3492

Szczegóły
Tytuł 3492
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3492 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3492 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3492 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugeniusz D�bski Szklany Szpon Ewie i Markowi W. Jak zwykle wczesnym wieczorem zebrali�my si� na pod dziczk� wierzb� za torami kolejowymi, poci�gi do Sob�tki je�dzi�y rzadko, nie przeszkadza�y, a czasem wr�cz pomaga�y p�osz�c intruz�w. By�o ciep�o i sucho, znajdowali�my si� niemal wi�c w komplecie - sz�stka, ale kilku brakowa�o. Jackie le�a�a obok Fausta i co jaki� czas patrzy�a mu przeci�gle w oczy, a ten udawa�, �e tego nie zauwa�a. Dzieciak. Purchawa spa�, zwyczajny dla niego stan, pochrapywa� nawet, ale nikomu nie chcia�o si� nawet sykn�� na�. Septimus opowiada� dowcip o kotach, mo�e niezupe�nie o kotach, tylko z kotem w jakiej� tam roli, ma takie hobby, takiego konika, albo - dok�adniej m�wi�c - takiego... ha-ha! - kota. -... a wtedy osiemnasty rycerz podszed� do jaskini, powiedzia�: "Wyjd� walczy�!", a z pieczary wyszed� smok i zjad� osiemnastego zab�jc� smok�w. Wtedy kr�l obieca� c�rk�, dwie trzecie kr�lestwa, i wiele innych d�br za zabicie potwora. Pojawi� si� na wezwanie jeden jedyny rycerz, o kt�rym kr��y�y legendy, najznamienitszy smokob�jca, Gernald. �w Gernald zg�osi� si� do kr�la i ruszy� na smoka. Gdy droga opustosza�a, co znaczy�o, �e na szlaku nie ma ju� niczego, �e jest to szlak do smoka, z ��ki zesz�a sarna i poda�a rycerzowi magiczn� tarcz�. Gernald wzi�� j� i poszed� dalej, a wtedy z k�py krzew�w przy drodze wyszed� wilk i da� rycerzowi magiczny sztylet, a rycerz podzi�kowa�... �eby go! Potrafi godzinami opowiada� dowcipy, ci�gle te same, zreszt�, dowcipy: wydaje mu si�, �e dobrze je opowiada i �e - w og�le - s� dobre. Normalnie bym go zgasi�, ale i tak nie by�o nic lepszego do roboty, a dobry przyw�dca grupy wie, �e nie b�dzie narzuca� swojego, nawet s�usznego zdania, je�li grozi mu sprzeciw grupy, bo po co? Ja jestem dobrym przyw�dc�. Niech gada. -... poda� mu szyszak, a rycerz wzi�� magiczny szyszak i ruszy� dalej. Gdy mija� samotny d�b, wysz�a zza niego... Tak. Ca�e ZOO si� przewinie, a ka�dy zwierzak da rycerzowi magiczny przedmiot. I co dalej... Jeszcze tylko godzina takiego opowiadania i sam si� zainteresuj�. Ciekawe, co robi Tuz; skubany, ma czasem dobre pomys�y i fart. Kilka razy zaproponowa� klawe rzeczy, na przyk�ad te ogr�dki, na ty�ach ulicy!.. Albo wyprawa do kana��w przy porzuconym, przeznaczonym do remontu spichrzu! Naprawd� fajnie by�o i podniecaj�co niebezpiecznie. - Widzia� kto� Tamark�? Jackie oderwa�a si� od wpatrywania w Fausta. - Ja! Rano. Ale pewnie paniusia ma inne sprawy - prychn�a. Tamarka przyby�a z Rosji. Przez d�ugi czas by�a nie do �ycia - przez ca�y czas czeka�a, �e jej co� zrobimy, �e oka�emy si� brutalni czy g�upi. �adne tam maj� o nas zdanie! Ale ju� si� przyzwyczai�a, a my do niej. Ma pi�kny g�os, i opowiada takie czasem rzeczy, �e w�os si� na karku je�y! A czasem po jej opowie�ciach oblizujemy si� z zazdro�ci�... - No to liczymy: nie ma Tamarki, nieusprawiedliwiona. Nie ma Tuza, Kichawy, Beryla i Hardej Kulki, ale ci wiedzieli, �e nie przyjd�. - Nie ma Sony - mrukn�� Faust przeci�gaj�c si�. No tak. Sony nie przychodzi od czterech dni! Podrapa�em si� po brzuchu. - Kto� j� widzia�? Popatrzy�em po kolei na wszystkich i wszyscy kr�cili przecz�co g�owami. Wyjecha�a? Raczej nie, oni ledwo si� mieszcz� w swoim maluchu i kiedy tylko si� da zostawiaj� j� pod opiek� s�siadki. Chora? - Mo�e chora? - niecierpliwie rzuci� Septimus z�y, �e przerwano mu opowiadanie dowcipu. - Widzia�e� kiedy� Sony chor�? Septimus zmarszczy� tylko nos. Po chwili zapyta�: - No to mam sko�czy� ten kawa�, czy jak?.. - Ko�cz, ko�cz... - przyzwoli� Faust. Chyba sobie za bardzo pozwala! Co to - rozwali� si�, pozwala si� pie�ci�... Oj, nagrabisz ty sobie, Faust! Jeszcze okolica us�yszy tw�j pisk. - No to idzie rycerz, a zza d�bu wychodzi kot i pyta: "Dok�d idziesz, rycerzu?", a rycerz na to: "Walczy� ze smokiem!". Kot da� mu magiczny buzdygan. Podszed� rycerz do jaskini smoka. Poprawi� magiczn� zbroj�, wydoby� magiczny miecz, os�oni� si� magiczn� tarcz�, machn�� na pr�b� magicznym buzdyganem i krzykn��: "Wyjd� smoku i walcz!". A z jaskini wyszed� smok i zjad� rycerza i jego magiczn� tarcz�, miecz, zbroj�, szyszak, buzdygan, w��czni� i sztylet... No tak, ca�y Septimus. Kapitaaalny dowcip... Z czego si� ten Faust �mieje? - Dobra, s�uchajcie. Powinni�my si� zebra� na najbli�szych dniach... Ale wszyscy. Powiadomcie Tamark�, Kichaw� i Hardego, ja odwiedz� Sony. Faust wsta� i przeci�gn�� si�. No, co by o nim nie m�wi� - kawa� byka jest! Jackie a� pisn�a, to znaczy - nie pisn�a, ale w duchu - tak. Odwr�ci�em si� i poszed�em do domu. Przeskoczy�em tory, jedn� nitk� i drug�, t� na K�odzko, obie milcza�y. Na �cie�ce b�ota jak diabli, musia�em boczkiem-boczkiem. Rozejrza�em si� i nie widz�c nikogo poszed�em na skr�ty - ogr�d s�siad�w, nasz ogr�d, �liwa-taras i kuchnia. Mi�o-ciep�o-syto! Popatrzy�em na kuchni�. - Hej, zobaczcie kt�ry� czy on tam ma jedzenie?! - zawo�a�a Ona. Uparciuch oderwa� si� od picia mleka z kartonu, odsun�� od lod�wki o �wier� kroku i zabulgota�: - Ma! Ma! Ale mu dam! Najch�tniej przeni�s�by lod�wk� do swojego pokoju. Ale - w sumie - co mnie to? Mnie nie krzywdzi, wr�cz przeciwnie - odstawi� mleko, wygarn�� z puszki kawa� mi�cha i do�o�y� do miski. Ha! Uda�o mi si� ich u�o�y� tak, �e wszyscy - Ona, On, D�ugi i Uparty - wszyscy trwaj� w przekonaniu, �e nie zjem "nie�wie�ego" mi�sa! Za ka�dym razem staj� nad misk� i czekam. I dostaj�. Tresura czyni cuda. W og�le ludzie to przedziwaczne istoty. �atwo wpadaj� z ciel�cy zachwyt: "Patrzcie! Patrzcie, jak kot tr�ca te kwiatki!". M�dry kot co jaki� czas umy�lnie podk�ada co� ludziom - a to myszk� przyniesie, a to "�apie" s�onecznego zaj�czka, a to pogapi si� w telewizor, albo poturla kulk�. To wystarczy, s�owo! Ludzie potem latami opowiadaj� sobie takie rzeczy. Jeden znajomy moich ludzi (czasem mi�o pachnie czym� futrzastym, rudym i samiczym, mmm!) s�ysza�em to z siedemna�cie razy, opowiada�: "Siedz� sobie z wyka�aczk� w ustach, a tu przyszed� Frodo (to ja!) wszed� mi na kolana, delikatnie wyci�gn�� szyj� i wyj�� wyka�aczk� z ust. Rozumiecie?! A ja pu�ci�em i on zosta� z tak� g�upi� min� - cha-cha!". Cymba�. Mi�y, ale cymba�. Po pierwsze, wyka�aczka �adnie zapachnia�a kurczakiem, a po drugie - on ma teraz o czym gada�, a inni natychmiast zaczynaj�: "kotek - tiu-tiu-tiu!" A ko�czy si� to klasycznym i smacznym pytaniem: "Ma on tam co� w misce?" Septimus chyba od ludzi nauczy� si� tyle mle� ozorem. Oni nie potrafi� siedzie� cicho i s�ucha�. Chyba �e si� pok��c�. A tak, to... Szkoda gada�! Ple-ple-ple: - A wiesz, �e ta zaraza zaatakowa�a kiedy� moj� stop�? S�owo - spa�em, wystawa�a mi noga spod ko�dry, a ten skoczy� i podrapa� mnie! Wielkie rzeczy! W ciemno�ciach kiwa�o si� co� bia�ego, to skoczy�em! Albo: - Ten to si� wcale ps�w nie boi! Albo: - Mamo, co on ma takiego na g�owie? Albo... A, tam!.. Skoncentrowa�em si� na misce. Whiskas, takie sobie, ale wol� to ni� te wysuszone gluty. Ludzie czasem pr�buj� i j�cz� z zachwytu: "Tak, naprawd� czuj� ryb�!". To czemu sami... O, ten k�sek bardzo-bardzo! Przysz�y psy. Zerkn��em na nie spod oka. Ma�y, Jabba, pu�ci� do mnie oko; du�y, ten berne�ski kolos Gimli nawet nie podchodzi� bli�ej. Najstarsza w gronie, wilczyca Agami, te� si� nie zbli�a�a do mojego parapetu. Nie trzeba by�o d�ugo im t�umaczy� co jest czyje i dlaczego nie wolno rusza� naszych misek. Ja, zreszt�, ichnich te� nie ruszam, ale ja to ja. Czmych, na przyk�ad, lubi wzi�� jeden-dwa chrupki z psiej miski. Tylko po to, �eby widzia�y, �e to robi, �eby ustawi� je tam, gdzie sobie �yczy, by byli. To te� nie jest w porz�dku. Ka�da istota powinna mie� sw�j k�t w �yciu. Ale Czmych taki jest. Przesadza. Daje si� tylko pog�aska� Jej, ale kiedy by� chory, to, g�upek, nawet J� podrapa� podczas badania. Ma szcz�cie, �e trafi� do takiego domu, gdzie m�wi� o nim, �e jest obcy i dziki, i toleruj�. I karmi�. Przesada. Objad�em si�. Po�wi�ci�em chwil� na czyszczenia futerka, potem przymierzy�em si� do zej�cia z parapetu i nagle zesztywnia�em. Co� si� ze mn� dzia�o, co� by�o w �arciu, co� ostrego, truj�cego, bole�nie odezwa�o si� teraz we mnie. Us�ysza�em jak m�j ogon wali w szyb� i jak zgrzytn�y pazury na kamieniu parapetu. Co� mnie �cisn�o i pu�ci�o, �cisn�o i... Zwr�ci�em ca�y posi�ek. Uparciuch poderwa� si� z krzes�a i pobieg� na g�r� po drodze wrzeszcz�c: - Mamo! Frodo rzyga! - O Bo�e!.. Poderwa�a si� z fotela i podesz�a do mnie. Posprz�ta�a, a ja siedzia�em i patrzy�em na ni�. Otru�a mnie, czy nie? Ale - nie! Na pewno - nie! Czu�em si� ju� dobrze, zupe�nie dobrze, po prostu - zupe�nie jak przed jedzeniem. Tylko bola�y mnie mi�nie brzucha po gwa�townym skurczu. Odsapn��em chwil�, a potem podszed�em do miski, �eby sprawdzi� co to by�o. - O nie! - zawo�a�a i szybko zagarn�a moj� misk�. - Ty b�dziesz si� napycha�, a ja sprz�ta�a, co? Jej ton wyra�nie odbiega� od sensu s��w. Przygl�da�a mi si� z niepokojem, z do po�owy wypalonego papierosa wi�y si� i ulatywa�y chwiejne tasiemki dymu. Szybko przeczy�ci�em pysk i miaukn��em, a potem wszed�em na st� i otar�em si� o jej r�k�. By�o mi naprawd� g�upio, podw�jnie - raz, �e nabrudzi�em, a dwa - to by�o wa�niejsze - �e j� podejrzewa�em. Podrapa�a mnie za uchem. Och, lubi� to!.. - No, co Frodzisiu? Ty si� a najad�e�, a mnie zrobi�e� prezencik, co? W�a�nie, co to by�o? Miaukn��em raz jeszcze i zeskoczy�em na pod�og�. Wypada�o si� wywiedzie�, co jest grane. Nie lubi� takich historii. Poza tym - rano zjad�em troch� w domu, a potem nic nie bra�em do pyska, a� do teraz... Czyli - je�li nie �arcie w tym domu, to co? Wyjrza�em przez okno, mo�e nadci�gaj� posi�ki - Czmych albo Lancelot? Ostrzeg� ich, sprawdz� dok�adnie �arcie, a potem powiem, �e jeden musi zaryzykowa� i troch� zje��. Wiadomo na kogo spadnie: Czmych i tak w razie czego nie da si� zawie�� do lekarza, wi�c musi drugi czarny, Lancelot... Ale �adnego nie wida�. Wyszed�em na taras i u�o�y�em si� obok �liwki, by nie mogli wr�ci� niezauwa�eni. Chwil� potem wysz�a na taras Ona. - Poczekaj, kocie... - podnios�a mnie i roz�o�y�a na kafelkach p�ask� poduszk�. - Teraz si� po��. - Podrapa�a mnie po brzuchu. Nie mog�, no - nie mog�! Od razu zaburcza�o we mnie. - No, dobry kot - powiedzia�a i posz�a do pokoju, a ja jeszcze przez chwil� odruchowo mrucza�em, a potem przesta�em. U�o�y�em si� wygodnie, plama s�o�ca mi�o grza�a mi ogon. Dziwne - zwr�ci�em ca�y posi�ek, by�em pusty jak wylizana przez psa puszka, a nie czu�em tego. �adnego ssania, ci�gni�cia, �aknienia. Oj, niedobrze... Nie lubi� chorowa�... Ostro�nie przeci�gn��em si� na wszelkie mo�liwe sposoby, na bokach, brzuchu, na plecach, wyci�gn��em szyj� tak, �e a� us�ysza�em ciche trza�ni�cie. I ciche, jak na ludzi, kroki; zerkn��em za siebie. Sta�a i przygl�da�a mi si�. Lubi�, jak kto� si� o mnie martwi. Ale nie nale�� do tych, co przesadzaj�, dlatego poderwa�em si�, zrobi�em koci grzbiet i przeszed�em si� po tarasie demonstruj�c pe�n� �ywotno��. Chyba si� uspokoi�a, wr�ci�a do pokoju. Us�ysza�em pazury wczepiaj�ce si� w kor� �liwy. Podszed�em tam, akurat gdy Czmych wchodzi� na taras. - S�uchaj... - zacz��em, ale ten g�upol chcia� mnie omin��, wi�c zastawi�em sob� drog� i pos�a�em mu takie spojrzenie, �e zwolni� i nie patrz�c mi w oczy ustawi� si� do s�uchania. - No! - skwitowa�em jego gotowo��. - Co� si� dzieje, nie wiem, czy w �arciu by�o co�, czy... - majtn��em ogonem, co mia�o pokaza� niepewno��. - W ka�dym razie co� mnie przed chwil� przenicowa�o. - To nie �arcie! - warkn�� i - zanim si� zorientowa�em - przeskoczy� nade mn�, po czym spokojnie wszed� do kuchni i wskoczy� na parapet, do miski. To jest kawa� idioty, m�wi� wam! Nie kontaktuje si� z lud�mi, nie rozmawia z nami. Sony powiedzia�a, �e zosta� wydarty ze swego �rodowiska... Jakie, pytam, �rodowisko?! Piwnica - �rodowisko? Kto tam chce mieszka�??? Kurz, smr�d, myszy, trutki, stare graty... Na dodatek by� chory, by� g�odny... Trafi�, szcz�ciarz do domu-marzenia i popisuje si�, idiota jeden!.. K�tem oka zobaczy�em, �e wysuwaj� mi si� pazury. Och, mia�em wielk� ochot� wskoczy� na okno i spu�ci� mu �omot, cho� - mo�e i g�upek - ale s�aby to on nie jest. Odpu�ci�em. Przysiad�em na poduszce i zastanawia�em si� - zje�� co� czy jeszcze po�ci�. Zdecydowa�em, �e zjem i dobrze zrobi�em. Karma by�a w porz�dku, ale nie ob�era�em si� - zjad�em tak, dla syto�ci i zaplanowa�em drzemk�. Akurat Uparciuch zszed� na d�, po�o�y� si� na kanapie, przytuli�em si� do niego, a po chwili co� zacz�o mnie drapa� po szyi... Zasn��em. Obudzi�a mnie cisza, taka waciana, g�ucha, taka, jakbym nagle straci� s�uch... Mi�kki nap�r ze wszystkich stron; nie wiadomo dlaczego tak jest. Nie rusza�em si�, tylko wystartowa�em zmys�y, i koniuszek ogona. Nic. Nie czu�em nic, nie s�ysza�em. Ale co� si� dzia�o. W�ch, s�uch... Dotyk... No i ten zmys�, kt�rego nie maj� ludzie, ani inne zwierz... A nie - psy maj�! Przepraszam psy! Ale nic dalej nie czu�em. Tylko �e je�li si� doda kilka fakt�w - moja przygoda z jedzeniem, teraz to wyczucie i mo�e jeszcze co�. Nie potrafi�em okre�li� co mam na my�li, ale czu�em, �e co� mi umyka, a to co� jest wa�ne. I straszne. Najpierw pomy�la�em, �e co� grozi rodzinie, ta my�l spowodowa�a, �e poderwa�em si� i wskoczy�em na st�. Rozejrza�em. Nic. Ona siedzi przy stole i co� czyta. Jego nie widz�. Ma�y �pi. Ju� mia�em uzna� ten alarm za wytw�r fantazji, gdy us�ysza�em skowyt Agami. Ciche, pojedyncze j�kni�cie. Ani Jabba si� nie odezwa�, ani Gimli, ale oni maj� zmys�y niemal jak ludzie. A starsza pani - o, to jest kto�! Nagle, jakby ten pojedynczy, nies�yszalny dla innych d�wi�k, rozerwa� poduszk�, w jakiej si� znajdowa�em, zacz��em s�ysze� normalnie. Zeskoczy�em ze sto�u i zacz��em si� my�. To znaczy - mycie nie by�o takie wa�ne, ale przy okazji sprawdzi�em siebie: w�sy, s�uch, oczy i opuszki, kt�re s� podstaw� tego jeszcze jednego zmys�u. Potem czujny wyszed�em na taras. Wskoczy�em na por�cz i rozejrza�em si�, pole puste, doko�a nic si� nie dzieje. No to, w takim razie, co si� dzieje?! O! Na schorowanej wi�ni za p�otem pojawi�a si� Sony. Wyra�nie nie skaka�a sobie po drzewach dla przyjemno�ci. Patrzy�a na mnie i przywo�ywa�a mnie wzrokiem. Mia�a b��kitne spojrzenie, kt�re rodzi�o ciarki na grzbietach ludzi, a mnie si� po prostu podoba�o. Tylko, �e Sony to Syjamka, paniusia egzotyczna, kapry�na... No dobra, teraz mnie szuka. Zeskoczy�em i pomkn��em przez ogr�d. Ten kaszalot Gimli ruszy� za mn�, ale czy berne�ski pastuch mo�e dogoni� kota? �a�osny... Smyrn��em przez p�ot, warzywnik, omin��em miejsce, gdzie oni pochowali Gandalfa. Te� berne�ski pies pasterski by�, nam�czyli si� z przenosinami i zakopywaniem... No, jestem przy Sony. Patrzy na mnie ch�odno. Potem m�wi co�, co powoduje, �e niemal spadam z tej nieszcz�snej wi�ni. - Wrjizg si� pojawi�... Jakbym dosta� obuchem po �bie. Z jednej strony wszystko pasuje, a z drugiej odda�bym wszystkie swoje puszki, jakie mi si� jeszcze nale�� a� do ko�ca �ycia, bylebym m�g� powiedzie�, �e jest g�upi� histeryczk� i nie ma racji. Ale ma. Dlatego spazm wypchn�� ze mnie �arcie, dlatego og�uch�em na chwil�, dlatego obudzi�em si�... - S�yszysz? - pyta. - S�ysz�... - Ale nie wierzysz? - pyta, a koniuszek jej ogona wykonuje takie napi�te chlast wte - chlast wewte! Milcz�. To najlepszy spos�b, �eby wyj�� z kogo�, co ma na w�trobie. Niech si� wygada, sam poda argumenty za i przeciw. - Pami�tasz kiedy tu by� ostatnio? Milcz�. - Cztery lata temu. Przypomnij sobie co si� dzia�o. Pi�� kot�w zgin�o, a po�owa ludzkiej ulicy wyl�dowa�a w szpitalach... I nie tylko - doda�a. Nie odzywam si�. - Powiniene� to dobrze wiedzie� - rzuca tonem, jakby mia�a do mnie jakie� pretensje. Pewnie ma - milcz� konsekwentnie. - To wtedy Agami przesta�a korzysta� z domu, wiesz dlaczego... Wiesz czy nie? - Prychn�a. - Bo woli spotka� si� z Wrjizgiem na ulicy, nie wpu�ci� go do domu, ju� tam go podj��, gdyby zamierzy� si� na jej dziedzin�. - To twoje przypuszczenia - mrucz� cicho i bez przekonania. - No to sam j� zapytaj, dlaczego w dzie� i w nocy, latem i w zimie, nie daje si� zap�dzi� do domu?! Patrz� na Sony i milcz�. Co tu mo�na powiedzie�? Wszak wiem, �e ma racj�, a ja tylko udawa�em przed sob�, �e ten stary wilczur ma po prostu jakie� fobie i fumy. - A mo�e nie wiesz, dlaczego zdech� ten olbrzymi Gandalf? Poderwa�em si� i musia�em wbi� pazury w ga���, �eby nie spa��. - Po prostu p�k�o mu serce! - Takiemu du�emu psu? - rzuci�a szyderczym tonem Sony. - Tak po prostu? - Przysun�a si� do mnie. - Ja ci powiem: on by� wystraszony przez Wrjizga, kiedy by� malutki. Tak-tak! On go wystraszy� na �mier�, i Gandalf �y� w nieustannym l�ku, niemal histerii. Wszyscy m�wili: taki du�y, a taki tch�rz! Sam opowiada�e�!.. Tak by�o... - A tymczasem Gandalf przez ca�y czas czu� go przy sobie. Wrjizg jakim� sposobem potrafi� uczepi� si� Gandalfa. I wyko�czy� go! Wyobra�asz sobie jak si� ten pies m�czy� - ca�e �ycie prze�y� z widmem Wrjizga obok siebie!.. - Ale sk�d... Zamkn��em si�. Zobaczy�em przed oczami Czmycha, jak rzuca pogardliwe: "To nie �arcie!". On te� ju� wiedzia�! Na M� Kit�! Wszyscy poza mn� wiedz�?! Dlaczego? Sk�d?! Dlaczego ja nie wiem? - Sony - powiedzia�em. - Chod�my st�d, to po pierwsze. Po drugie, sk�d to wszystko wiesz? Po trzecie, kto jeszcze wie... - Nie mo�emy nigdzie spotka� Tuza i Beryla - przerwa�a mi bezceremonialnie. Odczeka�em a� sier�� na karku u�o�y mi si� z powrotem. Zeskoczy�em z wi�ni i poczeka�em na ni�. Razem, mi�dzy wysokimi pokrzywami, maj�c nad g�owami ko�uj�ce i brz�cz�ce z zachwytem owady powlekli�my si�... No, gdzie si� mogli�my powlec? Pod dziczk�. Nie by�o tam nikogo. Rozgl�da�em si� usilnie, jakbym m�g� przeoczy� siedz�cego pod wierzb� kota. - Nie kr�� tak g�ow� - ich nie ma - powiedzia�a Sony. - Kiedy powiedzia�am Faustowi od razu wida� by�o, �e da st�d nog� a� si� b�dzie kurzy�. Podszed�em do wierzby i najpierw waln��em w ni� �ap� a� si� - przysi�gam - zatrz�s�a, a potem trysn��em jak mog�em najbardziej pogardliwie spod ogona na pie�. Popatrzy�em uwa�nie na Sony. Inaczej. Arystokratka, kt�ra przegra�a sw�j pierwszy pobyt na wystawie, a przy drugiej pr�bie urz�dzi�a taki cyrk, �e pa�stwo dali sobie spok�j. Zimna Azjatka, pachn�ca inaczej, z lekk� domieszk� czego� nieokre�lonego, co podoba�o si� jednym, drugim nie. Mnie - tak. - Sk�d w og�le wiesz?.. - wykrztusi�em w ko�cu. - Widzia�am Hardego na ulicy... - Czy to on ci powiedzia�? Rzuci�a mi dziwne spojrzenie swych niebieskich oczu. - Tak. Ca�ym sob�. Le�y rozsmarowany na jezdni. Wiedzia�em! Czu�em. Ale i tak zimny powiew zmierzwi� mi w�osy od ogona do karku, w tym w�a�nie kierunku. - On... - b�kn��em. - On... - On by� bardzo ostro�ny - rzuci�a bezlitosna Sony. - Nie ma takiego samochodu i nie urodzi� si� taki kierowca, kt�ry zdo�a�by potr�ci� Hardego. - Zamilk�a na chwil�, a potem doko�czy�a, jakby chcia�a wyczerpa� ten temat: - Siedzia� na drzewie tyle czasu ile trzeba by�o, �eby na horyzoncie nie by�o nawet roweru, dopiero potem przechodzi� ulic�. - Wiem... - Nie ma te� nigdzie Kichawy - doda�a Sony. - Musz� sprawd... - zobaczy�em pe�en pogardy wzrok Sony i zamilk�em. Jasne - nie sprawdziwszy nie wdawa�aby si� ze mn� w dyskusje. - Co mo�emy zrobi�? Masz pomys�? - Mo�emy uciec. Jak Septimus i Purchawa, i reszta. Mo�emy walczy�. Mo�emy da� si� zabi�. W pierwszym i trzecim przypadku Wrjizg dobierze si� potem do ludzi. Najpierw za�atwia koty, potem choruj� psy, a potem zaczynaj� umiera� ludzie. - Przesta�! Rozejrza�em si� doko�a. Nic - puste faluj�ce rzepakiem pole. Park, pobrz�kuj�ce szyny. - Seghawa Bhotren... - odezwa�a si� Sony w obcym j�zyku. - Co? - Wrjizg... Nazywa si� u nas Seghawa Bhotren - wyja�ni�a. - Znamy go lepiej ni� tu. Tu pojawia si� wtedy, kiedy nie mo�e niczego zrobi� gdzie indziej. Wtedy jest w�ciek�y i nie ma lito�ci. - Dobra, mo�emy tak gada� do �m... �mierzchu... - wykr�ci�em si� nieudolnie od wypowiedzenia s�owa "�mier�". - Mo�e um�wmy si� za godzin�, co? Przelecimy si� po Jagodnie, zobaczymy kto jeszcze nie uciek�?.. Za godzin�? Odwr�ci�a si� i po kilku krokach znikn�a w krzakach. Zgrabna, ma�om�wna, skuteczna... Gdyby by�a kocurem przewodzi�aby kilku domenom! Na pewno! Zawodowiec. Wszystkie syjamy to maszyny. Maszyny do walki, maszyny do wystawiania, do mi�o�ci. Dopad�em pnia wierzby i trzepn��em we� kilka razy - gdyby nadszed� kto�, powinien zrozumie�, �e ��dam zebrania... Pogoni�em do Tamarki, po drodze wst�pi�em do domu Jackie. Nigdzie jej nie by�o, Tamarki te� nie widzia�em. Dopiero gdy z�y wrzasn��em z ca�ej si�y, z piwnicy wylaz�a ostro�nie rozgl�daj�ca si�, dygoc�ca kotka. A na ganek wysz�o to babsko, kt�re mieni�o si� jej pani� i widz�c mnie chwyci�a �cierk� i machn�a ni� w powietrzu. - Kysz! Choll-era jasna! Won st�d, amorozo ze �mietnika! Tamasia! Do domu, zarazo! Przynie� mi b�kart�w, to nakarmi� nimi tego kundla s�siad�w!.. Przez chwil� mia�em ochot� podej�� do niej i chlasn�� pazurami po go�ych nogach, ale w ko�cu rozs�dek przewa�y�. Niepotrzebna nam by�a krucjata tego jej �ysego m�a. Uda�em, �e si� wystraszy�em �cierki i zwia�em w krzaki. Chwil� potem podesz�a pod nie Tamarka. - Chod�, musimy pogada� - powiedzia�em. - Ja... Ja... Ja... nie chc� nigdzie... - wymamrota�a stoj�c w pe�nej napi�cia postawie. - Mo�esz sobie nie chcie� - powiedzia�em umy�lnie okrutnie. - Je�li ON przyszed� to �adna szafka ci nie pomo�e! �adna klatka i piwnica! �adne drzewo. - Dopiero teraz si� rozdygota�a! Zachwia�a si� na nogach. - Nie mamy wyj�cia - ucieczka, gdzie oczy ponios�, albo... - Nie chc� ju� ucieka�... - szepn�a. - My�lisz, �e to wyj�cie? Na ko�cu drogi zawsze znajdzie si� inne nieszcz�cie... - Dlatego musimy pogada�. Wszyscy. Chod�! Posz�a za mn�, ale widzia�em - w tej chwili jest tak przestraszona, �e ucieknie przed byle ratlerkiem. I to kto? Kotka, kt�ra przyw�drowa�a na w�asnych nogach spod Charkowa, a to podobno daleko! Stara�em si� i�� tak, by oddziela� j� od potencjalnie niebezpiecznych miejsc. W miar� spaceru napi�cie opada�o, Tamarka nawet wskoczy�a w pewnej chwili na p�ot i rozejrza�a si� po okolicy. To lubi�! Przejrzeli�my ulubione kryj�wki niemal wszystkich kot�w dzielnicy, ale wszystkie by�y puste i zimne. Ju� chocia�by to powinno da� do my�lenia. Ale nie my�la�em, wstrz��ni�ty tch�rzostwem braci. Chcia�em powiedzie� do Tamarki co� w stylu: "�wiat schodzi na psy!", ale zdecydowa�em, �e dzi� takie zabawy s�owne nie odnios� skutku. Poza tym... Psy... One te� cierpi� z powodu... tego... Wrjizga... Gandalfowi p�k�o serce, Agami od lat sypia na ulicy... Innymi psami nie interesowa�em si�, ale nasz dom i nasze psy nie s� wyj�tkami... Na pewno gdzie� s� takie psy, kt�re s� obsztorcowywane albo i karane przez w�a�cicieli, kt�rzy nie rozumiej�, �e dziwne zachowanie pupila nie �wiadczy o jego g�upocie, ale o tym, �e psiak pilnuje domu przed... Tamarka wysforowa�a si� przede mnie i wyjrza�a ostro�nie za r�g, potem machn�a spokojnie ogonem i poszli�my polami pod wierzb�. Nikogo nie by�o. Usiad�em na korzeniu, co pozwoli�o mi obserwowa� okolic�. Milczeli�my. Mo�na by�o rozmawia� tylko o Wrogu, a o tym, akurat, nie chcia�em; inne b�ahe tematy nie wchodzi�y w gr�. Tamarka podesz�a pod pie� i przeci�gn�a po nim pazurami, uspokoi�a si� troch�. Otrz�sn�a. Nie wytrzyma�em i zapyta�em: - Spotyka�a� si� z Nim, tam u siebie? Popatrzy�a na mnie tak, �e odechcia�o mi si� innych pyta�. Jasne, kto w�druje przez jedn� trzeci� swego �ycia, z dobrej woli?! Poruszy� si� �an rzepaku, przygotowa�em si� na... Przygotowa�em si�. Z �anu wynurzy� si� Czmych, czyli Czarny, czyli Obcy, jak go nazywano u nas. Podszed� bli�ej i obrzuci� nas ponurym nieufnym spojrzeniem. Ale przyszed�! - Widzia�e� Lancelota? - zapyta�em. - Akurat! - prychn�� pogardliwie. - Uciek� poci�giem... - Obejrza� si� na tory. Lancelot?! To gnida! Przyniesiony do domu kompletnie zafajda� im �azienk�, a� go nazwali Lancelot Spod Wanny, potem niemal wyci�gn�� kopyta, leczyli, chuchali-dmuchali... Odwdzi�czy� si�, kanalia! Po raz pierwszy w �yciu po�a�owa�em, �e koty niepotrafi� jak ludzie spluwa� z pogard�. Owszem, przykucn��em i sikn��em obel�ywie. Ale plucie jest lepsze. Co� mi przysz�o do g�owy i nie czekaj�c na Sony zapyta�em: - Oboje wygl�dacie na takich, co troch� o Nim wiedz�... - Nie usz�y mej uwadze szybkie spojrzenia, jakie Tamarka i Czmych wymienili. - Wi�c opowiedzcie, co wiecie... Mo�e On te� przyjecha� poci�giem? Czmych popatrzy� na mnie i nagle pogardliwie parskn��: - Wrjizg? Poci�giem? Po tym pytaniu mam jeszcze wi�ksz� ochot� zwia� st�d, gdzie oczy ponios�! Odezwali�my si� z Tamark� jednocze�nie: - No to wiej! - To ja. - Przed nim nie mo�na uciec... - Ona. Sapa�em chwil� zdenerwowany, potem zobaczy�em przeskakuj�c� tory Sony i poczeka�em a� si� zbli�y. - Nie ma nikogo i nigdzie - powiedzia�a. Usiad�a i znieruchomia�a. Przypomnia�em sobie o Czmychu. - Skoro tak du�o o nim wiesz, to dlaczego nie pr�bujesz.... - Na pewno nie! - wrzasn�� i poderwa� si� by odej��. - Tch�rz! - sykn��em. Zatrzyma� si� i chwil� patrzy� na mnie. - G�upi ty - powiedzia� w ko�cu niemal spokojnie. - Szwendasz si� po okolicy, zadowolony z siebie i ciep�ego powietrza. A nie wiesz, co si� dzieje pod samym twoim nosem... - Czego nie wiem? - zapyta�em, ale ju� poczu�em, �e za chwil� mnie przyszpili. - Czego-czego... - przedrze�ni� mnie. - Wiesz, �e Wrjizg by� w twoim domu? - W nasz... Zamilk�em. - Tak! Od dwu tygodni bywa u nas. Nie widzia�e�, �e Uparciuch dwa razy mia� krwotoki z nosa? Nie zauwa�y�e�, �e Panisko bol� wrzody, a Ona ma migreny? Nie zauwa�y�e�? - On ci�gle m�wi, �e nie mo�e pi� drin... - A D�ugi?! To, �e si� potkn�� na r�wnej drodze i o ma�o nie wpad� pod samoch�d?! Te� drinki? Milcza�em. - A to, �e kiedy zamkn�li Gimliego w domu to niemal wysadzi� drzwi wej�ciowych z futryny? Te� nie wiedzia�e�? - To szczeni�... - b�kn��em. - Olbrzymie, ale szcze... - Bzdura! - warkn�� i podszed� do mnie o jeden jedyny krok. - On si� tak wystraszy�, �e wyskoczy�by z dachu wie�owca i przez t� chwil� lotu by�yby szcz�liwy, �e si� uwolni� z tego koszmaru! - Czmych odwr�ci� si� zamierzaj�c odej��. Zatrzyma� si� jednak. - A to, �e trzy razy Ona kupowa�a miski dla nas, nie kojarzysz? Te miski posz�y na konto Gimliego, �e niby szczeniak by� z�y, gdy go zamykali w domu i dlatego je poci�� na strz�py, �e zemsta... Bzdura! Gimli le�a� za kanap�, a Wrjizg w tym czasie wolno i starannie szatkowa� nasze michy! - Zrobi� dwa kroki i rzuci� przez rami�: - �ycz� powodzenia i �eby Go szlag trafi�! Dwoma susami dopad� rzepaku i znikn�� w nim. Otrz�sn��em si�. Nie pomog�o mi to wcale - ten kube� zarzut�w, kt�ry wyla� na mnie Czmych nie odklei si� tak szybko, albo i wcale. Popatrzy�em na Sony i Tamark�. Pomy�la�em, �e oto jestem ja, dachowy kocur, i one dwie, jedna pi�kna, druga - wspania�a. Marzenie ka�dego kocura. Ale jako� ta sytuacja mnie nie bawi�a. - Co robimy? - zapyta�a Tamarka. Zrobi�o mi si� nagle cieplej na duszy. Nie zapyta�a: "Dok�d uciekamy?", nie o�wiadczy�a: "To ja spadam!". Popatrzy�em na Sony. Siedzia�a nieruchomo, ale nie w postawie bolej�cej. Po prostu - siedzia�a. - Dlaczego on to wszystko wie, a ja - nie? - poskar�y�em si�. Sony zachichota�a cichutko. - Ty jeste� sytym spokojnym ufnym kotem - powiedzia�a. - A on? Po trzy dni go nie ma w domu, sam m�wi�e�. A co robi w pozosta�ym czasie? Szwenda si� po okolicy i nie tylko. Sam nie m�wi, ale s�ucha i s�yszy. Widzi cia�a kot�w na torach, na jezdni, czuje �lady... My�li - zako�czy�a. - Dzi�kuj� ci - powiedzia�em z gorycz�. A potem doda�em: - Tylko �e ci wszyscy wspaniali tropiciele i m�zgowcy ju� dawno siedz� w poci�gu do K�odzka czy te� zwiali na jak�� bark� i sp�ywaj� Odr�! A ja... - omal nie paln��em czego� w rodzaju: "To ja zosta�em �eby walczy�!" - Dlatego nie uciek�am z nimi - przerwa�a mi spokojnie Sony. - Dlatego zosta�am tu, i ona te� - wolno odwr�ci�a g�ow� i popatrzy�a na Tamark�. Ta odpowiedzia�a jej spokojnym, powa�nym i pe�nym godno�ci spojrzeniem. By�a pi�kna. A Sony? Och... - Nie mamy trzeciego wyj�cia - zacytowa�a nagle Sony mnie samego sprzed p� godziny. - Musimy walczy�. - Sony?.. - j�kn��em. Tamarka wsta�a i otrz�sn�a si�, pi�kne futro zafurkota�o, od czubka g�owy do koniuszka ogona przelecia�a po nim dr��ca fala. - My, koty - powiedzia�a - od tysi�cy lat zajmujemy si� w�a�nie tym. Walk�. To my walczymy z cieniami smagaj�cymi ludzi. To my odp�dzamy z�e moce. Nie wierne psy, ufne i rozpieszczone. Na nas na�o�ono obowi�zek wspomagania ludzi. Pocz�wszy od walki z myszami i szczurami... - Odetchn�a g��boko. - Zreszt� - co tu gada�... - Seghawa Bhotren - powiedzia�a Sony. Szczeg�lnym tonem. Powia� wietrzyk. Odruchowo obejrza�em si� i nagle si� rozz�o�ci�em. - No to... - zastanowi�em si� co chcia�em powiedzie�. - Co chcia�a� powiedzie�? Sony wsta�a i wygi�a grzbiet. Tamarka te� wsta�a, podesz�a do niej i otar�a si� o jej p�owy bok. Wiatr powia� i zamar�. Zrobi�o si� ciep�o i... jako� inaczej. I ju� wiedzia�em, �e je�li powiem im, �e uciekamy, to uciekniemy. I �e zawsze b�dzie nad nami wisia� cie�. Mo�e i da si� z tym �y�, ale... - B�d�... - g�os mi si� lekko za�ama�, ale nawet si� tym nie przej��em. Jakbym m�wi� do kogo�, kto potrafi zrozumie� s�abo�� i kto nie b�dzie potem z tego szydzi�. - B�d� walczy� - doko�czy�em. - B�dzieMY! - poprawi�a mnie Sony. -... MY! - echem do��czy�a Tamarka. I doda�a nieco napuszonym tonem: - To nasz �wiat! Nasz, ludzi, ptak�w!.. Nie Seghawy Bhotreny! Usiad�em i przetar�em w�sy. Wyci�gn��em przed siebie po kolei przednie �apy i wystawi�em pazury. Co to jest przeciwko mocy Wrjizga?.. To du�o! - zbeszta�em sam siebie. Jego najwi�ksz� broni� jest brak oporu. Obezw�adniaj�cy strach. Panika. Zaraz! - Sony, Tamarka, s�ysza�y�cie o Zabbar Goi? Popatrzy�y na siebie. - Nareszcie - rzuci�a Sony. - My�la�am, �e ju� nigdy sobie nie przypomnisz o tym. Szklany Szpon! Pos�uchajcie jak to brzmi w j�zyku ludzi: Szklany Szpon! Jak uderzenie m�oteczka w szklany dzwonek! - Ale gdzie on jest? Tamarka sykn�a: - Ja wiem!.. Ale czy wiesz, �e kto si� z��czy ze Szklanym Szponem staje si� jego nosicielem do ko�ca �ycia? - Wiem... - mrukn��em. - ... i ju� nigdy nie b�dzie prowadzi� spokojnego sytego �ycia? �e musi w�drowa� i przegania�, i walczy�... - ci�gn�a jakby nie s�ysz�c mego przyznania. -... i ju� nie b�dzie spokojnie spa�, tylko drzema� czujnie? - do��czy�a Sony. - Wiem! - wrzasn��em. Obie u�miechn�y si� i popatrzy�y na siebie. Nawet gdyby w tej chwili ogarn�a mnie s�abo�� nie m�g�bym si� wycofa� - takie dwie pi�kne kotki, pi�kne charaktery, wspania�e, najlepsze!.. - Prowad�cie. Na�o�� Szklany Szpon. B�d... ziemy walczy�!.. Odzyskamy swoje domy! - My�la�em chwil�. - A potem b�dziemy odzyskiwa� je dla innych. Ruszyli�my przez rzepak. Szli�my, jak na koty, g�upio - �aw�. Z prawej Sony, z lewej - Tamarka. Nie wiem czy nie przywidzia�o mi si�, ale chyba gdzie� obok przemyka� Czmych. On po prostu nie potrafi� inaczej. Ale te� nie potrafi�... nie chcia� uciec. Mo�e ju� mia� do�� uciekania. Niewa�ne. Szli�my. I nikomu, niczemu, nie b�dzie �atwo powstrzyma� naszego bezszelestnego marszu!