3492
Szczegóły |
Tytuł |
3492 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3492 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3492 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3492 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz D�bski
Szklany Szpon
Ewie i Markowi W.
Jak zwykle wczesnym wieczorem zebrali�my si� na pod dziczk� wierzb� za
torami kolejowymi, poci�gi do Sob�tki je�dzi�y rzadko, nie przeszkadza�y,
a czasem wr�cz pomaga�y p�osz�c intruz�w. By�o ciep�o i sucho,
znajdowali�my si� niemal wi�c w komplecie - sz�stka, ale kilku brakowa�o.
Jackie le�a�a obok Fausta i co jaki� czas patrzy�a mu przeci�gle w
oczy, a ten udawa�, �e tego nie zauwa�a. Dzieciak. Purchawa spa�,
zwyczajny dla niego stan, pochrapywa� nawet, ale nikomu nie chcia�o si�
nawet sykn�� na�. Septimus opowiada� dowcip o kotach, mo�e niezupe�nie o
kotach, tylko z kotem w jakiej� tam roli, ma takie hobby, takiego konika,
albo - dok�adniej m�wi�c - takiego... ha-ha! - kota.
-... a wtedy osiemnasty rycerz podszed� do jaskini, powiedzia�: "Wyjd�
walczy�!", a z pieczary wyszed� smok i zjad� osiemnastego zab�jc� smok�w.
Wtedy kr�l obieca� c�rk�, dwie trzecie kr�lestwa, i wiele innych d�br za
zabicie potwora. Pojawi� si� na wezwanie jeden jedyny rycerz, o kt�rym
kr��y�y legendy, najznamienitszy smokob�jca, Gernald. �w Gernald zg�osi�
si� do kr�la i ruszy� na smoka. Gdy droga opustosza�a, co znaczy�o, �e na
szlaku nie ma ju� niczego, �e jest to szlak do smoka, z ��ki zesz�a sarna
i poda�a rycerzowi magiczn� tarcz�. Gernald wzi�� j� i poszed� dalej, a
wtedy z k�py krzew�w przy drodze wyszed� wilk i da� rycerzowi magiczny
sztylet, a rycerz podzi�kowa�...
�eby go! Potrafi godzinami opowiada� dowcipy, ci�gle te same, zreszt�,
dowcipy: wydaje mu si�, �e dobrze je opowiada i �e - w og�le - s� dobre.
Normalnie bym go zgasi�, ale i tak nie by�o nic lepszego do roboty, a
dobry przyw�dca grupy wie, �e nie b�dzie narzuca� swojego, nawet s�usznego
zdania, je�li grozi mu sprzeciw grupy, bo po co? Ja jestem dobrym
przyw�dc�. Niech gada.
-... poda� mu szyszak, a rycerz wzi�� magiczny szyszak i ruszy� dalej.
Gdy mija� samotny d�b, wysz�a zza niego...
Tak. Ca�e ZOO si� przewinie, a ka�dy zwierzak da rycerzowi magiczny
przedmiot. I co dalej... Jeszcze tylko godzina takiego opowiadania i sam
si� zainteresuj�. Ciekawe, co robi Tuz; skubany, ma czasem dobre pomys�y i
fart. Kilka razy zaproponowa� klawe rzeczy, na przyk�ad te ogr�dki, na
ty�ach ulicy!.. Albo wyprawa do kana��w przy porzuconym, przeznaczonym do
remontu spichrzu! Naprawd� fajnie by�o i podniecaj�co niebezpiecznie.
- Widzia� kto� Tamark�?
Jackie oderwa�a si� od wpatrywania w Fausta.
- Ja! Rano. Ale pewnie paniusia ma inne sprawy - prychn�a.
Tamarka przyby�a z Rosji. Przez d�ugi czas by�a nie do �ycia - przez
ca�y czas czeka�a, �e jej co� zrobimy, �e oka�emy si� brutalni czy g�upi.
�adne tam maj� o nas zdanie! Ale ju� si� przyzwyczai�a, a my do niej. Ma
pi�kny g�os, i opowiada takie czasem rzeczy, �e w�os si� na karku je�y! A
czasem po jej opowie�ciach oblizujemy si� z zazdro�ci�...
- No to liczymy: nie ma Tamarki, nieusprawiedliwiona. Nie ma Tuza,
Kichawy, Beryla i Hardej Kulki, ale ci wiedzieli, �e nie przyjd�.
- Nie ma Sony - mrukn�� Faust przeci�gaj�c si�.
No tak. Sony nie przychodzi od czterech dni! Podrapa�em si� po brzuchu.
- Kto� j� widzia�?
Popatrzy�em po kolei na wszystkich i wszyscy kr�cili przecz�co g�owami.
Wyjecha�a? Raczej nie, oni ledwo si� mieszcz� w swoim maluchu i kiedy
tylko si� da zostawiaj� j� pod opiek� s�siadki. Chora?
- Mo�e chora? - niecierpliwie rzuci� Septimus z�y, �e przerwano mu
opowiadanie dowcipu.
- Widzia�e� kiedy� Sony chor�?
Septimus zmarszczy� tylko nos. Po chwili zapyta�:
- No to mam sko�czy� ten kawa�, czy jak?..
- Ko�cz, ko�cz... - przyzwoli� Faust.
Chyba sobie za bardzo pozwala! Co to - rozwali� si�, pozwala si�
pie�ci�... Oj, nagrabisz ty sobie, Faust! Jeszcze okolica us�yszy tw�j
pisk.
- No to idzie rycerz, a zza d�bu wychodzi kot i pyta: "Dok�d idziesz,
rycerzu?", a rycerz na to: "Walczy� ze smokiem!". Kot da� mu magiczny
buzdygan. Podszed� rycerz do jaskini smoka. Poprawi� magiczn� zbroj�,
wydoby� magiczny miecz, os�oni� si� magiczn� tarcz�, machn�� na pr�b�
magicznym buzdyganem i krzykn��: "Wyjd� smoku i walcz!". A z jaskini
wyszed� smok i zjad� rycerza i jego magiczn� tarcz�, miecz, zbroj�,
szyszak, buzdygan, w��czni� i sztylet...
No tak, ca�y Septimus. Kapitaaalny dowcip... Z czego si� ten Faust
�mieje?
- Dobra, s�uchajcie. Powinni�my si� zebra� na najbli�szych dniach...
Ale wszyscy. Powiadomcie Tamark�, Kichaw� i Hardego, ja odwiedz� Sony.
Faust wsta� i przeci�gn�� si�. No, co by o nim nie m�wi� - kawa� byka
jest! Jackie a� pisn�a, to znaczy - nie pisn�a, ale w duchu - tak.
Odwr�ci�em si� i poszed�em do domu. Przeskoczy�em tory, jedn� nitk� i
drug�, t� na K�odzko, obie milcza�y. Na �cie�ce b�ota jak diabli, musia�em
boczkiem-boczkiem. Rozejrza�em si� i nie widz�c nikogo poszed�em na skr�ty
- ogr�d s�siad�w, nasz ogr�d, �liwa-taras i kuchnia.
Mi�o-ciep�o-syto! Popatrzy�em na kuchni�.
- Hej, zobaczcie kt�ry� czy on tam ma jedzenie?! - zawo�a�a Ona.
Uparciuch oderwa� si� od picia mleka z kartonu, odsun�� od lod�wki o
�wier� kroku i zabulgota�:
- Ma! Ma! Ale mu dam!
Najch�tniej przeni�s�by lod�wk� do swojego pokoju. Ale - w sumie - co
mnie to? Mnie nie krzywdzi, wr�cz przeciwnie - odstawi� mleko, wygarn�� z
puszki kawa� mi�cha i do�o�y� do miski. Ha! Uda�o mi si� ich u�o�y� tak,
�e wszyscy - Ona, On, D�ugi i Uparty - wszyscy trwaj� w przekonaniu, �e
nie zjem "nie�wie�ego" mi�sa! Za ka�dym razem staj� nad misk� i czekam. I
dostaj�.
Tresura czyni cuda.
W og�le ludzie to przedziwaczne istoty. �atwo wpadaj� z ciel�cy
zachwyt: "Patrzcie! Patrzcie, jak kot tr�ca te kwiatki!". M�dry kot co
jaki� czas umy�lnie podk�ada co� ludziom - a to myszk� przyniesie, a to
"�apie" s�onecznego zaj�czka, a to pogapi si� w telewizor, albo poturla
kulk�. To wystarczy, s�owo! Ludzie potem latami opowiadaj� sobie takie
rzeczy. Jeden znajomy moich ludzi (czasem mi�o pachnie czym� futrzastym,
rudym i samiczym, mmm!) s�ysza�em to z siedemna�cie razy, opowiada�:
"Siedz� sobie z wyka�aczk� w ustach, a tu przyszed� Frodo (to ja!) wszed�
mi na kolana, delikatnie wyci�gn�� szyj� i wyj�� wyka�aczk� z ust.
Rozumiecie?! A ja pu�ci�em i on zosta� z tak� g�upi� min� - cha-cha!".
Cymba�. Mi�y, ale cymba�. Po pierwsze, wyka�aczka �adnie zapachnia�a
kurczakiem, a po drugie - on ma teraz o czym gada�, a inni natychmiast
zaczynaj�: "kotek - tiu-tiu-tiu!" A ko�czy si� to klasycznym i smacznym
pytaniem: "Ma on tam co� w misce?"
Septimus chyba od ludzi nauczy� si� tyle mle� ozorem. Oni nie potrafi�
siedzie� cicho i s�ucha�. Chyba �e si� pok��c�. A tak, to... Szkoda gada�!
Ple-ple-ple:
- A wiesz, �e ta zaraza zaatakowa�a kiedy� moj� stop�? S�owo - spa�em,
wystawa�a mi noga spod ko�dry, a ten skoczy� i podrapa� mnie!
Wielkie rzeczy! W ciemno�ciach kiwa�o si� co� bia�ego, to skoczy�em!
Albo:
- Ten to si� wcale ps�w nie boi!
Albo:
- Mamo, co on ma takiego na g�owie?
Albo... A, tam!..
Skoncentrowa�em si� na misce. Whiskas, takie sobie, ale wol� to ni� te
wysuszone gluty. Ludzie czasem pr�buj� i j�cz� z zachwytu: "Tak, naprawd�
czuj� ryb�!". To czemu sami...
O, ten k�sek bardzo-bardzo!
Przysz�y psy. Zerkn��em na nie spod oka. Ma�y, Jabba, pu�ci� do mnie
oko; du�y, ten berne�ski kolos Gimli nawet nie podchodzi� bli�ej.
Najstarsza w gronie, wilczyca Agami, te� si� nie zbli�a�a do mojego
parapetu. Nie trzeba by�o d�ugo im t�umaczy� co jest czyje i dlaczego nie
wolno rusza� naszych misek. Ja, zreszt�, ichnich te� nie ruszam, ale ja to
ja. Czmych, na przyk�ad, lubi wzi�� jeden-dwa chrupki z psiej miski. Tylko
po to, �eby widzia�y, �e to robi, �eby ustawi� je tam, gdzie sobie �yczy,
by byli.
To te� nie jest w porz�dku. Ka�da istota powinna mie� sw�j k�t w �yciu.
Ale Czmych taki jest. Przesadza. Daje si� tylko pog�aska� Jej, ale kiedy
by� chory, to, g�upek, nawet J� podrapa� podczas badania. Ma szcz�cie, �e
trafi� do takiego domu, gdzie m�wi� o nim, �e jest obcy i dziki, i
toleruj�. I karmi�.
Przesada.
Objad�em si�. Po�wi�ci�em chwil� na czyszczenia futerka, potem
przymierzy�em si� do zej�cia z parapetu i nagle zesztywnia�em. Co� si� ze
mn� dzia�o, co� by�o w �arciu, co� ostrego, truj�cego, bole�nie odezwa�o
si� teraz we mnie. Us�ysza�em jak m�j ogon wali w szyb� i jak zgrzytn�y
pazury na kamieniu parapetu. Co� mnie �cisn�o i pu�ci�o, �cisn�o i...
Zwr�ci�em ca�y posi�ek.
Uparciuch poderwa� si� z krzes�a i pobieg� na g�r� po drodze
wrzeszcz�c:
- Mamo! Frodo rzyga!
- O Bo�e!..
Poderwa�a si� z fotela i podesz�a do mnie. Posprz�ta�a, a ja siedzia�em
i patrzy�em na ni�. Otru�a mnie, czy nie? Ale - nie! Na pewno - nie!
Czu�em si� ju� dobrze, zupe�nie dobrze, po prostu - zupe�nie jak przed
jedzeniem. Tylko bola�y mnie mi�nie brzucha po gwa�townym skurczu.
Odsapn��em chwil�, a potem podszed�em do miski, �eby sprawdzi� co to by�o.
- O nie! - zawo�a�a i szybko zagarn�a moj� misk�. - Ty b�dziesz si�
napycha�, a ja sprz�ta�a, co?
Jej ton wyra�nie odbiega� od sensu s��w. Przygl�da�a mi si� z
niepokojem, z do po�owy wypalonego papierosa wi�y si� i ulatywa�y chwiejne
tasiemki dymu. Szybko przeczy�ci�em pysk i miaukn��em, a potem wszed�em na
st� i otar�em si� o jej r�k�. By�o mi naprawd� g�upio, podw�jnie - raz,
�e nabrudzi�em, a dwa - to by�o wa�niejsze - �e j� podejrzewa�em.
Podrapa�a mnie za uchem. Och, lubi� to!..
- No, co Frodzisiu? Ty si� a najad�e�, a mnie zrobi�e� prezencik, co?
W�a�nie, co to by�o? Miaukn��em raz jeszcze i zeskoczy�em na pod�og�.
Wypada�o si� wywiedzie�, co jest grane. Nie lubi� takich historii. Poza
tym - rano zjad�em troch� w domu, a potem nic nie bra�em do pyska, a� do
teraz... Czyli - je�li nie �arcie w tym domu, to co? Wyjrza�em przez okno,
mo�e nadci�gaj� posi�ki - Czmych albo Lancelot? Ostrzeg� ich, sprawdz�
dok�adnie �arcie, a potem powiem, �e jeden musi zaryzykowa� i troch�
zje��. Wiadomo na kogo spadnie: Czmych i tak w razie czego nie da si�
zawie�� do lekarza, wi�c musi drugi czarny, Lancelot... Ale �adnego nie
wida�. Wyszed�em na taras i u�o�y�em si� obok �liwki, by nie mogli wr�ci�
niezauwa�eni. Chwil� potem wysz�a na taras Ona.
- Poczekaj, kocie... - podnios�a mnie i roz�o�y�a na kafelkach p�ask�
poduszk�. - Teraz si� po��. - Podrapa�a mnie po brzuchu. Nie mog�, no -
nie mog�! Od razu zaburcza�o we mnie. - No, dobry kot - powiedzia�a i
posz�a do pokoju, a ja jeszcze przez chwil� odruchowo mrucza�em, a potem
przesta�em.
U�o�y�em si� wygodnie, plama s�o�ca mi�o grza�a mi ogon.
Dziwne - zwr�ci�em ca�y posi�ek, by�em pusty jak wylizana przez psa
puszka, a nie czu�em tego. �adnego ssania, ci�gni�cia, �aknienia. Oj,
niedobrze... Nie lubi� chorowa�... Ostro�nie przeci�gn��em si� na wszelkie
mo�liwe sposoby, na bokach, brzuchu, na plecach, wyci�gn��em szyj� tak, �e
a� us�ysza�em ciche trza�ni�cie. I ciche, jak na ludzi, kroki; zerkn��em
za siebie. Sta�a i przygl�da�a mi si�. Lubi�, jak kto� si� o mnie martwi.
Ale nie nale�� do tych, co przesadzaj�, dlatego poderwa�em si�, zrobi�em
koci grzbiet i przeszed�em si� po tarasie demonstruj�c pe�n� �ywotno��.
Chyba si� uspokoi�a, wr�ci�a do pokoju.
Us�ysza�em pazury wczepiaj�ce si� w kor� �liwy. Podszed�em tam, akurat
gdy Czmych wchodzi� na taras.
- S�uchaj... - zacz��em, ale ten g�upol chcia� mnie omin��, wi�c
zastawi�em sob� drog� i pos�a�em mu takie spojrzenie, �e zwolni� i nie
patrz�c mi w oczy ustawi� si� do s�uchania. - No! - skwitowa�em jego
gotowo��. - Co� si� dzieje, nie wiem, czy w �arciu by�o co�, czy... -
majtn��em ogonem, co mia�o pokaza� niepewno��. - W ka�dym razie co� mnie
przed chwil� przenicowa�o.
- To nie �arcie! - warkn�� i - zanim si� zorientowa�em - przeskoczy�
nade mn�, po czym spokojnie wszed� do kuchni i wskoczy� na parapet, do
miski.
To jest kawa� idioty, m�wi� wam! Nie kontaktuje si� z lud�mi, nie
rozmawia z nami. Sony powiedzia�a, �e zosta� wydarty ze swego
�rodowiska... Jakie, pytam, �rodowisko?! Piwnica - �rodowisko? Kto tam
chce mieszka�??? Kurz, smr�d, myszy, trutki, stare graty... Na dodatek by�
chory, by� g�odny... Trafi�, szcz�ciarz do domu-marzenia i popisuje si�,
idiota jeden!..
K�tem oka zobaczy�em, �e wysuwaj� mi si� pazury. Och, mia�em wielk�
ochot� wskoczy� na okno i spu�ci� mu �omot, cho� - mo�e i g�upek - ale
s�aby to on nie jest. Odpu�ci�em. Przysiad�em na poduszce i zastanawia�em
si� - zje�� co� czy jeszcze po�ci�. Zdecydowa�em, �e zjem i dobrze
zrobi�em. Karma by�a w porz�dku, ale nie ob�era�em si� - zjad�em tak, dla
syto�ci i zaplanowa�em drzemk�. Akurat Uparciuch zszed� na d�, po�o�y�
si� na kanapie, przytuli�em si� do niego, a po chwili co� zacz�o mnie
drapa� po szyi... Zasn��em.
Obudzi�a mnie cisza, taka waciana, g�ucha, taka, jakbym nagle straci�
s�uch... Mi�kki nap�r ze wszystkich stron; nie wiadomo dlaczego tak jest.
Nie rusza�em si�, tylko wystartowa�em zmys�y, i koniuszek ogona. Nic.
Nie czu�em nic, nie s�ysza�em. Ale co� si� dzia�o. W�ch, s�uch...
Dotyk... No i ten zmys�, kt�rego nie maj� ludzie, ani inne zwierz... A nie
- psy maj�! Przepraszam psy!
Ale nic dalej nie czu�em. Tylko �e je�li si� doda kilka fakt�w - moja
przygoda z jedzeniem, teraz to wyczucie i mo�e jeszcze co�. Nie potrafi�em
okre�li� co mam na my�li, ale czu�em, �e co� mi umyka, a to co� jest
wa�ne.
I straszne.
Najpierw pomy�la�em, �e co� grozi rodzinie, ta my�l spowodowa�a, �e
poderwa�em si� i wskoczy�em na st�. Rozejrza�em. Nic. Ona siedzi przy
stole i co� czyta. Jego nie widz�. Ma�y �pi.
Ju� mia�em uzna� ten alarm za wytw�r fantazji, gdy us�ysza�em skowyt
Agami. Ciche, pojedyncze j�kni�cie. Ani Jabba si� nie odezwa�, ani Gimli,
ale oni maj� zmys�y niemal jak ludzie. A starsza pani - o, to jest kto�!
Nagle, jakby ten pojedynczy, nies�yszalny dla innych d�wi�k, rozerwa�
poduszk�, w jakiej si� znajdowa�em, zacz��em s�ysze� normalnie.
Zeskoczy�em ze sto�u i zacz��em si� my�.
To znaczy - mycie nie by�o takie wa�ne, ale przy okazji sprawdzi�em
siebie: w�sy, s�uch, oczy i opuszki, kt�re s� podstaw� tego jeszcze
jednego zmys�u. Potem czujny wyszed�em na taras.
Wskoczy�em na por�cz i rozejrza�em si�, pole puste, doko�a nic si� nie
dzieje. No to, w takim razie, co si� dzieje?! O! Na schorowanej wi�ni za
p�otem pojawi�a si� Sony. Wyra�nie nie skaka�a sobie po drzewach dla
przyjemno�ci. Patrzy�a na mnie i przywo�ywa�a mnie wzrokiem. Mia�a
b��kitne spojrzenie, kt�re rodzi�o ciarki na grzbietach ludzi, a mnie si�
po prostu podoba�o. Tylko, �e Sony to Syjamka, paniusia egzotyczna,
kapry�na...
No dobra, teraz mnie szuka. Zeskoczy�em i pomkn��em przez ogr�d. Ten
kaszalot Gimli ruszy� za mn�, ale czy berne�ski pastuch mo�e dogoni� kota?
�a�osny... Smyrn��em przez p�ot, warzywnik, omin��em miejsce, gdzie oni
pochowali Gandalfa. Te� berne�ski pies pasterski by�, nam�czyli si� z
przenosinami i zakopywaniem...
No, jestem przy Sony. Patrzy na mnie ch�odno. Potem m�wi co�, co
powoduje, �e niemal spadam z tej nieszcz�snej wi�ni.
- Wrjizg si� pojawi�...
Jakbym dosta� obuchem po �bie. Z jednej strony wszystko pasuje, a z
drugiej odda�bym wszystkie swoje puszki, jakie mi si� jeszcze nale�� a� do
ko�ca �ycia, bylebym m�g� powiedzie�, �e jest g�upi� histeryczk� i nie ma
racji.
Ale ma. Dlatego spazm wypchn�� ze mnie �arcie, dlatego og�uch�em na
chwil�, dlatego obudzi�em si�...
- S�yszysz? - pyta.
- S�ysz�...
- Ale nie wierzysz? - pyta, a koniuszek jej ogona wykonuje takie
napi�te chlast wte - chlast wewte!
Milcz�. To najlepszy spos�b, �eby wyj�� z kogo�, co ma na w�trobie.
Niech si� wygada, sam poda argumenty za i przeciw.
- Pami�tasz kiedy tu by� ostatnio?
Milcz�.
- Cztery lata temu. Przypomnij sobie co si� dzia�o. Pi�� kot�w zgin�o,
a po�owa ludzkiej ulicy wyl�dowa�a w szpitalach... I nie tylko - doda�a.
Nie odzywam si�.
- Powiniene� to dobrze wiedzie� - rzuca tonem, jakby mia�a do mnie
jakie� pretensje. Pewnie ma - milcz� konsekwentnie. - To wtedy Agami
przesta�a korzysta� z domu, wiesz dlaczego... Wiesz czy nie? - Prychn�a.
- Bo woli spotka� si� z Wrjizgiem na ulicy, nie wpu�ci� go do domu, ju�
tam go podj��, gdyby zamierzy� si� na jej dziedzin�.
- To twoje przypuszczenia - mrucz� cicho i bez przekonania.
- No to sam j� zapytaj, dlaczego w dzie� i w nocy, latem i w zimie, nie
daje si� zap�dzi� do domu?!
Patrz� na Sony i milcz�. Co tu mo�na powiedzie�? Wszak wiem, �e ma
racj�, a ja tylko udawa�em przed sob�, �e ten stary wilczur ma po prostu
jakie� fobie i fumy.
- A mo�e nie wiesz, dlaczego zdech� ten olbrzymi Gandalf?
Poderwa�em si� i musia�em wbi� pazury w ga���, �eby nie spa��.
- Po prostu p�k�o mu serce!
- Takiemu du�emu psu? - rzuci�a szyderczym tonem Sony. - Tak po prostu?
- Przysun�a si� do mnie. - Ja ci powiem: on by� wystraszony przez
Wrjizga, kiedy by� malutki. Tak-tak! On go wystraszy� na �mier�, i Gandalf
�y� w nieustannym l�ku, niemal histerii. Wszyscy m�wili: taki du�y, a taki
tch�rz! Sam opowiada�e�!..
Tak by�o...
- A tymczasem Gandalf przez ca�y czas czu� go przy sobie. Wrjizg jakim�
sposobem potrafi� uczepi� si� Gandalfa. I wyko�czy� go! Wyobra�asz sobie
jak si� ten pies m�czy� - ca�e �ycie prze�y� z widmem Wrjizga obok
siebie!..
- Ale sk�d...
Zamkn��em si�. Zobaczy�em przed oczami Czmycha, jak rzuca pogardliwe:
"To nie �arcie!". On te� ju� wiedzia�! Na M� Kit�! Wszyscy poza mn�
wiedz�?! Dlaczego? Sk�d?! Dlaczego ja nie wiem?
- Sony - powiedzia�em. - Chod�my st�d, to po pierwsze. Po drugie, sk�d
to wszystko wiesz? Po trzecie, kto jeszcze wie...
- Nie mo�emy nigdzie spotka� Tuza i Beryla - przerwa�a mi
bezceremonialnie.
Odczeka�em a� sier�� na karku u�o�y mi si� z powrotem. Zeskoczy�em z
wi�ni i poczeka�em na ni�. Razem, mi�dzy wysokimi pokrzywami, maj�c nad
g�owami ko�uj�ce i brz�cz�ce z zachwytem owady powlekli�my si�... No,
gdzie si� mogli�my powlec? Pod dziczk�.
Nie by�o tam nikogo.
Rozgl�da�em si� usilnie, jakbym m�g� przeoczy� siedz�cego pod wierzb�
kota.
- Nie kr�� tak g�ow� - ich nie ma - powiedzia�a Sony. - Kiedy
powiedzia�am Faustowi od razu wida� by�o, �e da st�d nog� a� si� b�dzie
kurzy�.
Podszed�em do wierzby i najpierw waln��em w ni� �ap� a� si� -
przysi�gam - zatrz�s�a, a potem trysn��em jak mog�em najbardziej
pogardliwie spod ogona na pie�.
Popatrzy�em uwa�nie na Sony. Inaczej. Arystokratka, kt�ra przegra�a
sw�j pierwszy pobyt na wystawie, a przy drugiej pr�bie urz�dzi�a taki
cyrk, �e pa�stwo dali sobie spok�j. Zimna Azjatka, pachn�ca inaczej, z
lekk� domieszk� czego� nieokre�lonego, co podoba�o si� jednym, drugim nie.
Mnie - tak.
- Sk�d w og�le wiesz?.. - wykrztusi�em w ko�cu.
- Widzia�am Hardego na ulicy...
- Czy to on ci powiedzia�?
Rzuci�a mi dziwne spojrzenie swych niebieskich oczu.
- Tak. Ca�ym sob�. Le�y rozsmarowany na jezdni.
Wiedzia�em! Czu�em. Ale i tak zimny powiew zmierzwi� mi w�osy od ogona
do karku, w tym w�a�nie kierunku.
- On... - b�kn��em. - On...
- On by� bardzo ostro�ny - rzuci�a bezlitosna Sony. - Nie ma takiego
samochodu i nie urodzi� si� taki kierowca, kt�ry zdo�a�by potr�ci�
Hardego. - Zamilk�a na chwil�, a potem doko�czy�a, jakby chcia�a wyczerpa�
ten temat: - Siedzia� na drzewie tyle czasu ile trzeba by�o, �eby na
horyzoncie nie by�o nawet roweru, dopiero potem przechodzi� ulic�.
- Wiem...
- Nie ma te� nigdzie Kichawy - doda�a Sony.
- Musz� sprawd... - zobaczy�em pe�en pogardy wzrok Sony i zamilk�em.
Jasne - nie sprawdziwszy nie wdawa�aby si� ze mn� w dyskusje. - Co mo�emy
zrobi�? Masz pomys�?
- Mo�emy uciec. Jak Septimus i Purchawa, i reszta. Mo�emy walczy�.
Mo�emy da� si� zabi�. W pierwszym i trzecim przypadku Wrjizg dobierze si�
potem do ludzi. Najpierw za�atwia koty, potem choruj� psy, a potem
zaczynaj� umiera� ludzie.
- Przesta�!
Rozejrza�em si� doko�a. Nic - puste faluj�ce rzepakiem pole. Park,
pobrz�kuj�ce szyny.
- Seghawa Bhotren... - odezwa�a si� Sony w obcym j�zyku.
- Co?
- Wrjizg... Nazywa si� u nas Seghawa Bhotren - wyja�ni�a. - Znamy go
lepiej ni� tu. Tu pojawia si� wtedy, kiedy nie mo�e niczego zrobi� gdzie
indziej. Wtedy jest w�ciek�y i nie ma lito�ci.
- Dobra, mo�emy tak gada� do �m... �mierzchu... - wykr�ci�em si�
nieudolnie od wypowiedzenia s�owa "�mier�". - Mo�e um�wmy si� za godzin�,
co? Przelecimy si� po Jagodnie, zobaczymy kto jeszcze nie uciek�?.. Za
godzin�?
Odwr�ci�a si� i po kilku krokach znikn�a w krzakach. Zgrabna,
ma�om�wna, skuteczna... Gdyby by�a kocurem przewodzi�aby kilku domenom! Na
pewno! Zawodowiec. Wszystkie syjamy to maszyny. Maszyny do walki, maszyny
do wystawiania, do mi�o�ci.
Dopad�em pnia wierzby i trzepn��em we� kilka razy - gdyby nadszed�
kto�, powinien zrozumie�, �e ��dam zebrania... Pogoni�em do Tamarki, po
drodze wst�pi�em do domu Jackie. Nigdzie jej nie by�o, Tamarki te� nie
widzia�em. Dopiero gdy z�y wrzasn��em z ca�ej si�y, z piwnicy wylaz�a
ostro�nie rozgl�daj�ca si�, dygoc�ca kotka. A na ganek wysz�o to babsko,
kt�re mieni�o si� jej pani� i widz�c mnie chwyci�a �cierk� i machn�a ni�
w powietrzu.
- Kysz! Choll-era jasna! Won st�d, amorozo ze �mietnika! Tamasia! Do
domu, zarazo! Przynie� mi b�kart�w, to nakarmi� nimi tego kundla
s�siad�w!..
Przez chwil� mia�em ochot� podej�� do niej i chlasn�� pazurami po
go�ych nogach, ale w ko�cu rozs�dek przewa�y�. Niepotrzebna nam by�a
krucjata tego jej �ysego m�a. Uda�em, �e si� wystraszy�em �cierki i
zwia�em w krzaki. Chwil� potem podesz�a pod nie Tamarka.
- Chod�, musimy pogada� - powiedzia�em.
- Ja... Ja... Ja... nie chc� nigdzie... - wymamrota�a stoj�c w pe�nej
napi�cia postawie.
- Mo�esz sobie nie chcie� - powiedzia�em umy�lnie okrutnie. - Je�li ON
przyszed� to �adna szafka ci nie pomo�e! �adna klatka i piwnica! �adne
drzewo. - Dopiero teraz si� rozdygota�a! Zachwia�a si� na nogach. - Nie
mamy wyj�cia - ucieczka, gdzie oczy ponios�, albo...
- Nie chc� ju� ucieka�... - szepn�a. - My�lisz, �e to wyj�cie? Na
ko�cu drogi zawsze znajdzie si� inne nieszcz�cie...
- Dlatego musimy pogada�. Wszyscy. Chod�!
Posz�a za mn�, ale widzia�em - w tej chwili jest tak przestraszona, �e
ucieknie przed byle ratlerkiem. I to kto? Kotka, kt�ra przyw�drowa�a na
w�asnych nogach spod Charkowa, a to podobno daleko!
Stara�em si� i�� tak, by oddziela� j� od potencjalnie niebezpiecznych
miejsc. W miar� spaceru napi�cie opada�o, Tamarka nawet wskoczy�a w pewnej
chwili na p�ot i rozejrza�a si� po okolicy. To lubi�! Przejrzeli�my
ulubione kryj�wki niemal wszystkich kot�w dzielnicy, ale wszystkie by�y
puste i zimne. Ju� chocia�by to powinno da� do my�lenia. Ale nie my�la�em,
wstrz��ni�ty tch�rzostwem braci. Chcia�em powiedzie� do Tamarki co� w
stylu: "�wiat schodzi na psy!", ale zdecydowa�em, �e dzi� takie zabawy
s�owne nie odnios� skutku. Poza tym... Psy...
One te� cierpi� z powodu... tego... Wrjizga...
Gandalfowi p�k�o serce, Agami od lat sypia na ulicy... Innymi psami nie
interesowa�em si�, ale nasz dom i nasze psy nie s� wyj�tkami... Na pewno
gdzie� s� takie psy, kt�re s� obsztorcowywane albo i karane przez
w�a�cicieli, kt�rzy nie rozumiej�, �e dziwne zachowanie pupila nie
�wiadczy o jego g�upocie, ale o tym, �e psiak pilnuje domu przed...
Tamarka wysforowa�a si� przede mnie i wyjrza�a ostro�nie za r�g, potem
machn�a spokojnie ogonem i poszli�my polami pod wierzb�.
Nikogo nie by�o. Usiad�em na korzeniu, co pozwoli�o mi obserwowa�
okolic�. Milczeli�my. Mo�na by�o rozmawia� tylko o Wrogu, a o tym, akurat,
nie chcia�em; inne b�ahe tematy nie wchodzi�y w gr�. Tamarka podesz�a pod
pie� i przeci�gn�a po nim pazurami, uspokoi�a si� troch�. Otrz�sn�a. Nie
wytrzyma�em i zapyta�em:
- Spotyka�a� si� z Nim, tam u siebie?
Popatrzy�a na mnie tak, �e odechcia�o mi si� innych pyta�. Jasne, kto
w�druje przez jedn� trzeci� swego �ycia, z dobrej woli?!
Poruszy� si� �an rzepaku, przygotowa�em si� na... Przygotowa�em si�.
Z �anu wynurzy� si� Czmych, czyli Czarny, czyli Obcy, jak go nazywano u
nas. Podszed� bli�ej i obrzuci� nas ponurym nieufnym spojrzeniem. Ale
przyszed�!
- Widzia�e� Lancelota? - zapyta�em.
- Akurat! - prychn�� pogardliwie. - Uciek� poci�giem... - Obejrza� si�
na tory.
Lancelot?! To gnida! Przyniesiony do domu kompletnie zafajda� im
�azienk�, a� go nazwali Lancelot Spod Wanny, potem niemal wyci�gn��
kopyta, leczyli, chuchali-dmuchali... Odwdzi�czy� si�, kanalia!
Po raz pierwszy w �yciu po�a�owa�em, �e koty niepotrafi� jak ludzie
spluwa� z pogard�. Owszem, przykucn��em i sikn��em obel�ywie. Ale plucie
jest lepsze.
Co� mi przysz�o do g�owy i nie czekaj�c na Sony zapyta�em:
- Oboje wygl�dacie na takich, co troch� o Nim wiedz�... - Nie usz�y mej
uwadze szybkie spojrzenia, jakie Tamarka i Czmych wymienili. - Wi�c
opowiedzcie, co wiecie... Mo�e On te� przyjecha� poci�giem?
Czmych popatrzy� na mnie i nagle pogardliwie parskn��:
- Wrjizg? Poci�giem? Po tym pytaniu mam jeszcze wi�ksz� ochot� zwia�
st�d, gdzie oczy ponios�!
Odezwali�my si� z Tamark� jednocze�nie:
- No to wiej! - To ja.
- Przed nim nie mo�na uciec... - Ona.
Sapa�em chwil� zdenerwowany, potem zobaczy�em przeskakuj�c� tory Sony i
poczeka�em a� si� zbli�y.
- Nie ma nikogo i nigdzie - powiedzia�a.
Usiad�a i znieruchomia�a. Przypomnia�em sobie o Czmychu.
- Skoro tak du�o o nim wiesz, to dlaczego nie pr�bujesz....
- Na pewno nie! - wrzasn�� i poderwa� si� by odej��.
- Tch�rz! - sykn��em.
Zatrzyma� si� i chwil� patrzy� na mnie.
- G�upi ty - powiedzia� w ko�cu niemal spokojnie. - Szwendasz si� po
okolicy, zadowolony z siebie i ciep�ego powietrza. A nie wiesz, co si�
dzieje pod samym twoim nosem...
- Czego nie wiem? - zapyta�em, ale ju� poczu�em, �e za chwil� mnie
przyszpili.
- Czego-czego... - przedrze�ni� mnie. - Wiesz, �e Wrjizg by� w twoim
domu?
- W nasz...
Zamilk�em.
- Tak! Od dwu tygodni bywa u nas. Nie widzia�e�, �e Uparciuch dwa razy
mia� krwotoki z nosa? Nie zauwa�y�e�, �e Panisko bol� wrzody, a Ona ma
migreny? Nie zauwa�y�e�?
- On ci�gle m�wi, �e nie mo�e pi� drin...
- A D�ugi?! To, �e si� potkn�� na r�wnej drodze i o ma�o nie wpad� pod
samoch�d?! Te� drinki?
Milcza�em.
- A to, �e kiedy zamkn�li Gimliego w domu to niemal wysadzi� drzwi
wej�ciowych z futryny? Te� nie wiedzia�e�?
- To szczeni�... - b�kn��em. - Olbrzymie, ale szcze...
- Bzdura! - warkn�� i podszed� do mnie o jeden jedyny krok. - On si�
tak wystraszy�, �e wyskoczy�by z dachu wie�owca i przez t� chwil� lotu
by�yby szcz�liwy, �e si� uwolni� z tego koszmaru! - Czmych odwr�ci� si�
zamierzaj�c odej��. Zatrzyma� si� jednak. - A to, �e trzy razy Ona
kupowa�a miski dla nas, nie kojarzysz? Te miski posz�y na konto Gimliego,
�e niby szczeniak by� z�y, gdy go zamykali w domu i dlatego je poci�� na
strz�py, �e zemsta... Bzdura! Gimli le�a� za kanap�, a Wrjizg w tym czasie
wolno i starannie szatkowa� nasze michy! - Zrobi� dwa kroki i rzuci� przez
rami�: - �ycz� powodzenia i �eby Go szlag trafi�!
Dwoma susami dopad� rzepaku i znikn�� w nim.
Otrz�sn��em si�. Nie pomog�o mi to wcale - ten kube� zarzut�w, kt�ry
wyla� na mnie Czmych nie odklei si� tak szybko, albo i wcale. Popatrzy�em
na Sony i Tamark�. Pomy�la�em, �e oto jestem ja, dachowy kocur, i one
dwie, jedna pi�kna, druga - wspania�a. Marzenie ka�dego kocura. Ale jako�
ta sytuacja mnie nie bawi�a.
- Co robimy? - zapyta�a Tamarka.
Zrobi�o mi si� nagle cieplej na duszy. Nie zapyta�a: "Dok�d uciekamy?",
nie o�wiadczy�a: "To ja spadam!". Popatrzy�em na Sony. Siedzia�a
nieruchomo, ale nie w postawie bolej�cej. Po prostu - siedzia�a.
- Dlaczego on to wszystko wie, a ja - nie? - poskar�y�em si�.
Sony zachichota�a cichutko.
- Ty jeste� sytym spokojnym ufnym kotem - powiedzia�a. - A on? Po trzy
dni go nie ma w domu, sam m�wi�e�. A co robi w pozosta�ym czasie? Szwenda
si� po okolicy i nie tylko. Sam nie m�wi, ale s�ucha i s�yszy. Widzi cia�a
kot�w na torach, na jezdni, czuje �lady... My�li - zako�czy�a.
- Dzi�kuj� ci - powiedzia�em z gorycz�. A potem doda�em: - Tylko �e ci
wszyscy wspaniali tropiciele i m�zgowcy ju� dawno siedz� w poci�gu do
K�odzka czy te� zwiali na jak�� bark� i sp�ywaj� Odr�! A ja... - omal nie
paln��em czego� w rodzaju: "To ja zosta�em �eby walczy�!"
- Dlatego nie uciek�am z nimi - przerwa�a mi spokojnie Sony. - Dlatego
zosta�am tu, i ona te� - wolno odwr�ci�a g�ow� i popatrzy�a na Tamark�.
Ta odpowiedzia�a jej spokojnym, powa�nym i pe�nym godno�ci spojrzeniem.
By�a pi�kna. A Sony? Och...
- Nie mamy trzeciego wyj�cia - zacytowa�a nagle Sony mnie samego sprzed
p� godziny. - Musimy walczy�.
- Sony?.. - j�kn��em.
Tamarka wsta�a i otrz�sn�a si�, pi�kne futro zafurkota�o, od czubka
g�owy do koniuszka ogona przelecia�a po nim dr��ca fala.
- My, koty - powiedzia�a - od tysi�cy lat zajmujemy si� w�a�nie tym.
Walk�. To my walczymy z cieniami smagaj�cymi ludzi. To my odp�dzamy z�e
moce. Nie wierne psy, ufne i rozpieszczone. Na nas na�o�ono obowi�zek
wspomagania ludzi. Pocz�wszy od walki z myszami i szczurami... -
Odetchn�a g��boko. - Zreszt� - co tu gada�...
- Seghawa Bhotren - powiedzia�a Sony. Szczeg�lnym tonem.
Powia� wietrzyk. Odruchowo obejrza�em si� i nagle si� rozz�o�ci�em.
- No to... - zastanowi�em si� co chcia�em powiedzie�. - Co chcia�a�
powiedzie�?
Sony wsta�a i wygi�a grzbiet. Tamarka te� wsta�a, podesz�a do niej i
otar�a si� o jej p�owy bok. Wiatr powia� i zamar�. Zrobi�o si� ciep�o i...
jako� inaczej. I ju� wiedzia�em, �e je�li powiem im, �e uciekamy, to
uciekniemy. I �e zawsze b�dzie nad nami wisia� cie�. Mo�e i da si� z tym
�y�, ale...
- B�d�... - g�os mi si� lekko za�ama�, ale nawet si� tym nie przej��em.
Jakbym m�wi� do kogo�, kto potrafi zrozumie� s�abo�� i kto nie b�dzie
potem z tego szydzi�. - B�d� walczy� - doko�czy�em.
- B�dzieMY! - poprawi�a mnie Sony.
-... MY! - echem do��czy�a Tamarka. I doda�a nieco napuszonym tonem: -
To nasz �wiat! Nasz, ludzi, ptak�w!.. Nie Seghawy Bhotreny!
Usiad�em i przetar�em w�sy. Wyci�gn��em przed siebie po kolei przednie
�apy i wystawi�em pazury. Co to jest przeciwko mocy Wrjizga?.. To du�o! -
zbeszta�em sam siebie. Jego najwi�ksz� broni� jest brak oporu.
Obezw�adniaj�cy strach. Panika. Zaraz!
- Sony, Tamarka, s�ysza�y�cie o Zabbar Goi?
Popatrzy�y na siebie.
- Nareszcie - rzuci�a Sony. - My�la�am, �e ju� nigdy sobie nie
przypomnisz o tym. Szklany Szpon! Pos�uchajcie jak to brzmi w j�zyku
ludzi: Szklany Szpon! Jak uderzenie m�oteczka w szklany dzwonek!
- Ale gdzie on jest?
Tamarka sykn�a: - Ja wiem!.. Ale czy wiesz, �e kto si� z��czy ze
Szklanym Szponem staje si� jego nosicielem do ko�ca �ycia?
- Wiem... - mrukn��em.
- ... i ju� nigdy nie b�dzie prowadzi� spokojnego sytego �ycia? �e musi
w�drowa� i przegania�, i walczy�... - ci�gn�a jakby nie s�ysz�c mego
przyznania.
-... i ju� nie b�dzie spokojnie spa�, tylko drzema� czujnie? -
do��czy�a Sony.
- Wiem! - wrzasn��em.
Obie u�miechn�y si� i popatrzy�y na siebie. Nawet gdyby w tej chwili
ogarn�a mnie s�abo�� nie m�g�bym si� wycofa� - takie dwie pi�kne kotki,
pi�kne charaktery, wspania�e, najlepsze!..
- Prowad�cie. Na�o�� Szklany Szpon. B�d... ziemy walczy�!.. Odzyskamy
swoje domy! - My�la�em chwil�. - A potem b�dziemy odzyskiwa� je dla
innych.
Ruszyli�my przez rzepak. Szli�my, jak na koty, g�upio - �aw�. Z prawej
Sony, z lewej - Tamarka.
Nie wiem czy nie przywidzia�o mi si�, ale chyba gdzie� obok przemyka�
Czmych. On po prostu nie potrafi� inaczej. Ale te� nie potrafi�... nie
chcia� uciec. Mo�e ju� mia� do�� uciekania. Niewa�ne.
Szli�my.
I nikomu, niczemu, nie b�dzie �atwo powstrzyma� naszego bezszelestnego
marszu!