (kt�re wychodzi�o jej ju� bokiem) z prawie uschni�t� paprotk� nad ta-
blic� kre�larsk�. W pracowni nie mia�a okna, w mieszkaniu buszowa�y
karaluchy, ale m�wi si� trudno - nie mo�na wymaga� wszystkiego naraz,
zw�aszcza na Manhattanie.
Wtedy w�a�nie Mort Robbins zabra� j� na obiad. Mort by� jednym ze
wsp�lnik�w w MRC&O i pe�ni� funkcj� szefa dzia�u plastycznego. Lubie�-
ny, stary sukinsyn mia� �on�, dwoje dzieci w Scarsdale i klucz do apartamen-
tu w Regency Hotel, w kt�rym u�ywa�o �ycia wielu innych dyrektor�w. Jego
zdaniem, gdy jaka� pracownica MCR&O s�ysza�a z jego ust s�owa �Pieprzy�
firm�!", powinna zaraz spyta�, kt�ry z inicja��w.
Zapraszaj�c Kelly na obiad, Mort na sw�j spos�b dawa� jej do zrozumie-
nia, �e znalaz�a si� na pierwszym miejscu jego listy. Potem zaproponowa�, by
sp�dzili reszt� popo�udnia w ��ku. Kelly od razu domy�li�a si�, �e ma do
czynienia nie z sugesti�, lecz poleceniem, a konsekwencje odmowy by�y ja-
sne: zabaw si� z wujkiem Mortie'em albo mo�esz szuka� innej pracy.
Przez chwil� Kelly zastanawia�a si�, czy nie rzuci� w niego czym� ci�-
kim, aby wr�ci� do krainy, gdzie zostawi� rozum. Potem wsta�a i wysz�a bez
s�owa z restauracji. Jad�c taks�wk� do domu, na ulic� Lispenard, w ci�gu
kwadransa przemy�la�a wszystkie mo�liwo�ci. Mort nie wyrzuci jej z pracy,
udusi j� go�ymi r�kami. B�dzie powierza� wa�ne zadania innym grafikom,
nie dopu�ci jej do spotka� i postara si� zrujnowa� jej karier�. Nie minie p�
roku, a b�dzie musia�a wzi�� nogi za pas.
Mog�a odej�� z firmy od zaraz �z powod�w osobistych". Po, paru mie-
si�cach wydeptywania �cie�ek i przygl�dania si�, jak w zastraszaj�cym tem-
pie malej� sumy na rachunku bankowym, wreszcie mo�e znajdzie jak�� pra-
c�, ale na pewno znacznie gorsz�. W reklamie panowa�a posucha, poza tym
by� ju� maj. Niezbyt dobry moment na szukanie pracy. Intuicja stratega pod-
powiada�a, �eby zacisn�� z�by i przeczeka� w nadziei, �e Mortie wcze�niej
czy p�niej zostawi j� w spokoju.
Gdy otwiera�a drzwi, w oczach kr�ci�y jej si� �zy, nie wiadomo, czy z gnie-
wu, frustracji czy z lito�ci dla samej siebie. Mo�liwe, �e ze wszystkich trzech
powod�w naraz. Zamkn�a drzwi i wybuchn�a niepohamowanym p�aczem.
Griff, ch�opak, kt�ry by� aktorem, odchodz�c opr�ni� mieszkanie z czego
si� da�o, tak �e w ma�ym przedpokoju zosta� tylko telefon z sekretark� i stos
korespondencji. Ponury koniec z�ego dnia.
10
- Griff - powiedzia�a g�o�no, siedz�c za kierownic�. Powinna przeczu�,
�e nie warto wi�za� si� z kim� o takim imieniu. Zgasi�a papierosa, a wzrok
odruchowo pow�drowa� ku palcowi serdecznemu lewej r�ki, na kt�rym nie
by�o ju� pier�cionka. Podarowa� go jej jakie� sze�� miesi�cy temu. Nosi�a to
cholerne cacko na tym samym palcu, co �lubn� obr�czk�, kt�r� zdj�a po
rozwodzie. Dziwnym trafem, w�a�nie teraz, kiedy Griff odszed�, pier�cionek
za�niedzia�.
Samoch�d zanurzy� si� w tunelu drzew, by po chwili wy�oni� si� w czerw-
cowym s�o�cu. Kelly opu�ci�a nieco szyb� i do �rodka z lekkim szumem
wpad�o powietrze, pachn�ce koniczyn�. Opar�a si� wygodniej o fotel i g��-
boko westchn�a. Niewiele brakowa�o, a list, jaki dosta�a w to pieskie popo-
�udnie tu� po fatalnym obiedzie z Mortie'em przywr�ci�by jej dawn� wiar�
w I Ching.
Gruba, kremowa koperta i cztery nazwiska, wypisane t�ust� kursyw�, nie
wr�y�y niczego dobrego. Barrymore, Neldon, Slater i Soames to na pewno
prawnicy, i to na dok�adk� bardzo kosztowni, s�dz�c po adresie biura na Pi�-
tej Alei. Po g�owie bez przerwy t�uk�a jej si� my�l, �e w�a�ciciel budynku
zamienia mieszkania na w�asno�ciowe i daje jej prawo pierwokupu po ja-
kiej� bandyckiej cenie. List by� kr�tki i rzeczowy:
Droga Pani Rhine!
W my�l postanowie� s�du w Raleigh, stan Karolina P�nocna, oraz zgod-
nie z warunkami testamentu pana Nathana R. Somerville 'a, nie�yj�cego
mieszka�ca Crestwood w stanie Karolina P�nocna, pragniemy zawiadomi�
Pani�, i� jako ostatnia pozosta�a przy �yciu krewna p. Somervi��e'a jest Pani
jedyn� spadkobierczyni� j ego maj�tku.
Maj�tek sk�ada si� z udzia�u w firmach, kilku nieruchomo�ci, pewnej sumy
w got�wce, i niewielkiego portfela akcji. Firma Bekins Crawford z siedzib�
w Crestwood Heights, jako wykonawca ostatniej woli p. Somerville'a, zwr�-
ci�a si� do nas z pro�b� o nawi�zanie z Pani� kontaktu w celu rozporz�dze-
nia ww. maj�tkiem. Byliby�my wdzi�czni, gdyby zechcia�a Pani zaj�� si� t�
spraw� i skontaktowa� si� z naszym biurem.
Z wyrazami szacunku
William S. Barrymore
Wujek Nat, brat przyrodni matki. Jeszcze z dzieci�stwa bardzo mgli�cie
przypomina�a sobie niskiego, rudow�osego m�czyzn�, kt�ry jad� pieczon�
wo�owin� z musztard�, ale na tym wspomnienia si� ko�czy�y. Pami�ta�a jesz-
cze, �e mia� co� wsp�lnego z przemys�em filmowym.
Zadzwoni�a do prawnik�w i um�wi�a si� na spotkanie, kt�re z kolei wy-
wr�ci�o jej dotychczasowe �ycie do g�ry nogami. Gdy prawnicy, w�adze Ka-
roliny Pomocnej i wujek Sam nasycili swoje apetyty, zosta�o jej czterdzie�ci
11
siedem tysi�cy pi��set osiemdziesi�t jeden dolar�w, gar�� niewiele wartych
akcji, �redniej wielko�ci dom w Crestwood Heights i podupadaj�ce kino
w Crestwood.
Firma prawnicza z Crestwood zaproponowa�a, �e zajm� si� domem i ki-
nem, i trzeba przyzna�, �e z pocz�tku mia�a zamiar ulec tej pokusie. Zd��yli
ju� znale�� kupc�w, i to nawet za przyzwoit� cen�, ale w ko�cu postanowi�a,
�e przynajmniej na razie nic nie b�dzie sprzedawa�a. Z pieni�dzmi wujka
Nata w kieszeni zwolni�a si� z MRC&O, spakowa�a si� i wyjecha�a z mia-
sta. Ostatecznie by�a wiosna, a wi�c czas na zmiany. Unikaj�c bramek na
autostradach, wlok�a si� do Crestwood ca�e trzy dni, staj�c, gdzie i kiedy jej
si� spodoba�o, za�ywaj�c wolno�ci, jakiej nie zazna�a od lat.
Za szyb� przemkn�� znak informuj�cy, �e do New Hope pozosta�o czter-
na�cie kilometr�w. Kobieta z firmy prawniczej Bekins Crawford m�wi�a, �e
w�a�nie tam trzeba skr�ci� do Crestwood. Ze stacji benzynowej na skrzy�o-
waniu Kelly mia�a zadzwoni� do prawnik�w z wiadomo�ci�, �e si� zbli�a.
Odnios�a wra�enie, �e firmie Bekins Crawford niezbyt przypad�a do gustu
jej odmowa sprzeda�y maj�tku wujka. Zreszt� by�o j ej wszystko jedno. Strac�
prowizj�, ale ona zyska dom i firm�. Nawet je�li wszystko oka�e si� mrzonk�
i b�dzie musia�a pozby� si� jesieni� domu i kina wujka Nata, to i tak wyjdzie
na swoje. Trzy dni w drodze pokaza�y, jak bardzo potrzeba jej wypoczynku,
wi�c mo�e podczas lata w ma�ym miasteczku odpocznie i namy�li si� co zro-
bi� dalej ze swoim �yciem.
W New Hope by� sklep spo�ywczy, ko�ci�, kilkana�cie starych dom�w
i stacja benzynowa. Miasteczko le�a�o w dolinie pomi�dzy dwoma poro�ni�-
tymi zaro�lami wzg�rzami. Przez ca�y ostatni tydzie� w Nowym Jorku wy-
szukiwa�a informacje o Karolinie Pomocnej. Okaza�o si� jednak, �e nie ma
tu ani �ladu elektronicznego, futurystycznego Dixielandu, o kt�rym czyta�a,
tylko sceneria jak z westernu. Wszyscy w ciuchach roboczych. Powietrze kwa-
�ne, niczym od�r gnij�cych li�ci na cmentarzu.
Zatrzyma�a si� na stacji, kaza�a zm�czonemu pracownikowi w zbyt ma�ej
czapeczce baseballowej zatankowa� dwadzie�cia litr�w benzyny i sprawdzi�
poziom oleju i posz�a zadzwoni�. Bardzo si� zdziwi�a, kiedy aparat zjad� mo-
net� i zareagowa� niezmiennie ci�g�ym sygna�em. Znalaz�a w torebce numer
prawnika. Po��czy�a si� z pani� Quinn, o�wiadczy�a, �e jest ju� blisko i czym
pr�dzej wr�ci�a do samochodu, przy kt�rym kr�ci�a si� podejrzana Czapeczka
Baseballowa, myj�c szyby i wyd�ubuj�c zza zderzaka zdech�e owady.
M�czyzna mia� cer� szorstk� jak papier �cierny, sk�r� napi�t� na ko-
�ciach czaszki i szcz�ki; g��boko osadzone, ciemne oczy by�y szkliste, zimne
i g�upie. Nie potrafi�a go sobie wyobrazi� z matk� albo z �on�. Da�a mu pi�t-
k� i usiad�a za kierownic�.
Zatrzasn�a drzwi i spojrza�a przez zalan� smugami wody szyb� na sza-
r�, brzuchat� chmur�, kt�ra zakry�a s�o�ce i rzuci�a cie� na male�k� dolin�.
12
Zapali�a silnik i wyjecha�a ze stacji. Na rozwidleniu dr�g skr�ci�a w prawo.
Czu�a na plecach spojrzenie Czapeczki Baseballowej, ale nie popatrzy�a na-
wet w lusterko. Po chwili New Hope znik�o w tumanach kurzu, jakie wzno-
si�y si� za autem Kelly.
Pewnie po Manhattanie Crestwood wyda jej si� troch� nudne, ale przy-
najmniej poczuje si� bezpiecznie. Obecnie by�a gotowa pogodzi� si� z tak�
sytuacj�.
Rozdzia� 2
Kelly Rhine wkroczy�a do Crestwood tylnymi drzwiami, czyli drog� lo-
kaln� nr 26 z New Hope. Jecha�a wij�cym si� szlakiem po�r�d zaro�ni�-
tych chaszczami wzg�rz, by na koniec dotrze� do nadrzecznej niziny. Wszyst-
ko wskazywa�o na to, �e od lat nikt nie uprawia� tutaj ziemi. Stodo�y sta�y
samotne i opuszczone, z dziurami w dachach, �lepe, puste okna podupadaj�-
cych domostw zarasta�a wysoka trawa.
Sam� drog� pokrywa� piach i koleiny, nie by�o wida� charakterystycz-
nych plam benzyny, kt�re �wiadczy�yby o tym, �e trakt jest u�ywany. Drew-
niane p�oty po bokach spr�chnia�y i ledwie wystawa�y zza wystrzelaj�cych
z row�w chwast�w i kwiat�w. Przez opuszczon� szyb� Kelly poczu�a za-
pach typowy dla teren�w podmok�ych, przemieszany z woni� rosn�cych wy�ej
las�w sosnowych. Raz po raz dostrzega�a kr�t�, l�ni�c� w s�o�cu smug� w�-
skiej rzeki, ale nigdzie nie by�o wida� ani �ywej duszy, i Kelly po raz pierw-
szy od wyjazdu z Nowego Jorku po�a�owa�a, �e zjecha�a z ucz�szczanej dro-
gi. To miejsce nie kojarzy�o si� z romantyczn� samotno�ci� pustyni Nowego
Meksyku czy wszechogarniaj�c� pustk� G�r Skalistych. Zjawi�a si� w d�un-
gli, gdzie bracia gwa�cili siostry, a obcych wi�za�o si� drutem kolczastym,
odcinano im j�zyki, �eby nie krzyczeli, gdy zaczn� wci�ga� ich moczary,
w kt�rych zajm� si� nimi pijawki.
- Jezu Chryste - szepn�a, wygrzebuj�c z paczki kolejnego papierosa.
W radiu znowu pisk skrzypiec i Tony Perkins. To tylko powiew ameryka�-
skiej prowincji i zrujnowane gospodarstwa, a nie Teksa�ska masakra pil�
motorow�. A� za dobrze wiedzia�a, �e pierwszy lepszy psychoanalityk z Man-
hattanu przypisa�by tak� reakcj� niepokojowi zwi�zanemu z rozstaniem. Mimo
to wyrwa�o jej si� westchnienie ulgi, gdy ponad wierzcho�kami drzew zoba-
czy�a srebrn� iglic� ko�cio�a baptyst�w.
Droga lokalna nr 26 by�a niegdy� g��wnym szlakiem do Crestwood; bie-
g�a wzd�u� pomocnego brzegu rzeki, ku magazynom tytoniu i sortowniom
bawe�ny na wschodnim kra�cu miasteczka. Po sortowniach nie pozosta�o
13
�ladu, lecz magazyny sta�y nadal - d�ugie budowle z wybitymi oknami. Opusz-
czone od trzydziestu lat, wci�� �mierdzia�y nikotyn�.
Przejecha�a k�adk� tu� obok magazyn�w. Min�a pokryte rdz� tory kole-
jowe i znalaz�a si� na wyasfaltowanej niedawno drodze, kt�ra prowadzi�a do
g��wnej ulicy. Zwolni�a, ogarniaj�c wzrokiem ca�e miasteczko.
G��wna ulica wygl�da�a jak wzi�ta z film�w Disneya. Orzechy i wi�zy,
co najmniej stuletnie, tworzy�y nad ulic� �uk, pokrywaj�c szerokie chodniki
i jasne fasady dom�w mozaik� �wiat�a i cienia. Ni�ej a� do wie�y zegarowej
sta�y dwa rz�dy latar� z kutego �elaza, ka�da opatrzona okr�g�ymi uchwyta-
mi, w kt�rych powiewa�y ameryka�skie flagi. Przy ka�dej przecznicy, po obu
stronach ulicy, umieszczono betonowe kosze na �mieci, a staromodne hy-
dranty przeciwpo�arowe pomalowano na tradycyjny wi�niowy kolor.
U�miechn�a si�. Brakowa�o tylko rudow�osego ch�opaka, kt�ry rowe-
rem na grubych oponach rozwozi�by gazety, i mleczarza, brz�cz�cego butel-
kami. Skrzypce w radiu umilk�y, a ona ci�gle s�ysza�a motyw przewodni z fil-
mu Leave it to Beaver.
Biura Bekins Crawford, Radcy Prawni, mie�ci�y si� w dwupi�trowym,
ceglanym budynku na rogu ulicy Piedmont. Boazeri� pomalowano na l�ni�-
co czarny kolor, �aluzje w oknach na drugim pi�trze mia�y barw� g��bokiej
zieleni, a nazw� firmy wypisano z�otymi zawijasami na oknie od frontu. Kel-
ly zaparkowa�a na wprost wej�cia i wysiad�a z wozu. Z przyzwyczajenia za-
mkn�a drzwi samochodu na klucz i wesz�a na chodnik. Obok firmy prawni-
czej mie�ci� si� Baskin Robbins, ukryty pod szyldem lodziarni, z markizami
w br�zowe paski, bia�ymi stolikami i krzes�ami z kutego �elaza.
Mosi�na tabliczka na drzwiach firmy m�wi�a: WEJ��, wi�c Kelly sko-
rzysta�a z zaproszenia. Spodziewa�a si�, �e wn�trze b�dzie r�wnie staro�ytne
jak fasada, z masywnymi biurkami i ci�kim sejfem w k�cie, ale �ciany se-
kretariatu by�y go�e i bia�e, a pod�og� pokrywa�a szara wyk�adzina. Sekretar-
ka siedzia�a przy komputerze, centralka telefoniczna po jej prawej r�ce wy-
gl�da�a jak wzi�ta prosto z reklamy AT&T. Na widok Kelly sekretarka unios�a
g�ow�.
- Czym mog� s�u�y�? - zapyta�a ch�odno.
- Jestem um�wiona z pani� Quinn.
- Pani Rhine, prawda? - Kobieta wcisn�a kilka guzik�w na centralce.
Zza plec�w dosz�o Kelly lekkie bzyczenie. Sekretarka podnios�a wzrok
i pos�a�a jej kr�tki, uprzejmy u�miech. - Bardzo prosz�. Drugie drzwi po
prawej.
- Dzi�kuj�. - Kelly posz�a we wskazanym kierunku. My�la�a, �e zosta-
nie przywitana jakim� dialektem, ale g�os sekretarki by� pozbawiony jakich-
kolwiek nalecia�o�ci i beznami�tny.
Drzwi do biura Rebeki Quinn sta�y otworem i Kelly przed wej�ciem za-
puka�a delikatnie we framug�. Kobieta rozmawia�a przez telefon. Ruchem
14
r�ki wskaza�a Kelly krzes�o przed biurkiem i nie przestawa�a s�ucha�, od czasu
do czasu kiwaj�c g�ow� lub wtr�caj�c kr�tkie �Tak", �Nie" albo �Oczywi-
�cie". Kelly usiad�a i rozejrza�a si� dooko�a.
W biurze, tak jak w sekretariacie, kr�lowa�a biel. Jedn� ze �cian zastawio-
no p�kami na ksi��ki, na drugiej powieszono kilka du�ych, oprawionych w ram-
ki reprodukcji. Jedna by�a kopi� obrazu Legera, inna wygl�da�a na Renoira.
Lakierowan�pod�og� cz�ciowo zakrywa� bladobr�zowy, r�cznie robiony chod-
nik, na p�eczce sta�o kilka glinianych dzbank�w tej samej barwy.
Obszerne biurko wykonano z s�katego d�bu i pokryto jasnobr�zow� sk�-
r�. Wygl�da�o to do�� luksusowo. W ko�cu prawniczka od�o�y�a s�uchawk�,
wyci�gn�a do Kelly r�k�. U�cisk pani Quinn by� ciep�y i po m�sku silny.
Mia�a na sobie ciemnoniebieski �akiet i bia�� bluzk� z koronkowym ko�nie-
rzykiem- co i tak nie doda�o jej kobieco�ci. Rebeka Quinn by�a przede wszyst-
kim prawnikiem, a dopiero potem kobiet�.
- Kelly Rhine? - zapyta�a kobieta.
- Zgadza si�. - Kelly z trudem powstrzyma�a si� od �miechu. Najpierw
sekretarka, a teraz szefowa piecz�towa�a oficjalnie jej to�samo��.
- Spodziewali�my si� pani nieco wcze�niej.
- Potrzebowa�am troch� oddechu - odparowa�a Kelly - i wybra�am dro-
g� bardziej malownicz�.
- Domy�la�am si�. - Prawniczka wzi�a grub�, szar� kopert�, otworzy�a
j� i zacz�a przegl�da� papiery. - Zapewne nie zmieni�a pani zdania w spra-
wie up�ynnienia maj�tku pani wuja.
-Nie.
- Zar�wno za kino �Strand", jak i za nieruchomo�� w Greenbriar uda�o-
by si� teraz uzyska� ceny bardziej ni� przyzwoite. P�niej mo�e ju� nie p�j��
tak dobrze.
- Jestem bardzo wdzi�czna - skin�a g�ow� Kelly - ale pieni�dze nie
maj� dla mnie a� takiego znaczenia. Ju� pi�tna�cie lat b��kam si� po r�nych
firmach reklamowych i potrzebuj� odpoczynku.
- Rozumiem - odchrz�kn�a prawniczka. - Czy prowadzi�a pani kiedy�
kino?
- Nigdy w �yciu. - Kelly u�miechn�a si� na my�l, �e ewentualnymi na-
bywcami kina i domu wujka s� z pewno�ci� klienci Bekins Crawford. R�ka
r�k� myje, prowizje p�yn� od obydwu stron. - Za to jestem star� kinomank�.
- Natknie si� pani na konkurencj�. Jest par� kin o wielu salach w kom-
pleksie rekreacyjnym w Crestwood Heights. Jeszcze przed �mierci� pani wuj
boryka� si� z niejakimi trudno�ciami finansowymi.
- A co to takiego �kompleks rekreacyjny"? - spyta�a Kelly.
- To wielofunkcyjny obszar, s�u��cy mieszka�com Crestwood Heights.
Tenis halowy, s�uash, baseny, si�ownie, restauracje i tym podobne. Przy uli-
cy Deep Wood - b�dzie go pani mija� po drodze do domu wuja.
15
- Kina urz�dzaj� seanse premierowe?
- Naturalnie.
- W porz�dku.
- Prosz�?
- Zamierza�am stworzy� w �Strandzie" klub filmowy. - Ten pomys� kie�-
kowa� w jej g�owie przez ca�� drog� z Nowego Jorku.
- Co to takiego klub filmowy?
- Klasyka - t�umaczy�a Kelly - filmy stare, ale dobre. Festiwal Bogarta,
Roya Rogersa, mo�e ca�y cykl �Najgorszych film�w wszechczas�w".
- Czy zdaje pani sobie spraw�, �e w Crestwood Heights nadaje kabl�w-
ka? W�tpi�, �eby znalaz�a pani wystarczaj�c� liczb� ludzi, kt�rzy zechc�
popiera� i utrzymywa� tego typu kino.
- Bardzo by si� pani zdziwi�a na wie�� o tym, �e ludzie wol� prawdziwy,
oblany mas�em popcorn i starocie od siedzenia przed telewizorami z misk�
najnowszej sa�atki Newmana. W Nowym Jorku jest sporo klub�w filmowych.
- Ale nie jeste�my w Nowym Jorku - odpar�a sucho pani Quinn.
- Zaczynam si� ju� domy�la�. Ale to i tak niewa�ne. Tak czy inaczej
spr�buj�. - Urwa�a i spojrza�a kobiecie prosto w oczy. - Mimo wszystko za-
mierzam spr�bowa�.
- Rozumiem. - Prawniczka otworzy�a szuflad�, wyj�a z niej dwa p�ki
kluczy i po�o�y�a je przed Kelly. - Klucze z niebiesk� tabliczk� s� od kina,
kt�re le�y przy nast�pnej przecznicy, na rogu ulicy Laurel. Kart� elektronicz-
n� otwiera si� dom na Greenbriar.
- Jestem troch� zm�czona, wi�c zaczn� chyba od domu - o�wiadczy�a
Kelly. Wzi�a klucze i uwa�nie przyjrza�a si� cienkiej karcie magnetycznej.
- Jak tam trafi�?
- Prosz� i�� t� ulic� a� do wie�y z zegarem i skr�ci� przy niej w prawo.
Potem wed�ug drogowskaz�w kieruj�cych na lotnisko, a� do ulicy Deep Wood,
a wtedy trzeba skr�ci� w lewo. Deep Wood dochodzi do ulicy Greenbriar.
Prosz� skr�ci� w ni� na prawo, min�� przecznic� Fox Run i Park. Dom stoi
pod numerem czterdziestym sz�stym.
- Mog�aby mi pani narysowa� plan i opisa� go?
- Skoro pani nalega.
- A co z pieni�dzmi? - zapyta�a Kelly, gdy tamta zaj�a si� opisywaniem
drogi do domu.
- Ju� si� tym zaj�li�my - odpowiedzia�a prawniczka, wr�czaj�c Kelly
kartk�. - Dwa konta bankowe wuja zosta�y przepisane na pani nazwisko.
Musi pani jeszcze tam zajrze� i z�o�y� podpisy-wzory.
- �wietnie. - Kelly wsta�a i na po�egnanie raz jeszcze u�cisn�y sobie r�ce.
- Gdyby zmieni�a pani zdanie w sprawie sprzeda�y, prosz� od razu dzwoni�.
- Oczywi�cie - odpar�a Kelly i wysz�a z biura, czuj�c na plecach wzrok
tamtej. Po chwili znalaz�a si� na ulicy. Przez moment mia�a ochot� kupi�
16
butelk� piwa, ale w ko�cu zrezygnowa�a. Spotkanie z Zimn� Ryb� Quinn
pozbawi�o j� resztek energii i raptem zda�a sobie spraw� z ogromu swojego
znu�enia. Marzy�a tylko o �nie.
Rozdzia� 3
�ablica na rogatkach miasta informowa�a, �e Crestwood Heights licz� so-
1 bie trzy tysi�ce sze�ciuset mieszka�c�w, ale Kelly odnosi�a wra�enie, �e
nie mog�o by� ich wi�cej ni� trzystu sze��dziesi�ciu. Wi�kszo�� miejsc par-
kingowych przy g��wnej ulicy �wieci�a pustkami, na chodnikach snu�o si�
kilku przechodni�w. Zag��biaj�c si� w dzielnic� handlow� Kelly u�wiado-
mi�a sobie, �e g��wna ulica Crestwood to pu�apka czekaj�ca na turyst�w.
Apteka opatrzona by�a szyldem z napisem �Pod Cyrulikiem" i wymalo-
wanym mo�dzierzem. W oknach piekarni ma�e szybki wprawiono w o�owia-
ne ramki, a widok wn�trza zas�ania�y niebieskie, bawe�niane kotary; przed
antykwariatem o nazwie �Minione Dni" sta� bujany fotel, na kt�rym umiesz-
czono kwiatek w doniczce; sklep papierniczy za� na rogu alei Polk ochrzczono
mianem �Papierowy Ksi�yc". Przewa�a�y takie barwy, jak: czer�, mosi�dz,
biel i blady b��kit. Kelly gotowa by�a da� g�ow�, �e gdzie� obradowa� komi-
tet wykszta�conych i szlachetnych m�czyzn i kobiet, kt�rzy ustalali gam�
kolorystyczn� i atmosfer� ca�ej ulicy.
Zatrzyma�a si� przed kinem �Strand". Od razu wida� by�o, �e wujek Nat
w komitecie nie zasiada�.
Budynek by� potworkiem pokrytym pop�kanym, poplamionym, br�zo-
wym tynkiem z prostok�tn� markiz�, zawieszon� na ci�kich, zardzewia�ych
�a�cuchach i ozdobion� lampkami choinkowymi. Czworo masywnych drzwi
obito czerwonym winylem, w jednej z gablot na plakaty brakowa�o szyby.
Zafascynowana Kelly wy��czy�a silnik i opar�a si� o kierownic�, wpa-
trzona w brzydk� budowl�. W kinie podobnym do tego, ca�owa�a si� z pierw-
szym ch�opakiem i prawie czu�a teraz zapach zle�a�ego popcornu i topi�cych
si�, oblanych czekolad� rodzynk�w, kt�re �ciska�y setki ma�ych r�k na wi-
downi. By�y to czasy seans�w z�o�onych z dw�ch film�w fabularnych lub
czterech s�awnych horror�w, kiedy w przerwach mi�dzy filmami p�dzi�o si�
do �azienki i uk�ada�o w�osy na wz�r Annette Funicello i Sandy Dee. Zanim
usiad�o si� na desce klozetowej k�ad�o si� na niej chusteczki higieniczne, bo
tak kaza�a mama, a je�eli by�a szansa na pieszczoty, nie kupowa�o si� w skle-
piku kinowym kremu any�kowego.
Szeroko u�miechni�ta w��czy�a silnik i wyjecha�a z parkingu, wci�� nie
odrywa�a wzroku od sypi�cej si� fasady starego kina. Znikn�y ostatnie pokusy,
17
2 - Eksperyment
aby przyj�� propozycj� Rebeki Quinn. Pracowa�a w reklamie na tyle d�ugo,
�eby od razu wyczu� dobry pomys�. �Strand" mo�e si� sta� wehiku�em cza-
su. To okazja na powr�t do dzieci�stwa i Kelly mog�a si� za�o�y�, �e wielu
ludzi zechce zap�aci� za bilet, byle tylko poczu� to samo, co ona. Wr�ci�a
g��wn� ulic�, a przy krety�skiej wie�y z zegarem skr�ci�a w High Point i skie-
rowa�a si� na pomoc.
Po jakich� trzystu metrach dojecha�a do skraju miasteczka. Ulica High
Point w odr�nieniu od drogi, kt�r� Kelly tu przyjecha�a, by�a wybrukowana
i starannie utrzymana. Po lewej stronie ci�gn�� si� niski zagajnik d�bowo-wi�-
zowy, po prawej za� ��ki, kt�re bieg�y a� do w�skiego strumienia o brzegach
skrytych za rz�dem drzew. Zamiast zrujnowanych gospodarstw i pr�chniej�-
cych p�ot�w, zobaczy�a oczyszczone rowy odwadniaj�ce i siatki ogrodzenio-
we. Wszystko wskazywa�o na to, �e w Crestwood istnia�y dobre i z�e drogi.
Po chwili dotar�a do skrzy�owania i zwolni�a. Drogowskazy by�y du�e i czy-
telne. Gdzie� przed ni� znajdowa�o si� miejskie lotnisko i park Deep Wood -
Mekka naukowc�w - dzi�ki niemu o�y�a ca�a miejscowo��. Na lewo od ulicy
Deep Wood le�a�y trzy dzielnice Crestwood Heights: Greenbriar, Golony Wo-
ods i Orchard Park. Kelly skr�ci�a w lewo. Znowu znalaz�a si� na asfalcie, za-
kr�ty zosta�y dobrze oznakowane, cz�� drzew przy drodze wyci�to, aby nie
utrudnia� widoczno�ci, lecz nie zeszpeci� krajobrazu. Jeszcze jeden wydatek.
Na prze�omie lat pi��dziesi�tych i sze��dziesi�tych naukowcy Instytutu
Cold Mountain zbadali kilkana�cie miejscowo�ci - wyb�r pad� w ko�cu na
Crestwood. Miasteczko, w kt�rym zamiera�o �ycie gospodarcze, idealnie
nadawa�o si� do ich cel�w, okolica tylko czeka�a na zagospodarowanie. Po
wykupieniu potrzebnych teren�w, ICM rozpocz�� realizacj� pierwszej fazy
planu, czyli budow� parku naukowego, jednocze�nie tworz�c dzielnic� Green-
briar. W pracy nad projektem wzi�li udzia� najlepsi architekci i urbani�ci
�wiata, a w mie�cie, jednym z pierwszych w Stanach Zjednoczonych, wyko-
rzystywano energi� s�oneczn�, komputerowe planowanie ruchu ulicznego
i okablowanie koncentryczne.
W miar� rozbudowy parku Deep Wood przybywa�o dom�w, utworzono
wi�c dwie kolejne dzielnice: Golony Woods i Orchard Park. Jednocze�nie
rozpocz�to budow� lotniska, przeznaczonego g��wnie dla firm, kt�re maj�
swoje plac�wki w parku naukowym, cho� przy okazji dost�p do linii lotni-
czych uzyska�a reszta mieszka�c�w.
Pod koniec lat siedemdziesi�tych we wszystkich trzech dzielnicach miesz-
ka�o ju� jedena�cie tysi�cy ludzi. Lotnisko by�o gotowe, a pi�� firm medycz-
nych na terenie parku po��czy�o si�, tworz�c O�rodek Medyczny Crestwood
Heights.
I znowu korzysta�y obydwie strony. Kompanie medyczne mia�y plac�w-
k�, w kt�rej mog�y przeprowadza� eksperymenty, mieszka�cy za� zyskali
szpital, wzniesiony poza terenem parku, na skrzy�owaniu ulic Deep Wood
18
i Crestwood Heights. Po roku zbudowano kompleks rekreacyjny i biura In-
stytutu Cold Mountain.
Wszystkie trzy budowle znalaz�y si� na skraju g��bokiego jaru, z kt�rego
wyp�ywa� strumie� Tryon; szpital, podzielony na pi�� poziom�w, dochodz�-
cych niemal do samego brzegu strumienia, uzyska� kilka znanych nagr�d
w dziedzinie architektury za nowoczesny projekt oraz interesuj�ce wykorzy-
stanie terenu.
W tysi�c dziewi��set osiemdziesi�tym pi�tym roku rozwojowi Crestwo-
od Heights po�wi�cono ca�y numer �Architectural Review". Werdykt by� jed-
nomy�lny i entuzjastyczny. W ci�gu tych dwudziestu jeden lat Ameryka Wiel-
kich Korporacji dowiod�a, �e ma serce. Trzydzie�ci cztery firmy w parku
Deep Wood, pod nadzorem ICM, przekszta�ci�y skazan� na wegetacj� dziur�
w t�tni�c� �yciem spo�eczno��, kt�ra wciela�a w�ycie nast�puj�ce motto:
�Przysz�o�� zaczyna si� dzisiaj".
Na skrzy�owaniu ulic Deep Wood i Crestwood Heights Kelly znowu
zwolni�a i przyjrza�a si� drogowskazom. Crestwood Heights ko�czy�a si�
najwyra�niej autostrad� mi�dzystanow�, Deep Wood za� ci�gn�a si� dalej
na po�udnie. Po lewej stronie Kelly dostrzeg�a, cz�ciowo przes�oni�te k�p�
wysokich wi�z�w, przydymione szk�o i l�ni�c� stal kompleksu rekreacyjne-
go oraz piramid� schodk�w o�rodka medycznego. W mgnieniu oka przesko-
czy�a z dziewi�tnastego wieku w krain� przysz�o�ci.
Min�a skrzy�owanie i kilka �adnych, wysadzanych drzewami zakr�t�w.
Potem zag��bi�a si� w dolin� zwan� niegdy� Honeyman's Hollow. Przed cza-
sami Instytutu Crestwood Heights w kotlinie tej by�y kawa�ki uprawnej zie-
mi, stawy, do kt�rych wp�ywa�y leniwie p�yn�ce potoki, mokrad�a, cierniste
krzewy i g��bokie, zaro�ni�te chaszczami jary. Nawet w okresach powodze-
nia mieszka�cy Honeyman's Hollow prz�dli bardzo cienko i do chwili poja-
wienia si� ICM w okolicy nie zosta� prawie nikt.
W ci�gu niemal roku kotlina odmieni�a si� nie do poznania. Jary sta�y si�
�cie�kami rowerowymi. Wykopano rowy dla osuszenia trz�sawisk; oczysz-
czono stawy, po�o�ono drogi, a gleb� pokryto torfem. W niekt�rych miej-
scach przewiduj�co wyci�to cze�� drzew, gdzie indziej dosadzono troch�.
Gdzie tylko si� da�o, zachowano istniej�ce �ywop�oty oraz inne okazy flory.
Okolica bucha�a �yw� zieleni� na wiosn� i feeri� barw jesieni�, typowy ob-
razek na ok�adk�e �National Geographic".
Kelly przeby�a k�adk� nad strumieniem Tryon, min�a zjazdy do Orchard
Park i Golony Woods, wreszcie dotar�a do Greenbriar. Pierwsza z trzech dzielnic
Crestwood Heights mia�a kszta�t mniej wi�cej tr�jk�ta: od po�udnia ko�czy�a si�
zalesionym stokiem Honeyman's Ridge, od p�nocy - p�ksi�ycem g�stego lasu,
a od zachodu g��bokim jarem, kt�rym dochodzi�o si� do strumienia Tryon.
By�o p�ne popo�udnie, a przebijaj�ce si� przez wysokie korony drzew
uko�ne promienie s�o�ca mia�y w sobie co� czarodziejskiego. Kelly opu�ci�a
19
szyb� i nawet przez warkot silnika s�ysza�a monotonne bzyczenie cykad i szum
wiatru w�r�d li�ci. Oczyma wyobra�ni widzia�a t� alej� zimow� por�: czar-
na, twarda ziemia lekko przypr�szona �niegiem, suche li�cie uk�adaj�ce si�
gdzieniegdzie w kopce; widok wart p�dzla malarza. �wietny pomys�. Od wielu
lat nie namalowa�a niczego dla przyjemno�ci.
Wyjecha�a spo�r�d drzew i znalaz�a si� na terenie rozleg�ego parku. Zo-
baczy�a staw z ca�� rodzin� kaczek, obok kort tenisowy, hu�tawki, karuzel�.
Na jednym z kort�w para w bia�ych strojach odbija�a w t� i z powrotem pi�-
k�, na placu zabaw pod czujnym okiem kilku matek biega�a rozwrzeszczana
gromadka trzy- i czterolatk�w. Na przeciwleg�ym kra�cu parku dostrzeg�a
rz�d domostw, w dali maj aczy� garb Honeyman's Ridge. Ta prosta scena z �y-
cia przedmie�cia by�a dla niej niema�ym zaskoczeniem, po tym, co widzia�a
w pustym miasteczku i okolicy.
Zgodnie ze wskaz�wkami Rebeki Quinn, Kelly objecha�a park i dotar�a
do ulicy Fox Run. Domy by�y nowoczesne, ani �ladu idiotycznych imitacji
stylu kolonialnego czy Jeffersona, na niekt�rych dachach widnia�y tarcze
ogniw baterii s�onecznych, nigdzie ani jednej anteny telewizyjnej. Kelly z sa-
tysfakcj� zauwa�y�a, �e budynki �adnie wkomponowano w krajobraz, a dziel-
nica nawet w pocz�tkach swej historii nie przypomina�a owych monoton-
nych szachownic, gdzie co kilkadziesi�t metr�w sadzi si� rachityczne klony.
Gdzieniegdzie pozostawiono na ziemi spore g�azy, kt�re �wietnie pasowa�y
do otoczenia. Cz�� dom�w wypoziomowano odpowiednio do nachylenia
terenu, inne wybudowano w�r�d wysokich drzew.
Zau�ek Erin Park, gdzie mieszka� wujek, okaza� si� �lep� uliczk� naprze-
ciw prostok�tnej cz�ci parku, kt�r� widzia�a po drodze. Domy by�y mniej-
sze ni� na Fox Run, a poniewa� nigdzie nie zauwa�y�a rower�w oraz zaba-
wek wywnioskowa�a, �e jest to ulica zamieszkana przez ludzi starszych lub
bezdzietnych.
Numer czterdziesty sz�sty znajdowa� si� na ko�cu zau�ka. Obszerna dzia�-
ka graniczy�a z jarem i strumieniem Tryon. Kiedy Kelly wje�d�a�a na podjazd
i wy��cza�a samoch�d, czu�a ogarniaj�cy j � niepok�j, jak ze z�ego snu. Wysia-
d�a, rozprostowa�a nogi, zesztywnia�e po d�ugiej podr�y, i zlustrowa�a domo-
stwo. Niewiarygodne. Po czteropokojowym mieszkaniu w Tribeca co� takiego.
Dom mia� trzy poziomy ��cznie z gara�em. Cze�� mieszkalna od strony
wej�cia by�a pozbawiona okien, wa� ziemi si�ga� niemal dachu, porasta�y go
g�ste krzaki. Na szczycie lekko opadaj�cego, nakrytego cedrowym gontem
dachu znajdowa�o si� okienko. Wszystkie inne okna musia�y zosta� umiesz-
czone od strony jaru, sk�d rozpo�ciera� si� najlepszy widok. Odsun�a bocz-
ne drzwi przyczepy i wyj�a podr�czny neseser - reszta pakunk�w mo�e po-
czeka� do jutra.
Postawi�a torb� przy drzwiach i wyj�a kart� magnetyczn�, jak� dosta�a
od Rebeki Quinn. W�o�y�a j� w otw�r obok drzwi, kt�re otwar�y si� z lekkim
20
stukiem. Wzi�a neseser i wesz�a do �rodka, gdzie stan�a jak wryta, zasko-
czona �wiat�em w przedpokoju - zapali�o si� automatycznie. Drzwi po lewej
stronie najprawdopodobniej prowadzi�y do piwnicy. Na �cianie z prawej strony
dostrzeg�a co� w rodzaju elektronicznego panelu sterowania o�wietleniem,
urz�dzeniami domowymi, systemem alarmowym, oraz systemem nawadnia-
nia ogrodu. Kelly omin�a komputerowe prze��czniki i posz�a w g��b domu,
zapalaj�c po kolei �wiat�o w pomieszczeniach.
Z przedpokoju wesz�a do kr�tkiego korytarza. Po jednej jego stronie znaj-
dowa�a si� niewielka kuchnia, a za ni� w�ska, pod�u�na jadalnia i pok�j sto-
�owy; ca�y dom przedziela�a �ciana ze szk�a, w niej umieszczono dwoje prze-
suwanych drzwi, kt�re prowadzi�y na wy�o�ony posadzk� taras z widokiem
na jar. Cz�� przeciwleg�ej �ciany r�wnie� by�a ze szk�a, za ni� rozci�ga� si�
wewn�trzny dziedziniec, od g�ry o�wietla�o go s�o�ce. �wiat�o wpada�o przez
okno w dachu, kt�re zauwa�y�a stoj�c przed domem. Zapali�a �wiat�o i a�
wstrzyma�a oddech. Wujek zgromadzi� w wewn�trznej szklarni setk� odmian
tropikalnych ro�lin, kt�re ros�y bez ogranicze� i tworzy�y miniaturow� d�un-
gl�. Za�mia�a si�. Prawie uschni�ta paprotka na jej poddaszu zdawa�a si�
nale�e� do innego �wiata. Nie mia�a zbyt szcz�liwej r�ki do ro�lin, wi�c
ma�a d�ungla b�dzie wymaga�a czyjej� fachowej opieki.
Z wewn�trznym dziedzi�cem s�siadowa�y dwie sypialnie i gabinet. Wi�k-
sza z sypialni, z �azienk� i garderob�, najwyra�niej s�u�y�a wujowi. Kelly �a-
two to zgad�a przygl�daj�c si� ascetycznemu wystrojowi. Druga sypialnia
by�a mniejsza i r�wnie prosta. Nie maj�c zbytniej ochoty spa� w ��ku,
w kt�rym mo�e umar� wujek, Kelly zostawi�a torb� w ma�ej sypialni i posz�a
do gabinetu przy sto�owym.
Wuja zna�a bardzo s�abo, ale ten pok�j a� nadto wiele m�wi� o jego cha-
rakterze. Trzy �ciany zastawione by�y rega�ami, pe�nymi ksi��ek na wszyst-
kie mo�liwe tematy, z przewag� dziej�w kina i starannie oprawionych sce-
nariuszy. Najwidoczniej kino sta�o si� dla niego czym� wi�cej ni� zwyk�ym
interesem.
R�wnie �ywo interesowa� si� informatyk�. Trzy p�ki zajmowa�o opro-
gramowanie, na �rodku pokoju sta� na biurku komputer, drukarka, skaner
i modem. Kelly zmarszczy�a czo�o: luksusowe wyposa�enie nie bardzo paso-
wa�o do cz�owieka, kt�ry prowadzi� kino w jakiej� dziurze. Wzruszy�a ra-
mionami. Nie zna�a si� na komputerach, a jeszcze mniej wiedzia�a o wuju.
Ziewn�a szeroko i wysz�a z pomieszczenia, gasz�c za sob� �wiat�o. S�o�ce
ju� niemal zasz�o, a d�ugie, ciemno��te smugi �wiat�a przenika�y przez ko-
ron� drzewa na zboczu jaru i wpada�y do sto�owego.
Kelly podesz�a do szklanej �ciany i popatrzy�a na w�w�z. Zalega� w nim
ju� ciemnozielony p�mrok. To zag��bienie w ziemi mia�o w sobie co� pier-
wotnego i niemal przera�aj�cego, niby tysi�cletnia rana, kt�ra ci�gle nie chce
si� zabli�ni�. Za dnia musia� si� st�d roztacza� cudowny widok, a osza�amiaj�ca
21
gra �wiate� i barw na pewno by�a urzekaj�ca. Teraz jednak Kelly mia�a przed
sob� scen�, jakby wzi�t� z dzieci�cego koszmaru.
Niez�y pomys�. Ju� od pewnego czasu przymierza�a si� do napisania ja-
kiej� ksi��ki dla dzieci, i mo�e ta okolica stanie si� dla niej �r�d�em natchnie-
nia. Zapali�a papierosa i sta�a patrz�c na jar. Niech b�dzie to taka wsp�cze-
sna opowie��. Ojciec i matka dziewczynki s� rozwiedzeni, lecz oboje
zachowuj � prawa rodzicielskie. Dziewczynka sp�dza wakacje z matk�. Mama
dosta�a now� prac� i nie bardzo ma czas zajmowa� si� c�rk�. Dziewczynka
schodzi do jaru... i co� si� przytrafia. �Mo�esz si� tam pobawi�, dop�ki jest
jasno, ale nigdy nie zapuszczaj si� w g��b jaru po zachodzie s�o�ca, kocha-
nie". No, no, ca�kiem nie�le! Ma ju� nawet tytu�: Po zachodzie s�o�ca, pi�ra
K. K. Rhine.
Zabrz�cza� dzwonek u drzwi i Kelly ma�o nie ud�awi�a si� papierosem.
Dzwonek wydawa� potr�jny d�wi�k, przypominaj�cy sygna� przed og�osze-
niami na lotnisku. Zupe�nie nie przygotowa�a si� na tak� ewentualno��. Po-
denerwowana, ruszy�a do drzwi wej�ciowych, lawiruj�c po�r�d nieznanych
mebli. Dotar�a w ko�cu do przedpokoju i otworzy�a drzwi.
- Cze��. Nazywam si� Carlotta Nord�uist. Spod numeru czterdziestego
drugiego. - Energiczny g�os nale�a� do kobiety po pi��dziesi�tce. By�a ubra-
na w sztywn�, p��cienn� sukienk� hawajsk� z drukowanym wzorem. Mia�a
w�osy koloru d�emu truskawkowego - poza tym wyla�a na siebie o wiele za
du�o perfum. Nie tego spodziewa�a si� Kelly na pi�� minut przed gor�cym
prysznicem i smacznym snem.
- Cze��.
- Jeste� ...
- Kelly Rhine. Nat Somendlle by� moim ...
- Wujkiem?
- Tak. - O Bo�e! Ta kobieta nale�y do os�b, kt�re nigdy nie pozwalaj�
doko�czy� zdania.
- To okropne - tamta potrz�sn�a ze smutkiem g�ow�.
- Prosz�?
- �e go stracili�my. Nathan by� wspania�ym s�siadem. Zawsze mogli�my
na niego liczy�.
- Nie zna�am..,
- No c�, co si� sta�o, to si� nie odstanie, prawda? Odziedziczy�a� po
nim dom?
- Tak, przynajmniej...
- Oczywi�cie widzieli�my z Martinem, jak przyje�d�asz. Taka z nas para
w�cibskich staruszk�w. To co, pewnie nied�ugo dowioz� ci meble?
-Nie...
- Zreszt� wszystko jedno. Nathan i tak niczego tu nie trzyma� i na pewno
zasta�e� pustki w kuchni. Nie mo�esz nie przyj�� zaproszenia na kolacj�.
- To bardzo mi�o, ale...
- Powiedzia�am, �e nie mo�esz i ju�. Masz klucze?
- Tak, ale...
- Nastawi�a� alarm?
- Alarm?
- A jak bez alarmu? - Carlotta Nord�uist przemkn�a obok Kelly, fa�dy
jej sukienki �opota�y jak spadochron. Przyjrza�a si� panelowi, kt�ry Kelly
widzia�a przy wej�ciu, nacisn�a kilka guzik�w i wr�ci�a do drzwi, bior�c
Kelly pod r�k�. - Wszystko gotowe - u�miechn�a si�. - W tej dzielnicy
w zasadzie nie ma powod�w do obaw, ale w dzisiejszych czasach trzeba za-
wsze dmucha� na zimne.
Bezradn� Kelly porwa�a z domu, m�wi�ca nieprzerwanie, bez znak�w
przestankowych Carlotta Nord�uist. Nad nimi za� unosi�a si� dusz�ca mgie�-
ka perfum �M�j Grzech".
Rozdzia� 4
Hair - oznajmi� Martin Nord�uist, zasiadaj�c w mi�kkim, pokrytym kwie-
cist� tapicerk� krze�le w niewielkim pokoju go�cinnym. Kelly ostro�nie
opad�a na podejrzanie mi�kk� kanap�. Z kuchni dobiega� g�os robi�cej kaw�
Carlotty, kt�ra nuci�a jak�� bli�ej nieokre�lon�, lecz znajom� melodi� filmow�.
- Prosz�? - zapyta�a uprzejmie Kelly. Na stoliku tu� przy kanapie sta�a
olbrzymia popielniczka, wi�c nie musia�a si� kr�powa� i wyci�gn�a papie-
rosy.
- Hair - powt�rzy�, ogarniaj�c ruchem pulchnej, r�owej r�ki ca�y po-
k�j. - To wszystko za pieni�dze z Hair.
- M�wi�e� zdaje si�, �e jeste� agentem teatralnym - odpar�a Kelly. Wcze-
�niej, jedz�c zadziwiaj�co smaczn� irlandzk� zup�, rozmawiali o nowojor-
skiej karierze mened�erskiej tego niskiego, siwookiego, �ysego m�czyzny
i dawnych wyst�pach Carlotty w przedstawieniach na Broadwayu.
- Zgadza si� - kiwn�� g�ow� rozpromieniony Martin. - Z niejednego
pieca chleb si� jad�o. Od brzuchom�wc�w po tresur� ps�w. By�em najlepszy,
a ju� ca�kiem z g�rki sz�o od �lubu z Carlotta. - Rzuci� dumne spojrzenie
w stron� kuchni i Kelly u�miechn�a si�. Mimo zm�czenia bardzo smakowa�
jej posi�ek. Rzadko spotyka si� ludzi, kt�rzy po tylu latach darz� si� jeszcze
tak� mi�o�ci�.
- M�wi�e� co� o Hair! - przypomnia�a Kelly.
- W�a�nie. Tak, byli�my z Carlotta najlepsi. Bar micwy, obs�uga wesel,
mn�stwo wodewil�w. Sta�y doch�d, mo�na nawet troch� od�o�y� - niedu�o,
23
ale zawsze co�. Wszystkie te lata marzyli�my o wielkim hicie, odkryciu ja-
kiej� gwiazdy czy czym� w tym gu�cie...
Carlotta pojawi�a si� w drzwiach z kaw� i ciasteczkami. Kelly z przy-
jemno�ci� si�gn�a po fili�ank� kawy. Czu�a si� bardzo zm�czona i wiedzia-
�a, �e dawka kofeiny nie pomo�e na d�ugo.
- Dwadzie�cia lat Cudownego Psa Robbie i Magika Marvello - westchn�-
�a Carlotta, siadaj�c bok Kelly i krzy�uj�c nogi na kanapie. - Mo�na? - zwr�-
ci�a si� do Kelly i wyci�gn�a r�k� w stron� paczki papieros�w. Kelly skin�a
g�ow�. Carlotta wyj�a jednego i zr�cznie oderwa�a filtr. Pali�a wydmuchuj�c
dym ustami i jednocze�nie wypuszczaj�c dwie smugi z nozdrzy. Martin na znak
dezaprobaty zmarszczy� czo�o, ale nic nie powiedzia�. Kelly wzi�a popielnicz-
k� ze stolika i postawi�a j � przy Carlotcie, kt�ra podj�a opowie��:
- Tak czy owak, mieli�my tego do��. Zas�u�yli�my sobie na lepszy los.
Wiecznie mu to powtarza�am, ale wszystko jako� przecieka�o nam mi�dzy
palcami. Zastanawia�am si�, co poczniemy na staro��. Mieli�my jak�� klitk�
w Bronxie i mikroskopijne biuro na Broadwayu. Dzielnica zmienia�a si� stop-
niowo w stref� frontow�, ca�y interes zaczyna� koncentrowa� si� w kawiar-
niach. Piosenkarze folkowi nie byli nam potrzebni. Co nam po Simonie i Gar-
funkelu? Mo�e podoba�o si� to adwokatom, ksi�gowym, sama nie wiem. Ale
Marty upiera� si�, �e musimy wytrwa�, a na pewno nadarzy si� jaka� okazja.
Ima�am si� ju� wodewilu, z rodzicami - niech spoczywaj� w pokoju - burle-
ski, potem jeszcze dwadzie�cia lat z Martym, a� dosta�am �ylak�w i musia-
�am pomy�le� o emeryturze. I co nas czeka�o? Mieli�my za�o�y� beatelsow-
skie peruki? Martwi�am si�, ale Marty, jak zwykle, w tych sprawach si� nie
myli�.
- Ale co maj� z tym wsp�lnego w�osy? - spyta�a zdezorientowana Kelly.
- Nie w�osy, moja droga - poprawi�a j� Carlotta - ale Hair, no, wiesz
przecie�. �Nadchodzi �wit ery Wodnika (...), gdy ksi�yc znajduje si� w si�d-
mym domu, a Jowisz zbiega si� z Marsem". B�g jeden wie, co to mia�o ozna-
cza�.
- A, ten musical - zawo�a�a nareszcie ol�niona Kelly.
- I to jaki! - mrukn�� Martin, wgryzaj�c si� w ciastko i nie zwracaj�c
wi�kszej uwagi na okruchy, kt�re spad�y na schludnie zapi�ty sweter.
- Ale kto m�g� si� tego wtedy domy�li�? - ci�gn�a Carlotta. - Nikt nie
s�ysza� o Ragni, a MacDermot by� na dobitk� Kanadyjczykiem. Ale Marty
od razu wyczu� pismo nosem. Wsz�dzie szukali sponsor�w. Pewnego wie-
czoru Marty wraca do domu i oznajmia: �Carlotto, w�a�nie w�o�y�em oszcz�d-
no�ci ca�ego �ycia w musical o seksie, narkotykach i uciekaniu od s�u�by
wojskowej. To b�dzie wielki hit". Ma�o nie pad�am trupem.
- Hit to ma�o powiedziane - dorzuci� cicho Martin z drugiego ko�ca
pokoju. - By� to musical wszechczas�w. Trafili�my w dziesi�tk�. Kupili�my
pi�� procent udzia��w. A wyci�gn�li�my z kieszeni ostatni grosz...
24
- Par� tygodni p�niej przyni�s� mi do domu ksi��k� z tekstami piose-
nek i znowu robi mi si� s�abo. Prezydentem jest wtedy Lyndon Johnson, a oni
�piewaj� - tu przez chwil� si� zawaha�a - o masturbacji. Widzisz, jeszcze
dzisiaj to s�owo z trudem przechodzi mi przez gard�o. P�niej dowiaduj� si�,
�e przez p� przedstawienia b�d� chodzi� po scenie nago. Ju� widz�, jak
oszcz�dno�ci naszego �ycia zostaj � wyrzucone w b�oto, a do drzwi puka FBI.
O Jezu! Przetrwali�my McCarthy'ego i wiedzieli�my, co si� mo�e sta�. Ale
Marty mia� racj�.
- Mieli�cie pi�� procent udzia��w w Hairl - spyta�a zdumiona Kelly.
Jeszcze po tylu latach pami�ta�a teksty wi�kszo�ci tamtych piosenek.
- Nie �mieli�my" - poprawi�a j� z u�miechem Carlotta. - Mamy. Do
dzisiaj. Byli�myjednymi z pierwszych sponsor�w. Skorzystali�my na wszyst-
kim: na przedstawieniu broadwayowskim, p�ycie, wyst�pach zagranicznych,
nakr�conym po latach filmie. Uwa�a�am to za czyste szale�stwo. M�wi�am
Marty'emu, �e dzieciaki nie maj�nawet na bilety autobusowe, a co tu m�wi�
o miejscach w teatrze na Broadwayu. Ale Marty wszystko obmy�li�. Ten
musical by� nie dla dzieci, ale dla ich rodzic�w, dla wszystkich, kt�rzy nie
zapu�cili w�os�w, nie zostali wyrzuceni ze szko�y, nie brali narkotyk�w i nie
puszczali si� na prawo i lewo. Marty wszystko przewidzia�. - Spojrza�a z po-
dziwem na m�a.
- Mieszkali�my w Nowym Jorku jeszcze przez dwa lata - odezwa� si�
m�czyzna. - Sytuacja robi�a si� coraz bardziej niedorzeczna. Nie wiedzieli-
�my, co robi� z tymi wszystkimi pieni�dzmi. Carlotta zobaczy�a gdzie� rekla-
m� Crestwood Heights i postanowili�my tu zajrze�.
- To by�a mi�o�� od pierwszego wejrzenia - podj�a Carlotta. - Pomy�la-
no tu o wszystkim, czego dusza zapragnie. Ca�� t� dzielnic� - osiem prze-
cznic nad jarem i park - wydzielono dla ludzi bez dzieci, dla emeryt�w. Biu-
ro Cold Mountain opracowa�o nawet specjalny plan, zdaje si�, jaki� fundusz
powierniczy. Wp�acili�my do nich pieni�dze, a oni zagwarantowali sta�e do-
chody, kt�re pozwala�y nam w�a�ciwie na zaspokojenie wszelkich potrzeb.
P�n� jesieni� i zim� podr�ujemy - na Bahamy, Floryd�, od czasu do czasu
nawet po Europie. Przez reszt� roku Marty dzia�a w �Ma�ym Teatrze" i gry-
wa w golfa, ja ucz� w szkole ta�ca, zajmuj� si� troch� ogrodem, zmieniam
umeblowanie.
- Macie uroczy dom - sk�ama�a Kelly. Jak na jej gust dom wuja wydawa�
jej si� zbyt surowy, ale za to Nord�uistowie znacznie przesadzili w drug�
stron�. Domek by� niewielki, jednopi�trowy, z dwiema sypialniami i po��-
czeniem go�cinnego i jadalni - a ka�dy centymetr kwadratowy zosta� czym�
pokryty.
W pokoju jadalno-go�cinnym sta�y trzy pluszowe krzes�a, trzy albo czte-
ry rozstawione bez �adu i sk�adu stoliki, stolik do kawy, st� jadalny i osiem
krzese�, dwa stoliki przy kanapie i zapchany do granic mo�liwo�ci kredens.
25
Na �cianach zawiesili sobie w��czkowe makatki i dziesi�tki fotografii, kt�re
przedstawia�y g��wnie ludzi, kt�rzy przewin�li si� przez ich agencj�.
- My�l�, �e ci si� tu spodoba - stwierdzi�a Carlotta, bior�c nast�pnego
papierosa. - S�siedzi s� serdeczni, rzadko zdarza si� co� nieprzyjemnego,
jest mn�stwo rozrywek. Bardzo mi�a atmosfera.
- No, chyba nie wszyscy s� tacy szcz�liwi - zaoponowa�a ze �miechem
Kelly - ludzie wsz�dzie maj� k�opoty.
- Tutaj nie - oznajmi� Martin. - Tak wygl�da prawda. W Deep Wood
Park praktycznie wszyscy znajduj� prac�, nie ma biednych, slums�w, prze-
st�pc�w, a KRCH dba o to, �eby towary i us�ugi by�y ta�sze ni� gdzie in-
dziej .
- Co to jest KRCH?
- Korporacja Rozwoju Crestwood Heights - wtr�ci�a Carlotta. - Ka�dy
w�a�ciciel domu automatycznie staje si� jej cz�onkiem, to co� w rodzaju sp�-
dzielni. W parku znajduje si� mn�stwo plac�wek badawczych wielkich firm.
Korporacja wsp�pracuje z Instytutem Cold Mountain.
- Nie bardzo rozumiem - odpar�a Kelly.
- To proste - w��czy� si� Martin. - We�my na przyk�ad telefony. Jedna
z firm dzia�aj�cych w Deep Wood Park to Intelcorp, kt�ry zajmuje si� mi�-
dzy innymi produkcj� telefon�w. KRCH kupuje wszystkim aparaty i dostaje
od Intelcorpu spor� zni�k�.
- Tak samo rzecz ma si� z �ywno�ci�- ci�gn�a Carlotta. - Trzy spo�r�d
czterech najwi�kszych firm spo�ywczych w Stanach maj� swoje laboratoria
w Deep Wood. Wymy�lili co� o nazwie STP - Serwis Testowania Produk-
t�w. Tego rodzaju supermarkety STP zosta�y otwarte w ka�dej z trzech dziel-
nic. My mamy tanie jedzenie, a oni wypr�bowuj� swoje nowe towary. Wy-
starczy tylko, �e raz na miesi�c wype�nimy kwestionariusze i telefonicznie
odpowiemy na specjaln� ankiet�.
- Wygl�da na to, �e pomy�leli o wszystkim.
- Mniej wi�cej - podchwyci� Martin.
- S�ysza�a� historie o porywanych dzieciach? - zapyta�a Carlotta.
- Pewnie.
- Tutaj nie ma takich sytuacji. - Stara kobieta potrz�sn�a stanowczo
g�ow�. - Ka�de dziecko nosi OLA - Osobiste ��cze Alarmowe w postaci
ma�ej bransoletki z jakim� mikroprocesorem. Je�li dziecko j� zdejmuje albo
wychodzi poza granice Crestwood Heights, w��cza si� alarm, kt�ry urucha-
mia ten sam system, co alarmy antyw�amaniowe we wszystkich domach. Gdy
zginie jakie� dziecko, dzwonisz na OLA i podajesz jego numer identyfika-
cyjny. Wpisuj� go w komputer i namierzaj� dzieciaka.
- Do�� skomplikowane - zauwa�y�a Kelly.
- Wprowadzaj� w �ycie swoje has�o: �Przysz�o�� zaczyna si� dzisiaj" -
wtr�ci� Martin, kr�c�c si� na krze�le. - Przyjechali�my tutaj pi�tna�cie lat
26
temu, kiedy to wszystko dopiero si� zaczyna�o. Kabl�wka pojawi�a si� u nas
na d�ugo przed innymi miastami, zaraz za ni� satelitarna.
- Znali�cie si� z wujkiem Natem?
- Jak to s�siedzi - wzruszy� ramionami Martin. - Te� by� na emeryturze,
ale w wolnych chwilach zajmowa� si� swoim kinem.
- My�la�am, �e �Strand" poch�ania� mu du�o czasu.
- Chyba tak - potwierdzi�a Carlotta. - A przedtem pracowa� chyba w ICM.
- Jako kto?
- Trudno powiedzie� - podj�� Martin. - Omija� ten temat. Ale by� tu jeszcze
przed nami, a za pieni�dze z kina na pewno nie zbudowa�by sobie takiego domu.
W ciszy, kt�ra zapad�a po tych s�owach, Kelly z trudem st�umi�a ziew-
ni�cie. Odstawi�a fili�ank� na stolik i zebra�a papierosy.
- Musz� si� po�o�y� - o�wiadczy�a. - Mam za sob� d�ugi dzie�.
- Nie dawali�my ci spokoju - stwierdzi�a marszcz�c brwi Carlotta. Kelly
wsta�a i potrz�sn�a g�ow�.
- By�o mi naprawd� mi�o. Bardzo si� ciesz�, �e trafi�am na tak uroczych
s�siad�w.
- Zapraszamy, kiedy tylko b�dziesz mia�a ochot� - powiedzia� Martin.
Odprowadzili Kelly do drzwi i stali jeszcze w progu, gdy sz�a przez trawnik
do domu wujka. Wyj�a z kieszeni spodni magnetyczn� kart�, odblokowa�a
drzwi, odwr�ci�a si� i pomacha�a na po�egnanie. Odwzajemnili gest. Kelly
wesz�a do �rodka, zamkn�a drzwi i nareszcie ziewn�a sobie szeroko. Mili
ludzie, ale potrafi� wle�� cz�owiekowi na g�ow�.
Przesz�a do syp