4550
Szczegóły |
Tytuł |
4550 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4550 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4550 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4550 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marcin Wolski - Konfrontacja
- Tragedia �Nimfy 8"
- Matryca
- Ludzie-Ryby
- Przezorno��
- Masa krytyczna
- Eksponat
- Przest�pstwo i wyrok
- Wariant autorski
- Mam pro�b�, Jack...
- Trzecia planeta
Konfrontacja
Zielony ucieka�. Wolno, niezdarnie jak kura podrywa� si� i �opoc�c kr�tkimi skrzyde�kami przeskakiwa� z dachu na dach, z p�otu na p�ot, umykaj�c rozwrzeszczanej t�uszczy, zbrojnej w bosaki i wid�y. Parokrotnie zagrzechota� niecelny wystrza� z dubelt�wki.
Kosmita przeklina� pechow� awari�, kt�ra kaza�a mu wyj�� z sz�stego wymiaru i usi��� wirolotem na zaoranym polu, przeklina� te� ci��enie ziemskie parokrotnie wi�ksze od panuj�cego na planecie Zeu. By� ju� zm�czony. Co jaki� czas przysiada� na s�upie trakcyjnym i trzymaj�c si� jedn� par� chwytni, drug� czyni� przyjazne gesty wobec t�umu. M�wi� nie m�g�, bo cho� rozumia� prymitywny dialekt ziemski, jego w�asne organy d�wi�kowe emitowa�y w pa�mie nie odbieranym przez tubylc�w. Na przestrojenie brakowa�o czasu.
Par� razy wymachiwa� urwan�, zielon� ga��zk�, kt�ra wed�ug wszelkich znanych mu opracowa� stanowi� mia�a na niego�cinnej planecie znak pokoju. Na pr�no. Zawsze po paru minutach obok s�upa pojawia�y si� drabiny, na drabinach za� jurni osobnicy, a ka�dy tylko marzy�, by-mimo obrzydzenia-schwyta� ziele�ca, kt�ry przy swych dziecinnych rozmiarach i l�kliwym charakterze wydawa� si� �atwym �upem.
Co rusz �wista�y kamienie, przed kt�rymi jednak udawa�o mu si� uchyla�.
- Zabi� t� lataj�c� �ab�! - wrzeszcza�a ci�ba. Zielony zastanawia� si�, dlaczego. Od chwili swego wyl�dowania nie uczyni� tubylcom niczego'z�ego, pobra� troch� wody i pr�bek gruntu, niepostrze�enie prowadzi� obserwacje budz�cych si� wie�niak�w i ich dobytku, przy czym zawstydzi� si� sw� niewiedz�, gdy przygl�daj�c si� udojowi wzi�� krow� za osob� intelektualnie stoj�c� wy�ej od dojarki... Dopiero gdy mg�a si� podnios�a i ten siwy wyszed� za stodo�� upu�ci� odrobin� cieczy z osobistej ch�odnicy, kosmita wychyli� si� zza w�g�a. I sta�o si�. Ch�op wrzasn�� nieludzko i rzuci� si� do ucieczki. Wie� o�y�a w mgnieniu oka. Wybiegli nawet ci m�odzi ze stryszka, obsypani sianem, w kt�rym, wed�ug mniema� zielonego, dokonywali wyr�wnywania w�asnego bilansu energetycznego.
- Zabi� t� lataj�c� �ab�!
Ca�e szcz�cie, �e uda�o mu si� przerwa� ��czno�� tej osady 'z reszt� �wiata, przybycie posi�k�w, a zw�aszcza wojska, przes�dzi�oby spraw�. Zn�w poderwa� si�, jak lataj�ca wiewi�rka przeszybowa� ponad stawem i opad� na miedzy.
Od lasu dzieli�o go najwy�ej pi��set metr�w. Pocz�� biec z pr�dko�ci�, na jak� tylko pozwala�y mu jego kr�tkie, cherlawe n�ki, przystosowane do spacerowania rzadko i w zgol� innych warunkach grawitacyjnych. ,,W zielonym poszyciu b�d� mia� wi�ksze szans�"-my�la�.
- Mamy ci�!-Tu� przed uciekinierem wyros�y trzy ros�e postacie wiejskich osi�k�w. Z najwi�kszym trudem wystartowa� pionowo, przeskoczy� prze�ladowc�w, kt�rych �apy omal nie dotkn�y jego drygiew, i wyl�dowa� w k�pie krzak�w. Zabola�o. Kolce przenik�y przez delikatn� struktur� zewn�trzn�. Chwil� le�a� dysz�c ryjkiem przetwornika, p�niej spr�bowa� si� podnie��.
- Na Ob�ok Magellana - co to? Sil� upadku sprawi�a, �e wklinowal si� mi�dzy ga��zie. Szarpn�� si� raz, drugi. Tymczasem nagonka by�a coraz bli�ej, przez magm� wrzawy przebija�y g�o�niejsze wykrzykniki, warkot motoru i ujadanie ps�w. Ogarn�� go strach.
Nie, nie ba� si� o siebie, jako penetrator galaktycznych rubie�y mia� ryzyko wpisane w zaw�d. Ba� si� o nich. A sytuacja stawa�a si� gro�na. Wiedzia�, �e w momencie pojmania lub dotkni�cia niezale�nie od jego woli zadzia�a energetyczne ��d�o.
Jak wiele z istot z gatunku zawodowych zwiadowc�w, posiada� w organizmie mocny �adunek dezintegracyjny. �adunek, kt�ry go unicestwia�, uniemo�liwiaj�c dostanie si� w r�ce obcych. �adunek �w wystarcza� te� na zniszczenie przeciwnika. W dzisiejszym przypadku przesta�aby istnie� nie tylko ca�a osada, ale olbrzymia po�a� planety. Na obszarach wy�ej rozwini�tego kosmosu nikomu nie przysz�oby do g�owy �apa� penetratora. Zreszt� po co? �adnego zagro�enia nie stanowi�, zajmowa� si� wy��cznie badaniami naukowymi; tote�.ze swym �adunkiem m�g� czu� si� bezpiecznie jak szersze� lub (troch� z innych powod�w) skunks.
- Jest w tych krzakach! Nie ucieknie, skubaniec!
Co za pech. Po tylu parsekach natkn�� si� akurat na
zesp� jednostek tak nie u�wiadomionych, prymitywnych
i nieskorych do dialogu.
�Gdybym jeszcze m�g� si� z nimi jako� porozumie�.
U�wiadomi� gro��ce niebezpiecze�stwo! Nie m�wi�c
o innych korzy�ciach ze spotkania. Ilu� po�ytecznych
rzeczy m�g�bym nauczy� tych biedak�w z epoki stali
surowej..."
Prze�ladowcy znajdowali si� tu�-tu�.
- Tam Jest! W tych krzakach! Przynie�cie siekiery! Chaotycznie pr�bowa� innych cz�stotliwo�ci d�wi�k�w.
Czu} b�l w emitorach.
- Konfrontacja nie, konfrontacja nie! - zapiszcza�.
- S�yszycie, grozi nam, bydlak!-zahucza� jaki� bas.
Kosmita umilk�. Przez futera� m�zgowy przelatywa�y mu
najrozmaitsze pomys�y. Unicestwienie kilku napastnik�w
rozsierdzi�oby reszt�. Zreszt�, chocia� m�g�, nie potrafi�by
zmusi� si� do zabijania, nawet w samoobronie. Z kolei jego
gesty przyjazne zapewne by�yby poczytywane za s�abo��.
Widzia� ich przez listowie. Twarze nabieg�e krwi�, oczy
b�yszcz�ce podnieceniem. Co� takiego nie zdarzy�o si� we
wsi od ostatniej wojny. Wtem wrzawa umilk�a. Czyj�
spokojny g�os zapanowa� nad t�umem. Zielony wysun�� na
zewn�trz drygiew, w�osowaty organ, kt�ry mia� na ko�cu
czujnik wzrokowy. M�wi�cym by� m�czyzna w czerni.
Musia� mie� dziwn� w�adz� nad ci�b�, bo s�uchali go
potulnie, a r�ce z broni� poopada�y. M�czyzna by� nie
uzbrojony.
�Mo�e czarownik?"
Mi�kki g�os t�umaczy�, �e lataj�cy stw�r jest niew�tpliwie
stworzeniem bo�ym, zachowuje si� przyja�nie, a naukowcy
ze stolicy niew�tpliwie du�o zap�ac�, je�li zachowa si� go
w stanie nieuszkodzonym.
Szczeg�lnie ostatni argument podzia�a� pacyfikuj�ce.
Tymczasem Kosmita uwolni� wreszcie zaklinowany tu��w
i wygramoli� si� z krzak�w.
�Mo�e na razie nic mi nie zrobi�?"
Uda�o mu si� wreszcie zmodyfikowa� pasmo nadawcze.
Wygdaka� piskliwie:
- Jestem przyjacielem, jestem przyjacielem.
Patrzy� na t�um zgromadzony ciasnym kr�giem, t�um
patrzy� na niego. Jaki� facet w mundurze rozdziawi�
szczerbaty otw�r g�bowy. Zachichota�a zar�owiona
samiczka ludzka. Kto� od�o�y� �om i pobieg� po aparat
fotograficzny. G�r� bra�a ciekawo�� i �yczliwo��. Zapewne
nienawi�� chodzi�a zwykle w tej krainie w parze
z niewiedz�.
Zielony rozlu�ni� si� do tego stopnia, �e nie zauwa�y�
w por�, jak przepe�niony �yczliwo�ci� cz�eczyna w gaciach
i p�ko�uszku podbiegi do niego z szerokim u�miechem
i przyjacielsko klepn�� w ple ..................
Tragedia �Nimfy 8"
Zaryglowa� drzwi, sprawdzi� klap� w�azu remontowego. Zabezpieczona! Jeszcze raz rozejrza� si� po kabinie. By� sam. Powoli krew nap�yn�a do pobiela�ej twarzy. Opu�ci� kr�tkomiot. Z korytarza nie dolatywa� �aden odg�os. Zreszt� kto mia� si� odzywa�? Zosta�o przecie� tylko ich dw�ch. On i morderca. I jeszcze tylko stygn�ce cia�o Jacqueline na drugim poziomie, zniekszta�cona grymasem twarz, poczernia�e r�ce, kt�rymi w ostatniej chwili usi�owa�a zapewne zas�oni� si� przed ciosem. Usiad� na koi nie spuszczaj�c oczu z drzwi. Chyba na razie by� bezpieczny. Na ekranie odbiornika widzia� ca�y dystans dziesi�ciometrowego korytarza, kt�rym mog�a nadej�� �mier�. Nie nadchodzi�a. Przez chwil� rozwa�a� inne zagro�enia: odci�cie dop�ywu tlenu lub wy��czenie ogrzewania. Nie, Rod nie m�g� tego zrobi� wbrew Automatycznemu Dyspozytorowi - a komputer wyposa�ony w potr�jne zabezpieczenia lojalno�ciowe nie sta�by si� przecie� wsp�lnikiem mordercy. - Pr�dko mnie nie dopadnie!
Niestety czasu pozosta�o jeszcze sporo. �Nimfa 8" wesz�a wprawdzie w przestrze� Uk�adu S�onecznego, ale od Ziemi dzieli�o j� wiele tygodni lotu. Dopiero przed kilkoma dniami zosta�y uruchomione silniki konwencjonalne... Co zamierza Rod? Jeszcze wczoraj, kiedy by�a ich tr�jka, obaj m�czy�ni podejrzewali Jacqueline. Nie, nie dlatego, �eby darzyli dziewczyn� szczeg�ln� antypati�, ale od chwili �mierci Levkovica sta�o si� jasne, �e morderc� systematycznie likwiduj�cym za�og� statku musi by� kto� z ich tr�jki. Siebie wykluczali. Znali si� przecie� tyle lat... Wsp�lne studia, podr�e. Zosta�a Jacky. Ale teraz... Cholera! Czy�by Rod oszala�? A mo�e nie pracowa� ju� dhi P�nocnoziemskiej Centrali Lot�w Badawczych, tylko flirtowa� z wojownicz� Federacj� Po�udnia, od dawna aspiruj�c� do poszerzenia swych wp�yw�w w kosmosie? Niemo�liwe! Ojciec Roda zgin�� z r�ki Po�udniowc�w podczas walk o baz� ksi�ycow� przed Wielkim Rozejmem. �eby tak jeszcze m�c nawi�za� ��czno��! Niestety, aparatura zosta�a uszkodzona, w��cznie z centrum remontowym, a jedyny, kt�ry si� na niej zna�, p�owow�osy OlofJohannssen, nie �y� od trzech dni. '
Obraz na odbiorniku uleg� zm�ceniu. D�o� kosmonauty �cisn�a silniej uchwyt kr�tkomiota.
- Brian!-ekran wype�ni�a twarz Roda Millera. Jasna, otwarta twarz kapitana statku. - Brian, dlaczego nie odzywasz si�? Nie mog� po��czy� si� z Jacky. Cynizm? A mo�e jeszcze nie wie, �e Brian ju� odnalaz� zw�oki. W�wczas by�aby jaka� szansa. 0'Neil postanowi� zagra� wariata.
- Straci�em j� z oczu, kiedy posz�a sprawdzi�, jakie s� mo�liwo�ci uruchomienia radiostacji kr�tkodystansowej. Potem mia�a wpa�� do ciebie.
- Tu jej nie ma-w g�osie kapitana zabrzmia� niepok�j.-Uwa�am, �e w obecnej sytuacji w og�le nie powinni�my si� rozstawa�. Automat sko�czy� w�a�nie sekcj� Levkovica.
- No i?
- Trucizna. Kto� doda� trucizny do pastylek
pokarmowych. Trzeba b�dzie mocniej przycisn��
Jacqueline.
Gra� �wietnie. Patrz�c mu prosto w twarz Brian doszed� do
wniosku, �e kapitan m�g�by �mia�o ubiega� si� o ,,Oskara".
- Chcia�bym, �eby� przyszed� do mnie, Brian. Oczywi�cie ostro�nie, ca�y czas b�d� mia� na podgl�dzie korytarz, w razie czego ostrzeg�...
�Zwabia mnie, bandyta". - Astronauta zastanawia� si� gor�czkowo, jak by si� wykr�ci� nie wzbudzaj�c podejrze�, jak wyci�gn�� Roda na lini� strza�u. By�aby to przecie� oczywista samoobrona.
- Sprawdz� drog� - m�wi� tymczasem kapitan.
- Nie, zaczekaj!-zawo�a� 0'Neil. Za p�no. Lustruj�c tras�
wzrok kapitana dotar� ju� do cia�a Jacqueline. Sekundy
ciszy.
A potem rozleg� si� zmieniony g�os Millera:
- Ze mn� nie p�jdzie ci tak �atwo. Ostrzegam, Brian!
Trudno nazwa� wypraw� �Nimfy 8" sukcesem. Od czasu gdy ludzko�� opanowa�a loty w pr�dko�ciach przyspieszonych, podobne ekspedycje organizowano w r�ne regiony Galaktyki. Jak dot�d nie zetkni�to si� ze �ladami istot rozumnych, co wi�cej, nie znaleziono �lad�w wy�ej zorganizowanego �ycia. Dwudziestoletni lot ,,Nimfy" (dla za�ogi trwa� on mniej wi�cej rok, wi�kszo�� czasu sp�dzono w hibernacji) nie przyni�s� rewelacyjnych odkry�, Troch� nowych planet i planetoid�w, cenne materia�y o nieznanych rodzajach promieniowania, przygoda z wirem
meteorytowym (wtedy uleg�o uszkodzeniu g��wne urz�dzenie nadawcze), ot i ca�y dorobek, gdyby nie liczy� Omegi. Omega by�o to dziwne cia�o rozmiar�w Ksi�yca, na kt�re natrafiono pod koniec ekspedycji, na kr�tko przed ponown� hibernacj�.
Optycznie planeta przypomina�a Wenus, g�sta warstwa chmur przys�ania�a do�� urozmaicony (s�dz�c po wynikach echosond) teren. Nie mg�a jednak stanowi�a g��wn� zagadk�. Opr�cz niej ca�� planet� opatula�a niewidzialna poducha ochronna uniemo�liwiaj�ca dost�p. ,,Nimfa" parokrotnie usi�owa�a zanurzy� si� w chmury-za ka�dym razem odrzuca�a j� dziwaczna si�a przepuszczaj�ca �wiat�o, d�wi�k, promieniowanie, ale wszelkie zabiegi przenikni�cia przypomina�y pr�b� wbicia palca w powierzchni� balonu. Ani profesor Spinelli; ani Brian nie zdo�ali ustali� charakteru owej bariery - nazwali j� neograwitacyjn�. Przekroczony limit czasowy, uszkodzona cz�� rakiety, wreszcie k�opoty z zapasami nakazywa�y odwr�t. Niech inni si� ni� zajm�-zdecydowa� Miller. Hipotez by�o par�-zw�aszcza �e Omega �eglowa�a w idealnej pustce, nie zwi�zana z �adnym innym cia�em kosmicznym. Profesor Spinelli bra� pod uwag� mo�liwo��, �e jest to rodzaj �ywej substancji. Jacqueline Durocq obstawa�a przy ogromnym statku kosmicznym, reszta wola�a traktowa� Omeg� jako wybryk materii nieo�ywionej.
Rozstali si� bez �alu, zw�aszcza gdy pr�bnik dostarczy� odrobin� nieznanej substancji. Omal nie sko�czy�o si� katastrof�. Substancja �omegia" ma�o aktywna w pustce kosmicznej eksplodowa�a w zetkni�ciu z powietrzem. Gdyby nie zabezpieczenie, gram �omegii" starczy�by do zniszczenia ca�ej atmosfery ,,Nimfy". Trzy doby po znikni�ciu tajemniczego cia�a kapitan Miller zarz�dzi� hibernacj�. Uszkodzenia magazyn�w, zak��cenia w procesie odzysku �ywno�ci nakazywa�y maksymalne skr�cenie okresu aktywno�ci. Zapadli wi�c w sen.
Po przebudzeniu perspektywa rych�ego l�dowania na Ziemi wyzwoli�a niezwykle dobry humor w za�odze. Johannssen i Levkovic godzinami rozwi�zywali �amig��wki szachowe, 0'Neil porz�dkowa� notatki, Jacqueline gra�a w karty z Millerem.
Kapitan ustawicznie przegrywa�. Chyba on jeden by� w nie najlepszym humorze. Dopiero po paru dniach zwierzy� si� 0'Neilowi z powod�w swej troski. - Komputer zarz�dzi� nasze przebudzenie sporo za
wcze�nie, ale chyba nie mia� wyj�cia, co� zacz�o si� psu� w aparaturze hibemacyjnej.
- Powiem ci po prostu, Brian, nasz cudowny statek to
jeden wielki szmelc. Niedor�bki, surowce zast�pcze, zwyk�e
niechlujstwo. Prototyp �Nimfy" by� mo�e arcydzie�em, ale
to seryjne pud�o stanowi kup� z�omu powi�zanego
sznurkiem.
Pierwszy zgin�� profesor Spinelli. Rubaszny, kr�py
neapolita�czyk, kopalnia wiadomo�ci na temat biologii
i anegdot ze �wiata sztuki. Jego �mier� nosi�a wszelkie
cechy przypadku. Spinelli spad� ze stromej drabinki
w sztolni centralnej po paru godzinach sp�dzonych
samotnie w laboratorium, spad�, spiesz�c si� do kapitana
Millera. Podobno mia� zamiar zakomunikowa� co�
niezwykle wa�nego.
Dlaczego wybra� drog� awaryjn� zamiast normalnego
dobrego korytarza, w jaki spos�b wygimnastykowany
W�och po�lizn�� si� na suchych szczeblach i dlaczego przed
wyj�ciem skasowa� pami�� podr�cznego komputera,
z kt�rym sp�dzi� kilkana�cie godzin poprzedzaj�cych
nieszcz�cie? Nie wiadomo.
Mo�e niepotrzebnie zbyt pr�dko przyj�to stwierdzenie
Jacqueline:
- To musia� by� nieszcz�liwy wypadek... A gdyby tak byli czujniejsi?
�Nimfa 8" wchodzi�a tymczasem coraz g��biej w Uk�ad S�oneczny.
Nast�pny by� Johannssen. Mrukliwy, p�owow�osy Skandynaw przypominaj�cy krzy��wk� polarnego nied�wiedzia z antycznym obeliskiem. Z bli�ej nie ustalonych powod�w postanowi� wyj�� na zewn�trz statku. Z�ama� przy tym podstawowy nakaz zawiadomienia kapitana. Samotnie poprzez w�az ruszy� w przestrze� kosmiczn�. Sygna� alarmowy postawi� wszystkich na r�wne nogi. Kwadrans p�niej na sznurze opodal statku unosi�o si� ju� tylko bezw�adne cia�o p�nocnego olbrzyma. Levkovic wci�gn�� je do �rodka. Ustalono przyczyn� tragedii: rozdarcie skafandra i p�kni�ty przew�d tlenowy. Trudno stwierdzi�, czy Johannssen wpierw zamarz�, czy te� najpierw si� udusi�.
I ta �mier� wydawa�a si� naturalna, chocia� Brian zacz�� powa�nie zastanawia� si�, czy nad statkiem nie zawis�o jakie� ponure fatum. I dopiero zgon Levkovica, ewidentnie
otrutego szybko dzia�aj�c� trucizn�. Jego grymas przed�miertny, szept ,,uciek... wszyscy... zgin�" u�wiadomi� im groz� sytuacji. Kto� albo co� rozpocz�o systematyczn� likwidacj� za�ogi �Nimfy".
Teraz dopiero nabra� sensu gryzmo� Johannssena poprzedzaj�cy jego wycieczk� na zewn�trz:,,...kto� kr�ci si� dooko�a statku". To r�wnie� t�umaczy�oby, dlaczego ostatni� ksi��k� czytan� przez Spinellego by�o dzie�ko:
�Stany zagro�enia i walki wewn�trz statku kosmicznego". W tr�jk� przeszukali statek-�adnego pasa�era na gap�-zreszt� komputerowe czujniki donios�yby o tym wcze�niej. Dooko�a rakiety w kosmicznej pustce r�wnie� nie zarejestrowano �adnego obiektu. Badanie atmosfery nie wykaza�o najmniejszych cho�by substancji toksycznych. Pierwsza powiedzia�a to g�o�no Jacqueline:
- Nie oszukujmy si�, koledzy, je�li odrzucimy wiar� w duchy, morderca musi by� w�r�d nas.
Panowa�a cisza. Brian prze�kn�� �lin�.
- Nie udawaj wariata. Rod. Obaj wiemy, �e ja tego nie
zrobi�em.
Miller milcza� przez chwil�.
- Nie pr�buj opuszcza� swojej kabiny, Brian. Ja ten statek doprowadz� na Ziemi� i nikt mnie nie zatrzyma. Dlaczego zabi�e� Jacky?!
- Ja? R�wnie dobrze m�g�bym zapyta� o to ciebie. Bada�em cia�o, dziewczyna nie pope�ni�a samob�jstwa, podobnie jak profesor, Olaf czy Mirko...
- Masz ze sob� bro�, Brian. Po�� j� na widoku kamery, a potem spokojnie, nie pr�buj�c �adnych sztuczek, przyjd� do mnie. 0'Neil roze�mia� si�.
- Prosz� nie traktowa� mnie jak durnia, kapitanie.
- Porozmawiamy...
- Nie ma o czym m�wi�. Sprowad� statek na Ziemi�, tam si� ju� zajm� wyja�nieniem zagadki.
- Jak chcesz, ale nie opuszczaj kabiny. B�d� mia� ci� na
oku.
0'Neil za�mia� si� cokolwiek histerycznie, chwyci� ci�k�
robocz� r�kawic� i zakry� ni� oczko kamery. Sta� si� dla
kapitana niewidzialny.
- l po co ta ciuciubabka-m�czyzna z ekranu pokiwa� g�ow�. - I tak je�li spr�bujesz wyj�� z kabiny, zarejestruje to kamera na korytarzu. M�wi� ca�kiem spokojnie...
Brian wy��czy� g�o�nik. Ba� si� magnetycznego tonu dow�dcy. Usi�owa� zebra� rozkojarzone my�li. Jakie mia� szans�?
Rod Miller byt niez�ym psychologiem. Nie musia� analizowa� dtugo zachowania 0'Neila. Tak reagowa� cz�owiek przera�ony, zwierzyna �cigana, nie �cigaj�ca, ale tym bardziej niebezpieczna, jak ranny nied�wied�. Ale je�li nie zabi� Brian? To kto? Wersj�, �e uczyni� to kt�ry� z nich we �nie czy bez �wiadomo�ci, nale�a�o wykluczy�.
Po��czy� si� z Automatycznym Dyspozytorem - o ile wi�kszo�� wypadk�w zdarzy�a si� poza zasi�giem kamer, zab�jstwo Jacqueline dokona�o si� w pe�nym �wietle. Musia�o by� zarejestrowane w cybernetycznej pami�ci.
- Prosz� riplej odcinka G II 18 z godziny 16.20-wyda�
polecenie.
W odpowiedzi zahucza� metaliczny g�os.-Dziesi�� minut
awarii, dziesi�� minut nie rejestrowane. Nic nie wiem. Nic
nie wiem...
C� za cholerna zacinaj�ca si� maszyna!
Jeszcze raz wr�ci� wzrokiem na korytarz z cia�em
Jacqueline. Nie zmieni�o swego po�o�enia. �lady na ciele
wskazywa�y na pora�enie termiczne. W tym korytarzu...
sz�a do 0'Neila, a mo�e do Centrum? P�l kroku dalej na
wystaj�cej listwie dostrzeg� odrobin� srebrzystej tkaniny.
Nastawi� przybli�enie. Tak, tkanina zosta�a wyrwana
z kostiumu panny Durocq. Gwa�townie. Nieostro�no��?...
A mo�e ucieczka. Ale przed kim... przed czym?
Kapitan nacisn�� ��ty klawisz. Wszed� wielofunkcyjniak,
niski robot spe�niaj�cy wszelkie mo�liwe pos�ugi na
pok�adzie. M�g� parzy� kaw�, reperowa� przecieki
w reaktorze, a w razie potrzeby nawet walczy�.
- Przynie� Jacky!
- Yes, sir.
Kiedy wyszed�. Rod machinalnie rzuci� okiem na zegarek.
Zaraz. Przecie� si� pomyli�. Jacqueline musia�a zgin��
najp�niej o 15.20... Dlaczego wi�c komputer zapytany
o zapis 16.20 wspomnia� od razu o uszkodzeniu... Czy�by
Automatyczny Dyspozytor k�ama�?
Miller postanowi� porozumie� si� z 0'Neilem. Wiedzia�, �e
nie zdob�dzie zaufania swego podw�adnego - postanowi�
wi�c si� przyzna� i podda�. Niech na razie potraktuje go
jak wi�nia. A gdy b�d� ju� razem...
Ale jak porozumie� si� z samoodci�tym kosmonaut�? Sygna� posi�kowy. Tak jest! Nie u�ywali go od dawna. Zaintrygowany Brian z pewno�ci� przywr�ci ��czno��. Pang... Pong...!
�adnej reakcji. Jeszcze raz. Nic. Zaniepokojony w��czy� czujnik biologiczny wewn�trz kabiny. Skala nawet nie poszarza�a.
Rod poczu� na plecach zimny pot. Kabina numer 5 by�a pusta. Pomimo nadal zamkni�tych drzwi nie by�o w niej Briana ani �ywego, ani martwego. Wyparowa�... Czujnik wskazywa� lekki, ruch powietrza. No, oczywi�cie! W�az remontowy! Miller zakl�� cicho. Lada moment m�g� znale�� si� w zasi�gu kr�tkomiota 0'Neila. Polowanie rozpocz�o si�.
S�aby powiew powietrza ch�odzi� rozognione czo�o. Posuwaj�c si� kana�em remontowym 0'Neil powtarza� sobie w duchu: �To b�dzie samoobrona. Zreszt� nie zabij� go, tylko obezw�adni�. Musz� to zrobi�. Przecie� Rod nie mia� skrupu��w wobec przyjaci�, towarzyszy d�ugotrwa�ego lotu. Obezw�adni� go, a potem przes�ucham".
By� ju� blisko kabiny dyspozycyjnej. Drzwi zasta� zamkni�te i zabezpieczone, pozostawa�a jednak p�yta rozdzielaj�ca dyspozytorni� z laboratorium. Szyba by�a rzecz jasna pancerna, ale od przygody z meteorytami mocno obluzowana w swoich gumopodobnych ramach. Brian przemy�la� wszystko w drodze. Nie czeka�, a� Rod poinformowany przez czujniki o jego s�siedztwie spr�buje przedsi�wzi�� cokolwiek. Ca�ym ci�arem osiemdziesi�ciopi�ciokilowego cia�a uderzy� w p�yt�, wypchn�� j� do �rodka i wywijaj�c kozio�ka strzeli�. Chybi�. Kapitana nie by�o na swoim posterunku, zdo�a� skry� si� za pulpitem wewn�trzkomunikacyjnym. ,,Teraz ma mnie!"
0'Neil nie przestaj�c kozio�kowa� wypali� jeszcze raz niwecz�c ca�� kunsztown� tablic� ��czno�ci wewn�trznej. Zn�w nie si�gn�� Millera.
�Dlaczego on nie strzela? Dlaczego nie strzela!"-! naraz Brianowi przysz�o do g�owy, �e kapitan mo�e nie mie� broni, �e zosta�a gdzie� poza zasi�giem r�ki. Kryj�c si� za masywnym pulpitem sterownicznym wychrypia�:
- Mam ci� na celu. Rod! Wsta� i unie� r�ce! Doskonale wiesz, �e nie jestem morderc�. Musz� ci� przes�ucha�.
Sekundy, znowu sekundy. B�dzie odpowied� czy smagni�cie p�omieniem kr�tkomiota? Miller wsta�. Kr�tkomiot zabezpieczony wisia� spokojnie w jego kaburze... A wi�c nie by} bezbronny.
- �wietnie, �e si� widzimy, Brian. Mam pewn� interesuj�c� hipotez�. Tylko schowaj spluw�! 0'Neil poczu�, jak nerwy poczynaj� mu drga� niczym w��kna w nadw�tlonej i napi�tej linie okr�towej. ,,Zasadzka, to na pewno zasadzka-wy� gdzie� w m�zgu impuls alarmowy - musz� go unieszkodliwi�!" Postanowi� strzela� w nogi. Uni�s� kr�tkomiot. Smagni�cie ognia i b�l w r�ce. Spluwa wy�uskana z d�oni 0'Neila polecia�a w k�t. Kto� trzeci? Tak jest, wielofunkcyjniak! Mimo i� jedn� mack� ni�s� martw� Jacky, drug� odstrzeli� bro� Briana. Nic dziwnego, mia� zakodowany kategoryczny nakaz obrony szefa statku. Zanim jednak r�wnie zaskoczony Rod zdo�a� wym�wi� s�owo, 0'Neil ponownie dopad� otworu, przesadzi� go i na czworakach wyl�dowa� w laboratorium. Us�ysza� znajomy syk.
- Zaraz drzwi zasun� mi si� przed nosem. Syk jednak przerodzi� si� w metaliczny j�k. Wida� w szale niszczenia Brian uszkodzi� r�wnie� mechanizm zamykaj�cy. Na szcz�cie. Nie zastanawiaj�c si�, �e jego szerokie plecy w seledynowym kubraku stanowi� doskona�y cel, skoczy� w drzwi i znik� za zakr�tem korytarza. Ekrany by�y pogaszone, na kamerach nie jarzy�y si� rubinowe oczka. �Nimfa 8" by�a od wewn�trz �lepa. C�, doskonale chroniona od zewn�trz nie by�a przygotowana do walk wewn�trznych.,. Brian skr�ci� w ,,Wielki Labirynt", jak troch� na wyrost nazywano korytarze obok �adowni. Uciek�, to prawda. Jego sytuacja by�a jednak rozpaczliwa. Nie mia� broni, arsena� znajdowa� si� w gestii Automatycznego Dyspozytora, a ten s�ucha� wy��cznie kapitana. Oczywi�cie m�g� ucieka�, ale jak d�ugo zdo�a si� wymyka� Rodowi wspomaganemu przez wielofunkcyjniaka. Dobrze chocia�, �e postanowili go wzi�� �ywcem. Tak, to by� chytry pomys� Millera. Przecie� je�eli wyl�dowa�by sam na Ziemi, by�by jedynym podejrzanym. Przywo��c schwytanego 0'Neila-Rod b�dzie mia� koz�a ofiarnego, cho� nie bardzo wiadomo, po co... Dowody-je�li jest si� kapitanem i ma na us�ugach komputery, da si� doskonale sfa�szowa�. Brian mia� jedn� szans� na milion. Ale musia� spr�bowa�.
Miller nie �ciga� uciekiniera. R�czn� d�wigni� zamkn�� i zabezpieczy� drzwi od laboratorium. Wielofunkcyjniak zaj�� si� analiz� uszkodze�. Kapitan poprzesta� na zmianie nadtopionego fotela. Intensywnie my�la�. Nie nale�a� do ludzi impulsywnych, �atwo si� ekscytuj�cych, we wszystkich sytuacjach zachowywa� zimn� krew i stara� si� obiektywnie analizowa� sytuacj�. Tylko jego spokojowi i sprawno�ci Automatycznego Dyspozytora zawdzi�cza�a ,,Nimfa" wyj�cie z meteorytowego wiru. Teraz jednak kapitan mia� do czynienia z problemem, kt�ry wydawa� si� przerasta� intelektualne mo�liwo�ci cz�owieka. Jednego by� pewien-zyska� przewag� nad Brianem. 0'Neil da� si� ponie�� emocjom i teraz by� bezbronny. Jego chaotyczne dzia�anie dowiod�o, �e nie on m�g� by� zimnym, systematycznym morderc�. W m�zgu kapitana pozostawa�o kilka wielkich znak�w zapytania. KTO? Jeszcze wa�niejsze DLACZEGO? Naj�atwiejsza by�a odpowied�, W JAKI SPOS�B: zepchn�� profesora, uszkodzi� kombinezon Johannssena tak, by p�k� w zetkni�ciu z pr�ni�, zamieni� pastylki czy strzeli� z bliskiej odleg�o�ci do Jacqueline, to m�g� uczyni� ka�dy... Chocia� w przypadku Johannssena zbrodniarz musia�by wiedzie� wcze�niej o zamiarze wyj�cia na zewn�trz... Kto?-wielka niewiadoma. Metod� eliminacji wychodzi�o, �e nikt.
Dlaczego?-Kwestia jeszcze bardziej tajemnicza. Gdyby, puszczaj�c wodze fantazji, jakim� nadludzkim istotom zale�a�o na zag�adzie ca�ej za�ogi, zlikwidowaliby j� r�wnocze�nie; gdyby chodzi�o im o statek, c� za trudno�� dotrze� do samolikwidatora...? Tymczasem w tym wypadku ka�d� zbrodni� dzieli� dystans czasu. Mo�e wi�c chodzi�o o kolejno��-wpierw biolog, p�niej spec od ��czno�ci, dalej zast�pca nawigatora, lekarz... A je�li nieszcz�nicy sami sprowokowali w�asn� �mier�? Mo�e z jakiego� powodu stali si� dla mordercy niewygodni? O wiele pro�ciej by�oby analizowa� t� spraw� wsp�lnie z Automatycznym Dyspozytorem, ale Rod mia� w�tpliwo�ci co do powodzenia takiej wsp�pracy. Nie dlatego, �eby uwa�a� komputer za wsp�lnika morderstw, to by�o niemo�liwe, uk�ad lojalno�ci stanowi� jeden z najsilniejszych z obwod�w, tu� za bezwarunkow� ochron� statku, a Miller przy okazji mimochodem sprawdzi� ten zesp� i nie zauwa�y� odchyle�. W zdefektowanym wehikule kosmicznym kapitan wola� jednak polega� wy��cznie na w�asnych szarych kom�rkach. W m�odo�ci
rozczytywa� si� w zabawnych ramotkach Agaty Christie-obecna sytuacja przypomina�a jako �ywo jedn� z jej b�yskotliwych zagadek. Tyle �e tam morderc� okazywa�a si� jedna z wcze�niejszych ofiar. Wr�ci� do chronologii. Zestawia� fakty-pierwszy zgin�� Spinelli w momencie, gdy odkry� co� niezwykle wa�nego, co� dotycz�cego bezpiecze�stwa statku. Nast�pny by� Johannssen, s�ynny ze swych uzdolnie� telepatycznych i talent�w do �amig��wek. Dlaczego przysz�o mu do g�owy, by wyj�� na zewn�trz statku? �Kto� kr�ci si� na zewn�trz"... Kto, u licha? Levkovic-ten zgin�� najbardziej ziemsko, otruty. Ale musia� te� na co� wpa��, czego� si� domy�la�. Wskazywa�y na to jego ostatnie s�owa. Zaraz... ale czy nale�a�o uzna� za zbieg okoliczno�ci fakt, �e zgin�� w�a�nie Mirko, cz�owiek, kt�ry �ci�ga� do wewn�trz cia�o kolegi? Mo�e zauwa�y� co� wi�cej, co�, czym nie podzieli� si� z kolegami...? Wreszcie Jacqueline... Inteligentna, bystra dziewczyna sporo czasu po�wi�ci�a ogl�dzinom skafandra Skandynawa... Czy�by...? Ale miejsce, w kt�rym zgin�a. Dok�d zmierza�a?
I nagle wszystko u�o�y�o si�. Wariacka koncepcja jak b�yskawica przelecia�a przez m�zg Roda. Rzuci� okiem na tablic� czujnik�w zewn�trznych-niech to szlag! Te� Brian j� uszkodzi�. Spojrza� do zapis�w. Wszystko w normie:
temperatura, promieniowanie kosmiczne... Nikt jednak od
dawna nie nastawia� aparatury na inne parametry! Teraz
ju� niczego nie mo�na by�o sprawdzi�. Chyba �eby wyj��
na zewn�trz. Do tego jednak by� potrzebny Brian. I to
Brian wsp�pracuj�cy, ufny. A nawet we dw�ch b�dzie im
trudno. Zw�aszcza �e podobne przedsi�wzi�cie nie uda�o si�
czw�rce koleg�w.
Gwizdn�� na wielofunkcyjniaka.
- Musimy uj�� 0'Neila. �ywego!
Wiedzia�, �e nie b�dzie to �atwe, promieniowanie
biologiczne jest wyczuwane przez roboty dopiero
z odleg�o�ci 3 metr�w. Statek mia� sporo zakamark�w, ale
trzeba od czego� zacz��. Kr�tkomiot zamkn�� w szafce. Na
razie nie b�dzie potrzebny. Jedyna szansa, �e Brian mu
uwierzy.
Po chwili znalaz� si� ju� na korytarzu. Min�� miejsce,
w kt�rym �mier� spotka�a Jacqueline, i skr�ci� w d�.
Robot mia� penetrowa� s�siedni poziom i w razie czego
wzi�� �ciganego w dwa ognie. Miller szed� korytarzem
i nagle drgn��. Nad jednym z luk�w gorza�o �wiat�o. Kto�
postawi� w stan gotowo�ci automatyczny pr�bnik
powierzchniowy. Kto�, kto uprzednio zada� sobie trud i od��czy� go od Centralnej Dyspozycji; od Nadkomputera i od dow�dcy. Licznik wskazywa�, �e nast�pi�o to godzin� przed �mierci� pani doktor. Jacqueline?! Pr�bnik od czterech godzin bada� zewn�trzn� pokryw� statku. Co donosi�? Tarcza miernik�w by�a rozbita czym� twardym, a przecie� w�r�d potrzaskanych wska�nik�w kapitan dostrzeg� jedn� b�yskaj�c� literk�. M�wi�c� za wszystko! I wtedy nagle sz�sty zmys� kaza� mu si� odwr�ci�, jaki� du�y cie� przeci�� smug� �wiat�a z s�siedniego korytarza. - Trudno, trzeba sobie b�dzie przypomnie� walk� wr�cz. Pospieszy� w tamt� stron�. Wszed� w przecznic�. Stan�� jak wryty. Z g��bi �adowni wolnymi krokami szed� w jego stron� Olaf Johannssen. Olaf Johannssen w rozdartym skafandrze, monumentalny, gro�ny... Po raz pierwszy w �yciu Miller zrobi� krok do ty�u. Ziemia rozst�pi�a mu si� pod nogami. Run�� w otw�r powsta�y przez usuni�cie jednej z pod�ogowych p�yt korytarza.
�wiadomo�� powraca�a. Tylko to �wiat�o i ch��d.
- Gdzie ja jestem?
Zamruga� oczami.
Nad sob� widzia� u�miechni�t�, �yczliw� twarz 0'Neila.
Brian zdj�� ju� he�m, ale pozostawa� w podartym
skafandrze kolegi.
- Wszystko b�dzie dobrze. Rod. Na Ziemi na pewno znajd� okoliczno�ci �agodz�ce. Bardzo mi przykro, ale musia�em. Dobro ekspedycji... ,,Jestem w komorze hibernacyjnej"-pomy�la� Miller. I ogarn�� go strach. Chcia� krzykn��, ale na ustach mia� rur� od usypiaj�cego gazu. Chcia� da� znak wzrokiem. W tym jednym spojrzeniu powiedzie� wszystko Brianowi. Zabija� Automatyczny Dyspozytor. Nie z morderczych inklinacji. Musia�! Dzia�a� kategoryczny imperatyw chronienia statku. A wszyscy kolejno usuni�ci zmierzali do jego zniszczenia albo byli na najlepszej drodze do centrum likwidacyjnego. Tyle, �e beztrosko zwierzali si� z pomys�u komputerowi. On, kapitan, te� chcia� zniszczy� �Nimf�", ale mia� nadziej� zrobi� to wsp�lnie z Brianem, unieszkodliwiaj�c przedtem systemy zabezpieczaj�ce. Nie uda�o si�. W decyduj�cym momencie wielofunkcyjniak nie pom�g� kapitanowi. Najwyra�niej i Miller by� ju� skazany przez Automatycznego Dyspozytora. Dochodzi�
prawdy. Stawa� si� niebezpieczny dla statku jak poprzednia
czw�rka. Przekl�ta sprawno�� maszyny pozbawionej
wyobra�ni. Konstruktorzy nie zakodowali w niej zasady
�mniejszego z�a".
A by�a nim w tym wypadku zagl�da �Nimfy".
Przekl�ta nieufno�� Briana, kt�rego prywatny l�k przes�oni�
star� przyja��, a walka o dora�ne bezpiecze�stwo
jak�kolwiek dalsz� perspektyw�. Ile� z�a wyrz�dzi� �w l�k
ludzko�ci, nakazuj�c zbrojenia, wojny prewencyjne,
zbrodnie i terror - zawsze ze strachu. Zaufanie by�o zawsze
potrzebniejsze ni� eliksir �ycia i kamie� filozoficzny.
"Brian, Brian! Zastan�w si�, nim zmienisz mnie w bry��
lodu. Statek musi by� zniszczony! Wok� niego rozpo�ciera
si� niedostrzegalna przez wi�kszo�� czujnik�w warstewka
omegii. Nie do usuni�cia ani do likwidacji. Chyba �e razem
z rakiet�. Pami�tka po pr�bie penetracji nieznanej
planety!"
Wzrok Roda krzycza�. Ale Brian nie patrzy� mu w oczy.
By� zm�czony. Mo�e jutro, mo�e za par� dni zastanowi si�
nad wszystkim. Teraz u�pi Millera, potem sam p�jdzie si�
po�o�y�.
Tymczasem �Nimfa 8" w p�cherzyku z omegii,
stanowi�cym jedn� ogromn� bomb� kosmiczn�, kt�ra
w ci�gu paru sekund pozbawi Ziemi� ca�ej atmosfery -
nieub�aganie d��y�a w stron� trzeciej planety Uk�adu
S�onecznego.
Matryca
Piekielny tydzie�! Andrzej przygryz� wargi, usi�uj�c ca�� uwag� skupi� na trzynastu trzymanych kartach. Z trudem panowa� nad nerwami. Sz�sty przegrany rober przez kogo�, kto nie lubi przegrywa�, nie umie przegrywa�, nie chce! Oczywi�cie nie chodzi�o o pieni�dze...
- Pas-rzuci� gniewnie.
W kartach nie wida� by�o zmiany. Stocky wierzy� w prawo serii. Nie powinien zgadza� si� na t� gr�. Dzi� nazbyt wiele rzeczy toczy�o si� nie po jego my�li. Gwa�towne rozstanie z �on�, kiedy wyda� si� romans z C�audi�, spadek akcji w zwi�zku z fal� terrorystycznych zamach�w, zerwanie ze wsp�lnikiem. Tymczasem za oknami transkontynentalnego ekspresu w�ski w�w�z ust�pi� miejsca �agodnym pag�rkom.
- Drugi pas - stwierdzi� �ysy z lewej.
Partner Andrzeja, szczup�y urz�dnik o siwiej�cych w�osach,
wyra�nie nie przejmowa� si� �adn� z�� pass�, otworzy�
bowiem z dw�ch kier�w. Drugi z rywali spasowa�.
Wypada�o co� powiedzie�. Mrukn�� dwa bez atu
i sko�czy�o si� na trzech... Wy�o�y� karty na rozk�adany
stolik, praktyczne wyposa�enie przedzia��w
o podwy�szonym standardzie. My�lami by� daleko,
a w gardle mu zasch�o.
- Powinno nam wyj��-u�miechn�� si� rozgrywaj�cy. Andrzej si�gn�� po wisz�c� kurtk�.
- Przynios� co� do picia - mrukn��. - Mo�e si� nam odmieni.
Bar mie�ci� si� o trzy wagony dalej, pod��aj�c w kierunku odwrotnym do biegu poci�gu. Id�c korytarzem dyrektor Stocky zauwa�y� z zadowoleniem, �e mimo pr�dko�ci 250 kilometr�w na godzin� w og�le nie odczuwa si� tempa. W barze by�o pustawo, je�li nie liczy� ciemnow�osej dziewczyny. Stocky nie widzia� jej twarzy, nie przypuszcza� zreszt�, �e nigdy ju� jej nie zobaczy, na razie jego uwag� zwr�ci�y jaskrawo��te buty nieznajomej. Jaskrawo��te... Na temat terroryzmu naros�o wiele sprzecznych opinii. Zadziwiaj�ce, �e wraz z rosn�cym dobrobytem plaga ta nie ust�powa�a, lecz ogromnia�a. Nawet kiedy zlikwidowano zorganizowane grupy karmi�ce si� niedowarzonymi ideami, wykluczono infiltracj� zewn�trzn�, pozosta�o do�� aferzyst�w, frustrat�w, schizofrenik�w, herostrates�w naszej doby, sk�onnych przela� sw� nienawi�� do spo�ecze�stwa w szale�czy gest, tym okrutniejszy, �e wycelowany na �lepo.
Co mia� wsp�lnego 24-letni Metys Pele Mosco z pasa�erami superekspresu? Czy kupi� kiedykolwiek dywan
w firmie Stocky'ego, czy czyta� ksi��ki Gerda Weissenbacha z przedzia�u nr 7, czy spotka� chocia� raz ciemnosk�rego maszynist� Hugh Powella, mi�o�nika rybek akwariowych, albo prze�y� mite chwile z w�a�cicielk� ��tych but�w Mari� Swan w jednym z hoteli Hiltona? �ledztwo by� mo�e ustali. Nie by� w ka�dym razie faszyst� ani goszyst�, wyznawc� woo-doo ani filozofii Zoroastra, nie u�ywa� nawet narkotyk�w, a mimo to przeci�� siatk� biegn�c� wzd�u� torowiska ekspresu i o godzinie 16.28 za pomoc� niewielkiego �adunku wybuchowego uszkodzi� automatyczn� zwrotnic�. Jeszcze chwila, a p�dz�cy z pr�dko�ci� przesz�o 250 kilometr�w poci�g zamiast pogna� ku horyzontowi znajdzie si� na bocznym torze, zaj�tym przez sk�ad kontenerowy.
Spostrzegawczo�� wyrabiana dzi�ki obserwacji z�otych rybek i si�dmy zmys� kolejarza spowodowa�y, �e Hugh Powell zwolni�, zanim dostrzeg� drobn� sylwetk� przy torze. W chwil� p�niej w��czy� hamowanie. Najlepszy
jednak system hamulc�w nie zatrzyma w miejscu stalowego potwora.
- O Jezu! - krzykn�� pomocnik widz�c ogromniej�cy w oczach wagon kontenerowy. Powell, zaciskaj�c palce na r�cznej d�wigni, przymkn�� oczy staraj�c wyobrazi� sobie ogromn� z�ocist� welonk� na tle rozko�ysanych wodorost�w.
Alicja Stocky nieufnie zareagowa�a na informacj� portiera, �e dw�ch pan�w, w tym jeden z ubezpiecze�, jedzie do jej apartamentu. Spi�a szlafrok i paroma ruchami pr�bowa�a doprowadzi� do porz�dku wtosy. Szklank� z mieszanin� rumu i coli odstawi�a na ook...
��adna jestem, tylko okropnie zaniedbana"-pomy�la�a przypatruj�c si� swemu odbiciu. Facet�w by�o dw�ch. Agent towarzystwa asekuracyjnego wygl�da� jak typowy urz�dnik, tego drugiego z �ysin� otoczon� k�pkami nastroszonych siwych w�os�w musia�a ju� kiedy� widzie�, chocia� oba nazwiska zabrzmia�y obco.
- Pani Stocky, chcia�em zakomunikowa� pani przykr� wiadomo�� - rzek� agent. - S�ysza�a pani zapewne o katastrofie ekspresu...
- Tak, okropno��, widzia�am w telewizji, strasznie to wygl�da�o, wagony jak po�amane papierosy... Z�apano ju� sprawc�?
- Oczywi�cie - powiedzia� urz�dnik.-Teraz chodzi nam
jednak o co� innego, pani m�� Andrzej Stocky... Wiadomo�� przyj�ta spokojnie. Podobnie jak stwierdzenie, �e przedzia� zosta� tak zniszczony, �e identyfikacji dokonano na podstawie dokument�w i rzeczy' osobistych. Zacisn�a usta. Jaka� cz�stka umys�u szepta�a jej, �e musia�a to by� kara za to, co zrobi�, mo�e zbyt okrutna, ale konieczna...
- Trzy pierwsze wagony uleg�y ca�kowitemu zniszczeniu, chocia� troch� rzeczy uda�o si� uratowa�. W teczce dyrektora Stocky'ego policja znalaz�a t� szkatu�k�, stanowi�c� zapewne pani w�asno��... Nie zna�a tej bransoletki. Kupi� j� zapewne dla swej dziwki. Popatrzy�a na z�ociste sploty pokryte niby-�usk� i co� w niej p�k�o. Wybuchn�a p�aczem. M�czy�ni odczekali chwil�, �yso-siwy zapali� papierosa. Przez moment zastanawia� si�, czy nie lepiej by�o zacz�� stereotypowo - mamy dwie wiadomo�ci dobr� i z��, od kt�rej zacz��? Alicja otar�a oczy.
- Chcia�em pani wyrazi� swoje najg��bsze wsp�czucie, a jednocze�nie poinformowa�, �e za chwil� b�dzie pani mia�a go�cia.
- Jeszcze kto�? - usiad�a ci�ko, wida� by�o, �e informacja o �mierci m�a, owszem, niekochanego, od paru tygodni w separacji, ale jednak cz�owieka, z kt�rym prze�y�o si� ponad dziesi�� lat, dopiero teraz dociera do niej w pe�ni. Odezwa� si� gong przy drzwiach. Urz�dnik otworzy�, wyszczerzaj�c nier�wne z�by w czym�, co z grubsza mo�na by�o uzna� za u�miech. Do pokoju wszed� Andrzej Stocky.
L�k przed �mierci�. Kt� jest od niego wolny? Podsk�rna rzeka tocz�ca swe wody pod skorup� zwyczajnych dni, w kt�rych nie ma czasu na my�lenie o rzeczach ostatecznych. Rzeka wyp�ywaj�ca w chwilach choroby, zw�tpie� lub w�wczas, gdy odchodz� najbli�si. I jeszcze podczas tych bezsennych nocy, kiedy w absolutnej ciszy i mroku ws�uchujemy si� w nier�wny �omot serca lub nieudolnie pragniemy zbada� w�asny puls. R�wnocze�nie z owym l�kiem od dawien dawna egzystuje marzenie o wiecznym �yciu, i to mo�liwie ziemskim, zawsze m�odym. A niechby zreszt� starczym. Ale �eby �y�, �y�!
Lata osiemdziesi�te nie przynios�y odkrycia eliksiru m�odo�ci. Nie pokonano raka, ba, pojawi�y si� nowe choroby wynikaj�ce z nerwowego trybu �ycia i rosn�cych
zanieczyszcze�. Owszem, rozszerzy�y si� praktyki zamra�ania beznadziejnie chorych, ale nikt z poddaj�cych si� zabiegowi nie mia� najmniejszej gwarancji, �e kiedykolwiek zostanie obudzony z hibernacji. Co prawda w kilku krajach rozpocz�to pewne do�wiadczenia genetyczne, mog�ce wyd�u�y� �ycie dzieciom aktualnie pocz�tym, ale na sprawdzenie wynik�w trzeba b�dzie poczeka� kilkadziesi�t lat.
Atoli kiedy jest si� w �rednim wieku, nie ma czasu na czekanie. Na tej niecierpliwo�ci �eruj� hochsztaplerzy, znakomicie prosperuj� kliniki neogeriatrii; ale Bogiem a prawd�, wszystkie wyniki by�y mizerne. Bardzo mizerne, a� do dnia 11 czerwca 1994 roku. Denis Tassaud by� lekarzem psychiatr�. Jego prace na temat funkcjonowania m�zgu ju� w ko�cu lat osiemdziesi�tych zyska�y niema�y rozg�os. Kandydowa� te� do Nagrody Nobla, ali�ci w otrzymaniu tego zaszczytu przeszkodzi�a opinia �rodowiska medycznego. Opinia nieprzychylna, ba, wroga. Tassaud uwa�a� si� za cz�owieka nowoczesnego, przekonanego, i� cel u�wi�ca �rodki. Jego artyku�y popularne podwa�a�y odwieczny gmach medycyny. By� za prawem nieuleczalnie chorych do dobrowolnej �mierci, eutanazj� kalek i dzieci--potwork�w. Nie mia� skrupu��w, je�li idzie o ingerowanie w dzia�alno�� m�zgu.
Do�wiadczenia, jakie przeprowadza� w swoim zak�adzie na pacjentach chorych umys�owo, po ujawnieniu wywo�a�y zgorszenie i pot�pienie. Opuszcza wi�c kraj, chroni�c si� do jednego z tych interesuj�cych pa�stw, w kt�rych kodeks moralny by� znacznie bardziej dialektyczny. Tam poznaje Karola Bauera, zapoznanego elektronika i r�wnie� emigranta, z kt�rym do�� szybko znajduje wsp�lny j�zyk. Miejscowe w�adze, �yj�ce w kompleksie obl�onej twierdzy, ochoczo asygnuj� znaczne kwoty na badania maj�c nadziej�, �e rozw�j elektroniki m�zgu z czasem zaowocuje szans� produkowania superlojalnych obywateli. Denis i Karol nale�� jednak do ludzi pomys�owych -wykorzystuj�c stworzone im mo�liwo�ci dla szeroko zakrojonych bada� nie maj� zamiaru tworzy� idealnego spo�ecze�stwa. Miast utopijnych wizji poci�ga ich s�awa i pieni�dze. W odpowiednim momencie udaje im si� czmychn�� za granic� razem z wynikami. Wiele nie ryzykuj�, na ponaglenia i ��dania powrotu odpowiadaj� propozycj� uk�adu - ich byli mocodawcy maj� zrezygnowa� z roszcze� i nie pr�bowa� odwetu, w zamian obaj
naukowcy zobowi�zuj� si� do dyskrecji na temat
tamtejszego systemu lecznictwa.
Przygarnia ich inny nader
liberalny kraj, gdzie 11 czerwca otwieraj� sw� lecznic�.
Zak�ad produkcji nie�miertelnych.
Pierwszy zawal, do�� zreszt� lekki, dopad� Stocky'ego podczas podr�y po Europie. Wytr�ci� go z dotychczasowego kieratu zaj�� i obowi�zk�w, zad�wi�cza� niczym dzwonek alarmowy, zmusi� do zastanowienia. Oto zu�y� tyle czasu na zrobienie pieni�dzy, �e teraz mo�e mu zabrakn�� lat, aby je wyda�. I c� za pociecha, �e on, syn biednego emigranta, b�dzie mia� pogrzeb godny potomka przybysz�w z �Mayfiower"?
Jego p�niejsze post�powanie by�o wynikiem rozmowy z jednym ze wsp�rekonwalescent�w. Zamo�ny businessman zwierzy� si� bowiem, �e po trzecim zawale nie ma zamiaru czeka� na czwarty.
- S�ysza� pan o doktorze Tassaud?
- Tym hochsztaplerze?
- Jedni m�wi� hochsztapler, inni geniusz. A jeszcze inni jad� do niego podda� si� zabiegowi. Opr�cz znacznych koszt�w nie ma podobno �adnego ryzyka. Poza tym, �e trudno si� tam dosta�, a doktor nie lubi rozg�osu... Andrzej nic nie wiedzia� o klinice nie�miertelnych, ale jego rozm�wca wydawa� si� by� dosy� dobrze zorientowany.
- Prosz� pana-m�wi� �wiszcz�cym g�osem astmatyka -nikt nie zna szczeg��w patentu, ale sama zasada pomys�u jest nieskomplikowana. Pa�ski m�zg to jak gdyby jedna wielka matryca albo lepiej - ta�ma magnetofonowa, w kt�rej zapisane s� do�wiadczenia i upodobania, wiedza i samo�wiadomo�� - no, po prostu ca�y pan. Matryca ma jednak t� zalet�, �e mo�na j� powieli�...
- Ale m�zgu nie!
- A kto panu to powiedzia�? Doktor Tassaud znalaz� spos�b na elektroniczne przepisanie pa�skiego umys�u na inny, �wie�y. I w momencie, w kt�rym co� sta�oby si� panu, do akcji wkracza pa�ska druga wersja...
- Milion-powiedzia� spokojnie Karol Bauer.
- Du�o - westchn�� Stocky. Wynalazca u�miechn�� si�.
- Milion za co�, co jest bezcenne? Wydaje mi si�, �e to cena umiarkowana. Zreszt� wobec klient�w takich jak pan,
mo�emy zgodzi� si� na raty... To chyba jeszcze bardziej uwiarygodnia eksperyment. Jeste�my pewni, �e pan sp�aci d�ug... A poza tym, to naprawd� bardzo kosztowny zabieg, cho� pomimo ceny zaczynamy mie� trudno�ci z realizowaniem zamierze�. Tylu ch�tnych!
- Chcia�bym pozna� szczeg�y - Andrzej nerwowo rozejrza� si� po wn�trzu. Emanowa�o spokojem. Ogromne pomieszczenie, dziwne po��czenie gabinetu i Arkadii w istocie przypomina�o przedsionek raju.
- Us�ugi �wiadczymy od dw�ch lat. Jak dot�d, nie by�o reklamacji. Badania trwaj� oko�o dw�ch tygodni. Samo przepisywanie dob�...
- Nieomal tyle, ile kiedy� �adowanie akumulatora.
- Znakomite por�wnanie. Oczywi�cie troch� czasu trwa jeszcze dostosowanie powierzchowno�ci...
- Nie rozumiem.
- Wi�kszo�� z naszych klient�w �yczy sobie, aby duplikat by� r�wnie� fizycznie ich w�asn� kalk�. St�d poza starannym doborem wchodz� w gr� operacje plastyczne... Ba, zdarza si�, �e musimy transplantowa� brodawki, robi� na �yczenie sztuczne blizny czy nawet przeszczepia� gruczo�y potowe... A mieli�my i klienta, kt�ry za��da�, aby �przepisa�" go na kobiet�, i to w dodatku Mulatk�. Stocky przerwa� i zapyta�, sk�d klinika bierze materia� na te duplikaty. Przecie� ich nie produkuje od zera?
- My�limy o hodowli dzieci z prob�wek, ale to sprawa dalszej przysz�o�ci. Obecnie robimy, co mo�emy. Na r�k� posz�o nam miejscowe ustawodawstwo dotycz�ce chorych umys�owo...
- Co takiego?-Andrzej a� podskoczy�.
- Dzia�amy niezwykle humanitarnie, kasujemy dotychczasowy zdefektowany zapis m�zgu, leczymy usterki, je�li by�y, a nast�pnie na �czystym" m�zgu odbijamy �wiadomo�� klienta.
- Czyli mia�bym odda� swoj� osobowo�� jakiemu� wariatowi?
- To ju� nie b�dzie wariat. To b�dzie pan!!! Zdrowy na ciele i umy�le, oczywi�cie m�ody, z gwarancj� 30 lat bez awarii (nie bierzemy oczywi�cie odpowiedzialno�ci za nieszcz�liwe wypadki)... Technicznie sprawa wygl�da nast�puj�co. Po przepisaniu pa�skiej �wiadomo�ci na umys� dublera, zostaje on zabezpieczony w stanie p�u�pienia, to znaczy zachowuje aktywno�� biologiczn�, �wiczy dla zachowania kondycji, ale niczego nie pami�ta, nie prze�ywa, tylko czeka, prosz� wybaczy� szczero��, na
pa�sk� �mier�... Dopiero w�wczas zostaje wprowadzony na
pa�skie miejsce, budzi si� i uwa�a, �e jest panem.
I oczywi�cie, je�li wyrazi �yczenie, natychmiast mo�e zosta�
�przekopiowany" na kolejnego zmiennika. Tym sposobem
�yje pan wiecznie. Aha i jeszcze jedno, duplikat posiada
pa�sk� �wiadomo�� z momentu zapisu, dlatego te� co
miesi�c dokonujemy uzupe�nienia. Jednym
s�owem - pa�ska nowa wersja pami�ta� b�dzie wszystko
z wyj�tkiem �mierci... Czy to nie cudowne?
Najpierw odczu� ciep�o �wiat�a padaj�cego na twarz, potem bezw�adno�� w�asnego cia�a, pieczenie sk�ry, wreszcie twarde imad�o wok� r�ki. Gdzie� spoza granic bytu dociera� monotonny g�os:
- Panie Williams! Panie Williams! Andrzej otworzy� oczy i natychmiast zamkn�� je pora�ony jasno�ci�. Kto� musia� to zauwa�y�; us�ysza� szelest �aluzji. Teraz uchyla� powieki powoli, ostro�nie... Plamy, nieregularne plamy, wszystko nieostre, zamazane.
- Dobrze, panie Williams. Nareszcie pan si� obudzi�. Plamy uformowa�y si� w ko�cu w postacie ludzkie, lekarza i piel�gniarki. Twarze ich by�y obce, ale tchn�y troskliwo�ci�. Rozejrza� si� po pokoju. Nie znal tego pomieszczenia.
- Gdzie jestem?
- W szpitalu - odpowiedzia� m�czyzna. - Wszystko w porz�dku, szok mija.
- D�ugo tu jestem?
- Trzeci tydzie�.
- Ale dlaczego, co� z sercem? - nie mia� poj�cia, dlaczego w�a�nie serce przysz�o mu do g�owy.
- Mia� pan wypadek. Ale sko�czy�o si� na pot�uczeniu i zwichni�ciu nadgarstka...
- To by�a kraksa samochodowa?
- Nie-odezwa�a si� piel�gniarka - katastrofa kolejowa, nie
pami�ta pan?
Andrzej wyt�y� my�li. I naraz u�wiadomi� sobie, �e nie
pami�ta niczego, �e czuje si�, jakby dopiero si� urodzi�,
jakby wyszed� z mg�y. Zacisn�� oczy. W g�owie mu
hucza�o...
- Nic nie pami�tam-powiedzia�.
- Amnezja-pokiwa� g�ow� lekarz-ale to minie, panie Williams. Mo�e ju� teraz przypomni pan sobie co� z wcze�niejszych czas�w.
- Nic-r�s� m�tlik w m�zgu-tylko... Popatrzyli na niego z pow�tpiewaniem.
- Tylko chyba na pewno nie nazywam si� Williams. Przyjecha�a Sara Williams. Drobna, nerwowa kobietka na zadziwiaj�co chudych nogach.
- To nie on! - krzykn�a, spojrzawszy tylko na posiniaczon� twarz pacjenta.
- Jest pani pewna?-zatroska� si� lekarz.
- Oczywi�cie. Ted by� t�szy, �ysy, w og�le niepodobny... Sk�d przysz�o wam do g�owy, �e ten facet to Teddy? Wyprowadzili j� z separatki. Zacz�a p�aka�.
- Mieli�my du�e k�opoty z identyfikacj�. Z pierwszych wagon�w pozosta�a sieczka...- lekarz zmiesza� si�, ale Sara chyba akurat go nie s�ucha�a. - Ocala� w zasadzie ty� ekspresu, bar... Znale�li�my go w�a�nie w barze. Mia� kurtk�, a wewn�trz dokumenty na nazwisko Ronalda Williamsa... Musia�a zaj�� jaka� pomy�ka. Mo�e za�o�y� cudze okrycie? Zaraz dam pani co� uspokajaj�cego. Kiedy upora� si� ju� z rozhisteryzowan� niewiast� i wr�ci� do swego gabinetu, d�ugo wpatrywa� si� w list� ofiar katastrofy podan� przez pras�. 79 cia�, cz�� zidentyfikowana wy��cznie na podstawie przedmiot�w osobistych. 68 nazwisk do�� dowolnie dopasowanych do zw�ok. 11 ofiar nawet bez nazwiska. Kim jednak by� cierpi�cy na amnezj� pacjent z pokoju 322?
Tassaud zaj�� si� zemdlon� pani� Stocky, policjant wyprowadzi� jej m�a do s�siedniego pokoju. Kobieta szybko dosz�a do siebie. Poprosi�a o odrobin� alkoholu. Wynalazca spe�ni� jej pro�b�.
- Mia�am halucynacje?-zapyta�a. Pokr�ci� g�ow�.
- Czy s�ysza�a pani co� o �matrycowaniu"? Chwila zastanowienia.
- Tak, Andrzej wspomina� kiedy�, �e gdy umrze, mam si� nie martwi�, bo... To jest, to jest ten drugi?!!-zerwa�a si� na r�wne nogi.
- Tak, to dubler-powiedzia� spokojnie Denis Tassaud. -Chyba do�� udany. Mam jednak ogromn� pro�b�. On... on nie powinien wiedzie�, �e jest kopi� pani m�a. To... mog�oby mie� psychologiczne nieciekawe nast�pstwa. Dlatego w�a�nie przywioz�em go ja, a nie Bauer, z kt�rym pan Stocky styka� si� w klinice. Alicja uspokaja�a si�.
- W�a�ciwie nie bardzo mnie to powinno obchodzi�, Jestem z Andrzejem w separacji.
- Od kiedy?
- Od ponad tygodnia.
- A miesi�c temu?-zapyta� z naciskiem Tassaud. Westchn�a.
- Miesi�c temu wygl�da�o zupe�nie inaczej. Wr�cili�my z wakacji na Hawajach... a on chyba jeszcze nie pozna� tej dziwki.
- To w porz�dku! - ucieszy� si� wynalazca. - Ostatniej aktualizacji dokonali�my miesi�c temu, dok�adnie 20 wrze�nia. Wszystko, co zdarzy�o si� p�nej, nie istnieje w jego �wiadomo�ci.
Otworzy�y si� drzwi. Stocky podbieg� do �ony i przygarn�� j� do szerokiej piersi.
- St�skni�em si� za tob�, kochanie, tak jakbym nie widzia� ci� ca�� wieczno��.
Nast�pnego dnia Alicja wysz�a do�� wcze�nie. Ca�kiem
nowy, czy raczej zrewaloryzowany m�� doda� jej ch�ci do
�ycia. W planie by�a biosauna, fryzjer. �Zmiennik" by� bez
zarzutu. Cia�o mia� m�odsze o dziesi�� lat, witalno��
bynajmniej nie os�abion� przez okres u�pienia.
�Do�yli�my wspania�ych czas�w-my�la�a
Alicja-w�a�ciwie i ja powinnam pomy�le� o drugim
wcieleniu".
Dubler pozosta� sam w mieszkaniu. Wszystko tu by�o
znajome. A jednak, jednak czasami doznawa� wra�enia,
jakby ca�o�� spowija�a mgie�ka gazy, jakby meble,
naczynia, ludzie pochodzi�y z tr�jwymiarowego filmu.
Sk�ada� to na karb szoku. Lekarz, kt�ry go obudzi�,
poinformowa� go o katastrofie kolejowej, o cz�ciowej
amnezji.
Zaskoczeniem by� wisz�cy na �cianie kalendarz. Dubler
przypuszcza�, �e ko�czy si� sierpie�, a tu ju� nadchodzi�y
ostatnie dni wrze�nia.
Zadzwoni� do biura. Zaskoczeniem by�o, �e nie odebra�a
Susan. Obcy g�os ucieszy� si� wiadomo�ci�, �e dyrektor
wraca do zdrowia. Na pytanie o Susan nowa sekretarka
poinformowa�a, �e Zuzia nie pracuje ju� od dw�ch tygodni.
Poprosi� o dokumentacje ostatniego miesi�ca i o wa�niejsze
telefony.
- Ci�gl